3 minute read

Jeden przystanek poproszę

Zdarzyło Wam się kiedyś, że kupiliście bilet 20-minutowy, bo zgodnie z rozkładem spokojnie powinien wystarczyć na dojechanie do właściwego przystanku, ale autobus utknął w korku i ważność biletu się skończyła? Ten problem rozwiązano w Poznaniu, wprowadzając tzw. bilet przystankowy. Pasażerowie płacą tam nie za siedzenie w stojącym pojeździe, ale za liczbę przejechanych przystanków. Dzięki uchwale autorstwa klubu Kraków dla Mieszkańców krakowscy urzędnicy rozpoczynają prace nad wprowadzeniem takiego rozwiązania w naszym mieście.

W Poznaniu działa to tak: wchodząc do tramwaju albo autobusu, trzeba przyłożyć kartę do czytnika. Tę samą czynność należy powtórzyć przy wysiadaniu. System ściągnie z doładowanej wcześniej karty opłatę tylko za przejechane przystanki. Co więcej, opłaty są tam degresywne – czyli im dalej się jedzie, tym „tańszy” jest jeden przystanek. Proste? Wdawałoby się, że tak – ale w Krakowie, mimo że od lat ten pomysł się pojawiał, jakoś dotąd się nie udało. Teraz ma się to zmienić.

Advertisement

Inicjatywa wyszła od Łukasza Gibały, jednak prawdziwą przyczyną były bardzo liczne zgłoszenia od mieszkańców. Ich zdaniem zmuszanie w takiej sytuacji pasażera do kupowania kolejnego biletu albo ryzykowania mandatu jest po prostu nieuczciwe – bo przecież nie oni są winni opóźnieniom w MPK. Ale sprawiedliwie naliczana opłata nie jest jedyną zaletą biletu przystankowego. Kolejna to przewidywalność – wsiadając do tramwaju i wiedząc, do którego przystanku musimy dojechać, zawsze będziemy z góry wiedzieć, ile zapłacimy. Trzeci plus jest taki, że będzie to system ciągły. Dzisiaj korzystamy z biletów czasowych, ale na określone przedziały czasu – możemy wybrać z tylko trzech wariantów: 20, 60 i 90 minut, nie ma biletów np. sześcio-, siedmio- czy ośmiominutowych. W efekcie za bilet zapłacimy zawsze 4 złote, niezależnie od tego, czy będziemy jechać 4, czy 19 minut.

Ku zaskoczeniu radnych Krakowa dla Mieszkańców, bądź co bądź najmniejszego klubu w krakowskiej radzie miasta, uchwała kierunkowa w tej sprawie została przyjęta niemal jednogłośnie. Co więcej, w toku dyskusji udało się wypracować rozwiązanie idące jeszcze dalej. Zarząd Transportu Publicznego będzie pracował nie tylko nad wprowadzeniem samego biletu przystankowego, ale całego nowego systemu dynamicznego naliczania opłat za korzystanie z MPK. Tego rodzaju rozwiązania funkcjonują już w dużych metropoliach. Polegają na tym, że nie tylko istnieją różne sposoby wyliczania opłaty – od czasu przejazdu lub liczby przystanków – ale sam system za pasażera wybiera opcję dla niego najbardziej korzystną finansowo. Pozostaje tylko czekać na efekty pracy urzędników – i mieć nadzieję, że możliwość płacenia „od przystanku” Krakowianie będą mieli już w drugiej połowie tego roku.

Prezydent – Widmo

Rozmawialiśmy ostatnio ze znajomymi, spowici w przygnębiający późnozimowy mrok godziny osiemnastej, starając się zachowywać przepisowy dystans. O tyle nie utrudniało nam to rozmowy, że tematy były gorące, więc mówiliśmy dość głośno, lekko wzburzeni. Widzieliście, po ile jest bilet tramwajowy po tych podwyżkach? Widzieliście, że budują następne osiedle, blok przy bloku? Co w końcu zdecydowali z tą strefą płatnego parkowania, dokąd ona będzie sięgać i ile trzeba będzie zapłacić za godzinę? Wiecie, że śmieci już podrożały?

Byliśmy wzburzeni. Przejęci. W końcu chodziło o nasze miasto! No popatrzcie, my tu tak gardłujemy, a Majchrowskiego podobno nie było na tych posiedzeniach w ogóle – powiedział jeden z nas, najbardziej obskakany, bo ma kolegę radnego. Nie bardzo mogliśmy w to uwierzyć, więc rzuciliśmy się do swoich telefonów, żeby wyguglować sprawę. I sprawdziliśmy: obskakany kolega miał rację. Prezydenta Majchrowskiego nie było na kluczowych posiedzeniach Rady Miasta dotyczących cen biletów, strefy parkowania, opłat za śmieci, regulacji, które miały przeciwdziałać dalszemu betonowaniu miasta. Jego fotel stał pusty. I nawet nam się trochę gadać odechciało, bo co z naszego gadania, kiedy jak przyjdzie co do czego, to ten, który ma mieć najważniejszy głos, po prostu nie przychodzi, nie stawia się do roboty.

Halo, panie prezydencie! Wiemy, że pan gdzieś tu jest – tlą się nam bowiem w pamięci pana zdjęcia z uroczystego otwarcia czegoś, co mimo niesprzyjających okoliczności udało się otworzyć, widzieliśmy na pana stronie fejsbukowej pana pełne troski oblicze pochylone nad ekranem komputera – chociaż doprawdy trudno przesądzić, co wzbudziło pana troskę, skoro najwyraźniej nie były to ani kwestie biletów, ani betonowania, ani opłat za śmieci. Widzieliśmy owoce decyzji, którą podobno podjął pan osobiście – decyzji o tym, żeby wyrzucić z puli projektów rozpatrywanych w ramach Budżetu Obywatelskiego ten, który przewidywał zazielenienie placu Wszystkich Świętych, projekt, który przewidywał zbadanie szkodliwości terenu wokół Huty czy ten, który miał doprowadzić do stworzenia bezpiecznego przejścia przy Młynówce Królewskiej. To pana nazwiskiem podpisany był mail z decyzją odmowną, który otrzymali autorzy tych projektów – chociaż nie doczekali się żadnego uzasadnienia.

Czyżby prezydent naszego miasta, panujący nam tak długo, że ci, którzy urodzili się, kiedy zaczął, dzisiaj mają już prawa wyborcze, czyżby ten prezydent zbyt ortodoksyjnie pojął akcję „Zostań w domu”? Ja rozumiem, że czasy są trudne i trzeba zasłaniać usta i nos, ale żeby aż tak znikać? A może prezydent przyjął, z powodów okolicznościowych, strategię halloweenową i postawił zostać Prezydentem – Widmo?

This article is from: