Laif 06 czerwiec 2009

Page 58

*

Peaches I FEEL CREAM XL RECORDINGS/SONIC ELECTRO I INNE TAKIE Zacznę od pozytywów. Jest tu kilka bardzo przyzwoitych tracków, np. hiphopowe „Trick Or Treat”, przyciężkawe electro „More” albo sofciarski numer tytułowy z czujnym beatem i grecką linią melodyczną. Niczego sobie jest i zjadliwy „Mommy Complex” poświęcony matronom łaknącym towarzystwa młodych faworytów (co by nie mówić, artystka sama już łapie się do kategorii dojrzałych dam). Cały szkopuł w tym, że po kilku sparingach z albumem do RAMu mojego mózgu wprosił się koszmarny singiel „Talk To Me”, numer tyleż chwytliwy, co i podśmierdujący cienką rockowizną. Jest jeszcze kilka takich fragmentów, w których kanadyjska Picz przebiera się za Donnę Summer przy synth rockowym akompaniamencie, a już pretensjonalne „Lose You” każe się zastanawiać, czy aby

amazonka femino-electro nie zeszła z drogi emancypacji. Z jednej strony więc fucki w tekstach, jędrne electro, brud i pogięty plastik, z drugiej – pozostałości po zabawach z cock rockiem, każące zastanawiać się, czy Freud nie miał aby racji, pisząc o tzw. Penisneid. Być może to faceci pomagający Peaches przy pracy nad płytą (Gonzales, Soulwax, Digitalism, Simian Mobile Disco) zawiązali jakiś samczy spisek mający na celu osłabienie kobiecych mocy naszej bohaterki, bo „I Feel Cream”, chociaż zawodowy, profesjonalny i aż się błyszczy, to niestety nie porywa.

<-----<-<-<-

*** i pół

--<<--<-<-<-------<---------<-<-<---------<----------Green Day Niepisana przyszłość 21st Century Breakdown

Reżyseria: Julien Temple

power pop/punk'n'roll

*****

Warner Music

****

Gutek Film

Joe Strummer był człowiekiem z innej epoki – takim błędnym kowbojem ze starego westernu, który nie wiedzieć czemu ubierał się na czarno, a który zjawił się w samym środku wielkiej zawieruchy Lata Nienawiści A.D. 1977, żeby zaprowadzić porządek. Film Juliena Temple’a, jednego z czołowych punkowych dokumentalistów, przypomina losy wielkiego szermierza rock’n’rollowej donkichoterii – od dzieciństwa spędzonego w prywatnej szkole (co za plama na życiorysie dla punkersa!), poprzez staż w pub rockowych The 101ers, ścieżki chwały z The Clash, epizody filmowe, do znakomitych, folkowo-latino-rockabillowych The Mescaleros. Zeszły w grudniu 2002 roku na atak serca Strummer przeżył tyle, że nawet dwugodzinny dokument nie jest w stanie oddać mu pełni honorów. Nie szkodzi jednak, bo ogląda się go znakomicie. Temple czuje punkowego ducha, prowadząc narrację szybko, dynamicznie, rewolwerowo. Przyznaję się: obejrzałem i przeczytałem niemal wszystko, co dotyczy The Clash, a jednak w kilku momentach przeżyłem wielkie zaskoczenie, zwłaszcza na widok archiwalnych nagrań wydobytych chyba z jakichś pilnie strzeżonych sejfów. Saluty nieżyjącemu herosowi składa też cały zastęp różnych sław: Steve Jones, Bobby Gillespie, John Cusack, Steve Buscemi, Johnny Depp, Jim Jarmush, a nawet padre Scorsese. Trzeba przyznać, że „Niepisana przyszłość” to bardzo zacny hołd, ale także w pełni zasłużony.

*-----------------------------<

Można się było tego spodziewać – ósmy album Kalifornijczyków jest poprawką po mistrzowskim „American Idiot”. Znów dostajemy zaprojektowany do grania na wielkich scenach epicki pop punk z pełną paletą brzmieniowych smaczków, chórkami, ładnymi wokalnymi harmoniami i dobrze naostrzonym szponem politycznego przekazu. Wezwanie do walki z przymusem i wyzyskiem wymodelowano w trzyaktową, punkową operę. Rozmach? A i owszem, choć muzycznie to dość proste granie, jakby spotkanie The Kinks, Cheap Trick i The Clash. Do tego odrobina country, balladowe wstępy, jakaś niby-klezmerka. Instrumentacje świetne, ale też nigdy chłopakom struny nie myliły się pod palcami. Kandydatów na wielkie przeboje jednak nie dostrzegam, więc sukcesu poprzedniej płyty raczej nie zdublują, ale i tak rzecz to wybitnie sympatyczna. Niech też nikogo nie dziwi pompatyczność nowego wcielenia Green Day. Skoro lalusie z klasy średniej udają dziś punkowców i grają proste trzyakordowce, to stare panczury muszą iść pod prąd i porywać się na wielkie formy. Póki zaś w tej formie jest wystarczająco dużo treści i pomyślunku, to spokojna głowa – alles in ordnung.

<--------------------------------------------------

58

Scary Mansion

Every Joke Is Half the Truth Zum Records

folk/sadcore

****

Smutno, mrocznie, niepokojąco. Rezydencja, w której straszy, należy do nowojorskiej piosenkopisarki Leah Hayes, która przy wsparciu muzykalnych przyjaciół demonstruje niezły dryg do zimnego, konfesyjnego folku. Siłą tej muzyki jest nastrój, ale propozycja to dla śmiałków gotowych skakać na główkę w depresję na głębokość kilku tuzinów sążni. Leah wokalnie przypomina Cat Power i Rosie Thomas, a jej kompozycje są zazwyczaj prostymi kilkuakordowcami obudowanymi wcale niekiepskimi aranżami. Tu atmosferyczne gitary na przesterach, tam akustyczne brzdąkanie, a wszystko okryte czernią antyfolkowej neurozy. Weźmy choćby takie „Sorry, We Took All Your Money” – motorycznie monotonne, prościutko zagrane z suchą melodeklamacją Leah, a jednak przy odrobinie zaangażowania może przyprawić o ciarki na grzbiecie. Rzadkiej urody muzyka dla zrównoważonych psychicznie.

SEBASTIAN RERAK Tajny agent kabalistycznej organizacji, dążącej do ideologicznego zawłaszczenia popkultury. Uprawia dywersję, pozorując pracę dziennikarza. Niczego nieświadomi redaktorzy jeszcze mu za to płacą.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.