Bartosz Adamiak - Rae Ragis

Page 102

– Jak daleko jeszcze? – zapytał Pablo po kilku godzinach marszu. – Widzisz to wzniesienie? – Harold wskazał palcem niewielki pagórek porośnięty młodymi drzewkami i trawą. – Gdy tam dotrzemy, ujrzysz twierdzę. Ale potem czeka nas jeszcze Dolina Łez. – Dolina Łez – Sauromata westchnął refleksyjnie. – To będziemy musieli się napalić tych twoich ziółek. – Gdy tam dojdziemy, zrobimy jeszcze jeden postój na załatwienie wszelakich potrzeb. Przez Dolinę Łez musimy przemknąć najszybciej, jak to tylko możliwe. Nie będzie postojów na kupę, jak to miało miejsce w dniu dzisiejszym już dwukrotnie. – Przepraszam, ale te twoje specjały nieszczególnie mi służą. Musiałeś tam chyba dodać jakiegoś konserwanta. Zwykle mięso mnie zatwardza. Smith zignorował tę uwagę. Sam odszedł na stronę, by podlać nieco krzaczki. Stanął w rozkroku, wydobył przyrodzenie i nagle... ujrzał przed sobą twarz. A chwilkę później ostrze dużego noża, które błyskawicznie znalazło się tuż przy jego gardle. – No to teraz się zabawimy – szepnął niespodziewany gość. – Brać ich chłopaki! Z krzaków wyskoczyło dziesięciu kowbojów uzbrojonych po zęby. Ten, któremu Harold zmoczył portki, okazał się być Steve`m, szefem wszystkich ludzi Eberetha Marka. Nie starał się nawet kryć wściekłości, że zamiast grać w karty na farmie, musi włóczyć się po lasach w poszukiwaniu zbiegów. – Wyprawimy wasze skórki skurwiele i będziemy mogli w końcu wrócić do domu, do dam naszych serc. Żeby sobie podupczyć – zaśmiał się chrapliwie. –Wy już nigdy nie podupczycie. Gnoja obedrzeć ze skóry, a tłuściocha na pal! – Kogo nazywasz tłuściochem? – burknął Pablo, jednak już po chwili został schwytany przez trzech rzezimieszków, przyciśnięty do ziemi i spętany jak 102


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.