Witkacy! nr 4

Page 1

nr 1/2018 (4) issn 2543-7909

1


nr 1/2018 (4), issn 2543-7909

Wydawca

Partnerzy numeru

witkacy.eu

Redaktor Naczelna: dr Małgorzata Vražić Zastępca Redaktor Naczelnej: Przemysław Pawlak Sekretarz Redakcji: Dominik Gac

Redakcja dr Marcin Klag, dr Dorota Niedziałkowska Krzysztof Dubiński, doc. dr inż. Marek Średniawa Dział Międzynarodowy: dr Izabela Curyłło-Klag, dr Elżbieta Grzyb Grafika, skład i łamanie: dr Marcin Klag Korekta: dr hab. Magdalena Bizior-Dombrowska, Tomasz Pawlak, dr Dorota Niedziałkowska Magdalena Baraniak, Przemysław Pawlak, dr Małgorzata Vražić

Rada Naukowa prof. Janusz Degler prof. Dalibor Blažina dr hab. Tomasz Bocheński, prof. UŁ dr Jarosław Cymerman dr hab. Jagoda Hernik Spalińska, prof. IS PAN Kapsyda Kobro-Okołowicz prof. Anna Krajewska, Stefan Okołowicz prof. Maria Jolanta Olszewska prof. Lech Sokół, dr Wojciech Sztaba dr hab. Katarzyna Taras, Beata Zgodzińska

Doradca Honorowy Włodzimierz Mirski

Recenzenci prof. dr hab. Lechosław Lameński, dr hab. Jagoda Hernik-Spalińska, prof. IS PAN Redakcja zastrzega sobie prawo podzielenia artykułu na części drukowane w kolejnych numerach. Redakcja i wydawca dołożyli wszelkich starań, by ustalić autorów i spadkobierców praw autorskich do materiałów zamieszczonych w bieżącym numerze. Osoby nieumyślnie pominięte prosimy o kontakt z Instytutem Witkacego, ul. Marszałkowska 68/70/34, 00-545 Warszawa, red.witkacy@gmail.com Druk i oprawa: Hera Drukarnia Offsetowa ul. Słoneczna 2, 05-270 Marki www.drukarniaoffsetowa.com

Na I stronie okładki: Portrety Janusza Deglera. Fot. S. Okołowicz. Logo Instytutu

Nakład 500 egz.

Witkacego proj. Hubert Skoczek.

1/2018

2


Spis treści Małgorzata Vražić

Elżbieta Grzyb

Wstępniak . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

4

Lech Sokół

Daniel Gerould. Przekład literacki jako kulturowa mediacja. Cz. 1 . . . . . . . . . . . . . . . 118

Oda do JW Profesora Janusza Deglera, Witkacologa Wielkiego, Pana na Włościach Wiedzy, Mądrości i Dobroci, na 80. Rocznicę Urodzin . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 4

Witkacy – artysta życia

Stefan Okołowicz

W stronę Witkacego. Podróż do Jezior latem 2008 r. . . . . . . . . . . . 146

40 lat z Witkacym i Januszem Deglerem. Cz. 1 . . . . . . . . . . . . . . .

6

Dialektyka bydlęcej metafizyki

Na podstawie rozmowy prof. Janusza Deglera z prof. Tomaszem Bocheńskim . . . . . . . . . . . . . . . . . . 132 Jarosław Komorowski

Beata Zgodzińska

i Przemysława Pawlaka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24

Sesje, tomy, spotkania inne + appendix, czyli o związkach Janusza Deglera z Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 152

Włodzimierz Mirski

Krzysztof Dubiński

Jak zostałem (psycho)fanem Janusza Deglera . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .38

Władysława Strzemińskiego „życie przed życiem” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 158

Wojciech Sztaba

Izabela Curyłło-Klag

Na podstawie dyskusji z udziałem prof. Ewy Łubieniewskiej, prof. Janusza Deglera

Z laboratorium Firmy Portretowej: portret podstawkowy . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Formiści, Futuryści, F/Witkacy 48

. . . . . . . . . . 164

Andrzej Klimowski, Kinga Ostapkowicz,

Dalibor Blažina

Małgorzata Sady, Ewa Satalecka, Marek Średniawa

Podróże z Januszem po obrzeżach Witkacji . . . . . . . . . . . . . . . . . . .56

Projekt Gyubal WahazAR, czyli jak Witkacy odnalazł „tych Temersonów” i razem wskrzesili smoka Żabrołaka . . . . . . . . . . . . . 168

Martyna Leśniak

Witkacowska teoria i krytyka sztuki. Cz. 1 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .66 Marriage and Morals. O Stanisławie Ignacym Witkiewiczu, witkacologach i witkacologii z prof. Januszem Deglerem rozmawia Aneta Jabłońska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .70 Katarzyna Dąbrowska

Krótka historia niekrótkiej znajomości Teatru Exodus z profesorem Januszem Deglerem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .86 Stefan Okołowicz

40 lat z Witkacym i Januszem Deglerem. Cz. 2

. . . . . . . . . . . . . .94

Krzysztof Miklaszewski

Tomasz Pawlak

Ludzie wywiadu w kręgu towarzyskim Witkacego. Cz. 1 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 180 Przemysław Pawlak

Namopaniki i Żywoty Aleksandra Wata – potencjalne źródła . . . 187 „Mówić chcemy po wyspiańsku, a nie nowocześnie drańsku” Z Jerzym Stuhrem, reżyserem Szewców w Teatrze Nowym w Łodzi, rozmawia Elżbieta Grzyb . . . . . . . . . . . . . . . . 200

Witkacy z rockowym pazurem. Przyjdź, posłuchaj… Zrozumiesz. A jak nie? To na pewno poczujesz Z Dominikiem Piejką i Kubą Herzigiem z zespołu Palfy Gróf rozmawia Marek Średniawa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 206

Pamięć o Chwistku . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 112

3

1/2018


Szanowni Czytelnicy!

W

e Wrocławiu kapelusze w górę, w Zakopanem kapelusze na wierchy, w Warszawie kapelusze na Pałac Kultury! Vivat Janusz Degler! We wszystkich zakątkach Witkacji wielkie święto, a wszystkie nasze redakcyjne Muzy bardzo zajęte opiewaniem Tego, którego imię wszyscy znają i wymawiają jednym tchem razem z Witkacym! Osiemdziesiątym urodzinom trzeba dać odpowiednie słowo i nikt nie zrobiłby tego lepiej niż Lech Sokół, który zakasawszy metafizyczne rękawy natchnienia, stworzył dzieło jubileuszowe. Ono, niczym inwokacja, otwiera tę urodzinową księgę. Czwarty już numer „Witkacego!” składamy zatem profesorowi Januszowi Deglerowi w darze, który będzie stanowił, miejmy nadzieję, lekkostrawną i przyjemną dla zmysłów, choć nieco nieeuklidesową, niespodziankę.

Janusz Degler,

M ęża, Muzo, opiewaj, co z Odry wybrzeża Przez lat już osiemdziesiąt do wielkości zmierza. Rozumy i Talenta Niebiosa Nań zlały, On niczym rolnik prawy poprzez żywot cały

Bruksela, 1981. Fot. S. Okołowicz.

Trudził się, dobrze wiedząc: kto w czas nie posieje, Niechaj na wszelkie zbiory porzuci nadzieje. Ledwo ziarno pszeniczne na grunt żyzny padło, A już Muz złoty wieniec na czoło Mu kładło Zgromadzenie. Zaś czoło jako ziemi niwy. Bruzdę na nim zostawia Rozum, gdy prawdziwy! Witkacologii wielkie zagrabił rubieże, Kto na nią zaś nachodzi, ten od Niego bierze! Nie bój się, Duszo Prosta, gdy na nią wstępujesz, To natychmiast Opiekę Deglera poczujesz! On słodziutkim uśmiechem, dobrze w świecie znanym, Sił do walki z Potworem przymnaża Wybranym. On ich szczerze zaprasza: nie bój się Witkaca! Witkac myśli pogłębia, żywota nie skraca! Słodki jest łańcuch Jego na duszę włożony, Jemu będziesz na wieki wybijał pokłony!

Redaktor Naczelna Małgorzata Vražić

1/2018

4


Oda do JW Profesora Janusza Deglera, Witkacologa Wielkiego, Pana na Włościach Wiedzy, Mądrości i Dobroci, na 80. Rocznicę Urodzin ułożył wierszopis okolicznościowy Lech Sokół w m. st. Warszawie, dnia 15 lutego AD 2018

On cię będzie udręczał i wprost z Ducha Jego Doznasz, witkacologu, bolu okrutnego! On Potwór, on Satrapa, Straszliwa Istota, Która daje rozkosze… cenniejsze od złota!

Takich pięknych odwiedzin stateczność nie płaci, Statecznością nikt czasu radości nie traci! Pra-Dziadek woła głośno: „Niechże mi naleją!” Nalewają Mu chyżo i wszyscy się śmieją!

Jam od bogów wybrany – prawdę Degler rzecze! – Ale tyś przecie Prostą Duszą, o, człowiecze, Jedyna dla cię droga do bogów się dostać, To wielbić Witkacego dorobek i postać!

Na Jego Jubileusz rychło się zbiegnijmy, I kielich małmazyi z wszystkimi wypijmy! Głośmy Cnoty Deglera! Niech wieść jak ptak lata, Pamiętajmy, nie zgubić żadnej Części Świata!

Ja przecie, o Duszyczko, już prawie od wieka, Witkacemu posyłam tak człeka do człeka, Że już z nich dawno powstał tłum niepoliczony. Czy, Miły Czytelniku, bijesz już pokłony? Ludu Ziemi calutkiej, odpowiedz mi szczerze, Co wiesz ty w głębi serca o Sławnym Deglerze? Nam przystoi wieść o Nim głosić tu i wszędzie, Że gdy Degler Witkacym znużony raz będzie,

Lech Sokół Ode to His Greatness Professor Janusz Degler, the Grand Master in the fields of Knowledge,

Siądzie zmęczon w fotelu Zacnej Żony blisko, Nie myśląc o Witkacym, rzadkie to Zjawisko! Odwiedzają Rodziców Dzieci – rzecz nierzadka, Także Wnuki, Prawnuki, nachodzą Pra-Dziadka.

Wisdom and Goodness, to mark His 80th Birthday Anniversary

5

1/2018


Stefan Okołowicz

40 lat z Witkacym i Januszem Deglerem. Cz. 1

1/2018

6

Zrobione przeze mnie fotografie dokumentują odległe już w czasie wydarzenia witkacologiczne z udziałem wybitnych badaczy-edytorów twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza: Królowej Witkacologii Anny Micińskiej, Janusza Deglera, Lecha Sokoła, Daniela C. Geroulda, Alaina van Crugtena, Ireny Jakimowiczowej, Wojciecha Sztaby, Bohdana Michalskiego, Anny Żakiewicz, Ewy Franczak i wielu innych. Pierwsze prace związane z zagadnieniami witkacologicznymi rozpoczęliśmy wraz z Ewą Franczak przeszło 40 lat temu. Z początku polegały na odkrywaniu i gromadzeniu w celach naukowych nieznanych wcześniej fotografii Witkiewiczów. Opracowując te materiały, mogliśmy w 1980 r. zorganizować wystawę fotografii pt. Witkacego portret wielokrotny, zaprezentowaną najpierw w styczniu w Galerii Pokaz w Warszawie, a w lutym, w ramach sympozjum Senza Compromesso – Progetto Stanisław Ignacy Witkiewicz we włoskiej Pizie. Właśnie tam w restauracji, degustując ulubione chianti, Dunia Micińska poznała mnie z Januszem Deglerem. Bohaterem przedstawionego reportażu-dokumentu, jest Papież Witkacologii, prof. Janusz Degler, który 2 czerwca 2018 r. obchodzi 80. rocznicę urodzin.

Fajka bez zaciągania


Złoty Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”, 22 czerwca 2011

Witkacego Na­ dobnisie i koczkodany, czyli Zielona Pigułka. Zielone pigułki prezentują Janusz Degler, Stefan Okołowicz.

Lech Sokół w dobrym humorze.

Janusz Degler, dyrektor PIW-u Rafał Skąpski i minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski.

Stefan Okołowicz 40 years with Witkacy and Janusz Degler. A photographic reportage A selection of photographs, constituting a kind of documentary-reportage, featuring the “Pope of Witkacology”, prof. Janusz Degler, who celebrates the 80th birthday anniversary on June 2nd, 2018.

Fajka bez zaciągania

7

1/2018


Telefon z zaświatów – prawdopodobnie od Witkacego, 22 czerwca 2011

Janusz Degler przed Starą Oranżerią w ogrodzie wilanowskim na chwilę przed obejrzeniem wystawy Witkacy i inni. Z Kolekcji Stefana Okołowicza i Ewy Franczak.

1/2018

8

Fajka bez zaciągania


Fajka bez zaciÄ…gania

9

1/2018


Janusz Degler koło Torre pendente di Pisa, symbolu miasta.

1/2018

10

Fajka bez zaciÄ…gania


Ewa Franczak, Janusz Degler, Anna Micińska na tle rozklejonych plakatów.

Cykl imprez Senza Compromesso. Progetto Stanisław Ignacy Witkiewicz, Piza i Livorno, 8–25 lutego 1980 Fajka bez zaciągania

11

1/2018


Plakaty i transparenty na ulicach reklamują Witkiewiczowskie imprezy: Convegno Internazionale sulla figura e l'opera di S. I. Witkiewicz w Teatro Verdi w Pizie, sztukę Oni w reżyserii Giovanniego Pampiglione graną w pobliskim Livorno i także tam wystawę portretów La Ditta dei Ritratti.

Podczas sesji dyskusyjnej Figura e l'opera di S. I. Witkiewicz, od lewej: Konstanty Puzyna, Włodek Goldkorn, Janusz Degler, Anna Micińska i Carla Pollastrelli, ogranizatorka projektu, reprezentująca Centro per la Sperimentazione e la Ricerca Teatrale di Pontedera.

1/2018

12

Fajka bez zaciągania


Wśród uczestników imprez między innymi: Anna Micińska, Konstanty Puzyna, Włodek Goldkorn, Ludwik Flaszen, Stanisław Radwan, Janusz Degler, Ewa Franczak,

Wieczorne „posia-

Carla Pollastrelli,

dy” w pokoju Keta

Giovanni Pampi-

Puzyny. Oprócz

glione, Jerzy Stuhr,

gospodarza Anna

Kazimierz Wiśniak.

Micińska, Carla Pollastrelli, Janusz Degler.

Fajka bez zaciągania

13

1/2018


Festiwal S. I. Witkiewicz génie multiple de Pologne. Colloque, théâtre, musique, expositions, Bruksela, listopad 1981 – styczeń 1982

Wystawa fotografii S. I. Witkiewicza w Maison de la Bellone.

Duch Witkacego pojawił się na Portrecie wielokrotnym w lustrach.

1/2018

14

Fajka bez zaciągania


Od lewej: Janusz Degler, Daniel Gerould, Jadwiga Kosicka-Gerould, Ewa Franczak.

Fajka bez zaciÄ…gania

15

1/2018


Toast na cześć organizatora festiwalu Alaina van Crugtena. Wśród uczestników: Anna Micińska, Janusz Degler, Daniel Gerould, Jadwiga Kosicka-Gerould, Ewa Franczak, Wojciech Sztaba, Bohdan Michalski, Grzegorz Dubowski, Giovanni Pampiglione.

1/2018

16

Fajka bez zaciągania


Rozmowy na wernisażu fotografii Witkacego, Janusz Degler i Lech Sokół.

Tort z mottem Firmy Portretowej „S. I. Witkiewicz”.

Fajka bez zaciągania

17

1/2018


1/2018

18

Fajka bez zaciÄ…gania


Witkacolodzy zwiedzają wystawę Formiści Ireny Jakimowiczowej w Muzeum Narodowym w Warszawie, czerwiec 1985

Od lewej: Jadwiga Kosicka-Gerould, Janusz Degler, Anna Micińska, Ewa Franczak, Daniel Gerould.

Fajka bez zaciągania

19

1/2018


Wspólna fotografia z Ireną Jakimowiczową. Janusz Degler prezentuje właśnie otrzymaną broszurę wystawy Witkacy 1985, która odbyła się w MNW w lutym i marcu tego roku.

1/2018

20

Fajka bez zaciągania


Fajka bez zaciÄ…gania

21

1/2018


Stulecie urodzin Witkacego. Międzynarodowe sympozjum S. I. Witkiewicz i teatr, Warszawa, 2–7 grudnia 1985

Janusz Degler i Anna Micińska.

1/2018

22

Fajka bez zaciągania


W pierwszym rzędzie siedzą od lewej: Ewa Franczak, Daniel Gerould, Konstanty Puzyna, Anna Micińska, Janusz Degler. Wśród uczestników: Irena Jakimowiczowa, Lech Sokół, Giovanna Tomassucci, Akira Matsumoto, Nina Király, Dag Hedman, Stefan Okołowicz.

Fajka bez zaciągania

23

1/2018


Dialektyka bydlęcej metafizyki

M a c i e j S zc z aw i ń s k i : Rozmawiać chcemy na temat Witkacego filozofa, Witkacego prozaika i dramaturga, człowieka, który odznaczał się niezwykłą pomysłowością w celnym nazywaniu pewnych zjawisk. Ale w tym wszystkim odbija się też potężny kryzys i koniec czegoś, co można by nazwać kryzysem pewnego rodzaju człowieka. Chciałbym Państwa zapytać – skoro tak na to patrzymy i widzimy, że profetyzm, czy może po

Na podstawie dyskusji z udziałem prof. Ewy Łubieniewskiej, prof. Janusza Deglera i Przemysława Pawlaka.

prostu bystre spojrzenie Witkacego rzeczywiście antycypowało coś, co teraz staje się coraz bardziej mrocznym faktem – jaki to człowiek się kończył

Prowadzenie: Maciej Szczawiński; koncepcja: Natalia Kruszyna; organizatorzy: Instytucja Filmowa „Silesia-Film”, Muzeum Historii Katowic, Instytut Witkacego; miejsce: Kinoteatr Rialto, Katowice, 19 listopada 2017 r., drugi dzień orgii intelektualnej Pożegnanie jesieni – Witkacowskie asymetrie.

na oczach Witkacego? Człowiek zakotwiczony w przestrzeni jakich wartości, jakich prawd, jakich uzasadnień swojego człowieczeństwa? Bo to, że się tam coś istotnego kończyło i on to odczuwał wprost fizycznie, to nie ulega wątpliwości. Czy możemy zdefiniować tego człowieka, który na

Spisał, opracował i przypisami opatrzył Przemysław Pawlak

1/2018

24

początku XX w. odchodził w przeszłość?

Drobne psychiczne przesunięcia


Debata Dialektyka

Ewa Ł u b i e n i ews k a : To bardzo skomplikowane

bydlęcej meta-

zagadnienie. Trudno bowiem oderwać sposób myślenia Witkacego o człowieczeństwie od niego samego; wbrew jego zapewnieniom, że nie należy w dziele pisarza szukać motywów autobiograficznych. Z doświadczenia Witkacego – a mam tu na myśli przede wszystkim jego doświadczenie wojenne, opisane bardzo interesująco w książce Krzysztofa Dubińskiego Wojna Witkacego1 – wynika, że był to czas, w którym kończyło się w człowieku poczucie zakorzenienia czy związku z transcendencją. Odwołam się do konkretu: jednym z najbardziej wstrząsających momentów tej książki jest opis bitwy nad Stochodem2, fragment, gdy nieudolnie dowodzona armia szła po bagiennym terenie, na którym leżały już trupy poprzedników. Ci, którzy szli, wiedzieli, że idą na śmierć. To, że się idzie na wojnie na śmierć, nie jest niczym dziwnym. Ale jeśli się idzie na śmierć po nic, bez sensu, by się za chwilę z niedobitkami wycofać, to była to pułapka, w jakiej ówczesny człowiek się znalazł. To doświadczenie było dla Witkacego doświadczeniem absurdu, tzn. sytuacji, w której nie ma już żadnych wartości, w imię których warto byłoby umrzeć. To zaś oczywiście wiązało się z całą Witkacowską koncepcją Wszechświata. Otwierający Macieja Korbowę i Bellatrix monolog głównej bohaterki zaczyna się od deklaracji:

fizyki. Od lewej: M. Szczawiński, prof. E. Łubieniew­ ska, P. Pawlak, prof. J. Degler, Kinoteatr Rialto, Katowice, 2017. Fot. K. Szewczyk.

1 K. Dubiński, Wojna Witkacego, czyli kumboł w galifetach, Warszawa 2015. 2 Stochod – rzeka płynąca niezliczonymi korytami i kanałami przez bagienne obszary północno-zachodniej Ukrainy, prawy dopływ Prypeci; od czerwca 1916 do sierpnia 1917 r. linia rosyjsko-niemieckiego frontu wschodniego I wojny światowej.

Drobne psychiczne przesunięcia

Zagadki same się zgadują, Wszystko samo siebie tworzy, Póki się śmierć nie umorzy Sama sobą, zagadki się radują […]3 Przerażający i niezwykły fragment. Co on właściwie mówi o sposobie widzenia świata przez Witkacego? To jest świat, który sam siebie tworzy, a więc nie istnieje w nim jakiś osobowy punkt odniesienia. To samotworzące się „Wszystko” doprowadziło do dziwnej wypadkowej, którą jest człowiek, ale ten człowiek nie jest nigdzie zakotwiczony. Jedyną jego ochroną jest jego świadomość, że jest kimś zupełnie jedynym wobec Uniwersum, które właściwie jest pustką. Deklamacja kończy się stwierdzeniem: W końcu – nic nie zostanie: Śmierć jednolita Zastygnie sama w sobie. Nic o nic nie zapyta W swym własnym pustym grobie4. M . S . : Czyli jesteśmy zawieszeni w pustce, a te bagna nad Stochodem są same w sobie metaforą – nie mamy żadnego twardego gruntu. To bardzo przejmujący i wspaniały przykład. E . Ł . : W tym sposobie odczuwania świata widzę podobieństwo do myślenia rozpaczliwego Bolesława Leśmiana, kiedy np. w Srebroniu mówi:

3 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 5:] Dramaty I, oprac. J. Degler, Juwenilia, oprac. A. Micińska, Warszawa 1996, s. 93. 4 Tamże, s. 93–94.

25

1/2018


I szepce Srebroń w dal znikomą: „Nie samym światłem mrok się żywi – Wszyscy jesteśmy nieszczęśliwi, Lecz po co srebrnieć? – Nie wiadomo...”5 Tylko rozpacz Leśmiana – który jednak znajduje w swojej kreacji Boga. I który w dodatku nie podziela miażdżącego myślenia Witkacego, że „wszystko zużyte, słów miazga nie cieknie. I nie spowija grozy dawnych diabłów”, bo poeta ma swój wyjątkowy język i jest go pewien. Toteż rozpacz Leśmiana nie jest tak głęboka i przerażająca jak rozpacz Witkacego. Może dlatego, że Leśmian nie miał tego wojennego przeżycia absurdu. M . S . : Tu widzę ciekawy wątek dla pana Przemysława. Skoro taka próżnia, czeluść, a jednocześnie płynność6 – że użyję terminu znacznie późniejszego, który jednak tu świetnie pasuje – to pociąga za sobą rozpaczliwe spojrzenie na religię, duchowość, metafizykę. To także zaczyna nagle stawać pod znakiem zapytania. Kończy się taki człowiek,

najlepszym obecnie w Polsce, oglądaliśmy wystawę z okazji 500-lecia reformacji. Mamy zatem już 500 lat od upadku autorytetu Ojca. W momencie, gdy w chrześcijaństwie zakwestionowano jedyność papieża jako autorytetu, gdy w Kościele pojawiły się dwa ośrodki zarówno władzy, jak i ferowania wyroków religijnych i moralnych, ta aksjologiczna płynność mocno weszła już do Europy. Ważną cezurą dla Witkacego była także wielka rewolucja francuska, która obaliła kult jakichkolwiek bóstw, a przebóstwiła człowieka. Bardzo szybko okazało się, jak dramatyczna w skutkach jest pustka, która nastąpiła po tym wydarzeniu. Nie bardzo wierzę w przerażenie dziejami człowieka dotychczasowego u Witkiewicza. Pan Profesor wspomniał o Seitenblick na byłego człowieka „za plecyma Boga”7. To znaczy, że Witkacy spoglądał już na całą historię ludzkości z perspektywy czegoś po człowieku? Ale czy rzeczywiście – spytam trochę prowokacyjnie – wielotysięczne czy wielomilionowe jatki mogły być wtedy jeszcze takimi przerażającymi zdarzeniami?

a z nim co kończy się jednocześnie? M . S . : Myślę, że tak. P r ze mys ł aw P aw l a k : Obchodzimy właśnie

rocznicę, do której ten temat trochę nawiązuje. Dziś w fantastycznym Muzeum Śląskim, chyba

P. P. : Ale one się wydarzały od wieków. Każde

pokolenie miało swoje jatki, które uważało za koniec świata. Zastanówmy się: przecież po 1917 r. powstanie warszawskie w 1944 r. nie powinno

5 B. Leśmian, Wybór poezji, wybrał i wstępem opatrzył R. Matuszewski, Warszawa 1987, s. 201. 6 Płynna nowoczesność – w pismach filozoficznych i socjologicznych Zygmunta Baumana termin będący najważniejszą kategorią w opisie współczesności: poczucia niepewności i zaburzenia tożsamości jednostki, przygodności i niedookreśloności bytów, epizodyczności; nowoczesność pogodzona z niepowodzeniem własnego projektu.

1/2018

26

7 „Powieść moja jest okropna = Jeden wielki Seitenblick na ludzkość całą, za plecyma Boga”. List S. I. Witkiewicza do Kazimiery Żuławskiej, Zakopane, 27 października 1926 r. S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 17:] Listy I, oprac. i przypisami opatrzył T. Pawlak, Warszawa 2013, s. 640.

Drobne psychiczne przesunięcia


Mamy zatem już 500 lat od upadku

być dla warszawiaków końcem świata, bo podobny koniec świata nastąpił wcześniej, wraz rewolucją w Rosji. A jednak tym końcem znów było. Jeśli ktoś w 1917 r. nad Stochod trafił z Imperium Osmańskiego, to tam mógł był już widzieć inny koniec świata na Pustyni Syryjskiej, gdzie w 1915 r. Turcy i Kurdowie wymordowali ponad milion Ormian. To była taka sinusoida dziejów, obfitująca w krwawe rzezie, lecz wciąż jeszcze w wymiarze ludzkim. Nawet jeszcze fabryczne mordowanie ludzi w totalitaryzmach XX w.: hitlerowskim i stalinowskim, uznałbym za wymiar ludzki. A stoimy być może przed nową epoką po przemianie biocybernetycznej, którą Witkacy wieszczył w swojej twórczości. Dlatego na pytanie o to, jaki człowiek odchodził w przeszłość, odpowiem: najbardziej przerażający koniec to kres człowieka w kategoriach biologicznych. Pytanie, czy jesteśmy już po tej przemianie, czy w jej trakcie, nie jest wcale bezpodstawne w obliczu zakończenia sekwencjonowania ludzkiego genomu.

koniec metafizyki, koniec Istnienia Poszczególne-

autorytetu Ojca

M . S . : Wydaje mi się, że powinniśmy teraz wrócić na grunt Witkacego i jego czasów. P. P. : Właśnie o jego czasach mówimy. Dramat

W małym dworku niemal w całości poświęcony jest kwestii dziedziczenia. M . S . : Wróciłbym jednak do biografii Witkacego. Wiemy, że był świadkiem i uczestnikiem wielu przerażających wydarzeń. Ale nie tylko one chyba decydowały o jego katastrofizmie, przecież także jakaś intuicja, że nic już nie będzie takie samo –

Drobne psychiczne przesunięcia

go, koniec religii. Czy na intuicji także budował swe najważniejsze teksty, Panie Profesorze? J a n u s z D e g l e r : Bardzo istotne były doświadcze-

nia życiowe po samobójstwie narzeczonej w lutym 1914 r.: wyprawa w tropiki, służba w wojsku carskim i przede wszystkim widok („jak z loży”) przebiegu rewolucji lutowej i październikowej w Piotrogrodzie. Witkacy przyjeżdża z Rosji pod koniec czerwca 1918 r. Przywozi napisany tam swój najważniejszy traktat Nowe formy w malarstwie i wynikające stąd nieporozumienia, wydany rok później. W nim wykłada swe poglądy historiozoficzne – w rozdziałach o upadku sztuki, końcu religii, samobójstwie filozofii itp. Równocześnie zarysowuje swój system filozoficzny, którego podstawową kategorią jest „jedność w wielości”. Mówiąc najprościej, oznacza ona, że świat jako całość jest jednością, ale złożoną z wielości elementów przez tę jedność unifikowanych. Odnosi się to również do naszego bytu osobowego. Jego cechą jest dualizm. Istniejemy w czasie i w przestrzeni. Czas wyznacza nasz status subiektywny, a przestrzeń decyduje o naszej niepowtarzalności w znaczeniu fizycznym. Z tej antynomii Witkacy wywodzi dramatyzm jednostkowego bytu. Człowiek jest istotą cielesną, ale w odróżnieniu od innych Istnień Poszczególnych ma świadomość swojej egzystencji, której sens nadają określone wartości: moralność, prawo, wierność ustalonym normom i zasadom itp. Uznajemy je za cenę społecznej akceptacji, by uchronić się przed odrzuceniem i ostracyzmem, co jednak pogłębia ową antynomię. Tym, co pozwala nam ją przezwyciężyć, jest zdolność doznawania uczuć metafizycznych. Dzięki niej możemy

27

1/2018


lęk przed spojrzeniem wielkich oczu

doznać jedności w wielości swojego „ja” i osiągnąć poczucie Tożsamości Faktycznej Poszczególnej. Niestety, udaje się to tylko w wyjątkowych chwilach. Witkacy wskazuje takie przypadki. To uczucie było dostępne w dawnych wiekach, gdy człowiek miał bezpośredni kontakt z Tajemnicą Istnienia. Wiedział, że Bóg zsyła pioruny, że burza jest wynikiem interwencji boskich, czuł strach, lecz doznawał wówczas uczuć metafizycznych. W naszych czasach Tajemnica Istnienia została odczarowana. Rozwój nauk sprawia, że wszystko stopniowo przestaje być tajemnicą. Sięgamy daleko w Kosmos, wysyłamy stacje badawcze w jego dalekie strony; dzięki teleskopom możemy poznawać gwiazdy odległe o miliony lat świetlnych; socjologia i psychologia podsuwają nam rozmaite teorie tłumaczące nasze zachowania. Odtajemniczenie świata – według Maxa Webera – sprawia, że człowiek nie jest dziś w stanie doznać tego, co było w jego zasięgu przed wiekami. M . S . : Wtedy zaczyna się nuda. J . D. : Co więcej, dojmująca staje się dotkliwa pustka duchowa. I to jest przenikliwa diagnoza Witkacego, która go zbliża do myśli ponowoczesnej. Trafnie o tych związkach pisał Lech Sokół. Łączy się z tym ważna konstatacja, że człowiek współczes­ny nie potrafi ocalić swej indywidualności, otoczony zewsząd produktami kultury masowej, która narzuca określone wzorce zachowania i w miejsce dawnych wartości proponuje wartości pozorne. Podejmujemy wysiłki, by doznać czegoś autentycznie głębokiego, ale pozostaje nam tylko wybór masek i ról, które mamy do odegrania w naszym życiu.

1/2018

28

M . S . : Czyli w tym kościele międzyludzkim gramy określone role, bo inaczej nas nie ma. Czy Witkacy wierzył w Boga – chyba nie odpowiemy. Sam o sobie powiedział, że jest areligijny, a jednak coś go ciągnęło do takich nieprawdopodobnych postaci jak ksiądz Henryk Kazimierowicz. Cóż to za potworny i cudowny jednocześnie intelekt, krzyżujące się talenty i głody poznawcze niebywałe zupełnie. Nic dziwnego, że przypadli sobie do gustu z autorem Nienasycenia, ale to przecież był kapłan. I mimo że miał problemy z hierarchami, to Kazimierowicz był człowiekiem żarliwej wiary, sutanny nigdy nie zrzucił. Co Witkacego zachwyciło w nim, oprócz tego, że obaj potrafili chlustać na fortepianie i fisharmonii, ponieważ kochali muzykę? P. P. : Wydaje mi się, że właśnie metafizyka. O ile

Witkacy był może areligijny, o tyle z pewnością mocno zatopiony w metafizyce. To ich na pewno łączyło. Nawiązując do słów Pana Profesora o odtajemniczeniu świata – myślę, że zarówno Witkacy, jak i Kazimierowicz postrzegali naukę, psychoanalizę, socjologię jako zagrożenie dla Tajemnicy Istnienia. Nauka jednak do dziś nie rozstrzygnęła, czym jest Wszechświat, czy poza nim jest pustka, czy coś; udowodniła wręcz, że nie jest w stanie dać odpowiedzi na pytanie o strukturę Bytu. Dopóki nauka tego jednoznacznie nie stwierdzi, dopóty uchylona będzie furtka metafizyczna dla takich „szaleńców” czy geniuszy, jak autor Pożegnania jesieni, jego duchowny powiernik, czy także my, uczestnicy tej dyskusji – bo chyba dlatego się zebraliśmy, ponieważ dążymy do dotknięcia Tajemnicy Istnienia, zatem jeszcze nie upadliśmy, jeszcze istniejemy… Choć pewności nie ma, jako że samo istnienie

Drobne psychiczne przesunięcia


w epoce ponowoczesnej musimy traktować podejrzliwie, jak płynną kategorię, a nie fakt. Zatem nie jest może tak źle z tym odtajemniczaniem. Wracając do Kazimierowicza, to połączyła go z Witkacym ospa. W podobnym wieku zachorowali obaj na ospę wietrzną. U Stasia skończyło się zmianą podejścia do muzyki. Mały Henryk natomiast zawierzył w chorobie swoje życie Matce Boskiej. W rodzinie Kazimierowiczów wszyscy chłopcy wcześniej już zmarli, prawdopodobnie wskutek nawracających epidemii ospy, dlatego w obliczu śmiertelnego zagrożenia ostatni męski potomek mistrza szewskiego poprzysiągł zostać księdzem. Chwycił się takiej brzytwy i wskutek ospy musiał wstąpić do seminarium. Stosunek do metafizyki miał tymczasem wielce oryginalny. Jak bardzo, przekonałem się dopiero w tym roku. Udało mi się bowiem skontaktować z panią Kareną Majewską. Jako dziecko, które uszło bolszewikom z Kresów, spędzała z siostrą wakacje w 1940 lub 1941 r. w podkaliskiej Tłokini właśnie u Kazimierowicza. Zachowało się zdjęcie wykonane przez księdza jej siostrze na plebanii – scenografią są czaszki ludzkie zawieszone na pustych butelkach, przed dziewczynką na stole leżą dwa piszczele. Pani Majewska zapamiętała też Witkacowskie portrety wiszące w ciemnym korytarzu plebanii i swój lęk przed spojrzeniem wielkich oczu sportretowanych kobiet.

katolicyzm, do jakiego przywykliśmy, czyli odpowiadający na potrzeby człowieka. To raczej rodzaj metafizycznego zawierzenia czemuś, co wcale nie musi być szczęściem. Kazimierowicz szczęście identyfikuje z pojęciem Synostwa Bożego8. Człowiek cierpiący może znaleźć jedyną pociechę w poczuciu, że jest w tym niedookreślonym synostwie. Ale czy ono się wiąże wyraźnie z jakąś nagrodą lub karą, czy oznacza jakiś wyraźny byt pośmiertny, który dawałby rekompensatę za doczesną utratę w jakiejkolwiek sferze? M . S . : Taka wiara wymaga odwagi. E . Ł . : Tak, i mam wrażenie, że odwagi podobnej do Witkiewiczowskiego bycia wobec niewiadomej, bycia w pustce, czyli próby ufundowania na sobie samym, tj. na własnej jedyności doświadczenia życiowego, jakiejś wartości. P. P. : Można zatem rzec: rozpacz udomowiona. E . Ł . : Tak, coś takiego. M . S . : Wprowadzamy Witkacego w różne konteksty i na różne pola. Spełnia się tym samym moje marzenie – jesteśmy chyba bardziej orgiastyczni w tej dyskusji, niż uporządkowani i poczciwie zdyscyplinowani. Profesor Degler w jednym ze swych

E . Ł . : Chciałabym dodać, że ksiądz Kazimierowicz

tekstów, nawiązując do słów Jana Błońskiego,

– widać to w wydanych przez PIW pismach – był właściwie bardzo nietypowym wyznawcą swojej religii. Nie chodzi mi tu tylko o pewną ekscentryczność, o której opowiadał pan Pawlak. On wyznawał religię bardzo trudną. To nie jest taki radosny

8 H. Kazimierowicz, Laicyzm i sakralizm, [w:] Powiernik Witkacego. Pisma rozproszone ks. Henryka Kazimierowicza, zebrał i wstępem opatrzył P. Pawlak, przypisy oprac. M. Łowejko, P. Pawlak, Warszawa 2017, s. 368–372.

Drobne psychiczne przesunięcia

29

1/2018


i atrakcyjną spuścizną, wpisującą się w kontekst zjawisk współczesnej sztuki, m.in. pop-artu. My szczęście i ten problem, że on jest jak intelektualno-filozoficzny kameleon – w najróżniejszych kon- zaś możemy się cieszyć, że Witkacy wciąż odmienia swoje znaczenia – dzięki temu mamy co robić. tekstach różnie brzmi i wszędzie świetnie pasuje. Ket Puzyna trafnie przewidział, że autor Szewców „wyżywi jeszcze kilka pokoleń badaczy”9, a także E . Ł . : Tak jak Szekspir – nie mówię o randze, ale o sposobie. krytyków, reżyserów, aktorów, znajdujących nowe tropy interpretacji. Twórczość wielu autorów M . S . : Czy to dobrze, czy może w tym jest coś niepo- przykrył kurz zapomnienia, jego zaś zaskakuje nas kojącego? aktualną wymową, jakby powstała dziś. zawarł kapitalny passus, że z Witkacym mamy to

J . D. : Śledzę od ponad 50 lat recepcję twórczości Witkacego w kraju i na świecie (mam nadzieję, że w przyszłym roku ukaże się moja książka na ten temat) i całkowicie podzielam zdanie Błońskiego, że mamy do czynienia z artystą, który stale odnawia swoje znaczenia. Odnawia, ponieważ zmienia się kontekst społeczny, polityczny, kulturowy lub artystyczny odbioru jego twórczości. Możemy prześledzić ten proces od początku, tzn. od 1956 r., kiedy Witkacy po okresie stalinowskiej anatemy powraca na fali ówczesnych przemian politycznych i niebawem staje się nie tylko dla nas, lecz także dla zachodniej Europy, jednym z najciekawszych prekursorów: teatru absurdu, dramatopisarstwa Samuela Becketta, Eugène’a Ionesco. To decyduje o jego atrakcyjności i wyprowadza poza nasze opłotki. Ku naszemu zaskoczeniu okazało się, że Witkacy to jeden z najwybitniejszych światowych pisarzy, który wyprzedził swoją epokę. Fascynujący proces odkrywania innych części jego dorobku: powieści, fotografii, malarstwa, Firmy Portretowej, która z lekceważonej przez historyków sztuki „działalności” (nawet nie twórczości) portretowej, stała się raptem niesłychanie istotną

1/2018

30

E . Ł . : Jeśli można dopowiedzieć coś, cytując, to Tadeusz Różewicz w Akcie przerywanym zaapelował przewrotnie, by oddać „Witkacemu, co jest Witkacego, i Gombrowiczowi, co jest Witkacego”. M . S . : Na własnej skórze – a żyję już trochę na tym świecie – odbierałem to wszystko, czym jest obecność Witkacego jako człowieka, fotografa, dramaturga, prozaika i eseisty. Należę do pokolenia, które w 1975 r. kupowało Narkotyki, Niemyte dusze, wystawszy je w długich kolejkach. Połączenie tych tekstów w jednym tomie przez Annę Micińską było zarazem perwersyjne i dowcipne. Nie byliśmy właściwie przygotowani, jak to czytać. Z jednej strony są tam przecież precyzyjne porady higieniczne, z drugiej – diagnozy naszych narodowych cech; wreszcie narkotyki – wbrew pokutującemu mitowi o Witkacym-narkomanie, opisuje on tylko swoje doświadczenia, ale nie propaguje używek, wręcz oddaje głos specjaliście, gdy trzeba

9 S. I. Witkiewicz, Dramaty, t. I, oprac. i wstępem poprzedził K. Puzyna, Warszawa 1962, s. 22.

Drobne psychiczne przesunięcia


czytelnikom wyjaśnić, jak z nimi zerwać. To było dla mnie bardzo silne czytelnicze przeżycie. Teraz, po 40 latach Witkacy znów fascynująco oddziałuje, dzięki opublikowaniu przez Pana Listów do żony. Jego epistolografia to nie jakiś appendix, ciekawostka, lecz wielkie, choć niezamierzone dzieło artystyczne Witkacego, prawda? J . D. : Ma Pan rację. Ostatni tom Listów do innych

adresatów, został podzielony ze względu na objętość (1600 stron) na dwie części10. Zawiera bardzo ważną korespondencję m.in. z Romanem Ingardenem, a jeszcze ważniejszą z Hansem Corneliusem, filozofem niemieckim, którego Witkacy uważał za swojego mistrza, któremu wiele zawdzięczał w dziedzinie filozofii i którego gościł w 1937 r. w Zakopanem. Wizyta ta odbyła się z niemałymi kłopotami, gdyż w Witkiewiczówce nie było światła, a za potrzebą trzeba było chodzić do sławojki. O niedogodnościach z tym związanych Witkacy napisał poemat heroiczny pt. Krytyka stosunków klozetowych na Antałówce w „wolnym” wierszu wyrażona11. Uważał, że nie wypada skazywać światowej sławy filozofa na tak prymitywne warunki tylko dlatego, że ciotka i kuzynka nie zgadzają się na jakiekolwiek przeróbki w willi zaprojektowanej przez jego, otaczanego wręcz czcią, ojca. Wynajął ostatecznie pokój w willi obok. W tym tomie

publikujemy, zgodnie z regułami wydania krytycznego, korespondencję w oryginale, tj. w języku niemieckim i w przekładzie polskim. To wyjątkowy blok listów. Witkacy stopniowo, podobnie jak to potrafił uczynić z żoną Jadwigą, wciągnął Corneliusa w krąg swoich spraw osobistych. Zaczyna go traktować jak substytut ojca i jednocześnie wtajemnicza we wszystkie swoje kłopoty związane z Czesławą Oknińską-Korzeniowską, która po ujawnieniu jego romansu z manikiurzystką Marią Zarotyńską zerwała z nim i odesłała 80 kilogramów jego podarunków wraz z kolekcją obrazów. Witkacy jest zrozpaczony i prosi o wstawiennictwo Corneliusa, który pisze do Czesławy wzruszający list… P. P. : Czy mogę postawić veto, Panie Profeso-

rze? W dyskusji o metafizyce zaczynamy mówić o romansach Witkacego, nawet w kontekście korespondencji filozoficznej z Corneliusem. A ja

10 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 18:] Listy II, wol. 2, cz. 1 i 2, oprac. i przypisami opatrzyli J. Degler, S. Okołowicz, T. Pawlak, Warszawa 2017. 11 Zob.: wistość tych rzeczy jest nie z świata tego. Stanisława Ignacego Witkiewicza wiersze i rysunki, wybrały i do druku podały A. Micińska, U. Kenar, Kraków 1977.

Drobne psychiczne przesunięcia

31

1/2018


protestuję. Tak jak wtedy, gdy pani Natalia Kruszyna w genialnie prowadzonym wykładzie w Muzeum Historii Katowic przedstawiła Jadwigę z Unrugów jako siostrę cioteczną Magdaleny Samozwaniec. Zapytałem wówczas Dorotę Niedziałkowską, co by Nina powiedziała, gdyby usłyszała, że ją publicznie przedstawiono jako taką „kuzynkę”. Przecież dostałaby szału! Czy Witkacy nie dostałby szału, gdybyśmy zaczęli patrzeć na jego twórczość przez pryzmat jego małżeńskiej epistolografii. Wykonał Pan tak niesamowitą pracę nad opracowaniem czterotomowej edycji Listów do żony, że to tak zajęło naszą uwagę w ostatnich latach – w zasadzie nawet nie same listy, co te fantastyczne przypisy, które się lepiej czyta – że chyba zaczynamy zapominać, kim Witkacy był, że siebie przede wszystkim postrzegał jako filozofa i dramatopisarza, że niezwykle poważnie traktował te swoje role społeczne i nie chciał, by jego miłosne lub codzienne listy były kiedykolwiek opublikowane. M . S . : Tego nie wiemy. P. P. : Kazał żonie je palić. M . S . : O, znamy tych, którzy każą palić, a w gruncie rzeczy zacierają ręce, bo wiadomo, że im bardziej proszą, tym bardziej te listy nie spłoną.

Dlatego Witkacy nie dopuszczał myśli o rozwodzie i stale zapewniał Ninę, że ją kocha. Oczywiście, warstwa anegdotyczna listów jest niezmiernie cenna i pasjonująca, ale nie można na niej poprzestać. Posunięta do granic ekshibicjonizmu szczerość czyni z tej korespondencji dzieło wyjątkowe, jakiego nie mamy w naszej literaturze, a może nawet – ośmielam się twierdzić – w skali światowej. M . S . : A rzecz jest głębsza. J . D. : Oczywiście. E . Ł . : Ja mam natomiast odwrotne wrażenie niż

pan Przemek. Mam poczucie, że ponieważ Witkacy – w tak wielu kwestiach – jest znakomitą tubą i punktem odniesienia, to zaczyna się również w myśleniu o Witkacym tworzyć coś w rodzaju jego fantazmatów i my w większej mierze rozmawiamy często o fantazmatach Witkacego, niż o nim samym. To wynika oczywiście z naszych subiektywnych sposobów czytania. Wobec tego, skoro dysponujemy wydaną korespondencją czy choćby tekstami ukazującymi się w nowym półroczniku „Witkacy! Czyste dusze w niemytej formie”, to mamy się cały czas do czego odwoływać jako do rzeczywistego punktu odniesienia. Nie wiem, czy powinnam tu ten temat poruszać, ale trudno jest mi się od niego uwolnić. Profesor Degler wspomniał, że Cornelius stał się prawdziwym ojcem naszego bohatera. Myślę, że to się wiąże z opisywaną wielokrotnie przez Pana, a także przez Błońskiego, psychomachią rodzinną Witkiewiczów. Niedawno pisała o tym też Małgorzata Vražić w pierwszym numerze „Witkacego!”12. Chodzi mi o relację ojca z synem. Odwołam

J . D. : Zmierzam do tego, by zastanowić się, z czego wynikała ta potrzeba nieustannego kontaktu, której rezultatem jest owo niezamierzone dzieło, zawierające aż 1278 listów i kartek do żony. Wbrew pozorom nie jest to tylko intymna korespondencja, to coś znacznie ważniejszego. Można bowiem tę pasję korespondencyjną uznać za niezwykłe świadectwo poszukiwania drugiej monady, dramatyczne wołanie o prawdziwy kontakt z drugim człowiekiem, z któ12 M. Vražić, Ojcowie i synowie sztuki, „Witkacy!” 2016, rym można się zrozumieć, zbliżyć przez szczere, nr 1, s. 126–146. Zob. tejże, Stanisław Witkiewicz i Witnajbardziej intymne wyznanie. Monada szuka bratkacy. Dwa paradygmaty sztuki. Dwie koncepcje kultury, niej monady – to prawdziwe źródło tej epistolografii. Warszawa 2013.

1/2018

32

Drobne psychiczne przesunięcia


najważniejszą wartością dla się do inscenizacji utworu Staś Jerzego Jarockiego, w reżyserii Gustawa Holoubka, z 1986 r. W wersji telewizyjnej z 1993 r. obsadę zmieniono, ale bardzo dobra rola Ojca pozostała w gestii Holoubka. I o tę rolę miałam do niego wielką pretensję i żal. Lektura Witkiewiczowskich Listów do syna jest bowiem dla mnie wstrząsającym przeżyciem. Nie chcę tu uwłaczać Stanisławowi Witkiewiczowi, ale uważam, że tyle jest w tej korespondencji odmian emocjonalnej ingerencji, manipulacji, szantażu, tyle form – powiedzielibyśmy dziś: toksycznej – miłości – zapewne, ale jednak dominacji, despotyzmu ojcowskiego, przy równoczesnej grze autorytetu, że w ogromnej mierze różnego rodzaju udręczenia Witkacego, których świadkami jesteśmy choćby podczas lektury Listów do żony, biorą się z przetrąconego emocjonalnie „ja”. Staś podniósł się z tego patriarchatu, wykuł jakoś samego siebie, lecz nie pozbył się lęku przed byciem nieudacznikiem, przed niespełnieniem wszystkich życzeń ojca. Przeciwstawiał się temu intelektualnie, wiedział, że nie musi być doskonałym, a jednak wewnętrzny nakaz powodował, że ciągle próbował sprostać niezwykle wyśrubowanym oczekiwaniom.

Witkacego było indywiduum, a pytaniem fundamentalnym, jak ocalić swoją tożsamość

ku, nie jest w stanie wykuwać charakteru. Może poczynania Stasia wynikały rzeczywiście z potrzeby akceptacji, ale akurat z takich pobudek ludzie potrafili przez stulecia uczynić wiele dobrego. E . Ł . : Zapewne, ale poszukiwanie akceptacji za

wszelką cenę potrafi wyrządzić też wiele zła. A ja nie miałam na myśli ograniczeń narzucanych synowi, lecz pewien szantaż uczuciowy, który stary Witkiewicz stosował.

M . S . : Miałem podobne odczucia. Rozumiem, że Holoubek uwiódł Panią, bo on nie miał słabych

J . D. : To jest pewna zagadka psychologiczna.

ról; ale tu nie zrymował się z naszymi wrażeniami

Ojciec stawia mu przecież najwyższe wymagania, co się przejawia w powtarzanym na zakończenie listów zawołaniu: „Stój ciągle na wirchu!”13. Z drugiej strony uparcie podkreśla konieczność zachowania indywidualności – obrony synowskiego „ja”, także przed ojcem. Wracając do pierwszego pytania w naszej dyskusji, odpowiadam, że najważniejszą wartością dla Witkacego było indywiduum, a pytaniem

z lektury listów. E . Ł . : Tak, poszedł po linii najmniejszego oporu,

obronił postać, a powinien był odsłonić to, co w niej się kryło. P. P. : Muszę zareagować mocno polemicznie. Dla-

czego narzucanie jakichkolwiek ram, ograniczeń, wprowadzanie dyscypliny w relacjach wychowawczych wydaje się Państwu toksyczne? Powiedziała Pani Profesor, że jednak Witkacy wykuł w końcu siebie. Przecież człowiek, który pogrąża się w upad-

Drobne psychiczne przesunięcia

13 List S. Witkiewicza do syna, Zakopane, 27 sierpnia 1903 r., S. Witkiewicz, Listy do syna, oprac. B. Danek-Woj­nowska, A. Micińska, Warszawa 1969, s. 144.

33

1/2018


fundamentalnym, jak ocalić swoją tożsamość, swoje Istnienie Poszczególne, kiedy otaczają nas rozmaite sztance przeciętności, gotowe wzorce zachowania, propagowane przez reklamę, telewizję i wszystkie otaczające nas media. Jak w tym społeczeństwie i świecie, stworzonym ze sztucznych zasad i form, ocalić własną indywidualność?

Neurotyczna osobowość naszych czasów14. Pojawia się tam m.in. ta zła miłość, która nie zaspokaja w dziecku potrzeby bezpieczeństwa i akceptacji. Z tego niezaspokojenia wyłania się „ja” obecne w większości dramatów Witkacego – „ja” nieprawdziwe, idealne, które nie tylko siebie nie akceptuje, ale wręcz nienawidzi, choćby tytułowy Gyubal. W Niepodległości trójkątów księżniczki powtarzają Pembrokowi: „ty siebie nie kochasz”, „on nienawiP. P. : Na przykład nie iść do szkoły. I to zawdziędzi siebie tą nienawiścią, którą my tylko wrogów czał Witkacy swemu ojcu, którego tu przed Pańnaszych obdarzamy”; trzecia dodaje: „Jakąż straszstwem muszę bronić. Stefan Okołowicz popełnił fantastyczny album o tej niezwykłej miłości Witkie- ną męczarnią musi być życie tego giaura!”. To dotywiczów: Anioł i Syn, oparty na zestawieniu tekstów, czy oczywiście postaci dramatu. Jestem daleka od bezpośredniego rzutowania tego, co mówi postać, rysunków, prac malarskich, fotografii i pocztówek na odczucia autora, jednak trudno mi te poszlaki obu panów. Zbudował obraz wspaniałej relacji rodzica, który kształtuje i wychowuje swoje dziecię, zupełnie zignorować. Zmierzam do konkluzji, że poczucie nienawiści do samego siebie, tego siebie, ale wykuwa je jednocześnie do buntu, podsycając który nie odpowiadał ojcowskiemu ideałowi: „bądź indywidualizm. zdrów i jasny, dobry i mądry – myśl”, bardzo głęboko musiało zapaść w psychikę Witkacego. E . Ł . : Karze go również za ten bunt na różne sposoby, które potem głęboko zapadają w psychikę tego „wykuwanego” dziecka – to nie jest mój ideał M . S . : Gdy czytamy dziś te korespondencyjne, emfatyczne wyzwania i wysokie progi, które ma syn wychowania. przekraczać, jednocześnie znamy kontekst biograP. P. : Ale to chyba dlatego, że my już żyjemy

ficzny, wiemy, w jakich okolicznościach te listy były

w świecie po Zygmuncie Freudzie i na nasze oceny wpływa m.in. kompleks embriona, wmawiany Stasiowi przez dr. Karola de Beauraina i do dziś przypominany w pracach prof. Pawła Dybla.

pisane, gdzie był ojciec, a gdzie Staś…

E . Ł . : Jeśli miałabym przywołać psychoanalizę, to raczej postfreudystkę Karen Horney. Muszę przyznać, że gdy przyglądam się postaciom z dramatów Witkacego, choćby w Matce, czy Gyubalu Wahazarze, to na myśl przychodzi mi książka Horney

1/2018

34

P. P. : Ojciec akurat w Zakopanem, a syn na wakacjach w Syłgudyszkach. A czy wiecie Państwo, kogo dotyczył ten fragment listu: „Chciałbym, żeby

14 K. Horney, The Neurotic Personality of our Time, New York 1937. Wersja polskojęzyczna: tejże, Neurotyczna osobowość naszych czasów, przeł. H. Grzegołowska, Warszawa 1981.

Drobne psychiczne przesunięcia


dusza dziecka była jak wrzesień. […] bądź zdrów i jasny, dobry i mądry”15? Kim był ten ani razu niewspomniany z imienia i nazwiska w tomie Listów do syna, mimo że najbliższy krewny Witkiewiczów, jedyny syn ukochanej siostry Stanisława, Anieli, ktoś, kto z nastoletnim Stasiem szczerze się nie znosił, bezpośredni powód pocieszań i napominań korespondencyjnych Witkiewicza? To Mieczy-

sław Jałowiecki, „taki pan, co ma patent [dyplom agronoma Politechniki Ryskiej], żeton za zbudowaną kolej [wąskotorową] i 25 000 – może być przez każdego oceniony i jego wartość stwierdzona dokumentami”16. 27-letni syn bajecznie bogatego i wpływowego inżyniera, przemysłowca Bolesława Jałowieckiego-Pierejasławskiego w 1903 r., po powrocie z zagranicznych placówek, objął nadzór nad rodzinnym majątkiem syłgudyskim i prawdo-

15 List S. Witkiewicza do syna, Zakopane, 3 września 1903 r., S. Witkiewicz, dz. cyt., s. 147.

16 Tamże, s. 148.

Drobne psychiczne przesunięcia

35

1/2018


Drogi ku niemu są różne: podobnie obrzydził 18-letniemu Stasiowi ostatnie – jak miało się okazać – wakacje letnie u ciotki. W roku powstania omawianego przez nas listu Mieczysław przeprowadzał właśnie meliorację bagien i torfowisk, podobnie jak później mieduwalszczycy, budząca lęk magma ludzka w Bezimiennym dziele. Czy zatem Stanisław Witkiewicz, wspierając indywidualizm syna, przekonując, że nie musi gonić za pieniądzem, stanowiskiem, karierą, konwenansem, że społeczeństwo potrzebuje także ludzi zbuntowanych przeciwko filisterskiej masie, którzy „roztapiają się w ideach ogarniających tłumy i świat”, był rzeczywiście toksycznym oprawcą czy adwokatem ratującym ego własnego dziecka? Dziecka, które – dodajmy dla jasności – było ambitnym nastolatkiem, ale dopiero wykluwającym się artystą, a przede wszystkim bardzo ubogim krewnym, któremu kuzyn-dziedzic pokazywał, gdzie raki zimują. Dlatego bardzo ostrożnie atakowałbym tego ojca, który reagował na to, co działo się w Syłgudyszkach. A coś się musiało dziać, skoro kilkanaście lat później, już po śmierci Anieli i Bolesława Jałowieckich, m.in. w Powierzyńcu, czyli jednym z ich folwarków, Witkacy umieścił bulwersującą akcję sztuki W małym dworku, w której zamordowana przez męża Anastazja Nibek truje swoje 12-letnie córki, by chronić je przed fatalnym losem kobiet pozbawionych jakichkolwiek praw i stręczycielstwem, a motywem przewodnim dramatu jest zborsuczenie się suk17.

17 Zob. P. Pawlak, Grzybobranie Stasia Witkiewicza ’1903, nagranie wykładu wygłoszonego podczas 20. Ogólnopolskiego Konkursu Interpretacji Dzieł S. I. Witkiewicza „Witkacy pod strzechy”, Słupsk, 17 września 2017, cz. 1: youtube.com/watch?v=kPskk_Q9crM; cz. 2: youtube.com/watch?v=22NpxfiTq4s&t=73s (dostęp: 20 października 2017).

1/2018

36

perwersyjna M . S . : Z Witkacym nigdy nie jest

miłość,

nudno. Poważni przecież badacze,

dyktatorska

są odlegli od brutalnych pytań.

władza,

szem, czy błaznem, z prorokiem

interpretatorzy i czytelnicy nie Czy mamy do czynienia z geniuczy szarlatanem-grafomanem. To

nowa religia,

oczywiście jaskrawe antynomie, ale czy w świadomość Witkacego dałoby się wpisać ten balans?

narkotyki,

J . D. : Jego działalności twórczej

przyświeca ta sama zasada, co jego bohaterom – to pogoń za uczuciem metafizycznym, za wyjątkowym doznaniem, które wytrąca z codziennego rytmu i pozwala dzięki „dziwności istnienia” odczuć więź z Kosmosem. To zatem tęsknota za doświadczeniem niebywale trudnym. Drogi ku niemu są różne: perwersyjna miłość, dyktatorska władza, nowa religia, narkotyki, ucieczka w tropiki – wszystkie mają prowadzić do jednego celu, czyli doznania upragnionej jedności „ja”. Nigdy im się to nie udaje. Ponoszą klęskę, ponieważ co i rusz wpadają w najróżniejsze koleiny uwarunkowań społecznych, kulturowych, obyczajowych itp. Podejmują zatem grę, której stawką ma być owo przeżycie metafizyczne. Niestety, ich wysiłki i starania okazują się daremne, ponieważ były nieautentyczne, jak aktorów w teatrze. Co pozostaje? Śmierć. Jedynym możliwym przeżyciem dreszczu metafizycznego jest świadomość własnego końca. Tu należy przypomnieć sytuację z życia Witkacego. Oszalały z zazdrości o uwiedzioną przez niego Marię Zarotyńską zakopiański fryzjer Adolf Pinno

ucieczka w tropiki

Drobne psychiczne przesunięcia


odgrażał się, że zabije artystę. Domagał się pojedynku, który zgodnie z kodeksem honorowym Władysława Boziewicza nie wchodził w grę – fryzjer był zwykłym szeregowcem, a Witkacy oficerem, który po kilku miesiącach postanowił jednak przyjechać do Zakopanego i stawić czoła zdradzonemu rywalowi. Opowieść Witkacego o tych romansowych komplikacjach po latach odtworzył Alfred Łaszowski:

towicach aktywne. Przypominam: Witkacy bywał tu w latach 30., chodził po tych ulicach, a z lotniska w Pyrzowicach wystartował. Eugenia Wyszomirska-Kuźnicka, słynna Asymetryczna Dama, spoglądająca z portretów – ich wspaniałą kolekcję możemy podziwiać w Muzeum Historii Katowic – spędziła tutaj swoje ostatnie lata w kamienicy przy ulicy Poniatowskiego. I tam 40 lat temu rozpoczynający pracę w Polskim Radio Katowice pewien

[Witkacy:] Przepraszam pana, ale muszę wyjść. Akurat mam zamówionego fryzjera. Od pewnego czasu przestałem się sam golić. Chodzę co dzień, by podstawić gardło pod nóż facetowi, któremu zabrałem narzeczoną. Gdyby wbił mi brzytwę w gardło trochę głębiej, to by mnie za pięć minut nie było. Rzecz jasna: on ma na to ochotę straszliwą, a ja obserwuję w lustrze, jak w nim ta chętka narasta, i doznaję przy tym satysfakcji jedynych w swoim rodzaju, najwyższych i niedających się niczym zastąpić. Naturalnie boję się piekielnie. […] [Łaszowski:] Czy to także daje panu poczucie metafizycznej dziwności istnienia? [Witkacy:] Ależ naturalnie. Tak maksymalnie zdynamizowany kontakt dwóch kontrowersyjnie usposobionych Istnień Poszczególnych (IP) doprowadza życie do stanu intensywności absolutnej. I dlatego ja na ten seans oczywiście nie mogę się spóźnić!18

długowłosy, chudy Maciek, absolwent filologii polskiej, odwiedził ją na ostatnim piętrze, gdzie wśród grzybów, pleśni i kapiącej wody, chroniła te pastele ścierkami i gazetami, sama już wówczas ciężko chora i umierająca. J . D. : Na koniec ciekawostka: Witkacy bywał także

w Chorzowie i 7 czerwca 1936 r. w tamtejszym kościele św. Jadwigi trzymał do chrztu syna sędziego Mariana Zięby. Odkryła to i odnalazła akt chrztu19 nasza agentka na Górny Śląsk, Genowefa Gawlik!

19 Zob. witkacologia.eu/z_zycia/Metryka-Zdzislawa-Zieby.jpg (dostęp: 15 lutego 2018).

M . S . : Myślę, że to najlepsza puenta naszej dyskusji. Dobre duchy służące Witkacemu były dziś w Ka-

Dialectic of bovine metaphysics. Based on a panel discussion between 18 A. Łaszowski, Wspomnienie o St. Ignacym Witkie-

prof. Ewa Łubieniewska, prof. Janusz Degler

Drobne psychiczne przesunięcia

37

wiczu, „Życie i Myśl” 1968, nr 3, s. 77.

and Przemysław Pawlak

1/2018


Włodzimierz Mirski

Jak zostałem (psycho)fanem Janusza Deglera

M

ogoł, Snardz, Przyjaciel i… zawsze mój GURU! Takich użyłbym określeń i tytułów, by opisać Profesora Janusza Deglera po 12 latach naszej, z mojej strony stale emocjonalnie rozkwitającej znajomości. Pisać o takiej bogatej i głębokiej osobowości w perspektywie nadchodzących 80. urodzin czcigodnego Jubilata, jest szczególnie trudno. Wspominałem już, w jaki sposób zainteresowałem się Stanisławem Ignacym Witkiewiczem1, nie chwaliłem się natomiast, jak zostałem fanem, fanatykiem, a nawet psychofanem znakomitego badacza i uczonego, który Witkacemu poświęcił całe swoje dorosłe życie. Nie da się tego zrobić bez kilku słów o sobie. W 1988 r., będąc z żoną i córką na wczasach w Zakopanem, trafiliśmy do Teatru im. S. I. Witkiewicza. Uczestniczyliśmy w Autoparodii – niesmacznym góral-

1 W. Mirski, Moja droga do fascynacji Witkacym, [w:] Witkacy w kontekstach. Stanisław Ignacy Witkiewicz a kryzys metafizyki, red. T. Pękala, Lublin 2015, s. 359–376.

1/2018

38

sko-ceperskim skeczu zakopiańczykom (prawdziwym?) poświęconym. Tak nazwał reżyser i dyrektor oraz autor scenariusza – Andrzej Dziuk przedstawienie, które przygotował na podstawie tekstów i wierszy Witkacego. Następnego dnia obejrzeliśmy dadaistyczno-surrealistyczny Cabaret Voltaire. Przedstawienia tryskające energią i humorem spowodowały bezwzględne zakochanie się w tym Teatrze i wyjazdy do Zakopanego w kolejnych latach. W dzień – wyprawy w Tatry, wieczorem – do teatru. Zaprzyjaźniłem się z niezwykłym zespołem artystów. Tu pierwszy raz usłyszałem określenia z języka Witkacego: „zakopianina”, „demonizm Zakopanego”, „czysta forma” czy „przeżycie metafizyczne” i od Dziuka dostałem pierwsze wskazówki, co czytać. Pisma krytyczne i publicystyczne Witkacego dostępne były w książce Bez kompromisu, bo zebrał i opracował je teatrolog i witkacolog, prof. Degler. Czytałem wypożyczone z biblioteki. Później zacząłem kupować „takie” książki, aby je mieć na własność. W Teatrze poznawałem wielu znakomitych artystów – aktorów, muzyków, malarzy, naukowców.

Fajka bez zaciągania


Pomyślałem, że kiedyś musi się tam pojawić i profesor Degler, tym bardziej że jest ojcem chrzestnym zakopiańskiej sceny. W 2004 r. zjawiłem się w Zakopanem, zaproszony na 20. Urodziny Teatru. Z tej okazji została wydana monografia Barbary Świąder W metafizycznej dziurze. Teatr Witkacego w Zakopanem. Kupiłem kilka egzemplarzy i niosłem „na przechowanie” do księgowości, a tam, tuż za mną pojawili się, mający swój udział w uroczystościach, profesorowie Janusz Degler i Lech Sokół. Pani księgowa przedstawiła mnie jako przyjaciela Teatru. Później uczynił to również dyrektor Dziuk, dodając informację o moich zainteresowaniach teatralnych i witkacologicznych. Trzeciego dnia odbyły się tzw. posiady Metafizyka Witkacego z udziałem obu profesorów, Moniki

Milewskiej oraz Piotra Rudzkiego. Ponieważ zawsze siadam z przodu, aby lepiej widzieć i przede wszystkim słyszeć, Milewska właśnie do mnie zwróciła się z prośbą o robienie zdjęć jej aparatem. Szkoda, że ich nie można odnaleźć. Podczas wypowiedzi Deglera urzekło mnie jego uważne, ale dość groźne spojrzenie spod okularów i wychylenie się nad stołem prezydialnym ku publiczności, świadczące o emocjonalnym zaangażowaniu. Pomyślałem, że musi być surowym egzekutorem wiedzy od swoich studentów. Poczułem się nieswojo, ponieważ chciałem zadać kilka pytań. Po zakończeniu spotkania podszedłem do stołu. Zwróciłem się do siedzącego z brzegu prof. Sokoła, który wydawał mi się „łatwiejszy”. Moje pytanie dotyczyło jakichś szczegółów z biografii Witkacego, wobec tego skierował mnie do Deglera, jako bardziej kompetentnego. No i trzeba było się odważyć. Zadanych pytań i otrzymanych odpowiedzi z wrażenia nie zapamiętałem. Zwrócona do mnie twarz, z ciemnymi, brązowymi oczami okazała się życzliwie zaciekawiona. Byłem pod Jego urokiem. Przyjechał ponownie 23 lipca, tego samego roku, z promocją opracowanego przez siebie trzeciego tomu Dramatów Witkiewicza (il. 1). Gdy wchodziłem do Teatru, Profesor już w foyer oczekiwał na rozpoczęcie przedstawienia. Nie rozbierając się, podszedłem bliżej, aby się przywitać. „Wracam z Łodzi – powiedział – rozmawialiśmy o Panu”. Tego już było za wiele. Nie pamiętam z wrażenia kilku pozytywnych zdań, które padły z ust Profesora. Pamiętał mnie z Urodzin, a pewnie i dyrektor Dziuk coś mu o mnie naopowiadał. Po zakończonej prelekcji, z książką w ręku, stanąłem po autograf. „Nie tak zaraz, panu muszę coś specjalnego napisać”. Stanąłem z boku,

Fajka bez zaciągania

39

Il. 1. Program teatralny z lipca 2005, Teatr Witkacego. Skan A. Balcerowska-Całka.

1/2018


a ponieważ zaczęła się ustawiać kolejka, kazał mi przysunąć sobie krzesło, usiąść obok i rozmawialiśmy jeszcze długo potem. Szybko, bez ceregieli przeszliśmy na „ty”. Profesor nie był więc napuszonym akademikiem, jakich znałem podczas studiów i siedmioletniej asystenckiej pracy w Akademii Medycznej w Poznaniu. Powiedzieliśmy sobie dużo, również o wspólnych zainteresowaniach, literackich – Marcelem Proustem i muzycznych – Gustavem Mahlerem. Powiedział też, że dobrze by było zacząć „znajomość” z Witkacym od Listów do syna. Dedykację dostałem tak ciepłą, jakbyśmy znali się od wielu lat (il. 2). Profesor przyjechał do Zakopanego z żoną.

Il. 2. Dedykacja J. Deglera dla W. Mirskiego, 2005. Skan R. Mirski.

Okazało się, że skręciła nogę w drodze do teatru. Cierpiąc, siedziała jednak do końca wykładu. Potem aktorzy pomogli jej zejść do taksówki i pojechała do hotelu. Nie miałem więc jeszcze wtedy poznać Małżonki Janusza. Następnego dnia rozjechaliśmy się do domów, a ponieważ wymieniliśmy się wizytówkami, zaczęła się papierowa i internetowa korespondencja. Po kilku dniach, w dużej kopercie, dostałem list i porcję skserowanych artykułów o Witkacym. Mogłem zaspokajać swoją ciekawość. Czytałem stopniowo wszystko, co napisał Witkacy i co inni napisali o nim. Czekałem na wydanie kolejnych tomów Dzieł zebranych, a zwłaszcza listów. Pierwszy tom Listów do żony PIW wydał we wrześ­niu 2005 r. Dowiedziałem się o tym dopiero z przysłanego mi z Zakopanego wraz z zaproszeniem programu 21. Urodzin Teatru Witkacego (il. 3). Podczas ich obchodów zaplanowano promocję. W sprzedaży już tomu nie było. Zadzwoniłem do PIW-u i powiedziałem, że jadę do Zakopanego i potrzebuję tej książki, by uzyskać w niej dedykację Profesora. Błagałem pracownicę wydawnictwa o znalezienie dla mnie egzemplarza. Sympatyczna pani Katarzyna Balcerzak nie tylko spełniła moją prośbę, lecz także postarała się o autograf prof. Lecha Sokoła, który też jest członkiem Komitetu Redakcyjnego (il. 4). Zadowolony, zabrawszy książkę, pojechałem do Zakopanego i oprócz dedykacji Janusza (il. 5) zdobyłem również wpis prof. Bohdana Michalskiego (il. 6). Następnie otrzymałem od Janusza egzemplarz pewnej wyjątkowej książki. Na jego 65. urodziny Adolf Juzwenko i Jan Miodek zredagowali i dedykowali mu wspaniałą księgę Między teatrem a literaturą, wydaną przez Towarzystwo Przyjaciół Ossolineum. Dzięki rozmowom z Januszem o zawartych w niej tekstach, zwłaszcza o niezwykłym eseju Leszka Kolankiewicza Eleusis: oczy szeroko zamknięte, mogłem się poczuć epoptem2 witkacologii.

2 Epopt – w języku starogreckim znaczy „wtajemniczony”.

1/2018

40

Fajka bez zaciągania


Il. 3. Program 21. Urodzin Witkacego, Teatr Witkacego, 2006. Skan A. Balcerowska-Całka

Il. 4. Dedykacja L. Sokoła dla W. Mirskiego, 2005. Skan R. Mirski.

W 2005 r., w 45-lecie miesięcznika „Odra”, Profesor otrzymał nagrodę Redakcji (il. 7). Informacja o tym wydarzeniu ukazała się w majowym numerze z 2006 r. Przeczytałem w nim Przypadki wrocławskiego „teatrała”, laudację autorstwa Ireneusza Guszpita. Dowiedziałem się, że zasługą Profesora Deglera jest wprowadzenie teatrologii jako kierunku studiów uniwersyteckich do polskich uczelni. Okazuje się, że w młodości był koszykarzem, nawet rajdowcem samochodowym, uczył dzieci recytować wierszyki poranne Witkacego, a dla wnuków hodował poziomki. Kolekcjonuje pocztówki wydane przed rokiem 1945, przedstawiające budynki „świątyń sztuki”, czyli teatrów z całej Europy. Jest również działaczem społecznym, zasłużonym dla

Fajka bez zaciągania

Il. 5. Dedykacja J. Deglera dla W. Mirskiego, 2006. Skan R. Mirski.

41

1/2018


Il. 6. Dedykacja

Il. 7. Strona z „Odry”

B. Michalskiego

z informacją

dla W. Mirskie-

o przyznaniu na-

go, 2006. Skan

grody J. Deglerowi.

R. Mirski.

Skan R. Mirski.

Wrocławia. Nie darmo słyszałem przy pierwszym spotkaniu od profesora Sokoła: „Jak pan kiedyś pójdzie we Wrocławiu na spacer z Deglerem, proszę nie zabierać kapelusza. Co chwilę będzie go trzeba zdejmować. Pół Wrocławia mu się kłania”. Wybrałem się tam 3 czerwca 2011 r. na wystawę pocztówek Janusza. Przed wernisażem oprowadził mnie po niej razem z Małżonką. Wtedy Ewa – byliśmy po imieniu z wcześniejszych rozmów telefonicznych – zrobiła nam pamiątkowe zdjęcie. Wykorzystałem je, by zrobić fotografię łączną (il. 8), nakładając na ulubiony „niezbędnik”, jak nazwałem Witkacego portret wielokrotny. Szkice i materiały do biografii (1885–1939). Przyjacielskie spotkanie i dyskusja Janusza z Pawłem Banasiem O blaskach i cieniach filokartystycznej pasji, odbyły się podczas Nocy Muzeów w Ratuszu. Innego roku, w przerwie podróży do Zakopanego, odwiedziłem Janusza w uniwersytecie. Zaprosił mnie na obiad do pobliskiej intymnej jadłodajni, urządzonej w pomieszczeniach starej apteki. Niewiele mogliśmy porozmawiać, bo do restauracji przyszła szczecińska witkacolożka, prof. Marta Skwara z mężem i synem. Zresztą i tak spieszyłem się na autobus. Następne tomy Listów do żony kupowałem już łatwiej i w ich promocjach uczestniczyłem przeważnie w Zakopanem, ale i zdarzało mi się jeździć

1/2018

42

po Polsce, np. 25 lutego 2008 r. pojechałem do Książnicy Pomorskiej. W Szczecinie Janusz dał mi materiały z międzywojennej prasy, m.in. z „Kuriera Poznańskiego”, dotyczące Marcelego Staroniewicza. Miałem je doręczyć wdowie po nim, pani Łucji, z którą od kilku lat mieliśmy kontakt, on listowny, ja osobisty. Dr Staroniewicz z żoną Łucją przyjechał

Il. 8. W. Mirski, fotomontaż, zdjęcie J. Deglera i W. Mirskiego na okładce książki Witkacego portret wielokrotny. Skan R. Mirski.

Fajka bez zaciągania


do Gorzowa w 1955 r. i został zatrudniony jako ordynator oddziału płucnego miejscowego szpitala. Żona, młodsza o 36 lat (dlatego na nagrobku nie ma daty urodzenia Marcelego!), jako dyplomowana pielęgniarka pracowała na tym oddziale jeszcze po śmierci męża w 1964 r., do emerytury. Z trzecim tomem Listów do żony miałem przygodę. Profesor wymyślił, że oprócz obwoluty, każdy tom korespondencji będzie miał opaskę z wybranym przez niego cytatem z listu Witkacego, z wydawanego okresu. Przez telefon powiedział mi, że drukarnia coś przegapiła i trzeci tom opaski na promocję mieć nie będzie. Zadzwoniłem do Ewy, Małżonki Profesora. Powiedziałem, że chcę Januszowi sprawić niespodziankę; w Gorzowie mam możliwość szybkiego wydruku. Dyskretnie dowiedziała się, jaki cytat miał zostać tam umieszczony, a ja zamówiłem tylko 50 sztuk (nie miałem gwarancji, że będą odpowiednie). Wysłałem „paseczki” do Wrocławia, aby mógł dokładać je podczas promocji do autorskich egzemplarzy. Promocję zaplanowano na 24 lutego 2011 r. w czasie Urodzin Teatru Witkacego. Janusz rzeczywiście dokładał moje wydruki do sprzedawanych egzemplarzy, za co mi publicznie podziękował (il. 9). Rok wcześniej każdy z nas odbierał pamiątkowy medal, wybity z okazji jubileuszowych 25. Urodzin Teatru; coś szczególnego, bo osadzony na skałce, na „kawałku Tatr” (il. 10 i 11). Jeździłem za Januszem prawie jak psychofan. Zawsze mówił ciekawie i za każdym razem inaczej, w zależności od składu widowni. Dowiadywałem się ciągle czegoś nowego. Jest spontaniczny, uśmiechnięty, kiedy wokół niego coś się dzieje. Nie jest to uśmiech samozadowolenia, ale świadomość dobrze wykonanej pracy i efekt dobrego kontaktu z otoczeniem. Od 1994 r., co 5 lat, we wrześniu, odbywają się w słupskim Muzeum Pomorza Środkowego międzynarodowe sesje naukowe, poświęcone Stanisławowi Ignacemu. Na czwartą sesję w 2009 r. pojechałem, ponieważ jej opiekunem naukowym był Janusz. Kilkudziesięciu referatów w ciągu trzech dni wy-

Fajka bez zaciągania

Il. 9. J. Degler i W. Mirski podczas premiery t. III Listów do żony, 2011. Fot. P. Stefański.

Il. 10. J. Degler

Il. 11. W. Mirski od-

odbiera

biera pamiąt­kowy

pamiątkowy

medal podczas

medal podczas

jubile­uszowych

25. Urodzin

25. Urodzin Teatru,

Teatru, 2010. Fot.

2010. Fot. P. Ste-

P. Stefański.

fański.

43

1/2018


Była kiedyś audycja radiowa słuchałem nieco oszołomiony. Wiedziałem jednak, że te, których tematyka mnie zainteresowała, będę mógł uważnie przeczytać w pokonferencyjnym tomie pod Jego redakcją. Podczas sesji najciekawsza była rozmowa Sokoła z Deglerem o świeżo wydanym Witkacego portrecie wielokrotnym. Pozycja ta była również promowana w 2009 r. jako „książka jesieni” w Bibliotece Raczyńskich w Poznaniu. Poznań, moje rodzinne miasto – oczywiście znów pojechałem, aby Jubilata posłuchać. Spotkanie się opóźniało. Profesor, zawsze tak dbający o punktualność, nie pojawiał się. Organizatorzy nie znali przyczyny, nie mieli też z nim żadnego kontaktu. Ponieważ znam Jego numer telefonu, zdecydowałem się zadzwonić i okazało się, że Janusz jedzie taksówką i na ulicy Grunwaldzkiej stoi… w korku. Prosi o cierpliwość; odwiedzał na Łazarzu prof. Dobrochnę Ratajczak, teatrolog i dramaturg z poznańskiego Uniwersytetu. Przyjadą razem. Mimo rozpoczęcia z opóźnieniem ciekawe rozmowy przy wypełnionej sali trwały do późnego wieczora. 27 maja 2009 r., dzięki informacji mailowej Kasi Kobro i uprzejmości prof. Anny Krajewskiej, której mnie przedstawiła, mogłem uczestniczyć w spotkaniu Janusza z doktorantami Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Mimo dnia rektorskiego spora grupa młodych ludzi przybyła. Zaskoczył mnie jednak brak dyskusji po wykładzie zatytułowanym Witkacy mało znany. Nikt nie zadał pytania, nikt nie nawiązał do jego treści. Gdyby to się dziś działo, sam bym pytał, o czymś mówił i zachęcał młodych, ale wtedy jeszcze byłem onieśmielony zbyt krótką znajomością z Jubilatem.

1/2018

44

Z Kolbergiem po kraju – ja mam swoje Z Januszem po kraju. W Słupskim Ośrodku Kultury już od 20 lat odbywają się ogólnopolskie konkursy interpretacji dzieł Witkiewicza, pod przekornym hasłem „Witkacy pod strzechy”. Strzech poza skansenami wprawdzie już nie ma, a Witkacy w Słupsku nigdy nie był, ale teraz wszędzie tam go pełno. Juror tego konkursu zwykle bywał jeden, i to określany mianem: „ekscentryczny”. Dyrekcja Ośrodka w 2012 r. poprosiła Profesora Deglera o to zadanie podczas 15. edycji konkursu. Miałem przyjemność towarzyszyć Mu w tym zajęciu. Wtedy też poznałem „honorowego” jurora, Macieja Witkiewicza, stryjecznego wnuka Witkacego. Zachęcony atmosferą panującą podczas tej trzydniowej fety, w następnym roku sam ośmieliłem się wziąć udział w konkursie i od pary jurorów: ekscentrycznego – znakomitego witkacologa i artysty fotografika, Stefana Okołowicza i honorowego – Macieja Witkiewicza, otrzymałem nagrody za „wzorowe i niespotykane witkacofilstwo – udział od ponad 30 lat w większości wydarzeń witkacologicznych, takich jak sesje naukowe, premiery teatralne, promocje kolej-

Fajka bez zaciągania


Il. 12. i 13. J. Degler przemawia podczas wręczenia Nagrody Edytorskiej Polskiego PEN Clubu, 2014. Fot. S. Okołowicz.

nych publikacji”3. Na następne konkursy jeżdżę jako juror „tajny”. Ostrzegałem na wstępie, że dużo będzie o mnie. Niespodziankę sprawiłem Januszowi, zjawiając się w dniu Jego urodzin, 2 czerwca 2014 r., w Muzeum Literatury na uroczystości wręczenia Nagrody Edytorskiej Polskiego PEN Clubu im. Juliusza Żuławskiego. Jubilat otrzymał ją w dowód uznania trudu edytorskiego, za niezwykle wnikliwe opracowanie czterech tomów Listów do żony (il. 12 i 13). Nie było możliwości dłuższej rozmowy, dlatego zadowolenie z mojej obecności potwierdził wysłaną po kilku dniach kartką (il. 14). Goniłem za Januszem po Polsce. Była kiedyś audycja radiowa Z Kolbergiem po kraju – ja mam swoje Z Januszem po kraju. Ważne było każde spotkanie jako intelektualnie wzbogacające zdarzenie. Taki głód, taka potrzeba. Po wykładzie zwykle podchodziłem i w paru słowach nawiązując do wysłuchanej treści, gratulowałem i dziękowałem za możliwość uczestnictwa. Największą dla mnie przyjemnością było usłyszeć od Jubilata, że mówi Mu się dobrze wtedy, gdy jestem na sali wśród słuchaczy. To sytuacja graniczna – żyć z Witkacym i dla Witkacego tak, żeby nie zawieść Janusza Deglera. Mój podziw dla Janusza nie jest egzaltowanym zachwytem, jakby mogło się wydawać, ale autentycznym uznaniem dla wytrwałej intelektualnej pracy. Niebawem z fana awansowałem (oczywiście uczestnictwa w witkacologicznych wydarzeniach – o ile zdrowie pozwala – nie zaniedbuję). Nieskrom-

3 Cyt. za: http://www.witkacy.art.pl/images/protokoly/ protokol_2013.pdf (dostęp: 10 lutego 2018).

Fajka bez zaciągania

45

1/2018


nie powiem, że stałem się pomysłodawcą pewnego wspólnego z Januszem projektu. 4 lipca 2015 r. pojechałem na prezentację długo oczekiwanej, a nawet już nagrodzonej przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, publikacji dotyczącej Małgorzaty Starowieyskiej, napisanej i opracowanej przez Katarzynę Kobro-Okołowicz pt. Mao Star. Instynktowne zanikanie w przestrzeni. Po zakończeniu zorganizowanego przez wydawnictwo słowo/obraz terytoria oraz Pępek Sztuki spotkania w Zamku Ujazdowskim Kasia zaprosiła grupę zaprzyjaźnionych osób na coś do picia. Usiedliśmy w pięknym przyzamkowym parku, w kawiarni Instytutu Teatralnego i rozmawialiśmy na temat wspólnych zainteresowań, czyli o Witkacym. Dobrze by się stało, gdyby można działać w sposób zorganizowany, a nie tylko każdy na własną rękę. Kogoś nam tu brakuje. Oczywiście głównego witkacologa, prof. Deglera. Zadzwoniliśmy. Każdy coś powiedział: Joanna Gondowicz, Przemysław Pawlak, Stefan Okołowicz i Kasia. Byłem ostatni. Wszystko zostało powiedziane. Tylko podsumować, przybić piątkę. Powiedziałem, że witkacolodzy pracują rozproszeni. Nie ma więzi międzypokoleniowej. Owszem, są spotkania, ale raczej towarzyskie. Przydałaby się jakaś organizacja, instytucja. Musi powstać, zanim wyginą stare wygi. Profesor przyznał mi rację. 30 lipca, na odczytanie aktu założycielskiego fundacji o nazwie Instytut Witkacego, zorganizowane przez Przemka Pawlaka w biurze notarialnym, Janusz przyjechać nie mógł, ale był reprezentowany przez Przemka. Podobnie Kasia – za męża Stefana mogła z nami podpisać powyższe oświadczenie. W taki sposób znalazłem się z Januszem w jednej organizacji, w gronie 10 fundatorów, członków założycieli. Raz jeszcze

1/2018

46

Il. 14. Kartka J. Deglera do W. Mirskiego, 2014. Skan R. Mirski.

ich wyliczę: Janusz Degler, Lech Sokół, Joanna i Jan Gondowiczowie; Katarzyna Kobro i Stefan Okołowiczowie, Przemysław Pawlak, Tomasz Pawlak, Marek Średniawa. Teraz tylko czekaliśmy na rejestrację w Krajowym Rejestrze Sądowym. I tak został sfinalizowany pomysł Marka, który już rok wcześniej namawiał do tego Profesora na konferencji w Słupsku. Nasz Jubilat był wtedy jeszcze sceptycznie nastawiony do takich inicjatyw ze względu na wcześniejsze niepowodzenia.

Fajka bez zaciągania


Powstał Instytut, którego celem jest m.in. propagowanie działalności artystycznej, literackiej i filozoficznej Witkacego, upowszechnianie dorobku naukowego, wiedzy o życiu, rodzinie i otoczeniu Stanisława Ignacego Witkiewicza, szukanie jego zaginionej spuścizny oraz nowoczesne opracowywanie naukowe i prezentowanie jego twórczości4. Żeby Profesora nie obciążać dodatkowymi obowiązkami, nie prosiliśmy, aby objął „dowództwo”. Prezesem Instytutu został Przemysław Pawlak, wspólnie z nim zarząd tworzą Kasia i Marek. Logo Instytutu to zmodyfikowany przez Huberta Skoczka pomysł Marka, grafika wykorzystująca kultowe zdjęcie Witkacego w lustrach. Niebawem powstał zamysł wydawania czasopisma, instytutowego periodyku. Czy można się dziwić, że Przemek wymyślił je podczas pobytu w Zakopanem pod prysznicem? Przecież Witkacy chciał mieć „gazetę”, dał nawet ogłoszenie w popularnym „Ikacu” (1924, nr 18) – przypomina prof. Degler – więc mógł myśleć przecież o tym nawet podczas kąpieli w tubie. Teraz widać można i pod prysznicem, bo tubów już nie ma. Profesor zareagował entuzjastycznie, wysyłając do nas, współzałożycieli Instytutu, 17 czerwca 2016 r. (o godz. 5.30!) e-mail, nawiązujący żartobliwie do treści anonsu drukowanego przez Witkacego w „Kurierze”.

też się znajdzie. Gratuluję pomysłu i przyszłego Redaktora Naczelnego proszę o przyjęcie do Zespołu stałych współpracowników. Po różnych przymiarkach pismo zostało nazwane „Witkacy!”. W taki sposób, z pomocą kilku mocno zakręconych osób, zostaje przygotowany już czwarty numer półrocznika, poświęcony słusznie naszemu Jubilatowi.

▪▪▪

A ode mnie, Zacny, Kochany Januszu, przyjmij podziękowanie za włączenie do Grona Twych Przyjaciół i życzenia zdrowia i sił na kilka lat dziesiątek do zbierania po Witkacym kolejnych pamiątek.

▪▪▪

Appendix, aneks lub po prostu PS Janusz Degler, urodzony 2 czerwca, zodiakalny bliźniak, na 70. urodziny otrzymał plakietkę z życzeniami i reprodukcją Kastor i Polluks, z serii Kosmos Witkacego. Jest to jedyny znak zodiaku jakby namalowany specjalnie dla Janusza. Pozostałe 12 kompozycji astronomicznych dotyczy innych konstelacji.

Włodzimierz Mirski Drodzy Przyjaciele, po 92 latach znalazł się przez S. I. Witkiewicza człowiek – Przemysław PAWLAK. Konsorcjum

How I became Janusz Degler’s (psycho)fan Memoirs of Włodzimierz Mirski, recounting his acquaintance with Professor Janusz Degler, from their first meeting to the present. Key words: The Witkacy Theatre in Zakopane,

4 Zob. więcej http://witkacy.eu/wp/cele/ (dostęp: 10 lutego 2018).

Fajka bez zaciągania

witkacology, theatre studies, memoirs, The Museum of Middle Pomerania in Słupsk.

47

1/2018


Wojciech Sztaba

Z Laboratorium Firmy Portretowej: portret podstawkowy

J

adwiga Witkiewiczowa na temat odwiedzin męża u znajomych pisała: „Często zaczynał wizytę od przeglądania książek, wydawnictw z reprodukcjami itd. i wtedy zapominał zupełnie o ludziach”1. Z pewnością oglądał reprodukcje nie tyle jako miłośnik sztuki, ale przede wszystkim jako artysta szukał ciągle nowych obrazów, nowych pomysłów, które gromadził na półce archiwum w wyobraźni, by je kiedyś, może, wykorzystać. Janusz Degler opisał funkcjonowanie tego archiwum na przykładzie dramatu W małym dworku – i dał mu świetną nazwę – Laboratorium Czystej Formy2.

1 J. Witkiewiczowa, Wspomnienia o S. I. Witkiewiczu, [w:] S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 22:] Listy do żony (1936–1939), przyg. do druku A. Micińska, oprac. i przypisami opatrzył J. Degler, Warszawa 2007, s. 581. 2 J. Degler, W Laboratorium Czystej Formy, czyli o niedostrzeżonych źródłach „W małym dworku”, [w:] Witkacy. Życie i twórczość. Materiały sesji poświęconej Stanisławo-

1/2018

48

Wykazał, z jak wielu wątków, zdarzeń, historii Witkacy skorzystał i jak włączył je do własnej sztuki. Wszystkie te zabiegi były rezultatem przemyślanej i konsekwentnej Witkacego „gry z tradycją”. Można chyba stwierdzić, że dla niego – jak dla współczesnego postmodernisty – tradycja jawiła się jako ogromny zasób rozmaitych tekstów, z których można pełną garścią czerpać wątki, sytuacje, postaci, obrazy, fragmenty dialogów itp. Z tego materiału poddawanego laboratoryjnej obróbce, czyli różnorakim przekształceniom, deformacjom, wymieszaniu, autor budował własne utwory3. Pojęcie „laboratorium” nie tyle mówi o „wpływologii” czy zapożyczeniach, ile podkreśla znaczenie

1. A. Badowski, Świeże popioły, rys. A. Badowski, ryt. K. Pomiarowski, „Kłosy” 1887, nr 1148, z 30 czerwca, s. 410.

wi Ignacemu Witkiewiczowi z okazji 55. rocznicy śmierci (Muzeum Pomorza Środkowego Słupsk, 16–18 września 1994), red. J. Degler, Wrocław 1996, s. 113. 3 Tamże.

Forma jako taka działa


2. Portret Rzymianki, [w:] P. Bieńkowski, O rzeźbach klasycznych z marmuru w Krakowie, „Prace Komisji Historii Sztuki” 1919, Kraków, t. 1, z. 2, fig. 32.

oryginalnego dzieła i jego składników, które się w ten amalgamat wtopiły, zgodnie z myślą Stanisława Ignacego Witkiewicza, cytowaną przez Deglera: „Chodzi tylko o nowość konstrukcji w całości”4. Z portretów Witkacego poznać można, że i Firma miała swoje Laboratorium, ciągle uzupełniane nowymi znaleziskami – gdyby Witkacy swoją firmę prowadził dzisiaj, jedna z ról tego jednoosobowego przedsięwzięcia przypadłaby z pewnością kierownikowi artystycznemu (Art Director). Oryginalne pomysły były nieodzowne: musiał ciągle wyciągać nowego królika z kapelusza, żeby podtrzymać atrakcyjność Firmy i ciekawość klientów oraz – co równie ważne – samemu nie stracić chęci do rysowania kolejnych „gębowzorów” (o tym, jak często Firma była dla niego przyczyną

4 Tamże, s. 114.

uczucia wyczerpania i zniechęcenia, dowiadujemy się z listów do żony). Jednym z takich firmowych pomysłów był portret „podstawkowy”. Nazwę tę zapisywał na portrecie, czasem jako dodatek do jednego z firmowych typów, czasem jako samoistny typ, czasem w kombinacji z innymi określeniami, jak „podstawkowo-widmowy”, „alcoforado podstawkowy” albo razem, jak na portrecie z 1929: „Alcoforado 1/2 widmowy podstawkowy”, przedrzeźniając tym miłosne listy portugalskiej zakonnicy, Mariany Alcoforado. Pomysł portretu podstawkowego polega na naśladowaniu w malarstwie formy portretu rzeźbionego: głowy lub popiersia, bez albo z postumentem. Witkacy wprowadził tu w „grę” cały szereg tematów pobocznych, dodatkowych brzmień, tonów, które dla wtajemniczonych tworzyć mogą całą orkiestrę. W czasie swojej długiej historii rzeźbione popiersie przybierało różne formy. W starożytnej

Forma jako taka działa

49

1/2018


3. B. Kruse, Nymphenkopf, „Die Kunst für alle” 1898, Bd. 14, Heft 1, s. 28.

Grecji były to kultowe czworokątne słupy poświęcone Hermesowi, hermy, zwieńczone głową; do tego typu należy słynna herma Peryklesa z 430 r. p.n.e. Rzymskie popiersia rozwinęły się z masek pośmiertnych zawieszanych w atrium. Jak w XIX w. wyobrażano sobie te antyczne galerie antenatów, zobaczyć można w „Tygodniku Ilustrowanym” z 1887 r.5 – Kalunio miał wtedy dwa lata, a jego ojciec rysował portrety znanych osobistości dla warszawskich tygodników ilustrowanych („Wędrowiec”, „Kłosy”, „Tygodnik Ilustrowany”). Wśród typów rzymskich portretów pojawiły się już popiersia rozszerzające się u dołu, czasem półkoliście, osadzone na małym cokole, przypominające figurę szachową. Ten typ był najbardziej rozpowszechnioną formą popiersia, szczególnie popularną w XVIII i XIX w. zarówno w portretach prywatnych, jak i oficjalnych, przedstawiających władców i osoby zasłużone. Galerie popiersi zdobiły budynki publiczne, a gipsowe modele do użytku domowego, w miniaturze, ustawiano na biurku, na biblioteczkach, na pianinie. Klasyczne ujęcie popiersia z półokrągłym zakończeniem u dołu stało się nawet kanonem portretu w grafice. Ten typ stosował także Witkacy w portretach podstawkowych, a także inny, również znany w rzeźbie rzymskiej: głowy portretowej ze zredukowaną podstawą, czasem jej funkcję pełni po prostu szyja – tak jak to zrobił Witkacy w portretach Edmunda

4. W. Geiger, Popiersie żony, ok. 1900, rzeźba, kość słoniowa, drewno. Reprodukcja: „The Studio” 1911, No. 224, s. 152.

5 A. Badowski, Świeże popioły, rys. A. Badowski, ryt. K. Pomiarowski, „Kłosy” 1887, nr 1148 z 30 czerwca, s. 410. Adam Badowski (1857–1903), malarz, portrecista, ilustrator.

1/2018

50

Forma jako taka działa


5. F. Stringa (?), Alegoryczna martwa natura z popiersiem Francesco I dʼEste autorstwa Berniniego, olej na płótnie,

Strążyskiego i Janusza de Beauraina . Wariacją na ten temat jest portret Kazimierza Ducha z głową obciętą, postawioną na talerzu – rodzaj połączenia dwóch motywów – rzymskiej głowy portretowej bez postumentu oraz głowy św. Jana Chrzciciela na misie7. W średniowieczu idealizowane popiersia, wykonane ze szlachetnego metalu i ozdobione drogimi kamieniami, służyły do przechowywania relikwii świętych. Relikwiarze te nie miały cokołu, przedstawiały górną partię ciała powyżej łokci. Tę formę przejęto we wczesnorenesansowej rzeźbie portretowej. Przetrwała w rzeźbie końca XIX w. i stosował ją również Witkacy w portretach bez cokołu, ale z rozszerzoną podstawą. Głowy na podstawce w formie ptasiej nogi były oryginalnym wynalazkiem Witkacego, należącym do grupy jego bestiariusza8. Choć i tu mógł znaleźć inspirację w historii sztuki, w postaci znanego od średniowiecza tzw. pazura gryfa, czyli rogu do picia, ustawionego na orlich nogach. Stanisław Ignacy miał wiele okazji do oglądania podstawkowych portretów podczas zwiedzania muzeów europejskich (także w Muzeum Czartoryskich w Krakowie z dobrymi przykładami greckich herm i rzymskich portretów), w czasopismach czy w kolekcji fotografii dzieł sztuki Józefa Siedleckiego, zaprzyjaźnionego ze Stanisławem Witkiewiczem. Pod koniec XIX i na początku XX w. popiersie 6

122 × 158 cm, w zbiorach Minneapolis Institute of Art. Reprodukcja: „Lʼarte, revista di storia dellʼarte medievale e moderna” 1902, N. 2, s. 111.

6. W. L. Borowikowskij, Hrabina Ljubow Iliniczna Kuszeljowa z synami, Reprodukcja: Russkije portrety XVIII i XIX stoletij, izdanje Welikogo knjazia Nikołaja Michajłowicza, t. 3, Petersburg 1907, il. 6. Źródło: Wikipedia.

6 Stanisław Ignacy Witkiewicz 1885–1939. Katalog dzieł malarskich, oprac. I. Jakimowicz, przy współpracy A. Żakiewicz, Warszawa 1990, nr I 920, il. 380 i I 1565, il. 540. 7 Tamże, nr I 2063, il. 366. 8 Tamże, np. portret Ireny Fedorowiczowej, nr I 928, il. 362.

Forma jako taka działa

51

1/2018


7. Portret Sary Bernhardt, carte de visite, w zbiorach Victoria and Albert Museum, London, Guy Little Collection.

było jedną z głównych form rzeźbiarskich – zawsze reprezentowane na wystawach sztuki i często reprodukowane. Wśród nich były także głowy kobiet tęsknie spoglądających w górę, przypominające „Alcoforado podstawkowe” Witkacego. Pomysł, by rzeźbiarski portret przedstawić na obrazie, nie był jednakże jego – wprowadzony został do malarstwa już w renesansie. Wczesnym przykładem jest namalowany przez Tycjana portret kobiety stojącej obok płaskorzeźby z głową w profilu, Schiavona. Jednym ze znaczeń tej konfrontacji była demonstracja modnego w renesansie tematu paragone, sporu o miejsce malarstwa i rzeźby w hierarchii sztuk. O przewadze rzeźby w tym sporze świadczyć miała jej trwałość, monumentalność, zaś malarstwa – bliska naturze żywość kolorów i więcej niż w rzeźbie możliwości jej przedstawienia. Swoisty epilog tego paragone nastąpił w malarstwie francuskim XVII i XVIII w., w portretach tworzonych przez malarzy ubiegających się o przyjęcie do Królewskiej Akademii Malarstwa i Rzeźby. Ich zadaniem było namalować

1/2018

52

portret rzeźbiarza wraz z jego dziełem, marmurowym popiersiem – dowodem talentu malarza była więc umiejętność naśladowania rzeźby! Witkacy na temat właściwości obu sztuk wypowiadał się w swoich pismach teoretycznych, przyznając pierwszeństwo dwuwymiarowemu malarstwu i odmawiając rzeźbie, z małymi wyjątkami, możliwości wypełnienia postulatu Czystej Formy. Jego podstawkowe portrety z dużą dozą ironii biorą udział w tej dawnej dyspucie, przy czym Witkacy posłużył się skrótem: jego paragone odbywa się w ramach jednego portretu, który gra obie role w tym sporze między malarstwem a rzeźbą. Zestawienie osoby „żywej” z popiersiem miało w historii portretu jeszcze inne znaczenia. Na portretach podwójnych lub grupowych pokazywano jako rzeźby osoby nieobecne, tym sposobem ujmując teraźniejszość i przeszłość, bliskość i dystans między żywymi a zmarłymi. Popiersie ważnej osobistości towarzyszące portretowanej osobie podnosiło jej znaczenie, mogło być też oznaką lojalności wobec władcy, jak np. liczne portrety z popiersiami carycy

8. Fotorzeźby, zdjęcia fotograficzne H. Filipowicza, ryt. A. Malinowski, „Kłosy” 1888, nr 1215 z 11 października, s. 229.

Forma jako taka działa


9. Portret Maude Branscombe, carte de visite, w zbiorach Victoria and Albert Museum, London, Guy Little Collection.

Katarzyny czy Napoleona9. Rzeźbione popiersia grały także rolę atrybutu – uczonym i artystom dodawano do towarzystwa wizerunki antycznych filozofów i poetów. Mała fotografia Sary Bernhardt w formacie wizytówki 6 × 9 cm (carte de visite) w zbiorach Victoria & Albert Museum w Londynie10 wyraża w skrócie główną ideę tej grupy portretów. Aktorka stoi bokiem, twarzą zwrócona do widza, prawą nogę postawiła na małym stopniu, jakby wchodząc pod górę, lewą rękę oparła na kawalecie, na którym powyżej stoi w profilu jej popiersie. W prawej trzyma szpatułkę do modelowania w gli-

nie, jakby sama była autorką swojego wizerunku. Jest obecna tu i teraz, a zarazem przeniesiona już do historii, do panteonu wielkich artystów. Z pewnością jednym z motywów podstawkowych portretów Witkacego jest komizm sytuacji bycia pomnikiem już za życia. Około 1910 r. Stanisław Ignacy sfotografował umieszczone na kawalecie popiersie Ireny Solskiej, które wykonała w glinie jego kuzynka, Maria Witkiewiczówna – jeszcze zanim rozpoczął firmowe portretowanie. Temat ożywionego posągu, znany z opowieści o Pigmalionie i pięknej Galatei, również był obecny w programie sztuki portretu, dając okazję malarzom, by powierzchni marmurowego wizerunku nadać cie9 Wiele przykładów tego typu portretów zawiera mopłą karnację ciała. Rzeźbione popiersia na tych obranumentalne wydawnictwo Russkije portrety XVIII zach wydają się nawet prawdziwsze niż towarzyszące i XIX stoletij, izdanje Welikogo knjazia Nikołaja Michajłowicza, t. 1–4, Petersburg 1905–1909. W dobrze im postacie, z którymi „martwa” rzeźba prowadzi zaopatrzonej bibliotece pułkowej Pawłowskich Koszar przewrotną, niemal surrealistyczną grę. Pod koniec w Petersburgu z pewnością tej pozycji nie brakowaXIX w. fotografia odkryła ten temat, wypróbowując ło – choćby ze względu na prominentnego edytora. Zob. o bibliotece: K. Dubiński, Wojna Witkacego, czyli na nim technikę fotomontażu, kombinując rzeźbę kumboł w galifetach, Warszawa 2015, s. 231–232. z „żywym” modelem. W numerze „Kłosów” z 1888 r. 10 Portret Sary Bernhardt, carte de visite, Victoria and ukazała się całostronicowa ilustracja zatytułowana Albert Museum, London, Guy Little Collection.

Forma jako taka działa

53

1/2018

10. S. I. Witkiewicz, Portret Marii Nawrockiej, ok. 19 kwietnia 1929, pastel na papierze, 38 × 63 cm, w zbiorach Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku.


11. S. I. Witkiewicz, Portret Heleny Białynickiej-Biruli, 12 maja 1929, pastel na papierze, 47 × 65 cm, w zbiorach Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku.

Fotorzeźby, zdjęcia fotograficzne H. Filipowicza, przedstawiająca grupę kobiet upozowanych na antyczne rzeźby, jedną w pełnej postaci (zapewne Galatea) oraz pięć popiersi na cokołach; przed nimi artysta położył fotografię popiersia. Ilustracji towarzyszył tekst: „Piękności tyfliskie w fotorzeźbach Henryka Filipowicza (typy mieszane)”:

12. K. C. Zumbusch, Filozof Hans Cornelius, marmur, przed 1915, w zbiorach Bayerische Staatsgemäldesammlungen ­

konywa drzeworyt) zupełne podobieństwo do fotogramów, zdjętych z biustów rzeźbionych, i o wiele są wyższe od wykonywanych za granicą imitacji płaskorzeźb i kamei. Widać w nich dążność do najmożliwszego zbliżenia i niemal zjednoczenia fotografii ze sztuką [...]11.

Neue Pinakothek

[...] Henryk Filipowicz, mający prócz pracowni malarskiej i zakład fotograficzny w Tyflisie [...] trzy lata temu zaczął wykonywać portrety fotograficzne sposobem całkiem nowym, wówczas zgoła nieznanym, a lubo dziś praktykowanym i przez niektórych innych fotografów, to będącym jednakże jego własnym, oryginalnym pomysłem, który przed dwoma laty zaprodukował po raz pierwszy w jednym z zakładów fotograficznych w Petersburgu. Portrety, zdejmowane tym wynalezionym przez siebie sposobem, artysta nazwał fotorzeźbami, mają one bowiem (jak prze-

1/2018

54

München. S. I. Witkiewicz do Corneliusa w liście z 15 czerwca 1935: „Jako filozof uważam się za Pański «twór»”.

Ponieważ ilustracja powstała w technice drzeworytu (rytował A. Malinowski), musimy wierzyć podpisowi, że popiersia wykonane były jako fotografia, z opisu nie wynika też, na czym polegała technika wynalazku Filipowicza. Zapewne fotomontaże te wyglądały tak, jak inna carte de visite z końca XIX w., zachowana w Victoria & Albert Museum, przedstawiająca aktorkę Maude Branscombe

11 R. [A. Pietkiewicz], Piękności tyfliskie w fotorzeźbach Henryka Filipowicza (typy mieszane), „Kłosy” 1888, nr 1215 z 29 września /11 października, s. 230.

Forma jako taka działa


pozującą jako popiersie12. Według opisu katalogowego fotografia aktorki w peruce nałożona została na podstawę popiersia. Mamy tu więc przykład fotograficznego portretu podstawkowego, bliskiego pomysłowi Witkacego. Kalunio miał trzy lata, kiedy reprodukcja Fotorzeźb Filipowicza została umieszczona w „Kłosach”, których kierownikiem artystycznym był w tym czasie Stanisław Witkiewicz. Na zakończenie wspomnę o jeszcze jednej możliwej interpretacji podstawkowych portretów – tym razem główną rolę grają tu same podstawki, na których umieszczone są głowy. Kto widział dawne zbiory sztuki i osobliwości, albo jeszcze niezmodernizowane muzea przyrodnicze czy historyczne, zna urok drewnianych witryn, w których na półkach stoją w szeregach eksponaty, często umieszczone na toczonych cokolikach i opisane ręcznie na pożółkłych etykietkach. Takim katalogowym, groteskowym podpisem opatrzył Witkacy portret de Beauraina: „Beaurain (Jean de...) Colonel d'aviation, assasiné pendant la Grande Revolution Polonaise de 1935”13. Stanisław Ignacy od dzieciństwa kochał muzea i na wzór zakopiańskiego zaczął gromadzić okazy do własnego. Cokoliki są znakiem, symbolem muzeum i jego porządku i w tym znaczeniu mogły pasować do zamysłu wykonawcy i zbieracza gębowzorów, „kustosza” kolekcji, jaką w jednym ze swoich wymiarów była Firma Portretowa. Nie ma jednej wykładni tych portretów rysowanych quasi una sculptura. Dla wszystkich ich wariantów znaleźć można prototypy w historii sztuki. W Laboratorium przeszły jednak proces destylacji, zostały ręką artysty zmieszane z innymi składnikami i, przyprawione dużą dozą groteski, parodii i ironii, wytworzyły nowe, niespodziewane napięcie kierunkowe.

13. Janusz

Wojciech Sztaba

Degler,

From the Portrait-Painting Firm Laboratory:

modelował

the Pedestal Portrait

W. Sztaba.

The pedestal portrait was one of the ways to spice up the Portrait-Painting Firm's offer. Original ideas like these were indispensable: Stanisław Ignacy Witkiewicz had to constantly pull a new rabbit out of the hat, to maintain the attractiveness of the Firm and the curiosity of the clients and – equally importantly – to upkeep his own enthusiasm for work as a portraitist. The idea of a portrait, based on imitating a form of a sculpted portrait in painting: a head or a bust, without or with a pedestal, was first used in the Renaissance. Witkacy alluded to this convention and at the same time played with it, because in the Laboratory of his Firm, the prototypes of portraits underwent a distillation

styczeń 2018

process. They were mixed with other ingredients and, flavored with grotesque, parody, and irony, they created a new, unexpected directional tension. The artist also

12 Portret Maude Branscombe, carte de visite, Victoria and Albert Museum, London, Guy Little Collection. 13 Katalog dzieł malarskich, nr I 1565.

Forma jako taka działa

introduced additional themes and overtones that should not escape the attention of a careful viewer. Key words: portrait, Portrait-Painting Firm, parody, grotesque.

55

1/2018


Dalibor Blažina

Podróże z Januszem po obrzeżach Witkacji

Korespondencja

korespondencji już przepadła, kilka listów i kart nadal mam w domu. Wiadomości z poczty elekajpierw były listy: od czasu do czasu, zawsze tronicznej też częściowo zniknęły z powodu ataku z jakiejś okazji. Oczywiście, najważniejszą wirusa na słabo zabezpieczony system pamięci z nich był Witkacy i nowości ze świata witkacologii: komputerowej. Niestety. nowe książki, zaproszenia na konferencje, plany Jubileusz Janusza potraktowałem jako powód wydawnicze i redaktorskie, Janusza archiwum do odszukania tego, co się zachowało (rękopisy, teatralne, przede wszystkim to Witkacowskie, maszynopisy oraz e-maile). Próbowałem sobie też o którym nigdy nie zapominał. Wreszcie pocztówki przypomnieć, kiedy i dlaczego napisałem do niego teatrów z różnych czasów i miejsc. Choć część tej pierwszy list.

N

1/2018

56

J. Degler i D. Blažina podczas Międzynarodowego Sympozjum Tłumaczy Twórczości Witkacego w Zakopanem, 2015. Fot. D. Dominkuš.

Fajka bez zaciągania


Niestety już nie pamiętam. Najwcześniejszy list, który posiadam, pochodzi z 12 grudnia 1995 r. Na pewno nie był on pierwszy, gdyż zaczyna się in medias res, w środku korespondencji, której głównym tematem był – Jan Kott. Istotnie, był to czas, w którym pogrążyłem się w „kottologię”, pisząc pracę doktorską. Janusz, jak zawsze, był gotów do pomocy: był to list towarzyszący przesyłce książki Tadeusza Nyczka o emigrantach, a także dopiero co opublikowanego wydania Nowego Jonasza, redagowanego przez Janusza. Jednak dowodem, że w „prehistorycznym” okresie naszej znajomości na pewno obecny był już Witkacy – potwierdzają jego zatroskane słowa: „Czy Witkacego już Pan ostatecznie porzucił? Proszę, niech Pan tego nie robi!”. Zawsze o Witkacym, wszystko inne było obok lub trochę z boku. Nowe wydania, nowe tłumaczenia, publikacje, spektakle, programy teatralne i plakaty, kopie starych tekstów. Odpowiadałem, jak tylko się dało, robiłem, co było możliwe. I już nie pamiętam, czy pisałem mu o tym, czy on się po prostu domyślił – w tych latach byłem bardzo rozczarowany tym faktem, że wszystkie moje próby popularyzacji Witkacego w Chorwacji nie powiodły się. Wybór dramatów1, opublikowany w 1985 r., przygotowany przeze mnie z intencją „marketingową” – tak aby zaprezentował najprostsze w odbiorze (Karaluchy, W małym dworku), najpopularniejsze (Wariat i zakonnica, Szalona lokomotywa), a potem też najbardziej złożone i najlepsze dramaty Witkacego (Kurka Wodna, Szewcy) i przy tym przy-

ciągnął reżyserów i dyrektorów teatrów, faktycznie dość szybko popadł w zapomnienie. Najwięcej uwagi przyciągnęli Szewcy, ale z zarzutem, że za dużo w nich dialektu, że są tym samym za bardzo lokalni2. Dlaczego czeladnicy mówią po kajkawsku? Ale czy sam Witkacy, ten „zagwazdraniec zakopiański”, nie był też „lokalny”? Tłumacząc dramaty Stanisława Ignacego na chorwacki, wybrałem strategię analogii geograficznych, kulturowych i językowych: Kraków – Zagrzeb, Podhale – Zagorje, Zakopane – Varaždin, gwara podhalańska – dialekt kajkawski3. Tak próbowałem „schorwatyzować” Szewców. Ukazało się kilka recenzji w czasopismach, notatek w gazetach, nagrano kilka adaptacji radiowych, pojawiły się pomysły reżyserskie i dyrektorskie – lecz zainteresowanie twórczością polskiego dramaturga zmalało na przełomie lat 80. i 90., wraz z nadejściem prawdziwej katastrofy – tej wojennej. W postępującej wokół nas szarzyźnie okazało się, że najbardziej popularnym i właściwie jedynym Witkacym w Chorwacji stał się ten najbardziej in-

1 S. I. Witkiewicz, Iz djela, tłum. D. Blažina, Zagreb 1985.

2 Na przykład w obszernym i skądinąd świetnym artykule o Witkacym z okazji wydania wyboru dramatów, wybitny belgradzki teatrolog Dragan Klaić ocenił, że „ten przekład jest być może miejscami zbyt ustępliwy wobec dialektu, który przytłacza «kolorytem lokalnym»” – D. Klaić, Vitkaci: jedan prorok ponora, „Knji­ žev­nost”, 1987, br. 2, s. 285. 3 O swoich doświadczeniach z tłumaczeniem Szewców Witkiewicza i potrzebie opracowania strategii translatorskiej pisałem dwa razy: Lingvistički šusteraj ili o prevođenju S. I. Witkiewicza, [w:] Prevođenje: suvremena strujanja i tendencije. Zbornik radova, red. J. Mihaljević-Djigunović, Zagreb 1995, s. 203–218; “Vitkacii maledicta” u hrvatskom jeziku, [w:] Prevođenje kultura. Zagrebački prevodilački susret 2003, priredila I. Grgić, Zagreb 2005, s. 41–51.

Fajka bez zaciągania

57

1/2018


Czołgi na fantylny – Karaluchy. Paradoks lub ukryta moc tego tekstu w kontekście, który go odkrył? Ależ tak, bardzo możliwe, że nasza korespondencja zaczęła się od przesyłki z tą książką, gdzieś w drugiej połowie lat 80. Ale mogła się też zacząć od mojej książki o Witkacym wydanej w 1993 r., zatytułowanej Katastrofizm i struktura dramatu. Nie pamiętam dokładnie, ale na pewno obie wysłałem Januszowi, ponieważ wiem, że już od dawna ma je w swoim fantastycznym zbiorze. Następny list został napisany już z wyraźnym zamiarem motywowania mnie do powrotu: w lecie 1996 r. Janusz zapraszał mnie na konferencję w Słupsku, „gdzie będziemy mogli się spotkać i wreszcie osobiście poznać”. A może stanie się to w Warszawie, gdyż „pojadę do stolicy, aby w PIW-ie omówić sprawę kolejnego tomu Dzieł zebranych Witkacego”? Albo w liście z jesieni 1998 r., w którym zapraszał mnie na sesję zorganizowaną przez Ośrodek Grotowskiego, poświęconą Jerzemu Jarockiemu? Listy Janusza świadczą o próbach układania tras tak, aby spotkanie stało się możliwe – ale do tego nijak nie dochodziło. W tych latach do Polski jeździłem coraz rzadziej, zajęty różnymi sprawami: obowiązkami na studiach po niespodziewanej śmierci profesora Zdravka Malicia, przejmowaniem redakcji czasopisma „Književna smotra”, zajmowaniem się polskim dramatem romantycznym, o którym prowadziłem zajęcia na studiach podyplomowych, tłumaczeniem Kotta, Brunona Schulza, Czesława Miłosza... Aż we wrześniu 1998 r. Ambasada RP w Zagrzebiu, którą wówczas kierowała ekipa wybitnie slawistyczna, zorganizowała w Lovranie uroczystość umieszczenia tablicy poświęconej pamięci Stanisława Witkiewicza przy wejściu do Willi Atlanta, jednej z tych, w których Witkiewicz ojciec mieszkał podczas swojego pobytu nad Adriatykiem. Było to głośne i radosne wydarzenie, które miało uczcić, po raz pierwszy, pobyt wybitnych Polaków na Riwierze Opatijskiej. Program obejmował wystawę oraz występ zespołu ludowego z Zakopanego, przy czym

1/2018

58

ulicach, puste

władze obu miast – Zakopanego i Lovranu – uznały, że jest to okazja do nawiązania bliższych stosunków. Ambasada opublikowała też broszurę Stanisław Witkiewicz w Lovranie, do której, na podstawie listów ojca do syna, opisałem pobyt Witkiewicza w tym miasteczku4, uświadomiwszy sobie, jak dramatyczne musiało być każde spotkanie ojca i syna w pensjonatach, na tarasach i promenadach Lovranu. „Città bellisima e maravigliosa” – tak radował się stary, ciężko już chory Witkiewicz, gdy tymczasem Witkacy, duchowo nieobecny, zanurzał się w problemach budowania własnej osobowości artystycznej oraz w piekielnych intrygach miłosnych, nie zauważając tego całego piękna. Dramat młodopolskiej psychomachii w scenerii słonecznego wybrzeża Morza Śródziemnego! Tak narodził się pomysł organizacji konferencji witkacologicznej: to z pewnością była pierwsza jej, nieomal teatralna inspiracja. W liście z 4 listopada 2001 r. profesor Degler zareagował błyskawicznie i całkowicie entuzjastycznie:

sklepy, paczki z daleka, ale

także i przede wszystkim – głęboka ludzka

solidarność

Pomysł zorganizowania kolejnej międzynarodowej sesji Witkacowskiej w Lovranie jest wspaniały. Gotów jestem skrzyknąć wszystkich polskich witkacologów, a także tych badaczy, którzy zajmują się starym Witkiewiczem, bo sądzę, że to powinna być sesja poświęcona im obu. Wrzesień przyszłego roku mógłby być dobrym terminem. Jeśli sprawa jest aktualna, możemy od razu przystąpić do działania.

4 Stanisław Witkiewicz i Lovran, [w:] Stanisław Witkiewicz u Lovranu, Zagreb 1998, s. 19–32 [wersja polskojęzyczna: Stanisław Witkiewicz i Lovran, tłum. U. Dzierżawska-Bukowska, Zagreb 1998, s. 47–62].

Fajka bez zaciągania


W tym czasie spotkała mnie miła niespodzianka: gdzieś pod koniec 2002 r. dostałem wiadomość, że przyznano mi nagrodę Polskiego Ośrodka Międzynarodowego Instytutu Teatralnego (ITI), nagrodę im. Stanisława Ignacego Witkiewicza! Co za satysfakcja! Otrzymałem trzydniowe zaproszenie do Warszawy, grafikę z widokiem Wrocławia oraz zaproszenie na trzydniowy pobyt w tym mieście – jako gość profesora Janusza Deglera. Rzeczywiście, lepszej nagrody nigdy bym się nie mógł spodziewać! Wreszcie będzie okazja, aby osobiście poznać swojego długoletniego korespondenta, poniekąd też mentora – w każdym razie mojego wielkiego „motywatora”. Dzięki gospodarzom z polskiego ITI mój pobyt w Warszawie był naprawdę miły. Wręczenie nagrody odbyło się w siedzibie Teatru Dramatycznego, na przyjęciu pojawiły się znane twarze, na czele z profesorem Lechem Sokołem, moim pierwszym warszawskim „opiekunem naukowym” z dawnych lat. Przypomniała mi się wtedy historia mojego zainteresowania się Witkacym. Było to mniej więcej tak: w 1977 r. grupa studentów polonistyki zagrzebskiej, na czele z profesorem Zdravkiem Maliciem, wybitnym znawcą literatury polskiej, a przede wszystkim znanym gombrowiczologiem, pojechała na pierwszą zorganizowaną wycieczkę do Polski. Pobyt w Krakowie i Warszawie był tej wiosny naprawdę odkrywczy, a jedno z najmocniejszych wrażeń wynieśliśmy z krakowskiego Teatru Kameralnego, ze słynnego spektaklu Matka w reżyserii Jerzego Jarockiego, z Ewą Lassek i Markiem Walczewskim w rolach głównych. Nigdy

nie zapomnę, z jakim entuzjazmem wychodziliśmy wówczas z teatru, a potem długo w nocy rozmawialiśmy o tym przedstawieniu. I pomysł już powstał! Jeśli zostanę zaangażowany na Katedrze Polonistyki, Witkacy stanie się tematem mojej przyszłej naukowej pracy magisterskiej (w sensie, w jakim ta kategoria wówczas u nas funkcjonowała)! Kilka lat później, gdy moja kandydatura na asystenta już przeszła przez cieśniny ówczesnego systemu zatrudnienia na Uniwersytecie w Zagrzebiu, otrzymałem roczne stypendium: rok akademicki 1981/1982 spędzę na stażu naukowym na Uniwersytecie Warszawskim, zbierając materiał o Witkacym! Oczywiście, był to rok burzy i naporu: strajki, stan wojenny, rozmowy kontrolowane, czołgi na ulicach, puste sklepy, paczki z daleka, ale także i przede wszystkim – głęboka ludzka solidarność. Zanurzyłem się w tę rzeczywistość z entuzjazmem młodego człowieka, który jeszcze do dziś wierzy, że było to jego „przeżycie pokoleniowe”. Witkacy, którym zajmowałem się z przerwami, ponieważ rzeczywistość była zbyt ciekawa i wzywająca, służył jako swego rodzaju uzupełnienie, jako źródło koniecznego dystansu: chociaż w tamtych latach był głównie odczytywany jako prorok totalitaryzmu, był także zbyt mocno indywidualny, aby się dać łatwo wtopić w jakąkolwiek stadność. O tym, a także o swoich kłopotach z Witkacym, opowiedziałem w Teatrze Dramatycznym – chociaż już z pewnym optymizmem. Moje skargi na chorwackich reżyserów i dyrektorów teatrów, którzy na Witkacego reagowali skinieniem głowy, ale potem szybko o nim zapominali, przyjęły teraz nieco inny ton: „Nagroda ta przyszła w momencie, kiedy nadzieje na karierę Witkacego na scenach chorwackich znów wracają. Być może reżyserzy odnajdą teraz więcej czasu, przeczytają swoje dawne zapiski, wrócą do swoich pierwszych obrazów. Sens tej nagrody widzę także w takim świetle” – powiedziałem z podziękowaniem, z myślą o pierwszych, jeszcze nieśmiałych próbach wystawiania dramatów Witkacego w Chorwacji.

Fajka bez zaciągania

59

W marcu 2002 r. otrzymałem maila: „Sądzę, że najbliższym terminem mógłby być 18 września 2004 r. – okrągła rocznica śmierci Witkacego”. Upływało wtedy 65 lat od jego śmierci, a przy tym była też setna rocznica przybycia starego Witkiewicza do Lovranu! Termin został przesądzony i można było już rozpocząć przygotowania. 2003: Warszawa – Wrocław

1/2018


A potem był Wrocław: 6 czerwca 2003 r. wszystkie gazety zapowiadały referendum w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, media były przygotowane na sukces, w powietrzu trzepotała flaga optymizmu. A ja pociągiem wjeżdżałem do Wrocławia, do miasta, w którym nigdy wcześniej nie byłem, gdyż moja polonistyka prawie bez przerwy wysyłała mnie na wyjazdy wzdłuż wiślańskiej osi: Warszawa – Kraków i z powrotem. Być może też Gdańsk. A na dworcu czekał na mnie profesor Janusz Degler! Mocny uścisk dłoni, propozycja, abyśmy od razu przeszli na „ty”. Bruderszaft wypijemy później. Te trzy dni we Wrocławiu, w reżyserii Janusza, pamiętam jako istną nagrodę. Janusz pokazał mi miasto, a potem uzgodniliśmy, że będziemy się spotykać każdego wieczora, a dni mam dla siebie. Kupiłem książkę o mieście (Beata Maciejewska, Wrocław. Dzieje Miasta, Wrocław 2002). Wiosna w pełnej krasie, a ja chodziłem od domu do domu, od kościoła do kościoła, od teatru do teatru, z przerwami na kawę (całkiem dobrą), z książką, którą przeczytałem od deski do deski. Wrocław był dla mnie świętem dla oczu i duszy. Zgodnie z planem, wieczorami spotykaliśmy się z Januszem, który zabierał mnie na kolację lub do teatru. Wrocław był jego miastem, rządził w nim suwerennie. Na każdym kroku jakiś znajomy, profesor, artysta, aktor, polityk... Poznał mnie z wieloma z nich: z tego wszystkiego pamiętam spotkanie w foyer Teatru Polskiego z panią Urszulą Kozioł i profesorem Janem Miodkiem, z którymi przywoływaliśmy sylwetkę mojego starego znajomego, zagrzebskiego studenta polonistyki, dziś już nieżyjącego Srećko Capara, tłumacza dramatów Tadeusza Różewicza, który to tłumacz w latach 60. regularnie pielgrzymował na wrocławski Festiwal Teatralny – przynosząc stamtąd wieści. Ale przede wszystkim pamiętam bohatera alternatywy teatralnej Wrocławia, Waldemara Frydrycha Majora – śląskiego Sowizdrzała-Kerempuha – na którego natknęliśmy się przypadkiem, i z którym potem spędziłem kilka ciekawych godzin.

1/2018

60

Podpis: Minibus Witkacz Express, 2004. Fot. S. Okołowicz.

Wówczas Pomarańczowa Alternatywa5 przeszła już do legendy, ale Major wciąż „knuł”: w końcu, jeszcze niedawno był kandydatem na prezydenta RP. Pijąc piwo w jakimś ogródku, uważnie wsłuchał się w moją analizę chorwackiej sytuacji politycznej – kto wie, co z tego zrozumiał? – ale był już gotowy: ok, jedziemy do Zagrzebia, zrobimy karnawał! 2004: Lovran W liście z 22 listopada 2003 r. Janusz napisał: „Pierwsze wieści o sesji Witkiewiczowskiej już rozpuściłem i mam już deklaracje udziału. [...] Do końca roku dałem termin sformułowania tematów”. Przygotowania do konferencji Witkiewiczowie w Lovranie – po stu latach mogły już ruszyć pełną parą. Miejsce było idealne. Hotel Lovran, włas­ność polskiego Pol-Motu, mieści się zaraz obok Willi Atlanta, przy głównej ulicy z jednej i ze słynnym lungo mare z drugiej strony. Sam budynek powstał w wyniku połączenia dwóch austriackich willi, zaś wnętrze, urządzone w klasycznym stylu, ozdabiają reprodukcje płócien polskich malarzy6. W piwnicy hotelu mieści się sala konferencyjna. Na jej ścianach Stefan Okołowicz, zaraz po przyjeździe,

5 Wywodzący się z Wrocławia ruch opozycyjny, zapoczątkowany w latach 80. Pierwszym ich happeningiem było namalowanie krasnoludków na murach dużych polskich miast. 6 Np. A. Gierymski, W altanie, 1882.

Fajka bez zaciągania


powiesił stare fotografie dwóch Witkiewiczów z okresu ich pobytu w Lovranie. Gościnność personelu, genius loci tego miejsca i fotografie Stefana działały inspirująco. Wtorek, 14 września 2004 r., był słonecznym dniem. Samolot z Warszawy, w którym wylądowała większość polskiego zespołu, przybył punktualnie. Przy wyjściu już czekał minibus, z błędnym napisem „Witkacz Express”, który wesołą grupę, zgromadzoną wokół Janusza, ubranego w jasny garnitur, zawiózł na południe. Po dwóch godzinach jazdy autostradą Zagrzeb – Rijeka, przyjechaliśmy do serca Lovranu. Byli wśród nas, poza Januszem: Dorota Heck, Anna Krajewska, Marta Skwara, Anna Żakiewicz, Bohdan Michalski, Stefan Okołowicz, Lech Sokół. Inni uczestnicy: Darja Dominkuš z Lublany, Giovanna Tomassucci z Florencji, a także Wojciech Sztaba z Herrenbergu przybyli oddzielnie. Niektórzy ze swoimi małżonkami. Program „krajoznawczy” obejmował zarówno zwiedzanie willi, w których mieszkał Witkiewicz

Fajka bez zaciągania

J. Degler w otoczeniu witkacologów podczas konferencji Witkiewiczowie w Lovranie – po stu latach w Lovranie, 2004 . Fot. S. Okołowicz.

ojciec w czasie pobytu w Lovranie, również centrum miasteczka, jak i objazd Opatii polskimi śladami (Józef Piłsudski, Henryk Sienkiewicz). W przedostatnim dniu zorganizowano rejs łodzią z Lovranu do pobliskiego Volosko. Nie, nikt się nie utopił, a cała wyprawa skończyła się całkiem szczęśliwie. Konferencja, trwająca trzy dni, miała charakter roboczy: pierwszego dnia referaty dotyczyły relacji między ojcem a synem w kontekście ich lovrańskiej biografii, ich poglądów na sztukę, problemów estetyki i dramaturgii Witkacego; drugiego dnia była mowa o implikacjach światopoglądu Witkacego w wymiarze historycznym i porównawczym, a także fenomenie Firmy Portretowej; trzeciego zaś dnia profesor Degler, na podstawie korespondencji (którą już opracowywał) między Witkacym a jego żoną Jadwigą, opowiedział historię tego niezwykłego małżeństwa. Fakt, że tutaj, w Lovranie, przez trzy pełne dni kompetentnie i merytorycznie omawiano różne wymiary hipertekstu Witkacego, był źródłem mojej wielkiej satysfakcji.

61

1/2018


Jeśli ja byłem producentem, to Janusz był reżyserem. Rozdzielił role, stworzył na konferencji wszechobecną atmosferę serdeczności oraz tę specyficzną, pełną dowcipu aurę w stylu Witkacego. Ze względu na swoją ogromną wiedzę o Witkacym był również gwarantem wysokiego poziomu naukowego. Konferencja lovrańska dobitnie potwierdziła jego wyjątkowy dar gromadzenia wokół siebie ludzi i motywowania ich. Jest naprawdę „papieżem witkacologii”. Ale istniał przecież jeszcze jeden reżyser: ten ukryty, ale zawsze obecny św. Witkacy, autor różnych „szpryngli”, o których jego ziemski powiernik, profesor Degler, zawsze chętnie świadczy. Tym razem Witkacy zagrał w taką grę: któregoś dnia udało nam się pożyczyć klucz od Willi Atlanta, przechowywany w recepcji naszego hotelu, i wszyscy razem udaliśmy się na zwiedzanie tego starego, zrujnowanego budynku. Na balkonie na drugim piętrze Janusz, Marta, Stefan i ja zostaliśmy nieco dłużej i nie zauważyliśmy, że ktoś w tym domu, najwidoczniej pełnym duchów, już nas zamknął na klucz. I nigdy nie dowiedzieliśmy się, kto to był. Wybawił nas wynalazek, o którym Witkacy żartowniś nie mógł wiedzieć, czyli telefon komórkowy. Jak już wspomniałem, konferencja miała roboczy charakter. Tomu pokonferencyjnego nie drukowano. Jego wyniki rozeszły się po różnych zakątkach Witkacji. Pozostały wspomnienia, lovrańskie słońce w oczach i zdjęcia Stefana. Swoją misję uważałem za spełnioną, ale bez Janusza nie byłoby niczego. Już wtedy zaczął kiełkować następny pomysł: jak witkacologię sprowadzić do Zagrzebia? Jeśli chodzi o mnie, to czułem, że Witkacego już nie wolno mi było zaniedbywać. Akcja Janusza zakończyła się sukcesem, choć na kolejną okazję trzeba było zaczekać, ponieważ w następnych latach do moich obowiązków dołączono „harówę” pracy prodziekańskiej w czasach wprowadzenia reformy bolońskiej, co odsunęło mnie skutecznie od wszelkich innych zajęć. Janusz zawsze pocieszał mnie, że on sam kiedyś przeszedł przez podobną katorgę.

1/2018

62

Widzieliśmy się w tym czasie tylko raz, na krótko, w letnim upale: wpadłem do jego wrocławskiego domu w lipcu 2012 r., po drodze do Opola – na Kongres Polonistyki Zagranicznej. Było to spotkanie po długim czasie, nader miłe, a „na podniebieniu jeszcze do dziś czuję smak” świetnego obiadu przygotowanego przez Panią Ewę. Przywiozłem wtedy w prezencie swoją książkę o Kottcie, do powstania której Janusz przyczynił się w czasach „kryzysu”. 2015: Zakopane – Zagrzeb – Zagorje – Varaždin Zbliżał się rok 2015, rok „dwóch Witkiewiczów”: stulecie śmierci ojca i 130. rocznica narodzin syna. Lecz wszystko zaczęło się dziać już wcześniej: najpierw w maju 2014 r. Janusz poinformował mnie, że Teatr im. Witkacego w Zakopanem przygotowuje obchody 30-lecia swojego założenia, a w ramach tej uroczystości zaplanowano spotkanie tłumaczy twórczości Witkacego. Zaledwie trzy tygodnie później mogłem przekazać Januszowi, że w Lovranie – w tej samej sali, w której kiedyś obradowaliśmy – Ambasada RP zorganizowała spotkanie w celu zbadania możliwości organizowania imprez kulturalnych i naukowych w 2015 r. Uznałem, że jest to świetna okazja do aktualizacji lovrańskiego pomysłu, ponieważ zagrzebska polonistyka co cztery lata, ku czci jej założyciela i długoletniego profesora, organizuje imprezę kulturalną i naukową pt. Dni Zdravka Malicia; do tego rok 2015 zbiegł się z obchodami 50-lecia założenia studiów polonistycznych w Zagrzebiu! I rok obu Witkiewiczów! Ile rocznic, ile okazji dla sponsorów! Pomysł ten stwarzał możliwość przedłużenia lovrańskiego „intertekstu” o ojcu i synu aż do Zagrzebia, ponieważ – na litość boską! – wiele przemawia za tym, że Witkacy był w Zagrzebiu! Tak, w maju 1910 r. młody Bungo wraz z Ireną Solską odwiedził najpierw ojca w Lovranie, następnie zaś towarzyszył swojej „demonicznej” kochance w drodze do Zagrzebia, gdzie gwiazda krakowskiego teatru od 14 do 16 maja

Fajka bez zaciągania


występowała na scenie Chorwackiego Teatru Narodowego – zwracając uwagę krytyków i publiczności teatralnej7. Sukcesem w Zagrzebiu Solska była zachwycona; co do Witkacego zaś – niczego nie wiemy. Do mnie obsesyjnie powraca taki oto obraz: samotny Witkacy, siedzący w ciemnościach zagrzebskiego teatru, zamyślony i nieobecny, borykający się jeszcze ze świeżymi wrażeniami z lovrańskich rozmów z ojcem, nawet nie zauważa jej triumfu na scenie... Zaproponowałem więc, żeby Trzecie Dni Malicia, zaplanowane na październik 2015 r., odbyły się pod hasłem obu Witkiewiczów, przy czym pierwszeństwo należałoby się Witkacemu, któremu ostatecznie została poświęcona konferencja naukowa, choć z naciskiem na jego relacje z ojcem, a sesji towarzyszyć mogłaby wystawa fotografii Witkacego (udostępniona przez Stefana Okołowicza) i promocja specjalnego numeru czasopisma „Književna smotra”, dotyczącego, z jednej strony, polonistyki zagrzebskiej, z drugiej strony Witkacego, a zwłaszcza afirmacji „chorwackiego

J. Degler i D. Blažina, 2004. Fot. S. Okołowicz.

intertekstu” biografii dwóch Witkiewiczów. Ponadto program miał obejmować gościnne występy Akademii Sztuki z Uniwersytetu w Osijeku, która – w reżyserii największego promotora teatru polskiego w Chorwacji, Jasmina Novljakovicia – właśnie wystawiła Matkę. I wszystkie sugestie Ambasada poparła! (Za co jeszcze raz bardzo dziękuję). Ostatecznie, co było niejako ukoronowaniem wszystkich naszych wysiłków, Janusz w mailu z 7 lutego 2015 r. uroczyście donosił, że Senat RP przyjął uchwałę „w sprawie ustanowienia roku 2015 Rokiem Witkiewiczów”! Najpierw jednak był mój wyjazd do Zakopanego: w lutym, w ośnieżonej stolicy Witkacji, w przytulnych pomieszczeniach Teatru Witkacego, a także w całym mieście, w dniu urodzin samego Witkacego, drużyna Andrzeja Dziuka powitała nas niezwykle gościnnie i w pełnej formie teatralnej. Zresztą niektórych członków tego świetnego zespołu poznałem już wcześniej, wiosną 2014 r., kiedy w Opatii wykonali wspaniały młodopolsko-zakopiański performans8. Ale prawdziwym mistrzem imprezy był Janusz Degler, „ojciec chrzestny” teatru. Na otwarciu specjalnej sekcji, na której „papież witkacologii” zgromadził 12 tłumaczy Witkiewicza, nadając nam tytuł „apostołów Witkacego”, każdy z nas miał świadczyć o własnej pasji przekazywania Objawienia św. Witkacego – tam gdzie ono wymaga przemawiania w innym języku, w innej kulturze. Co za kanonizacja! A potem Janusz przyjechał do Zagrzebia: w październiku tego roku, w aurze ostatnich słonecznych dni, witaliśmy w auli Fakultetu Filozoficznego gości, w tym polską delegację wśród której, oprócz Janusza, byli: Lech Sokół, Marta Skwara (z małżonkiem), Natalia Jakubowa; do sesji witkacologicznej przyłączyli się też moja była studentka Jelena Kovačić, obecnie dyrektorka Działu Dramatu Chorwackiego Teatru Narodowego w Rijece i Małgorzata

7 Pisała o tym N. Jakubowa, „Sezon polski” w Zagrzebiu (1910). Wanda Siemaszkowa i Irena Solska w oczach krytyki chorwackiej, [w:] Wanda Siemaszkowa i jej teatr, red. J. Puzyna-Chojka, A. Jamrozek, Rzeszów 2015.

8 Chodzi o otwarcie wystawy etnograficznej Pogledali smo prema Tatrama (Iz Zakopana u Lovran), 3 czerwca 2014 r. w Pawilonie sztuki „Juraj Šporer” w Opatii.

Fajka bez zaciągania

63

1/2018


przejeżdżaliśmy Vražić, od niedawna mieszkanka Zagrzebia i wspaniała redaktor naczelna „Witkacego!”, która o całej imprezie szczegółowo poinformowała w inauguracyjnym numerze nowego pisma9. Konkluzja była, jak sądzę, oczywista: satysfakcja została osiągnięta – był to wielki finał teatralny, spektakl Novljakovicia, w którym główną rolę Matki świetnie zagrała wielka aktorka z Osijeku, Tatjana Bertok Zupković. Pamiętam, z jakim zachwytem tego wieczoru, już po przedstawieniu, słuchaliśmy wrażeń Janusza i Lecha, którzy urbi et orbi, wyznali, że było to jedno z najlepszych przedstawień Matki, jakie kiedykolwiek widzieli! Dla mnie sprawiło to dodatkową i wyjątkową przyjemność – gdyż właśnie od Matki zaczęła się moja przygoda z Witkacym. Uznałem więc, że droga Witkacego na sceny teatrów chorwackich wreszcie została otwarta. I wreszcie Varaždin. Po zamknięciu Dni Malicia, w tamtą słoneczną, jesienną niedzielę, udaliśmy się na wycieczkę: Janusz, Lech, moja żona i ja. Pojechaliśmy samochodem na północ, w kierunku Zagorja. Droga prowadziła nas przez łagodne wzgórza i wsie. Pejzaż był podobny nieco do tego przed wjazdem w Tatry – jakbyśmy jechali z Krakowa do Zakopanego. Tym samym przejeżdżaliśmy przez królestwo dialektu kajkawskiego, w którym Miroslav Krleža w latach 30. ubiegłego wieku napisał prawdopodobnie najlepsze i najbardziej niezwykłe dzieło literatury chorwackiej, Ballady Petrka Kerempuha (Balade Petrice Kerempuha, 1936) – cykl, którego podmiotem lirycznym jest chorwacki odpowiednik Tilla Eulenspiegla albo Dyla Sowizdrzała, postać stylizowana na XIX-wiecznej opowiastce o doświadczeniach tego antybohatera, który w krzywym zwierciadle groteski i humoru przekształcił się u Krležy w poetę północnochorwackiej kultury ludowej. Dzieło Krležy powstało mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Witkacy pisał Nienasycenie i Szewców. Dziś wydaje

9 M. Vražić, Sprawozdanie z międzynarodowej konferencji „Treći Malićevi dani (Trzecie Dni Zdravka Malicia)” w Zagrzebiu, „Witkacy!” 2017, nr 1, s. 97–101.

1/2018

64

przez królestwo

mi się, że itinerarium tej podróży dyktowała podświadomość. Wjeżdżaliśmy w strefę języka prawie nieistniejącego, którym mówił właściwie tylko lud, choć język ten posiadał starą, barokową tradycję twórczości komediowej i groteskowej, którego historia – płodna jeszcze w XVIII w. – w 50 lat później została stłumiona przez ideę jedności południowosłowiańskiej, a więc przez kanonizację innego, integracyjnego dialektu języka chorwackiego – sztokawskiego. Zresztą, sam Krleža, który w Balladach tę tradycję kajkawską artystycznie wskrzesił, najlepiej opisał charakter tego dialektu:

dialektu kajkawskiego

Istnieje humor lokalny tego zamierającego języka, ale nikt z naszych poetów nie ma słuchu, by go uchwycić. Nasza rodzima idiomatyka wzbija się swoją ironią ponad rzeczywistość, ale nie leci wysoko jak rakieta, lecz rozcieńcza wszystkie rzeczy, pojęcia i autorytety, wytrwale i uparcie, aż do ewidentnego nonsensu. Ten nasz język wraz z jego korozyjną idiomatyką zabija wszystkie jasne i bohaterskie ideały, wszystkie pojęcia i wysiłki, działa rozkładowo. Ta idiomatyka jest pańszczyźniana. Znajduje się w stałej depresji. Pluje z dołu na pańskie buty, które je depcą. Nie budzi zapału, nie wznosi, nie wierzy w nic, wyznaje tylko szczególnego rodzaju katolicki pesymizm i prowadzi do nieuchronnej niwelacji całego życia w śmierci [...]. Ten ludowy, zagorski, chłopski sarkazm jest zabójczy. Drwi ze wszystkiego, wulgaryzuje i plebeizuje wszystko, co jest ponad nim. Dlatego też stanowi niebezpieczeństwo i dla własnego wznoszenia się. Ten sarkazm ciągnie w dół, w pijacki nastrój na świętego Michała, wlecze się jak chłopskie wywczasowanie w zagorskich winnicach10.

10 M. Krleža, Davni dani – cyt. za J. Wierzbicki, Miroslav Krleža, Warszawa 1975, s. 262.

Fajka bez zaciągania


Kajkawszczyzna to gwara, którą w moim tłumaczeniu gadają i przeklinają chorwaccy szewcy. Czasem nawet jak Kerempuh, z topiką François Rabelais’ego. Mniej więcej: to znaczy bardziej jako „cytat struktury” niż jako konkretne rozwiązanie. Co nas więc prowadziło drogą przez Zagorje do Varaždinu, do tej niegdysiejszej chorwackiej stolicy i jej zamierającej ludowo-barokowej kultury? Podejrzewam, że chciałem Januszowi i Lechowi zwrócić uwagę na miejsce, z którego ducha przemawia „geniusz” chorwackich szewców. Zresztą, mój praprapradziadek, urodzony w Varaždinie w 1850 r., był porządnym lokalnym szewcem, który – jak można zakładać – wyrabiał buty dla varaždińskich prokuratorów. Mówił także po kajkawsku. Gdyby pożył dłużej, mógłby mówić jak Sajetan. Wreszcie zawróciliśmy do Varaždinu. Niestety w niedzielę muzeum zamkowe było już zamknięte. Ale Janusz mógł sfotografować budynek varaždińskiego teatru, ten który zastąpił gimnazjalny teatr jezuicki, założony jeszcze w 1637 r. Neobarokowy budynek, zbudowany w 1783 r., jest dziełem wiedeńczyka Hermanna Helmera. W drodze powrotnej, na tle żółtozłotego jesiennego zmierzchu, zatrzymaliśmy się w zamku Trakošćan, eleganckim orlim gnieździe i reprezentacyjnym przykładzie północnochorwackiej architektury zamkowej. Gdy oglądaliśmy portrety dawnych właścicieli, przez zimne korytarze przemknął cień księżnej Iriny. PS Drogi Januszu, mam najnowsze wiadomości: dotarła do mnie informacja, że w varaždińskim Chorwackim Teatrze Narodowym wystawiają Witkacego! Przyjedziesz? Do zaproszenia dołączam pierwsze zwrotki ballady Komiedarze z cyklu Pietrka Kerempuha (à propos, słowo „kerempuh” znaczy: bebechy, wątroba, flaki), już przetłumaczone na język polski:

Fajka bez zaciągania

Histriony, kuglarze, wrześniowych wiatrów zaczarowani włodarze, w Mariepannę, jak zwyczaj każe, przyszli do nas trąbkarze, muzykujący kawalarze! Żyrafa dosiadła Dupka jak konia koniarze, Biskupowi indermach trzepie Małpikarzeł, trębacze, żaczki, bajdziarze, Żółw na preclu gna korytarzem... Przywlekli się komediarze, baby płoszą szkaradne twarze... Jak głodne mizerniki z Czakowego Turnu, w noc dżdżystą, ciemną i chmurną... Namioty, wozy, wariacji mnogość, deszcz, mgła, dym, wrześniowa ciemność. Niewysłownie gorzko łka struna, harfa płacze, tu znajdziesz dach, ogień, łyżkę zupy żebraczej. [...]11

11 M. Krleža, Ballady Pietrka Kerempuha, przeł., wstępem i objaśnieniami opatrzył A. Dukanović, ilustr. A. Czeczot, Warszawa 1983, s. 109.

Dalibor Blažina Travels with Janusz to the outskirts of Witkacja Memoirs of Dalibor Blažina, who recounts his acquaintance with Janusz Degler as well as his own never-ending adventure with the work of Witkacy. Key words: Kajkavian dialect, Miroslav Krleža, Lovran, Zdravko Malić, translation, memoirs.

65

1/2018


Martyna Leśniak

Witkacowska teoria i krytyka sztuki. Cz. 11 W

edług teorii Stanisława Ignacego Witkiewicza krytyka artystyczna miała być dziedziną „całego państwa artystycznej twórczości”2, elementem tworzącym jego system estetyki ogólnej, który składał się z teorii kultury, filozofii, estetyki i twórczości artystycznej. Miał być to system uniwersalny, dzięki zastosowaniu którego w praktyce byłaby możliwa analiza dzieł plastycznych, teatralnych i literackich, różnych kierunków, artystów, a nawet czasów3. Metakrytyczne rozważania Witkacego zawarte są w wielu artykułach oraz książkach teoretycznych: Nowych formach w malarstwie (1919), O Czystej Formie (1921), Szkicach estetycznych (1922) oraz w Teatrze (1923) – czasem jako całe artykuły, czasem jako jedynie pojedyncze zdania, będące szybkim, emocjonalnym komentarzem do bieżącej sytuacji w świecie sztuki.

1 Prezentowany artykuł został opracowany na podstawie pracy magisterskiej Stanisław Ignacy Witkiewicz (1885–1939) jako krytyk artystyczny, napisanej w 2017 r. pod opieką dr hab. Katarzyny Chrudzimskiej-Uhery w Instytucie Historii Sztuki Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Dziękuję Pani Promotor za cenne uwagi i okazaną pomoc. Niektóre zagadnienia poruszone w artykule zostały z konieczności skrócone. 2 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 8:] Nowe formy w malarstwie i wynikające stąd nieporozumienia. Szkice estetyczne, oprac. J. Degler, L. Sokół, Warszawa 2002 (dalej: NFM), s. 284. 3 E. Wąchocka, Między sztuką a filozofią: o teorii krytyki artystycznej Stanisława Ignacego Witkiewicza, Katowice 1992, s. 42.

1/2018

66

Prezentowany artykuł podejmuje nie dość zbadane zagadnienie Witkacowskiej krytyki artystycznej. Wśród najważniejszych opracowań tego problemu należy wymienić artykuł – wstęp Witkacy nieznany4 – Janusza Deglera, teatrologa i witkacologa, zamieszczony w antologii tekstów krytycznych i publicystycznych Witkacego pt. Bez kompromisu oraz książkę Ewy Wąchockiej pt. Między sztuką a filozofią: o teorii krytyki artystycznej Stanisława Ignacego Witkiewicza5. Praca teatrolożki jest cenna ze względu na niezwykle dokładne opracowanie zagadnienia teorii krytyki artystycznej z perspektywy estetyki, filozofii sztuki i metakrytyki6.

4 J. Degler, Witkacy nieznany, [w:] S. I. Witkiewicz, Bez kompromisu. Pisma krytyczne i publicystyczne, zebrał i oprac. J. Degler, przedruk większości tekstów w: S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 11:] Pisma krytyczne i publicystyczne, oprac. J. Degler, Warszawa 2015, s. 5–22. 5 E. Wąchocka, Między sztuką a filozofią… 6 Prócz powyższych pozycji, cenne dla badań nad Witkacowską krytyką artystyczną są również opracowania: T. Burek, Metafizyka formy i jej konsekwencje. Stanisław Ignacy Witkiewicz, [w:] Literatura polska 1918–1975, t. 1, red. A. Brodzka, H. Zaworska, S. Żółkiewski, Warszawa 1975, s. 160–164; B. Danek-Wojnowska, Stanisław Ignacy Witkiewicz a modernizm, Wrocław 1976; B. Dziemidok, Główne kontrowersje estetyki współczesnej, Warszawa 2009; D. Heck, Jełop, gąbczasty jamochłon. Wokół narzekań metakrytycznych Witkacego, [w:] Czytanie Witkacego. Studia, red. A. Czyż, Siedlce 2001, s. 37–44; I. Jakimowicz, Witkacy – Chwistek – Strzemiński. Myśli i obrazy, Warszawa 1978; K. Kowalik, Koncepcja procesu twórczego i per-

Nieporozumienia wykluczone


Założenia teoretyczne Według Witkiewicza dzieło rodzi się w umyśle artysty jako wynik uczucia jedności wewnętrznej, uczucia metafizycznego. W procesie twórczym stara się on przedstawić to wrażenie w formie sztuki (utworu muzycznego, obrazu, sztuki teatralnej). Prawdziwe dzieło sztuki, według Witkacego, ma cechę jedności, tak więc możemy stwierdzić, iż poczucie jedności jego twórcy zostaje odbite poprzez proces twórczy w dziele i odpowiada jednolitej konstrukcji formalnej kompozycji. Odbiorca natomiast, kontemplując jedność utworu, również powinien odczuć Tajemnicę Istnienia, co pozwoliłoby mu osiągnąć jedność osobowości tak, jak miało to miejsce w przypadku twórcy. Degler przywołał istotną sprzeczność w koncepcji krytyki Witkacego: „akt twórczy i akt percepcji mają charakter spontaniczny i irracjonalny”7, natomiast intelekt odgrywa tylko rolę pomocniczą, pomaga wraz z elementami życiowymi skonkretyzować formy występujące w dziele. Jedynie konstrukcja utworu powinna oddziaływać na odbiorcę. Jak pisał Witkacy: „Zasadniczym momentem głębszego estetycznego zadowolenia jest samo scałkowanie danej wielości w jedność; na tym polega […] zrozumienie danego dzieła sztuki”8. Z tego wynika, iż niemożliwa jest obiektywna ocena dzieła sztuki, ponieważ krytyk, tak jak odbiorca, opiera się na własnych przeżyciach i odczuciach na jego temat. To, czy utwór jest arcydziełem, czy „knotem”,

S. I. Witkiewicz, O Czystej Formie, Warszawa 1932. Źródło: http:// rcin.org.pl/dlibra/

cepcji dzieła sztuki w estetyce Stanisława Ignacego Witkiewicza, „Studia Estetyczne” 1973, t. 10, s. 121–134; D. Wasilewska, Od demaskacji do personalizacji. Strategie autoprezentacji podmiotu w metakrytyce polskiego międzywojnia, [w:] Podmiot/Podmiotowość. Artysta. Historyk. Krytyk, red. M. Poprzęcka, Warszawa 2011, s. 167–178; D. Wasilewska, Przełom czy kontynuacja? Polska krytyka artystyczna 1917–1930 wobec tradycji młodopolskiej, Kraków 2013. 7 J. Degler, Witkacy nieznany…, s. 9. 8 NFM, s. 28. Cyt. za: J. Degler, Witkacy nieznany…, s. 9.

Nieporozumienia wykluczone

doccontent ?id=28016.

uzależnione jest od jego psychiki, wrażliwości i wyznawanego systemu estetycznego. Poprzez ten system, jak zostało już wspomniane, może on jedynie uzasadnić swoje stanowisko, używając jasno sprecyzowanych kategorii pojęciowych. Określenie, co jest sztuką, a co nią nie jest, dla Witkiewicza stanowi ważne i niełatwe zadanie, jakie stawia krytyce: „Dlaczego dane dzieło sztuki jest jednością, a inne nią nie jest, z wielkim trudem da się określić pojęciowo i jest to zadaniem krytyka, o ile by chciał się tym zająć”9.

9 Tamże, s. 44.

67

1/2018


cą. Wypełnia powierzone mu przez Witkacego posłannictwo: [Krytyka] powinna być pośredniczką między tłumem „znawców” a artystą, powinna być tym w sferze sztuki, czym cały aparat prawny jest w życiu społecznym, powinna tropić i tępić matołków i szarlatanów, używających nieprawnie miana artystów z powodu nieoświecenia „znawców”, których krytyka powinna oświecać11. Krytyk dzięki konsekwencji w posługiwaniu się obranym systemem, może uporządkować i przedstawić odbiorcy nawet najbardziej zawiłe, nowo powstałe kierunki w sztuce. Z tej samej perspektywy możliwe jest spojrzenie na sztukę zarówno najnowszą, jak i dawną oraz przedstawienie ich publiczności. Odbiorca, zapoznając się z tym, co krytyk napisał, dzięki sprecyzowanemu językowi i jasnym definicjom, może zrozumieć, co piszący odczuł w zetknięciu z danym dziełem sztuki. Publiczność dostaje więc od krytyka wskazówkę interpretacyjną, dzięki której możliwe jest zbliżenie odbiorcy i artysty. Witkacy a problemy krytyki artystycznej Witkiewiczowski postulat dotyczący tego, aby krytyk miał własny lub przejęty system estetyczno-filozoficzny, jest kluczowy dla jego teorii. Taki system pozwalałby na opracowanie dokładnych definicji pojęć, którymi piszący mógłby się posłużyć, a które umożliwią mu analizę każdego dzieła sztuki, niezależnie od czasu jego powstania, stylu i kierunku. Naukowy, precyzyjny język pozwala skupić się na wartościach stricte artystycznych dzieła, odrzucając „treści nieistotne” – biograficzne, psychologiczne i inne10. Bezstronność, jaka pojawia się dzięki wypracowaniu systemu jednoznacznych pojęć, wyznacza ramy działalności krytycznej w stosunku do przedmiotu. W końcu odpowiednio przygotowany krytyk może spełnić swoją misję pośrednika między artystą a odbior-

Parę zarzutów przeciw futuryzmowi, „Czartak” 1922, z. 1, s. 15. Źródło: https://jbc. bj.uj.edu.pl/dlibra/ publication/444921 /edition/420055/ content?ref=desc.

W latach 20. wśród zwolenników nowych prądów w sztuce, artystów i teoretyków, powszechne było przekonanie o tym, iż krytyka artystyczna znajduje się w kryzysie i potrzebna jest jej gruntowna zmiana. Niechęć krytyków do nowej sztuki i nieuzasadnione (według twórców) na nią ataki, niski poziom intelektualny krytyków i recenzentów, nieaktualne metody i język krytyki – takie problemy dostrzegali artyści oraz teoretycy. Metakrytyczne dyskusje skupiały się przede wszystkim na obronie własnej pozycji przez współczesnych artystów oraz na próbach stworzenia nowych metod krytycznych i zdefiniowania pojęć do opisu dzieła sztuki12. Witkacy podzielał przekonanie o złej sytuacji krytyki artystycznej w kraju. Autor Matki pisał:

11 NFM, s. 128. 12 D. Wasilewska, Przełom czy kontynuacja..., s. 53.

10 E. Wąchocka, Między sztuką a filozofią..., s. 71.

1/2018

S. I. Witkiewicz,

68

Nieporozumienia wykluczone


Mam wrażenie, że u nas każdy człowiek, który nic lepszego do roboty nie ma, zaczyna pisać o sztuce i literaturze, nie mając nic w tym przedmiocie specjalnego do powiedzenia. Zajęcie to jest zupełnie nieodpowiedzialne, przychodzi bez żadnego wysiłku, daje piszącemu za nic po prostu poczucie ważności i wyższości nad wszystkim, co krytykuje, a w dodatku daje pewne dochody13. Tak jak inni krytycy tego czasu (m.in. Stefania Zahorska14), Witkacy również napiętnował artystyczną niewiedzę piszących oraz nieprecyzyjny język, jakim się posługiwali. W Nowych formach w malarstwie zauważył: Czytając niektóre krytyki widzi się z jednej strony nadęte nieuctwo artystyczne jednych, nadętość, która płynie może z głębokiej wiedzy w innych dziedzinach, z drugiej widać zupełne niepanowanie nad słowem wskutek szału twórczości, w który znowu popadają niedouczeni entuzjaści15. Trywialne zdają się problemy wskazywane przez Witkacego – ograniczenia narzucane przez czasopisma piszącym oraz brak autonomii krytyka. Żeby napisać dobry tekst krytyczny, według Witkiewicza, należało spełnić kilka warunków: opisać swoje stanowisko estetyczne, dokonać krytyki formalnej i ocenić, uzasadniając swój sąd. Jeżeli w danym piśmie recenzent dostał tylko kilka linijek miejsca, wartościowa krytyka była niemożliwa:

frazes, którym się zbywa krytyków chcących się szerzej wypowiedzieć. Na tę wiadomość, że Ryfka Feigenschuss ukradła Franciszce Kozdroń zardzewiałe nożyczki, miejsce być musi – na krytykę wystawy może go zabraknąć16. Drugim zarzutem, który u Witkiewicza pojawia się trochę między wierszami, było kierowanie się kwestią finansową przez recenzentów. Ponieważ honorarium wypłacane było im „od wiersza”, niektórzy krytycy pisali nienaturalnie długie teksty, stosowali ekspresyjny styl i niepotrzebne ozdobniki17.

16 S. I. Witkiewicz, Z powodu krytyki IV wystawy formistów, [w:] tenże, Bez kompromisu. Pisma krytyczne i publicystyczne, zebrał i oprac. J. Degler, Warszawa 1976, s. 86. 17 NFM, s. 132.

ciąg dalszy

kolejnym numerze

▪▪▪

Martyna Leśniak Witkacy’s theory and critique of art. Part 1 The article focuses on Witkacy’s criticism of the visual arts. It outlines Witkiewicz’s theory of artistic critique, including his understanding of the key questions: the subject of criticism, the figure of the critic, and critical operations. Attention is also driven to various problems encountered by Polish critics, as well as Witkacy himself, in the interwar period. The author characterizes Witkiewicz’s formalist

Na paru linijkach streścić trzeba nawał myśli i skojarzeń lub też na tychże paru linijkach rozwodnić jakieś myślątko i rodzące się w duszy uczuciątka. […] Brak miejsca – oto ten fatalny

approach to critical operations, and its ambiguity. She also comments on the reception of Witkacy’s metacritical texts by other critics of his time. In the last part of the article, Witkacy’s reviews and polemics are analysed, with a view to practical application of his theories. They reveal Witkiewicz’s attitude towards other theorists and his

13 S. I. Witkiewicz, O znaczeniu filozofii dla krytyki, [w:] tenże, Bez kompromisu. Pisma krytyczne i publicystyczne, zebrał i oprac. J. Degler, Warszawa 1976, s. 254. 14 Zob. S. Zahorska, Krytyka wobec modernizmu, „Praesens” 1926, nr 1, s. 42. 15 NFM, s. 132.

Nieporozumienia wykluczone

assessment of the condition of the Polish artistic circles in the interwar period. Key words: art criticism, aesthetics, act of creation, act of perception, formism, hyperrealism, Rafał Malczewski, Bronisław Linke, Leon Chwistek.

69

1/2018


Marriage and Morals. O Stanisławie Ignacym Witkiewiczu, witkacologach i witkacologii z prof. Januszem Deglerem rozmawia Aneta Jabłońska

C

zy Witkacy był dobrym mężem i przyjacielem? Jakiej przedślubnej obietnicy musiała dotrzymać Jadwiga Witkiewiczowa? Dlaczego do Witkacego przylgnęła zła legenda i jak do tego doszło, że podczas witkacologicznych rozmów istotnych jedną z ważniejszych osób był kilkumiesięczny Bolek? Adwokat Witkacego

A n e t a J a b ł o ń s k a : Nazywa Pan siebie obrońcą Witkacego. Czy sądzi Pan, że był on moralnym, dobrym człowiekiem? J a n u s z D e g l e r : Z pewnością to pytanie łączy się ze sprawą jego małżeństwa, o którym Jadwiga Witkiewiczowa pisała, że nie było szczęśliwe z powodu licznych zdrad męża. Moralność jest pojęciem złożonym, historycznie zmiennym, uwarunkowanym kulturowo, prawnie i religijnie. Próbując odpowiedzieć na to pytanie, trzeba zatem uwzględnić kontekst społeczny i obyczajowy czasów, w jakich przyszło żyć Witkacemu, czyli XX-lecia międzywojennego. Tak się akurat składa, że ostatnio ukazało się kilka ważnych książek o tym okresie. Tytuł jednej z nich dobrze określa

1/2018

70

jego charakter: Epoka hipokryzji1. I wojna światowa miała nie tylko konsekwencje polityczne, zmieniając całkowicie mapę Europy i wywołując nastroje katastroficzne. Przyniosła równie poważne zmiany w sferze obyczajowej. Ich wyrazem stała się kobieca moda. Strój męski jest dość stabilny, natomiast kobiecy ulega częstym zmianom i przeważnie ma to związek z życiem społecznym2. Uwolnienie z gorsetu i długich sukien oznaczało poszerzenie granic swobody i przyznanie kobietom istotnych praw, o które tak dzielnie walczyły sufrażystki z epoki wiktoriańskiej. Uproszczenie stroju kobiecego było poniekąd symbolem procesu demokratyzacji, który podważył tradycyjne normy obyczajowe. Zmieniły się nie tylko kanony przyzwoitości czy wstydliwości, ale również definicje zdrady i wierności małżeńskiej. W roku 1929 ukazała się w Nowym Jorku książka znanego filozofa brytyjskiego Bertranda Russella Mariage and Morals, która zrobiła światową karierę (przekład polski Heleny Bołoz-Antoniewiczowej

1 K. Janicki, Epoka hipokryzji. Seks i erotyka w przedwojennej Polsce, Kraków 2015. 2 R. König, Potęga i urok mody, tłum. J. Szymańska, posłowie K. Żygulski, Warszawa 1979.

Drobne psychiczne przesunięcia


Drobne psychiczne przesunięcia

71

1/2018


wydano w 1931 r.). Autor wyłożył w niej koncepcję małżeństwa koleżeńskiego, przekonując, że związek małżeński nie musi się rozpaść, mimo zdrady jednej ze stron, jeśli będzie oparty na zasadzie wzajemnej tolerancji, zwłaszcza w sprawach erotycznych. Fundamentem związku powinna być przyjaźń. Witkiewicz usilnie zachęcał Jadwigę do lektury tej książki i być może zapobiegłoby to rozpadowi ich małżeństwa. Kobieta przez kilka lat cierpliwie tolerowała jego kolejne kochanki i nawet usprawiedliwiała go, przypisując sobie część winy, ponieważ, jak przyznaje szczerze i otwarcie w swoich wspomnieniach, była kobietą zimną, Witkacy zaś miał zgoła odmienny temperament i szukał kobiet doznających silnych przeżyć3. Po niemal trzech latach nieformalnej separacji, której powodem był związek Witkacego z Czesławą Oknińską-Korzeniowską4, Jadwiga przyjęła jego warunki, na jakich

miało trwać ich małżeństwo jako związek dwojga oddanych sobie przyjaciół. A . J . : Ale Czesława nie była chyba kobietą zimną? J . D. : Mógłby o tym świadczyć fakt, że ich burz-

liwy związek przetrwał 10 lat i zapewne trwałby nadal, gdyby nie wojna. Sprawa ma jednak jeszcze drugi, chyba ważniejszy wymiar. Ci, którzy czytali listy Witkacego, na pewno byli zaskoczeni jego emocjonalnymi reakcjami na tzw. szpryngle Czesi, która co jakiś czas zrywała ich związek. Wyjątkowo dramatyczne było ich rozstanie w kwietniu 1938 r., kiedy Czesia odesłała Witkacemu wszystkie podarunki, książki pozbawione dedykacji oraz kilkanaście obrazów. Nie przyjmowała wyjaśnień i przeprosin, odmawiała spotkań, odrzucała wszelkie próby mediacji. Tym razem zerwanie wydawało się ostateczne. Dla Witkacego to życiowa katastrofa. Myśli nawet o samobójstwie. O swoim „nieszczęściu” 3 Tak opisuje ów problem Jadwiga: „Staś […] uważał przeżycia seksualne z osobą kochaną za coś bardzo powiadamia najbliższych przyjaciół. W liście do pięknego i istotnego. Ja, niestety, mimo pozorów Bronisława Malinowskiego porównuje swój stan «wampa», byłam pozbawiona temperamentu i o ile do tego, w jakim się znajdował po samobójczej lubiłam bardzo całować się i pieścić, że się tak wyrażę, «niewinnie», o tyle te poważne sprawy nudziły mnie śmierci Jadwigi Janczewskiej. Zwierza się w liście i męczyły, i znajdowałam w nich mało przyjemności, do Brunona Schulza, że „jest to strata nie kochanki, a nie chciałam udawać, że coś odczuwam. Staś wytylko najdroższej istoty na świecie”. Niemieckiemu obrażał sobie – zupełnie niesłusznie, bo z najbardziej ukochanym człowiekiem w moim życiu nie zaznałam filozofowi Hansowi Corneliusowi, którego uczynił prawdziwej rozkoszy fizycznej, że dlatego nic nie odczupowiernikiem swych kłopotów i przeżyć, wyznaje wam, że nie kocham go i że gdyby na jego miejscu znalazł się jakiś Savoya lub Wittelsbach, byłoby inaczej. Nie wprost: „Moja miłość jest miłością ojca i tak barmogłam go przekonać, że tak nie jest i dopiero po wielu dzo, poza moją matką, nie kochałem nikogo”5. Oto latach uwierzył, że nie jestem w ogóle 100% kobietą”. istota sprawy. S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 22:] Listy do żony Wiemy, że Witkacy nie chciał mieć dzieci. (1936–1939), przyg. do druku A. Micińska, oprac. i przypisami opatrzył J. Degler, Warszawa 2012, s. 563–564. Nagle w 54-letnim Witkacym odezwał się instynkt 4 Czesława Oknińska-Korzeniowska (1902–1975). ojcowski. Z utratą kochanki można się pogodzić, „Z Witkacym poznała ją Nelly Strugowa prawdopodobnie podczas pobytu w Zakopanem w lutym 1929. Witkacy wykonał wtedy portret Czesławy. [...] Przez dziesięć lat łączył ich związek, który obojgu przysporzył wiele trudnych przeżyć i cierpień. We wrześniu 1939 towarzyszyła Witkacemu w ucieczce na wschód i o świcie 18 września 1939 we wsi Jeziory zdecydowała się popełnić z nim samobójstwo. Przeżyła, bo podana przez Witkacego dawka środków nasennych okazała się za mała”. S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane,

1/2018

72

[t. 20:] Listy do żony (1928–1931), przyg. do druku A. Micińska, oprac. i przypisami opatrzył J. Degler, Warszawa 2007, s. 374. 5 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 18:] Listy II, wol. 2, cz. 1, oprac. J. Degler, S. Okołowicz, T. Pawlak, Warszawa 2017.

Drobne psychiczne przesunięcia


Witkacy przyznaje,

„rzeźbić” wedle swoich upodobań i wyobrażeń. Po 13 latach małżeństwa pisał do Jadwigi: „Jesteś moim tworem – nie istniałaś w ogóle (im allgemein­ em), Koteczko, dopóki nie spotkałaś mnie, mnie, mnie, mnie. Hura!”. Zapewne mógłby to samo powiedzieć Czesławie, a także Nenie Stachurskiej, Ince Turowskiej i kilku innym. Oczywiście wynikają z tego różne komplikacje. Zgnębiony rozstaniem z Czesią, Witkacy wyznaje Corneliusowi: „Erotyczne kłamstwo to przekleństwo mojego życia”. Brzmi to jak skarga starego A . J . : Mimo to ją również zdradzał… Don Juana. Piękny esej poświęcił mu Jan Kott, zgadzając się z Sørenem Kierkegaardem, że tajemJ . D. : W liście do Corneliusa Witkacy przyznaje, że zdradził Czesię z 10 kobietami, ale zapewnia, że nica natury Don Juana polegała na tym, iż siła jego pożądania czyniła piękniejszym przedmiot pożądanigdy nie przestawał jej kochać, a nawet „kochał nia6. Nie musiał uwodzić, bywał uwodzony. ją tym bardziej” (!). W 1936 r. Witkiewicz nawiązał romans z 17-letnią Marią Zarotyńską, narzeczoną Sam Witkacy – zapytany, czy czuje się Don zakopiańskiego fryzjera, co przysporzyło mu nie Juanem – mógłby odpowiedzieć słowami swej lada kłopotów, bo fryzjer chciał się zemścić i czyhał postaci: „Wie pani, że uważają mnie za Don Juana. na jego powrót do Zakopanego. To nieprawda. Chodzi mi tylko o pewne przelotne W pięknych listach Witkacy pisze o swojej stany, które następnie zużywam dla celów artywielkiej miłości do Marii i zastrzega, że nie jest to stycznych”7. A na pytanie, którą z kobiet kochał zaślepienie starszego pana w stosunku do młodej najbardziej, odpowiedziałby bez wahania: matkę8. dziewczyny. O przebiegu tego romansu dokładnie Swoją miłością starał się jej wynagrodzić zdradę informuje żonę, którą również zapewnia o swej nie- męża9, który w 1908 r. pod opieką Marii Dembowustannej miłości i nie dopuszcza myśli o rozwodzie, o co ma pretensję Czesia. 6 J. Kott, Don Juan albo o pożądaniu, w: tegoż, Nowy JoJednocześnie Witkacy waha się, czy odwiedzić nasz i inne szkice, Wrocław 1994, s. 44–63. Inkę i Jana Leszczyńskich w Tarnowcu, ponieważ 7 S. I. Witkiewicz, Nowe Wyzwolenie, w: tegoż, Dzieła zenie jest pewny, jak zareaguje, jeśli Inka da mu do brane, [t. 5:] Dramaty I, oprac. J. Degler, Warszawa 1996. 8 Maria Witkiewiczowa z Pietrzkiewiczów (1853–1931). zrozumienia, że nadal go kocha. Dla niej w 1932 r. „Kształciła się w Konserwatorium Warszawskim pod skłonny był się rozwieść z Jadwigą.

że zdradził

Czesię z 10 kobietami

utrata córki to tragedia. Oto możliwe wyjaśnienie zagadki tego erotyczno-ojcowskiego związku. „W pewien sposób należę do niej” – tłumaczył Corneliusowi. I niczym ojciec czuł się za nią odpowiedzialny. Dlatego z Czesią, a nie z żoną, opuścił Warszawę 5 września 1939 r., udając się na wschód ku swemu przeznaczeniu…

A . J . : Czy zgodziłby się pan ze stwierdzeniem, że Witkacy był erotomanem? J . D. : „Więcej niż erotomanem – twierdzi Jadwi-

ga – uważał przeżycia seksualne z osobą kochaną za coś bardzo pięknego i istotnego”. Warto zwrócić uwagę, że z wyjątkiem Ireny Solskiej wiązał się z kobietami znacznie od siebie młodszymi. Te, które darzył uczuciem, starał się niczym Pigmalion

Drobne psychiczne przesunięcia

kierunkiem Rudolfa Strobla i Władysława Żeleńskiego, ukończyła je w 1872 r. [popr. 1877] Przez wiele lat była nauczycielką muzyki w Warszawie; opracowała Elementarz muzyczny (Kraków 1894) […] uczyła w Szkole Pracy Domowej Kobiet w Kuźnicach, udzielała prywatnych lekcji muzyki i prowadziła pierwszy w Zakopanem chór przy «Sokole». Od 1913 r. zarabiała prowadzeniem pensjonatów”. S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 19:] Listy do żony (1923–1927), przyg. do druku A. Micińska, oprac. i przypisami opatrzył J. Degler, Warszawa 2005, s. 232. 9 Stanisław Witkiewicz (1851–1915) – „malarz, prozaik, publicysta, krytyk i teoretyk sztuki, twórca tzw. stylu zakopiańskiego w budownictwie drewnianym […]

73

1/2018


skiej wyjechał na długotrwałe leczenie do Lovrany. Niektórzy badacze, jak Alain van Crugten, dramat Matka interpretowali psychoanalitycznie, dopatrując się w Witkacym kompleksu Edypa. Oto iście gordyjski węzeł sprzeczności. A . J . : Stosunki Witkacego z przyjaciółmi także były pełne sprzeczności. Nie traktował ich chyba zbyt dobrze. Wystarczyło nawet bardzo małe przewinienie, aby się Witkacemu narazić i otrzymać list z wierszem Do przyjaciół gówniarzy10. J . D. : Żywa jest legenda utrwalona w licznych wspomnieniach o Witkacymi nie tylko jako trudnym i wymagającym przyjacielu, ale i kapryśnym, łatwo zrywającym z błahego powodu więzy przyjaźni, nadmiernie emocjonalnie reagującym na krytykę. Od przyjaciół Witkiewicz oczekiwał lojalności, wierności, a w wypadku różnicy zdań, polemiki merytorycznej. Nie wszyscy to rozumieli i wówczas otrzymywali oficjalne zawiadomienie o całkowitym zerwaniu przyjaźni lub

Rezultatem zainteresowania tematyką tatrzańską był cykl reportaży Na przełęczy (1891) i zbiór nowel Z Tatr (1907)”. Tamże, s. 236–237. 10 Obszerny fragment wiersza Do przyjaciół gówniarzy Witkacy wysłał Bronisławowi Malinowskiemu. Zob. S. I. Witkiewicz, Listy do Bronisława Malinowskiego, [w:] tegoż, Listy I, oprac. i przypisami opatrzył T. Pawlak, Warszawa 2013, s. 688–690. Pierwsza zwrotka wiersza brzmi: Przeglądam w myśli wszystkich mych przyjaciół twarze I myślę sobie: Och, psiakrew! Czyż wszyscy są gówniarze? Ach, nie – jest kilku wiernych, z tymi pojechałbym nawet do Kielc. A reszta? Ach, reszta, to, proszę pani, gówno, wprost na szmelc! […]

1/2018

74

przesunięciu na liście przyjaciół z danego miejsca na miejsce ostatnie, co łączyło się także z innymi przykrymi konsekwencjami. Spotkało to m.in. Antoniego Słonimskiego i Henryka Worcella. Ale Witkacy uważał przyjaźń za coś pięknego i wartościowego. Miał wielu wspaniałych przyjaciół. Niektórzy odegrali ważną rolę w jego życiu. W młodości byli to Bronisław Malinowski i Leon Chwistek, już wówczas duże indywidualności. Spierali się ze sobą, rywalizowali, inspirując się wzajemnie. Malinowski w przedmowie do swej rozprawy doktorskiej dziękuje Stanisławowi Ignacemu za pomoc i rady podczas lektury manuskryptu11. Witkacy po latach w wielkiej rozprawie polemicznej z Chwistkiem przyzna, że był on dla niego „Mistrzem Myśli” i „Mistrzem Życia” i „wyraża nieznanym mocom międzykomórkowym, które Go stworzyły, niezmierną wdzięczność za sam nagi fakt jego egzystencji”. Witkiewicz przedstawił obu w powieści 622 upadki Bunga, czyli Demoniczna kobieta, pisanej w latach 1910–1911. Po samobójstwie Jadwigi Janczewskiej Malinowski natychmiast pospieszył z pomocą pogrążonemu w rozpaczy Witkiewiczowi, proponując mu udział w swej ekspedycji w tropiki. Mocno przeżył rozstanie z Witkacym w Sydney i jego powrót do Europy. Zanotował w dzienniku: „Finis amicitiae. Zakopane bez Stasia! Nietzsche zrywa z Wagnerem”12. Potem przyjaciele się pogodzili i kore-

11 B. Malinowski, Dzieła, [t. 1:] Wierzenia pierwotne i formy ustroju społecznego. Pogląd na genezę religii ze szczególnym uwzględnieniem totemizmu. O zasadzie ekonomii myślenia, oprac. A. K. Paluch, Warszawa 1980. 12 B. Malinowski, Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, wstęp i oprac. G. Kubica, Kraków 2001, s. 393.

Drobne psychiczne przesunięcia


spondowali do końca, a Malinowski zadedykował Witkacemu niemieckie wydanie swego doktoratu. Chwistek ze Zbigniewem Pronaszką przyjęli Witkacego w 1918 r. do formistów i choć różnice w poglądach teoretycznych na sztukę doprowadziły do rozpadu grupy, to jednak ich spór należał wtedy do najciekawszych. Witkacy mógłby powiedzieć o obu słowami Stanisława Wyspiańskiego: „My jesteśmy tacy przyjaciele, co się nie lubią”. Na losy przyjaźni Witkacego z Karolem Szymanowskim (dedykował Stasiowi I Sonatę fortepianową c-moll), z którym odbył w 1904 r. podróż do Włoch, cieniem położyła się śmierć Janczewskiej. Więzi serdecznej przyjaźni łączyły Witkiewicza z Zofią i Tadeuszem Żeleńskimi, którym zadedykował wydanie Tumora Mózgowicza (1921) i powieść Pożegnanie jesieni (1927). Boy był jednym z nielicznych krytyków, który docenił talent Witkacego, z entuzjazmem pisał o jego dramaturgii i przyczynił się do wprowadzenia jego sztuk do repertuaru Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Zofia z kolei przez wiele lat służyła Witkacemu radą, nieraz wspierała go finansowo, wspólnie z Jadwigą robiła też korekty jego felietonów do „Przeglądu Wieczornego”. Ponadto przepisała tzw. główniak, za co Witkacy odwdzięczył się jej dedykacją. Intymny związek Witkiewicza i Zofii bez zastrzeżeń aprobował Żeleński (ponoć tylko raz się oburzył, gdy wracając rano od Ireny Krzywickiej, zobaczył w łazience Witkacego w swojej piżamie). Inny krąg przyjaciół Witkacego to artyści: Tymon Niesiołowski, August Zamoyski, Rafał Malczewski (razem uczestniczyli w kilku wystawach), oczywiście Bruno Schulz (Sklepy cynamonowe zachwyciły Witkacego) oraz Bronisław Linke, któremu Witkacy poświęcił artykuł pod znamiennym

Drobne psychiczne przesunięcia

tytułem: Hut ab, meine Herren – ein Genie! Rzecz o twórczości malarskiej Bronisława Linkego. A . J . : Czy sądzi Pan, że Witkacy był takim przyjacielem, jakiego sam chciałby mieć? J . D. : Przeczytałem niedawno maszynopis wspo-

mnień Zamoyskiego13, częściowo opublikowany w „Poezji” w 1968 r. Zamoyski pisze: „Z Witkiewiczem łączyła mnie zupełnie wyjątkowa i niesamowita przyjaźń, jakiej już nigdy później nie przeżyłem. Wiązał nas nawet dożywotni, poza życie sięgający, solenny pakt”. Można wskazać wiele osób, które przyjaźń z Witkacym uważały za coś wyjątkowego i cennego. Choćby Teodor Białynicki-Birula14, Marceli Staro-

13 August Zamoyski (1893–1970) – „rzeźbiarz i malarz, […] związał się z grupą poznańskich ekspresjonistów Bunt. W roku 1919 zamieszkał w Zakopanem i za namową Witkacego przystąpił do grupy formistów. Był jednym z najbliższych jego przyjaciół, brał udział we wspólnej wystawie Witkiewicza i Tymona Niesiołowskiego w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych w Krakowie”. S. I. Witkiewicz, Listy do żony (1923–1927), dz. cyt., s. 231. 14 Teodor Białynicki-Birula (1886–1956) – „lekarz, malarz-samouk, działacz społeczny. […] ukończył Akademię Wojenno-Medyczną w Petersburgu (1921), służył w armii rosyjskiej, a potem w wojsku polskim (1919– 1921). W l. 1920–1933 mieszkał wraz z żoną Heleną w Zakopanem, pełniąc obowiązki oficera łącznikowego przy Sanatorium Czerwonego Krzyża, a potem ordynatora Sanatorium Wojskowego w Kościelisku […]. Brał czynny udział w życiu kulturalnym Zakopanego […]. Był jednym z najbliższych przyjaciół Witkacego, który mieszkał w jego wilii «Olma» w l. 1930–1933. Miał wielką kolekcję obrazów Witkacego (obecnie własność Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku) i występował w jego sztukach granych w Towarzystwie Teatralnym i Teatrze Formistycznym”. Tamże, s. 269.

75

1/2018


Drugim naszym zadaniem była walka z czarną legendą Witkacego niewicz15, Helena i Franciszek Maciakowie z Nowego Sącza, Jadwiga i Marian Ziębowie z Chorzowa (Witkacy został ojcem chrzestnym ich syna!), Zofia i Stefan Szumanowie (Witkiewicz zatrzymywał się u nich podczas pobytów w Krakowie), Eugenia i Wacław Bundykowie, Jerzy Eugeniusz Płomieński i niezwykły ksiądz Henryk Kazimierowicz, wielbiciel twórczości Witkacego, wystawiający ze swoimi parafianami jego sztuki. I oczywiście Tadeusz Langier, przyjaciel z czasów młodości, współautor pisanej razem sztuki Nowa homeopatia zła, zawsze gotów ratować przyjaciela z opresji finansowych. Tym, którzy go „zdradzili”, jak Leszczyński, żeniąc się w tajemnicy z Turowską, potrafił wybaczyć po kilku latach, a rezultatem ich filozoficznej korespondencji jest tom Spór o monadyzm16. „Dla «Sztuki» tylko wciągałem te jady”17 A . J . : W wielu wywiadach powtarza Pan, że Witkacy nie był hulaką, że ciężko pracował. Nie był narkomanem, bo kokaina była wtedy przepisywana na receptę, a w Europie zapanowała moda na peyotl i można było go legalnie zamawiać. O erotoma-

15 Marceli Staroniewicz (1893–1964) – „lekarz […]. Od października 1921 r. do końca roku 1927 był ordynatorem Sanatorium Czerwonego Krzyża w Zakopanem […]. Opublikował ponad 40 prac naukowych. Należał do grona bliskich przyjaciół Witkacego”. Tamże, s. 269–270. 16 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 16:] Spór o monadyzm. Dwugłos polemiczny z Janem Leszczyńskim, z rękopisu podał, notą i przypisami opatrzył B. Michalski, Warszawa 2002. 17 S. I. Witkiewicz, Do przyjaciół lekarzy, [w:] A. Micińska, Stanisław Ignacy Witkiewicz. Życie i twórczość, Warszawa [1991], s. 247.

1/2018

76

nie już mówiliśmy. Tyle tylko, że Witkacy mógł po prostu powiedzieć nie i nie spożywać narkotyków, nie zdradzać żony, Czesi itd.… J . D. : Należę do drugiego pokolenia witkacologów.

Pierwsze tworzyli: Jan Błoński, Konstanty Puzyna, Irena Jakimowicz, Mieczysław Porębski. Zrobili bardzo dużo dla Witkacego. Przetarli szlaki, przygotowali grunt, wyznaczyli kierunki. My, tj. Anna Micińska, Bohdan Michalski, Lech Sokół i ja, postawiliśmy sobie dwa zadania. Po pierwsze: porządnie wydać dzieła Witkacego. Uważaliśmy bowiem, że zanim przystąpimy do ich interpretacji, należy je rzetelnie opracować wedle zasad sztuki edytorskiej. Mogę powiedzieć, że to zadanie wykonaliśmy. Rozpoczęta w 1990 r. edycja Dzieł zebranych zbliża się do końca. Niebawem ukaże się ostatni tom listów (w dwóch woluminach)18 i wszystkie teksty Witkacego, które ocalały, będą dostępne w krytycznym opracowaniu. Drugim naszym zadaniem była walka z czarną legendą Witkacego – narkomana, alkoholika, ekscentrycznego dziwaka, wariata z Krupówek. Z legendami bardzo trudno jest dyskutować, po latach zamieniają się w popularne stereotypy. Niestety, ulegają im nawet ci, od których oczekiwalibyśmy wiedzy i odpowiedzialności za wypowiadane sądy. Uznaliśmy, że nie ma sensu ciągle dowodzić, że Witkacy nie był narkomanem, bo trudno uznać kogoś za narkomana, kto nigdy nie zażywał stale narkotyków, a jeśli po nie sięgał, to przeważnie w celach artystyczno-psychologicznych.

18 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 18:] Listy II, wol. 2, cz. 1–2, oprac. J. Degler, S. Okołowicz, T. Pawlak, Warszawa 2017.

Drobne psychiczne przesunięcia


Podobnie z opinią o jego alkoholizmie. Oczywiście nie odmawiał sobie alkoholu, zwłaszcza w trudnych momentach (np. niemocy twórczej), ale „pięciodniówka” przytrafiła mu się tylko raz, i to po premierze Metafizyki dwugłowego cielęcia, której nie poznał w wykonaniu aktorów poznańskiego Teatru Nowego, co uznał za dostatecznie usprawiedliwienie. Postanowiliśmy skupić się na tym, co Kazimierz Wyka uznał za legendę jasną. Po 1930 r. Witkacy porzucił na pewien czas twórczość literacką i zajął się publicystyką, w której ujawniła się jego pasja dydaktyczna. Po to przecież napisał książkę o destrukcyjnym działaniu różnego rodzaju używek19, żeby nas przed nimi przestrzec.

tegia sprawiła, że zaczęto zwracać uwagę na znaki jego szyfru i wyciągać różne, często mylne, wnioski. A . J . : Można powiedzieć, że była to taka oryginalna kampania reklamowa, dzięki której Witkacy zyskał rozgłos. Niestety przyczyniła się też do jego negatywnej legendy. J . D. : Trzeba jednak pamiętać, że działalność Firmy

19 Zob. S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 12:] Narkotyki. Niemyte dusze, oprac. A. Micińska, Warszawa 1993.

Portretowej „S. I. Witkiewicz” doczekała się bardzo wnikliwych i odkrywczych interpretacji, wskazujących na jej prekursorski charakter w stosunku do niektórych przemian w sztuce światowej lat 60. ubiegłego wieku. Równie ważnych rozpraw ukazało się wiele, począwszy od znakomitego wstępu Puzyny do wydania Dramatów w 1962 r. Zmieniło ono obraz polskiej dramaturgii XX w. Nikt chyba dziś nie ma wątpliwości, że Witkacy to najwybitniejszy dramatopisarz polski po Wyspiańskim. Trudno kogokolwiek z nim mierzyć. Można mówić o słynnej czwórce: Witkacy, Witold Gombrowicz, Sławomir Mrożek i Tadeusz Różewicz, którzy wytyczają główny nurt polskiej dramaturgii XX w., ale Witkacy był u początku i każdy z pozostałych sporo mu zawdzięcza. Osobne miejsce w krajobrazie polskiej prozy zajmują cztery jego powieści, z których Nienasycenie to jedna z najważniejszych powieści politycznych, przetłumaczona na 11 języków. Rewelacyjnym odkryciem stała się także twórczość fotograficzna Witkacego. Jej nowatorstwo zapewniło mu miejsce w historii światowej fotografii. Teoria Czystej Formy to najbardziej oryginalna koncepcja teatru w Polsce. W każdej antologii na świecie znajdziemy jej tłumaczenia. Możemy zatem z pełnym przekonaniem stwierdzić, że Witkacy to najwszechstronniejszy polski twórca: malarz, rysownik, teoretyk sztuki, dramaturg, powieściopisarz, publicysta, fotograf i filozof. Na naszej szarej glebie wyrósł egzotyczny, piękny kwiat zwany Witkacym. Docenia to zagranica. Od dawna śledzę recepcję światową Witkacego. Organizowałem kilka wystaw ukazujących jej zasięg. W latach 60. Witkiewicz był obok Stanisława Lema

Drobne psychiczne przesunięcia

77

A . J . : Odpowiedzmy jeszcze wszystkim tym, którzy jako dowód narkomanii Witkacego podają podpisy na jego portretach. J . D. : Nie ma ich znowu tak wiele. W latach

1928–1930 pojawia się meskalina Merck, czyli ekstrakt peyotlu, z którym Witkacy wtedy eksperymentował. Ponadto nieraz były to kokaina (Co), eter (et), H (haszysz). Zwróćmy jednak uwagę, jakie jest bogactwo tych sygnatur! Witkacy odnotowuje, że wypił herbatę (Her, herb), kawę (cof), piwo (pyfko), zapalił fajkę z zaciąganiem (FZZ) lub bez zaciągania (FBZ), nie jadł mięsa (NJM), NP (nie palił z podaniem liczby dni), nie używał narkotyków (NUN), a oprócz nich wiele zabawnych określeń, jak choćby „zamiast zgwałcenia” (z.z.). Witkacy skrupulatnie to zaznaczał, bo uważał, że stan psychiczny artysty wpływa na jego widzenie świata i modela. Tym bardziej, jako właściciel Firmy Portretowej powinien zgodnie z Regulaminem Firmy Portretowej otwarcie poinformować klienta, w jakim stanie wykonał portret. Ta stra-

1/2018


najczęściej tłumaczonym autorem, obok Mrożka najczęściej granym. Od pewnego czasu znowu obserwujemy wzrost zainteresowania twórczością autora Szewców. W kilku krajach odbyły się poświęcone mu konferencje (ostatnio we Francji), w Serbii i Macedonii ukazały się przekłady Nienasycenia. Wiedza o tym nie przenika jednak do powszechnej świadomości i stereotypy o Witkacym nadal są popularne. A . J . : Czy z tą negatywną legendą Witkacego wiąże się także dość często spotykane przekonanie, że jego refleksje i dzieła są w istocie tylko intelektualnymi bredniami? J . D. : Dziś jednak chyba nikt publicznie by tego

nie powiedział. Nieraz spotykam się natomiast z opinią, że jest to autor trudny, a jego utwory to nonsensowne groteski. Oczywiście Witkacy nie należy do łatwych pisarzy, wymaga od czytelnika wysiłku intelektualnego, a ponadto mówi o świecie i o nas rzeczy przykre. Winę za kłopoty ze zrozumieniem chętnie przerzucamy na autora, który prawdopodobnie tworzył pod wpływem narkotyków albo był pijany itp. Od razu czujemy się lepiej (Witkacy nazwał to „uśmiechem kretyna”). Stereotypy zwalniają nas z podjęcia próby dojścia do sensu i stanowią wygodne usprawiedliwienie naszego lenistwa i bierności. Dotyczy to zwłaszcza tych twórców, którzy jak Witkacy łamali utrwalone konwencje, nie liczyli się z przyzwyczajeniami, gustami i oczekiwaniami publiczności. Epistolograficzna (nie)szczerość A . J . : W książce Witkacego portret wielokrotny20 pisze Pan, że być może listy Witkacego do żony kiedyś przesłonią jego dzieło.

20 Zob. J. Degler, Listopisanie Witkacego, [w:] tegoż, Witkacego portret wielokrotny, Warszawa 2009 (wyd. 2: 2013).

1/2018

78

Drobne psychiczne przesunięcia


J . D. : Przyznaję, że była to opinia trochę na wyrost.

Z tej epistolografii wyłania się obraz Witkacego jako człowieka wyjątkowo pracowitego, pedantycznie wręcz zorganizowanego. W 1936 r. w jednym z listów wyznaje, że jest tak uporządkowanym osobnikiem, że ma pod kontrolą wszystko: począwszy od gaci, a na planie dnia kończąc21 [śmiech]. I rzeczywiście budzi podziw, jak dużo potrafił napisać, ile wykonać portretów, z iloma osobami prowadził korespondencję, znajdując jeszcze czas na wycieczki z przyjaciółmi w góry lub na narty.

To prawda, że nie zawsze zwierzał się z kłopotów ze swoją psychiką, aczkolwiek często powtarzały się skargi na depresję lub niemoc twórczą. Towarzyszyło im przeważnie zapewnienie o rozpoczęciu „Nowego Życia na Wielką Skalę”. A niekiedy, jako kochający mąż, bo przecież Witkacy nigdy nie przestał kochać Jadwigi, chciał oszczędzić żonie zmartwień. A . J . : Dobrze, załóżmy, że Witkacy przyjął taką postawę wobec żony. Dlaczego zatem opisywał jej

A . J . : Tylko że Witkacy bardzo często nie zdradzał

dokładnie konflikt z Czesią, o której Pan wspo-

żonie tego, co w istocie robił lub czuł. Na przykład

minał25. Doskonale przecież wiedział, że Jadwiga

w liście do Płomieńskiego 12 maja 1937 r. pisał:

Czesi nie akceptowała, może nawet nie znosiła.

„Myślę też często o samobójstwie, że trzeba będzie

Czy Witkacy wtedy pomyślał, że Jadwidze mogło

dla honoru ten trochę wcześniejszy koniec ze sobą

być przykro?

uczynić, aby nie dożyć zupełnej degrengolady”22. W liście do żony napisanym tego samego dnia nie

J . D. : Po tym, jak się zgodzili, że będą przyja-

ma ani słowa o depresji . Co więcej, Witkacy w ko-

ciółmi, szczerość obowiązywała obie strony, zwłaszcza w sprawach dotyczących relacji z innymi partnerami. Witkacy wie, że Jadwiga zaakceptowała jego związek z Czesią i może otwarcie pisać o kłopotach, jakich mu ona przysparza. Żona zaś wtajemnicza go w swój romans z dwoma mężczyznami: Dominikiem Łempickim (Domcio, Domenico, Schyzio) i Franciszkiem Radziwiłłem (Keko).

23

respondencji z Jadwigą nie poruszał tematu swojej kondycji psychicznej przez cały kolejny miesiąc. Czy Pan Profesor sądzi, że on naprawdę był tak szczery, że aż ekshibicjonistyczny w listach do żony? J . D. : Witkacy pisał do Jadwigi regularnie, prze-

ważnie co drugi dzień, dzięki czemu powstał obfitujący w fakty dziennik. Problemy ze zdrowiem i różnymi dolegliwościami to niemal stały temat listów. Na ich podstawie Joanna Aulich napisała dysertację doktorską o chorobach Witkacego24.

A . J . : Drugiego Witkacy krytykuje… J . D. : Bo to arystokrata, a Witkacy miał uraz do

21 „Jestem facetem tak cudownie zorganizowanym, mimo piekielnego chaosu zewnątrz, począwszy od programu dnia, lektury, pisania i rysowania aż do gaci, przewożenia ołówków i leczenia się […]”. S. I. Witkiewicz, Listy do żony (1936–1939), dz. cyt., s. 70. 22 Zob. Listy do Jerzego Eugeniusza Płomieńskiego, [w:] J. Degler, Witkacego portret wielokrotny, dz. cyt., list z 12 V 1937, s. 442. 23 Zob. List z 12 V 1937, [w:] S. I. Witkiewicz, Listy do żony (1936–1939), dz. cyt., s. 123. 24 J. Hoffmann-Aulich, Choroby Stanisława Ignacego Witkiewicza w korespondencji do żony Jadwigi jako przyczynek do identyfikacji, Zielona Góra 2012.

Drobne psychiczne przesunięcia

arystokracji od czasu, gdy hrabia Tyszkiewicz nie zgodził się na jego małżeństwo z córką Ewą. Doradzał jednak Jadwidze, jak ma postępować z jednym i drugim adoratorem. A . J . : Niewątpliwie związek, jaki tworzył Witkacy z Jadwigą, był bardzo głęboki, ale też niesamowicie trudny dla nich obojga. Dla

25 Zob. S. I. Witkiewicz, Listy do żony (1936–1939), dz. cyt.

79

1/2018


Jadwigi najtrudniejszą chwilą był chyba

o tym, że Teatr Witkacego działa już ponad 30 lat

zabieg aborcji, na który zdecydowała się pod

i cieszy się wielką popularnością. Czy rzeczywiście

wpływem męża…

uważa Pan, że z naszą współczesną kulturą jest aż tak źle? Czy już zapanowało ogólne zbydlęcenie,

J . D. : Ta decyzja była rezultatem przedślubnego

sytość ludzi głupich?

porozumienia. Otóż, kiedy Witkacy oświadczał się Jadwidze, zaznaczył, że nie chce mieć dzieci. Ona się zgodziła. Sprawa jednak jest bardziej złożona. Obawa przed przyjściem na świat dziecka mogła mieć źródło w doświadczeniach rodzinnych. Wiadomo, że Witkacy głęboko przeżył rozstanie rodziców oraz związek ojca z Dembowską i zapewne nie chciał, aby w jego małżeństwie dziecko mogło być narażone na podobny konflikt między ojcem a ukochaną matką. Ponadto oświadczając się Jadwidze, stwierdził, że ponieważ oboje są degeneratami, nie powinni mieć dzieci, bo i one będą degeneratami.

J . D. : Jest wiele symptomów, które to zapowiada-

ją, choć na pewno daleko nam do społeczeństwa konsumpcyjnego, w którym zaniknie potrzeba doznawania przeżyć metafizycznych, decydujących o naszym człowieczeństwie. Witkacy przestrzegał, że właśnie ku takiemu społeczeństwu nieuchronnie zmierzamy. A . J . : Zaznaczając jednocześnie, że będzie to społeczeństwo szczęśliwe… J . D. : Witkacowski katastrofizm nie jest wizją

A . J . : Podobne przekonania Witkacy zawarł w Pożegnaniu jesieni. Kiedy Zosia Osłabędzka zachodzi w ciążę, Atanazy myśli, że nie chce, żeby jego dziecko żyło w tej nadchodzącej, zbaraniałej epoce ludzi ogłupiałych…. J . D. : Witkacy przedstawia również tę kwestię

w liście do Corneliusa, pisząc, że odpowiedzialność za dzieci w dzisiejszych czasach doprowadziłaby go do szaleństwa. Wizja przyszłego zmechanizowanego społeczeństwa przerażała go i decyzja o nieposiadaniu dzieci była w jakiejś mierze konsekwencją tego lęku. Dzisiaj Witkacy by się zastrzelił A . J . : W jednym z wywiadów powiedział Pan, że „sprawdza się wizja rozwoju ludzkości Witkacego”. Często Pan powtarza, że spełniły się katastroficzne przewidywania Witkiewicza, że na naszych oczach następuje upadek kultury, filozofii i sztuki. Trzeba jednak zauważyć, że wciąż organizuje się sesje naukowe poświęcone Witkiewiczowi, wznawia się jego książki, wystawia sztuki. Nie wspominając

1/2018

80

totalnej katastrofy i powszechnej zagłady wszelkich wartości. Przeciwnie, to wizja spełnionej utopii. Wizja szczęśliwego społeczeństwa, doskonale zorganizowanego na podobieństwo mrowiska, w którym panuje równość, sprawiedliwość i dobrobyt. Zabraknie w nim jednak miejsca dla indywiduum. Interes jednostki zostanie całkowicie podporządkowany interesowi zbiorowości. Proces uspołecznienia i postęp nauki, likwidujący Tajemnicę Istnienia, doprowadzą do utraty zdolności przeżywania konstytutywnych dla człowieczeństwa uczuć metafizycznych. Egalitarna przyszłość jest równoznaczna z powszechnym zbydlęceniem („z bydła powstaliśmy i w bydło się obrócimy”). W konsekwencji oznacza to kryzys kultury, jej standaryzację i upadek sztuki, której źródłem był niepokój metafizyczny. Coraz większą rolę odgrywa kultura masowa, proponująca formy sztuki łatwej i przyjemnej. Kultura przyjemności to symptom czasów ponowoczesnych. Człowiek pozbawiony systemu wyższych wartości, niezdolny do głębszych przeżyć, poszukuje przeżyć zastępczych, które mają wypełnić dotkliwą pustkę duchową. Kiedy widzę w galerii

Drobne psychiczne przesunięcia


handlowej tłumy ludzi ogarniętych szałem zakupów, myślę sobie, że gdyby Witkacy to zobaczył, wybiegłby przerażony i chyba by się zastrzelił [śmiech]. Kulturalny recykling A . J . : Inny chyba stosunek Witkacy miał do literatury popularnej, którą można dostrzec w jego powieściach. J . D. : Witkacy uwielbiał trzeciorzędne powie-

ści, drukowane w dziennikach. Czytał je razem z Jadwigą i świetnie się nimi bawili, bo Witkacy przesyłał jej kolejne odcinki ze swoimi adnotacjami. Sporo się natrudziłem, aby wyjaśnić, co miał na myśli, pytając ją o kolejny odcinek. Na ślad naprowadziło mnie streszczenie w jednym z listów. Okazało się, że była to powieść kryminalna drukowana w „Gazecie Lwowskiej”. Do ulubionych lektur Witkacego należały także powieści podróżnicze. Wyspa skarbów była jego ukochaną powieścią, często się do niej odwoływał i ją cytował. Nie powinno nas to dziwić. Wiele jego utworów ma charakter pasożytniczy. Witkiewicz chętnie korzystał z utartych schematów, motywów, postaci. Przekształcał je, deformował i poniekąd komponował na nowo. Niektóre z jego dramatów, jak choćby Matka, Nowe Wyzwolenie czy W małym dworku to palimpsesty, które dla badacza-intertekstualisty stanowią wdzięczny materiał do analizy, umożliwiającej odkrywanie kolejnych odniesień i nawiązań do innych tekstów. Kryła się za tym pewna strategia gry z czytelnikiem, który sięgał po utwór, zwabiony znanym tematem lub motywem.

można rozpoznać konkretne elementy, przeważnie zdeformowane, a niekiedy przedstawione realistycznie. Między nimi tworzą się napięcia kierunkowe, umożliwiające odbiorcy połączenie wielości elementów w jedność, co stanowi warunek przeżycia owej kompozycji jako dzieła Czystej Formy. „Jedność w wielości” była podstawową kategorią estetyki Witkacego. Niekiedy wprost odwoływał się do znanych dzieł europejskiego malarstwa, np. Kuszenia św. Antoniego lub popularnych powieści (Robinsona Crusoe), tworząc ich wyrafinowane trawestacje. Dlaczego Witkacy nie jest nudziarzem A . J . : Ciekawi mnie jeszcze jedna kwestia: czy uważa Pan, że ma Pan do Witkacego dystans badawczy? J . D. : To trudne pytanie. Zajmuję się Witkiewi-

abstrakcyjnego. W każdej kompozycji do 1924 r.

czem już okrągłe 50 lat. Pierwszą moją publikacją była recenzja książki Jerzego Speiny pt. Powieści Stanisława Ignacego Witkiewicza, która ukazała się w 1966 r. w „Zagadnieniach Rodzajów Literackich”. Mogę więc powiedzieć, że niemal całe dorosłe życie poświęciłem Witkacemu. Nie żałuję, bo nigdy się z nim nie nudziłem. Nudzić się z nim nie można, co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że Witkiewicz ciągle odnawia znaczenia. Śledzę recepcję twórczości Witkacego w Polsce i na świecie i nietrudno dostrzec, jak w zależności od kontekstu społecznego, politycznego czy artystycznego zmieniał się odbiór jego twórczości, przede wszystkim dramaturgii. Po 1956 r. Witkacy zrobił „karierę” jako prekursor teatru absurdu, w latach 60. Matka w Paryżu wpisała się w wydarzenia rewolty studenckiej. Z kolei w 1981 r. i w stanie wojennym niebywałą popularnością cieszyli się Szewcy, których wystawiano niemal na wszystkich polskich scenach jako sztukę o aktualnej rzeczywistości. Przykłady można mnożyć.

Drobne psychiczne przesunięcia

81

A . J . : Czy tę samą metodę Witkacy stosował w dziele malarskim? J . D. : Witkacy nigdy nie uprawiał malarstwa

1/2018


Taką pigułką może być wszystko: obietnice wyborcze, reklama, slogan propagandowy itp.

slogan propagandowy itp. Bardzo jest wygodnie nie dokonywać trudnych wyborów, akceptować to, co proponują inni i nie rozważać tych propozycji w kategoriach światopoglądowych czy moralnych, tym bardziej jeśli inni postępują tak samo. Witkac(olog) na milicji

A . J . : Podatność na interpretacje… A . J . : Na pewno jako badacz tak kontrowersyjnej J . D. : To druga przyczyna. Twórczość Witkacego

postaci spotkał się Pan zarówno z przyjemny-

jest dziełem otwartym. To, że nie sprecyzował do końca, czym jest Czysta Forma, sprawia, że ciągle pojawiają się kolejne próby jej wyjaśnienia. Można by wydać grubą antologię rozpraw, poświęconych analizie podstawowych pojęć estetycznych Witkacego, poczynając od Czystej Formy, uczucia metafizycznego, do jedności w wielości, o której już mówiliśmy.

mi momentami, jak i tymi mniej radosnymi. Czy

A . J . : W jednym z wywiadów powiedział Pan, że Witkacy ciągle Pana zaskakuje. Czym ostatnio Pana zaskoczył? J . D. : Na pewno tym, że ciągle pisze. Nikt się nie

spodziewał, że odnajdą się w Paryżu jego listy do doktora Alexandra Rouhiera, w których opisuje swoje eksperymenty z peyotlem i narzeka na kiepską jakość pigułek, które od niego otrzymał. Ponadto Witkacy zaskoczył mnie też swoją aktualnością. Ostatnio zaproszono mnie na spotkanie poświęcone Nienasyceniu. Dawno nie sięgałem po tę powieść, zacząłem więc czytać i jestem pod wrażeniem jej aktualnej wymowy. Pierwszy raz czytałem Nienasycenie w 1957 r. i wtedy wywróciło się moje szkolne wyobrażenie o powieści. Nowatorstwo formalne tej prozy było dla mnie rodzajem wstrząsu, natomiast polityczny wymiar był drugorzędny. Teraz przeciwnie. Oto przecież mamy swojego Murti Binga i jego pigułki, które zwalniają z samodzielnego myślenia i dają poczucie szczęścia. Taką pigułką może być wszystko: obietnice wyborcze, reklama,

1/2018

82

mógłby Pan opowiedzieć o najszczęśliwszej chwili, którą przeżył jako witkacolog i o tej, którą wspomina Pan najgorzej? J . D. : Tych przyjemnych chwil było sporo. Co

prawda, nie przywiązuję większej wagi do odznaczeń i nagród, ale jedna sprawiła mi autentyczną radość i satysfakcję. To Nagroda Edytorska im. Juliusza Żuławskiego PEN Clubu, która ma piękną tradycję i dla każdego edytora stanowi wyjątkowe wyróżnienie. Bardzo cenię też nagrodę miesięcznika „Odra” przyznaną mi również za dokonania edytorskie. Najbardziej przykra historia zdarzyła mi się natomiast w 1973 r., kiedy przygotowywałem do tomu Bez kompromisu artykuły Witkacego publikowane w międzywojennej prasie. A . J . : I zginęła Panu teczka z dokumentami… J . D. : Po przedstawieniu we wrocławskim Teatrze

Kameralnym okazało się, że ktoś odbierając w szatni swój płaszcz, wziął i moją teczkę znajdującą się pod ladą. Były w niej teksty Witkacego, które w ciągu prawie dwóch lat przepisywałem (kserografy nie istniały!) z czasopism w bibliotekach Krakowa, Warszawy, Poznania i Łodzi. Szatniarka twierdziła, że był to postawny, nieco staroświecko ubrany pan, który wyszedł ze spektaklu zaraz po tym, gdy rozległy się oklaski.

Drobne psychiczne przesunięcia


Od razu ruszyliśmy z przyjaciółmi szukać teczki, przekonani, że złodziej zobaczywszy, iż nie ma niej nic wartościowego, wyrzucił ją do najbliższego śmietnika. Niestety, niczego nie znaleźliśmy. Dyrekcja teatru dała ogłoszenie do prasy i radia, że znalazca teczki, którą zgubił dr Degler, otrzyma nagrodę. Nikt się nie zgłosił. O kradzieży powiadomiono milicję. Szatniarkę przesłuchano i okazano jej albumy ze zdjęciami wrocławskich złodziei. Na żadnym nie było tego, który ukradł moją teczkę…

wykonać. Chyba każdy czuje w takim momencie satysfakcję i może czuć się spełniony. I ja się tak właś­ nie czuję. Żałuję tylko, że Dunia tego nie dożyła. Oczywiście zdarzały mi się trudne momenty i chwile zwątpienia. Nawet ostatnio bliski byłem załamania podczas pracy nad korespondencją Witkacego z Corneliusem, która liczy 110 listów pisanych po niemiecku. Samo czytanie było mordęgą, bo mój komputer wyeliminował znaki niemieckie, a ponadto Witkacy wysyłał Corneliusowi sążniste listy filozoficzne.

A . J . : Ale sprawa się w końcu wyjaśniła [śmiech]. A . J . : Kiedy ma Pan takie wahania, to co Pana wtedy J . D. : Tak. Podczas kolejnej premiery pokazałem

szatniarce znane zdjęcie Witkacego z 1938 r. Bez wahania stwierdziła, że to jest złodziej mojej teczki. Tak narodziła się legenda o duchu Witkacego, który robi „szpryngle” witkacologom. Dla mnie ta przygoda oznaczała podróże po Polsce i powtórzenie całej pracy. Wydanie tomu Bez kompromisu opóźniło się o dwa lata.

motywuje? J . D. : Witkacy to nie jedyna moja pasja. Drugą jest

teatr. W moim sąsiedztwie mieszkali znani aktorzy (m.in. Ignacy Machowski, Artur Młodnicki) i często korzystaliśmy z ich zaproszeń na premiery. W latach 60. Wrocław był najciekawszym ośrodkiem życia teatralnego w Polsce. Mieścił się tam Teatr Pantomimy Henryka Tomaszewskiego, Teatr Laboratorium Niebezpieczny związek Jerzego Grotowskiego, dyrekcja Krystyny Skuszanki i Jerzego Krasowskiego, teatry studenckie. OrganizoA . J . : Przyznam szczerze, że zastanawiam się, jak to wane też były wspaniałe Festiwale Teatru Otwartego. możliwe, że przez 50 lat nie miał Pan nigdy żadnej Podczas studiów założyliśmy z Markiem Kochwili zwątpienia. Naprawdę nie przeszło Panu przez terskim koło teatrologiczne i mieliśmy swobodny myśl, że stracił pan na Witkacego całe życie? Pan wstęp na próby znakomitych reżyserów. Pracę maprzekonuje, że nie, ale mi trudno w to uwierzyć… gisterską pisałem o dramacie i teatrze romantycznym. A po studiach z grupą młodych historyków teatru walczyliśmy pod przewodem prof. Stefanii J . D. : 25 lat temu, kiedy zaczynaliśmy 25-tomową Skwarczyńskiej o miejsce teatrologii w programie edycję Dzieł zebranych mieliśmy poważne wątpliwości, czy podołamy temu wyzwaniu, czy też czeka studiów uniwersyteckich, która w połowie lat 70. zakończyła się zwycięstwem. Dzięki temu ponad ją los kilku niedokończonych wydań zbiorowych 400 osób mogło napisać u mnie prace magisterskie naszych klasyków. Dziś, dzięki pomocy innych badaczy koniec jest o teatrze, a 20 – rozprawy doktorskie. już bliski i mogę z uczuciem ulgi powiedzieć, że najpoważniejsze przedsięwzięcie edytorskie w miA . J . : Zastanawiam się, jak ten Pana długoletni nionym ćwierćwieczu zostało ukończone. To dla związek z Witkacym znosi Pańska rodzina? Czy nie bywają zazdrośni, że tyle czasu poświęca Pan mnie ważny moment w życiu. Zadanie, które sobie Witkacemu? postawiliśmy, udało się, mimo różnych przeszkód,

Drobne psychiczne przesunięcia

83

1/2018


J . D. : Całe szczęście, że pracujemy głównie

A . J . : Gdzie się spotykaliście, żeby dyskutować

w domu. Moja młodsza córka, pytana w przedszkolu, kim chciałaby być, odpowiadała, że naukowcem, tak jak tatuś, bo on tylko stuka na maszynie i bierze za to pieniążki [śmiech]. Obie córki znały Witkacego od najmłodszych lat. Uczyły się prawidłowej wymowy na jego wierszykach, które pamiętają do dzisiaj.

i wymieniać się informacjami? Czy mieliście jakieś ulubione miejsce? J . D. : Najczęściej spotykaliśmy się w oddziedzi-

Przy kuchennym stole

czonej przez Dunię Micińską starej willi przy ulicy Wilanowskiej. W obszernej kuchni z wnęką stał duży stół. Na ścianach wisiały dzieła Hasiora. Ileż osób tam bywało! I to jakich! Nie starczyłoby nam czasu, aby je wymienić.

A . J . : Mówił Pan, że razem z Panem Witkacym

A . J . : Często odbywały się te spotkania?

zajmowali się m.in. Sokół, Micińska, Michalski. Czy mógłby Pan pokrótce o nich opowiedzieć?

J . D. : Ilekroć przyjeżdżałem do Warszawy. Czasem

Jacy to ludzie? I jakim sposobem udało się wam

tam nocowałem. To była okazja do długich rozmów o polityce, o sztuce, nowościach wydawniczych i na końcu o Witkacym.

zaistnieć w sferze medialnej, spopularyzować twórczość Witkacego, tak że mówi się o nim w radiu i telewizji?

A . J . : Pamięta Pan jakąś sytuację z tamtego okresu? J . D. : Wydaje mi się, że udało się nam rozbu-

dzić swego rodzaju snobizm na Witkacego, który sprawia, że nie wypada go nie znać. Istotną rolę odegrały międzynarodowe konferencje witkacologiczne w Polsce i za granicą. Łączyła nas przyjaźń, którą bardzo ceniliśmy. Nigdy nie było między nami rywalizacji. Mieliśmy dokładnie sprecyzowane obszary badawcze. Micińska zajmowała się biografią Witkacego, Sokół jego dramatami, Michalski filozofią, a ja publicystyką i recepcją teatralną. Zasadą była wymiana informacji i współpraca, zwłaszcza gdy trzeba było komuś pomóc. Tego nauczyła nas Dunia. Przyjaźń z nią była jedną z najpiękniejszych w moim życiu. Leszka Sokoła poznałem 50 lat temu w redakcji „Pamiętnika Teatralnego” i łączy nas niczym niezmącona serdeczna przyjaźń. Regularnie do siebie telefonujemy. Ponadto jest ojcem chrzestnym naszej drugiej córki. Razem opracowaliśmy wydanie Nienasycenia oraz tomu Nowe formy w malarstwie i wynikające stąd nieporozumienia. Szkice estetyczne.

1/2018

84

J . D. : Dunia Micińska została mamą bliźniąt,

Bolka i Zosi. Nieraz żartowaliśmy, że w ten sposób Witkacy się na niej zemścił. Bywało, że podczas rozmów o poważnych sprawach naukowych, nagle przerywała i mówiła: „Oho, Bolek zrobił kupę. Przepraszam, muszę iść go przewinąć”. Witkacowski optymista A . J . : Jest Pan organizatorem witkacologicznych sesji, które odbywają się co 5 lat w Słupsku. Konferencja integruje różne pokolenia witkacologów. Niedawno ukazała się redagowana przez Pana monografia, zbierająca referaty wygłoszone podczas ostatniej słupskiej sesji. Czy mógłby Pan, także na podstawie publikowanych w książce artykułów, powiedzieć, co według Pana młodzi witkacolodzy mogą odkryć? Jaką dziedziną twórczości Witkiewicza powinni się zająć? Jakich metod do analizy tych dzieł używać?

Drobne psychiczne przesunięcia


J . D. : Na konferencjach w Słupsku młodzi badacze

nie tylko przedstawiają swoje pierwsze próby wejścia w szeroką problematykę badań nad życiem i twórczością Witkacego, ale mogą się poznać, nawiązać współpracę i przyjaźń. Bardzo się z tego cieszę. Dobrze to rokuje na przyszłość. Niektórzy młodsi uczestnicy pierwszej sesji w 1994 r. są już dziś profesorami o bogatym dorobku naukowym. Jak dowiodły następne konferencje, Witkacy to studnia bez dna i – jak mówił Puzyna – wyżywi jeszcze kilka pokoleń badaczy. Bardzo łatwo poddaje się reinterpretacji. Każde jego dzieło jest zanurzone w swoim czasie, podobnie jak interpretacja. Inaczej czytaliśmy Witkacego w latach 80., kiedy był przede wszystkim pisarzem politycznym. Niekiedy była to interpretacja uproszczona, pozwalająca mówić jego tekstem o aktualnej rzeczywistości. Marzy mi się konferencja poświęcona wyłącznie interpretacjom konkretnych dzieł. Instrumentarium metodologiczne bardzo się od tamtego czasu powiększyło i konfrontacja różnych metod badawczych byłaby wielce interesująca i na pewno w wielu wypadkach odkrywcza. Może potem moglibyśmy łatwiej odpowiedzieć, co Witkacy znaczy dla nas dzisiaj. A . J . : Profesor Sokół powiedział mi w wywiadzie, że Polacy nie lubią Witkacego i nigdy go naprawdę nie polubią. Profesor twierdzi, że Witkacy funkcjonuje

wypowiedzią na temat naszych narodowych wad. Witkacy mówił Polakom prosto w oczy: jeśli nie stać was na wysiłek intelektualny, jeśli nie chcecie czytać Edmunda Husserla czy Martina Heideggera, jeśli w ogóle nic nie czytacie, to przynajmniej się myjcie! Koniecznie, rzecz jasna, szczotkami braci Sennewaldt z Bielska-Białej [śmiech]. Ta refleksja wzięła się m.in. stąd, że Witkacy, jeżdżąc koleją, cierpiał katusze z powodu zapachu dawno niemytych ciał pasażerów. W Niemytych duszach Witkiewicz opisał narodową megalomanię, której powodem są nasze kompleksy. Każdy Polak uważa, że jest nie na swoim miejscu i zasługuje na wyższe. Dlatego puszy się, wkłada „kołpak napuszenia”, aby pokazać, że jest najlepszy. I jak tu kochać Witkacego za takie słowa? W naszej kulturze od romantyzmu przewijają się dwa nurty: apologetów i szyderców. Jestem zawsze za szydercami, bo mówią prawdę, często trudną i nieprzyjemną, a apologeta dogadza naszej próżności, chwaląc cnoty i zasługi, niejednokrotnie pozorne. Witkacy miał ambicję być wychowawcą narodu, ale opowiadał się za surowymi metodami rodem z pozytywistycznej pedagogiki, co świetnie ukazała Micińska w przedmowie do Niemytych dusz.

w świadomości znikomej elity. Ma u Polaków „przechlapane”. I dalej mówi o Panu: „Niech mi wybaczy

A . J . : Czy zgadza się Pan także z drugą częścią wy-

te słowa mój przyjaciel Janusz Degler, którego we

powiedzi prof. Sokoła? Czy jest Pan „witkacowskim

wszystkim, co robi, podziwiam, ale jego «witkacow-

optymistą”?

skiego optymizmu» nie jestem w stanie zaakceptować”26. Jak Pan odpowie profesorowi Sokołowi? J . D. : Mogę zgodzić się z tym, że Polacy nie kochają

Witkacego i chyba go nie pokochają. Nie ma u niego bohaterów, z którymi moglibyśmy się identyfikować, a to jest, zwłaszcza u nas, istotny czynnik popularności autora. Ponadto nie lubimy, kiedy mówi się nam przykre prawdy o nas. Niemyte dusze są przejmującą

J . D. : Jestem. A . J . : Dlaczego? J . D. : Bo mimo wszystko wierzę w rozwój Polaków

i mam nadzieję, że dojrzeją do Witkacego...

Marriage and Morals. Professor Janusz Degler talks to Aneta Jabłońska about Stanisław 26 Cuda świętego Witkacego. Z prof. Lechem Sokołem rozmawia Aneta Jabłońska, „Topos” 2016, nr 2, s. 46–57.

Drobne psychiczne przesunięcia

Ignacy Witkiewicz, witkacologists and witkacology

85

1/2018


Katarzyna Dąbrowska

Krótka historia niekrótkiej znajomości Teatru Exodus z profesorem Januszem Deglerem

1/2018

86

Fajka bez zaciągania


M

yślałem, że pani jest tęgą kobietą, a pani jest taka eteryczna” – to słowa, jakie usłyszałam od profesora Janusza Deglera, kiedy po raz pierwszy spotkaliśmy się w Warszawie na konferencji naukowej zorganizowanej w 120. rocznicę urodzin Stanisława Ignacego Witkiewicza. Był 23 lutego 2005 r. We wnętrzach Teatru Collegium Nobilium toczył się Dialog z Witkacym o człowieku postmodernizmu. Po walkach toczonych z dramatami Witkacego uznaliśmy nie tylko za stosowne, ale wręcz konieczne stawić się do dyskusji i konfrontacji. My, czyli Teatr Exodus1. Byliśmy właśnie przed premierą Sonaty Belzebuba. Wcześniej wystawiliśmy Wariata i zakonnicę (2001 r.), Matkę (2002 r.), Tumora Mózgowicza (2003 r.) i Nowe Wyzwolenie (2004 r.). Jeszcze nikomu się nie śniło, że po „zdarzeniu w Mordowarze” weźmiemy się za następne sztuki tego samego autora. W kolejnych latach włączyliśmy do repertuaru także Mątwę (2006 r.), Kurkę Wodną (2007 r.), Pragmatystów (2008 r.), Szaloną lokomotywę (2009 r.), ponownie (w nowej obsadzie) Wariata i zakonnicę (2010 r.), Janulkę, córkę Fizdejki (2011 r.) i ONYCH (2012 r.). Rok po roku premiera. Kiedy w kulturowym odosobnieniu przygotowywaliśmy przedstawienia, w odległym Wrocławiu prof. Degler kończył opracowanie III tomu Dramatów Witkacego. Fakty te skojarzył i powiązał Jarosław Gajewski2, którego miałam przyjemność

Pierwsze spotkanie Teatru Exodus z prof. J. Deglerem w Teatrze Collegium Nobilium w Warszawie, 2005. Fot. A. Arumiński.

poznać podczas studiów w warszawskiej Akademii Teatralnej, a kilka lat później w podobnym czasie wystawialiśmy Tumora Mózgowicza. Dzięki Gajewskiemu nawiązaliśmy korespondencję z profesorem. W ten sposób dwie inscenizacje Teatru Exodus: Wariat i zakonnica oraz Matka zdążyły trafić do publikacji, która ukazała się drukiem w 2004 r. No i „oberwała się lawina” – jakby to ujął Witkacy. Między listami, próbami, występami i tak zwaną codziennością życiową śledziliśmy przedsięwzięcia związane z twórczością pisarza, którego sztuki graliśmy bez opamiętania. Ponownie spotkaliśmy się z profesorem Deglerem na promocji pierwszego tomu Listów do żony Witkacego, zorganizowanej 19 września 2005 r. w Traffic Club w Warszawie. Pamiętny wieczór, duża frekwencja, znakomici goście. Za trzecim razem pretekstem była ciechanowska premiera Mątwy, do której doszło 19 czerwca 2006 r. Przedstawienie zostało poprzedzone wykładem Witkacy – nasz współczesny. Profesor Degler przyjął propozycję Teatru Exodus i w cyklu Ciechanowskich Spotkań Muzealnych3 wygłosił specjalną prelekcję. Od paru lat moim marzeniem było przyjechać do Ciechanowa, jako szczególnego miejsca, dla

1 Teatr Exodus powstał w 2000 r. w Ciechanowie. Wy­ stawił 13 premier z 11 dramatów Witkacego. Oprócz przedstawień w dorobku ma dwie akcje happeningowe, cztery miniatury sceniczne i dwie wystawy. 2 Jarosław Gajewski – aktor warszawskich teatrów, wieloletni wykładowca i prorektor Akademii Teatralnej, profesor sztuk teatralnych. Na jego artystycznej drodze wielokrotnie stawały dramaty Witkacego. Zagrał m.in. Antoniego Murdel-Bęskiego (Matka z 1984 r., reż. Jan Englert), Prokuratora Roberta Scurvy’ego (Szewcy z 1991 r., reż. Maciej Prus), Paraleona

(Obrock na podstawie Matki z 2008 r., reż. Bartosz Zaczykiewicz). Wyreżyserował takie przedstawienia jak: Niedoczyste według tekstów S. I. Witkiewicza (1998 r.), Tumor Mózgowicz (2002 r.) czy ONI (2007 r.). 3 Ciechanowskie spotkania z ludźmi kultury, nauki i myśli społecznej odbywały się w latach 1992–2007 w Muzeum Szlachty Mazowieckiej. Ich pomysłodawcą i gospodarzem był Marian Klubiński. Gośćmi 150 wieczorów byli m.in.: ks. Józef Tischner, Krzysztof Zanussi, Bogusław Kaczyński, ks. Jan Twardowski, Dorota Stalińska, Janusz Tazbir, Marek Kondrat, Kazimierz Kutz, Beata Tyszkiewicz, Janusz Majcherek, Marek Kwiatkowski, Alina Janowska, Ernest Bryll, Jerzy Radziwiłowicz, Olgierd Łukaszewicz, Wojciech Siemion.

Fajka bez zaciągania

87

1/2018


mnie bardzo ważnego, z tego powodu, że jest tutaj Teatr Exodus, […] który konsekwentnie gra Witkacego. […] Cały czas moja ciekawość była pobudzana kolejnymi zaproszeniami na premiery. Ta jest już szósta. Moment historyczny, albowiem 50 lat temu, 12 maja 1956 r. w Krakowie, w Teatrze Cricot 2, odbyła się pierwsza po wojnie premiera Witkacego. Była to premiera nomen omen Mątwy, wystawionej przez Tadeusza Kantora, ze wspaniałymi kostiumami i dekoracjami przygotowanymi przez Marię Jaremę. Historia zatoczyła koło i oto po 50 latach w Ciechanowie mamy premierę Mątwy, która jak gdyby zamyka półwiecze recepcji Witkacego po wojnie4 – rozpoczął Degler. Jak to z Witkacym było i kim jest on dla nas dzisiaj – na te dwa zasadnicze pytania starał się odpowiedzieć profesor podczas wykładu w Ciechanowie.

Wykład prof. J. Deglera w Ciechanowie.

Był to twórca wszechstronny. Ktoś go określił mianem artysty renesansowego i nie ma w tym przesady. Witkacy zabłąkał się w XX wiek. Nie trafił w swój czas. Współcześni go nie zrozumieli i odrzucili. To niezrozumienie wynikało z tego, że jest to autor bardzo trudny, rozbity, antynomiczny5 – argumentował badacz.

Z lewej gospodarz

Żyjemy w świecie,

Ciechanowskich Spotkań Muzealnych – Marian Klubiński, 2006. Fot. K. Dąbrowska.

który Witkacy prorokował.

Nieoczekiwanie Witkacy okazał się prekursorem i wielką sensacją.

4 Fragment wykładu zarejestrowanego dyktafonem, archiwum Teatru Exodus. 5 [K. Dąbrowska], Witkacy – nasz współczesny, „Gazeta Samorządu Miasta Ciechanów” 2006, nr 6, s. 12.

1/2018

88

Fajka bez zaciągania


Odkryliśmy go po 1956 r. dzięki teatrowi absurdu. Był zaskakująco bliski awangardy: Beckett, Ionesco, Adamov6 – wyjaśniał teatrolog. Profesor dowodził, że problemy poruszane w twórczości Witkacego, mimo upływu lat, wciąż są aktualne. Żyjemy w świecie, który Witkacy prorokował. Żyjemy w świecie opartym na pozorach, którego główną zasadą jest przyjemność, użycie i swoisty totalitaryzm demokracji7. Po tym preludium do Mątwy publiczność przeniosła się z muzeum do pobliskiego Centrum Kultury i Sztuki, gdzie razem z profesorem obejrzała przedstawienie Teatru Exodus. „Luz, dowcip, przymrużone oko do widza spowodowały, że spektakl oglądało się z dużą przyjemnością”8 – stwierdził w recenzji stały obserwator naszych teatralnych poczynań, wielokrotnie domagający się zmiany repertuaru, a przede wszystkim autora. Na głębszą wnikliwość pozwolili sobie inni recenzenci. „Sednem […] spektaklu nie jest uwikłanie artysty w kobiety – narzeczoną, byłą kochankę, nawet nieobecną matkę. To krótkie – w sam raz na nasze pospieszne, w rytmie wideoklipu, czasy – studium wyboru między realnym życiem, sztuką i utopijną władzą”9.

6 Fragment wykładu zarejestrowanego dyktafonem, archiwum Teatru Exodus. 7 Tamże. 8 M. Żbikowski, Z przymrużeniem oka. „Mątwa” Teatru Exodus, „Tygodnik Ciechanowski” 27 czerwca 2006, nr 26, s. 3. 9 E. Blankiewicz, Artysta w pogoni za utopią. „Mątwa” na podstawie dramatu Witkacego – 6. premiera Teatru

Fajka bez zaciągania

Każda sztuka Witkacego podszyta jest elementem ludycznym, „podszyta dzieckiem” i tutaj bardzo ładnie się ta formuła sprawdziła. Aktorzy bawią się w teatr, żebyśmy przypadkiem nie uwierzyli, że te wszystkie postacie są prawdziwe. To granie nie było udziwnione, nie było przesadzone i groteskowe10 – podsumował wysiłek reżysera i aktorów profesor Degler. Ścieżki profesora i Teatru Exodus krzyżowały się w kolejnych latach. Okazją do spotkań były takie wydarzenia, jak: wykład Witkacy fotografuje. Witkacy na fotografii, który odbył się na scenie przy Wierzbowej Teatru Narodowego w Warszawie (24 lutego 2007 r.), promocja drugiego tomu Listów do żony w warszawskiej Zachęcie (14 grudnia 2007 r.), czy 23. urodziny Teatru Witkacego w Zakopanem (23–24 lutego 2008 r.). Wyróżnieniem i zaszczytem był udział teatru w międzynarodowej konferencji Witkacy: bliski czy daleki?, która odbyła się 17–19 września 2009 r. w Słupsku. Na zakończenie obrad zagraliśmy Pragmatystów, naszą 8. premierę z dramatów Witkacego. Przedstawienie obejrzeli uczestnicy sesji, wśród nich ponad 30 witkacologów z Polski, Francji, Włoch, Niemiec, Rosji i Litwy. Znawcy i sympatycy twórczości Witkiewicza zjechali do Muzeum Pomorza Środkowego, by po raz czwarty podzielić się wynikami swoich badań nad twórczością tego niezwykłego pisarza i artysty. Sprostanie tak wymagającej publiczności było dużym wyzwa-

Exodus, „Gazeta Samorządu Miasta Ciechanów” 2006, nr 6, s. 11. 10 E. Szewczyk, Witkacy stosowany, „Extra Ciechanów”, 4 lipca 2006, nr 96, s. 4.

89

1/2018


Ciechanowska premiera Mątwy, Paweł Bezdeka (Michał Wulczyński) i Ella – tytułowa mątwa (Aleksandra Żebrowska), 2006. Fot. K. Dąbrowska.

niem. Na wszelki wypadek, korzystając z chwili wyciemnienia w czasie oklasków, uciekłam. Nikt jednak nie miał zamiaru rozszarpywać reżysera. Jeśli wierzyć opiniom witkacologów, byli pod wrażeniem. Podkreślali wyrazistość przedstawienia i jego kompozycyjną bliskość z ideą Czystej Formy. Pokazaliście, że teatr Witkacego jest żywy. Nie widziałem czegoś takiego od 1974 r.11 – zauważył krytyk literacki, tłumacz i publicysta Jan Gondowicz. To są moje dzieci12 – z dumą powtarzał prof. J. Degler. W wirze tych wszystkich zdarzeń pojawiła się koncepcja, by jedną z ulic Ciechanowa nazwać imieniem Witkacego. Ile polskich miast ma takie ulice? Niewiele. Z wnioskiem w tej sprawie Teatr Exodus zwrócił się do Rady Miasta Ciechanów już w 2006 r. Ponownie zrobił to w 2008 r. ze wskazaniem, że

11 K. Dąbrowska, Teatr Exodus i jego „Pragmatyści”, [w:] Witkacy: bliski czy daleki? Materiały międzynarodowej konferencji z okazji 70. rocznicy śmierci Stanisława Ignacego Witkiewicza, 17–19 września 2009, red. J. Degler, Słupsk 2013, s. 597. 12 Tamże.

1/2018

90

chodzi o nowo wybudowaną drogę w centrum, wzdłuż rzeki Łydyni. Profesor Degler entuzjastycznie przyjął i poparł inicjatywę teatru. Ale odzewu ze strony miejskich radnych nadal nie było. Trzeci wniosek o ulicę Witkacego teatr skierował w 2009 r. Odpowiedzią była informacja, że na posiedzeniu komisji spraw obywatelskich i społecznych kandydatura Witkacego na patrona ulicy została pozytywnie zaopiniowana. Wreszcie jakiś konkret. A potem znowu nic. Jeszcze później zmienił się skład rady. Trzeba było przypomnieć sprawę, co stało się pod koniec 2010 r. Zapewniono nas, że kwestia ulicy Witkacego będzie rozpatrywana na styczniowej komisji. Ale nie miało to już znaczenia, gdyż w tym samym miesiącu na sesję weszła uchwała, w której zamiast Witkacego widniało nazwisko Tadeusza Wyrzykowskiego – lokalnego działacza. Była to inicjatywa 7 radnych. Ich pośpieszną inwencję bezkrytycznie i bez słowa wyjaśnienia poparło 17 radnych, 4 wstrzymało się od głosu. W atmosferze rozczarowania, zawodu i niesmaku teatr wycofał Witkacego z banku nazw ulic13.

13 Pełna dokumentacja z przebiegu sprawy znajduje się w archiwum Teatru Exodus.

Fajka bez zaciągania


Pomyślny finał miały za to starania o roczne stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W 2010 r. w dziedzinie teatru przyznano je tylko czterem osobom. Zostałam jedną z nich. Nie bez znaczenia była przychylna rekomendacja prof. Deglera. W efekcie na 10-lecie Teatru Exodus wystawiliśmy i zderzyliśmy ze sobą dwie sztuki Witkacego: Wariata i zakonnicę oraz Szaloną lokomotywę. W następnym sezonie zabraliśmy się za Janulkę, córkę Fizdejki (premiera: 13 czerwca 2011 r.), a później za ONYCH (premiera: 12 listopada 2012 r.). Przez te wszystkie lata pracowaliśmy niemal bez wytchnienia. Nie uchroniło nas to przed falą kłopotów. Mieliśmy za sobą ponad 950 prób, kiedy mnie i mojemu zespołowi wypowiedziano warunki dalszej współpracy z Powiatowym Centrum Kultury i Sztuki, który od zawsze był naszym domem. Powód – podejmowanie samodzielnych decyzji w sprawie teatru, odmowa prowadzenia dziennika zajęć, za mało premier i tym podobne. Rezultat – rozstanie. Kiedy nękani groźbami

Fajka bez zaciągania

Po premierze Mątwy Teatru Exodus głos zabrał prof. J. Degler, 2006. Fot. A. Goszczyńska.

finansowymi za korzystanie z pomieszczeń PCKiSz, 29 sierpnia 2013 r., spakowaliśmy teatralne rzeczy z zamiarem pójścia wprost na ulicę, wezwano na nas policję. Awantura o teatr14, Najazd Teatru Exodus na Centrum Kultury15, Afera w środowisku kultury w Ciechanowie16, Kaczorowska kontra Dąbrowska. Exodus EXODUSU17 – to tylko niektóre tytuły artykułów zamieszczonych w lokalnych mediach. Teatralny dramat stał się pożywką dla głodnych sensacji dziennikarzy. Oburzenie tym, co się stało, jako pierwszy wyraził profesor Degler.

14 K. Żerdziewski, Awantura o teatr: Exodus i PCKiSz na wojennej ścieżce, http://www.ciechanowinaczej.pl (dostęp: 30 sierpnia 2013). 15 Najazd Teatru Exodus na Centrum Kultury, http:// www.pckisz.pl (dostęp: 30 sierpnia 2013). 16 A. Milewska, Afera w środowisku kultury w Ciechanowie, http://www.rdc.pl (dostęp: 30 sierpnia 2013). 17 Kaczorowska kontra Dąbrowska. Exodus EXODUSU, „Tygodnik Ciechanowski”, 3 września 2013, nr 36, s. 1 i 6.

91

1/2018


Głęboko zasmuciła mnie wiadomość o eksmisji Teatru Exodus z Powiatowego Centrum Kultury i Sztuki w Ciechanowie. […] Sadzę, że nie tylko znawców i miłośników Witkacego musi niepokoić fakt, że teatr znalazł się w tak trudnej sytuacji. Do tego nie otrzymał wsparcia miejscowych mediów, ani także tych, którym leży na sercu dobro miasta. Teatr Exodus jest jego najlepszą wizytówką oraz wzorem dla wielu zespołów działających w podobnych ośrodkach. Nie można dopuścić, aby teatr o takim dorobku i mający bogate plany twórcze przestał istnieć z powodu nieprzemyślanej decyzji dyrekcji Powiatowego Centrum Kultury i Sztuki18 – pisał profesor w liście otwartym Teatr Exodus zagrożony z 23 września 2013 r.

18 List otwarty prof. Janusza Deglera, Teatr Exodus zagrożony, http://www.witkacologia.eu (dostęp: 30 sierpnia 2013).

1/2018

92

Pragmatyści Teatru Exodus na międzynarodowej konferencji w Słupsku. Od lewej: Mamalia (Mariola Szczygielska) oraz Mumia Chińska (Monika Gierczak i Bożena Zagórska-Arumińska), 2009. Fot. K. Dąbrowska.

List obiegł ciechanowskie redakcje. Znalazł też miejsce na łamach kwartalnika „Scena”19. Tak oto zmaterializowało się nasze najnowsze przedstawienie ONI. To, że będą po nas następni i to w skali kraju, było tylko kwestią czasu. Póki co, na kilka miesięcy teatr znalazł schronienie w Ciechanowskim Ośrodku Edukacji Kulturalnej STUDIO. Tu, 30 maja 2014 r., wróciliśmy do gry. Piąte wystawienie ONYCH zostało wyjątkowo ciepło przyjęte przez publiczność. Niestety, stabilizacja nie trwała długo. Po zmianie dyrektora placówki i stąd musieliśmy się wyprowadzić. Tym razem pozbyto się nas po cichu i w białych rękawiczkach. Pomocy teatrowi udzieliły osoby prywatne. Dzięki nim bezpieczne miejsce zyskały scenografia, kostiumy i rekwizyty. Nasz los nie pozostał też obojętny środowiskom naukowym. Za prof. Deglerem zaczęli nas wspierać

19 Exodus czyli koniec?, „Scena” 2013, nr 4, s. 34.

Fajka bez zaciągania


inni witkacologowie i witkacofile. 24 lutego 2016 r. mogliśmy zobaczyć się przy okazji panelu dyskusyjnego, zorganizowanego w 131. urodziny Witkacego w Instytucie Teatralnym w Warszawie. Z końcem 2016 r. Teatr Exodus otrzymał formalnoprawną opiekę Instytutu Witkacego. Owocem tej twórczej symbiozy było wznowienie ONYCH. Spektakl o niszczeniu sztuki pokazaliśmy ponownie 5 kwietnia 2017 r. w Instytucie Teatralnym podczas cyklu spotkań promujących publikacje witkacologiczne Witkacy w natarciu! Na początku stycznia 2018 r. otrzymaliśmy wiadomość, że wniosek Instytutu Witkacego do Urzędu Miasta Ciechanów uzyskał finansowanie, co oznacza, że Teatr Exodus wystawi Jana Macieja Karola Wścieklicę.

Fajka bez zaciągania

Teatr Exodus w przedstawieniu ONI. Spotkanie Witkacy w natarciu! w Instytucie Teatralnym w Warszawie, 2017. Fot. studiowiraszka.pl.

Takim, a nie innym zbiegiem okoliczności historia Teatru Exodus splotła się z Witkacym, a tym samym z profesorem Januszem Deglerem. Od pierwszych listów, przez kolejne spotkania i publikacje profesor stał się mentorem, powiernikiem i wielkim oparciem dla ciechanowskiego teatru. Za to wszystko w imieniu swoim i zespołu: DZIĘKUJĘ.

Wszystkie zdjęcia pochodzą z archiwum Teatru

Katarzyna Dąbrowska

Exodus.

A brief history of a not-so-brief acquaintance between the Exodus Theater and Professor Janusz Degler

93

1/2018


Pierwsze w Rosji międzynarodowe sympozjum Stanisław Ignacy Witkiewicz i europejska awangarda, Petersburg, 24–29 maja 1993

40 lat z Witkacym i Januszem Deglerem. Cz. 2

1/2018

94

Fajka bez zaciągania


Witkacy uchylił

Po wyjściu

Pawłowski Pułk

drzwi, Janusz

z Cyrku, od lewej:

Piechoty, wyróż-

Degler zaprasza

Stefan Okołowicz,

niony za męstwo

uczestników sym-

Janusz Degler,

i odwagę, otrzymał

pozjum – uroczy-

Dorota Heck, Anna

prawo zatrzy-

ste otwarcie obrad

Żakiewicz, Urszula

mania wysokich

w Petersburskim

i Grzegorz Du-

czako grenadierów

Państwowym

bowscy, w drugim

przebitych kulami.

Instytucie Teatru,

rzędzie: Rafał Bub-

Czaka nosiły nazwi-

Muzyki i Kinema-

nicki, Kevin Hayes,

ska bohaterskich

tografii.

Ewa Franczak,

żołnierzy, którzy

Piotr Rudzki.

walczyli w bitwach z oddziałami Napoleona. W archiwum pułkowym przechowywano ponad 500 takich relikwii.

S. I. Witkiewicz, Autoportret w gwardyjskim czako, 19 września 1917, kopia z 9 stycznia 1919, Muzeum Narodowe w Krakowie.

Fajka bez zaciągania

95

1/2018


Janusz Degler przy Głównych Stajniach Carskich.

Obrady.

1/2018

96

Fajka bez zaciągania


Po skończonych

Janusz Degler

obradach w słyn-

w Ermitażu przy

nym petersbur-

Akcie Pabla Picas-

skim Cyrku,

sa z 1907 r.

od lewej: Ewa Franczak i Janusz Degler, Urszula i Grzegorz Dubowscy.

Fajka bez zaciągania

97

1/2018


Główne Stajnie Carskie od ulicy Konjuszennyj Pierieułok, gdzie – jak napisał Witkacy – „trzystu ludzi zamkniętych w ogromnej, okrągłej, pułkowej stajni przez kilka dni walczyło przeciw całej carskiej Rosji”. Tablica na budynku informuje: „Tutaj, w byłym budynku koszar Lejb-Gwardii Pułku Pawłowskiego, 26 lutego 1917 r. zbuntowali się żołnierze czwartej kompanii, wdając się w potyczkę z oddziałem konnych policjantów. Było to pierwsze przejście jednostki wojskowej na stronę rewolucji”.

1/2018

98

Fajka bez zaciągania


Janusz Degler

Duch Witkacego

w sali balowej ba-

pojawia się na

rokowego pałacu

jego fotograficz-

w Carskim Siole.

nych autoportretach, od lewej: autor wystawy Stefan Okołowicz, Janusz Degler i jeden z organizatorów sympozjum.

Znowu połączenie z zaświatami, uczestnicy sympozjum z niecierpliwością czekają na minutę rozmowy.

Fajka bez zaciągania

99

1/2018


Wycieczka nad Bałtyk, od lewej: Janusz Degler, Anna Żakiewicz, Włodzimierz Bolecki, Anna Micińska.

Sesja naukowa w 55. rocznicę śmierci S. I. Witkiewicza Witkacy: życie i twórczość, Słupsk, 16–18 września 1994

Wojciech Sztaba przedstawia referat.

Janusz Degler, Anna Micińska oraz oraz Jadwiga Kosicka i Daniel Gerouldowie.

1/2018

100

Fajka bez zaciągania


Janusz Degler i Anna Micińska z Teresą Skórową, kustoszem Działu Sztuki słupskiego muzeum.

Fajka bez zaciągania

101

1/2018


Konferencja Twórczość S. I. Witkiewicza i jej recepcja w Szwecji, Sztokholm, 29–30 września 1995

1/2018

102

Fajka bez zaciągania


Odsłonięcie tablicy na budynku szkoły w miejscu urodzin Witkacego w nieistniejącym budynku przy ulicy Hożej 11 w Warszawie, 24 lutego 1996

Od lewej Stefan Okołowicz, Anna Micińska, Janusz Degler.

Fajka bez zaciągania

103

1/2018


Konferencja w 60. rocznicę śmierci S. I. Witkiewicza Witkacy w Polsce i na świecie, Szczecin, wrzesień 1999

Anna Micińska i Janusz Degler na otwarciu wystaw: Witkacy w Polsce i na świecie oraz Podróże Witkacego.

1/2018

104

Fajka bez zaciągania


Dyrektor Stanisław Krzywicki oprowadza uczestników konferencji po nowo wybudowanej Książnicy Pomorskiej.

Fajka bez zaciągania

105

1/2018


Wzorem Witkacego Janusz Degler-Double wśród uczestników konferencji.

Międzynarodowa sesja naukowa Witkiewiczi u Lovranu – sto godina poslije / Witkiewiczowie w Lovranie – po stu latach, Lovrana, 15–18 września 2004 1/2018

106

Fajka bez zaciągania


Stanisław Witkiewicz na balkonie pensjonatu Centrale, 1911 r. i widok balkonu obecnie.

Ewa Franczak i Janusz Degler na tarasie z widokiem na Adriatyk.

Lech Sokół,

Janusz Degler

Janusz Degler

i minibus Witkacz

i Dalibor Blažina,

Express.

organizator konferencji.

Fajka bez zaciągania

107

1/2018


Promocja trzeciego tomu Listów do żony (1932–1935), Warszawa, 22 lutego 2011 Janusz Degler i Jerzy Kisielewski.

Promocja czwartego tomu Listów do żony (1936–1939), Zakopane, 20 grudnia 2012

Od lewej: Stefan Okołowicz, Janusz Degler i Andrzej Dziuk.

1/2018

108

Fajka bez zaciągania


Dedykacja na egzemplarzu: „Kochanemu Stefanowi z podziękowaniem za rozwiązanie największej zagadki Witkacowsko-kryminalno-ginekologicznej i serdeczną przyjaźnią – Janusz Degler”.

Promocja tomu pokonferencyjnego Witkacy: bliski czy daleki? pod redakcją Janusza Deglera, Słupsk, 24 marca 2013 Fajka bez zaciągania

109

1/2018


Polskie Towarzystwo Badań Teatralnych, Nominacja 2017 – Kronika życia i twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza, Warszawa, 23 kwietnia 2018

1/2018

110

Nominacja do nagrody za najlepszą publikację książkową z zakresu wiedzy o dramacie, teatrze i widowiskach.

Fajka bez zaciągania


Fragment wypowiedzi Janusza Deglera podczas prezentacji nominowanej Kroniki:

„Nie byłoby tego tomu, gdyby nie Anna Micińska. Tak to trzeba powiedzieć. To ona została przez nas, szczupłe wtedy grono witkacologów, wyznaczona do tego, aby opracować biografię Stanisława Ignacego Witkiewicza. [...] Nie napisała biografii, aczkolwiek wszyscy na to liczyliśmy, że napisze, ale jak wiemy, nie ma jej wśród nas. [...] Zmarła 21 marca, w dzień wiosny 2001 r. i do dzisiaj właściwie czujemy się w jakiejś mierze osieroceni, ponieważ była osobą, która nas łączyła, która nam pewne rzeczy udostępniała, uczyła nas tego, że tutaj nie ma egoizmu badawczego, jeżeli coś znajdujesz, to podziel się z kolegą [...]. Wspominam ją z wielkim poczuciem ogromnego długu, jaki zaciągnęliśmy. Wydanie tego tomu jest właściwie także hołdem dla niej. Mógłbym powtórzyć klasyka: «Duniu, zadanie zostało wykonane»”.

Fajka bez zaciągania

111

1/2018


1/2018

112

Forma jako taka działa


Krzysztof Miklaszewski

Pamięć o Chwistku K

arol Estreicher – junior, promotor mojej pracy magisterskiej z historii sztuki, znając mój bezgraniczny i „bałwochwalczy” zachwyt nad Witkacym, jako rozumny profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, słusznie studził moje zapały: „Nie ma Witkacego bez Chwistka!” – wykrzykiwał i – na podkreślenie tej prawdy, którą miałem na całe życie zapamiętać (krzyczał: „Masz pamiętać, co stary nadaje!”) – „częstował” mnie lewym sierpowym pod żebra. Był rok akademicki 1970/1971 i Estreicher sposobił swoją monografię tego wielkiego artysty do druku. Dlatego też jako swojego ucznia i przyjaciela zarazem wciągnął mnie w cały proces korekty swego dzieła. Chociaż spędziłem nad składaniem maszynopisu, nieustannie – z dnia na dzień – poprawianego przez niecierpliwego autora, a także nad korektą poszczególnych rozdziałów całkiem bezinteresownie spory kawał czasu, to „skórka za wyprawkę” sowicie mi się opłaciła: oto 1 września 1971 r. Profesor ofiarował mi wraz z dedykacją (zawierającą przytoczone wyżej epitety) pierwszy egzemplarz swojej książki (jeszcze nie zszytej!), „aby mi służył”1. Intencje Estreichera, nieprzepadającego za Witkacym, odczytałem jednak w pełni dopiero kilka lat później, kiedy to Ludwik Bohdan Grzeniewski (1930–2008), znakomity varsavianista, któremu zawdzięczamy nie tylko edycję Pism wszystkich Cypriana Norwida, ale i odkrywczą rekonstrukcję Pałaców Boga – jedynej powieści Chwistka, uświa-

L. Chwistek, Autoportret, l. 20.–30.,

domił mi to „ostrze Estreicherowskiego przesłania”. Grzeniewski bowiem przypomniał mi:

tusz na papierze, 21 × 34 cm, w zbiorach prywatnych. Fot. M. Czerwińska.

Prawie rówieśnicy: Witkiewicz urodzony 24 lutego 1885, Chwistek – niespełna dziewięć miesięcy wcześniej – poznali się w dzieciństwie w roku 1893 lub 1894 w Zakopanem [...]. Dwadzieścia pięć lat przeżyli w najściślejszej przyjaźni. Obu pasjonowała filozofia, obaj uprawiali malarstwo. […]. Byli ludźmi dużego formatu2. Ale dopiero bardzo prawdziwa życiowo konstatacja Grzeniewskiego, w której zauważył bez ogródek, iż: „Byli [oni] [tak] zafascynowani sobą, [że] dopingowali się przez całe życie, [ale] [ten] podziw kojarzył się [...] z zawiścią”3, uświadomiła mi siłę, wyznaczonego losem, swoistego „węzła gordyjskiego” życiowej koegzystencji tych dwóch geniuszy. Więcej – uwaga Grzeniewskiego dowodziła racji Estreichera, że „przebojowość” Witkacego dosyć „niesprawiedliwie” święciła triumfy nad odkrywczą „przenikliwością” Chwistka. Nic więc dziwnego, że po 40 latach od wydania monografii Estreichera, która tylko tę „niesprawiedliwość” przypomniała jedynie zamkniętemu kręgowi specjalistów, chyżo pobiegłem na krakowskie Zabłocie, by w Galerii Beta MOCAK-u uczestniczyć w wernisażu wystawy prac Leona Chwistka4.

1 Pełna dedykacja brzmi: „Krzysztofowi Miklaszewskiemu, uczniowi, przyjacielowi, serdecznie przekazuję ten pierwszy egzemplarz, aby mu służył – Karol Estreicher, 1 IX 1971”.

2 L. B. Grzeniewski, O „Pałacach Boga” Leona Chwistka, [w:] tenże, Leona Chwistka „Pałace Boga”. Próba rekonstrukcji, Warszawa 1979, s. 8. 3 Tamże. 4 Leon Chwistek. Nowe kierunki w sztuce, Galeria Beta, MOCAK, Kraków, 20 X 2017 – 25 III 2018.

Forma jako taka działa

113

1/2018


Czułem bowiem, że „klątwa” Witkacego rzucona na przyjaciela, w obliczu narodzin jego genialnego, filozoficzno-estetycznego dzieła, jaką była Wielość rzeczywistości Chwistka z początku lat 20.5, może... przestać działać. I rzeczywiście: krakowski MOCAK – czyli Muzeum Polskiej Sztuki Współczesnej (którego niekonsekwencja językowa utworzenia skrótu polsko-angielskiego od jego nazwy nadal zadziwia nie tylko specjalistów)6 zaprezentował wyjątkową odwagę trafnego wyboru i nie pozwolił, by w procesie „rozdrapywania relikwii” tego polskiego papieża awangardy (w czasie obchodzonego bardzo uroczyście w całym kraju 100-lecia polskiej awangardy) obrazy Chwistka po kawałku i jubileuszowo uświetniały wszystkie z licznych ekspozycji7.

5 Historia kształtowania się tej rozprawy jest co najmniej pouczająca. Zaczęło się od pozostałego w maszynopisie szkicu filozoficznego Sen i rzeczywistość z 1916 r. Potem pierwotne tezy Chwistka na temat „wielości rzeczywistości” podlegają wielu ewolucjom i dlatego – by proces ten unaocznić – jego biograf Karol Estreicher – Leon Chwistek. Biografia artysty (1884–1944), Kraków 1971, s. 128–130 – wyodrębnia trzy fazy rozwoju tematu: rok 1918, kiedy Chwistek jako jeden z ideologów formizmu publikuje swoje szkice w krakowskich „Maskach”; rok 1921 – kiedy to Wielość rzeczywistości uzyskuje formę osobnego druku i rok 1924 – gdy wyprzedzający jego indywidualną, „streficzną” wystawę malarską (TPSP Kraków – marzec 1924), odczyt Chwistka w studenckim Kole Filozoficznym UJ (luty 1924) przedrukowuje „Przegląd Współczesny” (1924, t. 9, nr 24, s. 79–95). 6 Ten przedziwny, bo balansujący między polszczyzną a angielszczyzną akronim, zastanawia swą językową niekonsekwencją, co na próżno usiłuje uświadomić Maciej Malinowski, aktualizując swój wywód na portalu: Obcy język polski, https://obcyjezyk.polski.pl/ mocak (dostęp: 7 grudnia 2017). 7 Rok 2017 uświadomił wprawdzie sygnowane mecenatem Prezydenta RP 100-lecie polskiej awangardy, o narodzinach której przypomina data 4 listopada 1917 [otwarcie Wystawy Ekspresjonistów Polskich – TPSP Kraków ], ale dzieła Chwistka na jubileuszowych wystawach – zarówno na tych głównych i prestiżowych [Pałac Prezydencki, Muzeum Narodowe w Warszawie, Muzeum Narodowe w Krakowie, Muzeum Sztuki w Łodzi], jak i tych lokalnych [Poznań, Szczecin czy Kazimierz nad Wisłą] – pojawiały się tyl-

1/2018

114

Co więcej, w Polsce dotąd, czego dowodzi praktyka wystawiennicza wielu lat powojennych, nie zaistniała żadna indywidualna wystawa Chwistka8. Ponadto kierownictwo MOCAK, nadając wystawie tytuł: Nowe kierunki w sztuce, postarało się przypomnieć nam i unaocznić wszystkie niemal tezy Wielości rzeczywistości”.

ko sporadycznie i pojedynczo, co sprawiało, że przywoływanie jego nazwiska było zabiegiem „pustym” i dla przeciętnego widza nie bardzo zrozumiałym. 8 Nawet krzepiący przykład Muzeum Śląskiego, które w 2006 r. zdecydowało się udostępnić szerszej publiczności kolekcję 31 akwarel krakowskiego awangardzisty, nie jest wyjątkiem. Muzeum bowiem uczyniło to dosyć... nieśmiało, bo połączyło w swej ekspozycji obrazy Chwistka z rzeźbami Szpunara.

Forma jako taka działa


L. Chwistek, Zuzanna w kąpieli, l. 30., tusz na papierze, 21 × 34 cm, w zbiorach prywatnych. Fot. M. Czerwińska.

Przypomnijmy, że dzieło Chwistka, którego odkrywczą wartość porównywano słusznie zarówno do zasady komplementarności Nielsa Bohra (1927), jak i teorii unizmu Władysława Strzemińskiego (1928), było pracą, nad której kształtem ostatecznym pracował autor blisko 8 lat (1916–1924). Dowodziła ona, iż żadna z 4 wyodrębnionych z rzeczywistości przez Chwistka jej postaci (czyli: rzeczywistość wrażeń, rzeczywistość wyobrażeń, rzeczywistość rzeczy i rzeczywistość fizykalna) nie jest ze sobą... sprzeczna, choć „każda próba opisania jej za pomocą słów, jest jej zdeformowaniem i dlatego prowadzi do sprzeczności”9.

Jest jeszcze jedna wartość tej dostępnej dla każdego ekspozycji. Oto jej kuratorka, a jednocześnie dyrektorka MOCAK-u – Masza Potocka, odważyła się skomponować całość z ocalałych w archiwum rodzinnym sukcesorów Chwistka, czyli: przechowywanych z pietyzmem przez pokolenia dzieci Leona (Dawidowiczów) i jego wnuków (Mancewiczów) „strzępów” i „brudnopisów” po ojcu, dziadku i pradziadku. Potocka postąpiła zgodnie ze wskazówkami Estreichera: „szkice i rysunki Chwistka były niemal zawsze związane z jego pomysłami literackimi”10, jego „grafika – to pomysły do obrazów”11, a „w poszukiwaniu nowej rzeczywistości dla swej sztuki, Chwistek wyszedł nie z malarstwa, ale z rysunków wykonywanych tuszem”12. Tym sposobem badacze twórczości Chwistka otrzymali cenne dowody genezy poszczególnych obrazów, a zwyczajni zjadacze chleba – cenne wskazówki dla właściwego zrozumienia procesu twórczego bardzo niespokojnego twórcy, nieustannie poszukującego nowych form dla uchwycenia skomplikowanej rzeczywistości, w której przyszło mu egzystować. Cenne uzupełnienia przyniosły na pewno liczne szkice do aktów z lat 20., które, dopuszczony przez Rodzinę do tego materiału, Estreicher słusznie zinterpretował: Szkice i rysunki do aktów zachowały się w znacznej ilości i widać z nich, z jakim namysłem autor szukał rozwiązania tematu, poprzez rysunki szczegółów, by wreszcie dojść do rozwiązania, od którego już nie odstępował13. Takie znaczące korekty poczynić mogą badacze – pilni obserwatorzy procesu narodzin malarskiego cyklu: Rzeka kobiet z lat 30., nazywanego przez samego artystę z francuskiego: Beniezami, a owo-

9 K. Estreicher, Leon Chwistek..., dz. cyt., s. 134.

10 Tamże, s. 155. 11 Tamże, s. 134. 12 Tamże, s. 154. 13 Tamże, s. 162–164.

Forma jako taka działa

115

1/2018


cującego kompozycją Kąpiel słoneczna, pokazaną na wystawie malarstwa figuralnego Instytutu Propagandy Sztuki wiosną 1939 r., tych korekt, których dokonać można dzięki szkicom lub ich kopiom, obecnym w MOCAK-u, domagającym się wciąż, nawet od samego siebie, nieustannej weryfikacji14. Wreszcie, rzecz najważniejsza, praktyka i teoria strefizmu, którego tezy przez Chwistka sformułowane zdobią jedną ze ścian dwóch niewielkich salek wystawowych MOCAK-u, przypominając, że kształtowana w opozycji do formizmu wizja tego kolejnego antynaturalistycznego kierunku wypełniła obrazy i pisma Chwistka lat 20. i 30. Tę pasję walki ujawnia kolekcja zachowanych przez rodzinę, a eksponowanych na wystawie, szkiców przypadkowo rzuconych na papier oraz zdań, zanotowanych w biegu, by, jak wyznawał, możliwe się stało „przełamanie atmosfery zastoju i obojętności”, jaka zapanowała w czasach europejskiego kryzysu ekonomicznego. Chwistek, co podkreślał w swojej monografii Estreicher (odgrzebanej przeze mnie w moim archiwum), traktował otaczającą go rzeczywistość, mimo świadomości o jej zróżnicowaniu, jako całość. Stąd i wyjątkowa, „wewnętrzna” spójność jego poglądów filozoficznych z artystycznymi postulatami tworzenia, i „zewnętrzna” rozbieżność wielu teoretycznych tez Chwistka z ich funkcjonowaniem w sztuce (czy: pojedynczym dziele sztuki). Nic dziwnego, że jedyny dotąd monografista częstował w swojej książce siebie i czytelników nieustannym strumieniem wątpliwości: Cóż zrobić z licznymi artykułami Chwistka o sztuce, z jego polemikami zwróconymi

14 Estreicher wspomina pełne żalu zwątpienia artysty: „Gdyśmy się ostatni raz widzieli w r. 1939, krytykował obraz: «Beniezy właściwie są gotowe. Nie wiem, co o nich sądzić?! Nie zachwycają mnie!»”. Zob. K. Estreicher, Leon Chwistek... dz. cyt., s. 305.

1/2018

116

L. Chwistek, Kawaleria, l. 20., tusz na papierze, 21 × 34 cm, w zbiorach prywatnych. Fot. M. Czerwińska.

przeciw naturalizmowi, z jego filozofią społeczną, z całym jego życiem bogatym, pełnym rozmaitych doświadczeń, wizji, wyobrażeń? Jak połączyć logikę jego poglądów w całość z malarstwem formisty? Streficzny rysunek z semantyką zdań? Odrzucenie metafizyki z wizjami Pałaców Boga? Jak [to] pogodzić?15. W każdym razie zapamiętać warto, obok tez Wielości rzeczywistości, stanowiącej tak naprawdę podwaliny ruchu formistycznego (zwłaszcza: z początku lat 20.) przynajmniej dwie myśli Chwistka o strefizmie, spośród wielu formułowanych przez artystę w ciągu całego życia. Świadomy załamania się idei formizmu Chwistek zdecydował bowiem „do obrazu wprowadzić kontrasty gwałtowne i niepokojące, a jednak zestawić je w ten sposób, żeby powstała z tego jednolita całość…”16.

15 Tamże, s. 287. 16 L. Chwistek, Moja walka o nową formę w sztuce, „Wiadomości Literackie” 1935, nr 5.

Forma jako taka działa


Te cytaty pozwalają nie tylko przypomnieć, ale i przywrócić bieżącej praktyce artystycznej Leona Chwistka, i jako myśliciela wizjonera, i jako artystę rewolucjonistę, któremu Polska i jej sztuka nigdy obojętnymi nie były. Nie wystarczy uraczyć go epitetem (podobnie jak Peipera) „papież awangardy”, by spokojnie go potem chować do muzealnego lamusa. Dobrze jednak, że energiczne kroki ku reaktywacji Chwistkowej sztuki w 2017 r. zostały zrobione. Autoportret towarzyszący jako afisz wystawie MOCAK-u do tej nowej historii walki o Chwistka na pewno przejdzie jako wyraz naszej, wdzięcznej o Nim, pamięci, tylko w jednym wypadku: jeśli tej pamięci nie będą wskrzeszać musiały odległe w czasie jubileuszowe rocznice, którymi my, Polacy, chętnie zakrywamy naszą nieporadność.

Dlatego po 13 latach mógł swoją odważną decyzję podsumować z satysfakcją: „Zacząłem [już] [wtedy] (w roku 1922) myśleć o budowaniu postaci ludzkiej z elementów różnych stref, przez które jest przeprowadzona”17. Przypomniał wtedy swoje własne sformułowania programowe z roku 1924:

Krzysztof Miklaszewski The Memory of Leon Chwistek The exhibition Leon Chwistek. New Directions in Art – held from 20 October 2017 to 25 March 2018 at the Museum of Contemporary Art in Krakow MOCAK – is a good point of departure to consider the work of Leon Chwistek,

przez s t re fę [wyróżnienia moje – K.M.] […] roz umie [...] część płótna ograniczoną w ten sposób, że dwa dowolne jej punkty można połączyć nie wychodząc poza nią […]. Każdy [natomiast] kształt i każda zasadnicza barwa (biała, czarna i sześć barw tęczy) posiadać może tylko jedną strefę. Nadto istnieją osobne stre f y: dla kształtów drobnych, dla kształtów grubych, dla światła (barwy jasne), dla cienia (barwy ciemne), wreszcie mamy strefę wklęsłą i stre fę wypukłą18.

understood in the "triangle" of its impact: as the work of a thinker, visionary and artist and – above all – as a revolutionary of art. The curatorial work of Masza Potocka recalls the most important aspects of Chwistek’s creation, such as zonism and formism, as well as the ideas which Chwistek expressed in his work Multiplicity of Reality. An important element of the exhibition is a collection of rough drafts, sketches and drawings left by the artist, which – due to the fact that Chwistek worked very systematically – have allowed for a discovery of the genesis of later paintings. The exhibition is also an opportunity for a review of a long-lasting and nonobvious relations between Chwistek and Witkacy.

17 Tamże. 18 K. Estreicher, Leon Chwistek..., dz. cyt., s. 226.

Forma jako taka działa

Key words: Leon Chwistek, Witkacy, formism, zonism, MOCAK, exhibitions.

117

1/2018


Elżbieta Grzyb

Daniel Gerould. Przekład literacki jako kulturowa mediacja.1 Cz. 1 Tłumacz i autor stanowią nierozłączną parę, są bliźniakami, im bardziej podobnymi, tym lepiej. Mówisz do swojego autora: „Jestem tobą”, on odpowiada: „Jesteś mną”. Być może stałeś się swoim autorem i odnalazłeś siebie1.

P

rofesor Daniel Gerould2 zajmuje w moim panteonie miejsce szczególne. Nigdy nie poznałam go osobiście, ale spędziłam „z nim” wiele godzin, czytając jego tłumaczenia i eseje podczas pracy nad doktoratem poświęconym przekładom dramatów

1 D. C. Gerould, Encounters, „Theatre Journal” 2007, No. 59, s. 349. Wszystkie przekłady fragmentów esejów Geroulda, jeżeli nie zaznaczono inaczej, są autorstwa Elżbiety Grzyb. 2 Przezentowany artykuł zawiera fragmenty pracy doktorskiej autorki Miejsce dramatów Stanisława Ignacego Witkiewicza w polisystemie literatury amerykańskiej w świetle wybranych koncepcji z kręgu Translation Studies, napisanej pod kierunkiem dr. hab. J. Jarniewicza, prof. UŁ w Instytucie Anglistyki Uniwersytetu Warszawskiego.

1/2018

118

Wydajność na daleki dystans


Stanisława Ignacego Witkiewicza na język angielski. Znajomość ta przechodziła różne etapy; pierwsza była wdzięczność, za to, że ktoś reprezentujący kulturę, w którą jako młodzi ludzie byliśmy zapatrzeni, okazał mojemu ulubionemu twórcy zainteresowanie i dzięki niemu Witkacy zaczął mówić po angielsku. Towarzyszyła temu ciekawość, kim jest człowiek, który porwał się na tak karkołomne zadanie, jakim jest tłumaczenie autora Matki, i obawa, czy jednak przekład na język angielski nie okaże się translatorską porażką, a żywione przez wielu witkacologów polskich przekonanie o zagranicznej karierze polskiego autora nie okaże się mocno przesadzone. „Witkacy to przecież antyhumanista, antydemokrata – gdzież jemu na bulwary Manhattanu!”3 Różnorodne, niekiedy sprzeczne uczucia towarzyszyły mi również podczas analizy przekładów; od poczucia, że idiom Witkacego został znacznie zmieniony, do nieśmiale kiełkującego pytania, zbliżonego do granicy witkacologicznego bluźnierstwa: czy przekład może brzmieć lepiej od oryginału? Przyjaciel, z którym często dyskutowałam na temat kolejnych rozdziałów mojej pracy, odgrywał rolę adwokata diabła4: „Ty przed Gerouldem wręcz padasz na kolana. Czy naprawdę stworzył taki wspaniały przekład?”. Do tego pytania jeszcze przyjdzie nam powrócić. Świadoma, że ulegam coraz większej fascynacji osobą Geroulda, brałam tę obserwację i to pytanie pod uwagę. Mój podziw dla jego warsztatu tłumacza i zaangażowania w propagowanie Witkiewicza w Stanach Zjednoczonych był coraz większy. Dane mi było obcować, nawet jeśli tylko poprzez studiowane teksty, z człowiekiem wyjątkowego formatu. Aby przedstawić jego sylwetkę, należałoby napisać monografię życia, pracy naukowej i twórczości.

Tak właśnie – jako na sztukę (!) translacji – warto patrzeć na dorobek wielu tłumaczy, a z pewnością na dzieło Geroulda. Mam nadzieję, że taka monografia, wcześniej czy później, powstanie. Gerould pozostawił wiele artykułów, w których dzieli się swoimi doświadczeniami i przemyśleniami związanymi z obecnością Witkiewicza zarówno w kulturze amerykańskiej, jak i w swoim życiu. Wymieńmy tu choćby: Discovery of Witkiewicz5, Egzotyczność u Witkacego (Przekład, interpretacja adaptacja)6, Witkacy na scenie amerykańskiej7, Witkacy: Theater Outside the Theater8, Experiences of a Cultural Mediator9, Witkacy jako postmodernista10, Encounters11, Witkacy and Conspiracy Theories12. Dołączyć do nich należy również wywiad Przeznaczenie. Rozmowa z profesorem uniwersytetu w Nowym Yorku Danielem Gerouldem13. Tłumacz udzielił go dziennikarce „Głosu Wybrzeża” podczas pobytu w Polsce w 1985 r. Artykuły i wywiad są, moim zdaniem, cennym źródłem wiedzy o sztuce i procesie przekładu. To materiał, który domaga się opracowania i wydania

3 Za tę uwagę dziękuję prof. Pawłowi Marcinkiewiczowi. 4 Dziękuję Przemysławowi Pawlakowi za wszystkie cenne uwagi, którymi dzielił się ze mną, czytając moją pracę.

5 D. C. Gerould, Discovery of Witkiewicz, „Arts in Socie­ ty” 1971, Vol. 8, s. 652–656. 6 Tenże, Egzotyczność u Witkacego (Przekład, interpretacja adaptacja), tłum. K. Biskupski, [w:] Studia o Stanisławie Ignacym Witkiewiczu, red. M. Głowiński, J. Sławiński, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk 1972, s. 126–137. 7 Tenże, Witkacy na scenie amerykańskiej, „Odra” 1972, nr 4, s. 46–52. Przedruk w: „The Polish Perspectives” 1972, nr 15 (9), s. 72–82. 8 Tenże, Witkacy: Theater Outside the Theater, „The Po­ lish Review” 1973, Vol. 18, No. 1–2, s. 14–16. 9 Tenże, Experiences of a Cultural Mediator, „Amerika­ studien” 1985, Vol. 32, s. 13–17. 10 Tenże, Witkacy jako postmodernista, „Dialog” 1990, nr 3, s. 60–63. 11 Tenże, Encounters, dz. cyt., s. 349–352. 12 Tenże, Witkacy and Conspiracy Theories, [w:] Witkacy in English: 21st Century Perspectives, red. K. A. Hayes, M. Rudnicki, „Estetyka i Krytyka” 2013, vol. 31, nr 4, s. 59–71. 13 E. Moskalówna, Przeznaczenie. Rozmowa z profesorem uniwersytetu w Nowym Yorku Danielem Gerouldem, „Głos Wybrzeża” 1985, nr 295, s. 1–2.

Wydajność na daleki dystans

119

1/2018


w postaci zbioru, aby mógłby trafić do bibliotek wydziałów kształcących przyszłych tłumaczy i na półki czytelników zainteresowanych problemami kultury współczesnej. Refleksje Geroulda dotykają wielu ważnych aspektów, do których należy się odnieść, aby postrzegać przekład w jego wielowymiarowości: jako proces mediacji między językami, systemami literackimi i kulturowymi, jako swoistą transakcję handlową – wymianę „dóbr kulturowych”, wzbogacającą obydwa uczestniczące w tym „biznesie” państwa czy wreszcie dialog kultur, w który powinna być wpisana zasada poszanowania Obcego. Taka właśnie postawa cechowała stosunek Geroulda do kultury polskiej, ona jest fundamentem jego pracy, głównie tego, oprócz oczywiście tajników warsztatu, mogliby się uczyć od amerykańskiego tłumacza adepci zawodu. O tym, że kontakt z Witkacym zaważył na całym jego życiu, Gerould pisze wielokrotnie: Każde tłumaczenie rozpoczyna się od spotkania i doświadczenia, że dokonujemy odkrycia; jeśli jest to spotkanie udane, prowadzi do następnych. Spotkania te mogą mieć charakter przelotnej przygody, krótkotrwałego flirtu lub przekształcić się w długoterminowe poświęcenie lub nawet partnerstwo na całe życie. W rezultacie tłumacz może wejść w bliską relację z kulturą, z której wywodzi się autor: osobistą, lokalną, regionalną i narodową. Tłumacz wyrusza w podróż w czasie i przestrzeni, przemieszczając się między językami i kulturami – czasem tylko w wyobraźni, tak naprawdę nie jadąc nigdzie. Tłumacz nawiązuje znajomość z przodkami, krewnymi i potomkami autora, chce poznać jego kraj i kulturę. Tym samym autor wyrusza w podróż, ucząc się mówić językiem kraju i kultury tłumacza. Związek tłumacza i autora może być bardzo osobisty, gdy tłumacz dokona pełnego zanurzenia w życiu autora, zaprzyjaźni się z jego

1/2018

120

przyjaciółmi i – co bardziej istotne – znajdzie dla niego nowych przyjaciół. T ł u m a c z n i e t y l k o t ł u m a c z y autora, ale przedstawia go światu, staje się swatką, próbując połączyć w parę autora i teatr14.

Dzięki staraniom Geroulda Witkacy znalazł w Ameryce grono nowych przyjaciół. Toczyli oni batalię o polskiego autora na co najmniej trzech poziomach; słowa, czyli na poziomie przekładu, na deskach scenicznych teatrów studenckich, a potem off- i off-off Broadway, oraz w sali konferencyjnej i publikacjach naukowych. Prezentowany artykuł zawiera garść informacji na ten ostatni temat. Gerould – Witkacy. Pierwsze spotkanie Jak wobec tego doszło do powstania pierwszych przekładów dramatów i esejów Witkiewicza na język angielski? W retrospekcyjnym artykule z 2007 r. Encounters15 Gerould wspomina okoliczności, w jakich zetknął się z twórczością Witkacego. Początek tej znajomości był przypadkowy, ale sprawił, że młody naukowiec podjął decyzję o rozpoczęciu kariery tłumacza. Po raz pierwszy Gerould przyjechał do Polski w 1965 r. Był w tym czasie wykładowcą w San Francisco State College. Sprawujący wówczas funkcję dyrektora programu kontaktów zagranicznych Tom Lantos zaproponował mu wyjazd do Europy Środkowo-Wschodniej. Celem tego sponsorowanego przez Departament Stanu programu było rozszerzenie badań prowadzonych przez stanowe uniwersytety na wybrane kraje europejskie. Gerould wspominał: „Obejrzawszy jeden lub dwa nowe polskie filmy, na podstawie zasłyszanych informacji, że

14 D. C. Gerould, Encounters, dz. cyt., s. 349. 15 Tamże.

Wydajność na daleki dystans


Pod niewielkim w polskim teatrze pojawiały się nowatorskie tendencje, wybrałem Polskę, choć nie miałem pojęcia, czego tak naprawdę mogę się spodziewać”16. Podczas pierwszego dnia pobytu w Polsce Gerould odbył spotkanie z naczelnikiem Zespołu ds. Teatru Ministerstwa Kultury i Sztuki w Warszawie: „Pod niewielkim portretem Lenina zawieszonym nad biurkiem urzędnika ministerstwa, którym był Jerzy Sokołowski (później jeden z redaktorów periodyku «Teatr») rozmawiałem po rosyjsku, nie znałem jeszcze wtedy języka polskiego”17. Sokołowski uważał, że to właśnie Witkacy, ponownie odkrywany w Polsce wybitny dramaturg, którego inscenizacje na polskich scenach należą do najciekawszych wydarzeń teatralnych, powinien stać się przedmiotem badań:

portretem Lenina

zawieszonym nad biurkiem urzędnika

ministerstwa

rozmawiałem po rosyjsku

W tym momencie otworzył dolną szufladę swojego biurka i wyciągnął z niej dwa niewielkie, szare tomy jego sztuk (osiem na pięć cali, ponad pięćset stron każdy), które z dumą mi pokazał. Tak poznałem Witkiewicza. Wziąłem do rąk książki, które mi podał i spojrzałem na okładkę: w górnej części znajdował się tytuł Dramaty, w dolnej przedruk odręcznego podpisu – pseudonimu – Witkacy. Potem te tomy powędrowały z powrotem do szuflady18. Najważniejsze okazało się spotkanie z Konstantym Puzyną, edytorem pierwszego wydania Dramatów – to właśnie on zasugerował tłumaczenie sztuk

16 Tamże, s. 350. 17 Tamże. 18 Tamże.

Wydajność na daleki dystans

Witkiewicza na język angielski. Gerould zobaczył w tym czasie w Teatrze Narodowym Kurkę Wodną, która wzbudziła jego zachwyt. Po powrocie do Kalifornii, wspólnie z Christopherem S. Durerem19, Amerykaninem polskiego pochodzenia, również wykładowcą na Uniwersytecie Kalifornijskim, Gerould rozpoczął tłumaczenie dramatów20. W 1968 r. wydano pierwszy wybór przekładów dramatów Witkiewicza: The Madman and the Nun and Other Plays21. Przedmowę opracował Jan Kott, biograficz-

19 Christopher (Chris) S. Durer (ur. w Warszawie, 15 września 1928 r.) – powstaniec warszawski, po wojnie wyemigrował do USA, ukończył Chicago Tea­ chers College (1961), Uniwersytet w Berkeley (1963); doktorat w dziedzinie nauk humanistycznych obronił w 1969 r.; specjalizacja: komparatystyka; 1963–1964 zatrudniony w San Francisco State College, od 1965 r. na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley (1968– 1969 jako profesor asystujący); 1969–1973 związany z Uniwersytetem Wyoming, wykładowca komparatystyki i literatury angielskiej, badacz literatury angielskiej XVIII w., historii i teorii komparatystyki, dramatu XX w.; uczestnik VII i VIII Międzynarodowego Kongresu Literatury Komparatystycznej (VII, VIII Congress of the International Comparative Literature); współredaktor i tłumacz wyboru przekładów: The Madman and the Nun and Other Plays, współredaktor Teaching Shakespeare, A Collection of Essays on the Different Aspects of the Teaching of Shakespeare (Princeton University, 1977), redaktor tomów: American Renaissance and American West: Proceedings of the Second University of Wyoming American Studies Conference (1982), Herman Melville, Romantic and Prophet: a Study of His Romantic Sensibility and His Relationship to European Romantics (1996). 20 W latach 1967–1968, jak podaje Gerould, ukazują się one wraz z krytycznymi omówieniami na łamach periodyku „First Stage”. Były to: tłumaczenie The Madman and the Nun oraz artykuł The Non-Euclidean Drama: Modern Theatre in Poland, a także The Water Hen i artykuł The Water Hen: Creation and Revolution, The Crazy Locomotive. Tłumaczenie eseju On a New Type of Play ukazuje się na łamach „Drama Survey”. Podaję za: http://www.danielgerouldarchives.org (dostęp: 15 lutego 2018). 21 S. I. Witkiewicz, The Madman and the Nun and Other Plays, tłum. i red. D. C. Gerould, C. S. Durer, przedmowa J. Kott, Seattle–London 1968.

121

1/2018


ne informacje podał Gerould we Wstępie. Warto zwrócić uwagę na ten swoisty dwugłos polsko-amerykański, podejmujący negocjacje na rzecz przyswojenia Witkiewicza przez kulturę amerykańską. Podkreślmy również fakt, że pierwsze przekłady dramatów Witkiewicza na język angielski były owocem współpracy pary tłumaczy; Durera o polskich korzeniach, władającego natywnie językiem polskim, i Geroulda – Amerykanina22. Zatem od pierwszych lat obecności Witkiewicza za oceanem, po dzień dzisiejszy23, Witkacy był przedmiotem dyskusji polskich i amerykańskich twórców kultury, tłumacz odgrywał zaś w tym procesie rolę mediatora. Z drugiej strony, dzieje tego dialogu to równocześnie historia głębokiej przyjaźni, która połączyła Geroulda z gronem wybitnych polskich witkacologów, by wymienić tu choćby: Puzynę, Deglera, Lecha Sokoła, Stefana Okołowicza, Wojciecha Sztabę. Z pewnością oni lepiej mogliby opisać osobowość Geroulda, oddać sprawiedliwość temu, jakim był człowiekiem. Strategia wprowadzania Witkiewicza do kultury amerykańskiej

upowszechnił Martin Esslin24. Po wizycie w Polsce w 1964 r., w czasie której zobaczył inscenizację Matki, umieścił informacje o Witkiewiczu w rozdziale poświęconym wybitnym prekursorom tego nurtu25. Perspektywa interpretacyjna Esslina wywarła duży wpływ na sposób odczytywania Witkacego na Zachodzie. Podstawą do zaliczenia Witkiewicza w poczet prekursorów teatru absurdu była metafizyczna rola, jaką miał odegrać jego teatr, dostrzegane w jego myśleniu powiązania z egzystencjalizmem, nowatorskie rozwiązania formalne w dramatach oraz rozpoznawane podobieństwa Witkacego do twórców związanych z tym nurtem. Klasyfikacja ta pojawia się w wielu pismach krytycznych poświęconych polskiemu twórcy, które ukazywały się pod koniec lat 60. i na początku lat 70. Znajdziemy ją również w Przedmowie Kotta i Wstępie Geroulda, którymi opatrzone zostało pierwsze wydanie dramatów The Madman and the Nun and Other Plays. Co ciekawe, już we Wprowadzeniu do Szalonej lokomotywy w tymże zbiorze, charakteryzując parę głównych bohaterów, Gerould zauważa:

Warto przypomnieć, że Stanisław Ignacy Witkiewicz był wprowadzany do systemu literatury anglojęzycznej i światowej jako prekursor dramatu i teatru absurdu. Na gruncie aanglosaskim tę klasyfikację

ich komplementarne osobowości i gry, w które grają zamknięci w wyizolowanym, istniejącym tylko dla siebie świecie, sugeruje pokrewieństwo z Estragonem i Vladimirem z Czekając na Godota Samuela Becketta. Ale takie porównanie naprawdę obnaża fundamentalną różnicę pomię-

22 Eleanor Gerould, pierwsza żona teatrologa, służyła pomocą w nadaniu ostatecznego kształtu przekładom. Jest ona też autorką tłumaczenia piosenek z Matki, ONYCH i Szewców. 23 Dwie konferencje zagraniczne poświęcone Witkiewiczowi, które skupiły środowiska naukowe polskie i anglosaskie odbyły się: w Londynie (Witkacy 2009 Festival) i w Waszyngtonie (w 2010 r., Witkacy – 21st Century Perspectives). Efektem tychże konferencji jest wydawnictwo: Witkacy in English: 21st Century Perspectives, red. K. A. Hayes, M. Rudnicki, „Estetyka i Krytyka” 2013, vol. 31, nr 4, przedruk: Witkacy. 21st Century Perspectives, red. ci sami, London 2014.

24 M. Esslin, The Theatre of the Absurd, Harmondsworth– Ringwood 1972, s. 382–383. 25 Jak podaje Jan Gondowicz, „Gdy Martin Esslin odwiedził w 1964 r. Polskę, Jan Kott zaprowadził go w Krakowie na Matkę, a w Warszawie na Kurkę Wodną. Wielki teatrolog wyszedł ze spektaklu zielony, mamrocząc pod nosem: «Cały mój wywód na nic!». I w rzeczy samej, w drugim wydaniu swej książki uczynił z Witkacego jednego z odkrywców teatru absurdu” – J. Gondowicz, Egzekutor przychodzi o świcie, „Tygodnik Powszechny”, 8 lipca 2015, https://www. tygodnikpowszechny.pl/egzekutor-wkracza-do-piw-u-29116 (dostęp: 27 stycznia 2017).

1/2018

122

Wydajność na daleki dystans


Piekło to jedna wielka dzy parami bohaterów i sztukami. Absurdalny Witkiewiczowski duet charakteryzuje wielkie pragnienie, aby wziąć udział w tym niszczącym dusze doświadczeniu. Pomimo iż inicjatywa należy głównie do Traffaldiego, obydwaj aktywnie podążają za swoim celem, zamiast pasywnie czekać, aby cokolwiek się wydarzyło26. Jest rzeczą znamienną, że to właśnie tłumacz Witkacego stosunkowo szybko podał w wątpliwość zasadność tej klasyfikacji. Na przełomie lat 60. i 70. XX w. Gerould pracuje nad Bzikiem tropikalnym, Pragmatystami, Gyubalem Wahazarem i Metafizyką dwugłowego cielęcia27 oraz Nowym Wyzwoleniem28. Tłumaczenie kolejnych sztuk, jak można zasadnie przypuszczać na podstawie opublikowanych w tym samym czasie artykułów dotyczących Witkiewicza, okazało się procesem odkrywania i poznawania Witkacego; dotychczasowe odczytania dzieła polskiego dramaturga wymagały pogłębienia czy wręcz weryfikacji. W 1971 r. tłumacz opublikował esej Discovery of Witkiewicz29, w którym podjął polemikę z poglądem o silnych związkach Witkiewicza i teatru absurdu. Gerould postawił tu tezę, że rola i siła oddziaływania sztuki Witkacego nie wynikają z podobieństw jego dramatów do sztuk absurdystycznych, ale kryją się w tym, co go od nich odróżnia. Stwierdził, że rzeczone podobieństwa odnajdujemy głównie na poziomie werbalnym i popiera tę tezę, przywołując słowa zaczerpnięte z Gyubala Waha-

26 S. I. Witkiewicz, The Madman…, dz. cyt., s. 83. 27 Tenże, Tropical Madness. Four Plays, tłum. D. C. Gerould, E. Gerould, New York 1972. 28 Przekład opublikowany został w przywołanym już piśmie „The Polish Review” 1973, Vol. XVIII, nr 1–2, s. 94–111. 29 D. C. Gerould, Discovery of Witkiewicz, „Arts in Society” 1971, Vol. 8, s. 652–656. Korzystam z przedruku w: Twentieth-Century Literary Criticism, vol. 8, ed. S. K. Hall and P. C. Mendelson, Gale Research Company, Farmington Hills 1982, s. 511.

Wydajność na daleki dystans

zara: „Nie ma żadnych tortur w Piekle. Tylko czekanie. Piekło to jedna wielka poczekalnia”30. Jak zauważa Gerould, słowa te są często cytowane na dowód, że Witkacy antycypował Huis Clos (Przy drzwiach zamkniętych) Jeana-Paula Sartre’a i egzystencjalizm, ale także zapowiadał Czekając na Godota i motyw czekania jako taki, tak charakterystyczny dla współczesnego teatru. Dla Geroulda przywołane powyżej zadanie jest ilustracją podstawowej różnicy między teatrem Witkiewicza a teatrem absurdu. Głowna odmienność dotyczy sposobu budowania akcji:

poczekalnia

Absurdyści prezentują kondycję człowieka, eliminując akcję, podczas gdy Witkacy ukazuje dynamiczny świat, w którym wydarzenia następują po sobie i ulegają coraz większemu przyspieszeniu. Zderzają się ze sobą instytucje, wybitne jednostki i masy ludzkie: tworzy się Historia. Tłum petentów w Gyubalu Wahazarze rozmawia o czekaniu tygodniami, nawet miesiącami, ale sama sztuka nie portretuje czekania, a nagłe wydarzenia. W odróżnieniu od nigdy niepojawiającego się Godota, Wahazar – „okrutny bóg”, na którego czekają wszystkie postacie – gwałtownie wkracza do akcji w ciągu 10 minut od jej rozpoczęcia i zaczyna wydawać rozkazy, bezwzględnie dysponując życiem i przeznaczeniem swoich poddanych31. Dalej Gerould konstatuje, że czekanie w Gyubalu Wahazarze prowadzi do eksplozji, świat Wahazara cechuje nie stagnacja, ale gwałtowne przyspieszanie i zwalnianie; istotą tej sztuki jest nieustająca transformacja. Dotyczy ona w tym samym stopniu indywiduum i społeczeństw. Inaczej, zdaniem tłu-

30 Tenże, Discovery…, dz. cyt., s. 510. 31 Tamże.

123

1/2018


macza, niż u Pirandella, który podejmował kwestię tożsamości w swoich sztukach, i do którego też porównywano Witkacego, utrata indywidualności przekracza psychologię jednostki – obejmuje poziom społeczny, a nawet biologiczny: „Metamorfozy rozprzestrzeniają się w społeczeństwie w formie zbiorowych histerii i chronicznego szaleństwa”32. Następna ważna różnica dotyczy funkcji teatru. Europejski dramat i teatr powojenny chciały przywrócić jego magiczną i mityczną funkcję. Chociaż Witkiewicz podzielał pogląd, że teatr wywodził się z religijnych rytów, to – ponieważ uczucia religijne i żywa wiara zamierają – uważał, że uczucie Tajemnicy Istnienia może pojawić się u widza tylko dzięki formie. Teatr i dramat absurdu są przeniknięte odwołaniami do chrześcijańskich wierzeń, antycznych mitów i teatru orientalnego, natomiast Witkiewicz, według Geroulda, kreuje nowy mityczny świat: „Zamiast dążyć do ożywienia martwej mitologii, kieruje się ku przyszłości i ukazuje świeckie ceremonie, agencje rządowe, religijne i naukowe praktyki, związane z systemami społecznymi i instytucjami, które dopiero mają nadejść”33. Dla wielu krytyków dramaty Witkacego są wręcz przepowiednią współistniejącą z uniwersalnym, ponadczasowym wymiarem jego obserwacji. Gerould konkluduje: Element satyry i parodii u Witkiewicza nie jest oparty ani na zniekształceniu burżuazyjnego dramatu realistycznego, ani na ukazaniu pozbawionej sensu, banalnej codzienności, poprzez wykorzystanie zasady reductio ad absurdum, tak jak jest to w Łysej śpiewaczce Ionesco, czy Amerykańskim śnie Albee’ego. W gruncie rzeczy jest to parodia czegoś, co nie do końca istnieje – ale może lub mogłoby istnieć. Elementy paro-

32 Tamże, s. 511. 33 Tamże.

1/2018

124

diowanych rytuałów, będące czysto autorską kreacją, nadają surrealistycznym koszmarom o przyszłości aluzyjność, w której jak przez pryzmat ukazują się różne czasy i miejsca. Parodia w dramatach Witkiewicza jest otwarta na przyszłe wypełnienie, przedmiot tej satyry jest wciąż tworzony przez społeczeństwo. Każdy kraj i pokolenie wnosi tu swój wkład34. Znamienne są słowa kończące esej, w których autor podkreśla, że Witkacy w swoich dramatach z niezwykłą precyzją uchwycił nadchodzące w Europie historyczne doświadczenia: chaosu, przemocy, dyktatury obłąkańczych ideologii, właśnie dzięki temu, że posługiwał się subiektywną techniką sennych zniekształceń. Gerould konstatuje: „Dziś w Polsce bez wątpienia wydaje się on realistą”35. Paradoksalnie, przekłady dramatów, praca nad którymi zainspirowała tłumacza do postawienia wielu pytań o istotę twórczości Witkiewicza, ukazują się w zbiorze poprzedzonym przedmową Esslina, gdzie krytyk podtrzymuje i rozwija swoje stanowisko w kwestii przynależności Witkiewicza do grona absurdystów36. Być może miała na to wpływ polityka wydawcy – etykieta absurdysty stała się znakiem rozpoznawczym wciąż mało znanego polskiego artysty. Nowe, być może bardziej precyzyjne miano, mogłoby utrudnić, może nawet zamknąć drogę do odbiorcy. Kolejny artykuł, w którym tłumacz wypowiada się na temat specyfiki dramatów polskiego autora, to: Witkacy: Theatre Outside the Theatre37. Amery-

34 Tamże. 35 Tamże. 36 M. Esslin, Introduction: The Search for A Metaphysical Dimension in Drama, w: S. I. Witkiewicz, Tropical Madness..., dz. cyt., s. 1–4. Korzystam z przedruku artykułu [w:] Twentieth-Century Literary Criticism, Vol. 8, dz. cyt., s. 511–512. 37 D. C. Gerould, Witkacy: Theater Outside the Theater, dz. cyt., s. 14–16.

Wydajność na daleki dystans


kański teatrolog sporządził tu listę problemów poruszanych w dramatach Witkiewicza: […] nauki ścisłe („rewolucja w fizyce i matematyce”), nauki społeczne (politologia, antropologia, psychologia, socjologia), filozofia, sztuka (malarstwo, muzyka, rzeźba, teatr, literatura), historia (starożytna, prehistoria, nowożytna Europy), historia religii, a także takie kwestie jak istota narodu i tożsamość narodowa, pozycja kobiety w społeczeństwie, rola płci, relacje rasy białej z pozostałymi, konflikt Zachodu ze Wschodem. Teoria względności Einsteina, teoria zbiorów Cantora; psychoanaliza Freuda i fizjologiczne typy Kretschmera; komunizm, faszyzm i kapitalizm, Lenin, Georges Sorel i Frederick Winslow Taylor; Leibniz, Bergson i Chwistek; Picasso i Strindberg; antyczna Persja, Papuasi i Litwa […]38. Warto porównać ją z zestawieniem tematów tworzących absurdystyczny kanon. Tworzą je: alienacja człowieka w absurdalnym świecie i w społeczeństwie, poczucie izolacji i subiektywizmu, wynikający z nich niepokój, cierpienie, rozpacz, mdłości, konfrontacja jednostki z jej własną nicością i poczucie winy, walka o to, aby rozpoznać swe autentyczne i nieautentyczne „ja”, domaganie się uznania wolności osobistej na drodze dokonywania nieuniknionego wyboru, szczególnie w sytuacjach ekstremalnych i kryzysowych, świadomość śmierci i konieczność zdefiniowania własnej kondycji wobec tejże świadomości, kreacja bohatera-ofiary, który sam staje się źródłem wartości39. Niektóre

38 Tamże, s. 15. 39 A. Janiszewski, The Idea of the Absurd in the American Drama of the Sixties, Lublin 1996, s. 85. Janiszewski posługuje się klasyfikacją sporządzoną przez Ruby Chatterji [w:] Existentialist Approach to Modern American Drama, ed. R. Chatterji, New York 1983.

Wydajność na daleki dystans

zagadnienia nurtujące absurdystów (choćby problem autentyczności i nieautentyczności własnego „ja”, czy problem śmierci) są również jednymi z najczęściej powracających motywów w twórczości Witkacego, ale, w odróżnieniu od absurdystów, Witkacy wpisuje je w szeroki kontekst historycznofilozoficzny. Obecność Witkacego w dyskursie akademickim i przekładzie. Korelacje Równolegle do pracy nad przekładami Gerould podejmuje działania, których celem jest zainteresowanie świata nauki Witkiewiczem. Z jego inicjatywy Departament Języków i Literatur Słowiańskich Uniwersytetu Illinois w Urbana-Champaign zorganizował „Witkiewicz Festival” – 9–13 grudnia 1970 r. odbyła się wystawa publikacji polskiego dramaturga i związanych z nim materiałów, pokaz filmu reżyserowanego przez Stanisława Kokesza oraz czytanie fragmentów tłumaczenia powieści Nienasycenie40. Gerould wygłosił tam wykład o życiu i literackiej karierze Witkacego, grupa studentów wystawiła też Kurkę Wodną41. W kwietniu 1971 r. na Uniwersytecie w Kolumbii odbył się II amerykańsko-polski kongres naukowców – pierwsze w USA sympozjum naukowe poświęcone Witkiewiczowi. Uczestniczyli w nim profesorowie:

40 Już wtedy Louise Iribarne pracował nad przekładem Nienasycenia, czytał tam jego fragmenty. S. I. Witkiewicz, Insatiability. A Novel in Two Parts, transl., Preface, comment. L. Iribarne, Urbana–Chicago–London 1977. Kolejne wydanie: S. I. Witkiewicz, Insatiability, transl. L. Iribarne, Preface C. Miłosz, London–Melbourne–New York 1985. 41 CV Geroulda i większość źródeł podaje informację, że wygłosił on wykład Witkiewicz na Uniwersytecie Illinois w 1970 r. „The Polish Review”, jubileuszowy, Witkiewiczowski numer „Pamiętnika Teatralnego” z 1985 r. i kilka innych publikacji podają rok 1969, patrz: http://www.danielgerouldarchives.org (dostęp: 15 lutego 2018).

125

1/2018


Ten nurt absurdu już Wiktor Weintraub jako przewodniczący, Edward J. Czerwiński, Jan Kott, Andrzej Wirth oraz Daniel C. Gerould. Wygłoszone wówczas referaty opublikowano w 1973 r. w „The Polish Review”, kwartalniku Polskiego Instytutu Sztuki i Nauki w Ameryce42. Wydanie to w całości poświęcono twórczości Witkacego. Jest przykładem twórczego dialogu reprezentantów kultury rodzimej pisarza i kultury przyjmującej43. W 1974 r. w The City University of New York pod kierunkiem Geroulda powstała praca doktorska Jamesa Waltera Parkera Stanisław Ignacy Witkiewicz: The Theory of Pure Form in the Theatre. Jej autor badał relacją pomiędzy teorią estetyczną Witkiewicza a jej praktyczną realizacją w dramacie. Parker wpisał dzieło Witkiewicza w tradycję zachodniego teatru, dostrzegał analogie z surrealizmem i ekspresjonizmem; znamienne, że nie pojawiła się w tej dysertacji etykieta absurdysty. Rewizji zagadnienia „Witkacy i teatr absurdu” podjął się też Kott w artykule Witkiewicz and Artaud, or Where the Analogy Ends44 (1975). Kott twierdzi, że powodem, dla którego doszukiwano się pokrewieństwa pomiędzy koncepcją teatru okrucieństwa a teorią Czystej Formy jest głównie

42 „The Polish Review” 1973, Vol. 18, No. 1–2. 43 W omawianym tu wydaniu „The Polish Review” czytelnik otrzymuje spojrzenie na Witkacego z dwóch odległych, a przecież uzupełniających się perspektyw. Na pierwszych stronach redaktor naczelny oddaje głos krytykom związanym z kulturą polską. Trzej krytycy polscy kładą nacisk głównie na przesłanie Witkacego. To różni ich od krytyki amerykańskiej, zainteresowanej wówczas w pierwszej kolejności osiągnięciami formalnymi. Recepcja twórczości Witkacego w latach 1960–1980 w Ameryce podąża od fascynacji eksperymentem formalnym do spotkania z człowiekiem i krajem, z którego pochodzi i odkrywania myśli zawartej w jego twórczości. Czytelnik znajdzie spis zamieszczonych w tym wydaniu artykułów w części Appendix. 44 J. Kott, Witkiewicz and Artaud, or Where the Analogy Ends, transl. J. Clark, „Theatre Quarterly” 1975, No. 5: Special Witkiewicz Issue, s. 69–73.

1/2018

126

nie żyje

podobieństwo sformułowań użytych przez autorów w pismach teoretycznych. Obaj twórcy pragnęli dostarczyć teatralnemu widzowi metafizycznego wstrząsu, choć dla realizacji tego celu sięgali po zupełnie inne środki. Witkacego i Antonina Artauda różnił przede wszystkim stosunek do roli języka w spektaklu. Artaud postulował odrodzenie teatru poprzez destrukcję tekstu literackiego, odarcie arcydzieł z tekstu i pozostawienie tylko ekwipunku scenerii, sytuacji, czasu i akcji. Język teatru magicznego miał być językiem inkantacji, magicznych zaklęć, albo „językiem naturalnym”, nieomal zwierzęcym, w połowie drogi między słowem i działaniem. Tu właśnie, zdaniem Kotta, kończą się analogie Artauda do Witkacego. Kott konstatuje krótko: „Witkacy był dramatopisarzem”. Wspólne dla obydwu twórców pytanie o metafizyczną rolę teatru, o rolę elementu okrucieństwa, prowadzi w gruncie rzeczy do odmiennych koncepcji teatru. Z myśli Artauda wywodzi się teatr Jerzego Grotowskiego i alternatywny teatr studencki Ameryki i Europy lat 60. XX w.45 Teatr Witkacego natomiast to teatr, który chce dotrzeć do widza za pomocą formy, operuje innymi środkami, bierze wszystkie sceniczne wydarzenia w ironiczny nawias, wszelkie okrucieństwa i perwersje odgrywane na scenie mają charakter wyłącznie teatralny. Paradoksalnie, jak zauważa Kott, poszukiwanie Czystej Formy okazało się drogą do „nieoczekiwanego realizmu”. W 1977 r. na rynku amerykańskim pojawia się antologia przekładów polskiego dramatu autorstwa Geroulda: The Twentieth Century Polish Avant-Garde Drama46. Centralną postacią w tej antologii, jako

45 Kott pisze o bankructwie idei Artauda na scenie, w eseju Koniec teatru niemożliwego, [w:] tegoż, Kamienny potok, s. 111–121. 46 Twentieth-Century Polish Avant-Garde Drama. Plays, Scenarios, Critical Documents by Stanisław Ignacy

Wydajność na daleki dystans


twórca, który nakreślił kierunek rozwoju powojennego polskiego teatru, jest oczywiście Witkacy. Wybór pozwala poznać amerykańskiemu odbiorcy jego artystycznych krewnych i spadkobierców w kulturze rodzimej. Równolegle Gerould pracuje nad przekładami dramatów Witkiewicza. W 1980 r. ukazał się wybór kolejnych dramatów Beelzebub Sonata. Plays. Essays. Documents47. Praca tłumacza i egzegety zaowocuje pierwszą monografią twórczości polskiego pisarza Witkacy: Stanisław Ignacy Witkiewicz as an Imaginative Writer48 (1981). Pozycja ta została wydana równolegle na rynku amerykańskim, brytyjskim i polskim. Przez ponad 20 lat było to jedyne wydawnictwo o charakterze monograficznym zarówno w Polsce, jak i na Zachodzie. Jest to cały czas jedno z najważniejszych źródeł wiedzy na temat Witkacego w Polsce i za granicą49. W 1985 r. ogłoszonym przez UNESCO Rokiem Witkiewicza, Gerould odwiedził Polskę. Udzielił wtedy wywiadu, który ukazał się w „Głosie Wybrzeża” (19 grudnia 1985) pod tytułem Przeznaczenie50. Padło tam pytanie, czy publiczność amerykańska traktuje Witkiewicza jako absurdystę. Warto tu zacytować odpowiedź tłumacza:

Wszystkie nurty bardzo szybko zmieniają się, a także bardzo szybko wychodzą z mody. A więc ci, którzy sytuowali Witkacego w nurcie pisarzy absurdu, musieliby obecnie dojść do jedynego logicznego wniosku, że i jego twórczość też nie istnieje. W mojej książce o Witkacym ani razu nie mówiłem o tzw. teatrze absurdu. Powtarzam raz jeszcze, to był błąd od początku. Ale rozumiem dlaczego – wysiłek orientowania czytelnika, przybliżania mu tego, co nieznane poprzez to, co znane. Cudzoziemcy – a może to być w Ameryce, Szwecji, Francji – po prostu akceptują go takim, jakim jest. Oczywiście, dla Amerykanów, Francuzów będzie to zupełnie inne rozumienie niż dla Polaków. Ale to nie znaczy, że będzie błędne. A więc dla cudzoziemców to będzie zrozumienie bez wielu odnośników politycznych, narodowych etc. Ale niech tak będzie, bo Witkacy jest bardzo bogaty i wieloznaczny.

Ten nurt absurdu już nie żyje. A więc wszystkie wysiłki, żeby przywiązać Witkacego do tego nurtu są bezsensowne. To był błąd od początku.

Amerykański teatrolog odesłał dramaty absurdystów w literacki niebyt51. Tłumacz zajął też jednoznaczne stanowisko w kwestii pytania o pokrewieństwo Witkiewicza z teatrem absurdu – ta klasyfikacja może być dla Witkiewicza szkodliwa. Czy miał rację? Odłóżmy na chwilę to pytanie, aby zatrzymać się przy jednoznaczności Gerouldowskiej opinii. Chcę zwrócić na nią uwagę z dwóch powodów. Po pierw-

Witkiewicz, Andrzej Trzebiński, Konstanty Ildefons Gałczyński, Jerzy Afanasjew, Sławomir Mrożek, Tadeusz Różewicz, Preface, ed. D. C. Gerould, E. Gerould, Ithaca–London 1977. Zawartość tomu: patrz Appendix. 47 S. I. Witkiewicz, Beelzebub Sonata. Plays. Essays. Documents, ed., transl. D. C. Gerould, J. Kosicka, New York 1980. Zawartość tomu: patrz Appendix. 48 D. C. Gerould, Witkacy. Stanisław Ignacy Witkiewicz as an Imaginative Writer, Seattle–London 1981. W wersji polskojęzycznej: Stanisław Ignacy Witkiewicz jako pisarz, tłum. I. Sieradzki, Warszawa 1981. 49 Zob. J. Degler, Dedication to the Founding Mother and Fathers, [w:] Witkacy in English…, tamże: s. 31. 50 E. Moskalówna, Przeznaczenie, dz. cyt, s. 1–2.

51 Warto tu zauważyć, że europejski teatr absurdu miał dość ograniczony wpływ na konwencje dominujące na scenie amerykańskiej. Janiszewski twierdzi, że nie znalazł szerokiego oddźwięku w USA. Przesłanie o absurdzie ludzkiego losu i absurdalnej kondycji człowieka nie miało wpływu na amerykańskie myślenie. Twórcy dramatu i myśliciele amerykańscy nie podejmują dyskusji na poziomie filozoficznym; absurd w teatrze amerykańskim, inaczej niż w europejskim, nie ma korzeni metafizycznych: „Ogromna większość przypadków ukazujących na scenie niedorzeczność i nonsens są absurdalne nie w swojej istocie, ale dlatego, że człowiek je takimi uczynił” – A. Janiszewski, The Idea of the Absurd..., dz. cyt, s. 7–10.

Wydajność na daleki dystans

127

1/2018


sze, dziś w dobie stawiania pytań, odwaga udzielenia odpowiedzi wydaje się postawą, którą należy podkreślać, upowszechniać i cenić52. Bez niej nie ma przecież rzeczywistej dyskusji, która ma na celu poszukiwanie prawdy. Po drugie, translator, inaczej niż literaturoznawca, interpretując tekst, w końcowym etapie pracy musi postawić przysłowiową kropkę nad i, opowiedzieć się za jednym z wielu rozwiązań, które rozważał. Czyni to poprzez wybór słowa, frazy, stylu, brzmienia, po uprzednim zbilansowaniu „zysków i strat”, często z pełną świadomością tego, co zostanie „utracone”, a co „ocalone”. To właśnie, jak sądzę, relacja pomiędzy tym, co „ocalone”, a tym, co „utracone” w przekładzie stanowi o jego wartości i jakości. Egzegeta przybliża tekst, część kwestii pozostawiając czytelnikowi do rozstrzygnięcia. Tłumacz, podobnie jak egzegeta, zauważa wszystkie odcienie i niuanse znaczeniowe i stylistyczne, ale musi ostatecznie opowiedzieć się za jedną z wielu rozważanych możliwości. I podejmuje tę decyzję w świadomości, że determinuje ona kształt dzieła i literacki wizerunek autora, któremu użyczył głosu. Gerould skomentował to w ten sposób: Gdy już ty jako tłumacz i twój autor spotkaliście się i staliście się znajomymi, zabierasz cudzoziemca do domu. Mówisz w imieniu obcojęzycznego przybysza, tłumaczysz i przedstawiasz. Język, którym mówi autor, jest teraz twój, jego słowa są twoje. To ty wkładasz słowa w usta postaci, ich dialogi są pisane przez ciebie. Teraz głos należy do ciebie, autor mówi twoim głosem. Stałeś się a l t e r e g o autora, jego m e d i u m, s o b o w t ó re m. Autor wydaje się wkładać słowa w twoje usta, ale naprawdę

52 Za tę uwagę dziękuję prof. Małgorzacie Grzegorzewskiej. Ten komentarz opisywał postawę Witkacego, wydaje mi się on, zwłaszcza w świetle uwag Geroulda, dotyczących wręcz symbiotycznego związku między autorem a tłumaczem, bardzo adekwatny.

1/2018

128

to ty wkładasz słowa w jego usta. To ty masz przewagę, ty decydujesz, co autor miał na myśli. To ty możesz dodać coś lub odjąć od tego, co powiedział autor53. Gerould dotknął tu jakże ważnego problemu: odpowiedzialności tłumacza. Ma ona wiele wymiarów – jednym z nich jest odpowiedzialność wobec autora i jego dzieła. Tłumacz może każdy tekst zawłaszczyć – podporządkować własnym celom i interesom kultury przyjmującej54. Walpurg, Sajetan, Bałandaszek mogli upodobnić się na amerykańskiej scenie albo do amerykańskiego kontestatora lat 60. i 70. XX w., albo do Estragona czy Vladimira i dołączyć do chóru apologetów pustki i bezsensu życia. Dzięki temu, że tłumacz z jednakową uwagą słuchał „wykładaczy pism” i tego, co bohaterowie dramatów polskiego autora mają do powiedzenia, zachowali oni charakter Istnień Poszczególnych, dzielą z amerykańskim widzem swoje metafizyczne tęsknoty i lęki, poszerzając horyzonty dyskusji o absurdzie istnienia, np. o sprawczość człowieka w kształtowaniu historii i jego odpowiedzialność. Mówią o tym trudnym, dziwnym językiem pełnym neologizmów, anachronizmów, makaronizmów, żargonu filozoficznego. Tłumacz dążył do tego, aby uchwycić specyfikę Witkiewiczowskiego idiomu. W artykule Egzotyczność u Witkacego (Przekład, interpretacja adaptacja) pisał: Utwory Witkacego stanowią, tak czy inaczej, przedziwną mieszaninę znanego i nieznanego, rzeczywistego i zmyślonego, staroświecczyzny i nowoczesności, partykularyzmu i kosmopoli-

53 D. C. Gerould, Encounters, dz. cyt., s. 350. 54 Według badaczy z kręgów przekładoznawstwa zorientowanego kulturowo dzieje się tak z reguły, szkoła manipulistów zwraca uwagę na fakt, że przekłady zawsze podlegały presji kultury przyjmującej i były przez nią kształtowane. Patrz: E. Grzyb, Uczynić widzialnym. Tłumacz Witkacego – Istnienie Poszczególne, „Witkacy!” 2017, nr 2, s. 80–89.

Wydajność na daleki dystans


tyzmu. Tłumacz – adaptator, który by – stając na gruncie przystępności – rozważał możliwość wyeliminowania polskich aluzji, zagubienia atmosfery lat dwudziestych i zastąpienia ciemnych i zgoła niezrozumiałych odniesień, który by chciał uczynić Witkacego pisarzem współczesnym i swojskim – ryzykowałby zburzenie jednego z elementów złożonego systemu napięć i niekoherencji, które stanowią o istocie groteskowej i syntetycznej sztuki Witkacego. Mieszanina, nawet niekoherencja, jest tym właśnie, do czego on dąży. Trudność tłumaczenia Witkacego jest poniekąd analogiczna do trudności wystawiania jego sztuk – sprowadza się do problemu, jak traktować ich dziwaczność55. Ale to temat na osobne rozważania, które pozwolą odnieść się do pytania postawionego na pierwszej stronie artykułu – o jakość przekładów dramatów Witkiewicza na język angielski. Niełatwą rozmowę z Witkacym podjęli najpierw młodzi aktorzy teatrów studenckich sympatyzujący z ruchem kontestacji kulturowej lat 60. i 70. XX w. Gerould wykładowca przekonał też uczestników swoich kursów uniwersyteckich, że warto czytać dzieła polskiego dramaturga56. Eseje krytyczne, prace semestralne studentów Geroulda poświęcone Witkiewiczowi trafiły wraz z innymi dokumentami

55 Fragment ten cytuję z kopii maszynopisu tegoż eseju, którego oryginał znajduje się w Instytucie Teatralnym im. Z. Raszewskiego w Warszawie. W przetłumaczonej z języka angielskiego wersji, tłumacz eseju, Krzysztof Biskupski zamiast „celowej niekoherencji” użył w polskim przekładzie słowa „bałagan”, co uważam za istotne przeinaczenie myśli autora i istoty dramaturgii Witkiewicza. 56 Kolejnym źródłem wiedzy o Witkacym, które ukazało się w Stanach Zjednoczonych, jest publikacja The Witkiewicz Reader, zbiór przekładów tekstów Witkiewicza o charakterze wypisów. The Witkiewicz Reader, transl., ed., Preface D. C. Gerould, Evanston–Illinois 1992. Ostatni wybór dramatów w przekładzie Geroulda: Seven Plays ukazał się w 2004 r.

Wydajność na daleki dystans

129

1/2018


jak traktować ich dziwaczność dotyczącymi polskiego twórcy do Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie, gdzie umieszczono archiwum Geroulda po jego śmierci. Znamienne, że tłumacz zachował je, najwyraźniej ceniąc opinie młodych odbiorów dzieła Witkiewicza. Młodzi Amerykanie mieli więc też swój udział w dyskusji dotyczącej polskiego autora. Kończąc, należy też stwierdzić, że tłumacz nie wygrał batalii o odklejenie od Witkiewicza etykiety absurdysty, którą toczył słowem w wielu artykułach i kolejnych publikacjach książkowych. Miano to okazało się niezwykle żywotne. „Witkiewicz – prekursor teatru absurdu” to jedna z najtrwalszych etykiet, którą opatrzono „produkt Witkacy” – co ciekawe, wciąż spotykana w recenzjach i na afiszach teatralnych. Jest do dziś powielana na bardzo wielu stronach internetowych57, które obecnie są najprawdopodobniej podstawowym źródłem dla amerykańskiego widza

57 Hasło poświęcone Witkiewiczowi w angielskiej Wikipedii również informuje, że problemy poruszane przez polskiego twórcę, wyrażone były w absurdystycznym języku (!). Anglojęzyczne strony internetowe posługują się skrótem myślowym „Polish Beckett”. Z koreańskich stron internetowych dowiadujemy się, że zaliczenie Witkacego do prekursorów teatru absurdu umożliwiło mu karierę międzynarodową, http://100.daum.net/encyclopedia/view/ b10b3604a. Przykładem jest tu artykuł Choi Sung-Eun zamieszczony w periodyku „Journal of Central and East European Studies”, zatytułowany A Comparative Study on the Anti-Realistic Attitude between S. I. Witkiewicz's „In the Small Manor-House” and Lee Geun-Sam's „A Writing Pad” (Studium porównawcze na temat antyrealistycznego podejścia w S. I. Witkiewicza „W małym dworku” i dramatu Lee Geun-Sam „Blok listowy”). Autorka wyraża opinię, że obie sztuki są bliskie poetyce teatru absurdu. Choi Sung-Eun (Estera Czoj) tłumaczy literaturę polską na język koreański. W 1997 r. ukończyła Uniwersytet Języków Obcych w Seulu, broniąc pracę magisterską Uwiedzenie człowieka przez ideologię u Jerzego Andrzejewskiego, http://www.instytutksiazki.pl/p,dla-tlumaczy-autor,1298,czoj-estera.html (dostęp: 22 lutego 2018).

1/2018

130

wybierającego się na sztukę Witkiewicza58. Etykieta absurdysty przylgnęła więc do niego na stałe, a jej obecność w Internecie, m.in. w mediach społecznościowych (np. Facebook), oznacza, że Witkiewicz najprawdopodobniej nieprędko się od niej uwolni. Osobną kwestią jest, czy należy tę klasyfikację odrzucić całkowicie, czy raczej opisać na nowo. A to już temat na co najmniej pracę doktorską. Można by taką pracę zatytułować roboczo Beckett – irlandzki Witkacy. Być może to zadanie karkołomne, ale czy rzeczywiście niewykonalne? Sądzę, że Daniel Gerould przyjąłby taki projekt z zainteresowaniem, ciekawe, czy podjąłby się nad nim opieki naukowej.

Appendix Twentieth-Century Polish Avant-Garde Drama. Plays, Scenarios, Critical Documents by Stanisław Ignacy Witkiewicz, Andrzej Trzebiński, Konstanty Ildefons Gałczyński, Jerzy Afanasjew, Sławomir Mrożek, Tadeusz Różewicz, Preface, ed. D. C. Gerould, E. Gerould, Ithaca–London 1977. W antologii znajdują się przekłady: The Anonymous Work: Four Acts of a Rather Nasty Nightmare i A Few Words about the Role of the Actor in the Theatre of Pure Form Stanisława Ignacego Witkiewicza, To Pick up the Rose: A Drama in Three Acts, Selections from „From the Drama Laboratory” Andrzeja Trzebińskiego, Twenty-two Short Plays from „The Little Theatre of the Green Goose” Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, Three Plays from „Joy in Earnest, Snouts”, Faust, Selections from „Good Evening, Clown”, Selections from „World is not Such a Bad Place” Jerzego Afanasjewa i Kabaretu Bim-Bom, The Professor Sławomira Mrożka i Birth Rate: The Biography of a Play for the Theatre Tadeusza Różewicza. S. I. Witkiewicz, Beelzebub Sonata. Plays. Essays. Documents, ed., transl. D. C. Gerould, J. Kosicka, New York 1980. Tu przekłady: The Beelzebub Sonata or What Really Happened in Mordovar, Tumor Braino-

58 Zob. https://www.chelseatheatre.org.uk/project/ st-marys-university-presents-the-madman-and-thenun/ (dostęp: 22 lutego 2018).

Wydajność na daleki dystans


wicz, Dainty Shapes and Hairy Apes or the Green Pill, On Bruno Schulz, Report About the Effect of Peyote on Stanislaw Ignacy Witkiewicz, New Forms in Painting and the Misunderstandings Arising Therefrom, The S. I. Witkiewicz Portait Painting Firm, Unwashed Souls. „The Polish Review” 1973, Vol. 18, No. 1–2. Zamieszczone tam artykuły to: Wiktora Weintrauba The Theatre of Explosive Content and Impure Form, Edwarda J. Czerwińskiego Witkiewicz on Witkacy oraz Andrzeja Wirtha Avant-gardist as a Classical Author of the Period, a także Acting Witkiewicz Paula Bermana, Witkiewicz’s „Gyubal Wahazar” and Ribemont-Dessaignes’ „L’Empereur de Chine”: Fairy Tales for Adults autorstwa Jamesa W. Parkera, Visual Images in Witkiewicz: „They” in Production Paula S. Hoffmana i Jacka W. McCullougha, Revolution in the Theatre of Witkacy and Gombrowicz Louisa Iribarne’a, Witkiewicz and Malinowski; The Pure Form of Magic, Science and Religion Stuarta Bakera, przekład dramatu Nowe Wyzwolenie / The New Deliverance, autorstwa Geroulda i Jadwigi Kosickiej, Sexual Politics in Stanisław Ignacy Witkiewicz’s „New Deliverance” napisany przez Franka Galassiego oraz Aspects of Society in the Plays of Witkiewicz Leslie Aisenman, Directing Pure Form: The Pragmatists Alberta Asermely. Numer periodyku zamykają recenzje opublikowanych w Polsce dzieł Witkacego oraz publikacji na jego temat. Szczególnie ciekawa, ze względu na strategię wskazywania analogii do literatury światowego formatu, jest Gerouldowska recenzja powieści 622 upadki Bunga, czyli Demoniczna kobieta, pt. Witkacy’s Portrait of the Artist as a Young Man. Tu chronologiczna lista sztuk wystawionych w USA do 1973 r.

Way Out, a także eseje: On Dualism, New Forms in Painting and the Misunderstandings Arising Therefrom, Pure Form in the Theatre, Second Response to the Reviewers of „The Pragmatists”, Rules of the Witkiewicz’s Portrait Painting Firm, Narcotics: Nicotine, Alcohol, Cocaine, Peyote, Morphine, and Ether, Response and Revelation, Metaphysical Feelings, Relations of Religion and Philosophy, Unwashed Souls, Balance Sheet on Formism, Bruno Schulz’ s Literary Work, Interview with Bruno Schulz. Publikacja zawiera również przekłady korespondencji Letters to Malinowski oraz wybór fotografii. S. I. Witkiewicz, Seven Plays, ed., transl. D. Gerould, New York 2004. Tu przekłady: The Cuttlefish, The Pragmatists, Gyubal Wahazar, Tumor Brainiowicz, The Anonymous Work, The Beelzebub Sonata, Dainty Shapes and Hairy Apes.

Elżbieta Grzyb Daniel Gerould. Literary translation as cultural mediation. Part 1 Another article from the Make it Visible cycle. Witkacy’s Translator – A Particular Existence is devoted to a presentation of the figure of Daniel Gerould, translator and theatrologist, who throughout his professional career produced translations of Witkacy’s texts, as well as researched and propagated his work in the United States. The article focuses on the strategy of introducing Witkiewicz to American audiences, based on

The Witkiewicz Reader, transl., ed., Preface D. C. Gerould, Evanston–llinois 1992. Tu tłumaczenia juweniliów: Cockroaches: A Comedy in One Act, Comedies of Family Life oraz dramatów: The New Deliverence: A Play in One Act, The Pragmatists, Janulka, Daughter of Fizdejko: A Tragedy in Four Acts (nowe tłumaczenie). Są tu też fragmenty przekładów powieści: The 622 Downfalls of Bungo or The Demonic Woman, Farewell to Autumn, The Only

categorising him as one of the pioneers of The Theatre

Wydajność na daleki dystans

131

of the Absurd. The author raises questions about the role of this classification in the process of assimilation of Witkiewicz's work in the USA. She is also interested in how the translator himself influenced the evolution of the view that Witkiewicz’s work is related to the achievement of the absurdists. Key words: Daniel Gerould, Theatre of the Absurd, theatrology, translation studies, USA.

1/2018


Witkacy – artysta życia. Na podstawie rozmowy prof. Janusza Deglera z prof. Tomaszem Bocheńskim Klub Nauczyciela w Łodzi, 16 kwietnia 2015 r.

ocalałe do Augusta (Gucia) Zamoyskiego, albo

To m a s z B o c h e ń s k i : Kiedy byłem w Stanach, przeżywałem chwile smutku, ale nie dlatego, że

do Teodora Białynickiego-Biruli. Czytam np.

tęskniłem za Polską. Były to chwile raczej smut-

o Stefanie Totwenie, który wymyślił cudowny

ku egzystencjalnego z powodu oddziaływania

sposób na popełnienie samobójstwa – picie krwi

wielkich przestrzeni, w których jednostka po prostu

tyfusowej. Myślę o tym, jak niezwykły był tamten

niknie. I wtedy słuchałem w Trójce Janusza Degle-

świat, którego już nie ma, i którego kształt dzięki

ra, który opowiadał rzeczy zupełnie niewiarygodne,

niesłychanej wyobraźni i pomysłowości możemy

m.in. o tym, jak debiutował jako aktor w Ameryce

rekonstruować podczas tej lektury. Chciałem Cię spytać – a jest to podstępne

Południowej. Pomyślałem sobie – nie może się Witkacym zajmować ktoś, kto nie ma fantastycznej

pytanie – czym ludzie międzywojnia, których

biografii. Nie wiem, czy powinniśmy zaczynać od

poznał Witkacy, których rysował, czym oni się

tego, jak zostałeś aktorem, bo wtedy odejdziemy

różnili od tzw. nowych ludzi, którymi my jesteśmy,

zupełnie od Witkacego.

i na czym polegała niezwykłość XX-lecia?

Co jakiś czas, kiedy przychodzą do mnie różne pisma urzędowe, np. nowy okólnik rektora,

J a n u s z D e g l e r : Trudne pytanie. Można powie-

tęsknię za niezwykłymi, wybitnymi osobowościami.

dzieć, że byli to przedstawiciele polskiej inteligencji, czyli tej warstwy społecznej, której już nie ma, bo zginęła w czasie wojny, w powstaniu warszawskim, a po roku 1945 w kazamatach UB i gdzieś na Syberii.

Czytam wtedy przypisy do korespondencji Witkacego i otwiera się przede mną niezwykły świat międzywojnia. Otwieram np. listy do księdza Henryka Kazimierowicza albo nieliczne

1/2018

132

Drobne psychiczne przesunięcia


500 złotych od pani Maryli Grosmanowej – żony Wacława, W 4 tomach Listów do żony udało się odtworzyć ponad 500 życiorysów. Oczywiście, nie wszystkie są dokładnie przedstawione, bo wydawca słusznie stawiał mi warunki ograniczające rozmiar przypisów. Starałem się jednak tak je konstruować, aby pokazać drogę życiową i zawodową tych osób, podając także to, skąd się wywodzili, kim byli ich rodzice, gdzie się uczyli itd. Prawie wszyscy byli gruntownie wyedukowani. Pośród tych 500 osób przynajmniej połowa studiowała za granicą: we Francji, Szwajcarii, Niemczech, Rosji. Tam zdobywali wyższe wykształcenie, pisali prace doktorskie, często u znanych uczonych, tam odbywali praktyki i po powrocie do kraju służyli wiedzą i doświadczeniem odradzającemu się państwu polskiemu. Wielu uczyło się i studiowało we Lwowie. Jeśli mówimy o tzw. cudzie odrodzenia Polski w 1918 r., to był on możliwy m.in. dzięki znakomicie przygotowanej kadrze urzędniczej i naukowej, która wyszła ze świetnych szkół galicyjskich, zdobyła solidne wykształcenie w uczelniach lwowskich, dobrze znała przynajmniej trzy języki. Ludzie ci mogli od razu przystąpić do realizacji podstawowych zadań, jakie ich czekały, by nowo powstałe państwo, podzielone przez ponad 120 lat na trzy odrębne części, scalić w jeden, dobrze funkcjonujący organizm. To im się udało. Po drugie, mieli mocno utrwalony kodeks etyczny, który wynieśli z rodzinnego domu, będącego ostoją podstawowych wartości. To w domu formowały się postawy etyczne, stosunek do państwa i powinności społecznych. Rezultatem oddziaływania tych dwóch czynników – domu i szkoły – był etos polskiej inteligencji.

Drobne psychiczne przesunięcia

bogatego

Obowiązkiem edytora jest dotrzeć do elementarnych informacji o każdej postaci, nawet jeśli był to tylko przypadkowy klient Firmy Portretowej. Witkacy skrupulatnie w listach informował żonę o tym, kogo malował i za ile (przeważnie podawał cenę, niezbyt wysoką: 20, 50 złotych). Niedawno po prostu krew mnie zalała – przepraszam – kiedy przeczytałem wywiad z panią historyk sztuki, która stwierdziła, że Witkacy zarabiał duże pieniądze w Firmie Portretowej, ale trwonił je, prowadząc hulaszczy tryb życia. Każde z tych zdań jest fałszywe. Bodajże jeden raz się zdarzyło, że wziął za portret 500 złotych od pani Maryli Grosmanowej – żony Wacława, bogatego fabrykanta guzików – która zażyczyła sobie, aby namalował całą jej postać, z obnażonymi ramionami. A Regulamin Firmy Portretowej, wydany przez Witkacego w 1928 r., w którym zostały określone obowiązki i prawa klienta, informował, że jeśli ktoś chce mieć portret z gołymi ramionami, to za „gołe łapy” musi zapłacić ⅓ ceny dodatkowo za każdą rękę. Na portrecie Grosmanowa ma nie tylko obnażone ramiona i głęboki dekolt, ale artysta starannie narysował jej zgrabne nogi w jedwabnych pończochach i pantofelkach, a także kota, który siedzi u jej stóp. Wyższe wynagrodzenie w zupełności mu się należało. Kłopotów w identyfikacji osób przysparza edytorowi lakoniczność Witkacego: „Była pułkownikowa. Obnażyła się po pępek”. I tyle. Szukaj wiatru w polu. Cóż to za pułkownikowa? Można powiedzieć – przypadkowa klientka i chyba nikt nie powinien mieć pretensji, jeśli opatrzymy to zdanie

fabrykanta guzików

133

1/2018


I jeszcze Gucia dętka od roweru, na którym przejechał z Paryża do

przypisem „Osoba niezidentyfikowana”. Sumienie edytora nie pozwala jednak pogodzić sie z takim rozwiązaniem. Trzeba jechać do Zakopanego, przejrzeć Listy osób przyjeżdżających do Zakopanego i sprawdzić. Przy nazwiskach przeważnie podawano zawód: adwokat, sędzia, urzędnik, nauczyciel itd. Znając datę wykonania portretu, na pewno znajdziemy na liście nazwisko pułkownika i imię jego żony. Istnieje oczywiście możliwość pomyłki, ale sumienie mamy czyste. Mało ważne? Może, ale... Witkacy narysował żonę pułkownika, który zginął w Katyniu. Warto było się trudzić, aby przedstawić jego losy, które podobnie jak w wypadku większości kadry oficerskiej były dość skomplikowane, bo szlify oficerskie zdobywali albo w armii zaborców, albo w Legionach. Takich przykładów mógłbym wymienić wiele. To są drobne przyczynki do ważniejszej sprawy. Klientami Firmy Portretowej byli przedstawiciele inteligencji: lekarze, uczeni, generalicja, ministrowie, przemysłowcy, palestra, ludzie teatru, duchowni, pisarze i koledzy po fachu, arystokracja, ziemiaństwo. Pewien snobizm nakazywał malować się u Witkacego. Dzięki Irenie Jakimowiczowej wiadomo, że Firma wykonała ponad 4 tysiące portretów. To zbiorowy portret przedwojennej inteligencji. Wielkie dzieło Witkacego.

o takim talencie, niesłychanych zdolnościach i pracowitości z trudem zarabiał na życie? J . D. : Dzięki listom do żony możemy dokładnie poznać, jak wyglądało jego codzienne życie, z jakimi kłopotami się borykał, z kim się spotykał, co napisał, co akurat czytał, kogo narysował, z kim się wybrał na wycieczkę w góry itd. Wyłania się z tej korespondencji zupełnie inny obraz Witkacego, daleki od tego, jaki utrwalił się w potocznej świadomości. O myśleniu o nim jako człowieku i artyście istotnie zaważyła czarna legenda, której pokłosiem jest właśnie owa wypowiedź o hulaszczym trybie życia. To legenda narkomana, alkoholika, erotomana, ekscentryka i wariata z Zakopanego, który budził sensację, chodząc w piżamie po Krupówkach. Po trosze on sam się do tej legendy przyczynił. Miał słynny album osobliwości. Czegóż tam nie było? Był np. niedopałek papierosa Piłsudskiego, zasuszony język niemowlęcia, zdjęcie poćwiartowanych zwłok, list erotomanki kończący się słowami: „Twoich rąk niewolnica”, seria pornograficznych akwarel Tymona Niesiołowskiego, podwiązka Rity Sacchetto – słynnej tancerki, żony Augusta Zamoyskiego itp. T. B . : I jeszcze Gucia dętka od roweru, na którym przejechał z Paryża do Zakopanego. Mieć takie zbiory…

T. B . : Cudownie pokazałeś szaleństwo edytora. Naprawdę, jak znam Janusza Deglera, to wiem,

J . D. : Albumy osobliwości Witkacy pokazywał

że sprawdził, jak ma na imię kot, który leżał u stóp

klientom. Niektórzy mogli być zaszokowani. Często świadomie prowokował opinię publiczną swoim niekonwencjonalnym zachowaniem. Tworzyło to wokół niego szczególną aurę skandalisty i było źródłem chętnie powtarzanych plotek, które wykpił w Przedmowie do Narkotyków. Listy ukazują go jako człowieka bardzo zapracowanego, dobrze zorganizowanego i cały czas borykającego się

żony fabrykanta guzików. Ale wróćmy do kwestii bardzo poważnych. Z listów Witkacego wiemy, ile portretów namalował, ile zrobił fotografii, ile napisał. Gdyby nie był zorganizowany wewnętrznie i prowadził – ohydne słowo – hulaszczy tryb życia, nigdy by tego przecież nie zrobił. Jak to możliwe, że najwybitniejszy umysł międzywojnia, artysta

1/2018

134

Drobne psychiczne przesunięcia


Zakopanego

z problemami materialnymi. Nigdy nie pracował na posadzie, zarabiał grosze za artykuły. Niektóre redakcje w ogóle nie płaciły. W trudnych sytuacjach z pomocą finansową spieszyli przyjaciele, przede wszystkim Leon Reynel, mąż kuzynki Władysławy z Jagminów, a w latach 30. Tadeusz Langier. Matka Witkacego prowadziła pensjonaty i do 1930 r. miał bezpłatny pokój w willach Tatry, Zośka, Elektron itd. Jednak w drugiej połowie lat 20. pensjonaty nie były już zyskowne, a w kryzysowym roku 1929 przyniosły straty. Jedyne poważne honorarium – 8000 zł za Nienasycenie – przeznaczył na spłatę długów matki. Od 1925 r. Firma Portretowa była głównym źródłem jego dochodów. Wtedy niektórzy portreciści, o których dzisiaj nikt nie pamięta, zarabiali nieraz po 3000 zł, Witkacy zaś brał za portret 20–50 złotych i miał kłopoty z wyegzekwowaniem należności. Wielu klientów płaciło w ratach. Ponadto uważał, że ma obowiązek utrzymywać żonę, dlatego gdy Jadwiga po dwóch latach wspólnego mieszkania w Zakopanem postanowiła powrócić do Warszawy, wysyłał jej co miesiąc 200 zł. Gdy w 1933 r. podjęła pracę w GUS, starał się nadal tę sumę jej posyłać. Nic dziwnego, że Firma Portretowa musiała cały czas funkcjonować na dużych obrotach. Kiedy brakowało klientów w Zakopanem, przenosił się na kilka tygodni do mieszkania żony w Warszawie, skąd często wyruszał w objazd po Polsce – do Krakowa, Poznania, Łodzi, Nowego Sącza, Bielska, Gliwic i Katowic. Miesięcznie mógł zarobić od 400 do 500 zł. Średnia pensja nauczyciela w gimnazjum państwowym wynosiła wtedy 300 złotych. Mówienie zatem o zarobkach, które umożliwiały mu hulaszczy tryb życia, to po prostu dowód ignorancji

T. B . : A teraz chciałem Cię spytać o to, jak się

Drobne psychiczne przesunięcia

135

budzisz? Witkacy budził się z trudem, ale nie był śpiochem. Budził się, bo rano nawiedzały go często potworne myśli. Poranki były rytuałami, w których piosenki, golenie i różne wycia, okrzyki poranne odgrywały swoistą rolę. Pozwól na analogię z Twoim życiem. Nie sądzę, że rano krzyczysz, wyrzucając sobie, że wydałeś Listy do żony, które miały Witkacego skompromitować. Przecież on nie chciał, by były ujawnione. Rano więc wstajesz i krzyczysz: „przepraszam, że cię skompromitowałem!”, czy może w ogóle nie masz porannych wyrzutów sumienia z tego powodu? J . D. : Nigdy nie sądziłem, że będę wydawał Listy do

żony. Jadwiga uczyniła wykonawcami swojego testamentu Marię i Stefana Flukowskich, którzy rzeczywiście w ostatnim okresie jej życia bardzo czule się nią opiekowali. Ta korespondencja ujawniła się, kiedy zmarł Flukowski i jego żona postanowiła, wypełniając ostatnią wolę Jadwigi, oddać wszystko – to było także biureczko, przy którym Witkacy pracował, wspaniały portret Niny i inne pamiątki – do Ossolineum. W latach 50. dyrektor tej instytucji, Franciszek Pajączkowski, ryzykując wielce, bo Witkacy był na indeksie, systematycznie kupował od Witkiewiczowej jego rękopisy, m.in. 622 upadków Bunga, Jedynego wyjścia i kilkunastu dramatów. Wydawało się naturalne, że i pozostałe rękopisy trafią do Ossolineum. Sprawa była w toku, gdy zjawił się u Flukowskiej dyrektor Stanisław Krzywicki z Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki w Szczecinie. Miał tu powstać uniwersytet i trzeba było podnieść rangę biblioteki przez zakupy rękopisów i cennych druków. Dysponował dużym budżetem i kiedy dowiedział się, że Flukowska ma rękopisy (nie wiedział o listach do Jadwigi) zaoferował jej kupno

1/2018


oraz to, co ważne jest dla każdej wdowy – godne utrwalenie pamięci męża przez nazwanie jednej z sal biblioteki jego imieniem. Ossolineum na otarcie łez dostało teczkę drobnych notatek Witkacego i duży zbiór fotografii. W 1977 r. całą korespondencję – 1278 listów z lat 1923–1939 – przepisała ręcznie Anna Micińska (dyrektor Krzywicki przymknął na to oko) i poinformowała nas o niej w kwietniu następnego roku podczas konferencji Witkacowskiej w Teatrze im. C. Norwida w Jeleniej Górze. Projekt jej wydania złożyła w 1980 r. w Państwowym Instytucie Wydawniczym, ale kiedy zapadła decyzja o rozpoczęciu edycji Dzieł zebranych Witkacego musiała w pierwszej kolejności przygotować wydanie 622 upadków Bunga, Pożegnania jesieni, Jedynego wyjścia oraz Narkotyków. Niemytych dusz. Dopiero potem mogła przystąpić do pracy nad korespondencją. Listy zostały wypożyczone do Biblioteki Narodowej i Dunka, mimo zaawansowanej choroby, codziennie się tu zjawiała i wytrwale wykonywała trudną pracę edytorską – kolaudację tekstu, ustalenie jego poprawnej wersji, porównanie odpisu z oryginałem. Dlatego na karcie tytułowej przeczytacie Państwo: „Przygotowała do druku Anna Micińska”. Kiedy zmarła w 2002 r., mnie przypadło zadanie dokończenia jej pracy. Nigdy nie myślałem, że będę się tym zajmował oraz – z konieczności – biografią Witkacego, która dla Micińskiej nie miała tajemnic. Doskonale znała środowisko zakopiańskie, które dla mnie było terra incognita. Na początek przeczytałem ponad 20 wspomnień, pamiętników, opracowań dotyczących Zakopanego, sporządzając na ich podstawie listę postaci, które pojawiają się w listach. O wielu nie miałem żadnych danych. I zapewne nie zdołałbym do nich dotrzeć, gdyby nie pomoc życzliwych osób. Ratował mnie pan Krzysztof Szczur ze Szczecina, miłośnik Zakopanego, który po prostu przychodził do kancelarii parafialnej z czekoladą dla siostry zakonnej i przeglądał księgi zgonów i urodzeń.

1/2018

136

T. B . : To musiała być gorzka czekolada. J . D. : A potem udawał się na cmentarz, od-

najdywał grób poszukiwanej osoby i spisywał dane. Tak, cmentarze to zazwyczaj najbardziej wiarygodne źródła informacji, o czym sam mogłem się nieraz przekonać. Inny poważniejszy problem, który łączy się z wydawaniem czyjejś korespondencji, to kwestia etyczna, o której zacząłeś mówić. Pamiętam długie dyskusje z Dunią o tym, jak powinniśmy opublikować te listy. One są szczere do granicy ekshibicjonizmu. Witkacy nie ma przed żoną żadnych tajemnic, pisze o sprawach najbardziej intymnych, o dolegliwościach swego ciała, dręczących go stanach depresyjnych, zwierza się z kłopotów, jakich dostarcza mu współżycie z Czesią. Cenzurować? Czy usunąć najbardziej drastyczne fragmenty? Witkacy prosił Jadwigę, by jego listy niszczyła i był przekonany, że ona to robi. Stąd ta wyjątkowa szczerość. Podobnej korespondencji nie ma w polskiej literaturze. O powadze, z jaką Dunia traktowała tę sprawę, świadczy fakt, że postanowiła zasięgnąć opinii księdza Adama Bonieckiego, przyjaciela domu. Zapytała go, czy ją rozgrzeszy z tego, że ujawnia najbardziej wstydliwe tajemnice Witkacego. Ksiądz Boniecki odpowiedział, że to jest kwestia uczciwości wobec autora: „Skoro wydajecie, to sądzę, że powinniście wydać bez skreśleń”. Przytoczył znane zdanie Jana Lechonia: „O wielkich ludziach trzeba mówić prawdę”. Nawet gdyby to była prawda niewygodna, stawiająca w złym świetle tę osobę. Do mówienia prawdy jesteśmy zobowiązani. Poczuliśmy się więc w pewnym sensie rozgrzeszeni. Kiedy jednak musiałem przejąć tę korespondencję, ów dylemat i wątpliwości powróciły, zwłaszcza że dobrze pamiętałem brzydką dyskusję, która rozgorzała na łamach prasy. Zarzucano Duni, że uznała listy Witkacego za swoją własność, że celowo ich nie wydaje, a tych, którzy

Drobne psychiczne przesunięcia


Wkładał piżamę na się odważyli opublikować kilkanaście wybranych listów, agresywnie atakuje. Nie będę przypominał, kto tę dyskusję rozpętał1. Listy ukazały się w całości. Nie ma w nich ani jednego opuszczonego słowa. Jeśli Państwo natraficie na klamrę z kropkami, oznacza to, że nie udało się odczytać jakiegoś słowa lub zdania. Wiele listów jest w złym stanie, ponieważ były ukryte w piwnicy przy ul. Grójeckiej, tam przetrwały powstanie i chociaż piwnica została rozgrabiona, to na szczęście korespondencja Witkiewicza ocalała, jednak nie mamy pewności, czy w całości, bo w kilku wypadkach są trudne do wyjaśnienia braki.

sutannę, żeby mu się nie wycierała

zdyscyplinowany: pisał, studiował, myślał, uczył się wielu języków, czytał w tych językach, polemizował z największymi filozofami swoich czasów. Jednocześnie zarabiał na życie, portretując niezwykłe i przeciętne gęby”.

J . D. : „ Nie jest to przyjemność duża

Cały dzień malować stróża I za taki marny zysk Zgłębiać taki głupi pysk”. T. B . Traktowanie listów jak czegoś, co deprecjonuje

T. B . : Nie wiem, czy Państwo zauważyli, w jak skom-

Witkacego, jest niesłychanie zabawne i charakte-

plikowany sposób Janusz Degler się spowiadał.

rystyczne dla czasów. Weźmy takie kadry: pisze

Na koniec zostawił wszystkie poważne kwestie

grafomańskie wierszyki, śpiewa piosenki pod

moralne. Padło jednak to najważniejsze zdanie

prysznicem, wychodzi na Antałówkę i z obnażony-

o prawdzie. Wiele osób chce poznać koniecznie te

mi zębami naśladuje psy tak upiornie, że wszyst-

szczegóły, które – wydawałoby się – skompromitu-

kie w okolicy wyją – to mi się strasznie podoba

ją sztukę i artystę, podczas gdy one: po pierwsze,

u Witkacego. Takie szczegóły dla niektórych

nie kompromitują sztuki, po drugie, pokazują, że

są dowodem degradującym artystę, dla mnie –

sztuka jest czymś wielkim, co potrafi uwznioślić

czymś absolutnie cudownym. Poza tym wiele

każdą trywialną rzecz, łącznie z hemoroidami

postaci międzywojnia było „szalonych” – z punktu

i brakami w uzębieniu. Listy Witkacego są jedną

widzenia przeciętności – np. ksiądz Kazimierowicz

z najbardziej fascynujących autobiografii prywat-

(który przepisywał dramaty Witkacego i starał się

nych, jakie kiedykolwiek powstały.

je wystawiać) wkładał dwa kapelusze na głowę,

Witkacy był jednym z najbardziej pomysłowych

żeby zachować miejsce w walizce. Wkładał piżamę

aktorów życia codziennego i zapisał to w listach.

na sutannę, żeby mu się nie wycierała, choć była

Czyta się je jak dzieło sztuki, czyli Witkacy sam był

już tak przetarta, że u dołu wisiały frędzle. Te

w istocie dziełem sztuki. Mnie ten element ciągle

fakty z życia księdza czy Witkacego, to przecież

fascynuje, studentom zwracam uwagę: „zobaczcie

drobiazgi, jednak pokazują, że życie ludzkie bywa

– oto ktoś, kto potrafił podnieść trywialność do rangi

szalone w swoim charakterze.

niesamowitości, kto był niezwykle wewnętrznie J . D. : W odniesieniu do Witkacego podoba mi

1 Chodzi o polemikę Anny Micińskiej z Janem Stanisławem Witkiewiczem na łamach „Życia Literackiego” w 1981 r. oraz z Joanną Siedlecką na łamach pisma „Pani” i „Gazety Wyborczej". Polemika miała swoje kolejne odsłony w 1997 r. (w „Rzeczpospolitej” i „Expressie Wieczornym”), gdzie z Siedlecką i Jackiem Mazurkiewiczem polemizował Degler.

się bardzo określenie „artysta życia”, które wywodzi się z różnych tradycji – m.in. romantycznej i młodopolskiej – ale w jego wykonaniu było czymś absolutnie oryginalnym. Przyjaciele i znajomi zapamiętali przede wszystkim jego ekstrawagancje, błazeńskie miny i teatr, jaki wokół siebie organi-

Drobne psychiczne przesunięcia

137

1/2018


zował, ale gdy ich wspomnienia skonfrontujemy z listami, okaże się, że każdy dzień miał dokładnie zaplanowany, wypełniony pracą i różnymi zadaniami, które sobie wyznaczał. Dzień zaczynał od kąpieli. Miał obsesję czystości i w listach nieraz skarżył się, że jadąc dla oszczędności w wagonie trzeciej klasy, musiał cierpieć męki z powodu zapachów współpasażerów, którzy przeważnie kąpali się dwa razy w roku, czyli na Wielkanoc i Boże Narodzenie. W Witkiewiczówce nie było łazienki i bieżącej wody. Wannę zastępował mu gumowy tub, a prysznic – zawieszona u powały sufitu konewka z wodą. Nieraz podczas kąpieli przyjmował gości, i nie krepując się, prowadził swobodną konwersację. W mieszkaniu Jadwigi była łazienka. Podczas golenia, które – zgodnie z jego „radami dla samogolących się” w Niemytych duszach trwało przeważnie pół godziny – komponował swoje słynne piosenki poranne. Ubolewał, że nie jest poetą i brak mu talentu, ale nie zrażał się i wierszykami inkrustował listy i ozdabiał rysunki. Złożyły się na tom, który Micińska wydała z Urszulą Kenar w 1977 r. Kiedy u kogoś przebywał w gościnie, mógł nie na żarty przerazić gospodarzy. Tak było u Nadziei z książąt Druckich O’Brien de Lacy, która w czerwcu 1939 r. zaprosiła go do swej posiadłości w Augustówku. Poznał ją w Warszawie i umówił się w kawiarni,

nie uprzedziwszy, że na spotkanie zaprosił też znajomą dr filozofii i prostytutkę. Panie prowadziły poważną dyskusję o sensie istnienia, a on cudownie się bawił. Drucka zdała sobie sprawę, że był to eksperyment towarzysko-psychologiczny à la Witkacy, ale niezrażona zaprosiła go do siebie. Pierwszego dnia rano rozległy się z łazienki potworne ryki. Przerażony lokaj powiadomił panią domu, że panu, który wczoraj przyjechał, musiało się coś stać. Na jej pytanie, co się dzieje, Witkacy spokojnie odpowiedział przez drzwi: „Niech pani się nie przeraża: muszę rano wyrzucić z siebie wszystko, co we mnie jest z pierwotnej istoty, po to, by w ciągu dnia zachowywać się jak człowiek cywilizowany. Będę tak krzyczeć co dzień. Jeśli pani to nie odpowiada, mogę wyjechać”2. Oczywiście księżna zapewniła go, że może robić wszystko, na co ma ochotę, i dalsze dni upłynęły w miłej atmosferze. Podczas pobytów w Warszawie po porannej kąpieli ponownie kładł się do łóżka, żona robiła mu kawę i od godziny 7.00 do 9.00 czytał dzieła filozoficzne. Uważał, że to najlepsza pora na lekturę, bo tylko wtedy umysł jest świeży. Wybitnych filozofów współczesnych czytał w oryginale: Rudolfa Carnapa,

wyciąg z kaktusa

meksykańskiego, świętej rośliny

Indian, wywołuje oszałamiające,

wielobarwne wizje

i szczególny rodzaj

przeżyć psychicznych

1/2018

138

2 N. Drucka, Trzy czwarte... Wspomnienia, Łomianki 2011, s. 114.

Drobne psychiczne przesunięcia


Ludwiga Wittgensteina, Alfreda North Whiteheada, Bertranda Russella. W latach 30. polemizował z nimi w obszernych rozprawach, które miały złożyć się na ostatnie dzieło pt. Zagadnienie psychofizyczne. Czytał wszystko niemal na bieżąco (książki sprowadzali mu bracia Zwolińscy, właściciele księgarni na Krupówkach), co budzi zdumienie i szczery podziw, ale edytorowi nieraz przysparza kłopotów. W 1933 r. opublikował artykuł „Villon Bavinka nie czytał, a pisał dobrze”3. Proszę Państwa, ileż ja się tego Bavinka naszukałem, przygotowując w 1974 r. tom pism krytycznych Bez kompromisu! Początkowo myślałem, że to filozof z czasów François Villona, a okazało się, że był to gimnazjalny nauczyciel przyrody w niemieckim Bielefeld, który wydał trzy książki z zakresu filozofii przyrody. Jedną z nich Witkacy czytał wkrótce po tym, jak się ukazała! Po lekturze filozofii wstawał, uprawiał gimnastykę według metody Jørgena Petera Müllera – to był wtedy bardzo modny półgodzinny kurs poranny – po czym rozpoczynał, przeważnie od godziny 11.00 do 13.00, pracę jako Firma Portretowa. Odejściem od tego rytuału były oczywiście wycieczki w góry z przyjaciółmi. Tatry uwielbiał i trudno mu było pogodzić się z tym, że z powodu kłopotów z nogami musiał zrezygnować z dłuższych wypraw górskich. Popołudnie i wieczór poświęcał na pisanie. Rękopisy przepisywała na maszynie żona lub zaprzyjaźniona z nią Rimma Kryńska, a korekty robiła wiernie kochająca go Zofia Żeleńska, żona Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Oczywiście, zdarzały się w tym porządku także momenty „szaleństwa”, m.in. „orgie peyotlowe”. Wokół sprawy, czy Witkacy był narkomanem, narosło wiele nieporozumień. Wiemy, że podczas pobytu w Rosji próbował wszystkich narkotyków, co otwarcie wyznaje w przedmowie do książki o narkotykach. Po to ją

napisał, aby ostrzec wszystkich przed zgubnymi konsekwencjami ich zażywania. Nie można uznać za narkomana kogoś, kto choć sięga po narkotyk, to jednak nie jest w sidłach nałogu. Jedyny narkotyk, z którym dłużej eksperymentował, to peyotl (wyciąg z kaktusa meksykańskiego, świętej rośliny Indian, który po zażyciu – np. żuciu – wywołuje oszałamiające, wielobarwne wizje i szczególny rodzaj przeżyć psychicznych). Po raz pierwszy zażył go w czerwcu 1928 r. Trzeba pamiętać, że niektóre narkotyki były wtedy łatwo dostępne w aptekach. Pigułki peyotlu produkował w Paryżu dr Alexandre Rouhier, cieszyły się one wielkim powodzeniem. Można było je zamówić i otrzymać pocztą. Witkacy zaczął korespondować z Rouhierem, zamawiając kolejne porcje pigułek. U doktora Teodora Białynickiego-Biruli w willi Olma odbywały się wielogodzinne seanse peyotlowe, podczas których Witkacy dokładnie zapisywał, co widział, jakie pojawiły mu się wizje, co czuł i jakich doznawał przeżyć. Jeśli nie mógł sam notować, robiła to Jadwiga. Lektura tych sprawozdań, które Micińska dołączyła do wydania Narkotyków, robi niesamowite wrażenie. T. B . : Napisałem kiedyś do rektora, to było jakieś 20 lat temu, że chciałbym dostać dotację na zakup peyotlu i czy magnificencja mógłby mi to sfinansować, bo chcę prowadzić badania nad Witkacym. Odpisał na podaniu: „Bez żartów”. Nie wiem, o co chodziło w tej kwestii. Druga anegdota jest związana z kaktusem. Opowiadałem o peyotlu na jakimś wykładzie i podałem nazwę tego kaktusa – Jazgrza Williamsa – to jedna z odmian; wtedy akurat odbywała się wystawa kaktusów w Łódzkim Domu Kultury. Z tej wystawy zniknął tylko jeden kaktus, właśnie ten. Studenci ci niestety nie wiedzieli, że kaktusy hodowane w tej części Europy nie dają wizji. Już

3 S. I. Witkiewicz, „Villon Bavinka nie czytał, a pisał dobrze”, „Gazeta Polska” 1933, nr 10 (10 I), s. 4 i nr 11 (11 I), s. 3.

Drobne psychiczne przesunięcia

nawet te z południa Francji były słabsze. Studenci rąbnęli okaz, pokroili na kawałki, zjedli… Rozumiem, że zawiedzeni nie czytali później Witkacego.

139

1/2018


ranny Witkacy leży na polu bitwy J . D. : Może tylko dopowiem, że Witkacy natych-

marginesach książek. To dla Różewicza było ważne,

miast rozpoznał pigułki z kaktusa hodowanego przez dr. Rouhiera na południu Francji i rozczarowany skończył z peyotlem. Zachował się jego list do Białynickiego-Biruli, w którym poleca, aby pozostałe pigułki oddał Michałowi Choromańskiemu4.

ponieważ – jak wiadomo – jego literatura jest też bardzo często komentarzem. To powinowactwo z Witkacym nagle pozwoliło mi zobaczyć w Różewiczu autora, który rozumie, że literatura jest coraz częściej tylko komentarzem do tego, co mogłoby być literaturą. Łączysz dwie niesłychanie według mnie odległe postaci. Czy ktoś z czytelników

T. B . : Choromański był wyjątkowo inteligentny…

kocha i Różewicza, i Witkacego, jest ktoś taki? J . D. : I potwornie pił. Pigułki mogły mu pomoc, bo

Joseph Roth pisał, że nie można wielbić Mozarta

peyotl wywoływał wstręt do alkoholu.

i Wagnera. Albo się wielbi Mozarta, albo Wagnera. Jak ktoś wielbi Mozarta i Wagnera, to nie ma słuchu albo jest dyrygentem. Pytam Cię o to właśnie, jak to

T. B . : Chciałem jeszcze porozmawiać o innych

możliwe, że Ty wielbisz i Różewicza, i Witkacego?

kwestiach, które mnie intrygują, jeśli Państwo oczywiście mają siłę, bo Janusz Degler ma siłę 40 wołów roboczych. Literatura ma zdolność roz-

J . D. Byli sobie bliscy i uważam, że wiele ich łączy.

mnażania, a przynajmniej zapładniania. Nie wiem,

Mojej wieloletniej znajomości z Tadeuszem Różewiczem nie ośmieliłbym się nazwać przyjaźnią, ale była to właśnie bardzo serdeczna znajomość, którą ugruntowały regularne spotkania poranne w parku na Krzykach. W 1969 r. Różewicz z Gliwic przeprowadził się do Wrocławia, najpierw zamieszkał przy hałaśliwej ulicy Glinianej, potem dostał mieszkanie w kamienicy przy ulicy Januszowickiej na Krzykach, skąd miał kilkuminutowy spacer do parku Południowego. Mieszkałem po jego drugiej stronie i przychodziłem tu z psem. Odbywaliśmy spacer wokół stawu i przeważnie rozmowę kończyliśmy zawsze na tej samej ławeczce z widokiem na staw i zarośniętą wysepkę. Różewicz zwierzył się kiedyś, że chciałby na niej zamieszkać jak Robinson Crusoe, bo mógłby nareszcie pracować w ciszy. Miał bardzo uciążliwych sąsiadów, którzy nieustannie coś remontowali, stukali, wiercili i o skupieniu nie było mowy.

jaka to jest dokładnie technika, ale ciągle działa. Witkacy jest jednym z najważniejszych autorów również w literaturze po 1945 r. To jest ciekawe – ciągle odkrywamy inspiracje witkacowskie u bardzo wielu pisarzy. Czytam Sławomira Mrożka i mówię: „Ach, tam Witkacy!”, oczywiście z jego koncepcją artystyczną formy, a nie legendą. Czytałem Twój tekst, bardzo inspirujący, na temat Tadeusza Różewicza i Witkacego (urodziłem się z oschłym sercem dla Różewicza, ale z biegiem czasu uczę się go lubić), w którym opisałeś swoje relacje z poetą, spacery, to jak Różewicz kupił Nowe formy w malarstwie na gruzach Warszawy. Był zafascynowany notatkami, które robił Witkacy na

4 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 18:] Listy II (wol. 1), oprac. i przypisami opatrzyli T. Pawlak oraz S. Okołowicz, J. Degler, Warszawa 2014, s. 59.

1/2018

140

Drobne psychiczne przesunięcia


Fascynujące były jego opowieści o codziennym życiu w partyzantce, której obraz bardzo się różnił od heroicznej wersji utrwalonej w legendzie. Rozmawialiśmy o teatrze, o nowościach literackich i często o Witkacym, który – jak podkreślał – odegrał ważną rolę w jego życiu. Jesienią 1945 r. przyjechał do Warszawy i w rozwalonym domu na straganie bukinisty znalazł Nowe formy w malarstwie, Pożegnanie jesieni i Nienasycenie. Przeczytał od razu Nowe formy... i następnego dnia pojechał do Krakowa, gdzie rozpoczął studia z historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Brzemienna w konsekwencje była nasza rozmowa po moim powrocie z Zakopanego, gdzie w kwietniu 1988 r. na Pęksowym Brzyzku pochowano w grobie matki rzekome szczątki Witkacego przywiezione z Jezior. Niebawem okazało się, że są to zwłoki młodej Ukrainki. Różewicz zatelefonował i zaprosił mnie do siebie. Zdałem mu dokładną relację z przebiegu całej uroczystości. Po pewnym czasie zapytał, co wiadomo o udziale Witkacego w wielkiej bitwie nad rzeką Stochod w lipcu 1916 r., podczas której został kontuzjowany. Wyjaśnił, że zamierza napisać o nim sztukę. Miała się zaczynać sceną pogrzebu na cmentarzu zakopiańskim. Wśród uczestników pojawia się Witkacy, albo jego duch. Scena druga – ranny Witkacy leży na polu bitwy nad Stochodem. Ma proroczą wizję całego swojego życia aż do ostatniej wędrówki we wrześniu 1939 r. z Czesławą Oknińską, którą po kilkunastu dniach zakończyli we wsi Jeziory. Niebacznie opowiedział o tym projekcie Jerzemu Jarockiemu, który w spektaklu Grzebanie wykorzystał pomysł połączenia dwóch wydarzeń – bitwy nad Stochodem i powtórnego pochówku Witkacego. Nie śmiałem pytać

Drobne psychiczne przesunięcia

Różewicza, jak dalece była wtedy zaawansowana praca nad jego dramatem. Przypuszczam, że niestety prawdopodobnie jej zaniechał. Spośród wszystkich pisarzy Witkacy był dla niego najważniejszy. Cenił go za niezależność i bezkompromisową postawę, okupioną niezrozumieniem i zlekceważeniem przez współczesnych: „Witkacy jest serio, nie podlizuje się ani władzy, ani społeczeństwu, ani Kościołowi, ani «ludowi», ani «arystokracji». Jaki to inny snardz od tych różnych lizusów, podlizywaczy, wylizywaczy, którzy podlizują się i dygnitarzom, i możnym, i seniorom, i młodzieży, i dzieciom, i psom, i rodzimym wierzbom, i sosnom, itd., itp., nie bał się pisać prosto i zrozumiale (dla pana profesora i prostaczka) np. o smrodzie!”5. Różewicz pisał to w pamiętnym roku 1985, obchodzonym na świecie jako Rok Witkacego dla uczczenia setnej rocznicy jego urodzin. Dla ówczes­ nych władz była to sprawa dość kłopotliwa, jeśli zważy się wymowę niektórych tekstów (choćby Szewców), ale z rozmachem przystąpiono do obchodów. Powołano tajny komitet (dotąd nie wiadomo, kto wchodził w jego skład), teatrom nakazano granie sztuk Witkacego (żadna z 50 inscenizacji nie stała się wydarzeniem), muzea zobowiązano do organizacji wystaw, przez prasę przetoczyła się lawina okolicznościowych artykułów, odbyło się kilka sesji i konkursów. Cały ten zgiełk mocno zirytował Różewicza. Czytał wtedy Niemyte dusze, traktat psychologiczno-socjologiczny z 1935 r., w którym Witkacy za pomocą metody Sigmunda Freuda dokonał

5 T. Różewicz, Kartki wydarte z dziennika (4), „Odra” 1985, nr 10, s. 37.

141

1/2018


analizy naszych kompleksów narodowych („węzłowisk upośledzenia”). Przedziwny tekst, w którym rozważania o polskiej historii sąsiadują z radami na łupież, łojotok i hemoroidy. Nie wiadomo, czy traktować go z pełną powagą, czy jako swoisty żart Witkacego. Różewicz uznał Niemyte dusze za jedną z najważniejszych książek w polskiej literaturze i proponował, aby jej fragmenty wprowadzić do kanonu lektur szkolnych, np. rozdziały o hodowli przyjemniaczków i uśmiechu kretyna. Cóż to jest uśmiech kretyna? Pojawia się wtedy, gdy ktoś, mając kłopot z odbiorem trudnego utworu, przyjmuje uśmiech kretyna jako znak zlekceważenia tego, czego nie rozumie. Czyni to „w imię tradycji, sensu, zdrowego rozsądku, normalności, przeciętności itp.” Różewicz zachwycił się tą książką, ponieważ pokazuje inną twarz Witkacego, „może mniej malowniczą, metafizyczną, dziwaczną i «genialną», ale za to obywatelską, realistyczną, bliską tradycjom Bolesława Prusa”. Obok Prusa powinno pojawić się tu nazwisko Stanisława Witkiewicza. Jego syn powraca w Niemytych duszach do pozytywistycznego programu pracy u podstaw i daje szereg wskazówek, które pomogą Polakom stać się światłym społeczeństwem. W pierwszej kolejności należy poznać i przyswoić sobie te poglądy oraz idee, które pozwolą zrozumieć otaczający świat (stąd zachęty do studiowania filozofii i lektury dzieł Freuda i Kretschmera) oraz ułatwią uświadomienie sobie swoich wad i kompleksów. A z tych najpoważniejszy to kompleks niższości. Każdy Polak uważa, że przysługuje mu, z różnych powodów, lepsze miejsce od tego, które zajmuje, choć nie ma żadnych atutów, by to lepsze miejsce

1/2018

142

zająć. W związku z tym przywdziewa tzw. kołpak napuszania, który pozwala mu stłumić poczucie własnej małości i okazać wyższość otoczeniu. W Niemytych duszach nad sarkazmem i ironią dominuje ton autentycznej troski o Polskę, która zmierza, jego zdaniem, ku katastrofie. W 1969 r. Anna Micińska i Bożena Danek-Wojnowska wydały tom zawierający ponad 500 listów Stanisława Witkiewicza do syna. Jarosław Iwaszkiewicz uznał go za jedną z najważniejszych książek w polskiej literaturze. Cała ta korespondencja to wielki traktat pedagogiczny. Ojciec starał się od początku konsekwentnie wychować syna nie tylko na wielkiego artystę, ale także na dobrego obywatela zainteresowanego problemami życia społecznego. Stanisław Ignacy te nauki przyjmował, choć nieraz się buntował i usiłował wyzwolić się spod uporczywej pedagogiki ojca. W Niemytych duszach powraca jednak do jego nauk i podobnie jak on przyjmuje rolę wychowawcy narodu. Edukuje Polaków po swojemu, pół żartem, pół serio, powtarzając każdemu: jeśli nie stać cię na to, by się uczyć, doskonalić, by czytać filozofię, co jest obowiązkiem każdego człowieka, to przynajmniej myj się codziennie i używaj do tego szczotek braci Sennewaldt z Bielska-Białej. T. B . : Tym słusznym zaleceniem możemy zakończyć rozmowę. Niestety te szczotki nie są już dostępne. J . D. : Ależ są! T. B . : Są? To cudownie, bo ja dostałem szczotki innej firmy.

Drobne psychiczne przesunięcia


Tym słusznym zaleceniem możemy zakończyć rozmowę. Niestety te szczotki nie są już dostępne

J . D. : Trzy lata temu byłem w Bielsku-Białej na

ło się od samobójstwa Witkacego, a potem już

promocji kolejnego tomu Listów do żony i zrobiono mi wielką niespodziankę. Dostałem komplet różnych szczotek produkowanych według oryginalnych wzorów w tym samym miejscu, w którym mieściła się kiedyś fabryka braci Sennewaldt. Ich szczotki dostarczano na dwór cesarza austriackiego i do domów arystokracji i eleganckich hoteli europejskich. Były podobno najlepsze w Europie. Witkacy się nimi zachwycił, kupował hurtowo i ofiarowywał przyjaciołom na imieniny lub przy innej okazji, np. Zielonych Świątek. Zapewniał, że po wyszorowaniu ciała szczotkami braci Sennewaldt każdy poczuje się jak odrodzony.

szło przez wszystkie właściwie scenariusze jego życia, powieści itd. W końcu pojawiły się tańczące nimfy, ktoś robił fikołki na huśtawce… Po trzech godzinach Degler był tak zdegustowany, że zaczął dopowiadać. Jeden z aktorów mówił: „Oj, ciągnie się…”, a Degler: „Oj, ciągnie się!”. Na koniec te nimfy, które tańczyły jakiś prasłowiański taniec, podeszły do Deglera z miską i ceremonialnie zaleciły: „Obmyj ręce”, a Degler: „Kończcie już”, one znów: „Obmyj ręce!”, on nieustraszony: „Kończcie już!”. Tak to trwało z półtorej minuty, ponieważ scenariusz przewidywał, że spektakl się skończy, kiedy Degler umyje ręce. On nie chciał umyć rąk, bo jak umyć ręce w czasie tak przerażająco głupiej insceniza-

T. B . : Państwa życie jest ocalone. Proszę kupować

cji. Kurtyna wreszcie opadła, część witkacologów

te szczotki, szorować się i wszystko będzie do-

obudziła się, nie wiedząc, jak fascynujące zdarze-

brze, ale ja muszę jeszcze coś dodać, żeby świat

nie przespała. Bardzo Ci dziękuję za to spotkanie.

nie był taki piękny. Byłem z prof. Deglerem na jednej z wielu bardzo złych inscenizacji Witkacego w Słupsku, przygotowanej przez pewnego wybitnego reżysera. Spektakl w sumie trwał jakieś 4,5 godziny i niektórzy witkacolodzy zasnęli na twardych ławkach już po kwadransie. Ale Degler siedział w pierwszym rzędzie i nie mógł zasnąć, zresztą siedział naprzeciwko prezydenta miasta, który też zasnął od razu. Przedstawienie zaczę-

Drobne psychiczne przesunięcia

J . D. : Jeśli pozwolisz, to dodam jeszcze coś ważnego. Otóż nie wiem, czy zajmowałbym się Witkacym, gdyby nie Łódź. Tak się złożyło, że właśnie tutaj zakochałem się w mojej żonie. Była asystentką na uniwersytecie u prof. Bolesława Lewickiego. Przyjechałem z grupą moich studentów na zjazd studenckich kół naukowych. Wieczorem bawiliśmy się Pod Siódemkami i studenci zaaranżowali nasze

143

1/2018


zaręczyny. Przynieśli kwiaty zerwane z jakiegoś klombu, które wręczyłem Ewie Siemińskiej z pytaniem, czy zechce zostać moją żoną. To była zabawa, ale parę miesięcy później oświadczyłem się oficjalnie i zostałem przyjęty. Odtąd przyjeżdżałem do Łodzi regularnie, a nie mając niczego do roboty w czasie, gdy ona prowadziła zajęcia, postanowiłem wyjaśnić tajemnicę jednej premiery Witkacego. W 1962 r. Konstanty Puzyna przygotowywał pierwsze wydanie dramatów Witkacego i zamieścił w „Przekroju” ogłoszenie, że poszukuje sztuki pt. Persy Zwierżontkowskaja, granej w łódzkim Teatrze Miejskim w 1927 r. Kto ma egzemplarz, proszony jest o dostarczenie go do redakcji PIW-u. Nikt się nie zgłosił. Przypomniałem sobie o tym i pomyślałem, że warto sprawdzić, czy egzemplarz teatralny nie zachował się w Archiwum Miejskim, skoro nie ma go w teatrze. Przyniesiono mi teczkę z napisem Persy Zwierżontkowskaja i serce mocniej mi zabiło. Otwieram, jest afisz i program, są rachunki za kostiumy, tekstu nie ma. A była to sztuka, w której występuje prawie 20 postaci, czyli prawdopodobnie mogło istnieć tyleż egzemplarzy aktorskich. Dlaczego żaden nie ocalał? Co się stało? W drugim archiwum niczego nie mieli. Postanowiłem sprawdzić ówczesną prasę, aby przynajmniej dowiedzieć się, jak Persy została wystawiona. Witkacy uznał, że była to najlepsza inscenizacja jego sztuki spośród tych 15 przedstawień, które dotąd się odbyły. W wywiadzie prasowym pochwalił aktorów, scenografię i reżysera Mieczysława Szpakiewicza6, którego znał

z Torunia (za jego dyrekcji w tamtejszym teatrze odbyły sie prapremiery W małym dworku oraz Wariata i zakonnicy) i w dowód uznania zadedykował mu sztukę Matka. Udałem się zatem do Biblioteki Miejskiej im. Ludwika Waryńskiego, posiadającej wspaniały zbiór czasopism przedwojennych. W Łodzi wychodziło wtedy 6 dzienników polskich, jeden niemiecki i jeden w jidysz. We wszystkich oraz w miesięczniku „Dźwignia” ukazały się obszerne omówienia Persy. Recenzenci mieli dobry zwyczaj streszczania sztuki, co dzisiaj jest rzadkim (i wstydliwym!) wyjątkiem. Dzięki temu udało mi się zrekonstruować akcję Persy Zwierżontkowskiej. Tytułowa bohaterka to demoniczna kobieta, która postanawia wyjechać wraz ze swymi adoratorami, bogatymi kupcami holenderskimi, na tropikalną wyspę Malaitę, gdzie odkryto wielkie złoża złota. Pierwszy akt dzieje się w jej salonie, drugi – na jachcie, trzeci – na wyspie. Rezultat mojej pracy opublikowałem w uniwersyteckich „Pracach Literackich”7. Artykuł posłałem Puzynie, który mnie pochwalił i zachęcił do opracowania wszystkich przedwojennych inscenizacji Witkacego. Było ich 18. Opisałem je w pracy doktorskiej, która drukiem ukazała się w 1973 r. pt. Witkacy w teatrze międzywojennym. T. B . : Myślałem, że skończysz zupełnie inaczej tę opowieść, np. takim wezwaniem: „Poszukujcie zagubionych sztuk Witkacego, znajdziecie partnera”, a zakończyło się: „Poszukujcie zagubionych sztuk Witkacego, będziecie witkacologami”.

6 Co myśli Witkiewicz (Wywiad „Republiki” z autorem „Persy Zwierżontkowskiej”), „Ilustrowana Republika” 1927, nr 152, s. 7; przedruk w: S. I. Witkiewicz, Bez kompromisu. Pisma krytyczne i publicystyczne, zebrał i oprac. J. Degler, Warszawa 1976, s. 524.

1/2018

144

7 J. Degler, „Persy Zwierżontkowskaja” Stanisława Ignacego Witkiewicza, „Prace Literackie, 1967, t. 9, s. 163–190.

Drobne psychiczne przesunięcia


W drugim akcie, na statku, wystąpiłam w dopasowanym kostiumie tropikalnym J . D. : Moimi łódzkimi śladami poszła Krystyna

Piaseczna-Lipińska, która trafiła do Konstantego Mackiewicza, znakomitego scenografa, który projektował dekoracje do Persy Zwierżontkowskiej i choć rozczarował nas, bo nie miał egzemplarza sztuki, to jednak odtworzył z pamięci szkice dekoracji do trzech aktów Persy, które opublikowaliśmy w „Pamiętniku Teatralnym” (1971, z. 3–4). W 1972 r. spotkałem się w warszawskim Teatrze Współczes­nym z Ireną Horecką, która grała Persy, ale ona na wstępie od razu zastrzegła: „Proszę Pana, to było w 1927 r., niczego nie pamiętam. Wiem, że Witkacy był na ostatniej próbie i miał jakieś uwagi”. Ale gdy spytałem: „A jaki miała Pani kostium?” wyraźnie się ożywiła i usłyszałem: „W pierwszym akcie to była długa suknia, z głębokim dekoltem i rzędem pereł! W drugim akcie, na statku, wystąpiłam w dopasowanym kostiumie tropikalnym i w korkowym hełmie. A w trzecim akcie byłam prawie naga! Piersi zakrywał wąski staniczek, a na biodrach miałam opaskę z piór, jaką noszą Murzynki. W tym stroju na końcu sztuki odtańczyłam dziki taniec. Po premierze Witkacy zrobił mi piękny portret”8. To rzeczywiście jeden z lepszych jego portretów kobiecych, co prawda nie w tej opisa-

8 Irena Horecka w rozmowie z Krystyną PiasecznąLipińską na pytanie o kostium odpowiedziała: „Przyjechałam wtedy z Włoch, przywiozłam sobie chustę i tę właśnie modną wówczas chustę wenecką z ciężkiego jedwabiu, z frędzlami, miałam na ramionach. Zdecydowano, że najlepszą do tego będzie sukienka szyfonowa w kolorze lila. Uczesanie: ruda peruka z drobnych loczków, spięta ku górze, poza tym aksamitka o odcieniu lilaróż” – O łódzkiej inscenizacji „Persy Zwierżontkowskiej, w: Pokłosie zeszytu Witkacowskiego, „Pamiętnik Teatralny” 1971, z. 3–4, s. 493.

Drobne psychiczne przesunięcia

i w korkowym hełmie. A w trzecim akcie byłam prawie naga!

nej, lecz w bardzo eleganckiej sukni. Jaka płynie stąd wskazówka dla adeptów teatrologii: warto pytać aktorki o kostium, by dowiedzieć się czegoś o samym przedstawieniu... T. B . : Już nie mam siły – trzy razy kończyłem tę rozmowę, a znów wpadliśmy przez suknię w inny świat. Bardzo dziękuję za uwagę.

Spisał Łukasz Gil, wybór i opracowanie Małgorzata Vražić, Przemysław Pawlak

Witkacy – the artist of life. Based on the conversation between prof. Janusz Degler and prof. Tomasz Bocheński

145

1/2018


Jarosław Komorowski

W stronę Witkacego. Podróż do Jezior latem 2008 r. 22

sierpnia. W Kostiuchnówce (na wschód od Kowla), miejscu bohaterskich zmagań naszych legionistów w 1915, a zwłaszcza w lipcu 1916 r., wszystko już obejrzane. I mogiły poległych, uporządkowane przez uczestników Harcerskiej Służby na Wołyniu, i bazaltowe obeliski, zwane słupami pamięci, obalone w 1939 r., a teraz znów stojące jak na warcie, i zarośnięty lasem Kopiec Legionów w Polskim Lasku, i zwłaszcza wysunięta Reduta Piłsudskiego, gdzie wśród zachowanych linii okopów, dołów po ziemiankach i resztek kolczastego drutu odruchowo schylamy się ku ziemi, by nie wpaść pod moskiewski ostrzał z drugiego brzegu Styru. Choć strzelałby niekoniecznie Moskal, bo Polaków w tamtej armii też nie brakowało. Kilka godzin wcześniej przejeżdżaliśmy przez Stochod. To nad nim, podczas krwawych walk o przełamanie frontu i zajęcie wsi Witonież jako przyczółka na lewym, zachodnim brzegu (w ramach ofensywy Brusiłowa) 17 lipca 1916 r. dzielnie wojował i został kontuzjowany podporucznik Pawłowskiego Pułku Lejbgwardii Jego Cesarskiej Wysokości – Stanisław Ignacy Witkiewicz. Z rodakami jednak nie walczył, bo legionowe brygady, które walnie przyczyniły się do powstrzymania rosyjskiej ofensywy, zajmowały wówczas pozycje o kilkadziesiąt kilometrów na północ. Decyzja prosta – jutro jedziemy do Witkacego, do Jezior. Nasz kierowca z Łucka mówi wprawdzie, że daleko i drogi nie za dobre, ale oczywiście pojedzie. Ukraiński taksówkarz i jego maszyna

1/2018

146

miejscowych dróg się nie boją. Pogoda piękna, a i czas stosowny. 23 sierpnia 1939 r. Witkacy ukończył swój ostatni autoportret, Auto-Vitcatius, który w odróżnieniu od poprzednich, kryjących w sobie: dramat, przeczucie kataklizmu [...] uderza nie intensyfikacją grozy, ale dziwnym spokojem. Piękna męska twarz, choć znać na niej przebyte burze życia, ma w sobie szczególną prostotę i monumentalność, godność, jaką daje poczucie dystansu. Oczy, szeroko otwarte, patrzą już bez przerażenia w przyszłość. Chłodny błękit dalekiego nieba mówi, być może, o wewnętrznej zgodzie na przejście w rejony wiecznego spokoju1. 23 sierpnia. Wyjazd z Łucka wcześnie rano drogą na Kołki – i krótki postój przed niezwykłą barokową fasadą kościoła św. Józefa w Czartorysku. Witkacy nie mógł jej widzieć, bo we wrześniu 1939 r. wędrował przecież z Warszawy zupełnie inną drogą na wschód, do Brześcia, na Kobryń i dalej przez Polesie, na Pińsk i Stolin do Dąbrowicy, leżącej wtedy tuż za granicą województwa poleskiego z wołyńskim. By dziś powtórzyć tę trasę, trzeba załatwić wizę białoruską i zaraz za Stolinem, 30 kilometrów przed Dąbrowicą przekroczyć przesuniętą przez Stalina nieco na północ granicę państwową Ukrainy. Z Wołynia

1 I. Jakimowicz, Witkacy. Autoportrety, „Przekrój” 1985, nr 2103, s. 13.

Fajka bez zaciągania


jest jednak dogodniej, choć to bez wątpienia, jak powiedziałby Marcel Proust, wędrówka do Méséglise przez Guermantes, czyli mówiąc po ludzku – wstąpił do piekieł, po drodze mu było… W Horodcu na własne życzenie skręcamy z głównej trasy Kowel – Kijów w lewo, na Netrebę i Bereżnicę, żeby skrócić przebieg i nie jechać przez Sarny. Skrót owszem był, ale w kilometrach, w czasie na pewno nie. Klniemy dziurawy asfalt i uczciwą szutrówkę, ani podejrzewając, co nas jeszcze czeka. Na razie jednak zbliżamy się do Dąbrowicy nad Horyniem – na spotkanie z Witkacym. W beznadziejnie płaskim krajobrazie z odległości wielu kilometrów widać dominujące nad miasteczkiem wieże barokowego kościoła św. Jana Chrzciciela. Echo wileńskiego baroku na głębokim Polesiu. Wznieśli go w 1740 r. pijarzy, prowadzący tu znakomitą szkołę, której absolwentami byli Cyprian Godebski i Alojzy Feliński. Po 1945 r. władze sowieckie „zagospodarowały” świątynię dość typowo – jako magazyn nawozów. Zwrócona wiernym w 1992 r., jest obecnie pod opieką księży pallotynów. Na fasadzie nadal widnieje polski napis „SAMEMU BOGU CZEŚĆ I CHWAŁA”. Wewnątrz ocalały i odrestaurowane zostały ołtarze i stiukowe dekoracje. Przed kościołem spotykamy starsze małżeństwo, wyraźnie zaintrygowane widokiem nieznanych sobie ludzi, zapamiętale fotografujących świątynię. – Skąd jesteście? – pytają po ukraińsku. – Przyjechaliśmy z Polski. – Ach, z Polski – w tonie i westchnieniu brzmi nieskrywana nostalgia. – My jesteśmy tutejsi,

Fajka bez zaciągania

1. Kościół w Dąbrowicy. Wszystkie zdjęcia wykonał 23 sierpnia 2008 J. Komorowski.

ale chodziliśmy jeszcze do polskiej szkoły – mówi pani (czyli urodzić się musieli około 1930 r.). – Przychodziliśmy do tego kościoła, o, i wierszyk pamiętam – nieoczekiwanie pani zaczyna z dziecięcym zacięciem recytować nienaganną polszczyzną: Siedzi dudek na kościele, Robi piwo na wesele, Co narobi, to wypije, Jak wypije, dzieci bije. Żona płacze, lamentuje – jak ten dudek dokazuje… Gdy zmęczony, załamany Witkacy 12 września dotarł do Dąbrowicy, nie szukał kościoła. Szukał „pyfka”. Według relacji Czesławy Oknińskiej-Korzeniowskiej:

147

1/2018


[…] w zajeździe było pełno ludzi, bufet dobrze zaopatrzony i „pyfka” do woli. Siedzieliśmy trochę dłużej, Witkacy rozmawiał z gospodarzem, wypili po dużej bombie piwa przy bufecie, a następnie pierwsze „prawdziwe jedzenie” od wyjścia z Warszawy. Przed wieczorem byliśmy już w Jeziorach […] był to najcięższy dzień wędrówki2. Z Dąbrowicy do wsi Jeziory (po ukraińsku Wełyki Ozera) w linii napowietrznej byłoby niecałe 25 kilometrów, ale wobec konieczności objazdu do mostu na Słuczy w Kołkach, drogą jest 32 kilometry. Przy czym określenie „drogą” niezupełnie oddaje istotę rzeczy. Jeszcze odcinki piaszczyste

2 C. Oknińska, Ostatnie 13 dni życia Stanisława Ignacego Witkiewicza, [w:] S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 24:] Kronika życia i twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza, oprac. J. Degler, A. Micińska, S. Okołowicz, T. Pawlak, Warszawa 2017, s. 871, 873.

1/2018

148

2. Bazaltowa droga do Jezior.

nie wykraczają poza normalność, pokonując je samochodem myślimy po prostu, że furmanką byłoby szybciej. Najgorzej jest tam, gdzie w latach 30. ubiegłego stulecia dotarło tchnienie cywilizacji i drogę dla wygody wyłożono brukiem z miejscowego bazaltu. Przy czym nie elegancką, sześciokątną trylinką, lecz wyłupanymi w kamieniołomie surowymi kawałkami. Tego rodzaju nawierzchnia wymaga stałego nadzoru, częstego wyrównywania i ubijania. Ta do Jezior ostatni raz była poprawiana pewnie przed wybuchem wojny (II, światowej). Ułożone na piachu kawałki kamienia „wstały” więc w wielu miejscach niemal do pionu, grożąc ostrymi krawędziami, które błyskawicznie potną każdą oponę (zdjęcie nie do końca to pokazuje). Miejscowi kierowcy i furmani starają się zatem jeździć albo wyboistym poboczem, albo ścieżkami wyjeżdżonymi na krawędzi pól. Po półtoragodzinnej przeprawie docieramy do Jezior od północy, od strony fatalnego lasu. Wiedząc, że bez pomocy właściwe miejsce odnaleźć

Fajka bez zaciągania


3. Cmentarz w Jeziorach.

będzie trudno, zdążamy najpierw do centrum wsi, na cmentarz. Po drodze przystajemy tam, gdzie nad jeziorem stał dom Walentego Ziemlańskiego, choć wiemy, że prócz kilku drzew owocowych i dębu z parku nie ma po nim żadnych śladów. Cmentarz wciąż nosi ślady „porządków” z 1988 r., gdy został niemal całkowicie pozbawiony zieleni i przeorany alejką. Jedynie w głębi widnieje pozostawiona kępa drzew, dwa świerki, brzoza, dąb. Z lewej, pod świerkiem, tuż za pociągniętym niebieską farbą metalowym ogrodzeniem sąsiedniego grobu, na podniszczonym romboidalnym postumencie z betonu leży poziomo kamienna płyta, nijak do niego niepasująca. Symboliczne upamiętnienie w pobliżu rzeczywistego grobu pisarza, pochowanego tu 19 września 1939 r. – już trzecie z kolei. Pierwsze, z napisem „Mogiła / WITKIEWICZA / Stanisława Ignacego / 1885 – 1939”, powstało w 1974 r. dzięki staraniom Marii i Stefana Flukowskich, spełniających ostatnią wolę żony pisarza. Druga – metalowa płyta umieszczona została po nieszczęsnej ekshumacji w kwietniu 1988 r., gdy ekspatriowano stąd Bogu ducha winą Poleszuczkę. Tablicę obecną przywieziono w listopadzie 1995 r., blisko rok po oficjalnym ujawnieniu prawdy3.

Wypolerowana bazaltowa płyta silnie odbija światło, toteż aktualny napis – u góry po polsku, niżej po ukraińsku – odczytujemy z trudem. Zdumieni przecieramy oczy, ale nie chce być inaczej. Inskrypcja wygląda tak: O PAMIĘĆ PROSI POCHOWANY NA TYM CMENTARZU STANISŁAW IGNACY WITKIEWICZ WITKACY WIELKI POLSKI PISARZ I ARTYSTA UR. 24 II 1895 W WARSZAWIE ZM. 18 IX 1939 W JEZIORACH

w 1895 r.

W tekście ukraińskim tak samo: „narodywsia” w 1895! Gdy po powrocie powiedziałem o tym profesorowi Deglerowi, odrzekł spokojnie: „Panie Jarku, cóż dziwnego, to przecież Witkacy”.

3 Zob. M. Witkiewicz, Wokół grobów Witkacego, z maszynopisu do druku podali K. Kobro-Okołowicz i P. Pawlak, „Witkacy!” 2017, nr 1. Autor pisze o „trzech panach odpowiedzialnych za płytę z Ośrodka Ochrony i Konserwacji Zabytków” (s. 12).

Fajka bez zaciągania

5. Urodzony

4. Symboliczny nagrobek Witkacego.

149

1/2018


Wychodzimy z cmentarza. Szkoła naprzeciwko zamknięta na głucho, cała wieś kompletnie opustoszała, pewnie wszyscy w polu, skoro aura sprzyja. Wracamy na skraj lasu, zaniepokojeni perspektywą poszukiwań w ciemno. Ale nie, duch Witkacego, chyba rad z nieczęstych odwiedzin, jednak czuwa. Z pobliskiej zagrody wychodzi przez furtkę z pustym wiadrem w ręku młoda, postawna kobieta. Co tu dużo mówić: hoża dziewoja. – Padskażytie jesli znajetie – mówię, wyskakując z samochodu – tut gdzie to w liesu polskij pisatiel skanczałsia samoubijstwom. Uśmiechowi i skinięciu głową towarzyszy brzęk rzuconego na ziemię wiadra, ocynkowanego, ale z emalią w środku, na mleko. Krowa będzie musiała poczekać. – Wiem – mówi dziewoja – wy na maszynie, tak jedźcie tą dróżką dokąd się da, a ja pójdę na skróty przez las, to dalej zaprowadzę. I nie tyle poszła, ile pobiegła, a za nią szczupły chłopiec, pewnie syn. Nim dobrnęliśmy do końca dróżki, już tam byli. Wąską ścieżynką, w skupieniu, idziemy jakieś 200 metrów w głąb lasu. Jest gęsty, cienisty i nawet byłby mroczny, gdyby nie słońce, intensywnie przebijające się przez liście. Mglistym rankiem 18 września 1939 r. słońca jednak nie było… Z lewej strony otwiera się nieduża polana, a na niej potężny, wysoki dąb, ogrodzony kompletnie w tej scenerii absurdalnym niskim płotkiem, starannie pomalowanym na biało. U dołu pnia z daleka widoczna jest, dzięki słonecznym refleksom, jasna plama po zdartej korze, na której syn Walentego, Włodzimierz Ziemlański, strażnik pamięci, wyrył krzyż, a gdy ktoś nie zawahał się zranić drzewa, by go unicestwić, wypisał smołą dla potomnych, zatem i dla nas, leśne epitafium: „Witkacy

1/2018

150

18.IX.39 r. 10 v 1989 r. Z. Włodz”. Relacje wszyscy znamy, nie trzeba ich cytować. Może tylko to: „muszę jeszcze teraz, kiedy jest Polska. I trzeba spokojnie, z honorem”4.

6. Dąb Witkacego w całej okazałości.

4 [C. Oknińska], Relacja, spisał M. Choynowski, „Kultura” (Paryż) 1985, nr 9 – cyt. za: J. Degler, Kronika życia i twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza 1918–1939, [w:] S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 24:] Kronika życia i twórczości…, dz. cyt., s. 549.

Fajka bez zaciągania


Po niefortunnej ekshumacji rozważano: czy rozkopywać cmentarz w Jeziorach w poszukiwaniu prawdziwych szczątków Witkacego, czy też pogodzić się z wyrokami Opatrzności, która tam właśnie spocząć mu nakazała, i potraktować daleki jego grób jako symboliczny kamień graniczny wskazujący krańce przedwojennej Polski5. Szczęśliwie wybrano spokój Zmarłego, droga „w stronę Witkacego” musi więc być dziś powtórzeniem jego drogi ostatniej. Wracamy pod wieczór nie na Dąbrowicę, lecz krótszą i trochę lepszą drogą na Sarny. Pełni niepokoju – coś za łatwo poszło… Gwałtowne hamowanie – wjazd na most przez Słucz zagradza bariera. Kierowca wysiada, żeby się rozejrzeć, i po chwili nie wiedzieć czemu zjeżdżamy ze stromej skarpy na łeb na szyję, prosto na brzeg. Już wiemy, przez szeroką, szarą rzekę przewozi prom, ale jaki! Drewniany, rozklekotany, na jeden samochód i napęd ręczny – obsługa drewnianymi hakami przeciąga go na drugi brzeg wzdłuż liny. Patrzymy z boku na most, w którym wyraźnie brakuje sporego kawałka. W porządku. Ostatecznie uspokajamy się, gdy w ciemności już, na dojeździe do Łucka, zrywa się burza z iście tropikalnymi piorunami i ulewą taką, że trzeba zjechać na pobocze i przeczekać. Rozumiemy, że to Witkacy na swój sposób dziękuje nam za odwiedziny.

7. Leśne epitafium.

5 A. Micińska, Z Witkacym do Jezior. Notatki z podróży, [w:] tejże, Wędrówki bez powrotu, Warszawa 2008, s. 13.

Jarosław Komorowski Witkacy’s way. A journey to Jeziory in the summer of 2008

Fajka bez zaciągania

151

1/2018


Beata Zgodzińska

Sesje, tomy, spotkania inne + appendix, czyli o związkach Janusza Deglera z Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku W

1993 r. Teresa Skórowa (1932–2001), ówczesna kustosz słupskiej kolekcji, rozpoczynała prace organizacyjne nad sesją naukową poświęconą Witkacemu. Nad kształtem naukowym konferencji czuwał profesor Janusz Degler. Zamierzeniu temu życzliwie patronował dyrektor muzeum Mieczysław Jaroszewicz. Chyba nikt z tej trójki nie przypuszczał wtedy, że ćwierć wieku później będzie już po piątej sesji, a przed szóstą, że będzie wychodził półrocznik „Witkacy! Czyste dusze w niemytej formie”, który swoje narodziny zawdzięcza spotkaniom kuluarowym podczas sesji w 2014 r. (jak relacjonował Przemysław Pawlak podczas ubiegłorocznych spotkań w słupskim zamku i w warszawskim Instytucie Teatralnym). Ale po kolei Słupska kolekcja Witkacego powstała w 1965 r. – jej początkiem był zakup 110 dzieł z kolekcji Teodora Białynickiego-Biruli1. Przez pierwszych kilkanaście lat prace pokazywano na wystawach czasowych

organizowanych w siedzibie własnej, czyli w Zamku Książąt Pomorskich; stosunkowo często wypożyczano je na wystawy w kraju i za granicą. W maju 1982 r. otwarto pierwszą wystawę stałą; jesienią 1987 r. ukazał się pierwszy katalog rozumowany słupskiej kolekcji2. Posiadając największą kolekcję obrazów i rysunków Stanisława Ignacego Witkiewicza, słupskie muzeum – będące przecież regionalnym muzeum wielodziałowym – prowadzi dość intensywne działania edukacyjne, głównie lekcje muzealne poświęcone życiu i twórczości tego artysty. Jesienią 1985 r. muzeum zorganizowało sesję popularno-naukową Plastyczna twórczość Witkacego z wyróżnieniem Firmy Portretowej „S. I. Witkiewicz”. Wśród referentów był Janusz Degler, który przedstawił temat Witkacy na świecie. W tym samym roku, ogłoszonym przez UNESCO „Rokiem Witkacego”, słupskie muzeum gościło wystawę Witkacy na świecie ze zbiorów profesora Deglera, na której pokazano plakaty, programy teatralne, katalogi, wycinki prasowe oraz

2 Stanisław Ignacy Witkiewicz. Witkacy 1885–1939. Kolekcja Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku, oprac. A. Krzyżanowska-Hajdukiewicz, Warszawa 1 Szerzej o historii: B. Zgodzińska, 50 lat kolekcji Witkacego 1987 [obejmuje nabytki do końca 1983 r.]. w Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku, Słupsk 2015.

1/2018

152

Fajka bez zaciągania


obcojęzyczne edycje dzieł i opracowania (il. 1). Niewiele z tych zbiorów znanych było szerszej publiczności z reprodukcji, zatem możliwość zobaczenia ich na własne oczy stanowiła dla zwiedzających dużą atrakcję. Przypomnieć wypada, że w czasach „nieboszczki komuny” książki rozchodziły się bardzo szybko, wielu potencjalnych czytelników zwyczajnie nie mogło kupić tego, co ich interesowało, publikacje zagraniczne były niemal niedostępne – m.in. dlatego znaczenie takiej wystawy było spore. W lutym 1991 r. muzeum, wspólnie z Młodzieżowym Centrum Kultury, przygotowało dwudniową imprezę „Mój Witkacy”. Janusz Degler3 przyjechał wtedy do Słupska z referatem S. I. Witkiewicz w teatrze polskim i światowym oraz nowe spojrzenie na biografię artysty. Teresa Skórowa przygotowała wystąpienie o Firmie Portretowej. Pani Teresa stale jednak czuła niedosyt – bardzo chciała, by poświęcone Witkacemu wystąpienia w słupskim zamku nabrały odpowiedniego ciężaru gatunkowego, by do Słupska zjechali witkacolodzy i tu, w bezpośredniej bliskości obrazów i rysunków,

3 Ze względu na specyfikę tekstu większość imion pozostawiono.

Fajka bez zaciągania

rozmawiali o jego twórczości, dzieląc się ze słuchaczami swoją wiedzą i wynikami najnowszych badań. Wspomniany na wstępie pomysł pani Skórowej znalazł uznanie w oczach ówczesnego dyrektora MPŚ, pana Jaroszewicza, kierującego słupskim muzeum niemal do końca 2013 r. Szczerze mówiąc, autorka prezentowanego tekstu – wówczas asystent działu, a dziś kustosz kolekcji – odniosła się do pomysłu z mniejszym entuzjazmem, bo przecież ukazało się już wiele publikacji o Witkacym i wydawało się (o święta naiwności!), że twórczość artysty jest opracowana. W latach 80. minionego stulecia ukazało się kilka ważnych książek poświęconych malarstwu Witkacego. Warto je tu w porządku chronologicznym wymienić, a nie chować w przypisach, gdyż do dzisiaj są to podstawowe publikacje traktujące o twórczości malarskiej i rysunkowej tego artysty: Wojciech Sztaba, Gra ze sztuką, Kraków 1982; Irena Jakimowicz, Witkacy malarz, Warszawa 1987; Piotr Piotrowski, Stanisław Ignacy Witkiewicz, Warszawa 1989; Stanisław Ignacy Witkiewicz 1885–1939. Katalog dzieł malarskich, oprac. I. Jakimowicz przy współpracy A. Żakiewicz, Warszawa 1990. Publikacje te, będąc źródłami wiedzy i informacji o artyście, w różnym stopniu ułatwiły prace nad dziełami zgromadzonymi w słupskiej kolekcji.

153

1/2018

Il. 1. Wystawa Witkacy na świecie, ze zbiorów J. Deglera, Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku, 22 X – 24 XI 1985. Fot. D. Dąbrowska (Pracownia Fotograficzna MPŚ).


Osobą, do której Teresa Skórowa zwróciła się z prośbą o opracowanie programu i opiekę nad sesją, a także o opracowanie tomu referatów, był Janusz Degler – autorytet witkacologiczny i naukowy, osoba mająca także doświadczenie redakcyjne i dydaktyczne. Początek lat 90. to czasy przedinternetowe, zatem większość kontaktów korespondencyjnych odbywała się w sposób tradycyjny: muzeum wysyłało listy pisane przez panią Teresę na maszynie i podpisywane przez dyrektora, z kolei profesor Degler odpisywał ręcznie, niezwykle czytelnym duktem pisma. Pamiętam, że zrobiło to na mnie wrażenie, bo po prostu nikt tak nie pisał! Teraz, z perspektywy ponad 30 lat pracy, dodać mogę: nie pisał i nie pisze. Korespondencja ta jest w archiwum kolekcji, będzie dostępna w przyszłości dla badaczy. Wśród gości, których do Słupska ściągnął autorytet Janusza Deglera, byli m.in.: Wojciech Sztaba, Urszula Czartoryska, Daniel Gerould i Anna Micińska. Pamiętam nasze zdziwienie, że dla niektórych referentów była to pierwsza wizyta w Słupsku! Chociaż, zważywszy na możliwości (a może raczej należałoby napisać: niemożliwości) dotarcia pociągiem czy autobusem do Słupska, zdziwienie trochę

1/2018

154

Il. 2. Pierwsza sesja witkacowska w Słupsku, otwarcie wystawy czasowej, 16 IX 1994, od lewej: J. Tarnowski, C. Judek, J. Degler, A. Krajewska. Fot. D. Dąbrowska (Pracownia Fotograficzna MPŚ).

maleje. Pani Teresa miała obawy, czy referentom będzie chciało się jechać aż tak daleko, czy dopiszą słuchacze. Bo od początku założeniem słupskich sesji był ich otwarty charakter. Degler uspokajał, że wszystko będzie dobrze, żeby się nie martwić. Okazało się, że miał rację (il. 2). Z 17 referentów nie dotarła tylko Irena Jakimowicz – jej referat odczytała Anna Żakiewicz. Dla uczestników sesji dodatkową atrakcją był wyjazd do Słowińskiego Parku Narodowego, zwiedzanie wydm i naszego oddziału – skansenu w Klukach. To tam, w czasie poczęstunku, Anna Micińska powiedziała do dyrektora Jaroszewicza: „Panie Dyrektorze, jest nam tutaj jak w niebku!”. Tom referatów z sesji ukazał się w 1996 r., w nakładzie 1000 egzemplarzy, liczył 336 stron. Ostatnie z nich sprzedano pod koniec 2006 r. Do dzisiaj od czasu do czasu ktoś zainteresowany pyta, czy można jeszcze kupić te materiały. Niestety, nie można, gdyż wznowienia muzeum nie planuje. Po sesji dyskutowaliśmy w muzeum nad częstotliwością organizowania konferencji – co trzy lata czy co pięć? Na szczęście udało się przekonać dyrektora do rytmu pięcioletniego – tyle wtedy trwały jednolite wyższe studia magisterskie. Okres przygotowań do konferencji to mniej więcej rok, zebranie referatów i oddanie ich do druku to przynajmniej kilkanaście kolejnych miesięcy – gdyby więc chcieć organizować słupskie sesje co trzy lata, praktycznie stale byłoby się w „ciągu sesyjnym”. Sesje druga i trzecia, których opiekunami naukowymi byli Anna Żakiewicz (1999) i Józef Tarnowski (2004), zgromadziły po 18 referentów; książki pokonferencyjne miały podobną liczbę stron (308 i 386), nakład każdej z nich nadal wynosił po 1000 egzemplarzy.

Fajka bez zaciągania


Il. 3. Aktorzy teatru miejskiego w Stolpie, pocztówka bez obiegu, w zbiorach Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku, nr inw. MPŚ-HP/1086.

Il. 4. Panorama Stolpu – z prawej budynek bractwa strzeleckiego,

Opiekunem naukowym czwartej i piątej sesji (2009 i 2014) został ponownie Janusz Degler. Te dwie ostatnie sesje, i będące ich pokłosiem tomy z referatami, miały nieco odmienny charakter, głównie z powodu liczby referentów, a w ślad za tym – objętości tomu z materiałami. Na czwartą sesję, której tytuł brzmiał Witkacy: bliski czy daleki?, zgłosiło się ponad 60 chętnych do wygłoszenia referatu lub komunikatu. Ze względów organizacyjnych liczbę wystąpień trzeba było ograniczyć – ostatecznie referaty wygłosiły 44 osoby, w książce znalazły się 42 teksty. Ciężar pracy merytorycznej nad kształtem sesji i późniejszego tomu zawsze spoczywa na opiekunie naukowym i autorze programu, który jest też redaktorem naukowym książki. Kustosz kolekcji czuwa nad sesją od strony organizacyjnej. Wśród referentów czwartej sesji znalazły się osoby wcześniej przyjeżdżające w charakterze słuchacza. Nie ukrywam, że dla muzeum był to powód do satysfakcji. Wiosną 2013 r., dokładnie 24 marca (czyli w dzień „fałszywych” urodzin Witkacego, choć

Fajka bez zaciągania

pocztówka bez obiegu, w zbiorach Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku, nr inw. MPŚ-HP/1087.

zgodnych z zapisami w dokumentach) odbyła się w słupskim zamku promocja tomu materiałów z sesji oraz kilku nowych wtedy książek poświęconych autorowi Szewców (Piotra Rudzkiego Witkacy na scenach PRL-u, Marty Skwary Wśród Witkacoidów: w świecie tekstów, w świecie mitów i Anny Żakiewicz Witkacy). Janusz Degler prezentował wówczas nasze materiały oraz ostatni tom listów Witkacego do żony. Książka podsumowująca czwartą sesję była najdłużej oczekiwanym tomem pokonferencyjnym, wydana została pod koniec 2013 r. – niewiele brakowało, a bylibyśmy ją wprowadzali do sprzedaży na piątej sesji. W porównaniu z poprzednimi tomami wzrosła objętość (do 664 stron), ale nakład spadł do 750 egzemplarzy. Sądziliśmy z panem Januszem Deglerem, że czwarta sesja była szczytem, że takiej liczby referentów na kolejnych konferencjach nie będzie. Sporym zaskoczeniem była więc dla nas liczba zgłoszeń, któ-

155

1/2018


re napłynęły na piątą sesję Witkacy 2014: co jeszcze jest do odkrycia? – tu, wspólnie z dyrektor muzeum Marzenną Mazur, stanęliśmy przed wyzwaniem organizacyjnym. Ostatecznie zdecydowaliśmy o przedłużeniu sesji o jeden dzień. Konferencja trwała 4 dni, wygłoszone zostały 54 referaty i komunikaty, wszystkie znalazły się w tomie pokonferencyjnym. Skoro sesja była najdłuższa z dotychczasowych, to i tom najgrubszy: 787 stron; szkoda, że nakład spadł do zaledwie 150 egzemplarzy. Podobnie „homeopatyczne” są nakłady wielu książek i czasopism naukowych. Piąta sesja, co kilkakrotnie przy różnych okazjach podkreślałam, była pierwszą, na której referaty wygłosili witkacolodzy trzech generacji. O ile zwiększenie liczby wystąpień zasadniczo nie wpływało na sposób przygotowania sesji od strony organizacyjnej, o tyle na przygotowanie tomu referatów już tak: m.in. dlatego na te książki czekaliśmy dość długo. Dodać trzeba, że niektórzy czytelnicy (niekoniecznie uczestnicy sesji) już kilka tygodni po sesji telefonowali z pytaniem, czy ma-

1/2018

156

Il. 5. Główna sala w siedzibie bractwa strzeleckiego w Stolpie, pocztówka wysłana 29 VIII 1934 r., w zbiorach Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku, nr inw. MPŚ-HP/1085.

Il. 6. Lazaret w budynku bractwa strzeleckiego w Stolpie, pocztówka wysłana 15 XI 1915 r., w zbiorach Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku, nr inw. MPŚ-HP/1323.

teriały już są, a jeśli nie ma, to kiedy będą. Zawsze wtedy musiałam tłumaczyć, dlaczego ich przygotowanie zajmuje tyle czasu. Przede wszystkim dlatego, że najważniejszy był ich poziom merytoryczny i edytorski. Za pierwszy, poza autorami, odpowiedzialność brał redaktor naukowy; za drugi także wskazane przez prof. Deglera redaktorki: Irena Szymaniec przy tomie z czwartej sesji, Małgorzata Grochocka – z piątej. Zebranie tekstów kilkudziesięciu autorów, poprawienie błędów, omyłek i „niedoróbek” oraz uzgodnienie zapisów po prostu trwało. Mimo wysłania autorom schematu zapisu tekstu i przypisów, część z nich pozostała przy swoich przyzwyczajeniach. Nie ukrywam, że liczbą i kalibrem błędów byłam czasami lekko zezłoszczona. Wtedy prof. Degler ze stoickim spokojem stwierdzał, że niektórzy autorzy po prostu przysłali wersję wygłoszoną na sesji, bez poprawek. Tradycją słupskich sesji jest pomijanie w programach stopni i tytułów naukowych referentów – jak mówi Janusz Degler: „Wobec Witkacego wszyscy jesteśmy równi”. To rzadko współcześnie spotykana postawa, chociaż w kontekście bohatera naszych sesji i książek jak najbardziej zrozumiała. Sam Witkacy formalną edukację zakończył maturą, inaczej zwaną świadectwem dojrzałości (dzisiaj Witkiewicz junior miałby nikłe szanse na znalezienie pracy). Profesor przyjeżdżał do Słupska nie tylko przy okazji sesji muzealnych. W 2012 r. był jurorem ekscentrycznym 15. Ogólnopolskiego Konkursu Interpretacji Dzieł Stanisława Ignacego Witkiewicza „Witkacy pod strzechy” organizowanego przez Słupski Ośrodek Kultury. Wygłosił wtedy w muzeum wykład Dzieje recepcji Witkacego. Zachęcałam młodsze koleżanki do wysłuchania tego wykładu, wiedząc, że dzisiaj już tak nie prowadzi się wykładów otwartych. Sama z prawdziwą przyjemnością byłam słuchaczką tego wystąpienia. Przyjemność była tym większa, że sporo faktów znałam, dzięki

Fajka bez zaciągania


czemu mogłam skupić się na formie wypowiedzi, śledzić, w jaki sposób Janusz Degler buduje klimat wykładu, rozkłada akcenty, z całego zasobu swej wiedzy wybierając zdarzenia, anegdoty i interpretacje konstruujące to jedno wystąpienie. Przekonałam się wtedy po raz kolejny, że podział na co i jak , na treść i formę jest umowny, przydatny tylko w ograniczonym zakresie, że jedno bez drugiego nie istnieje, a ich współistnienie tworzy nie tylko dzieła sztuki (Czystej Formy, jak chciał Witkacy), ale także, toutes proportions gardées, wykłady i referaty. Appendix O kolekcjonerskich zainteresowaniach Janusza Deglera pocztówkami ukazującymi budynki i wnętrza teatrów dowiedziałam się stosunkowo niedawno. Mam nadzieję, że słupskie pocztówki teatralne nie są panu Januszowi znane, i że sprawią Mu urodzinową przyjemność. W prowincjonalnej niemieckiej miejscowości Stolp in Pommern działał teatr miejski, jego aktorów możemy zobaczyć na jednej z pocztówek (il. 3). Teatr nie miał swojego budynku – spektakle odbywały się w siedzibie bractwa strzeleckiego (niem. Schützenhaus, il. 4). Sala ze sceną pomieścić mogła do 1000 osób. Organizowano w niej także spotkania i bankiety – na jednej z pocztówek widać udekorowane wnętrze i nakryte stoły (il. 5). W czasie Wielkiej Wojny znajdował się tam lazaret (il. 6). Po wojnie w budynku mieścił się teatr, później dom kultury. Gdy Stanisław Horno-Popławski pracował nad pomnikiem Karola Szymanowskiego, odsłoniętym w 1972 r., właśnie tam miał pracownię4. Będąc w Słupsku, warto zwrócić uwagę na

Il. 7. Bałtycki Teatr Dramatyczny w Słupsku, pocztówka bez obiegu, w zbiorach bractwa strzeleckiego w Stolpie, pocztówka wysłana 29 VIII 1934 r., w zbiorach

pomnik, gdyż są na nim wyryte pierwsze takty sonaty fortepianowej Szymanowskiego, dedykowanej Witkacemu. Dawny Schützenhaus został rozebrany w połowie lat 70. Wzniesiony po wojnie nowy teatr możemy zobaczyć na jednej z pocztówek wydanych w 1969 r. – wtedy w Słupsku działał Bałtycki Teatr Dramatyczny mający główną siedzibę w Koszalinie (il. 7). Dzisiaj budynek ten jest siedzibą Nowego Teatru im. Witkacego.

Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku, nr inw. MPŚ-HP/638.

Beata Zgodzińska Sessions, volumes, other meetings + appendix,

4 Za informację dziękuję dyrektorowi Mieczysławowi Jaroszewiczowi.

Fajka bez zaciągania

or about the relationship between Janusz Degler and the Museum of Central Pomerania in Słupsk

157

1/2018


W

itkacy i Strzemiński – dwaj giganci awangardy – spotkali się chyba tylko raz w Zakopanem. 24 sierpnia 1931 r. w liście do żony Witkacy wspomniał o wizycie „teorytyka sztuki Strzemińskiego, bez nogi, bez ręki, ślepy na 1 oko. Kaw[aler] oficerskiego Georgia i złotej szpady”1. Niewątpliwie fakt, że Strzemiński mógł poszczycić się posiadaniem krzyża kawalerskiego carskiego Orderu św. Jerzego oraz dodatkowego insygnium tego orderu w postaci Złotej Broni św. Jerzego, musiał na Witkacym zrobić wrażenie. Doskonale przecież wiedział, że ten najwyższy carski order wojskowy, odpowiednik polskiego krzyża Virtuti Militari, nadawany był oficerom wyłącznie za wyjątkowe zasługi bojowe i akty odwagi na polu walki. Sam też za udział w bitwie nad Stochodem nagrodzony został carskim Orderem św. Anny (co nie bez satysfakcji przypomniał w Niemytych duszach), ale w rosyjskiej orderowej hierarchii św. Jerzy znajdował się znacząco wyżej. Przekazana Jadwidze orderowa wzmianka zdaje się wskazywać, że wojenne wspomnienia mogły być jakimś istotnym fragmentem rozmowy Witkacego i Strzemińskiego. Obaj przecież przeżyli Wielką Wojnę na froncie jako oficerowie carskiej armii. Julian Przyboś, który był świadkiem ich spotkania, zapamiętał jednak, że to nie było dobre spotkanie. Rozmowa się nie kleiła, a Witkacy ciągle przerywał swemu rozmówcy, sprawiał wrażenie niespokojnego i poirytowanego. Być może – choć od zakończenia Krzysztof Dubiński wojny upłynęło prawie 13 lat – obaj nie potrafili się w pełni z tym doświadczeniem zmierzyć, uporządkować go ani opisać. Żaden z nich nie pozostawił po sobie jakiejś większej relacji o wojennych przeżyciach, żaden z nich nie opowiadał też o tym przyjaciołom i znajomym. Po Witkacym pozostało kilkanaście zdań rzuconych jakby mimochodem w Niemytych duszach, po Strzemińskim – jeszcze mniej wspomnieniowych okruchów.

1 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 20:] Listy do żony (1928–1931), przygotowała do druku A. Micińska, oprac. i przypisami opatrzył J. Degler, Warszawa 2007, s. 245.

1/2018

158

Władysława Strzemińskiego „życie przed życiem” Nawoływać łatwo – tworzyć trudno


skiej o młodości i wojennych losach ojca najważniejszym stał się fragment dotyczący kalectwa, jakiego doznał na froncie. I wtedy właśnie, nocą z 6 na 7 maja 1915 roku, zdarzył się wypadek. Własny żołnierz, wychodząc z sąsiedniego okopu, potknął się i odruchowo rzucił trzymany w ręku odbezpieczony granat, który wpadł do rowu, gdzie wraz ze swoimi podkomendnymi był mój ojciec. Wybuch granatu spowodował masakrę. Nielicznych żyjących zabrano do szpitala polowego. Ojcu amputowano prawie dwie trzecie prawego uda i ponad połowę lewego przedramienia. Ciało pokrywały liczne rany po mniejszych odłamkach. Jeden z nich uszkodził mu prawe oko.

I. Luba, E. P. Wawer, Władysław Strzemiński – zawsze w awangardzie. Rekonstrukcja nieznanej biografii 1893–1917, Muzeum Sztuki w Łodzi, Łódź 2017. Fot. Muzeum Sztuki w Łodzi.

Przez kilka dziesięcioleci o wojennych losach Władysława Strzemińskiego wiadomo było więc dokładnie tyle, ile napisał Witkacy w liście do Jadwigi: weteran armii carskiej z Wielkiej Wojny, podczas której stracił rękę, nogę i wzrok w jednym oku, stając się stuprocentowym inwalidą. Dopiero książka jego córki Niki Strzemińskiej Sztuka, miłość i nienawiść (1991, wydanie poszerzone 2001) rzuciła na biografię artysty nieco więcej światła, przypomniała jego pogodne dzieciństwo w otoczonym ogrodem domu rodziców w Mińsku, naukę w moskiewskim Korpusie Kadetów i studia w wojskowej Mikołajewskiej Szkole Inżynieryjnej, z której niemal wprost po uzyskaniu dyplomu i promocji na podporucznika latem 1914 r. wyruszył do walki. Z tych dość powierzchownych wzmianek Strzemiń-

Nawoływać łatwo – tworzyć trudno

Nie wiadomo właściwie, skąd Strzemińska zaczerpnęła swoją – tak przecież dokładnie w tym fragmencie zrelacjonowaną – wiedzę o dacie i przebiegu tego wypadku. Nie miała dostępu do osobistych dokumentów ojca, bo nie zachowały się żadne listy, fotografie czy jakieś jego zapiski z rosyjskiego okresu. Spisała to, co i jak zapamiętała z rozmów przeprowadzanych z nim w dzieciństwie oraz to, co doczytała w jego biogramie sporządzonym w latach 70. przez Zofię Baranowicz. Jej wspomnienia nie były obiektywną biografią Katarzyny Kobro i Władysława Strzemińskiego, ale osobistą, przejmująco dramatyczną próbą rozliczenia się z piekłem domowym, jakie rodzice zgotowali sobie i jej. Tymczasem ta narracja, przez nikogo nieweryfikowana, na wiele lat przyjęta została za pewnik. Zapewne tak byłoby nadal, gdyby nie Iwona Luba z Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Warszawskiego i psycholożka Paulina Wawer, które postanowiły zmierzyć się z biografią Katarzyny Kobro. Już pierwsze krajowe kwerendy skłoniły autorki do zmiany planów i w konsekwencji, zamiast książki poświęconej życiu i twórczości Kobro powstała pierwsza naukowa biografia jej męża, obejmująca lata jego dzieciństwa, młodość szkolną

159

1/2018


To był wojennego piekła krąg najniższy i akademicką oraz okres służby wojskowej w armii carskiej. To, co Strzemińska nakreśliła w kilku zaledwie akapitach, autorki zweryfikowały poprzez badania archiwalne w Moskwie i Petersburgu oraz sięgnięcie do publikacji prasowych, wspomnień i pamiętników z epoki, źródeł historycznych i opracowań naukowych z wielu dziedzin, w tym tak odległych od profesji autorek jak historia wojskowości czy historia medycyny. Po 4 latach badań, które wymagały nie tylko naukowego warsztatu, ale i prawdziwie detektywistycznych talentów, powstała książka Władysław Strzemiński – zawsze w awangardzie. Rekonstrukcja nieznanej biografii 1893–1917, o której autorki piszą we wstępie: Ujawniamy nowe fakty i prezentujemy „życie przed życiem” Władysława Strzemińskiego, jego niemal zupełnie nieznaną biografię do 1917 roku pokazujemy na tle zaskakującej i burzliwej panoramy historycznej. Książka stanowi rekonstrukcję genealogii, dzieciństwa w Mińsku, nauki w szkołach Moskwy i Petersburga w ważnym okresie formacyjnym, a także czynnej służby jako zawodowego oficera i aktywnego udziału w pierwszej wojnie światowej. Udokumentowane pasjonujące, nieznane, a kluczowe fakty z tego okresu, jak na przykład dowodzenie słynnym w całej Rosji „atakiem trupów”, mogą stać się kanwą scenariusza filmowego. W bogatym zestawie odkrywczych ustaleń biograficznych dokonanych przez Lubę i Wawer absolutnie najważniejsze znaczenie dla obrazu Strzemińskiego jako człowieka i twórcy mają jego wojenne losy. Rozdziały książki traktujące o tym okresie są rewelacyjne. Dzięki odnalezionym w rosyjskich archiwach szczegółowym i dokładnym dokumentom wojskowym – przede wszystkim dziennikom działań bojowych i rozkazom kompanijnym oddziałów, w których Strzemiński służył na wojnie – autorki odtworzyły drobiazgowo wojskową i inżynieryjną aktywność Strzemińskiego.

1/2018

160

Pokazały nam postać, jakiej trudno było się spodziewać – młodego, energicznego oficera saperów, świetnie przygotowanego do wykonywania wojskowej profesji oraz dowodzenia swoimi podkomendnymi. Taki był podporucznik Strzemiński od pierwszego dnia wojny, na którą poszedł w wieku 20 lat niemal bezpośrednio po ukończeniu elitarnej Mikołajewskiej Szkoły Inżynieryjnej w Petersburgu. Jako oficer kompanii saperów wiele miesięcy spędził w twierdzy Osowiec położonej wśród biebrzańskich bagien, która od pierwszych tygodni wojny, przez prawie rok, znajdowała się na głównej osi rosyjsko-niemieckich walk. Niemcy dwukrotnie oblegali twierdzę, ale nie udało im się jej zdobyć. Strzemiński był oficerem wyróżniającym się fachowością i odwagą, o czym świadczą liczne zapisy dokumentujące jego zasługi oraz całkiem bogaty katalog orderów, jakimi carskie dowództwo je honorowało. Podczas wojny odznaczano go siedmiokrotnie orderami św. Włodzimierza IV klasy, św. Stanisława II i III klasy, św. Anny III i IV klasy oraz św. Jerzego IV klasy i orderową Złotą Bronią. Prawdziwie rewelacyjnym odkryciem autorek jest również to, że przyszły awangardowy twórca był też uzdolnionym wynalazcą – podczas wojny skonstruował oryginalny miotacz min, który wykorzystano do obrony Osowca. Jednak za tymi wojskowymi splendorami dostrzec trzeba wszechobecny przecież wojenny koszmar. Luba i Wawer nie wahają się pisać o nim wprost, z otwartością, która czasem może czytelnika poruszać do głębi. Wielka Wojna była piekłem, które miało wiele kręgów. Jeden ze straszniejszych poznał porucznik Witkiewicz, brnąc w ponurych mokradłach Stochodu pełnych rozkładających się żołnierskich zwłok i przesiąkniętych wszechobecnym trupim odorem. Największą jednak grozę podczas tej wojny budziło użycie broni chemicznej, czyli trującego gazu, przed którym nie było ucieczki. Niemcy po raz pierwszy użyli tej broni na masową skalę w bitwie pod Ypres w kwietniu 1915 r. Skroplony chlor uwolniony jednocześnie

Nawoływać łatwo – tworzyć trudno


nicami. W oczach jego tkwiło przerażenie przed niepojętym. Świszczące zatrute oddechy mówiły o niezmiernej męce konających. Niebieskie wargi, niebieskie to, co wcześniej w oku było białe, w kątach ust żółta piana. I nieopisana groza na twarzach. To był wojennego piekła krąg najniższy. I tam los strącił porucznika Strzemińskiego. 6 sierpnia 1915 r. dowództwo niemieckie postanowiło użyć broni chemicznej przeciwko obrońcom Osowca. Saperzy niemieccy przygotowali 50 tysięcy butli z gazem duszącym. O godzinie 3.10 rozpoczęto wypuszczać gaz, który wiatr kierował w stronę rosyjskich pozycji. Jeden z niemieckich żołnierzy tak to opisywał: Z wielu tysięcy bomb gazowych wzbijały się do góry trujące chmury, chwilami białawe, żółtawe, błękitne, zupełnie jak para wodna wyrzucana zimą przez lokomotywę, i połączyły się w jeden gęsty obłok, który z wiatrem powoli zaczął postępować ku Rosjanom. Kładł się nad krajobrazem jak siarkowy, żółty welon.

z tysięcy butli utworzył tuż nad ziemią wielką żółtą chmurę, która jak fala przesuwała się po blisko sześciokilometrowym odcinku frontu, pokrywając każdy jego metr, dusząc ludzi, zwierzęta i niszcząc całą roślinność. W kilka tygodni później Niemcy użyli gazu na froncie wschodnim, pod Bolimowem, wypuszczając ponad 250 ton chloru z 12 tysięcy stalowych butli. Ponad 1100 rosyjskich żołnierzy zginęło na miejscu, ponad 9000 zostało zatrutych. Niemiecki oficer Max Wild widział z bliska skutki tego ataku: Ludzie zmagający się w śmiertelnej walce, wlekli się na czworakach i jak w obłąkaniu rwali na ciele odzież. Jeden leżał, wczepiwszy palce w ziemię, drugi obok z szeroko otwartymi źre-

Nawoływać łatwo – tworzyć trudno

„Sztuka” 1986, nr 6, numer poświęcony K. Kobro i W. Strzemińskiemu. Skan K. Dubiński.

W ciągu kilku minut śmiercionośna fala gazu – chloru z domieszką bromu – o szerokości 8 kilometrów przykryła rosyjskie okopy i umocnienia na przedpolu Osowca, zabijając niemal wszystkich znajdujących się w nich żołnierzy i otwierając Niemcom drogę do bezpośredniego szturmu na twierdzę. W tym krytycznym momencie do samobójczego niemal kontrataku ruszyły trzy ocalałe rosyjskie kompanie. Na czele szła kompania dowodzona przez podporucznika Kotlińskiego. Na ochotnika dołączył do niej podporucznik Strzemiński, który miał oszacować stan fortyfikacji po niemieckim ataku. Podczas starcia z niemiecką tyralierą Kotliński został śmiertelnie ranny. Dowodzenie kompanią przejął podporucznik Strzemiński i pomimo utrzymujących się oparów gazu, pod silnym ostrzałem artyleryjskim wroga z wyciągniętą szablą poprowa-

161

1/2018


Tylko szczury były u siebie

dził żołnierzy do ataku na bagnety. To nieprawdopodobne, jak dalece ten obraz przypomina najważniejszy moment walk o Witonież nad Stochodem, gdy podporucznik Witkiewicz z szablą w dłoni, na czele swojej kompanii, ruszył do krwawego starcia na bagnety z niemiecką piechotą. Kontratak obrońców Osowca przeszedł do historii rosyjskiej wojskowości jako „атака мертвецов” („atak trupów”). Wizja umierającej kompanii, która przetrwała atak gazowy i powstrzymała szturm całego niemieckiego pułku w Rosji posowieckiej – za sprawą licznych publikacji popularnonaukowych – stała się prawdziwą legendą i popkulturowym mitem. W 2012 r. w sieci pojawił się film o „ataku trupów” stylizowany na dokument z epoki, a kilka zespołów muzycznych nagrało piosenki poświęcone temu wydarzeniu. Niewykluczone, że rosyjska kinematografia wyprodukuje pełnometrażowy film o obronie Osowca w 1915 r. W dotychczasowych publikacjach na ten temat nie wspomina się o podporuczniku Strzemińskim, ale w wojskowych dokumentach odnalezionych przez autorki jego rola w tym dramatycznym wydarzeniu jest opisana jednoznacznie. To on, po śmierci dowódcy kompanii, poderwał żołnierzy do walki i pomimo otrzymanego postrzału w ramię oraz zatrucia gazem poprowadził ich do decydującego starcia. Właśnie za ten czyn otrzymał Order Świętego Jerzego, o którym wspominał Jadwidze Witkacy. Luba i Wawer odnalazły nie tylko rozkaz nadający mu order i specjalną luksusową edycję wykazu kawalerów orderu wydaną w grudniu 1916 r., gdzie widnieje nazwisko Strzemińskiego wraz z datą dokonania chwalebnego czynu: 6 sierpnia 1915 r. Odnalazły też wydaną w 1917 r. w Piotrogrodzie przez Zarząd Główny Sztabu Generalnego armii rosyjskiej książkę Michaiła Swiecznikowa i Wsiewołoda Buniakowskiego Oборона крепости Осовец во время второй, 61/2 месячной осабы её (Obrona Twierdzy Osowiec w czasie jej drugiego sześcioipółmiesięcznego oblężenia), w której szczegółowo zostały opisane udział i rola podporucznika

1/2018

162

Strzemińskiego w obronie twierdzy 6 sierpnia. Tę i inne publikacje z XIX i XX w. ważne dla zrekonstruowania wojskowej biografii Strzemińskiego autorki znalazły w Bibliotece Narodowej w Petersburgu. Niektóre miały jeszcze nierozcięte kartki. Odnaleziona i analizowana przez nie dokumentacja jednoznacznie dowodzi, że informacje przytaczane przez Nikę Strzemińską, zwłaszcza podawana przez nią data i okoliczności wypadku, który rzekomo w maju 1915 r. spowodował inwalidztwo jej ojca, są całkowicie błędne. Oficer Strzemiński, choć przez jakiś czas hospitalizowany w związku z raną i zatruciem gazem, pozostał w załodze twierdzy Osowiec aż do jej ewakuacji we wrześniu 1915 r. w związku z generalnym odwrotem armii rosyjskiej w głąb imperium. Rozpoczęła się wyniszczająca ludzi i kraj wojna pozycyjna. Kompania saperów Strzemińskiego została przerzucona do Puszczy Nalibockiej, gdzie na podmokłym, bagnistym terenie budowała umocnienia, fortyfikacje, drogi, mosty i stawiała kilometry zasieków. „Światła gasną. Teraz szczury i wszy pokazują, kto tu rządzi” – Luba i Wawer wiele uwagi poświęciły opisowi realiów, w jakich miliony żołnierzy bytowały w okopach i ziemiankach podczas Wielkiej Wojny. W Puszczy Nalibockiej Strzemiński dzielił ich los przez 8 miesięcy. Istotnie, w mrocznych, wilgotnych jamach wygrzebanych w ziemi, niewiele różniło ich od szczurów. Tylko szczury były u siebie i czuły się z tym dobrze, ludzie zaś byli tu bezradnymi intruzami, zmieniającymi się w mordujących się wzajemnie troglodytów. W tych warunkach organizm Strzemińskiego, osłabiony źle gojącą się raną postrzałową i nierozpoznawalnymi wówczas długotrwałymi skutkami zatrucia gazem bojowym, musiał odmówić posłuszeństwa. Jak wynika z zapisów przebiegu jego służby wojskowej, 24 maja 1916 r. nieoczekiwanie został ewakuowany do szpitala dywizyjnego na zapleczu frontu „na leczenie”, a stamtąd skierowano go do Moskwy na dalsze leczenie „z powodu choroby”. Nie ma jednak żadnego zapisu, który świadczyłby o tym, że ta choroba wiązała się z ko-

Nawoływać łatwo – tworzyć trudno


niecznością jakiejkolwiek amputacji. Już w Moskwie dotarł do Strzemińskiego rozkaz awansujący go do stopnia porucznika oraz nadający mu kolejny order wojskowy – krzyż Świętego Stanisława II klasy z mieczami, za zasługi saperskie na czołowej pozycji frontu w Puszczy Nalibockiej. W moskiewskim punkcie rozdzielczo-ewakuacyjnym przyjęto Strzemińskiego 17 czerwca 1916 r. Od tego momentu ginie on autorkom z oczu na prawie rok. Nie wiadomo, jak i gdzie przebiegało jego leczenie. Nie wiadomo, co działo się z nim podczas rewolucji lutowej 1917 r. Witkacy przeżył ją w samym epicentrum walk, bo w istocie był to bunt żołnierzy garnizonu petersburskiego wymierzony w oficerów, a żołnierze jego czwartej kompanii rekonwalescentów ten bunt rozpoczęli. W stolicy Rosji bunt był krwawy, wielu oficerów zastrzelono, jeszcze więcej aresztowano, pobito lub przepędzono z koszar, przez miasto przeszła też fala zamieszek ulicznych. Poza Petersburgiem, na pozostałych obszarach imperium, rewolucja rozprzestrzeniała się w sposób pokojowy, i jak pisał potem William Henry Chamberlin – „dokonała się przez telegraf”2. W Moskwie i całym imperium zmianę ustroju przyjęto i zaakceptowano jako fakt dokonany, nikt się temu nie sprzeciwiał, nikt nie stawiał oporu, nie trzeba było stosować przemocy. Nie wiadomo też, czy Strzemińskiego interesował spontanicznie rodzący się ruch wojskowych Polaków, którzy dążyli do stworzenia autonomicznych polskich formacji wojskowych w ramach armii rosyjskiej, z myślą o przyszłej niepodległej Polsce.

I. Luba, E. P. Wawer, K. Dubiński podczas dyskusji Artysta i wojna w Muzeum Sztuki w Łodzi, 19 października 2017. Fot. M. Kwiatkowski (Muzeum Sztuki w Łodzi).

Jak spędził kolejne miesiące? Wyłącznie w moskiewskim szpitalu czy też, korzystając z urlopu leczniczego, pojechał do Mińska? Czy szukał możliwości – jak Witkacy – rozstania się ze służbą wojskową? Jak wyglądała sieć jego ówczesnych wojskowych, towarzyskich i artystycznych kontaktów? Wreszcie – czy już wtedy, a jeśli nie, to kiedy, zaczynał rodzić się w Rosji Strzemiński artysta? To są pytania, na które książka Luby i Wawer nie odpowiada. Trzeba mieć nadzieję, że autorki będą kontynuować swoje detektywistyczno-badawcze poszukiwania, co zresztą deklarują, i otrzymamy część drugą rosyjskiej biografii Strzemińskiego, z pewnością równie fascynującą i odkrywczą, jak tom wydany przez Muzeum Sztuki w Łodzi. I może otrzymamy w nim odpowiedź na jeszcze jedno pytanie, zapewne kluczowe dla powojennych losów i późniejszej postawy Strzemińskiego. Kiedy stał się inwalidą? Kolejne dokumenty wojskowe dotyczące oficera Strzemińskiego, jakie odnalazły autorki, pochodzą z lata 1917 r. Wskazują, że stawał on przed komisją lekarską, która uznała, że jest zdolny do dalszej służby wojskowej. Ostatni zaś dokument z listopada 1917 r. stwierdza, że został skierowany do służby w kompanii inżynieryjnej 1. Kaukaskiej Dywizji Grenadierów. Stuprocentowy inwalida „bez nogi, bez ręki, ślepy na 1 oko” – jak pisał Witkacy – takiego przydziału by nie otrzymał.

Krzysztof Dubiński Władysław Strzemiński’s "life before life" – a review of the book by Iwona Luba and Ewa Paulina Wawer – Władysław Strzemiński – always in the avant-garde. Reconstruction of an

2 Cyt. za: R. Pipes, Rewolucja rosyjska, Warszawa 2012, s. 348.

unknown biography 1893–1917

Nawoływać łatwo – tworzyć trudno

163

1/2018


Program: 9:00-9:15 OTWARCIE KONFERENCJI /WELCOME ADDRESS PANEL I: 9:15-10:25 9:15-9:35 dr hab. Beata Śniecikowska, prof. IBL PAN, Verbo-visual Hybrids of Futurism 9:35-9:55 dr Izabela Curyłło-Klag (UJ), Witkacy, Lewis, and Futurism 9:55-10:15 dr Guy Stevenson (Goldsmiths College, University of London), Trolling the Enlightenment: Lewis, Marinetti and the Modernist Precedent for America’s Alt-right Izabela Curyłło-Klag

PANEL II: 10:40-11:50

Formiści, Futuryści, F/Witkacy

10:40-11:00 dr Charlotte de Mille (Courtauld Institute of Art), Anthropological Appropriations: Witkacy and Lewis’s ‘pseuds’ 11:00-11:20 dr Henry Mead (Teesside University), Karlowska, Bevan, and the Modernists 11:20-11:40 dr John Bolin (University of Exeter), ‘I don't know when I died': Beckett, Witkacy, and Borders

16 grudnia 2017 r. w Teatrze No-

wym w Łodzi odbyła się międzynarodowa konferencja naukowa 3F: Formiści, Futuryści, F/Witkacy zorganizowana przez Instytut Witkacego, Teatr Nowy w Łodzi i Uniwersytet Jagielloński. Sesja wpisała się w obchody Roku Awangardy oraz towarzyszyła premierze Szewców Stanisława Ignacego Witkiewicza w reżyserii Jerzego Stuhra.

1/2018

PANEL III: 13:00-14:10 13:00-13:20 dr hab. n. med. Bogusław Habrat, Wojciech Świątnicki (Instytut Psychiatrii i Neurologii w Warszawie), Kanadyjsko-angielski Tumor Mózgowicz

164

Nie ma złudy, jest to, co jest


13:20-13:40 Jolanta Juszkiewicz (Teatr Kropka), Teatr Kropka Theatre i Witkiewicz – prezentacje na trzech kontynentach 13:40-14:00 Małgorzata Sady1, dr Marek Średniawa (PW, Instytut Witkacego), dr hab. Ewa Satalecka (PJATK), Kinga Ostapkowicz (PJATK), Projekt „Gyubal Wahazar”, czyli jak Witkacy odnalazł „tych Temersonów” i razem wskrzesili smoka Żabrołaka PANEL IV: 14:25-15:35 14:25-14:45 dr Karolina Czerska2, Henryk Wiciński i teatr Cricot: „konstruowanie formy plastycznej” 14:45-15:05 dr Paweł Polit (Muzeum Sztuki w Łodzi), Debora Vogel i Witkacy. Odzyskanie pojęcia Czystej Formy dla sztuki awangardowej lat 30. 15:05-15:25 dr Małgorzata Geron (UMK), Formiści – awangarda i po awangardzie

1 Małgorzata Sady – absolwentka filologii angielskiej UMCS w Lublinie, kurator i realizatorka projektów artystycznych, tłumaczka, scenarzystka, muzyk. Współpracuje z galeriami sztuki współczes­ nej, centrami sztuki, festiwalami teatralnymi i filmowymi w Polsce i zagranicą. Zob. http://www. contexts.com.pl/pl/artysci/2434 (dostęp: 11 lutego 2018). 2 Karolina Czerska – absolwentka filologii romańskiej (mgr) oraz teatrologii UJ (dr), wpółpracuje z Cricoteką oraz Ośrodkiem Badań nad Awangardą UJ.

Nie ma złudy, jest to, co jest

165

1/2018


PANEL V: 15:50-17:00 15:50-16:10 Przemysław Pawlak (IS PAN, Instytut Witkacego), „Namopaniki” i „Żywoty” Aleksandra Wata – potencjalne źródła 16:10-16:30 dr Magdalena Lachman (UŁ), O współczesnych inspiracjach futuryzmem 16:30-16:50 dr hab. Tomasz Bocheński, prof. UŁ, O inwencjach pisarskich Witkacego słów kilka 17:00 ZAMKNIĘCIE KONFERENCJI/CLOSING REMARKS

1/2018

Podczas sesji omawiano związki polskich awangardystów z twórcami Europy Zachodniej, inspiracje i paralele w twórczości artystów modernistycznych. Referaty dotyczyły dokonań Witkacego oraz innych twórców awangardowych, np.: Wyndhama Lewisa, Roberta Bevana, Stanisławy Karłowskiej, Władysława Ślewińskiego, Samuela Becketta, Filippa Marinettiego, teatru Cricot (Henryka Wicińskiego), grupy Formistów, Debory Vogel, Themersonów. Usłyszeliśmy relacje na temat odbioru polskich dzieł awangardowych przez widzów i czytelników na różnych kontynentach. Panel literacki dotyczył domniemanych źródeł niektórych utworów Aleksandra Wata i Witkacego oraz współczesnych inspiracji futuryzmem w literaturze. Przy okazji konferencji odbyła się promocja trzeciego numeru półrocznika „Witkacy!” i polsko-angielskiej edycji dramatu Witkacego Gyubal Wahazar według koncepcji Franciszki i Stefana Themersonów, przygotowanego przez studentów Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych we współpracy z Instytutem Witkacego.

166

Konferencja pozwoliła Instytutowi nawiązać nowe kontakty naukowe oraz zacieśnić te już istniejące, np. z wykładowcami łódzkiej polonistyki czy z kuratorką Courtauld Institute, Charlotte de Mille i naukowcami z Wielkiej Brytanii i USA. Niektórzy uczestnicy sesji anglojęzycznej podejmowali już wcześniej wspólne działania naukowe (np. przygotowanie panelu na konferencji Modernist Studies Association w Amsterdamie); obecnie pojawił się pomysł ściślejszej współpracy dotyczącej badań nad twórczością Witkacego oraz związków awangardy polskiej z artystami anglojęzycznymi. Goście zagraniczni głębiej zainteresowali się dorobkiem Witkacego i wyrazili chęć popularyzowania jego dokonań za granicą. Z kolei uczestnicy sesji polskojęzycznej mieli szansę przeanalizowania twórczości Witkacego, futurystów i formistów w szerszym niż zwykle kontekście i bardzo interdyscyplinarnie, ponieważ wygłaszający referaty i osoby prowadzące sesje reprezentowały różne dziedziny nauki, m.in.: psychiatrię, filologię polską i obcą, historię sztuki, filozofię,

Nie ma złudy, jest to, co jest


design, ekonomię, inżynierię; jeden referat wygłosiła nawet aktorka, propagująca teatr Witkacego w Australii. Dzięki temu dyskusje po każdym panelu okazały się niezwykle owocne i przeciągnęły się poza oryginalnie zaplanowane na nie miejsca w programie. Formiści, Futuryści, F/Witkacy przyciągnęli przede wszystkim publiczność z Uniwersytetu Łódzkiego oraz Akademii Sztuk Pięknych. Miłą niespodzianką było także pojawienie się doktorantów z odleglejszych stron kraju, m.in. z Koszalina oraz studentów teatrologii z Krakowa. Na koniec wszyscy uczestnicy, wraz z publicznością zgromadzoną na konferencji, zostali zaproszeni na spektakl Szewcy w reżyserii Jerzego Stuhra. Przedstawione na konferencji referaty zostaną przedłożone do publikacji w tym i kolejnych numerach „Witkacego!”.

Izabela Curyłło-Klag Formists, Futurists, F/Witkacy Report on a conference on avant-garde literature and art.

Nie ma złudy, jest to, co jest

167

1/2018


Andrzej Klimowski, Kinga Ostapkowicz, Małgorzata Sady, Ewa Satalecka, Marek Średniawa

Projekt Gyubal WahazAR, czyli jak Witkacy odnalazł „tych Temersonów” i razem wskrzesili smoka Żabrołaka1 Dla profesora Janusza Deglera, Jasi Reichardt i Nicka Wadleya Witkacemu i Themersonom – studenci PJATK

Prapoczątki – Gyubal Wahazar w Gaberbocchus Press1 Małgorzata Sady, niezależna kuratorka i realizatorka projektów artystycznych, Marek Średniawa, Instytut Witkacego/Politechnika Warszawska

1 Referat zaprezentowany w zbliżonej formie przez Małgorzatę Sady i Marka Średniawę (w imieniu nieobecnych współautorów: Ewy Sataleckiej i Kingi Ostapkowicz) na konferencji Formiści, Futuryści, F/Witkacy 16 grudnia 2018 r. w Łodzi. Opiera się na esejach tychże, dołączonych do edycji dramatu Witkacego (S. I. Witkiewicz, Gyubal Wahazar, czyli na przełęczach bezsensu. Nieeuklidesowy dramat w czterech aktach / Vahazar – on the Uplands of Absurdity. Non-Euclidean Drama in Four Acts, tłum. C. Wieniewska, Warszawa 2017), a także tekstach Andrzeja Klimowskiego i Ewy Sataleckiej wybranych i przeredagowanych na potrzeby pisma przez Marka Średniawę. Kinga Ostapkowicz napisała kilka zdań specjalnie dla „Witkacego!”.

1/2018

168

W

1948 r. Franciszka i Stefan Themersonowie założyli w Londynie Gaberbocchus Press – niezależną oficynę, którą prowadzili do 1979 r., wydając ponad 60 tytułów. Nazwa wydawnictwa jest łacińską wersją imienia Jabberwock – smoka z książki Lewisa Carolla Po drugiej stronie lustra2. Wszystkie wydawane książki sami projektowali, przygotowywali do druku, a niektóre nawet włas­ noręcznie drukowali. Wkrótce do wydawnictwa dołączyły: malarka Gwen Barnard i tłumaczka

2 Obie książki L. Carrolla o Alicji i wiersz Jabberwocky mają wiele polskich tłumaczeń. W związku z tym jest dużo spolszczeń imienia smoka. Autor zdecydował się na Żabrołaka zaproponowanego przez Roberta Stillera z uwagi na to, że polska edycja Through the Looking Glass and What Alice Found There z ilustracjami Franciszki Themerson wykorzystuje właśnie ten przekład. Jabberwocky u Macieja Słomczyńskiego nosi imię Dżabersmok, u Stanisława Barańczaka – Dziaberłak, a u Antoniego Marianowicza – Dziwolęk.

Forma jako taka działa


Barbara Wright. Do dorobku edytorskiego Gaberbocchusa należą pierwsze przekłady na angielski książek Alfreda Jarry’ego, Pol-Divesa, Raymonda Queneau, Kurta Schwittersa, Raoula Hausmanna oraz teksty wybitnych autorów brytyjskich, m.in. Bertranda Russella, z którym łączyła Themersonów wieloletnia przyjaźń. Politykę wydawniczą wyrażono w zwięzłej i jasnej deklaracji wydawania wyłącznie bestlookerów w opozycji do pospolitych bestsellerów. Niekomercyjny charakter działalności sprawiał, że dysponowano ograniczonymi środkami technicznymi i finansowymi, ale nie stanowiło to przeszkody dla udanych projektów książek, które broniły się harmonią, ascetyczną, wyrafinowaną prostotą, czystą, komunikatywną formą typograficzną, starannością edytorską, oryginalną i inspirującą treścią oraz znakomitymi ilustracjami, których główną autorką była Franciszka Themerson. Ograniczenia techniczne wydawnictwa rekompensowała klarowność layoutu i ilustracje. Znaki firmowe Gaberbocchusa to czerwień, czerń i czcionka maszynowa. Oboje wydawcy mówili wprost, że zwracają szczególną uwagę nie tylko na oryginalność myśli lub formy, ważkość treści, ale i na atrakcyjność wizualną – w sensie pięknego designu – oraz staranność strony edytorskiej. Themerson w przewrotny sposób tak to scharakteryzował w jednym z katalogów: „Każda książka Gaberbocchusa to mała nierządnica-intelektualistka umiejąca zrobić Ci dobrze w chwilach kryzysu umysłowego. Książki Gaberbocchusa nie można pożyczyć, można ją tylko posiąść”3. Wydawnictwo zwracało uwagę na oryginalność intelektualną i nowatorstwo publikowanych treści, otwierając się na awangardowych i kontrowersyjnych pisarzy, poetów, myślicieli i artystów, których ignorowały uznane oficyny

Il. 1. Widok książki, 2017. Okładka autorstwa Kingi

komercyjne. Themerson potwierdził powyższe nastawienie w liście do Sekretarza Komitetu ds. Pisarzy na Obczyźnie:

Ostapkowicz, Fot. H. Duong Minh.

Gdyby […] wiedział Pan o manuskrypcie, tak śmiałym w swej artystycznej ekspresji, że żadne z szanowanych wydawnictw nie chce go przełknąć, Gaberbocchus Press z przyjemnością się nim zainteresuje, nie zważając, czy został napisany przez koczownika czy osadnika, mężczyznę czy kobietę, żołnierza, żeglarza, balwierza czy piekarza4. Kiedy zapytano Themersona, co jest najmocniejszą i najsłabszą stroną Gaberbocchusa, odpowiedział tak samo na oba pytania: „niezgoda na konformizm”. W 1967 r. wydawnictwo postanowiło włączyć do swojego starannie selekcjonowanego zestawu publikacji angielskie tłumaczenia dwóch dramatów Stanisława Ignacego Witkiewicza: Gyubal

3 Cyt. za: J. Reichardt, Rewelacja wydawnicza, [w:] Świat według Themersonów. Szkice do portretu, red. Z. Majchrowski, Gdańsk 1994, s. 33.

4 S. Themerson, list do Sekretarza Komitetu ds. Pisarzy na Obczyźnie, 1951 r., [w:] tenże, Jestem czasownikiem, czyli zobaczyć świat inaczej, wybór i oprac. M. Grala, Płock 1993, s. 112–113.

Forma jako taka działa

169

1/2018


Il. 2. Fragment

Il. 3. Ilustracja spo-

książki: scena w po-

sobu korzystania

czekalni, pojawienie z aplikacji Aurasma się Barona Oskara

do interakcji ze

von den Binden

stronami wykorzy-

Gnumbena. Strona

stującymi technikę

interaktywna wyko-

AR, 2017. Fot.

rzystująca technikę

H. Duong Minh.

rzeczywistości rozszerzonej AR.

Wahazar i Matka. Wydaje się, że kilka przesłanek zadecydowało o wyborze do publikacji nieeuklidesowego dramatu opatrzonego przez autora w Spisie sztuk gwiazdką oznaczającą utwór „więcej zbliżony do Czystej Formy”. Po pierwsze, choć sztuka została napisana w 1921 r., to aż do 1962 r. pozostawała nieopublikowana i wystawiono ją po raz pierwszy dopiero w 1966 r. Po drugie, stanowiła zaskakująco trafne studium totalitarnego państwa z perspektywy jego dyktatora i profetyczną wizję tego, co wkrótce miało się wydarzyć, syntetyzując charakterologicznie postacie Adolfa Hitlera, Józefa Stalina, Benita Mussoliniego i późniejszych satrapów, takich jak np. Nicolae Ceaușescu czy Enver Hodża oraz zapowiadająca mechanizmy działania ich reżimów5. Themersonowie na własnej skórze doświadczyli skutków działania hitlerowskiej Trzeciej Rzeszy, co w znaczącym stopniu wpłynęło na ich losy osobiste oraz pozostawiło ślad w ich twórczości. Po trzecie, związki sztuki i literatury z nauką i jej najnowszymi osiągnięciami, takimi jak teoria względności i towarzyszące jej nowe modele świata, w tym też

5 Warto tu przypomnieć, że faszystowski zamach stanu Mussoliniego we Włoszech – „Marsz na Rzym” nastąpił w październiku 1922 r., a Hitler doszedł do władzy w Niemczech w styczniu 1933 r.

1/2018

170

filozofia, były wspólnym polem zainteresowań Themersona i Witkacego. Rzutowało to zarówno na podejmowane tematy, jak i na formę powieści oraz dramatów. Miejsce i czas ich utworów miały często charakter generyczny. O Wykładzie profesora Mmaa i Gyubalu Wahazarze wiemy na podstawie przywoływanych nowinek naukowych tyle, że rozgrywają się w czasach współczesnych autorom w wyimaginowanych światach – odpowiednio, w społeczności termitów i w „państwie sześciowymiarowego kontinuum”. U obu twórców forma w dużym stopniu ma strukturę ukierunkowaną na równoległą bądź wplecioną narrację o charak-

Forma jako taka działa


Il. 4. Przykładowa strona wersji anglojęzycznej.

Il. 5. Przykładowe strony interaktywne wykorzystujące technikę AR.

Temersona odnaleźć”6. Wszystko jednak wskazuje, że do spotkania nigdy nie doszło. Nie ma też śladów wymiany korespondencji. W sprawie tłumaczenia Themerson zwrócił się do Celiny Wieniewskiej, która miała już w dorobku udane przekłady opowiadań Brunona Schulza. Rozpoczęto od Gyubala. Najpierw w 1968 r. w jesiennym dodatku do pisma „The Bookseller” zamieszczono zapowiedź wydawniczą Gyubala Wahazara oraz Kaligramów Guillaume’a Apollinai­ re’a i Rysunków Franciszki Themerson, powtórzoną w 1970 r. Potwierdza to datowanie maszynopisów oraz list Franciszki z 8 października 1969 r. do doradcy literackiego nowojorskiego wydawnictwa Grove Press zainteresowanego utworem, informujący go o wysłaniu maszynopisu Gyubala Wahazara i zamiarze publikacji. Pierwszą wersję przekładu Wieniewska przygotowała na podstawie pierwszego polskiego wydania dramatów Witkiewicza z 1962 r. Później w proces edycji i korekty włączyły się także Franciszka Themerson i współpracowniczka Gaberbocchusa, Barbara Wright. Tekst dramatu został następnie poddany adaptacji przez innego współpracownika wydawnictwa – poetę Patricka Fetherstona z myślą o inscenizacji. Ostatni maszynopis, z adnotacjami o tłumaczeniu Wieniewskiej i adaptacji Fetherstona, jest datowany na rok 1970. Wydanie opracowanych już przekładów napotkało z jednej strony na barierę finansową, a z drugiej na kurtuazyjnie uprzejmą, ale chłodną reakcję rynku księgarskiego, teatrów i mediów na – odbiegającą od głównego nurtu repertuarowego miejscowych scen – twórczość wschodnioeuropejskiego autora, do tego praktycznie nieznanego w Wielkiej Brytanii. Z tego prawdopodobnie powodu nie powstały też finalne wersje rysunków ani makieta książki. Nie doszło do publikacji dramatu za życia Themersonów.

terze filozoficznym. Wnikliwa analiza pozwala znaleźć wiele innych pokrewieństw, zarówno w sferze podejmowanych zagadnień, jak i w obszarze nowatorstwa i oryginalności formalnej. Ponadto wiadomo, że pierwszy młodzieńczy utwór literacki Themersona powstał pod silnym wpływem powieści Witkiewicza, a trwałe uznanie i zainteresowanie losami jego twórczości pozostało mu na całe życie. Także starszy o jedno pokolenie Witkacy zauważył i docenił awangardowe działania Themersona jeszcze podczas jego pobytu 6 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 18:] Listy II, wol. 1, w Polsce i w 1933 r. napisał do swego przyjacieoprac. T. Pawlak, S. Okołowicz, J. Degler, Warszawa la Mieczysława Choynowskiego: „Musimy tego 2014, s. 757.

Forma jako taka działa

171

1/2018


Plan wydania Gyubala Wahazara wraca

Il. 6. Przykładowe strony interaktyw-

Marek Średniawa, Małgorzata Sady W czerwcu 2012 r. na Uniwersytecie Queen Mary w Londynie odbyła się konferencja poświęcona Themersonom, w której uczestniczyliśmy wspólnie. Była to również okazja do wizyty w Archiwum Themersonów prowadzonym przez Jasię Reichardt i Nicka Wadleya i zapoznania się z niezbadanymi dotychczas materiałami. W pudle nr 24 opatrzonym etykietą „Witkacy: Mother and Vahazar – translations, drawings, photographs”, oprócz wielu innych dokumentów, listów, fotografii, książek i wycinków prasowych, znajdowało się 8 teczek z maszynopisami kolejnych redakcji przekładu Gyubala Wahazara wraz z towarzyszącymi im rysunkami i roboczymi szkicami Franciszki Themerson. Szkice wykonane długopisem, prostą, celowo trochę niezdarną i jednocześnie lapidarną kreską świetnie oddawały charakter postaci i klimat dramatu Witkacego. Widok ten nasunął nam myśl, by opracować bibliofilskie, ilustrowane, koniecznie dwujęzyczne wydanie. Po powrocie do kraju spotykaliśmy się wielokrotnie, by przedyskutować kształt książki, mając na uwadze atmosferę sztuki, a jednocześnie ducha i styl bestlookerów Gaberbocchus Press. Podejmowaliśmy również próby znalezienia grafików i wydawnictwa, które by zrealizowało taki nietypowy projekt. W 2016 r. Średniawa opublikował artykuł przed-

1/2018

172

ne wykorzystujące

stawiający związki twórczości Witkacego i Themersonów oraz wstępną propozycję formy książki7. Publikacja pozostawała jednak w sferze zamierzeń.

technikę AR.

Gyubal WahazAR się materializuje8 Małgorzata Sady, Marek Średniawa Przełom nastąpił w lutym 2017 r., gdy nasz pomysł spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem prof. Ewy Sataleckiej z Wydziału Sztuki Nowych Mediów Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych w Warszawie. Szybko zapadła decyzja o tym, aby studenci w ramach projektu semestralnego przygotowali własną interpretację dramatu, inspirując się w kwestiach typograficznych zademonstrowanymi im publikacjami Gaberbocchus Press, ale też wykorzystując obecnie dostępne środki techniczne, i odwołując się do własnego odczytania i rozumienia utworu. Nie znamy finalnego kształtu książki, przyjętego przez Themersonów, ale były dostępne ogólne wskazówki, które można było wykorzystać. Klimat dramatu ma wiele wspólnego z Ubu Królem Jar-

7 M. Średniawa, Themersonowie i Witkacy, czyli nieeuklidesowa przygoda smoka Żabrołaka, „Sztuka Edycji” 2016, nr 1 (9): Witkacy: piekło edytora, s. 57–68. 8 Zob. strona internetowa projektu: https://gyubalwahazar.pja.edu.pl (dostęp: 13 marca 2018).

Forma jako taka działa


ry’ego, którego wersje: książkową i komiksową wydał wcześniej Gaberbocchus Press9. Tekst pisany był bezpośrednio na płytach litograficznych, po czym Franciszka dodała do niego ilustracje. Całość wydrukowano na żółtym papierze. Rysunki, które wyglądają jak wykonane ołówkiem, zdają się zaprzeczać regułom kompozycji i strukturze książki, a jednocześnie oddają ekspresyjnie groteskowy i potworny charakter króla Ubu. Chcąc umiejscowić wydawnictwo Themersonów w kontekście grafiki europejskiej, należy odwołać się do konstruktywizmu, będącego podstawą wizualnego funkcjonalizmu. Wywodził się on z rosyjskiej awangardy, De Stijlu i Bauhausu, typografii asymetrycznej Jana Tschicholda i Międzynarodowego Stylu Typograficznego. Element wizualnej retoryki zaczerpniętej od surrealistów – efekt osobliwego zestawienia obrazu i typografii – stał się wyróżnikiem języka wizualnego Gaberbocchus Press. Układy graficzne Franciszki Themerson – łączenie rysunku z ręcznie pisanym tekstem, różne kroje pisma, lustrzane odbicia liter, różne kolory stron, elementy naklejane, wycinane i ruchome są bliskie „zabawom” dadaistycznym. Typografię przeciwstawiła ona kaligrafii, rygor formy – spontanicznemu gestowi. Franciszka jest autorką ilustracji do ponad 100 książek. To właśnie rysunek jest wyróżnikiem wysublimowanego stylu artystki. Jej kreska, niezwykle prosta, lekka i oszczędna, daje syntetyczny i wnikliwy wgląd w naturę przedstawianego przedmiotu czy sytuacji. Niestety niewiele spośród szkiców Franciszki Themerson do Gyubala miało postać nadającą się do wykorzystania. Ta sytuacja sprawiła, że projekt w całości należało zrealizować samodzielnie pod względem ilustracyjnym, pamiętając o najważniejszym wymogu, by dążyć do stworzenia bestlookera! Tematem sztuki Gyubal Wahazar, czyli na przełęczach bezsensu jest umiejscowione w nieokreś­

lonym miejscu w przyszłości państwo rządzone przez nieobliczalnego despotę. Dramat z zadziwiającą trafnością przewiduje i ukazuje mechanizmy władzy totalitarnej i portret modelowego dyktatora. Tytułowy bohater oscyluje między wściekłością a nadaktywnością – wraz z towarzyszącymi im arbitralnymi działaniami – a apatią i wycofaniem. Ingeruje we wszystkie obszary życia poddanych, od spraw teologicznych, poprzez eksperymenty medyczne i dziwaczne programy wychowawcze, po kwestie wyboru sukien dla dam dworu. Towarzyszy temu chorobliwa drażliwość i poczucie osamotnienia w poświęcaniu się dla swojego ludu. Jako władca absolutny zwraca się do poddanych w groteskowy sposób, pełen zadufania i wiary we własną nieomylność i geniusz, z typowym dla takich przywódców poczuciem wyższości i omnipotencji:

Szczęśliwie brak doświadczenia systemów totalitarnych pozwolił studentom skupić wyobraźnię i kreatywność przede wszystkim na artystycznym wymiarze utworu, bez balastu kontekstu historycznego i politycznego, który zaistniał tylko w tle, w naszych komentarzach do roboczych wersji. Należy podkreślić, że uczestnicy przedsięwzięcia pochodzili z różnych krajów i kręgów kulturowych, ale ich odbiór potwierdził uniwersalny wymiar twórczości Witkacego i Themersonów. Jesteśmy

9 A. Jarry, Ubu Roi, London 1951.

10 S. I. Witkiewicz, Gyubal Wahazar... / Vahazar..., s. 61.

Forma jako taka działa

173

Nie mam równych sobie. Nie tak jak cesarze i królowie – ja jestem w innym wymiarze ducha. Jestem geniusz życia tak wielki, że Napoleon, Cezar, Aleksander i tym podobne fidrygasy – to jest nic wobec mnie: pyłki takie same jak wy! Rozumiecie, suszone klapzdry? Ja mam mózg jak beczka. Mógłbym być, czym bym tylko zechciał, czym by mi się tylko zamarzyło. Rozumiecie? Hę???10.

1/2018


Il. 7. Martyna Kostrzewa, Świntusia Macabrescu z lalką Gyubala Wahazara, ilustracja do książki.

pod wielkim wrażeniem efektów pracy młodych ludzi, ich kreatywności i umiejętności warsztatowych. Zakończony projekt okazał się śmiałym krokiem ku kolejnym twórczym przygodom z Witkacym i Themersonami oraz istotnym wkładem w obchodzone w 2017 r. stulecie awangardy w Polsce i w główny nurt działań Instytutu Witkacego. Realizacja projektu Ewa Satalecka, prof. PJATK Projekt rozpoczął się od przeprowadzonego przez Małgorzatę Sady i Marka Średniawę obszernego wprowadzenia w twórczość Witkacego i Themersonów oraz udostępnienia w postaci tradycyjnej i elektronicznej repozytorium tekstów źródłowych, książek, opracowań krytycznych, filmów, zdjęć i ilustracji, które w zamiarze miały umożliwić „zanurzenie” w temat. Była to też okazja by przedstawić sylwetki trójki artystów, przybliżyć treść dramatu Gyubal Wahazar i zachęcić jak największą liczbę studentów pierwszego roku programu anglojęzycznego, Wydziału Sztuki Nowych Mediów Polsko-Japońskiej

1/2018

174

Akademii Technik Komputerowych (PJATK) do podjęcia wyzwania. Kolejne spotkania miały już charakter dialogu służącego naprowadzaniu wykonawców projektu na istotne tropy interpretacyjne oraz doskonaleniu formy typograficznej i ilustracyjnej. Następnym krokiem były warsztaty prowadzone przez Ewę Satalecką (typografia) i Andrzeja Klimowskiego (ilustracja) dla grupy studentów pierwszego roku programu anglojęzycznego, którzy w semestrze wiosennym 2016/2017 podjęli pracę nad dwujęzyczną publikacją książki. Zarówno inicjatorom projektu, jak i prowadzącym zajęcia zależało na zastosowaniu nowych technologii (takich jak np. rzeczywistość rozszerzona – ang. Augmented Reality) i niekonwencjonalnych rozwiązań11. Themersonowie byli pionierami filmu eksperymentalnego, co zachęcało do wykorzystania w projekcie komputerowych technik animacji i inter­ akcji z czytelnikiem. Kreatywność Themersonów, śmiałość w eksperymentowaniu z różnymi formami komunikatu, zachęcały do przyjęcia podobnej postawy wobec wyzwania, jakim jest wydobycie uniwersalnych i współcześnie atrakcyjnych treści historycznego tekstu. Dramat liczy sobie bez mała 100 lat (powstał w 1921 r.). Międzynarodowa społeczność uczestników warsztatów nigdy nie zetknęła się z tym tekstem, niewielu z nich słyszało o Witkacym i Themersonach. Wykłady i rozmowy o ich twórczości pozwoliły studentom odkryć ducha buntu tych

11 Rzeczywistość rozszerzona to koncepcja techniczna polegająca na łączeniu obiektów świata rzeczywistego z generowanymi komputerowo treściami multimedialnymi stanowiącymi ich wzbogacenie. Podstawą łączenia jest rozpoznanie obiektu rzeczywistego, które inicjuje powiązaną sekwencję wideo bądź adnotację multimedialną nakładaną na obraz rzeczywisty. Technika ma potencjalnie bardzo szerokie spektrum zastosowań w edukacji, publikacjach interaktywnych, medycynie, turystyce, motoryzacji, lotnictwie, marketingu, muzealnictwie, a także w działaniach o charakterze artystycznym, jak w przypadku projektu interaktywnej książki Gyubal Wahazar.

Forma jako taka działa


uznanych artystów. Ośmieliły do zabawy i eksperymentowania z tekstem jako medium i materią wizualną. Wykłady i dyskusje z Małgorzatą Sady i Markiem Średniawą były solidną, choć niekonwencjonalną, lekcją historii projektowania i historii kultury polskiej. Przygotowywały do złożonego zadania, które przeprowadzało uczestników przez kompletny proces projektowy: od badania, poprzez tworzenie koncepcji, szkice, projekty wstępne, krytyczną analizę użyteczności przyjętych założeń, do tworzenia i testowania prototypu. Studenci uczyli się podstaw poprawnego składu i organizacji tekstu przy określonym formacie książki, jednocześnie podejmując ważkie decyzje projektowe. Makietując książkę i przygotowując ją do druku, uczyli się także pracy w zespole projektowym i odpowiedzialności za swoją cząstkę zadania. W rzeczywistości projektowanie komunikatu wizualnego czy multimedialnego jest kompleksowym procesem, na który składają się wątki: poznawczy, analityczny, kreatywny i rzemieślniczo‑mistrzowski. Procesy intelektualne splatają się tu z umiejętnościami warsztatowymi, kreatywnym poszukiwaniem rozwiązań, a także ze zdolnością do krytycznego myślenia, oceny i korekty własnych działań oraz, co bardzo przydatne, umiejętnej improwizacji. Uczelnie wdrażają studentów w ten proces, pokazując jego etapy i trenując je w warunkach laboratoryjnych. Mimo iż wielowątkowe zadania projektowe realizowane we współpracy z klientem i użytkownikiem są trudniejsze do poprowadzenia i wymagają większego nakładu pracy, warto je wprowadzać, bowiem zarówno typografia, jak i ilustracja zwykle funkcjonują kontekstowo. Po przeczytaniu dramatu, a przed rozpoczęciem projektowania, każdy z uczestników musiał określić, dla kogo pragnie zaprojektować książkę. Tworzenie profilu czytelnika, projektowanie dla konkretnej osoby, to jeden z ważnych elementów przygotowujących do procesu skierowanego na użytkownika „ux” (ang. user experience). Mając gotowy portret czytelnika, studenci proponowali środki wizualne dobrane

Forma jako taka działa

specjalnie dla tej odbiorczyni/tego odbiorcy. Część z nich omawiała projekt ze „swoim” czytelnikiem. Wstępną makietę złożoną zgodnie z deklarowaną zasadą i przeznaczeniem przynosili na zajęcia i oceniali w parach, wspólnie z losowo dobranym interlokutorem. Zadanie polegało na określeniu mocnych i słabych elementów projektu. Po tej konfrontacji następowały korekta i prezentacja kolejnej wersji składu, który przedstawiany był nie‑projektantowi, przypadkowemu czytelnikowi. Studenci analizowali ich uwagi pod kątem ostatecznych decyzji projektowych, które potrafiliby zarówno przedstawić, uzasadnić, jak i obronić. W ten sposób każdy z uczestników wypracowywał kilkustronicową makietę, a następnie składał polską i angielską wersję dramatu. Tu, w zależności od zadeklarowanej koncepcji, wszyscy starali się przełożyć na język wizualny to, co zostało określone jako cel, proponując layout i dobór odpowiednich środków graficznych. Il. 8. Anna Wawer, plakat.

175

1/2018


Kolejnym etapem pracy było zaproponowanie czwórki tytułowej, okładki i druków promujących wydanie. Poszukując inspiracji typograficznych, studenci wyruszyli w plener, by dokumentować liternictwo i typografię miejską, a następnie przetwarzać je na potrzeby książki. Specjalnie dobrane lub stworzone litery miały posłużyć do złożenia tytułów i napisów ozdobnych na okładkach, w drukach informacyjnych i materiałach promujących publikację. Celem ćwiczenia było zachęcenie do eksplorowania otoczenia jako źródła materiałów graficznych. Te poszukiwania w wielu przypadkach przyczyniły się do nadania napisom silnie indywidualnego, ekspresyjnego wyrazu lub stworzenia nowych, własnych rozwiązań typograficznych. Analizując wernakularne formy tekstowe, studenci zrozumieli, w jaki sposób obserwować, dokumentować i kreatywnie „recyklingować” powszednie, realistyczne elementy z najbliższego otoczenia. Okładka stanowiła punkt wyjściowy do plakatu, a plakat – inspirację do stworzenia animacji z zastosowaniem rzeczywistości rozszerzonej AR12. Wcześniej w technikę AR wprowadził studentów inny wykładowca – informatyk, Marcin Wichrowski, specjalizujący się w nowomedialnych technikach komunikacji. Powstały spójne graficznie zestawy: książka, plakat, spot reklamujący książkę. Zaprojektowane grafiki zastosowano do uruchomienia animacji na

urządzeniach mobilnych, w aplikacji Aurasma HP Reveal. Gdy projekt układu książki był na ukończeniu, odbyły się 30-godzinne warsztaty ilustracyjne, prowadzone przez Klimowskiego. Miało to znaczący wpływ na ostateczne decyzje studentów; zachęciło ich do weryfikacji już poczynionych kroków i podjęcia działań integrujących tekst i obraz. Łączenie tekstu i obrazu w sposób spójny i jednorodny graficznie jest nie lada wyzwaniem w początkowej fazie nauki. Spotkanie z wybitnym 12 W celu skorzystania ze stron interaktywnych AR twórcą, praktykiem i pedagogiem zmobilizowało należy zainstalować w swoim smartfonie lub tablecie uczestników zajęć do intensywnego wysiłku w pobezpłatną aplikację Aurasma HP Reveal, dostępną w sklepie Google Play dla urządzeń z systemem Anszukiwaniu własnego stylu i zastosowania niebadroid i App Store dla urządzeń firmy Apple. Aplikację nalnych środków warsztatowych. Prowadzący zwranależy uruchomić i skonfigurować przez wybór aury cał uwagę na unikatowość działania artystycznego, z kanału tematycznego GyubalWahazar i zatwierdzenie wyboru przyciskiem Follow. Od tej chwili bieżące różnorodność i bogactwo stylistyczne, dostępne i każde następne uruchomienie aplikacji włącza dzięki różnym narzędziom. Mając przyzwolenie kamerę, na ekranie wyświetlają się granice obszaru, i zachętę do improwizacji i eksperymentu narzęw którym rozpoznawane są obrazy. Należy zatem skierować urządzenie na stronę książki oznaczoną AR dziowego, studenci nauczyli się wypełniać zadanie lub spróbować interakcji z ilustracjami AR w prezenz zachowaniem indywidualnej postawy twórczej. towanym artykule. Gdy aplikacja rozpozna ilustrację, W typowych, cyfrowych projektach pojawiły się automatycznie startuje przypisana do niej animacja.

1/2018

176

Forma jako taka działa


Il. 9. Warsztaty projektowania kostiumów teatralnych inspirowane książką Gyubal Wahazar. Fot.

interwencje narzędziowe od ołówka i tuszu, poprzez monotypię, do kolażu i przetworzonej grafiki. Uczestnicy z radością odkrywali drzemiący w nich potencjał emocjonalny. Po zakończeniu i zaliczeniu semestru do wystawy zostały wybrane propozycje 22 uczestniczek i uczestników warsztatów. Autorzy wyselekcjonowanych prac wspólnie podjęli trud złożenia książki – nietypowego katalogu wystawy zbiorowej. W ten sposób w książce znalazły się projekty tych wszystkich osób, po kilka stron dramatu w odmiennych stylistykach. Na tym etapie musieli zmierzyć się z organizacją i podziałem zadań w realizacji wspólnego wyzwania. Musieli sprostać odpowiedzialności za powierzoną im część projektu i terminowo wywiązać się z przyjętych obowiązków. Zaprojektowali wystawę, dostosowując ekspozycję do zastanego wnętrza i po raz kolejny dzieląc pracę, przygotowali eksponaty do prezentacji. Na ekspozycję składają się: prototyp wydawnictwa, plakaty, oryginalne rysunki, grafiki i animacje. Przygotowanie wystawy i udział w publicznych prezentacjach były dla młodych twórców ostatnią fazą doświadczenia – testującą ich komunikatywność i przynoszącą komentarz odbiorcy. W ten sposób zamknął się proces uczenia poprzez działanie praktyczne – learning by doing – pod opieką mentorów i we współpracy z użytkownikami.

PJATK.

Andrzej Klimowski, prof. Royal College of Art w Londynie Nie ma zbyt wiele książek ilustrowanych, przeznaczonych dla dorosłych czytelników. Lektura tekstu generuje obrazy w wyobraźni czytających. Każdy z nich tworzy własną wizję świata opisanego przez autora. Zatem, czy ilustrowane książki dla dorosłych mają rację bytu? Moim zdaniem zależy, które książki. Istnieją takie, które aż proszą się o ilustrację poszerzającą doświadczenie płynące z lektury tekstu. Gyubal Wahazar Witkiewicza powstał z myślą o scenie, zatem był przeznaczony do interpretacji poprzez medium, w którym obrazy odgrywają ważką rolę. Co więcej, sam autor legitymował się

Forma jako taka działa

nieokiełznaną, surrealistyczną wyobraźnią, ocierającą się o granice absurdu. Jego dramaty zachęcają reżysera lub projektanta do poszukiwań i uaktywnienia siły własnej wyobraźni. Ilustrowanie książki nie odbiega aż tak bardzo od reżyserowania spektaklu. Chcąc dobrze wywiązać się z zadania, by oddać charakter postaci i scenografii, ilustrator musi odrzucić wszelkie rutynowe zachowania, wyzwolić się z konwenansu i spontanicznie poszukać właściwej formy rysunku czy obrazu. To zadanie rozwijające umiejętności interpretacyjne. Studenci PJATK podjęli wyzwanie. W ciągu tygodniowych zajęć porzucili bezpieczne granice znanego im warsztatu i odważyli się poszukać nowych technik i narzędzi, którymi uwolnili swoją wyobraźnię i intelekt, by w ekspresyjny sposób stymulować czytelników. Kinga Ostapkowicz, studentka PJATK, dyrektorka artystyczna projektu Gyubal Wahazar narodził się jako małe, semestralne zadanie i nikt nie spodziewał się, że przerodzi się w coś tak dużego. Na początku marca 2017 r., w czasie zajęć z typografii odwiedzili nas Małgorzata Sady i Marek Średniawa, opowiedzieli nam o wizji, którą chcieli z nami urzeczywistnić. Byliśmy bardzo zaskoczeni. Oczywiście większość z nas znała Witkacego, ale nikt z nas nie słyszał nigdy o Gyubalu i Themersonach. Kiedy poznaliśmy historię tego niezwykłego, ekstrawaganckiego małżeństwa, zapragnęliśmy w ich imieniu, jako pokolenie młodych projektantów, stworzyć książkę, która była marzeniem Themersonów. Powstało dzieło jedyne w swoim rodzaju. Będziemy mogli się nim chwalić na całym świecie, a nazwiska Themerson i Witkacy zostaną zapamiętane. Projekt był dla nas, studentów, wspaniałą okazją do nauki i rozwinięcia umiejętności w zakresie projektowania. Dużo czasu kosztowała nas praca nad książką, plakatami, animacjami oraz wystawami, ale było warto, ponieważ stworzyliśmy coś niezwykłego.

177

1/2018


Gyubal rusza w świat

i Themersonów oraz polskiego designu na świecie. Wybrane przez TDC książki będą prezentowane na Marek Średniawa wystawach w: Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, W październiku 2017 r. pojawił się pierwszy, jeszcze Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech, Hiszpanii, Belręcznie zszywany egzemplarz książki, który razem gii, Polsce, Indonezji, Izraelu, Japonii, Rosji, Korei Poz towarzyszącymi plakatami, ilustracjami, formami łudniowej, Chinach, Tajwanie, Tajlandii i Wietnamie. przestrzennymi i animacjami był pokazywany na Zatem Gyubal Wahazar nadal żyje i jest duża szansa, wystawie w Muzeum Żydów Mazowieckich w Płoc- że poszerzy grupę fanów Witkacego i Themersonów ku (19 października – 15 listopada 2017) jako jedno w najmniej spodziewanych miejscach na świecie. z wydarzeń corocznego Festiwalu Themersonów, budząc bardzo żywe i życzliwe zainteresowanie Appendix – uczestnicy projektu zwiedzających i mediów. W listopadzie 2017 r. wydrukowano książkę w na- Publikacja powstała pod opieką Ewy Sataleckiej i Andrzeja Klimowskiego we współpracy z Małgokładzie 300 egzemplarzy i pokazano na kolejnych rzatą Sady i Markiem Średniawą. wystawach: w Krakowie w galerii Metaforma Cafe Dyrektor kreatywny i opracowanie graficzne układu (4–9 grudnia 2017) w ramach projektu Krakowskie książki: Ewa Satalecka. księgarnie na medal realizowanego przez Fundację Miasto Literatury oraz w Warszawie w galerii officyna Opracowanie graficzne fragmentów dramatu: Vladyslav Kerpich, Magda Kłos, Paulina Kowalska, art&design Wojciecha Brewki (11–15 grudnia 2017). Kyrylo Lohvyn, Weronika Ławska, Maciej Mainda, Wernisażom w Warszawie i Krakowie towarzyszyły Julia Michalczyk, Emilia Miękisz, Kinga Ostapkodyskusje o projekcie, projekcje animacji i promocyjwicz, Patrycja Ostrowska, Zuzanna Ryncarz, Joanna sprzedaż książki. Planowane są kolejne wystawy na Świderska, Agnieszka Toczyska, Anna Wawer w Londynie, Wrocławiu, Katowicach i Zakopanem. i Zofia Włoczewska. W lutym 2017 r. przyszła radosna wiadomość Ilustracje i formy przestrzenne: Hai Duong Minh, o przyznaniu grupie studentów – teraz już II roku Katsiaryna Harelik, Martyna Kostrzewa, Yustina – anglojęzycznych studiów licencjackich Wydziału Sakalenka. Sztuki Nowych Mediów prestiżowego światowego wyróżnienia: Certyfikatu Typograficznej Doskonało- Projekt okładki i identyfikacja wizualna: Kinga Ostapkowicz, Maciej Połczyński. ści (Certificate of Typographic Excellence). Książka Opieka realizacyjna: Marta Kamieńska i Jan Duda. Gyubal Wahazar znalazła się w elitarnym gronie ok. Skład książki: Joanna Świderska, Weronika Ławska. 200 prac wybranych z ponad 2000 zgłoszeń z 55 krajów przez międzynarodowe jury Type Directors Club13 Korekta: Alicja Gorgoń. Oprawa plastyczna wystawy: Patrycja Ostrowska. (TDC) w Nowym Jorku. Satysfakcji z odniesionego sukcesu towarzyszy niezwykle ważna z punktu widzenia polskiej kultury możliwość promocji Witkacego

13 Założony w 1946 r. The Type Directors Club (znany także pod skrótem TDC) jest międzynarodową organizacją, z siedzibą w Nowym Jorku, zrzeszającą osoby krzewiące doskonałość w typografii we wszelkich jej formach, tradycyjnej drukowanej i elektronicznej. TDC prowadzi szereg programów promujących wysokie standardy w typografii, takich jak: coroczne konkursy, seminaria, warsztaty, szkolenia i wystawy. Szczegółowe informacje można znaleźć na stronie: https://www.tdc.org/ (dostęp: 13 marca 2018).

1/2018

178

Il. 10. Wernisaż wystawy w Płocku w Muzeum Żydów Mazowieckich, od lewej: Anna Wawer, Emilia Miękisz, 2017. Fot. M. Średniawa.

Forma jako taka działa


Il. 11. Logo certyfi-

Il. 12. Wernisaż

katu typograficz-

wystawy w Płocku

nej doskonałości

w Muzeum Żydów

przyznanego

Mazowieckich,

przez organizację

Kinga Ostapko-

TDC, 2018. Źródło:

wicz, 2017. Fot.

TDC.

M. Średniawa.

Zespół multimedialny: Agnieszka Toczyska, Kyrylo Lohvyn. Zespół techniczny: Filip Wyrzykowski, Anna Wawer. Dokumentacja w mediach społecznościowych: Magda Kłos. Strona www: Andrzej Bach. Kroje pisma: AYKA i Sneekpi dzięki uprzejmości Macieja Połczyńskiego. Podziękowania Il. 13. Wernisaż wy-

Uczestnicy projektu serdecznie dziękują następującym instytucjom i osobom: The Themerson Estate za zgodę na wykorzystanie angielskiego przekładu dramatu i rysunków Franciszki Themerson, Zakładowi Narodowemu im. Ossolińskich za zgodę na wykorzystanie fragmentów oryginalnego maszynopisu dramatu, Iwonie Markiewicz z Płockiego Ośrodka Kultury i Sztuki, dyrekcji Muzeum Żydów Mazowieckich w Płocku, Beacie Czajkowskiej z Fundacji Miasto Literatury i galerii Metaforma Cafe w Krakowie oraz Wojciechowi Brewce i officynie art&design w Warszawie za udostępnienie przestrzeni ekspozycyjnej, życzliwość i nieocenioną pomoc przy organizacji dotychczasowych wystaw projektu.

stawy w Krakowie w galerii Metaforma Cafe. Od lewej: Kinga Ostapkowicz, Anna Wawer, Beata Czajkowska (organizatorka wystawy), 2017. Fot. M. Średniawa.

Il. 14. Wernisaż wystawy w Warszawie w galerii of-

Andrzej Klimowski, Kinga Ostapkowicz, Małgorzata Sady, Ewa Satalecka, Marek Średniawa

ficyna art&design

The Gyubal WahazAR Project, or how Witkacy

papierowa forma

found "these Temersons" and how they

przestrzenna, 2017.

resurrected Jabberwocky together

Fot. M. Średniawa.

Forma jako taka działa

Wojciecha Brewki. Hai Duong Minh:

179

1/2018


Tomasz Pawlak

Ludzie wywiadu w kręgu towarzyskim Witkacego. Cz. 1 Profesorowi Januszowi Deglerowi na Jego 80. urodziny

W

itkacy znał wiele osób, niekiedy pisał o nich w listach do żony czy do przyjaciół, portretował ich. Pojawiają się w korespondencji czasem tylko jako klienci Firmy Portretowej „S. I. Witkiewicz”, czasem jako partnerzy rozmów „istotnych” (lub nieistotnych), czasem po prostu jako osoby wspominane w listach. Dla edytora korespondencji jest to wyzwanie co najmniej dwojakie. Przede wszystkim należy przybliżyć czytelnikowi daną osobę, co może stwarzać pewne trudności, zwłaszcza jeśli osoba nie jest powszechnie znana i nie widnieje np. w „Polskim Słowniku Biograficznym”. Poszukiwanie takich „niewiadów”, jak nazywa się je w żargonie witkacologiczno-edytorskim, jest często żmudną, acz pasjonującą pracą, zbliżoną niekiedy do śledztwa detektywistycznego, w którym drobne szczegóły czy szczątkowe informacje dają asumpt do podjęcia tropu. Nie zawsze

1/2018

180

się udaje, radość z odkrycia jest więc tym większa. Innym wyzwaniem jest decyzja, w jaki sposób zaprezentować czytelnikom biogram takiej osoby. Profesor Janusz Degler, opracowując listy do żony Witkacego, przyjął pewien standard, który obejmował nie tylko informacje podstawowe, jak daty urodzin i śmierci, profesja i związek z Witkacym, ale także takie, które poszerzały znacznie zakres biogramu o dane o rodzicach (rodzinie), o edukacji, losach wojennych czy powojennych oraz najważniejszym dorobku twórczym (jeśli dotyczyło to artysty). Nierzadko dany przypis biograficzny był okraszony sążnistym cytatem wspomnieniowym, który przybliżał daną osobę, niejako urzeczywistniał ją w oczach czytelnika. Podana zaś informacja bibliograficzna dawała możliwość poszerzenia wiedzy o takiej osobie w innych źródłach. W ten sposób, przez zupełnie świadomy wybór edytorski, kosztem zwięzłości przypisów i objętości woluminów, ukazały się w ramach Dzieł zebranych Stanisława Ignacego Witkiewicza tomy

Fajka bez zaciągania


korespondencji, które zawierają obraz inteligencji polskiej XX-lecia międzywojennego – obraz ujęty przez pryz­mat życia Witkacego. To właśnie głównie przedstawiciele wolnych zawodów, literaci, artyści malarze, lekarze, wojskowi, prawnicy, profesorowie, ziemianie (byli ziemianie też) zamawiali portrety (często dlatego, aby uczcić ważne wydarzenie w ich życiu zawodowym), spotykali się w Zakopanem na urlopie, prowadzili życie towarzyskie, którego częścią był także „wariat z Krupówek” – Witkacy. Wiele z tych osób ma niezwykle ciekawe biografie, warte poświęcenia im więcej miejsca. Jakkolwiek ich życiorysy nie zawsze rzucają światło na poznanie życia i twórczości autora Jedynego wyjścia (choć tego nie da się wykluczyć, zwłaszcza że nierzadko możemy tylko domyślać się, jak działało „laboratorium Czystej Formy” – termin Deglera z tekstu ukazującego, co mogło przyczynić się do powstania W małym dworku), to jednak przybliżają nam koloryt epoki i ludzi, którzy ją tworzyli. Łatwiej wtedy zrozumieć wybory życiowe, przypadek, który nimi rządzi, historię wpływającą na pojedyncze losy. W tym szkicu przedstawiam kilka życiorysów osób, które miały (lub prawdopodobnie miały) związek z pracą w wywiadzie. Oczywiście nie znaczy to, że miało to pośredni lub bezpośredni wpływ na życie (czy twórczość) Witkacego. Równie dobrze można wybrać życiorysy masonów wokół autora Matki, lekarzy, wojskowych etc. Wybór jest czysto subiektywny, choć posmak sensacji i tajemniczości zapewne wzbudzić może hipotezy i domysły. Poznanie tych historii pozwoli być może lepiej zrozumieć, kim byli ci, których Witkiewicz syn znał (i o których pisał w korespondencji). Od kogo zaczniemy? Od Leona Reynela, mecenasa i przyjaciela Witkacego.

Fajka bez zaciągania

Il. 1. S. I. Witkiewicz,

Leon Reynel

Ekslibris Leona Reynela z książki Wspomnienia o Leonie Reynelu, Warszawa [b.r.w.], tusz, akwarela, papier, 17 x 13 cm (w świetle ramy), zbiory własne autora.

Jego biografia co prawda nie pozwala jednoznacznie stwierdzić, że pracował w wywiadzie, jednak życie miał tak bogate, że z pewnością był pod obserwacją niejednego szpiega. Ten przedsiębiorca, który przyczynił się do budowy połączenia kolejowego Śląska z nowo wybudowanym portem w Gdyni, który w Rosji przed rewolucją zarabiał krocie nie tylko na handlu skórkami (co można zobaczyć na ekslibrisie wykonanym dla Leona Reynela przez Witkacego, il. 1) jako dyrektor Amerykańskiego Towarzystwa Importu Skór „Derma”, miał życiorys młodego patrioty. Urodzony w 1887 r. (dwa lata młodszy od Witkiewicza), wykształcenie ekonomiczne zdobył w Szkole Technicznej Wawelberga i Rotwanda w Warszawie. Początek XX w. nie sprzyjał jednak prostym wyborom życiowym; rewolucja 1905 r.,

181

1/2018


Il. 2. S. I. Witkiewicz, portret Leona Reynela, luty 1927, pastel na papierze, 105, 5 × 150,5 cm, w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie. Fot. P. Ligier.

wojna rosyjsko-japońska, dająca nadzieję na to, że jeden z zaborców słabnie i będzie można zrzucić jego jarzmo, wreszcie kolejne pokolenie żądne czynu – wszystko to sprawiło, że wielu młodych angażowało się w działalność niepodległościową. Wszak i młody Staś miał zamiar iść z rewolwerem w 1905 r. w bój (choćby i terrorystyczny, w akcjach PPS), co odradzał mu (skutecznie) ojciec w listach.

1/2018

182

Reynel został członkiem PPS, potem PPS-Frakcji Rewolucyjnej, był dwukrotnie więziony. Podobno za pierwszym razem złożył zeznania obciążające kolegów, co wykryto znacznie później i co miało przyczynić się do jego wydalenia z partii. Wyjechał do Francji, studiował w paryskiej École libre des sciences politiques (SciencePo), zarabiając na utrzymanie korepetycjami, pracą

Fajka bez zaciągania


napisał libretto do kilku rewii, z powodzeniem wystawianych w reklamie czy pisaniem tekstów do paryskich rewii i kabaretów. Tuż przed wybuchem wojny przyjechał do kraju, gdzie m.in. wraz z dramaturgiem Stefanem Kiedrzyńskim napisał libretto do kilku rewii, z powodzeniem wystawianych na scenach warszawskich. Czy było to tylko dodatkowe źródło zarobkowania? Trudno orzec, jednak po wybuchu wojny Reynel znalazł się w Piotrogrodzie – jako przedstawiciel amerykańskiej firmy. Angażował się też w życie artystyczne kolonii polskiej, m.in. w Teatrze Polskim (oraz jako autor artykułów w prasie – on to bowiem najprawdopodobniej, podpisany jako Rey, opublikował w „Dzienniku Narodowym” obszerną relację z Wystawy Dzieł Sztuki Artystów Polskich w Pałacu Aniczkowskim na rzecz Macierzy Szkolnej, z entuzjastyczną oceną prac malarskich Stanisława Ignacego Witkiewicza). Witkacy prawdopodobnie poznał Reynela właśnie w Rosji, przez pewien czas nawet razem mieszkali. On też przyczynił się do szczęśliwego powrotu Witkacego do kraju z zawieruchy rewolucyjno-wojennej. Po wojnie założył firmę „Polital”, do handlu z Włochami, wykorzystując zaś osobiste znajomości, ściągnął do Polski kapitał francuski, który zaangażował do budowy magistrali kolejowej Śląsk – Bałtyk, uruchomionej częściowo jeszcze przed tragiczną śmiercią Reynela 29 grudnia 1931 r. Właśnie przedwczesny zgon przedsiębiorcy wzbudzał sensację i podejrzenia o działanie wywiadów. Zachowała się relacja (którą przekazała Joannie Siedleckiej rodzina wdowy po Reynelu), że został otruty z powodu niejasnych powiązań z obcymi firmami zbrojeniowymi i rzekomych kontaktów z obcym wywiadem.

Fajka bez zaciągania

na scenach

Wuj Leon zmarł w 1931 – nagle i w tajemniczych okolicznościach – w towarzystwie wysokich rangą wojskowych, podczas gry w karty. Oficjalnie mówiło się, że na serce, nieoficjalnie, że został otruty, bo znał zbyt wiele tajemnic, wplątał się w wyjątkowo niebezpieczne interesy1.

warszawskich

Tej hipotezy nie da się zweryfikować, należy jednak odnotować, że według relacji świadka epoki żona generała Tadeusza Piskora (1889–1951), ówczesnego szefa Sztabu Generalnego, została potajemnie otruta w 1932 r. właśnie ze względu na przyjaźń z Reynelami i rzekome ułatwianie Reynelowi dostępu do zamówień zbrojeniowych oraz tajnych informacji wojskowych. Niewątpliwie Reynel znał Piskora, działacza niepodległościowego, żołnierza Legionów, jeszcze z czasów przedwojennych. Obaj należeli do Stowarzyszenia Młodzieży Polskiej Postępowo-Niepodległościowej „Filarecja”, a Piskor studia wyższe rozpoczął w 1908 r. na Wydziale Nauk Ścisłych Uniwersytetu w Liège w Belgii, gdzie w zjeździe filareckim w 1910 r. uczestniczył Reynel. Pierwsza żona Piskora, Maria Ines z Rudnickich, została wymieniona w rozrachunkowych wspomnieniach z okresu II Rzeczypospolitej Mariana Romeyki, pilota wojskowego: Drugim wydarzeniem, nad którym starano się przejść jak najszybciej do porządku dziennego, była śmierć generałowej Piskorowej podczas jej leczenia czy operacji w Wojskowym Szpitalu Ujaz-

1 J. Siedlecka, Mahatma Witkac, Warszawa 2005, s. 42.

183

1/2018


dowskim. Zbiegła się ona mniej więcej w czasie z ustąpieniem Piskora ze stanowiska szefa Sztabu Generalnego. Już wkrótce w sferach wojskowych zaczęła kształtować się opinia, sprowadzająca się do słów: „Umarła na rozkaz” [przypis autora: W latach powojennych spotkałem dawnego mego przyjaciela (nazwiska z pewnych względów nie mogę ujawnić), który stał blisko spraw związanych z „defensywą” i był przyjacielem kpt. Jerzego Niezbrzyckiego z oddziału II. Mój stary przyjaciel powiedział mi, że wkrótce po śmierci Piskorowej Niezbrzycki oświadczył mu: „Piskorowa została otruta”]; szerszych komentarzy nie dodawano. […] Od czasu kiedy Piskor został szefem Sztabu Głównego, jego małżonka, jak się wydawało, nie bardzo zdawała sobie sprawę z sytuacji i podtrzymywała osobiste znajomości czy przyjaźnie, niezupełnie właściwe dla żony człowieka na tak wysokim stanowisku. Długotrwała przyjaźń, którą się ostentacyjnie afiszowała, łączyła ją z panią lub małżeństwem Reynel (lub Reinel, właściwej pisowni nie jestem pewien). Te dwie panie stanowiły nierozłączną parę przyjaciółek; można je było spotykać rokrocznie w miejscowościach kuracyjnych w Ciechocinku, Truskawcu czy Krynicy (czego świadkiem sam byłem) i w innych, zależnie od sezonu. Odbyły nawet zagraniczną przejażdżkę samochodem wojskowym z szoferem wojskowym (notabene adiutant generała przekazał mi życzenie jego małżonki, bym wypożyczył szoferowi ze składów lotniczych skórzaną kurtkę). Ta nieodłączna przyjaciółka p. Piskorowej była żoną (jakoby polska Żydówka) przedstawiciela międzynarodowej firmy handlu bronią; jedni mówili, iż jest on Francuzem i reprezentuje przemysł

1/2018

184

francuski, inni zaś – że włoski. Prawda wyglądała raczej w ten sposób, że reprezentował międzynarodową firmę handlu bronią2. Choć wspomnienia Romeyki noszą wszelkie ślady dyskredytacji aktywnego wówczas na emigracji działacza, Niezbrzyckiego (ps. Ryszard Wraga)3, to tajemnicze zgony Reynela i Piskorowej w krótkim czasie musiały budzić wątpliwości i podsycać teorie spiskowe. Zresztą wątki wywiadowcze wokół Reynela znalazły odbicie także w literaturze. Powieść wieloletniego przyjaciela Reynela i Witkacego – Kiedrzyńskiego (autora szkicu wspomnieniowego o Reynelu4), Serce na ulicy, drukowana w „Kurierze Warszawskim” w 1929 r. (wydanie osobne w 1930 r. – a więc jeszcze za życia Reynela), która według Witkacego bazowała na rysie biograficznym Reynela (Cypka lub Cypkendale’a – jak w listach go nazywał), ma rozbudowany wątek szpiegowski. Główny bohater tej powieści to „zamożny właściciel fabryki cykorii, czerpiący zyski «od kapitału umieszczonego w różnych przedsiębiorstwach i dobrze oprocentowanych»”, który zmienił nazwisko Baumgarten na Drewnicki.

2 M. Romeyko, Przed i po maju, przedmowa, oprac. i przypisy redakcyjne K. Bugajak, Warszawa 1967, s. 609–610. 3 Jerzy Niezbrzycki (1902–1968), był przed wojną kierownikiem Referatu Wschód Oddziału II, współpracował m.in. w latach 30. z Jerzym Giedroyciem w akcji prometejskiej. Po wojnie działacz emigracyjny, publicysta w wielu pismach, m.in. w „Kulturze” paryskiej. 4 S. Kiedrzyński, Dwadzieścia lat przyjaźni, [w:] Wspomnienia o Leonie Reynelu, Warszawa [b.r.w.], s. 122–186.

Fajka bez zaciągania


wśród znajomych Witkacego Ma opinię kobieciarza i „miłosne przygody są jedyną troską jego życia”. Aby zdobyć kolejną ofiarę, którą ma być żona młodego urzędnika MSZ, poleca swej rosyjskiej utrzymance, aby go uwiodła i w ten sposób doprowadziła do rozbicia szczęśliwego małżeństwa, co się jej bez trudu udaje. Jego plany niweczy jednak „młody oficer wywiadu, który przy okazji wykrywa plany szpiegowskie sąsiedniego państwa, mającego swoich agentów wśród miejscowej emigracji rosyjskiej”5.

byli „jawni”

pracownicy wywiadu

ust mięsistych i grubych, z lekkim szyderczym grymasem, ulokowanym w kącikach zakrzywionych ku dołowi. Włosy miał ciemne, mocno już przerzedzone po obu stronach wysokiego czoła i na czubku głowy, gdzie prześwitała wcale już niezła łysina. Ubrany był z tą szczególną elegancją, która nie dopuszcza najmniejszego uchybienia. Materiał ubrania, koszula, krawat, skarpetki, spinki, buty i kapelusz, wszystko było w najlepszym gatunku i nieskazitelnej świeżości6.

Degler wskazuje, że opis ten przypomina portret Reynela narysowany przez Witkacego w lutym 1927 r.7 (il. 2). W 1931 r. na podstawie Witkacy pisał w liście do żony 16 maja 1929 r., wątku szpiegowskiego powieści nakręcono film, że sportretowany w powieści Drewnicki to który reżyserował Juliusz Garden, scenariusz właśnie Reynel: „Czytasz ost[atnią] pow[ieść] Kie- wraz z reżyserem napisał Anatol Stern, a grała drżynskawo w «Kur[ierze] War[szawskim]»? Cud w nim plejada gwiazd z Norą Ney i Zbigniewem Sawanem, w epizodzie zaś pojawił się Kazimierz po prostu. Mam wrażenie, że tam jest przedstawiony Cypkendale en personne”. Degler porównał Junosza-Stępowski. Co ciekawe, w filmie nie ma wyeksponowania postaci fabrykanta Drewnicfakty z biografii Reynela i Drewnickiego „(obaj byli Żydami, studiowali w Paryżu, przez wiele lat kiego, widz od razu poznaje szpiega Cwietkowa, przebywali za granicą, po wojnie dorobili się wiel- który za pośrednictwem młodej ubogiej Rosjanki, Nadzieżdy (kreacja Ney), chce uzyskać wpływ na kiego majątku)” oraz wygląd bohatera powieści: urzędnika MSZ. Czyżby Reynel miał na tyle dużo znajomości, aby wywrzeć nacisk na to, jaki kształt Twarz miał szczupłą, oczy czarne, palące będzie miał scenariusz filmu? (il. 3). i przenikliwe, nos duży, nieco zaglądający do W korespondencji Witkacego z Reynelami nie pojawiają się żadne informacje, które mogły5 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 20:] Listy do żony (1928–1931), przygotowała do druku A. Micińska, oprac. i przypisami opatrzył J. Degler, Warszawa 2007 oraz 2015 (dalej: Ldż II), s. 115 (oraz przypisy do listu na s. 403–404 wydania z 2015 r.).

Fajka bez zaciągania

6 Serce na ulicy, t. 1, Warszawa [1930], s. 10. 7 Ldż II, s. 403–404. Zob. KDM I, poz. 675.

185

1/2018


Il. 3. Kadr z filmu Serce na ulicy, reż. J. Gardan, 1931. Na zdjęciu: K. Junosza-Stępowski (z lewej, stoi), Z. Sawan (w środku), Nora Ney (w środku, stoi), Tom Breza (z prawej), Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny, Serwis Fototeka, fn.org.pl.

by rzucać choćby cień wątpliwości, że Reynel prowadził działalność wzbudzającą u jego przyjaciela podejrzenia. Witkacy korzystał z mecenatu Reynela, z jego kolekcjonerskiej pasji (spłacał długi obrazami, także swego ojca), namawiał na sponsorowanie Teatru Formistycznego, czasopisma awangardowego. To dzięki pieniądzom tego przedsiębiorcy miał nadzieję zaistnieć ze swymi tłumaczonymi na francuski dramatami Tomasz Pawlak na scenach Paryża – jednak okazało się, że padł Spies in Witkacy's social circle. Part 1 ofiarą oszustwa8. The article provides brief biographies of people who appear in S. I. Witkiewicz’s (Witkacy’s) correspondence, and were related in various ways to work for the secret service. The author’s objective was to draw attention

8 Zob. J. Degler, Witkacy oszukany, czyli jak nie doszło do „wybicia okna na Europę”, [w:] Witkacego portret wielokrotny. Szkice i materiały do biografii (1919–1939), Warszawa 2009 oraz 2013, s. 181–185.

ciąg dalszy

kolejnym numerze

▪▪▪

1/2018

186

to this specific group in Witkacy’s social circle as a “snapshot” of the Polish (though not only) intelligentsia, which did not survive World War II and its aftermath in Poland. The findings are a by-product of the editorial work on the Collected Works’ volumes of Witkacy’s letters. Key words: correspondence, intelligence, the interwar period, editor.

Fajka bez zaciągania


Przemysław Pawlak

Namopaniki i Żywoty Aleksandra Wata – potencjalne źródła C

elem prezentowanego artykułu1 jest udowodnienie hipotezy, że zarówno namopaniki, jak i Żywoty Aleksandra Wata powstały jako parodia stylu poetyckiego Adama Mickiewicza, a nie błysk geniuszu wariata-wierszoklety ani pozarozumowa glosolalia, jak się przyjmuje w literaturze przedmiotu. Śledztwo zaczęło się od Miro(c)hładów (il. 1) i przypisu Janusza Deglera w tomie publicystyki Stanisława Ignacego Witkiewicza Bez kompromisu (il. 2), w którym Profesor wskazał tygodnik „Kolce” jako miejsce pierwodruku problematycznego wierszyka2. Inni współcześni interpretatorzy tego słynnego utworu bez treści, o który toczył się spór gazetowy Juliana Tuwima, Jerzego Brauna, Romana Ingardena i Witkacego (il. 3) w dwudziestoleciu międzywojennym, pomijają zazwyczaj jego humorystyczną genezę3. Tymczasem to parodia pisarstwa

1 Tekst powstał na podstawie referatu wygłoszonego na Międzynarodowej Konferencji Naukowej 3F: Formiści – Futuryści – F/Witkacy, zorganizowanej 16 grudnia 2017 r. przez Instytut Witkacego i Uniwer­ sytet Jagielloński w Teatrze Nowym im. K. Dejmka w Łodzi, będącej podsumowaniem łódzkich obchodów Roku Awangardy. 2 Deklamacja filozoficzna, „Kolce. Kartki Humorystyczno-Satyryczne” 1871, z. 2, s. 78. 3 S. I. Witkiewicz, Prawda o „mirochładach” przez „ch”, [w:] tegoż, Bez kompromisu. Pisma krytyczne i publicystyczne, zebrał i oprac. J. Degler, Warszawa 1976, s. 180

Nieporozumienia wykluczone

Bronisława Trentowskiego, nieco zapomnianego dziś filozofa, słowotwórcy i wychowawcy narodu. Rozmówczyni autora tego czterowiersza jest wręcz przekonana, że to cytat z Chowanny! Śmiem twierdzić, że nie tylko Miro(c)hłady były parodią stylu, ale i Żywoty, a także oba namopaniki Wata. Czy to prawdopodobne, że dwudziestoletni Olek Chwat zakpił z poezji Mickiewicza?

i 567–568. Przedruk w: S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 11:] Pisma krytyczne i publicystyczne, oprac. J. Degler, Warszawa 2015, s. 400–401, 573–575, 666. Degler cytuje zapis, który nie jest wierny pierwodrukowi w „Kolcach”, z tomu: J. Tuwim, Pegaz dęba, Warszawa 1950, s. 300. Juliusz Wiktor Gomulicki również dotarł do „Kolców”. Lecz po raz kolejny – być może w redakcji Biblioteki Więzi – doszło do przeinaczeń w cytowaniu: miłochładów zamiast mirochładów, prądu prądów zamiast prądu brądów, gloryji zamiast glorji... Zabawne, że Gomulicki wytykał podobne pomyłki Tuwimowi, podał też błędnie, że Deklamacja filozoficzna znalazła się w pierwszym, nie w drugim zeszycie „Kolców” z 1871 r. Gomulicki przypi­ sał autorstwo dialogu redaktorowi i wydawcy czasopisma, Mieczysławowi Dzikowskiemu, ponieważ ten „artykułami, wierszami i dowcipami zapełniał trzy czwarte każdego zeszytu”. Nie wspomniał, że redaktor „Kolców” walczył w powstaniu styczniowym. A to by się zgadzało z relacją Witkacego, który twierdził, iż jego ojciec słyszał dziwny wierszyk od powstańca ukrywającego się w Witkiewiczowskim jeszcze wówczas Poszawszu. J. W. Gomulicki, Z klasycznych tekstów literatury nonsensu, [w:] tegoż, Podróże po Szpargalii. Mieszaniny literacko-obyczajowe, przedmowa A. Biernacki, Warszawa 2010, s. 70.

187

1/2018


Il. 1. Mirochłady, [w:] Deklamacja filozoficzna, „Kolce. Kartki Humorystyczno-Satyryczne” 1871, z. 2, s. 78.

Wat przyznał się po latach do swego młodzieńczego nihilizmu, na niwie literatury wymierzonego przede wszystkim w manierę młodopolską i szlachetczyznę Mickiewicza. „Właściwie moja złośliwość ówczesna, jakaś straszliwa, zacięta złośliwość polegała na tym intelektualnym chuligaństwie. Polegała na tym, że, no tak, zewnętrzne kształty wszystkie były utrzymane, ale wewnątrz wszystko było wyżarte...”4. Krzysztof Rutkowski zdiagnozował status poety w Słowie o Wacie: „Wat należał do obcych. [...] Rozdzierany od młodości kompleksami, żądny woli mocy, zmysłowy i skłonny do mistycz-

nych uniesień, zarazem buńczuczny i nieśmiały, dumny z tradycji rodzinnych i upokorzony z powodu rzekomej i realnej inności”5. Wat, Bruno Jasieński, Anatol Stern i inni rewolucjoniści językowi czuli się nieakceptowani, wyrzuceni poza margines „prawdziwie” polskiego społeczeństwa przez antysemicką część publicystów. Tuwim miał już w latach 30. nerwicę na tym punkcie. Zaściankowa szlachta litewska, bliska naturze, religijna, tradycyjna, nie tylko po chrześcijańsku, ale i słowiańsku, to był zupełnie inny świat niż zbuntowani, komunizujący mieszkańcy

4 Wypowiedź Wata o jego nastawieniu do cywilizacji w 1926 r.

5 K. Rutkowski, Słowo o Wacie, „Twórczość” 1991, nr 3, hell. pl/yola/rutkowski/wat.html (dostęp: 15 lutego 2018).

1/2018

188

Nieporozumienia wykluczone


blią [...]. Chłopstwo polskie było bardzo przejęte szlachecką kulturą. Zawsze! […] dla biednego chłopa polskiego ideałem był chłop zamożny, a chłop zamożny to znowu Pan Tadeusz […]6.

Il. 2. S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 11:] Pisma krytyczne i publicystyczne, oprac. J. Degler, Warszawa 2015.

metropolii warszawskiej, wychowani w żydowskim getcie na Gęsiej, w ciasnych, smrodliwych murach podwórek-studni. Mogły ich śmieszyć sielankowe, muzyczne, różnofarbne opisy „ńeświeżych mumi mickiewiczuw i słowackich”. Traktowali je jak politowania godne występy wieku dziecięcego, nieznającego mroku, który był ich udziałem. Oni mogli z dzieciństwa znać kabałę, chasydzkie modlitwy, komentarze do Talmudu, a nie świerzop, grykę jak śnieg białą, nadniemeńskie ostępy przebogate w ptactwo, widma znad Świtezi czy niedźwiedzie w matecznikach. Po latach Wat zwierzał się Miłoszowi: Polska szalenie szybko stała się krajem urzędniczej inteligencji, do niej upodobniły się zawody liberalne. Mentalność powiązana ze szlacheckim pochodzeniem, albo nie tyle z pochodzeniem, ile z pewnym ideałem bytu, życia szlacheckiego. Nie mówiąc już o Trylogii, Pa n Ta d e u s z był biblią Polski, Iliadą zarazem i bi-

Nieporozumienia wykluczone

Namopaniki uznaje się za przykład glosolalii poetyckiej, której istotą jest tylko dźwięk, skojarzenia dźwiękowe, rytm... A który utwór w polskiej literaturze pięknej zawiera najwięcej koncertów? Który w poetyckim obrazowaniu operuje opisami instrumentów muzycznych, najdziwniejszych odgłosów natury żywej i nieożywionej? Który utwór charakteryzuje postaci tonem i modulacją ich głosu? To istotny brak w tekstach poświęconych muzyczności poezji futurystycznej – brak wskazania utworu, który swą muzycznością do dziś dystansuje resztę literackiej polszczyzny? To Pan Tadeusz – koncertują: żaby, Jankiel, odgłosy burzy, Wojski na rogu, stawy, bekasy, bąki i derkacze, chóry ptactwa domowego, nietoperze, trąby dojeżdżaczy, kuranty, krąg owadów, a także puszcza nocą. Dzwonią sierpy w zbożach, „muzyka puszczy gra do nich”, ogary wrzeszczą, grają, ujadają. Całe polowanie jest u Mickiewicza koncertem! „Dziwna muzyka wieczoru” polega na „szeptach, szmerach i słowach na wpół wymówionych”. W finale wszyscy tańczą poloneza. Gitara ginie użyta jako broń sieczna. Klucznik wyrywa piszczałki organów w bitwie na zamku. Muzykanci grają na skrzypkach, kozicach, kobzach, basetli, bałabajce; w Soplicowskim dworze nie brak fortepianu. Mickiewicz podpowiada też,

6 A. Wat, Mój wiek. Pamiętnik mówiony, t. 1, rozm. i przedmową opatrzył C. Miłosz, spisała O. Watowa, do druku przyg. L. Ciołkoszowa, Warszawa 1998, s. 22.

189

1/2018


że im mocniejsze odnajdziemy echo, tym radośniej zagra muzyka: Już zaczęły żniwiarki swą piosnkę zwyczajną, Jak dzień słotny ponurą, tęskną, jednostajną, Tym smutniejszą, że dźwięk jej w mgłę bez echa wsiąka. Chrząsnęły sierpy w zbożu, ozwała się łąka, Rząd kosiarzy otawę siekących wciąż brząka, Pogwizdując piosenkę; z końcem każdej zwrotki Stają, ostrzą żelezca i w takt kują w młotki. Ludzi we mgle nie widać: tylko sierpy, kosy I pieśni brzmią, jak muzyk niewidzialnych głosy. Zaskakuje pomijanie Pana Tadeusza w analizach źródeł inspiracji dla XX-wiecznej awangardowej fonostylistyki, m.in. echolalii. Epopeja Mickiewiczowska zawiera przecież najsłynniejsze w polskiej literaturze i bardzo liczne opisy echa! Już wróble skacząc, świerkać zaczęły pod strzechą; Już trzykroć gęgnął gąsior, a za nim jak echo Odezwały się chórem kaczki i indyki I słychać bydła w pole idącego ryki. [...] I zagrał: róg jak wicher wirowatym dechem, Niesie w puszczę muzykę i podwaja echem. Umilkli strzelcy, stali szczwacze zadziwieni Mocą, czystością, dziwną harmoniją pieni. [...] Trzykrotnie w koncercie Wojskiego słyszymy refren: Tu przerwał, lecz róg trzymał; wszystkim się zdawało, Że Wojski wciąż gra jeszcze, a to echo grało.

1/2018

190

Echo, niczym megafon, wzmacniacz i herold, potęguje odgłosy, krzyki, hałasy, ryki, przekleństwa, nawet kichnięcia: Odgłos leci echami; gdzie tylko dochodzi Krzyk dochodzi echami zwierciadlanej sali Kichnął, aż cała izba rozległa się echem Odszedł; lecz wyraz „podłość” echem się powtórzył Dzwon wciąż dzwonił i echem z głębi cichych lasów Potem wciąż kanonada, aż głośniej nad strzały Odezwało się tysiąc krzyków i hałasów. Ryknął niedźwiedź i echem napełnił las cały. Wyraz zdrajca brzmiał w uszach, odbijał się echem

Il. 3. S. I. Witkiewicz i A. Wat, 1930. Źródło: http://www. wojciechkarpinski. com/wat-fotografie.

Nic dziwnego, że poeta tworzący wiersz-muzyczność, wiersz-echo, sięgał po najdźwięczniejsze dzieło dawnego mistrza. Mimo że Wat i Stern świętości szargali („mickiewicz jest ograniczony słowacki jest niezrozumiałym bełkotem”7), autor namopaników uważał Mickiewicza za geniusza, a Pana Tadeusza za utwór genialny8. O tym, jak często twórca Dziadów pojawiał się w myślach Wata, jak dużą rolę Wat przypisywał wieszczowi w kreacji narodowych mitów, z jakim zaangażowaniem komentował postawę polityczną i moralną, a nawet status towarzyski

7 A. Wat, Publicystyka, zebrał, oprac., przypisami, posłowiem i indeksem opatrzył P. Pietrych, Warszawa 2008, s. 8, 11. 8 Tamże, s. 463, 620, 622. Zdaniem Wata Mickiewicz przewyższał geniuszem Krasińskiego, „pchnął mowę poetycką na nowe tory” (tamże, s. 740, 744, 747, 765). Na równi z Mickiewiczem, wśród polskich poetów, stawiał tylko Słowackiego (tamże, s. 628).

Nieporozumienia wykluczone


Mickiewicza, świadczy publicystyka Wata9. Podpowiadał czytelnikom, jak rozpoznawać w jego wierszach intertekstualne aluzje: „Gdy np. wiersz mój kończę słowami: «Nad wodą. Nieczystą», Polak rozpozna referencję do wiersza Mickiewicza Nad wodą wielką i czystą. Te siatki referencji są najbardziej skomplikowane i utajone...”10. Formułował też zarzuty wynikające z przekonania, że sztuka powinna być odbiciem tajemnicy istnienia: Rymy wstrząsały, zbieżność końcowych głosek ewokowała inną finalną zbieżność – losów ziemskich z wyrokami boskimi. Nieporozumieniem było stosowanie rymów do tematów

9 Tamże, s. 751, 759, 815. 10 Tamże, s. 622.

Nieporozumienia wykluczone

świeckich, empirycznych, racjonalnych! [...] Rymy spospoliciały, zredukowane do efektu operowego (i to się zresztą podoba, naturalnie). Trzecia część Dziadów – tak, i to bardzo! Ale Pan Tadeusz? Ile by zyskał bez rymów! Zatracił wiele ze swej opowieści11. Wróćmy do Żywotów: I kosujka na białopiętrzach sfrunęła i płonącoręką dobiedrza złotogórzy i podgórza i rozgór tu grały namopaniki

11 J. Olejniczak, Wtajemniczanie – Aleksander Wat, Katowice 1999, s. 236.

191

1/2018


Po nikach czarnoważe ważki i grajce i rozgarniać krawędzi żółciebiesów i rozwrażon i tragowąszcz i trawągoszcz gąszcze zielone, zielone, zielone! na tramwajach tram na wyjach trawa! i kosujka płonąc tak i płomyki płomień rozpłonecznionych bezpłonięć dopłonąć, dopłonąć płonacze i płonaczki spłonący płomieńczarze białouście! daj białouściech! Gdzie kosujka płonęła płomieniem płonących płoń? O! gdzie? i ty karcze karczyno róż znuż rzęs i ty karczem do karczem pędzące niebo i nieba przyszły siwe nagłe banie nieba i kosujka płacze płaczem płaczących szczęk. Aż się nam z kart wylewa to Mickiewiczowskie tirli, tirli, trajkotanie, odmienianie, powtarzanie, zmiękczenio-zdrobnienia budujące się same, dzięki specyfice polskiej fleksji; zabawa i praca słowem, gdy trzeba wydłużyć lub na siłę skrócić trudny wers. Te „Dryjady, kirasyjery, kuryjery, grenadyjery”... Wat nie zamierzał silić się na rymy, ani na trzynastozgłoskowiec. Z przytoczonego cytatu wiemy, dlaczego. Ale Mickiewicz tworzył takie kurioza jak „Jendykowi-czówna”, nazwisko podzielone dla rymu między wersy 1870 i 1871. 16 wyrazów w Żywotach zbudowanych jest na podstawie: „płomień / płonąć”. Jeśli przyjąć, że ten wiersz o czymś opowiada, to opowiada o płonącej ko-

1/2018

192

sujce. Płomień może być metaforą wewnętrznej energii, rumieńca, promieni słonecznych i światła lub po prostu oznaczać pożar zagrażający kosujce. W dawnej polszczyźnie popularne było słowiańskie imię męskie Żegota – ten, który wznieca płomień (żec, żegać, podżegać). Mickiewicz zamierzał obdarzyć tym imieniem głównego bohatera Pana Tadeusza i cały utwór na cześć Ignacego Domeyki, zwanego Żegotą. W rękopisie nad Inwokacją wpisał tytuł Żegota. W Panu Tadeuszu ze słowami: „rzęs”, „róż”, „sfrunęła” – w zestawieniu z „białouście” („białogłowie” + „usta” + „niewieście”) – kojarzy się nastoletnia Zosia. Ledwie muskając ziemię stopkami, sfruwa z ogrodowego parkanu przez okno, by natknąć się niespodzianie na oblewającego się w mig rumieńcem Tadeusza: Jak biały ptak zleciała z parkanu na błonie, I wionęła ogrodem, przez płotki, przez kwiaty, I po desce opartej o ścianę komnaty… Nim spostrzegł się, wleciała przez okno, świecąca, Nagła, cicha i lekka, jak światłość miesiąca. Nucąc chwyciła suknie, biegła do zwierciadła: Wtem ujrzała młodzieńca i z rąk jej wypadła Suknia, a twarz od strachu i dziwu pobladła. Twarz podróżnego barwą spłonęła rumianą […] Gdy Zosia spotkała Hrabiego, „jako róży pączek cała się spłoniła”, a gdy po raz drugi ujrzał ją Tadeusz: „lica, choć od słońca zasłaniane dłonią / Różową, same całe jak róże się płonią”. W pierwszych księgach Zosia porównywana jest do białego ptaka, obłoku, światła księżyca, ulatującego widze-

Nieporozumienia wykluczone


Gitara ginie użyta jako broń sieczna. Klucznik

nia, cudnej zjawy. Jest więc równie efemeryczna, nieuchwytna, nagle znikająca, umykająca zmysłom przybyszów i delikatna jak słynna kosujka. Równie często, co kosujką, krytycy zajmują się rzekomo niepasującym słowem „tram”. Owszem, kojarzy się ono z tramwajem, dlatego pewnie w swej parodii Wat go przywołał. Jednak „tram” (duża belka, kloc drewna, pień) występuje w księdze IV Pana Tadeusza, na dodatek w gęstwinie traw i zieleni, identycznie jak w Żywotach: „Tam gałęziste kłody, tu wpół zgniłe tramy / Ogrodzone parkanem traw”. Czy cząstkę -nik- (namopaniki / Po nikach) spotkamy w litewskiej epopei? W jednej tylko księdze IV występują „rówienniki, pomniki, kluczniki, tajniki, mateczniki i obsaczniki”. W całym Panu Tadeuszu grupę -nik- notujemy ponad 100 razy! Równie częste są nieróżniące się fonetycznie cząstki -arze i -aże (Wat: płomieńczarze). 25 razy znajdujemy cząstkę karcz- charakterystyczną dla wątku Jankiela. Karczma to tytuł podrozdziału księgi IV. Dwie karczmy stoją po dwóch stronach drogi. Karczmy Usza i Niedźwiadek pochodzą z przypowieści o Domeyce i Doweyce. W Żywotach sąsiadują ze sobą: karcze, karczyno i dwukrotnie karczem. Szczęk – w Żegocie aż czterokrotnie paszczęki i na dokładkę: „paszczęką, szczękanie, szczęki, szczękę, szczęku i szczęka”. „Gąszcze”? Nie ma! W całym poemacie nie występuje ani razu gąszcz! Ale zaraz dostajemy się w: „gęstwiny, gęstwy, gęstwi, gęstwę, gęstwą, gęsto, gęstość, gęstych, zgęstniał, gęsty”... Cząstkę gęst- spotykamy co najmniej kilkadziesiąt razy. Zresztą nie trzeba pisać o gąszczu traw, by opisać nieprzebyty, pierwotny „tragowąszcz” i „trawągoszcz” puszcz żmudzkich i... zwichnąć język przy głośnym czytaniu:

Nadreprezentowany jest w Żywotach przedrostek roz-: „rozgór, rozgarniać, rozwrażon, rozpłonecznionych”. Mickiewicz też go nadużywa! W Panu Tadeuszu roz- występuje aż 422 razy! Dla porównania między w postaci przyimka bądź przedrostka – tylko 82-krotnie. Grupa roz- zdarza się oczywiście

Nieporozumienia wykluczone

193

wyrywa piszczałki organów

Któż zbadał puszcz litewskich przepastne krainy, Aż do samego środka, do jądra gęstwiny? [...] Trafisz w głębi na wielki wał pniów, kłód, korzeni, Obronny trzęsawicą, tysiącem strumieni I siecią zielsk zarosłych, i kopcami mrowisk, Gniazdami os, szerszeniów, kłębami wężowisk. Gdybyś i te zapory zmógł nadludzkim męstwem, Dalej spotkać się z większym masz niebezpieczeństwem:

1/2018


jako część przydatnych i popularnych w polszczyźnie wyrazów – pochodnych rozumu (24), rozmowy (62), rozpaczy (12), rozkazu (39) i rozkoszy (9). Ale oprócz nich mamy powódź 254 innych słów z roz-. Wśród nich takie konstrukcje jak: „rozciągnionych, nierozwity, rozhowory, rozjęcia, roztworzył, rozsunione, rozpierzchnioną, rozdnieje, rozstrycha, rozlśniło, rozdąsany, rozżarzał”. Można domniemywać, że Wat umieścił słowo „namopaniki” w osobnym wersie, by podkreślić jego znaczenie oraz związek Żywotów z Namopanikiem charuna i Namopańikiem Barwistanu. Wszystkie trzy utwory są parodią stylu Mickiewiczowskiego. Pochylmy się nad chrapliwym Namopanikiem charuna. Charun to przewodnik dusz w świecie podziemnym, przerażający odpowiednik greckiego Charona w mitologii Etrusków, którzy znani byli z wróżenia, obserwacji zjawisk astronomicznych oraz lotu ptaków. W Panu Tadeuszu jest jedna fascynująca postać, którą można nazwać przewodnikiem polskiej duszy: Wojski Hreczecha, niedoszły teść Sędziego, przez zapał do myślistwa zwany powiatowym nemrodem. To on wita i prowadzi młodzież przybywającą z dalekiego świata do Soplicowskiego skansenu. Wojski odkrywa tajemnice, opowiada Tadeuszowi historię rodu Horeszków, krytykuje Asesora i Rejenta za kłótnię, by nie dawali złego przykładu młodym. Wykłada zasady dobrego wychowania, opowiada historie z zamierzchłej przeszłości: z XVIII w. i z czasów walki Lucyfera z Archaniołami. To Hreczecha, stróż moralności, zapobiega zgubnemu pocałunkowi Tadeusza z ciotką Telimeną (il. 4). Wojski, to przewodnik pozostałych bohaterów i czytelników po świecie zmarłych przodków, świecie szlacheckiej, utraconej Rzeczypospolitej. Niegdyś opiekun żon i dzieci podczas pospo-

1/2018

194

litego ruszenia, pełni tu funkcję podobną do roli Żyda Wiecznego Tułacza w Rękopisie znalezionym w Saragossie Jana Potockiego, który też zabiera bohaterów powieści w podróże w czasie. Wojski zna historię i genealogię rodów od zarania dziejów („od króla Lecha”). Jest autorytetem, przewodnikiem po arkanach praw, znawcą precedensów. Wojski rozstrzyga spory, interpretuje zjawienie się komety. Jako wykładnia polskości, strażnik umarłego państwa i polszczyzny, dba o czytelność i nienaruszalność systemu znaków szlacheckiej etykiety i systemu wartości: Mawiał: „Polskę oniemić – jest to Polskę zniemczyć”. Starzec, wiek przegwarzywszy, chciał spoczywać w gwarze. Etymologia nazwiska Hreczecha odsyła nas do Inwokacji: hreczka to gryka, hreczanyk to chleb z mąki gryczanej, a hreczkosiej – zasiedziały na roli gospodarz. Dlatego to Wojski „występuje na ostatniej uczcie w charakterze marszałka dworu, przygotowuje ucztę staropolską i prezentuje gościom arcyserwis”12. Zachwyca wiedzą niedostępną innym. Głosi teorię o pochodzeniu much. Potrafi perfekcyjnie przeprowadzić polowanie na niedźwiedzia, okazuje się mistrzem gry na rogu. Przechowuje w sprawnym ręku tajniki zapomnianej sztuki rzucania nożem, czyta z gwiazd i objaśnia gawiedzi zawiłości konstelacji. Skoro Jan Kott nazwał Tadeusza Kantora „Charonem w obie strony […] pamięcią po

12 M. Zarębina, Imiona bohaterów „Pana Tadeusza”: nazwy osób w epopei, Kraków 1996, s. 32.

Nieporozumienia wykluczone


miejscach i ludziach... umarłych przeprawia na tamtą stronę przez Letę Niepamięci. Ale Kantor jest tym Charonem, który umarłych przeprawia z powrotem na naszą stronę przez Rzekę Pamięci...”13, Wojskiego można określić Charunem w obie strony polskości.

Il. 4. M. E. Andriolli, Wojski muchy łapie, ilustracja do Pana Tadeusza, drzeworyt, 1881. Źródło: https://

1. Ptachorenki rozchorongwił roz i grajoncy na pstrych charmonikach w pachnurach chromawy charun chrapał w chmurach i wbarwistach. A chmurawie munrawy ogroi i grujce rozgrai na grajkatych guranach. Wranach gorun garbi

13 J. Kott, Kadysz. Strony o Tadeuszu Kantorze, Gdańsk 1997, s. 16, 21, 34.

Nieporozumienia wykluczone

commons.wikimedia.org/wiki/ File:Pan_Tadeusz_-_Ksiega_2_3. JPG.

ogury gromach i gromadach pagur. na pagurach chrabonszczy lew chrabonczyna o chrabonczyki rozchrabonczyn i lew chrabonszczoncy on jach chrabonszcz. A charmoniki – w poranionych charmonjach sfer – chdyście jach ja podrzewiach chroplistych postali! O! charmoniki charmonki rozchramonki charmoniumy charmoniętr o pocharmonik charmoniacze! Charmoniaczki i płononce chury! o charmoniże – o niże charmonii! I w podartych draperjach wieczoru cheruby duchże i chrobe w chitonkach chromatuw płakon. a na renkachach pod chrobotami trzepocha ptach młodości.

195

1/2018


Ale Mickiewicz tworzył takie 2. O chdyścia chrufały, chruwajonce archaniołły chorongwiazy! Gwiazy jamiołłów goronce granaty źrą i wiagzdy w chabrach stronch skrzydałrenki dromader skradocha garbani srebroje – on że kokodryl w złotawach, i chorongwicze i chorongwioncze pochorongw o chorongi rozchorongwy chorongewie choronginy chorongawy chorongwii chorongwiecze rozchorongwicze rochongwicze chorongwiuny o rozchorongw chorongwij i pochorongw chorongwiassy! A w chmurach charuny duże. I charun zrzał grabarza. A onże na czarnoskrzydłach panosi namopanik. 3. O chramy chramy chramy. – W machrach wprostościch złocisteich o chramy na pagurach grajonceich! o nieboch niebaszne niebientaich w liściatych chorałach chorych archaniołłów chromy jednookchi staruch rubinowo spłachał chorunami pacież. charmonii chromatuw i żywiołów GABIE Charun Wata gra na „pstrych charmonikach”. W Panu Tadeuszu „pstrokate” jest ptactwo i ściany, „pstre” – gąsienice i koń z przysłowia, „cętkowata” – barwa strojów; „pstręk” zastępuje myk i sus. Wojski gra na pstrym, bo cętkowanym rogu bawolim. Gdy echo podwaja dźwięki koncertu, „Umilkli strzelcy, stali szczwacze zadziwieni / Mocą, czystością, dziwną harmoniją pieni”. W przedburzowej muzyce wieczoru (księga VIII) „Na powietrzu owadów wielki krąg się zbiera, / Kręci się, grając jako harmoniki sfera”. W Panu Tadeuszu zachwycamy się też „harmonią cudną orkiestry podwodnej”, a w Dziadach Konrad gra „na gwiazdach jak na szklanych harmoniki kręgach”. Ta cukierkowa Mickiewiczowska ornamentyka musiała irytować młodego futurystę, skoro już Juliusz Słowacki w Królu-Duchu szydził, że

1/2018

196

pieśń anioła „była jako szklanne zgrzyty / harmonik i szła w ton coraz boleśniéj / Aż upadała w śmiech, w szaleństwo pieśni!”. Którekolwiek słowo Wata weźmiemy pod lupę, znajdziemy źródło u Mickiewicza: chrapał (chrapy, chrapał, chrapali), ogroi i grujce (ogrójcu, ogrojca), źrą (źrą), jamiołłów (jemiołę), zrzał (pozrzeć, tj. pożreć lub ujrzeć), archaniołły (Archanioł Michał), cheruby (upadły cherub Szatan, skrzydlaty zły duch, anioł burzy), chromatuw (półton, ze znaków dynamicznych w Panu Tadeuszu występuje fortissimo, kilkakrotnie mowa jest o akordach, taktach, nutach; Jankiel „porzuca prymy”, a to jest możliwe dzięki stosowaniu znaków chromatycznych). Zestawienie w jednym wierszu Wata cherubów i archaniołów z harmoniką i chórem przywodzi skojarzenia z anielskimi organami, harmoniką szklaną, harfą szklaną, harfą Eola i organami kościelnymi, czyli instrumentami muzycznymi z grupy idiofonów pocieranych, grającymi u Mickiewicza. A czymże ma być „kokodryl w złotawach”? Zdaje się kpiną z przechwałek Asesora, że książę Sanguszko darował mu „obróżki Jaszczurem wykładane z kolcami ze złota”. Jak kokodryl niekoniecznie oznacza gada, tak jaszczur nie musi być płazem. Wszak jaszczurami nazywano w dawnej Polsce skóry z cieląt, kóz i owiec. Trzy razy, niczym echo, powtarza Wat w Namopaniku charuna rdzenie: -chrabon-, -charmon- i -chorong-. Najważniejszy jest tu „chrabąszcz” nie tylko wielokrotnie odmieniany, przerabiany na inne części mowy, ale i poparty staropolskim synonimem „chrobak”! Wat używa przecież słów: „chrobe, chrobotami”; co więcej, chrobe – jak to robaki: okryte pancerzykami - są w chitonkach. Na Podla-

kurioza jak

„Jendykowiczówna”,

nazwisko

podzielone dla rymu

między wersy 1870 i 1871.

Nieporozumienia wykluczone


siu do dziś można usłyszeć: mój chrobaczku14. Czyli przepoczwarzony z hulaki ksiądz Robak to tyle, co Chrobak. Chrabąszcz to również postać z Nieludzkiej komedii15, głośnego, nienawistnego pamfletu na Mickiewicza i Andrzeja Towiańskiego, oskarżanych przez część emigracji polskiej o agenturalność na rzecz cara16. To Chrabąszcz podpowiada na ucho Mickiewiczowi, jak negocjować z Szatanem. Pamiętając, że półton to znak chromatyczny, draperie to synonim zasłon, że chitynowy oskórek chroni owady, ewentualnie też kojarząc nietoperza z groźnym skrzydlatym cherubem, poszukajmy w Panu Tadeuszu źródła całej frazy z analizowanego namopanika: „o niże charmonii! I w podartych draperjach wieczoru cheruby duchże i chrobe w chitonkach chromatuw płakon”. Idąc śladem wieczoru, znajdujemy tylko jeden pasujący fragment. To Przed burzą, wspominany już początek księgi VIII:

Myśliłbyś, że przeczucie nadzwyczajnych zdarzeń Ścięło usta i wzniosło duchy w kraje marzeń. Po wieczerzy i Sędzia, i goście ze dworu Wychodzą na dziedziniec używać wieczoru; [...] Aż oboje, skrywszy się pod zasłonę ciemną Jak kochankowie, wszczęli rozmowę tajemną, [...] Bliżej zaś nietoperzów siostrzyczki, ćmy, rojem Wiją się przywabione białym kobiet strojem; [...] Na powietrzu owadów wielki krąg się zbiera, Kręci się, grając jako harmoniki sfera; Ucho Zosi rozróżnia wśród tysiąca gwarów Akord muszek i półton fałszywy komarów.

14 Tu można docenić zróżnicowanie fonetyczne drugiego namopanika, ponieważ wciąż wymawia się h dźwięcznie, a ch bezdźwięcznie; Namopańik Barwistanu jest wręcz usiany dźwięcznym h. 15 Komedia nieludzka we trzech aktach, red. L. Zienkowicz, Album Pszonki, Paryż 1845, s. 161–163. W tym samym tomie niezwykle ostra krytyka Chowanny Trentowskiego, s. 422. 16 „Największą rolę w niszczeniu «Mistrza» odegrała satyra. Wspominana już na początku «Pszonka» wydała w 1844 roku dwa numery specjalne poświęcone atakom na towianizm. W jednym z nich znalazł się tekst pt. Nieludzka komedia, w którym Towiański był potraktowany jako wysłannik Moskwy przez... samego diabła. [...] Redagowany przez Leona Zienkowicza organ satyryczny TDP «Pszonka» te właśnie zasady uważał za «mamidła», które «cofają naród» i «chcą zrobić Polskę niezdolną do powstania». Głoszenie «jezuityzmu» czy «szlachectwa» to była – wedle Albumu Pszonki (Paryż 1845) – zbrodnia przeciwnarodowa [...] choćby się objawiła w formie najuroczystszej, naj­ sentymentalniejszej. Taką formą lansowania starych zasad była dla autorów poezja Mickiewicza”. B. Urbankowski, Czy Towiański był szpiegiem, [w:] tegoż, Adam Mickiewicz. Tajemnice wiary, miłości i śmierci, Warszawa 1999, niniwa22.cba.pl/czy_towianski_byl_ szpiegiem.htm (dostęp: 15 lutego 2018).

„Trzepocha ptach młodości”? W Panu Tadeuszu trzepie skrzydłami gil na zegarze podczas koncertu kurantów. Gil to ptak Kostromy, słowiańskiej bogini wiosny i płodności. Chramy, do których apostrofę Wat umieszcza w trzeciej strofie, to świątynie. W Inwokacji Mickiewicz zwraca się z modlitwą do Matki Boskiej, której wizerunki przyciągają pielgrzymów do Częstochowy, Wilna i Nowogródka; w objaśnieniach autorskich dodaje Żyrowice i Boruny w obwodzie grodzieńskim. Wat także wspomina o pięciu chramach, wliczając anagram „machrach”. Chwilę później czytamy po raz drugi „na pagurach”, co momentalnie kojarzy się z soplicowskimi pagórkami: leśnymi, niewielkimi, wąskimi, długimi, wypukłymi, wrzosistymi, strojnymi w brusznice, niektórymi „umyślnie sypanymi”. Niespodziewanie wśród tych pagórków wybucha zbłąkany granat, który płoszy żubra. Jednak to chyba nie o ten granat chodzi Watowi, gdy pisze „granaty źrą”. To prędzej wspomnienie z pagórków, gdzie „srebrzy się mech siwobrody, / Zlany granatem czarnej, zgniecionej jagody”. Jak przystało na Etruska, Charun w trzeciej zwrotce wróży ze zjawisk na niebie: „o nieboch niebaszne niebientaich w liściatych chorałach chorych archaniołłów chromy jednookchi staruch rubinowo spłachał chorunami pacierz”. Wojski także wróży.

Nieporozumienia wykluczone

197

1/2018


Pacierze lud litewski odmawia z przestrachem, z racji obserwacji komety w 1811 r. Choć Wojski opowiada barwne i fascynujące historie o mitycznych relacjach gwiezdnych bóstw, mało kto chce go słuchać. Wszyscy oczekują interpretacji lotu komety o krwawym (rubinowym?) oku: Nowy gość dostrzeżony niedawno na niebie: Był to kometa pierwszej wielkości i mocy Zjawił się na zachodzie, leciał ku północy; Krwawym okiem z ukosa na rydwan spoziera, Jakby chciał zająć puste miejsce Lucypera17. GABIE, pięć liter wyróżnionych przez poetę układa się w coś, co przypomina grabie, ale brak głoski r jest zbyt słyszalny... Pod względem gramatycznym to dziwaczne, sztucznie brzmiące i niezrozumiałe zakończenie utworu: „żywiołów GABIE”, niczym stempel, podpis lub wykrzyknik. Okazuje się, że Gabie to bożek Żmudzinów, władający żywiołem ognia. Według Teodora Narbutta, gdy w chłodne i deszczowe lato zżęte zboża suszono pod dachem przy ogniu, modlono się po zaściankach: „Gabie miły Boże, podnieś ciepła stopień, nie dozwalaj ogniowi skrzyć się zbytecznie”. Od przychylności Gabie zależało, czy obejścia nie strawi pożar18. Zatem również tym ostatnim akcentem wiersza Wat odsyła czytelnika za Niemen.

17 „Jednookchi staruch” może też oznaczać, że Wat odczytał Mickiewiczowski opis komety jako aluzję do mitu o Dzikim Łowie boga wiatru, przewodnika dusz w powietrzu, jednookiego starca Odyna. Ujrzenie gromady zjaw myśliwych w pełnym rynsztunku, pędzących konno po nieboskłonie, uważano za zwiastun katastrof. Echem tego mitu jest fragment V rozdziału Sienkiewiczowskiego Potopu: „I w tych lasach, i na pustych polach lecieli jak ów orszak piekielny rycerzy krzyżackich, o których lud powiada na Żmudzi, iż czasami, wśród jasnych nocy miesięcznych, zjawiają się i pędzą przez powietrze zwiastując wojnę i klęski nadzwyczajne”. 18 Encyklopedyja powszechna, t. 9, nakład S. Orgelbranda, Warszawa 1862, s. 451–452.

1/2018

198

Lepiej słyszalną fonostylistyczną aluzją do poezji Mickiewicza jest Namopańik Barwistanu. Zachowane sonety Wata pochodzą z późniejszego okresu twórczości. Za młodu (1920) strawestował Sonety krymskie. baarwy w arwach arabistanu wrabacają powracają racają na baranah w ranah jak na narah araba han. abraam w myrrah z bramraju wybieera nab bogawę narrawę byh nad boogawotami boogowatami trombowali barwiotacze oracze barwiotucze obrucze barwiotęcze obręcze. Karawaany – o wronacze w złotawah zwiastabiawali wojnawicz i w pysznawah banawiali księżycole wiatrawili wihrony i wihroby wihrobiny śmierćiwgony gorewiny. O gorale gorawale – w grodałach mychohi-goremyki. gwiazdowory wewrykali śmierćiawry i gwiaźdź śmierćostry babiał na liśćoczu drzewobanu ńebiatuszek. O barwy o baruwy – a raby barbaruw, barany herubuw O biarwiacze o czabary – babuw czary, o bicze rabuw o barwiasy o syrawy – o basy wiary, o bary ras! o barwioki o barwioczy o barwiony o barwiohi o barwigje o barwalie o barwiecze o barwiole o kroony barw! O krale koloruuw – o bawoły barw o każdyći barwoh kral w ńebiapaszni – o każdyci barwoh kraluje nogahi na śmierćeży – takoh na czarnoszczu kraluje wszem kolorom białość i po śmiercieży powendrujem do oraju do ograju Barwistanu. Orientalna stylizacja powoduje, że dla współczesnego czytelnika Sonety okazują się hermetycznym dziwolągiem, po części ukraińskim, po części bliskowschodnim makaronizmem. Co trzeci wyraz nie tylko brzmi obco, lecz jest trudny do wymówie-

Nieporozumienia wykluczone


nia. Słysząc: arabistanu, drzewobanu, Barwistanu, powracamy na Stepy Akermańskie: oceanu, burzanu, kurchanu, Akermanu, izanu... (Bakczysaraj w nocy). Karawaany? Gwiazdowory, gorewiny, goremyki – czy także u Mickiewicza coś gore? „Aby gwiazd karawanę nie puszczać ze wschodu? Na szczycie jaka łuna! pożar Carogrodu!” (Pielgrzym i Mirza). Odpowiednik Bramraju napotykamy w Czatyrdachu: „Siedzisz sobie pod bramą niebios”. Dźwięczne h w Sonetach krymskich pojawiałoby się częściej, gdyby nie korektorzy przerabiający bez zgody i wiedzy autora np. Czatyrdah na Czatyrdach. Allah, Allah, Czatyrdah, Al-Kahiru, Ajudah, Judahu...19 – to Mickiewicz; Wat w Namopańiku Barwistanu użył dźwięcznego h aż 18 razy. Dla Witkacego spory o pozarozumową poezję mogły być taką samą frajdą, jak publikowanie anonimowej bzdury o wyrobach z drewna olchowego w „Codziennej Gazecie Handlowej”. Powszechnie znana jest jego skłonność do gry i mistyfikacji nie tylko na łonie literatury. Może w Watowskich frazach słyszał kpiny z XIX-wiecznych wieszczów i bawił się, czytając uczone rozbiory i polemiki prasowe pióra Tuwima i Ingardena? Rządu, brądu natury, w pląsie uczuć zdrowy, Niezwity w roztworzystość ani menerowy Błędna, a zwrotna Klotyni mamali Aby schwiać róży flagon – żyć nie momentali. A tulne mirochładów grobowe ucichy Mój młodniu, moją bullą, mumilli, pupichy.

W jakim celu Witkiewicz dopisał dwa wersy do Miro(c)hładów przy okazji swego artykuliku w „Zet” z 1 stycznia 1935 r., tak jakby posiadał wiedzę niedostępną dla pozostałych czytelników i komentatorów? Dlaczego poprawił zapis drukowany w „Kolcach” tak, by zachować rytm trzynastozgłoskowca? Dlaczego jedyny wers wyraźnie krótszy, dodany przez Witkacego, zaczyna się od słowa „Błędna”? Czemu upierał się przy pisowni mirochładów przez ch (tak jak w „Kolcach”)? Czy czytał to czasopismo? A może zapis w „Kolcach” nie jest pierwodrukiem? Wiele wątpliwości pozostaje do wyjaśnienia. Odkrycie Mickiewiczowskich inklinacji w kilku, dotąd niepodejrzewanych o to, „dziwotworach” Wata wydaje się ważnym krokiem na drodze interpretacji polskiej poezji futurystycznej. Poezji – zdaniem Witkiewicza – o niekonsekwentnej, barbarzyńskiej pisowni, „pod względem dźwiękowym niesłychanie zubożającej nasz język”20.

20 S. I. Witkiewicz, Parę zarzutów przeciw futuryzmowi, [w:] tegoż, Pisma krytyczne i publicystyczne, dz. cyt., s. 5–10 i 443–448.

Przemysław Pawlak Potential sources of Aleksander Wat's “namopanics” and Żywoty (Lives) The author puts forward the hypothesis that Żywoty and

19 „W edycji moskiewskiej mamy natomiast wszędzie Czatyrdah i jedynie w pozycji rymowej zjawia się pisownia przez ch ze względu na poprawność rymu «dla oka». Otóż właśnie dlatego, że postać z wygłosowym dźwiękiem h była potrzebna autorowi dla rymu, niepodobna przypuścić, żeby wprowadzanie oboczności: Czatyrdah – Czatyrdag do tekstu poetyckiego mogło pochodzić od Mickiewicza”. Z. Klemensiewicz, O języku Adama Mickiewicza: studia, Wrocław 1959, s. 63.

Nieporozumienia wykluczone

Aleksander Wat's two “╔╔namopanics”, just like Witkacy's Miro(c)hlady, were created as parodies of the Mickiewicz style. Despite a lively discussion in the interwar press about glossolalic poetry, as well as contemporary analyses of the alleged asemantics of these works, no one has yet examined their meaning. Key words: glosolalia, echolalia, futurist poetry, parody, Mickiewicz, Wat, “namopanics”, miro(c)hlady.

199

1/2018


E l ż b i e t a G r z y b : Bardzo się cieszę, że spotykamy się ponownie. Nasza pierwsza rozmowa miała miejsce w czasie przygotowań do premiery Szewców w Teatrze Nowym w Łodzi, gdy rodziła się koncepcja przedstawienia. Czy udało się Panu zrealizować swoje zamierzenia? J e r z y S t u h r : Tak, z czego jestem bardzo zadowo-

lony. Tym bardziej, że to nie zawsze się udaje. Zwykle jednak i film, i teatr są sztukami kompromisu, bo albo producent nie pozwala, albo opór materii. A tutaj wszystko, co chciałem zrobić, zrobiłem, nawet scenę finałową, w której zagrali wietnamscy studenci. Chociaż tu spotkałem się z krytyką, że sięgnąłem po rozwiązanie zbyt dosłowne. E . G . : Scena finałowa na pewno może wywołać skojarzenie z Nienasyceniem, w którym Witkacy sięgnął po koncept z powieści brukowej, tj. obawę przed „żółtym niebezpieczeństwem”, niosącym zagładę cywilizacji Zachodu. Bohaterowie są zajęci własnymi problemami, ich wąska i płytka perspektywa, nie pozwala im zauważyć narastającego zagrożenia – a tymczasem Chiński Mur jest bliżej i bliżej. J . S . : Na etapie adaptacji zadałem pytanie: jakie

„Mówić chcemy po wyspiańsku, a nie nowocześnie drańsku”…

tu jest zagrożenie? Jak jesteśmy dziś postrzegani w świecie? Kogo by na końcu wpuścić? U Witkacego byli komuniści. My tu się kłócimy, spieramy o nasze polskie sprawy, a z perspektywy np. Azji, to kim my jesteśmy? Zwłaszcza, że to pani mi mówiła, że dramat został przetłumaczony na chiński. Ale tłumaczka nie pozwoliła nam użyć tego przekładu. Najpierw zaprosiłem do tej roli Chińczyków, którzy studiują w Akademii Muzycznej w Łodzi. PoczątZ Jerzym Stuhrem, reżyserem Szewców w Teatrze Nowym kowo się do tego skłaniali, ale niestety dostaliśmy w Łodzi, rozmawia Elżbieta Grzyb odmowę. (Być może kontaktowali się z ambasadą i im nie pozwolono). No więc szukaliśmy dalej, poprosiliśmy studentów z Wietnamu, w spektaklu

1/2018

200

Drobne psychiczne przesunięcia


Inscenizacja Szewców w Teatrze Nowym w Łodzi, 2017. Fot. HaWa.

o tej lafiryndzie, co tam uczy na Wszechnicy. „Ja znam Kretschmera!”1. I męka – nikt nie wie, kim jest. Najdłużej próbowaliśmy pierwszy akt. Tam trzeba zbudować napięcie z niczego, na podstawie dyskursu pseudofilozoficznego. Sajetan i Czeladnicy bardziej się popisują, niż prowadzą dialog. Każdy idzie swoim tropem, podąża za swoją myślą. Dopiero od wejścia prokuratora coś zaczyna się dziać. Żona mi nawet wyznała: „wiesz, te pierwsze 20 minut, to właściwie nie wiem, o co chodzi”. Bo to jest tak wyrafinowany język. Prosiłem aktorów: zacznijcie wolniej. Bo jak zaczniecie się przekomarzać, to publiczność się nie wciągnie, muszą mieć czas, żeby się z tym dziwnym językiem oswoić. Ale przychodzi moment, gdy kontakt aktora z publicznością zostaje nawiązany. W trakcie szkolnego przedstawienia inspicjentka telegrafowała do mnie, że pierwszą reakcję publiczności słychać, gdy księżna mówi: „Boże, ale on ględzi”. E . G . : A to już brzmi znajomo, przywodzi na myśl czas w ławce szkolnej, gdy 45 minut ciągnęło się

niemiłosiernie. Czy młodzież przychodzi na to wystąpili Viet Anh Do i Robert Do Tuan. Bardzo przestawienie? sympatyczni, jeden z nich będzie zdawał do szkoły teatralnej, ładnie mówi po polsku. To oni przełożyli J . S . : Tak, dużo grają dla młodzieży. Bardzo mnie potrzebne fragmenty na wietnamski. to cieszy, gdyż realizowałem ten spektakl chyba głównie z myślą o młodym odbiorcy. E . G . : Witkacy często wykorzystywał słowa i zwroty obcojęzyczne, a ponieważ z reguły w dialogu ich znaczenie jest wyjaśnione, chyba jednak chodziło

E . G . : Szewcy znaleźli miejsce na liście lektur profilu

mu o osiągnięcie efektu dziwności języka i przez to

rozszerzonego nowej podstawy programowej. Czy

dziwności przedstawionego świata. Dochodzimy

uważa Pan, że to dobra decyzja?

do tematu języka Szewców. J . S . : Tak, Witkacy musi być w kanonie lektur. J . S . : Idiom Witkiewicza to wielkie wyzwanie i dla Jeden z nauczycieli napisał bardzo miły list – idąc aktora, i dla widza, zwłaszcza młodego. W pierwszym akcie przez pierwsze 20 minut nic się przecież 1 Ernst Kretschmer (1888–1964), psychiatra niemiecki, nie dzieje, gadają, akcja w ogóle nie idzie naprzód. twórca typologii zakładającej związek między osoboDo wejścia prokuratora to właściwie są dywagacje wością a budową ciała.

Drobne psychiczne przesunięcia

201

1/2018


na Szewców, bał się, że trudno będzie rozpoznać Witkacego, a okazało się, że wręcz można młodzież uczyć Witkiewicza, opierając się na tej inscenizacji.

E . G . : Tak Pan myśli? Rzeczywiście, żyjemy w epoce hejtu. Ale pracując ze studentami, odnoszę wrażenie, że oni nie definiują się poprzez pochodzenie czy przynależność do danej grupy społecznej.

E . G . : To najlepsza recenzja. Podobną usłyszałam od studentki: „W liceum nie zrozumiałam z tego

J . S . : Być może z drugiej strony mają w swoim

tekstu absolutnie nic. Ale gdy zobaczyłam ten

języku „nie rób wioski”. Wracając do Pani pytania – polonista, który chciałby wykorzystać moją inscenizację, może dotknąć wielu problemów, np. obawy przed odradzaniem się faszyzmu. Zauważyła Pani, że sznurówki na plakacie Andrzeja Pągowskiego układają się w swastykę? Stroje Dziarskich Chłopców też zawierają taki sygnał. W kostiumach odnaleźć można sugestię do brunatnych czy ONR-rowskich symboli. Można też zahaczyć o feminizm, chociaż w mojej adaptacji jest to raczej na boku. „Me too”. Na czym polega dziś uwodzenie? Czy to już jest molestowanie, czy jeszcze nie? Księżna cały czas prowadzi grę z mężczyznami. Uwodzi wszystkich, ale jej kobiecość się nie realizuje. Jej seksualizm, wszechbabiość nie ma się gdzie spełnić. Wszyscy wokół niej zdrętwieli, ona została w złotej klatce, co zresztą jest pięknym poetyckim obrazem. Chciałem to wydobyć, ponieważ martwi mnie to, że ze współczesnego polskiego teatru uleciała poezja.

dramat na scenie, cała ta gmatwanina ułożyła się w całość”. Jakie tematy może wobec tego poruszyć polonista, który obejrzał ze swoją klasą Pana przedstawienie? J . S . : Mnie najbardziej interesował problem

tożsamości na mapie dojrzewania naszego narodu, po latach zaborów i zniewolenia różnych klas. Najciekawsze wydało mi się w tekście to, że przedstawiciele każdej klasy chcą być kimś innym, ciągle mają niedosyt własnej tożsamości, kompleks niższości. Szewc chce iść wyżej, więc gardzi innymi. Sajetan chce być wielkim przywódcą, liderem partii, wszystko to mu się nie udaje. Czeladnicy chcą awansu, ciągle mają kompleks Księżnej i inteligentów. Prokurator Scurvy chciałby być arystokratą, zazdrości nawet hrabiemu, którego skazał na śmierć, że zwymiotował jak arystokrata. Każdy komuś czegoś zazdrości. Szewcy pogardzają chłopami: „Zamknij gębę, bo ci w pysk dam”. Każdy na kimś się wyżywa. Wszędzie nienawiść. Gdy tylko mogą kogoś poniżyć, robią to. Czeladnik poniża prokuratora, potem Sajetana; „majster, dawać łeb!”. Rodzi się faszysta. Gdy tylko może pokazać władzę nad kimś, natychmiast to wykorzystuje – to takie polskie. I to nie tylko manifestować tę władzę – chce nie tylko zwyciężyć, ale też upokorzyć. Tacy Szewcy są ciągle aktualni.

1/2018

202

E . G . : To bardzo smutna obserwacja. J . S . : Tak, ostatnie zrywy poetyckości pojawiają

się we współczesnych spektaklach Krystiana Lupy. A teatr mojej młodości przesiąknięty był poezją. Dzisiejsi młodzi twórcy nie są na to uwrażliwieni. Bardzo mi zależało, by oprócz drastycznych elementów, o których mówiłem przed chwilą,

Drobne psychiczne przesunięcia


Fot. Katarzyna Grzyb..

społecznego odczytania tego utworu, przedstawienie było poetyckie. Scenografia bardzo mi w tym pomagała: swą umownością i równocześnie monumentalnością. Z samym Chochołem przyszły Chłopy: „Mówić chcemy po wyspiańsku, a nie nowocześnie drańsku”. E . G . : „Mówić po wyspiańsku” to również przemawiać symbolem, zapytam więc o Chochoła. Konstanty Puzyna, pisząc o Weselu, zauważa, że kontekst wprowadzenia na scenę pałuby jest

Drobne psychiczne przesunięcia

Fot. HaWa.

tragiczny. Wyspiański mówi nam: „byle śmieć was poprowadzi, zatańczycie pod każdą muzykę”. Jaką Pan przypisywał mu rolę? J . S . : Witkacy obnaża umieranie symboli

literackich. Ale Chochoł Wyspiańskiego nie odbiera nadziei, że róża – niech to będzie piękno czy wolność – kiedyś rozkwitnie. W Szewcach wychodzi z Chochoła Bubek i mówi: „Pani Ireno: Pani tak się ślicznie śmieje – ta chodźmy na dancing…”. To niczym Taniec z Gwiazdami, który

203

1/2018


zagadnienie „Witkacy i wojna”, urasta do rangi wzorca kulturowego. Te wszystkie konkursy, te dzieci tańczące jak dorośli, imitacja, pustka, cekiny, wszystko na pokaz – Chochoł to znak dzisiejszych czasów: subkultury disco. I pomyśleć, że już powszechnie się mówi, że to polskie. E . G . : Język Witkiewicza jest niezwykle trudny do podania ze sceny. Jak aktorzy dawali sobie z nim radę? J . S . : „Aż boli od tego gadania, purwa jej sucza

maść”. Żona mi mówi: „jak ty to akcentujesz, to ja to rozumiem. A jak ktoś inny, to jakoś nie działa”. Witkacy był obecny w całym moim artystycznym życiu. Fascynuje mnie jego język. Weźmy gwarę podhalańską – od sąsiadki słyszę: „Ki dziadzi tam idą?” – albo neologizmy; wnuki się zaśmiewają, gdy mówię: „wy, kurdypiełki zafądziałe”. E . G . : To cecha charakterystyczna idiomu Witkacego: w jednej aktorskiej kwestii i przekleństwa, a właściwie pseudoprzekleństwa, i echa poezji polskiej. Czeladnik recytuje: „nędzny wiersz – ale nie o to chodzi: but się rodzi, but się rodzi!”. Usłyszeć tu można aluzję do kolędy Franciszka Karpińskiego Pieśń o narodzeniu Pańskim, znanej jako Bóg się rodzi. Śmierć metafizyki. „But jako abso-lut”! J . S . : Ale też umiera etos pracy, zostaje pustka.

„Pracy dajcie”, skomlą Czeladnicy. Ciągłe nienasycenie. Piękny utwór. E . G . : Czy w trakcie pracy z zespołem odkrył Pan w Szewcach coś, czego nie widział wcześniej?

1/2018

204

doświadczenie

J . S . : Zawsze tak jest, że trzeba

się natrudzić, by „uruchomić” aktorów. Ale gdy już to się uda, to odtwórca danej roli wie o niej więcej niż reżyser. Tak było ze Scurvym. Szukałem klucza do postaci prokuratora, odwoływałem się do wielu przykładów, aż w pewnym momencie Piotr Seweryński pojął, o co chodzi i potem sam zaczął budować i rozwijać tę postać. W tym swoim nieudacznictwie, w tej męce Scurvy mówi: „wszystko leci mi z rąk przez to ohydne, erotyczne podniecenie”. Tu się rewolucja dzieje wokół niego, faszyści wywijają pałami, a jedyne, czego on pragnie, to zobaczyć nogę Iriny. Dramat seksisty. Ale najpierw trzeba uruchomić wiele skojarzeń, odwołać się do wielu filmów, żeby aktor poczuł postać. Tak było z prokuratorem, ewidentnie. Seweryński był świetny. Bardzo inteligentny aktor. Odkrył mi tę postać. Nowych rzeczy dowiedziałem się z waszego pisma i innych opracowań. Choćby zagadnienie „Witkacy i wojna”, doświadczenie rewolucji. Jaki to był straszny jego kompleks! Co musiał wyrabiać w Rosji, przecież tłuszcza siekała tych białogwardyjskich oficerów, wybijała do cna. A niektórych zostawiali. Jego zostawili. Na czym polega ta tajemnica? Czego on się bał w przededniu drugiej wojnie światowej? To mnie szalenie interesowało tym razem. Jak on się bał! Ten strach, lęk i to było dla mnie odkrycie. Dzięki temu zrozumiałem wiele psychologicznych zagadek i starałem się dać temu większą wagę. Kolejnym odkryciem była dla mnie gra teatrem; Sajetan z siekierą w głowie zamiast umierać, gada

rewolucji.

Jaki to był

straszny jego kompleks!

Drobne psychiczne przesunięcia


dalej. Pomyślałem, że pewne rzeczy można zagrać, schodząc ze sceny. Obnażanie umowności konwencji teatralnej może dać tragiczny efekt – Scurvy wychodzi w todze prokuratorskiej i mówi: „Odkąd mam władzę, nie wiem, kim jestem”. Tu wieje grozą właśnie dlatego, że on to mówi przed sceną. Nie należy ukrywać, że to teatr, wręcz przeciwnie. Uwielbiam to, podobnie zresztą jak upodobanie Witkacego do pastiszu, parodii, zabawy grafomanią. Ta „naukowa sztuka ze śpiewkami”. I każdy śpiewa po swojemu – Kmiecie, Scurvy, Czeladnicy. Grę różnymi estetykami starałem się pokazać w naszej inscenizacji. Każda śpiewka jest na inną nutę:

chce być artystą, ale tylko kolekcjonerem może zostać. Ileż takich ludzi widziałem. Każdy artystą chciał być, zwłaszcza w Krakowie, tylko nie bardzo jeszcze za tym szły talent i umiejętności. E . G . : Czy wobec tego planuje Pan reżyserię kolejnego dramatu Witkiewicza?

J . S . : To nie zależy ode mnie. Teraz pracuję w Teatrze Polonia nad Balem manekinów Brunona Jasieńskiego, próby ruszają w marcu. To też piękny tekst, niezwykle ciekawy językowo, podobnie jak Bal w operze Juliana Tuwima, przedstawienie, które przygotowałem za studentami w Krakowie. DwuSłyszę w sobie dziwny śpiew. dziestolecie międzywojenne, moja ulubiona epoka. To tak śpiewa nasza krew. Teatr Nowy w Łodzi proponuje mi wystawienie Chamska, dzika i śmierdząca. Wesela. Ale nie wiem, czy jestem na to gotowy, Ale za to tak gorąca. wciąż się zastanawiam, czy przyjąć tę propozycję. Byłaby to adaptacja, trzeba by zaznaczyć, że to WeTo też, mówiąc już bardziej żartobliwie, odkrycie, jak sele według mojego czytania. Ale pracowało mi się idealnie te rymy wpisują się w „poetykę” disco polo. z zespołem Teatru Nowego znakomicie, więc kto wie, może dojdzie do realizacji tego projektu. E . G . : Czy podjąłby się Pan reżyserii kolejnego dramatu Witkiewicza?

E . G . : Życzę realizacji wszystkich planów i serdecznie dziękuję za rozmowę.

J . S . : Tak, jak najbardziej. E . G . : Która byłaby to sztuka? J . S . : Trudno powiedzieć. Kiedyś grałem

w ONYCH. To też jest mocny tekst. Grałem w Gyubalu Wahazarze. Równie znakomity dramat. Oba wydają się warte wzięcia dziś na warsztat. Te Bałandaszki, Pawły Bezdeki, Leony, to wszystko kompleks nieudacznika. Bałandaszek – biedny,

Drobne psychiczne przesunięcia

„We’ll talk with Wyspiański’s art, and not like an odious modern churl”. Elżbieta Grzyb interviews Jerzy Stuhr, the director of Shoemakers at the Nowy Theatre in Łódź.

205

1/2018


Witkacy z rockowym pazurem. Przyjdź, posłuchaj… Zrozumiesz. A jak nie? To na pewno poczujesz Z Dominikiem Piejką i Kubą Herzigiem z zespołu Palfy Gróf rozmawia Marek Średniawa

W

ielostronna i zróżnicowana twórczość Stanisława Ignacego Witkiewicza inspiruje artystów działających w różnych dziedzinach: pisarzy, poetów, malarzy, performerów i muzyków. Tym razem zwracamy się ku muzyce. Palfy Gróf1 to zespół rockowy, który wymyka się wszelkim klasyfikacjom. Mimo że powstał w Zakopanem, nie ma nic wspólnego z folklorem góralskim. Czterech muzyków zafascynowanych twórczością Witkacego podjęło wyzwanie stworzenia rockowych interpretacji jego dzieł. Przekorne, drapieżne i prowokujące do refleksji teksty patrona wykonują z iście rockowym pazurem. Zachęcamy Czytelników do posłuchania płyty załączonej do bieżącego numeru pisma (do części nakładu) bądź

obejrzenia zespołu w sieci w serwisach internetowych You Tube i Spotify. Zespół Palfy Gróf tworzą następujące Istnienia Poszczególne: Dominik Piejko – śpiew, Kuba Herzig – perkusja, Tomasz Boruch – gitara i Marcin Chryczyk zwany „Paczakiem” – gitara basowa. Rozmowa z dwoma z nich – Dominikiem Piejką i Kubą Herzigiem – w gościnnym foyer Teatru im. Stanisława Ignacego Witkiewicza w Zakopanem została nagrana 6 lutego 2018 r. M a re k Ś re d n i awa : Chciałem zacząć od nieszablonowego pytania, nie kiedy zaczęliście i skąd się wszystko wzięło – przyjdzie na to czas, natomiast – czy Witkacy sprawił Wam figla, wykręcił Wam jakiegoś szpryngla?

1 Nazwa zespołu – Palfy Gróf, czyli po polsku „hrabia Palfy”, pochodzi od tajemniczej postaci hrabiego zjawiającej się w zakończeniu wiersza Witkacego Do Panny Mery, opublikowanego w 1921 r. w jednodniówce „Papierek Lakmusowy”, stanowiącej parodię manifestów dadaistycznych: http://www.polona.pl/dlibra/ doccontent2?id=1348&dirids=1 (dostęp: 21 marca 2018). Więcej w: M. Średniawa, Palfy Gróf – któż to znów?, „Witkacy!” 2016, nr 1, s. 48–64.

1/2018

206

D o m i n i k P i e j ko : W jakim sensie? M . Ś . : Czy np. zdarzyło się, że graliście koncert, a tu nagle coś przestało działać, czy była obsuwa, którą można by mu było przypisać? Historia studiów nad Witkacym prowadzonych przez różne osoby obfituje w takie wątki. Zdarzyły się one m.in.

Drobne psychiczne przesunięcia


prof. Januszowi Deglerowi2 i Jerzemu Timoszewi-

Zespół Palfy Gróf.

czowi3. Czy coś takiego Was spotkało?

Od lewej: Kuba

D. P. : Wydaje się, że raczej nam sprzyja, pomaga, nie ma takich strasznych rzeczy.

Herzig, Marcin

D. P. : Nam Witkacy raczej sprzyjał.

„Paczak” Chryczyk,

Ku b a H e r z i g : To chciałem właśnie powiedzieć, ra-

Dominik Piejko,

że coś jest wbrew jego oczekiwaniom, to wtedy

czej w drugą stronę – pomagał, pomagał nam ciągle. D. P. : Było tak kiedyś na koncercie, że coś nie działało. Nagle zaczęło działać. K . H . : Tak, mieliśmy beznadziejne systemy odsłuchowe, takie douszne, radiowe. Kiedy Dominik się cofał między mną a konsolą, to ja traciłem odsłuch i metronom. Kiedy przechodził do przodu, to ja ten metronom odzyskiwałem w zupełnie innym czasie i to był największy taki, jak to się mówi teraz, „fuck-up”.

Tomasz Boruch,

przeszkadza.

2 Nieznany sprawca ukradł profesorowi teczkę z niemal gotowym do druku tomem Bez kompromisu, pozostawioną w szatni teatralnej na czas spektaklu. 3 Jerzy Timoszewicz odebrał z drukarni specjalny numer „Pamiętnika Teatralnego” w dniu urodzin Witkacego – 24 lutego 1970 r. Z egzemplarzem sygnalnym pojechał do domu, gdzie postanowił wziąć prysznic. Żona znalazła go nieprzytomnego w łazience. Obudził się w szpitalu. Na pytanie lekarzy, czy pamięta, co się z nim stało, konsekwentnie odpowiadał: „Rąbnął mnie w głowę duch Witkiewicza”.

Drobne psychiczne przesunięcia

M . Ś . : Ja mam taką teorię, że jeśli Mistrz zauważa,

2017. Fot. A. Ferduła.

K . H . : Może. D. P. : Nie jestem pewien, czy rozpatrywać to

w tych kategoriach, ale zdarzył mi się taki incydent. Krewki kierowca, który omal mnie nie przejechał na przejściu dla pieszych w Zakopanem, wysiadł z auta, zaatakował mnie i uderzył na tyle dotkliwie w głowę, że z powodu wynikłych z tego problemów ze słuchem nagranie naszej pierwszej płyty opóźniło się o 4 miesiące. M . Ś . : Powiedzcie krótko: skąd się wziął i jak powstał zespół Palfy Gróf? K . H . : Zespół Palfy Gróf w obecnym składzie,

wcześ­niej mieliśmy innego gitarzystę przez jakiś czas, istnieje od 2012 r. Od tego czasu jesteśmy z Tomkiem Boruchem i to był początek zespołu.

207

1/2018


Najpierw nie mieliśmy za bardzo pomysłów, dopiero kiedy się sformowaliśmy w tym składzie, to ten zespół powstał. Naturalnie bardzo weszliśmy w kompozycje utworów Witkacego. Dominik przyszedł. D. P. : Wtedy też brzmienie się wykrystalizowało. K . H . : Tak. D. P. : Tomek generalnie jako gitarzysta nadał jakby nowej barwy. K . H . : Skład muzyczny próbował różnych gatunków, jak każdy skład, pewnie gdzieś tam się modyfikował ciągle. Spotykaliśmy się, graliśmy gdzieś tam, jammowaliśmy w Zakopanem od lat. Z chłopakami się znaliśmy, ale kiedy Tomek przyszedł, to faktycznie brzmieniowo i merytorycznie ustaliliśmy, że robimy Witkacego.

K . H . : Od niego się zaczęło. Od tego się zaczął

charakter zespołu. Bo tak naprawdę to łoiliśmy tam ciężko na początku. D. P. : Nawalanka po prostu. I ja się wydzierałem, im głośniej, tym lepiej [śmiech]. Przychodziłem z prób, po prostu w uszach piszczało, głos taki… [chrypienie]. Za parę godzin to przechodziło na szczęście. Ale teraz już niektóre numery zostały zwolnione, mogę bardziej wyartykułować tekst i tekst dotrze lepiej do ludzi. A nie – szybko, szybko, szybko, szybko! – żeby się zmieścić w frazie. To mi się bardzo podoba, ale jak to się zaczęło krystalizować, to przestaliśmy grać regularnie. K . H . : Może nie będziemy o tym mówić [śmiech].

M . Ś . : To było chyba 3–4 lata temu, prawda?

M . Ś . : Następne pytanie. Korzystacie głównie z tekstów Witkacego. Jak go oceniacie jako „tekścia-

K . H . : Nawet 4–5.

rza”? Czy nadal, dzisiaj według Was, się broni?

D. P. : À propos brzmienia, dużo się zmieniło. Na

początku graliśmy bardzo punkowo. K . H . : To w ogóle był skład punkowy. Witkacy na nas zaczął wymuszać pewnego rodzaju zachowanie muzyczne. D. P. : No, tak. K . H . : Zaczął wymuszać brzmienia, zaczął wymuszać szukanie, albo psychodeliczne, albo niepokoju, albo radości … D. P. : Co mnie bardzo ucieszyło, bo już zaczęła się wtedy pewna interpretacja muzyczna.

1/2018

208

D. P. : Moim zdaniem jak najbardziej się broni. Do-

piero teraz jest może bardziej rozumiany. Hmmm! Tekściarz? M . Ś . : W cudzysłowie. D. P. : Niebanalny. K . H . : Może czasy dziś wymuszają, żeby Witkacego

trochę bardziej zrozumieć. D. P. : Świetny tekściarz!

Drobne psychiczne przesunięcia


Epka Palfy Gróf

K . H . : Absolutnie! Biorąc pod uwagę to, co się

D. P. : Nie wiem, czy uzyskamy efekt disco polo bez

z 2017 r. Projekt

dzieje na świecie, nie tylko u nas, w naszym kraju. Ogólne napięcie międzyludzkie, dziwny niepokój. D. P. : Aż się prosi o nowe słowa do tych sytuacji. K . H . : Myślę, że tak, że on bardzo wiele przewidział. Ten jego niepokój, to jego czarnowidztwo, w pewnym sensie, zatacza koło i powraca, jest obecne cały czas.

parapetów i tych wszystkich rzeczy, ale weselny sznyt na pewno będzie. Cały czas mówię, że za rzadko się spotykamy. Za dużo koledzy, Tomek czy Paczak, mają pracy. Nasza kapela jest taką odskocznią od tego wszystkiego. K . H . : Zrobilibyśmy pewnie do tej pory więcej takich rzeczy. D. P. : Ja mam kilka takich przygotowanych, np. „Puć tu do mnie dziecko puć, ukuj moją starczą chódź”. Z Kubą zrobiliśmy numer, pamiętasz, taki u ciebie? K . H . : Flamenco, zrobiliśmy to w rytmach flamenco [śmiech]. Nie disco polo, a flamenco. D. P. : Err! ratatatam! [śmiech]. Tak jak najbardziej chcemy, tylko… Ja cały czas mówię, że się za rzadko spotykamy.

okładki Stanisław Berbeka. Skan: zespół.

M . Ś . : Witkacy jest bardzo zróżnicowany i charakterystyczna jest u niego groteska, łączenie, można powiedzieć, wypowiedzi „wysokiej” z wypowiedzią „niską”. Czy np. nie przyszłoby Wam do głowy, żeby zrobić pastisz i zagrać jeden utwór tak trochę disco polo, np. wziąć coś z Szewców czy Panny Tutli-Putli? D. P. : Oczywiście, że tak. Jesteśmy otwarci na

to, my w założeniu, nasza kapela ma coś takiego, że właśnie numer musi mieć dwie strony medalu, musi być ostry, ostro na maksa, i tak dosłownie, i z drugiej strony musi być też żart. Na samym początku, kiedy jeszcze graliśmy bez Tomka, założyliśmy sobie, że grając jeden numer na bis, będziemy się zamieniać instrumentami. I np. taki numer właśnie disco polo może powstać na bis, na zasadzie takiej, że robimy sobie jaja i zmieniamy się instrumentami. Dlaczego nie? M . Ś . : Poczucie humoru Mistrza jest znakomitą reko-

M . Ś . : Jak myślicie, co sam Witkacy powiedziałby o Waszej muzyce? D. P. : Ojej! [śmiech] K . H . : Mieliśmy takie pytanie, co by Witkacy powiedział na rocka Palfy Gróf? To był chyba nagłówek wywiadu naszego w radiu w Czwórce. I odpowiedź nie padła. Nie mam bladego pojęcia, co by powiedział. D. P. : Nie znamy człowieka osobiście, tylko gdzieś tam z literek, które się na jego temat przeczytało...

mendacją.

Drobne psychiczne przesunięcia

209

1/2018


K . H . : Zależy, jak bardzo byśmy dawali w kość.

M . Ś . : Co Was w Witkacym i jego twórczości naj-

Gdyby on nas znał i znał naszą twórczość sceniczną... Charaktery... D. P. : Myślę, że gdyby zobaczył nas na scenie… w połowie koncertu, to by było dobrze. K . H . : Być może, gdyby było jakieś przesłanie, bo niekoniecznie muzyka może się bronić sama sobą i tekstem, i być może jakby nas usłyszał w radiu czy z płyty, to niekoniecznie miałby jakąś opinię. Ale może jakby przeżył koncert, mógł z nami posiedzieć, pogadać, wtedy by nas jakoś ocenił. Mogłoby to być dla nas bardzo bolesne [śmiech]. M . Ś . : Dlaczego? Myślę, że byłaby pewna płaszczyzna porozumienia, ponieważ Witkacy już jako dziecko był kształcony muzycznie, co więcej, wiemy, że skomponował co najmniej dwa utwory. K . H . : Ale to nuda pewnie by była dla niego… M . Ś . : Muzyka była dla niego ważna. Kiedy pisał teksty estetyczne i teoretyczne dotyczące Czystej Formy, to odnosił się do muzyki, która jest oderwana od życia, czyli potencjalnie właśnie muzyka jest realizacją Czystej Formy. Czy gdzieś z tyłu głowy macie Czystą Formę? D. P. : Oj, nie! K . H . : Aż tak nie wchodzimy w temat. W ogóle nie

uzurpujemy sobie też prawa do bycia fachowcami od Witkacego. Czasami ktoś też nas pyta o różne nasze przemyślenia, jakieś fakty związane z Witkacym, ale my kompletnie nie zagłębiamy się. Tak, że ciężko nam aż tak teoretyzować.

1/2018

210

bardziej kręci, cieszy, a co drażni czy sprawia trudność? Wasze może największe zaskoczenie Witkacym? D. P. : Mnie u niego męczą niektóre „splotki”

wyrazowe. K . H . : Technicznie? D. P. : Trudno mi to wyśpiewać. Nie drażnią, teraz mniej, ale na początku nie rozumiałem, o czym śpiewam. Dopiero później… aha, bo to znaczy to, a to – to, aha, to przecież takie proste. Tylko właś­ nie, trudne wyrazy. O! Albo jego słowotwórstwo, takie, że ja się domyślałem, o co to chodzi. W ogóle to robiłem takie „diagramy”, nie wiadomo, lewą ręką za prawe ucho, a to przecież było tuż obok, przecież było takie proste. A bawi mnie w nim to, że on jest bezpośredni. Ja też taki jestem w życiu bezpośredni. K . H . : Ty za bardzo! D. P. : Kiedy mnie Kuba wkurza, to ja mu to powiem. Możemy sobie strzelić w pysk, kolokwialnie mówiąc. K . H . : Szarpaliśmy się raz, czy dwa… D. P. : „Sarpackę” taką mieliśmy kiedyś. K . H . : Nawet nie raz. D. P. : Cieszy mnie w nim ta właśnie bezpośredniość. I nie ma, że boli, coś ukrywamy, czy on może ukryć.… K . H . : Mnie cieszy to, że my dużo się sprzeczamy na jego temat, czy na temat interpretacji tekstu. Dla każdego z nas te teksty mają różne znaczenie. I to jest wartościowe. Jak robiliśmy Tysiąc kochanek, to mieliśmy straszną awanturę na próbie. Pokłóciliśmy się strasznie i tam ponazywaliśmy

Drobne psychiczne przesunięcia


W ogóle to robiłem takie „diagramy”, się nawet „po imieniu” wszyscy. Było dosyć ciężko, ale wyszło. Atmosfera i to, że pokłóciliśmy się też o robotę, czyli muzycznie, w warstwie tekstowej, w warstwie interpretacji, troszeczkę. Każdy z nas inaczej czytał ten utwór. Ja np. do dzisiaj uważam, że on znaczy co innego. Dla Dominika ten utwór ma jeszcze inne znaczenie. No i super! Ale gramy go razem [śmiech]. I jak ktoś słucha tego utworu, może też go rozumieć jeszcze inaczej, po swojemu. I mnie to cieszy, że to zawsze wzbudza emocje, wymusza własne zdanie, w ogóle zmusza do dyskusji. Witkacy taki jest! M . Ś . : Te kłopoty, czy też może raczej różnice co do

nie wiadomo, lewą ręką za prawe ucho, a to przecież było tuż obok, przecież było takie proste.

D. P. : Doszliśmy do kompromisu

à propos Tysiąca kochanek. Ja tak bardzo chciałem, że to on ten tysiąc kochanek ma. Co z tego, że zleciał pół wsi, jak to jest cienkie… tak na chłopski rozum to chciałem to zinterpretować tak bardzo teatralnie, ale później pomyślałem – no nie! No jak? Przecież trzeba się postawić obok tej postaci, nie być tym panem, tylko opowiedzieć o tym kimś. M . Ś . : No właśnie. O te kwestie teatralne mam do Pana pytanie. Na

tego, jak należy interpretować utwór, świadczą

ile i w jaki sposób doświadczenie

o tym, że utwór jest tego wart, że artyści go wyko-

i zanurzenie w teatrze Witkacego

nujący mają silne indywidualności i profesjonalne

jako aktora rzutuje na Pana jako wokalistę zespołu

podejście. Leonard Bernstein, słynny dyrygent

rockowego? Czy to się całkiem udaje oddzielić?

i kompozytor, który miał poprowadzić I koncert fortepianowy d-moll Johannesa Brahmsa z orkie-

D. P. : Ja oddzielam.

strą Filharmonii Nowojorskiej i Glenem Gouldem jako solistą, zwrócił się kiedyś bezpośrednio do

M . Ś . : Bo rozumiem, że warsztatowo aktor oczywi-

publiczności, mówiąc, że choć fundamentalnie nie

ście powinien śpiewać, to jest jakby część fachu,

zgadza się z solistą co do jego wizji interpretacji

ale tutaj jest szczególna sytuacja, teatr jest im. Sta-

utworu, ale szanuje go jako wybitnego artystę

nisława Ignacego Witkiewicza, gracie jego sztuki

i dlatego jednak wspólnie z nim wystąpi . Wasza hi-

na scenie, a potem…?

4

storia wpisuje się w ten rodzaj zdarzeń, potwierdza, że warto grać Witkacego.

4 Wypowiedź Leonarda Bernsteina do publiczności przed rozpoczęciem koncertu w Filharmonii Nowojorskiej 6 kwietnia 1962 r. Zob. https://www.youtube. com/watch?v=SvWPM783TOE (dostęp: 20 marca 2018).

Drobne psychiczne przesunięcia

D. P. : A potem to moja wizja tego wszystkiego. Ja jestem sobie dla siebie reżyserem. I to, co robię na scenie, jest spontaniczne, to nie jest głęboko przemyślane, to wychodzi po prostu z bitu, jaka jest atmosfera, jaka energia między nami przepływa. M . Ś . : Czy to może jest różnica między teatrem a sceną rockową, że jednak w teatrze jest reżyser,

211

1/2018


jest zespół, są pewne ramy, natomiast na koncer-

Zespół Palfy Gróf.

cie jest miejsce na improwizację.

Fot. W. Jachyra.

D. P. : To znaczy, jest improwizacja, w tym, co mówię do ludzi między kawałkami. Tomuś cały czas improwizuje na gitarze. On tak ma, że on celowo nie „potrafi” zagrać za każdym razem tak samo. K . H . : Razem nie możemy za dużo improwizować. Im lepiej koncert jest wyreżyserowany i zaplanowany, tym łatwiej się nam improwizuje. Jak ma się tę podstawę, czyli ten szkielet z każdego utworu i całego koncertu, to jest też istotne. Jeżeli jesteśmy dobrze osadzeni w formie utworu, mamy pewność, że się nie pomylimy, to wtedy możemy improwizować i się bawić, a Dominik – robić, co chce i latać po scenie. Jak zapomni tekstu, to coś tam sobie przegra i ogólnie nie ma problemu… dowolnie jest. D. P. : Staram się produkować. K . H . : Dowolna interpretacja. D. P. : Przy niektórych numerach, np. Do przyjaciół

1/2018

212

lekarzy5, to jakoś automatycznie przyjmuję pozę boksera. Nie wiem, dlaczego. K . H . : Bo jest to funkowy numer i pasuje do takiego gibania się… D. P. : Jakoś tak do ludzi. Witkacy nie był ćpunem, on tylko próbował… i odstawiał. K . H . : To jest w ogóle piękny wiersz, dlatego zrobiliśmy tę piosenkę. Wystarczy posłuchać kilku strof. Troszkę taką kompilację zrobiliśmy. D. P. : To właśnie w tym numerze było dużo takich „splotek”, takich, że jest: „pttt, ppp, tttp”… Dobra, zrezygnujmy z tego, bo nie wyśpiewam, albo wolniej grajmy. Teraz troszkę to się już osadza. M . Ś . : Czy możecie powiedzieć coś o swoich inspiracjach muzycznych? Każdy z Was zapewne lubi

5 Palfy Gróf, Do Przyjaciół Lekarzy, na żywo, Teatr Witkacego, 31. Urodziny Teatru Witkacego, 2016 r. Zob. https://www.youtube.com/watch?v=Z7NphsYfhIo (dostęp: 21 marca 2018).

Drobne psychiczne przesunięcia


6 Palfy Gróf, Józef Leon Girtak. Zob. https://www. youtube.com/watch?v=TaPMm2ElmRk (dostęp: 21 marca 2018). 7 Palfy Gróf, Autoportret Witkacego (słowa i muzyka: Jacek Kaczmarski), na żywo, Teatr Witkacego, 31. Urodziny Teatru Witkacego, 2016 r. Zob. https:// www.youtube.com/watch?v=r1vbcHuKrBI&t=122s (dostęp: 21 marca 2018).

przynosi jakiś fragment muzyki, jakiś riff i zaczynamy do tego dobierać tekst. To potem w trakcie komponowania wychodzi, że nam z tym się takie emocje kojarzą i zaczynamy grać albo mocniej, albo słabiej, albo weselej albo smutniej. Ja nie wiem, skąd się wzięło to reggae, ja ogólnie reggae nie lubię. W tym przypadku reggae wzięło się z tego, że Tomek akurat podbił gitarą taki akord. D. P. : Reggae: to jest proste, bo refren wiadomo o czym: „eukodal, eter, hermina i haszysz”. Reggae to Bob Marley. K . H . : Chodzi nie o Przemysława Gintrowskiego, a o Kaczmarskiego – „Patrzę na świat z nawyku…” [D. P. i K. H. nucą]. Chodziło też o żart. Tak samo jak Lekarze… są funkowi i refren jest ciężki, ale ma dyskotekowy bit bębnów. Cały czas ta muza, ale bit bębnów ten. D. P. : Z założenia musimy się tym bawić. Tomek gra, jest sesyjnym muzykiem, za większe pieniądze, niż my tu dostajemy za koncert. Nieważne. Paczak też gra gdzieś, to jest ich zawód. My z Kubą mamy inne zawody. Zespół Palfy Gróf miał być odskocznią od tego wszystkiego, a moją od teatru. K . H . : Nikt nam nic nie każe. D. P. : Od reżyserowania, że sobie sam jestem i jak sobie sam przeczytałem i teraz tak sam chcę to zaśpiewać, wyśpiewać. Ewentualnie z jakimiś sugestiami kolegów. No i tyle. K . H . : Józef Leon Girtak to jest dobry numer. Przypomniał mi Pan o tym numerze. Jaki jest ten fragment … D. P. : To się wzięło właśnie z tego, że wszedłem właśnie w spektakl, wcześniej grał go Jacek i on to grał na trąbce. K . H . : Bezimienne dzieło, tak.

Drobne psychiczne przesunięcia

213

słuchać innej muzyki. Na przykład kiedy słucham Józefa Leona Girtaka , czuję taką moc muzyki 6

i moc wokalu, jak w grze zespołu Rammstein. D. P. : Albo Tool może troszkę. M . Ś . : Tak, a z kolei w waszej interpretacji Autoportretu Witkacego Jacka Kaczmarskiego7 pojawia się nuta reggae. D. P. : Tak [śmiech]. To jest też celowe. Robimy to

z premedytacją, K . H . : Robimy, co chcemy ... D. P. : Nie chcemy też, żeby zespół Palfy Gróf był kojarzony z tylko jednym nurtem muzycznym. No dobra, oni grają rockowo. Każdy numer ma być inny, tak jak Witkacy. Różne rzeczy robił – malował, pisał, komponował. Tak samo my chcemy. Jesteśmy wrzuceni w ogólnie szeroko pojętą muzykę rockową. Ale też wiem, że nie uciągniemy w dzisiejszej dobie tego, żeby grać tak jak np. AC/DC. M . Ś . : Czy myślicie, że inspiracja skądś płynie? K . H . : To często na bazie przypadków i emocji

powstaje. Dominik przynosi tekst, zaczynamy pracować nad tekstem, jammujemy sobie, albo ktoś

1/2018


D. P. : Nie potrafię grać na trąbce, więc pomyśle-

dobry i do jazzu – Tomasz Stańko i jego Peyotl8,

liśmy, że gitara docelowo powinna być z łopaty i mieć dwie struny, no i trzeba było wymyśleć jakiś riff do tego. Siedziałem w domu i sobie kminiłem. Wyszły trzy akordy, później Tomek troszkę tam pododawał i wyszedł udany numer Józef Leon Girtak. To jest przecież bunt! K . H . : Tak, tam jest mocny fragment, mój ulubiony – „rozczyn dzieł Marksa wlany w bydląt czaszki wytwarza z mózgiem przedziwną miksturę”. Jak patrzę na to, co się dzisiaj dzieje w naszym kraju (nie chcę za bardzo w to wchodzić), z tym właśnie kojarzy mi się ten fragment. To fragment naprawdę mocny. D. P : A też nie jest taki wprost.

znakomita płyta...

M . Ś . : Moje skojarzenie, kiedy słucham waszej muzyki, kiedy słyszę jak Pan śpiewa i interpretuje utwory

D. P. : Świetna. M . Ś . : I Marek Grechuta, Grechuta i Kaczmarski z Gintrowskim, ale i Piwnica pod Baranami, i Grzegorz Turnau. To spektrum jest niezwykle szerokie, a wy wypełniliście lukę rockową. D. P. : Właśnie rockowi muzycy boją się brać na

warsztat Witkacego? K . H . : Rockowi muzycy boją się poezji. Bardzo mało jest rock-n-rolla z poezją. M . Ś : Był taki zespół Apteka, który próbował. Mieli trasę z Witkacym w tle.

Witkacego: teksty Witkacego są w jakimś sensie wywrotowe, w związku z tym muzyka musi do

D. P. : To stara punkowa kapela. Tak, ale L.U.C. też

tego pasować. Mam skojarzenie z takim zespołem,

wziął Witkacego na warsztat – raper. Nie pamiętam, jaki wiersz9. Dzięki temu dostał Paszport „Polityki”10. K . H . : Na pewno my będziemy robić Witkacego. Pierwsza płyta będzie związana z Witkacym. Epkę11 zrobiliśmy witkacowską.

który łączy metal z rapem, czyli wydawałoby się, dwa światy zupełnie różne. Mam na myśli Rage Against the Machine. K . H . / D. P. : Znamy, znamy. M . Ś . : Ich pierwsza płyta. K . H . : Świetna. D. P. : Polecam też, jeśli lubi Pan takie mieszanki,

zespół Diabolo Swing Orchestra. Metal i do tego swingowe głosiki, trąby, dęciaki. M . Ś . : Mówiąc o inspiracjach muzycznych i o tym, co zastaliście, to okazuje się, że Witkacy jest

1/2018

214

8 Tomasz Stańko, Marek Walczewski, z płyty Peyotl: A wszystko zaczęło się od małego złotego posążka faunowatego Belzebuba, https://www.youtube.com/ watch?v=_ACzr6pwdRg (dostęp: 21 marca 2018). 9 Poza rzeczywistością / zużyte wszystko, gościnnie na zaproszenie WhiteHouse, album Poeci, Warner Music Poland 2009. 10 Za nowatorskie łączenie dziedzin i gatunków – w 2010 r. 11 Zawiera następujące utwory: Tysiąc kochanek, Poranne kąpiele, W małym dworku, Do Panny Mery.

Drobne psychiczne przesunięcia


To nie jest tak, że zespół bierze sobie Witkacego na D. P. : Materiał jest. K . H . : Myślimy też o innych, pobocznych pro-

jektach, innych tekstach, ale… To nie jest tak, że zespół bierze sobie Witkacego na warsztat i robi, i tyle. Witkacy nas po prostu kształtuje. Od samego początku, dzięki niemu się spotkaliśmy. I myślę, że się od niego nie uwolnimy. Sama nazwa na to wskazuje. I nasze dążenie do stylu, graficznie i wizerunkowo. Myślę, że Witkacy będzie z nami zawsze.

warsztat i robi, i tyle. Witkacy nas po prostu kształtuje.

D. P. : Ekipa z Opola. K . H . : Tak? Bartka Posackiego. Wiem. Bardzo byśmy chcieli z nimi pracować. Oczywiście to się wiąże logistycznie z dużymi problemami, i finansowo. Bo nie każda przestrzeń da się zaadaptować. I też taki koncert jest dużo droższy. Wiąże się to z kupą sprzętu, ludzi.

D. P. : No tak. M . Ś . : Epka stanowi zapowiedź wydania płyty, zamyka zwyczajowe pytanie o plany na przyszłość. Ta płyta już jest pełna, bo utworów 7 czy 8 macie już opracowanych czy nagranych, prawda? K . H . : To, co można zobaczyć w sieci, też usły-

szeć, to jest opracowane. Ale mamy nawet za dużo utworów. D. P. : Tylko niestety nie mamy pieniążków. No, ale zacznie się sezon koncertowy. Mam nadzieję, że uzbieramy jakieś fundusze, wygramy jakiś konkurs [śmiech], nagramy tę „pełnometrażową” płytę. K . H . : Wysyłamy teraz epkę do wytwórni, chcemy zainteresować wytwórnie nagraniem longplaya. Nie da się nagrać porządnej płyty długogrającej na własną rękę. Można tylko zrobić epkę w ten sposób. D. P. : Albo koncertówkę. Najlepiej wychodzą nam koncerty.

K . H . : Ale naszym marzeniem wielkim jest koncertować z nimi razem z „wizkami”, które oni robią, bo to jest taka pełnia. Spotkaliśmy się w pracy nad spektaklem, robili scenografię, to też był spektakl Witkacego. W wizualizacjach inspirują się Witkacym od samego początku. Są w temacie. Nam się świetnie pracuje razem. M . Ś . : Więc może koncertowa płyta i wideo koncertowe? K . H . : Był taki zamiar na jubileuszu. Graliśmy

K . H . : Tak, bardzo byśmy chcieli to kontynuować.

urodziny [Teatru Witkacego] na dużej scenie i nagrywaliśmy. Udało się świetnie nagrać dźwięk. Bardzo dobrze brzmi. Można ten koncert zobaczyć w sieci. Natomiast nie udało się za bardzo nagrać wizji, bo zaszło nieporozumienie, jeżeli chodzi o kamery. Nie dogadaliśmy się. Efekt jest taki, że jest to zwykła archiwizacja koncertu, a nie klip koncertowy. Można zobaczyć, jak ten koncert wyglądał, jak wyglądamy na scenie, jak te wizualizacje wyglądają, ale nie jest to zmontowane pod kątem klipu, tylko ma charakter dokumentalny.

Drobne psychiczne przesunięcia

215

M . Ś . : Może koncertowa płyta? Jeśli chodzi o koncerty, to jest jeszcze jeden wymiar, strona plastyczna, wizualna, animacje 3D.

1/2018


M . Ś . : Czy myślicie o tym, żeby śpiewać Witkacego nie tylko po polsku? Są tłumaczenia części wierszyków. Pracowałem przy polsko-angielskiej edycji Gyubala Wahazara. Przeoczyliśmy fragment tłumaczenia i trzeba było na bieżąco tłumaczyć jedną z dwóch piosenek Ojca Unguentego z tego dramatu. I młoda osoba, która to przełożyła, mówiła, że miała mnóstwo zabawy przy tym. Co sądzicie o wykonywaniu utworów Witkacego po angielsku? Żeby wyjść poza Polskę. Chociaż niekoniecznie trzeba śpiewać po angielsku, żeby podbić świat. Przykład Rammstein tutaj już padł, oni śpiewają po niemiecku. D. P. : Manu Chao, tak. M . Ś . : Czy można wylansować też hit? Węgierski zespół Omega śpiewał po węgiersku Dziewczynę o perłowych włosach [śmiech]. To chyba jedyny taki przypadek. D. P. : Akurat śmieszne. Było coś takiego, miałem taką rozmowę: chłopaki przychodzą i pytają – „Ty śpiewasz? Pracujesz w teatrze?” „No tak, pracuję”. „Śpiewasz coś?” „No, coś tam śpiewam”. „A po angielsku byś pośpiewał?” „Nie, jak już, to po polsku”. „Po polsku i Witkacego!”. Chcieli, żebym śpiewał po angielsku. Dlaczego po angielsku? Jesteśmy w Polsce. Nie jestem przesadnym patriotą czy kimś takim, ale… śpiewajmy po polsku. Śpiewajmy Witkacego! Nie jest doceniony w Polsce. K . H . : Cały urok polega na tym, że Dominik śpiewa po polsku, bo jest aktorem, śpiewa teatralnie, śpiewa mocno, dykcyjnie, to nie jest typowy rockowy wokalista i to jest pewien nasz charakter. Po angielsku to zginie.

1/2018

216

D. P. : Gdyby było takie zapotrzebowanie, to może

tak. Kompletnym, moim zdaniem, niewypałem był zespół Myslowitz. Zrobili swoje numery po polsku i po angielsku. Zresztą nie lubię Myslowitz. K . H . : Brodka zrobiła płytę po angielsku, Podsiadło też zrobił po angielsku. Nie rozumiem tego. Traci to urok. D. P. : Może dlatego tak mówimy, bo słabo znamy język angielski? Dogadam się, ale żeby śpiewać… K . H . : Żeby śpiewać po angielsku, to trzeba… faktycznie, są wokaliści, którzy starają się śpiewać po angielsku i słychać, że oni nie posługują się tym językiem. D. P. : Jak już, to śpiewałbym polskim akcentem… Tak jak Hindusi mówią po angielsku, z takim „r”, to by było zabawne. Czy jak niektórzy Rosjanie mówią po angielsku. K . H . : Kiedy John Malkovich grał Ruska, to mówił „mawierfakier” [śmiech]. M . Ś . : Tak, charakterystyczne. D. P. : Np. tak bym się zgodził zaśpiewać Witkace-

go. To by było żartem. M . Ś . : A czy myśleliście też o jakiejś większej formie? Takim wyzwaniu, jak np. Sonata Belzebuba czy muzyka operetkowa do całej Panny Tutli-Putli? K . H . : Super by było w ogóle zrobić muzykę do

całego spektaklu Witkacego, rockową, tak od A do Z. Mi się marzy, żeby do dużej formy, à propos dużych form, to zrobić całą muzykę do spektaklu na bazie dramatu Witkacego. Już kiedyś coś takiego robiliśmy…

Drobne psychiczne przesunięcia


możemy od niego się uwolnić tak naprawdę teraz. K . H . : Ale nie chcemy. Zobaczymy, co jeszcze nam pokaże. D. P. : Tekstów jest cały stos. Czeka. Tylko musimy nagrać tę płytę z materiałem z Witkacego. Mamy pozwolenie od Jacka Bielińskiego, takiego barda łódzkiego, na wykorzystanie jego tekstów. Chcesz – bierz! Co chcesz, to bierz. Ma ciekawe, dosyć takie… dużo przekleństw. M . Ś . : U Witkacego też macie. Szewcy to ponad setka różnych inwektyw i przekleństw. Takich, które nie zawierają żadnego wulgarnego słowa. D. P. : Chcemy ten materiał, który już mamy, akustycznie zrobić. Mnie rozsadza. Już zaczyna mi tego brakować. M . Ś . : Fantastycznie! Myślę, że możemy tu postawić kropkę. Bo plany na przyszłość i Wasze wizje D. P. : Mi się marzy, żeby dołączyć jakiś klawisz do nas. Czegoś mi jeszcze brakuje. Nie ma odpowiedniego tła. K . H . : Muzycznie szukamy cały czas. D. P. : Cały czas kombinuję, żeby okarynę kupić albo coś takiego, żeby tam jeszcze też gdzieś gitara. Gram tam coś na gitarze. K . H . : Szukamy więcej przestrzeni.

Zespół Palfy Gróf.

zgrabnie domykają naszą rozmowę. Bardzo Wam

Od lewej: Marcin

dziękuję!

„Paczak” Chryczyk, Dominik Piejko, Kuba Herzig, Tomasz Boruch, 2017. Fot. W. Jachyra.

M . Ś . : Może dęte instrumenty? Jakiś saksofon? D. P. : Albo dęciak… Szukamy… Czasami jest jakby

za pusto. Jeszcze jedna ściana dźwiękowa by się przydała. Jak jest cisza, to to słychać. Ale cały czas się rozwijamy. Witkacy cały czas jest z nami. Nie

Marek Średniawa

Drobne psychiczne przesunięcia

217

An interview with Palfy Gróf music group

1/2018


Noty o autorach D a l i b o r B l a ž i n a – tłumacz, profesor zwyczajny na

Liberą, Zbigniewem Kruszyńskim, Markiem Nowakowskim,

Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu w Zagrzebiu, wy-

Andrzejem Stasiukiem, Ewą Kuryluk, Ingą Iwasiów, Janem

kłada literaturę polską, redaktor naczelny czasopisma li-

Gondowiczem, Piotrem Matywieckim i Januszem Deglerem.

terackiego „Književna smotra”. Autor wielu opracowań, m.in.: Katastrofizm i struktura dramatu. O Stanisławie

I z a b e l a C u r y ł ł o - K l a g – adiunkt Instytutu Filologii

Ignacym Witkiewiczu (Katastrofizam i dramska struktura.

Angielskiej UJ, Zakładu Komparatystyki Literackiej i Kultu-

O Stanisławu Ignacyju Witkiewiczu, 1993), W aurze Dziadów.

rowej. Interesuje się literaturą i sztuką modernizmu, obra-

Eseje i rozprawy o literaturze polskiej i jej recepcji chorwackiej

zowaniem wydarzeń historycznych w literaturze, powieścią

(U auri Dušnog dana. Ogledi i rasprave o poljskoj književnosti

dystopijną i roman noir, recepcją literatury polskiej za granicą.

i njezinoj hrvatskoj recepcji, 2005), Paradoks o krytyku. Jan

Obecnie pracuje nad komparatystycznym studium twórczości

Kott w sferze tekstowej kultury (Paradoks o kritičaru. Jan Kott

Wyndhama Lewisa i Witkacego. Opublikowała monografię

u tekstosferi kulture, 2011). Współautor dwujęzycznej książ-

na temat przedstawień przemocy we wczesnej powieści mo-

ki Stanisław Witkiewicz u Lovranu (1998). Związki obu Wit-

dernistycznej i liczne artykuły na temat literatury brytyjskiej

kiewiczów z Lovranem opisał w tomie U auri Dušnog dana.

i irlandzkiej. Występowała z wykładami na Wayne State Uni-

Ogledi i rasprave o poljskoj književnosti i njezinoj hrvatskoj

versity w Detroit oraz na uniwersytecie w Udine, prowadziła

recepciji (2005): Witkiewiczi na Jadranu. Pokušaj rekonstruk-

też badania w Royal Holloway University of London, oraz,

cije. 1. Lovran u očima Stanisława Witkiewicza; 2. Witkacy

podczas krótkich pobytów stypendialnych – na Uniwersytecie

u Lovranu i lovranski tragovi u romanu „622 Bungova pada”,

w Edynburgu oraz w Trieście. Należy do wielu towarzystw na-

3. Slutnja epiloga: Ocean koji se pokrenuo. Popularyzuje twór-

ukowych, m.in. brytyjskiego Wyndham Lewis Society, Moder-

czość Witkacego, przełożył wybór jego dramatów, Wstęp

nist Studies Association oraz European Society for Modernist

do teorii Czystej Formy w teatrze (w: Izbor iz djela, 1985),

Studies (EAM). Tłumaczka i członkini zespołu redakcyjnego

juwenilia („Quorum” 1987, t. III), Matkę („Kazalište”, Vol.

pisma „Witkacy!” (Dział Międzynarodowy).

XVII, No. 59/60, 2014), fragm. Niemytych dusz, a także referaty z sesji witkacologicznej („Književna smotra” 2015,

K a t a r z y n a D ą b ro w s k a – absolwentka Akademii

nr 2). Przekładał na chorwacki utwory: Brunona Schulza,

Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie, założycielka

Czesława Miłosza, Jana Kotta i in.

i reżyser Teatru Exodus. Za teatralną działalność otrzymała w 2010 r. stypendium naukowe Ministra Kultury i Dziedzic-

To m a s z B o c h e ń s k i – literaturoznawca, eseista i kry-

twa Narodowego. Istniejący od 2000 r. w Ciechanowie Exo-

tyk literacki. Profesor Uniwersytetu Łódzkiego, kierownik

dus wystawił 13 premier z 11 dramatów Witkacego, oprócz

Zakładu Literatury Polskiej XX i XXI wieku UŁ. Pisze głównie

przedstawień w dorobku ma dwie akcje happeningowe, czte-

o polskich dysydentach modernizmu: Witkacym, Brunonie

ry miniatury sceniczne i dwie wystawy. Obecnie pracuje nad

Schulzu, Witoldzie Gombrowiczu, Bolesławie Leśmianie, Sła-

inscenizacją Jana Macieja Karola Wścieklicy.

womirze Mrożku, Wiesławie Myśliwskim…. Interesuje się improwizacją w literaturze, humorem jako formą poznania,

Ja n u s z D e g l e r – witkacolog, teatrolog, historyk litera-

pisarstwem wolnym od natręctw myślowych i ćwiczeniami

tury, edytor; profesor emerytowany Uniwersytetu Wrocław-

duchowymi współczesnych pisarzy. Opublikował m.in. Po-

skiego i wrocławskiej Filii Akademii Sztuk Teatralnych im.

wieści Witkacego. Sztuka i mistyfikacja (1994), Czarny humor

S. Wyspiańskiego (d. PWST im. L. Solskiego) w Krakowie;

w twórczości Witkacego, Gombrowicza, Schulza. Lata Trzydzieste

członek Komitetu Nauk o Sztuce PAN (1990–2015), Polskiego

(2005), Witkacy i reszta świata (2010). Od 2011 r. współpracuje

PEN Clubu, Rady Redakcyjnej „Dialogu” i „Teatru”, redaktor

z miesięcznikiem „Teatr”. Od 2012 r. prowadzi rozmowy istot-

serii „Dramat – Teatr” (od 2000). Od 1989 r. przewodniczący

ne o sztuce w stworzonej przez siebie Akademii Literatury

Komitetu Redakcyjnego Dzieł zebranych S. I. Witkiewicza,

Polskiej, m.in. z Myśliwskim, Markiem Bieńczykiem, Antonim

w ramach których opracował: Nienasycenie (1992, wspólnie

1/2018

218

Conchita, czyli tryumf bestii


z Lechem Sokołem), „Teatr” i inne pisma o teatrze (1995), Nowe

opis losów Witkacego w Lejbgwardii Pawłowskiego Pułku

formy w malarstwie i wynikające stąd nieporozumienia. Szkice

(2017). Uczestnik wydarzeń promujących twórczość Wit-

estetyczne (2002, wspólnie z L. Sokołem), Dramaty I (1996;

kacego. Członek redakcji „Witkacego!”.

2 wyd. 2016), Dramaty II (1998; 2 wyd. 2016), Dramaty III (2004; 2 wyd. 2016), „O Czystej Formie” i inne pisma o sztuce

Elżbieta Grzyb – doktor, absolwentka filologii polskiej

(2003), przygotowane do druku przez Annę Micińską: Listy

i angielskiej, wykładowca Szkoły Języków Obcych Uni-

do żony (1923–1927) (2007; 2 wyd. 2015), Listy do żony (1928–

wersytetu Warszawskiego. Uczestniczy w wydarzeniach

1931) (2010; 2 wyd. 2015), Listy do żony (1932–1935) (2010;

promujących wiedzę humanistyczną, jak Europejski Dzień

2 wyd. 2016), Listy do żony (1936–1939) (2012; 2 wyd. 2016)

Języków czy Festiwal Nauki oraz w konferencjach nauko-

oraz Pisma krytyczne i publicystyczne (2015). Wraz ze Stefa-

wych poświęconych obecności literatury i kultury polskiej

nem Okołowiczem i Tomaszem Pawlakiem wydał Listy II,

za granicą oraz dialogu kultur. Prowadzi badania dotyczące

wol. 1 (Warszawa 2014) oraz Listy II, wol. 2, cz. 1 i 2 (2017).

przekładu dzieł Stanisława Ignacego Witkiewicza na język

Jest obok A. Micińskiej, S. Okołowicza i T. Pawlaka współre-

angielski. Tłumaczka i członkini zespołu redakcyjnego pisma

daktorem Kroniki życia i twórczości Stanisława Ignacego Wit-

„Witkacy!” (Dział Międzynarodowy).

kiewicza (2017). Opracował i posłowiem opatrzył wydanie 622 upadków Bunga, czyli Demonicznej kobiety (2013) i Narkotyków;

Aneta Jabłońska – doktorantka w Zakładzie Literatury

Niemytych dusz (2016). Autor około dwustu artykułów i re-

XX i XXI w. UW. Autorka artykułów w tomach Niezwykłe inspira-

cenzji oraz książek, m.in.: Witkacy w teatrze międzywojennym

cje spoza kadru, Witkacy 2014: co jeszcze jest do odkrycia?, Oblicza

(1973), Wprowadzenie do nauki o teatrze, t. 1–3 (1974–1978),

miłości, Ja – My – Oni. Publikowała na łamach „Toposu”, „No-

Problemy teorii dramatu i teatru (1988; 2 wyd. 2003), Witkacego

wych Książek” oraz „Blizy”. Współzałożycielka i przewodnicząca

portret wielokrotny (2009; 2 wyd. 2013). Opracował i wydał

Koła Literatury XX w. UW. Współorganizowała ogólnopolskie

pisma Jerzego Grotowskiego, Tymona Terleckiego, Konstan-

konferencje (m.in. „Profile Tuwima”, „Witkacy zdemaskowany”,

tego Puzyny, Zbigniewa Raszewskiego i Anny Micińskiej.

„XX-wieczne konfrontacje literackie”). Prowadziła literacką au-

Redaktor słupskich tomów pokonferencyjnych: Witkacy.

dycję „Co pan pisze?” w Radiu Liryka. Interesuje ją twórczość

Życie i twórczość (1995); Witkacy: bliski czy daleki? (2013); Wit-

Witkacego i Witolda Gombrowicza, a także proza dwudziesto-

kacy 2014: co jeszcze jest do odkrycia? (2016). Laureat nagrody

lecia międzywojennego. Współredaktora monografii 80s Again!

„Odry” (2005), „Nowych Książek” (2009) i Polskiego PEN Clubu (2014), odznaczony Srebrnym (2005) i Złotym (2011)

Andrzej Klimowski – absolwent malarstwa i rzeźby

Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Przewodniczący

w St. Martin’s School of Art w Londynie i Akademii Sztuk

Rady Fundatorów Instytutu Witkacego i Rady Naukowej

Pięknych w Warszawie – w pracowni plakatu prof. Hen-

„Witkacego!”.

ryka Tomaszewskiego i filmu animowanego u Kazimierza Urbańskiego. Zajmuje się grafiką, plakatem teatralnym

Krzysztof Dubiński – dziennikarz i pisarz, absolwent

i filmowym, ilustracją książek i czasopism, rysunkiem,

politologii i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszaw-

realizuje filmy animowane, jest autorem książek. Współ-

skim oraz studiów podyplomowych na Wydziale Strate-

pracował z wydawnictwami: Faber & Faber, Penguin

giczno-Obronnym Akademii Obrony Narodowej.  Autor

Books i The Guardian. Wykładał grafikę warsztatową

kilkunastu książek i opracowań o najnowszej historii Polski.

i projektowanie graficzne w College of Art w Canterbury

Interesuje się wojskową biografią Witkiewicza. Ostatnio

(1981–1989) i College of Art and Design w West Surrey

wydał Wojnę Witkacego czyli kumboł w galifetach (2015).

(1982–1984). Od 1984 r. uczy projektowania graficznego

W Appendiksie do Kroniki życia i twórczości Stanisława Igna-

i ilustracji w londyńskim Royal College of Art. (RCA). Od

cego Witkiewicza pod red. Janusza Deglera, Anny Micińskiej,

roku 1997 r. posiada tytuł profesora na Wydziale Komu-

Stefana Okołowicza i Tomasza Pawlaka drukowano jego

nikacji i Projektowania Graficznego. Kieruje Programem

Conchita, czyli tryumf bestii

219

1/2018


Komunikacji Wizualnej (Visual Communication Program-

i współautorka podręcznika W świecie literatury i teatru.

me) RCA. Autor licznych powieści graficznych m.in.: The

Sztuka współuczestnictwa, dla uczniów szkół średnich

Depository: A Dream Book, The Secret, Horace Dorlan, wraz

i studentów kierunków humanistycznych (2005).

z żoną Danutą Scheybal dokonał adaptacji powieści Mistrz i Małgorzata i Dr Jekyll and Mr Hyde. Projektuje plakaty dla

K r z y s z t o f M i k l a s z e w s k i – „człowiek teatru”: pu-

teatrów w Polsce m.in.: dla Teatru Powszechnego w War-

blicysta i scenarzysta studenckiej teatralnej rewolucji prze-

szawie i Teatru Wybrzeże w Gdańsku. Nagradzany w Polsce

łomu lat 60. i 70. ubiegłego wieku, odnowiciel Krakowskiego

i na świecie. Prace Klimowskiego znajdują się w kolekcjach

Teatru Telewizji na początku lat 70., współpracownik i aktor

m.in.: Stedelijk Museum w Amsterdamie, Muzeum Na-

Tadeusza Kantora w latach 1974–1987, a także monografista

rodowego w Poznaniu, Muzeum Plakatu w Warszawie,

jego twórczości teatralnej (6 książek w 4 językach), kierownik

Bibliotece Kongresu USA w Waszyngtonie.

literackich scen Krakowa, Szczecina i Warszawy, recenzent i publicysta teatralny (1975–2000), kierownik artystyczny

J a ro s ł aw Ko m o rows k i – prof. dr hab., filolog pol-

warszawskiego Teatru „Rampa” (1997–2002); twórca filmowy:

ski, historyk teatru i szekspirolog. Absolwent Uniwersytetu

prawodawca Festiwalu Form Dokumentalnych „Nurt” w Kiel-

Wrocławskiego, uczeń, magistrant i doktorant prof. Janu-

cach (od 1995), autor 125 filmów i reportaży; filolog i historyk

sza Deglera. W Instytucie Sztuki PAN redaktor naczelny

sztuki: autor książek Zatracenie się w Schulzu (2009), Distancia,

„Pamiętnika Teatralnego”. Wykładowca warszawskiej Aka-

Witoldo! (2004), oraz szeregu tekstów eseistycznych i krytycz-

demii Teatralnej, redaktor „Spotkań z Zabytkami”. Zajmuje

nych publikowanych m.in.: w „Dzienniku Polskim”, „Gazecie

się zwłaszcza dziejami kultury i teatru na Kresach, uporczy-

Krakowskiej”, „Życiu Literackim”, „Kulturze”, „Literaturze”,

wie wędrując „ku Dzikim Polom”. Autor m.in. książek: Nie

„Współczesności”, „Twórczości”, „Nurcie”, „Nowych Książkach”,

tylko Shakespeare. Studia z dziejów teatru i dramatu XVI–XX

„Ruchu Literackim” i „Zeszytach Naukowych UJ”.

wieku (2011), Teatr i widowiska na Wołyniu do 1863 roku W ł o d z i m i e r z M i r s k i – rodowity poznaniak, eme-

z przydaniem Ziemi Kijowskiej (2016).

rytowany lekarz radiolog, asystent Zakładu Histologii Martyna Leśniak – historyczka sztuki; w 2017 r. obroniła

Akademii Medycznej w Poznaniu, przez jeden sezon le-

pracę magisterską pt. Stanisław Ignacy Witkiewicz (1885–

karz dyżurny poznańskich teatrów. Od 1964 r. mieszka

1939) jako krytyk artystyczny w Instytucie Historii Sztuki

w Gorzowie Wielkopolskim. Przygodę z Witkacym zaczął

Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warsza-

w 1985 kupnem jubileuszowego wydania Dzieł Wybranych.

wie; jej zainteresowania badawcze obejmują sztukę pierw-

W 1988 r. poznał Teatr Witkacego w Zakopanem. Uczest-

szej połowy XX w., krytykę artystyczną oraz sztukę kobiet.

nik większości wystaw, konferencji i wydarzeń witkacowskich w ostatnich latach. Otrzymał medal z okazji 25-lecia

Ewa Łubieniewska – prof. zw. w Katedrze Literatury

istnienia zakopiańskiego teatru oraz Nagrodę Honorową

XIX w. Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Eduka-

w słupskim konkursie „Witkacy pod strzechy” (2013). Wy-

cji Narodowej w Krakowie, kierownik Pracowni Dramatu

głasza pogadanki o Witkacym, wystąpił z gawędą na sesji

i Teatru w Instytucie Filologii Polskiej; specjalność: histo-

Zakładu Estetyki UMCS Witkacy w kontekstach (Zakopane

ria literatury; literaturoznawstwo; autorka książek: Fan-

2014, druk w tomie konf.). Jeden z fundatorów Instytutu

tazy Juliusza Słowackiego czyli komedia na opak obrócona

Witkacego. Doradca Honorowy redakcji „Witkacego!”

(1985), Laseczka dandysa i płaszcz proroka (1995), Upiorny anioł. Wokół osobowości Juliusza Słowackiego (1998), Czysta

S t e f a n O ko ł o w i c z – ukończył Wydział Malarstwa

Forma i bebechy (2008); Piekielne pomysły i dusza aniel-

Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie (1975). Zajmuje się

ska Teatru Witkacego w Zakopanem (2013); współautorka

fotografią oraz jej historią. Witkacolog, od połowy lat 70.

podręcznika To lubię dla II i III klasy liceum, redaktorka

prowadzi badania nad mniej znaną dziedziną twórczości Sta-

1/2018

220

Conchita, czyli tryumf bestii


nisława i Stanisława Ignacego Witkiewiczów. W 1986 r. wraz

Podwórkowego na posesji przy ul. Marszałkowskiej. Doradca

z Ewą Franczak opracował album o fotografiach Witkacego

ds. zarządzania nieruchomościami, bibliofil, kolekcjoner sta-

Przeciw Nicości. W 2011 r. w Oranżerii Muzeum Pałacu w Wi-

rych znaków proweniencyjnych i calisianów. Współpracownik

lanowie odbyła się wystawa, zatytułowana Witkacy i inni,

portalu witkacologia.eu. Pomysłodawca pisma „Witkacy!”

na której przedstawił fotografie z własnej kolekcji; wysta-

i zastępca jego redaktor naczelnej.

wie towarzyszył obszerny katalog. W grudniu 2015 r. wydał album „Anioł i Syn” – 30 lat dialogu Stanisława i Stanisława

Tomasz Pawlak – witkacolog, edytor korespondencji

Ignacego Witkiewiczów w prywatnym wydawnictwie Boss &

Stanisława Ignacego Witkiewicza, absolwent Międzywy-

Okołowicz. Publikacja znacznie poszerza temat wystawy

działowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych

o tym samym tytule, zorganizowanej przez Muzeum Ta-

oraz Ośrodka Studiów Amerykańskich UW, urzędnik służby

trzańskie, w terminie 16 maja – 15 listopada 2015 r., której

cywilnej (absolwent KSAP), jeden z fundatorów Instytutu

był kuratorem (2015). W maju 2016 r. wraz z żoną Kapsydą

Witkacego. Wydał m.in. w ramach Dzieł zebranych: S. I. Wit-

Kobro-Okołowiczową przygotował w Muzeum Tatrzańskim

kiewicz, Listy I (2013); oraz wraz z Januszem Deglerem i Ste-

wystawę Nineczka i Witkacy – „zginiemy marnie oboje bez sie-

fanem Okołowiczem: Listy II, wol. 1 (2014), Listy II, wol. 2,

bie”, Jadwiga z Unrugów i Stanisław Ignacy Witkiewiczowie.

cz. 1 i 2 (Warszawa 2017). Współedytor (wraz z J. Degle-

Jeden z fundatorów Instytutu Witkacego. Wraz z Januszem

rem, A. Micińską i S. Okołowiczem) Kroniki życia i twórczości

Deglerem i Tomaszem Pawlakiem edytor tomów w ramach

Stanisława Ignacego Witkiewicza (2017). Autor artykułów

Dzieł zebranych: S. I. Witkiewicz, Listy II, wol. 1 (Warszawa

z problematyki tekstologiczno-edytorskiej listów Witkacego

2014) oraz Listy II, wol. 2, cz. 1 i 2 (Warszawa 2017). Jest

(publikowanych m.in. w „Pamiętniku Literackim”, „Twórczo-

obok Anny Micińskiej, Janusza Deglera i Tomasza Pawlaka

ści”, „Zeszytach Literackich” i na witkacologia.eu), a także

współredaktorem Kroniki życia i twórczości Stanisława Igna-

Pierwszej książki abstynenckiej, która nie jest nudna, w któ-

cego Witkiewicza, która została wydana przez PIW w końcu

rej zebrał i opracował przedwojenne recenzje Nienasycenia

2017 r. jako 24 tom Dzieł zebranych tego pisarza.

(2016). Stały współpracownik pisma „Witkacy!”.

K i n g a O s t a p kow i c z – studentka Wydziału Sztuki

M a ł g o r z a t a S a d y – absolwentka filologii angiel-

Nowych Mediów PJATK, dyrektorka artystyczna i współ-

skiej UMCS w Lublinie, kurator i realizatorka projektów

autorka projektu Gyubal Wahazar, autorka okładki książki.

artystycznych, scenarzystka, muzyk. Jest autorką licznych przekładów z dziedziny literatury, filozofii i historii sztuki

P r z e m y s ł a w P a w l a k – absolwent SGH w Warsza-

najnowszej (Wittgenstein, Russell, Themerson, Czechowicz

wie, doktorant w Instytucie Sztuki PAN, jeden z fundato-

i in). Pisze i mówi o filmie i sztuce. Pracuje przy realizacji fil-

rów i prezes Instytutu Witkacego, członek Rady Muzeum

mów dokumentalnych i animowanych. Jest autorką wystaw

Pomorza Środkowego w Słupsku. Edytor, bibliograf (Dzieła

fotografii. Współpracuje z galeriami sztuki współczesnej,

zebrane, [t. 25:] Bibliografia Stanisława Ignacego Witkiewicza II:

centrami sztuki, festiwalami teatralnymi i filmowymi w Pol-

1990–2017, 2018), popularyzator twórczości Witkacego, autor

sce i zagranicą. Od lat 90. propaguje twórczość Franciszki

tezy o biocybernetycznych źródłach katastrofizmu autora

i Stefana Themersonów we współpracy z The Themerson Ar-

Szewców. Biograf i redaktor pism ks. Henryka Kazimiero-

chive w Londynie (publikacje, wystawy, wykłady). Od 2002 r.

wicza (Powiernik Witkacego. Pisma rozproszone 1918–1938,

prowadzi niezależną oficynę wydawniczą Gaberbocchus

2017); obecnie opracowuje do druku Wspomnienia Henryka

w Polsce. Jest związana z festiwalem „Animator” w Pozna-

Jasieńskiego. Działacz Stowarzyszenia Miasto Jest Nasze,

niu. Współpracowała z Braćmi Quay przy filmie Inventorium

organizator ogólnopolskiej akcji #RatujPIW, która zapobiegła

śladów (2009) jako asystentka reżyserów i autorka improwi-

likwidacji ostatniego w Polsce państwowego wydawnictwa.

zacji muzycznych. Jest autorką tekstu książki Inventorium

Współtwórca portalu krajoznawczego gdziebylec.pl i Kina

śladów, wizualnie opracowanej przez Braci Quay. W 2010 r.

Conchita, czyli tryumf bestii

221

1/2018


wraz z Marcinem Giżyckim zrealizowała film dokumental-

nie pracuje nad książką o Ibsenie. Zajmuje się także teologią

ny Alfred Schreyer z Drohobycza. Od 2008 r. jest kuratorem

dramatu, teatru, literatury i kultury. Jeden z fundatorów

programu filmowego Międzynarodowego Festiwalu Teatru

Instytutu Witkacego i współpracownik pisma „Witkacy!”.

Lalkowego i Filmu Animowanego dla Dorosłych „Lalka też człowiek” w Warszawie. Od 2010 r. przygotowuje programy

J e r z y S t u h r – aktor i reżyser teatralny oraz filmo-

animacji dla festiwalu ANIMO w Kwidzynie. Współpracuje

wy. Pedagog i profesor sztuk teatralnych, były rektor

z Fundacją InSitu. Stypendystka MKiDN. Pomysłodawczyni

Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. L. Solskiego

(wspólnie z Markiem Średniawą) polsko-angielskiej bibliofil-

w Krakowie. Absolwent polonistyki na Uniwersytecie Ja-

skiej edycji dramatu Gyubal Wahazar opracowanego we współ-

giellońskim (1970) i Wydziału Aktorskiego krakowskiej

pracy z studentami Wydziału Sztuki Nowych Mediów Polsko-

PWST (1972). Na przestrzeni swojej kariery był związany

-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych w Warszawie

m.in. z Teatrem STU oraz Starym Teatrem w Krakowie.

pod kierunkiem Ewy Sataleckiej i Andrzeja Klimowskiego.

Jako aktor współpracował m.in. z Konradem Swinarskim, Feliksem Falkiem, Krzysztofem Kieślowskim, Andrzejem

Ewa S a t a l e c ka – projektantka, dr hab., dziekan Wy-

Wajdą, Agnieszką Holland i Jerzym Jarockim. Jako re-

działu Sztuki Nowych Mediów Polsko-Japońskiej Akademii

żyser sięgał po teksty Janusza Głowackiego, Wiliama

Technik Komputerowych w Warszawie. Tworzy projekty

Szekspira, Sławomira Mrożka, Witolda Gombrowicza

identyfikacji wizualnej, publikacji i scenografię do spektakli

i innych. Laureat wielu nagród teatralnych i filmowych.

teatralnych i koncertów muzycznych. Jej prace pokazywane

Jeden z najpopularniejszych polskich aktorów.

były na „Liquid Page” w Tate Britain w Londynie i Moving Type Exhibition prezentowanej w Gutenberg Museum

Ma c i e j S zc z aw i ń s k i – poeta, od wielu lat redaktor

w Mainz. Za organizację międzynarodowych wydarzeń

Polskiego Radia Katowice, publicysta kulturalny, krytyk li-

poświęconych projektowaniu otrzymała tytuł Ambasado-

teracki, pisarz, reżyser filmów dokumentalnych. Prowadzi

ra Kongresów Polskich. Jest autorką licznych artykułów

warsztaty poetyckie, wydał 7 tomów wierszy oraz książki

i redaktorką publikacji poświęconych projektowaniu gra-

biograficzne: Zezowate szczęście: opowieść o Bogumile Ko-

ficznemu. Reprezentantka Polski na Międzynarodowym

bieli i Rafał Wojaczek, który był.

Forum ATypI. W lutym 2018 r. wydawnictwo Karakter opublikowało książkę Podaj dalej. Design, nauczanie, życie – jej

Wo j c i e c h S z t a b a – witkacolog, historyk i krytyk

rozmowę z prof. Krzysztofem Lenkiem.

sztuki, fotograf, malarz i wykładowca. doktor historii sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wykładał na ASP w Krako-

Le c h S o kó ł – witkacolog, profesor zwyczajny, teatrolog

wie, w College of Education w Port Harcourt w Nigerii i na

i komparatysta, kierownik Zakładu Historii i Teorii Teatru

Uniwersytecie Johannesa Gutenberga w Moguncji. Obecnie

Instytutu Sztuki PAN, wykładowca literatur skandynawskich

pracuje na Uniwersytecie Pedagogicznym w Ludwigsburgu.

w Katedrze Filologii Skandynawskiej na Uniwersytecie SWPS

Autor książek o twórczości S. I. Witkiewicza, m.in. Gra ze

w Warszawie. Badacz Witkacego: poświęcił mu pracę ma-

sztuką (1982) oraz Witkacy. Zaginione obrazy i rysunki (1985);

gisterską pt. Dramaturgia Stanisława Ignacego Witkiewicza

a także licznych o nim publikacji w: „Pamiętniku Literackim”

wobec teorii Czystej Formy (1964), rozprawę doktorską wydaną

(m.in. Z lektur Bunga: Gabriele D’Annunzio, „Rozkosz” [„Il pia-

drukiem pt. Groteska w teatrze Stanisława Ignacego Witkiewi-

cere”], 2016, nr 4), „Pamiętniku Teatralnym” (Pocztówki z pie-

cza (1973), habilitację pt. Witkacy i Strindberg: dalecy i bliscy

kła. Stanisław Ignacy Witkiewicz w Paryżu 1908, 2016, nr 4),

(1995), ponadto wiele artykułów w książkach zbiorowych

„Odrze” (O higienie duszy i ciała. Petera Altenberga „Prodromos”

i czasopismach. Członek Komitetu Redakcyjnego Dzieł ze-

i Witkacego „Narkotyki” i „Niemyte dusze”, 2014, nr 1), „Prze-

branych Witkacego, w ramach których opracował wspólnie

strzeniach Teorii” (Tło zmieszane z niczego. Problem nihilizmu

z Januszem Deglerem: Nienasycenie (1992) oraz Nowe formy

u Witkacego, 2014, nr 21), „Kontekstach” (Żal mi tropików,

w malarstwie i wynikające stąd nieporozumienia. Szkice estetycz-

2014, nr 3–4). Od 2012 r. prowadzi portal internetowy wit-

ne (2002). Autor licznych prac o Ibsenie i Strindbergu. Obec-

kacologia.eu. W Appendiksie do Kroniki życia i twórczości Sta-

1/2018

222

Conchita, czyli tryumf bestii


nisława Ignacego Witkiewicza pod red. Janusza Deglera, Anny (2013), współautorka podręcznika Młoda Polska (2006), anMicińskiej, Stefana Okołowicza i Tomasza Pawlaka (2017) tologii Modernizm: spotkania (2008) i książki Przerabianie drukowano jego opis losów Witkacego w krakowskiej ASP. XIX wieku (2011) oraz trzytomowego cyklu, dotyczącego Członek Künstlerbund Baden-Württemberg oraz Międzyna- literatury i kultury w Europie Środkowo-Wschodniej: Tekrodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA.

sty doświadczenia, Doświadczenia tekstu, Wspólnota pytań. Antologia (2017). Redaktor merytoryczna oraz sekretarz

M a re k Ś re d n i awa – doc. dr inż., pracownik naukowy redakcji kwartalnika naukowo-artystycznego „Literacje” Instytutu Telekomunikacji Politechniki Warszawskiej, zajmuje (2010–2014), członkini jury Olimpiady Literatury i Języka się sieciami komunikacji elektronicznej, ewolucją Internetu Polskiego (2003–2011). Interesuje się związkami literatury i inteligentnymi miastami. Oprócz zagadnień technicznych ze sztuką i szeroko rozumianą estetyką XIX–XXI w., liteinteresują go dzieło i osoba Stanisława Ignacego Witkiewicza raturą popularną, kulturą Bałkanów oraz modernistyczną oraz sztuka, teatr i literatura, a także cyfrowa humanistyka. i awangardową literaturą chorwacką. Redaktor naczelna Autor publikacji o współczesnych inspiracjach twórczością Wit- „Witkacego!”, wiceprzewodnicząca Polskiego Towarzystwa kacego i jego relacjami ze sztuką nowoczesną. Pomysłodawca Kulturalnego „Mikołaj Kopernik” w Zagrzebiu, redaktor na(wspólnie z Małgorzatą Sady) polsko-angielskiej bibliofilskiej czelna biuletynu „Kopernik”. Pracuje w Szkolnym Punkcie edycji dramatu Gyubal Wahazar opracowanego we współpracy Konsultacyjnym przy ambasadzie RP w Zagrzebiu. ze studentami Wydziału Sztuki Nowych Mediów Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych w Warszawie pod B e a t a Zg o d z i ń s k a – kustosz, absolwentka histokierunkiem Ewy Sataleckiej i Andrzeja Klimowskiego. Współ- rii sztuki UAM. Od 1987 r. pracuje w Muzeum Pomorza organizator wydarzeń popularyzujących twórczość Witkacego, Środkowego w Słupsku, od 1995 między innymi opiekuje w tym konferencji: Witkacy: 21st Century Perspectives Conference się kolekcją dzieł Witkacego. Komisarz ponad 25 wystaw, and Festival (Waszyngton 2010) i Międzynarodowej Konferencji autorka ponad 70 tekstów o sztuce XIX i XX w, w tym poWitkiewiczowskiej Muzeum Tatrzańskiego im. Dra Tytusa Cha- nad 20 o Witkacym; zajmuje się też redakcją wydawnictw. łubińskiego Wokół Witkiewiczów w setną rocznicę śmierci Ojca i sto Wydała album Witkacy. Dziwność istnienia. Strangeness of trzydziestą rocznicę urodzin Syna (Zakopane 2015). Współpra- Existence (2006), książki Witkacy w Słupsku. „Firma Portrecownik portalu witkacologia.eu. Jeden z fundatorów Instytutu towa S. I. Witkiewicz”. Witkacy in Słupsk. The „S. I. WitkieWitkacego i członek zespołu redakcyjnego pisma „Witkacy!”.

wicz” Portrait Painting Firm (2010) i 50 lat kolekcji Witkacego w Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku (2015) oraz

Ma ł g o r z at a Vra ž i ć – doktor, absolwentka Wydziału wspólnie z Anną Żakiewicz albumowy katalog słupskiej Polonistyki UW. Autorka rozprawy Stanisław Witkiewicz kolekcji dzieł (1996, 2 wyd. 2001). i Witkacy – dwa paradygmaty sztuki, dwie koncepcje kultury



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.