INFERIA 12

Page 8

Najgorsi z najgorszych

twierdząc, że piosenka szkodzi marce. Sąd powinien przyznać im rację po jednokrotnym przesłuchaniu dzieła, ale ostatecznie uznał je za parodię.

Kompletnie subiektywny i całkowicie tendencyjny przegląd największych przebojów muzycznych pięciolatki 1995-1999. Jeśli ktoś zna jakiś powód, dla którego te utwory nie zasługują na opisanie, niech przemówi teraz (pisząc na adres mailowy redakcji) lub zamilknie na wieki. A jeśli się z poniższym rankingiem zgadza, niech, czytając, zaznaje satysfakcji. Wybrałem z każdego roku po 3, w sam raz do obsadzenia podium hańby.

NR 06/2010

Konrad Szcześniak

1995

1. „Boombastic” – Shaggy Dzieło stworzone zgodnie z najlepszymi kanonami produkcji przebojów. Opowiada o ucieleśnieniu marzeń każdej amerykańskiej kobiety, panu Boombasticu, który zapewnia, że jest romantycznym, fantastycznym kochankiem. Na sukces piosenki, oprócz niewątpliwie społecznie ważnych i niosących przesłanie słów („touch me in me back”, „boom, boom, boom”) składa się wiele panienek kręcących tyłkami, posapujący „zmysłowo” wokalista (Shaggy) oraz możliwy do przetrawienia przez typowego amerykańskiego melomana rym: „Boombastic – fantastic”. Cała piosnka śpiewana jest na dwóch nutach, z wyjątkiem jednego „ouuu” – w tonacji nieokreślonej. No i najważniejsze – nie zapomniano o „love” lub jakiejś jego odmianie. W 4 linijkach refrenu „loving” mamy… 6 razy, ale niczym smakowite skwarki w kaszy, dzieło przetykane jest także linijkami szczególnie atrakcyjnymi: Mr. Lover lover, Mr. Lover lover, girl, Mr. Lover lover”.

2. „Boom Boom Boom” – Outhere Bros Do tej pory Murzyni śpiewali raczej tańce rytualne w plemiennym gronie, co nikomu nie wadziło. Niestety niektórzy mocniej poczuli zew śpiewania i wyszli na scenę. Prawdopodobnie tylko tak mogli wyrazić, co im w duszy gra. No trudno. Ale po kiego licha ubrali się w koszykarskie wdzianka? Ta piosenka wcale nie była o koszu. A o czym? Cóż, wszystko wyjaśnią Państwu przetłumaczone słowa. Niech przemówią muzycy!: Mówię boom, boom, boom, teraz pozwól mi usłyszeć wayoh (wayoh) Mówię boom, boom, boom, teraz wszyscy mówią wayoh (wayoh) Mówię boom, boom, boom, teraz pozwól mi usłyszeć wayoh (wayoh) Mówię boom, boom, boom, teraz wszyscy mówią wayoh (wayoh) Boom, boom, boom, teraz pozwól mi usłyszeć wayoh (wayoh) Mówię boom, boom, boom, teraz wszyscy mówią wayoh (wayoh) Mówię boom, boom, boom, teraz pozwól mi usłyszeć wayoh (wayoh) Mówię boom, boom, boom, teraz wszyscy mówią wayoh (wayoh) Czy dzieło z takim refrenem może nie zostać światowym przebojem? 14

3. „Get ready for this” – 2 Unlimited Rok 1995 zdominował czarny punkt widzenia. Jednak w przeciwieństwie do poprzednich, przy tym przeboju można się bawić bez zioła. Znam nawet takich, którzy uważają ten utwór za największy przebój AD 1995. Mamy tu wszystko, czego żądają muzyczni koneserzy (z wyjątkiem dawki dyskotekowego dymu i nastrojowej kuli nad głową), a mianowicie: dużo „Yeah!”, dziarsko maszerującą ładną panią, nawiedzonego kamerzystę, który właśnie odkrył pokrętło bliżejdalej oraz zabawnego klawiszowca, który ustawił dłoń na kwintę i się uparł, że tak dogra do końca. Udało się.

szaleństwem. Na drugim biegunie znalazło się „Exhale”. Kto to potrafi zanucić? Kto to w ogóle dziś pamięta? Pewnie nikt, bo ta piosenka była po prostu nudna. Jedynie siła nazwiska dogasającej gwiazdy wepchała ją na szczyty list przebojów. Kończą się pomysły na porządne przeboje, więc Whitney odchodzi w stronę gospelu, potem ku hip-hopowi, reggae i R&B, a w końcu ku narkotykom. Ale żaden z niej Kurt Cobain, więc efektem wielka klapa. Taka jak w Sopocie 3 lata później, gdy zamiast śpiewać stękała i mamrotała. To był najdroższy mamrot świata.

3. „The beautiful people” – Marilyn Manson Marilyn Manson mógłby wygrać dowolnym „przebojem” w dowolnym roku. Dostaje nominację na naszą listę w 1996, za to za całokształt. Także za poczucie humoru („beautiful people”) i konsekwencję, czyli fakt, że uparcie startuje w kategorii „muzyka”, zamiast w „plugawość”, „obmierzłość” lub „paskudztwo roku”. Kiedyś jeszcze szokował, a dziś, w czasach, gdy nawet jedzenie własnych ekskrementów nie zapewnia artyście należnego szacunku, chyba pora przejść na emeryturę.

1996

1. „Killing me softly” – The Fugees Kiedy w 1973 r. Roberta Flack zagrała swą piękną, nastrojową balladę „Killing me softly”, z pewnością nie podejrzewała, że 22 lata później The Fugees dodadzą trochę „yhy, yhy”, „oh, yeah”, spaskudzą wokal, rytm oraz w ogóle zbezczeszczą wszystko i wydadzą całość jako cover, by… zasłynąć wielkim hitem! To był jawny gwałt na muzyce, który przeszedł bez kary i za zgodą Roberty. Idąc za ciosem, ukradli jeszcze utwór Enyi, ale ta przynajmniej podała ich do sądu.

2. „Exhale” - Whitney Houston Rok 1996 bezdyskusyjnie należał do „Macareny” i nic nie było w stanie się zmierzyć z jej

2. „Men in black” – Will Smith Co to w ogóle jest? Will Smith umawia się na potańcówkę z wielkim karaluchem. Karaluch tańczy o niebo lepiej, więc nie czuje się komfortowo i opuszcza zabawę. Will chce dotańczyć do końca, bo żal mu keszu za wstęp, ale musi pilnować karalucha, więc wybiega za nim. Niestety jest już za późno. Karaluch, jak to karaluch, zmienił się w dwie piękne brunetki i zmylił pościg. Prozaiczna historia, która mogła się zdarzyć każdemu. A muzyka? Cóż, jeszcze gorsza - kompletna żenua.

3. „I’ll be missing You” – Puff Daddy & Faith Evans Największa zbrodnia w historii nowożytnej muzyki rozrywkowej. Jak można było sknocić taki utwór? „Every breath you take” grupy Police to dzieło genialne. Dodanie stękającego Murzyna bynajmniej go nie ulepszy. Choć „zapożyczenie” nastąpiło przed otrzymaniem pozwolenia, Sting zaakceptował je. Dlaczego? Pewnie ze względu na honorarium. Zresztą tego typu zapożyczeń jest na tej płycie więcej. Cała stała się megahitem. Wynika z tego, że już nawet klecić z sampli nie trzeba. Wystarczy zerżnąć z dowolnego przeboju lub dwóch jakiekolwiek kawałki i połączyć. Porażające lenistwo artystyczne. Utwór dedykowany jest Notoriousowi B.I.G., o którym będzie jeszcze mowa.

1997

1. „Barbie girl” – Aqua Rok 1997 obfitował w knoty wszech czasów. Selekcja była ostra, ale trzy nominowane piosenki znalazły się w zestawieniu dość pewnie. Dziś na „Barbie girl” wszyscy się krzywią, ale 13 lat temu podrygiwali w fotelach aż miło. W końcu ktoś tego musiał słuchać, a nawet kupować, skoro znalazło się na szczycie. Duńczycy rzadko królują na topie list przebojów, ale jak już im się udaje, to klękajcie narody. Różowy teledysk Aquy w stylu „bubblegum pop sound” mógł być co najwyżej piosenką dla dzieci i to tych specjalnej troski. Nie zwariowali jedynie właściciele praw do lalki Barbie, firma Mattel, i pozwali Universal Denmark (wytwórnię zespołu) do sądu,

odwrotnie, kto nienawidzi filmu – wołami go do słuchania Celiny nie zaciągną. Recepta na sukces to dużo miłości na tle zachodzącego słońca i gór w oddali (to nic, że Titanic zatonął na środku Atlantyku), nieszczęśliwe zakończenie i skondensowana akcja promocyjna. A w piosence wystarczy ta akcja, bo głos... cóż, niektórzy twierdzą, że można go używać do rozpędzania tłumów w czasie zamieszek. Nie wolno tu zapomnieć jeszcze o jednym „My heart will go on” – w wykonaniu pijanych Rosjan (obowiązkowo poszukać) – to utwór wybitny, godzien polecenia.

2. „Intergalactic” – Beastie Boys Nie ma jak Godzilla z kartonów. I trzy pajace, które z niej wylazły. Terroryzowały miasto jakimś okropnym zawodzeniem, gdzie w kółko „intergalactic” i „intergalactic”, a w podkładzie jakieś dziwne dźwięki podejrzanej proweniencji i autoramentu. I o muzyce to by było właściwie wszystko. Natomiast obraz... Mmmm! Sam miód. Byłby nasz kartonowiec zdemolował miasto, gdyby się znienacka nie pojawiło inne monstrum, uzbrojone w tryzub i pelerynkę. Do tego raziło jakimś prądem, co na kartony w zupełności starcza. No i padła Godzilla. Złomiarze nie reagowali, bo nie wiadomo który potwór dobry i ile za takiego w skupie. Choć kartony ciężkie, wiadomo, podniosła się była i dobywszy resztek sił palnęła rulonem w mutanta, aż mu grabie wypadły. 3 pajace tylko na to czekały, wsiadły do Godzilli i odleciały w siną dal. Pasjonujące.

3. „Been around the world” – Puff Daddy Z kogo tym razem zżyna Puff Dady? Z „Let’s dance” Dawida Bowie. A refren, a właściwie bezpłciowe pomrukiwania dwóch Murzynów z „All around the world” Lisy Stansfield. Choć wzorce wziął przednie, wyszedł mu taki ogólnie kawałek mocno mędzący. PS O miejsce na liście Puff stoczył zażartą walkę w głosowaniu z innym wybitnym utworem – „Boom, boom, boom, boom” grupy Vengaboys. Ja zagłosowałem za „Been...”, a koleżanka się wstrzymała, bo nie zrozumiała pytania.

1998

1. „My heart will go on” – Celine Dion Film z gatunku tych, co to idziesz na 17.00, a gdy po 2 godzinach patrzysz na zegarek, jest 17.15. A piosenka z „Titanica” jeszcze gorsza, bo tę straszliwą filmową dawkę egzaltacji, dłużyzn i kiczu skomasowano tu w 4 minutach. Ocieka romantyzmem niczym pluszowe serduszko robiące „I love You” przy nadepnięciu. Jeśli ktoś pokochał film – ubóstwia piosenkę i

a potem już tylko zjeżdżalnia. Każda następna piosenka po „Baby one more time” gorsza. Ktoś jej wmówił umiejętności wokalne, ale już o resztę nie zadbał. Mamy więc muzyczny wzorzec infantylności i kiczu. Dużo stękania na przydechu, trochę „lalala” i trzepot rzęs. Nuda, panie, jak w polskim filmie. A ponadminutowa dawka Britney budzi już irytację. No chyba że w muzyce chodzi o wywoływanie emocji, to jest to piosenka wybitna.

2. „Changes” – Tupac Od śpiewającego Murzyna gorszy jest tylko śpiewający Murzyn z przesłaniem. Jednak nie można mu odmówić autentyczności – wie, o czym śpiewa. Tupac wizytuje więzienie od środka za działalność w gangu, ale złota na palcach ma bez liku i kocha dzieci. Taki chłop musi być swój, nie? Matka narkomanka i ojczym z 60-letnim wyrokiem za napad nie dają dobrego startu w życie. Sam Tupac podpada prawu za molestowanie seksualne. Nim trafi do mamra, zostanie w studiu nagrań 5-krotnie postrzelony. Prawdopodobnie na zlecenie Puffa Daddy’ego i wspomnianego wcześniej Notoriousa B.I­.G. – rapera ze wschodniego wybrzeża. Kolejny zamach na Tupaca, już po wyjściu z więzienia, w samochodzie, w którym przystanął na czerwonym, kończy się śmiercią. Notorious ginie w identycznych okolicznościach pół roku później. W ich przypadku nie potwierdziło się przysłowie, że muzyka łagodzi obyczaje.

3. „Miami” – Will Smith Gdyby optymistycznie uznać, że piosenka powinna mieć jakąś melodię, to ten utwór momentalnie znalazłby się w kategorii „wieczornica poetycka”. Gdzie tam jest cokolwiek poza deklamowaniem na dwóch nutach? Gdzie jakiś refren? Jest sprawnie zrealizowany teledysk, seksowne babeczki, mnóstwo stękania („uu”, „yy”, „aha”) i modnego (?) machania łokciami w dziwnych płaszczyznach, jak na chirurgii urazowej, ale melodii brak. No chyba że w drugiej części, zupełnie niepasującej do pierwszej. Równie dobrze można było dokleić np. „Thrillera” Jacksona. Przynajmniej średnia byłaby wyższa (0 + 10 = 10).

1999

1. „Crazy” – Britney Spears Dziewczyna jednego przeboju. Raz się udało,

15


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.