Karolcia

Page 147

Ale Piotr i Karolcia od razu wiedzieli, co to za głosy. – Zapomnieliśmy o naszych lwach! — zawołali i pobiegli co prędzej otworzyć bagażnik, z którego wydobyli obydwa, trochę pogniecione, ale za to uszczęśliwione lwy. – Nie bójcie się! — zawołali do dzieci. — To są takie niezupełnie prawdziwe lwy. Same się przekonacie, jakie są miłe! I jak widzicie, są zupełnie nieduże. – Czy można je pogłaskać? — zaryzykowała Dorota, która zawsze była dość odważna. – Naturalnie! — zachęcała Karolcia. — Są naprawdę niezwykle łagodne i niezmiernie do nas przywiązane. — I na poparcie swoich słów oraz wyrażenia wdzięczności lwom za ich wierność Karolcia po kolei pocałowała obydwa w rozczochrane łby. Teraz już wszyscy wyruszyli do ogrodu. To dopiero była zabawa! Jeździło się na karuzeli i na kołobiegu! Huśtawki fruwały w górę, zdawało się, że sięgną nieba! Na zjeżdżalni był ruch bez przerwy, ale bez awantur! O, co to, to nie! Nic takiego się nie zdarzyło. Wszyscy stali porządnie w kolejce! Karolcia stała za Agatą, za nią Dorota, za Dorotą Leszek, za Leszkiem sam pan Prezydent Miasta! Tak jest! Tak jest, moi złoci! Sam pan Prezydent Miasta! Nie chciał opuścić żadnej kolejki! Tak mu się to podobało. A na karuzeli ile się wyjeździł! Ze względu na to, że był honorowym gościem, jeździł nawet trochę częściej niż wszyscy. Ale należało mu się to! Tak wszyscy w ogrodzie uchwalili. A lwy? Też we wszystkim brały udział. Ale najwięcej podobała im się karuzela. Tak im się podobała, że postanowiły stamtąd już nie schodzić. Przeprowadziły


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.