Waldemar łysiak wyspy bezludne

Page 146

146

Waldemar Łysiak – Wyspy bezludne

Mężczyzna przerwał jej histerycznym krzykiem, a potem ona mówiła coś, czego w namiocie nie można było usłyszeć. Weszła stara kobieta. Więzień spojrzał na nią. — Sahira chce, byśmy zwinęli obóz i uciekli — mruknęła przestraszona. — Tuchurta rzekł: nie! Tuchurta jest synem Uy. Tuchurta nie lubi Lelhin. Jutro zginiesz walcząc z lwem. Ale dzisiaj w nocy doznasz dęba. Tak chce sahira Lelhin. Tak chce Asztaret. Tuchurta rzekł: dobrze! — Deba?... Deba to hiena, czyż nie tak? — zdziwił się. — Deba to miłość * — odparła stara kobieta. Nocą do namiotu weszła Lelhin. W ręku miała kamienny nóż z wyrytymi znakami bogini Tanit. Uklękła i rozcięła postronki na przegubach rąk i kostkach nóg Rzymianina. Powiedziała cicho: — Przyszedł mój czas. Bogini Tanit dała mi tę jedną noc, pierwszą i ostatnią. Taki jest zwyczaj kapłanek Tanit-Asztaret. Ona uczyni dla nas posłanie ze swej szaty. Ona dała mi ciebie spośród wszystkich mężów Ziemi. Drogi nasze są jak drogi gwiazd, które muszą się zetknąć, chociaż niebo jest wielkie i nie ma końca. Asztaret baraket! Tanit baraket! Położyła się obok niego, szepcząc: — Przyłóż mnie jak pieczęć do serca twego, jak pieczęć do ramienia twego, bo mocna jest jak śmierć miłość, a pochodnie jej — pochodnie ognia i płomieni. Kochaj mnie, póki nie nadejdzie krew w szarości świtu. Będziesz pierwszy i ostatni. Moje serce nie doczeka innej zorzy. Nie wymówił ani jednego słowa do rana, kiedy śpiący obóz stratowała lawina końskich kopyt w wojennym ryku kohorty, która przybyła z Mauretanii Cezarejskiej na rzeź barbarzyńców. — Tę piękną dzikuskę, panie — rzekł dowódca kohorty, wskazując Lelhin przywiązaną do końskiego siodła — bierzemy jako trofeum naszego zwycięstwa. Ozdobi lupanarium w Tipasie, gdzie zawsze jesteś mile widziany. Odjeżdżając nie patrzył na nią. Z namiotu wziął ów kamienny nóż ze znakami Tanit i pożegnał lwa, który miał go zabić w odwecie za Uę. Stanął nad głęboką, opalisadowaną jamą w ziemi i szył z łuku strzałę za strzałą, aż zwierzę przestało drgać. W Thamugadi powitano go jak zmartwychwstałego. Natychmiast po przybyciu odesłał mauretańską eskortę, wysłał w ślad za nią szpiega, a potem zamknął się w swym pałacu i przestał udzielać. Rządy sprawował za niego pretor. W Thamugadi i Lambaesis szeptano, że legat choruje po niebezpiecznej przygodzie na pustyni. Całymi dniami siedział na marmurowej ławie przy *

— „Deba” w języku koczowników Sahary to hiena (części jej ciała posiadają magiczną siłę pobudzania miłości) i zarazem szalona miłość.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.