Qfant #5

Page 121

Nie zapomnisz o mnie wał sobie pytanie: miłość czy przyjaźń? Być wiernym sercu czy przyjacielowi? Świadomość, że jeśli wybierze jedno, straci bezpowrotnie drugie, przerażała go i nie dawała spokoju. A gdyby tak rzucić wyzwanie Cerysowi? Uczono go, że barbarzyńcy z wolnych plemion północy walczyli o kobiety, kiedy zaistniała podobna sytuacja. To było najlepsze remedium na niezdecydowanie dziewczyny. Ale zaraz, czy można było tutaj mówić w ogóle o braku wyboru? Przecież Caspar był przekonany, że Leann nie odwzajemniła pocałunku, choć wydawało mu się, że nim uciekła, przemawiała doń głosem pełnym wahania. Zresztą, czy w ogóle byłaby skłonna przyjąć zaloty, gdyby popełnił równie okrutny czyn? Nie, wyklęłaby go na Deima i znienawidziła. Czuł do siebie obrzydzenie, że jest w stanie rozważać tak ohydne rozwiązania. Cerys to jego przyjaciel, nigdy nie mógłby wyzwać go na pojedynek. Odrzucił od siebie te myśli, był przecież paladynem. Zdał sobie sprawę, że gdy mistrzowie Zakonu mówili, iż prawdziwym świętym wojownikiem zostaje się wtedy, kiedy tak naprawdę doświadczy się życia, mieli rację. Jedno wiedział na pewno – nie zniósłby, gdyby w tym zamieszaniu coś jej się przytrafiło. I choć dopiero co został ranny, potrzeba czynu nigdy nie była równie wielka. Zdecydował, że uchroni Leann przed śmiercią, która niechybnie ją dosięgnie, jeśli pozostanie w Pirii, choćby i miała go za to znienawidzić. Tak, powinien z nią porozmawiać i przekonać do ucieczki z miasta. Dziewczyna doglądała rannych w świątyni. Na szczęście Cerysa nie było nigdzie w pobliżu. Caspar wątpił, by mu się spodobało to, co chciał powiedzieć Leann, nawet jeśli uczyniłby to w jak najlepszej intencji. – Wydawało mi się, że nie potrzebujesz już pomocy uzdrowicieli – powiedziała sucho, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. Paladyn zignorował uwagę i odciągnął ją na bok. – Czy nie myślałaś, żeby stąd odejść? Nie chcesz chyba tutaj zginąć? – Nikt nie chce odejść do świata zmarłych. – Musisz opuścić miasto i ratować się, nim będzie za późno. Słyszałaś przecież, co mówił Cerys. Piryjczycy zginą podczas kolejnych ataków. Czuję, że kres miasta jest już bliski. Wszystko dokładnie

przemyślałem, wymkniemy się nocą do kanałów, może uda nam się znaleźć jedną z łodzi. Pod osłoną gwiazd wypłyniesz na jezioro i spróbujesz dopłynąć do przeciwnego brzegu. Nikt ich nie używa, bo wszędzie grasują patrole Madratów. Ale jeśli będziesz sama, może ci się udać! – rzekł z zapałem. – Nie – przerwała mu stanowczo Leann. – Doceniam to, co powiedziałeś. Domyślam się, że… – zawahała się nad odpowiedzią – że chcesz się odwdzięczyć za to, że cię uleczyłam, ale nie mogę uciec. Moim zadaniem jest pomagać ludziom w niedoli. Zostanę do końca, żeby pielęgnować rannych. – Pomyśl tylko… – Młodzieniec poczuł ogarniającą go wściekłość. Ona w ogóle nie rozumiała. Albo nie chciała rozumieć uczucia, które nim kierowało. – Dość, Casparze. Teraz mnie zostaw, mam obowiązki. Odwróciła się na pięcie i odeszła. Paladyn podjął już decyzję, że za wszelką cenę musi ją uchronić, choćby i mimo jej woli. Potrzebował teraz jakiegoś planu. Postanowił udać się do mistrza Hadanela z nadzieją, że ten raczy go wysłuchać. W jego głowie zakiełkował bowiem kolejny pomysł. Garnizon mieścił się tuż przy zamku, lecz dowództwo miało kwaterę wewnątrz kasztelu. Caspar został wpuszczony przez strażników u wrót, dalej miał skierować się na pierwsze piętro i poczekać na wezwanie. Ruszył kamiennymi korytarzami. Znał dobrze drogę, od czasu nadejścia Madratów bywał tu często po rozkazy. Głosy dochodziły z sali kominkowej, gdzie zgromadziło się kilka osób. Caspar przystanął przy drzwiach, niepewny, czy może przeszkodzić. – Nie mamy szans – słyszał twardy, męski głos. – Madratowie przejdą przez ruiny Dolnego Miasta, splądrują Górne i oblegną twierdzę, która bez zapasów nie utrzyma się dłużej niż kilka godzin. A zanim Randan ruszy z wojskami z południa, nasze głowy będą dyndać na włóczniach psów Yaddara. – Mogliśmy od początku skryć się w twierdzy i czekać. Trzeba było tak od razu uczynić, a nie bić się na dole z każdym napotkanym oddziałem Madratów – powiedział ktoś ze złością. – Wówczas zginęliby wszyscy mieszkańcy.

QFANT.PL - numer 5/10

121


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.