Goniec Polski 444 – Sukces festiwalu!

Page 20

20 felieton

|

10 l AT Z WAMI 10 lat ludki_male.pdf 2012-07-16 16:15:42

nr 38 (444) 21 września 2012 / ISSN 2044-5202

Katarzyna Bzowska

Tę krótką wymianę zdań podsłuchałam jadąc londyńskim metrem: – Spójrz, oni wszyscy czytają – powiedziała ze zdziwieniem w głosie młoda Polka, trzymająca kilkuletnie dziecko na kolanach do swojej koleżanki. – Rzeczywiście – równie zdziwiona przyznała rację jej współtowarzyszka, również matka kilkuletniego dziecka.

Polki miały rację. Wszyscy w pociągu czytali: książki, gazety, kolorowe czasopisma lub e-booki. W najlepszym razie zatopieni byli w spoglądanie w telefon, czytając SMS-y. Tego samego dnia odbywała się w Izbie Gmin debata na temat zamykania bibliotek w hrabstwie Gloucester. Tego samego dnia gazety informowały o squattersach, którzy zajęli pusty budynek biblioteki Friern w londyńskiej dzielnicy Barnet.

Społeczni bibliotekarze Od 1 września squattersi, zajmujący prywatne domy ścigani są jak przestępcy. Nowe przepisy nie dotyczą budynków publicznych. Osiem osób, wykorzystując tę lukę prawną, weszło przez okno do opustoszałego budynku biblioteki. Po kilku dniach pobytu zaczęli wypożyczać książki. Te, które znaleźli na miejscu i te, które przynieśli im okoliczni mieszkańcy. Na ścianie wywiesili transparent „Occupy London”. Władze dzielnicy wszczęły postępowanie, by usunąć dzikich lokatorów, bo – jak twierdzą – muszą dbać o dobro publiczne. Spór o tę konkretną bibliotekę toczy się od kwietnia. Władze dzielnicy zamknęły wrota, proponując, by grupa woluntariuszy prowadziła działalność 21 września 2012

Czy przetrwają? biblioteczną w innym miejscu. Piękny wiktoriański budynek postanowiono sprzedać. Protesty pozostały bez odpowiedzi. Squattersi okazali się skuteczniejsi niż „praworządni” mieszańcy dzielnicy i – zapewne wbrew swoim przekonaniom – wpisali się w ideę „wielkiego społeczeństwa”, wymyśloną przez Davida Camerona, w myśl której wiele funkcji społecznych spełnianych do tej pory przez pracowników sektora publicznego mają zastąpić woluntariusze. W tym przypadku wykwalifikowanych bibliotekarzy, biorących niezbyt wysokie wynagrodzenia, dobrze opłacani funkcjonariusze dzielnicowego ratusza wyrzucili na bruk. Sami squattersi, nazywający się „społecznymi bibliotekarzami” przyznają, że jest to nowe zajęcie w ich życiu. Do tej pory zajmowanie opuszczonych domów przyczyniło się do zdobycia takich specjalności, jak elektryk, murarz czy stolarz. Teraz będą mogli do swoich CV dopisać „bibliotekarz”.

Nie tylko wypożyczalnie W ciągu ostatnich dwóch lat zamknięto w Wielkiej Brytanii 270 bibliotek. Ktoś powie: to niewiele, jeśli weźmie się pod uwagę, że tych instytucji jest nadal w całym kraju 4612. Plany są jednak szerokie. Nic dziwnego, że bibliotekarze drżą o swoje posady. Na przykład w Surrey przewiduje się zlikwidowanie opłacanego personelu w dziesięciu bibliotekach. Zagrożone są także biblioteki w południowym Londynie, ofiarowane miastu pod koniec XIX wieku przez filantropa Henry’ego Tate’a. Wszystkie te budynki są stare i wymagają remontu, co z pewnością kosztuje, ale zlikwidowanie tej sieci bibliotek byłoby niepowetowaną stratą dla okolicznych mieszkańców. Przed kilku laty w Tooting rozpisano referendum na temat przyszłości lokalnej biblioteki. Mieszkańcy nie zgodzili się na jej zamknięcie. Dziś budynek jest pięknie odnowiony, z tym tylko, że więcej pomieszczeń zajmują komputery niż zbiory książek. Brytyjskie biblioteki to nie tylko

miejsca, gdzie wypożycza się książki. W wielu z nich prowadzone są zajęcia dla najmłodszych, kluby czytelnicze, kursy komputerowe itp. Można wypożyczać nie tylko książki w różnych językach, w tym po polsku, ale także dostępne są gazety, czasopisma, DVD, CD i książki czytane. Dostępny jest także darmowy internet, choć w ograniczonym zakresie. Zlikwidowanie tych wszystkich usług niesłychanie zuboży życie lokalnych mieszkańców, uderzając przede wszystkim w tych, którzy nie mają w domu komputerów z internetem, potrzebują towarzyskich spotkań i namiętnie czytają. Jednocześnie ubolewa się nad tym, że coraz mniej ludzi czyta książki, a inspektorzy szkolni alarmują, że blisko 20 proc. uczniów opuszczających szkoły podstawowe nie umie dobrze czytać.

Babel Borgesa Ostatnio rozmawiałam z trzydziestokilkuletnim mężczyzną, który przyznawał, że w życiu nie przeczytał przy jednym posiedzeniu więcej niż dwie strony książki. Po takiej dawce „lektury” czuje się zmęczony. Znacznie lepiej odbiera paradę „ruchomych obrazków”, dostarczanych przez telewizję i internet. W roku 1941, czternaście lat przed objęciem funkcji dyrektora Biblioteki Narodowej Argentyny, Jorge Luis Borges napisał opowiadanie „Biblioteka Babel”. To poetycki opis wszechświata, widzianego w formie biblioteki. Ten wszechświat tylko pozornie stanowi chaos, bo w rzeczywistości jest niesłychanie uporządkowany: „Każdej ze ścian każdego sześcioboku odpowiada pięć szaf; każda szafa zawiera trzydzieści dwie książki znormalizowanego formatu; każda książka posiada czterysta dziesięć stron; każda strona czterdzieści wierszy, każdy wiersz około osiemdziesięciu liter czarnego koloru. Są również litery na grzbiecie każdej książki; litery te nie wskazują ani nie zapowiadają tego, o czym będą mówiły stronice”. Taki porządek nie oznaczał wcale, że książki dostarczają

mądrości, bo – jak pisał Borges – „na jedną rozsądną linijkę czy słuszną wiadomość przypadają mile bezsensownych kakofonii, słownych gmatwanin i niedorzeczności”. W pewnym sensie borgesowska idea „Biblioteki Babel” może być potraktowana jako metafora internetu – olbrzymiego, niemożliwego do ogarnięcia, nieustannie rozrastającego się hipertekstu. Jednak taki hipertekst nie zastąpi książki drukowanej. E-booki mają to do siebie, że nie można ich pożyczyć znajomym. Co najwyżej można zaproponować, aby sobie ściągnęli tekst. Ale wtedy nie można podzielić się uwagami robionymi na marginesie ołówkiem.

Wymierająca profesja W przyszłości wszystkie teksty świata zostaną zdigitalizowane, od Biblii, przez starodruki, po raporty WikiLeaks. Każdą stronę będzie można obejrzeć na ekranie komputera, czytnika lub zwykłej komórki. Z czasem w ogóle zniknie papier. Biblioteki zostaną jedynie strażnikami dziedzictwa kulturowego. Bibliotekarz będzie kolejnym wymarłym zawodem. Scenariusz absurdalny? Tak, ale możliwy. Warto zrobić wszystko, by go nie przyspieszać. Wychowałam się w rodzinie, w której ceniono książki nie tylko ze względu na ich zwartość, ale i wygląd. Do dziś przechowuję tomy oprawione przez mojego dziadka – introligatora. Trudno mi przyjąć, że przyszłość obędzie się bez książki, bo – jak pisze Borges – „aby zlokalizować księgę A, trzeba przeczytać uprzednio jakąś księgę B, która wskaże miejsce A; aby zlokalizować księgę B, przeczytać uprzednio jakąś księgę C, i tak w nieskończoność...”. Podobnie jak on, „na tych przygodach”, zmarnowałam życie. I wolę tak jak on wierzyć, że nawet jeśli ludzkość przeminie, to „Biblioteka przetrwa: oświetlona, samotna, nieskończona, doskonale nieruchoma, uzbrojona w cenne woluminy, niezniszczalna, tajemnicza”.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.