2 minute read
CZĘŚĆ III. Nowe emocje, emocje twórcze
Weronika Teplicka
Psica – impresje
Advertisement
W centrum moich zainteresowań nigdy nie znajdował się bezpośrednio człowiek, bardziej fascynowały mnie przedmioty, będące jego wytworami, posiadające pamięć jego istnienia. Takie wydawały mi się ubrania, przechowujące pamięć jego kształtu, zapachu, energii, przenoszące wszelkie informacje o nim. Fotografowałam i malowałam ubrania przyjaciół, ich przedmioty codziennego użytku. Chciałam zatrzymać w kadrze impresje o nich, snując opowieść o stawaniu się przez wybór posiadanych przedmiotów i kolekcjonowanie ich.
Zawsze miałam słabość do gromadzenia pozornie bezwartościowych przedmiotów, zresztą ludzie z mojego pokolenia czuli ogromną potrzebę kolekcjonowania rzeczy, które teraz moglibyśmy nazwać śmieciami. Moich nieudanych obrazów nigdy nie przemalowywałam, ale ściągałam z krosna i odkładałam. Szkice gromadziłam w teczkach, katalogi, bilety z podróży, pocztówki w pudełkach po butach. W pewnym momencie nastąpił przesyt, pojawiła się potrzeba uporządkowania i znalezienia lepszego sposobu na ich magazynowanie. Chciałam je skondensować, żeby stały się łatwiejsze w przechowywaniu.
Inspiracją była dla mnie obserwacja zachowania mojej psicy Rei i jej sposób poznania przedmiotu. Udomowienie psa sprawia, że sam nic nie gromadzi, a jego fascynacja przedmiotami należącymi do człowieka kończy się na ich niszczeniu. Jest to poznanie przedmiotu przez węch i smak, przez gryzienie i rozdrabnianie na małe części, a w konsekwencji porzucanie. To było dla mnie jej twórcze działanie, ale wynikające z naturalnej konieczności. Naszą wspólną pracę rozpoczęłam od dawania jej moich obrazów, a ona je rozgryzała. Lata tresury i walki o moją dominację sprawiły, że nie było to łatwe, lata zakazów spowodowały, że musiałam ją od nowa nauczyć swobodnego zachowania. Stawiałam ją w przestrzeni galeryjnej i starałam się ten jej proces twórczy obserwować i rejestrować. Później to samo zaczęłam powtarzać w mojej sztuce, ale z innym skutkiem, tzn. rozdrobniony przedmiot składałam w całość. Zaczęłam ciąć moje obrazy w pasy i sklejać w przypadkowej kolejności. Kiedy wyczerpałam zapas, tworzyłam obrazy specjalnie do rozdrabniania. Po śmierci ojca musiałam zająć się rzeczami, które pozostały po nim. Nie chciałam ich wyrzucać, więc postanowiłam przetworzyć je podobnie jak moje nieudane obrazy. Koszule cięłam w pasy i sklejałam, dokumenty sklejałam i układałam w kubiki, pamiątki, bibeloty wkładałam do drewnianych skrzynek i zalewałam klejem. Stworzyłam zbiór artefaktów w typie kunstkamery. Pracy nad kolekcją towarzyszyły zarejestrowane opowieści mojej matki o tych przedmiotach i ich historii. Później rejestrowałam czynności, które wykonywałyśmy za mojego ojca. To był sposób przepracowania żałoby, ale dokumentowanie mojej codzienności stało się punktem wyjścia do kolejnych prac.
Odkąd mam psicę, moje życie na prowincji podporządkowane jest rytmowi opieki nad nią. Trzy spacery dziennie wprowadzają rutynę regulującą wszystkie moje inne aktywności, to powoduje jednocześnie nasze wzajemne uzależnienie. Postanowiłam kontynuować rejestrowanie mojej codzienności przez pokazanie relacji między nami, wraz z wszelkimi niezbędnymi, powtarzalnymi czynnościami, przecinanymi wspólnymi spacerami i zabawą. Stworzyłam przestrzeń do wspólnych działań, a z kamerą w ręku spojrzałam zupełnie inaczej na zachowanie Rei. Przestałam je przekładać na ludzkie, lecz zaczęłam szukać jej własnego języka i jej punktu widzenia. Organizowałyśmy wspólne spacery za jej węchem, podczas których ona decydowała o kierunku drogi i ewentualnych postojach. Starałam się wychodzić z roli opiekuna trzymającego nad nią władzę, ale nie potrafiłam pozbyć się smyczy. Ustawiałam ją w różnych przestrzeniach i starałam się namówić do działań twórczych, które w tym momencie stawały się po prostu jej wyborem.