Przykry początek

Page 1

SNZ_1_PrzykryPoczatek_SNICKET01_IN.indd 1 13/05/2022 00:52

Tytuł serii: A Series of Unfortunate Events

Tytuł oryginału: The Bad Beginning

Text copyright © 1999 by Lemony Snicket Illustrations copyright © 1999 by Brett Helquist

First Edition, 1999 HarperCollins Published by arrangement with HarperCollins Children’s Books, a division of HarperCollins Publishers, Inc.

© HarperCollins Polska sp. z o.o. Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieł w jakiejkolwiek formie. HarperCollins jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Redakcja: Hanna Baltyn Korekta: Anna Sidorek, Skład i łamanie: GJ-studio Grażyna Janecka Koordynacja produkcji: Jolanta Powierża Redaktor prowadzący: Wydawca prowadzący: Agnieszka Betlejewska

HarperCollins Polska sp. z o.o. ul. Domaniewska 34A, 02-672 Warszawa www.HarperCollins.pl

ISBN: 978-83-276-7285-8

Druk: Polska

SNICKET01_01 j j SNZ_1_PrzykryPoczatek_SNICKET01_IN.indd 2-3 13/05/2022 00:53
Dla Be atri uko cha nej, upra gnio SNZ_1_PrzykryPoczatek_SNICKET01_IN.indd 4-5 13/05/2022 00:53

ROZDZIAŁ

eśli szukacie opowieści ze szczęśliwym zakończeniem, poczytajcie sobie lepiej coś innego. Ta książka nie tylko nie kończy się szczęśliwie, ale na wet szczęśliwie się nie zaczyna, a w środku też nie układa się za wesoło. To dlatego, że niezbyt wiele szczęśliwych zdarzeń miało miejsce w życiu trój ki młodych Baudelaire’ów. Wioletka, Klaus i Słoneczko byli dziećmi inteligentnymi, obdarzonymi wdziękiem, fantazją i przyjemnymi rysami twarzy, lecz mieli straszliwego pecha i wszystko, co ich spotykało, skażone było nieszczęściem, smutkiem i rozpaczą. Informuję was o tym z przykrością, ale taka jest prawda.

j 7 j
SNZ_1_PrzykryPoczatek_SNICKET01_IN.indd 6-7 13/05/2022 00:53

Ich pech zaczął się pewnego dnia w miejscowości

Słona Plaża. Trójka młodych Baudelaire’ów mieszkała z rodzicami w wielkim domu, stojącym w sa mym centrum brudnego, ruchliwego miasta. Od czasu do czasu rodzice pozwalali im na samodzielną wycieczkę zdezelowanym trolejbusem – słowo „zde zelowany”, jak zapewne wiecie, oznacza „niezbyt sprawny”, czyli „grożący awarią” – nad morze, gdzie dzieci mogły spędzić coś w rodzaju jednodniowych wakacji, pod warunkiem, że wrócą do domu na kola cję. Akurat ten ranek był szary i pochmurny, co wca le nie zmartwiło młodych Baudelaire’ów. W gorące i słoneczne dni Słona Plaża roiła się od turystów, tak że nie było gdzie rozłożyć koca. Za to w dni szare i pochmurne Baudelaire’owie mieli całą plażę dla siebie i mogli robić, co kto lubił.

Wioletka Baudelaire, najstarsza z rodzeństwa, lu biła puszczać kaczki. Jak większość czternastolatków była praworęczna, więc kamienie skakały dalej po burej wodzie, gdy Wioletka rzucała je prawą ręką, niż gdy robiła to lewą. Puszczając kaczki, Wioletka

j PRZ Y KRY POCZĄTEK j

wpatrywała się w horyzont i rozmyślała nad wynalazkiem, który zamierzała skonstruować. Każdy, kto znał Wioletkę, poznałby zaraz, że myśli bardzo intensyw nie, ponieważ jej długie włosy związane były wstążką, aby nie wpadały do oczu. Wioletka miała spory talent do wymyślania i konstruowania dziwnych urządzeń, więc jej wyobraźnię wypełniały często obrazy trybów, dźwigni i przekładni – a nie lubiła, gdy przeszkadzało jej w myśleniu coś tak banalnego jak włosy. Tego ranka zastanawiała się nad konstrukcją urządzenia, które zawracałoby kamień-kaczkę z morza na ląd.

Klaus Baudelaire, średni z rodzeństwa i jedyny chłopiec, lubił obserwować stworzenia w kałużach.

Klaus ukończył dwanaście lat i nosił okulary, dzięki którym wyglądał inteligentnie. Klaus był inteligentny. Baudelaire’owie-rodzice mieli w domu ogromną bibliotekę – pokój wypełniony tysiącami książek na każdy właściwie temat. Mając zaledwie dwanaście lat, Klaus nie przeczytał, oczywiście, wszystkich książek z biblioteki Baudelaire’ów, ale przeczytał ich bardzo wiele i całkiem sporo zapamiętał z lektury.

j 9 jj 8 j j SERIA
Z DA RZEŃ j
SNZ_1_PrzykryPoczatek_SNICKET01_IN.indd 8-9 13/05/2022 00:53

Wiedział, po czym odróżnić aligatora od krokodyla. Wiedział, kto zabił Juliusza Cezara. Wiedział też bardzo dużo o zamieszkujących Słoną Plażę maleń kich, oślizłych żyjątkach, które właśnie w tej chwili obserwował.

Słoneczko Baudelaire, najmłodsze z trójki, lubiło gryźć. Słoneczko było jeszcze dzidziusiem, dziew czynką, w dodatku bardzo małą jak na swój wiek –niewiele większą od kalosza. Braki wzrostu nadra biało wielkością i ostrością swoich czterech zębów. Słoneczko było jeszcze w wieku, gdy człowiek wypo wiada się głównie seriami niezrozumiałych pisków. O ile nie używało któregoś z nielicznych znanych sobie prawdziwych słów – czyli „butla”, „mama” albo „ugryź” – większość ludzi miała kłopoty ze zrozu mieniem, co Słoneczko mówi. Na przykład tego ran ka powtarzało w kółko „Gak!”, co prawdopodobnie znaczyło: „Patrzcie na tę tajemniczą postać, która wyłania się z mgły!”

Rzeczywiście, w dalekiej, mglistej perspektywie Słonej Plaży widać było wysoką postać, kroczącą

w stronę młodych Baudelaire’ów. Słoneczko przez dłuższy czas obserwowało tę postać i piszczało przeraźliwie, zanim Klaus oderwał wzrok od kolczastego kraba, którego właśnie badał, i też zauważył, że ktoś nadchodzi. Wyciągnął rękę i dotknął ramienia Wio letki, wytrącając ją z wynalazczego natchnienia.

Spójrz tam – powiedział, wskazując palcem. Postać zbliżała się i dzieci mogły już rozróżnić pewne szczegóły. Była mniej więcej wzrostu dorosłej osoby, tylko głowę miała wyjątkowo podłużną

Jak myślisz, co to jest? – spytała Wioletka.

Nie wiem – odparł Klaus, wytężając wzrok – ale wydaje mi się, że to idzie właśnie do nas.

Nikogo więcej nie ma na plaży – zauważyła Wioletka z lekkim niepokojem. – Na pewno idzie Ścisnęła w lewej dłoni płaski, gładki kamień, któ rym właśnie zamierzała puścić kaczkę najdalej, jak się da. Nagle przyszło jej na myśl, aby rzucić kamie niem w tę niepokojącą postać.

j 11 jj 10 j j SERIA NIEFORTU NN YCH Z DA RZEŃ j
SNZ_1_PrzykryPoczatek_SNICKET01_IN.indd 10-11 13/05/2022 00:53

– To tylko tak groźnie wygląda – odezwał się Klaus, jakby czytał w myślach siostry. – Przez tę gęstą mgłę.

Miał rację. Kiedy postać do nich dobrnęła, dzieci z ulgą stwierdziły, że nie jest to żaden potwór, tylko ktoś znajomy – pan Poe. Pan Poe był zaprzyjaźnio ny z państwem Baudelaire i dzieci często widywały go na domowych przyjęciach. Wioletka, Klaus i Sło neczko najbardziej lubili swoich rodziców właśnie za to, że kiedy do domu przychodzili goście, dzieci nie musiały iść się bawić, tylko wolno im było siedzieć z dorosłymi przy stole i uczestniczyć w rozmowie, pod warunkiem, że po przyjęciu pomogą sprzątać ze stołu. Pana Poe zapamiętały główne dlatego, że zawsze miał katar i co chwila przepraszał, aby wstać od stołu i wykaszleć się w pokoju obok.

Pan Poe zdjął cylinder, z powodu którego jego gło wa wyglądała we mgle na taką wielką i kanciastą, po czym przez chwilę nic nie mówił, tylko głośno kasz lał w białą chusteczkę. Wioletka i Klaus podeszli, aby podać mu rękę i przywitać się uprzejmie.

j PRZ Y KRY POCZĄTEK j

– Dzień dobry panu – powiedziała Wioletka.

Dzień dobry panu – powiedział Klaus. Bi pa! – powiedziało Słoneczko.

Dzień dobry – powiedział pan Poe, ale miał bar dzo smutną minę. Przez parę sekund nikt się nie odzywał. Dzieci zastanawiały się, co też pan Poe porabia na Słonej Plaży, kiedy powinien siedzieć w swoim banku w mieście. Jego strój nie był w żadnym razie strojem plażowym.

Żadny dzień – odezwała się w końcu Wioletka, próbując nawiązać rozmowę. Słoneczko pisnęło jak rozzłoszczony ptak, a Klaus wziął je na ręce i przy Tak, całkiem ładny – przyznał pan Poe z dziw nym roztargnieniem, wpatrując się w dal pustej plaży. – Obawiam się, drogie dzieci, że mam dla was bardzo przykrą wiadomość.

Trójka młodych Baudelaire’ów spojrzała na nie go z uwagą. Wioletka, trochę zawstydzona, ścisnęła kamień w lewej garści i ucieszyła się, że nie rzuciła nim w pana Poe.

j 13 jj 12 j j SERIA NIEFORTU NN YCH Z DA RZEŃ j
SNZ_1_PrzykryPoczatek_SNICKET01_IN.indd 12-13 13/05/2022 00:53

j PRZ Y KRY POCZĄTEK j

– Wasi rodzice – oznajmił pan Poe – zginęli w strasznym pożarze.

Dzieci milczały.

Zginęli – ciągnął pan Poe – w pożarze, który strawił cały dom. Jest mi bardzo, bardzo przykro, że musiałem wam to powiedzieć, moi kochani.

Wioletka oderwała wzrok od pana Poe i spojrzała daleko w morze. Pan Poe jeszcze nigdy nie powie dział do młodych Beaudelaire’ów „moi kochani”. Wioletka zrozumiała wszystkie jego słowa, a jednak była pewna, że pan Poe żartuje, że chciał tylko zro bić okrutny kawał jej, bratu i siostrze.

Zginęli – dodał pan Poe. – To znaczy, że nie żyją.

Wiemy, co znaczy słowo „zginęli” – rozzłościł się Klaus, chociaż i do niego niezupełnie jeszcze do tarło, co właściwie usłyszał. Miał wrażenie, że pan Poe się przejęzyczył.

Przyjechała, oczywiście, straż pożarna – mó wił dalej pan Poe – ale za późno. Cały dom stał już w ogniu. Spłonął do cna.

Klaus wyobraził sobie, jak płomienie pożerają wszystkie książki w bibliotece. Więc już nigdy ich nie przeczyta. Pan Poe zakaszlał parę razy w chus teczkę, a potem mówił dalej:

Przysłano mnie, abym odnalazł was tutaj i zabrał do siebie, gdzie pozostaniecie przez pewien czas, aż wymyślimy jakieś rozwiązanie. Jestem egzekutorem spadku waszych rodziców. Oznacza to, że do mnie należy zarządzanie ich ogromnym majątkiem i znalezienie wam domu. Z chwilą gdy Wioletka osiągnie dojrzałość, majątek przejdzie w wasze ręce, jednak do tego czasu pozostanie w dyspozycji banku.

Pan Poe przedstawił się, co prawda, jako egzeku tor spadku, lecz Wioletka czuła się jak na prawdzi wej egzekucji, w której pan Poe był katem. Przyszedł na plażę jakby nigdy nic, powiedział do dzieci parę słów – i na zawsze odmienił całe ich życie.

Chodźmy – pan Poe wyciągnął rękę.

Aby podać mu dłoń, Wioletka musiała upuścić kamień, który trzymała w garści. Klaus wziął Wioletkę za drugą rękę, Słoneczko uczepiło się

j 15 jj 14 j j SERIA NIEFORTU NN YCH Z DA RZEŃ j
SNZ_1_PrzykryPoczatek_SNICKET01_IN.indd 14-15 13/05/2022 00:53

wolnej ręki Klausa, i w ten sposób trójka dzieci Baudelaire – odtąd trójka sierot Baudelaire – wyprowadzona została z plaży i ze swojego dotychcza sowego życia.

Nie ma sensu, abym opisywał wam, jak okropnie czuli się Wioletka i Klaus, a nawet Słoneczko. Jeżeli sami kiedyś straciliście kogoś bardzo dla siebie ważnego, to dobrze wiecie, jak się czuli – a jeśli nie, to i tak nie zdołacie sobie tego wyobrazić. To, co spotkało mło dych Baudelaire’ów, było szczególnie okropne, gdyż

j SERIA NIEFORTU NN YCH Z DA RZEŃ j
SNZ_1_PrzykryPoczatek_SNICKET01_IN.indd 16-17 13/05/2022 00:53
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.