Nie myślałem już, że się biję z Tylerem, za to czułem, że potrafię sobie poradzić ze wszystkim, co mi dotąd nie wychodziło, z praniem, z którego wyciągam koszule z pokruszonymi guzikami, z bankiem, który twierdzi, że jestem sto dolarów na debecie. Z pracą, gdzie szef przysiadł się do mojego komputera i namieszał mi w DOS-owskich komendach, wykonywalnych z rozszerzeniem exe. I z Marlą Singer, która ukradła mi moje grupy wsparcia. Walka nie rozwiązała żadnego z tych problemów, ale po jej zakończeniu nic się nie liczyło.