Monitor Polonijny 2018/4

Page 1

ISSN 1336-104X

Monitor 4_2018 8.4.2018 16:46 Page 33

str. 18

REKONSTRUOWALI ZABYTKI

zrekonstruowali też swoje życie str. 23

Nowo otwarta

biblioteka str. 12

Strażnicy czasu


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:50 Page 2

Przeżyć lata 20. czy 30.? Niektóre z propozycji Klubu Polskiego Po Występ w przedstawieniu teatralnym? hucznym początku roku, kiedy to Klub Polski w Bratysławie zorganizował bal przebierańców dla dzieci oraz wydał płytę „Za górami, za lasami, za Tatrami“, działania polonijne jakby trochę przycichły. Ale to cisza przed burzą. Sprawdziliśmy, co planowane jest w najbliższym czasie, wszystko bowiem zależy od finansów, a te w tym roku po raz pierwszy przyznaje nowy Fundusz na Rzecz Mniejszości Narodowych na Słowacji. W najbliższych dniach powinniśmy się dowiedzieć, czy projekty, które Klub Polski opracował, zyskają finansową aprobatę. A planów jest, trzeba przyznać, sporo.

Najbliższym przedsięwzięciem, organizowanym co roku przez Klub Polski, będzie impreza z okazji Zielonych Świątek. Ta tegoroczna odbędzie się od 1 do 3 czerwca w przepięknym ośrodku niedaleko Beckova (Poważe). W jej ramach planowane są przedsięwzięcia artystyczne dla dorosłych i dzieci, koncerty, zabawy, wykład o dwujęzyczności w rodzinie oraz niedzielna msza w języku polskim. W tym terminie powinien odbyć się też kolejny Kon gres Klubu Polskiego.

Latem od 21 do 28 lipca planowane jest coroczne przedsięwzięcie artystyczne, adresowane do dzieci 2

polonijnych, pod hasłem Krok za krokiem w kierunku sztuki (na Liptowie).

Sierpień roku bieżącego zarezerwowany jest dla folkloru, a konkretnie dla bratysławskiego występu (23.08.) zespołu Żędowianie, a następnie występu w Dubnicy nad Wagiem w ramach XXV Dubnickiego Festiwalu Folklorystycznego (24 – 26.08.). Niedaleko stąd, bo w Trenczynie, 8 września odbędzie się tradycyjna impreza Klubu Polskiego pod hasłem Przyjaźń bez granic, w ramach której będzie mo -

żna m.in. obejrzeć na trenczyńskim rynku zespół Jablco i przyjaciół z polsko-słowackim repertuarem. Oprócz Trenczyna podobne koncerty planowane są też w Bań skiej Bystrzycy i Preszowie. Innego rodzaju koncert – koncert muzyki organowej – odbędzie się jak zawsze jesienią (październik lub listopad) w Nitrze. Jak nas

poinformowała jego organizatorka Romana Gregušková, w tym roku będzie on nawiązywać do setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Nowością w działaniach klubowych będzie realizacja teledysku do jednego z utworów z płyty „Za górami, za lasami, za Tatrami“, do którego w charakterze statystów będą mogli się włączyć nasi rodacy. Warunkiem uczestnictwa w nagraniu będzie ubranie w stylu lat 20. lub 30. ubiegłego wieku (należy obserwować ogłoszenia Klubu Polskiego).

Kolejnym artystycznym wydarzeniem będą warsztaty teatralne, które jesienią poprowadzi znana wszystkim Magdalena Marszałko wska z Wiednia. W jej reżyserii będzie potem wystawiane grudniowe przedstawienie w ramach przedsięwzięcia Boże Narodzenie w sercach nam gra. Jeszcze jesienią planowane jest drugie spotkanie dyskusyjne pod hasłem Kobiety w mniejszościach na-

rodowych. Rok zamykać będzie wystawa prac, powstałych do filmów animowanych Joanny Kożuch w ramach corocznego przedsięwzięcia Sztuka z naszych

szeregów. Wystawa będzie miała miejsce w Instytucie Polskim. Oprócz tego oczywiście wychodzić będzie „Monitor Polonijny”, w planach jest też rekonstrukcja strony internetowej www.polonia.sk. Jeśli pojawi się możliwość zrealizowania dodatkowych przedsięwzięć, to będą to Szanty na Dunaju lub inne wydarzenia. Dodatkowo, jak nas poinformowała prezes Klubu Polskiego w Bratysławie, Dorota Cibińska, już w najbliższym czasie odbędzie się w tym mieście zwiedzanie z polskim przewodnikiem dzielnicy Petržalka (konkrety na str. 28) czy

turniej gry w tenisa stołowego, a w czerwcu w ramach Strefy Kibica wspólne oglądanie meczy polskiej drużyny w ramach mistrzostw świata w piłce nożnej. Realizacja wyżej zaprezentowanych planów uzależniona jest od wysokości pozyskanych dotacji, zatem prosimy o baczne obserwowanie wszystkich ogłoszeń klubowych, w których zostaną doprecyzowane warunki uczestnictwa w tychRED. że wydarzeniach. MONITOR POLONIJNY


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:52 Page 3

Na czym polega fenomen prasy lokalnej? Na tym, że można w niej przeczytać o wydarzeniach i osobach z bliskiego nam otoczenia. A prasa polonijna to właśnie taka specyficzna prasa lokalna. O wydarzeniach dotyczących nas, Polaków mieszkających na Słowacji nie czytamy aż tak często w prasie słowackiej, o polskiej już nie wspomnę. To samo dotyczy osób, które znamy, o których chcemy się dowiedzieć, jak żyją, jak im się powodzi, jaka była ich droga, zanim dotarli w to samo miejsce, gdzie i my jesteśmy. Dlatego staramy się przygotowywać właśnie tego typu materiały i w tym numerze będą Państwo mogli przeczytać w rubryce „Cu u nich słychać?“ o losach państwa Sobków, których połączyła Bratysława (str. 18). Większość z nas wie o istnieniu Instytutu Polskiego w Bratysławie, a część z nas, mieszkańców stolicy Słowacji, jest jego stałymi bywalcami i dlatego przynosimy reportaż z otwarcia wyremontowanych pomieszczeń biblioteki i czytelni, stanowiących jego integralną część (str. 12). Głos oddajemy też polskim i słowackim czytelnikom, korzystającym z instytutowej biblioteki (str. 14). Jeśli ma być lokalnie, to oczywiście obowiązkowo zabieramy Państwa na wycieczkę po słowackich perełkach turystycznych – tym razem Magda Zawistowska-Olszewska zaprasza do dębowego gaju Gavurky koło Zvolena (str. 23). Lokalna jest też nasza krzyżówka (str. 26). Taki sam charakter mają plany działalności Klubu Polskiego na najbliższe miesiące, obejmujące kilka projektów artystycznych, np. realizacją teledysku, w którym wziąć udział będą też mogli nasi rodacy mieszkający na Słowacji, czy jesienne warsztaty teatralne. To nie wszystko, więcej można przeczytać na stronie 2. Aby poznać lokalne zaułki, Klub Polski zaprasza na coroczne wiosenne zwiedzanie Bratysławy z polskim przewodnikiem. Tym razem Arek Kugler zaprasza do Petržalky (więcej w ogłoszeniach na str. 29). Z kolei w „Piekarniku” znajdą Państwo lokalny przepis na danie, które na pierwszy rzut oka wydaje się zaskakujące. Przepis otrzymaliśmy z drugiego końca Słowacji, z Medzilaborec (str. 32). Oprócz tego kilka innych artykułów, wykraczających poza nasze lokalne działania. Ale to dobrze, bo przecież musimy też wiedzieć, że na przykład „nasi“ są zauważani w świecie, a tak jest w przypadku polskiej podróżniczki Martyny Wojciechowskiej, która stała się pierwowzorem kolejnego modelu lalki Barbie (str. 4)! Życzymy Państwu miłej lektury! W imieniu redakcji

Barbie z polską twarzą

4

Z KRAJU

4

WYWIAD MIESIĄCA Dagadana - głośno o swoich marzeniach

5

Z NASZEGO PODWÓRKA

8

Życie jak maraton

17

CO U NICH SŁYCHAĆ? Rekonstruowali zabytki, zrekonstruowali też swoje życie

18

KINO-OKO Botoks przeterminowany

22

SŁOWACKIE PEREŁKI Strażnicy czasu

23

DYPLOMACJA (NIE)CODZIENNA Sport w dyplomacji i dyplomacja w sporcie

24

BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI Szczyty marzeń

24

KRZYŻÓWKA

26

Fonoholizm - nowe uzależnienie

28

OGŁOSZENIA

28

ROZSIANI PO ŚWIECIE Kiedy zamieni się dobré ráno na guten Morgen (2)

30

MIĘDZY NAMI DZIECIAKAMI Pierwszy raz

31

PIEKARNIK Do odważnych świat należy, czyli kulinarna podróż na wschód

32

ŠÉFREDAKTORKA: Małgorzata Wojcieszyńska • REDAKCIA: Agata Bednarczyk, Agnieszka Drzewiecka, Katarzyna Pieniądz, Magdalena Zawistowska-Olszewska KOREŠPONDENTI: KOŠICE: Magdalena Smolińska • TRENČÍN: Aleksandra Krcheň JAZYKOVÁ ÚPRAVA V POĽŠTINE: Maria Magdalena Nowakowska, Małgorzata Wojcieszyńska GRAFICKÁ ÚPRAVA: Stano Stehlik ZAKLADAJÚCA ŠÉFREDAKTORKA: Danuta Meyza-Marušiaková † (1995 - 1999) • VYDAVATEĽ: POĽSKÝ KLUB ADRESA: Nám. SNP 27, 814 49 Bratislava • IČO: 30 807 620 • KOREŠPONDENČNÁ ADRESA: Małgorzata Wojcieszyńska, 930 41 Kvetoslavov, Tel: 031/5602891, monitorpolonijny@gmail.com • BANKOVÉ SPOJENIE: Tatra banka č.ú.: SK60 1100 0000 0026 6604 0059 • EV542/08 • ISSN 1336-104X Redakcia si vyhradzuje právo na redigovanie a skracovanie príspevkov náklad 550 ks • nepredajné Realizované s finančnou podporou Fondu na podporu kultúry národnostných menšín. Projekt współfinansowany w ramach sprawowania opieki Senatu Rzeczypospolitej Polskiej nad Polonią i Polakami za granicą Laureat Nagrody im. Macieja Płażyńskiego w kategorii redakcja medium polonijnego 2013

KWIECIEŃ MARZEC 2018 2018

3


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:52 Page 4

ie, to nie będzie spóźniony artykuł z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet. Chociaż oczywiście szacunek i miłe słowa są zawsze mile widziane. Przy okazji wiosennych rocznic i narodowych świąt, takich jak Międzynarodowy Dzień Pracy, Święto Konstytucji 3 Maja, Dzień Europy (9 maja), przyszło mi do głowy, że my, kobiety, też mamy swój udział zarówno w historii, jak i codziennym reprezentowaniu naszego kraju na arenie międzynarodowej. Czasami oficjalnie – politycznie, naukowo, ale od czasu do czasu również niebanalnie – w sferze rozrywki, sztuki czy dziecięcej zabawy. Ostatnio media zelektryzowała wieść, że firma, produkująca najsłynniejsze na świecie lalki, z okazji Dnia Kobiet wypuściła na rynek model, którego twarz i stylizacja jest odzwierciedleniem podróżniczki Martyny Wojciechowskiej. Pomysł ma na celu wzbudzenie zainteresowania dziewczynek niezwykłymi kobietami, mogącymi stanowić wzór do naśladowania. Nie zawsze przychodzi nam do głowy, że nasz kraj może za granicami kojarzyć się z kimś jeszcze poza Chopinem, Lechem Wałęsą czy papieżem Janem Pawłem II. A jednak! W świecie rozrywki znane są przede wszystkim modelki Joanna Krupa, Anja Rubik oraz kilkakrotnie nominowana do Oskara wybitna reżyserka Agnieszka Holland. Świat opery nie byłby taki sam bez najsławniejszej polskiej śpiewaczki, mezzosopranistki Małgorzaty Walewskiej.

N

1 MARCA ODBYŁY SIĘ uroczystości związane z Narodowym Dniem Pamięci Żołnierzy Wyklętych, upamiętniającym bohaterów polskiego podziemia antykomunistycznego z lat 4

Barbie z polską twarzą

Jeżeli chodzi o kobiety, które mają wpływ na światową opinię publiczną, to zdecydowanie przoduje wśród nich Anne Applebaum, polsko-amerykańska dziennikarka, zdobywczyni wielu nagród, w tym Nagrody Pulitzera. Polski biznes to również kobiety. Najlepszym przykładem jest Irena Eris, pomysłodawczyni najbardziej znanej na świecie polskiej firmy kosmetycznej. Polityka, z którą kojarzą się nasze majowe rocznice, nie byłaby taka sa-

1944-1963. Premier Mateusz Morawiecki złożył kwiaty przy Panteonie – Mauzoleum Wyklę tych - Niezłomnych na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie, zaś prezydent Andrzej Duda wziął udział w uroczystości przed budynkiem dawnego Aresztu Śledczego przy ul. Rakowieckiej, gdzie obecnie działa Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL. W WARSZAWIE odbyły się uroczyste obchody rocznicy 8 marca 1968 r. Przed 50 laty na

ma, gdyby nie Danuta Hübner, jedna z najbardziej wpływowych osób w Parlamencie Europejskim. To ona miedzy innymi wprowadziła nas do Unii Europejskiej. Jakie nazwisko przychodzi wam do głowy, gdy myślicie o medycynie? Jestem przekonana, że o Marii Siemionow nie wszyscy słyszeli, a jednak jest to najbardziej znana na świecie polska chirurg. Dokonała pierwszej operacji przeszczepu twarzy i chociaż mieszka i pracuje w USA, to przecież nasza rodaczka.

dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego miał miejsce wiec protestacyjny po tym, jak władze komunistyczne zdjęły wystawiane w Teatrze Narodowym „Dziady“ w inscenizacji Kazimierza Dejmka oraz relegowały z uczelni Adama Michnika i Henryka Szlajfera. Wiec na UW był początkiem kryzysu politycznego, związanego m.in. z walką wewnątrz PZPR, rozgrywaną w atmosferze antysemickiej i antyinteligenckiej propagandy. W jej wyniku Polskę opuściło kilkanaście tysięcy obywateli polskich

W PIĄTEK, 23 MARCA 2018 r. w licznych polskich miastach, m.in. Warszawie, Gdańsku, Szczecinie, Katowicach, Łodzi czy Poznaniu, odbył się „Czarny Piątek”, czyli masowe manifestacje przeciwko planom wprowadzenia całkowitego zakazu aborcji. DZIEŃ 24 MARCA został ustanowiony Narodowym Dniem Pamięci Polaków Ratujących Żydów pod Okupacją Niemiecką. Dzień ten będzie miał charakter święta państwowego. MONITOR POLONIJNY


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:52 Page 5

Polek, reprezentujących nas poza krajem, jest wiele, nie sposób wymienić ich wszystkich. Dobrze jest jednak wiedzieć, że nie zawsze wizerunek naszego kraju za granicą jest taki, jak nam się wydaje. Polska to nie tylko hydraulik z reklamy czy łowickie akcenty na międzynarodowych wystawach. Każdego dnia swoją pracą i zaangażowaniem wiele znanych w swoich zawodach kobiet promuje nasz kraj jako miejsce, gdzie rodzą się ludzie niezwykli i utalentowani. Jesteśmy przyzwyczajeni, że za granicą reprezentują nas głównie politycy. Ich sukcesy lub porażki na międzynarodowej scenie odbieramy jako własne chwile sławy lub wstydu, ale w lokalnych społecznościach, w środowiskach zawodowych, liczą się osoby, które robią coś dla innych, jak na przykład Janina Ochojska, założycielka Polskiej Akcji Humanitarnej. W mediach nie mówi się o roli kobiet w tworzeniu wizerunku Polski za granicą tak często, jak powinno. A szkoda, przecież czasami działania zakulisowe przynoszą lepsze skutki niż te oficjalne. Świetnie wykształcone, mistrzowskie w swoim fachu kobiety, potrafią wiele zdziałać i robią to, mając na uwadze nie tylko korzyści indywidualne, ale szeroki kontekst społeczny. Tak, kobiety mają to coś – przez całe wieki historia przeznaczała im na ogół rolę mistrzyń drugiego planu, ale nikt sobie nawet nie wyobraża, jak bez tych zakulisowych aktywności wyglądałby współczesny świat. Warto o tym pomyśleć, szczególnie w miesiącu, w którym o dokonaniach narodu mówi się tak AGATA BEDNARCZYK wiele. W DNIU 26 MARCA odbyła się gala wręczenia 20. Polskich Nagród Filmowych Orły 2018. Zwycięzcą został film „Cicha noc“ Piotra Domalewskiego, który zyskał nagrodę w kategorii najlepszy film. Domalewski został uhonorowany też za reżyserię, scenariusz oraz w kategorii odkrycie roku. 28 MARCA ODBYŁO SIĘ uroczyste podpisanie umowy na dostawę amerykańskich zestawów obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej Patriot dla Polski. Umowę podpisał szef MON Mariusz Błaszczak w obecności prezydenta Andrzeja Dudy i premiera Mateusza Morawieckiego. Systemy Patriot będą podstawą programu obrony powietrznej średniego zasięgu „Wisła“. MP KWIECIEŃ 2018

Dagadana - głośno o swoich marzeniach lutym i marcu, po wydaniu w Niemczech płyty „Meridian 68“ zespół Dagadana w składzie: Dagmara Gregorowicz, Dana Wynnytska, Mikołaj Pospieszalski, Bartosz Mikołaj Nazaruk wybrał się na tournée po Niemczech i Austrii. Na trasie była też Bratysława. Pojawiła się więc okazja, by porozmawiać z tymi niebanalnymi artystami, którzy występowali już w 21 krajach świata i zdobyli w 2011 Fryderyka w kategorii: album roku oraz kilka nominacji do tych prestiżowych nagród muzycznych!

W

Jak oceniacie bratysławski koncert? DAGA: Publiczność słowacka jak zawsze bardzo ciepło nas przyjęła. Do Bratysławy przybyli też i inni nasi przyjaciele, na przykład znajomy z radia z Budapesztu. Była to wielka przyjemność, że mogliśmy grać dla tak szerokiej publiczności. Zespół istnieje 10 lat. Jak świętujecie ten jubileusz? DAGA: Będziemy grali bardzo dużo koncertów, także z orkiestrą Filharmonii Gorzowskiej, z Poznań Jazz Philharmonic Orchestra, no i szykujemy nowy materiał, by to 10-lecie hucznie świętować. Troje członków zespołu, każdy z innego zakątka Polski, a jedna osoba z Ukrainy. Na tym polega fenomen Waszej muzyki, że każdy z Was wnosi coś ze swojego regionu? DAGA: Każdy z nas przynosi na próby jakieś utwory, czy to przekazywane ustnie przez nasze babcie i dziadków, czy też znalezione w archiwach. Ja na przykład jestem poznanianką i jestem z tego powodu bardzo dumna. Staram się pokazywać folklor swojego regionu. Zachwycił mnie właśnie utwór „Rano raniusieńko“. Skąd jest konkretnie? DAGA: Z Biskupizny, czyli okolic Gostynia. Ten mikroregion tworzy

ZDJĘCIE: DOMINIKA DYKA

13 miejscowości, a jego centrum jest Krobia. Co ciekawe folklor tam ma się doskonale, zachowały się stroje, są tam dudziarze, zespół pieśni i tańca, kilkoro bardzo dobrych śpiewaków, którzy przekazują tradycje śpiewacze dalej. Tam folklor po prostu żyje! Odbywają się potańcówki, a młodzież chce się uczyć swojej gwary, tradycji, zwyczajów. Pewnie dlatego przypadł mi do gustu ten utwór, ponieważ pochodzi z regionu, w którym spędzałam dzieciństwo u dziadków! A skąd pochodzi męska część zespołu? MIKOŁAJ: Jestem z Częstochowy, przez jakiś czas mieszkałem w Kra kowie. Jestem na etapie poznawania kultury naszego regionu, która była trudno dostępna, ponieważ nie została dobrze zarchiwizowana. Wychowywałem się na soulu i jazzie, 5


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:52 Page 6

ale dzięki rodzicom, którzy zaczęli zgłębiać tajniki okolic Radomia, Kielecczyzny, otworzyłem się na rytmy wielu regionów, co słychać na naszej płycie, na przykład w utworach z Kurpiów. BARTEK: Ja jestem z Suwalszczyzny. Bardzo długo grałem muzykę żydowską, klezmerską i na tej bazie buduję rytmy w zespole. Na Suwalszczyźnie charakterystyczny jest śpiew wielogłosowy, ale ja, jako perkusista, jedynie sobie podśpiewuję dla przyjemności. Ponieważ mieszkacie w różnych regionach Polski, nasuwa się pytanie, gdzie się spotykacie? BARTEK: Czasami we Wrocławiu, czasami Krakowie, Poznaniu czy w Warszawie, gdzie aktualnie mieszkam. Na szczęście do każdego z tych miast można się dostać bez problemu.

ny, szczególnie w zderzeniu z rosyjską propagandą. W 2014 roku nie byłam w stanie grać koncertów, ale potem zrozumiałam, że powinnam. Wtedy prosiłam ludzi, żeby pochopnie nie wyrabiali sobie zdania na temat tego, co się dzieje w moim kraju, bo wiedziałam, że w świat wychodziły informacje nieprawdziwe. Na przykład w Niemczech mówiło się, że na Majdanie są naziści. W Polsce z kolei zaczęły się pojawiać artykuły na temat Bandery, czyli na temat trudnych czasów naszej wspólnej historii okresu wojny. A dzisiaj o co prosisz? DANA: Dzisiaj proszę o modlitwę o pokój. Ukraina jest w stanie wojny. Europa jest tym tematem zmęczona, a przecież na Ukrainie codziennie giną ludzie. Przez tę wojnę już nie ma tysięcy ludzi! Ci, którzy wracają z woj-

ny, wracają z bagażem trudnych doświadczeń. Zwracam też uwagą na to, co dzieje się w Syrii. Muzyka w tym pomaga? DANA: Niewątpliwie. Muzyka i kultura w ogóle. To ważny element tożsamości człowieka. Czy Waszą receptą na sukces jest łączenie dwóch narodów? DAGA: Nie zastanawiamy się, jak definiować słowo „sukces“, tylko staramy się być naturalni w tym, co robimy. W taki sposób jedynie jesteśmy w stanie być oryginalni. Gdybyśmy chcieli grać teraz rock and roll czy muzykę dyskotekową, pewnie by nam to nie wyszło, ponieważ nie czujemy takiej muzyki. Wypadkową naszej twórczości jest to, że mamy podobny gust muzyczny, choć każdy z nas słucha też innej muzyki, której elementy wplata

To musi być pasja, wspólnota dusz, skoro nie straszne Wam kilometry do pokonania. BARTEK: Dobrze nam ze sobą w tej konstelacji osobowej i muzycznej. To jest dobra energia, a każdy chyba w swoim życiu czegoś takiego szuka. Ukraińską twórczość wnosi do zespołu Dana czy też inspiracje czerpiecie podczas wizyt na Ukrainie? DAGA: Dana ma bardzo dużo pię knych utworów ukraińskich, bo u nich tradycja jest bardzo żywa. Wystarczy że ktoś tam w knajpie zacznie śpiewać, a dołączają się do niego inni. W Polsce ludzie się wstydzą śpiewać razem, a na Ukrainie jest to normlane. Ba, oni nawet śpiewają na wiele głosów! Na bratysławskim koncercie wykonaliście też przejmujący utwór, przywołujący wydarzenia na Majdanie. Czy ten ukraiński głos Dany z Waszego zespołu może uwrażliwić na to, co dzieje się w tym kraju? DANA: Tak, wykonywanie takiej muzyki jest ważne, żeby przekazywać ludziom informacje o tym, co dzieje się na Ukrainie. Głos mojego kraju w kon tekście światowym jest słabo słysza-

Jesteśmy szczerzy w tym, co wykonujemy. 6

MONITOR POLONIJNY


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:52 Page 7

do wspólnej twórczości. Jesteśmy szczerzy w tym, co wykonujemy, i to chyba jest recepta na sukces. Jesteśmy zadowoleni z tego, co robimy, i tę radość widać, dlatego ludzie chcą nas oglądać, słuchać, zapraszać. Występowaliśmy już w 21 krajach świata!

buchowa, która w jakiś dziwny sposób się skleja i tworzy jedną całość. Jakiś element sprawczy powoduje, że u nas wszystko może funkcjonować obok siebie, co można było zauważyć na koncercie: każdy utwór jest inny, ale cała dramaturgia jest zachowana.

Mówisz, że nie moglibyście grać muzyki dyskotekowej, a ja natknęłam się na opis Waszej muzyki, w której recenzent odnajduje elementy „disco kiczu”. DAGA: Ktoś kiedyś tak napisał, ale ja się z tym nie do końca mogę zgodzić. Owszem, podczas naszych występów czasami pojawiają się na scenie zabawki, bo lubimy żonglować stylami. I tak oto może pojawić się muzyka klasyczna z elementami funku czy rocka, czyli to, co w danej chwili uważamy za ciekawe rozwiązanie, przełamanie stylistycznych barier. Nie boimy się eksperymentować. To mieszanka wy-

Co Wam otworzyło drzwi do kariery? Pierwszy Fryderyk? DAGA: Tych, którzy nas nie znali, mogła przekonać nagroda czy nominacje. Ale na zainteresowanie zasłużyliśmy sobie pracą u podstaw: dużą liczbą koncertów w małych i dużych miastach. Tak staraliśmy się dotrzeć do ludzi. To taki los muzyka – w podróży z tobołkami, instrumentami, w autobusach, samochodach, pociągach, byle dotrzeć do celu. Byle zagrać. Nie ważne, czy dla trzech osób, czy dla 11 tysięcy. Udało Wam się dotrzeć do Chin. Jak to się robi? DAGA: Czujemy bardzo silną opatrzność Bożą nad sobą. Trochę to jest wymodlone, trochę wypracowane. W przypadku Chin odezwała się do nas ambasada RP w Chinach, która zaprosiła nas do występu w chińskiej telewizji sportowej przed jednym z meczów z okazji Euro 2012. Występowaliśmy też podczas Dni Polskich w tamtejszej ambasadzie. Pomyślałam sobie wtedy, że skoro lecimy tysiące kilometrów, to w Chinach moglibyśmy zostać dłużej. Poprosiłam o kontakty różnych klubów czy dziennikarzy. Jako menadżer zabiegałam o to, żeby odbyć jak najwięcej spotkań z publicznością i dziennikarzami. I to się nam opłaciło. Zespół ciężko pracował, wstawaliśmy każdego dnia o 5 czy 6 rano i pracowaliśmy do późnych godzin nocnych.

ZDJĘCIE: DOMINIKA DYKA

KWIECIEŃ 2018

Aż stał się cud? DAGA: Wtedy poznaliśmy muzyków – jednego Chińczyka i dwóch Mongołów. Pod koniec pobytu udało nam się zagrać wspólny koncert dla głó wnego radia chińskiego. Po tym koncercie pytano nas, gdzie można kupić naszą wspólną płytę. I w mojej głowie zaczęło się kotłować. Wszyscy marzyliśmy, żeby do tych Chin wrócić.

Nie boimy się głośno mówić o swoich marzeniach. Wiedziałam, że tak muszę wszystkim pokierować, by się to udało. Gdyby mi ktoś wtedy powiedział, ile czasu i trudu to będzie kosztowało, to może bym się zawahała. Udało nam się tam wrócić, udało nam się nagrać wspólną płytę, udało nam się sprowadzić chłopców do Polski i zagrać wspólny koncert we Francji. To chyba olbrzymia satysfakcja? DAGA: Nigdy bym nie przypuszczała, że nagramy album z Chińczykiem i Mongołem, którzy w ogóle nie mówią po angielsku i będziemy się jakoś dogadywać. Zdarzyła się rzecz niesamowita. Dla nas to wielka radość. Ciekawe, co przyniosą kolejne lata. Każda płyta jest dla nas niespodzianką, sami siebie odkrywamy. Udowodniłaś, że Twoja pozytywna zachłanność się opłaca! DAGA: Tak, to taki głód, który każdy z naszego zespołu ma w sobie i nie boimy się głośno mówić o swoich marzeniach. Te marzenia nas mobilizują do tego, by iść do przodu. Mamy świetną pracę i jesteśmy z tego powodu szczęśliwi. To już jest ten etap, że żyjecie z muzyki? DAGA: Tak. Robimy też różne poboczne projekty muzyczne. Nie jest to łatwy kawałek chleba. Z tego, co zarabiamy, dużo inwestujemy, żeby płyta była nagrana na przykład w świetnym studio. Zależy nam na tym, żeby finalny produkt muzyczny był najlepszej jakości. Zawsze wspominam też naszych mecenasów, którzy w nas wierzą. Na przykład koncert bratysławski nie odbyłby się, gdyby nie wsparcie Instytutu Polskiego, a całą trasę wsparł Instytut Adama Mickiewicza. Gdyby nie on, nie moglibyśmy dotrzeć do wielu cudownych miejsc i spotkać się ze wspaniałą publicznością. MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA 7


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:53 Page 8

Koncert saksofonowy w Instytucie Polskim

ZDJĘCIA: STANO STEHLIK

olskie impresje saksofonowe – tak brzmiał tytuł wyjątkowego koncertu, który odbył się na początku marca w Instytucie Polskim. Wyjątkowość owa polegała nie tylko na tym, że w niektórych utworach występowało naraz aż sześciu saksofonistów, ale i na tym, że poziom i dobór koncertowego repertuaru był niesamowity. Bo oto zabrzmiały utwory Wolfganga Amadeusa Mozarta czy Georga Fridricha Händela, a w ich towarzystwie kompozycja Ryszarda Żo-

P

łędziewskiego Sea Depths. Ten ostatni utwór nastroił słuchaczy relaksacyjnie dzięki ulotnym dźwiękom saksofonu altowego, brzmiącego chwilami jak lecący ptak w przestworzach. Podczas wieczoru zaprezentowano też prawykonanie utworu Trois Impressions, który skomponował Aleksander Frąszczak. Wrocławskiemu sekstetowi saksofonowemu dowodzi wcześniej wspominany Ryszard Żołędziewski, profesor wrocławskiej Akademii Muzycznej, a członkami są jego

Święcenie pokarmów w Mariance T

egoroczna Wielkanoc była dla naszej rodziny pierwszą spędzaną w Bratysławie. Zależało mi na tym, by była ona w duchu polskich zwyczajów. Udało się to dzięki wizycie w sanktuarium maryjnym

w Mariance, gdzie w Wielką Sobotę odbywało się poświęcenie pokarmów. Kościół zachwycił nas bogatym wnętrzem, kolorowymi freskami i pięknie wykonanymi rzeźbami, ale najbardziej zachwyciła nas

ZDJĘCIA: AGNIESZKA KRASOWSKA

8

otwartość i serdeczność ojca Tymoteusza, który – mimo że widział nas po raz pierwszy - przywitał nas i rozmawiał z nami jakbyśmy się znali od lat. Byłam bardzo mile zaskoczona, gdy przed godziną 11 cały kościół wypełnił się polskimi rodzinami z pięknymi koszykami ze święconką. W sanktuarium panował pogodny, rodzinny nastrój a zapachy przyniesionych potraw nie pozwalały zapomnieć, że święta już się zaczęły. Dzieciom ten dzień bardzo kojarzył się z naszą rodzinną tradycją, dzięki czemu nie czuły się jak na obczyźnie.

Ojciec Tymoteusz stara się stworzyć w Mariance miejsce, które kojarzy się z Polską i do którego można przyjść, jak do kościoła parafialnego w ojczyźnie i dzięki temu nasza rodzina poczuła się tu jak w domu. AGNIESZKA KRASOWSKA MONITOR POLONIJNY


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:53 Page 9

uczniowie: Adrian Masseli, Dominika Szczepanik, Aleksander Frąszczak, Sławomir Koniak i Łukasz Salamon. Sekstet tak bardzo spodobał się instytutowej publiczności, że oklaskami wyprosiła sobie bis, czym zaskoczyła wykonawców, którzy aż na taki aplauz chyba nie byli RED. przygotowani.

Wilczek podróżnik „P

Nagroda dla polskiego filmu na Febiofeście oniec festiwalu Febiofest to oczywiście ogłoszenie wyników konkursów. W kategorii krótkiego filmu Europy Środkowej zwycięzcą okazał się polski film dokumentalny „Proch“ w reżyserii Jakuba Radeja. Film opowiada o drodze, którą musi przejść ludzkie ciało od chwili śmierci aż po pogrzeb. Kolejne etapy tej drogi (prosektorium, kostnica, cmentarz) zestawione zostają w filmie z biurokracją. Na groda przyniosła też artyście nagrodę finansową w wysokości 3000 euro. RED.

K

KWIECIEŃ 2018

oszukuję pasjonatów, chcących się zaangażować w stworzenie niepowtarzalnej książki“ – tak się zaczynał wpis, adresowany do Polaków na Słowacji, który pojawił się na jednym z portali społecznościowych. Wynikało z niego, że chodzi o książkę artystyczną, terapeutyczną, edukacyjną, w której głównym bohaterem jest wilczek podróżnik, odwiedzający różne kraje. Pod postem kilka reakcji, świadczących o chęci zaangażowania się w projekt zupełnie obcych ludzi. Ponieważ autorka wpisu obecnie przebywa w Bratysławie, postanowiliśmy dowiedzieć się czegoś więcej i umówiliśmy się z nią na spotkanie. Czekała na nas młoda studentka, która w tym semestrze studiuje scenografię w Bratysławie. ZDJĘCIA: STANO STEHLIK Zofia Siwy przyjechała ze Szczecina, gdzie studiuje, ale pochodzi z okolic Bielska-Białej, konkretnie z Pszczyny. Słowacja jej się podoba i chce wykorzystać czas, który tu spędza, by pokazać najpierw Polakom, potem być może też innym – w kolejnych wersjach językowych: słowackiej i angielskiej – miejsca godne uwagi wilczka, bohatera bajki. „Sama nie wiedziałam, że Braty sława jest stolicą Słowacji, podobnie jak rzesze Polaków, więc książka może mieć edukacyjny charakter“ – ocenia szczerze moja rozmówczyni. W jej wyobraźni wilczek już jest zainteresowany UFO, czyli kawiarnią na moście SNP. „Kto, wie, bo UFO to przecież pojazd kosmiczny, który może gdzieś odlecieć“ – zastanawia się na głos Zosia, mająca już na swoim koncie kilka pozycji książkowych dla dzieci. Właśnie wyciąga z torby, żeby mi pokazać jedną z nich – o ptakach. Pracochłonne, czasochłonne, z kartonu, papieru, z wysuwanymi obrazkami. Artyzm. I już oczami wyobraźni widzimy wilczka na tle Bratysławy lub innych słowackich atrakcji turystycznych. Wszystko przed wilczkiem, wszystko przed autorką pomysłu, wszystko przed Państwem, bo i Państwo mogą zasugerować, podpowiedzieć, które miejsca warto wilczkowi pokazać. Sugestie należy przesyłać na adres mailowy: zosia.siwy@gmail.com RED. 9


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:53 Page 10

Życzenia dla Jubilata rubryce Z naszego podwórka mamy powód do świętowania, bo oto nasz były ambasador, a jednocześnie członek naszej organizacji obchodził zacny jubileusz. Mowa o panu Janie Komornickim, który bardzo często przebywa na Słowacji i wspiera Klub Polski. Postanowiliśmy na łamach „Monitora“ opublikować wspomnienie ,dotyczące Jubilata, i garść życzeń od osób ze Słowacji bądź związanych ze Słowacją. A Szanowny Jubilat? Tak niedawno pisał do redakcji: „Urodziłem się w piątek 13 marca 1943 roku. Podkreślam ten piątek i do tego 13-tego. W dodatku trwała wojna, więc moją biedną mamę straszono pechem, który powinien prześladować jej syna“. Cieszy nas to, że życie Pana Ambasadora jest dowodem na to, że nie opłaca się być przesądnym.

W

ZDJĘCIE: STANO STEHLIK

Jego Ekscelencja Janek

ZDJĘCIE: STANO STEHLIK

Niesłychane, ale prawdziwe! Jego Ekscelencja Janko Komornicki obchodzi 75 urodziny!!! Data ta jest zbieżna z 15. rocznicą utworzenia Konsulatu Honorowego RP w Liptowskim Mikulaszu, którego ojcem chrzestnym jest właśnie nasz Jubilat, za co Mu serdecznie dziękujemy. Z miłym Jubilatem wiąże się jeszcze jedno wspomnienie. Był początek maja 2002 roku, kiedy o północy zadzwonił do mnie z Bratysławy. To były gratulacje z powodu otrzymania podwójnego obywatelstwa, polskiego i słowackiego. Był to pierwszy taki przypadek na Słowacji. Czułem powagę chwili, wzruszenie i podekscytowanie, mimo odległości, jaka nas wtedy dzieliła, bo wtedy właśnie przebywałem w Nowej Zelandii. Dziękuję Ci za wszystkie przyjemne chwile podczas naszej długiej znajomości. Dla mnie zawsze zostaniesz Jego Ekscelencją Jankiem. Trzymaj się ciepło, wszystkiego najlepszego! TADEUSZ FRĄCKOWIAK z Liptowa Konsul Honorowy RP w RS

10

Przyjaciel prezydenta RS Pan Jan Komornicki - w mojej ocenie - należał do grona najlepszych ambasadorów od czasu powstania naszego samodzielnego państwa w 1993 roku. Skromny, choć jego występy publiczne za każdym razem wywoływały duże wrażenia, ponieważ mówił zawsze konkretnie i mądrze, zyskał olbrzymi autorytet wśród ambasadorów akredytowanych w Republice Słowackiej. Poznaliśmy się jeszcze w czasie, kiedy byłem prezydentem miasta Koszyce (1994 – 1999) i w okresie poprzedzającym Boże Narodzenie zapraszałem ambasadorów z Bratysławy, Wiednia i Budapesztu. I to właśnie Jan Komornicki pomagał mi organizować te uroczystości, sam stał się niepisanym ne-

storem grupy ambasadorów, którzy regularnie brali udział w tych koszyckich uroczystościach. Były to spotkania nieformalne. Najpierw w magistracie, potem pod dużą choinką, stojącą na ulicy Głównej. Tam zaproszeni ambasadorzy recytowali wiersze albo śpiewali. Wszystko to działo się w obecności dwudziestu tysięcy mieszkańców miasta. Na koniec każdy występujący ambasador otrzymywał podarunki od mikołaja. Wieczory spędzaliśmy przy wspólnym wigilijnym stole, gdzie zapoznawaliśmy naszych gości ze zwyczajami i rytuałami wschodniej Słowacji. Aby goście mogli do nas dotrzeć, z Bratysławy do Koszyc i z powrotem był wyprawiany specjalny pociąg. MONITOR POLONIJNY


ZDJĘCIE: STANO STEHLIK

Czar spotkań w rezydencji Jan Komornicki ma wielkie zasługi w moim osobistym zbliżeniu z ówczesnym prezydentem RP Aleksandrem Kwaśniewskim, autorytetem na arenie międzynarodowej. Dzięki Janowi doszło do wizyty Aleksandra Kwaśniewskiego w Koszycach, gdzie przyjęto go z wszystkimi honorami, włącznie z przekazaniem mu symbolicznych kluczy do miasta. Jan Komornicki ma olbrzymie zasługi w rozwoju polsko-słowackiej współpracy, szczególnie w budowaniu i rozwoju tej transgranicznej między Słowacją a Polską. Te zasługi oceniłem, wręczając Mu prezydenckie wyróżnienie. Jan Komornicki stał się moim osobistym przyjacielem. Prowa dziliśmy mnóstwo ciekawych debat, co dokumentuję w mojej książce „Powrót do wielkiej polityki“, w której mowa o niektórych naszych rozmowach o charakterze filozoficznym. Dlatego z okazji 75. urodzin chcę bardzo pochwalić pracę pana ambasadora Jana Komorni ckiego, którą podczas misji na Słowacji wykonał, i życzyć mu dużo zdrowia, sukcesów i rodzinnej sielanki w następnych latach jego życia. RUDOLF SCHUSTER, prezydent SR w latach 1999 – 2004 KWIECIEŃ 2018

Pan ambasador Jan Komornicki był moim szefem, kiedy w latach 2001-2003 pracowałam w polskiej placówce dyplomatycznej. Do dziś jest bardzo ciepło wspominany przez wszystkich, którzy mieli z Nim kontakt. Często wraz z innymi mieliśmy okazję brać udział w spotkaniach towarzyskich w rezydencji ambasadora, gdzie to wraz z małżonką Zosią przyjmowali wszystkich bardzo ciepło i serdecznie. Do dzisiaj pamiętamy smak nalewek, które sam przyrządzał. Niezwykle ciekawie opowiadał o ich właściwościach i walorach. Zabawnie i barwnie, z wrodzoną swobodą słowa opowiadał historyjki i anegdoty, których był świadkiem lub uczestnikiem. Tak rodziła się nasza przyjaźń, która trwa po dzień dzisiejszy. Szanowny Panie Ambasadorze, Jubilacie wspaniały, drogi Janku, życzymy Ci z całego serca dalszych niebanalnych przygód, ciepłych wspomnień wspólnie spędzonych chwil oraz wiele radości z najdrobniejszych przyjemności. Niech eliksir młodości stale w Tobie gości. ILONA I MAREK SOBKOWIE

ZDJĘCIE: STANO STEHLIK

Monitor 4_2018 8.4.2018 15:53 Page 11

Nasze greckie wakacje Drogi Janku, z okazji pięknego jubileuszu składamy na Twoje ręce, dla Ciebie i Twojej małżonki, kochanej Zosi, najserdeczniejsze życzenia długich lat życia w zdrowiu i pogodzie ducha. Dziękujemy Wam kochani za przyjaźń, której doznajemy od Was. Dziękujemy za cudownie spędzony czas podczas naszych pobytów na Thassos, spędzanych na poznawaniu historii, odkrywaniu pięknych zaułków wyspy, zbieraniu ziół, lunchach u Stelli, kolacyjkach u „Kapitana“, kozinkach pod Platanami przy zachodzie słońca, że nie wspomnimy o degustacji tsipuro i malamatiny. Nadal liczymy, życząc kolejnych, na wspólnie spędzane „nasze greckie wakacje“. Serdecznie pozdrawiamy, ELA JURANYI-KRAJEWSKA i ANDRZEJ KRAJEWSKI

Psotnik i... Słowacka Polonia tych wspomnień związanych z ambasadorem Komornickim ma wiele, ale to jedno – według mnie – jest szczególne. Dotyczy Dni Polskich ZDJĘCIE: STANO STEHLIK w Koszycach, które otwierał właśnie ambasador Komornicki. Kiedy uroczystość nabrała już mniej formalnego charakteru, ambasador wpadł na pomysł, byśmy na dworcu kolejowym w Koszycach „odbili“ prezydenta RS Rudolfa Schustera, który wracał na weekend do Koszyc. Na taki wybryk nie każdy może sobie pozwolić. O całym zamieszaniu ambasador poinformował ochronę, ale sam prezydent był naprawdę zaskoczony dużą gromadą Polaków na peronie i pozwolił się porwać na wernisaż. Mało tego, polecił komuś, by przyniósł słynną drienkovicę (mocny alkohol własnej produkcji), którą poczęstował każdego. Tak się złożyło, że miałam przyjemność wracać do Bratysławy z panem ambasadorem oraz przedstawicielami Polskich Linii Lotniczych LOT. Wtedy tytułem podsumowania niesamowitych wydarzeń jakoś mi się wymknęło: „Z pana, panie ambasadorze to niezły jajcarz!“. Wszyscy na chwilę zamarli, ale ambasador zaczął się głośno śmiać i do dziś wspominamy tamten dzień. Teraz dołączam się do tych wszystkich pięknych życzeń i dodaję to, co dodać muszę: Niech nigdy psota i humor nie opuszczają Pana, Szanowny MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA, Klub Polski Jubilacie! 11


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:53 Page 12

Kryminały królują

Nowo otwarta

biblioteka

kusi 11 tysiącami wolumenów est połowa marca. Właśnie zmierzam do biblioteki Instytutu Polskiego w Bratysławie. Do jej oficjalnego otwarcia pozostały 2 godziny. Chcę zobaczyć, jeszcze zanim przyjdą zaproszeni goście, co się tu zmieniło. Dowiaduję się, że to miejsce w większości – aż w 70 procentach – odwiedzają Słowacy, a najpopularniejsze książki to polskie kryminały.

Za czytelnią znajduje się biblioteka, w której podczas remontu obudowano kaloryfery, stworzono miejsce pracy dla tłumacza i podwyższono półki z książkami. Biblioteka liczy ponad 11 tysięcy wolumenów. Tu może wejść bez torby każdy i obejrzeć zawartość półek w obecności pani Tereski, która doskonale zna wszystkie zaułki swojego królestwa. Oprowadza po nim i mnie. Na wprost wejścia znajdują się encyklopedie, podręczniki do nauki języka polskiego i audiobooki, których instytut ma obecnie ok. stu.

J

Nowy dizajn Na recepcji wita mnie bibliotekarka Teresa Lukačová. Nie sposób nie zauważyć, że w odnowionym pomieszczeniu biblioteki pojawiły się nowe meble, nowoczesne kanapy. Wszystko w modnych odcieniach szarości i czerwieni. Później od dyrektora Instytutu Polskiego Jacka Gajewskiego dowiem się, że za projekt odpowiada firma Libido Architekci z Łodzi, a główną projektantką była Agata Karczewska. Przez przeszklone drzwi widzę kolejne pomieszczenie, w którym królują stoły i krzesła, na ścianie zaś półki z gazetami i czasopismami. To oczy-

12

wiście czytelnia – też w nowej szacie. „W tych pomieszczeniach planujemy organizować kameralne spotkania literackie“ – mówi dyrektor Gajewski, choć nie chce jeszcze zdradzić szczegółów. To projekt dyrektor Moniki Olech, która ma koncepcję tego typu spotkań. Podobno trwają rozmowy z niektórymi autorami i tłumaczami polskiej literatury, których można by tu zaprosić. A skoro jesteśmy w czytelni, pytam o zainteresowanie polskimi gazetami i czasopismami. Podobno największą popularnością cieszy się tu prasa kobieca, głównie Twój Styl. Kiedyś polską prasą interesowali się znani Słowacy, jak aktorka Magda Vašaryová czy dziennikarz Marian Leško. „Kiedy prasę można było u nas prenumerować, przygotowywaliśmy około 300 teczek, do których odkładaliśmy głównie Politykę, Przekrój, Kino, Film“ – wspomina pani Teresa. Dziś takich możliwości nie ma, polską prasę można czytać tylko na miejscu, ale są tacy, którzy do czytelni przychodzą od wielu lat, jak na przykład pewien Słowak, który czyta dosłownie wszystko.

„A tu zaczyna się beletrystyka od A po Z“ – wskazuje na trzy duże podwójne regały Tereska. Z tyłu za nimi zauważam drabinkę, która jest konieczna, by móc dostać się do najwyższych półek. Kolejny dział to dział powieści kryminalnych – jak się okazuje najpopularniejszy wśród czytelników. „Na niektóre książki, jak na przykład Chmielewskiej, bywają czasem zapisy!“ – zdradza pani Tereska. Przechodzimy do kolejnych działów: muzyki, polityki, reportaży, wywiadów, publicystyki. „Na górze znajdują się dzienniki, pamiętniki, biografie, listy, życiorysy“ – wskazuje bibliotekarka, która już zmierza do bogatego działu sztuki ludowej. Za nią jest geografia, turystyka, wydania albumowe o Polsce, różne przewodniki turystyczne. Oddzielny dział to religia, a nad nią – na górnych półkach – sztuka. Jest też tu nieduża półka z literaturą dla dzieci i młodzieży, a z drugiej jej strony znajduje się poezja, ułożona alfabetycznie. Przechodzimy do działu, z którego najczęściej korzystają studenci polonistyki (ale nie tylko), czyli do działu literatury i podręczników do nauki języka polskiego. MONITOR POLONIJNY


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:53 Page 13

Przedostatni regał, liczący ponad 500 książek, to przekłady literatury polskiej na słowacki i czeski. Na końcu znajdują się pozycje związane z historią Polski i historią powszechną. „Tu mamy książki o filmie, kinie, teatrze oraz dramaty“ – zwraca moją uwagę pani Tereska i podkreśla, że tu odwiedzają ją czytelnicy fascynujący się polską kulturą i sztuką. Na końcu ostatniej półki stoją opasłe encyklopedie.

Z tyłu sklepu Wychodząc z biblioteki, zwracam uwagę na stylowe szufladki, skrywające katalogi. Okazuje się, że biblioteka dysponuje jeszcze papierowymi katalogami, ale w rzeczywistości pracuje w specjalnym systemie elektronicznym, który ułatwia pracę bibliotekarce, choć – jak ta sama przyznaje – na początku zgłębienie tajników tego systemu było dla niej wyzwaniem. Wcześniej uczyła się, jak prowadzić bibliotekę, czytała informacje na temat wolumenów, które się tu znajdują. Było to w 1997 roku, kiedy powierzono jej funkcję bibliotekarki. „Przyszłam w czerwcu1985 roku do pracy w instytucie, a konkretnie do sklepu“ – zaczyna swoją opowieść pani Tereska. Ponieważ wtedy ta część instytutu, gdzie się ten sklep znajdował, była w remoncie, działał on w miejscu obecnej galerii. „Z tyłu, za ladami z towarem na podłodze były rozłożone książki, których selekcję robiła pani Danuta Marušiak, a mnie oddelegowano wtedy do pomocy“ – wspomina. Takie były jej pierwsze kroki w pracy bibliotekarki, choć wtedy jeszcze o tym nie wiedziała. To zadanie powierzono jej dwanaście lat później, kiedy zlikwidowano sklep.

70 procent słowackich czytelników Przez tych wiele lat biblioteka wędrowała z pomieszczenia do pomieszczenia. „Pamiętam, że w latach 80. mieściła się tam, gdzie teraz jest gabinet pani dyrektor, później ją przeniesiono obok, do obecnej sali mulitimedilanej, ale była też w kuchni“ – wymienia Tereska. Ona sama KWIECIEŃ 2018

trzy razy pakowała wszystkie książki przed kolejnymi przeprowadzkami. Najtrudniej było wtedy, kiedy odbywał się remont całego instytutu, który w związku z tym przez jakiś czas działał w pomieszczeniach zastę pczych po drugiej stronie ulicy. Pytam ją, jaki ma stosunek do książek. W swoim czasie wolnym najchętniej sięga po książki przygodowe czy tzw. literaturę kobiecą, która i tu cieszy się dużym powodzeniem. „Skończyłam technikum budowlane, więc dla mnie ta praca to był skok na głęboką wodę“ – mówi i wspomina, jak przed laty musiała ogarnąć wtedy 6 - 7 tysięcy książek. Dziś jest tu niezastąpiona, a jej usposobienie i otwartość powodują, że czytelnicy chętnie odwiedzają instytutową bibliotekę. „Większość, bo aż 70 procent czytelników to Słowacy“ – zdradza ku mojemu zaskoczeniu Tereska i mówi o stałych, wiernych czytelnikach, których jest około dwustu i którzy przyjeżdżają nawet spoza Bratysławy. „Jest pewien czytelnik z Bańskiej Bystrzycy, który raz w miesiącu wsiada w pociąg i przyjeżdża tu z całą torbą książek, które oddaje, a potem wypożycza kolejne“ – opisuje.

Czytelnicy - prymusi Bestselerami polskiej biblioteki są powieści Chmielewskiej, popularne są też książki Bondy, Papuzińskiej, Krajewskiego, Miłoszewskego. W oce nie pani Teresy wcale nie jest tak źle z czytelnictwem. Jako przykład podaje „prymusów”, czyli dwóch Polaków, którzy przez niecałe trzy miesiące zdążyli już przeczytać po piętnaście książek.

Pytam o najmłodszego czytelnika, a pani Tereska od razu przypomni sobie pewnego 15-latka, który przyszedł ze słowackim dowodem (tylko na podstawie dowodu można się zapisać do biblioteki) i zdradził, że chce się nauczyć języka polskiego. „Podsuwałam mu na początek jakieś łatwiejsze książeczki, ale on sobie wybrał najgrubszą pozycję – dzieje Polski i po miesiącu przyszedł bardzo zadowolony“ – opisuje moja rozmówczyni.

Człowiek pierwszego kontaktu z Polską Chyba nie ma takiej osoby, która odwiedziła instytut i nie natknęła się na panią Tereskę. Czasami bywam świadkiem, jak doradza zainteresowanym, co mogą przeczytać, dokąd się wybrać na wakacje w Polsce, a nawet jak rozwiązać jakiś banalny czy mniej banalny problem. Teresa Lukačová jest często dla Słowaków odwiedzających bibliotekę swoistym pierwszym kontaktem z Polską. Dzięki niej kochają oni nasz kraj, gdyż w ich wyobraźni nabiera on jej rysów i cech charakteru. Podczas naszej rozmowy przekonuję się, że dzięki pracy w bibliotece pani Tereska zna wielu Słowaków, zakochanych w polskiej literaturze, w Polsce, a których większość z nas pewnie nigdy nie spotkała. I tak oto pani Teresa wymienia najstarszego czytelnika, liczącego ponad 80 lat. Kiedy pytam ją o najbardziej wymagającego czytelnika, po chwili namysłu opowiada mi o pewnej Słowaczce, poszukującej swoich polskich korzeni, choć jej nazwisko w ogóle nie brzmi po polsku. „Uparła się, więc przez wiele dni sprawdzałyśmy, czy jakiś trop nas nie doprowadzi do Polski, ale niczego nie znalazłyśmy“ – wspomina. 13


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:53 Page 14

raz czy dwa razy na miesiąc zestaw książek, z których pracownicy instytutowych bibliotek mogą dokonywać zamówień. „To około 100 tytułów, które nam prezentują każdego miesiąca, głównie literatura piękną, opracowania naukowe, książki historyczne i publikacje dla dzieci“ – wymienia dyrektor. Bibliotekę zaopatrują też czytelnicy, przynoszący tu przeczytane już książki. Wśród nich dyrektor Gajewski. „Mam dosyć duży własny księgozbiór, więc czasami go przerzedzam“ – dodaje.

Czytacie? Wypożyczacie? związku z otwarciem wyremontowanej biblioteki w Instytucie Polskim zadaliśmy pytania zarówno Polakom, jak i Słowakom, jak często korzystają z jej księgozbioru.

W

Zaopatrywanie biblioteki Kolejka na zapisy Czas naszej rozmowy dobiega końca, gdyż za chwilę zaczną schodzić się goście na oficjalne otwarcie biblioteki, a Tereska musi jeszcze przygotować poczęstunek. Zastanawiam się z dyrektorem Gajewskim, czy wyremontowana biblioteka przyciągnie jeszcze więcej czytelników. „Odnowiona biblioteka, powiększający się zbiór audiobooków czy innych nośników literatury to dobry sposób na promowanie Polski“ – ocenia mój rozmówca. Od niego dowiaduję się, że biblioteka nieustannie poszerza swój księgozbiór dzięki ofertom Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Biura Archiwum i Zarządzania Informacją BAZI, które to koordynuje działalność bibliotek, przekazując

Właśnie schodzą się goście, którzy z zainteresowaniem oglądają wyremontowaną bibliotekę. Podczas prezentacji wypowiadają się dyrektor Jacek Gajewski i Teresa Lukačová. Pytania zainteresowanych dotyczą zarówno podstawowych informacji, czyli jak można zapisać się do biblioteki, jak i też bardziej szczegółowych, dotyczących konkretnych pozycji książkowych czy planowanych przedsięwzięć. Po części oficjalnej do biurka pani Teresy ustawiają się młodzi ludzie, chcący się zapisać do biblioteki. A to chyba najlepszy dowód, że 11 tysięcy wolumenów to najlepsza rzecz z powodzeniem promująca Polskę. MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA ZDJĘCIA STANO STEHLIK

Biblioteka i czytelnia w Instytucie Polskim przy Nám. SNP 27 w Bratysławie są otwarte od poniedziałku do czwartku od 10.00 do 16.00, a w piątki od 10.00 do 15.00. 14

Anna Šírová-Majkrzak ardzo brakowało tej biblioteki, kiedy była w remoncie. Mówię o tym głównie pod kątem studentów, z którymi miałam zajęcia z literatury. Potrafimy się dzielić jednym egzemplarzem książki, ale jak go nie ma, to trudno prowadzić zajęcia. Ja osobiście, ponieważ obecnie mieszkam w Wiedniu, częściej teraz korzystam z biblioteki w wiedeńskim Instytucie Polskim, choć szkoda, że jest ona otwarta tylko dwa dni w tygodniu w godzinach popołudniowych. Mam spory własny księgozbiór, ale jak odwiedzę bibliotekę w Bratysła wie, to i tak wracam z torbą pełną książek. Kiedy wsiadam do pociągu, najpierw sprawdzam prace studentów, ale potem od razu zatapiam się w lekturze. Najczęściej wypożyczam książki do jednokrotnego przeczytania, czyli wywiady, autobiografie. Muszę postępować ostrożnie z tym wypożyczaniem, bo potem nie robię tego, co powinnam, ale czytam. Krzyczę na własne dzieci, że nie potrafią się oderwać od czytania, ale przecież robię to samo.

B

MONITOR POLONIJNY


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:53 Page 15

Julian Zelman iedy w latach 1949 – 1952 uczyłem się w bratysławskim gimnazjum, mieliśmy obowiązkowy język polski. Po łowa klasy uczęszczała na francuski, połowa na polski. Mnie się ten język bardzo spodobał. Od początku istnienia Instytutu Polskiego (wtedy nosił inną nazwę), czyli właśnie w czasach szkolnych, zacząłem tu przychodzić. Z pasją czytam polskie książki, do biblioteki

K

Michaela Stanová czę się języka polskiego już czwarty rok, jestem na studiach środkowoeuropejskich. Interesuję się polską literaturą. Kontakt z językiem mam od dzieciństwa, ponieważ moja babcia mieszka na północy Słowacji, w rejonach przygranicznych, a tam często do nas przyjeżdżali goście z Polski. Dlatego decydując się na naukę jednego słowiańskiego języka, wybrałam polski.

U

Właśnie wróciłam z Krakowa, gdzie byłam na Erasmusie. Tam mieliśmy zajęcia z literatury i musieliśmy czytać. Najbardziej spodobała mi się twórczość Wisławy Szymborskiej. Czytałam jej wiersze, oglądałam na YouToube wywiad z nią. Pewnie będę tę wiedzę o niej pogłębiać. Właśnie zamierzam wyrobić sobie kartę w bibliotece w Instytucie Polskim, ponieważ za rok piszę prace magisterską na temat Europa Środkowa w literaturze polskiej.

Anna Sulej zytam tylko po polsku. Mam czytnik, którego używam w ostateczności, bo wolę książki papierowe — lubię je wąchać, dotykać i przytulać. Ostatnio, kiedy przyszła do mnie paczka z książkami, nie mogłam usiedzieć na miejscu, takie czułam podniecenie. Książki kupuję przez Internet z przesyłką na Słowację albo – jeżeli akurat któryś ze znajomych wybiera się samochodem do Polski – to zamawiam je na jego polski adres. Wyborów dokonuję najczęściej dzięki vlogom książkowym na YouTubie, które prowadzone są przez pasjonatów książek czy literaturoznawców. Książki wypożyczam również z biblioteki, która mieści się w Instytucie Polskim, lub pożyczam od znajomych. Kiedyś czytałam kryminały, książki szpiegowskie, thrillery, horrory, czyli książki trzymające w napięciu. Teraz polubiłam takie, przez które się płynie, gdzie akcja nie jest szybka, uwielbiam więc powieści historyczne, sagi rodzinne, a nawet książki o nucie filozoficznej, które zmuszają do przemyśleń nad sensem życia.

C

KWIECIEŃ 2018

chodzę raz w tygodniu lub raz na dwa tygodnie. Te książki chyba zastępują mi trochę Polskę, bo rzadko tam jeżdżę. Co czytam? Jak zacznę czytać książki jednego pisarza, to czytam wszystko, co jest dostępne w bibliotece. Z początku czytałem klasykę, na przykład Sien kiewicza, teraz Chmielewską. I co ciekawe, czytam książki, ale głównie po polsku, żeby utrzymywać znajomość języka, a przy okazji mieć z tego przyjemność.

Dołączyłam nawet do grupy na portalach społecznościowych „Przeczytam 52 książki w 2018 roku“. To już jest któraś z kolei edycja, ale mnie nie chodzi o to, żeby koniecznie przeczytać 52 książki. Najważniejsze, żeby czytać i promować czytanie. Ja w tym roku mam za sobą już 18 książek. Ostatnio w bibliotece w Instytucie Polskim wypożyczyłam trzy pierwsze tomy sagi rodzinnej i myślałam, że wystarczą mi na jakieś trzy tygodnie, ale tak się wciągnęłam, że przeczytałam je w pięć dni. Niestety, według mnie oferta tej biblioteki jest ograniczona. Szczególnie dotkliwy jest brak współczesnych autorów i bestsellerów. Bardzo denerwujące jest na przykład to, że nie ma tam pełnych serii, na przykład seria Remigiusza Mroza, czyli współczesnego autora, który jest bardzo poczytny, jest niekompletna. Wielka szkoda. Nie wiem, być może dzięki ograniczonej ofercie tejże biblioteki albo dlatego, że z wiekiem człowiek dojrzewa, zaczęłam czytać i zachwyciłam się znienawidzoną w czasach liceum klasyką, na przykład „Lalką“ RED. Prusa. 15


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:53 Page 16

Polska w lustrze Piotra Stasika T

en film można było obejrzeć w Bratysławie dwukrotnie: 7 marca w klubie A4 w ramach cyklu „Kino inak”, a 16 marca podczas festiwalu Febiofest. Mowa o czterdziestominutowym dokumencie „Opera o Polsce” w reżyserii Piotra Stasika. Ekscentryczna opera filmowa przebija się przez polskie stereotypy. Jest to poetycki esej o stanie narodu polskiego albo raczej metaforyczne przedstawienie konserwatywnej strony Polski. Widz przedziera się przez różnorodną mieszankę tekstów – urywki książki Andrzeja Stasiuka, ogłoszenia, komentarze z dyskusji w Internecie, kazania, obrzędy religijne, ćwiczenia wojskowe oraz portrety zwykłych ludzi. Obrazy, które są w dużej mierze krytyczne, mieszają się z przebłyskami z dzieciństwa reżysera, co nadaje przygnębiającemu filmowi nadziei. Film ma silną stronę wizualną i dźwiękową, które razem wywołują intensywne przeżycia. Gatunek operowy jest wzmocniony przez muzykę, wykonaną przez orkiestrę na żywo. Jakby zamglone zdjęcia dzięki specyficznej technice filmowania, dostarczają pochmurnej atmosfery. Film cechuje narastająca tendencja dźwiękowa, koncząca się kakofonią. „Opera o Polsce” wygrała nagrodę dla najlepszego filmu dokumentalnego Europy Wschodniej i Środkowej w Jihlavie i dostała się do programu innych zagranicznych festiwali, co znaczy, że spotkała się z oddźwiękiem także poza granicami Polski. ZUZANA HRIVŇÁKOVÁ, I rok studiów magisterskich, UK w Bratysławie

16

Inka P

- mrożąca krew w żyłach historia dziewczyny

ierwszego marca w Polsce świętowano Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Z tej okazji Instytut Polski w Bratysławie zorganizował wieczór poświęcony postaci z historii Polski – Danucie Siedzikównie, bardziej znanej pod pseudonimem Inka. Jeszcze przed pokazem filmu „Inka 1946. Ja jedna zginę“ przedstawiciel polskiego Insty tutu Pamięci Narodowej podał kilka ciekawych informacji z życia bohaterki filmu. Inka została sierotą wraz ze swoimi siostrami w dosyć młodym wieku. Ich matka, Eugenia, została zamordowana przez gestapo w białostockim więzieniu po tym, jak ktoś na nią złożył donos, że zaangażowała się we współpracę z Armią Krajową. Ojciec zmarł w Teheranie, po opuszczeniu sowieckiego łagru w wyniku zmęczenia katorżniczą pracą. Inka, tak jak jej matka, wstąpiła do Armii Krajowej, konkretnie do 5. Wileńskiej Brygady, której dowódcą był gen. Łupaszko. Służyła w charakterze sanitariuszki. Złożyła przysięgę: „Przysięgam być wierną Ojczyźnie mej.... aż do ofiary mego życia“. Wtedy jednak jeszcze nie sądziła, że słowa, które wypowiedziała, zmienią się w okropną rzeczywistość. W 1946 roku Inka wpadła, po tym jak ją zdradziła koleżanka. Została przewieziona do aresztu śledczego w Gdańsku, gdzie przeszła bardzo ciężkie i okrutne śledztwo. Była oskarżana o rze-

czy, których nigdy nie zrobiła, poniżano ją, ale jednak nie złamała się i nigdy nie wydała swoich dowódców. Kilkanaście dni po zatrzymaniu odbył się jej proces w Gdańsku, gdzie pomimo tego, że nie udowodniono jej żadnych win, w wieku niecałych osiemnastu lat została skazana na karę śmierci. 28 sier pnia 1946 roku, nad ranem została zastrzelona przez ochotników, którzy samy zgłosili się do wykonania wyroku. Za każdą egzekucję dostawali kilogram kiełbasy, czasami przepustkę do domu. Krótko przed śmiercią Inka wypowiedziała zdanie, które stało się mottem konspiracji po drugiej wojnie światowej: „Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się, jak trzeba“. Poprosiła też księdza, by zawiadomił o jej śmierci najmłodszą siostrę, przebywającą wówczas w sierocińcu w Sopocie. Po filmie w sali zapanowała całkowita cisza. Mimo że wiedzieliśmy, jaki los spotkał Inkę i jakie okrutne i niesprawiedliwe było życie w czasach wojny i zaraz po niej, to jednak przedstawione materiały filmowe pozwoliły nam lepiej wyobrazić sobie jej cierpienie i odwagę. Ince i jej losom został poświęcony też komiks, wydany przez Muzeum Wojska Polskiego w Białymstoku. JANA DROBOTOVÁ, I rok magisterskich studiów środkowoeuropejskich, UK w Bratysławie MONITOR POLONIJNY


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:53 Page 17

ały problem z życiem polega na tym, że wszystko dzieje się od razu i na serio. Nie ma żadnej instrukcji obsługi, żadnej próby generalnej. Trzeba sobie uświadomić, że wszystkie lata spędzone na ziemi są jednym wielkim treningiem. Bowiem życia uczymy się… żyjąc. Chcąc nie chcąc, przychodząc na świat, w pakiecie otrzymujemy coś w rodzaju dożywotniego członkostwa w klubie sportowym lub, jeśli ktoś woli, siłowni. I choćbyśmy schowali kartę stałego klienta głęboko w szufladzie, przed codziennym treningiem nie uciekniemy. Trening jest żmudny i wymaga wielu skomplikowanych ćwiczeń. Jeśli ma przynieść efekty, powinien odbywać się pod okiem doświadczonego trenera. Niedoświadczonego adepta sztuki życiowej najlepiej do długodystansowego maratonu przygotują z pewnością ro-

C

dzice. Niestety, to często tylko teoria. Wielu z nas nie miało tego szczęścia i motywacji do zmierzenia się z wyzwaniami musiało szukać poza rodzinnym domem. W takim wypadku drogę do mety powinni wskazać inni trenerzy: autorytety, w role których wcielają się na przykład nauczyciele. A gdyby podpatrzeć, jak żyją inni bywalcy naszego klubu? Jeśli osiągają dobre wyniki, może warto zastosować podobny trening? Czasami dobrze również zapytać ich o zdanie na nasz temat: nikt nie wskaże nam błędów, które popełniamy w życiu, lepiej niż bliskie nam osoby – rodzina i przyjaciele. Przecież dobry trener również napomina zawodnika, obserwując go spoza boiska. Samo podejście do treningów również jest ważne. Ot, weźmy na przykład dobrze znany przypadek zawodnika, którego drugie imię mogłoby brzmieć „Zacznę od jutra”. Taka osoba teoreKWIECIEŃ 2018

ŻYCIE JAK MARATON tycznie wie, jak ważna jest kondycja i dobre przygotowanie fizyczne. Być może nawet wyciągnęła członkowską kartę z szuflady, by spoglądając na nią codziennie, lepiej się motywować. Ale... dzisiaj jeszcze nie. Jak wskazuje imię, taka osoba żyć zacznie od jutra. Ruszy się sprzed telewizora, kupi podręcznik obcego języka, a kolejny urlop spędzi z dala od wygodnego hotelu z basenem. Może nawet przestanie się bronić przed poznawaniem nowych ludzi i raz na jakiś czas da się wyciągnąć na piwo do knajpy. Dzisiaj jednak jakoś brakuje jej formy, by podnieść choćby mały ciężarek. Ale są i odwrotne przypadki. Zdarzają się też maniacy sportu i zdrowego trybu życia, którzy bez nieustannego treningu nie potrafią żyć. Mistrzowie kółek zainteresowań, permanentni uczniowie szkół językowych, zbierający punkty za podróże dookoła świata od linii lotniczych. Ci, którzy w obcych miejscach czują się jak ryba w wodzie. Do któregokolwiek baru wejdą, w ciągu minuty potrafią sobie zjednać wszystkich jego bywalców, by po kilku godzinach mieć w notesie ich adresy i telefony. O tym, że ich fejsbukowe konta już dawno przekroczyły sto tysięcy znajomych, nie warto wspominać. Przecież każda znajomość, każda umiejętność może się przydać. A świat jest taki ciekawy... Szkoda czasu nawet na sen. Odpoczy nek? Po co odpoczywać, gdy w tym czasie można robić nowe rzeczy. Ale natury nie da się oszukać. Odpoczynek jest przecież ważną częścią treningu. Żaden mięsień nie jest w stanie zwiększyć swojej siły, bez choćby chwilowej regeneracji. Jak się więc okazuje, życie też można przetrenować.

A gdy już znajdziemy życiowy balans, nie zapominajmy o prawidłowym odżywianiu i suplementach. Przygotowując się do życiowego maratonu, nie można unikać kultury. Nie ma lepszych odżywek i witamin niż mądra książka, dobry film czy emocjonujący koncert. Regularne dawki tychże pozwolą utrzymać nam wysoką sprawność i niczym łyk izotonicznego napoju odświeżą spragnione pozytywnych wrażeń dusze. Ktoś mógłby jednak zapytać, po co to wszystko, w jakim celu ta codzienna harówka, treningi i zmęczenie. Cóż to za wyścig, na końcu którego być może czeka na nas Sprawiedliwy Sędzia, ale na pewno też i garbata kostucha z kosą? I gdy tak się nad tym zastanawiam, do głowy przychodzi mi jedna myśl. Ten bieg, w którym bierzemy wszyscy udział, nie polega na biciu rekordów. Nie chodzi też o to, aby wyprzedzać na trasie kolejnych zawodników i być od nich lepszym. Chodzi po prostu o to, aby każdego dnia starać się być lepszym... od siebie. ARKADIUSZ KUGLER

17


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:54 Page 18

później czuła się już jak ryba w wodzie i prace w pałacu ukończyła na czas. Kiedy pytam ją o dzieci, które zostawiła w Polsce, wyjaśnia, że jej córki – jedna studentka, druga maturzystka – były przygotowane do samodzielności, a jej skok na głęboką wodę był równocześnie sprawdzianem i ich dojrzałości. Wszystkie panie ten test zdały celująco.

Podróż polskim „nissanem“

REKONSTRUOWALI ZABYTKI zrekonstruowali też swoje życie

onad 25 lat temu w Bratysławie skrzyżowały się drogi Ilony Wikieł i Marka Sobka. Przyjechali tu, by rekonstruować zabytkowe budynki, a przy okazji zrekonstruowali też swoje życie. Gdyby zostali w Polsce, nigdy by się chyba nie spotkali, bo dzieliło ich około 800 kilometrów z Rzeszowa do Szczecina.

P

Sprawdzian dojrzałości

sze normy, inne niż w Polsce. „Śniło mi się to po nocach“ – przyznaje z uśmiechem Ilonka. Ale pół roku

Rok wcześniej, dokładnie 9 lipca 1989 roku z Rzeszowa do Bratysławy wyruszył Marek Sobek. W niebieskiej nysie, którą później słowaccy koledzy nazwali nissanem, jechał kierowca, kierownik kontraktu, czyli nasz bohater, oraz ekonomista z maszyną do pisania. „Słowację już trochę znałem, bywałem tu w celach turystycznych jeszcze w czasach licealnych, zaprzyjaźniłem się ze Słowakami, będąc nad Širavą czy Domašą“ – zaczyna swoją opowieść. Podróż trwała cały dzień. W końcu dotarli na miejsce, do pracowniczego hotelu w Dubravce. „W domu zostały dzieci: córka i syn, ale wyjeżdżałem właśnie ze względu na rodzinę, by poprawić jej byt, tak jak to wtedy robili Polacy, jeżdżący na zagraniczne kontrakty“ – wyjaśnia Marek.

„Był to skok na głęboką wodę. Najbardziej obawiałam się tego, że nie znam języka, nie wiedziałam, czy sobie poradzę“ – takie myśli towarzyszyły Ilonie Wikieł w pociągu, którym jechała do Bratysławy. Był wrzesień 1990 roku, a przed nią stały nowe wyzwanie zawodowe. Firma, w której pracowała w Szczecinie, wysłała ją do prac budowlanych w Pałacu Pryma sowskim. Jej zadaniem było wykonanie na podstawie dokumentacji technicznej instalacji w tym pałacu. Kiedy pierwszego dnia w nowej pracy przysłuchiwała się rozmowie kolegi ze słowackim inspektorem nadzoru, niewiele rozumiała. Była to zupełnie inna terminologia, inne parametry, musiała więc zgłębić kilka tomów dokumentacji technicznej, poznać tutej18

MONITOR POLONIJNY


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:54 Page 19

dziłem do Warszawy, do Pagartu, gdyż pracownicy PKZ wchodzili w skład świata artystycznego, jak aktorzy czy artyści estradowi“ – wspomina z uśmiechem. Paszporty były tylko na przejazd, potem, już za granicą, oddawano je specjalnemu pracownikowi, który chował je do sejfu. „Każda placówka, która pracowała za granicą, miała pana z ministerstwa spraw wewnętrznych, z biura paszportowego, z reguły to był wojskowy i on zajmował się paszportami“ – opisuje.

Królująca budowlanka W tamtych czasach w Bratysławie funkcjonowało kilka polskich firm budowlanych, jak Budimex, Eelektromontaż czy Exbud, które miały licencje na kontrakty zagraniczne. Prace renowatorskie były wykonywane dla nich w ramach podwykonawstwa. Ilonka była jedną ze stu osób, które wysłano do pracy ze Szczecina do Bratysławy. Oprócz prac nad Pałacem Prymasowskim szczeciń-

skie PKZ równolegle kończyły prace w muzeum żydowskim przy ul. Ży dowskiej, Žigraiovą kurię oraz budynek przyległy do Pałacu Prymasowskiego przy ul. Uršulinskiej. Marek pracował nad renowacją jednej z kamienic przy ul. Venturskiej, gdzie odkryto wtórną polichromię za przymurowaną ścianą. Rzeszowskie Pracownie Konser wacji Zabytków miały tu do pracy na początku trzy osoby, ale kiedy udało się zyskać zlecenie na budynek przy ul. Sedlarskiej 2-4, Marek zaczął organizować całe zaplecze. Na początku do pracy przyjechało ponad 20 pracowników, w szczycie było ich ok. 60. „Zawiadowałem tymi wszystkimi restauratorami, rzemieślnikami, konserwatorami, była to arcyciekawa praca“ – opisuje Marek i dodaje, że dysponowali własną stolarnią, kuźnią, warsztatami ślusarskimi, bazą samochodową, składem materiałów, magazynami. Całe zaplecze mieściło się we Vlčym hrdle w Bratysławie. Z Polski ściągał różnych fachowców, np. kowali, kamieniarzy, stolarzy.

Z budowy do świata artystycznego Jego droga zawodowa po studiach w latach 70. zaczęła się od Rzeszowskiego Przedsiębiorstwa Budowlanego, gdzie trafił na budowę. „Nie miałem pojęcia, jak się stawia wielką płytę, ale to była dobra szkoła. Po trzech miesiącach stażu zastałem majstrem, potem kierownikiem“ – opisuje. Nabył też doświadczenia w zarządzaniu dużą grupą ludzi; robotnikami i majstrami budowlanymi, uczniami szkół budowlanych. Aż przyszła propozycja przejścia do Pracowni Konserwacji Zabytków (PKZ). To było wyzwanie, gdyż dotyczyło prac nad starymi, zabytkowymi budynkami z „wyższej półki“. Powierzono mu misję stworzenia działu eksportu. Obsługiwał więc budowy w Związku Radzieckim, ale najważniejsze zadanie było przed nim – zdobycie nowych kontraktów na południu, czyli w Czechosłowacji. „Po paszport jeźKWIECIEŃ 2018

19


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:54 Page 20

Zguba z XIII wieku

Dawne smaki

Językowe lapsusy

Mało kto potrafi sobie wyobrazić, jak trudne są prace restauratorskie. „Dawniej nie wykopywano takich fundamentów, jak dziś, ale kopano rów tam, gdzie miały być ściany nośne i po prostu murowano, dlatego zabierając się do renowacji, należało najpierw budynek stabilizować, od strony wewnętrznej zrobić konstrukcję żelbetową bądź betonową“ – wyjaśnia złożoność prac Marek. Ale potem takie zabytkowe miejsca jakby się odwdzięczały niesamowitymi widokami czy odkryciami. Ilonka wspomi-

Marek przybył do Bratysławy w czasach, kiedy Polska była już po pierwszych częściowo wolnych wyborach. Zmiany w Czechosłowacji dopiero miały przyjść. „Nie bardzo to do mnie wtedy trafiało, że jestem świadkiem zmian historycznych, o które tu walczono na ulicach, dzwoniąc kluczami. Były to przecież wydarzenia, prowadzące do normalności“ – ocenia mój rozmówca. Wspomina to wszystko w kategorii pełnych nadziei oczekiwań, choć po chwili zastanowienia mówi, że Słowacy w swojej naturze byli wolni i weseli. „Pamiętam, jak w każdą sobotę o północy z placu SNP odjeżdżały autobusy, rozwożące do różnych dzielnic gości restauracji, kawiarni, winiarni, karczm. W tych autobusach jeszcze toczyło się życie towarzyskie“ – opisuje z nostalgią. Wtedy sześciodniowy tydzień pracy, w popołudniowych czy wieczornych godzinach urozmaicano sobie udziałem w jazzowych czwartkach czy folkowych piątkach w największej piwiarni Bratysławy w Mamucie. Kiedy pytam moich rozmówców o niepowtarzalne smaki Bratysławy tamtych czasów, Ilonka wspomina flaczki z lokalu „U mäsiarov“, zaś Marek kanapki z jajkiem i szynką oraz zwykłe kakao z baru mlecznego, który znajdował się tuż obok opery, gdzie dziś mieści się MacDonalds.

Z operą wiąże się pewne wspomnienie Ilonki, która jeszcze na początku swojego pobytu w Czechosłowacji wybrała się do kasy biletowej, by zakupić dla osób z pracy bilety na Mozartowski „Czarodziejski flet“. Kiedy okazało się, że nie ma już miejsc obok siebie, Ilonka poprosiła panią w kasie, by ta jeszcze raz sprawdziła i dobrze poszukała. „Jak ona na mnie wtedy spojrzała! Do dziś to pamiętam“ – wspomina niezręczną sytuację moja rozmówczyni. Z kolei Marek przypomina sobie, jak zmartwił się stanem zdrowia pewnego kolegi, kiedy zadzwonił do jego sekretariatu i dowiedział się od sekretarki, że ten jest nepritomný. „Skóra mi ścierpła, gdyż był to pan w wieku zaawansowanym, na szczęście pani dodała, że za godzinę wróci“.

na, jak podczas instalacji piorunochronów dotykała kardynalskiego kapelusza, umieszczonego na samym szczycie Pałacu Prymasowskiego. Opisuje też stare malowidła, które odkryto pod kolejnymi warstwami farb, pokrywających ściany w Žigraiovej kurii. Marek z kolei wspomina, jak w zewnętrznej ścianie budynku przy ul. Sedlarskiej znaleziono ślady wygódki, datowanej na XIII wiek. „Zgłosiliśmy to do nadzoru konserwatorskiego i przyjechał wniebowzięty pan, który to wszystko obfotografował, zrobił rysunki, a potem to miejsce zabezpieczono“ – mówi Marek. Jakież było zdziwienie restauratorów, kiedy po kilku dniach zniknęła jedna część tego zabytku – stara deska klozetowa. Okazało się, że któryś z pomocników fizycznych, nie znając wartości zabytku, deskę odmontował i wywiózł na wysypisko śmieci. Na szczęście zabytek sprzed kilkuset lat udało się odnaleźć. 20

Ponad ćwierć wieku temu Kiedy pytam moich rozmówców, czy pamiętają swoje spotkanie, które zaważyło na ich dalszych losach, oboje jednoznacznie potwierdzają i zaczynają opowiadać. Zanim wpadli na siebie na bazarze na bratysławskim starym lotnisku na Vajnorach, znali się z widzenia. „Na mojej budowie była pani, która zajmowała się instalacjami, podobnie jak Ilonka w Pałacu Prymasowskim,

MONITOR POLONIJNY


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:54 Page 21

i one ze sobą utrzymywały kontakt“ – wspomina Marek. Ale w tamtą marcową niedzielę 1991 roku spotkali się przypadkiem. „Pojechałem na bazar po zlewozmywak, który miałem kupić do domu, do Rzeszowa, bo w Polsce takich nie było“ – wyjaśnia Marek i opisuje, jak spacerował między towarem, oferowanym na kocach czy ławkach. „A ja towarzyszyłam swojemu pracownikowi, który chciał kupić wózek dla dziecka“ – opisuje Ilonka, która zaoferowała, że zakupiony wózek weźmie do swojego malucha. „Niestety, kosztowny wózek potem zniknął z samochodu – ktoś się włamał i ukradł“ – dodaje. Wcześniej zdążyła natknąć się na spacerującego między straganami Marka, z którym umówiła się na wieczór do kina. „Pamiętam, że tak się spieszyłem na to spotkanie, że zatrzymała mnie wołga, z której wysiedli policjanci i wlepili mi mandat za przekroczenie szybkości!“ – opowiada Marek. Dziś, po latach z uśmiechem wspominają tamte czasy. Od ponad ćwierć wieku są ze sobą, co przypieczętowali ślubem w 2012 roku, który odbył się pod Warszawą, by – jak twierdzą rozrzuceni po różnych zakątkach Polski i świata rodzina i przyjaciele mogli łatwiej do nich dotrzeć.

Zawodowo

alizuje się w dwóch swoich pasjach. Pierwsza to język niemiecki, który zagłębia z ogromną ciekawością, a druga, wynikająca z jej zainteresowań historią, to oprowadzanie polskich wycieczek po Bratysławie.

Wspólne gniazdo

słowackim rynkiem. Otrzymałem od kilku dużych form propozycje, by je reprezentować“ – opisuje Marek, który w ten sposób pomógł zaistnieć na słowackim rynku kilkunastu polskim firmom; zarejestrował ich kilkadziesiąt. On sam założył swoją działalność gospodarczą w 1999 roku i nadal pomaga w rejestracji nowych firm, niektórych jest pełnomocnikiem, prowadzi ich administrację, księgowość, doradztwo, personalistkę. „Obecnie mam pod swoimi skrzydłami cztery takie firmy, co pozwala mi spokojnie żyć“ – konstatuje. A Ilonka re-

W międzyczasie Marek przyjął słowackie obywatelstwo, razem z Ilonką kupili własne mieszkanie w Bratysławie. To jest ich miejsce na Ziemi, choć Marek nie kryje, że nachodzi go czasem tęsknota za Polską. „Nigdy las czy polna droga w obcym kraju nie będzie taka, jak ta polska, przesiąknięta specyficznym zapachem“ – ocenia. Ilona z kolei dzięki współczesnym możliwościom technicznym nie czuje się z dala od Polski. „Kiedyś, żeby porozmawiać z rodziną, trzeba było lecieć do budki telefonicznej, dziś można to robić za darmo przez Skypa“ – zachwala. Państwo Sobkowie często podróżują, nie tylko do Polski, ale i do swoich dorosłych dzieci – do córki Ilonki do Szwajcarii czy córki Marka do Irlan dii. Ta Bratysława, która przed laty miała być tylko chwilowym miejscem pracy, stała się ich bazą, łącznikiem, ich gniazdem, które razem zbudowali i do którego wracają. MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

ZDJĘCIA: ARCHIWUM I STANO STEHLIK

W związku z pracami nad Pałacem Prymasowskim Ilonka wspomina, jak Bratysławę odwiedzili Diana z Karo lem czy prezydent Lech Wałęsa. „Mój kolega wtedy zapowiedział, że przywita się z nim jak elektryk z elektrykiem i tak też się stało“ – mówi z uśmiechem nasza bohaterka. Kiedy remont Pałacu Prymasowskiego ukończono, podjęła prace na budowie u Marka. Potem dostała kolejną propozycję – z działu finansowego ambasady Rzeczpospolitej Polskiej. Marek po skończeniu kontraktu został pełnomocnikiem PKZ na Sło wację i Czechy. Z tamtego okresu wspomina prace konserwatorskie i budowlane w nitrzańskim sądzie. „A potem zaczął się okres, kiedy Polacy zainteresowali się nowo otwartym KWIECIEŃ 2018

21


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:54 Page 22

ługo odwlekałam moment napisania tej recenzji, bo długo odkładałam samo obejrzenie „Botoksu” Patryka Vegi. Po premierze ruszyła bowiem lawina krytyki, która nie zachęcała do poznania filmu. Wręcz przeciwnie. Vedze i jego produktowi zarzucano wulgarność, chamstwo, epatowanie agresją, przemocą i to, co zwykle Vedze się zarzuca. Właściwie w każdej recenzji, obojętnie którego z filmów, występują te same zarzuty i trudno odróżnić recenzję Pitbulla od Botoksu. Najczęstsze opinie wyglądają podobnie: „Już nie mogłam doczekać się końca filmu, byłam zmęczona tym, co widzę, i tym sztucznym przedłużaniem pewnych scen. Chaos totalny w tym filmie, nic do niczego nie prowadzi, zero fabuły. Żałuję zmarnowanego czasu”. „Mamy seks ze zwierzęciem, molestowanie, korupcję, szantaże, kradzieże, pijań-

D

stwo, próbę gwałtu, zamiatanie pod dywan śmierci pacjentów, aborcje, upokarzanie, zdrady, romanse, przygodny seks (już nie ze zwierzęciem), wypadki, pomyłki, śmierć. Wszystko to, po czym widzowi w efekcie może zrobić się niedobrze. Jeśli to było głównym celem Vegi, to mu się to udało”. Na „Botoksie” krytyka i wi dzowie nie pozostawili suchej nitki, choć i jedni i dru22

dzy tłumnie ruszyli do kin. Jakby nie było, jest to rodzaj fenomenu Vegi, którego filmy oglądają absolutnie wszyscy, ale nikt się nie przyzna, że mu się podobało, tak jak z disco polo. Postanowiłam, że skoro takie zjawisko socjologiczne jednak jest, to dłużej nie mogę odwracać od niego oczu. Odczekałam nagonkę popremierową i „Botoks” w końcu zobaczyłam. Poświęciłam dwie godziny życia, żeby niestety potwierdzić: to zły film! Pod wieloma względami i nie dlatego, że padają tam wulgaryzmy. U Smarzowskiego też padają wielokrotnie, a nikt nie ma wątpliwości, że jego filmy są wybitne. Vega ma jeden wielki problem. Nie potrafi stworzyć spójnej fabuły. Owszem, robi dokumentację, rozmawia z ludźmi, wyciąga od nich tajemnice zawodu, zbiera jakieś gagi, anegdoty, szokujące fakty i wrzuca wszystko do jednego wora. Wyrwane z kontekstu scenki, jakby skecze, nie są połączone ze sobą w jakąś spój-

ną historię. Vega buduje akcję wokół pojedynczej sceny, nie myśląc o tym, że dobrze by było, aby jedna wynikała z drugiej. Scenariusz to jedno. Drugie, o wiele bardziej kolące moje oko zjawisko, to chęć filozofowania reżysera. „Botoks” zaczyna się jak „Pitbull”, którego akcja przeniosła się do służb medycznych. Lecą kurwy, alkohol się leje, ktoś komuś daje w ryja. Czyli kino męskie, Pasikowski i te klimaty. Po pół godziny następuje zmiana nastroju, aktorki i aktorzy wypowiadają nagle jakieś dłuższe kwestie, smutnym głosem, brzmi to jak sentencje Paulo Coelho poprzerywane wieloma kurwami. Nagle postaci Vegi zaczynają mieć życie wewnętrzne i dylematy moralne. I tu pojawił się u mnie wstyd za to, na co patrzę i czego słucham. Vega chciał chyba być trochę Kieślowskim, trochę poruszyć sumienia, wbić kij w moralne mrowisko. Niestety to za duże buty dla niego. Żeby prowadzić dyskurs, trzeba

wiedzieć jak. Vega bardzo chciał, ale zamiast kina moralnego niepokoju wyszły mu pseudofilozoficzne suchary. Jest dosłowny, nie daje nam poznać dwóch stron medalu, jak to w przypadku dylematów moralnych bohatera być powinno, tylko grubą nicią szyje dialogi propagandowe, łopatologicznie przedstawiając swoje prywatne poglądy. W swoim filmie miał ujawnić kulisy zawodów medycznych, przedstawić jakieś uniwersalne prawdy, a zrobił rubaszną komedię gangsterską, zmieszaną z dramatem aborcyjnym, chaotyczny zbiór wulgarnych skeczy i dużo akcji, która do niczego nie prowadzą. To, co należy pochwalić w filmie, to kreacje aktorskie Katarzyny Warnke i Agnieszki Dygant, które zbudowały role aktorskie. Szapołowska chyba ma jakiś kredyt we frankach, bo nie znajduję innego powodu jej występu w „Botoksie”. Fabijański jako mężczyzna, który kiedyś był kobietą… Pozostawiam bez komentarza, a ręce opadają mi na wietrze. Mam nieodparte wrażenie, że Vega chciał wyjść z szuflady męskiego kina gangsterskiego i wejść na olimp artystów intelektualistów. Niestety, żeby tam wejść, trzeba być intelektualistą. Vega jest chłopakiem od prostego populizmu. MAGDALENA MARSZAŁKOWSKA

MONITOR POLONIJNY


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:54 Page 23

taczały mnie wysokie i potężne drzewa, których powykręcane konary niczym ludzkie ręce wznosiły się do nieba. Zmurszałe, pokryte mchem, niektóre przewrócone, ale wciąż żywe. Cisi świadkowie historii od setek lat przyglądają się światu, budząc zainteresowanie naukowców z całego świata. Mowa o dębowym gaju Gavurky, bo taką nazwę nosi obszar starych drzew, który w 1999 roku został uznany za chroniony. Tak naprawdę jest to pozostałość po dawnym pastwisku, które dziś ma charakter zagajnika. Znajduje się on w odległości około kilometra na południowy wschód od miejscowości Dobrá Niva i 17 km od Zvolenia. Na terenie wielkości ponad 57 ha rośnie 600 wielkich, majestatycznych dwustuletnich dębów, z których największe mają obwód pnia przekraczający 6 metrów. Miejsce to jest prawdziwym przyrodniczym unikatem. Ze starej asfaltowej drogi prowadzącej z Dobrej Nivy do Sása zjechałam na wyboistą polną ścieżkę, by po kilku minutach zatrzymać się przed polaną pełną potężnych drzew. Brak oznaczeń powoduje, że niełatwo tu

O

Strażnicy Słowackie perełki

czasu miałam wrażenie, że jestem w magicznym lesie, który – jak w bajce – po zmroku ożywa. Zastanawiałam się, co by nam powiedziały, gdyby umiały mówić. Już w zamierzchłych czasach stare i okazałe drzewa swoim potężnym wyglądem wywierały na ludziach ogromne wrażenie. Wierzono, że mają magiczną moc i że zamieszkują je rozmaite duchy. Pod konarami takich drzew odprawiano starodawne obrzędy i modlono się. Dużą czcią

ZDJĘCIA: MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA

dotrzeć i może właśnie to jest przyczyną, iż miejsce to jest takie niezwykłe, ciche, jakby trochę zapomniane. Wiosną i zimą, kiedy nie ma liści, drzewa w całej okazałości ukazują swoje różnorodne kształty, pęknięcia, skręcone pnie i dziuple. W lecie są przyjemnym miejscem na rodzinny piknik, odpoczynek i czerpanie energii z natury. Spacerując wśród dębów, KWIECIEŃ 2018

wróżono, jaka będzie pogoda czy urodzaj. Plemiona germańskie poświęcały dęby zazwyczaj bogu burz Thorowi. Z kolei miejsca pogańskich kultów celtyckich i słowiańskich znajdowały się przeważnie w starych dębowych gajach. Celtowie wierzyli, że moc dębu jest pomocna w zaświatach, dlatego do grobów zmarłych wkładali gałęzie tego drzewa. Wzmianki o dębach znajdują się także w Starym Testamencie. W czasach późniejszych motyw liści dębowych oraz żołędzi często gościł w królewskich i rycerskich herbach, a także w emblematach mundurowych, symbolizując siłę, szlachetność i sławę. Liście dębu są także obecne w polskim krzyżu harcerskim, a na co dzień towarzyszą Polakom w ich portfelach na monetach 1-, 2- i 5-groszowych. Dębowy gaj Gavurky dziesiątki lat służył jako miejsce wypasu bydła, owiec, kóz oraz świń. Był także miejscem spotkań i zabaw lokalnych mieszkańców, którzy organizowali tu majowe imprezy na koniec roku szkol nego. Kiedyś rozleglejszy niż dziś przetrwał wycinki, wichury, wypalanie oraz stacjonowanie wojsk sowieckich, które zajęły te tereny po 1968 roku. Dziś ten niezwykły kawałek ziemi z różnorodną entomofauną jest domem rozmaitych ptaków, roślin i owadów, wśród których można znaleźć wiele cennych i chronionych gatunków. Gravurky są jednym z tych ciekawych, rzadkich i mało popularnych miejsc, które mają swój czar i zasługują na podziw i ochronę. Są jak mała perła, zagubiona wśród opadłych dębowych liści. Warto tu zabłądzić, by poznać prawdziwych strażników czasu. MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA

otaczano zwłaszcza stare, rosłe dęby. Starożytni Grecy i Rzymianie wierzyli, że dąb jest siedzibą i wizerunkiem najwyższych bóstw: Zeusa i Jowisza. Liście tego drzewa były symbolem męstwa i szlachetności, dlatego w Rzy mie na głowy wybitnych obywateli wkładano wieńce z dębowych liści. Niektóre ludy uważały dęby za drzewa wyrocznie, za pomocą których 23


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:54 Page 24

Sport w dyplomacji

ierwsze wspomnienie lomacj poświęciłem nartom, yP a raczej narciarstwu, które zbliża ludzi, oddających się białemu szaleństwu. W świeżej pamięci wie narciarscy dyplomae) mamy sukcesy olimpijskie c o d z i e n tyczne zadanie wykonali naszych skoczków narciarznakomicie. Zdobyte przez skich. Przy tej okazji można było nich medale zapracowały na słaniejednokrotnie usłyszeć i przewę Polski w świecie olimpijskim, czytać, że są oni najlepszymi amwpłynęły także znakomicie na nabasadorami Polski, co gorsza sze samopoczucie, a może jeszcze przed wyjazdem do Pjongczangu, bardziej samopoczucie naszych nakładano na barki tych wspaniaoficjalnych przedstawicieli. Zostałych chłopców odpowiedzialność wmy jednak narty i wróćmy do wspomnień, w których sport przeza wizerunek (oczywiście wspaplata się z dyplomacją, a dyplomaniały) naszej Ojczyzny. No, ale macja ze sportem. my to już za sobą. Akurat skoczko-

(ni

na

a

d

P

Najpierw piłka nożna Jeszcze w ramach współpracy międzyparlamentarnej w latach 19992001 rozegraliśmy przynajmniej dwa mecze towarzyskie Sejm RP – słowacka Rada Narodowa, kończące się zawsze nieznacznym zwycięstwem jednej lub drugiej drużyny. Pełne jedenastki grały 2 razy po 30 minut. Niezwykle ofiarnie po obu stronach grali zarówno marszałkowie – Maciej Płażyński i Jozef Migaś – jak i posłowie Ryszard Czarnecki, wówczas z AWS, i Robert Fico, wówczas poseł SDL’. W 1999 roku w Preszowie został rozegrany także mecz pomiędzy reprezentacjami polskiego Sejmu (z kapitanem Maciejem Płażyńskim) i słowackiego rządu (z kapitanem Mikulá šem Dzurindą), zakończony nieznacznym zwycięstwem gospodarzy 3 : 2. To był nasz sposób na integrację, na poznawanie się i przyjaźń. To była skuteczna dyplomacja, w której zawsze chodziło o zbliżenie i porozumienie. Na tydzień przed referendum akcesyjnym o wejściu Słowacji do UE mecz piłkarski z drużyną słowackiej Rady Narodowej rozegrali akredytowani w Bratysławie dyplomaci. Mecz rozegrany został 8 maja 2003 roku w

Szczyty marzeń ożesz zostać w życiu, kim chcesz. Byleby nie górnikiem” – usłyszał od ojca młody Adam Bielecki, który zanim stał się jednym z najlepszych himalaistów świata, musiał wykazać się sporą cierpliwością i uporem w dążeniu do celu.

„M

Adamowi los od początku rzucał kłody pod nogi, jakby sprawdzając, czy się podda, czy będzie walczył o swoje. Najpierw, gdy miał trzynaście lat, z powodu zbyt młodego wieku odmó24

wiono mu udziału w kursie skałkowym. Następnie, gdy miał lat piętnaście, usłyszał opinię zawodowców, że może kiedyś będzie z niego świetny wspinacz, o ile wcześniej się nie zabije.

Bielecki to silny duchem i ciałem młody mężczyzna z górniczych Tychów. Jest m.in. pierwszym człowiekiem, który zimą zdobył szczyt Broad Peak. Niestety, dwóch z czterech himalai-

stów nie wróciło wtedy do bazy. Ta wyprawa przyniosła zarówno sukces i rozgłos, ale i ostrą krytykę. Po autobiograficzną książkę „Spod zamarzniętych powiek”, napisaną przez Adama MONITOR POLONIJNY


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:54 Page 25

i dyplomacja w sporcie

Nowych Zamkach. Pamiętam niemiłosierny upał i częste zmiany w ekipie dyplomatów, wynikające z ich słabszej kondycji fizycznej. Na pamiątkowym zdjęciu widać reprezentantów polskiej ambasady – konsula Andrzeja Kalinowskiego i piszącego te słowa – w samym środku stawki. Mecz przegraliśmy 7 : 5, ale Słowacja referendum akcesyjne wygrała. I choć minęło już 15 lat, ten „dyplomatyczny” wysiłek na boisku dobrze pamiętam.

Bieleckiego przy współpracy z Dominikiem Szczepańskim (Agora 2018), sięgnęłam rozemocjonowana ostatnią zimową akcją polskich himalaistów i ich próbą pierwszego na świecie zimowego zdobycia szczytu K2 oraz wcześniejszej akcji ratunkowej na Nanga Parbat. Cała Polska i pół świata żyło tym, czy Urubko i Bielecki uratują dwoje innych himalaistów. Internet zalały fale komentarzy, zarówno tych pozyty wnych, pełnych dumy i uznania, jak i typowych hejterKWIECIEŃ 2018

stoletniej różnicy wieku walka bywała zacięta, a jeśli jej wynik wpływał na relacje obu zawodników, to tylko pozytywnie, umacniając i poprawiając ich wzajemne stosunki. Osobiście nie byłem najmocniejszy ani w piłce nożnej, ani w tenisie. Jedynym sportem, jaki poza taternictwem i narciarstwem kiedyś uprawiałem, było jeździectwo. Kiedy w 2001 roku Ministerstwo Spraw Zagranicznych RS zorganizowało dla dyplomatów bieg Św. Huberta, byłem jedynym ambasadorem, który całą trasę przejechał konno. Pozostali dyplomaci wraz z małżonkami i panem ministrem trasę pokonali w powozach, miejscami nawet galopem. Ale najweselej było na popasach (wtedy zsiadałem z konia). Wówczas odbywała się prawdziwa dyplomacja, choć prawie na pewno niecodzienna. JAN KOMORNICKI

Ulubiony sport naszych dyplomatów, czyli tenis Rozgrywki w korpusie dyplomatycznym, zarówno w Warszawie, jak i Bratysławie, organizowały ministerstwa spraw zagranicznych. Wśród graczy byli prawie zawodowi tenisiści, czyli nasi prezydenci: Aleksander Kwaśniewski i Rudolf Schuster. Każde spotkanie tych panów, nawet w czasie oficjalnych wizyt, przewidywało partyjkę tenisa. Mimo dwudzie-

skich, że: „mają wchodzić, nie wchodzić, czekać, nie czekać, a w ogóle to po co oni tam są, skoro mają dzieci w domu”. Okazało się, że Polacy z pozycji kanapy, ustawionej przed telewizorem, są specami od zimowego himalaizmu i mają na ten temat dużo do powiedzenia. Wobec tylu tysięcy ekspertów wyłączyłam Internet i poszłam do księgarni kupić książkę Adama Bieleckiego. Dobrze zrobiłam, bowiem, Szano wni Czytelnicy, ta pozycja jest niezwykle atrakcyjna.

Historie opowiedziane prostym, przystępnym językiem czyta się, jakby się osobiście

słuchało Bieleckiego przy jakimś ognisku czy w namiocie. Wciągające to jest, oj, wciągające! Nie zaczynajcie lektury przed snem, bo już nie pośpicie. Histo rie wypraw, osobiste przemyślenia, szczere, bez zadęcia. Do tego wszystko okraszone wspaniałymi zdjęciami, a nawet kodami QR, dzięki którym możemy obejrzeć filmy z wypraw. Sięgnijcie po tę książkę, spędzicie czas mądrze, ciekawie i refleksyjnie. MAGDALENA MARSZAŁKOWSKA 25


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:54 Page 26

26

MONITOR POLONIJNY


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:54 Page 27

Z pewnością część z Państwa przekonała się ostatnio, że krzyżówka, którą opublikowaliśmy w marcowym numerze „Monitora“ nie była jakimś przedrukiem, ale produktem z naszego podwórka, do którego, niestety, wkradł się błąd, za co serdecznie przepraszamy. Dziękujemy tym z Państwa, którzy zwrócili nam na to uwagę. Równocześnie informujemy, że hasło poprzedniej krzyżówki brzmiało: W Wielki Piątek dobry siewu początek. Ceniąc Państwa cierpliwość i chęć podejmowania wyzwań, oddajemy w Państwa ręce kolejne dzieło z naszego warsztatu – mając nadzieję, że przypadnie Państwu do gustu. Hasło zostało ukryte w polach oznaczonych numerami w następującej kolejności: 45 – 38 – 44 – 47 – 27 – 7 – 1 – Ń – 31 – 23 – 37 – 46 – 38 – 12 – 24 – 16 – 28 – 33 – 9 – 11 – 17 – 1 – 18 – 4 – 43 – 38 – 5 – 21 – 13 – 25 – 29 – 20 – 14 – 15 – 32 – 10 – 40 – 34 – 35 – 36 – 6 – 8 – 2 – 41 - 19 Rozwiązanie prosimy przesłać pod adresem: mwobla@gmail.com do 20 kwietnia. Spośród autorów tych poprawnych wylosujemy zwycięzcę, któremu nagrodę prześlemy pocztą. Prosimy nie zapominać o podaniu swojego imienia, nazwiska i adresu pocztowego. Miłej zabawy! Red., TO

Poziomo 1. 5. 7. 9. 14. 15. 16. 18. 19. 20. 21. 22. 25. 26. 27. 31. 32. 33. 34. 35. 36. 37. 40. 41. 43. 45. 46. 47. KWIECIEŃ 2018

ksiądz Robak mydlana - ciągnie się latami skrzydlata posłanka Zeusa pokarm oseska do wody sodowej nastroszone włosy owcza krzyżówka odmiana sałaty; jej jasne liście tworzą zwarte podłużne główki pododdział lotnictwa japoński motor szmatoszczotka autor „Promethidiona“ przed kredą olimpiada dla niepełnosprawnych bździągwa, ciućma nimfa jak skorupiak końcowa faza baroku wśród wód mineralnych nie skalar wielki obszar lądu odgermańskie niszczycielstwo człowiek w bieli stolica Pakistanu Szmaragdowa Wyspa film z Henrykiem Gołębiewskim w roli złomiarza zrobione z jarzębiny moneta w sakiewce odmiana wiernej adaptacji

Pionowo 1. 2. 3. 4. 6. 8. 10. 11.

12. 13. 17. 23. 24. 28. 29. 30. 36. 38. 39. 42. 44.

polor, dobry smak fajtłapa do naczyń osprzęt, sieć, asamblaż sąsiad Afganistanu Słowaczki, Niemki i Polki kosz lub arbuz ptak leśny z rodziny pokrzewkowatych czarci pierwiastek pod arcybiskupem poradzi jąkale sklep dla bogaczy przestarzale admiracja niepożądana w ziemniakach za kometą okrągła blaszana forma do ciast bar w pociągu rólka w filmie święty z Irandii dawna Persja przyświeca aktywiście 27


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:55 Page 28

Fonoholizm edną z rzeczy, którą zapamiętałam z pobytu w Japonii 9 lat temu, były tłumy podróżujące metrem – każda z osób wpatrzona była w swój telefon. W naszej części Europy Internet nie był wówczas ogólnodostępny, a modele telefonów daleko odbiegały od popularnych dziś smartfonów. Dla nas obywateli Europy Wschodniej był to widok niecodzienny. Dziś każdego dnia spotykam się z tym, co kiedyś w Azji było dla mnie nowe i niezwykłe. Staliśmy się obywatelami świata, wychowanymi wśród nowych technologii. Kiedyś wielkie i ciężkie komórki zamieniły się w leciutkie, wąskie i płaskie, a każda wyposażona jest w Internet i mnóstwo pomocnych aplikacji. Telefon to priorytet, zaś jego utrata to prawdziwy stres. Niedawno moja koleżanka przyszła do pracy strasznie zrozpaczona. Myślałam, że straciła kogoś bliskiego, ale ona zgubiła tylko telefon, a może aż telefon? Dziś smartfony to nie tylko narzędzie do rozmów, kalendarz czy notatnik. To skarbnica wiedzy o tym np. ile spożyło się kalorii, ile kroków wykonało, kiedy położyć się spać, żeby się wyspać, jak dotrzeć do celu i oczywiście – dzięki mediom społecznościowym – wielkie okno na świat kontaktów. Nowa generacja nie zna życia bez smartfona, wi-fi i selfie. Codziennie w środkach komunikacji miejskiej, w poczekalniach czy na przystankach widzę ludzi ze zwieszonymi głowami i oczami wlepionymi w telefony. Ostatnio w kawiarni obserwowałam młodą parę ludzi, siedzących na przeciwko siebie – na stole wino i róża, ale konwersacji brak. Zamiast tego każdy z nich zajęty był swoim telefonem. Moja szwagierka posłała przez portal społecznościowy

J

28

nowe uzależnienie

wyznanie miłosne swojemu chłopakowi, który siedział obok niej na kanapie. Ludzie kiedyś częściej rozmawiali ze sobą, wymyślali gry i kwizy, a dziś dla większości ludzi nie istnieje życie bez komputerów, smartfonów i Internetu. Nie korzystają z bibliotek, nie lubią papierowych gazet i ręcznego pisania. Błyskawicznie za to poruszają się po klawiaturze i w sieci, gdzie znajdują odpowiedzi na wszystkie pytania. Już coraz mniejsze dzieci posiadają komórki i uzależniają się od tabletów. Właściwie powinniśmy się cieszyć, bo współczesna technika ułatwia nam życie, ale coraz częściej pojawiają się głosy psychologów, że smartfony są jednym z powodów depresji i myśli samobójczych u nastolatków. Młodzi ludzie czują się samotni i wyobcowani, bo znajomi z sieci to nie to samo co kontakty na żywo. Interakcje za pośrednictwem najpopularniejszych portali społecznościowych są dla nich ważniejsze, niż rozmowy w realu, a ich spotkania i randki odbywają się na internetowych czatach. Interakcje w prawdziwym życiu coraz częściej zastępuje wymiana snapów czy komentowanie zdjęć na Instagramie. Nawet podczas wspólnych posiłków młodzi ludzie swoją uwagę poświęcają często ekranowi telefonu czy tabletu. Gdy wracam na osiedle w Pozna niu, na którym się wychowałam, ze smutkiem stwierdzam, iż kiedyś gwa rne i pełne biegających dzieci, dziś jest puste, bo największą karą dla dziecka w obecnych czasach jest wyjście na dwór. Zupełnie odwrotnie niż przed laty. Wiosenna aura nastraja pozytywnie, więc możę by tak wybrać się na spacer, zagadnąć sąsiada i tak po prostu po ludzku się ponudzić, zostawiając telefon w domu. MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA

IV Turniej Tenisa Stołowego

o puchar Konsula RP

W sobotę, 5 maja, o godz. 14.00 w sali gimnastycznej Gimnazjum La Salle przy ul. Čachtickiej w Bratysławie (dzielnica Rača) po raz czwarty odbędzie się turniej tenisa stołowego pod patronatem konsula RP w RS Jacka Doliwy. W turnieju mogą wziąć udział wszyscy, bez względu na poziom umiejętności gry. Mile widziany własny sprzęt w postaci paletek, które będzie można także wypożyczyć na miejscu. Podczas zawodów zapewnione będą woda, kawa, herbata. Zapraszamy też chętnych z innych miast do udziału w turnieju lub do kibicowania! Wstęp – symboliczne 1€ za osobę. Informacje o turnieju będą na bieżąco aktualizowane na stronie facebookowej Klubu Polskiego Bratysława oraz www.polonia.sk. Zapisy i ewentualne pytania prosimy kierować pod adresem: klubpolskibratyslawa@gmail.com Liczymy na Państwa obecność oraz świetną zabawę.

IWONA, KSIĘŻNICZKA BURGUNDA Chętnych, którzy chcieliby przetestować znajomość języka niemieckiego i obejrzeć sztukę polskiego pisarza, który – podobnie jak my – spędził większość życia na emigracji, zapraszamy na „Iwonę, Księżniczkę Burgunda“ Witolda Gombrowicza w reżyserii Magdaleny Marszałkowskiej z udziałem aktorów Grupy Teatralnej XYZ oraz absolwentów Studium Teatralnego przy Pygmalion Theater. Przedstawienia będzie prezentowane od 9 do 13 maja co wieczór o godz. 20.00 na deskach OFF-Theater przy Kirchengasse 41 w Wiedniu. Rezerwacja biletów pod adresem xyz.verein@gmail.com

MONITOR POLONIJNY


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:55 Page 29

Zielone Świątki w Kočovcach koło Beckova

Klubowiczów z wszystkich zakątków Słowacji zapraszamy na weekend do stylowego ośrodka Słowackiego Instytutu Technicznego w Kočovcach koło Beckova, usytuowanego w pięknym parku, gdzie w dniach 1 - 3 czerwca (piątek – niedziela) odbędzie się tradycyjne spotkanie z okazji Zielonych Świątek. W tym roku przygotowaliśmy dla Państwa wiele atrakcji, między innymi warsztaty artystyczne dla dzieci i dorosłych, wykład na temat dwujęzyczności w rodzinie, wieczory muzyczne, grill itp. W niedzielę odbędzie się msza w języku polskim, którą celebrować będzie ojciec Tymoteusz. W ramach pobytu zapewniamy dwa noclegi i pełne wyżywienie. Napoje – we własnym zakresie lub do zakupienia w miejscowym barze. Cena pobytu dla osób dorosłych wynosi 15 €, dzieci do lat 15 – pobyt bezpłatny. Zgłoszenia prosimy przesyłać pod adresem: klubpolskibratyslawa@gmail.com Liczba miejsc ograniczona, decyduje kolejność zgłoszeń. Dokładny program zostanie przedstawiony w kolejnym numerze „Monitora“ oraz na stronie internetowej polonia.sk

Tajemnice Petrżalki WSPÓLNE ZWIEDZANIE

Z POLSKIM PRZEWODNIKIEM Zapraszamy serdecznie 21 kwietnia (sobota) o 14.30. na tradycyjne wiosenne poznawanie zakątków Bratysławy z polskim przewodnikiem Arkadiuszem Kuglerem. Przewidywany czas zwiedzania: ok. 2 - 2,5 godziny. Miejsce zbiórki: Rybné námestie, przy kolumnie Trójcy Świętej. Tym razem odwiedzimy przeciwległy brzeg Dunaju i poznamy tajemnice Petrżalki. Jak się okazuje, ta najmniej doceniana część Bratysławy ma bardzo bogatą historię. Z tego powodu zaszczyci nas również swoją obecnością Peter Martinko, członek Klubu Przyjaciół Komunikacji Miejskiej i Regionalnej w Bratysławie. Jak na prawdziwego pasjonata przystało, Peter Martinko nie tylko opowie nam o planowanym w Bratysławie metrze i słynnym wiedeńskim tramwaju, ale również wskaże nam zachowane do dziś ślady tych słynnych fenomenów komunikacyjnych. Udział w zwiedzaniu jest bezpłatny. Tempo zwiedzania dostosujemy do każdego. Wymagane jest posiadanie dwóch 60-minutowych biletów komunikacji miejskiej. Trasa częściowo przebiegać będzie w terenie, zalecane jest zatem wygodne obuwie turystyczne. Nieznającym języka słowackiego zapewnimy tłumaczenie na język polski. Po spacerze zapraszamy na tradycyjne spotkanie integracyjne w jednym z lokali w centrum miasta (do ustalenia). Uwaga! W przypadku bardzo złych warunków pogodowych akcja zostanie przesunięta na inny termin. Najświeższe informacje będą zamieszczane na facebookowym profilu Polskiego Klubu w Bratysławie.

P R O G R A M I N S T Y T U T U P O L S K I E G O W B R AT Y S Ł AW I E N A K W I E C I E Ń ➠ Od 5 kwietnia do 18 kwietnia, Bratysława, Instytut Węgierski, Palisady 54 Wystawa Sławik i Antall • Bohaterowie Trzech Narodów: polskiego, węgierskiego i żydowskiego przedstawiają historię polskowęgierskiej przyjaźni dwóch bohaterów II wojny światowej – Henryka Sławika i Józefa Antalla seniora. Z okazji ukończenia wystawy obędzie się projekcja filmu dokumentalnego Węgierskie serce oraz dyskusja z udziałem reżysera filmu i byłego ambasadora RP na Węgrzech Grzegorza Łubczyka.

➠ 11 kwietnia, godz. 17.00, Bratysława, Instytut Polski, Nám. SNP 27 Zbrodnia Katyńska - Droga do prawdy O zbiorowym mordzie popełnionym na zamówienie polityczne przywódców Związku Sowieckiego na Polakach uwięzionych w obozach specjalnych. Również 11 kwietnia o 19.30 w kinie Mladost (Hviezdoslavovo nam. 18), odbędzie się projekcja filmu Antoniego Krause pt. „Smoleńsk“. KWIECIEŃ 2018

➠ 12 kwietnia, godz. 17.30, Bratysława, Instytut Polski, Nám. SNP 27 Biblioteka blisko nas: Holocaust i Sprawiedliwi w popkulturze W kwietniu w czytelni i Bibliotece Instytutu Polskiego odbędzie się prezentacja polskich i zagranicznych komiksów historycznych poświęconych ratowaniu Żydów podczas Holokaustu. ➠ 17 kwietnia, godz. 17.00, Bratysława, Instytut Polski, Nám. SNP 27 Wystawa polskiej grafiki międzywojennej Niepodlegla.pl. ze zbiorów Słowackiej Galerii Narodowej z okazji obchodów 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 r. Wystawa potrwa do 18 maja.

➠ 19 kwietnia, godz. 18.00, Bratysława, Instytut Polski, Nám. SNP 27 Z okazji 75. rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim (19 kwietnia 1943 r.) wystąpi zespół Mojš Band z koncertem muzyki żydowskiej i klezmerskiej.

➠ 17 – 21 kwietnia, Bratysława, Filmová a televízna fakulta VŠMU, Svoradova 2 Głównym gościem festiwalu Visegrad Film Forum 2018 będzie Sławomir Idziak, polski operator filmowy, reżyser i scenarzysta, który poprowadzi pięciodniowe warsztaty dla studentów Wydziału Filmu i Telewizji VŠMU w Bratysławie. W ramach festiwalu 17 kwietnia odbędzie się pokaz filmu Krzysztofa Kieślowskiego Trzy Kolory / Niebieski. www.visegradfilmforum.com ➠ 24 kwietnia, godz. 17:00, Bratysława, Instytut Polski, Nám. SNP 27 25 kwietnia, Bańska Bystrzyca, Univerzita Mateja Bela, Fakulta prírodných vied, Tajovského 40 • Powstanie rządu centralnego w Polsce po 1918 r. - wykład prof. Czesława Brzozy z Instytut Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie ➠ 26 kwietnia, godz. 17:00, Bratysława, Instytut Polski, Nám. SNP 27 Odnowa Kościoła greckokatolickiego na Słowacji - wieczór dyskusyjny ÚPN

29


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:55 Page 30

Kiedy zamieni się

dobré ráno na guten Morgen

pierwszej części artykułu opisywałam pożegnanie z Bratysławą, którą opuszczaliśmy ze względu na pracę mojego męża. Wyjechaliśmy wraz dziećmi do Niemiec, zostawiając za sobą przyjaciół i osiem szczęśliwych lat spędzonych na Słowacji.

W 2

Nie ma jakoś to będzie

Od ostatków do Wielkiej Nocy

W Niemczech mieszkamy już ponad 4 lata, ale choć dopiero od 3 lat pracuję w centrali dużej firmy chemicznej, to ośmielę się stwierdzić, że sposób pracy rożni się od słowackiego (a także polskiego) diametralnie! Tutaj nie ma czegoś takiego, że jakoś to będzie, że coś się wymyśli, że zobaczymy. Tutaj trzeba być na każdą sytuację przygotowanym, stosować się do stworzonych wcześniej reguł. Nie oznacza to absolutnie, że kreatywność jest zabijana! Wręcz przeciwnie – sugestie usprawnienia wszelkich procesów i działań są zawsze mile widziane, ale zanim zmiany zostaną wprowadzone, są jeszcze wielokrotnie analizowane.

Kolejna tradycja, która gromadzi tłumy, to zakończenie karnawału – FASCHING. Zaczyna się damską imprezą już przed ostatkowym weekendem (Weiberfastnacht), a w ostatni dzień karnawału (wtorek) w wielu miejscach odbywają się pochody karnawałowe z własnoręcznie wykonanymi makietami, wiezionymi na przyczepach traktorów. Oczywiście nie wypada się nie przebrać! Przystoi to nawet księdzu! Aha, pominęłam jeszcze tłusty czwartek, kiedy to każdy każdemu ma prawo obciąć krawat, nawet najwyższemu szefowi! Za nami święta wielkanocne – niesamowita frajda dla dzieci, które szukają wielkanocnych jaj (z czekolady, a także innych słodkości), które według tradycji chowa w mieszkaniach i ogrodach królik.

Priorytety Niemców W kontaktach Niemcy wydają się sympatyczni, ale większość ich zachowań wydaje się sztuczna – uśmiechają się do ciebie, a potem obgadują za twoimi plecami. I nie są to, niestety, moje wymysły, bowiem przykładów takiego postępowania nie brak. Na szczęście są wyjątki, czego dowodzą moje niektóre koleżanki w pracy. A co jest dla Niemców ważne? Na pewno na pierwszym miejscu bezpieczeństwo. Już w przedszkolu przewidziana jest wizyta policjanta, który przygotowuje dzieci do bezpiecznego przechodzenia przez ulice. W każdym domu obowiązkowo muszą być zamontowane czujniki dymu.

Coś na ząb? Co jeszcze jest ważne dla Niem ców? Na pewno jedzenie! Mieszkamy w Nadrenii-Palatynacie, w którym króluje pieczona kiełbasa i kapusta, 30

wszelkiego rodzaju tłustawe mięso i różnego rodzaju knedle oraz kluski. Na szczęście w maju zaczyna się sezon szparagów i wtedy to one królują w restauracjach. Na jesieni bardzo popularne są dania z dyni i jadalnych kasztanów, które możemy zbierać nawet w przyległym do naszego miasta lesie.

Festyny Jeśli jedzenie, to oczywiście i picie. W naszej okolicy jest bardzo dużo winnic, więc to wino jest głównym napojem tutejszych mieszkańców. Ale żeby za szybko nie uderzało do głowy, stworzono napój zwany Weinschorle, a jest to po prostu wino połączone (w odpowiednich proporcjach oczywiście!) z wodą gazowaną. A jak już wino, to kolejna rzecz, którą Niemcy uwielbiają: FESTYNY! Jak tylko pojawią się pierwsze oznaki wiosny, już planowany jest pierwszy festyn. Wła ściwie to każda okazja jest dobra, by zorganizować jakąkolwiek uroczystość. I tak, jak na Słowacji popularna jest Malokarpatská vinna cesta, tak tutaj odbywa się ona przez cały sezon.

Ciepłe niemieckie gniazdko Nie, zdecydowanie nie chciałam jechać do Niemiec i pierwsze pół roku (a może nawet rok) potrzebowałam na to, żeby się tu odnaleźć. Kontakt z Polakami pomógł nam jednak stworzyć tu ciepłe gniazdko i teraz nie wyobrażam sobie powrotu do Polski. Ojczyznę odwiedzamy 2-3 razy w roku, aby dzieci miały kontakt z babciami i dziadkami, a my z rodzicami i znajomymi. Szkoda, że coraz rzadziej możemy odwiedzać znajomych na Słowacji. Całe szczęście, że raz do roku, dzięki międzynarodowemu turniejowi gry w siatkówkę, organizowanemu przez znajomych z Kvetoslavova, mamy możność spotkania tam jednocześnie wielu z naszych przyjaciół. MAGDALENA KULMA, Niemcy MONITOR POLONIJNY


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:55 Page 31

Pierwszy raz

robiłem to po raz pierwszy. Zastanawiacie się, co? Myślę, że mało kto by zgadł. Otóż w ostatnim miesiącu pierwszy raz byłem u fryzjera. Jeśli pamiętacie mnie z niektórych zdjęć, to wiecie, że nie mam włosów długich jak dziewczynka, dlatego może wydać się wam to dziwne. Ale nic w tym nadzwyczajnego, bo do teraz mnie i mojemu bratu włosy regularnie obcinali rodzice. Gdy byliśmy mali, rodzice strzygli nas w domu specjalną maszynką, ponieważ bardzo płakaliśmy i nie chcieliśmy usiąść na fotelu fryzjerskim. Dlatego we fryzjera bawiliśmy się w domu. Zawsze umawialiśmy się na godzinę i siadaliśmy na naszym krzesełku. Rodzice pytali się nas: „Jaką fryzurę sobie pan dziś życzy?”, a my odpowiadaliśmy, że taką jak zawsze. Mama zakrywała nas ręcznikiem, żeby nie kłuły nas włosy. Tata obcinał nam całą głowę maszynką, a później mama

Z

KWIECIEŃ 2018

bardziej precyzyjnie obcinała nam boki, grzywkę czy włosy na karku. Gdy byliśmy mali, baliśmy się, że maszynka zrobi nam coś złego, więc mama pokazywała nam taką specjalną sztuczkę, skręcając włosy na swoim palcu. Później już się przyzwyczailiśmy. A na dodatek mama zaczęła nam dawać różne smakołyki,

byśmy nie myśleli o tym, co nas czeka. Ostatnio jednak zapragnęliśmy mieć inną fryzurę. Rodzice próbowali nas tak ostrzyc, ale efekt był marny. Dlatego pojechaliśmy do fryzjera, do centrum handlowego. Siedzieliśmy, a czekając na swoją kolej, wybieraliśmy z czasopisma nowe fryzury. Odważniejszy był mój brat, który usiadł na fotelu pierwszy i patrzył, jak pani skraca jego włosy. Mama się bała, że będzie je miał za krótkie na bokach. Na koniec fryzjerka umyła mu włosy i specjalnie je ułożyła. Brat był bardzo zadowolony. Potem przyszła kolej na mnie. Wybrałem taką samą fryzurę i usiadłem na fotelu. Było to bardzo fajne i zrozumiałem, że nie trzeba się bać nowych rzeczy. Mam nową fryzurę i zastanawiam się, czy nie będziemy tam chodzić częściej. Wychodząc z salonu obaj z bratem uśmiechaliśmy się do naszych odbić w lustrze. JAKUB KRCHEŇ z mamą OLĄ

Odgadnij jakie są te pierwsze wiosenne kwiatki. Pomogą ci w tym krótkie rebusy

31


Monitor 4_2018 8.4.2018 15:56 Page 32

CZYLI KULINARNA PODRÓŻ NA WSCHÓD Kuchnia regionalna ma to do siebie, że jej opis nie zawsze odzwierciedla jej unikatowy smak. Jedyną opcją jest wtedy własnoręczne przygotowanie potrawy według polecanego przepisu. Myślę, że takie samo zdanie miałby pan Przemek Masio, który razem ze swoją

rodziną mieszka w Medzilaborcach, miejscu, gdzie styka się wiele kultur. W kuchni oznacza to zwykle ciekawe potrawy, które potrafią przyrządzić tylko miejscowe gospodynie. Teściowa pana Przemka podzieliła się z nami specjałem z Zemplinu – kolożwarską kapustą.

Kolożwarska kapusta Składniki: • 1 kg kiszonej kapusty • 500 g mielonego mięsa • 2 kiełbasy • 1 kawałek słoniny • 200 g ryżu (okrągłego) • cebula

• słodka czerwona papryka mielona • granulowany czosnek • sól, pieprz • 2 jajka • 500 ml śmietany do gotowania

Sposób przyrządzania: Ryż dokładnie płuczemy, prażymy przez chwilę na patelni, następnie solimy, doprawiamy czosnkiem, zalewamy około 500 ml wody i dusimy. Gdy woda odparuje, zdejmujemy naczynie z kuchenki, by ryż nieco ostygł. W tym czasie odciskamy sok z kapusty (kapusty nie płuczemy!), kroimy drobno ZDJĘCIA: PRZEMEK MASIO

cebulę i razem z mieloną papryką, pieprzem oraz wyciśniętym lub granulowanym czosnkiem dusimy około 15 minut (możemy lekko podlać wodą). Mięso podsmażamy i również doprawiamy solą, pieprzem i papryką. Kiełbasę kroimy w plasterki, słoninę w kostkę.

W misie do zapiekania (wysmarowanej masłem lub olejem) układamy warstwami kapustę, ryż, mielone mięso, kiełbasę, słoninę i kolejne warstwy według tejże kolejności. Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na około 20 minut. Następnie mieszamy jajka ze śmietaną i polewamy nimi wierzch zapiekanki. Zwiększamy temperaturę do 200 stopni i pieczemy jeszcze 10 minut.

Co wy na to? Potrawa niewątpliwie oryginalna i czuję, że może być naprawdę smaczna, jak wszystko, co ma długą regionalną tradycję. A więc smacznego! AGATA BEDNARCZYK


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.