GoŚĆ specjalNy
Drzwi oD łazienki mogą prowaDzić
Do Bałtyku
polacy, NIc sIę NIe stało? Nastał czas narodowej smudy, ups!, smuty oczywiście. Nosy spuszczone na kwintę, flagi opuszczone do połowy masztu (pod warunkiem, że nie zostały zdjęte już 17 czerwca), słowem – ogólnonarodowa depresja u zarania lata. Wielki balon nadziei narodowej pękł z hukiem tak wielkim, że jeszcze dzisiaj trudno usłyszeć własne myśli. Na tym właściwie mógłbym zakończyć ten felieton i z perwerFot. archiwum p. cwynar
syjną przyjemnością psychicznego masochisty upajać się tym nieszczęściem. jednak w ramach autoterapii napiszę parę słów więcej. Uwaga – będą boleć. trener Franciszek smuda, selekcjoner z „narodowego nadania”, po przegranym 0:1 meczu z czechami ogłosił, że kończy swoją przygodę z reprezentacją. „przygoda” – może to jest słowo klucz,
przemysław cwynar, znany jako „Groszek”, to 26-letni mieszkaniec albigowej, muzyk i obieżyświat, który przejechał autostopem z gitarą większą część europy. Na przełomie maja i czerwca przemek zrealizował swoje kolejne marzenie: spływ na trasie Rzeszów–Bałtyk. pomysł był o tyle oryginalny i nietypowy, że jako środek transportu posłużyła mu tratwa zrobiona z drzwi… od łazienki.
przez pryzmat którego należy patrzeć na działalność tego pana. dla niego przygoda, dla milionów kibiców w polsce zawiedzione nadzieje. czarę goryczy przepełnił fakt unikania przez trenera smudę kibiców i dziennikarzy, bezpośrednio po feralnym meczu z naszymi południowymi sąsiadami. No jasne, robota wykonana, zresztą kontrakt się już kończy, więc po co się wysilać. pa! sajonara! już zmykam, mnie tu nie ma! trzeba przyznać, że figiel pierwsza klasa, much respect, jak mawia mój przyjaciel. ośmielam się jednak postawić heretycką niemal tezę, taką mianowicie, że blamaż naszej reprezentacji pod wodzą Franciszka smudy, przysłużył się ostatecznie jednej, ale za to bardzo waż-
przemku, od jak dawna nosiłeś się z zamiarem przebycia tak odległej trasy jak Rzeszów–Bałtyk drogą wodną i co przyczyniło się do tego, że zrobiłeś to właśnie teraz? ta myśl siedziała mi w głowie od kilku lat. chciałem zrobić coś, czego jeszcze nie robiłem. Wiedziałem, że przepłynięcie odcinka Rzeszów–Bałtyk będzie prawdziwym wyzwaniem. ostatnio realizowałem także inny pomysł – rock&rollowe pole namiotowe w Bieszczadach. do otwarcia sezonu było jeszcze trochę czasu, więc pomyślałem: jak nie teraz, to nigdy.
kiej sprawie. otóż sukces naszej drużyny narodowej (jakikolwiek by on nie był; wyjście z grupy, półfinał etc.) zapewne ochoczo zaanektowaliby sobie działacze najbardziej skorumpowanej i nietransparentnej organizacji w polsce, czyli pzpN-u. a tu klops z kapustą. panom lacie i kręcinie (swoją drogą co za adekwatne nazwisko!) nie będzie dana próba zdyskontowania niedoszłego sukcesu polskiej reprezentacji. Nie powiedzą; „patrzcie jacy jesteśmy wspaniali! jak wyśmienicie przygotowaliśmy polską drużynę. a tak na nas psioczyliście, niewdzięcznicy !” przyznacie drodzy czytelnicy, że jest to niebagatelny plus w sytuacji w jakiej się wszyscy znaleźliśmy. zresztą na tę okoliczność przypomniała mi się piosenka „always look on the Bright side of life” w wykonaniu latającego cyrku Monthy pythona, i natychmiast – niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – znalazłem plus drugi. pośród milionów pogrążonych w zbiorowej de-
jeśli chodzi o środek transportu, wybrałeś drzwi od łazienki. czy ten pomysł równie długo krążył nad twoją głową co sama podróż czy był może spontaniczny? Nie był spontaniczny, pojawił się jako jeden z kilku różnych pomysłów, gdy myślałem o spływie. chciałem, aby to na czym popłynę, było w jakiś sposób nietypowe. dzięki temu wyzwanie staje się jeszcze większe, no i na pewno ciekawsze. zatem napisałem kilka sms-ów do znajomych, że chcę płynąć na drzwiach od łazienki. za jakiś czas dostałem odpowiedź, że są dla mnie drzwi. znajomi pomogli mi tak dostosować drzwi, żeby mogły unosić się na wodzie. jeden z kumpli załatwił lawetę i tak moja tratwa trafiła nad Wisłok w Rzeszowie, skąd 18 maja rozpocząłem swoją wyprawę.
presji polaków jeden musi być naprawdę niezmiernie ukontentowany – poseł jan tomaszewski. przynajmniej tyle. daNIel koWalczyk
14
każde wyzwanie niesie z sobą różne przeszkody, a co za tym idzie, emocje. jakie były twoje momenty zwątpienia, zadowolenia, euforii?
Faktycznie był moment załamania. to było za Warszawą. pogoda była bardzo niesprzyjająca, wiosłowałem pod wiatr 16 godzin i strasznie zmarzłem. Wtedy pojawiła się myśl żeby dać sobie spokój i wracać. Na szczęście jednak nie poddałem się. postanowiłem po prostu odpocząć, ogrzać się i zregenerować siły. Nie bez znaczenia okazało się wsparcie tych wszystkich ludzi, którzy od początku mi kibicowali i trzymali kciuki za to, bym dotarł do celu. pojawiła się i przeszkoda – zapora we Włocławku. tu chciałbym serdecznie podziękować pracownikom śluzy, którzy również bardzo mi pomogli. Nagrodą był odcinek za Bydgoszczą. Nurt był sprzyjający, płynęło się bardzo przyjemnie. jednak największy moment zadowolenia, czy jak stwierdziłaś euforii, to był finał, czyli moment kiedy 12 czerwca przekopem Wisły w Świbnie dotarłem do Bałtyku. piękna przygoda i dobra lekcja. 870 km, 26 dni na wodzie. dotarłeś do celu. co zrobiłeś ze swoją tratwą i czy masz już jakiś pomysł na nową przygodę? tratwę sprezentowałem zaprzyjaźnionej właścicielce smażalni ryb dragon Bar w Świbnie. każdy, kto będzie w pobliżu i będzie miał ochotę na rybkę, może ją zobaczyć. jeśli chodzi o kolejne przygody, to mam parę pomysłów, ale nie chce mówić o szczegółach. Wiem na pewno, że do tych akcji muszę już poszukać sponsorów.