03/2019 Prestiż / magazyn metropolii

Page 1

M A G A Z Y N

0 3 / 2 0 1 9

M E T R O P O L I I

ALEKSANDRA +

KRÓLOWA CZARNEGO HUMORU ALEKSANDRA ŚLEZIAK

Trzeba próbować łączyć

Królowe królowej literatury

tatuaż jest trendy

i Sosnowiec, i Katowice, i Pilchowice. Te antagonizmy i ambicje są główną przyczyną, dlaczego budujemy raczej związek metropolitalny, a nie jedno miasto.

Myślę, że my, kobiety, teraz bardzo poszukujemy, uczymy się. Szukamy mistyczki, przewodniczki, która nas poprowadzi. To jest ten czas. Niezwykły.

Jeśli pogrzebać głębiej w zakamarkach ludzkiej psychiki i ludzkiej natury, sądzę że dojdzie się do wniosku iż za potrzebą ozdabiania ciała stoi trybalizm. MAGAZYN METROPOLII 1


2

MAGAZYN METROPOLII


MAGAZYN METROPOLII 3


Prestiż magazyn metropolii jest bezpłatnym miesięcznikiem o formule lifestylowej. Porusza tematy biznesowe, społeczne i kulturalne. Skupia się na sukcesach, pasjach, inicjatywach charytatywnych, akcentuje pozytywną stronę życia. Kreuje zupełnie nową jakość na naszym lokalnym rynku wydawniczym. Szata graficzna magazynu, piękne zdjęcia i wysoka jakość użytych w druku materiałów podkreślają prestiżowy charakter wydawnictwa. Prestiż magazyn metropolii kierowany jest do osób dojrzałych, ludzi aktywnych, poszukujących rozrywki i atrakcyjnych ofert. Dotarcie do nich zapewnia wyselekcjonowana grupa prestiżowych miejsc dystrybucji magazynu. 4

MAGAZYN METROPOLII


www.prestizmetropolia.pl

MAGAZYN METROPOLII 5


SPIS TREŚCI

22

38

28

48

METROPOLIA

LUDZIE

8 | KLIMATY: 21. LETNI ODLOT TEATRALNY

28 | TEMAT Z OKŁADKI: KRÓLOWA CZARNEGO HUMORU

10 | KLIMATY: DIABŁY W KOTLE CZAROWNIC

36 | ŚLĄSKI SZLAK KOBIET: MARIA KUJAWSKA

12 | FELIETON / ZDANIEM NURKA: WYBORY I PATRIOTYZM

38 | POMAGANIE: TWARDOWSKA – JAK TO ANIOŁY

14 | FELIETON / ROZWYDRZENIE KULTURALNE: JESIENNY SPLEEN

42 | POMAGANIE: ZAADOPTUJ JE WIRTUALNIE

16 | LICZEBNIK / NEWSROOM

48 | KORONA LOTNISK ZDOBYTA

22 | PIETRZYKOWSKI: TRZEBA PRÓBOWAĆ ŁĄCZYĆ

ADRES REDAKCJI: ZWYCIĘSTWA 41/43, 44-100 GLIWICE TEL. 662 225 009 EMAIL: REDAKCJA@PRESTIZMETROPOLIA.PL REKLAMA@PRESTIZMETROPOLIA.PL MARKETING@PRESTIZMETROPOLIA.PL WWW.PRESTIZMETROPOLIA.PL

Okładka: Aleksandra Śleziak Foto: Mike Foremniakowski

6

MAGAZYN METROPOLII

REDAKTOR NACZELNY: JAROSŁAW SOŁTYSEK, TEL. 601 53 71 73 REKLAMA I PROMOCJA: ANNA LISZEWSKA, TEL. 505 505 988 SEKRETARZ REDAKCJI: MAŁGORZATA KATAFIASZ, TEL. 662 225 009 WSPÓŁPRACOWNICY: MARCIN KOMAR BARANOWSKI ANNA GOŁĘBIOWSKA MARCIN KURA KORCZAK KRZYSZTOF KRZEMIŃSKI ROBERT NEUMANN DOROTA NOWICKA WOJCIECH NUREK MAŁGORZATA TKACZ-JANIK ADRIANA URGACZ-KUŹNIAK MAŁGORZATA STĘPIEŃ PIOTR SZARY JUSTYNA WYDRA


STYL

60

82

68

90 KULTURA

54 | OBIEKTY POŻĄDANIA

82 | KABARET DŁUGI: 40 LAT MINĘŁO

60 | MODA: TATUAŻ JEST TRENDY

88 | IMPREZOWY NIEZBĘDNIK

66 | MODA: BIŻUTERIA INKRU

90 | KASSALA: KRÓLOWE KRÓLOWEJ LITERATURY

68 | CZAJNIKOWY: YERBA MATE W TYDZIEŃ

94 | BIBLIOTECZKA PODRĘCZNA

72 | MOTO: JAGUAR – KOT OSTRZY PAZURY

96 | NAIF ART FESTIWAL: NAIWNIE, ALE Z KLASĄ

76 | DESIGN: 5 ELEMENTS

102 | BUDKA SUFLERA

78 | MOTO: MASERATI LEVANTE TROFEO

WYDAWCA: ARTE MEDIA JAROSŁAW SOŁTYSEK 44-100 GLIWICE, UL. KRUCZA 4/19 M A G A Z Y N

DRUK: DRUKARNIA KOLUMB UL. KALINY 7, 41-506 CHORZÓW INFOLINIA +48 801 641 691

WWW.DRUKARNIAKOLUMB.PL Materiałów niezamówionych Redakcja nie zwraca. Na anonimy Redakcja nie odpowiada (każdy zgłoszony tekst musi być podpisany pełnym imieniem i nazwiskiem Autora). Redakcja zastrzega sobie prawo skracania materiałów i redagowania ich zgodnie z przyjętymi zasadami. Proces redagowania nie wpływa na merytoryczność tekstu Autora, lecz zmierza do ulepszenia jakości tekstu.

M E T R O P O L I I

MAGAZYN METROPOLII 7


KLIMATY

21. LETNI ODLOT TEATRALNY Letni Odlot Ogród Teatralny to półplenerowa impreza odbywająca się co roku w lipcowe i sierpniowe soboty i niedziele, w podcieniach CKK (zamknięty dla ruchu odcinek ul. Juliusza Ligonia, miejsce osłonięte od deszczu i wiatru). - Organizacją Ogrodu zajmuje się Teatr Korez, przy nieocenionym wsparciu Miasta Katowice, mówi dyrektor teatru Mirosław Neinert, który tradycyjnie słowem wstępnym rozpoczynał kolejne spektakle. A było tego jak zwykle co nie miara. Zainteresowanych odsyłamy na stronę internetową wydarzenia, gdzie można zobaczyć zdjęcia ze wszystkich dni tegorocznego LOT-u.

8

MAGAZYN METROPOLII


zdjęcie: Jeremi Astaszow / Astashow Studio

MAGAZYN METROPOLII 9


KLIMATY DIABŁY W KOTLE CZAROWNIC Koncert niemieckiego zespołu rockowego Rammstein na Stadionie Śląskim w Chorzowie musiał zadowolić nawet najbardziej wybrednych fanów. Ponad dwie godziny niezwykłego show! To nie był zwykły koncert, lecz dopracowane w najmniejszym szczególe widowisko. Scena o wyglądzie opuszczonej fabryki, potężne wieże z przemysłowymi wiatrakami, pirotechnika i kilkanaście ton sprzętu estradowego – idealnie pasowały do klimatu, w który wprowadzała muzyka grupy Rammstein.

10

MAGAZYN METROPOLII


zdjęcie:

MAGAZYN METROPOLII 11


metropolia ZDANIEM NURKA

WYBORY I PATRIOTYZM Wyborów zmuszeni jesteśmy dokonywać od najwcześniejszego dziecięctwa. Najpierw natura poprzez nasze mamy daje nam do wyboru dwie życiodajne piersi – lewą i prawą. To jedna z pierwszych okazji do ćwiczenia trudnej życiowej umiejętności dokonywania wyboru. Z czasem liczba okoliczności, w których stawiani jesteśmy przed jakimś wyborem, wzrasta. Choć dokonywanie wyborów dla zewnętrznego obserwatora może się wydawać czynnością banalną, to w praktyce jest to niezwykle trudny i wymagający aspekt naszego życia. Dokonywanie wyboru to niełatwa sprawa. Wybory osobiste, rodzinne lub grupowe mają tendencję do przeradzania się intensywne spory. Emocje towarzyszące sporom wyzwalają nierzadko słowa zakończone literą „ć”. A wszystko dlatego, że ścieranie się argumentów „za” z argumentami „przeciw” nie zawsze jest przyjemnym doznaniem. Im więcej możliwości, tym gorzej. Dlatego tak trudno dziś wybrać telefon, danie obiadowe, ukochane zwierzątko, umiłowanego polityka, miejsce wypoczynku czy też partnera na, tak zwane, całe życie. Życie stawia nas codziennie przed koniecznością dokonywania różnorodnych wyborów. A to musimy wybrać majtki na dany dzień, piosenkę z playlisty, kanał radiowy, bieg w aucie, głupawy filmik do oglądania w toalecie, czy nawet spośród dostępnych boków wybrać dowolny bok do leżenia pod gruszą. Oczywiście kombinujemy, oszukujemy samych siebie, naginamy własne poglądy, nawyki, ale w ostateczności nigdy nie nabywamy satysfakcjonującej wprawy w procesie dokonywania wyborów. Rutyny wyborczej nie osiągamy w zasadzie nigdy. W bogatej tegorocznej wakacyjnej ofercie musiałem dokonać wyboru spośród ogromu różnych możliwości. A mówią przecież, że tegoroczny ogrom jest odczuwalnie lepszy od zeszłorocznego. Bo przecież spadło mi bezrobocie, poprawił mi się eksport, zbudowaliśmy więcej mieszkań, dróg, ulic i wiaduktów, ukrócono w moim żywotnym interesie machloje z vatem, zadbano o moje dzieci, naprawiono dla mnie szkolnictwo niższe i wyższe, a także sądownictwo i więziennictwo. Pomimo bijącego ode mnie optymizmu wybór miejsca mojego zasłużonego wypoczynku nie był dla mnie łatwy. Targany różnymi możliwościami i przymuszany przez żonę, wybrałem w końcu dobrowolnie dwa miejsca: Szczebrzeszyn i Miedziankę. W tym pierwszym uczestniczyłem w festiwalu „Stolica Języka Polskiego”, w tej drugiej w festiwalu reportażu „Miedzianka Fest 2019”. W obu miejscach głównymi bohaterami były osoby piszące książki, wiersze, eseje, powieści, dzienniki, opowiadania, artykuły, felietony i reportaże w języku polskim. Przez obie imprezy przetoczyła się plejada gwiazd polskiej literatury, niekwestionowani mistrzowie mowy polskiej. Dzięki twórczej aktywności i mozolnej pracy tych wyjątkowych osób język polski trwa, jest kultywowany, rozwija się, pięknieje i utrwala. Powoduje, że trwamy jako naród, jako wspólnota tworzącą ojczyznę zwaną Polską. Język polski stanowi nasze wspólne dobro. Posługujemy się nim solidarnie wszyscy, niezależnie od sympatii politycznych, przekonań religijnych i preferencji seksualnych. Język polski daje nam możliwość porozumiewania się, spierania się i podsłuchiwania. Bez niego byśmy przepadli w gąszczu obcej

12

MAGAZYN METROPOLII

mowy. Posługiwanie się językiem polskim wyróżnia nas pomiędzy innymi narodami, co powinno być traktowane przez najwyższe czynniki państwowe jako najwyższa forma patriotyzmu. Tymczasem obie wspomniane imprezy – Szczebrzeszyn i Miedzianka – borykają się z odczuwalnym brakiem odpowiedniego wsparcia finansowego ze strony polskich instytucji publicznych, zasilanych z podatków opisanych językiem polskim w przepisach prawa, pobieranych od obywateli polskich posługujących się językiem polskim. Oczywiście potrafię zrozumieć, że w tego typu wydarzeniach nie uczestniczą politycy i urzędnicy państwowi zarządzającym finansami publicznymi. Rozumiem, że w towarzystwie pisarzy, znawców i miłośników literatury mogliby się czuć obco i nieswojo. Potrafię usprawiedliwić nieobecność tak zwanych „prawdziwych patriotów”, którym do obsługi tego ich naiwnie pojmowanego patriotyzmu wystarcza garść podstawowych rzeczowników i parę uniwersalnych czasowników. Potrafię zrozumieć nawet to, że w Szczebrzeszynie nie poświęcano uroczyście prowizorycznych namiotów, pod którymi odbywały się spotkania z pisarzami, a także, że nie pokropiono w Miedziance wodą święconą łąk, na których autorzy spotykali się z liczną rzeszą miłośników reportażu. To wszystko potrafię zrozumieć. Nie pojmuję natomiast z jakich względów kultywowanie mowy ojczystej nie jest utożsamiane z patriotyzmem, natomiast filuterne parady wojskowe, majtania lufami, zbiorowe tupania, hałasowanie samolotami i helikopterami, te wszystkie wiązankoskładania przed pomnikami ku czci, te przemówienia o niczym i do nikogo utożsamiane są z patriotyzmem. Historia pokazuje, że najtrudniejsze lata przetrwaliśmy jako Naród wcale nie dzięki namiętności do wojowania i umiejętności posługiwania się militariami, lecz przede wszystkim dzięki pisarzom i poetom tworzącym w naszym ojczystym języku. Wśród bohaterów wojskowych czczone są głównie ofiary, a rzadziej zwycięzcy. Natomiast w literaturze możemy chwalić się osiągnięciami. Także tymi na światową skalę. Przypuszczam, a moje przypuszczenie graniczy z pewnością, że zrównanie środków wydatkowanych na parady wojskowe i uroczyste wiązankosładania ze środkami przeznaczanymi na imprezy związane z kultywowaniem języka polskiego wyeliminowałoby trwający od lat zrównoważony niedorozwój na polu rodzimego patriotyzmu. Co nie oznacza wcale, że teraz to już tylko pisarze i poeci powinni latać wojskowymi samolotami. Wojtek Nurek

Wojtek Nurek, gliwiczanin – mąż, ojciec, dziadzio i kolega. Miłośnik Gliwic, filmu, malarstwa, fotografii, książki, sensu i logiki. Piszący i niepalący rzeczoznawca majątkowy. W firmie realexperts. pl pracuje nad systemami ułatwiającymi Polakom dostęp do wiarygodnych wartości nieruchomości. Saper, operator koparki, starszy szeregowy. Przeniesiony do rezerwy.


MAGAZYN METROPOLII 13


metropolia ROZWYDRZENIE KULTURALNE

JESIEŃ IDZIE - NIE MA NA TO RADY...

Justyna Wydra, gliwiczanka - od zawsze kocha się w słowach. Szczególnie tych pisanych, śpiewanych i wypowiadanych na kinowym ekranie. Pracuje z nimi jako copywriter i autorka artykułów dla prasy drukowanej oraz internetowej. Po godzinach czyta i pisuje książki, prowadzi bloga, słucha muzyki i stara się nadrobić filmowe zaległości. Autorka powieści Esesman i Żydówka oraz Ponieważ wróciłam. Z zawodu jest biologiem/ zoologiem/entomologiem.

14

Pierwszy września osiemdziesiąt lat później. Kraj, nie wiedzieć czemu, świętuje kolejną rocznicę początku hekatomby, którą powinno się raczej opłakiwać, nie zaś fetować. Ale co ja tam wiem. Tyle, co spojrzę w prognozę pogody i przekonam się, że jutro definitywnie zakończy się turbo-dwutlenkiem-węgla-doładowane, ociekające potem lato na resorach upału. Dziś trzydzieści, pełne słońce i (z pewnością) kolejna półsenna noc z komarami, jutro dziewiętnaście i deszcz, deszcz, deszcz. O ile prognoza się nie zmieni, drugiego września nadciągnie nad nasz kraj-raj upragniony jesienny spleen. Czterdziesty rok życia puka nieubłaganie do moich zaskoczonych, wciąż niedojrzale zielonych drzwi. Zupełnie jestem na niego nieprzygotowana... Ale kto jest przygotowany – na początek, na środek, na koniec? Nikt. "Rodzimy się bez wprawy, umieramy bez rutyny". Niby wiem, że to normalne, że taka jest kolej rzeczy. A jednak

MAGAZYN METROPOLII

dziwię się zmianom – twarzy w lustrze, z każdą kolejną zmarszczką coraz mniej mojej, a bardziej babcinej, maminej, ojcowskiej... Rodzinnym powiedzonkom i myślom przodków, co kiedyś mnie raziły, niedawno bawiły, a ostatnio odnotowuję, że sama je powtarzam. Powielam familijne gesty, zachowania, rytuały. Zbuntowany dzieciak we mnie, ten co zawsze wie wszystko najlepiej, ten co na złość mamie odmrozi sobie uszy, ten co pryska na wagary przy każdej sposobności wciąż gdzieś tam we mnie jest, ustawia się tyłkiem do świata, oparty o drzwi niedojrzale zielone, ale... Z niepokojem spogląda na dostojną, pupiastą i biuściastą matronę, która go powoli wyprzedza i z tyłu zostawia. Wyszła z wiosny, cierpi w gorącu lata, z obawą, ale i ulgą wygląda jesieni. Justyna Wydra


MAGAZYN METROPOLII 15


LICZEBNIKI ŚLĄSKIE

324

gatunki

(2 426 osobników) zwierząt żyją w Śląskim Ogrodzie Zoologicznym. Założony w 1958 roku ogród ma powierzchnię 47,6235 ha, a mieszkającymi w nim zwierzętami opiekuje się 144 pracowników. Śląskie ZOO odwiedziło w ubiegłym roku 425 246 osób.

94

obiekty

liczy Szlak Architektury Drewnianej na terenie województwa śląskiego. Szlak ma ok. 1060 km długości. Znalazły się na nim zabytkowe obiekty i zespoły architektoniczne przede wszystkim sakralne tj. drewniane kościoły, ale także karczmy, chałupy, leśniczówki, młyny itp. W skład Szlaku Architektury Drewnianej wchodzi pięć pętli, umożliwiających zwiedzanie obiektów w poszczególnych, mniejszych regionach.

394,8

tys

hektarów ma powierzchnia lasów w naszym województwie, z czego 80% to lasy publiczne. Na jednego mieszkańca przypada blisko 9 arów lasu. W 2018 roku wybuchło w naszym regionie 279 leśnych pożarów.

2809

to liczba osób, które za 2017 rok wykazały w urzędach skarbowych na terenie województwa śląskiego dochód do opodatkowania przekraczający 1 mln zł. To o 514 osób więcej niż rok wcześniej. Grupa „milionerów” w województwie śląskim rośnie z roku na rok – dla porównania jeszcze w 2011 r. było ich ok. 1400.

16

MAGAZYN METROPOLII

481,7

tys

podmiotów gospodarczych na terenie województwa śląskiego widniało w rejestrze REGON w ostatnim dniu lipca tego roku. Dla porównania w całym kraju było zarejestrowanych 4477,9 tys. podmiotów, a więc, jak widać, jesteśmy daleko powyżej średniej.

4,84

mln

To liczba pasażerów korzystających z Portu lotniczego Katowice-Pyrzowice w 2018 roku. O 24% więcej niż rok wcześniej. Wśród pasażerów przeważają kobiety (stanowią 55%). Katowice Airport jest czwartym najruchliwszym polskim portem lotniczym, a lotniskowa infrastruktura jest ciągle rozbudowywana. Ważnym segmentem działalności katowickiego Portu lotniczego są też przewozy cargo.

21

sztuk

trolejbusów jeździ w naszej Metropolii. A dokładnie w Tychach, gdzie działa jeden z trzech funkcjonujących systemów transportu trolejbusowego w Polsce (obok Lublina oraz Gdyni z Sopotem). Łączna długość tyskich linii trolejbusowych to 81,2 km.

889

osób

na kilometr kwadratowy przypada na terenie Metropolii. Średnia gęstość zaludnienia w województwie śląskim to 369 osób, a w całej Polsce 123 osoby na kilometr kwadratowy. Blisko 94% populacji GZM mieszka w miastach, dla porównania w województwie jest to 77%, a ogólnopolska urbanizacja wynosi nieco ponad 60%.


MAGAZYN METROPOLII 17


zdjęcie: mat. prasowe UM

NEWSROOM

SOSNOWIEC: ROZDAWAŁ PASZPORTY Tyle razy słyszeliśmy, że na wjazd do Sosnowca potrzebny jest paszport. Skoro tak, to będziemy takie paszporty rozdawać – całkiem poważnie mówił Arkadiusz Chęciński, prezydent Sosnowca. Kampania promocyjna miasta pod nazwą Sosnowiec All Inclusive wystartowała na początku wakacji i składała się z dwóch części. Pierwsza w postaci konkursu fotograficznego była skierowana do mieszkańców Sosnowca, którzy sami są najlepszymi ambasadorami miasta. Drugą skierowano do osób spoza granic Sosnowca, których na potrzeby kampanii promocyjnej nazywano "potencjalnymi turystami”.

KATOWICE: SKRYTKA POWSTAŃCÓW

GLIWICE: WŁADYSŁAW HASIOR

Muzeum Śląskie zaprasza do jedynego na Śląsku muzealnego pokoju zagadek. „Skrytka powstańców” jest częścią wystawy Niezapomniane. Kobiety w czasie powstań i plebiscytu na Górnym Śląsku. Uczestnicy mają rozwiązać szereg zadań dotyczących wszystkich trzech powstań śląskich (pomóc w tym może uważna lektura treści prezentowanych na wystawie). By osiągnąć sukces i odnaleźć skrytkę, muszą wykazać się także ścisłą współpracą. W pokoju zagadek może jednocześnie przebywać od dwóch do sześciu osób (a w przypadku grup szkolnych do dziesięciu osób). Aby wziąć udział w grze, należy zarezerwować termin i godzinę poprzez system biletowy Muzeum Śląskiego. (info: Muzeum Śląskie)

Wystawa Hasior, przygotowana we współpracy z Muzeum Tatrzańskim w Zakopanem, które posiada największą kolekcję prac artysty oraz jest opiekunem jego spuścizny, w Muzeum w Gliwicach prezentowana jest w dwu odsłonach. Na piętrze Willi Caro można zobaczyć zarówno wczesne prace artysty (kolaże, szkice akademickie i ceramiki), jak i asamblaże (trójwymiarowe kompozycje złożone z różnych przedmiotów i dzieł gotowych), projekty wybranych realizacji plenerowych czy też archiwalia związane z jego życiem. W Czytelni Sztuki organizatorzy prezentują fotograficzny i scenograficzny dorobek Hasiora. Wystawy dostępne dla publiczności do 20 października 2019 r. (info: Muzeum w Gliwicach)

CHORZÓW: RAPSODIA ŚLĄSKA NA ŚLĄSKIM 31 sierpnia odbyło się prapremierowe wykonanie „Rapsodii Śląskiej”. Utwór skomponowany przez Jana A. P. Kaczmarka specjalnie z okazji setnej rocznicy wybuchu I Powstania Śląskiego oglądalo na Stadionie Śląskim prawie 30 tysięcy osób. Multimedialny spektakl rozpisany został na trzystu artystów – muzyków, wokalistów i aktorów, którzy stworzyli widowisko godne wydarzenia, jakie miało upamiętnić. Różnorodność środków wyrazu oraz najwyższej światowej próby wykonanie sprawiły, że publiczność na ponad godzinę przeniosła się w świat, w którym historia Górnego Śląska splatała się z jego współczesnością. (foto/info: www.rapsodia.slaskie.pl)

18

MAGAZYN METROPOLII


To był festiwal porywających tłumy frontmanów – oraz frontwomen. Tego, jak spalał się przed publicznością i w jej objęciach Brett Anderson ze Suede, energii i poczucia humoru Jarvisa Cockera, charyzmy Neneh Cherry, muzykalności i wdzięku Hani Rani czy wreszcie pasji slowthai nie da się z niczym porównać. Ale to był też festiwal znakomitych grup – wiecznie aktualnego Dezertera (kto nie wierzy, niech spyta milicjanta), hipnotyzujących pięknymi melodiami Stereolab, cudownie bujających Indications Duranda Jonesa, bezczelnych i bezkompromisowych black midi, Ludzików z Naprawdę Dużym Zespołem, tworzących niecodzienną aurę wokół utworów Pablopavo, przebojowych Foals, kosmicznych The Comet Is Coming, wściekłych Daughters, doskonale chwytających ducha czasów Wczasów czy przybywającego z przeszłości, ale gorąco przyjętego, kolorowego, roztańczonego Śląska. Nie da się też nie wspomnieć o Bamba Pana i Makavelim, którzy dwukrotnie rozkręcili taką imprezę, że pewnie było słychać w ościennych województwach. Ale prawda jest taka, że powinniśmy tu wymienić wszystkich wykonawców występujących w tym roku na OFFie – to były wspaniałe, kipiące emocjami koncerty.

zdjęcie: materiały prasowe

OFF FESTIVAL KATOWICE 2019: TRZY WSPANIAŁE DNI

CHORZÓW: TRZYNASTKA NA SZÓSTKĘ

zdjęcia: mat. prasowe organizatora / fot. M. Mrawski

Trzynasty sezon ChTO to, jak zwykle, mądre wakacyjne komedie w sam raz na letni wypoczynek. Organizatorzy jak zawsze uciekli od estradowej sztampy! Monodram mistrzowski zaprezentował Wojciech Pszoniak. Pojawiły się teatry znane i lubiane przez chorzowską publiczność: Montownia, Ludowy, AVE, STU czy Papahema. Zespoły, które rzadko można spotkać na Śląsku, a które potrafią i rozśmieszać, i przynosić refleksję. Nowy cykl to CHTO PO CIEMKU, czyli Sztygarka dla dorosłych, spektakle o 22:00... Na scenie w Skansenie królowało małe ChTO, czyli spektakle dla dzieci. W sierpniowe soboty zawsze o 15:00. Jak zwykle na Chorzowski Teatrzyk Ogródkowy wstęp był wolny dla wszystkich. „Sztajgerowy Cajtung”, festiwalowa gazeta, przynosiła wywiady, ciekawostki i recenzje. W tym roku została zdigitalizowana, co ułatwiło dostęp do kolejnych (jak i archiwalnych) numerów.

zdjęcie: mat. prasowe Teatru / P. Jendroska

(foto/info: www.chto.pl/.pl)

KATOWICE: TEATR ŚLĄSKI GOTOWY NA NOWY SEZON Ekipa Teatru rozpoczyna go bardzo intensywnie, bo 2. edycją Międzynarodowego Festiwalu Open The Door i polską prapremierą nagrodzonego Pulitzerem 2018 tekstu Martyny Majok KOSZT ŻYCIA w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej. W tym sezonie na scenach Śląskiego spektakle przygotują między innymi: Remigiusz Brzyk, Anna Augustyowicz, Agata Duda-Gracz, Krzysztof Garbaczewski.

MAGAZYN METROPOLII 19


zdjęcie: Antoni Witwicki

zdjęcie: mat. prasowe / Paweł Kołodziej

NEWSROOM

REGION: LAUREACI MARKA-ŚLĄSKIE 2019 7 września 2019 r. podczas XXV Gali Regionalnej Izby PrzemysłowoHandlowej w Gliwicach, która odbyła się w „Arenie Gliwice”, ogłoszono wyniki X edycji Konkursu „Marka-Śląskie”, który jest współfinansowany ze środków województwa śląskiego. Nagrody i wyróżnienia przyznano w 13 kategoriach. W poszczególnych kategoriach nagrody otrzymali: Gospodarka – Euvic Sp. z o.o. z Gliwic, Nauka – Uniwersytet Śląski, Śląskie Międzyuczelniane Centrum Edukacji i Badań Interdyscyplinarnych w Chorzowie, Kultura – Stowarzyszenie Sztuka Teatr za Lotos Jazz Festival Bielska Zadymka Jazzowa, Dziedzictwo kulturowe regionu – Muzeum w Gliwicach za stałą wystawę muzealną "Żydzi na Górnym Śląsku", Sport – Gliwicki Klub Sportowy PIAST SA, Turystyka i rekreacja – Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu – Sztolnia Królowa Luiza, Produkt – Alstom Konstal S.A. z Chorzowa, Usługa – Park Naukowo-Technologiczny "TECHNOPARK GLIWICE", Zdrowie – SP ZOZ Zespół Szpitali Miejskich z Chorzowa, Organizacje pozarządowe – Fundacja ISKIERKA – Biuro Fundacji Chorzów, Społeczna odpowiedzialność biznesu – Akademia WSB z Dąbrowy Górniczej, Osobowością Roku został Jan Kosmol – Prezes Zarządu Park Naukowo-Technologiczny TECHNOPARK GLIWICE Ponadto przyznano wyróżnienia: Federacji Firm Lotniczych Bielsko – koordynatorowi Śląskiego Klastra Lotniczego z Kaniowa, Szlakowi Moderny Katowice, Fundacji na Rzecz Promocji Sportu Osób Niepełnosprawnych "Kuloodporni" z Bielska-Białej, Regionalnemu Centrum Gospodarki Wodno-Ściekowej S.A. za Wodny Park Tychy, Sieci Badawczej ŁUKASIEWICZ z Instytutu Metali Nieżelaznych w Gliwicach, Stowarzyszeniu na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym "RAZEM" z Bielska-Białej, Dr n. med. Jarosławowi Derejczykowi, Stowarzyszeniu Pomocy Dzieciom i Młodzieży "Dom Aniołów Stróżów" z Katowic, Fundacji Zróbmy.To z Bielska-Białej i Krzysztofowi Janusikowi

GLIWICE: NOWE MIEJSCE, NOWE MOŻLIWOŚCI Jazz w Ruinach to festiwal młodych wschodzących gwiazd muzyki jazzowej, okołojazzowej i improwizowanej. Do udziału w wydarzeniu zapraszani są młodzi wykonawcy, młode zespoły z całego świata. Wydarzenie to, którego pomysłodawcą oraz organizatorem jest Stowarzyszenie Muzyczne Śląski Jazz Club, najstarsze stowarzyszenie jazzowe w Polsce, odbywa się zawsze na początku sierpnia. W sumie 8 koncertów realizowanych w dwa pierwsze weekendy sierpnia, w piątki i soboty. Każdego wieczoru po dwa koncerty, pierwszy rozpoczyna się o 19:00, drugi o 21:00. W tym roku Festiwal z przyczyn technicznych musiał przenieść się w inne miejsce. Opuścił ruiny teatru Victoria i przeniósł się w gościnne progi malarni GZUT.

zdjęcie: mat. prasowe Supersam

KATOWICE: WAKACYJNE BALANGI NA DACHU Strefa SUPER SUMMER to nietypowa inicjatywa katowickiego Supersamu. Centrum handlowe urządziło na swoim dachu letnią strefę rozrywki i relaksu. Były tu leżaki, regularnie odbywały się też koncerty (w soboty) oraz pokazy filmów (w środy). Letnią strefę rozrywki i relaksu w Supersamie zaprojektowała znana śląska pracownia - KOLEKTYW MUSK. Strefa była wyposażona w wygodne leżaki, a pastelową kolorystyką nawiązywała do najcieplejszej pory roku. Można tu było odpocząć w otoczeniu dachów katowickich kamienic, a w dniach wydarzeń posmakować ziemniaczanych – i nie tylko – specjałów serwowanych przez ekipę KROYONE – przypominają przedstawiciele Supersamu. Wstęp do letniej strefy Supersamu oraz udział w organizowanych w niej atrakcjach był bezpłatny.

20

MAGAZYN METROPOLII


Wizualizacja: Przedsiębiorstwo Spółdzielcze Budoprojekt

LOTNISKO PYRZOWICE: PRZEBUDOWA TERMINALU B We wrześniu rozpoczęła się rozbudowa i przebudowa terminalu pasażerskiego B na lotnisku w Pyrzowicach. Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze SA, firma zarządzająca Katowice Airport wybrało wykonawcę tego zadania. Zwycięzcą procedury przetargowej, w której oferty złożyło pięć podmiotów, została firma „Promus Ruda Śląska Sp. z o.o.”. Wartość umowy to 77,4 mln zł netto. W ramach inwestycji rozbudowy i przebudowy terminalu pasażerskiego B zostanie zwiększona powierzchnia i kubatura budynku. Przed rozbudową powierzchnia użytkowa obiektu wynosiła 12 213 m2, po rozbudowie osiągnie 17 187 m2, czyli o 40% więcej. Przed rozbudową kubatura terminalu pasażerskiego B to 88 380 m3, po zakończeniu inwestycji wzrośnie o 35% do 120 256m3.

foto: Piotr Komander / GDDKiA

Obiekt zostanie nie tylko powiększony, ale praktycznie w całości w środku wymieniony. Można pokusić się o stwierdzenie, że środek terminalu pasażerskiego B w znaczącej części powstanie na nowo.

REKLAMA

ŚLĄSKIE: AUTOSTRADA A1 DŁUŻSZA O 33 KM Na początku sierpnia został otwarty dla kierowców kolejny odcinek autostrady A1 w woj. śląskim. Dzięki niemu czas przejazdu od wyjazdu z Częstochowy do Pyrzowic skrócił się z 40 do niecałych 15 minut. Teraz czekamy na autostradową obwodnicę Częstochowy, której budowa się przeciąga. Nowy odcinek A1 ma długość 33 km i wytrzymałą betonową nawierzchnię. Powstały na nim dwa węzły – Częstochowa Południe i Woźniki – oraz dwie pary miejsc obsługi podróżnych. Początkowo na tym fragmencie nie będzie stacji paliw.

MAGAZYN METROPOLII 21


metropolia PIETRZYKOWSKI

Trzeba próbować łączyć i Sosnowiec, i Katowice, i Pilchowice tekst: Adriana Urgacz-Kuźniak zdjęcia: Wojciech Mateusiak / GZM

Pełne zjednoczenie – przynajmniej kilkunastu miast rdzenia Metropolii dawałoby ogromne korzyści i z racjonalnego punktu widzenia już dawno powinno się wydarzyć, mówi profesor UŚ TOMASZ PIETRZYKOWSKI, prorektor Uniwersytetu Śląskiego i przewodniczący Rady Społeczno-Gospodarczej Metropolii GZM

22

MAGAZYN METROPOLII


MAGAZYN METROPOLII 23


metropolia PIETRZYKOWSKI

Adriana Urgacz-Kuźniak: Jak nas widzą, tak nas piszą – mówi znane powiedzenie. Jak zatem powinno się pisać o Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii? Tomasz Pietrzykowski: To zależy, czy ktoś dotrze do stolicy Metropolii pociągiem czy autobusem – bo albo wysiądzie w nowoczesnym, czystym i tętniącym życiem centrum miasta, albo na podziurawionym klepisku w sąsiedztwie rozpadającego się blaszanego baraku. Cóż, ma się tylko jedną szansę na zrobienie pierwszego wrażenia… Ale w zasadzie to jesteśmy i tacy, i tacy, więc w każdym z tych dwóch przypadków wrażenie byłoby w połowie prawdziwe. Myślę, że skala kontrastów w różnych częściach obszaru, jaki formalnie obejmuje Metropolia raczej powiększa się niż maleje. To w jakimś stopniu nieuniknione i cechuje bardzo wiele wiodących ośrodków miejskich świata. Niemniej jednak Metropolia ma także być sposobem na to, żeby ten rozwój trochę równoważyć i stwarzać dodatkowe szanse, aby silniej wesprzeć także te białe, a właściwie bardziej ciemne plamy, na mapie naszych miast. Obudzić i wykorzystać kryjący się także w nich potencjał. Zanim tzw. Ustawa metropolitalna pozwoliła na zbudowanie związków miast, mających wspólny budżet i cele, za wzór ścisłej współpracy między samorządami uchodziło Trójmiasto. Co ciekawe, mieszkańcy Gdańska, Gdyni i Sopotu bardzo identyfikują się z nazwą “Trójmiasto”. Co zrobić, żeby mieszkaniec naszej Metropolii również identyfikował się z nazwą GZM?

24

MAGAZYN METROPOLII

Nazwa jest ważna, ale o wiele ważniejsze jest, aby mieszkańcy utożsamiali się z samym miejscem, obszarem Metropolii Śląsko-Zagłębiowskiej i tym co oferuje, a nie samą jego nazwą. Tylko pod tym warunkiem będziemy mieli szansę zahamować ten odczuwalny odpływ mieszkańców, których tracimy jako jedyny spośród obszarów metropolitalnych w Polsce, mając ujemny zarówno przyrost naturalny, jak i saldo migracji. W tym tempie za 10 lat będzie nas 10% mniej i będziemy średnio, a niestety i indywidualnie, znacznie starsi. Budowa Metropolii ma być na to remedium, zarówno poprzez podniesienie jakości i atrakcyjności życia, uczynienie go bardziej interesującym, jak i wzmacniania poczucia dumy z życia w liczącym się ośrodku metropolitalnym. Ale czym właściwie jest metropolitalność? Najkrócej mówiąc – dostępnością w jednym miejscu tego, co świat dziś oferuje. Ale także wielkim kotłem, w którym dochodzi do powstawania, kreacji tego, czym potem żyją i z czego korzystają inni. Mam na myśli zarówno technologię, jak i trendy kulturowe, artystyczne, naukowe, biznesowe, rozrywkowe i tak dalej. Do tego potrzebne jest przyciąganie wszelkiego rodzaju talentów, stwarzanie im możliwości stykania się ze sobą, rozwoju, fermentu. W średniowiecznej Europie hołdowano zasadzie, że „miejskie powietrze czyni wolnym”. Zaadaptowałbym je do odpowiedzi na Pani pytanie – atmosfera metropolitalności powinna być atmosferą wolności i poczucia nieograniczonych możliwości. Pozwalać rozwijać skrzydła i nie bać się nowości, eksperymentu, różnorodności.


Na tworzenie wizerunku czy też marketingu miejsca wpływa wiele czynników. Jednym z ważniejszych jest tożsamość, zbudowana m.in. na wspólnej historii. Czy, biorąc pod uwagę wciąż żywe antagonizmy pomiędzy niektórymi miastami, jest to w ogóle możliwe? Wierzę, że tak. Te antagonizmy i ambicje są główną przyczyną, dlaczego budujemy raczej związek metropolitalny, a nie jedno miasto. Pełne zjednoczenie – przynajmniej kilkunastu miast rdzenia Metropolii dawałoby ogromne korzyści i z racjonalnego punktu widzenia już dawno powinno się wydarzyć. Jednakże szanując względy historyczne, tożsamościowe, a także trudne do przezwyciężenia sentymenty i animozje proces ten musi przybierać formę raczej ewolucyjną, jaką jest próba nadbudowania nad istniejącymi miastami mechanizmu wspólnego radzenia sobie z problemami wykraczającymi poza skalę i możliwości pojedynczych samorządów. Bez tego konserwowalibyśmy stan, w którym życie w centrum Górnego Śląska niesie ze sobą praktycznie wszystkie uciążliwości wielkiego miasta, a daje bardzo mało spośród tych korzyści, z jakich korzystają mieszkańcy innych ośrodków metropolitalnych. Z tego właśnie, w dużej mierze, wytworzył się ten coraz bardziej niepokojący proces odpływu mieszkańców. W tym – nad czym szczególnie boleję – bardzo wielu najzdolniejszych i najaktywniejszych młodych ludzi, którzy widzą dla siebie szanse raczej w Warszawie, Krakowie czy Wrocławiu, o ile nie Londynie, Paryżu czy Barcelonie. Dlatego licząc się z tymi uwarunkowaniami różnic i patriotyzmów lokalnych – trzeba je przezwyciężać

i neutralizować, tak aby jak najdalej posunięta współpraca stawała się jak najszybciej możliwa. Oczywiście – jak z każdym skomplikowanym procesem społecznym – i tutaj trzeba uważać, żeby nie „przegrzać”, bo łatwo jest tę delikatną równowagę zaburzyć. Widzimy to w „starszej siostrze” naszego związku metropolitalnego – Unii Europejskiej, która przecież – na o wiele większą skalę – boryka się z dokładnie tym samym problemem: jak pogodzić współpracę ponad lokalnymi tożsamościami, interesami i ambicjami. Ale czy w ogóle da się zbudować wspólną tożsamość tak różnych społeczności, jak np. mieszkańcy Sosnowca, Katowic i Pilchowic? Z takimi samymi oporami jak „Stanów Zjednoczonych Europy”. Przecież zalety i korzyści w skali globalnej ze zjednoczenia europejskich państw są oczywiste, a jednak nie wystarczy, że je sobie uświadamiamy, żeby dało się Europę jedną decyzją, po prostu, połączyć w jeden organizm polityczny, ekonomiczny i kulturowy. Trochę podobnie, choć na szczęście tylko trochę, jest z naszymi miastami. Musimy pamiętać, że staramy się przejść do porządku dziennego nad tożsamościami sięgającymi niekiedy setek lat wstecz – historia Bytomia, Gliwic czy Czeladzi sięga XIII wieku. Tego nie da się ot tak – przekreślić. Jednak Śląsk staje przed wyzwaniem transformacji epokowej. Z regionu górnictwa, przemysłu i stali, jakim był przez prawie 300 lat, w region czegoś zupełnie innego – nowoczesnego obszaru metropolitalnego o dużej sile przyciągania. Inaczej wraz ze starym przemysłem region czeka stopniowy uwiąd, a przynaj-

MAGAZYN METROPOLII 25


metropolia PIETRZYKOWSKI

mniej marginalizacja i degradacja do roli zupełnych peryferii. Dlatego, mimo wszystkich trudności, nie ma innego wyjścia – trzeba próbować łączyć i Sosnowiec, i Katowice, i Pilchowice. Tylko tak, żeby ta operacja z powodu nadgorliwości i pośpiechu nie została przez te zszywane ze sobą organizmy odrzucona. A propos Sosnowca, jak ocenia Pan Profesor dość odważny pomysł wykorzystania dowcipu o paszportach do tego miasta w jego kampanii promocyjnej? Każdy pomysł pomagający oswajać i „folkloryzować” te zaszłości, bawić się nimi raczej niż traktować ze śmiertelną powagą, jak to dawniej bywało, jest cenny. Większe nadzieje wiążę jednak z rosnącą obecnością Śląska w Zagłębiu i odwrotnie. Uniwersytet Śląski, warto o tym wspomnieć, od lat część swojego kampusu ma właśnie w Sosnowcu. Jednym z istotnych miejsc na mapie gospodarczej Zagłębia są targi Silesia Expo, a w Sosnowcu i Dąbrowie Górniczej znajduje się istotna część Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej i tak dalej. Przykłady można byłoby mnożyć. Lubię je zresztą, bo sam wywodzę się z rodziny, której jedna gałąź pochodzi z rdzennego Śląska, a druga z Zagłębia. Miałbym pewnie prawo do dwóch paszportów i podwójnego obywatelstwa. Mówi się, że ludzie najszybciej jednoczą się w obliczu wspólnego zagrożenia... I nim z pewnością jest właśnie ten gwałtowny spadek liczby mieszkańców, który w perspektywie kilku dekad może bar-

26

MAGAZYN METROPOLII

dzo negatywnie odbić się na perspektywach rozwoju całego regionu. A także wyzwanie, jakim jest jego transformacja, w wyniku której po niemal trzech wiekach górnictwo, huty i cała otaczająca je aura ciężkiej, fizycznej pracy przestaje być jego urokiem i specjalnością, a młode pokolenia Ślązaków kusi zupełnie co innego, niż kilkanaście poprzednich pokoleń ich poprzedników. Albo znajdziemy wspólnie coś w to miejsce i odżyjemy, albo wkrótce nie będziemy się liczyć lub – co gorsza – nie będzie nas wcale. Przykład przemiany Katowic pokazuje, że to się może zacząć udawać, one same jednak do tego nie wystarczą. Muszą przy pomocy Metropolii pociągnąć za sobą sąsiadów, bo inaczej sąsiedzi pociągną je za sobą. Twarzami miejsca są ludzie, którzy tu mieszkają. Zwłaszcza ci, którzy są powszechnie znani, a jednocześnie podkreślają związek z tym miejscem. Gdyby miał Pan Profesor jednym tchem wymienić 10 takich osób, jakie nazwiska by padły? Osoby takie można wymieniać w każdej właściwie dziedzinie – jesteśmy naprawdę kopalnią talentów, często zresztą bywamy z nich drenowani. Ale lista takich nazwisk mogłaby być naprawdę bardzo długa. Chociażby samych muzyków, skoro Katowice zasłużenie piastują przyznany przez UNESCO tytuł Miasta Kreatywnego Muzyki – jak zmarłych niedawno Wojciecha Kilara czy Henryka Mikołaja Góreckiego, przez Krystiana Zimermana, Jana Kiepurę, po Artura Rojka, Stanisława Soykę, braci Skrzeków, Irka Dudka, Renatę Przemyk czy Miousha. Ale także ludzi filmu – Kazimie-


rza Kutza, Franciszka Pieczki, Janusza Gajosa, Lecha Majewskiego, Magdy Piekorz, Olgierda Łukaszewicza czy całej plejady obsypywanych nagrodami twórców związanych ze „śląską filmówką” – czyli Wydziałem Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego. O sławach nauki, literatury czy sportu nawet nie wspominam. Powodów do dumy naprawdę nie brakuje. A na pewno, wymieniając „jednym tchem” o bardzo wielu spośród tych, którzy powinni tu być wymienieni, przypomni mi się za chwilę… Obraz miejsca tworzy również dobra, nagradzana architektura. Mamy szczęście, że wiele obiektów (szczególnie tych w Katowicach), zyskało uznanie w środowisku architektów z całego świata. W jaki sposób wykorzystywany jest ten potencjał? Często powtarzam gościom odwiedzającym moją uczelnię, że w Katowicach w odległości kilkuset metrów od siebie znajdują się trzy budynki, które w kolejnych latach zgarniały najważniejsze nagrody architektoniczne, a tak się składa, że dwa z tych trzech budynków należą właśnie do Uniwersytetu Śląskiego. Niemniej jednak, kiedy porównuje się rozmach i nowatorskość architektury śląskiej sprzed kilku dekad, można odnieść wrażenie, że jednak obecnie cechuje nas wciąż nadmierna ostrożność i powściągliwość. Przypomina mi się maksyma wyryta bodajże na ścianie wspaniałego gmachu Biblioteki Kongresu w Waszyngtonie – „too low they build who build beneath the stars” (Zbyt nisko budują ci, którzy budują pod gwiazdami – red.). Tej śmiałości i fantazji nam wciąż na współczesnym Śląsku trochę brakuje.

A może Metropolia powinna zorganizować wspólne kulturalne bądź sportowe przedsięwzięcie? Jestem tego zdecydowanym zwolennikiem. Nie tak dawno bardzo starałem się namówić włodarzy w regionie, aby w Metropolii odbyły się europejskie igrzyska olimpijskie – była na to bardzo duża szansa. Ostatecznie pomysł nie został podjęty i te igrzyska powędrują w roku 2023 do Krakowa. A wraz z nimi kilkaset milionów rządowych środków na inwestycje w infrastrukturę, nie tylko sportową, a także szansa na wizytę tysięcy gości z całej Europy i spoza niej. Jednak właśnie tego rodzaju imprezy – mające wymiar i skalę prawdziwie europejską i globalną – mogą stanowić widoczny dowód, że żyjemy w miejscu, w którym wszystko jest możliwe, w którym świat jest rzeczywiście w zasięgu ręki i gdzie możemy wspólnie realizować nawet najambitniejsze przedsięwzięcia, które nigdy nie byłyby w zasięgu żadnego z naszych miast i miasteczek działających w pojedynkę. Bo to jest właśnie budowanie mentalności i tożsamości metropolitalnej. Wierzę, że szybko dojrzewamy i do niej. Rozmawiała: Adriana Urgacz-Kuźniak

MAGAZYN METROPOLII 27


ludzie ALEKSANDRA

Sesja w Palazzo Murat Positano Photo: Patrycja Koczur Dress: Miu Piu Ślubne Atelier Szymon Kowalski Make up: Patrycja Prudło Hair: Ilona Nalewajka Ministerstwo Urody Shoes: Baldowski

28

MAGAZYN METROPOLII


KRÓLOWA CZARNEGO HUMORU, czyli cztery oblicza Aleksandry Śleziak

MODELKA Czy to prawda, że modelką zostaje się trochę przez przypadek?

pociągnęłam. Mam nadzieję, że skoro nie byłam prawdziwą panną młodą, to skutek nie był odwrotny.

W moim wypadku tak było i tak bywa najczęściej. Są oczywiście osoby, które mają wyjątkowe predyspozycje i od razu wiadomo, że są do tego stworzone, ale i one bywają zaskoczone, gdy ktoś proponuje im wizytę w agencji modelek.

Z jakimi wyzwaniami spotykasz się na co dzień jako modelka?

A jak było z Tobą? Miałam kiedyś aparat ortodontyczny. Gdy go ściągnęłam, postanowiłam sobie sprezentować sesję zdjęciową. Zdjęcia umieściłam w social mediach, odezwało się do mnie kilku fotografów i tak się zaczęło. W zasadzie to nigdy o tym nie marzyłam i na początku traktowałam to jako miły dodatek pozwalający zarobić całkiem przyzwoite pieniądze. Z czasem zrozumiałam, że to jak wygrany los na loterii – możliwość poznania tak wielu kreatywnych ludzi i ciekawych miejsc jest bezcenna. Ta praca weryfikuje też, niestety, kto jest Twoim prawdziwym przyjacielem. Ludzie bywają bardzo zazdrośni, nie do końca rozumiem dlaczego. Jak wspominasz pierwszą sesję foto, pokaz, wyjazd zagraniczny? Już na pierwszej sesji odkryłam, że moim głównym atutem jest uśmiech, znajomi mówią, że mam 999 uśmiechów na każdą okazję i jeszcze nie odkryłam jak pozować z poważną miną. Żartuję, że nie mam takich w swoim zasobie. Pierwszą zagraniczną sesję miałam w Mediolanie. To wyjątkowe przeżycie – stolica mody, ludzie tam nawet chodzą inaczej. Zdjęcia robiliśmy w galerii Vittorio Emanuele. Miałam na sobie suknię ślubną, i jakaś Pani podeszła i zapytała czy mogę pociągnąć ją za włosy. Przetarłam oczy, bo myślałam, że coś źle zrozumiałam. Okazało się, że w jej kraju jak panna młoda tak zrobi to przynosi szczęście, nie chciałam jej rozczarować, więc delikatnie ją

To ciężka praca, którą ludzie często bagatelizują i mówią „idziesz się pouśmiechać”. Nie zdają sobie sprawy jak bardzo trzeba być wytrwałym i elastycznym. Pamiętam tygodniową sesję , której byłam współorganizatorką we włoskim Positano na wybrzeżu Amalfi. Mieliśmy ze sobą 30 sukni ślubnych, a wiadomo jak ciężko poruszać się dostawczym samochodem po jednokierunkowych uliczkach na klifie. Codziennie kilka godzin szukaliśmy idealnej lokalizacji i odpowiedniego światła. Następnie makijaż i fryzury, które w 40-stopniowym upale nie są łatwą rzeczą do wykonania. Czasem jedno dobre ujęcie mieliśmy w 10 minut, ale czasem trwało to godzinę. Po powrocie ktoś powiedział mi „ale super, byłaś tydzień na wakacjach”, a ja zdałam sobie sprawę, że nie zapamiętałam ani jednej sensownej rzeczy z tego wyjazdu, bo cały czas skupiałam się na realizacji projektu. Jednak, mimo że ta praca jest wyczerpująca, to też niezwykle satysfakcjonująca. Jak określiłabyś swój status jako modelki? Zbliżająca się do emerytury (śmiech) Jakie cechy charakteru pomagają Ci w pracy modelki? Duży dystans do siebie i świata. Jestem królową czarnego humoru. Rada na początkujących? Pierwszego wrażenia nie da się zrobić za drugim razem. Jak cię widzą, tak ci płacą.

MAGAZYN METROPOLII 29


ludzie ALEKSANDRA

PRAWNICZKA Ale nie tylko jesteś modelką. Skończyłaś też prawo. Tak. Jestem magistrem prawa i aplikantem adwokackim w Okręgowej Radzie Adwokackiej w Katowicach, na co dzień można mnie zobaczyć w sądzie lub areszcie, w garniturze i z teczką pod pachą. Jestem też magistrem Finansów i Rachunkowości, mam licencjat z finansów i zarządzania oraz dyplom warszawskiego campusu Google z performance marketingu. Ale po kolei...Wybierając po maturze kierunek studiów nie mogłam się zdecydować, więc profilaktycznie zapisałam się na dwa kierunki z nadzieją, że po miesiącu zdecyduję, który bardziej mi odpowiada, ale tak się złożyło, że skończyłam obie uczelnie z tytułem magistra i chyba nawet nie było to takie trudne. W tym samym czasie pracowałam na etacie oraz jeździłam na kontrakty jako modelka. Na 4. roku studiów otworzyłam firmę. Wielozadaniowość to moje drugie imię. Im mam więcej rzeczy na głowie, tym lepiej je organizuję. Często słyszę „po co robić wszystko naraz, powinnaś coś wybrać”. Całe szczęście ostatnio rozmawiałam z moim dobrym kolegą, wybitnym profesorem prawa Tomaszem Pietrzykowskim, który powiedział, że może wcale nie muszę wybierać, skoro robienie wszystkiego idzie mi tak dobrze i w tej kwestii zaufam jemu, a nie reszcie świata. Jak to mówią, lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć. Czy atrakcyjne kobiety mają w życiu ŁATWIEJ czy TRUDNIEJ? Sądzę, że trudniej. Ostatnio dużo nad tym myślałam, rozmawiałam też ze znajomymi i uważam, że mają zdecydowanie trudniej. Zwróciłam szczególną uwagę na to, jakie cechy przypisuje się kobiecie na poważnym stanowisku w oparciu tylko o urodę. Wielu nie pomyśli, że ta osoba przeszła taką samą lub nawet jeszcze cięższą drogę, żeby być w tym miejscu, tylko sądzi, że znalazła się tam przez ładną twarz albo wiedziała z kim się umówić – w wiadomym celu. Stereotyp właśnie tak funkcjonuje. Spotykałam się z tym, że jakiś mężczyzna podchodził do mnie z tanią „bajerą”, no bo modelka, to co ona może wiedzieć, pewnie „duży bicek” zrobi na niej wrażenie. Po swoim monologu o tym, co dziś ćwiczył na siłowni, pyta mnie „a Ty co właściwie robisz” – pracuję w kancelarii adwokackiej i prowadzę agencję modelek – odpowiadam. Wtedy głucha cisza i w tył zwrot. W zasadzie daje mi to pewną satysfakcję.

30

MAGAZYN METROPOLII

Sesja w Rzymie Photo: Patrycja Koczur Dress: Miu Piu Ślubne Atelier Szymon Kowalski Hair: Ilona Nalewajka Ministerstwo Urody Make up: Patrycja Prudło Model: Szymon Kowalski Shoes: Baldowski


MAGAZYN METROPOLII 31


ludzie ALEKSANDRA

MENEDŻERKA Jako modelka postanowiłaś w Katowicach założyć agencję modelek. A dlaczego nie? Sama dużo pracując jako modelka wyrobiłam sobie tyle kontaktów, że byłam w stanie otworzyć własną firmę. Mam dobre podejście do ludzi i udało się. Ludzi trzeba inspirować. Jaka jest idealna modelka według twojej agencji Panda Events? Pewna siebie, pracowita, z wysoką kultura osobistą. Co takiego trzeba mieć w sobie, żeby się wyróżnić? To może być szereg uwarunkowań fizycznych lub cech charakteru, ale nie ma jednoznacznej recepty. Są dwie teorie. Pierwsza, że tylko piątkowe uczennice zostają top modelkami, a druga, że czasami to tylko szczęście, bo na wybiegach największych projektantów chodzą dziewczyny zgarnięte przez headhunterów „prosto z ulicy”. Dziś również liczy się liczba fanów w social mediach. Co decyduje o tym, że sesja zdjęciowa jest udana? Ludzie. I to jak zgrywają się razem na planie. Czasem zgrzyty między osobami pracującymi przy sesji widać na zdjęciu. Najważniejsze jest pozytywne nastawienie. Fantastyczne jest to, że w branży modowej większość osób kocha swoją pracę i nawet jak sesja trwa całą noc, to wychodzimy z niej z uśmiechem na twarzy, nie spotkałam się z tym w żadnej innej branży. Na co powinna zwrócić uwagę osoba planująca karierę w modelingu? Nie przejmować się co mówią inni i próbować swoich sił. Często znajomi słysząc „chcę zostać modelką” skutecznie zniechęcają osoby z dużym potencjałem. Na co zwracasz szczególną uwagę przy angażowaniu modelek? Na inteligencję emocjonalną, savoir vivre – szczególnie na punktualność. To dla mnie podstawa.

32

MAGAZYN METROPOLII

Sesja w Mediolanie Photo: Dorota Ziętek Dress: Miu Piu Ślubne Atelier Szymon Kowalski Make up & Hair: Barbara Bonus / Studio Urody i Brody Świętochłowice


GANGSTERKA Napisałaś w Nowym Roku na FB: chciałoby się napisać „nowa JA”, ale niestety w środku dalej pozostałam gangsterem! Co miałaś na myśli? (Śmiech) Kocham szybkie samochody i szybką jazdę. Znajomi żartują, że mogłabym prowadzić telewizyjny Top Gear. Od pewnego czasu przymierzam się do kanału na YouTube pod roboczym tytułem Motoryzacja Okiem Kobiety i mimo mylącego tytułu nie wybierałabym aut po kolorze. A co do aut – jechałam chyba wszystkim, czym tylko można. Mój pierwszy samochód to był klasyczny Mercedes 190E, mój rocznik 92, dziś miałby żółte blachy. To było prawdziwe auto z duszą i do dziś pozostał w moim sercu. Pamiętam, jak po egzaminie maturalnym z matematyki driftowałam nim na szkolnym parkingu (pozdrawiam III LO im. Mickiewicza w Katowicach). Chętnie przejechałabym się Subaru WRX po wyścigowym torze Nürburgring. Lubię też inne nieco męskie sporty, jak strzelnica czy gokarty, a nawet podobno nieźle gram w Fifę. I nie lubię chodzić na zakupy, buty kupuję w 4 minuty. Dzień dobry – czy jest taki rozmiar? Poproszę. Do widzenia. Właśnie ten pierwiastek w sobie nazywam „ małym gangsterem”. Amerykański reżyser i scenarzysta filmowy David Russell powiedział, że najtrudniejsza rzecz w życiu, to nauczyć się, które mosty przekraczać, a które palić. Lubisz tę myśl. Z cytatów lubię też „ Zawsze kiedy pytają Cię, czy potrafisz coś zrobić, powiedz im oczywiście, że potrafię i zajmij się zdobywaniem informacji jak to zrobić” – T. Roosevelt. Wysłuchała Małgorzata Katafiasz

Aktualnie Aleksandra Śleziak pracuje przy projekcie Jazz Art Fashion Festival, który odbędzie się w dniach 21-22.09 w Muzeum Walcownia w Katowicach. To unikalne połączenie mody, sztuki i muzyki jazzowej. Jedyne takie na Śląsku. Będzie można usłyszeć Aleksandra Dębicza w improwizacji piosenek Kory, a także zobaczyć niezwykły pokaz kolekcji Ewy Minge – Fashion is art.

Photo: Patrycja Koczur Dress: Miu Piu Ślubne Atelier Szymon Kowalski Hair: Michał Wadas / Salon Wadas Make up: Barbara Bonus

MAGAZYN METROPOLII 33


ludzie ALEKSANDRA

Pierwszego wrażenia nie da się zrobić za drugim razem.

Sesja w Positano Photo: Patrycja Koczur Dress: Miu Piu Ślubne Atelier Szymon Kowalski Hair: Ilona Nalewajka Ministerstwo Urody Make up: Patrycja Prudło Jewellery: Spark Silver Jewellery

34

MAGAZYN METROPOLII


Kwestionariusz PIERWSZE, CO ROBIĘ RANO Piję wodę z cytryną bez GMO (żart, śmiech) tak naprawdę sprawdzam telefon, chociaż wiem, że to fatalny nawyk. NA ŚNIADANIE JEM Przeważnie nie jem śniadania. NAJPIĘKNIEJSZY PREZENT, JAKI OTRZYMAŁAM 101 róż, których nie spodziewałam się do tego stopnia, że powiedziałam kurierowi z poczty kwiatowej, że to pomyłka. WYJĄTKOWA PAMIĄTKA, JAKĄ PRZYWIOZŁAM Z PODRÓŻY Z podróży przywożę głównie wspomnienia i nowe doświadczenia, to dla mnie największa „pamiątka” i wartość. W LUDZIACH NAJBARDZIEJ CENIĘ Dobre serce i otwarty na argumenty umysł, a także umiejętność przyznania się do błędu. FOTOGRAFIA TO Zatrzymywanie ulotnych chwil na dłużej. URODA DLA MNIE TO De gustibus non est disputandum. DO PIELĘGNACJI WŁOSÓW STOSUJĘ Wstyd przyznać, ale nie mam nawet w domu suszarki.

BUTY, TOREBKI CZY PERFUMY I JAKIE? Zdecydowanie perfumy – ulubione zapachy to Miss Dior Cherie, Armani Si i Mademoiselle od Chanel. ULUBIONY PROJEKTANT MODY Świat – Zuhair Murad, Polska – Szymon Kowalski, Miu Piu. 3 PRIORYTETY W MOIM ŻYCIU 1. Ciągły rozwój, kto zatrzymuje się w miejscu, zostaje w tyle. 2. Móc o sobie powiedzieć, że jestem szczęśliwym człowiekiem. 3. W dobie dzisiejszej technologii nie stracić „ludzkiego” podejścia do drugiego człowieka. NAJWIĘKSZYM WROGIEM SUKCESU JEST Rutyna i strach oraz nadmierne przejmowanie się tym co ludzie powiedzą. „Samorealizacja musi być zaplanowana, rzucanie się na ambitny chaos jest skazane na porażkę.” – Napoleon Hill „Myśl i Bogać Się” WIARY DODAJĄ MI Ludzie. Trzy cytaty, jako odpowiedź: „Życie jest zbyt krótkie by budzić się z żalem, kochaj ludzi, którzy dobrze Cię traktują i współczuj tym, którzy nie potrafią”. Anna Przybylska

P.S. pozdrawiam mojego fryzjera Michała Wadasa z Salonu Wadas.

MAKIJAŻ, KTÓRY LUBIĘ NA CO DZIEŃ Mocno podkreślone oko, to dodaje mi pewności siebie. Podobno oczy są zwierciadłem duszy.

„Trzymaj się z daleko od negatywnych ludzi. Oni mają problem na każde rozwiązanie”. Albert Einstein „Bądź dobry, ale nie trać czasu by to udowadniać”. Autor nieznany.

IKONĄ STYLU JEST Maria Izabel Goulart Dourado – jeden z aniołków Victoria’s Secret oraz ponadczasowa Donatella Versace.

MAGAZYN METROPOLII 35


ludzie ŚLĄSKI SZLAK KOBIET

Śląski Szlak Kobiet grafika: Marta Frej

Poczet Posłanek Śląskich 1922-1939

Wydawcą pocztówek z wizerunkami posłanek autorstwa Marty Frej jest Muzeum Powstań Śląskich w Świętochłowicach. Pocztówki można kupić w kompletach lub pojedynczo w Muzeum Powstań Śląskich. Cytowanie i publikowanie – koniecznie z podaniem źródła: Śląski Szlak Kobiet, Katowice 2009-2022.

36

MAGAZYN METROPOLII


Zapraszamy na kolejny, trzeci przystanek na ŚLĄSKIM SZLAKU KOBIET – spacerze śladami aktywnych, ale wciąż pozostających w cieniu wielkiej historii, kobiet z przedwojennego Górnego Śląska. Autorką idei Śląskiego Szlaku Kobiet jest dr Małgorzata TkaczJanik, memy-portrety posłanek stworzyła Marta Frej. Po starcie w Sali Sejmu Śląskiego, gdzie „spotkaliśmy” się z Janiną Omańkowską i „odwiedzeniu” Elżbiety Korfantowej w jej domu przy katowickiej ulicy Powstańców zatrzymujemy się dosłownie kilka kroków dalej, na ulicy Wita Stwosza 5, gdzie pomieszkiwała pierwsza śląska lekarka, zwana "Aniołem z Ravensbrück" Maria Kujawska. Maria Kujawska (1893 – 1948) z domu Raida (Rajda) urodziła się w Raciborzu w niemieckojęzycznej rodzinie śląskiej. Ojciec był mistrzem szewskim, matka gospodynią domową. Raidowie mieli ośmioro dzieci, siedmiu synów i jedną córkę. Choć rodzice byli ludźmi prostymi, doceniali rolę wykształcenia – czworo z ich dzieci wstąpiło na uniwersytety. Ukończenie średniej szkoły Fräulein Pruss kształcącej nauczycielki umożliwiło Marii podjęcie studiów uniwersyteckich. Wybrała wydział medyczny na Uniwersytecie we Wrocławiu, gdzie była jedną z pierwszych studentek. W tym czasie we Wrocławiu (Breslau) studiowało wielu Polaków. Maria zaprzyjaźniła się z nimi, a szczególnie z jednym z nich – Kazimierzem Kujawskim, pochodzącym ze Śremu. Obydwoje zaangażowali się w działalność polskich tajnych organizacji studenckich: Grupy Narodowej i "Zetu". Przyjaźń zamieniła się w gorące uczucie i Maria postanowiła nauczyć się języka polskiego. Kiedy Maria zdobywała wiedzę medyczną, kończyła się pierwsza wojna światowa i Polska odzyskiwała niepodległość, a w Ślązakach rodziła się nadzieja na przyłączenie Górnego Śląska do Polski. Niezadowolenie wywołane decyzjami dotyczącymi podziału terytorialnego ziem zaboru pruskiego doprowadziło w sierpniu 1919 roku do wybuchu pierwszego powstania śląskiego, a rok później drugiego. Maria ukończyła studia w 1920 roku i jako pierwsza Ślązaczka uzyskała tytuł doktora medycyny. Z dyplomem wyższych studiów i świetną znajomością języka polskiego wróciła na Śląsk i w czasie przygotowań do plebiscytu zaangażowała się, między innymi w rodzinnym Raciborzu, w działalność propagandową na rzecz głosowania za Polską. Wynik plebiscytu i w jego rezultacie podział terytorialny Górnego Śląska spowodował, że w nocy z 2 na 3 maja 1921 r. Ślązacy po raz trzeci chwycili za broń, by wymusić na Lidze Narodów i Radzie Ambasadorów korzystniejszy niż proponowano po plebiscycie podział Górnego Śląska. Trzecie powstanie zastało Marię w Szopienicach, w jednym z wielu punktów sanitarnych. Rannych z frontu walki odwoziły do szpitali pociągi sanitarne. Jeden z nich, pociąg sanitarny grupy „Wschód” do szpitala w Sosnowcu prowadziła dr Maria Rajda. Była jedyną kobietą lekarką biorącą udział w III powstaniu śląskim. W tym czasie ukształtował się jej światopogląd: otwarty, polski patriotyzm i postępowe poglądy społeczne zbliżone do socjaldemokratycznych.

6 sierpnia 1921 roku zawarła związek małżeński z kolegą ze studiów Kazimierzem Kujawskim. Z czasem rodzina powiększyła się, na świat przyszły cztery córki (wszystkie też zostały lekarkami). W 1932 r. po objęciu przez Kazimierza stanowiska lekarza powiatowego Kujawscy przeprowadzili się do Katowic i zamieszkali przy ul. Wita Stwosza 5. Maria został kierowniczką przychodni przeciwgruźliczej przy PCK w Katowicach. Jak większość inteligencji w okresie międzywojennym Maria Kujawska angażowała się w budowę nowej Polski poprzez działalność społeczno-polityczną. Należała do związanej z sanacją partii Narodowo-Chrześcijańskiego Związku Pracy. Działała społecznie w wielu organizacjach, od 1931 roku pełniła funkcję wiceprzewodniczącej Towarzystwa Polek, największej organizacji kobiecej na Śląsku, zasiadała też w ławach Sejmu Śląskiego drugiej i trzeciej kadencji. Podczas jednego z posiedzeń Sejmu doszło do słownej utarczki pomiędzy Kujawską i Korfantym. Wybuchł skandal obyczajowy, bo za obrażenie żony Kazimierz Kujawski kilka dni później spoliczkował Korfantego w hotelu Savoy w Katowicach. Wydarzenie opisywała prasa. Od 1935 roku była członkinią Śląskiej Rady Wojewódzkiej. W 1936 roku została odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. W czasie wojny Maria Kujawska była więźniarką obozu koncentracyjnego Ravensbrück – dzięki bezgranicznemu oddaniu chorym zyskała przydomek „Anioł z Ravensbrück”. Zasłużyła na niego. Leczyła chore więźniarki nieprzyjęte do „Rewiru”, często odbywając wizyty po godzinie policyjnej (zakazie opuszczania baraków po zmroku) co łączyło się z ryzykiem represji. Najbardziej znane zdarzenie miało miejsce w lutym 1945 roku, kiedy to Niemcy tuż przed kapitulacją dokonywali selekcji i chore, nieprzydatne do niewolniczej pracy więźniarki uśmiercali w komorach gazowych. Maria Kujawska przekonała wówczas komisję SS do odstąpienia od przeprowadzenia selekcji w kierowanym przez nią 11. bloku szpitalnym. Zdołała wytłumaczyć komisji, że ten blok przeznaczony jest dla rekonwalescentek, wobec czego nie ma w nim ciężko chorych, a selekcja byłaby stratą czasu. Maria nakazała kobietom, którymi się opiekowała, wstać z prycz, ubrać się, uczesać, uśmiechać. Tak opisuje to wydarzenie w „Przeglądzie Lekarskim” była więźniarka, Irena Kiedrzyńska: „Gdy przyszła komisja, zastała w otwartych oknach kobiety roześmiane, o dobrym wyglądzie. Dr Kujawska z pogodną twarzą wyszła naprzeciw niemieckich lekarzy i mocnym, spokojnym głosem oświadczyła, że w tym bloku poważnie chorych nie ma”. Po wojnie Maria Kujawska zamieszkała z rodziną w Pszczynie. Zmarła nagle 23 maja 1948 roku na zawał serca. opracowała Małgorzata Katafiasz Przy przygotowaniu artykułu korzystałam z nagrodzonej na IV Konkursie Dziennikarskim im. Agnieszki Wojtali pracy autorstwa Aliny Bednarz.

MAGAZYN METROPOLII 37


ludzie ŚLĄSKIE ANIOŁY

CZYNIĄ DOBRO I NIOSĄ POMOC

JAK TO ANIOŁY Tak naprawdę nie jesteśmy w stanie określić momentu, w którym zrodził się pomysł i zaczęliśmy działać na rzecz innych osób, mówi prezeska zarządu Fundacji Śląskie Anioły BEATA TWARDOWSKA Nasze działania wynikają z tego, jak zostaliśmy wychowani i jakie wartości nam w dzieciństwie wpojono. Od roku 2005 pomagaliśmy osobom starszym, samotnym, niepełnosprawnym i wykluczonym społecznie. Na początku pomoc była doraźna i kierowana przede wszystkim do mieszkańców Katowickiej Spółdzielni Mieszkaniowej, bo tam została powołana Fundacja. Tam też zaczęło się pomaganie. Z biegiem lat dołączały do nas kolejne osoby chętne, by zrobić coś dobrego dla innych. Po prawie dziesięciu latach działań podjęliśmy decyzję, że nasze dobro będziemy tworzyć pod nazwą „FUNDACJA ŚLĄSKIE ANIOŁY”. Nazwa wywodzi się z naszego pochodzenia, czyli ze Śląska oraz z tego, że staramy się czynić dobro i nieść pomoc właśnie jak Anioły. Niesienie i przekazywanie dobra to tak naprawdę kwintesencja miłości. Już św. Paweł pisał, że „ze wszystkiego najważniejsza jest miłość” i ona zawsze zwycięża. Na jej gruncie żyje szczęście, z niej czerpie soki serce, miłość rysuje na twarzy smakowity rogalik uśmiechu. Nie można jej kupić ani sprzedać. Miłość jest darem, rozjaśnia ciemne kąty, w których czają się strachy, napełnia pokój ciepłym światłem słońca. Jest lekiem na całe zło, na pustkę, chorobę, sieroctwo… Fundację tworzą ludzie, którzy na co dzień prowadzą własne firmy, pracują w najróżniejszych przedsiębiorstwach czy administracji państwowej. Ludzie, którzy chcą

38

MAGAZYN METROPOLII

bezinteresownie ofiarować innym dwie najcenniejsze rzeczy, swój czas, którego każdy ma bardzo ograniczoną ilość oraz miłość, potocznie zwaną dobrem. Od samego początku jestem trzonem Fundacji i osobą, która inspiruje wszystkich do działania oraz wyznacza kierunki i obszary, w których powinniśmy się poruszać, mówi Beata Twardowska. Poza mną w Fundacji działa wiele osób, niektóre z nich są z nami od początku i zapewne zostaną z nami do końca, jest też wiele osób, które pragną spróbować, chcą dać cząstkę siebie, jednak po pewnym czasie odchodzą, najczęściej z braku czasu. Po wielu latach działań doszliśmy do wniosku, że nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim i postanowiliśmy skupić nasze działania na kilku placówkach takich jak Dom Aniołów Stróżów, Zespół Szkół Specjalnych w Katowicach, Dom Dziecka Tęcza w Katowicach oraz Szkoła Specjalna w Chorzowie. Aby dotrzeć do najbardziej potrzebujących dzieci podpisaliśmy z tymi placówkami porozumienia na podstawie których pedagodzy, psycholodzy i wychowawcy typują dzieci, które powinny znaleźć się pod naszymi anielskimi skrzydłami. Nie przekazujemy środków pieniężnych naszym podopiecznym. Dzieci otrzymują od nas wyprawki szkolne, zabawki, ubrania i wiele innych rzeczy, które sprawiają im radość oraz dają wsparcie niematerialne. Kilka razy w roku korzystając z dobrego serca właścicieli i pracowników restauracji Patio-Park w Katowicach organizujemy dla na-


MAGAZYN METROPOLII 39

zdjęcie: Łukasz Jungto


ludzie ŚLĄSKIE ANIOŁY

Od lewej: Małgorzata Puszczało, Stefania Stręgiel, Joanna Karzełek, Iwona Warot, Andrzej Misiołek, Ela Kwaśnicka, Sylwia Gierez-Dobiczek, Gerard Klimański, Marzanna Peukert, Joanna Skorek-Kopcik, Beata Twardowska

szych podopiecznych spotkania z okazji świąt Bożego Narodzenia, Mikołaja, Wielkanocy, Dnia Dziecka, Akcji Lato czy Akcja Zima. Staramy się, aby w trakcie tych spotkań nasi podopieczni mogli poczuć się naprawdę wyjątkowo będąc gośćmi jednej z najlepszych restauracji w Katowicach. Pracownicy Patio-Park wraz ze swoimi dziećmi przygotowują wspaniałe dania, szykują prezenty, a to wszystko we wspaniałej atmosferze, która pozwala zapomnieć o troskach dnia codziennego. Z każdego takiego spotkania nasi podopieczni wychodzą przeszczęśliwi z masą prezentów, pełnymi brzuchami i najszczerszą radością płynącą prosto z napełnionych miłością serc. To sprawia, że nasz trud zostaje sowicie wynagrodzony i chce nam się jeszcze bardziej. Co roku Fundacja stara się organizować wyjazdy wakacyjne dla swoich podopiecznych, oczywiście wszystko zależy od tego, ile uda nam się zebrać na ten cel środków – wyjazd jednego dziecka to koszt około 2000 zł. W ubiegłym roku wysłaliśmy dziesięcioro dzieci nad morze, do ośrodka kolonijnego w miejscowości Dąbki. Dla większości z nich były to pierwsze wakacje spędzone poza miejscem zamieszkania, pierwszy raz zobaczyli morze. Radość jaką mogliśmy im sprawić była czymś niezwykłym, a przeżycia zostaną w ich i naszych sercach na długie lata. Co roku Fundacja organizuje również dobroczynną Galę, która jest zwieńczeniem i podsumowaniem naszych działań w minionym roku, a zarazem rozpoczęciem i wyznaczeniem kierunku na rok kolejny. Na Gali przede wszystkim dziękujemy naszym Darczyńcom, przyznając im honorowe certyfikaty „Śląskich Aniołów”, chwalimy się

40

MAGAZYN METROPOLII

tym, co udało się nam dokonać w minionym roku, a także zbieramy środki na kolejne działania statutowe Fundacji. Służy temu aukcja, na której każdy z gości może wylicytować podarowane Fundacji cenne przedmioty. Na każdej Gali członkowie fundacji dla swoich podopiecznych oraz w ramach podziękowania dla Darczyńców przygotowują specjalne wydarzenie artystyczne. W tym roku był to spektakl pod tytułem „Anielski nieład”, który począwszy od scenariusza, poprzez reżyserię, na brawurowo zagranych rolach kończąc zrealizowany został przez członków Fundacji Śląskie Anioły. Tegoroczną XIV Galę swym patronatem objęła wicemarszałek Senatu pani Maria Koc i, tradycyjnie jak co roku, prezydent miasta Katowice pan Marcin Krupa. Wśród wielu znamienitych gości pojawili się między innymi senatorowie, posłowie i samorządowcy, w tym m.in. pełnomocnik prezydenta miasta Katowice Agnieszka Lis, osobowości ze świata biznesu, rodzice podopiecznych i wielu przyjaciół naszej Fundacji. Za swoją działalność i starania na rzecz dzieci Fundacja otrzymała także listy gratulacyjne od wojewody śląskiego pana Jarosława Wieczorka, marszałka województwa śląskiego pana Jakuba Chełstowskiego, prezydenta miasta Katowice pana Marcina Krupy oraz prezesa Regionalnej Izby Gospodarczej pana Tomasz Zjawionego. Fundacja Śląskie Anioły serdecznie zaprasza na facebookowy fanpage, dzięki któremu można na bieżąco oglądać i uczestniczyć w naszych działaniach oraz przekonać się, jak wiele dobra da się zrobić przy odrobinie dobrej woli płynącej prosto z anielskich serc…


MAGAZYN METROPOLII 41


ludzie FACE TO FACE WITH THE WORLD

42

MAGAZYN METROPOLII


Zaadoptuj je wirtualnie. One pragną iść do szkoły! tekst: Adriana Urgacz-Kuźniak zdjęcia: Fundacja Face To Face With The World Katarzyna Włodkowska

Na zdjęciach – a wiele ich na facebookowej stronie fundacji Face To Face With The World – pełne nadziei dzieci z 67 afrykańskich sierocińców. Jedne radośnie szczerzą zęby, inne nieśmiało spoglądają spod spuszczonej głowy. Od tych, które mijamy na co dzień różni je nie tylko większy kontrast między bielą uśmiechu a skórą, ale również dostęp do edukacji. Te dzieci tak bardzo chcą iść do szkoły! Spełnić to marzenie mogą wirtualni rodzice. Nietrudno nimi zostać i niewiele to (finansowo) kosztuje.

MAGAZYN METROPOLII 43


ludzie FACE TO FACE WITH THE WORLD

MAMA I TATA NA ODLEGŁOŚĆ Adopcja na odległość to możliwość przejęcia odpowiedzialności za los drugiego człowieka. Każdy może się na nią zdecydować. Nie ma żadnych barier, wymagań, czy warunków do spełnienia. Liczą się tylko dobre chęci i wewnętrzna potrzeba niesienia pomocy innym. – Program nie narzuca ani obowiązków, ani przywilejów i bardzo różni się od istniejących w Polsce adopcji na odległość, prowadzonych przez liczne stowarzyszenia i fundacje – wyjaśnia Anna Hora-Lis, nauczycielka z Gliwic i założycielka Fundacji Face To Face With The World. – Jako jedyny program w Polsce, ten prowadzony przeze mnie, umożliwia codzienne rozmowy on-line z dzieckiem i jego opiekunem, a także konsultacje z nauczycielem szkolnym. Rodzic adopcyjny poznaje warunki życia dziecka, jego przyjaciół, najskrytsze smutki, jak i radości dziecka. Wirtualna mama i tata uczestniczą w jego życiu, a zatem nawiązuje się między nimi głęboka więź emocjonalna. Koszt adopcji na odległość to zaledwie 100 zł miesięcznie. Już taka kwota wystarczy na dokonanie opłaty szkolnej, zakup niezbędnych artykułów szkolnych i higienicznych, a także pełne wyżywienie dziecka. – Absolutnie nie pobieram od wpłat żadnej prowizji, cała kwota jest przekazywana dziecku – podkreśla Anna Hora-Lis. – Rodzic otrzymuje potwierdzenie przelewu, a od opiekuna sierocińca fotogalerię z zakupów, a nawet rachunki. Stąd nazwa Face to Face: rozmawiamy ze sobą twarzą w twarz i niczego nie ukrywamy. Rodzice adopcyjni, którzy są w naszym programie, to niesamowici ludzie. Często dodatkowo wysyłają do dzieci paczki – nie tylko do swojego dziecka adopcyjnego, ale do wszystkich maluchów jedną, żeby żadnemu dziecku nie było przykro. A radość z tych paczek jest ogromna. ZOSTAWIONE NA ODLUDZIU NA ŚMIERĆ. CUDEM OCALAŁE Dzieci, które można adoptować, pochodzą głównie z Afryki, a dokładniej z sierocińców m.in. w Ugandzie, Kenii, Mali, Ghanie, Gambii, Sierra-Leone, Nigerii, Kamerunie, Senegalu, Malawi, Etiopii i Tanzanii. Niezależnie od państwa, w którym się urodziły, ich sytuacja jest tragiczna. W większości są to maluchy podrzucone do sierocińca lub pozostawione przez rodzica na odludziu, cudem ocalałe. Wiadomo już, że większość ma HIV, a nie wszystkie jeszcze zostały przebadane. – Opiekuję się dziećmi z najuboższych sierocińców z okolic wiejskich, które nie mają żadnej pomocy socjalnej ze strony państwa (bo taka tam nie istnieje), a pomoc humanitarna nie dociera do nich znikąd. Wiem, że największym marzeniem tych dzieci jest pójście do szkoły! – mówi Anna Hora-Lis.

44

MAGAZYN METROPOLII


MAGAZYN METROPOLII 45


ludzie FACE TO FACE WITH THE WORLD

Marzenia dzieci w Afryce są bardzo odmienne od marzeń dzieci w Polsce. Pójście do szkoły jest dla nich często nieosiągalnym celem. – Uważam, że tylko edukacją możemy coś zmienić w Afryce – podkreśla założycielka Fundacji. – Wysyłanie darów daje ułudę łatwości zdobycia przedmiotów materialnych. Nie uczy zaradności, umiejętności utrzymania rodziny. Tak rozumiana pomoc humanitarna mija się z celem. Im trzeba dać przysłowiową wędkę, a nie rybę, i o to w Face To Face With The World chodzi. WIELE DZIECI UMIERA, ZANIM ZOSTANIE ADOPTOWANYCH W programie biorą udział dzieci w wieku od 1,5 roczku do 14 roku życia. Ich liczba zmienia się każdego dnia – nowe dzieci przychodzą, ale wiele umiera. Przyczyny zgonów są różne, ale wszystkie wynikają bezpośrednio z biedy. Dzieci odchodzą z tego świata z przepracowania, z powodu niedożywienia, chorób czy zabójstw. – Musimy sobie uzmysłowić, że w Afryce co 30 sekund umiera jedno dziecko – wylicza nasza rozmówczyni. Statystyki są zatrważające. Dlatego, choć to zabrzmieć może brutalnie, do adopcji online przekazuję dzieci w wieku od 3 roku życia. To wiek, w którym dziecko może iść do przedszkola i zacząć naukę języka angielskiego lub francuskiego (zależnie od państwa, z którego pochodzi). Młodszymi dziećmi zajmuję się osobiście z mężem i przyjaciółmi. Maluchy nie zawsze dożywają do 3 roku życia, więc nie chcę narażać naszych polskich rodziców on-line na koszmar związany ze stratą dziecka. Śmierć dziecka, nawet takiego, które zostało zaadoptowane na odległość, jest traumatycznym przeżyciem. Wiem to, bo sama przeszłam przez to nie raz. DZIAŁANIE NA WIELU POLACH Adopcja na odległość to najmłodsze, ale nie jedyne „dziecko” Fundacji. Międzynarodowy program edukacyjny Face To Face With The World powstał 6 lat temu. Obecnie przy pomocy wolontariuszy Anna Hora-Lis koordynuje aż trzy projekty. Pierwszy z nich, „Lekcje on-line ze Światem”, skierowany jest do szkół polskich i polonijnych, które zawierają przyjaźnie on-line ze szkołami w Afryce i Azji. Projekt „Zostań moją Mamą, zostań moim Tatą” dedykowany jest nauczycielom, studentom i polskim rodzinom, które prowadzą rozmowy on-line, a przez nie edukują dzieci i wychowawców z małych sierocińców na terenie Afryki, Azji i Bliskiego Wschodu. Nauka w ramach tego programu dotyczy m.in. języka angielskiego, higieny, radzenia sobie w życiu np. poprzez zakładanie hodowli, samowystarczalności, zaradności. – Projekt „Pomóż dzieciom wrócić do szkoły” to opieka indywidualna nad uzdolnionymi dziećmi, których sylwetki i sytuację przedstawiam regularnie na stronie Face To Face

46

MAGAZYN METROPOLII

With The World – wyjaśnia nauczycielka. – Pomagamy dzieciom, uzdolnionym a osieroconym, uzyskać wykształcenie i jednocześnie dążymy do poprawy sytuacji ekonomiczno-społecznej w ich rodzinnym kraju. Tutaj też prowadzone są indywidualne adopcje on-line – dodaje. Obecnie Face To Face With The World współpracuje z 67 sierocińcami z 26 państw. Z każdym z nich Fundacja ma podpisane umowy prawne, sprecyzowane cele i zasady, których instytucja przystępująca do programu łamać nie może. W każdym państwie wyznaczony jest koordynator, który sprawdza na miejscu działanie sierocińców. – Jesteśmy legalnie zarejestrowaną organizacją z oddziałami w Kenii, Pakistanie i Ugandzie. Cały czas się rozwijamy. Moja prawa ręka w Polsce, Katarzyna Włodkowska, założyła Stowarzyszenie Face To Face również prawnie zalegalizowane w Polsce i osobiście w tym roku odwiedziła Ugandę – kontynuuje Anna Hora-Lis. ADOPCJA NA PROSTYCH ZASADACH Udział w programie niesie za sobą odpowiedzialność za dziecko na innym kontynencie. – To dziecko jest daleko, ale jak blisko zarazem. Dlatego, choć rodzic w każdej chwili może opuścić program, powinien mieć świadomość, że rani malucha, który już wcześniej raz był porzucony i nie zrozumie powodów takiej decyzji – przestrzega koordynatorka adopcji on-line. Rodzice adopcyjni z tego samego sierocińca wymieniają się informacjami między sobą, koordynatorką i wychowawcą na grupach FB stworzonych w tym celu. Często między nimi nawiązuje się przyjaźń, zbudowana na wspólnym celu, jakim jest pomoc dzieciom, które z wielkimi nadziejami czekają na wirtualną mamę i tatę. – Ratujemy przynajmniej jedno dziecko dziennie – nie kryje dumy nasza rozmówczyni. – Odkąd rozpoczęliśmy program, każdego dnia jedno osierocone dziecko znajduje swoją Mamę on-line. Przyznam, że ratując to jedno dziecko czuję się, jakbyśmy ratowali cały świat. Jeżeli chcesz ofiarować dzieciom trochę zainteresowania, serca i pomocy, jeśli nie są ci obojętne losy świata, jeśli jesteś wrażliwy na krzywdę dzieci – to znaczy, że w Fundacji Face to Face With The World szukają właśnie Ciebie! Rozmawiaj, pisz z dziećmi on-line, poznaj ich życie i codzienne kłopoty, daj im trochę ciepła i rodzicielskiego zainteresowania, spraw by nie czuły się samotne! Adriana Urgacz-Kuźniak


KONTAKT koordynator Anna Hora-Lis tel. 506 987 053 email: annahoralis@interia.pl

Koszt adopcji na odległość to zaledwie 100 ZŁ MIESIĘCZNIE. Już taka kwota wystarczy na dokonanie opłaty szkolnej, zakup niezbędnych artykułów szkolnych i higienicznych, a także pełne wyżywienie dziecka.

MAGAZYN METROPOLII 47


ludzie KRZEMIŃSKI / NEUMANN

Kraków Airport im. Jana Pawła II

korona lotnisk zdobyta Zdjęcia: Krzysztof Krzemiński i Robert Neumann

www.fotoair.com.pl

Katowice Airport w Pyrzowicach

48

MAGAZYN METROPOLII


Port Lotniczy Poznań-Ławica im. Henryka Wieniawskiego

Sam fakt latania dronem to teraz nic nadzwyczajnego, ale żeby latać i filmować nad lotniskiem to już wyższa szkoła jazdy, mówią KRZYSZTOF KRZEMIŃSKI I ROBERT NEUMANN z Gliwic, którzy podjęli to wyzwanie i udało im się odwiedzić dronami przestrzeń powietrzną nad 10 polskimi lotniskami. DRON TO NARZĘDZIE PRACY, ALE COŚ JEST TAKIEGO W LATANIU DRONEM, ŻE MOŻE BYĆ PASJĄ CZY HOBBY. A DLA CIEBIE, CZYM JEST PRZEDE WSZYSTKIM? Robert Neumann: Dron daje niesamowite możliwości oglądania świata z góry. Niezależnie, czy jest to wysokość pierwszego piętra czy dziesięciu metrów, mamy możliwość zobaczenia tego, co do tej pory było trudno dostępne. Dla mnie fotografowanie dronem jest z pewnością pasją. Każdy lot daje możliwość zrobienia pięknej fotografii lub uchwyceniu chwili w postaci nagrania video. Takie coś to zawsze dla mnie satysfakcja, że mogę pokazać coś innym. Krzysztof Krzemiński: Kiedyś hobby, bo tak kojarzy mi się moje pierwsze latanie samolotem z aparatem kilkanaście lat temu. Z czasem została fascynacja lataniem, a pojawiły się drony i nowe możliwości robienia wyjątkowych zdjęć z powietrza. Ale emocje i dawka adrenaliny z latania

samolotem pozostały, zwłaszcza, że temu naszemu dronowemu lataniu towarzyszy magia miejsc. Mamy wszystko co potrzeba, by czerpać radość i energię, czyli różne samoloty - małe i duże, spektakularne wschody i zachody słońca, czy zdjęcia na których przyświeca nam księżyc w pełni. A to, że czasami trzeba wstać bardzo wcześnie albo nie kłaść się spać, to już zupełnie inna kwestia. Dla mnie to ogromne wyzwanie – tak, to musi być pasja. SKĄD POMYSŁ NA KORONĘ LOTNISK W POLSCE? RN: Kochamy samoloty, a ich największe skupienie to porty lotnicze. Dodatkowo lotnisko to niesamowite miejsce. Jest tam dużo światła i jest kolorowo. To sprawia, że chce się tam wracać. Po pierwszych lotach w Pyrzowicach bardzo chcieliśmy zobaczyć, jak jest w innych portach. Z drugiej strony lubimy wyzwania, a latanie dronem w takich miejscach jest niewątpliwie trudne do zrealizowania. KK: Wszystko zaczęło się na lotnisku w Pyrzowicach, tam - dzięki dobrym ludziom - mieliśmy możliwość nabrać doświadczenia w lataniu. A skoro udało się zrobić kilka fajnych zdjęć w takim miejscu, trzeba było podjąć wyzwanie. Wychodzimy z założenia, że nie ma rzeczy niemożliwych, trzeba tylko podjąć wysiłek i dać szansę ich realizacji. Najpierw pojawiła się koncepcja zdjęć w najbliższych lokalizacjach: w Krakowie, Wrocławiu i Rzeszowie i jak mieliśmy w portfolio zdjęcia z tych miejsc, to następnym, naturalnym krokiem było sięgnięcie po „koronę największych polskich lotnisk”.

MAGAZYN METROPOLII 49


ludzie KRZEMIŃSKI / NEUMANN

Port lotniczy Wrocław im. Mikołaja Kopernika

CO SPRAWIŁO NAJWIĘKSZĄ TRUDNOŚĆ PRZY REALIZOWANIU TEGO POMYSŁU? RN: Podstawa to przekonanie PAŻP (Polska Agencja Żeglugi Powietrznej) do tego pomysłu, a potem zgranie naszych kalendarzy i pogody. Były sytuacje, że jeździliśmy z lotniska na lotnisko, a prognozy były niepewne. Dla dobrych zdjęć najważniejsze są warunki pogodowe. Czasem patrząc wstecz myślę sobie, że to było niesamowite szczęście, gdy przebłyski słońca w zachmurzonym niebie zgrały się z przerwami między operacjami na lotnisku. O JAKIM WYZWANIU TERAZ MYŚLICIE? KK: Oczywiście głowy mamy pełne pomysłów fotograficznych i także tych związanych z samolotami w różnych odsłonach. Mogę zapewnić, że nie powiedzieliśmy ostatniego słowa w tym temacie. Na pewno powstanie „lotniskowy” album z najciekawszymi zdjęciami, na horyzoncie widać także kalendarz na 2020 rok. O wszystkim można będzie dowiedzieć się na naszej oficjalnej stronie: www.fotoair.com.pl

50

MAGAZYN METROPOLII


Port Lotniczy Rzeszรณw-Jasionka

Lotnisko Chopina w Warszawie

MAGAZYN METROPOLII 51


ludzie KRZEMIŃSKI / NEUMANN

Port Lotniczy Szczecin-Goleniów im. NSZZ Solidarność

Port lotniczy Bydgoszcz im. Ignacego Jana Paderewskiego

52

MAGAZYN METROPOLII


Port Lotniczy Gdańsk im. Lecha Wałęsy

Port Lotniczy Łódź im. Władysława Reymonta

MAGAZYN METROPOLII 53


OBIEKTY POŻĄDANIA

OBIEKTY POŻĄDANIA

54

MAGAZYN METROPOLII


OBIEKTY POŻĄDANIA

PZ STELMACH

1979 roku w Opolu przez seniora Leona Stelmacha. Obecnie firma łączy tradycję z nowoczesnością i poza obróbką ręczną wprowadziła najnowsze obrabiarki dostępne na świecie, oparte na technologii CNC. Dzięki temu powstają najwyższej jakości przepiękne projekty, ograniczone tylko wyobraźnią.

Firma PZ Stelmach zajmuje się produkcją obrączek. Tradycja pracowni sięga głęboko. Pradziadek właścicieli w 1919 roku ukończył Cesarsko-Królewską Szkołę Artystyczną w Zakopanem o profilu rzeźba figuralna i złotnictwo. Tak zapoczątkował tradycję rodzinną, którą kultywuje się do dziś poprzez działalność Pracowni Złotniczej założonej w

1 MAGAZYN METROPOLII 55

foto: www.stelmach.pl

KLASYKA I AWANGARDA


OBIEKTY POŻĄDANIA

LLADRÓ HIGH PORCELAIN

ZAINSPIROWANE MALARSTWEM zamówienia: www.ambiente.gliwice.pl

foto: www.lladro.com

lasach Amazonii mają wiele różnych słów określających odcienie zieleni w otaczającym ich krajobrazie. Lladró zastosował również najbardziej egzotyczne zielenie do dekoracji limitowanej edycji High Porcelain. I opowiedział historię, dziejącą się na wielu planach jednocześnie.

Artyści z warsztatu Lladró High Porcelain jak na płótnie przedstawili na powierzchni wazy – największej, jak dotąd, stworzonej przez markę – ziemski raj w dziewiczym lesie, w którym zwierzęta współistnieją w harmonii. Krajobraz inspirowany jest kolekcją obrazów, na których francuski malarz Henri Rousseau (1844–1910) pokazał egzotyczny świat, wypełniony sennymi wizjami. Mówi się, że Indianie w dziewiczych

h = 90 cm / cena katalogowa: 22 775 Euro

2 56

MAGAZYN METROPOLII


OBIEKTY POŻĄDANIA

BIEL

go. Jedną z pierwszych kobiet, która użyła białej sukni ślubnej była Maria I Stuart, poślubiająca Franciszka II Walezjusza. Wybór tego koloru sukni był potraktowany jako zła wróżba, gdyż kolor biały był w tamtym okresie oficjalnym francuskim kolorem żałobnym. Biel sukien ślubnych stała się popularna po zawartym w roku 1840 małżeństwie Wiktorii Hanowerskiej z księciem Albertem.

Już od średniowiecza śluby były więcej niż związkiem dwojga ludzi. Łączyły one dwie rodziny, dwa przedsięwzięcia, a nawet dwa kraje. Śluby były zawierane w celach politycznych i gospodarczych, co powodowało, że panny młode ubierano w taki sposób, by jak najlepiej reprezentowały swoje rodziny podczas ceremonii. Obecnie tradycyjnym kolorem sukien ślubnych w kulturze zachodniej jest biel oraz warianty koloru kremowe-

3 MAGAZYN METROPOLII 57

foto: depositphotos.com

NAJPIĘKNIEJSZA SUKNIA W ŻYCIU


OBIEKTY POŻĄDANIA

KROSS

DWA KOŁA, JEDNA PASJA

TE to najnowsza broń zespołu fabrycznego Kross Racing Team. Rower wyposażony jest w ultralekką, karbonową ramę o sztywnej konstrukcji. Wszystko to daje szybkość, dynamikę, a także nieosiągalną wcześniej trakcję na zjazdach i podczas dynamicznego podjeżdżania w trudnym terenie.

foto: www.kross.pl

Niezależnie od tego, czy interesują nas starty w wyścigach XC i maratonach MTB, czy cenimy sobie wolność, której mogą dostarczyć rowery enduro i trail, to w tej kategorii na pewno znajdziemy coś dla siebie. Wśród rowerów górskich Kross są modele z różnych kategorii. Lekkie modele MTB XC Full i MTB XC oferują optymalne parametry do startu w wyścigach Cross Country oraz maratonach. Kross Earth

Cena roweru: 24 999 zł

4 58

MAGAZYN METROPOLII


OBIEKTY POŻĄDANIA

AEROWATCH

wskazuje dowolny czas lokalny. Zegarek zasila wyjątkowy, niespotykany mechanizm.

Zegarek limitowany do 52 sztuk ponieważ po 52 latach polska reprezentacja koszykówki awansowała na Mistrzostwa Świata. Zegarek jest bardzo specjalny. Mechanizm pokazuje czas w 3 strefach czasowych. Na jednej subtarczy prezentowany jest czas w Montevideo, gdzie polska drużyna grała w 1967 roku, a na drugiej czas w Pekinie, gdzie zagra pierwszy mecz MŚ. Główna wskazówka godzinowa

14 zegarków trafiło w ręce koszykarzy i trenera, którzy wywalczyli awans. Pozostałe zegarki trafią do sprzedaży w oficjalnej sieci sprzedaży Aerowatch w Polsce Cena od: 24 900 zł

5 MAGAZYN METROPOLII 59

foto: www.aerowatch.pl

AEROWATCH RENAISSANCE POLISH BASKETBALL LIMITED EDITION


fot. Marcin Watemborski

styl TATUAÅ»

60

MAGAZYN METROPOLII


tatuaż

jest trendy

Sam zabieg jest bolesny (no, nie za pierwszym razem, bo wówczas działa adrenalina, radość znosi ból), nie powinien kojarzyć się z przyjemnością, tylko z cierpieniem, a cierpienia pragniemy zwykle unikać… Nie w tym przypadku. Człowiek zaciska zęby i oddaje się w czułe ręce mistrza, mówi MICHAŁ NOWAKOWSKI, organizator Konwentu

tekst: Jarosław Sołtysek, Justyna Wydra

zdjęcia: Tattoo Konwent

MAGAZYN METROPOLII 61


styl TATUAŻ

Tattoo Konwent to okazja do niecodziennego spotkania ze sztuką tatuażu. Organizowana w czterech miastach Polski, w dniach 31.08-01.09.2019 impreza po raz kolejny gościła w Katowicach. Zachwyceni różnorodnością i kunsztem prezentowanych dzieł, nie odmówiliśmy sobie przyjemności porozmawiania z Michałem Nowakowskim, organizatorem Konwentu i współwłaścicielem salonu tauażu w Krakowie. WIELU WYSTAWCÓW, MNÓSTWO ODWIEDZAJĄCYCH, WYDARZENIA TOWARZYSZĄCE… CZYŻBY TATUOWANIE CIAŁA STAŁO SIĘ MODNE? Owszem. Trend na trwałe zdobienie ciała trwa od dawna, ale ostatnie lata to istne szaleństwo. Do najlepszych, najbardziej popularnych tatuażystów ustawiają się kolejki chętnych z rocznym wyprzedzeniem, w większych i mniejszych miastach jak grzyby po deszczu wyrastają kolejne salony tatuażu – np. w Krakowie jest ich dziś około 130, w Warszawie 200, Wrocław może pochwalić się ponad setką salonów…

62

MAGAZYN METROPOLII

A NA ŚLĄSKU? Nie znam dokładnej liczby miejsc w regionie, gdzie można wykonać tatuaż, ale Śląsk nie odstaje od średniej. Salonów jest tu mnóstwo, do tego dochodzą tatuatorzy uczący się fachu, którzy zwykle świadczą usługi w swoich miejscach zamieszkania. Dużo nas! SKĄD W NARODZIE TAKA POTRZEBA? CZY CHODZI O WYRÓŻNIENIE SIĘ Z TŁUMU? Myślę, że każdy z klientów mojego studia miał swój własny, indywidualny powód, dla którego do mnie przyszedł po raz pierwszy. Możemy jednak spróbować ująć potrzebę zdobienia ciała w jakieś ogólniejsze ramy. Zwykle początkujący fan tatuażu chce na swoim ciele utrwalić motywy, które dla niego konkretnie są ważne, coś oznaczają, coś wyrażają, przypominają o czymś etc. Tak to działa przy pierwszym, drugim, czasem nawet i piątym rysunku nanoszonym na ręce, nogi czy tułów. Potem – i wiem to także po sobie – motywacja się zmienia. Wpada się w swego rodzaju „nałóg”, silną potrzebę pokrycia tatuażem każdej wolnej przestrzeni na swojej skórze. Chodzi o kolejny ładny rysu-


nek, ale i o sam rytuał tatuowania – jest ważny. Co ciekawe, ponieważ sam zabieg jest bolesny (no, nie za pierwszym razem, bo wówczas działa adrenalina, radość znosi ból), nie powinien kojarzyć się z przyjemnością, tylko z cierpieniem, a cierpienia pragniemy zwykle unikać… Nie w tym przypadku. Człowiek zaciska zęby i oddaje się w czułe ręce mistrza. Jeśli pogrzebać głębiej w zakamarkach ludzkiej psychiki i ludzkiej natury, sądzę że dojdzie się do wniosku iż za potrzebą ozdabiania ciała stoi trybalizm. Wielkomiejscy, cywilizowani, nowocześni – wszyscy choć trochę tęsknimy za plemiennością. Jedni dla poczucia wspólnoty stają się psychofanami drużyny piłkarskiej, inni wybierają wzór i płacą grube pieniądze za naniesienie go na skórę. TYCH „INNYCH” JAK WIDZĘ TUTAJ WOKÓŁ NAS NA KONWENCIE JEST MNÓSTWO… No tak. Tatuaż jest jak hip-hop. Kiedyś niszowy, dziś mainstreamowy. Tatuaż jest dla wszystkich. POD WARUNKIEM, ŻE ICH NA NIEGO STAĆ. Ceny ostatnio mocno wzrosły, fakt. Kilka lat temu całodniowa sesja z tatuatorem oznaczała wydatek rzędu 8001000 złotych. Mówimy tu o latach 2012-2015. Dziś, udając się do salonu tatuażu, trzeba przygotować 1500-2500 złotych. A to tylko jeden dzień! Do wykonania kompletnego

rysunku średniej wielkości trzeba często dwóch, może nawet trzech sesji. CZY MOŻNA ZATEM RZEC, ŻE WYTATUOWANE RĘCE I NOGI ŚWIADCZĄ O MATERIALNYM STATUSIE? Jak się nad tym zastanowić, to owszem. Tak sobie patrzę i przeliczam i wychodzi mi, że moje ręce i nogi [gęsto pokryte rysunkami – redakcja] są warte tyle, co niewielki samochód. A liczę po „starych” cenach, sprzed boomu na tatuaż! SKORO MÓWIMY O MODZIE NA TATUAŻ, POMÓWMY I O MODZIE W TATUAŻU… Zanim wspomnę o trendach, muszę przywołać style, jakie wyróżnia się w sztuce tatuażu. Jest ich kilkanaście – warto przywołać choćby najpopularniejsze: tatuaż graficzny, realistycznym tradycyjny, neotradycyjny, watercolour czy trash polkę. Każdy z nich charakteryzuje się konkretną techniką wykonania, nakładania koloru, przejść tonalnych albo w ogóle braku tych przejść. Według mnie, najmocniejszym trendem ostatnich trzech-czterech lat jest tzw. „ignorant style”, czyli tatuaż, który jest celowo wykonywany niechlujnie, ponieważ ma wyglądać jak rysunek od niechcenia namazany z tyłu zeszytu, ewentualnie przypominać tatuaż więzienny, jakiś

MAGAZYN METROPOLII 63


styl TATUAÅ»

64

MAGAZYN METROPOLII


gryps, albo stanowi go po prostu głupi napis… Z drugiej strony są takie motywy, które są synonimem złego smaku, wręcz obciachu, wyśmiewane przez branżę, takie, których wykonywania unikamy, albo takie, które są już passe. Historycznie, chyba pierwszym takim „znienawidzonym” motywem był znak nieskończoności. Ostatnio zastąpił go motyw lasu, który wielu klientów życzyłoby sobie mieć na przedramieniu. CZYLI – LUDZIE WCIĄŻ JESZCZE CHCĄ SOBIE TAKIE MOTYW TATUOWAĆ, A TATUAŻYŚCI NIE CHCĄ REALIZOWAĆ ICH ŻYCZEŃ? Taaaa. Ten nieszczęsny las. Wilk. Mandale. Łapacze snów. Ciężko mówić o takich trendach „niechętnych”. Łatwiej mówić o tym, co modne – zatem ignorant style, no i na pewno realizm. Realizm jest zawsze na fali, choć to trend trudny, wymagający, no i drogi, ponieważ wymaga od tatuatora dużego kunsztu oraz nakładu pracy.

ZAŁÓŻMY, ŻE CHCĘ SOBIE ZAFUNDOWAĆ TATUAŻ. JAK POWINIENEM SIĘ PRZYGOTOWAĆ DO PIERWSZEJ SESJI? Zacząć trzeba od wyboru stylu – jakiego rodzaju tatuaż chce się mieć - graficzny, realistyczny, napis etc. Dobrze też mniej więcej zdefiniować motyw, o jakim się marzy – można go tatuatorowi opisać, można posiłkować się internetem, wybierając konkretne obrazki, które nam się podobają. Nie muszą to być konkretnie zdjęcia tatuaży – mogą być grafiki wykonane na innym „podłożu”. Tatuator oceni, czy da się taką grafikę przenieść na skórę. Oczywiście, można także iść na żywioł i oddać się w pełni w ręce mistrza – niech on wybierze pasujący do nas motyw oraz styl. rozmawiał: Jarosław Sołtysek opracowanie: Justyna Wydra

MAGAZYN METROPOLII 65


styl BIŻUTERIA

66

MAGAZYN METROPOLII


MAGAZYN METROPOLII 67


styl CZAJNIKOWY.PL

tekst Patryk Płuciennik / zdjęcia Jadwiga Janowska

RAFAŁ PRZYBYLOK, pasjonat herbaty, popularyzator kultury herbacianej, znany z kanału na YouTube Czajnikowy.pl oraz właściciel herbaciarni w Zabrzu uchyla nam rąbka tajemnicy o yerba mate, którą można poznać nawet w tydzień CZYM JEST YERBA MATE? Indianie z plemienia Guarani uchodzący za odkrywców yerba mate nazywali tę roślinę „caá”, co przetłumaczyć można jako „wyjątkowa roślina”. Gdy Hiszpanie poznali tajemnicze słowo „caá” i okazało się, że oznacza roślinę, postanowili nazwać ją ziołem czyli „herba”. Dla odróżnienia od innych ziół dodali do tego słowo „mati”, czyli nazwę jaką Indianie nadali wysuszonej tykwie, z której swój napój pili. Jeśli więc sięgniemy do źródła, musielibyśmy dosłownie nazwę „yerba mate” przetłumaczyć jako „zioło [pite] z tykwy”. SKĄD SIĘ BIERZE YERBA MATE? Liczące się przemysłowe ośrodki produkcji yerba mate zlokalizowane są w trzech krajach. Największym producentem mate jest Brazylia. Kraj ten zaspokaja prawie 60% światowego zapotrzebowania na mate. Argentyna jest drugim największym producentem mate, zajmuje ona około 30% rynku. Ciekawym miejscem na mapie yerba mate jest Urugwaj, ponieważ to tutaj wypija się najwięcej mate na świecie w przeliczeniu na głowę, a tymczasem nie produkuje się jej prawie wcale. Przyczyna takiego stanu rzeczy jest prozaiczna, otóż produkcja mate nie opłaca się, mały Urugwaj potrzebował żyznej gleby do produkcji innych, bardziej opłacalnych plonów, między innymi soi. Tymczasem import z zagranicy ulubionego napoju okazał się na tyle niedrogi, że tak dziwny układ okazał się całkiem rozsądny. Urugwaj jest więc największym importerem yerba mate na świecie. Obecnie rocznie produkuje się przeszło 500 000 ton yerba mate. JAK PIĆ YERBA MATE? Pierwszą i najważniejszą rzeczą jest bombilla. Jest to przypominająca łyżkę rurka do picia yerba mate. Nazwa bombilla z języka kastylijskiego oznacza rurkę/słomkę i tak

68

MAGAZYN METROPOLII

nazwali ją hiszpańscy konkwistadorzy, którzy jako pierwsi Europejczycy spotkali się z tym narzędziem. Indianie Guarani początkowo pili mate przez zęby, by w końcu wpaść na pomysł użycia trzciny. Hiszpanie, gdy zaczęli mate pić na wzór Indian zaczęli wytwarzać bombille z metalu. Naczynie do picia yerba mate nazywane jest matero lub mate, które to zaś słowo pochodzi od Indiańskiego mati, co oznacza właśnie naczynie do picia wykonane z tykwy. Jest to specjalne naczynie występujące w różnych rodzajach i kształtach w zależności od przeznaczenia oraz regionu. Drewniane naczynia mają często kształt kubeczków, odpowiednio wyprofilowanych dla dobrego chwytu, miewają kształt nieco kielichowaty i bywają okute metalem. JAK DZIAŁA YERBA MATE? Yerba mate pobudza. To pierwsze, co słyszymy gdy zapytamy kogoś o właściwości tego napoju. Kofeina, zwana ze względu na pochodzenie od mate mateiną, jest chemicznie tym samym związkiem, co teina. Kofeina, której w suchych liściach mate może być od 0,5% nawet do 5% ma nieco inny wpływ na nasze ciało niż ta pochodząca z kawy. Zasada picia mate polega na wielokrotnym dolewaniu wody do tych samych liści, a zatem uzyskujemy kolejne napary z jednych fusów. W efekcie każde kolejne parzenie jest uboższe w substancje rozpuszczalne w wodzie, bo zwyczajnie w liściach jest ich coraz mniej. Kwas chlorogenowy to silny przeciwutleniacz, który skutecznie redukuje stres oksydacyjny, czyli stan nagromadzenia dużej ilości wolnych rodników w ciele. Wolne rodniki to reaktywne cząsteczki tlenu, które mają dużą zdolność utleniania, przeciwutleniacze zaś to substancje, które neutralizują je, pozwalając się im utlenić. Dzięki temu nasze komórki są chronione przed wolnymi rodnikami, co z kolei spowalnia starzenie się naszego organizmu.


MATEISTA

BOMBILLA MATERO

MAGAZYN METROPOLII 69


styl CZAJNIKOWY.PL

KWAS CHLOROGENOWY MA RÓWNIEŻ WŁAŚCIWOŚCI ANTYNOWOTWOROWE. NIE TYLKO POTRAFI ZABEZPIECZYĆ NAS PRZED ROZWOJEM KOMÓREK RAKOWYCH, ALE TAKŻE ZMNIEJSZYĆ JUŻ POWSTAŁE ZMIANY NOWOTWOROWE. Inną ciekawą cechą jest jego działanie przeciwbakteryjne i przeciwwirusowe. Ma właściwości przeciwgorączkowe oraz przeciwzapalne. Działa stymulująco na układ nerwowy i obniża ciśnienie krwi. Przede wszystkim miejmy świadomość, że mate działa wszechstronnie i może być postrzegana jako środek wspo-

Znawca herbaty, Rafał Przybylok z kanału na YouTube „Czajnikowy.pl”, zabiera nas w fascynującą podróż do Ameryki Południowej, ojczyzny yerba mate. Przybliża historię rośliny i przygotowywanego z niej naparu, ale także wyjaśnia wszystko, co każdy miłośnik tego napoju wiedzieć powinien. Od rozmaitych rodzajów yerby, poprzez zawiłości produkcyjne, przyrządzanie i walory smakowe, po naczynia przeznaczone do podawania oraz ich właściwą konserwację. A wszystko w zwartej, uporządkowanej formie – bo tajniki mate można poznać nawet w tydzień.

BOMBILLE

70

MAGAZYN METROPOLII

magający odchudzanie na kilka sposobów. Dzięki właściwościom żółciopędnym poprawia metabolizm i trawienie. Zawartość kofeiny zaś odgrywa rolę w lipolizie, czyli metabolizowaniu trójglicerydów. Inną sprawą jest spora zawartość saponin, niektóre z nich zaś stwierdzono i opisano po raz pierwszy badając yerba mate. Saponiny te nie tylko wpływają na metabolizm cholesterolu, ale także opóźniają wchłanianie jelitowe tłuszczu.

RAFAŁ PRZYBYLOK – pasjonat herbaty i yerba mate, popularyzator kultury herbacianej oraz zwyczaju świadomego picia herbaty. Publikuje teksty i prowadzi tematyczny program na portalu Czajnikowy.pl. Udziela się jako ekspert w mediach, głosi prelekcje, prowadzi warsztaty tematyczne. Jest właścicielem herbaciarni w Zabrzu.


DEKALOG MATEISTY

CZYLI CO WOLNO, A CZEGO NIE?

1. Mate nie należy zalewać wrzątkiem. 2. Mate pije się przez bombille. 3. Należy pić z matero. 4. Yerba mate należy wsypać tyle, by wypełnić trzy czwarte naczynia. 5. Aby dobrze zaparzyć mate należy usypać w matero kopczyk. 6. Matero należy odwrócić do góry nogami zakryte dłonią i potrząsnąć, by pozbyć się pyłu, który zostaje na dłoni. 7. Mate zalewa się wiele razy, więc trzeba mieć termos z wodą. 8. Mate się nie słodzi. 9. Mate nie wolno mieszać. 10. Za mate się nie dziękuje i nie wyciera się ustnika bombilli, choć wszyscy piją z tej samej, a poza tym pierwsze parzenie wypija Święty Tomasz, a fusy trzeba zwrócić Matce Ziemi.

MAGAZYN METROPOLII 71


styl MOTORYZACJA

OTO MASERATI LEVANTE TROFEO

WALKA O NAJWYŻSZE TROFEUM tekst: Piotr Szary / zdjęcia: https://en.wheelsage.org/maserati/levante/trofeo/

72

MAGAZYN METROPOLII


3 lata – dokładnie tyle trzeba było czekać na topową wersję Masera� Levante. Wygląda na to, że było warto, bowiem kierownictwo nad przebiegiem imprezy przejmie teraz 8-cylindrowy silnik konstrukcji Ferrari. Wygląda na to, że Porsche Cayenne Turbo wreszcie doczekało się godnego rywala z Włoch. Oczywiście, mamy też na uwadze Urusa od Lamborghini, ale Lambo i Porsche należą do jednego koncernu, dzielą też ten sam silnik (choć o różnej mocy). A Masera�? To już zupełnie inna historia... LEVANTE PRZEZ DŁUGI CZAS BYŁO SAMOCHODEM-WIDMO Włosi latami zapowiadali wprowadzenie luksusowego SUV-a Masera� – takimi zapowiedziami były prototypy noszące nazwę Kubang, pokazane w 2003 i 2011 r. Trzeba było czekać jeszcze 5 lat, by pierwsze egzemplarze seryjne pojawiły się w salonach. Za ich napęd odpowiadały 3-litrowe silniki V6. Najszybsza do tej pory wersja – Levante S – dysponowała stadem 430 pełnokrwistych rumaków, co pozwalało na sprint do 100 km/h w 5,2 sekundy i rozpędzenie się do 264 km/h. Po drugiej stronie skali znalazł się bazowy, 250-konny diesel – tutaj trzeba się było pogodzić z przyspieszeniem do „setki” w 7,3 sekundy i prędkością maksymalną nieprzekraczającą 225 km/h.

wykrzesać 590 KM i 730 Nm – są to wartości dość zbliżone do tych oferowanych przez Cayenne Turbo (550 KM, 770 Nm). Przyspieszenie jest wręcz takie samo – w obu autach osiągnięcie 100 km/h zajmuje 3,9 sekundy (w Porsche: z opcjonalnym pakietem Sport Chrono). Co więcej, Levante Trofeo rozpędza się do 304 km/h, pozostawiając w pobitym polu nie tylko Cayenne Turbo (286 km/h), ale także jego hybrydowego, 680-konnego brata: Cayenne Turbo S E-Hybrid (295 km/h). Za przekazanie napędu na obie osie odpowiada 8-biegowa przekładnia automatyczna ZF. WZGLĘDEM BAZOWYCH WERSJI LEVANTE TROFEO OTRZYMAŁO TEŻ KILKA INNYCH ZMIAN Zacznijmy od tych wizualnych: 590-konne Masera� ma przestylizowaną maskę i wloty powietrza, dorzucono także parę dodatków z włókna węglowego. Warto spojrzeć na obręcze, mają bowiem aż 22 cale średnicy i są tym samym największymi felgami kiedykolwiek montowanymi seryjnie w Masera�.

DOTĄD NIE NIEPOKOJONE, PORSCHE MUSI UWAŻAĆ NA NOWE MASERATI

We wnętrzu oprócz wykończenia charakterystycznego dla tej wersji i dyskretnych oznaczeń „V8” i „Trofeo”, ważniejsze jest to, co Masera� ukryło przed oczami kierowcy. Po pierwsze, topowe Levante zostało uzbrojone w tryb jazdy Corsa. Wyostrza on reakcje układu napędowego, obniża i usztywnia zawieszenie, a także oferuje funkcję Launch Control.

Levante Trofeo to najnowsza, a zarazem najmocniejsza i najszybsza wersja włoskiego SUV-a. Wspomniany we wstępie silnik V8 z pojemności 3,8 litra potrafi

Można również liczyć na nowy, niedostępny w innych wersjach system Integrated Vehicle Control. Producent chwali się, że ma on nie tyle przywoływać do porządku

MAGAZYN METROPOLII 73


styl MOTORYZACJA

niestabilny pojazd, co raczej nie dopuszczać do takich sytuacji, pozostawiając jednocześnie pełnię wrażeń płynących z przejażdżki Masera�. NA POCZĄTEK – LAUNCH EDITION Jeśli komuś jeszcze mało, Włosi wprowadzają do produkcji także limitowane Levante Trofeo Launch Edi�on, którego powstanie zaledwie 100 sztuk. Do wyboru będą 3 kolory: matowy Blu Emozione, a także soczysty Giallo Modenese i żywa czerwień o nazwie Rosso Magma. Matowe lub błyszczące mogą być felgi „Orione”, a we wnętrzu na pasażerów czeka skórzana tapicerka Pieno Fiore. Niektóre źródła twierdzą, że

74

MAGAZYN METROPOLII

taka wersja dostępna ma być wyłącznie w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie. Biorąc jednak pod uwagę, że zaprezentowano ją również na Salonie Samochodowym w Genewie, można zapewne oczekiwać pojawienia się takich aut także w Europie. Póki co nie podano jeszcze polskich cen 590-konnego Masera�. Bazowe wersje Levante można kupić za około 400 tysięcy złotych. PIOTR SZARY www.v8supercharged.blogspot.com


MAGAZYN METROPOLII 75


styl HOME DESIGN

5 ELEMENTS „5 ELEMENTS” to niezwykły projekt. Niezwykła jest jego prostota, a jednocześnie potężna siła oddziaływania. To pięć żywiołów ujętych w czystą i przyjazną formę. To projekt stworzony przez firmę PROJEKT PLUS ARCHITEKCI z Zabrza / na zdjęciu: Tomasz Borkowski po lewej i Grzegorz Tkacz po prawej /

5 ELEMENTS IDEA Rozwój zachodniej kultury i cywilizacji dość szybko i systematycznie pozbawia nas wielu cennych zasobów naturalnych. Zachodnia kultura posuwa się naprzód zapominając o fundamentalnych zasadach życia. Pozbawia naszą planetę jej zasobów, aby uzyskać pozorne bogactwo. Przez tak długi czas ambitna kultura Zachodu stawiała na czystą naukę i logikę, pozwalając umysłom na uśpienie duchowe, nie dając szans na zrozumienie nawet najprostszych zasad życia. Teraz, gdy doszło do tak wielu szkód, Zachód w swojej desperacji szuka zbawienia, zwracając się ku wschodnim filozofiom i wierzeniom. Filozofiom takim jak Yin / Yang i Five-Elements [...] Japan Martial Arts Federation

Teoria Pięciu Elementów to tradycyjna chińska filozofia według której pięć żywiołów buduje wszechświat. Żywioły działają w dwóch przeciwstawnych kierunkach, zgodnie z zasadą Yin i Yang. Oba cykle regulują przyrodę i są źródłem jej zmienności. Szersze spojrzenie na naturę i jednoczesne zaproszenie jej do siebie, zwrócenie uwagi na wartości, które do tej pory były drugorzędne, daje możliwość rozwoju duchowego. Te pięć żywiołów, zwanych również pięcioma fazami, pięcioma ruchami lub pięcioma przemianami to drewno, ogień, woda, ziemia i metal. Na teorii pięciu elementów opierały się chińska medycyna, filozofia, kosmologia, muzyka, sztuki walki i życie codzienne.

76

MAGAZYN METROPOLII


drewno

ogień

ziemia

woda

metal

Projekt „5 ELEMENTS” wykonany jest z materiałów pochodzących z natury. Każdy z nich odzwierciedla jeden żywioł. Główna konstrukcja ramy [metal] uzupełniona jest o kolejne: akwarium [woda], kominek [ogień], kawałki drewna [drewno] i kamień w akwarium [ziemia]. Na przestrzeni ostatnich lat ludzie – nie dbając o naturę – zaczęli używać nieprawdopodobnej ilości sztucznych materiałów w pogoni za nowymi produktami. Na szczęście zaczął się już czas refleksji nad tym, co zrobiliśmy przyrodzie, jak bardzo ją niszczymy. „5 ELEMENTS” stworzony jest z materiałów, które kiedyś mogą wrócić do środowiska. Projekt zwraca uwagę na to, jak cenna jest natura, dając możliwość kontemplacji wszystkich tych elementów w domu. W miejscu szczególnym, gdzie odnajdujemy spokój i mamy czas na wyciszenie. „5 ELEMENTS” został zaprojektowany do różnego rodzaju wnętrz w poszanowaniu tego, co stworzyła natura. PROJEKT „5 ELEMENTS” ZOSTAŁ DOSTRZEŻONY I DOCENIONY W ŚWIECIE. W konkursie Urban Design & Architecture Design 2018 został zwycięzcą w kategorii Product Design Elements, został też laureatem International Architecture Award 2018 w kategorii Interior Design Elements. Nagroda ta jest przyznawana projektom wykazującym doskonałość i innowacyjność w architekturze i wzornictwie. Z kolei w konkursie The European Product Design Awards 2019, który nagradza strategiczne myślenie idące w kierunku stworzenia świetnego produktu „5 ELEMENTS” zostało wyróżnione w kategorii Home Interior Products… a teraz poleciało do Japonii...

MAGAZYN METROPOLII 77


styl MOTORYZACJA

CAŁKOWICIE NOWY JAGUAR XE

KOT OSTRZY PAZURY

tekst: Piotr Szary / zdjęcia: https://en.wheelsage.org/jaguar/xe/ 78

MAGAZYN METROPOLII


analogowych. W tym przypadku można liczyć na wyJAK DOTĄD, JAGUAR XE NIE BYŁ PIERWSZYM WYBOREM OSÓB ZAINTERESOWANYCH ZAKUPEM świetlacz 12,3-calowy. Trzeba przyznać, że Brytyjczycy NIEWIELKIEGO SEDANA KLASY PREMIUM. LIFTING zastosowali rozwiązania na miarę ery cyfrowej. Pewną ciekawostkę stanowi fakt, że w miejscu MA TO ZMIENIĆ. dotychczasowego pokrętła sterującego przekładnią automatyczną pojawił się klasyczny drążek. Inna niż Najmniejszy sedan Jaguara miał za zadanie wykroić dla siebie odpowiedni kawałek rynkowego tortu w seg- dotychczas jest też kierownica – pochodzi z elekmencie D, ale niestety nie udało mu się to. Brytyjczycy trycznego modelu I-Pace i jest „lżejsza w rysunku” od zakasali więc rękawy i zmodernizowali XE – teraz jego poprzedniej. Obrazu dopełniają nowe boczki drzwiowe z wygodniejszymi uchwytami. szanse na odebranie klientów konkurencji znacznie wzrosły. O KOMFORT MA DBAĆ M.IN. SZTUCZNA INTELIGENCJA DOKŁADNIE TEGO BYŁO TU TRZEBA Jak mówi producent, samochód ma „uczyć się” Zmiany wizualne są drobne, ale zauważalne. Przede wszystkim zmieniono oświetlenie – zarówno przednie upodobań kierowcy, by później – zależnie od sytuacji – odpowiednio dostosować ustawienia m.in. klimatyzacji jak i tylne. Odmłodziło to niewielkiego sedana wprowadzonego na rynek w połowie 2015 roku. Inne są tak- czy systemu audio. Ten ostatni w topowych wersjach że zderzaki we wszystkich wersjach wyposażeniowych, wyposażenia pochodzi od Meridian Audio. a w ofercie pojawiły się nowe wzory obręczy i lakiery. NA POCZĄTEK – 3 WERSJE SILNIKOWE Najważniejsze modyfikacje wprowadzono we wnęWszystkie mają pojemność 2 litrów, ale dwie są bentrzu. Design nie zmienił się zanadto i nadal jest elegancki i stonowany, ale do wykończenia użyto nowych zynowe, a jedna – wysokoprężna. Jednostki zasilane benzyną bezołowiową osiągają 250 lub 300 KM i noszą tworzyw – są ładne i przyjemne w dotyku. odpowiadające im oznaczenia P250 i P300. Diesel generuje 180 KM i ma oznaczenie D180. Docelowo GDZIE SIĘ DAŁO, ZASTOSOWANO EKRANY oczywiście pojawią się też warianty zelektryfikowane, Nowością w Jaguarze XE jest m.in. system mul�ale trzeba na nie będzie jeszcze trochę poczekać. medialny Touch Pro Duo. W jego skład wchodzą dwa wyświetlacze dotykowe, z których górny ma przekątną Wyżej wymienione wersje silnikowe standardowo oferowane są z 8-biegowymi skrzyniami automatycz10,2 cala i odpowiada za sterowanie systemem audio nymi ZF. Przed li�ingiem oferowano też 6-biegową czy też systemem nawigacji, podczas gdy dolny – o przekładnię manualną, ale tylko w dwóch najsłabszych przekątnej 5,5 cala – pozwoli na dostosowanie ustawersjach. Co prawda jedną z nich był właśnie 180-konwień klimatyzacji lub napędu. ny diesel, ale póki co w cenniku konfiguracja ze skrzyW najnowszym Jaguarze XE ekran może też zagościć nią mechaniczną nie występuje. za kierownicą, w miejscu tradycyjnych wskaźników

MAGAZYN METROPOLII 79


styl MOTORYZACJA

Słabszy benzyniak oferowany jest z napędem na tylną oś, P300 występuje tylko z napędem 4x4. Klienci zainteresowani dieslem mogą zdecydować, czy chcą mieć napęd na obie osie. Najszybsza z aktualnie oferowanych wersji XE jest w stanie wykonać sprint do „setki” w 5,7 sekundy i rozpędzić się do 250 km/h. Jednak i diesel wypada nieźle w kwes�i osiągów – model AWD przyspieszy do 100 km/h w 8,4 sekundy i osiągnie maksymalnie 222 km/h, podczas gdy jego brat pozbawiony napędu na przednie koła skróci sprint o dalsze 0,3 sekundy i rozpędzi się do 228 km/h. ILE BĘDZIE KOSZTOWAĆ MOŻLIWOŚĆ ZAPARKOWANIA WŁASNEGO JAGUARA XE W GARAŻU? Co najmniej 186 900 złotych – tyle trzeba zapłacić za XE D180 z napędem na tylne koła. Chętni na 300-konny silnik benzynowy muszą się liczyć z wydatkiem na poziomie co najmniej 222 400 złotych. Tradycyjnie w

80

MAGAZYN METROPOLII

ofercie jest też pakiet stylistyczny i wyposażeniowy R-Dynamic – po jego uwzględnieniu, ceny startują z poziomu 198 600 złotych za diesla. To oczywiście dopiero początek, bowiem lista opcji umożliwi znaczne podwyższenie ceny bazowej. POPRAWIONO WSZYSTKO TO, CO NAJWAŻNIEJSZE W AUCIE TEJ KLASY. CZY TO RECEPTA NA SUKCES? Mimo że w Europie segmentem premium nadal trzęsie niemiecka „wielka trójka” pod postacią Audi, BMW i Mercedesa, zdziwiłbym się bardzo, gdyby sprzedaż Jaguara XE się nie zwiększyła. Z pewnością byłby to miły widok na ulicach. PIOTR SZARY www.v8supercharged.blogspot.com


NOWA LOKALIZACJA SALONU I SERWISU BRITISH AUTOMOTIVE SILESIA By oferować najwyższy standard obsługi, a także umożliwić ekspozycję zwiększającej się gamy modeli marek Jaguar i Land Rover, firma British Automotive Silesia swoją działalność handlową i serwisową prowadzi obecnie w salonie samochodowym przy ul. Rzepakowej 6 w Katowicach.

www.ba-silesia.pl MAGAZYN METROPOLII 81


kultura KABARET DŁUGI

Skucha i Łapot

40 lat minęło rozmawiał Jarosław Sołtysek / redakcja tekstu Adriana Urgacz-Kuźniak

zdjęcia z archiwum Kabaretu Długi

Kabaret „Długi” zawsze lubił celebrować rocznice. Nawet wtedy, z okazji emisji 500 odcinka Parafonii, który okazał się być ostatnim, jaki puściła Trójka. Dziś przyczynkiem do rozmowy z Jackiem Łapotem i Piotrem Skuchą jest fakt,że minęło 40 lat od czasu, gdy zaczęli sobie z nas żartować. Ciekawiśmy, z czego śmieją się dzisiaj.

82

MAGAZYN METROPOLII


MIŁE DŁUGIEGO POCZĄTKI Piotr i Jacek poznali się w liceum, natenczas imienia dziś zdekomunizowanego Aleksandra Zawadzkiego, obecnie – Łukasiewicza. Był rok 1971 – WSZYSCY słuchali Trójki i nagrywali z jej audycji muzykę Deep Purple, Led Zeppelin czy Black Sabbath. Każdy chciał być gitarzystą solowym i podrywać na ten fakt dziewczyny, ale okazało się, że z założeniem zespołu jest taki problem, że nie ma sprzętu. Ścianą nie do przejścia był brak dobrego wzmacniacza, bo to, że panowie nie umieli grać, było dla nich zdecydowanie mniej ważne. Przedsiębiorczy licealiści postanowili zatem zarobić nieco grosza, organizując szkolne imprezy. – Żeby zadać szyku w liceum zapuściliśmy włosy i robiliśmy dyskoteki na bazie nagranej z Trójki muzyki – zaczyna opowieść Łapot. – Dyskoteki nie do końca podobały się ówczesnemu dyrektorowi. Wyraził na nie zgodę pod warunkiem, że poprzedzimy je jakimś występem artystycznym. – Tak było – potwierdza Skucha. – Dyrektor liceum, Jan Kyzioł zgodził się, z zastrzeżeniem, że przed gibaniem się musi być część artystyczna. Dla nas było jasne, że nie będziemy przed dyskoteką robić wieczoru poetyckiego – choć zapewne on tak właśnie to sobie wyobrażał. Postanowiliśmy zaproponować coś, co będzie śmieszne. Pierwszy ich „kabarecik” to były wygłupy i slapstickowe skecze, do których inspirację znajdowali w popularnych radiowych i telewizyjnych programach tamtego okresu. Tam królował wtedy humor uniwersalny. Nie było żartów politycznych – wszak cenzura działała. – Oprócz płyt nagrywałem ITR – Ilustrowany Tygodnik Rozrywkowy. Pojawiali się w nim Jacek Janczarski, Jonasz Kofta, czy Maciej Zembaty – wyjaśnia Łapot. – Jedną z pierwszych piosenek, które zaśpiewałem, było „W prosektorium” Maćka Zembatego, z jego kabaretu Dreszczowisko. Ale w rzeczywistości te półgodzinne występy były tylko po to, żeby przenieść się na salę gimnastyczną oświetloną żarówkami czerwoną i niebieską. Tam leciała już taśmoteka, a w jej przerwach tlił się papierosek w toalecie. Kabaret się spodobał i zaczął dawać spektakle poza szkołą. – Ale i w szkole, podczas apeli związanych z różnorakimi uroczystościami, pokazywaliśmy ze 2-3 skecze – precyzuje Skucha. – Dużo improwizowaliśmy i szło nam to na tyle dobrze, że klasy, w których były planowane kartkówki,

1973 Liceum, Dąbrowa Górnicza, skecz "walki" kabaret SNCHWiG WIARUS, Sobociński / Skucha / Łapot

odpytywania lub inne ciężkie dolegliwości, przychodziły prosić nas, abyśmy przedłużali nasz występ, co nam się zazwyczaj udawało. W końcu jednak nauczyciele się zorientowali. Pamiętam, jak polonistka, pani Wójcik, oglądała nasz występ z zegarkiem w ręku. W pewnej chwili energicznie wstała z okrzykiem: Czwarta be za mną! I wyszła zabierając ze sobą potulnych maturzystów. – Byliśmy młodzieńczo niepoważni. W 1974 roku podczas występów w ramach jubileuszu kopernikańskiego polonistka zagadnęła nas o nazwę naszego kabaretu. A my wymyśliliśmy najgłupszą, jaka nam przyszła do głowy – SNCHWiG WIARUS. W słowie „wiarus” było przekreślone a i należało to czytać tak: „wiarus, przepraszam, wirus”. Oczywiście, rozwinięcie skrótu było naszą tajemnicą. NIEZBYT DŁUGIE ROZSTANIE Skończyło się liceum, do lamusa odszedł też WIARUS (przepraszam, wirus). Jacek Łapot, zawsze doceniany przez polonistkę, wyruszył do Sosnowca na filologię. Piotrek Skucha wybrał Gliwice i tutejszy Wydział Architektury. – Myślałem wtedy, że scena była jedynie przygodą, okazało się jednak, że to architektura nią była – ocenia po latach. – Oczywiście, zrobiłem dyplom, ale projektowałem jedynie dla znajomych lub dla siebie. Nie mam uprawnień budowlanych. Nawet nie próbowałem ich zdobyć. Być może dlatego, że od zawsze interesowała go muzyka i kabaret. Skucha do dziś pisze felietony do rocznika „Piosenka” wydawanego przez Polskie Muzeum Piosenki w Opolu. Pełni także rolę jurora w kilku konkursach muzycznych i kabaretowych. – Już na pierwszym roku studiów, właśnie ze względu na muzykę, zacząłem się interesować radiem studenckim. W gliwickim radiu Centrum prowadziłem audycje, rok później zostałem tam redaktorem muzycznym – ciągnie opowieść. – Wtedy popularne były międzywydziałowe turnieje. Pod moim kierownictwem drużyna Wydziału Architektury znalazła się w finale. Przegraliśmy tylko jednym punktem z „Chemią”. Załatwili nas błyskawicznym serwisem – dodaje. W tym czasie odbywały się też turnieje „Jednej Cegły”, które miały zająć czymś ludzi na SPR-ach, czyli studenckich praktykach robotniczych, które się wtedy odbywały. Organizowane były zawody sportowe i artystyczne wśród

1979 debiut, Jacek Łapot śpiewa

MAGAZYN METROPOLII 83


kultura KABARET DŁUGI

1981 Klub Groteka, Warszawa, skecz "Co się nadaje"

studentów, którzy mieszkali przez miesiąc praktyk w akademikach. Skucha pracował wtedy w Gliwicach przy budowie hotelu asystenckiego Solaris, Łapot – budował rondo w okolicach dzisiejszej Średnicówki na trasie na Nowy Bytom. – Piotrek został takim „normalnym” studentem – mówi Łapot. – A ja się ożeniłem i wkrótce zostałem ojcem. Cały czas bywałem jednak w Dąbrowie Górniczej, w tamtejszym pięknym socjalistycznym domu kultury. Tam, w śmierdzącej piwnicy mieściły się przez całe lata teatr i kabaret FORUM, którego założycielem był Michał Staśkiewicz. Robili tak zwane Barbórkowe Spotkania Teatralne. Przyjeżdżały tam różne teatry offowe. Bardzo mi się to podobało. NA DŁUŻEJ RAZEM Nadeszły lata 1977 i 1978. – Postanowiłem zrobić audycję rozrywkową w studenckim Radiu Centrum Politechniki Śląskiej – przypomina sobie Skucha. – Zaprosiłem do tego Jacka, który był na filologii i dobrze pisał. W Trójce był konkurs na audycję rozrywkową. Wysłaliśmy nasz materiał, na który zareagowali bardzo żywo, ale powiedzieli, że nie mogą tego puścić, bo to był konkurs skierowany jedynie do rozgłośni radiowych polskiego radia. Cóż, przynajmniej zapunktowaliśmy. Puścili nawet jedną z naszych piosenek w „Sześćdziesiątce”. Na III roku Piotr Skucha był już zastępcą redaktora naczelnego do spraw programowych w Radiu Centrum. Jeździł na festiwale, robił wywiady z wykonawcami – studia zeszły na dalszy plan. DŁUGO OCZEKIWANY PRZEŁOM – W 1977 jeszcze było w porządku, ale w 1978 wiedziałem już, że się nie wyrobię ze studiami. Wziąłem dziekankę. Dziekan zgodził się rozłożyć mi rok na dwa lata. Problemem było to, że na III roku było studium wojskowe, które musiałem zaliczyć w pierwszym podejściu. Rok później założyliśmy kabaret i sytuacja się powtórzyła – przyznaje Skucha. – Nasza kabaretowa praca poszła do przodu, gdy znaleźliśmy pianistę – mówi Łapot. – Wtedy już nazywaliśmy się „Długi”. Nazwę tę wymyślił Piotrek. Była dwuznaczna. To były czasy, kiedy każde słowo, które się wypowiadało w kabarecie musiało być co najmniej dwuznaczne. Nie waliło

84

MAGAZYN METROPOLII

1984 Festiwal Fama, Świnoujście, próba kabaretonu "Ta ostatnia niedziela"

się prosto z mostu tak, jak obecnie. A dlaczego „Długi”? Obaj mieliśmy prawie 4 metry wzrostu, ale jednocześnie w 1979 roku Wolna Europa ujawniła, że długi ekipy Gierka wynosiły już 27 miliardów – wspomina Łapot. Nazwa już była. A potem Skucha przeczytał w prasie o tym, że w Katowicach będzie się odbywał Ogólnopolski Przegląd Klubowych Teatrów i Kabaretów. – Mieliśmy wtedy około czterech – pięciu piosenek, ale głównie teksty. Wymagane było, żeby mieć 45-minutowy program. Wysłaliśmy zgłoszenie – opowiada Łapot. Przed premierą, która miała miejsce w gliwickiej Kropce, w ramach kwalifikacji do przeglądu, kabaret „Długi” ocenić miał Jurek Malitowski z teatru STG działającego przy Kino Teatrze X. – Tłumaczyliśmy mu, że dużo improwizujemy, że nie wiemy co będzie w naszym programie, bo to zależy, jak ludzie zareagują – mówi Skucha. – Jak się później okazało, takie argumenty do niego nie trafiały, bo to był człowiek, który każdy spektakl miał wyreżyserowany co do gestu. Był perfekcjonistą. Co miał pomyśleć, widząc dwóch facetów, którzy machając rękami opowiadają o tym, co będą robić? Jurek zadzwonił do realizatorów Przeglądu i powiedział, że ten kabaret „Długi” to jakaś kompletna kicha, że nie jesteśmy przygotowani. Jacek i Piotrek o tym telefonie nic wtedy nie wiedzieli. – W pierwszy dzień przeglądu zgłosiliśmy się do Katowic – relacjonuje Łapot. Przedstawiamy się mówiąc: – Kabaret „Długi”. – Jaki kabaret? – słyszymy w odpowiedzi. – „Długi” – powtarzamy z niewzruszoną miną. – Nie pytamy o długość programu, tylko o nazwę kabaretu – denerwuje się nasz rozmówca. – Kabaret „Długi”. Łapot i Skucha – rzucamy niemal jednym tchem. – Ale was na liście nie ma. Pewnie się nie dostaliście – słyszymy w odpowiedzi. – Dostałem piany – przyznaje Piotrek Skucha. – Jacek próbował mnie uciszyć, ale nie dawałem za wygraną. Pokazałem im, że nasz kabaret jest na plakacie, a oni upierali się, że wystąpimy, ale poza konkurencją. Na te słowa nadszedł Józef Szewczyk, katowicki cenzor, który najlepiej znał teksty wszystkich kabaretów, bo jako jedyny je czytał od deski do deski. – Powiedział im na ucho – o czym dowiedzieliśmy się


1981 Klub Groteka, Warszawa, skecz "Lekarskie dywagacje"

później, że „Długi” ma najlepsze teksty i zrobią błąd, jeśli nas nie wpuszczą – mówi Łapot. – Ja już postanowiłem się upić. Wyjechałem z domu na przegląd na 3 dni, a tu się okazuje, że muszę wrócić z niczym – dodaje. Jurorzy wymienili spojrzenia i postanowili dopuścić „Długiego”, ale dopiero po wszystkich występach, na koniec. – Było już grubo po północy, gdy weszliśmy na scenę po kabarecie z Warszawy, który dał totalną plamę. Podczas ich występu widownia nikła w oczach – kontynuuje Skucha. – My postawiliśmy na kompletną improwizację. Rozwaliliśmy bariery pomiędzy widownią a sceną. Wyrzuciliśmy nagłośnienie, zeszliśmy ze sceny i graliśmy między widzami. Zaczęliśmy występować dla garstki osób, ale z minuty na minutę widownia zaczęła gęstnieć. Poczuliśmy taką więź z publicznością, że to był jeden z naszych najlepszych występów w historii. Efekt był taki, że dostaliśmy wszystkie nagrody, jakie były do zgarnięcia na tym festiwalu, czyli Grand Prix całego przeglądu, nagrodę dziennikarzy, publiczności, nagrodę off jury – wszystko. Po tym wydarzeniu posypały się zaproszenia z całej Polski. Skucha znowu musiał iść do dziekana i wziąć dziekankę. – To był kluczowy miesiąc w moim życiu i w życiu kabaretu „Długi” – podkreśla Łapot. – Gdyby wtedy nam się nie udało, nie wiem, czy dziś nie uczyłbym polskiego. Ale „zażarło” i pojawiły się zaproszenia na kolejne przeglądy. STAN WOJENNY KOŃCZY DŁUGIE STUDIOWANIE Skucha studiował 10 lat, Łapot 8. To, że ukończyli studia zawdzięczają… stanowi wojennemu. Związane z sytuacją polityczną i społeczną zawieszenie występów dało im czas na przygotowanie i obronę dyplomów. – Miałem, w ramach pracy dyplomowej, zaprojektować rozbudowę ośrodka telewizji w Katowicach. Opowiedziałem promotorowi jaki mam pomysł, zatwierdził go i polecił zebranie materiałów wyjściowych. To wymagało czasu, łażenia po biurach projektowych, inwentaryzacji, kopiowania map geodezyjnych itd., a my cały czas byliśmy w trasie. Graliśmy po 200 spektakli w roku – wylicza Skucha. – W roku 1981, kiedy wszystko się zawaliło, mnie rozwiązały się ręce. Poszedłem do dziekana z dobrą wymówką – ośrodki telewizyjne i radiowe stały się wtedy obiektami wojskowymi, więc musiałem oddać wszystkie

1984 skecz "Chirurgia zakaźna"

materiały: mapy, plany, schematy instalacji itd. Dziekan dał mi kolejny rok i zaproponował zmianę tematu. Projektowałem halę widowiskowo-sportową na bielskich Błoniach. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że w przyszłości zamieszkam w Bielsku-Białej – mówi ze śmiechem. – Pierwsze imprezy pojawiły się jednak już jesienią 1982 roku. Ostatecznie dyplom obroniłem w 1985 roku. I dostałem 5. DŁUGI W TRÓJCE Zanim jednak twórcy kabaretu „Długi” mogli pełnoprawnie używać tytułu magistra, zainteresowali się nimi ludzie z ZPR-ów i Estrad. W latach 60. i 70. w każdym klubie studenckim był jakiś kabaret, teatr, śpiewano szanty, poezję, piosenki rajdowe, grano jazz i bluesa, a tu nagle w latach 80. wszyscy chcieli grać punk rocka – mówi Skucha. – Punkowcy mieli swoją wierną publiczność, ale w wąskim przedziale wiekowym. Nie dało się tego zaproponować szerszej widowni. Zrobiono zatem w Krakowie ogólnopolski Turniej Młodych Talentów sztuki estradowej we wszystkich kategoriach. Wygraliśmy go – otrzymaliśmy nagrodę specjalną całego turnieju. W jury zasiadał wtedy Andrzej Zakrzewski, dyrektor redakcji Rozrywki w Trójce. Jedną z nagród dla zespołu kabaretowego było nagranie i wyemitowanie autorskiej audycji na antenie tego radia. Zakrzewskiemu tak podobało się to, co robi Skucha i Łapot, że zaproponował im aż 45-minutową audycję. – Długo się nad nią zastanawialiśmy, bo to były czasy bojkotu radia i telewizji – wyjaśnia Skucha. – Ostatecznie prawie rok później, przy okazji pięciolecia kabaretu „Długi”, do zrobienia tej audycji przekonał nas Jacek Fedorowicz. Argumentował, że skuteczny protest jest wtedy, gdy pracuje się przez lata w radiu i nagle wycofuje się z anteny. Bo taka nieobecność jest widoczna. Pytał, kto zauważy protest w naszym wydaniu, skoro nigdy nas w radiu nie było? Zrobili zatem tę audycję. Nazywała się „To się nadaje”, co – oczywiście – również było nazwą dwuznaczną, nawiązującą m.in. do cenzury. Nie zrobili tej audycji sami. Zaprosili do niej wielu utalentowanych ludzi, zwłaszcza takich, którzy mieszkali poza Warszawą i których dotąd

MAGAZYN METROPOLII 85


kultura KABARET DŁUGI

1989 Spodek Katowice

1986 Łapot / Skucha, skecz "Wróciłem"

nie było w radiu, w tym Krzysztofa Daukszewicza, Kaczki z Nowej Paczki, kabaret Kapota z Łodzi, ze Szczecina Henryka Sawkę, z Poznania kabaret Pod Spodem, z Olsztyna Czerwony Tulipan, z Bielska-Białej Juliusza Wątrobę, a z Wrocławia Jana Węglowskiego. W pierwszych swoich latach na antenie często dawali szansę aktorom będącym świeżo po studiach – m. in. Agnieszce Fatydze, Zbigniewowi Zamachowskiemu, Wojciechowi Malajkatowi, Piotrowi Machalicy czy Barbarze Dziekan. – Realizowaliśmy m. in. programy „Co jest grane” i „Móżdżek po polsku”, a potem „Parafonię” – wspomina Łapot. – Tak to trwało do 2004 roku. Wskoczyliśmy do Trójki w 1984 roku i byliśmy w niej przez następne 20 lat. Zrobiliśmy równo 500 audycji. POKOLENIOWA CZYSTKA Czyszczenie Trójki odbyło się w zacnym towarzystwie, bo oprócz „Parafonii” z anteny spadły również programy „Studio 202” Elity z Wrocławia i „Korek” Stefana Friedmana. Ostał się jedynie najmłodszy z satyryków – Artur Andrus. Programów pozbyto się starą komunistyczną metodą, która miała udowadniać artystom, że nikt ich nie ogląda i nie słucha. W 1998 roku do radia przyszedł Eugeniusz Smolar, który wcześniej pracował w BBC. Na każdym zarządzie Polskiego Radia upowszechniał swoją teorię, że – zgodnie z jego wiedzą nabytą w Londynie – radio powinno być formą towarzyszącą – ma towarzyszyć słuchaczowi w pracy, w aucie, w pociągu. Na jego program ma się zatem składać muzyka i krótkie serwisy, a nie godzinne audycje. – Ówczesny szef radia, Piotr Kaczkowski, po każdej naszej audycji i po audycji Elity dzwonił do nas i pytał, co to za głupoty mówimy i udowadniał, że to się nikomu nie podoba – kontynuuje Łapot. – Pytaliśmy, co się nie podoba. A trzeba przy tym powiedzieć, że nagrywaliśmy te audycje poza radiem, za własne pieniądze. Owszem, radio za nie płaciło, ale robiliśmy to zdecydowanie bardziej dla trzymania fasonu, niż dla pieniędzy. A Smolar cały czas na zarządach twierdził, że trzeba te audycje satyryczne wypieprzyć. Tak było również za kolejnego prezesa, sprzyjającego nam Michała Olszańskiego. Był człowiekiem z Trójki – nie chciał nikogo wywalać. Pokazał mi pewnego dnia wykresy słuchalności. O 6.00 była prawie zerowa słuchalność, o 7.00 rano – 5000, między 9.00 a 10.00 gdy

86

MAGAZYN METROPOLII

leciała Zagadkowa Niedziela, program dla dzieci – przed odbiornikami siedziało ok. 50 000 słuchaczy, a potem o godzinie 10.00, podczas naszej audycji słupki skakały do 700 000 słuchaczy. Po naszej audycji słuchalność znowu spadała. Zastanawialiśmy się zatem, o co w tym wszystkim chodzi? W 2001 roku do radia przyszedł Witold Laskowski i w trakcie kolejnych trzech lat „pozamiatał” całą rozrywkę. – W 2004 roku zbliżała się nasza 500 audycja i 20 rocznica naszej pracy w Trójce. Jubileuszowy program nadawany był na żywo. Wystąpili goście z innych trójkowych audycji: Artur Andrus, Stefan Friedmann, Marcin Wolski, Andrzej Fedorowicz i nasi stali współpracownicy: Danuta Stenka, Krzysztof Daukszewicz, Marek Ławrynowicz, Czerwony Tulipan, Krzysztof Kowalewski, Heniu Sawka, Kaczki z Nowej Paczki – twórcy, którzy przez lata z nami robili tę audycję. To było w czerwcu. W jesiennej ramówce już nas nie było – mówi Łapot. ZA DŁUGA DROGA KATOWICE – BIELSKO – Trochę nam para zeszła, jak nas z tej Trójki sczyścili – ciągnie Łapot. – Próbowaliśmy jeszcze powalczyć. Wolski był już wtedy dyrektorem Jedynki. Poszedł do niego Skucha. Ja czekałem w kawiarni, jedząc pączki. Wiedziałem już wszystko, gdy schodził. Miał minę, jakby go do wojska wzięli. Zaproponowaliśmy nagrywanie cotygodniowe skeczy do Czterech Pór Roku w Jedynce. Usłyszeliśmy odmowę. Wolski stwierdził, że powinniśmy zrozumieć, że musi coś dać Jankowi Pietrzakowi… Tego samego roku Łapot i Skucha zaproponowali współpracę Mirosławowi Neinertowi z Teatru Korez w Katowicach. – Teatr Korez zaczął karierę spektaklem „Scenariusz dla 3 aktorów” B. Schaeffera, a potem wystawił spektakl „Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny” – mówi Skucha. – To był hit wszech czasów, który wywindował popularność tej sceny. Do dziś przez wielu Teatr Korez uważany jest za jeden z najlepszych, a przeze mnie za najlepszy teatr na Śląsku. Skorzystaliśmy z tego i my. Frekwencja na naszych comiesięcznych wieczorach kabaretowych dopisywała, opinie były świetne, bo do występów zapraszaliśmy najlepszych aktorów, satyryków, kabareciarzy. I tak „Długi” na długo zadomowił się w Korezie. – W 2006 roku założyłem scenę kabaretową w Teatrze


1998 Łapot / Skucha

Polskim w Bielsku, gdzie już wtedy mieszkałem. Przez kilka lat co miesiąc przygotowywaliśmy sporo nowego materiału, ale potem zaczęła działać rutyna – Skucha rozpoczyna opowieść o tym, jak doszło do zawieszenia działalności kabaretu. – Podzieliliśmy się – Jacek przygotowywał scenę w Korezie, ja w Bielsku. Oczywiście, mieliśmy swój program, coś w nim zmienialiśmy, ale mnie się marzył zupełnie nowy. Jacek miał wtedy większe od moich potrzeby finansowe, a ja chciałem zrobić to, co mnie bardziej rajcuje. Nie lubiłem występów plenerowych przy okazji takich wydarzeń, jak dożynki, gdzie ludzie chcą się napić i spuentować wieczór kapelą disco polo. Te występy dawały niezłe pieniądze, ale to nie była nasza publiczność. Bardzo się męczyłem. Jacek dogadał się z aktorami z telewizyjnego Rancza i zrobił z nimi kabaret „KaŁaMaSz”, który doskonale odpowiadał na to zapotrzebowanie. Nie był zainteresowany pracą nad nowym programem „Długów”. Zaczęło to się rozłazić. Miałem mnóstwo pomysłów. Napisałem dwa scenariusze filmowe, dwa spektakle dla innych – nosiło mnie. Tymczasem „KaŁaMaSz” świetnie sobie radził. Podjęliśmy zatem decyzję o zawieszeniu działalności Kabaretu „Długi”. Współpraca Jacka z Korezem trwa nadal, choć nieco się rozluźniła. Kabaretowe Sceny Trójki odbywają się dwa razy do roku, ale za to w sierpniu, w ramach LOT – Letniego Ogrodu Teatralnego udało się zorganizować Benefis Jacka Łapota z okazji 40-lecia pracy artystycznej. Ja z kolei prowadzę bielską Scenę Kabaretową do dzisiaj. – Występowaliśmy coraz mniej również na estradzie, do tego Skucha był ciągle zajęty – tłumaczy z kolei Łapot. – Ja musiałem występować, bo potrzebowałem pieniędzy, a poza tym – ja naprawdę bardzo lubię pracę na scenie. Choć przyznam, że nie zawsze marzyłem o tym, żeby występować dla rolników na wschodzie Polski, co robię teraz. Nie marzyłem, ale szanuję to i doceniam. Pracować trzeba, bo trzeba płacić rachunki, a także dla satysfakcji. Skucha nie miał tej satysfakcji już od kilku lat. Nie nadążał z terminami. W tym czasie dostał też propozycję napisania scenariusza do kinowej wersji „Bolka i Lolka w kosmosie”, który w końcu nie powstał. Ostatecznie kabaret „Długi” zawieszony został w 2013 roku, po występie w reaktywowanym na chwilę chorzowskim klubie Kocynder. Rok po zawieszeniu Piotr Skucha zaczął pracę z młodymi ludźmi i w 2014 roku założył z nimi kabaret TON, który

2000 klatka z teledysku pt.: "Lato"

ma na koncie już dwa premierowe programy. Prowadzi również Bielską Scenę Piosenki Niebanalnej i Scenę Stand-up. Jacek Łapot wciąż dużo pisze, m.in. dla internetowego Selfie Band. Pracuje również nad książką. DŁUGIE POWODY DO ŚMIECHU – Z czego się śmialiśmy? – jak echo powtarza moje pytanie Łapot. – Do stanu wojennego śmialiśmy się z tego, z czego mogliśmy się śmiać wprost, ale staraliśmy się używać jak najwięcej słów kluczy. Jak ekipa Gierka odeszła i rozpoczął się stan wojenny, to powstało takie słynne zdanie: Za nami tłuste lata 70. i teraz za karę będzie 70 lat chudych. Oczywiście, nie można się było śmiać wprost z wojska, sojuszy czy generała, ale już na przykład żartować można było z systemu. To też słowo wieloznaczne. Mieliśmy np. numer z kostką Rubika. Ona była w całości ułożona, następnie Skucha ją rozkładał, a ja mu mówiłem: myślisz, że mnie zagniesz? Przecież ja znam system i powiem na czym ten system polega. Ile razy było użyte słowo system, ludzie nadstawiali ucha. A ja rzeczywiście potrafiłem tę kostkę 6 ruchami ułożyć. Przełomowym momentem był 1989 rok. Po Okrągłym Stole ludzie przestali przychodzić na kabaret. Jak Polak chciał mieć styczność z ostrym satyrycznym słowem, to sobie kupował gazetę Urbana. – Staraliśmy się od samego początku (i na tym też wygrywaliśmy) robić program, który jest wielowarstwowy – mówi z kolei Skucha. – Budowaliśmy żarty tak, żeby były zabawne w sposób dosłowny, związany np. z obyczajowością, ale żeby też w podtekście pasowały do rzeczywistości, w której się znajdowaliśmy. Dziś śmieszy mnie to samo, co śmieszyło wtedy – ludzkie słabości. One wciąż są zabawne i to się nie zmienia. – Ludzie wciąż śmieją się z podobnych rzeczy, tylko wybierają sobie inny obiekt żartu – dodaje Łapot. – Przed wojną śmiali się z typowego głupka, który stawia na noc przy łóżku dwie szklanki, jedną pełną, drugą pustą, bo nie wie, czy w nocy będzie mu się chciało pić. Potem ten sam dowcip krążył o Ruskich, o milicjantach, a w końcu, obecnie, o blondynce. To dowód, że śmieszą nas wciąż te same rzeczy. Benefis Jacka Łapota z okazji 40-lecia pracy twórczej odbył się 31 sierpnia 2019 roku na deskach Teatru Korez. W koncercie wziął udział Jacek Łapot oraz zaproszeni goście.

MAGAZYN METROPOLII 87


kultura

IMPREZOWY NIEZBĘDNIK AUTORKA: MAŁGORZATA KATAFIASZ Po lekkim wakacyjnym uśpieniu zaczyna się dziać w kulturze. Prezentujemy nasz osobisty redakcyjny przewodnik po imprezach w Metropolii.

VII MIĘDZYNARODOWY FESTIWAL IM. KRZYSZTOFA PENDERECKIEGO W ZABRZU Festiwal zainauguruje 14 września sam Maestro Penderecki dyrygując Mazurem ze Strasznego dworu Moniuszki, w roku obchodów 200. rocznicy urodzin kompozytora. Gwiazda światowej dyrygentury, dyrektor słynnej San Diego Symphony Orchestra Rafael Payare wspólnie z Sinfoniettą Cracovią zinterpretuje IV Symfonię Patrona Festiwalu i IV Symfonię Roberta Schumana. W kolejnych dniach wystąpi ekscentryczny i zjawiskowy organista Cameron Carpenter, a słynną już interpretację Kontrabasisty Patricka Süskinda przedstawi osobowość z pewnością wyjątkowa – Jerzy Stuhr.

SYMPHOSPHERE MUZYCZNE UNIWERSUM MOŻDŻERA Leszek Możdżer, Tia Fuller i Lars Danielsson ruszają w trasę z projektem Symphosphere! To projekt łączący improwizacje jazzowe z bogatymi możliwościami orkiestry symfonicznej i elektronicznymi brzmieniami. Połączenie śmiałe i zaskakujące, a zarazem niezwykle oryginalne, bo odkrywające nowe dźwiękowe przestrzenie z całą paletą najróżniejszych kolorów i odcieni. Leszek Możdżer jest jednym z najwybitniejszych polskich muzyków jazzowych. Światowej klasy odważny eksplorator i oryginalny twórca, wyróżniający się własnym językiem muzycznym.

ARS INDEPENDENT FESTIVAL 2019 będzie już 9. edycją multimedialnego festiwalu filmu, animacji, gier wideo i wideoklipu. Festiwal szuka tego co fajne w młodej, debiutanckiej i współczesnej kulturze audiowizualnej. Sercem festiwalu są cztery międzynarodowe konkursy, w których o przyznaniu nagród decyduje publiczność. Czarny Koń Filmu (fabularne filmy pełnometrażowe) oraz Czarny Koń Animacji (krótkometrażowe animacje) prezentują filmowe debiuty reżyserów z całego świata, często w charakterze polskiej premiery. Czarny Koń Gier Wideo i Czarny Koń Wideoklipu poświęcone są nowym grom i teledyskom. Organizatorzy: instytucja kultury Katowice Miasto Ogrodów oraz Miasto Katowice.

"WADY I WASZKI" WYSTĘP KABARETU HRABI Nikt nie jest idealny. Każdy ma jakieś wady. Mniej lub bardziej upierdliwe. Wszystko zależy od tego, po której stronie się jest. MY mamy wady, które dodają nam uroku, czynią nas bardziej interesującymi. Ale ONI mają wady nie do zniesienia. MY nie jesteśmy leniwi, my tylko dostrzegamy, że fajnie jest leżeć na kanapie. To ONI są leniwi. Tak zwyczajnie, w sposób prosty, upierdliwy. Dlatego MY nie mamy wad, MY mamy WASZKI. Członkowie kabaretu są ze sceną kabaretową związani od lat, wcześniej część z nich występowała w Kabarecie Potem czy Kabarecie HiFi.

Katowice Miasto Ogrodów | 24-29 września 2019

Teatr Mały | Tychy | ul. ks. kard. Augusta Hlonda 1 18 września 2019 | godz. 20:00

MICHAŁ BAJOR PIOSENKI WŁOSKO-FRANCUSKIE Z NOWEJ PŁYTY Artysta zaprezentuje nowy program koncertowy oparty na premierowym wydawnictwie płytowym, które jesienią ukaże się w sprzedaży. Na płycie znajdą się jego ulubione piosenki włoskie i francuskie. Dla miłośników talentu Michała Bajora i sympatyków włoskich i francuskich przebojów będzie to z pewnością niezapomniany koncert. To bardzo zróżnicowany recital, od przejmującej “Je sui malade” Dalidy, przez kolorowe “Couleur cafe” Gainsburga czy roztańczone “Quando, quando”, aż po dramatyczny “Hymn miłości“ Edith Piaf.

VI EDYCJA JAZZ ART FASHION FESTIVAL Wczoraj Warszawa, dzisiaj Katowice. Odkrywamy nowy wymiar muzyki, mody i sztuki wraz z VI edycją Jazz Art Fashion Festival. W tym roku kolejny raz Muzeum WALCOWNIA w Katowicach zamieni się w kreatywną przestrzeń pełną inspiracji. 21 i 22 września poczujemy niepowtarzalny klimat artystycznej strony Katowic. Czekają nas koncerty znanych muzyków, pokazy mody wybitnych projektantów, wystawy ze świata sztuk wizualnych prezentujące dokonania artystów takich jak Beksiński, Joanna SierkoFilipowska, Dominik Jasiński, a także tworzenie muralu w sąsiedztwie Muzeum Walcownia.

RAWA BLUES 2019 Dwa dni z bluesem w Katowicach! Mieszanka rutyny z młodością – tak w skrócie można podsumować zestaw artystów tegorocznego festiwalu Rawa Blues. Od kilku lat festiwal rozpoczynają warsztaty oraz piątkowy koncert w sali NOSPR. Sobotni koncert w SPODKU zacznie się o godzinie 11.00, kiedy wystartuje Mała Scena, na której muzycy walczą o nagrodę publiczności, a zarazem o występ na Dużej Scenie. Koncerty na dużej scenie rozpoczną się o 15.00, a około godziny 18.00 koncert finałowy, w czasie którego wystąpią najznakomitsi artyści z całego świata.

KONCERT BEHEMOTH “ECCLESIA DIABOLICA BALTICA” Jesienią 2019 roku formacja Behemoth wystąpi w sześciu miastach dla swoich najbardziej oddanych polskich fanów. Zespół, którego twórczość doceniana jest na największych scenach świata, wróci do kraju, by promować swój najnowszy album – „I Loved You at Your Darkest”, który wydany został 5 października 2018 roku nakładem Nuclear Blast Records. W rolach gości specjalnych zespołu do trasy dołączą szwajcarzy z Zeal & Ardor, norweska kapela Whoredom Rife oraz polskie – In Twilight’s Embrace. SPODEK | 28 września

Zabrze | 14-19 września 2019

BECEK Bytom | 4 października 2019 | godz. 19:00

NOSPR | SPODEK | 11 i 12 października 2019

88

MAGAZYN METROPOLII

NOSPR | 9 października 2019 | godz. 19:00

Muzeum Walcownia | 21-22 września 2019 | godz. 20:00

2019 | godz. 17:30


MAGAZYN METROPOLII 89


kultura LITERATURA

Królowe królowej literatury

KASSALA Adriana Urgacz-Kuźniak: Kleopatra, Nefretete, Hatszepsut, Królowa Saby, a od listopada – Maria Magdalena. Tak różne od siebie kobiety łączą karty dwóch cykli powieści, a poza nimi – siła i władza, którą miały nad światem i nad mężczyznami. Podróżując w głąb historii opowiedzianej w wydanej kilka tygodni temu Królowej Saby zastanawiam się, jak to się stało, że na ponad 2000 lat oddałyśmy możliwość stanowienia o naszym losie w ręce mężczyzn? Jak to możliwe, że z mądrych władczyń stałyśmy się tą częścią społeczeństwa, która pozbawiona została nawet praw wyborczych? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań szukam w rozmowie z autorką wymienionych powieści, Ewą Kassalą. Królowa literatury? Ja bardziej czuję się jak ich służka. Jestem w stałym kontakcie z każdą z królowych, o których piszę. Wiem, kiedy są zadowolone, kiedy nie bardzo i robię wszystko, żeby sprostać ich oczekiwaniom.

Dlaczego sięgnęła Pani aż do starożytności? Ewa Kassala: Już na ostatnim roku studiów coś mi mówiło, że warto. Napisałam wtedy pierwszą, krótszą „Kleopatrę”, którą zrecenzował wybitny historyk, profesor Aleksander Krawczuk. Ukazała się drukiem – była to malutka książeczka. Po ponad 20 latach wróciłam do tamtego tematu, ponieważ jedno ze znanych warszawskich wydawnictw – po lekturze „Portretu kobiety wieku zatracenia” (książka ukazała się pod prawdziwym nazwiskiem autorki, które brzmi Dorota Stasikowska-Woźniak – red.) stwierdziło, że chciałoby wydać „Kleopatrę”, a także kolejne książki dotyczące starożytności. Lubię zatem myśleć, że to nie przypadek. Że Kleopatra i inne królowe egipskie już dawniej dawały

90

MAGAZYN METROPOLII

mi znać, że chcą mi coś powiedzieć. Wcześniej jednak tego głosu nie wychwyciłam w taki sposób, w jaki powinnam. Nie byłam jeszcze gotowa. Żeby zrozumieć królowe i żeby właściwie podejść do tego, co mają nam do powiedzenia, najwidoczniej trzeba trochę pożyć i zebrać bagaż własnych doświadczeń. Po „Kleopatrze” historia – jak to ma w zwyczaju – potoczyła się dalej. Najpierw wyszła trylogia egipska („Żądze Kleopatry”, „Boska Nefretete”, „Hatszepsut” – red.) w wydawnictwie Sonia Draga, później zadzwoniła wydawczyni amerykańska z propozycją przetłumaczenia tych książek na angielski i hiszpański. Tak powstała ta jedyna na świecie trylogia o królowych starożytnego Egiptu. Kiedy ją na-


W całej bliskiej nam kulturowo części świata widać gołym okiem, że nastała era kobiet.

MAGAZYN METROPOLII 91


kultura LITERATURA

pisałam, Amerykanka Maria Cowen zaproponowała mi napisanie książek o silnych kobietach z Biblii. Nie ukrywam, że i o tym temacie myślałam już wcześniej, ale rozważałam też sięgnięcie po królowe i inne znane kobiety słowiańskie. Proszę wrócić do tego pomysłu. Bardzo mi brakuje dobrej literatury o tematyce słowiańskiej. Mnie też. I dlatego być może zajmę się historią słowiańskich kobiet, gdy skończę tematykę biblijną. Szczególnie fascynuje mnie Dobrosława... Ale to pieśń przyszłości. Ewa Kassala / Dorota Stasikowska-Woźniak

Kiedy przemyślałam propozycję Marii Cowen, zaczęłam szukać, jakie kobiety byłyby najbardziej właściwe i czekać na znaki. Pierwsza pojawiła się królowa Saby. To królowa, o wizjach której szeptała moja mama, a wcześniej babcie... Podobnie jak pani, i ja słyszałam od rodziców i od babci o „królowej Sabie”. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że Saba to państwo, a nie jej imię. Moja bardzo wspaniała i troskliwa wydawczyni amerykańska przysłała mi trochę linków i informacji o niej, i ta królowa rzeczywiście mnie zafascynowała. A kiedy sięgnęłam jeszcze do średniowiecznych legend, okazało się, że jest to taka osoba, która może w naszych czasach przełomu bardzo mocno do mnie przemówić, a co za tym idzie, również do moich czytelników i czytelniczek . Mówiąc o czasach przełomu, czy ma Pani na myśli to, że po latach, w których kobiety tak często spychane były do roli kur domowych, dziś bardzo dzielnie (mężnie???) walczą o należne im miejsce w społeczeństwie, pokazując, że nie tylko dorównują mężczyznom, ale mogą z nimi skutecznie rywalizować? Tak jak królowe z Pani książek, które sięgały po władzę i sprawowały ją z korzyścią dla swoich krajów. Tak. To czasy, w których niewątpliwie, z różnych powodów, wzrosła nasza świadomość, zarówno ta dotycząca ekologii, jak i praw kobiet czy duchowości. Szczęśliwie nie musimy już zabiegać o codzienne pożywienie czy bezpieczeństwo, więc możemy się zająć szeroko rozumianą kulturą i własnym rozwojem. Jesteśmy otwarte, mamy czas i możliwości, by spojrzeć na siebie uważniej, przyjrzeć się swojej osobowości i zadbać o swoje wnętrze. W całej bliskiej nam kulturowo części świata widać gołym okiem, że nastała era kobiet. Nasz głos zostaje usłyszany, również wtedy, gdy opowiadamy o tych kobietach, które były przed nami. Jest ogromna liczba postaci historycz-

92

MAGAZYN METROPOLII

nych z mniej lub bardziej odległych czasów, które głosami współczesnych upominają się o uwagę. Do mnie najczęściej trafiają te z zamierzchłej przeszłości. Wszystkie, o których pisałam do tej pory, o których piszę teraz i będę pisać w przyszłości, są kobietami czasów przełomu. Kleopatra to ostatnia królowa Egiptu. Po niej właściwie zaczęła się nowożytność. Nefretete – wraz ze swoim mężem Echnatonem po raz pierwszy w dziejach świata wprowadziła religię monoteistyczną, wiarę w boga Atona. Udało im się to tylko na 16 lat, bo świat nie był jeszcze gotowy. Co ciekawe, bóg ten przedstawiany był jako wielkie oko w trójkącie z promieniami słońca, odchodzącymi od niego. Pewnie coś nam to przypomina… Później mamy Hatszepsut, która nie była jedną z żon faraona, ale była faraonem. W całej historii starożytnego Egiptu były tylko 4 kobiety, które samodzielnie sprawowały władzę jako faraonowie. Hatszepsut to była potężna władczyni. Przez całe wieki ludzie myśleli, że była mężczyzną. W rzeczywistości była to kobieta, i to bardzo kobieca. Mamy w końcu Królową Saby – a w niej połączenie starożytnego świata położonego na terenach dzisiejszej Etiopii, Jemenu i Erytrei – państwa wówczas niezwykle bogatego i zielonego, w którym rosła mirra i w którym wydobywano złoto – z monoteistycznym Izraelem, w którym odnajdujemy początki naszej kultury. A teraz, kilka dni temu, oddałam do wydawnictwa Marię Magdalenę – książkę najbardziej współczesną z napisanych przeze mnie, bo zawarta w niej opowieść toczy się „zaledwie” 2000 lat temu. Maria Magdalena to znowu koniec starożytności i początek nowożytności. To książka o potężnej kobiecej sile. Choć Maria Magdalena nie była królową w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, niewątpliwie była królową serc. Pokazała nam drogę duchową, uczyła, jak iść ścieżką życia, jak podnieść się po upadku. Jest dla mnie kapłanką kobiet. Myślę, że my, kobiety teraz bardzo poszukujemy, uczymy się. Szukamy mistyczki, przewodniczki, która nas poprowadzi. To jest ten czas. Niezwykły. Jak Pani myśli, co się stało, że na ponad 2000 lat utraciłyśmy swoją pozycję? Nie odważę się dać na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Ale już w Królowej Saby i w Marii Magdalenie bardzo poważnie się nad tym zastanawiam. W pierwszej z tych powieści królowa Saby, Makeda, w rozmowie z Salomonem zwraca jego uwagę na to, że w jej kraju jest bóg i bogini, że są kapłanki i kapłani. Martwi ją, że w Izraelu jest tylko jeden bóg, męski i nie ma kapłanek. Makeda pyta Salomona, do kogo kobiety się modlą. Mówi mu, że to, że Izraelczycy wyrzucili ze swojej religii prawa i możliwości kobiet i nie mają bogini, na tysiące lat może zmienić historię. Przestrzega, że religia monoteistyczna odbije się na kobietach. Dziwi się,


że w Izraelu kobiety nie mogą się uczyć. Że nie mają swoich świątyń. Bo w starożytnym Egipcie, w Królestwie Saby, kobiety mogły się kształcić tak samo jak mężczyźni. Tymczasem w królestwie Salomona nie tylko nie mogły chodzić do szkoły, ale nie wolno im było nawet czytać Tory. Nie miały prawa zeznawania w sądzie, bo nie były uznawane za wartościowego świadka. Można zatem zaryzykować tezę, że religia monoteistyczna, w której jest bóg-mężczyzna, powoduje odsunięcie kobiet na dalszy plan. Czym, jako kobiety, różniły się od siebie wszystkie cztery bohaterki: Hatszepsut, Nefretete, Kleopatra i Makeda? Kobiety w moich książkach są różne. Kleopatra potrafi wykorzystać erotykę i swoją seksualność, a także wybitną inteligencję do tego, aby zdobyć największych wodzów tamtych czasów, a więc Juliusza Cezara i Marka Antoniusza. Nefretete to jest zupełnie inny typ. To kobieta, która ma sześć córek, z których traci aż trzy. Kocha swojego męża, a kiedy on umiera, ona musi przejąć władzę. Z tej, która jest z natury delikatna, efemeryczna, zakochana w poezji i śpiewie, ewoluować musi do kobiety silnej, która jest w stanie objąć rządy. Robi to, i to na dodatek doskonale. Hatszepsut to jest jeszcze inny typ kobiecości – ona od dziecka chce być władcą i wie, że kiedyś to osiągnie. To jest taka Angela Merkel dzisiejszych czasów. To kobieta, która od zawsze wie, że jej żywiołem jest polityka. Z kolei królowa Saby jest kobietą natchnioną, ma wizje. Kocha swoje państwo do tego stopnia, że dla niego rezygnuje z Salomona i swojej do niego miłości. Udało się Pani pokazać kobiety tak prawdziwe, z krwi i kości. Matki, dziewczynki, żony, zmysłowe kochanki... Miło mi to słyszeć. Lada chwila na polski rynek wejdzie Maria Magdalena – jeszcze inny typ kobiety. Mam nadzieję, że za jakiś czas, tak jak pani powiedziała, będzie można zobaczyć w każdej kolejnej mojej powieści inny rodzaj kobiecości. Jest nas tak wiele, jesteśmy takie różne i piękne w tych różnicach. Jesteśmy silne, cudowne, oszałamiające. To dzięki nam świat jest taki piękny. Jesteśmy jego bijącym sercem. Dajemy życie.

powiększającym w ręce, żeby znaleźć w nich nieścisłości. Do tej pory, na szczęście, już na etapie redakcji udało się wychwycić niektóre błędy. Jakie? Pisząc Nefretete byłam przekonana, że w tamtych czasach pisano na tabliczkach pędzelkiem z włosia, ale znany egiptolog, dr Andrzej Ćwiek z Poznania zwrócił mi uwagę na to, że w czasach Nefretete i Echnatona pędzelek wykonany był z młodej palmy. W „Kleopatrze” z kolei tytułowa królowa i Marek Antoniusz mieli gasić pragnienie sokiem z mango. Tym razem błąd wyłapała moja redaktorka, która doszukała się informacji, że 2000 lat temu w Afryce nie było tego owocu. Byłam też przekonana, że żydowski kapłan to zawsze był rabin. Tymczasem ks. prof. Mariusz Rosik zwrócił mi uwagę na to, że „rabin” pojawia się dopiero w 2 w. n.e. W roku 0, czyli tym, w którym pojawia się Jezus, kapłanem był „rabbi”. Staram się do tych drobiazgów podchodzić niezwykle starannie. W procesie pisania książki poszukiwania historyczne zajmują mi najwięcej czasu. Czy Makeda widząca przyszłość, a także inne królowe z kart Pani powieści mają dla nas jakieś przesłanie? Królowa Makeda niewątpliwie chciałaby, żebyśmy wróciły do jej wizji, zastanowiły się nad sobą i zrozumiały, że miłość jest najważniejsza. I nie mam tu na myśli miłości wyłącznie do mężczyzny, ale w szerszym kontekście – do świata, do ludzi. Chciałaby przestrzec nas, żebyśmy dbały o miejsce, w którym żyjemy. Jej wizje dotyczące końca świata są straszne, a przecież straszne są też czasy, w których żyjemy. Płoną lasy na Syberii i w Brazylii, kończy się woda, naukowcy ostrzegają przed nieodwracalną katastrofą ekologiczną i zmianami klimatycznymi. Niewątpliwie Makeda chciałaby zwrócić naszą uwagę na to, ale wszystkie te królowe mówią też do mnie jednym głosem: „powiedz im – żyjcie i kochajcie. Jesteście tu tylko raz. Żyjcie tak, żebyście odchodząc mogły powiedzieć, że było warto. Korzystajcie z tego, że tu jesteście. My też tu byłyśmy. Kochałyśmy, upadałyśmy i podnosiłyśmy się. Nie bójcie się, idźcie na całość. Lepiej działać, niż na jesieni życia żałować tego, czego nie zrobiłyśmy”. Rozmawiała: Adriana Urgacz-Kuźniak

Pisanie książek historycznych jest sporym wyzwaniem. Internauci lubią wyszukiwać i wytykać błędy. Pani książki są od nich wolne? (śmiech). Nie chcę prowokować odpowiedzią, bo rzeczywiście internauci zaczną moje książki czytać ze szkłem

MAGAZYN METROPOLII 93


kultura

BIBLIOTECZKA PODRĘCZNA AUTORKA: MAŁGORZATA KATAFIASZ Wakacje są już wspomnieniem, wieczory coraz dłuższe – nadchodzi czas zasiadania w fotelu i celebrowania magicznych chwil z kubkiem herbaty i dobrą książką w ręku. Przedstawiamy subiektywny wybór pozycji do domowej biblioteczki. To książki bardzo różne – każdy ma szansę znaleźć tu coś dla siebie. I wszystkie wiążą się z naszym regionem: tematyką, osobą autora, wydawnictwem.

BLISKIE, LECZ Z DALEKIEGO ŚWIATA

Autorzy: Renata Abłamowicz, Daniel Makowiecki Wydawnictwo: Muzeum Śląskie

Publikacja towarzyszyła wystawie, którą można było oglądać w Muzeum Śląskim do 28 lipca br. Historia udomowienia ssaków to niezwykła opowieść o wspólnej wędrówce przez dzieje, której początek sięga około 40 tysięcy lat wstecz. Autorzy publikacji przybliżają szczegóły tej historii, w przystępny i przejrzysty sposób zaznajamiają czytelnika z wynikami trudnej pracy archeozoologa. Obszerne i bogato ilustrowane rozdziały opowiadają o najbardziej nam znanych, lubianych i pożytecznych domownikach.

PRZEGWIZDANE

Autor: Aurélie Valognes Wydawnictwo: Sonia Draga

Ferdinand Brun nie zawsze był zrzędliwym zgorzkniałym starcem. Kiedyś był zrzędliwym zgorzkniałym mło-dzieńcem. Dziś ma osiemdziesiąt trzy lata i ani krzty chęci, by się zmienić. Jego jedyny cel? Unikanie hordy wścibskich sąsiadek. Jego największa radość? Wkurzanie sąsiadki, pani Suarez, dyrygującej całą kamienicą. Tak, to dopiero przyjemność! A tych nie ma w życiu Ferdinanda wiele… Aż do dnia, w którym wyrośnięta dziewczynka i dziewięćdziesięciodwuletnia staruszka, pasjonatka informatyki, włamują się do jego domu i do jego serca.

JAK NIE ZOSTAŁEM POETĄ

Autor: Szczepan Twardoch Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie

Pewnego dnia, w latach dziewięćdziesiątych, długowłosy nastolatek w ciężkich butach wchodzi do klubu gliwickich poetów, by przekonać się, jak ocenione zostaną jego wiersze. Efekt? Wiele lat później do księgarń trafia ta książka. A w niej? Historia i codzienność. Tożsamość i autorefleksja. Bardzo serio i z przymrużeniem oka. Jeden z najpopularniejszych pisarzy. Pół miliona sprzedanych egzemplarzy. A niewiele brakowało, by wszystko potoczyło się zupełnie inaczej…

HUMOR ŚLĄSKI

Autor: Marek Szołtysek Wydawnictwo: Wydawnictwo Śląskie ABC Książka opowiada o śląskim poczuciu humoru, który polega nie tylko na ciepaniu wicami, ale na pewnej oryginalnej, dowcipnej, pogodnej postawie, dzięki której wielu Ślązoków potrafi żartować nawet z trudnych zdarzeń życiowych. W książce jest 250 wiców napisanych po śląsku i do tego jeszcze 140 wiców obrazkowych oraz opisy „śląskich Szwejków”, śmiesznych śląskich farorzów, wice o Rusach albo o Marklowicach i fol inkszych śmiysznych godek.

94

MAGAZYN METROPOLII

ZANIEMÓWIENIE

Autor: Justyna Wydra Wydawnictwo: Zysk i S-ka Autorka bestsellerowej powieści Esesman i Żydówka, powraca w nowej odsłonie. Tychy, małe miasteczko na Śląsku. To właśnie tutaj w plebiscycie roku 1921 czterech na pięciu mieszkańców zagłosowało za przyłączeniem regionu do Polski. Dwie dekady później niemal wszystkich obywateli wciągnięto na volkslistę. Kim są ówcześni tyszanie? Polakami? Niemcami? Dwudziestojednoletnia Hilda Widera tego nie rozumie. Jej ojciec Achim ma na to jedną odpowiedź: „Ślązakami”. Ślązacy muszą być mądrzy. I muszą być gotowi na ponoszenie konsekwencji swoich decyzji.

RANA

Autor: Wojciech Chmielarz Wydawnictwo: Marginesy Podobno czas leczy rany. Jednak niektóre nigdy się nie zabliźniają. Najpierw pod kołami pociągu ginie Marysia, uczennica ekskluzywnej prywatnej szkoły na warszawskim Mokotowie. Jej nauczycielka, Elżbieta, próbuje odkryć, co się naprawdę stało. Rozpoczyna prywatne śledztwo tylko po to, żeby wkrótce sama zginąć. Ale jej ciało znika, a jedynymi osobami, które cokolwiek widziały, są Gniewomir, nieprzystosowany społecznie chłopak zafascynowany seryjnymi zabójcami, i Klementyna, samotna nauczycielka...

ZJEŻONA

Autor: Anna Kapczyńska Wydawnictwo: Videograf W każdej kobiecie drzemie wielka siła, trzeba ją tylko obudzić. Ale jak obudzić coś, czego istnienia się nawet nie podejrzewa, a w dodatku bliscy w imię źle pojmowanej miłości robią wszystko, żeby tę siłę stłamsić…? Henia ma trzydzieści pięć lat, wyższe wykształcenie, lekką nadwagę, grube i kręcone włosy, garbaty nos, głupie imię, chłopaka, z którym chodzi od trzynastu lat, pracę w dziale marketingu, ukochaną babcię, przebojowe przyjaciółki, dulską matkę i ojca organistę kościelnego.

JAK DOBRZE NAM ZDOBYWAĆ GÓRY

Autorzy: Ludwik Wilczyński, Witold Sas-Nowosielski Wydawnictwo: Stapis

Zbiór anegdot, wspominków, opowieści, gawęd tatrzańskich i nie tylko, autorstwa Ludwika Wilczyńskiego (tekst) i Witolda Sasa-Nowosielskiego (ilustracje). Czy dobrze nam zdobywać góry? Góry zdobywa się nam bardzo dobrze. Wiatr chłonie się młodą, a nawet starą piersią wspaniale i tak samo depcze się chmury stopą prężną. Góry to niewyczerpane źródło dobrej energii i życiowej siły nawet wtedy, gdy już wiemy, że się ich nie zdobywa, że to one nas zdobyły swoim ogromem, przestrzenią i obojętnością.


MAGAZYN METROPOLII 95


kultura XII ART NAIF FESTIWAL

Obraz promujący XII Art Naif Festiwal. Autorką jest zwyciężczyni ubiegłorocznej nagrody Grand Prix - Sala Pilar z Argentyny.

Monika Paca-Bros Prezeska Fundacji Eko-Art Silesia Dyrektorka Art Naif Festiwalu

NAIWNIE, ALE Z KLASĄ Międzynarodowy Fes�wal Sztuki Naiwnej organizowany jest przez Fundację Eko-Art Silesia oraz Galerię Szyb Wilson już po raz dwunasty. Każda edycja w sposób szczególny przybliżała sztukę jednego wybranego kraju bądź regionu. W roku 2019 była to Kolumbia – kraj, w którym sztuka naiwna tworzona jest już od XVI wieku. W przyszłym roku pozostaniemy w kręgu kultury latynoamerykańskiej i w sposób szczególny zaprezentujemy sztukę artystów brazylijskich. W tegorocznej edycji wzięło udział prawie 400 artystów – co roku jest ich więcej, dzięki czemu fes�wal ma szansę się rozwijać. Nieprawda, że sztuka naiwna nie jest ceniona i traktowana jest z przymrużeniem oka. Przeczą temu prowadzone przez nas statystyki, które pokazują coraz większe zainteresowanie tą sztuką. W tym roku odwiedziło nas ponad 40 000 osób! Ludzie wracają do nas co roku, przychodzą na wystawę kilkakrotnie. Jest to dla nich pewnego rodzaju terapia duchowa, oderwanie się od codziennego stresu, możliwość obcowania z prawdziwym, pochodzącym prosto z serca – pięknem.

96

MAGAZYN METROPOLII


Izabela Kośmider Koordynator XII Art Naif Festiwalu

autor obrazu: Victoria Ruiz de Cortazar, Hiszpania

Bycie koordynatorem tak dużego i wielopłaszczyznowego wydarzenia jakim jest Art Naif Fes�wal to z jednej strony wyzwanie, odpowiedzialność i duży nakład pracy, z drugiej zaś ogromna satysfakcja, radość i zadowolenie. Dla mnie było to zadanie o tyle trudne, iż po raz pierwszy znalazłam się w takiej ważnej i odpowiedzialnej roli. Jestem wdzięczna za tę szansę poznania tylu wspaniałych artystów, obcowania ze sztuką, pracy, która jest pasją i przyjemnością, a także odkrycia własnych dobrych i złych stron. Dwunastą edycję fes�walu głosami publiczności wygrał artysta z Ekwadoru José Luis Toaquiza Chugchilan, który jest również moim numerem 1. Jego twórczość wyróżnia technika – są to obrazy malowane farbą olejną na skórze. Charakteryzują się niezwykłą precyzją i drobiazgowością w oddaniu szczegółu oraz wspaniałą, nasyconą paletą bezbłędnie oddającą koloryt amerykańskiej puszczy. Drugą artystką, której sztuka zdobyła moje serce, jest Hiszpanka Victoria Ruiz de Cortazar, która przenosi widza w fantastyczny świat marzeń sennych, operując jednocześnie wyrafinowaną, równie fantastyczną gamą barwną.

MAGAZYN METROPOLII 97


kultura XII ART NAIF FESTIWAL

Agnieszka Nowak Koordynator Biura Festiwalowego

Jako koordynator biura fes�walowego przy współtworzeniu i organizacji Art Naif Fes�walu pracuję od pierwszej edycji. Każdego roku Fes�wal przynosi ogromną radość artystom uczestniczącym w tym wydarzeniu, zwiedzającym oraz nam, organizatorom. Przygotowania trwają cały rok, w zasadzie kończąc jedną edycję zaczynamy od razu przygotowania do następnej. Art Naif jest sztandarowym wydarzeniem Galerii Szyb Wilson w Katowicach, jest on też ważnym punktem na mapie Katowic, Śląska, Polski, Europy i Świata. Fes�wal odwiedzają dzieci, młodzież i dorośli. Daje on ogromną frajdę wszystkim niezależnie od wieku, narodowości, religii. Uważam, że nie może go zabraknąć w przyszłości. Jest on obowiązkowym miejscem do odwiedzenia podczas wakacji. Tak że do zobaczenia w wakacje!

autor obrazu: Iwona Lifsches, Dania

98

MAGAZYN METROPOLII


Galeria Szyb Wilson jest jednym z moich ulubionych miejsc na kulturalnej mapie Katowic. Z tego powodu bardzo chciałam uczestniczyć w pracach przy XII Art Naif Fes�walu. Z zawodu jestem graficzką komputerową, więc w ramach mojej pracy zajmuję się głównie komunikacją wizualną, ale prawdę powiedziawszy miałam ochotę odpocząć na jakiś czas od komputera i praca dla Galerii w tym wakacyjnym okresie trwania fes�walu mi to umożliwiła. To, co na pewno zapadnie mi w pamięć, to możliwość rozmowy z wieloma artystami oraz podziwiania ich prac. Sztuka zajmuje bardzo ważne miejsce w moim sercu i uważam, że najważniejsza jej funkcja polega na wizualnej możliwości wypowiedzenia swoich uczuć. Sztuka, dla mnie, to opowiadanie historii, a ja przez te kilka ostatnich miesięcy miałam to szczęście, że mogłam wiele z nich poznać. Artyści XII Art Naif Fes�walu opowiadają często bardzo intymne historie, dzielą się swoimi przeżyciami, ale także starają się przekazać odbiorcy bardzo wiele ciepła i poztywnych wibracji. Ja miałam przyjemmność wiele tej dobrej energii odebrać.

Jadwiga Pietras Koordynator ds. komunikacji wizualnej

autor obrazu: Marina Czajkowska Polska II miejsce na XII ANF MAGAZYN METROPOLII 99


kultura XII ART NAIF FESTIWAL

autor obrazu: Fabiola Aldana Trespalacios, Kolumbia

Ilona Bielawska Koordynator ds. technicznych

100

MAGAZYN METROPOLII

Pracuję w Galerii Szyb Wilson od dwudziestu dwóch lat. Przy realizacji Fes�walu Art Naif jestem od samego początku – dobrze pamiętam ten pierwszy, dwanaście lat temu – i wtedy… lekko się uśmiecham. Każda z edycji Fes�walu jest inna, niecodzienna, a wręcz magiczna. To wydarzenie, które budzi podziw ludzi na całym świecie, powoduje radość i zadowolenie. Pracując przy Fes�walu przez dwanaście edycji jako Koordynator do spraw technicznych mogłam osobiście artystycznie się bardzo rozwinąć. Widząc i zarazem koordynując pracę wielu ludzi przy montażu tak ogromnej liczby obrazów oraz rzeźb (w tym roku było ich ponad 1 500!) mogę zrealizować swoje wizje artystyczne. Choć nie jestem z zawodu artystą – czasami przenoszę się w magiczny dla mnie świat – świat kolorów, fantazji, a czasami nawet iluzji. Praca w Galerii daje mi ogromną satysfakcję oraz możliwość rozwoju. Przychodząc codziennie do Szybu Wilson przenoszę się w miejsce, które nastraja mnie pozytywną energią. Życzę każdemu, aby w swojej pracy mógł, tak jak ja, realizować swoje cele i marzenia.


Jose Luis Toaquiza Chugchilan, Ekwador

I MIEJSCE

na XII Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Naiwnej (XII Art Naif Festiwal)

MAGAZYN METROPOLII 101


kultura

BUDKA SUFLERA AUTORKA: MAŁGORZATA KATAFIASZ Już czas, by wyskoczyć z urlopowych szortów, założyć suknie, zawiązać krawaty i zasiadłszy wygodnie na widowni dać się porwać magii teatru. Śmiać się, wzruszać lub zadumać nad kondycją świata. Przyjmujemy rolę suflerów i podpowiadamy, gdzie można spędzić wieczór w objęciach Talii lub Melpomeny.

Międzynarodowy Festiwal OPEN THE DOOR powstał z chęci zaprezentowania mieszkańcom Katowic najciekawszych zjawisk światowego teatru. Pierwszy w tej części Europy projekt otwierający miasto i teatr na te spektakle i projekty artystyczne, które oddają głos ludziom, których okoliczności, społeczeństwo, choroba, niepełnosprawność, brak środków do życia czy uwarunkowania społeczne i socjalne zepchnęły na margines. Prezentujemy najciekawsze zjawiska współczesnego teatru, ukazujące – bez skrótów i uproszczeń – życie w całym swym skomplikowaniu. Teatr Śląski | Muzeum Śląskie | Katowice | 20-29 września 2019

Ściana – komedia w reż. Artura Barcisia. Czterdziestopięcioletni Jacek, kawaler z Mokotowa, agent nieruchomości, chce wypłacić pieniądze w banku. Z pozoru zwykła sytuacja staje się bardzo niecodzienną, gdyż pracownicy banku rozpoczynają dochodzenie, czy aby ich klient nie ma za dużo pieniędzy... Bohater dowiaduje się, że polski bank został wykupiony przez indyjską grupę kapitałową i on sam podlega już nie polskiemu, a indyjskiemu ustawodawstwu. Teatr Żelazny | Katowice | 20-21 września 2019 | godz.: 16:00 i 19:00 Spektakl „Między ustami a brzegiem pucharu” jest próbą przewrotnego spojrzenia na kategorię literatury kobiecej, inspirowaną jedną z najbardziej poczytnych powieści Marii Rodziewiczówny. Ten romans z dawnych lat, którego okładkę opatrzoną słowami Żeromskiego ,,Miłości nie opisuje u nas nikt tak dobrze jak Rodziewiczówna” można dostrzec jeszcze niekiedy na półkach domowych bibliotek mam, ciotek, babć i prababć. W jakich relacjach funkcjonowała sama autorka, żyjąca w miłosnym związku z dwiema kobietami? Jaki los pisze swojej bohaterce? Teatr Zagłębia | Sosnowiec | 27 września | godz. 19:00 28 września | godz. 18:00

„Miasto we krwi” w reż. Jacka Głomba, to swoista mieszanka mniej znanych w Polsce dzieł Szekspira wydanych pod tytułem „Kroniki królewskie”. Większość tych dzieł prezentuje tzw. Wojnę Dwóch Róż, czyli serię walk i intryg, które rozgrywały się w Anglii zaraz po wojnie stuletniej, w latach 1455-1485. To współczesna historia walki o władzę, opowieść o zderzeniu ludzkich namiętności. Spektakl grany jest na scenie w Ruinach Teatru Victoria. Teatr Miejski | Gliwice | 21 września | godz. 19:00 22 września | godz. 18:00

102

MAGAZYN METROPOLII

Jeden z najgłośniejszych musicali świata: Cabaret. Pozornie jest to tylko opowieść o dwojgu młodych ludzi, których łączy nagłe uczucie. Pozornie tylko na drugim planie znajduje się dramatyczna relacja dwojga starszych ludzi, którym okrutne koło Historii nie pozwala na późną, być może ostatnią miłość. Cabaret jest przede wszystkim świetnie skonstruowaną, pełną wspaniałej, przebojowej muzyki opowieścią o rodzącym się nazizmie. Teatr Rozrywki | Chorzów | 26-27-28 września godz. 18:30 29 września | godz. 17:00 Stefan Themerson "Pan Tom buduje dom". To dowcipna, mądra historyjka o tajnikach powstawania domu; od pomysłu po dach z kominem, od koncepcji architekta przez pracę takich fachowców i rzemieślników jak hydraulik, stolarz, elektryk czy zegarmistrz, od próby kupienia w sklepie światła po opowieść jak dostarczyć do domu wodę, aż po zakup budzika. Z tekstu Themersona reżyser Daniel Arbaczewski wybrał tylko kilka wątków, a słowo jest tu raczej uzupełnieniem scenicznych działań, w której dzieci aktywnie uczestniczą. Śląski Teatr Lalki i Aktora „Ateneum” | Katowice | 21 września | godz. 11:30 22 września | godz. 16:00 „Kolacja dla głupca” w reżyserii mistrza tego gatunku Marcina Sławińskiego opowiada o perypetiach zamożnego wydawcy bestsellerów Pierre’a, na którego pewnego wieczoru spada istna plaga nieszczęść: wypada mu dysk w kręgosłupie, zostawia go żona, narzuca się niechciana kochanka, nęka kontroler podatkowy. A wszystko to za sprawą cały czas usiłującego mu pomóc skromnego księgowego, którego Pierre uznał za wyjątkowego głupca i zaprosił na kolację specjalną, urządzaną z przyjaciółmi raz w tygodniu, której uczestnicy mają za zadanie przyprowadzić ze sobą jak najgłupszego gościa. Teatr Nowy | Zabrze | 22 września 2019 | godz.: 18:00 Kwartet Bogusława Schaeffera w reżyserii Mikołaja Grabowskiego. Kultowa już historia czterech artystów poszukujących sensu życia, teatru i sztuki jako takiej. To inteligentny i dowcipny teatr w wyśmienitej obsadzie, gdzie bohaterowie usiłują odpowiedzieć na pytania fundamentalne. Ambitna próba znalezienia uniwersalnego i niepodważalnego ideału sztuki w miarę rozwoju spektaklu przemienia się w nieprzewidywalną grę z widzem, pełną żartów, przekomarzania i prowokacji, w trakcie której nikt nie może się czuć bezpieczny – ani aktorzy, ani publiczność odważnie włączana do występu. Teatr Mały | Tychy | 21 września 2019 | godz.: 18:30


MAGAZYN METROPOLII 103


Łączy nas Metropolia 41 miast i gmin

2,3 mln mieszkańców

Dzięki szerokiej ofercie kulturalnej, licznym walorom przyrodniczym oraz ciekawym możliwościom spędzenia wolnego czasu, Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia to wyjątkowe miejsce do życia.

1531 km

ścieżek rowerowych 104

blisko 20 teatrów

MAGAZYN METROPOLII

ponad 150 parków

i wiele wyjątkowych koncertów i festiwali


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.