co nas czeka w roku
Adam Michnik: „Europa to różnorodna orkiestra“
Janusz Korczak
str. 22 str. 6
opiekun spolegliwy
Żegnamy Przyjaciela ył wielkim człowiekiem, ciesządo Powszechnego, by zobaczyć choć cym się szacunkiem całego świa2-3 sceny. ta, wybitnym dramatopisarzem i eseNiedługo później Václav spotkał się istą, legendą czechosłowackiej opozyna Śnieżce z Lechem Wałęsą – jeszcze cji demokratycznej lat 70. i 80., ostatwtedy nie prezydentem, tylko przenim prezydentem Czechosłowacji wodniczącym „Solidarności”. Nie znai pierwszą głową państwa czeskiego. li się wcześniej, więc trochę się obaAle był też skromnym, nieśmiałym wialiśmy, że będą się nieufnie „obwąi dowcipnym człowiekiem, który znachiwać”. Stało się jednak inaczej: kiecznie lepiej czuł się wśród ludzi sztudy na placyku pod schroniskiem wyki i przyjaciół niż na wielkich polilądowały helikoptery i obaj przywódtycznych salonach. Trudno mi oswoić cy ruszyli sobie na spotkanie, to po się z myślą, że Václava Havla nie ma chwili zasłoniły im widok zgromajuż wśród nas. dzone tam tłumy widzów. Obaj nieZnaliśmy się ponad 35 lat, choć wysocy zgubili się w tym tłumie i odprzez długie lata nie była to znajonaleźli dopiero po kilku minutach. mość intensywna. Po pierwszym spoOglądałem z okna schroniska tę scetkaniu nastąpiła długa przerwa, bo żanę jak z amerykańskiej burleski i pęden z nas nie mógł przekroczyć granikałem ze śmiechu. Na szczęście obaj cy swego kraju. Pozostawały najwyżej mieli poczucie humoru i zareagowali listy i telefony. Pamiętam, że po wyjtak samo, a kiedy jeszcze na stolikach ściu z więzienia w 1983 roku (odbypojawiły się kufle piwa, wszystkie lował wtedy najdłuższy, 4,5-letni wyrok, dy stopniały i zaczęła się dobra, przyktóry zrujnował mu zdrowie) napisał jacielska rozmowa. Bywał potem w Polsce często – z ofido mnie podziękowania za polską incjalnymi wizytami czy też by odbiescenizację jego trzech najsławniejrać różne nagrody lub doktoraty hoszych jednoaktówek („Audiencja”, noris causa. Zaprzyjaźnił się z prezy„Wernisaż”, „Protest”) w moim przedentami Wałęsą i Kwaśniewskim, a takkładzie pod koniec 1981 roku w warże z wieloma innymi Polakami. Barszawskim Teatrze Powszechnym. dzo często mu wtedy towarzyszyłem, „Wiadomość, że grają mnie w Warszazwłaszcza podczas pobytów nieofiwie sprawiła mi w więzieniu najwięcjalnych, bo miał do mnie zaufanie jakszą radość” – pisał. Sam swoje sztuki mógł obejrzeć w czechosłowackich teatrach dopiero kilka lat później i wiem, że ta sytuacja bardzo mu doskwierała. Tekst utworu dramatycznego, choćby najdoskonalszy, jest bowiem zawsze tylko „półproduktem” i swoją pełnię osiąga dopiero na deskach scenicznych. Pamiętał o tym polskim spektaklu, kiedy w 1990 roku składał w Warszawie pierwszą wizytę jako prezydent i mimo że miał bardzo napięty program pobytu, to jednak na pół godziny wpadł ZDJĘCIE: MAREK PĘDZIWOL
B
2
ko do tłumacza. I choć nigdy nie zajmowałem się tłumaczeniami kabinowymi czy towarzyszącymi, to jego prośba była zawsze święta. W dodatku zawsze czekała mnie nagroda – wieczorna rozmowa przy kuflu piwa czy kieliszku wina, w cztery oczy lub w niewielkim gronie przyjaciół. Najdłużej byliśmy razem w Krynicy w 2007 roku, kiedy Václav z żoną przyjechał na Forum Ekonomiczne, a my z żoną byliśmy ich opiekunami i przewodnikami. Miałem nadzieję, że schowany w małym pensjonacie trochę odpocznie i zakosztuje różnych uzdrowiskowych procedur, ale niestety już drugiego dnia pobytu dopadło go ciężkie przeziębienie. Pierwszy antybiotyk nie zadziałał, gorączka nie spadała, pojawiły się kłopoty z oddychaniem i sytuacja stała się poważna. Przestał się już liczyć zaplanowany program – promocja książki „Tylko krótko proszę” w Krakowie i odbiór Nagrody dla Człowieka Europy Środkowej na krynickim Forum – bo najważniejsze było jego zdrowie. Lekarz proponował szpital, żona Vaška Daša również uważała, że trzeba wyjechać, ale on filuternie do mnie mrugnął i powiedział: „Zaczekajmy do jutra. Jestem pewien, że drugi antybiotyk będzie działał i zrobimy cały program”. I tak się stało. Następnego dnia witał nas rano na balkonie w znacznie lepszym stanie. Ten szelmowski błysk w jego oczach widziałem po raz ostatni 10 grudnia, czyli tydzień przed śmiercią, kiedy w Pradze odbierał Nagrodę Fundacji Jana Langoša. Václav był już bardzo słaby, ale ożywił się wyraźnie, siedząc po uroczystości z przyjaciółmi. „Dajcie mi mały kieliszek białego wina, póki Daša nie widzi!” – powiedział do nas w pewnej chwili i mrugnął okiem. ANDRZEJ JAGODZIŃSKI Tłumacz, publicysta, redaktor, dziennikarz (m.in. korespondent „Gazety Wyborczej“ w Pradze i Bratysławie), od 2010 r. dyrektor Instytutu Polskiego w Bratysławie MONITOR POLONIJNY
Podróż do Nowego Roku „A może ta formuła już się wyczerpała?“ – zadał mi jakiś czas temu pytanie pewien mój znajomy, z którym rozmawiałam na temat rubryki pt. „Rozsiani po świecie“, którą publikujemy od czterech lat na łamach „Monitora“. Podczas rozmowy z nim próbowałam sobie przypomnieć, w których krajach mamy wspólnych znajomych – dziennikarzy polonijnych, by móc do nich dotrzeć i zaproponować im napisanie materiału do naszego pisma. Jak do tej pory staraliśmy się, by kraje, skąd piszą nasi korespondenci, nie powtarzały się. Trochę mnie zbił z tropu ów znajomy, bo okazało się, że nie bardzo wiem, do kogo się zwrócić z propozycją współpracy. Wszyscy nasi znajomi dziennikarze polonijni albo już pisali dla nas, albo nie odpowiedzieli na moją propozycję. Zasmuciłam się, ale pomyślałam sobie, że to niemożliwe, bym nie mogła dotrzeć do innych państw, których jest przecież tak wiele, a niemalże w każdym z nich są Polacy! Otworzyłam atlas i sprawdziłam, ile krajów jeszcze „nie podbiliśmy“. Całe mnóstwo, a więc… Do tej pory korzystałam z kontaktów zarówno osobistych, jak i znajomych, którzy polecali mi swoich członków rodzin czy przyjaciół na emigracji. Ale, ale… jest też przecież portal społecznościowy Facebook, na którym, jeśli ktoś chce, może odnaleźć na przykład nasz „Monitor Polonijny“. Pomyślałam więc, że równie dobrze mogę rozpocząć poszukiwania naszych rodaków, którzy gdzieś w odległym świecie tworzą grupy zainteresowań! No i zabrałam się do pracy, w wyniku czego stałam się członkiem wielu grup: Polaków w Hiszpanii, Belgii, Norwegii, Francji, Meksyku, Polek w Australii i wielu innych. Swój cel jednak osiągnęłam – efektem tej wirtualnej podróży jest artykuł, publikowany na str. 30 styczniowego numeru naszego pisma, przedstawiający losy naszej rodaczki z Australii! Na marginesie dodam jeszcze, że w pewnym momencie tak mnie wciągnęła dyskusja, którą zapoczątkowałam w grupie Polaków w Meksyku, że aż nie mogłam się doczekać następnego dnia, by przeczytać wrażenia Polaków mieszkających w tym kraju, którzy, kiedy ja się kładłam spać, dopiero budzili się do nowego dnia. Kto wie, może w przyszłości i stamtąd otrzymamy jakąś korespondencję? Mimo wszystko zwracam się jednak do Państwa, mili Czytelnicy! Jeśli macie kontakt z kimś, kto mieszka za granicą, w kraju, z którego jeszcze nie mieliśmy relacji, proszę o kontakt. Wiem, że rubryka „Rozsiani po świecie” cieszy się dużym zainteresowaniem, bowiem dzięki relacjom naszych rodaków z różnych części świata poniekąd i my wędrujemy do różnych odległych zakątków. A jeśli już mowa o podróżach, to zwracam uwagę naszych najmłodszych Czytelników, że świat pozwala zwiedzać też rubryka „Między nami dzieciakami“, w której Ola Tulejko przedstawia różne kraje oczami dzieci (str. 31). W podróż po Europie zapraszam Państwa także za sprawą wywiadu z Adamem Michnikiem, z którym rozmawiałam między innymi o polityce europejskiej (str. 6). No a żeby podróż taką przypieczętować jakimś ciekawym smakołykiem, w rubryce kulinarnej publikujemy przepis na kołduny litewskie (str. 32). Oprócz tego przedstawiamy całą gamę innych, ciekawych artykułów, do lektury których zachęcam. Życzę Państwu szerokich perspektyw w Nowym Roku i spełnienia wszystkich marzeń.
Wiadomości z przyszłości, czyli co nas czeka w roku 2012 4 Z KRAJU 4 WYWIAD MIESIĄCA Adam Michnik: „Europa to różnorodna orkiestra“ 6 Z NASZEGO PODWÓRKA 8 ZWIERZENIA PODNIEBIENIA BEER PALACE, ekskluzywne doświadczenie – nie tylko dzięki piwu 18 CZYTELNICY PISZĄ 18 KINO-OKO Ambitne filmy, trudna tematyka i.... upragniony Oscar? 19 WAŻKIE WYDARZENIA W DZIEJACH SŁOWACJI Powstaje Macierz Słowacka i pierwsze słowackie gimnazjum 20 CZUŁYM UCHEM Uwaga! Znów jedzie tramwaj 21 POLONIJNE SPOTKANIA ZA OCEANEM Wspomnienie Karlovej Vsi w stanie Illinois 22 TO WARTO WIEDZIEĆ Janusz Korczak – opiekun spolegliwy 22 BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI Nowa opowieść o Starym Doktorze 24 POLAK POTRAFI Kilkadziesiąt lat na wysokim poziomie – zapraszamy do Trójki! 26 OKIENKO JĘZYKOWE O feministkach i parytetkach, ale inaczej… 27 Tusk: prezydencja w trudnym czasie 28 Więcej integracji, ale jakiej? 28 OGŁOSZENIA 28 ROZSIANI PO ŚWIECIE Do góry nogami 30 MIĘDZY NAMI DZIECIAKAMI Bella Italia 31 PIEKARNIK Na te bale w karnawale… 32
V Y D Á VA P O Ľ S K Ý K L U B – S P O LO K P O L I A KOV A I C H P R I AT E Ľ OV N A S LOV E N S K U Š É F R E D A K T O R K A : M a ł g o r z a t a W o j c i e s z y ń s ka • R E D A KC I A : A g a t a B e d n a r c z y k , A g n i e s z ka D r ze w i e c ka , I n g r i d M a j e r í ko v á , D a n u t a M ey z a - M a r u š i a ko v á , K a t a r z y n a P i e n i ą d z , L i n d a R á b e ko v á KO R E Š P O N D E N T I : KO Š I C E – Ur szula Zomer ska-Szabados • T R E N Č Í N – Aleksandr a Krcheň J A Z Y KO V Á Ú P R AVA V P O Ľ Š T I N E : M a r i a M a g d a l e n a N o w a ko w s ka , M a ł g o r z a t a W o j c i e s z y ń s ka G R A F I C K Á Ú P R AVA : S t a n o C a r d u e l i s S t e h l i k • A D R E S A : N á m . S N P 27 , 814 4 9 B r a t i s l a v a • KO R E Š P O N D E N Č N Á A D R E S A : M a ł g o r z a t a W o j c i e s z y ń s ka , 9 3 0 41 K v e to s l a v o v, Te l . / F a x : 0 31 / 5 6 0 2 8 91, m o n i to r p o l o n i j ny @ g m a i l . c o m P R E D P L AT N É : R o č n é p r e d p l a t n é 12 e u r o n a ko n to Ta t r a b a n ka č . ú . : 2 6 6 6 0 4 0 0 5 9 / 110 0 R E G I S T R A Č N É Č Í S L O : 119 3 / 9 5 • E V I D E N Č N É Č Í S L O : E V 5 4 2 / 0 8 Realizované s Finančnou podporou Úradu vlády Slovenskej Republiky
www.polonia.sk STYCZEŃ 2012
3
Wiadomości z przyszłości, początku każdego kolejnego roku naszego życia zastanawiamy się z reguły, co też ten rok przyniesie. Jakie będziemy obchodzić uroczystości i rocznice, komu szykuje się okrągły jubileusz, czyje dzieciaki pójdą do szkoły, napiszą maturę lub skończą studia.
Na
I nagle uświadamiamy Rokiem Janusza Korczaka, sobie, że pomiędzy tymi Józefa Ignacego Kraszewosobistymi kalendarzami skiego i ks. Piotra Skargi. życie dopisuje własne terOznacza to, mam nadzieję, miny. Przyjrzyjmy się zawięcej kultury w mediach tem, co nas na pewno spopublicznych, zwłaszcza że tka w roku 2012. w tym samym czasie przyStyczeń upłynie pod pada również setna roczniznakiem podsumowań polca śmierci Bolesława Prusa skiej prezydencji w Unii oraz okrągłe rocznice BruBrunon Schulz Europejskiej. Teraz obonona Schulza – wiązki pełni Dania, a my zapewne 120. rocznica jego urojeszcze długo będziemy się spierać, dzin i 70. śmierci. czy nasza prezydencja była udana. Oczekuję, że z tej Ten rok będzie ważny dla przyszłookazji odbędą się ści samej Unii, w której hasła walki nie tylko zwyczaz kryzysem obecnie dominują we jowe akademie wszystkich dyskusjach. szkolne, ale że dostaJeszcze jesienią 2011 r. nasi posłoniemy też solidną dawkę wie uchwalili, że rok 2012 będzie wiedzy na temat tych znako-
Z OGROMNYM ŻALEM i smutkiem przyjęto w Polsce wiadomość o śmierci Václava Havla – ostatniego prezydenta Czechosłowacji i pierwszego przywódcy Czech po upadku komunizmu, dramaturga, legendy czechosłowackiej opozycji, obrońcy praw człowieka. Havel zmarł we śnie w nocy z 17 na 18 grudnia w swym wiejskim domu w Hradeczku, na pogórzu karkonoskim. „Václav Havel był zawsze wiernym przyjacielem Polski i Polaków. Odcisnął bardzo piękne 4
i wyraźne piętno na współczesnej Europie, zwłaszcza Europie Środkowej“ – powiedział prezydent Bronisław Komorowski. „Straciliśmy wypróbowanego, także w trudnych czasach, przyjaciela“ – podkreślił. Premier Donald Tusk napisał: „Václav Havel był wielkim Europejczykiem. Bez wątpienia należał do grona tych, dzięki którym Europa Środkowa mogła powrócić do jedności z resztą kontynentu. Możemy więc powiedzieć, że jest jednym z ojców jej kolejnego zjednoczenia“. Przyjaciela Polski i Solidarności z żalem pożegnał też były prezydent i przywódca Solidarności Lech Wałęsa. TRZYNASTEGO GRUDNIA Polacy obchodzili 30. rocznicę wprowadzenia w Polsce stanu wojennego.
mitych postaci w prasie, telewizji i innych mediach. Marzenie? Zobaczymy… Na świecie rocznice słynnych wydarzeń nagłaśnia się w sposób spektakularny, ciekawe, czy stanie się tak również za sprawą przypadającej 15 kwietnia setnej rocznicy zatonięcia Titanica? Na początku czerw-
Z tej okazji prezydent Bronisław Komorowski odznaczył działaczy opozycji antykomunistycznej lat 80. Podczas uroczystości w Pałacu Prezydenckim podziękował im za walkę o wolną Polskę i demokrację. Odznaczenia państwowe otrzymało 56 osób: 26 osób uhonorowanych zostało Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, 29 osób wyróżniono Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, jedna osoba otrzymała Krzyż Wolności i Solidarności. Jedno odznaczenie – Krzyż Kawalerski OOP – przyznane zostało pośmiertnie. ULICAMI WARSZAWY 13 grudnia przeszedł Marsz Niepodległości i Solidarności. Zorganizowano go w 30. rocznicę wprowadzenia sta-
ca nie ominie nas również wielka gala z okazji 60-lecia panowania brytyjskiej królowej Elżbiety II. Zapewne będzie można wtedy podziwiać plejadę koronowanych głów, które
nu wojennego, ale tak naprawdę był on poświęcony obecnym wydarzeniom politycznym. Marsz, zorganizowany przez Prawo i Sprawiedliwość, przebiegał spokojnie. Królowały znane już hasła: „Precz z komuną“, „Rząd pod sąd“. Według organizatorów wzięło w nim udział od 5 do 10 tys. osób. Marsz znalazł się na pierwszych stronach zagranicznych gazet z powodu przemówienia lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego, który powiedział: „Gdyby nie to chore państwo, gdyby nie te sojusze różnego rodzaju interesów i interesików, nasz naród, znany z przedsiębiorczości, parłby do przodu jak Chiny. Bylibyśmy na czele Europy, na czele świata“. Polskie media komentowały te słowa jako „wpadkę“. MONITOR POLONIJNY
czyli co nas czeka w roku 2012
przybędą na te uroczystości z najbardziej odległych zakątków świata. A właśnie – w tym roku ruch w wyższych sferach biznesu i polityki będzie naprawdę spory. Prezydenci krajów nie zaznają odpoczynku – szykują się bowiem spektakularne w swojej wadze wybory: 7 maja prawdopodobnie pracę straci prezydent Rosji Dymitr Miedwiediew, 16 maja będzie rozmyślał nad swoim losem prezydent Francji Nicolas Sarkozy. Jesienią, dokładnie 6 listopada, podobny problem będzie miał prezydent USA Barack Obama. Ciekawe, jakie twarze pojawią się na ekranach telewi-
BYŁY PREMIER Leszek Miller 10 grudnia został przewodniczącym Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Jeszcze przed wyborem na szefa partii powiedział: „Trzeba zająć się ludźmi, ich lękami i obawami. Lękiem przed obniżeniem poziomu życia. Obawą przed utratą owoców dotychczasowej pracy“. POLSKA SKOŃCZYŁA PREZYDENCJĘ w Unii Europejskiej w dniu 31 grudnia. Wcześniej, 16 grudnia, w Brukseli odbyła się wspólna konferencja prasowa przedstawicieli polskiej prezydencji i następnej prezydencji – Danii. Sekretarz stanu ds. europejskich Mikołaj Dowgielewicz podsumował polską prezydencję. Wśród osiągnięć wymienił m.in. „Sześciopak“, porozumienie merytoSTYCZEŃ 2012
zorów w Rosji, we Francji i USA, gdy za niespełna rok trzeba będzie wygłosić noworoczne orędzie. Rok 2012 to również czas wielkich emocji sportowych. Od 8 czerwca zapraszamy wszystkich do Polski i na Ukrainę, gdzie przez ponad trzy tygodnie będą trawały Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej. W końcu czerwca w Helsinkach rozgoszczą się Mistrzostwa Europy w Lekkoatletyce, a od 27 lipca do 12 sierpnia nasze emocje rozgrzeją Letnie Igrzyska Olimpijskie w Londynie. Ten rok ma szansę zakończyć się z przytupem – 21 grudnia ogłoszono dniem końca świata, gdyż właśnie wtedy urywa się słynny kalendarz Majów. Co ciekawe, współcześni Majowie nie uważają tej daty za jakkolwiek znaczącą, ale miłośnikom fantastyki i co ciekawszych sekt wyobraźnia pracuje jak szalona. Uff, zapowiada się ciekawy rok. Oprócz tego, co już wiemy na jego temat, zdarzy się zapewne mnóstwo innych historii. Jedną mam tyl-
ryczne ws. jednolitego patentu, zakończenie prac nad akcesją Chorwacji do Unii Europejskiej, Europejski Nakaz Ochrony oraz rozpoczęcie prac nad legislacją rynku online, czyli tzw. prawem niebieskiego guzika. „Od początku było naszym priorytetem, żeby bronić europejską metodę działania i integralność UE“ – podkreślił przedstawiciel polskiego rządu. MOŻLIWOŚĆ ODSTĄPIENIA, w niektórych przypadkach, od ścigania za posiadanie nieznacznej ilości narkotyków na własny użytek przewidują przepisy, które weszły w życie 9 grudnia. Uchwalona ponad pół roku temu zmiana nadal budzi jednak kontrowersje. Na jej podstawie, gdy osoba uza-
ko prośbę do losu – aby tych zdarzeń strasznych i przygnębiających: powodzi, kataklizmów, morderstw i katastrof było jak najmniej. Żebyśmy wszyscy mogli po tegorocznej Wigilii powiedzieć sobie: to był naprawdę dobry rok, ludziom przyniósł lepszy los i ziemi dał odetchnąć. Bo przez ostatnie lata przywykliśmy już myśleć, że dobrze jest wtedy, gdy nie dzieje się nic złego, a nie wtedy, kiedy po prostu życie toczy się spokojnie i bez niespodzianek. AGATA BEDNARCZYK
leżniona podda się leczeniu, prokurator będzie mógł wobec niej zawiesić postępowanie, jeśli nie zagraża jej kara wyższa niż pięć lat więzienia. Inicjatorem nowelizacji był resort sprawiedliwości. VIOLETTA VILLAS nie żyje. Przyczyną jej śmierci mógł być zator tłuszczowy, który prawdopodobnie powstał na skutek powikłań po złamaniu nogi. Gwiazda prawdopodobnie nawet o nim nie wiedziała. Villas (a właściwie Czesława Cieślak) zmarła w poniedziałek 5 grudnia wieczorem w Lewinie Kłodzkim. Miała 73 lata. „TAK, POMAGAM!“ – pod tym hasłem w dniach 9 -10 grudnia Caritas Polska wraz z 28 diecezjami
przeprowadziła I Ogólnopolską Zbiórkę Żywności. Zbiórce towarzyszyła akcja SMS-owa, która przyczyniła się do zgromadzenia środków na zakup żywności. Wolontariusze Caritas zbierali żywność, by móc przygotować świąteczne paczki dla potrzebujących. Zbiórka odbyła się w 828 sklepach. ÓSMEGO GRUDNIA odbył się pogrzeb Adama Hanuszkiewicza, jednego z najwybitniejszych współczesnych reżyserów teatralnych. Artysta spoczął na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach. Urnę z prochami przysypano ziemią z Cmentarza Łyczakowskiego. Hanuszkiewicz zmarł 4 grudnia. ZUZANA KOHÚTKOVÁ 5
Adam Michnik: „Europa to różnorodna orkiestra“ Rozmawiamy w kilka tygodni po wyborach parlamentarnych w Polsce i na kilka tygodni przed wyborami na Słowacji. Co Pana najbardziej zaskoczyło w polskich wyborach? Niedawno podczas kolacji z przyjaciółmi rozmawialiśmy o wynikach wyborów w Polsce. Kiedy powiedziałem, że mój syn głosował na Palikota, okazało się, że dzieci moich znajomych dokonały takiego samego wyboru – dzieci ludzi, którzy byli związani z opozycją, oddały głos na najbardziej antyklerykalną formację w Polsce! Przy czym wszystkie te dzieci uczęszczały na religię w szkołach! Jak Pan to wyjaśni? Młodzi ludzie mają dosyć dominacji Kościoła katolickiego. Kiedy rok temu rozmawialiśmy po wyborach na Słowacji, pochwalił Pan Słowaków za ich dojrzałość, że wybrali kobietę na premiera. Bardzo cenię panią premier. Zmieniła wizerunek Słowacji w Europie i na świecie: bystra, inteligenta, zna świetnie angielski. Wcześniej Słowacja miała wizerunek prowincjonalnego kraju. Oczywiście obalenie rządu przez partię pana Sulika jest politycznym nonsensem i jest działaniem na szkodę słowackiej demokracji. Rok temu Słowacja pokazała się z dobrej strony, teraz z tej gorszej. Sądzi Pan, że wróci obraz Słowacji prowincjonalnej? Może wrócić. Jeżeli rzeczywiście będzie tak, jak wskazują sondaże, czyli że wszystkie karty polityczne weźmie Robert Fico. Orban w Budapeszcie i Fico w Bratysławie to niebezpieczne w oczywisty sposób, bo
rzybył do Bratysławy z okazji wydania swoich esejów na Słowacji (relacja z imprezy na stronie 16). Dla naszych czytelników oraz czytelników dziennika SME Adam Michnik, redaktor naczelny „Gazety Wyborczej“, odpowiedział na pytania, dotyczące polskiej, słowackiej i europejskiej polityki.
P
wtedy łatwo jest przykrywać problemy wewnętrzne organizowaniem problemów i napięć zewnętrznych. Niektórzy politolodzy twierdzą, że może dojść do koalicji Roberta Ficy i Mikuláša Dzuridny. Jak Pan ocenia szanse na powstanie takiego duetu? Ludzie się zmieniają, zmieniają się uwarunkowania. Jeżeli pan Fico obserwuje to, co się dzieje w Europie, to może dokonać zwrotu. Kilka lat temu nikt nie wyobrażał sobie, że minister Radek Sikorski, który był w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, będzie czołowym politykiem Platformy Obywatelskiej i wystąpi w Berlinie z przemówieniem, apelując do Niemców o większą inicjatywę w Europie. Wszyscy się zmieniamy. Nie potrafię odpowiedzieć na pani pytanie, ale – ponieważ dobrze życzę Słowacji – chciałbym, żeby kierowała się polityką rozsądną, proeuropejską, bo inaczej zwycięży opcja odwrotna. Jeśli Słowacy chcą widzieć swój kraj w postsowieckim obszarze, to niech głosują na przeciwników Unii Europejskiej. Co do wystąpienia ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego w Berlinie pod koniec polskiej prezydencji w Unii Europejskiej, kiedy jako pierwszy Polak powiedział, że nie boi się Niemców, ale ich bierności wobec kryzysu w strefie euro: zgadza się Pan z nim? Poparłem ministra Sikorskiego w komentarzu na pierwszej stronie
„Dzieci ludzi, którzy byli związani z opozycją, oddały głos na najbardziej antyklerykalną formację w Polsce!“ 6
„Gazety Wyborczej”. Minister tym przemówieniem przełamał pewne stereotypy polskiego myślenia o Unii Europejskiej i Niemcach. Nie wchodząc w szczegóły, bo o szczegółach można dyskutować, uważam, że Sikorski ma rację. Sikorski wzywał Niemców do aktywności, kiedy inni obawiają się dominacji niemieckiej, twierdząc, że w Unii mówi się po niemiecku… Europa nie mówi tylko po niemiecku, ale w kilku językach. Europa to różnorodna orkiestra, w której głos Niemców jest bardzo ważny. W Polsce zmienia się stereotyp patrzenia na Niemcy przez pryzmat II wojny światowej, Hitlera i bardzo dobrze się stało, że Sikorski tę zmianę nazwał po imieniu. Ale nie wywołało to w Polsce jednoznacznej, optymistycznej reakcji… W każdym kraju w Europie są środowiska eurosceptyczne, więc nic dziwnego, że one są także w Polsce. Jarosław Kaczyński domagał się nawet trybunału stanu dla Sikorskiego. Czy to adekwatna reakcja? Kaczyński może sobie mówić różne rzeczy, tak jak ja mogę twierdzić, że się ożenię z Angeliną Jolie. Dlaczego ten występ Sikorskiego miał miejsce właśnie w tym czasie? Wybrał dobry moment. Został wszędzie usłyszany. Gdyby to powiedział w sierpniu, to sytuacja jeszcze nie była tak napięta, tak dramatyczna. On trafił w centrum uwagi publicznej. MONITOR POLONIJNY
Czy wystąpienie Sikorskiego nie było dowodem na to, że Polska obawia się utraty wpływu na sprawy europejskie? Ja bym tego tak nie powiedział. Sikorskim powodował strach, że projekt europejski się rozpadnie. A rozpadnie się? To dobre pytanie do proroka, ja jestem historykiem. Czy Unia podzieli się na strefę euro i resztę? To jest bardzo ważne pytanie. Tak może się stać, ale to byłoby budowaniem muru wewnątrz Unii. Uważam, że to jest zła droga, ale może jedyna? Może innej nie ma? Polska jeszcze nie wprowadziła euro. Czy teraz będzie się spieszyć, by przyjąć europejską walutę? Nie wydaje mi się. Według mnie, będziemy robić wszystko, by być gotowym do przyjęcia euro, natomiast nie sądzę, żebyśmy się spieszyli do strefy euro, bo w tej strefie panuje kryzys i bałagan, a my tam wiele dobrego nie wniesiemy. Oczywiście wejdziemy do strefy, ale teraz trudno wskazać datę. Projekt unii fiskalnej to dobry plan? Myślę, że jeżeli Unia chce mieć ważną pozycję na arenie międzynarodowej, to należy iść w stronę integracji gospodarczej i politycznej. Czy nasze kraje są na to przygotowane? Nie, to będzie proces. Słowacy niedawno przeżyli aferę podobną do tej w Polsce, kiedy to tajne służby podsłuchiwały dziennikarzy. Kiedy można podsłuchiwać dziennikarzy? STYCZEŃ 2012
formacje. Natomiast źle się dzieje, jeżeli dziennikarz staje się instrumentem w czyichś rękach i pisze nie to, czego od niego wymaga prawda materialna, ale to, czego wymaga od niego polityk, biznesmen, prezes drużyny piłki nożnej czy hokejowej. To jest sprawa rzetelności dziennikarza, czy potrafi być niezależny.
„Kaczyński może sobie mówić różne rzeczy, tak jak ja mogę twierdzić, że się ożenię z Angeliną Jolie“. Nigdy. Chyba, że jest realne podejrzenie, że ma się do czynienia nie z dziennikarzem, ale na przykład z handlarzem narkotyków czy przestępcą. Wolne media, czyli media niepodsłuchiwane, to jest podstawowa deklaracja porządku demokratycznego w każdym kraju. Te podsłuchy pokazały bliskie relacje między pewną dziennikarką a politykiem, który starał się wpływać na to, co ona będzie pisać. Jak bliskie relacje powinny być między dziennikarzami a politykami? No to pytanie nie ma prostej odpowiedzi. Zasada, która by zakazywała spotkań dziennikarzom z politykami, jest absurdalna, bo przecież dziennikarz musi zyskiwać in-
ZDJĘCIE: MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA
Działał z zaskoczenia? To jest dobre pytanie. Na pewno zaskoczył opinię publiczną i w Polsce, i w Niemczech. Miałem wrażenie, że to nie była improwizacja, ale dobrze przemyślany krok.
Pewien słowacki dziennikarz napisał w kontekście afery podsłuchowej, że nie ma niezależnych dziennikarzy. Pan się z nim zgadza? Co to znaczy „niezawisły dziennikarz”? Każdy jest uzależniony od swojej rodziny, przyjaciół. Ale jest niezależny w tym sensie, że nikt nie może narzucić dziennikarzowi, co ma pisać, pod groźbą, że na przykład straci pracę. Jaki zrobi użytek z tej niezależności, to zależy od niego. Wszystko, co ja piszę, jest niezależne. To może być mądre albo głupie, ale mnie poleceń nie może wydać żadna partia polityczna, biskup czy biznesmen. Zbliżają się mistrzostwa Europy w piłce nożnej Euro 2012, które organizują Polska i Ukraina. Polacy znaleźli się w grupie z Grekami, Czechami i Rosjanami. Który mecz będzie najciekawszy dla kibiców, a który dla politologów? Dla kibiców chyba z Czechami, bo są mocni. Dla politologów z Grekami. A dla Pana? Dla mnie będzie najciekawszy mecz z Rosją. Dlaczego? To wynika z mojej biografii. Jeśli chodzi o futbol to jestem ciemnym, polskim nacjonalistą. Kto wygra? Skoro jestem sportowym nacjonalistą to odpowiem, że oczywiście Polska! MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA 7
ej i i k n D o ls V X r y P ch u zyca t l Ku Kos w tno, pop, rock, muzyka ludowa, występ polskiego aktora Stanisława Jaskułki, wystawy, przedświąteczna wieczerza wigilijna koszyckiej Polonii, msza święta w języku polskim czy wreszcie kapustnica, gotowana na ul. Głównej w Koszycach w ogromnym kotle – tak skrótowo można by opisać XV Dni Kultury
E
przybył też I sekretarz ambasady RP w Bratysławie Piotr Wardak. Po części oficjalnej nasi rodacy i ich przyjaciele wysłuchali występu dziesięciu dziewcząt oraz pedagogów z wydziału wokalno-dramatycznego prywatnego konserwatorium w Koszycach.
Następne dni przyniosły kolejne atrakcje: 14 grudnia w galerii Wojewódzkiego Centrum Kultury odbył się wernisaż wystawy polskiego malarza Henryka Wichniewicza z Krosna, którą autor zatytułował po prostu „Malarstwo to radość tworzenia“. I rzeczywiście, oglądając jego prace, czuje się, że tworzone były z pasją i z radością. W ramach Dni Polskich na ul. Głównej odbył się koncert polskiego zespołu „Bukowianie”, zaś w przedświąteczną niedzielę w historycznej kapliczce św. Michała w Koszycach odprawiona została msza święta w języku polskim z udziałem polskiego aktora Stanisława Jaskułki, a po niej w restauracji „Rosto” miało miejsce
Grupa wokalna zaśpiewała tradycyjne pieśni ludowe w ciekawych aranżacjach etno, pop i rock przy akompaniamencie zespołu muzycznego. Z kolei solistka Lucia Fritzka wykonała piosenkę z repertuaru Anny Marii Jopek „Szepty i łzy“. Impreza ta była niezwykle dynamiczna i wesoła. W trzeciej części jej programu malarka Zdenka Błońska-Zaborska przedstawiła prace dzieci, które wzięły udział w warsztatach twórczych, zorganizowanych przez Klub Polski z Koszyc. Potem dzieci spotkały się ze św. Mikołajem.
spotkanie wigilijne członków Klubu Polskiego. Konrad Schönfeld, szef tejże restauracji, w olbrzymim kotle ugotował na ul. Głównej, czyli centrum miasta, kapustnicę, a dochód z jej sprzedaży został przeznaczony na cele charytatywne. Tegoroczne Dni Kultury Polskiej w Koszycach dobiegły końca. Trzeba przyznać, że zadomowiły się one w tym mieście na dobre i w ciągu piętnastu lat zyskały liczne grono zwolenników – zarówno wśród Polonii, jak i wśród Słowaków. URSZULA SZABADOS
8
ZDJĘCIA: HELENA GERECOVÁ, URSZULA SZABADOS
Polskiej w Koszycach, które przygotował Klub Polski. Uroczyste otwarcie Dni Kultury Polskiej w Koszycach, nad którymi patronat sprawowali J. E. Ambasador RP w RS Andrzej Krawczyk i Prezydent Miasta MUDr. Richard Rasi, odbyło się 6 grudnia w teatrze Thalia Studio Marajiho. Na tę uroczystość
PROJEKT ZREALIZOWANY DZIĘKI WSPARCIU FINANSOWEMU KANCELARII RADY MINISTRÓW REPUBLIKI SŁOWACKIEJ W RAMACH PROJEKTU „KULTURA MNIEJSZOŚCI NARODOWYCH 2011 R.” I SENATU RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ ZA POŚREDNICTWEM STOWARZYSZENIA „WSPÓLNOTA POLSKA” ORAZ AMBASADY RP W RS
MONITOR POLONIJNY
Perforowane grudniu w galerii Instytutu Polskiego w Bratysławie miał miejsce wernisaż wystawy z cyklu „Sztuka z naszych szeregów“. Klub Polski w ten sposób przedstawia prace swoich utalentowanych członków i przyjaciół. Tym razem swoje prace przedstawiali Małgorzata Šurák i Gabriel Petráš. Na wernisażu byli obecni autorzy prezentowanych dzieł. Wystawa przyciągnęła grupę wielbicieli fotografii i nietypowej techniki malowania obrazów. ,„Gdzie ranna rosa śpi“ – taki tytuł nosiła prezentacja fotografii Małgorzaty Šurák, której wielką inspiracją stały się wspomnienia z dzieciństwa. Autorka sama przyznała, że jako dziecko biegała boso po łąkach pełnych kwiatów, podziwiała cuda przyrody, które umiłowała nade wszy-
W
STYCZEŃ 2012
stko. Prace jej są odzwierciedleniem wielkiej tęsknoty do owocowych sadów, lasów i kwiecistego ogrodu jej babci. Na fotografiach jej autorstwa znajdują się malwy, piwonie, róże, konwalie, maki, zalążki owoców czy jesienne liście. Przyglądając się im uważnie, można wręcz poczuć woń tych kwia-
kolory
lowe kolory, wzbudzają podziw. Dominującą techniką jest akryl na drewnie, ale też i tkanie. Ciekawostką prac są wycięte w nich otwory, które prowokują, by je czymś wypełnić, zakryć według indywidualnego uznania. Pozostawiają obserwatorowi możliwość stworzenia nowego obrazu, powstałego w jego wyobraźni. Inspiracją Petráša jest w dużej mierze „Mały książę“, za którego pośrednictwem wyraża on marzenia małego chłopca. PeZDJĘCIA: AGNIESZKA DRZEWIECKA tráš to twórca o niesamowitej fantazji, za pomocą której wzywa do zmiany smutnego świata. Jego twórczość pozwala choć na chwilę przenieść się w bajkowy wymiar i oderwać się od szarej rzeczywistości. AGNIESZKA DRZEWIECKA
tów. Prezentowane prace odzwierciedlają detale natury, takie jak płatki kwiatów, liście czy barwne owady. Oglądając zdjęcia Małgorzaty Šurák można odkryć nowy, bogaty świat przyrody, pełen kolorowych wrażeń. Drugi twórca – Gabriel Petráš pochodzi z Trenczyna. Zbiór prac prezentowanych w Bratysławie nazwał „Perforowany, kolorowy świat“. Okrągłe obiekty, ubrane w jaskrawe i paste-
W YS TAWA ZOS TAŁA ZORG ANIZOWANA ZE ŚRODKÓW FINANSOW YCH PROGRAMU KULTURY MNIEJSZOŚCI NARODOW YCH 2011 KANCELARII RADY MINI S TRÓW REPUBLIKI SŁOWA CKIEJ
9
Spotkanie ze świętym Mikołajem w Nitrze Kościelnego Centrum Wolnego Czasu „RODINKA“ w Nitrze, gdzie 7 grudnia odbywało się tradycyjne przedświąteczne spotkanie członków Klubu Polskiego, zorganizowane przez Romanę Greguškovą, zawitał św. Mikołaj, który wręczył wielkie paczki licznie zebranym dzieciom. Dzieci, dziękując za prezenty, z wdziękiem recytowały wierszyki i śpiewały piosenki. W spotkaniu udział wzięli goście – konsul RP w RS Grzegorz Nowacki oraz dy-
rektor Kościelnego Centrum Wolnego Czasu „RODINKA“ Martin Čepček. Konsul w swoim przemówieniu podkreślił, jak ważne jest podtrzymywanie polskich tradycji kulturalnych i religijnych. Dzieciom ze szkółki polonijnej w Nitrze rozdał też upominki książkowe. „Dla Polonii ważne jest krzewienie polskiej kultury, jak też nauka języka ojczystego, bo to nas łączy z Ojczyzną“ – powiedział. Podziękował też
prowadzącym zajęcia z dziećmi paniom Romanie Greguškovej i jej asystentce Dominice Greguškovej, której wręczył nagrodę książkową. Nagodzone zostały też dzieci, które wzięły udział w konkursie ogłoszonym na łamach „Monitora Polonijnego“. A później wszyscy zasiedli do bogato zastawionego stołu. W ten sposób dla nas – nitrzańskiej Polonii zaczął się przeuroczy czas ŁUKASZ BABIN świąteczny.
ZDJĘCIA: DOMINIKA GREGUŠKOVÁ
Do
Dzieci i młodzież w roli głównej B ardzo ważny był oczywiście święty Mikołaj, który rozdawał prezenty, ale to nie on, lecz dzieci i młodzież odegrały główną rolę 10 grudnia w Instytucie Polskim w Bratysławie, gdzie Klub Polski zorganizował przedświąteczne spotkanie. Zanim prezes organizacji polonijnej Czesław Sobek zaprosił św. Mikołaja na salę, nagrodzono dzieci, które wzięły udział w konkursie rysunkowym, ogłoszonym
10
na łamach „Monitora Polonijnego“. Redaktor naczelna naszego pisma Małgorzata Wojcieszyńska wręczyła blisko dwadzieścia upominków, jak również MONITOR POLONIJNY
Spotkanie opłatkowe w Trenczynie
złonków Klubu Polskiego na Środkowym Poważu w Trenczynie św. Mikołaj odwiedził 3 grudnia podczas tradycyjnego spotkania opłatkowego. Zastał tam liczne grono naszych rodaków, którzy przy świątecznym stole składali sobie życzenia, łamiąc się opłatkiem. Wcześniej jednak wszyscy zebrani mogli podziwiać występ muzycznej grupy Musica Poetica, śpiewającej staropolskie kolędy, prezentację młodych, którzy pokazali egzotyczny taniec brzucha oraz minikonecrt młodej flecistki z Klubu Polskiego. Potem uroczyste życzenia obecnym złożyli organizatorka spotkania Renata Straková i konsul Rzeczpospolitej Polskiej Grzegorz Nowacki, którzy łamali się opłatkiem ze wszystkimi, dając przykład innym. Po świątecznej kolacji nadszedł długo wyczekiwany przez dzieci moment – spotkanie ze św. Mikołajem, nagrody główne, które zyskali: Alexandra Głębocka, Ola Maciąg i Jakub Matlacz. Potem już przyszedł czas na magiczne spotka-
cją wieczoru były nagrody dla dzieci za udział w zorganizowanym przez redakcję miesięcznika „Monitor Polonijny” konkursie plastycznym. Szczęśliwcy otrzymali nie tylko wyróżnienia za uczestnictwo, ale również nagrody za zajęcie czołowych miejsc. Wieczór dobiegł końca, ale na długo pozostanie w naszej pamięci, bowiem chwile, spędzone w gronie rodaków w odświętnym klimacie, zawsze są wyjątkowe. ALEKSANDRA KRCHEŇ
nie ze świętym Mikołajem, który przybył z ciężkimi workami prezentów. I mali, i więksi podchodzili do niego z odrobiną nie-
świąteczny program artystyczny. Ten dzień należał do dzieci i młodzieży, które tego dnia były najważniejsze. red śmiałości, by odebrać paczki. Upominki sprawiły dzieciom wiele radości, ale tego dnia wszystkich czekała jeszcze jedna atrakcja. By zebranym gościom urozmaicić czas, młodzież z działającej przy ambasadzie RP w Bratysławie szkoły polskiej zaprezentowała
STYCZEŃ 2012
ZDJĘCIA: AGNIESZKA DRZEWIECKA
C
który przyniósł wspaniale prezenty. Dzieci dziękowały mu za nie, prezentując krótkie występy muzyczne, sportowe czy recytatorskie, przy okazji wzruszając niektórych czy to polskim wierszykiem o jabłuszku, czy to piękną świąteczną piosenką, zaśpiewaną po angielsku, innych zaś rozweselając np. wierszykiem o słowackiej śliwowicy. Mikołajowi podziękowaliśmy też wspólnie, śpiewając tradycyjne polskie i słowackie kolędy. Kolejną – niespodziewaną – atrak-
11
Interesujące spotkania pod Zoborem niwersytet Konstantyna Filozofa w Nitrze wraz z jego Wydziałem Studiów Środkowoeuropejskich stały się miejscem spotkań z wybitnymi, znanymi, cenionymi i lubianymi Polakami. Ich gośćmi byli reżyser Krzysztof Zanussi i ambasador RP w RS Andrzej Krawczyk. Teraz do tego grona dołączyła Małgorzata Wojcieszyńska, redaktor naczelna czasopisma „Monitor Polonijny“, która 30 listopada spotkała się ze studentami, pedagogami i władzami wydziału w ramach projektu „Multikultúrne rozhovory pod Zoborom“.
U
Jak Polacy postrzegają Słowaków, w czym ich Słowacy zaskakują, czym się różnią, jak polska mniejszość postrzega pozostałe mniejszości – to tylko niektóre z pytań, które po prezentacji dotyczącej polskiej mniejszości na Słowacji i publikacji czasopisma „Monitor Polonijny“ zadawali Małgorzacie Wojcieszyńskiej uczestnicy spotkania. W trakcie tej właściwie rozmowy, podyktowanej zainteresowaniem innym spojrzeniem na słowacką rzeczywistość,
nie zabrakło też pytań dotyczących osób ze świata kultury i polityki w Polsce. „Multikultúrne rozhovory mają służyć wzajemnemu poznawaniu i zbliżaniu różnych narodowości mieszkających na Słowacji“ – wyjaśniała pomysłodawczyni i realizatorka projektu PhDr. Zuzana Mészárosová-Lamplová, PhD. Jako pierwszych postanowiła przedstawić najbliższych sąsiadów, czyli Polaków, Węgrów i Czechów – naukę ich języków nitrzańskim studentom oferuje macierzysta uczelnia. „Nasi studenci mają możliwość zapoznania się w ramach różnych przedmiotów z kulturą i realiami życia narodów, ale moim celem jest przedstawienie tych narodowości w bezpośrednim kontakcie“ – wyjaśniała Mészárosová-Lamplová, która nie kryła zadowolenia z przebiegu spotkania. „Oddźwięk wśród naszych studentów jest pozytywny. Dziękuję więc za interesującą rozmowę naszemu gościowi, jak też Kancelarii Rady Ministrów, która projekt wsparła“. ALICJA KORCZYK-CHOVANEC
więta Bożego Narodzenia to czas, kiedy przy wigilijnym stole spotykają się rodziny, zjeżdżają najbliżsi – powiedział na spotkaniu bożonarodzeniowym ambasador RP w RS Andrzej
„Ś
Krawczyk – dlatego my też zaprosiliśmy Państwa, by jak w rodzinie przy wspólnym stole spędzić ten okres przedświąteczny z rodakami rozsianymi po całej Słowacji“. Spotkanie odbyło się w ambasadzie RP w Bratysławie 17 grudnia i miało uroczysty charakter. „Witam Polonię z różnych miast Słowacji, współpracowników czasopisma Monitor Polonijny, nauczycieli szkoły pol-
ZDJĘCIA: STANO STEHLIK
12
MONITOR POLONIJNY
Polskie odznaczenia państwowe
dla wybitnych Słowaków arol Chmel, Roman Berger, Martin Bútora i Gabriela Malastová zostali odznaczeni wysokimi polskimi odznaczeniami państwowymi, przyznanymi im przez Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego. Uroczystość miała miejsce 1 grudnia w ambasadzie RP w Bratysławie. Aktu wręczenia odznaczeń dokonał ambasador RP w RS Andrzej Krawczyk, podkreślając w swoim przemówieniu wkład uhonorowanych osób w rozwój współpracy polsko-słowackiej. Krzyż Oficerski Orderu Zasługi otrzymali Karol Chmel i Roman Berger, zaś Krzyż Kawalerski Orderu Zasługi Martin Bútora i Gabriela Malastová. Karol Chmel jest poetą, redaktorem i tłumaczem słowackim. Jego przekłady polskiej poezji przyczyniły się do jej popularyzacji na Słowacji; jest twórcą cenionym zarówno przez czytelników, jak i krytyków literackich. Roman Berger, Polak pochodzący z Zaolzia, jest kompozytorem, pianistą i teoretykiem muzyki, autorem wielu prac z dziedziny teorii i filozofii muzyki. W swoich wspaniałych kompozycjach łączy nutę polską i słowacką. Martin Bútora jest słowackim socjologiem, pisarzem i publicystą oraz politykiem. W latach 1994–1996 stał na czele słowackiego PEN-Clubu. Współzakładał Instytut Spraw Publicznych, badający stan słowackiej demokracji w czasach rządów Vladimíra Mečiara. Po dojściu do władzy koalicji demokratycznej poświęcił się karierze dyplomaty; był ambasadorem Słowacji w Waszyngtonie (1999–2003). Gabriela Malastová, sekretarz Stowarzyszenia „Amos” w Starej Lubowli, pomagała przy organizacji kilkunastu spotkań młodzieży
K
STYCZEŃ 2012
udzielającej się w klubach wyszehradzkich, które to spotkania odbywały się na zmianę w Polsce, na Słowacji, w Czechach i na Węgrzech, dzięki czemu młodzi ludzie zyskali nowe spojrzenie na sprawy sąsiadów, zrozumienie dla ich problemów i okazję do nawiązania wielu nowych przyjaźni. Gabriela Malastová uczestniczy w wielu organizowanych przez Stowarzyszenie Przyjaciół Almanachu Muszyny imprezach i kontaktach z młodymi polskosłowackimi stypendystami. Świadkami tej podniosłej uroczystości byli pracownicy słowackiego ministerstwa spraw zagranicznych, ministerstwa kultury, organizacji pozarządowych, a także przedstawiciele władz miejskich Starej Lubowli, której burmistrz Michal Biganič, zabierając głos, podkreślił ogromną wagę przyjaźni polsko-słowackiej. W imieniu odznaczonych podziękował Martin Bútora. AGNIESZKA DRZEWIECKA
ZDJĘCIA: AGNIESZKA DRZEWIECKA
ZDJĘCIA: STANO STEHLIK, AGNIESZKA DRZEWIECKA
skiej, lektorów języka polskiego na słowackich uczelniach, polskich księży, konsula honorowego RP w Liptowskim Mikulaszu…“ – witał obecnych gości konsul RP Grzegorz Nowacki. Potem przyszedł czas łamania się opłatkiem, który pobłogosławił opiekun Polonii ksiądz Andrzej Drogoś. W tle słychać było kolędy w wykonaniu kapeli Torka z Cieszyna. Życzenia, uściski, serdeczne słowa, chwilami nawet łzy wzruszenia… Tak oto świętowali z okazji zbliżającego się Bożego Narodzenia Polacy na Słowacji oraz ich słowaccy przyjaciele. red
13
Spotkanie premiera z mniejszościami narodowymi
ZDJĘCIA: STANE RIBIČ
yznaję zasady demokracji, które mówią, że demokracja polega na ochronie mniejszości i prawa słabszych“ – powiedziała premier RS Iveta Radičová podczas przemówienia, wygłoszonego 16 grudnia na spotkaniu z przedstawicielami
„W
mniejszości narodowych na Słowacji. Było to pierwsze tego rodzaju spotkanie szefa słowackiego rządu z mniejszościami. „Mam polskie pochodzenie, moja mama była Polką“ – powiedziała Iveta Radičová podczas rozmowy z przedstawi-
Spotkanie olimpijczyków oceniamy wasze osiągnięcia sportowe i liczymy trochę, że również i słowacka Polonia, wzorem tej austriackiej, weźmie udział w kolejnych polonijnych zmaganiach sportowych“ – powiedziała Małgorzata Wojcieszyńska, poproszona o wygłoszenie kilku słów podczas spotkania „Opłatek u olimpijczyków“, przygotowanego przez organizację SIPPA, czyli Światowe Igrzyska Polonijne – Polonia Austria, przy medialnym wsparciu redakcji „Monitora Polonijnego“. Podczas pierwszego grudniowego weekendu w klubie Favorit w Wiedniu spo-
„D
14
tkali się zdobywcy pucharów na igrzyskach polonijnych, ludzie sportowego ducha i przyjaciele sportowców. A trzeba przyznać, że jeśli idzie o sport, to Polonia austriacka ma się czym pochwalić. O integrację Polonusów dba Andrzej Kempa, prezes organizacji zrzeszającej sportowców. Tym razem zaprosił również nas – słowacką Polonię. I tak oto w tym szczególnym okresie przedświątecznym znaleźliśmy się w gronie sportowców. Były więc świąteczne życzenia, wspólna modlitwa, poprowadzona przez ks. EdwarMONITOR POLONIJNY
da Daniela, łamanie się opłatkiem... Były też oczywiście akcenty sportowe, bowiem organizator przedstawił prezentację multimedialną „Sport Polonijny“, w której pokazał zdjęcia z minionych Letnich Światowych Igrzysk Polonijnych – Wrocław 2011. W rewanżu grupa z Bratysławy przekazała szefowi austriackich olimpijczyków koszulkę słowackiej reprezentacji hokejowej. Uroczy wieczór okraszony był też wspólnym śpiewaniem kolęd oraz występami artystycznymi, które przygotował mistrz gitary i śpiewu Adam Turczyński. Można było też skosztować słodkich i słonych przekąsek, a każda para otrzymała mikołajkowy STYCZEŃ 2012
upominek oraz pamiątkową płytę DVD ze zdjęciami z Igrzysk Polonijnych. W drugiej części wieczoru można było ruszyć na parkiet i bawić się w rytmie zna-
ZDJĘCIA: MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA
zareagowała pozytywnie, obiecując swój udział w przedsięwzięciach kulturalnych przygotowywanych przez polską mniejszość. Podczas przedświątecznego popołudnia premier rozmawiała po kolei z wszystkimi zaproszonymi gości – przedstawicielami mniejszości węgierskiej, romskiej, rusińskiej, bułgarskiej, żydowskiej, serbskiej, chorwackiej, morawskiej, polskiej, rosyjskiej, czeskiej, ukraińskiej i niemieckiej. Składając zebranym życzenia świąteczne, zwróciła uwagę, że nadchodzący rok będzie trudny, dlatego prosi obecnych o aktywność i solidarność. „Jedynie dzięki aktywnym obywatelom możemy tworzyć społeczność, z której możemy być dumni“ – konstatowała na koniec słowacka premier. red
Rada Klubu Polskiego K
olejna Rada Klubu Polskiego odbyła się 27 listopada w Bratysławie. W programie posiedzenia działaczy polonijnych znalazły się tematy, związane z realizacją projektów w roku 2011. Przy wspólnym stole debatowano o pomysłach uatrak-
cyjnienia działalności w regionach w roku przyszłym. Ustalono też termin prac komisji rewizyjnej. Podczas zebrania złożono podziękowania działaczom za ich wkład w działania na rzecz krzewienia polskiej kultury. red
nych polskich przebojów, prezentowanych przez polonijne zespoły muzyczne Axel i Roberto oraz Wandę i Jurka. Dla naszej bratysławskiej grupy uczestnictwo w tymże spotkaniu stało się zachętą do udziału w igrzyskach polonijnych. Trochę też podpatrywaliśmy, jak sobie radzą działacze polonijni zza miedzy. Zobaczyliśmy też, że austriacka Po-
lonia przyzwyczajona jest do udziału w imprezach odpłatnych, bez żadnych dotacji (udział w tej imprezie kosztował kilkanaście euro dla członków stowarzyszenia i trochę więcej dla pozostałych uczestników), po prostu z chęci bycia razem i wspólnego przeżywania ważnych chwil w życiu. Potwierdziło się, że podróże kształcą. AGNIESZKA DRZEWIECKA
ZDJĘCIA: STANO STEHLIK
cielami polskiej mniejszości Czesławem Sobkiem, prezesem Klubu Polskiego, oraz Małgor zatą Wojcieszyńską, wiceprezes tej organizacji i redaktor naczelną „Monitora Polonijnego“. Na propozycję przyjęcia honorowego członkostwa Klubu Polskiego,
15
„Czarny czwartek“ – dokumentalizowany dramat historyczny
ZDJĘCIA: STANO STEHLIK
W Polsce „Czarny czwartek” miał premierę w lutym 2011 r. i odniósł wielki sukces. Autorzy scenariusza sprostali zadaniu, starając się zdokumentować jak najprawdziwiej przedstawione w nim wydarzenia. Przez pięć miesięcy jeździli po Polsce, szukając źródeł, rozmawiając ze świadkami, studiując archiwa IPN, SB i sprawy sądowe. Obydwaj scenarzyści – Mirek Piepka i Michał Pruski – wywodzą się z pokolenia, które pamięta tamte wydarzenia. „Czwartek 17 grudnia 1970 roku w Gdyni był na pewno najczarniejszym dniem w czasach PRL-u – mówił scenarzysta Michał Pruski. – Całe zło i okrucieństwo ówczesnej władzy, jej perfidia i nieliczenie się z obywatelami własnego kraju zogniskowały się w tym jednym dniu, kiedy niczego niespodziewających się ludzi zwabiono w pułapkę, by strzelać do nich jak do tarcz strzelniczych“. Po słynnym apelu Stanisława Kociołka o powrót do pracy, zwyczajni ludzie uwierzyli w jego słowa i pojechali do swoich za-
Instytut Polski we współpracy ze SFU zorganizował projekcję głośnego filmu o wydarzeniach w Gdyni z grudnia 1970 r., zatytułowanego „Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł” w reżyserii Antoniego Krauze. Prezentacja filmu odbyła się 8 grudnia 2011 roku w kinie „Lumiere” w Bratysławie. W problematykę filmu obecnych na sali widzów wprowadził ambasador RP na Słowacji Andrzej Krawczyk, opowiadając o wydarzeniach przedstawionych w filmie z pozycji historyka.
Adam Michnik w Bratysławie
kazją do kolejnej wizyty w Bratysławie wybitnego intelektualisty i legendarnego opozycjonisty z czasów PRL, a także założyciela i redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” Adama Michnika było wydanie w języku słowackim jego książki „Plávat’ proti prúdu” („Pływać pod
ZDJĘCIA: MARTA MIARA
O
16
kładów pracy. Zamordowano osiemnastu spośród nich, setki odniosły ciężkie rany. Nie było w powojennej historii Polski zbrodni równie cynicznej, w istocie egzekucji, przeprowadzonej na zimno, bez cienia skrupułów. Film przedstawia tragedię w Gdyni poprzez losy kaszubskiej rodziny portowca Brunona Drywy, który został zastrzelony na przystanku SKM Gdynia Stocznia. Brunon Drywa miał 34 lata, żonę i trójkę dzieci w wieku od 4 do 8 lat. Jego śmierć była zupełnie przypadkowa i bezsensowna, z perspektywy ówczesnych władz była narzędziem, służącym do zdławienia niepokojów, ale w szer-
prąd”). Prezentacja odbyła się w Instytucie Polskim 6 grudnia 2011 r. z udziałem autora i wybitnych panelistów: prof. Rudolfa Chmela, wicepremiera Rządu RS, który książkę redagował, Martina Butory, honorowego Prezesa Instytutu Spraw Publicznych, Laszla Szigetiego, wydawcy i właściciela „Kaligramu”, oraz Andrzeja Jagodzińskiego, dyrektora Instytutu Polskiego, który wraz z Antonim Pawlakiem dokonał wyboru tekstów publikowanych wcześniej w „Gazecie Wyborczej”. Sylwetkę Adama Michnika i jego poglądy prezentowane w nowej książce przedstawili jego wieloletni przyjaciele Rudolf Chmel i Martin Butora. Michnik jak zwykle dowcipnie skomen-
tował tę prezentację: „Słuchając tylu pochwał, czuję się jak na własnym pogrzebie i aby niczego nie popsuć powinienem pewnie szybko umrzeć. Nie uczynię tego jednak, bo zbyt wielu zagorzałym przeciwnikom w Polsce uczyniłbym niezasłużoną radość“. W dyskusji (przy nadzwyczajnej frekwencji) poruszono wiele kwestii politycznych, dotyczących Europy, Słowacji, Polski, w tym naszych stosunków z sąsiadującymi państwami i narodami. Po spotkaniu Adam Michnik podpisywał swoją książkę. Wśród uczestników spotkania było wielu wybitnych przedstawicieli słowackiego życia politycznego, naukowego i kulturalnego. CieMONITOR POLONIJNY
szym kontekście – była po prostu zbrodnią! Bezpośrednią przyczyną strajków i demonstracji była wprowadzona 12 grudnia podwyżka cen detalicznych mięsa, przetworów mięsnych oraz innych artykułów spożywczych średnio o 23%. W przeddzień gdyńskiej masakry, 11 grudnia, jednostki MSW zostały postawione w stan pełnej gotowości. W filmie zagrali znakomici aktorzy Piotr Fronczewski w roli Zenona Kliszki oraz Wojciech Pszoniak jako Władysław Gomułka. Na ekranie zadebiutowali Marta Honzatko jako Stefania Drywa i Michał Kowalski w roli Brunona Drywy. Muzykę skomponował Michał Lorenc („Śluby panieńskie“). „Balladę o Janku Wiśniewskim” – porywający motyw przewodni do „Czarnego czwartku“ – zaśpiewał Kazik Staszewski. W czasie, kiedy rozgrywały się tamte wydarzenia, miałam dwa latka i nic nie pamiętam. Kiedy został wprowadzony stan wojenny, ucieszyłam się z przedłużonych ferii, gdyż akurat czytałam trzeci tom Winnetou. Ten i inne filmy, opowiadające o wydarzeniach, które rozgrywały się już podczas mojego życia, a odbierane przeze mnie z perspektywy niczego nierozumiejącego dziecka, są dla mnie bardzo ważne, bowiem pozwalają mi lepiej rozumieć kontekst mojego dzieciństwa. ANNA MARIA JARINA
kawostką jest fakt, że książka ukazała się jedynie w języku słowackim i węgierskim, bowiem jej redakcja, edycja i wydanie było „prezentem urodzinowym” słowackich przyjaciół Adama Michnika z okazji jego jubileuszu. Przyłączając się do życzeń dla Jubilata, dziękujemy i gratulujemy Instytutowi Polskiemu znakomitej imprezy. JAN KOMORNICKI STYCZEŃ 2012
Tego by nawet sam Mrożek nie wymyślił! znane w Polsce powiedzenie, które stało się tytułem niniejszej recenzji, przyszło mi do głowy po obejrzeniu „Zabawy“ Sławomira Mrożka w bratysławskim teatrze ASTORKA KORZO´90, która swoją premierę miała jesienią tego roku. Zaskakujące dla mnie było przede wszystkim to, że opublikowana przed prawie 50 laty sztuka teatralna, napisana w pewnym kontekście kulturowym i politycznym, okazała się atrakcyjna i niezwykle aktualna również dziś, w innym kraju, w nieograniczonej niczym rzeczywistości kulturalnej. Poza tym bohaterami tej jednoaktówki są parobcy, czyli mężczyźni (niezapomniane kreacje aktorskie w Teatrze Telewizji Stuhra, Bińczyckiego i Peszka), jednak w słowackiej inscenizacji grani przez trzy młode aktorki: Petrę Vajdovą, Zuzanę Konečną i Rebekę Polákovą!
To
„Zabawa“ to jedna z wcześniejszych sztuk Sławomira Mrożka. Jej bohaterowie chcą się bawić w jakiś bliżej nieokreślony, acz z pewnością wyrafinowany sposób, ale nie potrafią tego swojego wysublimowanego pragnienia w odpowiedni sposób zwerbalizować ani tym bardziej stworzyć odpowiednich warunków do jego realizacji. To, czego szukają, to nie tylko tytułowa zabawa w remizie czy domu kultury, to tęsknota za prawdziwą sztuką i potrzebą zakotwiczenia w tradycji, realizacji wyższych potrzeb. Niestety, w czasie kiedy sztuka powstała, zarówno kulturze, jak i tradycji brakowało autentyczności – były zakłamywane i przystosowywane do propagandy.
Mrożek jako czołowy polski prześmiewca i kpiarz w „Zabawie” doskonale zdemaskował, zanalizował i przenicował absurdalną duchową rzeczywistość PRL-u. W granych w Polsce przedstawieniach publiczność w lot łapała wszelkie polityczne aluzje, a nawet namiętnie się ich doszukiwała. W przedstawieniu, wyreżyserowanym przez Julię Razusovą, tych politycznych podtekstów już oczywiście nie ma. Pojawiają się wszak nowe płaszczyzny – pustka wewnętrzna i poczucie zawieszenia w próżni kulturowej. Bohaterki tej jednoaktówki czytelnie odzwierciedlają kondycję całego społeczeństwa, które w nawale różnorodności i dostępności współczesnej kultury, nie potrafi znaleźć niczego istotnego i godnego głębszej uwagi. Ta lekkość, stan bezmyślności stają się stopniowo balastem uniemożliwiającym znalezienie czegokolwiek sensownego i prowadzą do absurdu. Bohaterki przypominają intelektualne marionetki, snobujące się na wyższe potrzeby, ale w rzeczywistości odczuwające pustkę. Polecam ten spektakl – to świetna komedia ze wspaniałymi kreacjami aktorskimi, zwłaszcza Zuzany Konečnej, której wyśmienita gra wywoływała u mojej 13-letniej córki salwy śmiechu. ANNA MARIA JARINA
17
czasu do czasu wraz z koleżankami organizujemy sobie babskie wieczory. Za każdym razem jedna z nas ma za zadanie wybrać miejsce spotkania. I tym razem byłam ciekawa, gdzie się spotkamy. Koleżanka z Bułgarii nie chciała bowiem zdradzić tego miejsca, choć próbowałyśmy ją przekonać jeszcze podczas jazdy taksówką, która wiozła nas do centrum Bratysławy na ul. Gorkého. Owa koleżanka jest znana z dobrego gustu, miałam więc nadzieję, że nas nie zawiedzie. I nie myliłam się. W barze, który wybrała, każdy znajdzie coś dla siebie. BEER PALACE bowiem to miejsce na wypad z przyjaciółmi, ale również na spotkanie biznesowe. Zaraz po wejściu byłam oczarowana – wielkie piwne tanki, piękny drewniany bar, a parę kroków dalej na prawo czekał na nas
Zwierzenia podniebienia
Od
BEER PALACE
ekskluzywne doświadczenie – nie tylko dzięki piwu nasz stolik. Przeglądając kartę, nie wiedziałam, co wybrać, a rzadko mi się to zdarza. Tyle pyszności w jednej karcie nie widzi się każdego dnia. W końcu jednak musiałam się zdecydować. Najpierw zamówiłam pasztet z kaczki z kawałkami mięsa i wiśniową marmoladą. Łagodny i często mdły smak pasztetu idealnie dopełniła słodkokwaśna nuta marmolady. Nie mogłam sobie również odmówić spróbowania jednej z moich ulubionych zup – fasolowej. W BEER PALACE podają ją z kromką chleba domowej roboty oraz kiełbasą „čabajką”. Pasztet i zupa to dania bardzo syte, ale nie poprzestałam na nich. Danie główne, które pojawiło się przede mną to „pijany kurczak“, czyli pierś z kurczaka, przygotowywana na białym winie w towarzy-
stwie smażonych warzyw i sosu z tymianku. I to już mówi samo przez się – ktoś, kto wykorzystuje wino do gotowania, musi być nie tylko dobrym kucharzem, ale również pasjonatem kuchni. Po daniu głównym i kilku żartach o tematyce feministycznej, zdecydowałam, że czas na deser. I nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała – dla porównania z Eleskiem – pyz śliwkowych, przelanych masłem i posypanych piernikiem. Proszę mi wierzyć – jak u mamy! Przygoda z BEER PALACE nie kończy się jednak na tym. Bar oferuje potrawy z grilla, ryby, makarony, pieczone mięsa i sałatki. A do tych wszystkich przysmaków świetnie pasuje, wysokiej jakości piwo – w ofercie lokalu jest 11 jego rodzajów. No i co, przekonałam
iedy otrzymałam grudniopolskich i niemieckich zwyczawy numer „Monitora Pojów. Czytając opowiadanie wilonijnego“, wzruszyłam się. Prógilijne autorstwa Mateusza Kubowałam ukryć łzy, kiedy w firmorowskiego, stwierdziłam, mie, w której pracuję, pojawili Czytelnicy piszą że jednak czegoś mi się klienci. Od 26 lat mieszkam brak. Pani Agata Bew Niemczech, dokąd wyemigrowałam dnarczyk napisała w swoim wraz z rodzicami jako nastolatka. Od teartykule: „…tęsknota za idealgo czasu wszystkie święta spędzam nym Bożym Narodzeniem w Niemczech z rodzicami. Potem do naz dziecięcych lat towarzyszy szego grona dołączył mój mąż – Niechyba każdemu, kto zasiada miec, a następnie kolejne nasze dzieci. do wigilijnego stołu”. I to Boże Narodzenie spędzamy według prawda. Poczułam ogromną
K
18
Panstwa do odwiedzenia Piwnego Pałacu? Jeśli tak, to zdradzę jego jedną małą wadę. Całą sielankę baru burzy bowiem niski poziom obsługi. Goście czekają i czekają, a jak już się doczekają przyjścia kelnera, to czasem zdążą u niego zamówić tylko część potraw i napojów, bo kelnerzy, nie czekając, pozostawiają gości z na wpół otwartymi ustami... A to oznacza, że zamówienie trzeba składać na kilka razy lub na samym początku uprzedzić kelnera, że będzie się ono składać z kilku dań i napojów. Doświadczenie kulinarne jest jednak warte ryzyka różnicy zdań i kłótni z obsługą. Powodzenia! SYLWIA KIŠ TOMASZEWSKA Redakcja informuje, że artykuły zamieszczane w rubryce „Zwierzenia podniebienia” w żaden sposób nie są sponsorowane i że wszelkie wydatki, związane z wizytami w prezentowanych lokalach, autorka pokrywa sama.
tęsknotę za dawnymi, magicznymi świętami. W ten sposób zrodziło się we mnie ogromne marzenie, by spędzić święta Bożego Narodzenia w Polsce, w gronie rodzinnym, tak jak kiedyś… Aby te święta były idealne, dołączą do nich również mój mąż i dzieci. Dziękuję redakcji „Monitora“ za tę inspirację i chwile wzruszenia. MAŁGORZATA DEETERS, czytelniczka z Niemiec MONITOR POLONIJNY
Ambitne filmy, trudna tematyka i.... upragniony Oscar? ie tak dawno przygotowywałam dla Państwa zestawienie premier filmowych Anno Domini2011, a tymczasem już stoję przed zadaniem napisania o tym, co zobaczymy w najbliższych miesiącach roku, który właśnie się rozpoczął. A zapowiada się on wyjątkowo atrakcyjnie. Już na 5 stycznia zaplanowana jest kinowa premiera „W ciemności” (tytuł oryginalny „In Darkness”). To wyreżyserowana przez Agnieszkę Holland polsko-niemiecko-kanadyjska koprodukcja, opowiadająca o losach Leopolda Sochy (w tej roli Robert Więckiewicz), Polaka, który w czasie II wojny światowej z pospolitego złodziejaszka stał się bohaterem. Socha z narażeniem życia ukrywał w kanałach grupę Żydów z lwowskiego getta. Początkowo pomagał im dla pieniędzy, z czasem zaczął robić to bezinteresownie. Ta oparta na faktach opowieść będzie polskim kandydatem do Oscara 2012 w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Twórcy filmu oceniają, że ma on spore szanse na to, by odnieść sukces. Ich
N
optymizmem można się zarazić, biorąc pod uwagę ciepły odbiór poza granicami naszego kraju. „W ciemności” zostało nagrodzone owacjami na stojąco podczas festiwalu filmowego w Toronto, zdobyło nagrodę publiczności na festiwalu w Mar de la Plata. Wyjątkowo pozytywne recenzje pojawiły się też w opiniotwórczej prasie; m.in. „New York Times” sugerował, że film Holland ma duże szanse na Oscara. Nie pozostaje nam zatem nic innego, jak obejrzeć „W ciemności”, a potem – jeśli film ostatecznie zdobędzie nominację – mocno trzymać kciuki podczas oscarowej gali. Już bez oscarowych szans, ale nie mniej interesująco zapowiada się kolejna premiera z początku roku – „Róża” znakomitego reżysera Wojciecha Smarzowskiego. Jego wcześniejsze dokonania – „Wesele” (2004) oraz „Dom zły” (2009) – zostały doceniane zarówno przez krytyków, jak i publiczność. To daje reżyserowi kredyt zaufania u kinomanów, ale i sprawia, że oczekiwania co do jego najnowsze-
ád čítam v Monitore rozprávanie o živote ľudí zo zmiešaných manželstiev. Postupne sa dozvedám o zaujímavých osudoch ľudí, ktorých stretávam na poľských podujatiach a keď vidím niekoho, o kom som len nedávno čítal, hneď mi je srdcu bližší. V poslednom čísle Monitora som si prečítal veľmi pekné rozprávanie o priebehu Vianoc v štyroch poľsko-slovenských rodinách a vďaka priloženým fotografiám pisateliek som si uvedomil, že ich poznám. Články vo mne vy-
R
STYCZEŃ 2012
go obrazu są bardzo wysokie. Tematyka, którą Smarzowski tym razem wziął na warsztat, jest niezmiernie delikatna. Latem 1945 Tadeusz (Marcin Dorociński), były żołnierz AK, dociera na Mazury, które przed wybuchem wojny należały do Niemiec, a po jej zakończeniu zostały przyznane Polsce. Tam poznaje Różę (Agata Kulesza), wdowę po niemieckim żołnierzu. W czasie wojny Róża przeżyła gehennę; była gwałcona i upokarzana przez sowietów, którzy w jej gospodarstwie urządzili siedzibę miejscowego dowództwa. Koniec wojny nie przyniósł poprawy jej sytuacji, przez osadników napływających na Mazury jest uważana za Niemkę – nie ma dla niej miejsca w nowej, powojennej Polsce. Historia uczucia Róży i Tadeusza ukazana jest na tle burzliwego okresu, w którym już nie było wojny, ale którego w żaden sposób nie można jeszcze było nazwać pokojem. „Róża” zdobyła Nagrodę Dziennikarzy na 36. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. „Za poruszającą opowieść, która
volali takú krásnu vianočnú náladu, že som si hneď pustil vianočné pesničky. Samozrejme, že som si ich prečítal znovu. Téma mi je blízka, pretože aj ja som v sedemdesiatych rokoch mal možnosť spoznať vianočné zvyky o ktorých mi moja, teraz už manželka, zaujímavo rozprávala. Monitor Polonijny odoberáme s manželkou už roky a neraz pri doručení nového čísla netrpezlivo ča-
przywraca wiarę w miłość wbrew losowi, za prawdziwy obraz ważnego fragmentu środkowoeuropejskiej historii” – napisano w uzasadnieniu nagrody. Warto jeszcze wspomnieć o „Sponsoringu”, nowym filmie Małgorzaty Szumowskiej, obsypanej nagrodami za głośne „33 sceny z życia” (2008). Anna (Juliette Binoche), dobrze sytuowana dziennikarka „Elle”, ma za zadanie napisać artykuł o prostytucji na paryskich uczelniach. Podczas pracy nad tekstem poznaje Charlotte (Anais Demoustier) i Alicję (Joanna Kulig), które, chcąc zarobić na lepsze życie, sprzedają swoje ciało. Nieoczekiwanie świat, w który wprowadzają ją dziewczyny, staje się dla niej pociągający. „Sponsoring” został z uznaniem przyjęty przez publiczność na festiwalu w Toronto. Film będzie pokazywany w kinach na całym świecie; możliwość zobaczenia go będą mieli widzowie z Hiszpanii, Wenezueli, Wielkiej Brytanii, Brazylii, Hongkongu i Korei Południowej. W lutym także ci z Polski. Serdecznie zapraszam do kina! KATARZYNA PIENIĄDZ
kám, pokiaľ ho manželka dočíta, aby som sa aj ja doň mohol zahĺbiť. Vďaka usilovnosti redaktorov je veľa ľudí na Slovensku informovaných o dianí v Poľsku a o priebehu poľsko-slovenských akcií, ktoré tieto národy zbližujú. A nálada je vždy dobrá, čo je vďaka fotografiám v časopise vidieť. Srdečná vďaka. MARIÁN PAVLÁSEK, čitateľ z Trenčína 19
Powstaje Macierz Słowacka i pierwsze słowa trakcie zgromadzenia w Svätym WAŻKIE Martinie w 1861 roku (patrz WYDARZENIA W DZIEJACH poprzednie odcinki tej rubryki) przez SŁOWACJI aklamację podjęto decyzję, iż Słowacy powinni założyć własne gimnazja oraz stowarzyszenie literackie, które dbałoby o rozwój kultury w języku słowackim.
W
Dla tej nowej instytucji zaproponowano od razu nazwę – Macierz Słowacka (Matica slovenská). W atmosferze narodowego uniesienia jeden z delegatów, właściciel ziemski z Brezna Jan Čipka (był to dosyć rzadki przypadek bogatego Słowaka) zadeklarował natychmiastową wpłatę 1 000 złotych na ten cel (była to wówczas duża suma pieniędzy). Za nim poszli inni i od razu wytworzyła się materialna baza do utworzenia Maticy. Napisanie statutu stowarzyszenia i zalegalizowanie Maticy powierzono Jánowi Francisciemu. To ciekawa postać – poeta, krytyk literacki, niegdyś nauczyciel w Lewoczy, współpracownik Štúra, kapitan w ochotniczych oddziałach słowackich w 1848 roku, później urzędnik w Debreczynie, założyciel słowackiej gazety w Peszcie, a po 1861 roku przez 29 lat prezes zasłużonego słowackiego związku drukarzy, jeden z założycieli banku Tatra i przez 10 miesięcy w 1864/1865 – w ramach krótkotrwałego eksperymentu liberalnej polityki narodowościowej – żupan Liptowa. Francisci zadanie wykonał szybko i po kilku tygodniach przedstawiono władzom do zatwierdzenia statut Macierzy. Macierz Słowacka miała mieć swoją siedzibę w Breznie, co byłoby uhonorowaniem patriotycznej postawy mieszkańców tego miasta i wspomnianego już Jána Čipki. Węgierskie władze zaniepokojone aktywnością Słowaków przystąpiły do kontrataku. Komisarz żupy w Zwoleniu, któremu podlegało administracyjnie Brezno osobiście zaangażował się w tę akcję; przyjeżdżał do Brezna, przekonywał, naciskał i w końcu osiągnął swój cel – 8 kwietnia 1862 roku rada miejska Brezna przyjęła uchwałę, że nie życzy sobie w swoim mieście 20
Macierzy. Sprawy były, jednak, już zbyt zaawansowane, by zakończyło to całą historię. Prawie natychmiast, bo już 21 kwietnia rada miasta Turčianský Svätý Martin (czyli dzisiejszego Martina) podjęła uchwałę, że z radością udzieli gościny Macierzy Słowackiej. Cesarz udzielił zgody na powstanie stowarzyszenia. Ciekawe były poprawki do statutu, które wprowadziły władze: konsekwentnie wykreślono z niego słowo „naród”. I tak zamiast „Macierzy Narodu Słowackiego” została jedynie „Macierz Słowacka”, a siedziba organizacji, która miała nazywać się „Dom Narodu Słowackiego”, ostatecznie otrzymała nazwę „Dom Macierzy Słowackiej”. Nowo założona organizacja wydała 4 grudnia 1862 roku założycielskie oświadczenie i ogłosiła zbiórkę datków na rozwój kultury słowackiej. W dniu 4 sierpnia 1863 roku odbyło się pierwsze walne zgromadzenie członków Macierzy. Komitet założycielski mógł się pochwalić zebraniem 50 tysięcy złotych, co na ówczesne czasy było naprawdę dużą sumą. Posiedzenie zaszczycił swą obecnością biskup z Bańskiej Bystrzycy Štefan Moyses – największy wówczas autorytet dla Słowaków. Wydawało się, że Macierz powstaje w sprzyjającej atmosferze. Cesarz mianował biskupa Moysesa rzeczywistym tajnym radcą przy dworze (bardzo wysoka funkcja, porównywalna dzisiaj ze stanowiskiem senatora czy członka Rady
Państwa) i wpłacił przy okazji zgromadzenia swój datek – 1 000 złotych (złośliwie można zauważyć, że przy okazji powoływania węgierskiej akademii nauk rodzina cesarska złożyła datek w wysokości 100 tysięcy złotych). Niemniej sukces był widoczny. Jak odnotowały kroniki, datki złożyły 2 302 osoby, a Macierz miała do dyspozycji w sumie 95 tysięcy złotych. Szybko się okazało, że sympatia dworu była pozorna i krótkotrwała (była to jedynie przejściowa chęć zrobienia na złość Węgrom), a węgierska antypatia stała i konsekwentna. Macierz istniała niecałe 12 lat, ale swoją pracą wydawniczą (almanachy, kalendarze, zbiory opowiadań) spowodowała wyraźne podniesienie świadomości narodowej wśród Słowaków. Innym jej sukcesem była kodyfikacja języka słowackiego. Na początku w wydawanych broszurach stosowano rozmaite sposoby zapisu, formy gramatyczne, a nawet zróżnicowane regionalnie słownictwo (stosowany język nazywano czeskosłowackim). Od roku 1864 był to już ujednolicony język, „zgodny z zasadami Macierzy” (podľa matičných spisov). Także węgierskie władze uznały opracowane przez Macierz zasady pisowni za obowiązujące w przygotowywanych przez Ministerstwo Oświaty podręcznikach do szkół ludowych. Napięcie w stosunkach między cesarzem z Wiednia a Węgrami z roku 1861 (za „brak należytego szacunku dla władcy” został wówczas rozwiązany sejm węgierski) działacze słowaccy starali się wykorzystać do przełamania węgierskiej blokady i powołania słowackiego szkolnictwa narodowego. W ówczesnej sytuacji politycznej władze austriackie, chcąc pokazać Węgrom, że w razie potrzeby mogą się zdecydować na współpracę ze Słowakami, mianowały Štefana Daxnera (o którym czytelnicy tej rubryki mogli już kilkakrotnie przeczytać) podżupanem (czyli mówiąc dzisiejszym językiem polskiej biurokracji wicewojewodą) i przewodniczącym sądu w Rimavskiej Sobotie. Ten wykorzystał swoją nominację natychmiast do walki o słoMONITOR POLONIJNY
ackie gimnazjum wackie gimnazjum. Dziewiątego lutego 1862 roku konwent diecezji gemerskiej Kościoła Ewangelickiego podjął decyzję „o otwarciu z Bożą Pomocą słowackiego gimnazjum ewangelickiego w Veľkiej Revúcy”. Dyrektorem szkoły został August Škultéty, proboszcz z Rozložni, wychowanek Ľudovíta Štúra. W dniu 16 września 1862 roku rozpoczęły się w szkole zajęcia: początkowo istniały tam tylko klasy I i II, ale do roku 1867 powstały wszystkie klasy pełnego 8-letniego gimnazjum. Przy gimnazjum w roku 1867 otwarto także seminarium nauczycielskie dla nauczycieli szkół ludowych. Myśl powołania szkoły była jasna i jej dyrektor wyłożył to w przemówieniu, wygłoszonym na rozpoczęciu pierwszego dnia nauki, mówiąc, że gdy szkole powiedzie się „dać narodowi patriotycznych entuzjastów… tym piękniejsza stanie się nasza droga Słowacja, a nasze Tatry rozkwitną nowym, dotąd niewidzianym kwieciem”. Za przykładem Gemeru poszedł w 1867 roku Martin, a w 1869 roku Bańska Bystrzyca, gdzie założono tzw. niższe, czyli 4-klasowe gimnazja. W Martinie była to szkoła ewangelicka, a w Bańskiej Bystrzycy katolicka. Na 15 węgierskich gimnazjów, jakie działały na terenie Górnych Węgier, w 5 uczniowie mogli zapisywać się na nieobowiązkowe lekcje języka słowackiego. Ważną rolę odgrywało także niemieckie gimnazjum w Lewoczy, gdzie nie tylko były lekcje języka słowackiego, ale także bez większych problemów przyjmowano wyrzuconych z innych gimnazjów za „słowackość” uczniów ( i nauczycieli). Wydawało się, że słowacki żywioł wybudował dla siebie niewielką, ale jednak trwałą bazę materialną. Węgrzy starali się ograniczać działalność szkół słowackich, głównie przez zmniejszanie dotacji, ale szkoły i tak działały. Za największego promotora szkół słowackich uchodził Štefan Daxner, formalnie węgierski urzędnik państwowy. Połączonym wysiłkiem udało się go przenieść do odległego Debreczyna, pomimo że jeździł on z interwencjami do Wiednia i prosił samego cesarza o nieprzenoszenie poza Górne Węgry. Sytuacja zmieniła się po austriacko-węgierskim „wyrównaniu”, powstaniu AustroWęgier i wyborach do Sejmu węgierskiego ANDRZEJ KRAWCZYK z 1869 roku…. Zgodnie z życzeniem autora jego honorarium zostanie przekazane na nagrody dla dzieci, które biorą udział w konkursach „Monitora”
STYCZEŃ 2012
nia świata, to zdecydowanie duże uproszczenie. Bo te dziecięce lęki, marzenia; ta intymna podróż do przeszłości plastycznie ujęte w tekstach Artura Rojka niespodziewanie stają się także dla słuchacza „Uwaga! Jedzie tramwaj” niemal fizycznym, namacalnym doznaniem. „Te teksty dotyczyły, w sposób mniej lub bardziej bezpośredni, mojego dzieciństwa, emocji, które zbierałem w sobie całymi latami – mówił w jednym
Uwaga! Znów jedzie tramwaj B
ezapelacyjnie jedna z wywiadów Rojek – Spotkaz najważniejszych płyt, łem się wtedy z oskarżeniami które w ciągu ostatnich o ekshibicjonizm. Ale wydaje dwudziestu lat ukazały się mi się, że te teksty dotyczyły w Polsce. Creme de la creprzeżyć bardzo uniwersalme polskiej alternatywy we nych i właśnie dzięki temu się wspólnym muzycznym pronie zestarzały...”. Czulym jekcie. Materiał na „Uwaga! uchem Zapewniam Państwa, że nie Jedzie tramwaj” stworzyli zestarzały się nie tylko teksty. Artur Rojek, na co dzień lider i woAlbum wciąż brzmi świeżo i odkalista Myslovitz, Mietall Waluś krywczo, choć od jego premiery z Negatywu oraz muzycy Ścianki – minęło niedawno 10 lat. Właśnie Jacek Lachowicz, Arkadiusz Koz okazji tej rocznicy ukazała się rewalczyk i Maciek Cieślak (który edycja „Uwaga! Jedzie tramwaj”. jest producentem całości). Efekt To doskonały moment do tego, pod każdym względem przeszedł aby sobie ten fenomenalny – nie tylko w skali polskiej muzyki współnajśmielsze oczekiwania. czesnej – album przypomnieć lub „Uwaga! Jedzie tramwaj” to płyta odkryć go, jeśli do tej pory nie wypełniona przede wszystkim mieli Państwo sposobności. przepięknymi dźwiękami. Bardzo Żałuję jedynie, że od wydania nieoczywistymi i zaskakującymi. „Uwaga! Jedzie tramwaj” zespół Muzycy sprawdzają, jakie są graninie zdyskontował swojego sukcece poszczególnych instrumensu. Krótko po ukazaniu się tej płytów; co więcej niż to, czego standardowo oczekujemy, da się z nich ty muzycy powrócili do swoich wykrzesać. Wynikiem tych mumacierzystych formacji, pod szyldem Lenny Valentino, niczego już zycznych poszukiwań jest porynie nagrywając. Grupa reaktywowająca, psychodeliczna dźwiękowała się kilkakrotnie jedynie na wa przestrzeń. Doskonała zarówparę koncertów (m.in. w grudniu no pod względem kompozytor2011 roku, kiedy wyruszyła skim, jak i producenckim. To w krótką trasę koncertową z okaprawdziwy majstersztyk, przemyzji jubileuszu wydania „Uwaga! ślany i dopracowany w każdym Jedzie tramwaj”). Nowy materiał detalu. Ponadprzeciętnej urody studyjny nie powstał i szanse na i wartości artystycznej. to, że muzycy zdecydują się na poWyjątkowa jest także warstwa liwtórne stworzenie wspólnej płyryczna „Uwaga! Jedzie tramwaj”. ty wydają się coraz mniejsze. Stwierdzenie, że teksty dotyczą Naprawdę szkoda. w większości wspomnień z dzieKATARZYNA PIENIĄDZ ciństwa i dziecięcego postrzega21
Wspomnienie Karlovej Vsi w stanie Illinois Polonijne spotkania Po za Oceanem
22
wspomnieniami o naszym świętym Papieżu. Po mszy nastąpiło uroczyste wniesienie relikwii błogosławionego, które parafia otrzymała od kardynała Stanisława Dziwisza z Krakowa. Konsekwencją spotkania przy ołtarzu było następne – w szkole. Na zaproszenie pani Beaty Rzadkowskiej, dyrektor Polskiej Szkółki (piątkowej), działającej przy wielkiej Szkole Katolickiej w Algonquin, 5 listopada 2011 r. spotkałem się z dziećmi i młodzieżą, podzieloną na dwie grupy (razem prawie 400 uczniów!). Młodsi pytali mnie o Słowację i Polaków tam mieszkających, a także o góry i moje w nich ratownicze przeżycia. Młodzież z zainteresowaniem oglądała moją słowacką książeczkę „Z tatranských hôr do diplomacie” i prosiła mnie o autografy! Mam nadzieję, że te piękne, przecież nieplanowane spotkania, których początku należy szukać w bratysławskiej Karlovej Vsi, wszystkich nas wzbogaciły o nowe przeżycia i pogłębiły stare przyjaźnie. JAN KOMORNICKI
ZDJĘCIE: JAN KOMORNICKI
trzydziestu latach od mojej ostatniej wizyty w USA, na przełomie października i listopada 2011 r. wybrałem się tam ponownie. Wzruszeniami, towarzyszącymi mojej podróży, związanej również z moim sześcioletnim pobytem na Słowacji, postanowiłem podzielić się z czytelnikami „Monitora”. Planując moją trzytygodniową podróż do Stanów Zjednoczonych, zamierzałem odwiedzić ojca Piotra Sarnickiego, franciszkanina, który do końca czerwca 2003 roku był proboszczem, a zarazem gwardianem zakonnej wspólnoty w Karlovej Vsi – dzielnicy Bratysławy. Przez długi czas był on również opiekunem duchowym bratysławskiej Polonii. Wiedziałem, że w 2004 r. został przez przełożonych skierowany do pracy w USA, wobec czego planowałem niezapowiedzianą wizytę, która miała być niespodzianką. Jakież było moje zdziwienie, kiedy w lecącym z Warszawy do Chicago samolocie pierwszą spotkaną osobą okazał się właśnie ojciec Piotr! Długi lot umiliły nam wspomnienia z Bratysławy: wieczory polskich kolęd w rezydencji i ambasadzie, spotkania z Polakami, Słowakami, budowniczymi kościoła i klasztoru… Dobrze wiem, że ojciec Piotr jest do dziś w Bratysławie pamiętany z najlepszej strony przez byłych parafian, w tym niewielką, ale bardzo zgraną grupkę naszych rodaków. Moja wizyta-niespodzianka z konieczności zamieniła się więc w odwiedziny oficjalne. W niedzielę, 23 października 2011 r. w wielkiej amerykańskiej parafii w miejscowości Algonquin (stan Illinois), w której żyje ok. 300 polskich rodzin, odbyła się polska msza, po raz pierwszy w Kościele katolickim obchodzona też jako święto bł. Jana Pawła. Stała się ona wzruszającym spotkaniem z polonijną wspólnotą, z którą na życzenie o. Piotra dzieliłem się (z ambony!) osobistymi
O. Piotr z moim przyjacielem Józkiem Bukowskim w Algonquin
Janusz Korczak
opiekun spolegliwy Polsce rozpoczął się Rok Janusza Korczaka, lekarza, pisarza, publicysty, a z własnego wyboru pedagoga i wychowawcy, którego wielkim tematem całego życia stało się dziecko. Wyprzedzając swój czas, był Korczak prekursorem praw dziecka.
W
Przekonywał Polaków i świat, że „nie ma dzieci – są ludzie, ale o innej skali pojęć, innej grze uczuć”, że dziecko jest pełnowartościowym człowiekiem od chwili urodzin i na każdym etapie jego dalszego rozwoju. Wychodząc z takiego założenia, domagał się szacunku dla dziecka jako człowieka rozwijającego się poprzez własną aktywność. Głosił partnerstwo dziecka w procesie wychowania, prawo dziecka do opieki oraz odpowiedzialność społeczeństwa dorosłych za warunki życia i prawo dziecka bycia sobą. Prawa dziecka nie tylko formułował czy pisał o nich (Jak kochać dziecko, Prawo dziecka do szacunku, Momenty wychowawcze, Pedagogika żartobliwa), ale realizował je w praktycznym działaniu. MONITOR POLONIJNY
Swoje doświadczenia wychowawcy wykorzystywał do teoretycznych przemyśleń. Twierdził, że wiedzę o dziecku buduje na podstawie własnego „klinicznego doświadczenia pedagogicznego”. Był też Korczak pionierem działań w dziedzinie resocjalizacji nieletnich, diagnozowania wychowawczego, opieki nad dzieckiem trudnym. Jako pisarz szybko stał się popularny i ceniony, a jego Król Maciuś Pierwszy czy Król Maciuś na wyspie bezludnej czytane są do dziś. Na Rok Janusza Korczaka przypada setna rocznica przejęcia przez niego Domu Sierot dla dzieci żydowskich w Warszawie i siedemdziesiąta rocznica jego śmierci, śmierci, która przysłoniła historię jego życia. Henryk Goldszmit, bo takie jest właściwe nazwisko Janusza Korczaka, urodził się w Warszawie 22 lipca 1878 lub 1879 roku w rodzinie adwokata Józefa Goldszmita i Cecylii z Gębickich. Jego pradziadek był szklarzem, a dziadek Hirsz Goldszmit, po którym Henryk otrzymał imię, był pierwszym żydowskim lekarzem w Hrubieszowie i należał do intelektualnego ruchu żydowskiego haskala. Ruch ten postulował emancypację, świeckie i nowoczesne nauczanie Żydów, modernizację kultury żydowskiej, poczucie obywatelskości, co prowadziło do umiarkowanej asymilacji. W rodzinie Hirsza Goldszmita przejawiało się to m.in. tym, że wszystkie jego dzieci nosiły polskie imiona. Zwolennikiem haskali był także Józef Goldszmit, ojciec Henryka, który ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim i stał się wziętym w Warszawie adwokatem oraz autorem serii monografii sławnych Żydów i Polaków. Henryk dzieciństwo miał pogodne. Rodzina była zamożna; była kucharka, pokojówka i bona, było piękne mieszkanie przy ul. Miodowej, ale było dość nudnie, ponieważ dzieci z zamożniejszych rodzin miały ograniczony kontakt ze swoimi rowieśnikami. W latach 1886-1897 uczęszczał do szkoły początkowej Augustyna SzmuSTYCZEŃ 2012
rły, gdzie jeszcze „rózgi dawali”, a następnie do gimnazjum na warszawskiej Pradze. Miał jedenaście lat, gdy ojca pierwszy raz odwieźli do szpitala psychiatrycznego. Po latach w Pamiętniku napisze: „Bałem się panicznie szpitala wariatów, do którego ojciec mój parokrotnie był kierowany. A więc ja syn obłąkanego? A więc dziedzicznie obciążony? Parę dziesiątków lat i dotąd myśl ta mnie okresami dręczy”. Po śmierci ojca w 1896 roku zmienił się status materialny rodziny. W jej utrzymaniu Henryk pomagał, udzielając korepetycji. W 1898 roku wziął udział w ogłoszonym przez „Kurier Warszawski” konkursie na sztukę teatralną. Swój utwór Którędy wysłał, opatrując godłem Janasz Korczak, bo na stole właśnie leżała powieść Kraszewskiego O Janaszu Korczaku i pięknej miecznikównie. Uzyskał wyróżnienie, ale na liście nagrodzonych – z powodu pomyłki zecera – figuruje Janusz Korczak. I przy tym pseudonimie pozostał, jedynie korespondencję prywatną podpisywał Henryk Goldszmit. W tym samym roku rozpoczął studia na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Warszawskiego, które zakończył 17 marca 1905 roku. Po pierwszym roku studiów na krótko wyjechał do Szwajcarii, gdzie interesowały go działalność i twórczość Pestalozziego, ochronki, szkoły i szpitale dla dzieci oraz bezpłatne czytelnie. Lata studiów to lata jego aktywnej działalności w Czytelniach Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności, za którą został aresztowany przez policję carską. W 1900 roku zaczął współpracę z tygodnikiem humorystycznym Kolce, gdzie, pisząc na przemian z sześcioma kolegami, zamieścił powieść sensacyjno-obyczajową Lokaj. I chociaż był pomysłodawcą tego przedsięwzięcia, szybko się z niego wycofał, a z redakcją rozpoczął współpracę jako samodzielny felietonista.
„Kiedy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat”. Janusz Korczak
Myślał o własnej książce, w której zamierzał opisać życie mieszkańców, a przede wszytkim dzieci Starego Miasta, będącego w tym czasie najgorszą dzielnicą Warszawy, z ciasnymi, ciemnymi uliczkami, w których znajdowała ukrycie miejska biedota, a także różnego rodzaju wykolejeńcy. Początkowo po staromiejskich lupanarach i szynkach włóczył się z przyjacielem Ludwikiem Stanisławem Licińskim, z nożownikami popijali cuchnącą wódkę, świętowali imieniny prostytutki. Czasem towarzyszył mu przyjaciel z dzieciństwa, syn piaskarza Heniek. Później, gdy zyskał zaufanie miejscowych, chodził tam sam. W izbie dorożkarza gromadce dzieci opowiadał najpierw bajki i przygody podróżników, potem uczył je gramatyki i czytania, a one zwierzały mu się ze swych tajemnic i niewesołego życia na tym śmietnisku miasta. Z tych obserwacji zrodziła się pierwsza książka Janusza Korczaka Dzieci ulicy, wydana nakładem „Czytelni dla Wszystkich” w 1901 roku. Autorowi nie przyniosła sławy, recenzent „Bluszczu”, krytykując jej formę, pisał, że bardziej przypomina „felieton żywo kreślony niźli utwór powieściowy”. Na dojrzewanie intelektualne Korczaka niewątpliwy wpływ miały jego związki z Uniwersytetem Latającym oraz z „Głosem”, a potem z „Przeglądem Społecznym” Władysława Dawida, który skupiał wokół siebie intelektualistów o poglądach lewicowych. Dzięki „Głosowi” Korczak nawiązał żywe kontakty m.in. z Wacławem Nałkowskim, Stanisławem Brzozowskim czy Benedyktem Herzem. Sukcesem stała się jego druga książka Dziecko salonu, publikowana początkowo właśnie w „Głosie”. Ta książka, godząca przede wszystkim w model rodziny mieszczańskiej, wywołała żywy odgłos i właśnie dzięki niej Korczak wszedł do literatury polskiej. W czasie wojny rosyjsko-japońskiej powołano go do armii rosyjskiej, w której jako porucznik-lekarz służył w szpitalu polowym w Mandżurii. Po powrocie z frontu znalazł zatrudnienie jako pediatra w żydowskim Szpitalu dla Dzieci im. Berso23
nów i Baumanów, jednocześnie otworzył prywatną praktykę. Pacjentów miał wielu; bogatym imponował jako znany już publicysta oraz autor Dziecka salonu i nie przeszkadzało im, że honoraria brał wyokie. Biedotę polską leczył za darmo, a żydowską za dwadzieścia kopiejek, bo „w Talmudzie napisane stoi, że bezpłatny lekarz chorego nie uleczy”. Klientów przybywało po kolejnych jego pobytach studyjnych za granicą. Rok spędził na praktyce w szpitalach Berlina, pół roku w Paryżu, a miesiąc w Londynie, interesując się przede wszytkim „praktycznymi badaniami i prowadzeniem dzieci z niedorozwojem umysłowym i wadami mowy, słuchu itd.”. Latem 1907 i 1908 roku pracował jako wychowawca na koloniach letnich dla najuboższych dzieci Warszawy; raz dla chłopców żydowskich, raz dla polskich. Oba te pobyty zainspirowały go do napisania dwu książek: Mośki, Joski i Srule oraz Józki, Jaśki i Franki. Po powrocie z zagranicy zaangażo-
wał się w prace Towarzystwa Pomocy dla Sierot, budującego dla dzieci żydowskich Dom Sierot; brał udział w dyskusjach nad urządzeniem tego domu i przedstawiał swoją koncepcję metod wychowawczych. Współpracował też ze Stefanią Wilczyńską, która jako wolontariuszka po studiach przyrodniczych w Li ge (Belgia) pracowała w tymczasowym sierocińcu, mieszczącym się w poklasztornych budynkach przy ul. Franciszkańskiej. Janusz Korczak zdradził medycynę; 7 października 1912 roku wraz z 85 dziećmi starego sierocińca i Stefanią Wilczyńską przeprowadził się do pachnącego jeszcze farbą Domu Sierot przy ul. Krochmalnej w Warszawie. On został jego dyrektorem, ona naczelną wychowawczynią. Oboje spędzili w tej placówce kolejne 30 lat. Dla niego rozpoczął się czas przejścia z pisania o problematyce wychowawczej do bezpośredniej pracy z dziećmi. Jednak obok intensywnej pracy wychowawczej znajdował nadal czas na pisanie; w 1913 roku wyszła jego
powieść Sława, w 1914 ukazały się w wydaniu książkowym studia psychologiczne w formie powiastek, zatytułowane Bobo, oraz Spowiedź motyla, pamiętnik okresu dojrzewania chłopca. Korczak był jednak przede wszystkim wychowawcą, zbierał pierwsze doświadczenia w dziedzinie wychowania zbiorowego, przemyśliwał jego koncepcję, którą starał się realizować w Domu Sierot. W roku 1914, po wybuchu pierwszej wojny światowej został zmobilizowany i wysłany na front ukraiński jako lekarz, młodszy ordynator szpitala dywizyjnego. Dla niego „Wojna to nie zbrodnia, to tryumfalny pochód oszalałych z pijanego wesela szatanów...”. Ale z tego pochodu potrafił się wyłączyć; na kwaterach, ba... na postojach pracował nad swym podstawowym dziełem, w którym prezentował własną zasadniczą koncepcję świata i dziecka. Pod koniec wojny w 1917 roku został skierowany do pracy lekarza w przytułkach dla dzieci ukraińskich pod Kijowem. Na krótko trafił do do-
Nowa opowieść o Starym Doktorze „Życie moje było trudne, ale ciekawe. O takie właśnie prosiłem Boga w młodości”. To zdanie Janusza Korczaka, napisane w warszawskim getcie pewnej lipcowej nocy 1942 roku, a więc kilkanaście dni przed śmiercią, Joanna Olczak-Roniker wybrała na motto swej książki Korczak. Próba biografii, wydanej przez Wydawnictwo W. A. B. w Warszawie w 2011 roku. O tym klasyku literatury dziecięcej, twórcy nowoczesnego systemu wychowawczego, autorze do dziś aktualnych prac pedagogicznych napisano już dziesiątki biografii, tomy wspomnień czy niezliczoną ilość prac nauko-
wych i to nie tylko w Polsce, ale i poza jej granicami. Czy można więc jeszcze coś nowego napisać, by w skomercjalizowanym świecie ocalić od zapomnienia Korczaka, człowieka bezinteresownego, gotowego do największych wyrzeczeń, człowieka, który raz dokonawszy życiowego wyboru – a tym wyborem było dobro dziecka – pozostał mu wierny do końca życia? Okazuje się, że można, szczególnie gdy jest się Joanną Olczak-Roniker, pisarką, której dziadkowie Janina i Jakub Mortkowiczowie, znani polscy wydawcy,
nie tylko wydali większość tego, co Korczak napisał, ale ze Starym Doktorem łączyła ich przyjaźń, można, gdy w dzieciństwie było się jego pacjentką i miało się matkę Hannę Mortkowicz-Olczakową, autorkę pierwszej powojennej książki o Doktorze. Myliłby się jednak ten, kto przypuszczałby, że napisana przez Joannę OlczakRoniker (laureatkę Nagrody Literackiej Nike za W ogrodzie pamięci) biografia ma charakter hagiograficzny. Z tej bogato udokumentowanej historii życia poznajemy stuprocentowego człowieka, człowieka twórczego, zaangażowanego, sprawnego organizatora, patriotę, ale też człowieka wątpiącego, rozczarowanego i zmęczonego. Poznajemy marzyciela
i twardego realistę, którego najważniejszym celem było dobro dziecka, ale który nigdy nie twierdził, że dziecko zawsze jest dobre. Janusz Korczak w Pamiętniku, który zaczął pisać w getcie w maju 1942 roku, pozostawił plan autobiografii, której już nie zdążył napisać. Autorka Próby biografii twierdzi: „Decydując się na odtworzenie życiorysu Korczaka, postanowiłam trzymać się chronologicznych ram, które sam wyznaczył. Wątki, które uznał za istotne, uzupełnione są autobiogra-
mu wychowawczego dla chłopców polskich, prowadzonego przez Marynę Falską – pedagoga i działaczkę społeczną, związaną z PPS. Nawiązaną z nią współpracę kontynuował w okresie międzywojennym, pomagając jej założyć i prowadzić Nasz Dom – wzorowy sierociniec i zakład wychowawczy dla sierot po robotnikach chrześcijańskich, poległych na wojnie, później także dla sierot socjalnych. W 1918 roku Janusz Korczak wrócił do Warszawy, teraz stolicy niepodległego państwa polskiego. Ze sobą przywiózł gotową już książkę, która niebawem ukazała się drukiem. Książka ta nosi tytuł Jak kochać dzieci i składa się z trzech części: I. Dziecko w rodzinie, II. Internat. Kolonie letnie, III. Dom Sierot. W 1920 roku jako polski oficer wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Po jej zakończeniu wrócił do swego Domu Sierot, który w czasie jego nieobecności prowadziła pani Stefa. Organizując i prowadząc Dom Sierot, a potem współdziałając z Maryną Falską w prowadzeniu Naszego Domu, wychowaficznymi wzmiankami rozsianymi w jego twórczości. A opowieść, tak jak chciał, próbuje dotrzeć do podziemnych źródeł, do korzeni”. Joanna Olczak-Roniker przedstawia nam życie Henryka Goldszmita (Janusz Korczak to pseudonim) na tle historii Polski, szczególnie na tle losów lewicującej inteligencji polskiej żydowskiego pochodzenia, i uważa, że jego wrażliwość na ludzką krzywdę sięga swymi korzeniami do doświadczeń Żydów z Europy Środkowej przełomu XIX i XX wieku. Polemizuje z biografami, którzy podkreślali całkowitą polonizację rodziny Goldszmitów. Nie negując silnych związków Korczaka z polskością, pisze m.in. „utopijna wiara, że można być zarazem Żydem i Polakiem, towarzyszyła mu
nie przytułkowe czy – jak kto woli – wychowanie zbiorowe uczynił przedmiotem swych eksperymentów wychowawczych. Te korczakowskie domy dla dzieci osieroconych stały się prawdziwymi domami, organizującymi życie dziecka. Korczak zmienił je w małe społeczeństwa, w których w przeciwieństwie do świata zewnętrznego rządziła sprawiedliwość. Był pionierem nowoczesnej pedagogiki opiekuńczej i wpisał się w światowy nurt „nowego wychowania”. Całą organizację wychowania oparł na zaufaniu, szacunku i porozumieniu z dzieckiem. Elementami korczakowskiego systemu wychowania były: samorząd dziecięcy, „posiedzenia
przez całe życie. Dobrze wiedział, jak trudna jest taka podwójna tożsamość, ale jej nigdy nie negował”. W swej książce autorka przeciwstawia się też idealizowaniu przez niektórych biografów stosunków Korczaka z wychowankami. Przedstawiając drogę życiową Starego Doktora, stara się też pokazać przyczyny takich, a nie innych jego wyborów, np. fakt, że nie nawiązywał bliskich stosunków z kobietami i nie założył własnej rodziny, tłumaczy, nie wchodząc w szczegóły, bądź obawą przed dziedzicznym obciążeniem (ojciec chorował na kiłę i zmarł w szpitalu psychiatrycznym), bądź niefortunnymi pierwszymi doświadczeniami miłosnymi. Bliżej wyjaśnia też konflikt swego bohatera z Maryną Falską, dużo więcej dowia-
z dziećmi”, system dyżurów, czyli po prostu praca dzieci (sprzątanie, kuchnia, jadalnia, biblioteka itd.), system plebiscytu, system wyróżnień, gazetka. Niezwykle ważną rolę odgrywał uczący odpowiedzialności i empatii sąd koleżeński ze skomplikowanym kodeksem, sąd, do którego dzieci mogły zaskarżać nie tylko swych rówieśników, lecz także dorosłych, wychowawców. Korczak wykładał też w Instytucie Pedagogiki Specjalnej i w Wolnej Wszechnicy Polskiej. Był rzeczoznawcą do spraw nieletnich przy Sądzie Okręgowym w Warszawie, współpracował z wieloma czasopismami, m.in. z „W Słońcu” i „Szkoła Specjalną”. W 1923 roku ukazały się najpopularniejsze jego książki Król Maciuś Pierwszy i Król Maciuś na bezludnej wyspie, rok później Bankructwo małego Dżeka, a w 1925 roku Kiedy znów będę mały. DANUTA MEYZA-MARUŠIAK Dalszy ciąg losów Janusza Korczaka w następnym numerze „Monitora“
dujemy się też o Stefanii Wilczyńskiej, która mimo iż w ostatnich latach miała zastrzeżenia do jego metod wychowawczych, do końca stała przy jego boku. Joanna Olczak-Roniker w biografii Korczaka nie omija też faktu, że nastroje i wystąpienia antysemickie w Polsce były przyczyną tego, iż coraz poważniej rozmyślał on o opuszczeniu kraju i prawdopodobnie – zdaniem autorki – uczyniłby to, gdyby nie wybuch II wojny światowej. Sceptycznie zauważa ponadto, że dziś nad śmiercią Korczaka i śmiercią dzieci w hitlerowskim obozie w Treblince medytuje się zastępczo, by nie medytować nad jego życiem. Podważa też mit, że dzieci szły z Doktorem na Umschlaugplatz jak na majówkę. Zwraca uwagę, że ta próba uwznioślania ostatniej drogi
nie jest potrzebna Korczakowi, ale nam, żyjącym. Olczak-Roniker pisze, iż Korczak „stał się personifikacją bohaterstwa, chociaż na pewno nie czuł się bohaterem. Uważał, że wypełnia swój obowiązek, podobnie jak setki ludzi w getcie, zwłaszcza lekarzy i pedagogów odpowiedzialnych za los innych”. Polecając uwadze czytelnika najnowszą biografię Janusza Korczaka, pragnę zapewnić, że spełnia ona oczekiwania jej autorki, pozwalając „zobaczyć jego ludzką twarz pod nimbem męczeństwa”, przypominając „parę podstawowych wartości moralnych, dla których żył i dla których zginął”. Spełnia też oczekiwania czytelnika, który dzięki tej biografii ma możliwość poznania nie pomnika, ale człowieka z krwi i kości. DANUTA MEYZA-MARUŠIAK
K I L K A D Z I E S I Ą T L AT N A W Y S O K I M P OZ I O M I E
zapraszamy do Trójki! to z Państwa słucha jeszcze czasami radia? Pytam z ciekawości, bo mam wrażenie, że od kilku, a nawet kilkunastu lat znaczenie tego medium dramatycznie maleje. Wielu z nas ma swoje ulubione programy telewizyjne, natomiast radio to egzotyka, na dodatek trochę trącąca już myszką.
K
Czasem zdarzy nam się włączyć radio w samochodzie, w poszukiwaniu informacji o pogodzie, korkach na drogach itp. Wiadomości podawane są w sposób przystępny, szybko i często efektownie. Muzyka natomiast, szczególnie w stacjach komercyjnych, jest podobna; popowy mainstream plus trochę „przebojów wiecznie młodych”. Co jakiś czas reklama, znów wiadomości, które przeczyta nam miły głos, jakich tysiące, potem kolejny raz evergreeny i najnowsze hity. Tak wygląda ramówka przeciętnej stacji radiowej. Bez tożsamości, profilu i osobowości, dla których chce się do niej wracać. Mało jest wyrazistych stacji radiowych, które wyłamują się z opisanego wyżej schematu. Niemniej jednak są i jedna z nich, a przede wszystkim tworzący ją od wielu lat wybitni radiowcy, będą bohaterami tego odcinka „Polak potrafi”. Program Trzeci Polskiego Radia to dla wielu niemalże program kultowy. W eterze oficjalnie od 1 kwietnia 1962 roku (testowe nadawanie Trójki rozpoczęło się kilka lat wcześniej, w marcu 1958 roku; mogli ją jednak odbierać wówczas tylko słuchacze z Warszawy, Opola i Katowic). Ówczesna ramówka w niczym nie przypominała tej dzisiejszej – Trójka nadawała przez około dwie godziny dziennie, głównie słuchowiska i programy publicystyczne. Muzycznie otwarta była praktycznie na wszystkie gatunki; od jazzu przez muzykę poważną aż po rock and roll. Pierwszą audycją Trójki był ,,Mój magnetofon” Mateusza Święcickiego, uważany za pierwo26
POLAK POTRAFI
wzór „Muzycznej poczty UKF”, która na antenie tej stacji zagościła w późniejszych latach. W miarę wydłużania czasu nadawanego programu przybywało kolejnych audycji. Już w 1968 roku pojawił się „MiniMax – czyli minimum słowa, maksimum muzyki” prowadzony przez jedną z najbardziej cenionych osobowości Trojki – Piotra Kaczkowskiego. „MiniMax” zresztą obecny jest na trójkowej antenie do dzisiaj. Mało kto jednak wie, że choć to Piotr Kaczkowski jest nieodłącznie kojarzony z tą audycja, to została ona stworzona przez francuskiego dziennikarza Gabriela Mérétika, który przetłumaczył francuską nazwę „Minimum de blabla, maximum de musique” i był autorem pierwszych trzydziestu wydań tej audycji (prowadził ją zapewne świetnie Państwu znany Tadeusz Sznuk). Piotr Kaczkowski przejął ją po powrocie Mérétika do Francji. Przez lata zmieniały się pory emisji „MiniMaxu” oraz czas jego trwania. Niemniej jest on jedną z najważniejszych trójkowych pozycji, która przez lata (i imponujące ponad 1600 wydań!) kształtowała muzyczny gust wielu pokoleń słuchaczy. W latach 70. ubiegłego stulecia Trójka miała już wyraźnie ukształtowany profil – stacja głównie dla wielkomiejskiej inteligencji, nadająca audycje kulturalno-rozrywkowe. Dziennikarze muzyczni, posiadający gigantyczną wiedzę i nieprzeciętny entuzjazm, prezentowali w jej ramach starannie wybrane światowe nowości muzyczne i ich najwybitniejszych twórców; grali utwory z płyt, których do-
stępność w ówczesnej Polsce była, delikatnie mówiąc, bardzo ograniczona. Sprowadzano wydawnictwa rockowe, ale nie był to dominujący na trójkowej antenie gatunek. W Trojce, podobnie jak w pierwszych latach jej istnienia, grano blues, jazz; znalazło się też miejsce dla piosenki francuskiej. Nie brakowało ponadto audycji poświęconych literaturze. Znani aktorzy czytali na antenie Trójki fragmenty wybranych powieści (znalazło się tam miejsce zarówno dla „Anny Kareniny” Tołstoja i „Przeminęło z wiatrem” Mitchell, jak i autorów współczesnych). Kolejne dekady przyniosły odświeżony i nieco odmłodzony wizerunek Trójki. Zmiany widoczne były szczególnie w latach 80., notabene niełatwych dla stacji – nie nadawała w czasie stanu wojennego, powróciła po przerwie w kwietniu 1982 roku. Ramówka w dalszym ciągu tworzona była głównie dla wielkomiejskiego inteligenta, ale równocześnie coraz śmielej kierowała się w stronę młodszego audytorium. To właśnie wtedy zadebiutowały na antenie audycje „Zapraszamy do Trójki” (obecnie prowadzona m.in. przez takie żywe legendy, jak Jakub Strzyczkowski i Wojciech Mann) oraz „Lista Przebojów Programu Trzeciego”, której gospodarzem jest Marek Niedźwiecki. Również w tym okresie współpracę z Trójką rozpoczynały ikony dzisiejszego dziennikarstwa, nierzadko związane dziś z innymi mediami – Monika Olejnik, Paweł Sztompke czy Beata Michniewicz. Problematyczne dla Trójki okazały się lata 90. Zmiany ustrojowe umożliwiły pojawienie się prywatnych, komercyjnych stacji radiowych, dysponujących nierzadko solidnym kapitałem. Spora część słuchaczy w poszukiwaniu czegoś nowego przeniosła swoją sympatię w stronę Radia Zet czy RMF FM. Trójce trudno było nadążyć za konkurencją. Pogoń za słuchaczem i próba zmiany dotychczasowej, sprawdzonej formuły nie wyszły programowi na dobre. Stacja zamiast poprawiać wyniki słuchalności, notowała coraz większy odpływ słuchaczy, nie mogąc znaleźć złotego środMONITOR POLONIJNY
ka. Najgorzej było w latach 2001-2006, kiedy Trójka zaczęła niebezpiecznie dryfować w kierunku sformatowanej stacji komercyjnej. Znacznie obniżył się poziom audycji i emitowanej w Trójce muzyki. Najwierniejsi słuchacze aktywnie protestowali przeciw wprowadzanym przez zarząd zmianom. Sytuacja poprawiła się dopiero w 2006 roku, wraz ze zmianą szefostwa stacji. Obecnie Trójka wciąż walczy ze stacjami komercyjnymi o słuchacza, ale nie próbuje stać się tworem podobnym do nich. Stacja powróciła do wypracowanego we wcześniejszych latach profilu (radio inteligenckie, tworzone przez ambitny zespół dla ambitnego słuchacza). Na antenie, oprócz dziennikarskich legend, pojawiły się nowe „głosy” i nowe propozycje – „Magiel Wagli” (Wojciech Waglewski i synowie), „Ciemna strona mocy” Aleksandry Kaczkowskiej, „Siesta” Marcina Kydryńskiego i wiele innych. Wydaje się, że po problemach i zawirowaniach (spowodowanych także zmianami związanymi z ingerencją polityków i podyktowaną ich żądaniami wymianą kierownictwa) Trójka najgorsze ma za sobą. Powrócił wysoki poziom audycji, powrócili również słuchacze. W maju ubiegłego roku jedna z alejek w warszawskim parku Agrykola otrzymała nazwę Radiowej Trójki. W dowód uznania wielu dziennikarzy związanych ze stacją w listopadzie 2011 roku otrzymało najwyższe odznaczenia państwowe – m.in. Marek Niedźwiecki i Piotr Kaczkowski otrzymali Krzyże Oficerskie Odrodzenia Polski, Magdalenie Jethon, Wojciechowi Mannowi i Beacie Michniewicz przyznano Krzyże Kawalerskie Orderu Odrodzenia Polski, a Artura Andrusa i Piotra Barona uhonorowano Złotymi Krzyżami Zasługi. KATARZYNA PIENIĄDZ
O feministkach i parytetkach, ale inaczej… kilku poprzednich numerach „Monitora Polonijnego” mogli Państwo przeczytać niezwykle ciekawą historię polskiego feminizmu, autorstwa Danki Meyzy-Marušiak. Mnie ten temat zainteresował z innego punktu widzenia – językowego, bowiem polskie feministki walczą nie tylko o równe traktowanie kobiet i mężczyzn, ale też domagają się zmian językowych w tym zakresie.
W
Wiele z nich wybiera bowiem żeńskie formy nazw stanowisk i zawodów w poczuciu, że to przywraca symetrię płci w języku i nie marginalizuje kobiet. Dzięki temu pojawiły się w polszczyźnie psycholożki, reżyserki, fotografki i inne podobne konstrukcje językowe, mające identyfikować żeński rodzaj naturalny osobnika. Formy te i owszem, w polszczyźnie funkcjonowały, ale tej nieoficjalnej, kolokwialnej, niejako gorszej. Sama pamiętam, że w czasie studiów, kiedy koledzy chcieli nas zezłościć, nazywali nas właśnie filolożkami, co sugerowało jakąś gorszą kategorię filologa. Wspomniana forma doprowadzała mnie wówczas do furii. Dziś już zdecydowanie mniej, mało tego akceptowana jest przez młode pokolenie i oczywiście feministki, choć nie znalazła się jeszcze w słownikach współczesnej polszczyzny. Takich i podobnych form możemy oczekiwać w polszczyźnie więcej i – moim zdaniem – nie należy przeciwko nim protestować, bowiem tworzone są zgodnie z systemem języka polskiego. Mało tego, spostrzegawczy czytelnicy „Monitora” na pewno zauważyli, że w prezentacji postaci prof. Magdaleny Środy, z którą wywiad został opublikowanym w numerze grudniowym naszego pisma, pojawiły się określenia: „teoretyczka etyki…, filozofka…”, których w słownikach oficjalnych brak. Ale jakże inaczej pisać o Środzie, jednej z czołowych działaczek na rzecz kobiet?! Pewnie sama by się sprzeciwiła, gdyby chcieć ją określać odpowiednimi formami neutralnymi (czytaj: męskimi) – teoretyk etyki, filozof. Polskie feministki idą jednak w języku dalej i starają się tworzyć żeńskie formy od właściwie wszystkich nazw stanowisk i funkcji, nawet jeśli nie tylko norma, ale i system polszczyzny na to nie pozwalają. Wprowadziły więc do swojego słownika nazwy żeńskie, tworzo-
ne od męskich za pomocą paradygmatycznego –a, niby przez analogię do: przewodniczący – przewodnicząca, efektem czego są formy: profesora, ministra, wodza. Dla mnie jednak takie konstrukcje nie mają polskiego charakteru i dlatego nie jestem ich zwolenniczką. Z ogromnym zaciekawieniem obserwowałam próbę wprowadzenia do języka nazwy marszałka, którą to ugrupowania kobiece spod znaku Manify chciały nazywać Ewę Kopacz, pełniącą od niedawna jedną z najważniejszych funkcji w państwie – marszałka Sejmu. Chyba jednak się to nie udało. Przynajmniej na razie. W zasobie słowotwórczym feministek coraz bardziej popularny staje się sufiks -yni//-ini, któremu zawdzięczamy konstrukcje: naukowczyni, twórczyni, przywódczyni czy gościni (jako określenie kobiety, używane na wzór gościa – mężczyzny, faceta). Z drugiej strony feministki są zwolenniczkami utrwalania męskich nazw zawodów, które dotąd kojarzono z kobietami, np. sprzątacz czy salowy. Problem sprawia im jednak męski odpowiednik przedszkolanki. Biorąc pod uwagę ich inwencję twórczą, wierzę, że i z tym sobie poradzą. A jak na te proponowane zmiany winien reagować zwykły użytkownik//użytkowniczka języka? Przede wszystkim spokojnie. Z ich z ostateczną oceną powinni trochę poczekać, bowiem pomysły polskich feministek, konsekwentnie wcielane w życie, mają duże szanse zyskania aprobaty użytkowników polszczyzny, a przynajmniej ich większości, bo przecież tę większość tworzą kobiety. A tymczasem wszystkim Czytelnikom i Czytelniczkom życzę samych dobrych chwil w nowym roku. MARIA MAGDALENA NOWAKOWSKA 27
Tusk: prezydencja w trudnym czasie „W ypadło nam sprawować prezydencję w trudnym czasie. Trwa kryzys finansowy strefy euro, najmocniej dziś widoczny w Grecji. Wydarzenia w Afryce Północnej i regionie Bliskiego Wschodu wywołały dodatkowe problemy i wyzwania” – uznał premier Donald Tusk. Premier, mówiąc o polskiej prezydencji w UE, przyznał, że choć „chcieliśmy osiągnąć więcej, działać szybciej, to okoliczności, w jakich przyszło nam pracować w ostatnim półroczu, były trudniejsze, niż ktokolwiek mógł się spodziewać”. Tusk podkreślił też, że zadaniem naszej prezydencji było „utrzymanie wiary w sens zjednoczonej Europy, ale też wzmocnienie działań, które tę wiarę przekuwają w konkretne działania”. Polska kierowała pracami Unii Europejskiej w drugiej połowie 2011 roku. Unia Europejska musi pomagać w demokratycznej transformacji Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. „Można niekiedy odnieść wrażenie, że wydarzenia te osłabiają w Europejczykach wiarę we wspólną Europę. A przecież Unia powstała na dobre, ale też na złe czasy” – zauważył szef polskiego rządu. Dziewiątego grudnia, w trakcie polskiej prezydencji, Chorwacja podpisała traktat o przystąpieniu do Unii Europejskiej. Stanie się to 1 lipca 2013 roku i wówczas kraj ten stanie się 28 państwem Wspólnoty. A my, mając tylko dowód osobisty, bez kontroli granicznej, pojedziemy nad chorwacki Adriatyk. A później na Ukrainę? „Z satysfakcją finalizujemy rozmowy z Ukrainą, wytyczamy –
28
chociaż można było ambitniej – szlak coraz bardziej czytelny dla Czarnogóry i Serbii” – powiedział Tusk i ocenił, że Europa mimo trudnych miesięcy jest „najbardziej atrakcyjnym modelem współdziałania państw i narodów, jaki współczesny świat wymyślił”. I zaraz dodał: „Nawet, jeśli sami czasami na Europę narzekamy”. Polski premier powtórzył, że źródła kryzysu, jaki nęka Europę, nie wynikają z tego, że jesteśmy ze sobą razem. „Zjednoczona Europa, wspólnotowość, to nie źródła kryzysu. Wręcz przeciwnie – postępująca integracja to warunek konieczny, aby wyjść z kryzysu” – podkreślił. Tusk ostrzegł przed konsekwencjami rozpadu strefy euro: „Jeśli wspólna waluta upadnie i Niemcy zaczną mieć kłopoty, to i w Polsce zacznie być ciężko”. „W Polsce o kryzysie dużo się mówi, chociaż nie dotknął on jeszcze polskich rodzin, nie uderzył nas szczególnie boleśnie po kieszeni, tak jak Europejczyków z innych krajów” – powiedział. „Niby wszystko jest OK, przecież polska gospodarka rozwija się najszybciej w Europie, mamy stosunkowo niskie bezrobocie, mamy powody do satysfakcji, ale nie miejmy złudzeń: jeśli zawali się strefa euro, jeśli upadnie euro jako wspólna waluta, jeśli Niemcy zaczną mieć kłopoty, największy partner handlowy, to wtedy i w Polsce zacznie być naprawdę ciężko” – stwierdził szef naszego rządu. Polska przejęła przewodnictwo nad pracami Unii Europejskiej od Węgier. Po nas to zadanie otrzymała Dania. Słowacja przejmie prezydencję w drugiej połowie 2016 roku. DARIUSZ WIECZOREK
OGŁOSZENIA
Wieczór polskich kolęd w Nitrze Klub Polski Nitra serdecznie zaprasza na wspólne kolędowanie przy akompaniamencie organów i skrzypiec, które odbędzie się 8.01.2012 r. o godz. 16.00, zaraz po mszy w języku polskim (msza o godz. 15.00) w nitrzańskiej katedrze. Po kolędowaniu odbędzie się polonijne spotkanie noworoczne u ojców salwatorianów.
Więcej integracji, ale jakiej?
ryzys strefy euro i wynikające stąd zagrożenia dla przyszłości Europy są w ostatnich miesiącach tematem numer jeden wszelkich dyskusji medialnych. Jeszcze do niedawna wydawało się, że jeżeli chcemy uciec od takich „światowych” problemów, wystarczy zaszyć się gdzieś w górach, w kraju pozostającym na peryferiach Europy.
K
Taką oazą spokoju i synonimem sympatycznego i prowincjonalnego (w pozytywnym sensie) miejsca, oderwanego od problemów wielkiego świata była dla wielu Polaków właśnie Słowacja. Dziś okazuje się, że jest zupełnie inaczej: to Bratysława jako członek strefy euro ma bezpośredni wpływ na najważniejsze decyzje dotyczące przyszłości Europy, a Polska, mimo o wiele większego znaczenia geopolitycznego, pozostaje pod tym względem nieco na uboczu. MONITOR POLONIJNY
Uwaga! Czytelnicy! Informujemy, że koszty roczne prenumeraty naszego czasopisma na rok 2012 wynoszą 12 euro (emeryci, renciści, studenci – 10 euro). Wpłat należy dokonywać w Tatra banku (nr konta: 2666040059, nr banku 1100). Prosimy o umieszczenie swego imienia i nazwiska na formularzu bankowym. Nowych prenumeratorów prosimy też o zgłoszenie do redakcji adresu, pod który „Monitor” ma być przesyłany. Kontakt z redakcją: monitorpolonijny@gmail.com Nowa sytuacja międzynarodowa niezbyt zadowala polskie elity, które domagają się dla naszego kraju prawa do współdecydowania o przyszłości strefy euro. Na razie jednak ten przywilej jest zastrzeżony tylko dla państw, które przyjęły wspólną walutę. A wśród nich dla Słowacji, która w sprawie przyszłości euro ma obecnie o wiele więcej do powiedzenia, niż pozostające poza strefą o wiele większe kraje, takie jak Polska, Wielka Brytania, Szwecja czy Rumunia. W tej sytuacji głos Bratysławy w sprawie przyszłości euro bywa odbierany jako stanowisko całej Europy Środkowej, której to Słowacja stała się nieformalnym przedstawicielem wewnątrz eurogrupy. Ta dość nietypowa sytuacja rodzi pytanie, na ile kraje naszego regionu, czyli Grupy Wyszehradzkiej, są w stanie solidarnie występować na forum unijnym i czy w ogóle istnieje między naszymi państwami poczucie wspólnoty. Czy Słowacja jako kraj uprzywilejowany będzie zabiegać tylko o swoje interesy, czy też weźmie pod uwagę stanowisko swoich wyszehradzkich partnerów, w tym Polski? O tym przekonamy się już wkrótce. Warto o tym wszystkim pamiętać w kontekście często pojawiających się nawoływań do pogłębienia integracji w Europie, co ma zapobiec pogłębianiu się kryzysu. Więcej integraSTYCZEŃ 2012
WYBÓR Z PROGRAMU INSTYTUTU POLSKIEGO NA STYCZEŃ 2012 ➨ POLSKI TEATR WSPÓŁCZESNY II – ➨ Premiera sztuki Karola Wojtyły „PRZED prelekcja dr Anny R. Burzyńskiej SKLEPEM JUBILERA” w reżyserii Joanny z Uniwersytetu Jagiellońskiego Zdrady w węgierskojęzycznym teatrze na temat teatru Tadeusza Kantora, Thalia w Koszycach połączona z prezentacją zapisu 26 stycznia, godz. 19.00, Koszyce, Divadlo filmowego spektaklu „Wielopole, Thália, Mojmírova 3 Wielopole” ➨ Premiera sztuki Doroty Masłowskiej 20 stycznia, godz.17.00, Bratysława, „Dwoje biednych Rumunów mówiących po Štúdio 12, Jakubovo nám. 12, polsku” /Dvaja úbohí Rumuni hovoriaci po poľsky/ w Teatrze im. A. Bagara w Nitrze ➨ Słowacka premiera filmu „SALA SAMOBÓJCÓW” (Miestnosť • 26.01.2012 o godz.18:30 studio DAB NITRA (przedpremiera) • 27.01.2012 samovrahov) w reż. Jana Komasy o godz.18:30 studio DAB NITRA (premiera) z udziałem twórców filmu • 28.01.2012 o godz.18:30 studio DAB 25 stycznia, godz. 19.30, Bratysława, kino Lumiere, Sala K1, NITRA • 30.01.2012 o godz.18:30 studio Špitalska 4 DAB NITRA cji, ale jakiej? Autorzy tych apelów mają na myśli głównie wzmocnienie instytucji unijnych, przekazanie większych kompetencji Brukseli. Czy jednak nie zachodzi tu pewne mylenie pojęć? Mówiąc o wspólnej Europie, zbyt często zapominamy, że Europa nie leży gdzieś tam daleko, w Brukseli i Strassburgu, ale jest tutaj na naszym podwórku, w Bratysławie, Nitrze, Zakopanem i (może przede wszystkim) na kładce granicznej w Pieninach. Tymczasem mimo tylu pięknych słów o integracji europejskiej, integracja na poziomie lokalnym między Polską a Słowacją jest bardzo słaba – nawet słabsza niż między Polską a pozostającą poza Unią Ukrainą. I nie chodzi tylko o znane nam wszystkim problemy transportowe, w tym brak połączeń kolejowych i autobusowych między Polską a Słowacją. Zauważmy, że poszerzenie UE i Schengen nie przyczyniło się do tego, żeby Polacy z pogranicza pracowali i uczyli się na Słowacji czy odwrotnie. W szkołach Zakopanego czy Nowego Targu nauczają różnych egzotycznych przedmiotów, ale nie słowackiego, języka najbliższego sąsiada; identycznie jest po drugiej stronie granicy, gdzie język polski wcale nie jest językiem,
którego można się uczyć w gimnazjum w Popradzie czy Dolnym Kubinie. W Polsce brak książek o Słowacji, a na Słowacji na palcach jednej ręki można policzyć wartościowe książki o Polsce (pozytywnym wyjątkiem jest „Sąsiad o północy” Magdy Vášáryovej). Można tak wymieniać dalej: bardzo słaba wymiana studencka, niewielkie saldo wymiany handlowej, a nawet to, że w Krakowie częściej można spotkać turystę z dalekiej Anglii i Japonii, niż z położonej tuż za miedzą Słowacji. Do czego zmierzam? Otóż do tego, że te wszystkie słowa o pogłębieniu integracji Europy będą niewiele warte, jeśli będziemy skupiać się tylko na instytucjach, a nie dostrzeżemy tego, że integrować się trzeba tu, na naszym podwórku, pogłębiając kontakty również między Polską a Słowacją. Obecnie trudno się oprzeć wrażeniu, że społeczeństwa krajów Europy Środkowej nie są ze sobą zintegrowane i nie czują wspólnoty interesów. Czy w tej sytuacji słowackie władze będą na forum strefy euro zabiegać o interesy nie tylko Słowacji, ale całej Grupy Wyszehradzkiej, w tym Polski? Odpowiedzi na to pytanie możecie Państwo udzielić sobie sami. JAKUB ŁOGINOW 29
Do góry nogami rzygoda z tym krajem wywróciła moje życie do góry nogami. I nie chodzi tylko o to, że w styczniu jest tu środek lata. Miała to być wyprawa, którą zaplanowaliśmy z moim chłopakiem, by zobaczyć kawałek świata i oderwać się od codzienności, która nie była taka zła: byłam dwa lata po studiach prawniczych we Wrocławiu, miałam świetną pracę w swoim zawodzie, wspaniałego szefa i bardzo dobre widoki na przyszłość... Wyprawa do Australii zmieniła jednak wszystko.
P
Totalna izolacja? Środek listopada 2003 roku. Wiosna. Po wyjściu z samolotu poczułam wilgotne i ciepłe powietrze – powiew oceanu. Z wizą biznesową w kieszeni, która dawała mi i mojemu chłopakowi pełne prawo do pracy i nauki w Australii przez okres czterech lat, czuliśmy się, jak byśmy wygrali los na loterii. I...? Znaleźliśmy się na końcu świata. Nie przesadzam. Miasto Perth (1 milion 700 tysięcy mieszkańców) – stolica Zachodniej Australii, oddalone od najbliższego dużego miasta o podobnej wielkości – Adelaide o 2712 kilometrów. Mimo że znaleźliśmy się w najbardziej odizolowanym mieście na świecie, nie czułam się odizolowana, bowiem właśnie w Perth poznałam fantastycznych, miłych, pomocnych Polaków: kilka młodszych i starszych małżeństw, studentów, którzy przylecieli z wizami studenckimi i tak się zakochali w tym kraju, że zo30
stali tu na stałe. No i emigrantów, tzw. solidarnościowych, którzy założyli tu swoje biznesy, restauracje, mieszkają w pięknych domach i w pięknych dzielnicach. I mimo tego, że dorobili się pieniędzy i reputacji, nie przewróciło im się w głowach. Dzięki nim poczuliśmy się jak w rodzinie.
Pająki, krokodyle... Perth kojarzy mi się z prawdziwą Australią: czerwona ziemia, niesamowita roślinność, przepiękna pogoda i plaże tak cudne, że do dziś trudno mi znaleźć w Australii ładniejsze. Pewnego dnia znajomi wzięli nas na wycieczkę do Pinnacles w Nambung National Park, ok. 200 km na północ od Perth. Po drodze zatrzymaliśmy się w małym miasteczku, by poszukać budki telefonicznej, bo ktoś musiał zadzwonić, a telefony komórkowe nie miały zasięgu prawie na całej trasie. Otaczała nas wszędzie ta
czerwona ziemia, a przed nami widniała pusta bezkresna droga. I brak komunikacji ze światem... Zaskakujące były dla mnie spotkania z Australijczykami, którzy nigdy w życiu nie wyjechali poza granice Perth.... Któregoś roku wybrałam się samochodem na wakacje do Queensland, w trasę liczącą około 2500 kilometrów. Takie prawdziwe australijskie wakacje! Gold Coast ze znanym na całym świecie Surfers Paradise, Brisbane, Airlie Beach – główny port dla udających się na wyspy Whitsundays, Rockhampton, Townsville. Plaże, na których następną rzeczą, która się rzuca w oczy po kryształowo turkusowej wodzie jest ogromny znak z rysunkiem krokodyla i informacja, że są bardzo niebezpieczne... Innym razem, podczas wycieczki po lesie tropikalnym, kiedy zobaczyłam ogromnego wiszącego pomiędzy drzewami pająka, starałam się nie patrzyć na boki, tylko przed siebie.
...kangury Nie wiem dlaczego ludzie myślą, że w kuchni australijskiej popularne są kangury. Popularne są, ale nie na talerzu. Kiedyś kupiłam mięso kangura, ale jego smak mnie rozczarował. Może przyrządzone przez dobrego kucharza smakowałoby inaczej, ale rzecz w tym, że nie znam nikogo, kto by jadł kangury. A australijska kuchnia to głównie BBQ, czyli grill (wspaniałe steki wołowe popijane piwem) oraz przepyszne, soczyste awokado i mango. Owoce kupowane w Polsce nigdy nie smakują tak, jak te tutaj. Australijczycy produkują wspaniałe wina, konkurujące z winami francuskimi. Bardzo popularne w Australii są winnice, przy których właściciele maja swoją produkcję win. Po ponadrocznym pobycie w Australii, wróciłam do Polski, by... po kilku miesiącach wylądować znów w tym kraju. Tym razem w Sydney. KATARZYNA KLUSEK, Australia Dalszy ciąg w lutowym numerze „Monitora“ MONITOR POLONIJNY
Bella Italia
Ciao tutti ! W dzisiejszym numerze zawędrujemy do słonecznych Włoch!
łochy to państwo położone na Półwyspie Apenińskimi (południowa Europa). Mieszka tam ponad 60 milionów ludzi. Ich stolicą jest jedno z najstarszych miast w Europie – Rzym. Włochy są bardzo charakterystycznym państwem, ich wygląd przypomina długi but!
W
Kiedy będziecie w Rzymie, musicie odwiedzić Koloseum. To właśnie tam w starożytności walczyli gladiatorzy (z łac. gladiatus – ‘miecz’). Byli nimi głównie jeńcy wojenni, pojmani przez Rzymian. Wielu bogaczy posiadało swoich gladiatorów i płaciło za ich trening i szkolenie. Najlepsi walczący często zdobywali sławę niczym dzisiejsi sportowcy. Koloseum to kolejny z cudów świata, które poznaliście w „Monitorze”. Po Koloseum pora zwiedzić Panteon. To jedyna niezmieniona od starożytności budowla we Włoszech. Panteon powstał ok. 125 r. n.e., jako świątynia poświęcona boskim patronom Rzymu. Do dziś jest jednym z najczęściej odwiedzanych włoskich zabytków. Czy wiedzieliście, że na terenie Włoch leży inne, najmniejsze państwo świata? Tak, to Watykan, siedziba papieża. Watykan ma tylko 0,5 km powierzchni oraz ok 850 mieszkańców. Stolicą Watykanu jest... Watykan, a jego głową papież Benedykt XVI. Najbardziej znanym miejscem tego malutkiego państewka jest pl. Świętego Piotra, który co roku odwiedzają miliony pielgrzymów z całego świata!
Będąc we Włoszech nie zapomnijcie zajrzeć do Wenecji, słynnego „miasta na wodzie”. Wenecja słynie z barwnego karnawału, w czasie którego wszyscy jej mieszkańcy przebierają się w piękne stroje i wychodzą na ulice miasta, by bawić się w gronie przyjaciół. Czy wiecie, co to jest gondola? To jeden ze środków transportu w Wenecji, nazywany również „wodną taksówką”. Często gondolierzy uprzyjemniają turystom podróż, śpiewając włoskie piosenki. Z powodu podnoszenia się poziomu wód, temu zabytkowemu miastu grozi zalanie! Włosi znaleźli jednak sposób, jak je przed tym uchronić i budują odpowiednie zabezpieczenia.
Chyba każdy z nas ma swoją ulubioną pizzę! Tradycyjnie jest to płaski placek, posmarowany sosem pomidorowym, z serem i ziołami. Dawniej to włoskie danie było bardzo popularne, zwłaszcza wśród ubogich warstw społeczeństwa, gdyż jego składniki były bardzo tanie. Włosi oburzają się, że pizza podawana jest z sosami. Twierdzą, że prawdziwa włoska pizza jest tak dobra, iż nie potrzebuje żadnych dodatków. STYCZEŃ 2012
Jeśli zgłodniejecie podczas spaceru włoskimi uliczkami, musicie skosztować spaghetti lub pizzy. To narodowe dania włoskie. Spaghetti wywodzi się prawdopodobnie z Chin. Do Europy, konkretnie do Wenecji przywiózł je stamtąd słynny włoski podróżnik Marco Polo. Najpopularniejsze spaghetti to bolognese, z sosem pomidorowym i bazylią.
Powiedz to po włosku! Cześć – Ciao! Chodźmy na pizzę! – Andiamo per una pizza! Włochy są piękne – L’Italia bellissima. Jak się nazywasz? – Come ti chiami? Nazywam się … – Mio nome OLA TULEJKO 31
Nowy Rok należy rozpocząć z przytupem, wtedy to wszystkie nadchodzące miesiące miną nam gładko i pomyślnie. Ale gdy się tańczy i szaleje, żołądek szybko robi się pusty, a wtedy – zgodnie z prastarym imprezowym zwyczajem – należy posilić się czymś ciepłym i sycącym. Agnieszka i Michał Drzewieccy z Bratysławy przysłali do „Piekarnika” list z przepisem wręcz stworzonym na karnawał.
Pozwolę sobie zaprezentować jego fragment: Przepis wywodzi się z samego Wilna, skąd pochodził dziadek Michała – Edmund. Babcia Irenka jako wyśmienita kucharka robiła najlepsze kołduny na świecie. Gotując je na obiad, potrafiła zgromadzić przy stole 10 osób. Rodzinną tradycją stało się wówczas urządzanie zawodów: kto zje najwięcej kołdunów.
Kołduny litewskie Składniki na farsz: • • • •
• 15 dag baraniny z udźca (można użyć tej samej ilości wieprzowiny) • 15 dag polędwicy wołowej
10 dag łoju wołowego 2 średnie cebule 1-2 ząbki czosnku sól, pieprz, majeranek
Sposób przyrządzania:
ZDJĘCIA: AGNIESZKA DRZEWIECKA
Mięso opłukać, oczyścić z błonek i przemielić przez maszynkę. Obraną cebulę zetrzeć drobno na tarce i wraz ze zmiażdżonym czosnkiem dodać do mięsa. Wszystkie składniki połączyć razem i doprawić solą, pieprzem oraz dużą ilością majeranku do smaku.
Składniki na ciasto:
Sposób przyrządzania:
• 30 dag mąki • 150 ml wody • 1 jajko • sól, pieprz
Ciasto przygotować w konsystencji jak na pierogi. Cienko wałkować, a potem szklanką wykrawać małe placuszki albo pokroić na duże kwadraty. Na środek pokrojonych kawałków nakładać łyżeczką farsz i bardzo dokładnie zlepiać brzegi ciasta. Do osolonej wody wrzucać partiami i gotować 5-6 minut od momentu zagotowania się wody.
Kołduny litewskie można podawać w rosole czy barszczu, posypując je świeżą natką pietruszki. Bardzo smaczne są również polane masłem ze zrumienioną bułką tartą. Pychotka, nieprawdaż? A więc – na wzór Kopciuszka – najpierw do kuchni, a potem na bal! AGATA BEDNARCZYK