Polski Magazyn w UK (6/7, 2019)

Page 6

FELIETON

Isle of Wight

Tutaj nie zapomniano o Polakach Isle of Wight to wyspa leżąca u południowego wybrzeża Anglii, na wysokości Southampton, znana dzisiaj głównie ze słynnego festiwalu muzycznego – Isle of Wight Festival. Dużo wcześniej, zanim zaczęła odbywać się ta impreza muzyczna, wyspa stanowiła ważne zaplecze stoczniowe dla Wielkiej Brytanii. To tam, w mieście Cowes, zbudowane zostały – na zamówienie polskiego rządu – m.in. ORP „Błyskawica” oraz ORP „Grom”. Jednak gdyby nie Polacy, miejscowość ta zostałaby zrównana z ziemią przez Niemców w 1942 r. Mieszkańcy do dzisiaj pamiętają o bohaterstwie naszych rodaków.

„Zbawiciele Cowes” Pod koniec kwietnia 1942 roku „Błyskawica” przypłynęła do tutejszej stoczni

w celu dokonania remontu. Została zadokowana i rozbrojona, zgodnie z regulacjami brytyjskiej Admiralicji, które zabraniały przetrzymywania broni na pokładzie naprawianego w dokach statku. Jednak po tym, jak parę dni później, kilka niemieckich bombowców dokonało nalotu rozpoznawczego nad miastem, przy okazji zrzucając pojedyncze bomby, kapitan statku Wojciech Francki postanowił, wbrew przepisom, solidnie uzbroić okręt. Jego przewidywania, co do kolejnych nalotów, sprawdziły się już w nocy z 4 na 5 maja. Nastąpił wówczas zmasowany atak na Cowes, w którym wzięło udział ok. 160 niemieckich bombowców. Na szczęście załoga „Błyskawicy” była już wtedy w pełni gotowa

ORP „Błyskawica”, 1941 r.

6

do walki. Uzbrojony po zęby polski niszczyciel okazał się zbawienny dla, nieposiadającej praktycznie żadnej obrony, miejscowości. Siła ognia pokładowego w dużej mierze powstrzymała nalot Luftwaffe. Załoga polskiego statku, prowadziła ostrzał niemieckich samolotów z taką skutecznością, że uniemożliwiła im wykonane zadania, jakim było zniszczenie Cowes i znajdującej się tam stoczni. Niemieckie bombowce zostały zmuszone do utrzymywania wysokiego poziomu lotu, co praktycznie uniemożliwiło im precyzyjne bombardowanie. Ponadto intensywność ognia, jakim odpowiedziano z pokładu polskiego niszczyciela, była tak duża, że miasto szybko zostało spowite kłębami dymu z dział przeciwlotniczych, a to dodatkowo zmniejszyło jeszcze efektywność ataku. Mieszkańcy opowiadali, że mimo zadymy pokrywającej okolicę widzieli rozgrzane do czerwoności, jarzące się lufy okrętu, które załoga polewała wiadrami wody, żeby móc kontynuować zażarty ostrzał. Po odparciu hitlerowskiego nalotu Polacy pomogli w gaszeniu pożarów i niesieniu pomocy poszkodowanym. Załoga pod komendą kapitana Wojciecha Franckiego została okrzyknięta wówczas „zbawicielami Cowes”. Gdyby nie waleczna postawa naszych marynarzy i rezolutność ich dowódcy, miasto zostałoby zrównane z ziemią.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.