Goniec Polski wyd. 655

Page 7

| temat tygodnia siostrę, Iza zdecydowała o wyjeździe do Anglii. Absolwentka Liceum Urszulanek we Wrocławiu dostała od nich wsparcie: wynajęty pokój i utrzymanie na kilka miesięcy. Potem miała już radzić sobie sama. Wyjechała. Był rok 1992. Rano szkoła – turystyka i biznes, a wieczorem praca w gastronomii. Ściągnęła siostrę do siebie. Kolejne lata to czas nieudanego związku, z którego niezwykle trudno było się wyplątać. I samodzielna opieka nad córeczką. – Dwadzieścia lat byłam sama: praca, dziecko, problemy do rozwiązania – wspomina Iza. Czasem tylko marzyła, że właściwie mogłaby mieć swój biznes, skoro tyle lat działa w gastronomii i uwielbia pracować z ludźmi.

Byle nie Włoch!

20 lat pracy we włoskiej restauracji przekonało Izę, że Włosi to nienajlepsi kandydaci na partnerów: niewierni, plotkarze i modnisie. – Na nowe stroje wydadzą każde pieniądze, niezależnie od stanu konta. Unikałam więc ich jak ognia – podkreśla Iza. Kiedyś koleżanka prawie zmusiła ją, by wybrała się do klubu na salsę. – Just one drink and one dance – przekonywała, obiecując, że po godzinie odwiezie ją do domu. Zmęczona po pracy Iza niechętnie poszła na imprezę. – Oh, come on! Just one drink and one dance – przekonywał 35-letniego Pina jego przyjaciel, z którym razem pracował w hurtowni. Pino był wykończony po pracy i miał ochotę przygotować pastę i obejrzeć w spokoju mecz, a nie włóczyć się po klubach. Ale gdy wszedł i zobaczył tańczącą na parkiecie Izę po prostu podbiegł do niej. A Iza poczuła, jakby tego człowieka znała od zawsze. „Just one dance” zmieniło się w „one more dance”. Zostali na imprezie do końca. Wspólne wyjścia na kawę, spacery i coraz częstsze randki przekonały ich, że są dla siebie stworzeni. Iza opowiadała Pino o swoich planach: chciała otworzyć cukiernię, nawet zaczęła już gromadzić odpowiedni sprzęt i wyposażenie. Pino opowiadał o życiu w Neapolu: pracował jako grafik komputerowy, ale kiepska koniunktura w 2009 r. zmusiła go do zamknięcia działalności i szukania szczęścia w Londynie. I znalazł

Szczęście w nieszczęściu.

Pino ma już dość na dziś. Co prawda dopiero 17:00, ale brał już silny lek przeciwbólowy, a ramię boli nadal. Chyba musi pójść do domu, by odpocząć. Gdyby nie ramię Pino, tej pizzerii by nie było. Kilka tygodni po tym, jak zamieszkali razem z Izą, zaczął uskarżać się na wyjątkowo silny ból ramienia. – Prześwietlenie nic nie wykazało, to na pewno przemęczone mięśnie, a może

początek reumatyzmu. Fizjoterapia powinna pomóc – stwierdził GP, do którego poszedł narzeczony Izy. Gdy wrócił do niego po kilku tygodniach, lekarz zmienił lek przeciwbólowy na silniejszy, zapisał nasenny (Pino z bólu nie spał) i zasugerował zmianę pracy, żeby tyle nie dźwigał. Pino w ciągu roku wracał do lekarza jeszcze kilka razy. W końcu GP zalecił dodatkowo masaże. Nie pomogło, bo nawet najlepszy na świecie masaż nie wyleczy… nowotworu. Nowotworu, który wyżarł w kości Pino dziurę o średnicy blisko 4 cm. Maj 2014. W środę Iza i Pino mieli lecieć do Neapolu, żeby Iza mogła poznać rodzinę narzeczonego. Ale w poniedziałek Pino nie był w stanie podnieść się z łóżka. Więc znowu wizyta u lekarza. Powtórzone badania dały tak alarmujące wyniki, że lekarz z przychodni dzwonił do Izy, prosząc o natychmiastowe przybycie. Poprzednie badania zostały źle odczytane. Tym razem rezonans magnetyczny wykazał zmiany nowotworowe w kości ramienia. Zalecana natychmiastowa hospitalizacja. Ale Pino nie chciał już słyszeć o leczeniu w Anglii. Włoscy lekarze potwierdzili diagnozę. Zaczęło się leczenie: operacja, badania i zabiegi. Iza spędziła w Neapolu długie tygodnie, wspierając narzeczonego i nie dając po sobie poznać, że umiera ze strachu. Jakby tego było mało – kolejny cios: z powodu nieobecności została wyrzucona po 20 latach pracy w restauracji. Ona bez dochodu, Pino ze skromnym sick pay – musiała więc coś postanowić. Marzenia o cukierni uleciały: kolega, z którym planowali otworzyć swój lokal, wrócił do Chile. Spacerując po przesiąkniętych zapachem pizzy uliczkach Neapolu wraz z Pinem w pewnym momencie zadali sobie pytanie „A dlaczego nie pizzeria?”.

Złoto Neapolu

Sofia wraz z mężem Rosario prowadzą pizzerię. Piękna, młoda żona jest obiektem westchnień wielu klientów. Któregoś dnia ginie jej ślubna obrączka. Może wpadła do ciasta – tłumaczy mężowi. Rzeczywistość jest inna: obrączka została u kochanka Sofii. To jedna ze scen „L’oro di Napoli”, filmu w reżyserii Vittorio De Sica. Film został doceniony na festiwalu w Cannes i wybrany jako jeden ze 100 najważniejszych włoskich filmów. Sofia to oczywiście hipnotyzująca Sofia Loren. To Pino wybrał ten film jako leitmotiv ich biznesu. Fotosy aktorów i fotokopie gazet z lat 50. zdobią ściany pizzerii. Klimatu dopełnia kojąca włoska muzyka. Proste stoły, półki z oliwą, winem i puszkami pomidorów. Ręcznie wypisane menu. To menu to historia Włoch. Pizze noszą nazwy najważ-

7

reklama


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.