WESELE 1/41/2016

Page 26

BLISKIE SPOTKANIA | w wi

FOT. WIOLA ŁABĘDŹ

Choroba Jerzego na pewno scaliła nasz związek. Nauczyła doceniać różne drobne rzeczy, których nie zauważaliśmy wcześniej, gdy wszystko dobrze się układało.

To naturalnie nie jest proste i tutaj bardzo pomogła mi rozmowa z jedną z koleżanek ze Stowarzyszenia. To była taka przyjacielska rozmowa, po której wstąpiła we mnie nadzieja, że mimo iż przypadek Jerzego był beznadziejny, a statystyki nie dawały mu szans na przeżycie, nie mogę się poddać, tylko muszę, przepraszam – musimy – walczyć. Usłyszałam, że nie można dać się na początku zaszufladkować, że wiele zależy od nastawienia pacjenta do choroby, od jego motywacji do życia, rodzaju raka, diety, jaką stosował, tego, jak zareaguje na chemię, czy będzie się stosował do zaleceń… Koleżanka przekonała mnie, że nie można ślepo wierzyć statystykom, bo to są tylko liczby, a każdy człowiek jest inny. Dzięki niej wstąpił we mnie duch walki i uwierzyłam, że mój mąż wyzdrowieje na przekór wszystkim, że uda mu się przeskoczyć statystyki. Rozmawiałyśmy już o tym, jaką pomoc niesie Stowarzyszenie oraz działające w jego ramach Centrum Psychoonkologii i Klub Unicornu. Centrum ma swą siedzibę na krakowskiej Woli Justowskiej. Budynek przejęli Państwo w 2013 r. w wyniku konkursu ogłoszonego przez wojewodę małopolskiego. Proszę zdradzić, jak wyglądały początki adaptacji tego budynku, w którym dziś mieści się pierwsze w Polsce stacjonarne Centrum Psychoonkologii? Gdy dowiedzieliśmy się, że wygraliśmy konkurs, bardzo się ucieszyliśmy. Nie wiedzieliśmy w gruncie rzeczy, na co się porywamy i jak duże wyzwanie przed nami stoi. Początkowo

sądziliśmy, że wystarczy odmalować ściany, wstawić meble i gotowe. Niestety, po otrzymaniu kluczy okazało się, że potrzebny jest generalny remont wszystkiego. Tutaj, gdzie siedzimy, jeszcze kilkanaście miesięcy temu lała się na głowę woda, tynk odpadał warstwami. To była potężna inwestycja. Wstawiliśmy nowe okna i drzwi, zrobiliśmy nowoczesną kotłownię, uszczelniliśmy ściany, wymieniliśmy wszystkie instalacje poza zabezpieczeniem przeciwpożarowym, które zrobiło miasto. Tylko dzięki finansowemu wsparciu sponsorów udało się nam wyremontować budynek, którego powierzchnia to prawie 700 metrów kwadratowych. Wciąż szukamy partnerów, którzy wsparliby nas w podejmowanych działaniach. Na koniec chciałabym zadać pytanie związane z niezwykłym jubileuszem, który świętowała Pani z mężem w ubiegłym roku. Chodzi o 45 rocznicę ślubu zwaną rocznicą szafirową. Ceremonia zaślubin to jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu człowieka. To w jej trakcie kapłan pyta parę, czy chce ona wytrwać w związku w zdrowiu i chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia. Czy patrząc z perspektywy czasu, może Pani powiedzieć, że choroba męża coś zmieniła w Państwa związku? Na pewno scaliła nasz związek. Uświadomiła nam, jak bardzo jesteśmy szczęśliwi, że mamy siebie. Nauczyła doceniać różne drobne rzeczy, których nie zauważaliśmy wcześniej, gdy wszystko dobrze się układało. Choroba uzmysławia właśnie takie małe, wydawałoby się błahe sprawy. Na przykład, leżąc obok

człowieka, którego znam od kilkudziesięciu lat, nie wiedziałam, jak w jego żyłach płynie krew. I kiedy nagle usłyszałam ten przepływ i towarzyszące mu różne dźwięki, było to dla mnie coś nowego. Albo jak wsłuchiwałam się w pracę jego wątroby lub zaczęłam rozpoznawać różne rodzaje Jurkowego dotyku. Nagle człowiek zdaje sobie sprawę, jakie to jest ważne! I jak to na co dzień umyka. Podczas choroby zdarzało się nam pokłócić, ale zaraz później stawał mi przed oczami obraz, że jutro mogę nie mieć się z kim posprzeczać i na kogo krzyknąć, bo Jerzego zabraknie. Potem człowiek żałuje różnych rzeczy: że powiedział za dużo lub – odwrotnie – czegoś nie powiedział, nie dopytał się o coś, nie poradził się… Na szczęście tak jest tylko w momencie zagrożenia, potem to odchodzi, a człowiek zapomina złe momenty. Czy po wyjściu męża ze szpitala i jego powrocie do pełnej sprawności Państwa życie się zmieniło? Korzystają teraz Państwo z niego pełną piersią? Po pokonaniu raka faktycznie zaczęliśmy bardziej intensywnie żyć. Ale po tej traumie, jaką razem przeszliśmy, nie da się wszystkiego wymazać z pamięci. I może to dobrze, bo co jakiś czas zapala się lampka w głowie i przypomina, co jest naprawdę w życiu ważne. To takie swoiste „Ojej. Pamiętaj!”. Choroba, czy chcemy tego, czy nie, uzmysławia nam wiele rzeczy, ale i scala partnerów, pozwala zakochać się im w sobie jeszcze raz i z tego, co razem przeszli, czerpać rady na przyszłość. Dziękuję za rozmowę.

24 MAGAZYN WESELE

_0


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.