Może coś Więcej nr 1

Page 49

REPORTAŻ „Jak można kochać Boga który jest niewidzialny, nie kochając człowieka który jest obok nas?” pytał Jan Paweł II. Wielu ludzi Kościoła wzięło sobie te słowa do serca i od jakiegoś czasu prężnie współtworzy liczne działania charytatywne.

Kajetan Garbela

Zapewne każdy słyszał o Caritasie czy Szlachetnej Paczce, co roku docierających z pomocą do wielu Polaków. Dziś chcieliśmy przybliżyć inicjatywę co prawda lokalną, ale równie skuteczną co wyżej wymienione - grupę Szpunt, działającą przy Dominikańskim Duszpasterstwie „Beczka” w Krakowie.

DLACZEGO „SZPUNT” I Z CZYM SIĘ TO JE?

Na początku każdego nieobeznanego z „beczkową” terminologią zastanawia na pewno, skąd ta nazwa? Jak podaje Wikipedia, szpunt to „drewniany mały kołek lub czop, służący do zatykania otworu w beczce czyli szpuntowania.” Ma to więc być miejsce, przez które uchodzić będzie całe dobro, obecne w studentach, należących do Beczki. Już na pierwszy rzut oka widać, że wychodzi to całkiem nieźle. Jest poniedziałek, godzina 19:30. Do tzw. dużej beczki, głównego pomieszczenia duszpasterstwa mieszczącego się w krakowskim klasztorze dominikanów, schodzą się po zakończonej adoracji studenci. Po kilku minutach na ławach i krzesłach zasiada około pięćdziesiąt osób. Już na pierwszy rzut oka widać, że około trzy czwarte z nich to kobiety. Pytam, czy takie proporcje to norma, na co słyszę odpowiedź jednego z chłopaków: - Tak, ale mi się to podoba, nie mam zbyt dużej konkurencji – to mówiąc, uśmiecha się znacząco i chwyta w dłoń tekst nieszporów. Ich modlitwa rozpoczyna cotygodniowe spotkanie grupy. Jak mówi Piotrek, student ostatniego roku geografii i jeden z odpowiedzialnych Szpuntu, na niektóre spotkania przychodzi jeszcze więcej ludzi, niż dziś. Chcą się modlić, rozmawiać, spędzać ze sobą czas, jednocześnie angażując się w różnorodne akcje. Wymieńmy tylko niektóre: „Nakręć się na pomaganie” – zbiórka zakrętek (z butelek po napojach, kartonów po mleku, itp.), które później są wymieniane na nowe wózki inwalidzkie, mikołajki

“Jak mówi Piotrek,

student ostatniego roku geografii i jeden z odpowiedzialnych Szpuntu, na niektóre spotkania przychodzi jeszcze więcej ludzi, niż dziś. Chcą się modlić, rozmawiać, spędzać ze sobą czas, jednocześnie angażując się w różnorodne akcje. czy wieczory kolędowe dla dzieci z domów dziecka lub szpitali, szpuntowa Szlachetna Paczka, adwentowe zbiórki żywności dla kuchni pani Sawickiej, organizowane przy kościele dominikanów… Każdy z licznego grona wolontariuszy na pewno znajdzie coś dla siebie. Dzisiejsze spotkanie będzie bardzo pracowite – trzeba zająć się przygotowaniami akcji, popularnie zwanej „Ciachem”, a oficjalnie znanej jako „Ciacho za ciacho”. W czym rzecz? Otóż dwa razy do roku, w adwencie oraz wielkim poście, Szpunt organizuje kiermasz ciast, rękodzieła i książek, przekazanych przez licznych ofiarodawców, często samych studentów. Uzyskane z ich sprzedaży pieniądze są przekazywane na z góry wyznaczony cel – tym razem będzie to budowa szkoły angielskojęzycznej w Jeevodaya w Indiach, gdzie będą uczyć się dzieci z rodzin dotkniętych trądem. – Nasz rekord to 34 000 zł z

jednego tylko „Ciacha” – stwierdza Piotek z dumą w głosie. – Ostatnie, wiosenne, w trakcie którego zbieraliśmy pieniądze na Peru, przyniosło także sporo, bo około 27 000 złotych. Wszyscy mają nadzieję, że i tym razem darczyńcy okażą się szczodrzy. Po zakończonych nieszporach chłopaki pod wodzą Piotrka oraz diakona Pawła schodzą do podziemi – muszą przenieść z magazynu do krypty książki, które później należy wycenić. Dziewczyny zaś zostają w „dużej beczce”, gdzie razem z pozostałymi odpowiedzialnymi - Alicją, Faustyną i Damianem tworzą dekoracje na „Ciacho” oraz różnorakie rękodzieło – tym razem mają zamiar zająć się tworzeniem bombek. Pracy jest niemało, jednak przyjazna atmosfera sprzyja zapoznaniu się z niektórymi „szpuntowiczami”.

PODSTAWA TO SZCZYTNE INTENCJE

Damian, ten, który wcześniej wspominał o braku „konkurencji”, jest student edukacji techniczno-informatycznej na Akademii Górniczo-Hutniczej. Ze Szpuntem jest związany od roku. Otwarcie przyznaje, że od zawsze chciał zajmować się dziećmi. – Moja ciotka jest zakonnicą, pracuje w domu dziecka na Podkarpaciu. Właśnie dzięki niej odkryłem, że lubię dzieci, i mocno zżyłem się z jej wychowankami. Później niektóre z nich zostały adoptowane i siłą rzeczy nie mogłem już się nimi opiekować. Jak sam przyznaje, było to dla niego dosyć trudne i smutne. Na szczęście, mniej więcej w tym samym czasie poznał Anię, której zwierzył się z tego problemu. Właśnie ona

s. 49


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.