Heavy Metal Pages_No. 52

Page 67

jako łagodzenie formy. To jest kompromis przede wszystkim polegający na tym, że najchętniej nagralibyśmy płytę w dwóch wersjach językowych i w jednej cenie, oczywiście w jednym opakowaniu sprzedali całość. Względy biznesowe na to jednak na razie nie pozwalają. Dlatego wolną przestrzeń wykorzystujemy tak, a nie inaczej. Wiele osób lubi Kruka w wersji polskojęzycznej, a my im to z chęcią w każdej postaci serwujemy. Artyści często tłumaczą złagodzenie brzmienia i pójście w stronę pop rozwojem, poszukiwaniami, etc., czyli podobnie jak wy. Tymczasem efektów tegoż na listach - przebojów oraz OLiS - nie widać - wygląda na to, że konserwatywna część pub liczności woli klasyczne, hard rockowe wcielenie Kruka, a jej zdecydowana większość, w dodatku nie kupująca płyt, woli jeszcze lżej grające zespoły? Jak to nie, płyta sprzedaje się świetnie, a chyba zapomniałeś o prawach biznesowych rządzących OLiS'em i innymi tego typu zestawieniami. Nam to co jest wystarczy, a od ostatniego albumu sprzedaż zdecydowanie się zwiększyła… Ale trudno mi to jednoznacznie tłumaczyć, skoro wysuwasz taką tezę poprzez pryzmat jednego, balladowego kawałka. Każdy zespół rockowy ma taki kawałek, a i zazwyczaj na każdej swojej płycie. Mało tego, często właśnie ten balladowy kawałek jest singlem promujący dany album. Jeśli rozpatrujemy "Be3" w kategorii "pójście w pop" to musimy ją także rozpatrywać w kategoriach: pójście w rock progresywny, w metal, w blues, folk, country, core i parę innych. Gdybym chciał atakować OLiS to w pierwszej kolejności postawiłbym na właściwy image, później szukałbym sponsora, oczywiście z gotowym biznesplanem, a później pisałbym piosenki i skakał z nimi od producenta do producenta. Oczywiście mógłbym pisać także brutalny metal, z nadzieją, że trafię na jakąś historię, która mnie wyniesie na ten OLiS. W końcu tak wygląda rynek w tym kraju, ze skrajności w skrajność. Kruk ma swoją przestrzeń powietrzną, po niej się porusza, dociera, a i owszem, do nowych miejsc, do nowych odbiorców, to co robi, robi solidnie i z pełną dozą uczciwości, osadzoną w granicach normy i tyle. Oczywiście przy takim traktowaniu muzyki rockowej jak to ma miejsce w naszym kraju, czasem zastanawiam się nad przebranżowieniem samego siebie, ale mam na to jeszcze chyba czas. Pomimo tych wycieczek w bardziej przystępne rejony mamy na "Be3" sporo konkretnego grania. "Master Blaster", nie tylko ze względu na udział Aumana z Fronside, to potężne, riffowe uderzenie, ubarwione solówką klawiszy. "Burnin' Inside" to nowoczesne spojrzenie na hard rock, z mroczną elektroniką, z kolei "Calling You" nawiązuje zarówno do bluesa jak i dokonań Deep Purple. Wspominam zaś o tym wszystkim, bo jesteście, z Tomaszem Wiśniewskim, autorami niemal całego, tak urozmaiconego materiału? No właśnie (śmiech)… Tych wycieczek jest względnie mało, a już na pewno za mało żeby uznać to za próby podbicia nowych lądów. Fani rocka są wszędzie, nie zawsze jednak słuchają Antyradia, nie zawsze kupują Metal Hammer i nie zawsze bywają na koncertach. Trzeba czasem zagrać dla nich w lokalnej stacji radiowej żeby usłyszeli o takiej, a nie innej nazwie. Jeśli jeszcze robisz to z pomocą swojego utworu, który czujesz i ma on dla ciebie znaczenie, to chyba nic więcej nie potrzeba. A jeśli chodzi o autorstwo, to każdy ma swoją rolę, każdy dał z siebie charakter, my natomiast z Wiśnią zweryfikowaliśmy pewną drogę naznaczoną takimi a nie innymi klimatami, takim a nie innym charakterem. Tu przewija się cała masa naszych inspiracji, które są niezwykle zbieżne. Co ciekawe, punktem stycznym między mną i Wiśnią jest twórczość zespołów Megadeth i Carcass. Zanim poznaliśmy się i zaczęliśmy grać w Kruku, Wiśnia raczej nie słuchał rocka, hard rocka, czy tym bardziej bluesa. Znał na przykład "Child In Time" z płyty "Inspiration" Yngwie Malmsteena, odkrywał zatem te lądy na nowo. Czasem mu zazdrościłem, bo to było piękne obserwować jak się w tej muzyce zakochuje… a jak już się w tej muzyce zakochał, to na amen (śmiech).

Wokale to było oczko w głowie zarówno dla nas jak i dla producentów. Wiadomo przecież, że wokal jest w 90% wyznacznikiem tej pierwszej, powierzchownej oceny i wiele osób odrzuca daną płytę jeśli w tej materii nie jest jak należy. My walczyliśmy o każdy fragment, a i tak wiadomo, że mogło być lepiej. Jeśli jednak zwracasz na to uwagę, to znaczy, że jest postęp i to bardzo cieszy. Wszystkie światowe produkcje charakteryzują się wspaniałymi, charakternymi wokalami. Trzeba też wspomnieć, że do niektórych utworów są także inne teksty i inne linie wokalne, które odrzuciliśmy szukając lepszych rzeczy. Teraz kiedy powracam do starych wersji, spoglądam na nie okiem sentymentalnym i dochodzę do wniosku, że może kiedyś warto byłoby to wydać. Kunszt Tomasza słychać szczególnie w przeróbce "Child In Time". Zastanawiam się jednak, po co nagraliście ten utwór ponownie, tym razem w wersji znanej z debiutanckiego LP Ian Gillan Band? To nie jest wersja znana z debiutu Gillana, a że klimatycznie pojawia się pewne podobieństwo, to nie oznacza, że coverowaliśmy przeróbkę wersji Gillana. Zresztą wystarczy zagłębić się w harmonię, w akordy i cały aranż żeby wszystko stało się jasne. To dwie różne wersje. Bardzo zbliżoną wersję, ale również inną, gdyż zagraną na gitarę akustyczną i bas akustyczny wykonywaliśmy podczas gościnnych koncertów u boku Debbie Davies. Przyjęcie tej wersji było niesamowite i już wtedy pojawiły się głosy wśród naszych fanów żeby zrobić z tym coś więcej. Utwór został także bardzo dobrze oceniony przez muzyków i środowisko związane z zespołem Deep Purple. Nasi fani pokochali tą wersję. My sami mamy mnóstwo uciechy z faktu, że potrafiliśmy odsunąć rockową energię na cześć klimatu i poszukiwania w emocjach. Oczywiście zawsze znajdzie się ktoś, komu coś może się nie podobać, ale to już są kwestie dotyczące gustów, a o tych nie warto rozmawiać, skoro tej przeróbki nijak nie można wrzucić do szufladki z napisem "porażka". Dyskusyjne jest też dla mnie umieszczenie na krążku instrumentalnych wersji "Rising Anger" i "Burnin' Inside" - po co trafiły na płytę, skoro chyba nie różnią się niczym od tych z partiami wokalnymi? Tylko i wyłącznie po to żeby po pierwsze pokazać słuchaczowi jak inny jest odbiór tych dwóch przykładowych utworów, kiedy ściągnięty jest element nadrzędny, czyli wokal. Wielowarstwowość tej, zdawałoby się, dość prostej formy rockowej nagle nabiera zupełnie innych, nowych wymiarów. Po drugie z zamysłem utrwalenia dla nas samych ważnych etapów. Zanim pojawił się wokal, ciężko pracowaliśmy nad tymi właśnie wersjami instrumentalnymi. Emocje są w tych wersjach i to chcieliśmy pokazać naszym fanom. Płyta kończy się wraz z utworem "Child In Time", który jest opatrzony numerkiem 10. To co jest dalej to bonusy, jeśli ktoś nie chce tego słuchać to może to wyłączyć. Dodaliśmy coś więcej nie po to żeby podnosić cenę płyty, albo pieprzyć marketingowe farmazony, tylko po to żeby ktoś, kto zechce mieć coś więcej w tej samej cenie, to zwyczajnie dostał. List przebojów może nie podbiliście, ale nowy materiał świetnie sprawdza się na żywo. Planujecie więcej występów w 2013 roku, na przykład regu larną trasę promującą "Be3"? Nie chcemy grać za wszelką cenę koncertów, bo jak wiesz muzyka tego typu wymaga pewnej oprawy zarówno dźwiękowej jak i wizualnej, na którą potrzebne są pieniądze. Oczywiście nie mamy kosmicznych wymagań i zawsze idziemy na rękę, ale w dobie kryzysu zawsze pojawia się ten sam problem i te same wątpliwości. Pracujemy wciąż nad trasą koncertową, którą chcielibyśmy podsumować album "Be3" i brać się za kolejne rzeczy. Oczywiście na te koncerty czekają też ludzie i mam nadzieję, że z uwagi na ich chęci uda się to wszystko pozytywne poukładać. Wojciech Chamryk

To właśnie wspólne komponowanie z wokalistą sprawiło, że powstała płyta tak ciekawa i dopracowana od strony wokalnej?

KRUK

67


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.