MNA 2011_3

Page 13

DOBRA PROZA

KRWAWA ZEMSTA Kiedy przyjeżdżałem na wieś, mówili, żebym uważał na gęsi. Jestem większy niż one, nic mi nie mogą zrobić… Jednak ten syk, trzepot piór, gonitwę i uszczypnięcie w tyłek do dzisiaj pamiętam. Polały się łzy pięciolatka. Poczułem się na tyle dotknięty, że przysięgłem zemstę. Miałem tam kolegę Szymka. Mieszkał po sąsiedzku. Był ode mnie starszy o ponad dziesięć lat. Pomagałem mu czasami przy codziennych pracach, których latem na wsi nie brakowało. Wpatrywałem się pilnie, kiedy nadziewał siano na widły i niósł do obory. Jeśli tylko zsunęło się jakieś źdźbło, zaraz je zgarniałem i taszczyłem zgubę za Szymkiem. Pomagałem mu nabierać wodę ze studni. Siadałem jako balast na końcu żurawia spoczywającym na ziemi, a on ściągając żuraw z drugiej strony ku dołowi, windował mnie w górę… Prawdziwa adrenalina i dla mnie, i dla niego. Szczęśliwie nikt nie widział, a ja nigdy zbyt wcześnie nie odpiąłem się ze swojego stanowiska. Naszą przyjaźń postanowiłem wykorzystać do zemsty na gąsiorze… Pewnego razu namówiłem Szymka do zrobienie łuku. W leszczynie za stodołą wycięliśmy odpowiednią gałąź. W drewutni naciągnęliśmy cięciwę. - Wiesz, ale strzałę zrobimy prawdziwą, indiańską. Wziął trzcinę, piórka i gwóźdź kowalski. Zmontował wszystko precyzyjnie i poszliśmy oddać pierwszy strzał w stuletnią lipę przy domu. Sprzęt pracował nienagannie. Szymka zawołali do pomocy. Jeszcze zdążył krzyknąć: - Tylko nikomu nie mów, że to ja ci zrobiłem i nie strzelaj do ludzi! Jasne, że nie będę strzelał do ludzi, oni mnie w tyłek nie szczypali…

Znalazłem gąsiora pilnującego swego stadka na górce. Przykucnąłem za porzeczką. Przymierzyłem i siuuuu… Cięciwa zagrała, piórka zafurgotały. Złowieszczy nabój pomknął w kierunku wroga. Dostał w szyję. Jak oparzony zaczął ganiać po ogrodzie razem z moją strzałą. Zemsta się dokonała, ale jednocześnie pojąłem, że straciłem strzałę i muszę się pilnie ewakuować z miejsce potyczki. Konieczność wyniknęła z ogromnej wrzawy, jaką mój cel spowodował. Czmychnąłem do stodoły. Zamaskowałem w sianie łuk i przykleiłem oko do szpary w ścianie. Z domu wybiegły zdezorientowana babka z ciotką. Rozpostarły fartuchy i zaczęły ganiać gąsiora. Młodsza potknęła się o jakieś drewno, wyrżnęła jak długa, ale starsza biegła dalej, aż gąsior zaczął wyraźnie zwalniać i w pobliżu studni wyzionął ducha. - Zobacz! Strzała! Nie mam siły na te chłopaczyska! Dochodzenie trwało długo. Mnie, najmłodszego, nikt nie podejrzewał. Wreszcie stanęło, że to pewnie dzieciaki z PGRu. Zemsta zemstą, ale pieczona gęsina jakoś do dzisiaj mi nie smakuje. Z Szymkiem zaprzyjaźniliśmy się jeszcze mocniej. Taka tajemnica jednoczy. Za każdym pobytem na wsi obowiązkowo go odwiedzałem. Nasze kontakty oziębły, kiedy trafił do wojska, a potem na studia, aż wreszcie stał się wysoko wykształconym rolnikiem. Od tego momentu widywałem go tylko w TV. Wygrywał jakieś turnieje, albo coś nowatorsko uprawiał. Przypomniałem sobie o nim niedawno, gdy spokrewnione dzieciaki zażyczyły sobie nauki lepienia cudów z gliny. W tej uroczej gromadce jest nadzwyczaj utalentowany chłopczyk, o bardzo ekspresyjnym temperamencie. Rodzina już dawno dopatrzyła się podobieństwa fizycznego i psychicznego między nami. Przyznam, że to celne spostrzeżenie, ale bardziej frapuje mnie fakt, że jego rodzice nigdy nie słyszeli o moim koledze sprzed pół wieku, a swojego syna nazwali… Szymon.

13


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.