nr 28 (79) ZIMA 2018
cena 15 zł
USA
(w tym 5% vat)
PROŚBA O POMOC Sytuacja finansowa naszego czasopisma jest bardzo ciężka i jeśli nie otrzymamy pomocy od osób sympatyzujących z nami, będziemy zmuszeni zakończyć działalność. Różne wpływy – ze sprzedaży czasopisma, ze sporadycznych niewielkich dotacji – nie pokrywają wszystkich kosztów i konieczności ponoszenia ich co miesiąc. Lokal redakcyjny, telefony, druk, księgowość, obsługa biura, bardzo skromne wynagrodzenia – wszystko to oznacza stałe wydatki. Mimo ograniczenia ich do minimum, nasze czasopismo w ostatnich latach było rozwijane: od roku 2015 jego sprzedaż w sieci Empik wzrosła dwukrotnie, a liczba prenumeratorów – ponad dwukrotnie. To wszystko niestety w niewielkim stopniu przekłada się na kondycję finansową. Marża pośredników, wzrost cen różnych usług i opłat oraz utrzymanie ceny pisma tak, żeby nie była zbyt wysoka dla uboższych odbiorców – sprawiają, że nasza sytuacja jest kiepska. Inne czasopisma utrzymują się z drogich reklam opłacanych przez biznes, z hojności zamożnych politycznych przyjaciół lub ich twórcy mają więcej prywatnych środków i możliwości niż my. Jeśli „Nowy Obywatel” ma się nadal ukazywać, potrzebna jest Wasza pomoc. Po kolejnej redukcji kosztów (w tym kolejnej zmianie siedziby redakcji na tańszą), musimy każdego miesiąca mieć co najmniej 4 tysiące złotych, aby opłacać najbardziej konieczne wydatki, a do jako tako stabilnego funkcjonowania potrzeba nam 6 tys. każdego miesiąca. Oznacza to, że konieczne jest znalezienie co najmniej 200 osób, które co miesiąc będą nas wspierały cykliczną darowizną w wysokości 20-30 zł, niezależnie od środków, jakie pozyskujemy czasami z innych źródeł. Oczywiście wielu osób nie stać na taki wydatek, ale mogą przekazywać mniejsze kwoty (5 czy 10 zł każdego miesiąca), a z kolei zamożniejsi – wpłacać więcej. Wystarczy ustawić zlecenie stałego przelewu ze swojego konta. 200 osób to nie tak dużo, ale zarazem sporo – jeśli każda pomyśli, że nie wpłaci, bo na pewno ktoś inny to zrobi, wówczas nie uzbiera się grono niezbędne do uratowania nas. Jeśli możesz nas wspierać – zrób to bez oglądania się na innych. Prosimy o wpłaty na konto: Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom”, Bank Spółdzielczy Rzemiosła w Łodzi, numer rachunku: 78 8784 0003 2001 0000 1544 0001 – koniecznie z dopiskiem „Darowizna na cele statutowe”. Od Was zależy, czy niniejszy numer „Nowego Obywatela” będzie ostatnim.
Remigiusz Okraska redaktor naczelny „Nowego Obywatela”
EDYTORIAL
1
Polska na peryferiach – i co dalej? Remigiusz Okraska
N
ie jest łatwo przyznać się do kiepskiej kondycji czy porażki. To dyskomfort, śmieszność, wstyd, wytykanie palcami. Znacznie lepiej wyglądają sukces i rozkwit, nawet jeśli ogłaszane na wyrost, realizowane na kredyt lub przybierające postać przerostu formy nad treścią. Dlatego z takim trudem przychodzi nam postawienie diagnozy, wedle której Polska nie jest wcale „Zachodem”, lecz peryferiami europejskimi i zachodnimi, wcale niekoniecznie z własnej woli i winy. Podobnie rzecz ma się w odniesieniu do sytuacji wewnętrznej – chętnie opiewamy rozwój i skok cywilizacyjny zamożnych nielicznych metropolii, ale rzadko przebija się do debaty publicznej, w formie innej niż przykład jednostkowy czy ciekawostka, temat problemów i zapaści tego, co umownie nazywamy Polską B. Czyli peryferii, tym razem krajowych. Czy w środku dnia nastanie noc, jeśli zamkniemy oczy? Oczywiście, że nie. Podobnie dzieje się z mitami o polskim doganianiu Europy czy rozkwicie kraju jak on długi i szeroki. Jesteśmy pogrążeni w szeregu problemów, a zamiast zamykania na nie oczu – proponujemy skierowanie tam reflektora. Tak czynimy w niniejszym numerze „Nowego Obywatela”. Obszerna rozmowa z Krzysztofem Jasieckim dotyczy peryferyjnego charakteru Polski na mapie świata i Europy oraz skutków tego stanu rzeczy. Nie ma tu łatwych diagnoz i recept, jest za to sporo łamigłówek i trudnych pytań dla zwolenników różnych opcji politycznych i światopoglądowych. Z kolei wywiad z Przemysławem Śleszyńskim uświadamia, jak duże i poważne są wewnętrzne nierówności rozwojowe oraz czym w przyszłości wcale nieodległej grozi zapaść Polski peryferyjnej, lokalnej, mniejszej i słabszej. Czy jest alternatywa? Nie obiecujemy łatwych rozwiązań i recept. W obu rozmowach wskazujemy
pewne możliwości i pomysły. Towarzyszą im dwa duże teksty poświęcone Europie. Nasi autorzy – Marcin Malinowski i Krzysztof Mroczkowski – przekonują, że w dzisiejszym chaotycznym i niepewnym świecie nasze miejsce jest w Europie i Unii Europejskiej. Ale niekoniecznie takiej, która dla sponiewieranej Grecji ma tylko wciąż więcej „cięć budżetowych”, a kondycję wspólnoty podporządkowuje interesom gospodarczym najsilniejszego państwa. Europa musi być nie tylko realną wspólnotą, troszczącą się o słabszych, o własne peryferie, ale także w skali świata powinna zaproponować polityczną i etyczną alternatywę wobec wojny wszystkich ze wszystkimi. Szerszej refleksji cywilizacyjnej poświęciliśmy w tym numerze wyjątkowo wiele uwagi. Jarosław Tomasiewicz pisze o wyniszczającej wojnie polsko-polskiej, Monika Kostera i Jerzy Kociatkiewicz dają odpór straszeniu nas robotami i automatyzacją, a Łukasz Moll przypomina mało znane czarne karty ideologii liberalnej. Nie zaniedbujemy także oczywiście spraw bardziej przyziemnych i doraźnych – m.in. sytuacji w służbie zdrowia czy troski o przyszłość systemu emerytalnego – ale ten numer naszego pisma kieruje uwagę odbiorców ku wyzwaniom naprawdę potężnym i długofalowym. To oczywiście nie wszystko, co znajdziecie w bieżącym wydaniu „Nowego Obywatela”. Zapraszam do lektury! PS. Jeśli „Nowy Obywatel” ma się nadal ukazywać i poruszać tematy, jakich wcale lub prawie nie znajdziecie w innych mediach, potrzebne jest Wasze wsparcie finansowe – spójrzcie proszę na sąsiednią stronę.
2
SPIS TREŚCI 6 My, peryferie
wywiad
Z PROF. DR. HAB. KRZYSZTOFEM JASIECKIM ROZMAWIA SZYMON MAJEWSKI
6
24 Co się dzieje na świecie i jakie mamy pole manewru? MARCIN MALINOWSKI
34 Etyczne supermocarstwo. Rola Europy w konkurencji z technoautokracjami XXI wieku KRZYSZTOF MROCZKOWSKI
Gdyby UE była w stanie zapewnić konkurencyjny i etyczny model rozwoju, mogłaby stać się magnesem politycznym, z międzynarodową polityką gospodarczą opartą na etyce. Takie podejście byłoby potrzebne, aby zdobyć serca, umysły i rynki od Afryki i Ameryki Łacińskiej po Azję i Australię. Podejście etyczne będzie działać na korzyść UE bardziej niż kiedykolwiek. Technoautokracje będą koncentrować bogactwo i dochód w rękach nielicznych, co utrudni równowagę gospodarczą i społeczną. Temu podejściu UE może przeciwstawić wartości humanistyczne. Musimy jednak jednoznacznie postawić na etykę, zaczynając dobrym przykładem od troski o tych, których poturbowało ostatnie 10 lat kryzysu.
48 Czas na wsparcie słabszych
wywiad
Z PROF. PRZEMYSŁAWEM ŚLESZYŃSKIM ROZMAWIA MICHAŁ MALESZKA
60 O stylu polityki polskiej (symetrysty refleksje psychopolityczne) DR HAB. JAROSŁAW TOMASIEWICZ
W Polsce „lewica” i „prawica” wykonują nieporadny, niepewny taniec, okrążając się nawzajem – dla obu punktem odniesienia są nie wartości, ale przeciwnik, lewica jest definiowana jako przeciwieństwo prawicy i odwrotnie. W rezultacie treść tych pojęć jest zmienna, zależna od tego, co uczyni przeciwnik. „Lewicowcy”, których „lewicowość” ogranicza się do antyprawicowości, „prawicowcy”, których „prawicowość” ogranicza się do antylewicowości – z głębi duszy nienawidzą przeciwnika, ale już nie bardzo pamiętają, dlaczego, a właściwie jest im wszystko jedno. Z dawnych ideałów pozostały nędzne ułomki. Lewicowość zredukowana do antyklerykalizmu, prawicowość zredukowana do antykomunizmu, patriotyzm zredukowany do rusofobii i/lub antysemityzmu, katolicyzm zredukowany do kultu Jana Pawła II i wybranych elementów obrzędowości – oto Polska właśnie.
NOWY
BYWATEL · NR 28 (79) · ZIMA 2018
Po upadku komunizmu dominowało w naszej części Europy myślenie zakładające, że możemy w relatywnie krótkim czasie przynajmniej stworzyć perspektywy integracji z centrami Zachodu w sposób, który daje nam szansę szybkiego dogonienia go w różnych parametrach rozwojowych – PKB per capita, infrastruktury drogowej itd. Mówienie o peryferiach, niedorozwoju, zapóźnieniu itd., skazywało polityków na problem niskiej akceptacji społecznej – ludzie nie chcą słyszeć o tym, że żyją na peryferiach, są wykluczeni i w dającej się przewidzieć przyszłości nie będą uczestniczyli w głównym nurcie zmian.
24
Część polityków PiS i komentatorów prawicy zakłada z niewytłumaczalnego powodu, że antyunijne ruchy w Europie Zachodniej, jak Front Narodowy czy UKIP, są ich sojusznikami. Jest całkowicie odwrotnie. Partie te, gdyby doszły do władzy, prowadziłyby antypolską i prorosyjską politykę, choćby dlatego, że rosyjskie pieniądze je obecnie po cichu finansują i że są nacjonalistami nielubiącymi obcych, w tym Polaków.
48
Prognozy demograficzne pokazują, że np. w Tarnowie liczba mieszkańców może spaść o 40%, podobnie w Ostrołęce. W miastach tego typu nastanie silny kryzys z powodu braku pieniędzy na utrzymanie istniejącej infrastruktury. Dziurawe drogi, nieremontowane kamienice, szkoły pustoszejące z braku dzieci, zbyt duża, niedostosowana przepustowość sieci komunalnych itd.
3
70 Jak uleczyć ochronę zdrowia
wywiad
Z KRYSTYNĄ PTOK ROZMAWIA ALICJA PALĘCKA
Bez zmiany sposobu finansowania i wzrostu nakładów z budżetu państwa na ochronę zdrowia, zmiany na stanowisku ministra niewiele wnoszą. Minister, jaki by nie był i do której opcji politycznej by nie należał, będzie lepiej zarządzał ochroną zdrowia, jeśli przeznaczymy na to większą niż obecnie część PKB.
86 Reformowanie systemu emerytalnego – kilka prawd podstawowych PROF. JANUSZ J. TOMIDAJEWICZ
Mechanizm funduszy kapitałowych, jako najbardziej kosztowny i obarczony najwyższym ryzykiem, może być wykorzystywany tylko jako uzupełniający i skierowany do ograniczonej i najbogatszej części społeczeństwa sposób pozyskiwania środków na cele emerytalne.
94 O oddawaniu pracy robotom 80 Schizofrenia: problem nas wszystkich MATEUSZ RÓŻAŃSKI
Jest ich 400 tysięcy – dwa razy tyle, co mieszkańców Kielc i więcej niż Gdyni. Choć zmagają się z chorobą przewlekłą, nawet połowa z nich może żyć bez diagnozy, choćby z powodu braku dostępu do leczenia specjalistycznego. Mierzą się nie tylko z chorobą, ale też z ostracyzmem ze strony społeczeństwa oraz ze stereotypami i dyskryminacją. A przede wszystkim z brakiem wsparcia ze strony państwa, które ma dla nich co najwyżej łóżko w zamkniętej instytucji.
PROF. DR HAB. MONIKA KOSTERA, DR HAB. JERZY KOCIATKIEWICZ
Chińczyk podzielił los Japończyka i Koreanki. W ich miejsce wszedł zdecydowanym krokiem nowy bohater przyszłości, tak samo silny, tak samo oczywisty. Z przyszłością się bowiem nie dyskutuje, a kwestionować ją może tylko neandertalski konserwatysta, nie wart głosu w przestrzeni publicznej. Ani, oczywiście, grantu na jakiekolwiek badania mogące zakwestionować taką wizję przyszłości. Teraz jest absolutnie i bezsprzecznie jasne, że przyszłość należy do robotów. To one zabiorą nam pracę, z czym lepiej od razu pogodzić. Czyżby?
NOWY
BYWATEL NR 28 (79) · ZIMA 2018
SPIS TREŚCI
Redakcja, zespół i stali współpracownicy Remigiusz Okraska (redaktor naczelny) Mateusz Batelt, Joanna Duda-Gwiazda, Bartłomiej Grubich, Katarzyna Górzyńska-Herbich, prof. Monika Kostera, dr hab. Rafał Łętocha, Szymon Majewski, dr Tomasz S. Markiewka, dr Łukasz Moll, Bartłomiej Mortas, Krzysztof Mroczkowski, Magdalena Okraska, dr Jan Przybylski, Marceli Sommer, Szymon Surmacz, Piotr Świderek, dr hab. Jarosław Tomasiewicz, Karol Trammer, Piotr Wójcik Rada Honorowa dr hab. Ryszard Bugaj, Jadwiga Chmielowska, prof. Mieczysław Chorąży, Piotr Ciompa, prof. Leszek Gilejko , Andrzej Gwiazda, dr Zbigniew Hałat, Grzegorz Ilka, Bogusław Kaczmarek, Jan Koziar, Marek Kryda, Bernard Margueritte, Mariusz Muskat, dr hab. Włodzimierz Pańków, dr Adam Piechowski, Zofia Romaszewska, dr Zbigniew Romaszewski , dr Adam Sandauer, dr hab. Paweł Soroka, prof. Jacek Tittenbrun , Krzysztof Wyszkowski, Marian Zagórny , Jerzy Zalewski, dr hab. Andrzej Zybała, dr hab. Andrzej Zybertowicz
102 Polityka globalna a sprawa wenezuelska DR JAN PRZYBYLSKI
Losy przedsięwzięcia podjętego przez Hugona Cháveza rozstrzygną się gdzieś pomiędzy stosunkami wewnętrznymi a relacjami z Ameryką. Swoistym memento mogą być słowa wygłoszone w lutym 2018 przez ówczesnego sekretarza stanu Rexa Tillersona w administracji Donalda Trumpa: „W historii Wenezueli i krajów Ameryki Południowej często zdarzało się, że wojsko było czynnikiem powodującym zmianę, gdy sprawy przybierały zły obrót i rząd przestawał służyć społeczeństwu”.
Nowy Obywatel ul. Sienkiewicza 36/16, 40-031 Katowice, tel. 530 058 740 propozycje tekstów: redakcja@nowyobywatel.pl reklama, kolportaż: biuro@nowyobywatel.pl
nowyobywatel.pl
ISSN 2082–7644 Nakład 1550 szt. Wydawca Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom” ul. Sienkiewicza 36/16, 40-031 Katowice Redakcja zastrzega sobie prawo skracania, zmian stylistycznych i opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do druku. Materiałów niezamówionych nie zwracamy. Nie wszystkie publikowane teksty odzwierciedlają poglądy redakcji i stałych współpracowników. Przedruk materiałów z „Nowego Obywatela” dozwolony wyłącznie po uzyskaniu pisemnej zgody redakcji, a także pod warunkiem umieszczenia pod danym artykułem informacji, że jest on przedrukiem z kwartalnika „Nowy Obywatel” (z podaniem konkretnego numeru pisma), zamieszczenia adresu naszej strony internetowej (nowyobywatel.pl) oraz przesłania na adres redakcji 2 egz. gazety z przedrukowanym tekstem. Sprzedaż „Nowy Obywatel” jest dostępny w prenumeracie zwykłej i elektronicznej (nowyobywatel.pl/prenumerata), można go również kupić w sieciach salonów prasowych Empik i RUCH oraz w sprzedaży wysyłkowej. okładka, skład, opracowanie graficzne Bartłomiej Mortas behance.net/bartekmortas Druk i oprawa Drukarnia READ ME w Łodzi 92–403 Łódź, Olechowska 83 druk.readme.pl
Dofinansowano ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego
108 Czas na kontrhistorię liberalizmu w III RP DR ŁUKASZ MOLL
Liberałowie ciągle są postrzegani jako trudny, bo trudny, ale jednak partner lewicy w odsunięciu od władzy prawicowych populistów. Warto zastanowić się, na ile takie przeświadczenie wynika z tego, że lewica wierzy, iż liberalizm jest zasadniczo opcją umiarkowanie postępową, tyle że w Polsce wystąpił w skrzywionej postaci, skrajnie wolnorynkowej i konserwatywnej zarazem. A co jeśli jest dokładnie odwrotnie? Co jeśli nadwiślański liberalizm nie jest zaprzeczeniem liberalnej tradycji, lecz jej konsekwentną realizacją?
5
114 Świat, który zbudowaliśmy
130 Polska Ludowa 1.0
JEDEDIAH PURDY
z polski rodem
DR HAB. JAROSŁAW TOMASIEWICZ
W chwili, gdy elity wyrażają swój pesymizm na temat demokracji, katastrofa ekologiczna to jeszcze jeden powód, by uznać, że nie jesteśmy w stanie sami siebie uratować. To duży kontrast w porównaniu z sytuacją sprzed 50 lat, gdy rząd amerykański wprowadzał nowe ogólnokrajowe prawo w odpowiedzi na zanieczyszczenie przyrody i kryzys związany z ginięciem gatunków, który został zapoczątkowany po II wojnie światowej, kiedy wpływ człowieka na planetę bardzo się zwiększył. Dyskurs publiczny i prawny wokół tych kryzysów połączyły apokaliptyczne ostrzeżenia z wielką wiarą w możliwości instytucji, które miały za zadanie odwrócić tę apokalipsę. Świat mógł się skończyć, gdybyśmy nie podjęli żadnych kroków, ale my mieliśmy władzę, by zrobić to, co zrobić należało.
Jednoznacznie lewicowy charakter rządów ludowych symbolizowało godło Republiki Polskiej, wprowadzone przez Stanisława Thugutta: wyrastający z legionowej tradycji Orzeł Biały bez korony. Jak powiadano prześmiewczo: „Za czasów Thugutta zrobiono z orła koguta”.
136 Czy stać nas na bogatych?
recenzja
DR TOMASZ S. MARKIEWKA
120 Prezydent ze spółdzielni
z polski rodem
DR HAB. RAFAŁ ŁĘTOCHA
Zamiast dopytywać, czy stać nas na pomoc społeczną, autor książki pyta… czy stać nas na ludzi bogatych. Czy możemy sobie pozwolić na to, żeby garstka obywateli miała nieporównywalnie więcej pieniędzy niż cała reszta? Czy współczesne społeczeństwa są w stanie wykorzystać własny potencjał i zapewnić godne życie jak największej liczbie obywateli i obywatelek w sytuacji, gdy tak ogromna część korzyści ze wzrostu gospodarczego płynie w stronę garstki najbogatszych?
Twórczość autora można wspierać na patronite.pl/rysunki
Jawi się jako człowiek kompromisu w dobrym tego słowa znaczeniu, człowiek pojednania, służby i pracy. Brak u niego było myślenia w wąskich kategoriach partyjnych, zawsze potrafił wyjść w imię wyższych racji ponad tego rodzaju podziały i antagonizmy, co zarówno dziś, jak i w czasach, gdy żył, nie było cechą zbyt często spotykaną.
24
Co się dzieje na świecie i jakie mamy pole manewru? Marcin Malinowski Megatrendy Świat obecnie szybko się zmienia, na co ma wpływ kilka głównych czynników. Zmiany klimatyczne i niszczenie środowiska naturalnego. Zjawiska te będą w coraz większym stopniu powodowały wymuszoną migrację dziesiątków milionów ludzi (z powodu susz, wzrostu poziomu mórz, powodzi, pożarów, huraganów), katastrofy humanitarne, liczne lokalne wojny. Przykładem jest wojna w Syrii, która wynikła między innymi z suszy i jej skutków. W Polsce już można zaobserwować nietypowe fale upałów, nagłe znaczne opady deszczu czy gwałtowne wichury. Zmiana układu globalnych sił, zwłaszcza z powodu rozwoju ekonomicznego Chin. Już dziś Chiny są największą gospodarką na świecie, przed USA – według parytetu siły nabywczej, ale jeszcze nie
NOWY
BYWATEL · NR 28 (79) · ZIMA 2018
nominalnie. Europa liczy się ekonomicznie tylko gdy jest zjednoczona w Unii Europejskiej. Rozpatrywane samodzielnie nawet Niemcy to globalna druga liga, a Polska to mikrus w granicach błędu statystycznego. Skutkiem tego jest zaostrzający się konflikt między tracącymi globalny prymat Stanami Zjednoczonymi a Chinami wypychającymi USA z azjatyckich stref wpływu i dokonującymi globalnej ekspansji ekonomicznej. Skutkami są także starania USA i Chin, żeby osłabić Unię. Przykładem tego konfliktu jest obecna wojna handlowa między USA a Chinami oraz między USA a UE. Kolejna internetowa rewolucja medialna. Negatywną stroną Internetu jest to, że państwa trzecie mogą manipulować demokratycznymi społeczeństwami gwarantującymi wolność słowa. Łatwo infekować je bzdurami, poważnymi w skutkach ruchami,
25
Photo by Kyle Glenn on Unsplash
dezinformować w sposób strategiczny i tym samym np. wpływać na demokratyczne wybory, jak dość skutecznie robi to Rosja. Można także potencjalnie używać sieci internetowej jako broni, aby paraliżować społeczeństwa, istnieje np. ryzyko zawirusowania w zimie systemu informatycznego zarządzającego siecią przesyłu prądu czy systemami grzewczymi. Jednym ze źródeł władzy będzie w coraz większym zakresie stopień kontroli nad „big data”. Społeczne skutki neoliberalnej doktryny ekonomicznej. Zwiększanie się różnicy majątkowej między bogatszą a biedniejszą częścią powoduje rosnące napięcia społeczne.
Megagracze Jakie państwa wpływają na dynamikę układu sił na świecie i/lub mają bezpośredni wpływ na Polskę? I co to dla niej oznacza? Po pierwsze USA. Ich mocne strony to najsilniejsza na świecie armia, w tym flota; nominalnie jeszcze
przez kilka lat największa globalnie gospodarka; scentralizowane państwo. Słabe strony to relatywne ekonomiczne i militarne słabnięcie w stosunku do Chin. Populistyczny, impulsywny prezydent, co osłabia skuteczność USA w globalnej rozgrywce. Szanse dla Polski z dobrych relacji z USA: sojusz militarny za pośrednictwem NATO, chęć wejścia na europejski rynek energetyczny (skroplony gaz), wspieranie budowy „Międzymorza” w celu utrudnienia ekspansji Chinom w Europie Wschodniej oraz chęci wejścia na rosyjski rynek zbytu gazu. Zagrożenia dla Polski: generowanie napięcia między Polską a Rosją jako pobocznego wątku eskalującego konfliktu z Chinami. Interes w utrzymaniu konfliktu na Bliskim Wschodzie w celu uniemożliwienia działania na pełną skalę Nowego Jedwabnego Szlaku (lądowy transport surowców z Afryki i Zatoki Perskiej), co zmniejsza znaczenie floty USA kontrolującej strategiczne dla Chin cieśniny (Ormuz, Malakka). Burzenie międzynarodowego porządku handlowego opartego na zasadach umów wielostronnych. Utrudnianie czy de facto uniemożliwienie ochrony planety przed destrukcyjną działalnością człowieka przez dystansowanie się od globalnych porozumień (Cele Zrównoważonego Rozwoju, Paryskie Porozumienie Klimatyczne). Praktycznie globalny – poza Chinami i Rosją – monopol nad „big data” (Microsoft, Facebook, Amazon, Google itd.), co daje spore możliwości inwigilacji polskich obywateli. Gra na osłabianie Unii i wojna handlowa z Unią (czyli też z Polską) prowokowana przez Trumpa, który żąda np. wolnego dostępu do rynku UE amerykańskich produktów rolnych, co stanowi żywotne zagrożenie dla polskiego rolnictwa, zdrowia konsumentów i krajowego bezpieczeństwa żywnościowego. Jeśli chodzi o Chiny, to ich silne strony są następujące: ˭˭ niebawem staną się pierwszą potęgą gospodarczą świata, ze sporym marginesem możliwości dalszego zwiększania przewagi ekonomicznej nad USA i Unią Europejską. ˭˭ rosnące wydatki na zbrojenia, w tym technologie kosmiczne. ˭˭ w systemie autorytarnym łatwiej podejmować strategicznie słuszne decyzje. ˭˭ ogromne rezerwy finansowe pod kontrolą autorytarnej Komunistycznej Partii Chin. ˭˭ planowy wykup strategicznej infrastruktury i zasobów naturalnych w krajach trzecich (np. Pireus w Grecji, dystrybucja energii w Portugalii, francuska telekomunikacja kupuje chińskie technologie, co daje Chinom potencjalnie możliwość kontroli ważnych danych we Francji), ziemi i złóż mineralnych w Afryce czy Ameryce Łacińskiej. ˭˭ skuteczna polityka technologiczna.
26
Słabe strony tego państwa to natomiast: stabilności chińskiego systemu autorytarnego od wzrostu gospodarczego (mniejszy wzrost = większe ryzyko protestów), który z kolei w sporym stopniu zależy od eksportu produkcji na wielkie rynki zbytu, jak UE, USA czy Japonia; ˭˭ uzależnienie od importu surowców; ˭˭ ogromne zanieczyszczenie środowiska w samych Chinach i poza nimi: chińskie łańcuchy dostawcze (ogniwa systemu eksportu chińskich produktów) i gwałtownie rosnąca konsumpcja 1,3 miliarda ludzi stają się istotną przyczyną zmian klimatycznych i degradacji środowiska (kongijski kobalt wydobywany przez dzieci i finansujący konflikty znika między innymi w chińskich hutach, a indonezyjskie huty produkujące na potrzeby chińskiego przemysłu są głównym powodem degradacji indonezyjskiej rafy koralowej, zakup surowców od dyktatur afrykańskich gwałcących praw człowieka podtrzymuje te reżimy, itd.); ˭˭ brak kontroli nad morskimi szlakami handlowymi. ˭˭ zależność
Szanse dla Polski z dobrych relacji z Chinami są takie: długofalowo Chiny będą hybrydowo, czyli innymi metodami niż otwarta konfrontacja militarna, uzależniać rosyjską Syberię, co osłabi Rosję. Nie widać natomiast dla Polski krótkoterminowych korzyści, może poza łatwiejszym dostępem do rynków byłego ZSRR, a korzyści z polskiego odcinka Jedwabnego Szlaku są raczej iluzoryczne z powodu niskiej zdolności obecnej władzy do rozgrywania takich spraw. Chiny nie będą wchodzić w otwarty konflikt z Rosją o Syberię, dopóki nie uzyskają nad nią przewagi technologicznej zdolnej do skutecznej neutralizacji rosyjskiego potencjału nuklearnego. Zagrożenia dla Polski z takiego sojuszu: przez uzależnienia finansowe, posiadanie strategicznej infrastruktury niektórych członków UE, bycie ważnym rosnącym rynkiem dla europejskich firm, Chiny zyskują zdolność wywierania wpływu na UE przez Radę Europy i europejskie korporacje. Może to skutkować utrudnianiem wzrostu znaczenia militarno-politycznego Unii i utrzymania jej globalnego znaczenia ekonomicznego. Będzie miało rosnący negatywny wpływ np. na rozwój ekonomiczny Polski, uzależniony od wzrostu gospodarczego w Unii, który również zależy od bilansu handlowego z Chinami. Z kolei silne strony Unii Europejskiej polegają na tym, że jest ona jedną z trzech globalnych potęg ekonomicznych, wraz z Chinami i USA. Japonia, Niemcy, Wielka Brytania, Indie czy Brazylia to druga liga, choć Indie raczej tymczasowo. UE stanowi – to z kolei jej słabe strony – związek demokratycznych państw, co powoduje, że jest de facto zależna w ważnych kwestiach od konsensusu, a to
NOWY
BYWATEL · NR 28 (79) · ZIMA 2018
utrudnia szybkie reakcje na zmieniający się świat. Unia nie ma armii i silnej polityki zagranicznej (poza handlową) – co jest raczej skutkiem bycia związkiem licznych państw niż jakimś błędem organizacyjnym łatwym do naprawienia. Taka forma organizacyjna ma z natury ograniczoną możliwość centralizacji władzy. Stąd zarzucanie UE powolności decyzyjnej jest brakiem zrozumienia jej naturalnych ograniczeń. Unia międzyrządowa, jakiej chce część polskiej prawicy, dopiero byłaby niezborna – wystarczy popatrzeć jak działają Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN), Unia Afrykańska, Wspólnota Krajów Ameryki Łacińskiej i Karaibów (CELAC) czy Wspólny Rynek Południa (MERCOSUR – Ameryka Łacińska). Szanse dla Polski związane z UE: średnioterminowo Polska może zwiększać swój wpływy na decyzyjność UE, w tym na politykę względem Rosji, Ukrainy i Białorusi oraz na przyszły kształt wewnętrznego rynku UE. W przypadku zwiększenia znaczenia ruchów skrajnie prawicowych w Niemczech (jak AfD),
27
energetycznymi eksportującymi gaz oraz geografia (wielkie obszary, w zasadzie uniemożliwiające podbój całego terytorium). Do słabych stron tego kraju należą mizerna gospodarka uzależniona od eksportu, negatywne procesy demograficzne, rosnące dysproporcje ekonomiczne względem Chin, a także, tym razem w innym kontekście, duży obszar, co podnosi koszty utrzymania spójności kraju. Polska, wywierając odpowiedni wpływ na UE, może wpływać także na stosunki, relacje i układ sił między Ukrainą, Białorusią i Rosją. Z kolei Rosja przez zorganizowaną na szeroką skalę cyberdezinformację w sieciach społecznościowych próbuje wpływać na opinię publiczną innych krajów, w tym Polski, odnosząc liczne sukcesy na tym polu. Jest w jej interesie, aby wybory wygrywały partie dezintegrujące Unię, jak AfD, UKIP, Front Narodowy, Fidesz itp. W strategii militarnej Rosji zapisano z kolei punktowe uderzenie nuklearne, np. w jedno miasto, celem zastraszenia przeciwnika i jego obywateli. Polska ze swoją geografią nie może ignorować takiego zagrożenia. Kolejnym ryzykiem jest zdolność Rosji do zniszczenia każdej elektrowni w Polsce. Gdyby to zdarzyło się w zimie, skutki byłyby tragiczne. Tym samym jest w interesie Polski rozwój zdecentralizowanego systemu energetycznego, czego obecna władza nie robi.
Inne ważne podmioty
bnd European Parliament, flickr.com/photos/european_parliament/13895192693
Niemcy mogą być dla Polski państwem mniej przyjaznym. Ponieważ takie ryzyko dotknęłoby wówczas także inne państwa, jak Holandia, Belgia, Czechy, Francja czy Włochy, mądry i dyskretny sojusz takich krajów w ramach UE mógłby zapewne dość skutecznie ograniczać taką hipotetyczną sytuację. Jednak za obecnych rządów zwiększenie wpływu Polski na Unię oraz na Niemcy nie jest możliwe ze względu na styl sprawowania władzy oraz budowanie kapitału politycznego na prowokowaniu międzynarodowych konfliktów, w tym z Brukselą. Jeśli chodzi o zagrożenia dla Polski, to perturbacje w UE, ograniczające jej globalne znaczenie, w dwójnasób ograniczają znaczenie Polski. Tym samym w interesie Polski jest próbować stabilizować Unię. Silnymi stronami Rosji są: broń jądrowa, mocna armia, scentralizowana władza, bardzo sprawne służby umiejętnie manipulujące sieciami społecznościowymi w celu osiągnięcia wpływu politycznego w krajach o dużej wolności słowa, posiadanie zasobów naturalnych (w tym ropy i gazu), kontrola na sieciami
Turcja, słabsza od Rosji, nie jest na pewno globalnym graczem. To raczej słaba druga liga, ale ma spory potencjał dezintegracyjny w Unii z powodu bliskości do jej granic. Ma imperialne ciągotki, sporą diasporę w Europie, zwłaszcza w Niemczech, a także wpływ na częstotliwość i skalę strumieni migracyjnych do Europy. Posiada stosunkowo silną armię, quasi-autorytarny system władzy, strategiczne położenie geograficzne, jest też członkiem NATO. Takie są jej silne strony, a słabą stanowi mizerna gospodarka. W kwestii zagrożeń dla Polski związanych z aktywnością Turcji najważniejsze są duża zdolność w kwestii dezintegracji Azji Mniejszej (co ma wpływ na poziom imigracji do Europy oraz jej sytuację gospodarczą przez wpływ na ceny ropy naftowej), używanie migracji do Europy jako narzędzia szantażu politycznego, systematyczne podburzanie niemieckich Turków przeciwko wartościom demokratycznym. Turcja posiada także potencjał destabilizacji NATO, a jej militarny sojusz z Rosją byłby sporym wyzwaniem dla Europy. Jest wiele innych państw nieunijnych, które mają wpływ na rozwój sytuacji na świecie, ale albo jest on lokalny i odległy, albo nie ma bezpośredniego związku z Polską. Polska może na nie wywierać jakiś wpływ tylko poprzez UE. Izrael, Pakistan, Koreę Północną i Indie łączy destrukcyjny potencjał
28
posiadanej broni nuklearnej. Z kolei Australia, Kanada, Japonia, Korea Południowa i Nowa Zelandia to państwa o silnych, nowoczesnych gospodarkach, mające do pewnego stopnia podobne do unijnego wyobrażenie o międzynarodowym porządku ekonomiczno-prawnym. Chociaż Australia jest w coraz większym stopniu zależna ekonomicznie od Chin poprzez masowy eksport surowców. Afryka w związku z demografią, zmianami klimatycznymi i „przekleństwem surowcowym” może stać się obszarem o jeszcze większym niż obecnie ryzyku lokalnych konfliktów zbrojnych. Dla Polski/Europy oznacza to wyzwanie związane z dziesiątkami milionów potencjalnych imigrantów. Najsilniejsze kraje Afryki, jak RPA czy Nigeria, raczej nie staną się globalnymi graczami, ale na pewno mają szansę zostać stabilizatorem sytuacji w regionie. Środkowoazjatyckie byłe republiki ZSRR mają potencjał rozwoju, jednak zapewne ze sporym wpływem Rosji (malejącym) i Chin (rosnącym). Dla Chin to obszar strategicznie ważny w związku z Nowym Jedwabnym Szlakiem. Bliski Wschód (Iran, Syria, Jordania, Arabia Saudyjska, Irak itd.) – w tych krajach istnieje ogromne ryzyko konfliktów zbrojnych. Jest to powodowane ścieraniem się tam interesów USA, Chin i do pewnego stopnia UE i Rosji – to ropa i ważne szlaki handlowe. Iran, Turcja i Izrael to trzej silni regionalni militarni konkurenci. Skutek to kontynuacja presji migracyjnej do Europy.
Organizacje regionalne i ponadnarodowe Takie organizacje/porozumienia jak CELAC i MERCOSUR (kraje Ameryki Łacińskiej) czy Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN: Indonezja, Malezja, Wietnam, Tajlandia, Filipiny itd.) to podmioty mające szansę na odegranie pewnej roli w tworzącym się nowym porządku świata. Będzie ona jednak zależeć od ich zdolności do pogłębiania współpracy między sobą, co może zwiększyć ich przyszłe pole manewru względem Chin i USA. Ich obecna forma współpracy międzyrządowej raczej nie daje na to dużej szansy. Z kolei BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i Południowa Afryka) raczej nie ma zdolności do budowy stałych struktur i pozostanie formą luźnej współpracy międzyrządowej. Kraje te mają zbyt różne interesy, aby stworzyć stabilny blok polityczny czy militarny. Rzadko i w konkretnych sprawach mogą podejmować wspólne działania polityczne, zapewne zresztą bardziej propagandowe niż faktyczne. G7, czyli struktura zrzeszająca USA, Japonię, Niemcy, Francję, Włochy, Kanadę, Australię oraz biorącą udział w jej spotkaniach UE, nie ma obecnie zbyt
NOWY
BYWATEL · NR 28 (79) · ZIMA 2018
dużego znaczenia z powodu tego, że USA prowadzą wojny handlowe z Kanadą i UE. Również Australia nie może sobie pozwolić na ignorowanie chińskich interesów. Obecnie UE, Japonia i Kanada zacieśniają więc współpracę, na przykład przez tworzenie stref wolnego handlu. Północno-Amerykańska Strefa Wolnego Handlu, czyli NAFTA, skupiająca Kanadę, Meksyk i USA, znajduje się obecnie pod pręgierzem krytyki ze strony Trumpa. G20 stanowi ważne forum budowania konsensusu największych globalnych gospodarek, choć raczej nie posiada zdolności do zarządzania konfliktami interesów swoich prominentnych członków, takich jak Chiny, USA czy UE. Światowa Organizacja Handlu (WTO) staje się coraz mniej znacząca, ponieważ USA nie stosują się do jej zasad i decyzji. ONZ i jej agencje mają znaczenie moralne, i to tylko w świecie multilateralnej zgody i współpracy. OECD czy Bank Światowy nie posiadają znaczenia decyzyjnego i pełnią raczej ważną funkcję analityczną oraz wspierają budowanie zdolności elit krajów rozwijających się do zarządzania państwem.
Co to oznacza dla Polski? Nie będę odkrywczy ze stwierdzeniem, że Polska leży między Niemcami a Rosją, i że to te dwa kraje mają największy bezpośredni wpływ na to, co dzieje się w ich strategicznej strefie interesów, w tym w naszym kraju. Na globalną sytuację główny wpływ ma natomiast rozgrywka między Chinami a USA. Dla nich Polska jest tylko pioneczkiem na szachownicy, który zostanie poświęcony politycznie, militarnie czy ekonomicznie bez mrugnięcia okiem, jeśli tylko wpłynie to na strategiczne interesy tych państw. Oba kraje mają natomiast interes w osłabianiu UE, do czego np. USA próbuje wykorzystywać Polskę. Jednak o naszym międzynarodowym znaczeniu decyduje głównie siła UE i siła Polski w UE. Międzynarodowy, realny wpływ Polski to wypadkowa tych dwóch czynników. Polexit zrobiłby z Polski tylko rosyjsko-niemiecko/unijną strefę wpływów na globalnej szachownicy konfliktu chińsko-amerykańskiego. Taką trochę większą Serbię, Białoruś czy Ukrainę, coś jak upadła I Rzeczpospolita z połowy XVIII w. Sama Unia znajduje się w kryzysie wynikającym z szybkiej zmiany realiów i pewnej inercji decyzyjnej, bo nie jest państwem scentralizowanym jak USA, Chiny czy Rosja. Polska w tym tyglu zmian mogłaby sobie wiele rzeczy ułatwić sprawną wielowymiarową dyplomacją, ale niestety poziom merytoryczny polskiej dyplomacji gwałtownie spada z powodu podporządkowania jej polityce wewnętrznej oraz obsadzania stanowisk ambasadorskich osobami bez doświadczenia w dyplomacji.
29
Pixabay, pexels.com/photo/white-blue-and-green-t-shirt-shaped-banknote-164485
Nie będę spekulować, kto wygra globalną konfrontację: Chiny czy USA. Zapewne z czasem Chiny przynajmniej wypchną Stany Zjednoczone z obszarów wokoło swojego wybrzeża, zneutralizują znaczenie Malakki i Ormuzu przez rozruch Nowego Jedwabnego Szlaku i portu Gwador w Pakistanie, zapewne doprowadzą też do jakiejś formy zjednoczenia z Tajwanem. Trudno to jednak ocenić, bo rozwój wydarzeń jest w zasadzie nieprzewidywalny. Polska na niego nie ma wpływu. Na pewno jednak globalny porządek się zmieni. Otwarte pozostaje pytanie, w jakim stopniu będzie to porządek oparty na poszanowaniu prawa międzynarodowego i praw człowieka, a w jakim na dominacji autorytarnych i antydemokratycznych mocarstw. Trudno też ocenić, czy Trump jest tylko chwilową aberracją, czy trwałym trendem i symbolem początku upadku tradycyjnych demokracji. Faktem jest, że Trump dołączył do Chin i Rosji w próbie rozbijania UE, co właściwie nie jest logiczne, bo USA i UE mają wiele wspólnych interesów, a mało sprzecznych. W każdym razie dla Amerykanów, zwłaszcza tych biedniejszych, często jego wyborców, świat według Trumpa nie oznacza nic dobrego, tylko jeszcze o tym nie wiedzą. Z jednej strony tnie podatki najbogatszym, czyli będzie mniej na wydatki socjalne dla jego wyborców karmiących się obecnie wywodami spod znaku „America First”, a z drugiej – zakłóca globalny handel, co zawsze w historii doprowadzało wcześniej
czy później do konfliktów zbrojnych, w których „amerykański lud” będzie mięsem armatnim. Czy Polska ma na cokolwiek wpływ? Posiada go w sposób niebezpośredni: poprzez to, czy będzie stabilizować UE, czy ją dezintegrować. Ma wpływ również na to, czy stanie się peryferyjnym przedmiotem tego globalnego konfliktu, czy nie. W tym kontekście bardzo trudno ocenić, czy to dobrze, czy źle, że w Polsce powstają bazy USA. Możliwe są jednak skutki uboczne, choć z drugiej strony, jeśli Rosja zdecyduje się na wojnę z Europą, to czy się to Polakom podoba, czy nie, będziemy głównym teatrem tego tragicznego przedstawienia. Na pewno dobre dla nas jest to, że zarówno UE, jak i USA finansują lub chcą finansować energetyczno-transportową infrastrukturę Międzymorza. Wiadomo, jakie to ma znaczenie i skutki dla Rosji. Dziwi to, że nie mówi się w Polsce, iż projekt ten zawiera również elementy antychińskie. W skrócie mówiąc chodzi o to, żeby infrastruktury nie zbudowały i nie kontrolowały Chiny od strony Pireusu i żeby to stamtąd nie zaczął płynąć gaz kontrolowany przez Chińczyków, jak obecnie przez Rosję.
Co i z kim? Silna Polska w silnej Unii wspólnotowej to najlepsze ubezpieczenie przeciwko Rosji, konfliktowi chińsko-amerykańskiemu i ryzyku zmiany polityki Niemiec na kierunek à la Trump. Zasada państwa prawa, zwalczana przez PiS na odcinku unijnym, jest nie
30
tylko najlepszym gwarantem bezpieczeństwa dla obywateli w polityce wewnętrznej, ale i dla państw mniejszych i słabszych w polityce międzynarodowej (vide Krym). Obecna polityka PiS wpisuje się w strategię Putina, dążącego aktywnie do rozbicia UE. Wspieranie rozwoju NATO – sądzę, że ten postulat nie wymaga komentarza. Warto jednak podkreślić dwie rzeczy. Po pierwsze, NATO powinno być uzupełniane przez obronne programy unijne. Po drugie, należy pilnować, aby NATO nie zostało wciągnięte w obecną agresywną politykę międzynarodową USA. Powinno zostać obronne, a nie ofensywne. Kluczowe dla Polski są dobre relacje z proeuropejskimi Niemcami. Na wypadek „trumpizacji” czy „orbanizacji” Niemiec, jeśli AfD lub ktoś podobny weszliby do rządu, polska dyplomacja powinna dyskretnie i długofalowo budować strategię z innymi krajami UE podobnie się tego obawiającymi. Polska może mieć wpływ na Rosję tylko dzięki UE. Głównym celem powinno być dążenie do minimalizacji rezerw finansowych Rosji, np. do maksymalnie 50 miliardów dolarów. Znacznie większe kwoty dają Rosji możliwość finansowania kolejnych interwencji militarnych (miesiąc interwencji militarnej w Syrii kosztuje Rosję około 1 miliard euro). Z kolei rezerwy znacznie poniżej tego poziomu stwarzają ryzyko chaosu na obszarach z dużym nasyceniem broni jądrowej. Ponieważ Rosja przez zorganizowane wpływanie ba Zinneke, commons.wikimedia.org/wiki/File:Schengen_city_limit_sign.JPG
NOWY
BYWATEL · NR 28 (79) · ZIMA 2018
na wyniki wyborów w krajach UE i USA zagraża ich elitom, owe elity na pewno rozumieją ten związek i dojrzewają do adekwatnej reakcji. Polska dyplomacja mogłaby teoretycznie odegrać tu pewną rolę. Zwiększanie niezależności Ukrainy i Białorusi od Rosji jest postulatem pozornie oczywistym, ale ostatnie ciągłe godnościowe przepychanki z Ukraińcami nie wspierają tego celu. Ważne jest także budowanie silnych więzów ze Szwecją, Finlandią i Norwegią. Wszystkie te kraje mają dokładnie takie same obawy względem Rosji, co Polska, ponieważ z nią graniczą lub mają, jak w przypadku Szwecji, wyspy strategicznie ważne z punktu widzenia kontroli nad Bałtykiem (Gotlandia). Są więc naturalnymi sojusznikami Polski, dodatkowo posiadającymi nowoczesne technologie obronne. Należą do UE (Finlandia i Szwecja) lub NATO (Norwegia). Dystans Polski wobec inicjatyw obronnych UE jest zadziwiający, gdyż bojkotuje w ten sposób nowe platformy współpracy obronnej ze Szwecją i Finlandią, które z różnych powodów nie wchodzą do NATO.
Jaki świat dla nas? Polska, za pomocą UE, powinna promować nowy globalny porządek oparty na zasadzie rządów prawa, a nie prawem. Nie chodzi tu nawet o sytuację w Polsce. Relacje międzynarodowe, praw człowieka czy
31
bezpieczeństwo klimatyczno-środowiskowe – mogą być regulowane albo za pomocą przestrzeganego prawa, albo przez silniejszego kosztem słabszego. A od tego już tylko krok do autorytaryzmów i konfliktów zbrojnych. Obecnie widać pęknięcie między światami demokratycznym i autorytarnym. Ten pierwszy to np. UE i jej kraje, Kanada, Australia, Japonia, Indie, Korea Południowa. Ten drugi to Chiny, Rosja, Turcja czy Białoruś. USA jest bezsprzecznie demokracją, ale w coraz większym stopniu przestaje akceptować prymat prawa międzynarodowego czy umów międzynarodowych. Z prawnego punktu widzenia trudno powiedzieć, czym różni się lekceważenie umów zawartych w ramach Światowej Organizacji Handlu czy zupełnie bezpodstawne wszczęcie wojny handlowej przez Trumpa z Europą, a więc także z Polską, od złamania przez Rosję Memorandum Budapesztańskiego i zajęcia Krymu. Polska posiada spore możliwości globalnej ekspansji gospodarczej w wybranych gałęziach przemysłu, zwłaszcza jeśli będzie wspierać się potencjałem UE. Europa potrzebuje surowców takich jak kobalt, lit, nikiel, pierwiastki ziem rzadkich, a Polska posiada spory potencjał eksportu usług górniczych. Można się tylko zadumać, dlaczego nie przewiduje tego żadna strategia. Polska strategia gospodarcza przewiduje np. skok technologiczny przez transfer technologii przy zakupach obronnych albo masową produkcję polskich samochodów elektrycznych. Niestety, skok technologiczny nie jest realizowany z powodu braku umiejętności kadr PiS do prowadzenia takich projektów. Natomiast masowa produkcja elektrycznych samochodów osobowych na polskich technologiach jest niewykonalna, bo Polska nie ma szans na kluczowych technologicznych globalnych rynkach masowych. Ma takie szanse w dziedzinach niemasowych. Czyli polski autobus elektryczny – może tak, natomiast elektryczny, masowy samochód osobowy raczej nie. Za to wydobycie kobaltu w krajach trzecich, jako ważny element łańcucha dostawczego europejskich samochodów elektrycznych – jak najbardziej leży w naszej mocy i może być bardzo opłacalne. Świat ma problemy z klimatem i ekosystemami. Zwykły instynkt samozachowawczy powinien pchać Polskę do tego, aby wdrażać postanowienia ważnych umów międzynarodowych, jak Paryskie Porozumienie Klimatyczne, Cele Zrównoważonego Rozwoju czy Konwencja o Różnorodności Biologicznej. Zdolność obecnej władzy do takich działań pozostaje jednak wątpliwa po historii z Białowieżą… Napór imigracyjny na Europę będzie rósł ze względów opisanych wyżej. Jest to jeden z nielicznych punktów, gdzie brak uwspólnotowienia polityki UE
jest korzystny dla Polski. Narodowa kontrola imigracji jest bardzo ważna z wielu względów. Nie należy tego tematu automatycznie kwitować wywodami o ksenofobii i traktować wszystkich sceptyków niekontrolowanego otwierania granic jako rasistów. Również argument o braku solidarności Polski jest do dyskusji, bo dlaczego niby solidarność ma obejmować tylko kwestię imigracji, a nie np. kwestię Nordstream? Z drugiej strony należy z ciekawością obserwować, co wymyśli władza w kwestii zapewnienie polskiemu rynkowi pracy migrantów do wypełnienia rosnącej luki demograficznej, zwłaszcza w kontekście antyimigracyjnej retoryki – Ukraińcy, Białorusini i Rosjanie nie wypełnią jej.
Co z tą Unią? W Polsce krąży sporo mitów na jej temat, a wielu polityków prawicy buduje kapitał zaufania na tych mitach, półprawdach i nieprawdach. UE nie bardzo może odpowiadać medialnie na taką agresję, bo nie została stworzona do walki z demokratycznymi partiami i politykami z państw członkowskich, lecz do wdrażania i ochrony traktatów UE, które państwa dobrowolnie między sobą uzgodniły i we wspólnym, dobrze pojętym interesie podpisały. Spójrzmy na kilka często powtarzanych opinii o UE: „Ślimak to ryba, marchewka to owoc” – nie ma nawet sensu sprawdzać, czy faktycznie tak to zostało zapisane w regulacjach UE, jak przekonują jej krytycy. Wystarczy wspomnieć, że co do zasady, większość legislacji wymaga w ostatniej fazie zgody rządów państw członkowskich i demokratycznie wybranego Parlamentu Europejskiego oraz podlega regularnym konsultacjom z rządami podczas procesu legislacyjnego (komitologia). Jeśli więc z rozpędu czy przez pomyłkę coś takiego zapisano, to zostało to zrobione za zgodą rządów, w tym od 2004 r. rządu Polski i demokratycznie wybranych polskich posłów Parlamentu Europejskiego. Warto też podkreślić, że ponad 95% decyzji na forum Rady UE jest podejmowanych jednomyślnie przez przedstawicieli rządów państw członkowskich. Patrząc na ostatnią mnogość rewizji polskich aktów prawnych przez zwykłe legislacyjne niechlujstwo (IPN, reformy sądownicze itd.), obecna polska władza nie ma podstaw do takiej krytyki pojedynczych i relatywnie rzadkich potknięć Brukseli. Ponadto prawo UE daje inicjatywę ustawodawczą wyłącznie Komisji Europejskiej, a ustawy UE muszą przejść solidną ścieżkę legislacyjną wraz z konsultacjami międzyresortowymi i konsultacjami społecznymi, co np. w polskiej inicjatywie poselskiej wymagane nie jest. „Komisarzy UE nikt nie wybierał w wyborach. Bruksela jest niedemokratyczna”. A czy premier i ministrowie rządu polskiego są wybierani w wyborach
32
bnd European Parliament, flickr.com/photos/european_parliament/12770928024
powszechnych, czy raczej wybiera ich partia rządząca? W Brukseli komisarzy wybierają Parlament Europejski i Rada UE, czyli pośrednio robią to demokratyczne rządy. Tu warto podkreślić, że poseł do Parlamentu UE nie może być Komisarzem Komisji Europejskiej, zgodnie ze standardami trójpodziału władzy. W Polsce poseł może być premierem, ministrem czy wiceministrem. „Nie będzie nam UE mówiła, jaki mamy mieć system sądowy”. Polska poprzez podpisanie Traktatów UE zobowiązała się do ich przestrzegania. Traktaty i ich wykładnia jasno stanowią, w jakich sprawach Trybunał Sprawiedliwości UE rozstrzyga spory między UE i krajami członkowskimi, a Art. 9 Konstytucji stwierdza, że „Rzeczpospolita Polska przestrzega wiążącego ją prawa międzynarodowego”. Jeśli PiS doprowadzi do Polexitu, to wtedy rząd PiS nie będzie musiał ich wykonywać. A na razie musi, tak jak obywatel Polski musi płacić podatki, a kierowca w Polsce musi przestrzegać zasad kodeksu drogowego. „Wyalienowani brukselscy urzędnicy zdecydowali o tym czy owym”. Zazwyczaj osoby wyrażające tę tezę mają na myśli Komisarzy Komisji Europejskiej czy Przewodniczącego Rady UE. To bardzo dziwna teza, bo akurat te osoby to politycy, a nie urzędnicy, a zostali wybrani na swoje stanowiska przez Parlament UE i Radę UE. Jest to tak samo bezsensowne lub tak samo uzasadnione, jak powiedzenie, że premier Morawiecki czy minister Ziobro są urzędnikami.
NOWY
BYWATEL · NR 28 (79) · ZIMA 2018
Jakie będą skutki awantury o wdrożenie przeciwko Polsce Art. 7 Traktatów o nieprzestrzeganiu zasady państwa prawa? Bardzo trywialne i przewidywalne. UE tworzy ustawę pośrednio wiążącą wydawanie funduszy europejskich ze stosowaniem lub nie tej zasady. Zostanie ona zapewne uchwalona większością kwalifikowaną, więc polskie czy węgierskie weta nic tu nie zwojują. Oznacza to dla Polski ryzyko wstrzymania lub zmniejszenia finansowania inwestycji infrastrukturalnych czy dopłat bezpośrednich dla rolników. Na zarzuty o „zdradzie narodowej” i „wysługiwaniu się Brukseli” można wzruszyć ramionami i wskazać na art. 9 Konstytucji RP. Nikt Polski do UE nie ciągnął za uszy, akcesję poparł także PiS i jego prominentni politycy, obecnie obowiązujące Traktaty UE podpisał Prezydent Lech Kaczyński, a Polacy przyjęli wejście do UE w referendum. Są prawa – są i obowiązki. Słyszy się opinie, że Unia powinna być związkiem narodów itd. Aby zmienić traktaty i tym samym zrealizować wizję Unii Narodów, państwa UE muszą się zgodzić na rozpoczęcie prac nad taką zmianą, mieć jasny wspólny cel, aby się porozumieć na poziomie roboczym, a potem wszystkie 28 państw (po Brexicie 27) musi ratyfikować nowe traktaty. Nie ma innej drogi niż powszechna zgoda ogółu krajów członkowskich na zmianę charakteru porozumienia europejskiego. Nic nie wskazuje na to, że istnieje silna tendencja ku takiej zmianie, zatem polskie dywagacje na ten temat są zwyczajnym mydleniem oczu obywatelom.
33
Polska ma dwie realne opcje: 1. Polexit, czyli wkroczenie w objęcia prezydenta Putina oraz koniec marzeń o zamożnej i sprawiedliwej Polsce. Warto z tej perspektywy obserwować brexitowe szamotanie się Wielkiej Brytanii, w końcu trzy razy większej gospodarki niż polska, posiadającej broń atomową i niegraniczącej z Rosją. 2. Zostać w UE z takimi traktatami i wynikającymi z tego skutkami prawnymi, jakie są. Pozostanie w UE ma dwie możliwe konsekwencje: 1. Polska rozumie swoje interesy, stabilizuje UE jak się da, zwiększa swoje w niej wpływy i korzysta z nich w celu a) realizacji swoich międzynarodowych interesów, w tym polityki względem Rosji, Ukrainy i Białorusi; b) pilnowania, aby żadne duże państwo Europy nie mogło jej zdominować – traktaty UE świetnie się do tego nadają; c) wspierania UE w budowaniu globalnego porządku opartego na zasadach cywilizowanego stosowania prawa, prawach człowieka i zrównoważonym rozwoju; d) rozwój rynku wewnętrznego zgodnego z interesami polskiej gospodarki 2. Polska pogłębia swoją izolację w UE, próbuje ją rozbijać od środka, a strategię zagraniczną opiera na sojuszu z Trumpem, Orbanem i budowie Międzymorza jako alternatywy dla UE (za unijne pieniądze zresztą). Jak na to zareagują inne państwa UE? Tak: ˭˭ w ramach retorsji Polska dostaje tak małe, jak to tylko możliwe, fundusze na lata 2021-2027, na pewno przynajmniej 30% mniej niż w latach 2014-2020, a są to grube miliardy euro. UE uchwala ustawę regulującą wstrzymywanie wypłat z funduszy unijnych w przypadku niestosowania się do zasad państwa prawa i stosuje ją wobec Polski. ˭˭ ponieważ traktaty UE nie regulują wysokości funduszy do wypłacenia Polsce, perspektywa finansowa 2028-2034 znacznie przesuwa fundusze do realizacji zadań strefy euro lub zadań niewynikających z wyrównywania zamożności państw UE. Powoduje to, że kraje leżące poza strefą euro, jak Polska, stają się de facto członkiem rynku wewnętrznego wydrenowanego z funduszy. ˭˭ traktaty UE przewidują możliwość zacieśniania współpracy między krajami zainteresowanymi dalszą integracją. Tak się zapewne stanie wokół strefy euro, do której prawdopodobnie docelowo przystąpi większość państw mitycznego „Międzymorza”. I wtedy samotna Polska będzie tkwiła między strefą euro a Rosją oraz coraz bardziej zdominowanymi przez nią Ukrainą i Białorusią. Innych realistycznych i przewidywalnych opcji nie ma. Warto też dodać, że o ile obecne Niemcy nie są dla Polski zagrożeniem – choć miewają interesy
Pixabay, pexels.com/photo/white-blue-and-green-t-shirt-shaped-banknote-164485
odmienne od naszych, tak jak my miewamy interesy odmienne od litewskich czy ukraińskich – o tyle te same Niemcy mogą stać się ponownie czynnikiem ryzyka dla Polski, jeśli zwycięży tam retoryka reprezentowana przez AfD czy podobne ugrupowania skrajnie prawicowe. Część polityków PiS i komentatorów prawicy zakłada z niewytłumaczalnego powodu, że antyunijne ruchy w Europie Zachodniej, jak Front Narodowy czy UKIP, są ich sojusznikami. Jest całkowicie odwrotnie. Partie te, gdyby doszły do władzy, prowadziłyby antypolską i prorosyjską politykę, choćby dlatego, że rosyjskie pieniądze je obecnie po cichu finansują i że są nacjonalistami nielubiącymi obcych, w tym Polaków – wystarczy przypomnieć sobie antyimigracyjną retorykę UKIP skoncentrowaną na Polakach przed referendum ws. Brexitu. Zakończę tekst fragmentem opinii Józefa Mackiewicza. Sądzę, że warto ją mieć w pamięci, gdy myślimy o roli Polski w świecie: „Od konfederacji barskiej […] narodem polskim można najłatwiej rządzić, jeśli się wszystko potępia, za żadną rzeczywistość nie bierze odpowiedzialności, zawsze się apeluje do uczuć niezadowolenia, krytyki, bezwzględnego potępienia. Anglicy mają nad nami tę wielką wyższość, że pytają zawsze: pan krytykuje, a co pan zrobiłby na ich miejscu? U nas takie pytanie nie jest konieczne. Nasze życie publiczne to ciągła premia za całkowite poczucie nieodpowiedzialności”. Czy Polakom uda się zaprzeczyć tej opinii?
70
Jak uleczyć ochronę zdrowia? z Krystyną Ptok, przewodniczącą Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych,
rozmawia Alicja Palęcka
–– Rozmawiamy w momencie, gdy mija rok od protestu Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, rozpoczętego 2 października 2017 r. Jakie są jego realne efekty? Co się wydarzyło przez ten rok? –– Krystyna Ptok: Protest z pewnością był impulsem dla innych organizacji związkowych. Jeszcze w październiku 2017 r. do rezydentów dołączyło
NOWY
BYWATEL · NR 28 (79) · ZIMA 2018
Porozumienie Zawodów Medycznych, skupiające zawody medyczne, w tym Ogólnopolski Związek Pielęgniarek i Położnych. W lutym rezydenci wynegocjowali porozumienie dotyczące warunków swojej pracy i płacy. Po rezydentach kolejne porozumienie podpisał nasz związek pielęgniarek i położnych. Następnie, we wrześniu, zachęceni naszymi działaniami, o swoje prawa upomnieli się ratownicy medyczni,
71
500+, w ostatnim roku nieco wzrósł współczynnik dzietności i widoczny jest dalszy postęp. Oznacza to, że w systemie ochrony zdrowia jest więcej dzieci. Z perspektywy systemu najmłodszy i najstarszy pacjent kosztują najwięcej. 6 proc. PKB na ochronę zdrowia za kilka lat to wciąż będzie za mało. Dobrym wskaźnikiem byłoby postulowane przez rezydentów i PZM 6,8 proc., a może i więcej, biorąc pod uwagę, że Polska przeznacza na pacjenta, per capita, 730 euro na rok. W Europie to 2815 euro, czyli dysproporcja jest ogromna. W Polsce mamy też duży udział środków prywatnych w wydatkach na leczenie, około jednej trzeciej ogółu takich wydatków. Na pewno chcielibyśmy, żeby system działał tak, by prywatnych nakładów było jak najmniej i żeby można było każdemu udzielić bezpłatnego leczenia, co gwarantuje Konstytucja. Tak często słyszymy o prywatnych zbiórkach. Wczoraj znów w jednej z telewizji pokazano ojca, który zbierał pieniądze na niestandardową terapię swojej córki walczącej z wyjątkowo złośliwą chorobą nowotworową. Myślę, że wszyscy chcielibyśmy, aby możliwe było refundowanie leczenia i operacji w takich przypadkach z NFZ, aby nie skazywać tych ludzi na upokarzające, wyczerpujące czekanie na wynik zbiórki: czy udało się zebrać 200 tys. złotych na operację dziecka, czy nie? Teraz są zdani na siebie, na darczyńców i, niestety, na dobrą promocję, która często jest jedyną szansą pozyskania środków.
fot. Tomasz Chmielewski
którzy także dostrzegli szansę na zrealizowanie własnych postulatów. Ostatnio zaktywizowali się też diagności laboratoryjni [od października trwa akcja #JesieńWLaboratorium – przyp. A. P.]. –– W porozumieniu znalazła się przede wszystkim odpowiedź na sztandarowy postulat rezydentów o zwiększeniu nakładów na ochronę zdrowia. –– Leżało ono także w kręgu naszych zainteresowań. Będzie to stopniowe zwiększanie nakładów z budżetu państwa na ochronę zdrowia do 6 proc. PKB w 2024 roku. Wzrost środków odczujemy dopiero po kilku latach. Trzeba jednak pamiętać, że demografia jest nieubłagana. Jak wiadomo, polskie społeczeństwo się starzeje. Dostrzegamy pozytywne efekty programu
–– Gdy w 2016 roku powstało Porozumienie Zawodów Medycznych, mówiono o możliwości strajku generalnego. Czy wspólne protesty są potrzebne? –– Bardziej niż wspólne protesty potrzebna jest wielopoziomowa współpraca i rozmowy. Przy czym z doświadczenia wiem, że to bardzo trudne. Przykładem może być Białe Miasteczko. W tym proteście szli wszyscy, wspólnie złożyliśmy postulaty, ale na koniec to pielęgniarki zostały na miejscu, okupowały Kancelarię Premiera i zostały na ulicach Warszawy. Trudno o solidarność i porozumienie nawet w jednej grupie zawodowej. Stowarzyszenie Pielęgniarki Cyfrowe zaproponowało w zeszłym roku akcję, która miała pokazać, jak mało nas jest. Akcja #JedenEtat polegała na tym, żeby 4 grudnia pielęgniarki przyszły do jednej pracy, przez tylko jeden dzień rezygnując z pozostałych zleceń. Nie udało się jej skutecznie przeprowadzić. –– A grup i podziałów w środowisku jest wiele. Oprócz poszczególnych grup zawodowych dzieli się ono przecież na zawody medyczne i niemedyczne, osoby pracujące na podstawie umów i na podstawie kontraktów. ––Jako związek zawodowy mamy już możliwość reprezentowania pielęgniarek kontraktowych i na
72
roku, kiedy wprowadzono składkę zdrowotną. Miała być wyższa, ale obniżono ją przed wyborami. Konstanty Radziwiłł bierze teraz udział w różnorodnych działaniach i uważam, że poza fotelem ministerialnym jest rzeczową osobą. Ale jako minister nie miał dobrych relacji z partnerami. Minister Szumowski jest bardziej otwarty na współpracę, jest zaangażowany i widać to na każdym poziomie. Dlatego jest lepiej odbierany przez środowisko medyczne. Pewnie dlatego też tyle grup chce załatwić teraz swoje sprawy. Jednak bez zmiany sposobu finansowania i wzrostu nakładów z budżetu państwa na ochronę zdrowia, zmiany na stanowisku ministra niewiele wnoszą. Minister, jaki by nie był i do której opcji politycznej by nie należał, będzie oczywiście lepiej zarządzał ochroną zdrowia, jeśli przeznaczymy na to większą niż obecnie część PKB.
fot. Tomasz Chmielewski
umowach zlecenia. Ale jeszcze do niedawna w przypadkach strajków, w których brały udział wszystkie osoby zatrudnione na umowie o pracę, pracodawca przywoził autobusem pielęgniarki „z łapanki”, pracujące na zleceniach. Mowa tu o braku solidarności w ramach jednej grupy zawodowej. Proszę sobie wyobrazić, jak trudne jest więc scalenie całego środowiska medycznego, nie mówiąc już o zawodach niemedycznych. Powtórzę jednak: być może takie scalenie nie jest potrzebne. Nie udawajmy, że mamy jeden interes. Walczmy o swoje i wspierajmy się w tej walce, bo kiedy coś udaje się osiągnąć jednej grupie zawodowej, kolejne zyskują argumenty we własnych negocjacjach.
–– Łukasz Szumowski zapowiadał też odbiurokratyzowanie, informatyzację, uszczelnienie systemu. Czy to były dobre diagnozy potrzeb? –– Diagnozy są dobre, ale powtórzę: najważniejsze są środki i świadomość, że te działania to długi proces. To, co utraciliśmy przez kilkadziesiąt lat, nie zostanie odbudowane w kilka miesięcy. Odbiurokratyzowanie wiąże się ściśle z informatyzacją. Wobec tego w placówkach nie mogą być używane stare, powolne, niesprawne komputery. Chcąc wprowadzić e-receptę czy e-zwolnienie – którego pełne wdrożenie jest wciąż odsuwane w czasie – szpitale potrzebują pieniędzy. Same nie są w stanie temu podołać przy obecnym poziomie finansowania świadczeń i przy oczekiwaniach pracowniczych dotyczących wzrostów wynagrodzeń. Potrzebne są dodatkowe środki, obojętnie z jakich źródeł – europejskich czy z budżetu państwa. Mówimy o jakości, a to oznacza dobry sprzęt, elektroniczną dokumentację medyczną, którą łatwo wypełnić, asystenta czy sekretarkę medyczną, o której mówi minister Szumowski, że ma wypełniać zadania związane z biurokracją za lekarza. Pielęgniarki z kolei mówią: skoro jest nas zbyt mało, oddajmy część czynności higienicznych przy pacjencie opiekunom medycznym, a my zajmujmy się tym, do czego jest potrzebna wykwalifikowana kadra. Zatem założenia nowego ministra są dobre, ale jeszcze mnóstwo pracy i konsultacji przed nami.
–– Jednym z efektów protestu rezydentów jest zmiana na stanowisku ministra zdrowia. Co zostawił nowemu ministrowi Konstanty Radziwiłł? –– Zostawił wiele niezałatwionych spraw, pożarów, które gasił minister Szumowski. Zostawił sytuację, –– Pielęgniarek nie tylko jest zbyt mało, ale też tej gruw której finansowanie ochrony zdrowia nie było pie zawodowej grozi prawdziwa zapaść. Od wielu na należytym poziomie. To zresztą kwestia czysto lat wzrasta średni wiek pielęgniarek – obecnie to polityczna. Potrzebny był protest rezydentów i poponad 50 lat. Tych, które odchodzą na emeryturę, parcie społeczne dla nich, żeby pojawiła się ustawa nie zastępują młode, bo niemal połowa absolwentek o wzroście odsetka PKB na finansowanie ochrony szkół nie odbiera zaświadczeń ds. wykonywania zazdrowia. Podobnie sprawą polityczną było to w 1999 wodu, wiele osób odchodzi do innych prac. Wskutek
NOWY
BYWATEL · NR 28 (79) · ZIMA 2018
73
Photo by rawpixel on Unsplash
tego Polska ma jeden z najniższych wskaźników zatrudnienia pielęgniarek na 1000 mieszkańców (pięć, podczas gdy średnia Unii Europejskiej to ponad osiem). Środowisko od wielu lat bije na alarm. Jednak wydaje się, że minister Szumowski dobrze sprawdza się w załatwianiu spraw pielęgniarek i położnych i zareagował na to zagrożenie? Po 10 miesiącach pracy Łukasza Szumowskiego widzę, że minister rozumie zbliżającą się katastrofę zapaści demograficznej w zawodzie pielęgniarek, co dla poprzedniego ministra nie było priorytetem. Minister Szumowski wprowadza rozwiązania, które uatrakcyjnią ten zawód, zachęcą młode osoby do jego podejmowania i odciążą z nadmiaru obowiązków zawodowych osoby z dłuższym stażem. Mam na myśli zmiany w wynagrodzeniach, normy zatrudnienia, stypendia dla studentek i absolwentek. Od dawna wiadomo, że mamy fatalny wskaźnik zatrudnienia pielęgniarek na 1000 mieszkańców, ale w 2017 roku zatrudnienie w zawodzie wreszcie odrobinę wzrosło. –– OZZPiP i Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych zawarły porozumienie z Ministerstwem Zdrowia i NFZ z 9 lipca tego roku. Umowa okazała się przyczyną konfliktu w środowisku. Czego dotyczyła?
–– Porozumienie porządkuje to, o co walczyły pielęgniarki w 2015 roku. Na ogromnym proteście w Warszawie powtarzałyśmy, że podwyżki muszą być wliczone do pensji zasadniczej. To się nie udało. W czasie wypłacania trzeciej transzy w 2017 roku dochodziło do patologii [na podstawie porozumienia z ministrem Marianem Zembalą podwyżki po 400 zł rocznie były zaplanowane na cztery lata od 2015 r. – przyp. A. P.]. Z powodu braku pielęgniarek na oddziałach dyrektorzy proponowali nadgodziny, a wynagrodzenie za nie wypłacali właśnie z wywalczonego dodatku. W ten sposób tzw. zembalowe służyło do zaspokojenia potrzeb pracodawców, a nie pielęgniarek… Z powodu braku przypisania podwyżki do pensji zasadniczej, dyrektorzy mogli pozwolić sobie na wypłacanie z części „zembalowego” różnych pochodnych, a niektórzy pracodawcy wcale nie przekazywali tych środków pielęgniarkom. Ze środków przeznaczonych na podwyżki realizowali swoje potrzeby na terenie zakładu pracy, a odbywało się to naszym kosztem. Lipcowe porozumienie było w mojej ocenie dobrym ruchem. Jednak obiektywną ocenę tej decyzji wystawi dopiero przyszłość. Dla mnie wzrost pensji zasadniczej o nie mniej niż 1100 złotych jest fundamentalnym osiągnięciem środowiska pielęgniarek
74
fot. Tomasz Chmielewski
i położnych. Polepszy to ich sytuację materialną, a zawód będzie inaczej, lepiej postrzegany przez młode kandydatki. –– Skąd więc kontrowersje w środowisku medycznym? –– Zaraz po podpisaniu porozumienia był ostry konflikt między centralami związkowymi. Także wewnątrz naszej centrali, Forum Związków Zawodowych, słychać było głosy diagnostów czy ratowników, że oni przecież także oczekują na zmiany. My jednak podkreślamy: niech każdy związek stara się o swoją grupę zawodową. Wspólne działania zapewne też mają sens, ale grupy zawodowe w ochronie zdrowia są tak różne i mają tak różne interesy, że trudno nam znaleźć wspólną płaszczyznę. Mamy różne zakresy obowiązków, różny poziom odpowiedzialności i jesteśmy w nierównym stopniu narażeni na czynniki biologiczne, chemiczne i fizyczne w środowisku pracy. Są metody naukowe mówiące o wartościowaniu stanowisk pracy i przypisywaniu im punktacji, w zależności od różnych obciążeń wynikających z procesu pracy. W naszym wspólnym interesie jest dbałość o służby medyczne, ale dla każdej grupy istnieją różne uwarunkowania. Dla nas najważniejsza jest godna praca pielęgniarek i położnych. Zresztą porozumienie podpisane przez pielęgniarki zobowiązuje ministerstwo do nowelizacji ustawy o najniższych wynagrodzeniach dla zawodów
NOWY
BYWATEL · NR 28 (79) · ZIMA 2018
medycznych, która nadal nie spełnia oczekiwań wszystkich środowisk [ustawa z 8 czerwca 2017 r., nowelizowana 13 września 2018 r. – przyp. A. P.]. To zły dokument, pisany chyba w pośpiechu, wywołał więcej negatywnych niż pozytywnych reakcji. –– To szokujące, że pracownicy ochrony zdrowia od tak dawna walczą o godziwe wynagrodzenia, a zmiany są tak niewielkie. ––Te grupy zawodowe dostały w kość w wyniku różnych przeobrażeń systemu ochrony zdrowia. Wynagrodzenia były zazwyczaj na końcu listy wydatków, nawet gdy mocno inwestowano w szpitale i poradnie. Takie inwestycje są widoczne, zauważamy je jako pacjenci, wchodząc do placówek. Nie ma już obskurnych poradni, obskurnych oddziałów szpitalnych z wypadającymi klamkami, niedomykającymi się oknami, starym sprzętem. Zainwestowano w nowe budynki, sale operacyjne. A pracowników zostawiono samym sobie. Płacono nam za mało, żeby żyć, lecz za dużo, żeby umrzeć. Byliśmy zawsze na marginesie. Może poza lekarzami, których obsada na oddziałach była określona przez NFZ. Na tej podstawie lekarze wywalczali sobie wynagrodzenia. Pozostałe grupy nie miały tego argumentu, że może ich na oddziałach zabraknąć, co zagroziłoby finansowaniu z NFZ. Walczyliśmy o lepsze płace, a ile udało się wyrwać, tyle mieliśmy w ręce.
75
Polityka inwestowania w sprzęt, nie w ludzi, miała swoje dalsze konsekwencje, które znam najlepiej z perspektywy pielęgniarek. Od 2001 roku podczas restrukturyzacji szpitali oszczędzano właśnie na nich. To duża grupa, więc kiedy zwolniono dziesięć osób, zaraz było widać lepsze wyniki ekonomiczne zakładu pracy. Ponadto zwalniano sekretarki, sanitariuszy, noszowych – wszystkie zawody pomocnicze okazywały się szpitalom zbędne w związku z ekonomizacją podmiotów leczniczych. W konsekwencji pielęgniarkom powierzono dodatkowe obowiązki rejestratorek, sekretarek, sanitariuszy, noszowych. Kilka lat temu zrobiłyśmy w OZZPiP ankietę dotyczącą czynności dodatkowych, które pielęgniarki wykonują w pracy. Pojawiały się właśnie te czynności pomocnicze, które powinny należeć do innych wykwalifikowanych zawodów. Ankieta przełożyła się na treść sporów zbiorowych, w których głównymi punktami były wynagrodzenia, obsada pielęgniarska, warunki pracy i zdjęcie z pielęgniarek obowiązków innych zawodów. Ich efektem było porozumienie z ministrem Zembalą w 2015 roku. Co więcej, na skutek takiej polityki finansowej wiele szpitali jest przeinwestowanych. Zapomniano o pracownikach, a przeinwestowano w sprzęt, który często nie jest w pełni wykorzystany. –– Dlaczego tak jest? Z powodu braku personelu? –– Z powodu braku personelu i niechęci lekarzy do pracy w systemie zmianowym. To jeden z problemów polskiej ochrony zdrowia. W innych krajach, np. w Wielkiej Brytanii, do której jeżdżą przecież nasi lekarze, pracuje się na zmianach i nie funkcjonują tam dodatkowo opłacane dyżury medyczne. W Polsce lekarze są temu bardzo niechętni. Przy czym pozostałe zawody medyczne pracują w polskich szpitalach w systemie zmianowym. –– Lipcowe porozumienie dotyczy nie tylko wynagrodzeń. Wynegocjowałyście także normy zatrudnienia pielęgniarek. Czemu one służą? –– Określenie norm zatrudnienia pielęgniarek na oddziałach było bardzo dobrym i potrzebnym posunięciem. Normy, które obowiązywały od 2012 roku, pozwalały pracodawcom na dowolność. Od stycznia 2019 r. zaczną obowiązywać normy zatrudnienia w oddziałach szpitalnych i na blokach operacyjnych, dodatkowo od czerwca wzrośnie wskaźnik na oddziałach pediatrycznych. Negocjujemy dalsze normy zatrudnienia pielęgniarek w obszarach psychiatrii, hospicjów i paliatywu, rehabilitacji, opieki długoterminowej. Wszystko to wpłynie pozytywnie na jakość pracy i jakość ochrony zdrowia, a przede wszystkim na opiekę nad pacjentem i na obniżenie kosztów leczenia. Naukowo udowodniono, że odpowiednia
obsada pielęgniarska zmniejsza koszty działania podmiotów leczniczych. Mówiłam już o oszczędzaniu na obsłudze zabiegów i sal, o zwalnianiu wiele lat temu personelu pomocniczego i pielęgniarek. Dochodziło do wielu patologicznych sytuacji. Obowiązki innych zawodów oddawano pielęgniarkom, w części szpitali na blokach operacyjnych brakujące pielęgniarki zastępowano salowymi (były tzw. brudnymi pielęgniarkami), które – z całym szacunkiem wobec tych osób – nie mają przygotowania i odpowiedniej wiedzy. W środowisku czasami konsultujemy się ze sobą, do których szpitali nie warto przychodzić na zabieg, bo standardy nie są zachowane. Pacjent niestety nie ma takiej wiedzy. –– Pracodawcy twierdzą, że nowe normy zatrudnienia są nierealne. ––To jest zdanie pracodawców, z którym się nie zgadzamy. Do rozporządzenia wykonano ocenę skutków regulacji. Przeanalizowano liczbę osób na rynku pracy i w podmiotach leczniczych. Konieczne będą przesunięcia na niektórych oddziałach. Rozporządzenie będzie obowiązywało od stycznia 2019 roku, zatem jest czas na przygotowanie się. Większe braki są na psychiatrii, rehabilitacji i opiece długoterminowej, dlatego nadal ustalamy i negocjujemy poziomy zatrudnienia w tych obszarach, a czasu na przystosowanie się będzie więcej. Chociaż kiedy mówimy o jakości ochrony zdrowia, tego typu zmiany powinniśmy wprowadzać niezwłocznie. W dłuższej perspektywie to się wszystkim opłaca. Z norm będą cieszyć się przede wszystkim pacjenci, bo to działa na ich korzyść. Szpitale mają certyfikaty i akredytacje. Nie chcemy przecież, żeby były fikcją. Tymczasem szpitale spełniają kryteria podczas kontroli komisji certyfikacyjnych, a kiedy komisja wyjeżdża, wracamy do rzeczywistości. Czyli do jednej pielęgniarki na 30 pacjentów i związanych z tym problemów: od cewnikowego zapalenia nerek, odleżyn, i tak dalej. Co nas cieszy, w rozporządzeniu wpisano karę za niespełnianie norm. –– Wydaje się, że porozumienie to duży sukces związku zawodowego i Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych. Co jest jeszcze do zrobienia w sprawie warunków pracy tej grupy? –– Cieszę się z podpisania porozumienia, ale ono samo nie jest jeszcze sukcesem. To początek procesu realizowania naszych oczekiwań. Postanowienia porozumienia określają kierunek zmian i działania, które należy podjąć, żeby zmienić trudną sytuację zawodową pielęgniarek. Dopiero kiedy będą sukcesywnie realizowane, powiem, że to sukces związku. Pielęgniarki zasługują na godne warunki pracy i płacy, zasługują na szacunek ze strony współpracowników
76
i pacjentów. Opisane w porozumieniu zmiany powinny przyczynić się do tego, że polska pielęgniarka zacznie pracować na warunkach europejskich. Życzyłybyśmy sobie większego zainteresowania zawodem, żeby polskie społeczeństwo, które starzeje się najszybciej w Europie, miało opiekę pielęgniarską. A także tego, żeby koleżanki, które mogą odejść na emeryturę, ale mają jeszcze dużo sił i chęci do pracy, pozostawały w zawodzie, bo wiedzą, że warto. –– Podobnie jak absolwentki szkół pielęgniarskich. ––Jeden z punktów porozumienia dotyczy popularyzacji zawodu – niedługo zobaczymy w przestrzeni publicznej kampanie na ten temat. Studentki ostatnich lat w szkołach pielęgniarskich będą otrzymywały stypendia, a później, jeśli przez dwa lata będą pracowały w państwowych placówkach, także stypendium absolwenckie, po 1000 złotych miesięcznie. W związku z tym w swoim środowisku spotkałam się z zarzutem, że związek załatwił coś dla młodych, a zapomniał o starszych, już pracujących pielęgniarkach. Odpowiadam na to, że musimy myśleć o wszystkich. Wzrost wynagrodzeń dotyczy osób, które już są w zawodzie, ale musimy też myśleć o tym, jak zachęcić młode. Bez napływu młodych kadr będzie ubywało rąk do pracy, a starszym pracownicom będą pogarszały się warunki w miejscu zatrudnienia. –– Porozumienie zabezpiecza ministra zdrowia przed strajkami do 2021 roku. ––Tak, rząd zabezpieczył się na czas kilku kolejnych wyborów. Oczywiście pod warunkiem, że będzie systematycznie realizował postanowienia porozumienia. Pracujemy teraz nad strategią wprowadzania zmian, odbywamy spotkania robocze. Oczywiście, nasza deklaracja nieprowadzenia ogólnopolskiej akcji protestacyjnej dotyczy OZZPiP jako związku ogólnopolskiego. Natomiast możliwość prowadzenia sporu zbiorowego z pracodawcami na poziomie zakładowym i międzyzakładowym nie jest w żaden sposób ograniczona. –– OZZPiP podjął niedawno problem mobbingu. Złe traktowanie, zastraszanie pracowników okazuje się kolejnym dużym problemem środowiska. –– Problemy, o których mówimy, wiążą się ze sobą. Mobbing pojawia się przede wszystkim tam, gdzie jest zmniejszona obsada pielęgniarska i brakuje osób na stanowiskach pomocniczych. Nieprawidłowości wynikają z nierealnych oczekiwań zarządzających. Dyrektor wymaga od pielęgniarki naczelnej, aby zabezpieczyła wykonanie wszystkich świadczeń, mając do dyspozycji kurczący się zespół pielęgniarek czy położnych. Pojawia się presja, ludzi jest mało, ale
NOWY
BYWATEL · NR 28 (79) · ZIMA 2018
Photo by Nhia Moua on Unsplash
zadania muszą być wykonane, więc krzyczy się, wymusza, obraża, zastrasza, żeby osiągnąć cel oczekiwany przez pracodawcę, niewspółmierny do obsady i możliwości pielęgniarek. Wszystko to trudno udowodnić. Jako związek zawodowy uczymy się, jak pomagać naszym członkiniom w tych sytuacjach, jak działać, żeby problem rozwiązywać skutecznie. Wiemy już, że nieprawidłowości muszą być rejestrowane przynajmniej przez rok, każde takie zdarzenie powinno być opisane, warto robić codzienne notatki, jednak to wiąże się z utrwaleniem negatywnych emocji. Tutaj najważniejsza są etyka i kultura pracy oparte na wzajemnym szacunku. Pewną przeszkodą jest zapis w kodeksie pracy, który mówi, że za mobbing odpowiada pracodawca. Jego skutek jest taki, że pracodawca nie ma interesu w tym, aby mobbing udowodnić. Dlatego komisje antymobbingowe na terenie zakładów pracy to często fikcja. Powołuje się zespoły, które mają za zadanie pokazać, że wszystko jest w porządku. W przeciwnym razie pracownik, mając w ręku orzeczenie komisji o tym, że doszło do mobbingu, idzie do sądu i skarży zakład pracy. Dlatego zamiast dochodzić,
77
jakie nieprawidłowości mają miejsce, dyscyplinuje się osobę, która dopuszcza się mobbingu – czy to pielęgniarkę naczelną, czy lekarza. Często się ją wybiela, twierdząc, że jest niezastąpiona. W jednym ze szpitali mobberem wobec instrumentariuszek był szef bloku operacyjnego. Niestety, w wyniku działań ordynatora szpital nie rozwiązał problemu, a pielęgniarki zmieniły miejsce zatrudnienia. Gratuluję im tej decyzji, bo jestem świadoma trudu jej podjęcia po kilkudziesięciu latach pracy w tym samym miejscu. Jako związek zawodowy jesteśmy zaangażowane w kilka takich spraw. W jednej z nich spisano już protokół, w którym komisja przyznała, że działania zwierzchnika wobec podwładnych mają charakter mobbingu. Mamy nadzieję, że ta sprawa uruchomi efekt domina, sprawa w sądzie zakończy się wygraną pracownic, a dzięki temu ośmielą się kolejne ofiary złego traktowania w miejscu pracy. Dużo mówiłyśmy wcześniej o tym, że pracownicy ochrony zdrowia mieliby się zjednoczyć i zorganizować jeden protest. Ale konfrontacja z pracodawcą jest trudna, pracownicy są wystraszeni. Kiedy uda im się wynegocjować wynagrodzenie, które im się należy, obawiają się, że w dalszej perspektywie zostaną im
wypowiedziane umowy, bo znajdzie się do tego pretekst. Podobnie jest z wytaczaniem spraw w sądzie przeciw pracodawcy. Pracownicy nie są skorzy do tego, żeby upominać się o swoje prawa. –– Porozmawiajmy o aktualnych protestach. Niedawno zakończył się strajk w Przemyślu, w zeszłym tygodniu głodować zaczęły pielęgniarki w Sanoku, przeprowadzono referendum strajkowe w Olsztynie. Dlaczego, mimo porozumienia, to się dzieje? –– Porozumienie z ministrem zdrowia dotyczy środków zewnętrznych, z NFZ. Lokalnie pielęgniarki mają swoich pracodawców i mają prawo wystawiać żądania zarówno płacowe, jak i dotyczące warunków zatrudnienia. Przykładowo w Olsztynie nie pojawiły się roszczenia płacowe. Tam skumulowały się problemy związane z poziomem zatrudnienia, brakiem zawodów pomocniczych, małą liczbą pielęgniarek w oddziałach szpitalnych. Sanok to natomiast przykład rozwarstwienia, o którym mówiłyśmy. Na Podkarpaciu lekarze w szpitalach powiatowych negocjują bardzo wysokie stawki, za jeden dyżur sobotnio-niedzielny lekarz zarabia więcej, niż pielęgniarka przez cały miesiąc.
78
Nie dziwię się pielęgniarkom, że na poziomie lokalnym próbują wywalczyć dla siebie coś ze środków, które także wypracowują. Z kolei w Przemyślu okazało się, że zarządcy, przyciśnięci do muru, potrafili stworzyć plan wzrostu wynagrodzeń. Szkoda, że media przekazują niezgodny z prawdą obraz, jakoby pielęgniarki miały nagle otrzymać 800 złotych. Tak nie jest. Podwyżka jest rozłożona na lata i, podkreślam, częściowo uzależniona od finansowej kondycji szpitala. Takie porozumienie zabezpiecza roszczenia pielęgniarek, ale zabezpiecza też szpital. Nie jest tak, że protestujące chcą działać na niekorzyść szpitala. Zawarły kompromis: kiedy będzie dobrze, one także z tego skorzystają. Mediacje nie polegają na sukcesie tylko jednej ze stron. –– Wspomniała już Pani o zmianach w przepisach dotyczących członkostwa w związkach zawodowych. Doczekaliśmy się wykonania wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2015 roku: do związków od stycznia 2019 mogą przystępować osoby zatrudnione na umowach cywilno-prawnych i samozatrudnione. Czy rzeczywiście OZZPiP może w ten sam sposób reprezentować pielęgniarki kontraktowe, te pracujące na umowie zlecenia, i te zatrudnione na umowie o pracę? Czy nie mają one jednak odmiennych interesów, co będzie wyzwaniem dla organizacji? –– Na pewno czasami pojawią się konflikty, to jest nieuniknione. Nasz związek od początku był przeciwny kontraktom. Kiedy w 2011 r. byłyśmy w Sejmie, na fartuchu koleżanki napisałyśmy postulaty, m.in.: „precz z umowami śmieciowymi”. Dziennikarze pytali, o co nam chodzi. Tłumaczyłyśmy, że umowa śmieciowa to taka, która nie jest oskładkowana, a pracownik nie ma prawa korzystać ze świadczeń socjalnych w zakładzie pracy i nie ma żadnej gwarancji trwałości umowy. Mimo to część osób chce wiązać się z pracodawcą kontraktem, nie umową. Dzięki temu mogą pracować właściwie dowolną liczbę godzin. W takich przypadkach będziemy negocjować dla nich warunki płacowe, zwracając uwagę na to, że tak zwane koszty pracodawcy zostają po ich stronie. Sądzę jednak, że część pielęgniarek, które będą należały do związku zawodowego, widząc też, jak zmienia się otoczenie i warunki pracy i płacy, zechce zmienić swój status. W takich sytuacjach związek będzie występował w imieniu swoich członków o przekształcenie kontraktów w umowy o pracę. Niedawno udało się to przeprowadzić dla dziesięciu ratowników medycznych w jednej z placówek. Trzeba pamiętać, że to zarząd związku decyduje o przyjęciu członka. Możliwe jest, że niektóre organizacje nie będą chciały mieszać różnych typów pracowników, bo będzie to stanowiło dla nich jakiś problem. Obowiązkiem związku zawodowego jest,
NOWY
BYWATEL · NR 28 (79) · ZIMA 2018
jeśli przyjmuje kogoś, reprezentowanie interesów tej osoby wobec pracodawcy. Jestem za tym, aby przyjmować deklaracje od osób na kontraktach i wprowadzać je w szeregi związków. Odpowiednich sposobów działania w związku z nową sytuacją będziemy się jeszcze uczyć. –– Jaki jest odzew ze strony koleżanek na kontraktach i umowach zlecenia? Czy jest zainteresowanie członkostwem z ich strony? –– Zgodnie z naszym statutem już teraz możemy przyjmować pielęgniarki kontraktowe i na umowach zlecenia. Zareagowałyśmy niedługo po uchwaleniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Już w 2017 roku dostosowałyśmy statut, który teraz nie koliduje z nową ustawą o związkach zawodowych. Do OZZPiP są już zapisane takie osoby i załatwiamy ich sprawy. Od stycznia ta grupa może się powiększyć. Na pewno nowa ustawa o związkach zawodowych lepiej lokuje i zabezpiecza tych pracowników. Mimo że przez lata pracowali w jednym miejscu pracy, pozostawali na marginesie. Będąc objęci ustawą o związkach zawodowych, uzyskali status pracownika. Będą mogli się zrzeszać, być przewodniczącymi związków, korzystać z oddelegowań na działalność
79
Inaczej rzecz się ma ze zwiększeniem progów reprezentatywności. Jest ono niekorzystne dla małych i niezrzeszonych organizacji i bardzo je osłabia. Na pewno teraz centrale należące do Rady Dialogu Społecznego zanotują przypływ organizacji. Związki zyskują na zrzeszeniu w centrali, próg reprezentatywności jest dla nich niższy od tych 15 proc. dla organizacji niezrzeszonej [próg dla związków należących do jednej z trzech central wzrósł z 7 do 8 proc. – przyp. A. P.]. Na pewno nowością, która wzbudzi emocje, będzie konieczność ustalenia wspólnej reprezentacji przez związki zrzeszone w centralach i działające w jednym zakładzie pracy. Ta zmiana jest na rękę „Solidarności” i OPZZ, które są federacjami. Forum Związków Zawodowych, do którego należy OZZPiP, to konfederacja. W „Solidarności” i OPZZ wszystkie związki nazywają się odpowiednio „Solidarność” i OPZZ poszczególnych branż i zakładów. W FZZ pozostaliśmy przy swoich nazwach i autonomii. Pojawia się więc u nas problem. Jeśli w szpitalu do stołu negocjacyjnego siadają „Solidarność”, OPZZ, Związek Zawodowy Pracowników Diagnostyki Laboratoryjnej i Fizjoterapii, Związek Zawodowy Techników Medycznych Elektroradiologii i OZZPiP, wówczas te trzy ostatnie, zrzeszone w FZZ, muszą wyłonić wspólną reprezentację. Jeśli to się nie uda, największy związek będzie miał głos. Photo by rawpixel on Unsplash
związkową. Jako członkowie związku będą mieli wpływ na regulamin pracy i wiele innych spraw zakładu pracy. To ogromna zmiana, bo do tej pory byli pracownikami bez praw pracowniczych. –– Nowelizacja wprowadziła inne jeszcze zmiany, m.in. zwiększenie progu reprezentatywności zakładowej organizacji związkowej z 10 do 15 proc. ogółu zatrudnionych i możliwość sądowego ustalania liczebności związku. Te zmiany nie były już tak entuzjastycznie przyjęte przez środowisko pracownicze. ––To drugie rozwiązanie rozwikła niektóre problemy. Pracodawcy usiłują grać związkami. W negocjacje w zakładach pracy wciągają żółte związki zawodowe, których reprezentatywność trudno nam ustalić. Kiedy dwie duże organizacje dogadują się na przykład co do regulaminu pracy (bo po nowelizacji opiniowanie go przez związki jest możliwe), to bywa, że trzeci związek, żółty, włącza się w negocjacje i sabotuje je. Mając możliwość występowania z zapytaniem o jego reprezentatywność, możemy wyłączyć go z negocjacji, ponieważ jeśli nie udaje się osiągnąć porozumienia, głos mają organizacje reprezentatywne. Mając orzeczenie sądu w ręku, możemy doprowadzić negocjacje do końca.
–– Jak wiadomo, członkostwo w związkach zawodowych spada, a działania w organizacji pracowniczej nie są domeną młodych. –– Młodzi myślą, że poradzą sobie bez związku zawodowego. Nie rozumieją, że związek daje im możliwość reprezentacji wobec pracodawcy. Wobec tego wszelkie niezadowolenie kończy się na narzekaniu na warunki pracy podczas przerw w pokoju socjalnym czy kantynie. A powinni dostrzec siłę w organizacji związkowej. My za to zyskalibyśmy na ich udziale w naszych działaniach, bo starzeje się nie tylko cała grupa pielęgniarek, ale także my jako związki. Ostatnio dostałyśmy zapytanie z jednego ze szpitali, czy lipcowe porozumienie może zostać zaopiniowane przez radę pracowniczą, bo w zakładzie nie ma związku zawodowego. Dla pracodawcy to bardzo wygodna sytuacja. Powołuje się radę pracowniczą, która ma pewne uprawnienia, ale nie może prowadzić sporu zbiorowego, nie może zagrozić strajkiem w przypadku niepowodzeń w negocjacjach. Pracownicy mogą mieć znacznie większą siłę, jeśli tylko będą zrzeszać się w związkach. –– Dziękuję za rozmowę. Warszawa, 23 października 2018 r.
86
Reformowanie systemu emerytalnego – kilka prawd podstawowych fot. Tomasz Chmielewski
prof. dr hab. Janusz J. Tomidajewicz
Jednym z tematów stale powracających w dyskusjach o Polsce jest reformowanie systemu emerytalnego. W większości debat dotyczących tego, czy i jak reformować nasz system emerytalny ciągle jednak brakuje pełnego uświadomienia kilku podstawowych prawd. Bez nich zaś spory te dotyczą albo problemów drugorzędnych, albo wręcz pozornych, pomijając to, co dla reformowania systemu emerytalnego ma zasadnicze znaczenie.
NOWY
BYWATEL · NR 28 (79) · ZIMA 2018
87
Prawda 1: Jedynym źródłem zaspokojenia potrzeb emerytów jest podzielenie się z nimi częścią wytworzonego obecnie dochodu. W wielu głosach dotyczących tej problematyki, jakie już od wielu lat wypowiadają politycy, publicyści i naukowcy, wciąż brakuje uświadomienia sobie i wyciągnięcia konsekwencji z podstawowego dla kwestii emerytalnych faktu, że jedynym i ostatecznym źródłem zaspokojenia potrzeb emerytów jest podzielenie się z nimi częścią dochodu wytworzonego w danym czasie przez pokolenie ludzi aktywnych zawodowo. Jeśli bowiem ilość dóbr i usług wytworzonych w danym okresie (na ogół mierzona wielkością PKB) jest określona, to w klasycznym rozumowaniu ekonomicznym dzieli się ona na dwie podstawowe wielkości, tj. konsumpcję i inwestycję. Z interesującego nas tu punktu widzenia można w ramach funduszu konsumpcji wydzielić część uzyskiwaną przez tę grupę populacji, która jest aktywna zawodowo i tym samym przyczynia się do wytworzenia dochodu, oraz część przypadającą tej grupie populacji, która nie jest zawodowo aktywna, a więc nie przyczynia się w danym momencie do wytworzenia dochodu. Nie ma innych źródeł zaspokojenia potrzeb osób nieaktywnych zawodowo niż podzielenie się z nimi dochodem wytworzonym przez tych, którzy w danym okresie są zawodowo aktywni. Natomiast, wbrew dość powszechnie szerzonym mitom, źródłem zaspokojenia potrzeb konsumpcyjnych osób nieaktywnych zawodowo nie są i nie mogą być ich wcześniejsze oszczędności. Oszczędności te prawie nigdy nie występują bowiem w postaci dóbr konsumpcyjnych bezpośrednio zaspokajających potrzeby, lecz przyjmują formę dóbr pozwalających na przechowywanie wartości. Mogą to być pieniądze na koncie lub w szafie, złoto, papiery wartościowe lub środki na koncie kapitałowym w ZUS, OFE czy PPK. W prawie każdym z tych przypadków (jedynie prócz przechowywanej gotówki, który to przypadek wymagałby odrębnego omówienia) wykorzystanie przez nieaktywnych zawodowo ich oszczędności na zaspokojenie potrzeb konsumpcyjnych wymaga zamiany ich na pieniądz poprzez sprzedaż złota, papierów wartościowych czy udziałów w odpowiednich funduszach tym, którzy są zawodowo aktywni i którzy kupując zakumulowane oszczędności zrezygnują w odpowiedniej części z bieżącej konsumpcji. Oczywiście wielkość popytu na oszczędności zakumulowane przez przechodzących na emeryturę ze strony aktualnie aktywnych zawodowo będzie zależna od liczebności i zamożności tych ostatnich. W sytuacji więc, gdy aktywnych zawodowo będzie niewielu lub gdy będą oni dysponowali niskimi dochodami, ich zdolność do tworzenia własnych oszczędności będzie niewielka. Tym samym
ograniczony popyt na oszczędności przechodzących na emeryturę spowoduje spadek ceny dóbr służących przechowywaniu wartości, a w konsekwencji obniżenie siły nabywczej uzyskanej dzięki ich upłynnieniu. Oznacza to, że także w przypadku, gdy emerytury chcemy finansować wcześniejszymi oszczędnościami osób przechodzących na emeryturę, finansowanie to odbywa się kosztem ograniczenia konsumpcji przez obecnie aktywnych zawodowo i podzielenie się przez nich wytworzonym w danym momencie dochodem. Jeśli przyjmiemy do wiadomości, że jedynym źródłem zaspokojenia potrzeb osób przechodzących na emeryturę jest dochód wytworzony w danym okresie przez aktywnych zawodowo, to podstawowy problem, przed którym stają obecnie systemy emerytalne wynika z tego, że wskutek zmian demograficznych i społecznych (spadek przyrostu naturalnego, wydłużenie okresu kształcenia, wydłużenie się życia, w tym okresu po przejściu na emeryturę) zmienia się proporcja między liczebnością aktywnych zawodowo a liczebnością tych, z którymi muszą się oni podzielić wytworzonym przez siebie dochodem. Na tę zmianę proporcji możliwe są tylko dwie podstawowe odpowiedzi: ˭˭ albo zwiększone zostaną obciążenia obecnie pracujących świadczeniami na rzecz części populacji nieaktywnej zawodowo, ˭˭ albo ograniczona zostanie wysokość świadczeń na rzecz grupy nieaktywnej zawodowo, co spowoduje, że przy tym samym obciążeniu pracującej części społeczeństwa, potrzeby zwiększonej liczby nieaktywnych zawodowo będą wprawdzie zaspokajane, jednak na niższym poziomie. Oczywiście możliwa jest tu także cała gama rozwiązań pośrednich, łączących zwiększone obciążenia pracujących ze zmniejszonymi świadczeniami emerytalnymi. Należy przy tym wskazać, że społeczna zdolność do akceptacji każdego z tych rozwiązań będzie tym większa, im większy będzie dochód (PKB), który zostanie podzielony między aktywnych i nieaktywnych zawodowo. Na grupę nieaktywnych zawodowo składają się oczywiście dzieci i osoby niepełnoletnie, które jeszcze nie podjęły aktywności zawodowej, osoby będące w wieku aktywności zawodowej, które z różnych względów nie mogą lub nie chcą się aktywizować (w tym osoby chore, niepełnosprawne, prowadzące gospodarstwa domowe lub po prostu nie podejmujące pracy) i oczywiście najbardziej nas tu interesująca grupa, jaką są osoby nieaktywne zawodowo ze względu na wiek, czyli potencjalni emeryci. Ostrość problemu podziału funduszu konsumpcji między aktywnych i nieaktywnych zawodowo będzie
88
fot. Tomasz Chmielewski
oczywiście ulegała złagodzeniu wraz ze zmniejszaniem się udziału nieaktywnych zawodowo w całości populacji. Można to osiągnąć przez przyspieszenie aktywności zawodowej młodych, opóźnienie momentu przechodzenia na emeryturę, a przede wszystkim przez zwiększenie stopnia aktywności zawodowej ludzi w wieku produkcyjnym. Pierwszy z tych sposobów we współczesnym społeczeństwie jest mało realny, gdyż okres kształcenia niezbędnego do uzyskania pełnej zdolności do aktywizacji zawodowej ulega raczej wydłużeniu niż skróceniu. Drugi sposób próbowano zastosować w Polsce i próbuje się stosować w wielu państwach europejskich. Natrafia on jednak na znaczny opór społeczny, którego skutkiem w Polsce było przywrócenie przez PiS wcześniejszych (niższych) granic wieku emerytalnego. Najbardziej efektywnym i budzącym najmniej kontrowersji społecznych sposobem łagodzenia obciążenia aktywnych zawodowo świadczeniami na rzecz emerytów byłoby zapewne zwiększenie stopnia aktywności zawodowej ludzi w wieku produkcyjnym. W szczególności w Polsce występują w tym zakresie istotne rezerwy. W gronie państw
NOWY
BYWATEL · NR 28 (79) · ZIMA 2018
europejskich Polska charakteryzuje się bowiem jednym z najniższych wskaźników aktywizacji zawodowej. W ostatnim kwartale 2017 r. współczynnik aktywności zawodowej wyniósł w Polsce 61,3% wobec średniej europejskiej wynoszącej 64,7%. Niewątpliwie na poprawę tego wskaźnika wpływa spadek bezrobocia, jednak utrzymywanie się go (mimo niskiego bezrobocia) na niższym niż przeciętna europejska poziomie świadczy o tym, że istnieją tu jeszcze istotne rezerwy dla poprawy sytuacji. Na razie jednak polityka społeczna i gospodarcza prowadzone w Polsce w niewielkim stopniu służą rozwiązaniu tego problemu. Dyskutując o reformie systemu emerytalnego należy zatem w pełni uświadomić sobie konsekwencje tego, że rozwiązania podstawowego problemu zaopatrzenia emerytalnego – jakim jest rosnąca skala obciążenia bieżącego dochodu świadczeniami na rzecz emerytów – można szukać jedynie w zwiększaniu rozmiarów wytwarzanego dochodu i w poprawie proporcji między aktywnymi i nieaktywnymi zawodowo. Natomiast wszelkie inne zmiany systemu oznaczają jedynie mieszanie niedosłodzonej herbaty.
89
Prawda 2: Różne systemy emerytalne różnią się między sobą tylko tym, w oparciu o jakie mechanizmy pracujący finansują świadczenia emerytalne oraz jak środki te są dzielone między nieaktywnych zawodowo. Dopiero ta prawda pozwala na właściwe podejście do kształtowania systemów emerytalnych. Różne systemy emerytalne (takie jak system budżetowy, solidarnościowy ze zdefiniowanym świadczeniem czy kapitałowy o zdefiniowanej składce, oparte na obowiązkowej składce płaconej przez pracowników lub pracodawców czy oparte na dobrowolnych lub przymusowych oszczędnościach czynionych przez pracujących) różnią się bowiem jedynie dwoma cechami: 1. na podstawie jakich (mniej lub bardziej dobrowolnych) mechanizmów obecni pracujący obciążani są kosztami świadczeń na rzecz emerytów; 2. w jakich proporcjach oraz w oparciu o jakie kryteria i zasady środki te są dzielone między nieaktywnych zawodowo. Wybór systemu emerytalnego w zasadzie nie wpływa na wysokość całkowitego obciążenia bieżącego dochodu świadczeniami na rzecz emerytów. Oczywiście przyjęcie w systemie emerytalnym określonych i względnie trwałych zasad i reguł obciążania (świadczenia) obecnie pracujących na rzecz emerytów określa zwrotnie wysokość środków, o jakie zostanie zmniejszona bieżąca konsumpcja aktywnych zawodowo na rzecz zaspokojenia potrzeb konsumpcyjnych emerytów, a tym samym fundusz, jaki będzie można między nich dzielić. I odwrotnie: określenie trwałych zasad zaspokajania potrzeb emerytów (reguł określających warunki uzyskania i wysokość emerytur) wyznacza wielkość zapotrzebowania na środki kierowane do emerytów, a w konsekwencji skalę koniecznego obniżenia obecnej konsumpcji aktywnych zawodowo. Jednak to nie wybór systemu emerytalnego, a sytuacja demograficzna i ekonomiczna jest głównym czynnikiem określającym stopę obciążenia obecnie pracujących świadczeniami na rzecz emerytów. Nie ma przy tym żadnej gwarancji, że da się skonstruować system emerytalny, w którym wielkość zapotrzebowania na środki kierowane do emerytów zgodnie z przyjętymi zasadami ich wypłacania nie przekroczy środków pozyskiwanych na ten cel od obecnie pracujących. W rezultacie w sytuacji, gdy zapotrzebowanie na środki niezbędne na zaspokojenie potrzeb emerytalnych wynikających z przyjętego systemu przekroczy środki pozyskiwane zgodnie z tym systemem od pracujących, rolę bufora wypełniającego tę lukę przyjmuje na ogół na siebie państwo. Może ono albo dofinansować środki emerytalne z budżetu, tzn. przymusowo ograniczyć
wielkość konsumpcji obecnie aktywnych zawodowo przez odpowiednie obciążenie podatkowe, albo poprzez prawne zmiany w zasadach funkcjonowania funduszy emerytalnych ograniczyć wysokość wypłacanych emerytur. Co z prawd podstawowych wynika dla konstrukcji systemu emerytalnego? Uwzględniając fakt, że system emerytalny tak lub inaczej określa obciążenie obecnie aktywnych zawodowo świadczeniami na rzecz emerytów, powinien być on skonstruowany tak, by z jednej strony zapewnić zaspokojenie uznanych w danej sytuacji społeczno-ekonomicznej potrzeb emerytów, z drugiej zaś umożliwić zgromadzenie niezbędnych na to środków w sposób możliwie najmniej bolesny i społecznie akceptowalny. Dla określenia wielkości zapotrzebowania na środki gromadzone w ramach różnych form zabezpieczenia emerytalnego we współczesnych warunkach kluczowe znaczenie ma uznanie dwóch podstawowych postulatów (zasad) kształtowania świadczeń emerytalnych: 1. żaden członek społeczeństwa wchodzący w wiek emerytalny nie powinien być pozostawiony bez środków umożliwiających zaspokojenie jego podstawowych potrzeb; 2. wysokość środków uzyskiwanych po zaprzestaniu aktywności zawodowej powinna być zróżnicowana w zależności od wcześnie uzyskiwanych dochodów i nie powinna powodować konieczności drastycznego obniżenia poziomu życia w porównaniu z okresem wcześniejszym. Natomiast, jak się wydaje, wybór sposobów pozyskania środków na potrzeby emerytalne powinien być podporządkowany następującym zasadom (postulatom): 1. powinien zapewniać ich dopływ w wysokości umożliwiającej zaspokojenie uznanych w danym okresie potrzeb; 2. powinien być możliwie stabilny i obciążony niewielkim ryzykiem; 3. powinien być postrzegany jako społecznie sprawiedliwy i nie powodować dodatkowych (poza ograniczeniem konsumpcji bieżącej) negatywnych konsekwencji ekonomicznych i społecznych. 1. Zapotrzebowanie na środki gromadzone w ramach różnych form zabezpieczenia emerytalnego Spełnienie pierwszego z postulatów określających zapotrzebowanie na fundusze emerytalne można uzyskać dzięki takim rozwiązaniom, jak wypłata zasiłków w ramach pomocy społecznej, określenie minimalnej emerytury gwarantowanej przez państwo
90
czy wreszcie, postulowane ostatnio, stworzenie systemu tzw. emerytury obywatelskiej. Oczywiście emerytura obywatelska jest tym rozwiązaniem, które najpełniej realizuje postulat zapewnienia każdemu emerytowi (wchodzącemu w wiek emerytalny) zaspokojenia jego podstawowych potrzeb. Główną zaletą tego rozwiązania jest jego powszechność oraz brak (prócz wieku) wstępnych warunków jego uzyskania. Skorzystanie z tego świadczenia nie wymaga bowiem ani upokarzającego starania się o pomoc społeczną, ani nie jest związane z wcześniejszą aktywnością zawodową, co może być szczególnie istotne w sytuacji osób niepełnosprawnych, zatrudnianych wcześniej na umowy śmieciowe i/lub bezrobotnych, a także niepracujących kobiet prowadzących w wieku aktywności zawodowej gospodarstwa domowe. Natomiast podstawowe problemy związane z ewentualnym wprowadzeniem emerytury obywatelskiej dotyczą tego, w jakiej wysokości społeczeństwo może takie emerytury zagwarantować oraz poprzez jaki mechanizm uzyskać środki na ich finansowanie. Pierwsza kwestia sprowadza się do tego, czy będzie to emerytura na poziomie minimum biologicznego (absolutnego), minimum socjalnego, czy może w wysokości zależnej od przeciętnego poziomu zamożności społeczeństwa, np. określona jako pewien procent średniego wynagrodzenia czy dochodu osób aktywnych zawodowo. Natomiast określenie sposobu finansowania emerytur obywatelskich sprowadza się do wyboru między bezpośrednim finansowaniem ich z budżetu a utworzeniem odrębnego funduszu emerytur obywatelskich, tworzonego ze specjalnej daniny (składki czy podatku) obciążającego osoby i/lub podmioty uzyskujące dochody. Za bezpośrednim finansowaniem emerytur obywatelskich z budżetu przemawia z jednej strony to, że w pewnej części służyć temu mogłyby środki zaoszczędzone w budżecie na wydatkach na pomoc społeczną oraz na zagwarantowanie emerytury minimalnej, z drugiej zaś fakt, że przy konieczności oparcia emerytur obywatelskich na zasadzie zdefiniowanego świadczenia, budżet byłby źródłem zapewniającym najbardziej elastyczne dostosowanie środków do zmieniającej się wielkości zapotrzebowania. Natomiast słabością takiego rozwiązania jest to, iż wobec zmieniającej się sytuacji finansów publicznych i wobec dużej liczby celów polityki gospodarczej i społecznej, politycy mogliby manipulować środkami przeznaczonymi na sfinansowanie emerytur obywatelskich poprzez koniunkturalną zmianę reguł ich przyznawania i wypłacania. Natomiast za wyodrębnieniem funduszu emerytur obywatelskich przemawia większa stabilność źródeł ich finansowania i uwolnienie tej sfery od
NOWY
BYWATEL · NR 28 (79) · ZIMA 2018
fot. Tomasz Chmielewski
bezpośredniego wpływu aktualnych interesów politycznych. Jednocześnie należy zdawać sobie sprawę z tego, że nie da się skonstruować takich zasad i mechanizmu poboru świadczeń na rzecz tego funduszu, który wobec zmieniającej się sytuacji demograficznej i gospodarczej zawsze zapewniałby zaspokojenie potrzeb wynikających ze zdefiniowanego świadczenia emerytury obywatelskiej. W rezultacie w systemie takim koniecznością stałoby się albo odejście od zasady zdefiniowanej wysokości emerytury obywatelskiej na rzecz każdorazowego manipulowania jej wysokością w zależności aktualnej sytuacji finansowej funduszu, albo, przy zachowaniu zasady zdefiniowanego świadczenia, potraktowanie budżetu jako buforu uzupełniającego ewentualne braki środków dopływających do funduszu emerytur obywatelskich. Z kolei realizacja drugiego ze wskazanych tu postulatów konstrukcji systemu emerytalnego, jakim jest dążenie do ich zróżnicowania i zapewnienia emerytom środków umożliwiających im utrzymanie dotychczasowego poziomu konsumpcji, wymaga wprowadzenia takich mechanizmów kształtowania wysokości uprawnień emerytalnych,
91
wcześniejszego wkładu w wypracowanie dochodu i uzyskanego dzięki temu poziomu konsumpcji, jednak nie zapewnia, że rozmiary uzyskiwanych dzięki nim emerytur nie ukształtują się na poziomie wymuszającym drastyczne obniżenie dotychczasowego poziomu konsumpcji. O tym zadecyduje bowiem nie sama konstrukcja systemu emerytalnego (czy będzie to system kapitałowy, czy repartycyjny, o zdefiniowanej składce lub zdefiniowanym świadczeniu), lecz to, na jakim poziomie ukształtowana zostanie wysokość ewentualnych świadczeń czy oszczędności lub przeliczniki określające wysokość emerytury w zależności od wcześniej uzyskiwanych dochodów. Jeśli więc jednym z zarzutów stawianych systemowi OFE było to, że uzyskiwane z niego emerytury ukształtują się na poziomie jedynie 30-40% stopy zastąpienia, to był to zarzut o tyle nietrafiony, że prostym lekarstwem na tę słabość byłoby podniesienie wysokości składek wnoszonych do tego systemu.
które uzależniałyby je od wysokości dochodów uzyskiwanych przez emeryta w trakcie jego aktywności zawodowej. Może to być, jak w dawnym systemie emerytalnym, algorytm określający wysokość emerytury na podstawie stażu pracy i wysokości otrzymywanych wynagrodzeń, lub oparty na mechanizmie kapitałowym rachunek wyliczający wysokość emerytury jako funkcję składek (jak w kontach kapitałowych w ZUS) czy oszczędności (jak w OFE lub PPK) przekazywanych w trakcie aktywności zawodowej na rzecz systemu emerytalnego. W tym drugim przypadku (rachunek kapitałowy) przyjmuje się przy tym, że wielkość oszczędności (świadczeń) na rzecz funduszy emerytalnych dokonywanych w trakcie aktywności zawodowej jest funkcją wysokości uzyskiwanych dochodów, co spowoduje, że wysokość świadczeń emerytalnych wyliczanych w oparciu o podejście kapitałowe będzie zróżnicowana w sposób proporcjonalny do wcześniejszego zróżnicowania dochodów. Przyjęcie któregokolwiek ze wskazanych tu mechanizmów określania wysokości emerytur zapewnia wprawdzie ich zróżnicowanie w zależności od
2. Sposoby zbierania środków na zaspokojenie potrzeb emerytalnych Dochodzimy do tego, jak można kształtować system emerytalny w tym aspekcie, który określa sposoby ściągnięcia (skłonienia) od obecnie aktywnych zawodowo części ich dochodów z przeznaczeniem na zaspokojenie potrzeb emerytów. W bardzo tradycyjnych, opartych na normach zwyczajowych sposobach zabezpieczenia społecznego środki te uzyskiwano na zasadzie dobrowolnych świadczeń np. ze strony dzieci na rzecz rodziców i dziadków, albo środków kierowanych do instytucji charytatywnych zajmujących się opieką nad ludźmi starymi. Był to sposób bardzo niesprawiedliwy i nieefektywny, żeby tylko przypomnieć tzw. wycug, czyli, jak to opisał Krzysztof Teodor Toeplitz, „praktykę stosowaną na wsiach wobec starych i niedołężnych już rodziców, których, po przekazaniu przez nich gospodarstwa dzieciom, upycha się w jakimś kącie, często w obórce, daje jeść byle co i czeka, aż umrą”. W klasycznych, lecz już zinstytucjonalizowanych systemach emerytalnych (np. w systemie ubezpieczeniowym wprowadzonym przez Bismarcka), metodą tą było pobieranie od pracujących i/lub opłacanie przez pracodawców składek ubezpieczenia emerytalnego. Mechanizm ten okazywał się wysoce efektywny, jeśli z jednej strony zagwarantowane zostaną jego powszechność i obowiązkowość, z drugiej zaś wtedy, gdy okres i stopień aktywizacji zawodowej były wysokie, a okres korzystania ze świadczeń emerytalnych względnie krótki. Pozwalało to, przy dość niskim obciążeniu aktywnych zawodowo składką ubezpieczeniową, na sfinansowanie „względnie wysokich” emerytur. W tych warunkach, z punktu widzenia realizacji celów systemu
92
emerytalnego, tj. zaspokojenia potrzeb emerytów, mechanizm taki zapewniał stabilność i pewność uzyskiwanych dochodów oraz uniezależnienie świadczeń emerytalnych od indywidualnej sytuacji rodzinnej czy skali działania i zamożności instytucji charytatywnych. Problem z efektywnością tego systemu pojawił się jednak, gdy w wyniku wskazywanych wcześniej procesów demograficznych i cywilizacyjnych proporcje między aktywnymi zawodowo a emerytami uległy istotnej zmianie na korzyść tych ostatnich. Spowodowało to konieczność albo istotnego podwyższenia składek wnoszonych przez aktywnych zawodowo, albo obniżenia wysokości gwarantowanych wcześniej emerytur, albo dofinansowania systemu z budżetu państwa. W pewnym zakresie, choć na ogół nie jako rozwiązanie powszechne, jako źródło zaspokojenia potrzeb emerytów wykorzystuje się bezpośrednie ich finansowanie z budżetu państwa. W obecnym systemie emerytalnym działającym w Polsce w taki sposób finansowane są m.in. emerytury wojskowych i policjantów. Wreszcie, w rozpowszechniających się obecnie systemach kapitałowych środki na zaspokojenie potrzeb emerytalnych pochodzą z „oszczędności” gromadzonych przez obecnie pracujących na kontach emerytalnych w odpowiednich funduszach, takich jak Fundusz Ubezpieczeń Społecznych, OFE czy PPK. Jeśli wielkość tych oszczędności wystarczy na sfinansowanie świadczeń emerytalnych, to cały system uznamy za zrównoważony. Jeśli jednak wielkość oszczędności zgromadzonych w funduszach kapitałowych jest zbyt niska, by zaspokoić potrzeby emerytalne, w całym systemie pojawi się deficyt, który doprowadzi albo do obniżenia wysokości świadczeń emerytalnych, albo będzie wymagał dofinansowania całego systemu ze środków budżetowych. To ostatnie będzie zaś równoznaczne z koniecznością zwiększenia obciążeń podatkowych lub ograniczenia innych funkcji państwa finansowanych z budżetu. Dodatkowym źródłem problemów z zaspokojeniem potrzeb emerytów w systemach kapitałowych jest to, że gromadzone w nich środki (oszczędności) nie są kierowane na zaspokojenie potrzeb emerytalnych bezpośrednio, lecz za pośrednictwem rynku kapitałowego. W systemie OFE odbywało się to głównie drogą ulokowania zgromadzonych oszczędności w obligacjach Skarbu Państwa, które dopiero stanowiły źródło dofinansowania funduszy emerytalnych. Przy innych systemach kapitałowych (także PPK) środki te lokowane są w innych formach papierów wartościowych, w szczególności w akcjach, a wtedy w ogóle nie mogą być wykorzystane na sfinansowanie
NOWY
BYWATEL · NR 28 (79) · ZIMA 2018
bieżących emerytur tak długo, dopóki nie zostaną upłynnione i zamienione na gotówkę. W rezultacie systemy kapitałowe albo hamują proces zamiany bieżących oszczędności na świadczenia emerytalne, albo tworzą na rynku dodatkową podaż posiadanych przez siebie papierów wartościowych, prowadząc do obniżenia ich ceny i ograniczenia środków służących zaspokojeniu potrzeb emerytalnych. Nie rozwijając tu szerzej innych słabości systemów kapitałowych, takich jak zależność ich zdolności do wypłaty świadczeń od aktualnej koniunktury gospodarczej i giełdowej czy brak w nich zabezpieczeń przed procesami inflacyjnymi, można stwierdzić, że kapitałowe systemy gromadzenia środków na zaspokojenie potrzeb emerytalnych okazują się rozwiązaniem: ˭˭ kosztownym – im więcej etapów pośrednich przy zamianie oszczędności na świadczenia emerytalne, tym wyższe koszty transakcyjne kolejnych operacji; ˭˭ niestabilnym – wprawdzie obowiązkowość i prawne określenie wysokości składek na te fundusze mogą zapewnić stabilność dopływu do nich środków, lecz zamiana tych środków na świadczenia emerytalne jest już obciążona ryzykiem związanym ze stanem rynków kapitałowych, co powoduje niestabilność dopływu środków na zaspokojenie potrzeb emerytalnych; ˭˭ (w przypadku systemów dobrowolnych) nie zapewniającym zgromadzenia ilości środków umożliwiających zaspokojenie potrzeb emerytalnych.
Wnioski W praktycznych rozwiązaniach systemów emerytalnych mamy najczęściej do czynienia z pewną kombinacją zarówno zasad określania wysokości świadczeń emerytalnych, jak i sposobów pozyskiwania środków służących ich sfinansowaniu. To, jak tę kombinację należałoby ukształtować w obecnych warunkach w Polsce, wymaga odrębnego szczegółowego rozważenia wykraczającego poza ramy tego artykułu. Natomiast na podstawie przedstawionej dotąd charakterystyki sposobów kształtowania świadczeń emerytalnych i pozyskiwania na ten cel środków od obecnie aktywnych zawodowo, można sformułować poniższe twierdzenia. System emerytalny powinien składać się z co najmniej dwóch mechanizmów zaspokajania potrzeb emerytalnych: pierwszego, zapewniającego minimalne zabezpieczenie wszystkim wchodzącym w wiek emerytalny, i drugiego, umożliwiającego utrzymanie przechodzącym na emeryturę dotychczasowego poziomu życia. Pierwszy z tych mechanizmów mógłby działać na zasadzie ustanowienia tzw. emerytury obywatelskiej, natomiast drugi powinien
93
fot. Tomasz Chmielewski
opierać się na systemie zdefiniowanego świadczenia, czy to związanego z mechanizmem ubezpieczeniowym, czy kapitałowym. Zawsze jednak gwarantowanym przez budżet państwa w sytuacji wystąpienia różnicy między wielkością gwarantowanych świadczeń a ilością środków zebranych w systemach ubezpieczeniowym czy kapitałowym. Mechanizm pozyskiwania środków na zaspokojenie potrzeb emerytalnych może być zróżnicowany w zależności od rodzaju zaspokajanych potrzeb, jednak zawsze należy pamiętać, że gromadzenie tych środków na funduszach kapitałowych jest na ogół najmniej skutecznym i efektywnym środkiem zaspokojenia potrzeb emerytalnych. Równocześnie należy uwzględnić to, że zaspokajanie potrzeb emerytalnych bezpośrednio z budżetu uzależnia je od sytuacji, koniunktury, a nawet nastawienia ideologicznego aktualnej władzy politycznej. Prowadzi to do wniosku, że w najkorzystniejszym miksie zdobywania środków na cele emerytalne kluczowa rola powinna przypadać wyodrębnionym i opartym na obowiązkowych składkach (ubezpieczeniowym) funduszom emerytalnym. Środki budżetowe mogą być wtedy traktowane jako źródło rezerwowe, uruchamiane jedynie gdy zagrożone jest zachowanie równowagi systemu. Natomiast mechanizm funduszy kapitałowych, jako najbardziej kosztowny i obarczony najwyższym ryzykiem, może być wykorzystywany tylko jako uzupełniający i skierowany do ograniczonej i najbogatszej części społeczeństwa sposób pozyskiwania środków na cele emerytalne.
Na zakończenie należy zastrzec, że w przedstawionym tu rozumowaniu abstrahowano od sytuacji, gdy oszczędności zgromadzone przez emerytów wykupywane są nie przez obecnie aktywnych zawodowo, lecz przez inwestorów zagranicznych, co oznacza, że to zagranica finansuje konsumpcję emerytów. Pominięto tu także skierowanie przez emerytów na rynek ich oszczędności gotówkowych. Wprawdzie także nie uszczupla to bezpośrednio konsumpcji obecnie aktywnych zawodowo, lecz wiąże się powiększeniem podaży pieniądza, co może skutkować spadkiem jego siły nabywczej. Trzeba tu także wskazać, że rozumowanie przedstawione w tym artykule dotyczy konstrukcji systemu emerytalnego tworzonego jakby od nowa. W rzeczywistości mamy jednak do czynienia z sytuacją, w której zarówno obecni emeryci, jak i olbrzymia większość obecnie aktywnych zawodowo, podlegała już wcześniejszym systemom emerytalnym i nabyła w nich określone uprawnienia. W konsekwencji każda próba ukształtowania nowego systemu emerytalnego musi natrafić na problemy związane z przejściem do niego. Przy czym jeśli chce się respektować zasadę utrzymania praw nabytych, oznacza to 30-40-letni okres przejściowy, w którym równolegle funkcjonują stare i nowe systemy emerytalne. Jak pokazały losy reformy przeprowadzonej w 1998 r., problemy, jakie to rodzi, mogą podważyć realność i sens takiej reformy. Jednak to, jak przeprowadzić reformę przez okres przejściowy, wymagałoby omówienia w odrębnym artykule.
130
Z POLSKI RODEM
Demonstracja poparcia dla Rządu Ludowego na Placu Saskim w Warszawie, 15.11.1918
Polska Ludowa 1.0 dr hab. Jarosław Tomasiewicz
T
o nieprawda, że na początku XX wieku Polacy jak jeden mąż walczyli o Niepodległość. Olbrzymia większość społeczeństwa pozostawała bierna politycznie, żyjąc w kręgu codziennych trosk. Sama świadomość narodowa szerokich mas, zwłaszcza na wsi, była świeża i powierzchowna. W warstwach wykształconych idea wolnej Polski, owszem, występowała, ale raczej jako niezobowiązująca legenda „starych dobrych czasów” lub odsunięty w nieokreśloną przyszłość mit, a nie jako realny program polityczny. Wilhelm Feldman w swej pracy „Dzieje polskiej myśli politycznej 1864-1914” przedstawia wymowną tabelę „Stronnictwa polskie w Warszawie w r. 1906” – wynika z niej, że jedynym ugrupowaniem jednoznacznie stawiającym postulat niepodległości Polski była Polska Partia Socjalistyczna – Frakcja Rewolucyjna. Inne partie lewicy (SDKPiL, PPS-Proletariat, PPS-Lewica), centrum (Postępowa Demokracja, Polska Partia Postępowa) i prawicy (narodowi demokraci, realiści) zadowalały się – przynajmniej w bliższej perspektywie – autonomią, niepodległość uznając za nierealną lub niecelową. Później sytuacja nieco się zmieniła. W 1908 r. ukształtował się drugi ośrodek niepodległościowy:
NOWY
BYWATEL · NR 28 (79) · ZIMA 2018
lewe skrzydło Narodowej Demokracji, krytykujące ugodową politykę kierownictwa wobec caratu i zarazem silniej akcentujące kwestie socjalne, wyłamało się z obozu narodowego. Tzw. Fronda objęła Narodowy Związek Robotniczy, Narodowy Związek Chłopski, grupę inteligencji używającą nazwy Związek Niepodległości oraz Organizację Młodzieży Niepodległościowej „Zarzewie”. Z inicjatywy zarzewiaków powstała tajna Armia Polska, która w Galicji działała pod przykrywką legalnych Polskich Drużyn Strzeleckich. Tymczasem PPS-Frakcja pozyskiwała sojuszników – a właściwie tworzyła ich sobie. W 1908 r. powstał paramilitarny Związek Walki Czynnej, w którego szeregach zamierzano skupić bezpartyjny element niepodległościowy. Legalnym frontem ZWC stał się Związek Strzelecki działający w Galicji. W 1912 r. na bazie Wydziału Wiejskiego PPS powstał Związek Chłopski (Michał Sokolnicki, Zofia Daszyńska-Golińska), nieco później do działalności w środowisku inteligenckim został powołany Związek Patriotów (Artur Śliwiński). Jednostronne koncentrowanie się Frakcji na działalności niepodległościowej i wojskowej wywołało opór w partii. W 1912 r. niezadowoleni utworzyli pod wodzą Feliksa Perla PPS-Opozycję, która,
131
nie porzucając hasła niepodległości, podtrzymywała socjalistyczną ideologię i pracę masową wśród robotników. W 1914 r. Opozycja wróciła w skład macierzystej partii, którą z kolei opuścił Piłsudski. Oba ośrodki – niepodległościowo-socjalistyczny i narodowo-niepodległościowy – w latach 1912-1914 współdziałały w ramach Komisji Tymczasowej Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych. Patrząc z perspektywy historycznej, różnice ideologiczne między nimi nie były wielkie. Socjaliści ustami Ignacy Daszyńskiego głosili, że „Pierwszym warunkiem rozwoju socjalizmu pozostaje w każdym kraju niepodległość i autonomia narodu”. Współbrzmiały z tym deklaracje zarzewiaków: „Sprawa emancypacji ludu jest sprawą przyszłości narodu. […] droga do wyzwolenia i sprawiedliwości społecznej prowadzi przez Niepodległą Polskę Ludową”. Przed stu laty różnice te były jednak na tyle wielkie, że po wybuchu I wojny światowej ugrupowania o socjalistycznej inspiracji zblokowały się w Unii Stronnictw Niepodległościowych, a te o endeckiej proweniencji – w Konfederacji Polskiej. Jedynym przykładem przełamania genealogicznych podziałów było utworzenie Polskiego Stronnictwa Ludowego w Królestwie Polskim (później PSL „Wyzwolenie”), które powstało w 1915 r. z połączenia Związku Chłopskiego, Narodowego Związku Chłopskiego i ruchu skupionego wokół pisma „Zaranie”. Z kolei Związek Patriotów w 1917 r. przyjął nazwę Stronnictwo Niezawisłości Narodowej. Jedni i drudzy – niepodległościowi socjaliści i narodowi niepodległościowcy – odnaleźli się w Legionach i w będącej ich zapleczem Polskiej Organizacji Wojskowej. Pamiętać należy, że Legiony były armią nowego typu, wojskiem demokratycznym, co symbolizowała ich odznaka – orzełek bez korony. W formacji zwracano się do siebie per „obywatelu”, wszyscy otrzymywali równy żołd, oficerowie żyli w takich samych warunkach jak szeregowcy. Relacje między oficerami a żołnierzami były, rzec można, koleżeńskie, a szacunek dla przełożonego oparty na zaufaniu. Legiony miały swój wkład w emancypację kobiet: przy I Brygadzie istniał Żeński Oddział Wywiadowczy (należała doń m.in. Aleksandra Szczerbińska, późniejsza żona Józefa Piłsudskiego). Wśród 40 tysięcy legionistów znalazło się też 648 Żydów. Dawni legioniści jeszcze w 1937 r. w swym piśmie „Wola i Czyn” podkreślali, że legionowa „Idea Szóstego Sierpnia” to „nie tylko chorągiew z Białym Orłem powstańczym, ale i czerwień sztandaru Polski Ludowej”. Stąd fakt, ambarasujący urzędową historiografię zarówno w PRL, jak i w Trzeciej Rzeczypospolitej, że przez Legiony przewinęło się wielu przyszłych komunistów: Walery Bagiński, Władysław Broniewski, Marian Buczek… by tylko rozpocząć listę.
Nie były to ruchy masowe. W chwili wybuchu I wojny aktywa PPS w Królestwie stanowiło kilkanaście inteligenckich i robotniczych kółek, siły innych ugrupowań niepodległościowych były porównywalne. Pierwsza Kadrowa liczyła około 150 żołnierzy. Ich przyjęcie w Królestwie nie było entuzjastyczne – tu przeważały wpływy prorosyjskiej endecji. Legioniści z goryczą wspominali, jak w Kielcach witały ich zatrzaśnięte okiennice. „Kieleckie, podobnie jak Zagłębie, jak Ostrowiec i Starachowice, pozostały bierną masą, nie ruszyły się na żadne wezwanie. Naród, nawykły do klęsk i rozczarowań, lud niewierzący w możliwość rewolucji […] – przedstawiały obraz bierności, zastoju, pasywizmu. […] Poszła za nim [Piłsudskim – przyp. J. T.] tylko garstka” – pisał Sokolnicki. Jednak ta garstka straceńców to opisywana przez Sorela aktywna mniejszość, bez której niepodległość nie ziściłaby się tak, jak nie ziściła się na skutek słabości ruchów niepodległościowych choćby na Białorusi czy Ukrainie. Nie popadajmy jednakowoż w mitomanię. Nie zawsze „chcieć to móc”. Heroizm konspiratorów, strzelców i legionistów nie wydałby owoców, gdyby nie sprzyjające warunki zewnętrzne. Propaganda PRL do znudzenia przypominała, że Polska zawdzięcza swą niepodległość rewolucji październikowej – bo Lenin uznał prawo narodów do samostanowienia, bo Piotrogrodzka Rada Delegatów Robotniczych już w marcu 1917 r. poparła niepodległość Polski, bo rząd bolszewicki w sierpniu 1918 r. unieważnił traktaty rozbiorowe. Fakt, bolszewicy uznawali odśrodkowe dążenia ciemiężonych narodów za czynnik osłabiający carat, a więc sprzyjający rewolucji, jednak akty prawne Rosji sowieckiej miały znaczenie czysto symboliczne, skoro ziemie polskie w 1918 r. pozostawały pod okupacją Państw Centralnych. Natomiast realnie nie byłoby niepodległości Polski bez rewolucji niemieckiej. Nieliczne bojówki słabo uzbrojonych peowiaków nie miałyby szans w starciu z niemieckimi garnizonami (w samej tylko Warszawie stacjonowało 17 tysięcy żołnierzy Cesarstwa!), gdyby morale tychże nie zdruzgotała rewolucja. I to rewolucyjny rząd republikańskich Niemiec uwolnił z Magdeburga Piłsudskiego. Nie uprzedzajmy wszakże wypadków… Jeszcze wcześniej rewolucyjne wrzenie ogarnęło Austro-Węgry, które okazały się kolosem na glinianych nogach, sztucznym zlepkiem narodów spajanych jedynie biurokratycznymi procedurami. 16 października 1918 r. cesarz Karol, chcąc uratować monarchię habsburską, wydał manifest proklamujący przekształcenie jej w federację. Nie zahamowało to dążeń niepodległościowych. 19 października powstała Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego z udziałem głównych polskich partii politycznych – jako ciekawostkę podać można, że pod naciskiem
132
socjalistów cieszyńscy endecy zgodzili się na postulat nacjonalizacji przemysłu. 28 października proklamowano powstanie Czechosłowacji. Tego samego dnia w Krakowie utworzona została Polska Komisja Likwidacyjna, która przejęła zarząd nad Galicją; w jej skład wchodzili przedstawiciele wszystkich większych ugrupowań: ludowiec Wincenty Witos, socjalista Ignacy Daszyński, endek Aleksander hr. Skarbek, katolik ks. Józef Londzin. Rozkład ogarnął zwłaszcza austriacką administrację okupacyjną w południowej części Królestwa Polskiego. W Zagłębiu Dąbrowskim robotnicy już 2 listopada przystąpili do rozbrajania okupantów. 5 listopada w Lublinie powstała pierwsza na ziemiach polskich Rada Delegatów Robotniczych, która wezwała do ustanowienia Republiki Ludowej. Następnego dnia na potężnym wiecu chłopskim w Tarnobrzegu ks. Eugeniusz Okoń i kpt. Tomasz Dąbal proklamowali utworzenie tzw. Republiki Tarnobrzeskiej. Władza, jak zanotował Stanisław Thugutt, „nie tylko leżała na bruku, ale pchała się w ręce”. 1 listopada w warszawskim mieszkaniu Śliwińskiego przy ulicy Pięknej 11 miała miejsce tajna narada polityków lewicy niepodległościowej. Zdecydowano wówczas o obaleniu utworzonej przez niemieckiego okupanta Rady Regencyjnej i powołaniu lewicowego rządu niepodległej Polski. Nazajutrz konspiratorzy wyjechali do Lublina, w którym dowództwo wojsk polskich przejął z nadania RR Edward Rydz-Śmigły. W nocy z 6 na 7 listopada ukonstytuował się Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej. W jego skład weszli: premier i minister spraw zagranicznych Ignacy Daszyński (Polska Partia Socjalno-Demokratyczna), minister komunikacji Jędrzej Moraczewski (PPSD), minister pracy i opieki społecznej Tomasz Arciszewski (PPS), minister robót publicznych Marian Malinowski (PPS), minister przemysłu Bronisław Ziemięcki (PPS), minister spraw wojskowych Edward Rydz-Śmigły (POW), minister spraw wewnętrznych Stanisław Thugutt (PSL „Wyzwolenie”), minister rolnictwa Juliusz Poniatowski (PSL „Wyzwolenie”), minister oświaty Gabriel Dubiel (PSL „Piast”), minister informacji i propagandy Wacław Sieroszewski (SNN), minister skarbu Medard Downarowicz (SNN) oraz ministrowie bez teki Tomasz Nocznicki i Błażej Stolarski z „Wyzwolenia”; stanowisko ministra aprowizacji przewidziano dla Wincentego Witosa, jednak lider „Piasta”, będący zwolennikiem rządu jedności narodowej (tj. z udziałem endeków), funkcji nie przyjął. Swój program rząd ludowy wyłożył w manifeście „Do Ludu Polskiego!”. Oznajmiwszy, że „W gruzy walą się rządy kapitalistów, fabrykantów i obszarników”, proklamowano ustanowienie Polskiej Republiki Ludowej (nazwa Republika Polska dopiero w lutym 1919 r. została zastąpiona przez Rzeczpospolitą). Manifest deklarował: 1. kontynuowanie walki o odzyskanie
NOWY
BYWATEL · NR 28 (79) · ZIMA 2018
pełnej niepodległości i zjednoczenie ziem polskich; 2. wprowadzenie republikańskiej formy rządów; 3. zwołanie Sejmu Ustawodawczego pochodzącego z demokratycznych pięcioprzymiotnikowych wyborów; 4. równouprawnienie obywateli „bez różnicy pochodzenia, wiary i narodowości”; 5. wolność sumienia, druku, słowa, zgromadzeń, pochodów, zrzeszeń, związków zawodowych i strajków; 6. demokratyczny samorząd w mieście i na wsi; 7. wprowadzenie 8-godzinnego dnia pracy; 8. przymusowe wywłaszczenie własności obszarniczej i oddanie ziemi w ręce chłopów bezrolnych i małorolnych pod kontrolą państwa; 9. upaństwowienie dróg, lasów, kopalń, salin, przemysłu naftowego oraz „innych działów przemysłu, gdzie się to da od razu uczynić”; 10. udział robotników w zarządzaniu nieupaństwowionymi zakładami produkcyjnymi; 11. wprowadzenie prawa o ochronie pracy oraz ubezpieczeń od bezrobocia, chorób i starości; 12. powszechne, obowiązkowe i bezpłatne świeckie nauczanie w szkole; 13. walkę ze spekulacją i konfiskatę majątków pochodzących ze spekulacji; 14. organizację ludowej armii i milicji; 15. uznanie prawa do samostanowienia narodów Litwy, Białorusi i Ukrainy oraz pokojowe rozwiązanie sporów z nimi. Co jednak istotne, większość reform miała być wdrożona dopiero przez demokratycznie wybrany parlament. Polska jeszcze nie była niepodległą, a już zagroziła jej wojna domowa. Członkowie POW aresztowali zapobiegawczo oficerów wiernych Radzie Regencyjnej, ale na wieść o utworzeniu rządu ludowego batalion tzw. Polnische Wehrmacht (siły zbrojnej RR) pod komendą ppłk. Zarzyckiego obsadził most na Bystrzycy i przygotowywał się do rozprawy z buntownikami. Dopiero po kilkugodzinnych negocjacjach 7 listopada po południu jednostka złożyła przysięgę na wierność Republice. Rada Regencyjna potępiła rebelię i rozważała zdławienie jej siłą. W Polsce zaczęły objawiać się symptomy dwuwładzy. Rząd lubelski mianował komisarzy ludowych na poszczególne powiaty okupacji austriackiej, wrzenie rewolucyjne miało jednak charakter żywiołowy. Już 7 listopada na wielkim wiecu w Kielcach uchwalono przejęcie władzy w mieście przez partie lewicowe; wieczorem patrole Milicji Ludowej zaczęły rozbrajać posterunki straży municypalnej. Następnego dnia Milicja Ludowa zaczęła być organizowana w Radomiu, 10 listopada omal nie doszło do jej zbrojnej konfrontacji z jednostką wojskową podporządkowaną Radzie Regencyjnej. W Starachowicach podczas strajku rozpędzono sejmik powiatowy, władzę przejęła Rada Robotniczo-Żołnierska złożona z członków PPS, PSL i POW. Ludowe ośrodki władzy powstawały też w Skarżysku, Ostrowcu, Wierzbniku, Szydłowcu, Iłży, Kozienicach, Miechowskiem i Piotrkowskiem. Wiece
133
poparcia dla Tymczasowego Rządu Ludowego miały miejsce w Krakowie, Tarnowie, Jaworznie i Wieliczce. Podporządkowały się rządowi lubelskiemu „Republika Tarnobrzeska” i „Republika Przemyska” (rządzona przez Radę Robotniczo-Żołnierską z Hermanem Liebermanem na czele). Osobne zagadnienie stanowią Rady Delegatów Robotniczych, w których krzyżowały się wpływy PPS, NZR i ugrupowań wrogich „burżuazyjnej” niepodległości (Bund, SDKPiL, PPS-Lewica); niektóre jednak organizacje miejscowe SDKPiL (np. w Ciechanowie) poparły TRL. Północna część Królestwa, okupowana przez siły niemieckie, początkowo pozostawała w tyle za okupacją austriacką. Sytuacja zmieniła się po wybuchu rewolucji w Niemczech, gdzie 9 listopada ogłoszono republikę. Następnego dnia uwolniony Piłsudski przybył do Warszawy. Zrazu nie zamierzał się w niej zatrzymywać, chciał udać się do Lublina, gdzie – jak powiedział – jest „rząd moich przyjaciół”. Został jednak ubłagany przez członka Rady Regencyjnej ks. Zdzisława Lubomirskiego (który, wbrew protokołowi, witał brygadiera na dworcu), by przejąć z rąk RR komendę nad Polnische Wehrmacht. Rada reprezentowała siły skrajnie reakcyjne, stała daleko na prawo od Narodowej Demokracji (dość powiedzieć, że zarzucała endecji sprzyjanie… „Żydom i bolszewikom”). Zdecydowała jednak o przekazaniu władzy uważanemu za radykała, jeśli nie socjalistę, Piłsudskiemu. Prawdopodobnie, jak często w Polsce, dały tu o sobie znać koneksje personalno-sytuacyjne, w tym przypadku z czasów współpracy w ramach obozu proniemieckiego. Jeszcze tego samego dnia między Piłsudskim a niemiecką Radą Żołnierską doszło do porozumienia gwarantującego bezkrwawe przejęcie kontroli nad stolicą. Nazajutrz, 11 listopada, Rada Regencyjna przekazała Piłsudskiemu władzę wojskową, zaś ludność Warszawy spontanicznie rozbroiła okupacyjny garnizon. Do stolicy przybywają członkowie rządu lubelskiego, od których Piłsudski zażądał samorozwiązania; opór Daszyńskiego przełamał Śmigły swą deklaracją bezwarunkowej lojalności wobec Komendanta. Naczelny Wódz natychmiast rozpoczyna konsultacje w sprawie powołania rządu narodowego, prowadzi rozmowy z przedstawicielami różnych ugrupowań polskich i żydowskich, od konserwatystów po radykalną lewicę (PPS-Lewica i Bund, wierne hasłu dyktatury proletariatu, odrzuciły jednak zaproszenie). Piłsudski podkreśla, że stoi ponad partiami, że pragnie działać w interesie całego obozu demokracji polskiej; według popularnego powiedzenia wysiadł z czerwonego tramwaju na przystanku „Niepodległość”. Socjaliści nie zamierzają składać broni. Aby wywrzeć nacisk na niedawnym towarzyszu partyjnym, 13 listopada zwołali na Placu Saskim wielki wiec
robotniczy, zakończony zawieszeniem na Zamku Królewskim czerwonego sztandaru. Daszyński zapewniał wówczas, że o ile bolszewicy zrobili w Rosji porządek z siłami reakcji, to „my zrobimy swoje w Polsce”. Tadeusz Hołówko pisał: „Dziś nie czas tworzyć idyllę narodową, gdzie by obok obszarnika zasiadał chłop, obok fabrykanta robotnik, obok socjalisty chadek”. Nacisk jest na tyle skuteczny, że 14 listopada Piłsudski, który właśnie przejął pełnię władzy z rąk Rady Regencyjnej, misję sformowania rządu powierzył właśnie Daszyńskiemu. Realia były jednak bezlitosne: o ile socjaliści dysponowali liczącymi się wpływami w Królestwie i Galicji, to zabór pruski był całkowicie zdominowany przez siły zachowawcze. Co więcej, endecki Komitet Narodowy Polski w Lozannie był uważany przez rządy Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch i USA za oficjalną reprezentację polityczną Polski. W tej sytuacji nie sposób było planować budowy trójzaborowego i uznanego przez Zachód państwa bez jakiejś formy ogólnonarodowej koncyliacji. Nie bez znaczenia był fakt, że obóz narodowodemokratyczny, idąc z duchem czasu, również deklarował swe poparcie dla programu „Polski ludowej”. Daszyński rozpoczął wobec tego negocjacje z Narodową Demokracją, której zaproponował trzy teki w swym gabinecie. Endecy żądali jednak więcej, popierając to masowymi demonstracjami w Warszawie. W rezultacie misja Daszyńskiego zakończyła się fiaskiem. 18 listopada Piłsudski powołuje kolejny Rząd Ludowy Republiki Polskiej, tym razem na czele z socjalistą Jędrzejem Moraczewskim. Nowy rząd był w dużej mierze kontynuacją TRL – połowa spośród jego
134
Rząd Moraczewskiego z J. Piłsudskim_ zwraca uwagę postać lewicowego ludowca Błażeja Stolarskiego ubranego w sukmanę symbolizującą udział chłopów we władzy
20 członków urzędowała już w Lublinie. Politycznie zdominowany był przez socjalistów i ludowców, choć jego baza została poszerzona o bezpartyjnych i bardziej umiarkowane formacje ruchu ludowego. Radę Ministrów tworzyli: premier (i początkowo minister komunikacji) J. Moraczewski (PPSD), minister poczt i telegrafów Tomasz Arciszewski (PPS), minister pracy i opieki społecznej Bronisław Ziemięcki (PPS), minister przemysłu i handlu Jerzy Iwanowski (PPS), minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego Ksawery Prauss (PPS), minister spraw zagranicznych Leon Wasilewski (PPS), minister kultury Medard Downarowicz (SNN), minister spraw wewnętrznych Stanisław Thugutt (PSL „Wyzwolenie”), minister robót publicznych Andrzej Kędzior (PSL „Piast”), minister rolnictwa Franciszek Wojda (Zjednoczenie Ludowe), minister skarbu Władysław Byrka (bezpartyjny), minister spraw wojskowych Edward Rydz-Śmigły (bezpartyjny), minister aprowizacji Antoni Mińkiewicz (bezpartyjny), minister zdrowia Witold Chodźko (bezpartyjny) oraz ministrowie bez teki: Tomasz Nocznicki (PSL „Wyzwolenie”), Marian Malinowski (PPS) i Wincenty Witos (PSL „Piast”). Po odejściu pod koniec grudnia „piastowców” rząd uzupełnili przedstawiciele PSL-Lewicy. Wydany 21 listopada przez Moraczewskiego manifest „Do Narodu Polskiego!” pozbawiony był rewolucyjnego patosu. Zapowiedziane w Lublinie reformy podzielił na dwie grupy: jedne miały zostać bezzwłocznie wprowadzone w życie przy pomocy dekretów, inne opracowane w postaci projektów ustaw i przedłożone Sejmowi. Do pierwszych zaliczono wolność myśli, słowa, zgromadzeń i zrzeszania się, równość obywateli wobec prawa, 8-godzinny dzień pracy. Te drugie dotyczyć miały fundamentalnych reform społeczno-gospodarczych: nacjonalizacji przemysłu, reformy rolnej, udziału robotników w zarządzaniu przedsiębiorstwami. Jak podkreślał później Mieczysław
NOWY
BYWATEL · NR 28 (79) · ZIMA 2018
Niedziałkowski: „Zasługą, której nikt odjąć nie może Polskiej Partii Socjalistycznej jest, że jako dawna i silnie zorganizowana partia […] skierowała początkową budowę państwowości polskiej na drogę demokracji parlamentarnej, a nie dyktatury proletariatu”. Rząd Moraczewskiego stanął w obliczu dramatycznych wyzwań. Granice Republiki były nieustalone, na wielu z nich trwały krwawe walki. Bezprecedensowym zadaniem było scalenie trzech zaborów, które przez ponad stulecie rozwijały się odrębnymi torami, w których panowały różne systemy prawne i walutowe, ba – gdzieniegdzie nawet różne miary i wagi. Rząd musiał praktycznie od podstaw (poza Galicją) budować armię, administrację, szkolnictwo. W zniszczonym wojną kraju szerzył się chaos, panowała nędza, szalały choroby (choćby epidemia „hiszpanki”), w niektórych miejscach realne było zagrożenie głodem. Legalność rządu kontestowano z lewa i prawa: z jednej strony komuniści wzniecili 28 grudnia antyrządowe powstanie w Zamościu, z drugiej spiskowała prawica. Moraczewski mówił: „Bogaci odmawiają płacenia podatków, bojkotują pożyczkę państwową, wprowadzają sabotaż na wszystkich polach gospodarki państwowej, uprawiają lichwę artykułów codziennej potrzeby, sprzedają i wywożą żywność za granicę”. Mimo to rząd ludowy wykonał imponującą pracę legislacyjną w dziedzinie ustawodawstwa społecznego. Dekret z 23 listopada 1918 r. zapewniał pracownikom nie tylko 8-godzinny dzień pracy, ale też 46-godzinny tydzień pracy (w większości krajów Europy pracowano 48 godzin tygodniowo). Oddzielnym rozporządzeniem z tegoż dnia przyznano robotnikom zakładów państwowych jednorazową zapomogę w wysokości 600 marek. W trosce o zaopatrzenie ludności 5 grudnia rząd wydał dekret o przeciwdziałaniu spekulacji, a 11 stycznia 1919 r. utworzył specjalny Urząd do Walki z Lichwą i Spekulacją o bardzo szerokich uprawnieniach (mógł konfiskować towary, nakładać grzywny itd.). Niezależnie od tego wprowadzono reglamentację niektórych artykułów pierwszej potrzeby (np. mąki, cukru, węgla) i powołano placówki mające regulować ceny tych towarów. Dla miejskiej biedoty niezwykle ważnym posunięciem rządu było tzw. moratorium mieszkaniowe dla bezrobotnych z 19 grudnia 1918 r., rozwinięte później w dekret o ochronie lokatorów z 16 stycznia 1919 r. Zamrożono wówczas czynsze dla najmniejszych mieszkań na poziomie przedwojennym i zredukowano możliwość podwyżki komornego dla mieszkań większych, ograniczono prawo eksmisji, wprowadzono rozjemstwo w sporach między kamienicznikami a lokatorami. Dekret z 3 stycznia 1919 r. wprowadził ochronę pracowników, ustanawiając państwową inspekcję pracy
135
i sądy pracy. Pierwszym prawem ubezpieczeniowym w Polsce był z kolei dekret z 11 stycznia 1919 r. o ubezpieczeniu robotników na wypadek choroby. Przyjęto w nim zasady obowiązkowości i powszechności ubezpieczenia (obejmując nim również robotników rolnych i leśnych), organizacji terytorialnej (a nie fabrycznej, sprzyjającej paternalizmowi pracodawcy) i samorządu wewnętrznego ubezpieczonych. Wymieńmy ponadto ustanowienie minimum płacy w zakładach państwowych, powołanie biur pośrednictwa pracy, organizowanie robót publicznych, zapewnienie doraźnej pomocy bezrobotnym. Dodajmy wprowadzenie państwowego nadzoru nad gospodarką leśną oraz źle gospodarowanymi majątkami ziemskimi i zakładami przemysłowymi o znaczeniu strategicznym. Za jedno z najważniejszych zadań uznał rząd stworzenie „powszechnej, świeckiej, bezpłatnej szkoły, dostępnej jednakowo dla wszystkich bez względu na stan majątkowy”. Ustawa oświatowa została uchwalona 7 lutego 1919 r. Z dziedziny polityczno-ustrojowej na czoło wysuwa się ordynacja wyborcza, opracowana na potrzeby wyborów do Sejmu. Miała ona charakter maksymalnie postępowy, zgodny z najwyższymi ówczesnymi standardami. Wybory miały być powszechne, równe, tajne, bezpośrednie i proporcjonalne. Głosy miano oddawać na listy kandydatów zgłoszonych zarówno przez partie polityczne, jak i bezpartyjne komitety wyborcze (wystarczało 50 podpisów, aby zgłosić kandydata). Proporcjonalność przy zastosowaniu formuły d’Hondta sprzyjając małym ugrupowaniom miała zapewnić jak najpełniejsze odzwierciedlenie opinii społeczeństwa. Czynne prawo wyborcze przysługiwało osobom po ukończeniu 21. roku życia, bierne – od 25 lat. Kobietom przyznano prawo głosu – w ten sposób Polska stała się siódmym krajem świata, który spełnił postulaty sufrażystek. Bardziej złożony charakter miał dekret z 5 grudnia 1918 r. o utworzeniu państwowej milicji ludowej, czemu towarzyszyć miało rozwiązanie wszelkich bojówek partyjnych i straży obywatelskich. Milicja Ludowa tworzona była od połowy października 1918 r. przez PPS jako paramilitarna formacja partyjna, w rewolucyjnych dniach listopadowych pełniła jednak też funkcje publicznej straży bezpieczeństwa. Niejednokrotnie wchodziła w konflikty z bojówkami prawicy (jak endecka Straż Narodowa), a nawet z oddziałami wojska. PPS nie była jednak w stanie unieść kosztów utrzymania 6000 skoszarowanych milicjantów i 10 tysięcy rezerwistów, dlatego w jej kierownictwie pojawił się projekt podporządkowania Milicji rządowi. Jednym pociskiem zamierzano ustrzelić dwa dodatkowe cele: zlikwidować konkurencyjne organizacje zbrojne, a socjalistycznej milicji nadać państwowe prerogatywy. Plan ten jednak nie powiódł się, gdyż
Piłsudski polecił komendantowi upaństwowionej ML Ignacemu Boernerowi wziąć pod kontrolę te „różnorodne elementy o mniej lub więcej ciemnej przeszłości”, część wcielić do regularnej armii, resztę rozbroić. W rezultacie PPS straciła wpływ na Milicję, a ta niebawem została zlikwidowana. Jednoznacznie lewicowy charakter rządów ludowych symbolizowało godło Republiki Polskiej, wprowadzone przez Stanisława Thugutta: wyrastający z legionowej tradycji Orzeł Biały bez korony. Jak powiadano prześmiewczo: „Za czasów Thugutta zrobiono z orła koguta”. Choć Piłsudski twierdził, że kandydaturę Moraczewskiego miał zaproponować przedstawiciel endecji Zbigniew Paderewski, prawica od początku pozostawała w opozycji wobec rządu ludowego jako „klasowo-partyjnego”. Główny nurt obozu narodowego nastawiał się na rozstrzygnięcie wyborcze, natomiast skrajne grupy z jego obrzeży przygotowywały przewrót. W nocy z 4 na 5 stycznia 1919 r. doszło do próby zamachu stanu. Spiskowcy (gen. Marian Januszajtis – były legionista, który następnie przeszedł na służbę Polnische Wehrmacht, szef antysemickiego Towarzystwa „Rozwój” Tadeusz Dymowski, Eustachy hr. Sapieha, Jerzy Zdziechowski) na czele kompanii szkoły podchorążych opanowali komendę miasta, proklamując tam „rewolucyjny rząd narodowy”, aresztowali kilku ministrów, próbowali też uwięzić Naczelnika Państwa. Cokolwiek operetkowy pucz został bez trudu stłumiony, dla Piłsudskiego stał się jednak wygodnym pretekstem, by lewicowy „rząd ludowy” zastąpić rządem ogólnonarodowym. 16 stycznia Moraczewski podał się do dymisji, na jego miejsce Naczelnik powołał Ignacego Paderewskiego. Epoka „rządów ludowych” skończyła się. Ale to nie Piłsudski zadał śmiertelny cios „ludowej republice”. Paradoksalnie, to demokracja wyhamowała rewolucyjny impet. 26 stycznia odbyły się wybory do Sejmu Ustawodawczego. Ich wyniki mocno rozczarowały lewicę. Na terenie Królestwa i Galicji socjaliści zyskali 12,5 proc., wyzwoleńcy 17 proc. (wielu ich posłów przeszło wszakże do „Piasta”), PSL-Lewica 4 proc. Natomiast Związek Ludowo-Narodowy (endecja) – 37 proc. Przeprowadzone później wybory na terenie byłego zaboru pruskiego dodatkowo wzmocniły prawicę – w Wielkopolsce na blok endecki padło 97 proc. głosów. Lewica padła ofiarą własnej postępowości – jak napisał Ludwik Hass w analizie wyborów 1919 roku: „Rozmiary swego sukcesu blok prawicowy zawdzięczał w poważnym stopniu masowemu głosowaniu na jego listę […] kobiet, które po raz pierwszy dopuszczone do udziału w wyborach stanowiły […] potężną rezerwę reakcji”. W tych warunkach projektowana przez PPS „rewolucja w majestacie prawa” okazała się zamkiem na lodzie.
140
AUTORZY I AUTORKI NUMERU Jerzy Kociatkiewicz – doktor
habilitowany nauk zarządzania, profesor Uniwersytetu SWPS, wykładowca na Uniwersytecie w Sheffield. Prowadzi badania nad sposobami doświadczania organizacyjnej codzienności przez jej uczestników i przedstawieniami organizacji w popkulturze. Autor licznych artykułów w anglojęzycznych i polskich czasopismach naukowych.
Monika Kostera – jest pro-
fesorem zwyczajnym nauk zarządzania w dziedzinie nauk ekonomicznych i humanistycznych na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego i profesorem na Uniwersytecie Linneusza w Szwecji, była też profesorem na Uniwersytecie w Durham w Wielkiej Brytanii. Autorka i redaktorka naukowa ponad 40 książek w języku polskim i angielskim oraz artykułów w pismach naukowych. Jest członkinią Spółdzielni Poetów Erbacce w Liverpoolu.
Rafał Łętocha (ur. 1973) – po-
litolog i religioznawca. Doktor habilitowany nauk humanistycznych, zastępca dyrektora w Instytucie Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, profesor w Instytucie Politologii Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Oświęcimiu. Autor książek „Katolicyzm a idea narodowa. Miejsce religii w myśli obozu narodowego lat okupacji” (2002), „Oportet vos nasci denuo. Myśl społeczno-polityczna Jerzego Brauna” (2006), „O dobro wspólne. Szkice z katolicyzmu społecznego” (2010) i „Ekonomia współdziałania. Katolicka nauka społeczna wobec wyzwań globalnego kapitalizmu” (2016). Od urodzenia mieszka w Myślenicach i bardzo jest z tego zadowolony. Stały współpracownik „Nowego Obywatela”.
NOWY
BYWATEL · NR 28 (79) · ZIMA 2018
Szymon Majewski (ur. 1992) – warszawiak i piasecznianin, z wykształcenia historyk. Ideowo demokratyczny socjalista inspirujący się myślą Edwarda Abramowskiego. Poza tym miłośnik dobrego hip-hopu i wycieczek po lasach. Michał Maleszka – pracownik
administracyjny Uniwersytetu Jagiellońskiego i członek krakowskiej spółdzielni „Ogniwo”. Publikował artykuły m.in. w „Borussii” i „Barbarzyńcy”.
Marcin Malinowski – pseu-
donim autora, który z przyczyn zawodowych wolał pozostać anonimowy.
Tomasz Markiewka – doktor
nauk humanistycznych, autor polskiego przekładu książki „Społeczeństwo, w którym zwycięzca bierze wszystko” Roberta Franka i Philipa Cooka, autor książki „Język neoliberalizmu” (2017).
Łukasz Moll – doktor nauk humanistycznych w zakresie filozofii, redaktor czasopisma naukowego „Praktyka Teoretyczna”, lewicowy aktywista z Górnego Śląska. Krzysztof Mroczkowski (ur. 1987) – publicysta, ekonomista i historyk. Propagator zapomnianej historii myśli ekonomicznej i teorii rozwoju. Stały współpracownik „Nowego Obywatela”. Remigiusz Okraska (ur. 1976)
– w roku 2000 współzałożyciel, a następnie redaktor naczelny „Obywatela”/„Nowego Obywatela”. Twórca koncepcji i redaktor portalu www.lewicowo.pl, funkcjonującego od roku 2009. W latach
2001-2005 redaktor naczelny ekologicznego miesięcznika „Dzikie Życie”, od 1997 do końca 2016 jego stały współpracownik. Socjolog, społecznik. Od roku 1997 publicysta, autor kilkuset tekstów prasowych. Redaktor i pomysłodawca około 20 książek, w tym polskich wydań „kanonicznych” książek Aldo Leopolda, Davida C. Kortena i Dave’a Foremana, a także wyborów tekstów zapomnianych lub mało znanych polskich myślicieli społeczno-politycznych, m.in. Edwarda Abramowskiego, Romualda Mielczarskiego, Jana Wolskiego, Jana Gwalberta Pawlikowskiego i Franciszka Stefczyka. Od 17. roku życia związany z działalnością społeczną. W wolnych chwilach pije wino (i pisze o nim na blogu http://literkibutelkikilometry.blogspot.com/), zbiera zioła na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej i włóczy się po węgierskiej, czeskiej i słowackiej prowincji.
Alicja Palęcka – badaczka
społeczna. Przygotowuje doktorat w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, w Zakładzie Socjologii Pracy i Organizacji. Publikowała w Nowych Peryferiach.
Jan Przybylski (ur. 1976) –
doktor chemii (ale to było dawno i nieprawda). Militarysta od kołyski, jak to zwykle w takich przypadkach bywa – w stopniu szeregowego podchorążego rezerwy. Z zawodu tłumacz. Mieszka we Wrocławiu, co bardzo sobie chwali. Stały współpracownik „Nowego Obywatela”.
Jedediah Purdy (ur. 1974) –
profesor prawa konstytucyjnego na Duke University w Stanach Zjednoczonych. Zajmuje się także kwestiami prawa własności i prawem związanym ze środowiskiem naturalnym. Jest autorem dwóch szeroko komentowanych książek:
„For Common Things: Irony, Trust, and Commitment in America Today” (1999) i „Being America: Liberty, Commerce and Violence in an American World” (2003). W 2015 r. wydał książkę „After Nature: A Politics for the Anthropocene”.
Mateusz Różański (ur. 1988) – dziennikarz magazynu „Integracja” i portalu Niepelnosprawni.pl, zajmujący się tematyką niepełnosprawności w różnych aspektach: ekonomicznym, społecznym i zdrowotnym. Czytelnik „Obywatela” i „Nowego Obywatela” od 2002 roku. Jarosław Tomasiewicz (ur. 1962) – doktor habilitowany nauk humanistycznych, politolog, adiunkt Instytutu Historii Uniwersytetu Śląskiego, publicysta, autor książek „Terroryzm na tle przemocy politycznej (zarys encyklopedyczny)” (2000), „Między faszyzmem a anarchizmem. Nowe idee dla nowej ery” (2000), „Ugrupowania neoendeckie w III Rzeczypospolitej” (2003), „Zło w imię dobra. Zjawisko przemocy w polityce” (2009), „Rewolucja narodowa. Nacjonalistyczne koncepcje rewolucji społecznej w Drugiej Rzeczypospolitej” (2012), „Naprawa czy zniszczenie demokracji? Tendencje autorytarne i profaszystowskie w polskiej myśli politycznej 1921–1935” (2012), „Po dwakroć niepokorni. Szkice z dziejów polskiej lewicy patriotycznej” (2014), a także wielu tekstów publicystycznych i naukowych. Stały współpracownik „Nowego Obywatela”.
Czy lewica to PZPR, UB, łagry, Stalin, „dzieła Marksa i Lenina”? Czy socjalizm to ZSRR, Bierut, Gomułka i Moczar? • Czy „polska droga do socjalizmu” to cukier na kartki, cenzura i strzelanie do robotników?
ą n n
i j a n z o p
! ę ic w le
DZIAŁAMY JUŻ
9 LAT
OPUBLIKOWALIŚMY
PONAD 1200 TEKSTÓW!
Pierwszy i jedyny portal internetowy poświęcony tradycjom i dorobkowi polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej. WWW.LEWICOWO.PL
Janusz J. Tomidajewicz – prof.
dr hab., ekonomista, przez wiele lat profesor Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, obecnie prof. Uniwersytetu Zielonogórskiego. Członek-założyciel i działacz Unii Pracy, obecnie członek jej rady programowej.
141
• Abramowski • Daszyński • Limanowski • PPS • spółdzielczość • związki zawodowe • Moraczewski • Mickiewicz • Brzozowski • Thugutt • Sempołowska • Żeromski • Krahelska • Hołówko • Ossowski • Zaremba • Ciołkoszowie • Próchnik • Pragier • Zygielbojm • Barlicki • Perl • Niedziałkowski • Krzywicki… i wiele innych materiałów.
SPRAWDŹ, CZY NIE BRAKUJE CIĘ NA MAPIE PRENUMERATORÓW NOWEGO OBYWATELA.
ZAPRASZAMY JELENIĄ GÓRĘ, KALISZ, KROSNO, NOWY TARG, ZABRZE. nowyobywatel.pl/prenumerata
143
50 zł
1 2 3 4 5
Zapłacisz aż 10 zł taniej za kolejne cztery numery – prenumerata roczna to koszt 50 zł, zaś cena 4 numerów pisma wynosi 60 zł. Wesprzesz finansowo nasze inicjatywy (pośrednicy pobierają nawet do 50% ceny pisma!). Będziesz mieć pełny dostęp do internetowego archiwum kwartalnika. Masz szansę otrzymania ciekawych upominków. Prenumerata to wygoda – „Nowy Obywatel” w Twojej skrzynce pocztowej.
6 7 8
W formatach epub i mobi.
25 zł
Bez zabezpieczeń DRM. Najtaniej.
Więcej o prenumeracie można przeczytać tutaj: nowyobywatel.pl/prenumerata Opłać prenumeratę w banku lub na poczcie i czekaj, aż „Nowy Obywatel” sam do Ciebie przywędruje :). Możesz też skorzystać z naszego sklepu wysyłkowego, dostępnego na stronie nowyobywatel.pl/sklep Wpłat należy dokonywać na rachunek: Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom” Bank Spółdzielczy Rzemiosła ul. Moniuszki 6, 90–111 Łódź Numer konta: 78 8784 0003 2001 0000 1544 0001 Prenumeratę można rozpocząć od dowolnego numeru.
W tym kwartale do prenumeratorów trafi książka Joanny Dudy-Gwiazdy „Krótki kurs nowomowy”. Nagrodę otrzymują: Katarzyna Kabała, Rawicz Mateusz Marzec, Kielce Andrzej Sip, Kielce
NOWY
BYWATEL · NR 28 (79) · ZIMA 2018
Z TWOIM 1% RACZEJ NIE UPADNIEMY!
JEST W TRUDNEJ SYTUACJI, GROZI MU UPADEK (CZYTAJ NA STR. 1).
POMÓŻ GO URATOWAĆ, PRZEKAŻ 1% PODATKU.
NOWYOBYWATEL.PL/1PROCENT STOWARZYSZENIE „OBYWATELE OBYWATELOM”, KRS 0000 248 901