Kk2

Page 20

#KRATA kultury Tysiące dzieł, które możemy spotkać niemal w każdym zakamarku miasta nie tylko przyprawiają o zdumienie, ale także niosą ze sobą przesłanie, którego wydźwięku podejmowali się najwięksi twórcy. Powstaje zawsze pod przykrywką nocy. Artyści zmagają się z czasem i ciągłą adrenaliną towarzyszącą podczas tworzenia (bo akurat „teren jest czysty”) lub też ucieczki kiedy zostanie się „nakrytym”. Nie mniej jednak nie jest to tylko spray i kawałek ściany. Cały street art można zdefiniować jednym słowem: „krzyk”. Uliczny artyści poprzez setki barw, linii powodują, że szare kamienice żyją na nowo. Nie należy zapominać, że na barkach takiego twórcy ciąży nie lada wyzwanie. Ciągłe pojedynkowanie się wśród grafficiarzy (pod względem pomysłów), poszukiwanie i przekazywanie emocji, niesamowita precyzja i wyobraźnia – to wszystko powoduje, że niejednokrotnie przechodnie na widok dzieła uśmiechają się lub popadają w zadumę. Pojawia się jednak pytanie: „Co z wszystkimi tymi niechcianymi muralami, które jedynie oszpecają miasto?”. Otóż, każdy szanujący się grafficiarz (który faktycznie chce coś poprzez swoją sztukę przekazać innym) będzie się starał ozdobić, a nie zdewastować „betonową dżunglę”. Tym samym nie umieszcza swoich prac na zabytkach czy też odnowionych kamieniach. Każdego, kto teraz pomyślał z przekorą: „Szlachetnie z ich strony” zapraszam do obejrzenia muralu na jednej ze ścian Galerii Krakowskiej (od strony dworca PKP). Okazuje się, że tego typu artyzm spotka się z aprobatą ze strony ludzi zajmujących się sztuką, ale także przedsiębiorców wykorzystujących graffiti jako unikatową reklamę. Co ciekawe, występująca jakiś czas temu opozycja w postaci władz miasta wychodzi naprzeciw niekonwencjonalnej twórczości udostępniając legalnie mury dla znanych grafficiarzy podczas biennale lub festiwali sztuki ulicznej. Nie zawsze jednak tak było. Poznań, koniec lat 90. Dzięki szybkiej interwencji policji autorzy twórczej adaptacji wielkich betonowych przystanków tramwai PST zostali złapani. – tak donoszą gazety z tamtego okresu. Owi wandale to obecnie cenieni architekci i projektanci. „Skrzywdzone” przystanki powróciły do swojego pierwotnego wyglądu chełpiąc się znów barwą szarego betonu. Uliczni artyści wystąpili z prośbą o udostępnienie jednego z przystanków. Władze miasta odrzuciły propozycję stworzenia galerii zwanej w slangu „hall of fame”. Kilka miesięcy później został rozpisany konkurs na adaptację przystanków i skierowano go do… studentów ASP. Po dzień dzisiejszy twórczość absolwentów

Uniwersytety Artystycznego jest chroniona przez setki kamer i specjalnie zatrudnionego dyżurnego funkcjonariusza. Wniosek nasuwa się sam – inicjatywa ulicy nic nie była warta dla władz kurczowo trzymających się swojej głównej funkcji – kontroli. Wróćmy jednak na krakowskie podwórko. Należy podkreślić, że sztuka ta od początku swego istnienia stała wbrew prawu. Dziś, choć w wielu miastach są dostępne legalne ściany do wykonywania prac, wielu writerów nadal tworzy hard-cory (nielegalne prace) na nieprzeznaczonych do tego budynkach. Ciekawym zjawiskiem jest postrzeganie grafficiarzy umieszczających swoje prace legalnie za skomercjalizowanych artystów. Zdania są podzielone, a Tobie drogi Czytelniku pozastawiam to do własnej oceny. Jedno jest pewne – ciągle zadziwiająca społeczeństwo hybryda z pogranicza sztuki i wandalizmu nie przestaje zdumiewać. Od powyżej wspomnianego muralu na Galerii Krakowskiej przenieśmy się na pogranicze ulic Józefińskiej i Piwnej, gdzie dzwon – megafon przestrzega „Never follow”, z kolei spójrzmy na al. Kijowską i zniszczony tam mural Jana Pawła II, Triumfalna Brama Krakowa – wiadukt kolejowy nad al. 29 listopada z wizerunkiem Jana III Sobieskiego oraz ściana dawnej fabryki słodyczy Wawel na krakowskim Zabłociu z muralem propagującym idee wolności autorstwa Mikołaja Rejsa, do którego tworzenia włączyli się wolontariusze. Przesłanie jest imponujące, a samo dzieło sprawia, że niejeden przechodzień składa ukłon w stronę twórcy. Kto by jednak pomyślał, że w jednym z najbardziej ruchliwych miejsc w Krakowie można poczuć prawdziwie młodopolski klimat – nie, to nie ul. Floriańska lecz… rondo Mogilskie. Wszystko za sprawą mozaiki przypominającej twarz autora „Wesela” oraz ułożony florystyczny motyw nawiązujący do malarskich pomysłów Stanisława Wyspiańskiego. Natomiast słota czy skwar, niezmiennie szarmancki, spaceruje ul. Szpitalną Mr. Trolololo, szukając wciąż Cichosza zza winkla – „Tajniaczka!” krzyczą na jej widok jedni, „Taka szorstka!”– drudzy. Na szczęście sprawczyni tego zamieszania pozostaje niewzruszona. Grafficiarze opracowali także sposób na „syndromu weekendu”. Niejeden przechodzień przeciera oczy ze zdumienia widząc na ulicy… królika! Z przyzwyczajenia krzyczy: „Ja nic nie piłem!”. Wzbudzający kontrowersje mural Siatanistów z ulicy Barskiej zniknął wraz z rozebraną kamienicą– zginął ku pochwale „sakralnemu” materializmowi. Jeżeli jednak myślisz, że wielcy tego świata już odeszli to grubo się mylisz! Tylko na al. Powstańców Śląskich można było spotkać Kazimierza


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.