Fotografia mobilna
Chyba każdy, kto kiedykolwiek próbował zrobić zdjęcie urządzeniem mobilnym, zna to uczucie, kiedy urządzenie warte kilka tysięcy złotych ląduje z hukiem na podłożu z mniej lub bardziej tragicznym dla wyświetlacza skutkiem. W ostatnich latach ten trend uległ zaburzeniu wskutek pojawienia się na rynku foto zupełnie nowej klasy graczy: urządzeń mobilnych zaopatrywanych przez producentów w najnowsze zdobycze kompaktowej fototechnologii. Moduły aparatów umieszczanych w tych niewielkich urządzeniach zaczynają wraz z zarządzającym nimi oprogramowaniem
46
dorównywać możliwościami zaawansowanym kompaktom, a uzyskiwane z nich zdjęcia jakością, rozmiarami, rozdzielczością, ostrością i wiernością odwzorowania barw nie ustępują fotografiom ze średniej klasy lustrzanek. Jest tylko jedna rzecz, która - mimo miniaturyzowania i upowszechniania się kieszonkowej fotografii cyfrowej - łączy ją z pierwszymi dagerotypami: poręczność i ergonomia chwytu. Chyba każdy, kto kiedykolwiek próbował zrobić zdjęcie smartfonem, tabletem lub innym urządzeniem z definicji „mobilnym”, zna to uczucie, kiedy urządzenie warte kilka tysięcy złotych ląduje z hukiem na podłożu z mniej lub bardziej tragicznym dla wyświetlacza skutkiem. Te mrożące krew w żyłach chwile są znane szczególnie dobrze tym, którzy nieco aktywniej wykorzystują te urządzenia do fotografii mobilnej i próbując uwiecznić wydarzające się wokół ulotne momenty, wyszarpują smartfony z kieszeni i kadrują tak, jak gdyby świat miał przestać istnieć bez tego