KULTURA
41 BEMAGAZYN.PL
wyglądała cała historia, bo znałby tylko zakończenie, kompletnie wyjęte z kontekstu. A przecież my z własnego kontekstu wyjąć się nie możemy. Gdybym miała kompletnie przekreślać się za każdym razem, gdy zdawałam sobie sprawę z tego, że rozmijam się z Wielkim Planem Życia poczynionym w wieku lat szesnastu, pewnie wylądowałabym na jakimś oddziale medycyny paliatywnej, bo nic tylko czekać na zakończenie tego zmarnowanego żywota. A dziś, pisząc ten tekst, nie leżę podpięta do respiratora, ale siedzę w stolicy, dokąd przyjechałam na dłuższą chwilę. Patrzę przez okno i widzę znane mi z filmów wieżowce, do których mam ogromną słabość. Piję kawę kupioną za pieniądze zarabiane w cudownej, rozwijającej mnie pracy i robię to, co (jak pokazały lata) naprawdę kocham – piszę. Kiedy skończę, wsiądę w tramwaj i pojadę do moich ukochanych znajomych, których jeszcze kilka lat temu, gdy kosiłam rozrastające się jak grzyby po deszczu porażki, nie znałam. Bo gdy przybijałam pieczątkę pod tym Wielkim Planem Życia, zatwierdzając go na amen, nie miałam pojęcia, że poznam osoby, które realnie wpłyną na moje życie. Że przez przypadek pójdę na zwykłą rozmowę w sprawie stażu i odkryję, że jestem w czymś dobra, co zmieni bieg mojego życia o 90º, a potem o kolejne 90º i nastąpi nieoczekiwany jego zwrot. Jaki sens miałoby siedzenie i skupianie się nad tym, że ogólnie spoko, ale, co tu ukrywać, lekarką nie jesteś? Przeszłość z przyszłością łączy prawie wszystko. Bez zaakceptowania tej pierwszej, nie będziemy nigdy w stanie zrobić prawdziwego kroku w przód. Uda się, nawet jeśli dookoła będą lamentować, że nie zostałeś kosmonautą, naukowcem, inżynierem, rodzicem, biznesmenem, mężem, żoną, szczęśliwym człowiekiem. Ale mam dobrą wiadomość: tym ostatnim możesz stać się choćby za chwilę, bo to cel na wyciągnięcie ręki, o ile odważymy się małymi kroczkami podążać w jego kierunku. Jak to osiągnąć? Na pewno już to gdzieś słyszałeś: Wystarczy, że odpowiesz sobie na jedno bardzo, ale to bardzo ważne pytanie: co lubię w życiu robić? A potem zacząć to robić. Po prostu.
BE \\ FUTURE
Lata mijały, a ja w liceum trafiłam do klasy humanistycznej, co nie przeszkodziło mi w chodzeniu na korepetycje z biologii i chemii, uczeniu się o aparatach Golgiego, mitochondriach, cytoplazmach, mejozie i układach w ciele płazów, gadów i ludzi. Niestety, bozia nie dała mi ścisłego umysłu, a okazało się, że aby studiować medycynę, musiałabym zdawać na maturze fizykę. A tego na mój nastoletni umysł było zbyt wiele. Maturę zdałam z polskiego, angielskiego i wiedzy o społeczeństwie. Dostałam się na dzienne studia na najlepszy uniwersytet w kraju (nie wiem, czy nadal nim jest, ale przez ostatnie lata plasował się na pierwszym, czasem drugim miejscu). Plan był prosty: studiuję, zdaję magistra, na czwartym roku wychodzę za mąż, dziecko rodzę we wspólnym mieszkaniu, zostaję rozpoznawalną dziennikarką, albo spełniam swoje muzyczne marzenie i robię karierę artystyczną, a każde lato spędzam na Ibizie i w najlepszych światowych klubach, tworząc muzykę na miarę Faithless, Daft Punk czy Chemical Brothers. Przysięgam: wierzyłam, że te plany są bardziej realne niż zamiar bycia lekarką. Łatwo się domyślić, iż nie zostałam gwiazdą estrady. Nie nagrałam nawet niskobudżetowego niszowego albumu. Nie powstało też żadne oficjalne demo. Ani Daft Punk, ani Faithless, ani Chemical Brothers nigdy o mnie nie usłyszeli, mimo, że ja wciąż słucham ich z takim samym namaszczeniem, jak wtedy, gdy miałam dwa razy mniej lat niż teraz. Nie stałam się też rozpoznawalną dziennikarką. Nie wystąpiłam nigdy w telewizji ani jako prowadząca swój program, ani nawet jako gość. Raz miałam to szczęście (kwestia sporna) i byłam w Wiadomościach, bo w bloku, w którym mieszkałam, wybuchł groźny pożar i brudna od sadzy wypowiadałam się do kamery. Nie kupiłam mieszkania, nie wyszłam za mąż, ani nie urodziłam dziecka. Może dlatego, że nie skończyłam też studiów, które ciągnęły się za mną wiele długich lat. Reasumując: porażka goniła porażkę i porażką pozostała. Czy osoba, która przegrała wszystkie marzenia i nie spełniła ani jednego ze swoich założeń, może mieć jakiekolwiek nadzieje na to, że przyszłość nie będzie tak samo żałosna? Niewielkie. Wystarczy jeszcze raz spojrzeć wstecz. Nie wiem dlaczego tak bardzo powszechne jest stwierdzenie, że żeby ruszyć naprzód, trzeba koniecznie odciąć się od przeszłości i swojej historii. Bzdura. To tak jakby pisarz tworząc każdy kolejny rozdział książki, musiał kasować poprzedni, żeby móc ruszyć z fabułą do przodu. Czytelnik nigdy nie wiedziałby jak