Wonder Woman jest flagowym przykładem (który niestety przy ostatniej odsłonie Batman v Superman (2015) został doszczętnie spartaczony), kobiety reprezentatywnej dla myśli femin istycznej, o ile nie jej radykalniejszej wer sji. Dalej jednak jest to mocno infantylne i sama ideologia jest raczej przykrywką albo wręcz zbędnym elementem, który wyciąga się lub nie – zależy komu to aktu alnie pasuje. Diana wychowała się na wyspie Amazonek, w atmosferze dyskrym inacji i demonizacji patriarchatu ze świata zewnętrznego. Szkopuł w tym, że z początku jej sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Ona także przeszła metamorfozę, zaczynając w świadomości szerszego grona jako telewizyjna modelka bikini, dla której łapanie przestępców było jedynie pretekstem, żeby ubrać się w seksowne ciuszki. Mowa o Lyndzie Carter, która wcielała się w Dianę w latach (19751979). Obecnie coraz częściej odchodzi się od pierwowzorów kobiecych kostium su perbohaterskich i przerzuca jako taki nat uralizm na światy komiksowe, jak było chociażby w przypadku serialowej Jessici Jones (2015), która nie biega po mieście w obcisłym trykocie tylko bluzie z kapturem i skórzanej kurtce, co jest swoją drogą przedmiotem żartów z jej strony i stanowi doskonałe odniesienie do komiksowego dziedzictwa. Ubiór kobiet popkultury coraz rzadziej nawiązuje do skąpo odzia nych panienek, mających dotrzeć do młodszej i przede wszystkim męskiej części odbiorców, ale zaczyna być określany przez swoją użyteczność. Bo przecież w piętnastocentymetrowych szpilkach ciężko cokolwiek zawojować, chyba żeby je zdjąć i wbić komuś oczy. Są jednak tereny, na których czeka ją nieprzetarte szlaki. Mianowicie w pop kulturze jest swoistego rodzaju posucha jeżeli chodzi o interesujące kobiece czarne charaktery. Herosom w przeciwległym narożniku niejednokrotnie częściej towar zyszą mężczyźni. Naprzeciw temu wyszedł G. R. R. Martin oraz Stieg Larsson. Obu udało się utorować drogę kobietom, z którymi lepiej nie zadzierać. Lisbeth Salander odstraszała nie tylko skłonnoś
ciami do przemocy, ale także aparycją. Cała w kolczykach, krzywo obcięta, nieat rakcyjna wedle ogólnoprzyjętych stand ardów, a jednak losy tej antybohaterki można było śledzić z zapartym tchem. Tu nastąpiło zupełne zerwanie z archetypem kobiecości, który w swym szaleństwie reprezentuje Harley Quinn, pozostając przy tym seksowną i uzależnioną od Jokera. Okazało się, że masowy odbiorca nie potrzebuje być pieszczony wizualnie, żeby żywić sympatię do żeńskiego antybo hatera. Kobieta nie musiała już być apetyczna w odbiorze, wystarczyło, że była ciekawa i chemia jakoś sama się znaj dowała. Na zakończenie Postać kobieca przeszła długą dro gę, sprzężoną ze zmianami społeczno obyczajowymi. Wyszła dzięki temu z cienia lepiej kreślonych bohaterów męskich, przestając być obiektem mor alizowanym, przedmiotem i archetypem niepokalanej lub odwrotnie wizualnie odpychającej, a przez to z automatu złej. Oczywiście feminizacja kultury była obecna od początku ruchów emancypacyj nych. Obecnie opadły maski i media zyskały możliwość kreowania kobiet w zu pełnie nowy, mniej stereotypowy sposób, jednocześnie obalając mit jakoby płeć była dominantą w sprawach przemocy, umiejętności logicznego myślenia czy możliwości awansu tak społecznego jak i materialnego, kładąc nacisk na psycholo gię i cechy charakteru. Zaspokojono w ten sposób nie tylko widownie męską, ale również żeńską, nie dzieląc tekstów kul tury ze względu na płeć docelowego odbiorcy tak zażarcie, jak robiono to w pierwszej połowie XX wieku. Czasy po zorów odeszły, być może na dobre, teraz częściej opowiada się o tym, jak łatwo mo gą mylić. Zaś kobiety nie muszą być całowane przez księcia, by wstać z łóżka. Podnoszą się, bo mają ku temu moty wację, chcą spełniać pragnienia, nawet jeżeli jedyne, czego pragną, to wyglądać pięknie i zniszczyć świat.
Aleksandra Miaskowska
39