AL - AZ - CA - CT - CO - HI - M A -NJ - NM - NY - UT - Ontari o - Québec
bezpł at nymi esi ęczni k/ f reemont hl ynewspaper
nr3pa ź dz i e r ni k/ oc t obe r201 3
www. t he pol a ndt i me s . c om
Wt y m nume r z e :
-c hr z e ś c i j a ńs kii de a łmę ż c z y z ny -po r a dypr a wne-Spa dkic z . 3 -oa me r y ka ńs ki m dł ug upubl i c z ny m
Al aska-Pol acyna kr ańcuświ at a
Al aska-Pol esont heedgeoft hewor l d Podobnoni emanaś wi e c i ekr a j u,gdz i ebyni eż yłc hoć j e de n zna s z yc hr oda ków.Ni edz i wiz a t e m ni kogo,i ż Pol a ków s pot ka my t a kż e w t a k, z da wa ł oby s i ę , ni e goś c i nnym mi e j s c u, j a ki m j e s t Al a s ka . Te n na j c hł odni e j s z y, a l et a kż ej e de n z na j pi ę kni e j s z yc h s t a nów USA, z a mi e s z kuj ea ż2 0t ys . Pol a ków ( 3 % popul a c j i ) .Wi ę c e jot ym na j wi ę ks z ym kr a j uAme r ykina s t r ona c h8i1 2 .
, e or f e r he d.Andt l hewor soft r ne or lc l na vei i sl e Pol ow l l e twefindourf ha dt e s i pr ur dbes houl nobodys . ka s a sAl sa e c a epl bl a t bi nha huni uc ns ni yme r ount c ulUS f i ut a tbe hemos ooneoft s l tbuta s de ol tc Tha he ,t s e ndPol a hous yt nt we ot omehomet c sbe sha e t a t s s ’ e t a t ls a ot he t % of t s3 e ut t i t ons tc ha mount t a t s ge r a tl ha bout t ea d mor a e er s a e on. Pl i t a popul . 2 nd1 s8a ge eonpa t a t ns a c i r Ame
J użz ami e s i ą c ! Po l o ni aRe s t i t ut a 1 9 1 8 !
p r o f . Wi e s ł a w Bi ni e nd a
St a ni s ł a w Mi c ha l k i e wi c z
J a n Pi e t r z a k
p r o f . Ka z Dz i a mk a
Uni v e r s i t yo fAk r o n
Zna nyp o l s k ip ub l i c y s t a o r a za ut o rwi e l uk s i ą ż e k
Zna ny p o l s k is a t y r y ki p ub l i c y s t a
TheUni v e r s i t yo fNe w Me x i c o
Ni e s t r ud z e ni-wy wi a dc z ę ś ć2
J e ś ća l b oni ej e ś ć
Dud ak o nt r aMo nume nt us k
j e s tj e d n a k ,ż eo p i n i ap u b l i c z n aw Po l s c es i ę z mi e n i a .Lu d z i ed ł u ż e jj u żn i ec h c ąb y ć o s z u k i wa n i . Na j wy r a ź n i e j wp ł y wa t o n i e k o r z y s t n i en an a s t r o j et y c hPa n ó w.
Umi ł o wa n iPr z y wó d c yt o c z ą mi ę d z ys o b ą wo j n yn ag ó r z e .Pr z y c z y n yt y c hk o n f l i k t ó w b y wa j ąr o z ma i t e ,a l ep r z e wa ż n i ec h o d z iot o , k t ó r a g r u p a Umi ł o wa n y c h Pr z y wó d c ó w b a r d z i e jp r z y c h y l in a mn i e b a .
p r o t e s t uw Wa r s z a wi e ,b y łz a n i kr z ą d u .Na c z t e r yd n iz n i k n ę l in i e b o r a k iz e k r a n ó w. Wc i ę ł oi c hd ok ą t a , p o c h o wa l i s i ęuBu f e t o we j , wp o d z i e mi a c hMe t r a ,c z yp o wł a z i l iw l i s i e n o r yimy s i ed z i u r y ?
wi ę c e jn as t r o n i e3
wi ę c e jn as t r o n i e4
AnAb s o l ut ePhr a s eAb s o l ut e l y Zes t r o n yr z ą d o we j n i cs i ęn i ez mi e n i ł o . Wa ż n e J u ż p r z y z wy c z a i l i ś my s i ę d o t e g o ,ż e J e d n y mzc i e k a wy c hp r z e j a wó wz wi ą z k o we g o I g no r e d
“ A we l lr e g u l a t e dMi l i t i a ,b e i n gn e c e s s a r yt o t h es e c u r i t yo ft h eSt a t e , t h er i g h to ft h ep e o p l e t ok e e pa n db e a rAr ms , s h a l ln o tb ei n f r i n g e d . ” Gr a mma t i c a l l y s p e a k i n g ,i ti sas i mp l e s e n t e n c e .Ex c e p tt h a ti ti sn o ts i mp l et o u n d e r s t a n d . wi ę c e jn as t r o n i e4 mo r eo np a g e5
Kuponnr2 Wś r ó duc z e s t ni kó wr o z l o s uj e mya t r a kc y j nena g r o dyw po s t a c i ks i ą ż e kna s z y c hwy bi t ny c hpubl i c y s t ó wm. i n. R. Zi e mki e wi c z a , S. Mi c ha l ki e wi c z ai J . Pi e r z a kaz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . mi e j s c o wo ś ć de dy ka c j ąo r a zpe ł neko s z eż y wno ś c i s po ns o r o wa nepr z e z . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . t e l e f o n / e ma i l Eur o paPa nt r y ! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . i mi ęin a z wi s k o
Pros i myowys ł ani et egokuponudo20grudni anaadresredakcj i( znaj duj es i ęna2s t r. ) .Ogł os zeni ewyni ków w 1numerzenoworocznym.
2
The Poland Times
www.ThePolandTimes.com
Słowo od redaktora naczelnego Editor in Chief’s Note Krystian Żelazny redaktor naczelny editor-in chief
Szanowni Państwo,
liczba 3 w kulturze chrześcijańskiej uchodzi za magiczną. Z jednej strony, osoby przesądne niejednokrotnie powtarzają, że do „3 razy sztuka”. Z drugiej, uznawana jest za boską (Trójca Święta), niezwykle pomyślną, znak harmonii w związku między kobietą a mężczyzną oraz, po prostu, oznaczającą sukces. Dziś ponadto ukazał się trzeci numer naszego miesięcznika. Wierzymy
Spotykamy się także z licznymi zapytaniami związanymi z bezpośrednim wysyłaniem gazet do Państwa domów. Wszystkich chętnych prosimy o kontakt z Redakcją. Jedynym Waszym kosztem będzie opłata za przesyłkę.
zatem, że pod szczęśliwą gwiazdą. W tym numerze tematem przewodnim, którym chcielibyśmy Państwa zainteresować, jest Alaska. Stan piękny, intrygujący, warty zobaczenia, a może i nawet zamieszkania (władze każdemu z jej mieszkańców wypłacają ok. $1000 rocznej dywidendy). Przedstawimy tutaj nie tylko Polaków tam współcześnie żyjących, ale ponadto ukażemy nieznaną powszechnie historię o pierwszym polskim gubernatorze Alaski.
Uglorza o chrześcijańskim ideale mężczyzny oraz Bratosza Romanka o amerykańskim długu publicznym. Jest nam niezmiernie miło ogłosić wyniki naszego pierwszego konkursu (poniżej) oraz poinformować, iż od tego miesiąca gazeta uzuję się także w stanie Massachusetts. Z życzeniami przyjemnej lektury, Krystian Żelazny
Ladies and Gentlemen, Poza tym zachęcam oczywiście do przeczytania artykułów naszych stałych publicystów. W szczególności polecam teksty ks. prof. Marka
people say third time lucky, on the other, three is believed to be divine (the Holy Trinity). It is also meant to be plain lucky, signify harmony between a man and a woman or simply mean success. Today we present the third edition of our monthly newspaper. And therefore, we believe it is a sign of good fortune.
The number 3 in considered magical in the Christian (Western) culture. On one hand, the superstitious
The main theme of this month’s issue is Alaska. It is a beautiful and intriguing state. It is a state worth paying a visit or perhaps even settling in (the Alaska’s authorities pay out each inhabitant a $1,000 annual dividend). We are not only drawing a picture of Poles currently living in that state but also presenting a little known story
about the first- Polish Alaska governor.
We encourage you to read articles by our regular contributors and especially texts by Prof. Marek Uglorz about the Christian ideal of a man and by Bartosz Romanek about the U.S. public debt.
We are also pleased to announce the results of our first readers’ contest (below) and inform that our newspaper is from now on also available in Massachusetts. Enjoy reading, Krystian Żelazny
Laureaci/ Winners: Ewa Pindel (NY), Lilianna Kolakowska (NY), Cezary Wróblewski (CT), Adela Zola (UT), Barbara Lozowski (CO). Gratulujemy!!!
Nauka
Widziane oczyma nastolatki
Spora część tekstów ze szkolnych podręczników, to niestety wiedza
bezużyteczna. Jednak uczyć się trzeba. Bez tego nie da się przejść przez liceum. Chcemy, czy nie, musimy się starać, gdyż nie najlepiej wygląda „dwójka” na świadectwie. Skoro już o ocenach mowa, to właśnie one przysłaniają nam prawdziwy cel nauki. Zamiast uczyć się dla samych siebie, często robimy to tylko dla wysokiej średniej, bo dobry uczeń to taki, który ma same piątki, prawda? Nic bardziej mylnego! Dobry uczeń powinien przede wszystkim potrafić swoją wiedzę dobrze wykorzystać. Nauka to sztuka wymagająca pracy i wysiłku. Jeżeli chcemy coś osiągnąć, musimy poświęcić temu trochę czasu, którego nam, uczniom, nieste-
Redaktor Naczelny Editor in Chief Krystian Żelazny
Dyrektor ds. marketingu Director of Marketing Andrzej Gałuszka
Zastępcy Redaktora Naczelnego V-ce Editor in Chief Robert Słówko vel Bert Wörtchen (East) Zbigniew Żelazny (West)
Dyrektor ds. dystrybucji Director of Distribution Cezary Żelazny
Klaudia Bagińska Licealistka z Łomży
Z reguły uczymy się po to, aby nabyć jakąś wiedzę, która ma nam służyć w przyszłości. Lecz, kiedy przeglądam notatki ze swoich zeszytów, zastanawiam się, ile z tego, co jest tam zawarte, zostanie w mojej głowie na dłużej. Ile z tych zapamiętanych informacji, rzeczywiście przyda mi się w życiu?
ty często brakuje. W szkole bowiem spędzamy większą część dnia i, wbrew pozorom, czas na naukę, to tylko kilka godzin między obiadem a pójściem spać. Gdzie chwila dla rozrywki i przyjemności? 8 godzin, to naprawdę bardzo dużo, aby zrealizować materiał. Mimo to, najwięcej pracy wykonujemy w domu. Skoro zadaniem szkoły jest zapewnienie nam wykształcenia, to dlaczego musimy uczyć się sami, w dodatku „po godzinach”? Klasówka, kartkówka, poprawa, do tego jakieś pytanie – niestety, tak wygląda często dzień w szkole niejednego ucznia. Słyszymy ciągle o tym, jak ważna jest systematyczność. Jednak trudno jest uczyć się na bieżąco, kiedy przedmiotów jest dużo, a czasu tak mało. Natłok przekazywanej nam wiedzy powoduje, że nauka staje się dla nas uciążliwa. W dodatku liceum to przede wszystkim czas powtarzania informacji, jakie zdobyliśmy w gimnazjum. Niezwykle męczące jest „wałkowanie” tego samego, aż do
Skład i korekta Composition and Correction Agnieszka Deleska Krzysztof Bankert Obsługa informatyczna IT support Natalia Kmieć
znudzenia. Trudno jest też powtarzać i jednocześnie poszerzać swoją wiedzę o nowe informacje, dlatego nauka staje się gonitwą. Nauczyciele wręcz „katują” nas ogromną ilością klasówek, prac domowych i notatek do „wykucia”, aby tylko zdążyć z przerobieniem materiału, zanim skończy się rok szkolny. Ponadto warto też wspomnieć, że polski system edukacji skupia się przede wszystkim na teorii, zapominając o praktyce. Za przykład mogę podać studia prawnicze. Po pięciu latach „wkuwania” paragrafów, absolwenci nie potrafią napisać nawet wniosku do sądu. Dopiero na kolejnych, tym razem płatnych studiach, nazywanych aplikacjami, są przygotowywani praktycznie do wykonywania zawodu. Nasuwa się zatem pytanie, po co te 5 lat studiów, z których nie ma większego pożytku? Choć to brzmi nieco absurdalnie, musimy nauczyć się, jak się uczyć. Wtedy nauka stanie się przyjemno-
Kontakt Contact USA: Telefon (PL): +1 917 331 0212 Telephone (US): +1 646 763 2348 Canada: Telephone: +1 613 274 2661 e- mail: info@thepolandtimes.com
Wszystkich chcących zamieścić reklamę na łamach pisma, prosimy o kontakt telefoniczny bądź emailowy.
In order to place advertisement with us, please contact us via email of phone.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów, która jest prywatną własnością intelektualną autorów tekstów.
The Editorial does not take responsibility for the content of articles, which is the private intellectual property of the authors.
ścią, a czas, jaki zaoszczędzimy, możemy przeznaczyć na należny nam odpoczynek.
Przede wszystkim powinniśmy wybrać takie przedmioty, które nas interesują i skupić się głównie na nich, aby nabyta wiedza zaowocowała w przyszłości i przyniosła wymierne korzyści. Sami musimy zdecydować, czemu chcemy poświęcić więcej czasu. W taki sposób odciążymy swój umysł od niepotrzebnych informacji.
Metoda: „zakuć, zaliczyć, zapomnieć” świetnie sprawdzi się przy przedmiotach, które uznamy za nieprzydatne. Tych „mniej ważnych” dla nas nie musimy uczyć się systematycznie. Oczywiście, to nie oznacza, że mamy odpuścić je sobie zupełnie. Nie we wszystkim będziemy prymusami. Wypadałoby jednak posiąść tutaj jakąś wiedzę ogólną, która może się przydać w najmniej oczekiwanym momencie życia.
Polska: Telefon: +48 667 121 108 Wydawca Publisher Caesar Polonia Publishing, Corp adres: 5918 Catalpa Ave. Ridgewood, NY 11385
www.facebook.com/ThePolandTimes
Niestrudzeni Wacław Kujbida redaktor TVNiezalezna Polonia.org Ottawa
Rozmowa Wacława Kujbidy z mec. dr Marią Szonert-Biniendą oraz prof. Wiesławem Biniendą dla amerykańsko-kanadyjskiego miesięcznika „The Poland Times”. Część druga wywiadu. W.K.: A gdzie byli, znowu i tym razem, pan Lasek, pan Miller i inni panowie eksperci z Polski czy Toronto, tak zaciekle zwalczający wasze ustalenia? Jakoś nikt nie ma odwagi, by siąść z Państwem przy jednym stole, twarzą w twarz i zmierzyć się na konkretne argumenty... W.B.: Ze strony rządowej nic się nie zmieniło. Ważne jest jednak, że opinia publiczna w Polsce się zmienia. Ludzie dłużej już nie chcą być oszukiwani. Najwyraźniej wpływa to niekorzystnie na nastroje tych Panów. W.K.: Minęły ponad trzy lata od katastrofy. Czy możecie Państwo przedstawić najważniejsze punkty wniosków nad zagadnieniami, które analizowaliście czy współ-
pracowaliście w ich ocenie? W.B.: Od strony technicznej wydaje się, że najbardziej prawdopodobną hipotezą jest urwanie 6-cio metrowej końcówki skrzydła i kompletne zniszczenie środkowej, prawie 6-cio metrowej, części tego skrzydła w wyniku eksplozji. Nasz nowy duński kolega udowodnił, że tylko w przypadku utraty ponad 2/3 części lewego skrzydła, samolot nie byłby w stanie odlecieć. Gdyby rzeczywiście utracił tylko samą końcówkę skrzydła, jak głoszą oficjalne raporty, samolot byłby w stanie odlecieć i do takiej katastrofy by nie doszło. Ale po utracie 2/3 części skrzydła nie był w stanie odlecieć, ponadto doszło do drugiego wybuchu, tym razem w kadłubie, jego rozczłonkowania i śmierci pasażerów w wyniku eksplozji. M.S.B.: Z prawnego punktu widzenia, można dziś z całą pewnością powiedzieć, że przedstawiciele administracji Donalda Tuska podejmowali systematyczne działania na szkodę śledztwa smoleńskiego. Również niezwykle istotny problem działań i zaniechań rządu przed 10 kwietnia 2010 roku czeka, aż Polacy dojrzeją, aby poddać ten wątek dokładnej, obiektywnej analizie i należytej ocenie. Z pewnością doczekamy takich czasów.
W.K.: I co dalej? Przecież mamy nadal sytuację, kiedy niezbicie, czarno na białym, udowadnia się niedorzeczności i absurdy – od strony technicznej i naukowej – oficjalnych wyjaśnień katastrofy nad Smoleńskiem, kiedy równie niezbicie wykazuje się niezgodność i naruszanie prawie wszystkich możliwych praw i regulacji podczas prowadzenia tego śledztwa, a wszystko nadal pozostaje bez zmian. Do czego to wszystko zmierza? Gdzie jest kres tej gigantycznej manipulacji? W.B.: Wygląda na to, że trzeba czekać na zmianę rządu w Polsce: na taki, który nie będzie miał problemu z konfliktem interesu i będzie w stanie poprosić kraje Unii Europejskiej czy USA o pomoc w odzyskaniu wraku i czarnych skrzynek z Rosji. Ważne jest, żeby odzyskać oryginały nagrań z kokpitu. Obecnie wiadomo, na przykład, o istnieniu czterech wersji zapisów, każda o innej długości, różniących się zawartością. Wówczas, będzie można rzetelnie zbadać wrak samolotu, czarne skrzynki i wszystkie inne dostępne dowody, aby ostatecznie zamknąć ten mroczny rozdział naszej historii. W.K.: Jesteście oboje Państwo, zwłaszcza ostatnio, kojarzeni głównie ze swoim zaangażowaniem w sprawę wyjaśnienia przyczyn katastrofy nad Smoleńskiem. Ale to przecież nie wszystko. Kiedy
poznaliśmy się rok temu, zorientowałem się, że wszystkie obowiązki, zainteresowania, inicjatywy i sprawy, których się podjęliście, dodajmy – najczęściej charytatywnie, a którymi zajmujecie się na co dzień, wystarczyłyby na małą armię działaczy, albo przynajmniej na kilka społecznych organizacji. Zacznijmy od spraw Polskiego Centrum, Fundacji Kościuszkowskiej, Sybiraków... M.S.B.: Polonia w Cleveland może się poszczycić prężnie działającym Polsko-Amerykańskim Centrum Kultury im. Jana Pawła II, jakie powstało w 1998 roku. Mniej więcej od 2000 roku aktywnie uczestniczymy w życiu Centrum. Przez wiele lat byłam członkiem zespołu redakcyjnego miesięcznika „Forum”, wydawanego przez Centrum. Wycofałam się ze współpracy po tym, jak koledzy redakcyjni zablokowali publikację mojego artykułu z okazji pierwszej rocznicy katastrofy smoleńskiej. Mąż wówczas był w radzie nadzorczej Centrum i także po tym incydencie złożył rezygnację. Staramy się nadal współpracować z Centrum, ale z wolnej stopy. W 2007 roku doprowadziliśmy do założenia w Cleveland, Ohio, oddziału Fundacji Kościuszkowskiej. Przez kilka lat nasz oddział działał bardzo prężnie, ale z czasem okazało się, że Prezydent Fundacji nie wspiera samodzielnej działalności oddziałów. Jego wizja to centralistycznie zarzadzana organizacja. Dlatego też działalność oddziałów terenowych za jego
prezydentury jest ograniczona. W ramach Fundacji Kościuszkowskiej zorganizowałam kilka stanowych konkursów na esej historyczny oraz jeden ogólnoamerykański konkurs w 70-tą rocznicę wybuchu II wojny światowej. Wyniki tego konkursu były zatrważające. Młodzież amerykańska często wskazywała Polskę jako winowajcę wybuchu wojny. Próbowałam zainteresować tym problemem władze w kraju, ale bez rezultatu. Dzięki szefowi naszego Centrum, Panu Eugeniuszowi Bąkowi, który jest dzieckiem syberyjskim, włączyłam się w działalność organizacji polskich Sybiraków pod nazwą Kresy-Siberia Foundation USA. W ramach tej organizacji prowadzimy projekt rejestracji zeznań świadków historii. Nagrywamy kamerą świadectwa polskiej martyrologii wschodu, a następnie fragmenty tych zeznań umieszczamy w Wirtualnym Muzeum Kresy-Siberia, prowadzonym przez naszą centralę w Warszawie. Przy tej okazji chciałabym zaapelować o nagrywanie na wideo przeżyć i wspomnień świadków historii, tak szybko odchodzącego od nas wojennego pokolenia Polaków. Również zachęcam do odwiedzenia naszego muzeum pod adresem: http://kresy-siberia.org/muzeum
W.K.: Potem była Pani inicjatywa w sprawie Katynia, a głównie odtajnienia dokumentów dotyczących tego ludobójstwa, znajdujących się w archiwach USA. Dalsza część wywiadu na stronie 14
4
www.ThePolandTimes.com
publicystyka - polska
Jeść, albo nie jeść Stanisław Michalkiewicz
prawej. Ale zgoda panuje tylko na tym
etapie, bo kiedy przychodzi to Znany polski wymyślenia pretekstu, pod jakim publicysta oraz autor wielu książek Umiłowani Przywódcy zorganizują Już przyzwyczailiśmy się do tego, że Umiłowani Przywódcy toczą między sobą wojny na górze. Przyczyny tych konfliktów bywają rozmaite, ale przeważnie chodzi o to, która grupa Umiłowanych Przywódców bardziej przychyli nam nieba. Nam - czyli obywatelom. Przychylenie nieba oznacza coś w rodzaju raju na ziemi. Wspominał o tym Bertold Brecht, zauważając wszelako, że „Toć raj na ziemi stworzyć każdy chce - ale czy forsę ma? Niestety nie.” Umiłowani Przywódcy, reprezentujący ten rodzaj mądrości, który nazywamy sprytem, oczywiście wiedzą, że bez forsy raju na ziemi stworzyć się nie da, a w związku z tym, podstawowym problemem politycznym staje się odpowiedź na pytanie: skąd wziąć szmalec? Odpowiedź jest jedna - od Bogu ducha winnych obywateli, bo przecież raj na ziemi ma być stworzony dla nich. Co do tego zgodni są Umiłowani Przywódcy, zarówno ci z lewicy, co to serca mają po lewej stronie, jak i ci z prawicy, którzy wrażliwe społecznie serca mają, jak się należy, po stronie
rabunek obywateli, zaraz rozpoczyna się wojna na górze. Toczy się ona już od ponad 100 lat, ale bez względu na to, czy przejściowo wygrywa ta, czy inna grupa Umiłowanych Przywódców, proces wyzuwania obywateli z władzy nad bogactwem, jakie wytwarzają swoja pracą, trwa nieprzerwanie. Jego ilustracją jest choćby nieustanne przesuwanie się w głąb roku tak zwanego „dnia wolności podatkowej”, a więc momentu, kiedy obywatel zarobił na zapłacenie państwu podatków i odtąd pracuje na siebie. Przed 100 laty, w najbardziej fiskalnym podówczas państwie świata, czyli Monarchii Austro-Węgierskiej, dzień wolności podatkowej dla wiejskiego kowala w Galicji przypadał na przełom stycznia i lutego. Obecnie w naszym nieszczęśliwym kraju dzień wolności podatkowej przypada gdzieś w połowie lipca - jeśli oczywiście brać pod uwagę tylko podatki, bez tak zwanych „składek na ubezpieczenie społeczne”, które w gruncie rzeczy są też rodzajem podatku, bo wprawdzie teoretycznie ubezpieczony ma z tytułu ich opłaca-
nia jakieś roszczenia wobec państwa, ale zarówno ich wysokość, jak i termin wymagalności nie są ściśle określone. Gdyby państwo było wobec swoich obywateli przynajmniej prawdomówne, bo o uczciwości trzeba definitywnie zapomnieć, to na pytanie obywatela, co będzie za te swoje „składki” miał, odpowiedziałoby: „kiedyś coś ci damy”. „Kiedyś” - bo państwo zawsze może zmienić wiek emerytalny - i właśnie rząd premiera Tuska to przeforsował - oraz „coś”, bo zasady wypłacania emerytur też mogą być zmienione, a skoro mogą, to na pewno będą. I oto właśnie trwa wojna na górze, w której Umiłowani Przywódcy spierają się o to, co zrobić z Otwartymi Funduszami Emerytalnymi. Zostały one utworzone w ramach jednej z czterech wiekopomnych reform charyzmatycznego premiera Buzka, chociaż ich fundamenty położyła poprzednia ekipa SLD-PSL. Oczywiście chodziło o to, by obywatelom przychylić nieba, ale tak naprawdę - by pod pretekstem przychylenia nieba, dodatkowo ich, jak to się mówi, wydymać. Mogłem się o tym przekonać uczestnicząc w 1997 roku w programie publicystycznym, poświęconym wspomnianej „reformie”. Zapytałem
The Poland Times panią posłankę AWS Ewę Tomaszewską, czyja własnością będą pieniądze na tzw. II filarze, czyli właśnie w OFE. Kiedy pani Tomaszewska powiedziała, że własnością ubezpieczonego, wówczas wyraziłem przekonanie, ze jeśli chciałby on, dajmy na to, odbyć podróż dookoła świata, to kiedy zgłosi się do OFE i poprosi o wypłacenie mu tych pieniędzy, oni wypłacą mu je bez mrugnięcia okiem. Ta to pani Ewa, że nie. Ja na to: jak to, właścicielowi, na jego żądanie, nie wypłacą? Na co pani Ewa: „bo każdy by tak chciał!” Więc dzisiaj, kiedy pan minister Rostowski, gwoli ułatwienia sobie kreatywnej księgowości, dzięki której ukrywa i przed UE i przed opinią publiczną faktyczny poziom zadłużenia państwa, zamierza za zgodą Umiłowanych Przywódców przekazać pieniądze z OFE ZUS-owi, wcale mnie to nie dziwi, bo nawet niezawisły Sąd Najwyższy w czerwcu 2008 roku orzekł, że pieniądze w OFE nie są prywatną własnością ubezpieczonych, tylko mają charakter „publicznoprawny”, co w przełożeniu na język ludzki oznacza, że ubezpieczeni nie mogą nimi swobodnie dysponować bez zgody Umiłowanych Przywódców. Wydymanie zaś polegało na tym, że Umiłowani Przywódcy część pieniędzy odebranych przemocą obywatelom pod pretekstem „składki” przeznaczyli dla OFE. Firmy zarządzające OFE „inwestowały” te pieniądze w obligacje Skarbu Państwa i za te proste czynności
pobierały „prowizję” w wysokości najpierw 8,5 procenta, a potem skromnie - 3,5 procenta. Za co? A za nic - bo przecież gdyby obywatelowi wcześniej tych pieniędzy pod pretekstem przychylenia nieba nie odebrano, to każdy z nich sam mógłby sobie je „zainwestować” w obligacje Skarbu Państwa bez niczyjej łaski. Zatem firmy zarządzające OFE dostały od Umiłowanych Przywódców prezent w postaci owych „prowizji”. Czy firmy zarządzające OFE jakoś się Umiłowanym przywódcom zrewanżowały? Wykluczyć tego nie można choćby ze względu na skwapliwość z jaką dzisiaj wielu z nich pragnie likwidacji OFE, chociaż przed laty równie skwapliwie głosowało za ich ustanowieniem. Dopatruję się w tej dzisiejszej skwapliwości intencji zatarcia śladów. Inni Umiłowani Przywódcy kładą nacisk nie tyle na natychmiastowe przejęcie pieniędzy z OFE przez ZUS, co na zapewnienie obywatelom „możliwości wyboru” między OFE i ZUS-em. Jest to taki sam wybór, jak w kołchozowej stołówce, a której też można jeść, albo nie jeść. Bo o tym, żeby obywatel mógł zrezygnować z ubezpieczenia społecznego żaden Umiłowany Przywódca nawet nie pomyśli. Za cóż by wtedy przychylał nam nieba?
Artykuł ukazał się także w tygodniku „Nasza Polska”
Duda kontra Monumentusk Jan Pietrzak znany polski satyryk i publicysta
Jednym z ciekawych przejawów związkowego protestu w Warszawie, był zanik rządu. Na cztery dni zniknęli nieboraki z ekranów. Wcięło ich do kąta, pochowali się u Bufetowej, w podziemiach Metra, czy powłazili w lisie nory i mysie dziury? Żadne media głównego nurtu nie podały gdzie ukrywa się rząd, na wypadek gdyby związkowe watahy Dudy uparły się doprowadzić go siłą do dialogu trójstronnego. Natomiast premier pojawił się w formie pomnikowej. Lśniący złotem monument budził radość tłumów, bo to i słońce Peru, i ukochana gała pod pachą, a także leninowska postawa cieszyły o czy poddanych. Monument Tuska, w skrócie Monumentusk! Zjechało ludzi do stolicy ok 200 tys., ale dokładnie nie wiadomo, bo władza licząc demonstrantów
zawsze kłamie. Pewnie musi. Tak się utarło za komuny i inaczej być nie może również w Tuskolandzie. Prawdę powiedziawszy obecna władza kłamie we wszystkich sprawach. Ten nawyk mocno ją zbliża do standardów sowiecko – rosyjskich. Tam jest nie do pomyślenia ujawnienie społeczeństwu jakiejkolwiek prawdy na dowolny temat. Tylko władca, car wszechmocny, ma prawo wiedzieć co się dzieje naprawdę. Poddani mają wiedzieć jedynie to co im władza podrzuci na tapetę w formie kitu informacyjnego.
Z braku realnych partnerów do rozmowy demonstranci postanowili pogadać z małpami pod palmą. Małpy miały twarze Nowaka, Kopacza, Piechocińskiego, Rostowskiego… i zajadały się „fruktami władzy.” Przypomniał mi się monolog Fronczewskiego z 80 roku, „Cyrk małpą stoi”. Ech, wspomnienia…! Tak to historia miesza się z teraźniejszością. Zawsze jakieś małpy robią nam cyrk z Polski. Poza tym dla potomnych należy odnotować hasła na transparentach, tę
uliczną literaturę chwili… Tusk bój się Boga. Praca nasza płaca wasza. Ani centa dla Vincenta. Precz z Tuskiem i Millerem Jarek premierem. Wasze prawo nasze życie. Sopot przeprasza za Tuska. Bezrobocie – tu idzie młodość. Obudź się, Polsko. PO-sprzątaj swoje brudy. Donek z Bronkiem to jest zgra ja i z
Narodu robią jaja, a Palikot im wtóruje i też Naród dopraw uje. Tyle Polski, ile polskiej ziemi w rękach polskiego rolnika. Dość eksperymentów na kolejarzach. Rząd do upadłości, a nie spółki kolejowe. Dość lekceważenia społeczeństwa. To ostatnie zdanie było hasłem
całego czterodniowego protestu. Obawiam się, iż Tusk ze swoją małpiarnią będą próbowali udowodnić, że nigdy dość lekceważenia społeczeństwa! Czy im się to uda, Piotrze Duda?
Artykuł ukazał się także w tygodniku „Solidarność”
The Poland Times
publicystyka - usa
Problem narastającego zadłużenia Bartosz Romanek Internacjolog doktorant UKSW w Warszawie
Zadłużenie rządowe w Stanach Zjednoczonych, licząc od 2008 roku, podwoiło się. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest stały, nadmierny poziom wydatków w stosunku do wpływów do budżetu federalnego. Administracja Baracka Obamy wydaje się nie dostrzegać negatywnych konsekwencji, wynikających z ciągłego, narastającego poziomu długu i co kilka, bądź kilkanaście, miesięcy zwraca się do kongresu z postulatem kolejnego zwiększenia poziomu dopuszczalnego zadłużenia. Istnieje wiele przyczyn zwiększającego się długu. Wśród najważniejszych z nich należy wskazać wojny w Afganistanie i Iraku. Koszty i czas trwania obydwu operacji militarnych zdecydowanie przerosły początkowe
założenia administracji Georga W. Busha. Uczeni z uniwersytetu Harvarda wyliczyli, że łączny koszt obydwu konfliktów może wynieść nawet 6 bilionów USD (wliczając wszystkie dodatkowe wydatki: odszkodowania dla ofiar, koszty opieki medycznej rannych żołnierzy, renty przyznawane weteranom i ich rodzinom przez wiele lat po zakończeniu konfliktów). Dodać należy również koszty związane z radykalnym zaostrzeniem procedur bezpieczeństwa i kontroli po atakach na Word Trade Center z 11 września 2001 roku. Szacuje się, że łączna suma takich obciążeń, jakie poniosła administracja centralna, może wynosić nawet 1 bilion USD. Co niemniej istotne, do szybkiego wzrostu zadłużenia doprowadził kryzys finansowy zapoczątkowany przez upadek banku Leman Brothers, jesienią 2008 roku. Fala bankructw banków oraz ich wierzycieli obiegła całe Stany Zjednoczone, demolując sektor bankowy, rynek nieruchomości, a także przemysł motoryzacyjny.
Administracja Baracka Obamy zdecydowała się wesprzeć gospodarkę Stanów Zjednoczonych pakietem stymulacyjnym, wartym ostatecznie ponad 862 mld USD. Do przewidzenia było, że koszty takiego stymulatora, wziętego rodem z chińskiej gospodarki planowanej, przyniosły jedynie krótkotrwałą i dość iluzoryczną poprawę. Finalnie można stwierdzić, że koszty opisywanego pakietu były wyższe, aniżeli pozytywne efekty, które za jego pomocą osiągnięto. Świetnym tego przykładem jest niegdysiejszy symbol świetności amerykańskiej potęgi motoryzacyjnej, miasto Detroit. W lipcu 2013 roku, komisarz sprawujący władzę w tym mieście zgłosił do gubernatora Michigan bankructwo miasta, którego zadłużenie wyniosło 18,5 mld USD. Upadek Detroit przypieczętował gwałtowny wzrost bezrobocia po masowych zwolnieniach w fabrykach Forda, General Motors oraz Chryslera, w które rząd federalny podczas kryzysu wpompował miliardy USD.
www.ThePolandTimes.com Innym przykładem czynnika powodującego przyrastanie zadłużenia USA jest Health Care Reform. Jej łączny koszt oszacowano na około 1 bilion USD. Wprowadzona reforma w obecnym kształcie wydaje się kolejnym niedorzecznym i antyrynkowym pomysłem Obamy. Spowodowała ona wzrost obciążeń podatkowych obywateli, konieczność wykupienia ubezpieczenia lub opłacania kar (do 2,5% dochodu rocznego). Zwiększyła także koszty działalności przedsiębiorstw, które będą zmuszone pokrywać część ubezpieczenia zdrowotnego, jak i również pracowników, obniżając de facto ich dochody. Wprowadzenie reformy tego typu w czasie stagnacji gospodarczej w USA, świadczy o totalnym braku zrozumienia podstawowych prawideł mechanizmów ekonomicznych państwa przez Obamę (po absolwencie Harwardu można by było się więcej spodziewać). Tymczasem, recepta na zatrzymanie przyrostu zadłużenia sprowadza się do dwóch zasadniczych aspektów. Pierwszy z nich to ograniczenie wydatków na administrację, ograni-
5
czenie liczby pracowników aparatu biurokratycznego, wycofanie się z kosztownych, chybionych reform, zmniejszenie obecności państwa w gospodarce. Drugi to uproszczenie prawa, obniżenie kosztów pracy, redukcja podatków, także dla najbogatszych (obecna stawka podatku dochodowego dla nich to 39,6%). USA powinny wrócić do korzeni – stać się państwem, gdzie ludzie, dzięki swojej pomysłowość i pracowitości, mogą się bogacić. Ludzie, bogacąc się, dają innym pracę, bo czy ktoś słyszał o biedaku, który kogoś zatrudnił?
Jeśli aktualna polityka administracji Baracka Obamy nie ulegnie zmianie (pomijając w zasadzie symboliczne, wymuszone cięcia), Stany Zjednoczone przekroczą pewien pułap zadłużenia i stracą zaufanie rynków oraz inwestorów. I wtedy nawet polityka „rozmywania długu”, prowadzona poprzez masowy dodruk dolara, nie uratuje sytuacji. Aktualny dług publiczny USA wynosi 14,9 biliona USD i zwiększa się w przeciętnym tempie około 10% rocznie. Czy, i w ogóle, możliwa jest jego spłata?
The Poland Times An Absolute Phrase Absolutely Ignored Kaz Dziamka PhD University of New Mexico
What the heck does the 2nd Amendment mean?: “A well regulated Militia, being necessary to the security of the State, the right of the people to keep and bear Arms, shall not be infringed.” Grammatically speaking, it is a simple sentence. Except that it is not simple to understand. Most Americans assume that the Constitution gives them the right to buy a gun. And usually they think so because the most powerful pro-gun lobby in the country, the National Rifle Association, says so. But, as Paul Fussell, a military historian and professor of English, points out, the problem is that the NRA consistently ignores the first part of the Amendment (“A well
regulated Militia, being necessary to the security of the State”) and always quotes only the second. Says Fussell in Thank God for the Atom Bomb and Other Essays: “the NRA doesn’t want to remind anyone of the crucial dependent clause of the Second Amendment, whose latter half alone it is so fond of invoking to urge its prerogatives.” Fussell is right, although he is not quite accurate: the “dependent clause,” which the NRA has a vested interest in always leaving out, is properly called an absolute phrase in traditional grammar. There are two kinds of the absolute phrase: an absolute phrase of detail and an absolute phrase of reason. The former is quite common in written English, as in the following example: Eyelids flapping and nostrils flaring, Dr. Condi continued to speak only the truth. The other one is now rare: Precision bombs having imprecisely
hit civilian targets in Baghdad, the launching of American democracy in Iraq began. It is the quaint formality of this phrase that is one reason the 2nd Amendment is a problem: it contains a stylistic device that has now become nearly archaic and so sometimes misinterpreted. Paraphrased, the absolute phrase of the 2nd Amendment means this: Because a well-regulated militia is necessary to the security of the state, the right of the people to keep and bear Arms, shall not be infringed. The paraphrased phrase is now a dependent clause. You should never ignore it without tampering with the intended meaning of the whole Amendment—as intended by the Founding Fathers (mainly, James Madison) who wrote it. So here’s what the real, syntactic problem is: an absolute phrase is used for a reason; otherwise why should we use it in the first place? We
cannot just ignore it when we paraphrase or explain the meaning of a sentence in which an absolute phrase is used—as the NRA people and others are routinely doing when they discuss the meaning of the 2nd Amendment. To clarify the problem, let me use an easy example: Weather permitting, we will go hunting. The sentence doesn’t mean that “we will go hunting”; it means that we will go hunting only if the weather permits. If you follow the logic of the NRA interpretation of the 2nd Amendment, you would have to argue that the sentence means the same thing regardless of whether you attach the absolute phrase or not. This, clearly, cannot be true. So the “most famous absolute phrase in America” is there for a very good reason. It means that, yes, you are allowed to keep and bear arms but only if you are the member of a well-regulated militia. And to become the member of a well-regulated militia, you have to undergo a lot of tough and unpleasant paramilitary
training. To become the member of a well-regulated militia—and to enjoy the right to keep and bear arms—is no picnic at all. Just read Fussell: Would you like to dig latrines, drink only 3.2 beers, and eat sandwiches made of bull dick and choke-ass, for example? And to do all of this for an extended period of time away from your spouse, friends, and the comforts of city life? You might not want to keep and bear arms after all if, first, you had to pass a test like that.
Ignoring an absolute phrase is easy—just as it is easy to bamboozle people by “verbal misrepresentation and disingenuous quotation,” as Fussell argues. But ignoring the absolute phrase is not going to solve the problem of the meaning of the 2nd Amendment. Understanding the absolute phrase will make you think twice before you start ranting about your right to buy a gun just because you think the Constitution gives you this right regardless of whether you are the member of a well-regulated militia or not. It does not.
6
www.ThePolandTimes.com
Spadki
granicami kraju, oświadczenie takie pisemnie złożone zostać może Konsulowi. Złożenie takiego oświadczenia będzie miało miejsce w dziale prawnym odpowiedniego miejscowo Konsulatu Polskiego. Julia Konsul poświadczy autentyczność Państwa podpisu pod złożonym Szwiec oświadczeniem. W razie wątpliwoprawnik ści, Polski Konsulat udziela również absolwentka UKSW w Warszawie obywatelom porad dotyczących postępowania w sprawach spadkoSzanowni Państwo, w dzisiejszym wych. artykule poruszę kwestię przyjęcia spadku oraz odpowiedzialności za Spadkobierca w oświadczeniu ma długi spadkowe. Temat ten jest prawo zdecydować, czy spadek niezwykle ważny, gdyż praktycznie przyjąć, czy odrzucić. Treść oświadkażdy z nas, prędzej czy później, czenia ma istotne znaczenie. Na stanie przed faktem dziedziczenia. W spadkobiercę przechodzą bowiem takiej sytuacji muszą Państwo nie tylko prawa, które przysługiwały wiedzieć, że przyjęcie spadku wiąże spadkodawcy, lecz również jego się nie tylko z faktem przejęcia dóbr zobowiązania. To właśnie na podstamaterialnych zmarłego, ale również wie oświadczenia, spadkobierca może zostać obciążony odpowiejego zobowiązań finansowych. dzialnością za długi spadkowe. Zacznę od tego, iż przyjęcie spadku następuje poprzez złożenie przed Polskie prawo przewiduje dwa sądem polskim lub u notariusza sposoby przyjęcia spadku. Pierwszy stosownego oświadczenia. Oświad- to tzw. przyjęcie proste. Jest to czenie może złożyć osoba pełnolet- przyjęcie spadku bez ograniczenia nia i nieubezwłasnowolniona. odpowiedzialności za długi spadkoBardzo ważne jest, iż oświadczenie we. Tak więc, gdy długi osoby musi zostać złożone w sądzie zmarłej przekroczą wartość przysłupolskim w terminie sześciu miesięcy gującego nam po tej osobie majątku, od momentu, gdy spadkobierca będziemy musieli spłacić resztę pozyskał informację o tytule powoła- zobowiązań z własnych funduszy. nia do spadku. W przypadku Warto więc dobrze zastanowić się, Polaków mieszkających poza zanim złożymy powyższe oświad-
prawo czenie woli. Także brak złożenia oświadczenia jest w polskim prawie traktowany jako proste przyjęcie spadku. Drugi sposób przyjęcia spadku to przyjęcie z dobrodziejstwem inwentarza. Oznacza to, iż spadkobierca odpowiada za ewentualne długi spadkowe tylko do określonej sumy stanu czynnego spadku. W tym celu sporządza się spis inwentarza. Może to nastąpić z urzędu lub na wniosek. Postaram się przedstawić Państwu przykładową sytuację dotyczącą odpowiedzialności za długi zmarłego. Proszę wyobrazić sobie, że dziedziczą Państwo 10 000 zł. Decydują się Państwo na przyjęcie spadku wprost. Okazuje się jednak, że osoba zmarła pozostawiła dług do spłacenia w wysokości 20 000 zł. Przyjmując spadek wprost, mają Państwo 10 000 zł spadku oraz 20 000 zł długu. Gdyby zdecydowali się Państwo na przyjęcie spadku z dobrodziejstwem inwentarza, odpowiadaliby Państwo za długi tylko do wysokości spadku. Tak więc, mieliby Państwo 10 000 zł spadku i 10 000 zł długu. Reasumując, przyjęcie spadku z dobrodziejstwem inwentarza gwarantuje nam, że nie będziemy zobowiązani do spłacania długów spadkodawcy większych niż pozostawiony nam spadek.
The Poland Times Polski Kodeks Cywilny przewiduje również trzecią możliwość działania spadkobiercy. Jest to odrzucenie spadku. Należy pamiętać, że nie mamy prawnego obowiązku dziedziczenia. Odrzucenie spadku równoznaczne jest z traktowaniem osoby odrzucającej tak, jak gdyby nie dożyła otwarcia spadku. Oczywiście osoba, która odrzuci spadek, nie ponosi żadnej odpowiedzialności za długi spadkodawcy. Spadek przechodzi wtedy na dalszych uprawnionych do dziedziczenia. W tym miejscu muszą Państwo zwrócić uwagę, iż odrzucony przez nas spadek, bądź też udział w spadku, przejdzie na nasze dzieci. Tak więc, jeśli wysokość długów przewyższa wartość spadku, dalsi zstępni również powinni spadek odrzucić. Niezbędne elementy oświadczenia o przyjęciu lub odrzuceniu spadku reguluje artykuł 641 Kodeksu Postępowania Cywilnego. Jeśli chodzi o same długi spadkowe, najczęściej spadkobierców obciążają koszty pogrzebu. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy śmierć spadkodawcy spowodowana została przez osobę dopuszczającą się czynu zabronionego. Jako przykład można tu podać zabójstwo, pobicie ze skutkiem śmiertelnym lub inne przestępstwo, którego wynikiem jest śmierć testatora. Kosztami pogrzebu obciążona zostaje wtedy osoba dopuszczająca się wyżej wymienio-
nego czynu.
Polski Kodeks Cywilny w art. 922 § 3 dopuszcza jeszcze inną sytuację, wyłączającą spadkobierców od opłacenia kosztów pogrzebu. Kodeks precyzuje m.in., iż niezgodne z prawem jest obciążenie bliskich zmarłego nadmiernymi, przesadnymi kosztami pogrzebu, nietypowymi dla danego środowiska.
Do długów, które odziedziczyć możemy po spadkodawcy, będzie również zaliczany obowiązek zaspokojenia roszczenia o zachowek. Dziedziczymy ponadto takie rozporządzenia majątkowe spadkodawcy, jak zapisy. Często w skład długów spadkowych wchodzą także podatki czy niezapłacone pożyczki.
Oczywiście wyżej wymienione długi mają charakter przykładowy. Nie sposób bowiem wymienić wszystkich zobowiązań finansowych, jakie do spłacenia może nam pozostawić spadkodawca.
Jeśli mają Państwo w powyższej kwestii jakieś pytania, bardzo proszę kierować je na adres Redakcji. Jeżeli natomiast chcieliby Państwo skorzystać z mojej pomocy w Polsce, proszę o kontakt e-mailowy: julia.szwiec@interia.eu
Piwo z zamku Wojciech Trząski znawca piwa absolwent Uniwersytetu Śląskiego
Rzadko na tym blogu goszczą piwa z tzw. niższej półki. Cenowej i smakowej. Ale jednak bywa i tak, że nie ma w okolicy sklepu specjalistycznego z
IPAmi-sripami albo chociaż monopolowego z piwami regionalnymi albo idziemy na grilla i nie chcemy zbytnio wydrenować swojej kieszeni lub trafiamy do lokalu, gdzie nie ma szans dostać nic lepszego, niż koncernowe jasne pełne. I stąd właśnie wziął się mój sentyment do Zamkowego z Browaru Namysłów niska cena oraz dostępność w jednym z lokali, gdzie swego czasu
często bywałem. Ale czy poza niską ceną jest w tym piwie cokolwiek innego wartego uwagi?
Piwo, jak widać na zdjęciu, kupiłem w puszce. Za jedyne 2,20. We wspomnianym wcześniej lokalu piwo to było lane (i pewnie dalej jest; podejrzewam, że za niedługo sprawdzę) za 4 zł, a czasem nawet – w ramach promocji – za 3,50. Chociaż w związku z tym, że Browar Namysłów próbuje się ostatnio wypozycjonować na rynku jako producent lepszego piwa (reklamy w TV, niezłe Białe Pszeniczne - które podobno i tak ostatnio się "popsuło") obawiam się, że cena może wzrosnąć… Tak czy siak – piwo jest całkowicie klarowne i bardzo jasne. Przezroczyste wręcz, można przez nie swobodnie czytać. Chciałem zrobić hipsterskie zdjęcie przez szklankę, ale kanciastość tejże powoduje, że nic na tym zdjęciu nie widać. W zapachu piwo jest słodowo-alkoholowe z nutką… Miodu. Słowem: słodycz. W smaku jest podobnie. Goryczka jest mizerna, nikła, a słodowość przechodząca wręcz w słodycz – w połączeniu z wyraźnie wyczuwalnym
alkoholowym posmakiem oraz zapychającym wysyceniem – powoduje, że piwo trochę męczy i pije się je powoli. O ile na początku, mocno schłodzone, „wchodziło” nawet gładko, o tyle z każdym kolejnym łykiem mam ochotę sięgnąć po coś innego. Cokolwiek. Z plusów: ładna, wysoka piana (ale szybko opadająca) oraz jednak nieco lepszy smak od lagerowych tzw.
„koncerniaków” – wprawdzie podobnie jak w ich przypadku goryczka jest prawie niewyczuwalna, ale jednak Zamkowe jakiś smak ma (słodki…), a do tego nie śmierdzi kwasem ani skarpetkami, jak to często zdarza się np. Żubrowi.
Ale pamiętam, że już po 3-4 potrafi rozboleć głowa.
The Poland Times
polityka
www.ThePolandTimes.com
7
Comiesięczny wywiad polityczny
1. Jaki jest Pana stosunek do konfliktu w Syrii? Nie wydaje się to dziwne, iż po raz kolejny w imię wyimaginowanych wartości demokratycznych rządy Zachodu wspierają rewolty na Bliskim Wschodzie, po których do władzy i tak zazwyczaj dochodzą fundamentaliści islamscy? A.Górski: Z dużą rezerwą podchodzę do tego konfliktu. Żadna ze stron nie jest z naszej bajki. Po jednej stronie mamy do czynienia z satrapą związanym z Moskwą, a po drugiej stronie są islamscy fundamentaliści, w tym różni islamscy najemnicy, którzy potrafią uciąć głowę katolickiemu księdzu. Niedawno w Internecie była pokazana taka brutalna egzekucja katolickiego duchownego, zresztą w obecności dzieci, którego rebelianci zamordowali tylko dlatego, że w jego telefonie komórkowym znaleziono numery telefonów urzędników reżimu. Jest jeszcze jeden aspekt sprawy. Zupełnie nie wierzę w skuteczność prezydenta Baracka Obamy w tym konflikcie. Odnoszę wrażenie, że chce pomachać szabelką przed wyborami prezydenckimi, by odwrócić uwagę Amerykanów od wewnętrznych problemów USA. Ale nie ma pomysłu, jak później zakończyć ten konflikt. Z mojego punktu widzenia to nie jest nasza wojna i powinniśmy z daleka śledzić wydarzenia w Syrii. A.Dziambor: Konflikt w Syrii spędza sen z powiek ludziom w Białym Domu, ponieważ w tle odbywa się rozgrywka z innymi mocarstwami, w której stawką są ogromne wpływy. Tak jak Pan powiedział, lekko sugerując odpowiedź, wartości demokratyczne są tu z całą pewnością wyimaginowane. Podobnie, jak powód dla ewentualnego ataku. Poszukiwanie dowodów na użycie broni chemicznej stało się stałym punktem codziennego przeglądu wiadomości i chyba o to właśnie chodzi, aby lud w USA zajmował się tym, co dzieje się Tam, aby za bardzo nie narzekać na to, co dzieje się Tu. 2. We wrześniu obchodziliśmy 12. rocznicę zamachu na WTC w Nowym Jorku. Po latach nadal niewiele jest wyjaśnionych kwestii, a wciąż dochodzą nowe wątpliwości. Rząd do tej pory, zamiast wyjaśnić wszystko do końca, wiele
rzeczy gmatwa. Bardzo to przypomina polską sytuację związaną ze Smoleńskiem. Pytanie, czy ktoś bez winy może bać się prawdy? A.Górski: Wbrew powszechnemu przeświadczeniu wiemy niewiele. Wiemy tyle, na ile pozwalają rządy, które starają się kontrolować przekaz informacyjny. Wiemy za mało, aby posunąć się poza pewne domysły. Jedno jest pewne: w obu przypadkach widać bardzo wyraźne zaniedbania służb i rządów. Wielu informacji nie mamy i zapewne wszystkiego nigdy się nie dowiemy, ale nie można wykluczyć, że kiedyś wyjdą na światło dzienne nowe informacje i dokumenty, które zmienią obecną wiedzę i ugruntowany obraz. Oczywiście, w Polsce wiemy już więcej o okolicznościach katastrofy smoleńskiej. Tę wiedzę zdobywamy olbrzymim wysiłkiem i determinacją, choć jest ona przez rząd dyskredytowana i podważana. Ciekawe jest to, jak rząd PO nie stara się dojść do prawdy, jakby tej prawdy się bał; bał zarówno rozmiarów swojej odpowiedzialności, jak i współuczestnictwa Rosji. Bo największą wartością dla obecnego rządu polskiego nie jest prawda, tylko święty spokój władzy i Rosji. My nie chcemy świętego spokoju, tylko prawdy. Prawdy, pełnej prawdy, powinni domagać się Polacy i mieszkańcy Ameryki. Jako ludzkość mamy moralne zobowiązanie do całkowitego odkrycia prawdy wobec ofiar Smoleńska i Nowego Yorku, a także ich rodzin. A.Dziambor: Po tym, ile godzin materiału filmowego i ile tysięcy stron różnych opracowań naukowych i pseudo-naukowych na temat spiskowych teorii związanych z zamachem na WTC pojawiło się w obiegu, można szczerze powiedzieć, że nie tylko rząd gmatwa wiele rzeczy. Nie do końca wiem, o jakiej prawdzie mówimy. Katastrofa w Smoleńsku byłaby wyjaśniona bez problemów, gdyby osoby odpowiedzialne za śledztwo nie wypuszczały komunikatów mijających się ze stanem faktycznym, karmiąc przy tym miłośników spisków. Nie wiem też, kto miałby bać się prawdy, bo jeżeli jest ona inna niż oficjalne stanowisko, to coś takiego i tak nigdy nie ujrzy światła dziennego. 3. W lipcu i sierpniu mieliśmy szereg zdarzeń teoretycznie związanych z wydarzeniami sportowymi, faktycznie powodującymi konflikty międzynarodowe na linii Polska–obcy kraj. Zachowanie polskiej dyplomacji, kompletnie niereagującej na podżeganie do mordów polskiej ludności przez Litwinów czy Hiszpanów, przy jednoczesnym przepraszaniu za jakiekolwiek
próby obrony dobrego imienia czynione przez polskich kibiców, nie świadczy o czymś dobrym. Czy polski MSZ zachowuje jeszcze w jakimś stopniu politykę Racji Stanu? A.Górski: Nie ma wątpliwości, że sprawa ekscesów Litwinów wymierzonych w polskich kibiców nie spotkała się z należytą, zdecydowaną reakcją ze strony polskiego rządu. Sprawa jednak jest bardziej skomplikowana, niż może wydawać się na pierwszy rzut oka. Wszyscy mamy świadomość, że to była prowokacja Litwinów, inspirowanych przez litewskich nacjonalistów, którzy starają się popsuć relacje polsko-litewskie i doprowadzić do wyjścia z koalicji rządowej Akcji Wyborczej Polaków na Litwie. Ponadto, jest w tej chwili litewska prezydencja i do końca roku nasz rząd nie chce zaogniać relacji, nie chce, by odpowiedzialność za tę prowokację spadła na ten rząd, który pozostaje w swoistej „kwarantannie”. Wciąż czekamy, aż przynajmniej niektóre deklaracje Litwinów zostaną spełnione. Nie ma jednak wątpliwości, że ci litewscy kibice, którzy nawołują do waśni na tle narodowościowym, którzy łamią prawo, powinni zostać ukarani. Ale nie może być tak, że prowokacje Litwinów się przemilcza, a robi się sprawców i niemal bandytów z polskich kibiców. Taki atak jest bardzo wygodny dla polskiego rządu, który ma pretekst, by krytykować polskich kibiców. Można powiedzieć, że jest to okazja do zemsty na naszych kibicach, którzy zapowiedzieli, że doprowadzą do upadku Tuska i PO. Rząd „piłkarski” nie może darować kibicom ich niewdzięczności i zbytniego patriotyzmu. A.Dziambor: Skoro zły stan polskiej dyplomacji sugeruje osoba, która patrzy na nas z USA, to chyba jednoznacznie świadczy, że jest gorzej, niż można sobie wyobrażać. Brak reakcji na wydarzenia na Litwie i w Hiszpanii uważam za absolutny skandal. Przepraszanie za to, że nie wszyscy widzą Polskę wiecznie przepraszającą za to, że jesteśmy Polakami, również uważam za bardzo nietrafioną taktykę. Czekam, aż pojawią się politycy, którzy będą potrafili się postawić za swoimi rodakami, a nie jak dziś – przeciwko nim, bo tylko tak można skomentować sygnały, które wypuszcza MSZ przy okazji dowolnych międzynarodowych zajść. 4. W 2007 r. rządząca obecnie Platforma Obywatelska szła do wyborów z programem naprawy finansów państwa. Wielu obywateli wierzyło w zapowiadane obniżki podatków, liberalizację przepisów
fiskalnych. Po 6 latach mamy ogromne zadłużenie, podwyższone podatki i wielkie bezrobocie. Dlaczego premier Tusk nie zrealizował swoich obietnic? A.Górski: Odnoszę wrażenie, że Tusk nigdy nie traktował poważnie swoich obietnic. Chciał wykreować obraz PO, zresztą całkowicie fałszywy, jako partii wolności i niskich podatków, jako antyteza PiS, której usłużne wobec Tuska media dorobiły socjalistyczne i etatystyczne buty. Tymczasem to PiS obniżał podatki, a PO podnosi podatki, tłamsi przedsiębiorców i konsekwentnie buduje bizantyjskie państwo urzędnicze. Myślę, że obecne problemy Polski, szczególnie lawinowo rosnące zadłużenie, które oznacza katastrofę finansów publicznych, wynikają z dwóch powodów: z daleko posuniętej beztroski rządzących, którzy nigdy nie myśleli o prawdziwych reformach, ale także z kłamstw i ignorancji. Minister Finansów najpierw zapewniał, że nie ma kryzysu finansów, a potem beztrosko przyznał, że się pomylił. I powinien stracić stanowisko, ale w tym rządzie wszyscy kolesie mają brud za paznokciami i będą się kryć do końca. To jest mafia, polityczna mafia. Mam nadzieję, że ludzie to wreszcie dostrzegą i wyciągną wnioski podczas najbliższych wyborów. A.Dziambor: Pan zakłada, że Donald Tusk i Platforma Obywatelska szli do wyborów z zamiarem przebudowy finansów publicznych i poprawy stanu państwa. Ja natomiast uważam, że oni zgromadzili się wokół utrzymywania tego drastycznego eksperymentu ekonomicznego i ich celem było i jest utrzymanie status quo. Od początku „demokracji” w Polsce, żadna partia rządząca nie spełniła nawet 10% swojego programu wyborczego, a więc nie ma się co obrażać na tych, którzy psują nasz kraj od sześciu lat – niczym się nie różnią, jedynie siedzą dłużej, przez co już dziś można szczerze stwierdzić, że przejadło się. Nie przyjmuję żadnych wymówek – możliwości poprawy było wiele, a koalicja rządząca nie zrobiła nic w stronę rozbudowy wolności i redukcji obciążeń, jakie ma przedsiębiorca. Nagłaśnia się pierdoły, typu jedno okienko do zakładania działalności, jako wielki sukces, ale już podwyższenia podatku nie komentuje się jako wielką porażkę. 5. Całkiem niedawno szeregi Platformy Obywatelskiej opuścili jej znani posłowie. Większość koalicyjna wisi na przysłowiowym włosku. Istnieje opcja powstania kolejnej formacji politycznej, budowanej na bazie konserwatywnego skrzydła wspomnianej partii.
Czy w obecnych realiach ma ona szansę dostać się do parlamentu, bądź nawet zagrozić w zwycięstwie królującemu ostatnio w sondażach PiS-owi?
A.Górski: Zupełnie nie dostrzegam wagi opuszczenia trzech posłów z PO. Mitem jest, że większość rządowa wisi na przysłowiowym włosku. Rząd zawsze może liczyć na kilku posłów niezależnych, którzy liczą na podczepienie się do PO. Mam tu na myśli choćby byłych posłów Ruchu Palikota. Ostatnie głosowania pokazały, że koalicja rządowa ma wciąż przewagę kilkunastu głosów. A gdyby ta większość dalej się kurczyła, Tusk ma w odwodzie postkomunistów z SLD, z Leszkiem Millerem na czele, który już przygotowuje się do koalicji z PO. Nie myślę także, żeby inicjatywa Gowina wraz z prawicowym planktonem dała wartość dodatnią. Jest tam zbyt wiele sprzecznych interesów i wykluczających się ambicji, przy czym nie widać w tym środowisku żadnego polityka z prawdziwą charyzmą. Myślę, że po krótkotrwałej euforii, będącej bonusem za nowość, bardzo szybko popularność tej formacji spadnie do poziomu PJN, to znaczy do poziomu 2-3 procent. Bowiem ludzie doskonale wiedzą, w jakich partiach niedawno ci posłowie byli, że są zupełnie niewiarygodni, choć bywają sympatyczni. W każdym razie, nie wierzę w sukces nowej formacji politycznej pod kierunkiem Gowina.
A.Dziambor: Ostatnie wyjścia z partii rządzącej i fakt budowania się „wolnościowego” ruchu na bazie byłych posłów PiSu i PO świadczy tylko o tym, że poglądy, które prawdziwi wolnościowcy głoszą od ponad dwóch dekad, nagle stały się na tyle popularne, że „salon” nie może pozwolić, aby były reprezentowane przez ludzi, których nie zna. Takich nowych formacji było już kilka i dotychczas wszystkie takie projekty kończyły się porażką. Szczerze liczę, że wolnościowi wyborcy będą i tym razem na tyle mądrzy, by widzieć, że właśnie dzieje się jakaś nowa rozgrywka. Gdyby Ci posłowie rzeczywiście chcieli budować wolnościową potęgę w Polsce, to tuż po odejściu ze swoich partii, wstąpiliby do Kongresu Nowej Prawicy.
8
www.ThePolandTimes.com
The Poland Times
śladami polskości
Alaska, Polacy na krańcu świata Monika Schneider Prezes Polskiego Klubu na Alasce
Polacy są podobno wszędzie na świecie – my jesteśmy naszym polskim „Przystankiem Alaska”. Na wstępie kilka wiadomości na temat miejsca, gdzie mieszkamy. Alaska to 49 co do wielkości stan USA, przyłączony do Unii stosunkowo niedawno, bo w 1959 roku. Zima trwa tutaj od czterech do pięciu miesięcy, a temperatura powietrza w ciągu roku waha się od -20 stopni Celsjusza zimą do +25 stopni Celsjusza latem. Polacy na Alasce pojawili się już w XVIII wieku, a jednym z pierwszych amerykańskich urzędników federalnych Alaski był pochodzący z Wielkopolski Włodzimierz Krzyżanowski. Tak więc widać, że Polacy w historię Alaski wpisywali się dosyć często. Wpisują się również w jej współczesność. Od lat 70-tych działa na Alasce Polski Klub, upowszechniając i kultywując polską kulturę wśród wszystkich grup etnicznych w całym stanie. Obecnie, świadomość egzystencji Klubu poszerzana jest na cały kraj. Jesteśmy organizacją samorządową, bez zysków, i utrzymujemy się jedynie ze składek członkowskich. Na przestrzeni lat organizowaliśmy i nadal organizujemy wiele dorocznych imprez, koncertów, spotkań, wieczorków i wystaw artystycznych dla publiczności stanowej i turystów. Charaktery-
zują je przede wszystkim elementy narodowo-patriotyczne, a także edukacyjno-informacyjne. Najpopularniejsze inicjatywy Klubu to między innymi: Wigilia Bożego Narodzenia z udziałem Ks. Arcybiskupa polskiego pochodzenia – czasem także polskiego kapłana, kiedy tylko jest to możliwe, Mikołajki, Ostatki, niekiedy Sylwestry, Polka Party, kuligi, letnie pikniki, grzybobrania, wycieczki rowerowe i inne wydarzenia o charakterze rozrywkowo-sportowym. Wszystkie imprezy charakteryzuje polska atmosfera. Większość z nich odbywa się przy muzyce i winie z dostatnim i smakowitym jadłem. Imprezy w celu informacyjno-edukacyjnym organizujemy z uwzględnieniem wszystkich grup wiekowych i etnicznych. Imprezy w celu czysto towarzyskim i z natury dorosłe (Sylwestry) takich wymogów spełniać nie muszą. Wiele z naszych przedsięwzięć, jak i wiadomości, posyłanych do członków klubu, są dwujęzyczne, by ich charakter i klimat mogła poznać publiczność mówiąca zarówno po polsku, jak i po angielsku. Tutejsza Polonia bierze udział również w licznych, dorocznych lokalnych imprezach międzynarodo-
wych, organizowanych dla zjednoczenia obecnych tu grup etnicznych. W poprzednich latach Polski Klub dumnie reprezentował barwy narodowe w corocznych pochodach podczas amerykańskiego Święta Niepodległości. Polonia, jak również cała Alaska, z dumą i radością gościła naszego Ś.P. Rodaka, Papieża Jana Pawła II. Dodam, że dla uczczenia tego faktu, największe miasto, Anchorage, w swoim centrum
ufundowało pomnik z Jego popiersiem. Odejście Papieża godnie i ze wzruszeniem uczciliśmy mszą żałobną w tradycyjnych strojach polskich i z udziałem Rycerzy Kolumba w Katedrze świętej Rodziny. Oprócz innych osiągnięć warto wspomnieć, że gościliśmy reporterów z TVP i TVN24, ze słynnym Marcinem Wrońskim, których pobyt uwieńczony został zaprezentowaniem polskiej publiczności programu
o Alasce i tutejszej Polonii. Trzy lata temu odwiedzili Alaskę młodzi Polacy, aby zdobyć szczyt Mount McKinley’a – najwyższy punkt Ameryki Północnej. Zdobyli go, a my, mieszkający tutaj Polacy, dumnie i z radością przyjęliśmy wiadomość o ich wyczynie. Młodzi alpiniści odnaleźli nas przez Internet, a po swoim wielkim osiągnięciu uczestniczyli razem z nami w polskim pikniku.
Dodam, że nasz Klub prowadzi również działalność społeczną w naszym mieście. Dwa lata temu zgłosiłam petycję do Zarządu Klubu, aby adopotować, co znaczy sprzątać, jedną z głównych szos miejskich. Pomysł przypadł do gustu i sprzątamy trzy razy w roku, w porze letniej, bardzo obszerny i ruchliwy sektor Minnesota Hwy. Znaki Polskiego Klubu są umieszczone po obydwu stronach szosy.
Trzy lata temu, w roku 2010, na terenie Alaski, w Anchorage, po raz pierwszy odbyły się wybory prezydenckie dla mieszkających tu Polaków, w których również uczestniczyli polscy turyści. Wydarzenie to stało się realne dzięki pomocy Polskiego Konsulatu w Los Angeles, Kalifornia. Wdzięczności wielu z nas nie było końca. Doniosłej rangi corocznym wydarzeniem, podczas którego godnie reprezentujemy swoją polskość, są obchody Święta Polskiej Konstytucji 3-go Maja. W tym roku, 7 maja 2013, na zaproszenie Ambasadora Polskiej Rzeczypospolitej Ryszarda Schnepfa, miałam zaszczyt obchodzić to święto w Jego rezydencji w Waszyngtonie, podczas gdy Polonia z Alaski obchodziła je tu, w Anchorage.
Poprzez każdą z imprez organizowanych tutaj, w dalekim od kraju miejscu, upowszechniamy wiedzę o Polsce, dumnie kultywując jej tradycje. Wzbogacamy tym samym świadomość o naszych korzeniach wśród lokalnej społeczności miejskiej i stanowej, a także gości i turystów, którzy tutaj przybywają z innych stanów i krajów.
Od pewnego czasu oryginalnym łącznikiem pomiędzy krajem i USA stał się Wasz internetowy portal, który obecnie dociera do nas nawet i w wersji papierowej. W „The Poland Times” czytamy wspaniałe artykuły i czerpiemy wszelkie wiadomości o Polsce i Polakach, o Europie i całym świecie. Podziwiam twórczość i talenty redakcji oraz stronę graficzną portalu i szczerze gratuluję sukcesów. Oby tak dalej! Nam, tutejszej Polonii na Alasce, miło jest czytać Wasze reportaże i komentarze. Dzięki „The Poland Times”, poprzez ten doskonały przekaz, wiemy doskonale, co dzieje się w polskim środowisku oraz na całym globie. Dziękujemy Wam za to.
Zostań Miss 2013 z The Poland Times!
Wyślij zdjęcie z krótkim opisem pod adres info@thepolandtimes.com i wygraj cenne nagrody! Zostań miss wiosny!
Co miesiąc będziemy publikować zdjęcia jednej z dziewcząt, spośród których na początku następnego roku czytelnicy wybiorą najpiękniejszą.
Varonika Schneider, lat 21 studentka, Anchorage, AL
Ze znachorskiej praktyki tom I h c y n o z d w a r Szereg sp Książki nie napisałam tylko dla siebie, swoich bliskich z myślą o ich zdrowiu, ich przyszłym potomstwie, ale także dla wszystkich, którzy: - chcą wziąć swoje zdrowie, swoje życie w swoje ręce, - nie mogą zrozumieć dlaczego jest im źle, albo jest z nimi źle, mimo, że badania na to nie wskazują, - żyją skromnie i nie mają pieniędzy ani na badania, ani na leczenie, - nie mogą się doczekać potomstwa, - znaleźli się na pustyni, albo Antarktydzie i znikąd pomocy, a w kieszeni cytryna i czosnek, - szukają odpowiedzi na niewytłumaczalne objawy z którymi sobie nie radzą, - nie chcą wierzyć, że natura jest od nas mądrzejsza i wcześniej lub później wystawia rachunek każdemu, wszystkim
Maria Ulmed
a
ni e z c e l o m a s sposobów
Tylko $15 + przesyłka Zamawiać możesz: telefonicznie: +1 917 331 0212 internetowo: www.mariaulmed.pl mailowo: info@mariaulmed.pl
10
www.ThePolandTimes.com
religia
The Poland Times
Galilejski ideał męskości Ks. Prof. Marek Uglorz Chrześcijańska Akademia Teologiczna w Warszawie
Klasyczna teologia zawsze podkreślała doskonałość człowieczeństwa Jezusa z Galilei. Jestem przekonany, że dziś należałoby mocniej uwypuklać doskonałość Jego męskości, tym bardziej, że załamał się dotychczasowy patriarchalny wzorzec męskości. Czy Jezus był męski? Czy uosabiał to, czego po mężczyźnie oczekują kobiety? Podstawowe dwie cechy Jezusa jako mężczyzny, które czytelnikowi Ewangelii rzucają się w oczy, są takie, że chociaż nie jest brutalny, jest silny, i chociaż nie traktuje kobiet przedmiotowo, jako męską własność, one idą za Nim z Galilei do Judei i są Mu wierne do ostatnich chwil życia. Co takiego Jezus z Galilei ma w sobie, że może liczyć na wielką miłość i wierność kobiet, a nawet niespotykaną i niesłychanie prowokująca wdzięczność, jaka dla przykładu spotkała Go w domu faryzeusza Szymona (Łk 7, 36-50). Przecież to niesłychane, żeby szanujący się mężczyzna pozwolił sobie na taką intymność z kobietą, powszechnie znaną grzesznicą. Dziś już nie musimy pokrętnie tłumaczyć tamte-
go wydarzenia. W powszechnym odbiorze, Jezus traci wtedy nie tylko autorytet proroka, ale też autorytet mężczyzny, który w patriarchalnym świecie jest zbudowany na restrykcyjnym traktowaniu kobiet. Masowanie przez kobietę męskich stóp w obecności innych mężczyzn już było wielką transgresją etyczną, ale wycieranie stóp rozpuszczonym włosami? Nie sądzę, żeby w relacjach z kobietami Jezus bał się erotyzmu sytuacji i emocji. To my mamy problem z oceną tego rodzaju zachowań, ponieważ erotyzm sprowadziliśmy do spółkowania i dlatego boimy się tego rodzaju interpretacji spotkań Jezusa z kobietami. Tymczasem to nie jedyny przykład. Niezwykle wymowne jest opowiadanie o spotkaniu zmartwychwstałego Jezusa z Marią Magdaleną. Gdy Maria rozpoznaje Nauczyciela, zapewne w odruchu radości i miłości, pragnie objąć Jezusa, ale słyszy słowa: „Nie dotykaj mnie (…).” (J 20, 17), których grecka forma sugeruje nie jednorazowe dotknięcie, a objęcie, przytrzymanie. Równie dobrze można by je przetłumaczyć: „Nie zatrzymuj mnie”. Uświadomiwszy to sobie, odkrywamy, jak wielki ładunek emocji przedstawia ewangelista tą sceną, a wraz z tym, jak pięknie, wręcz poetycznie, odpowiada na ludzką tęsknotę za
pełnią miłości, która realizuje się między mężczyzną i kobietą. Miłość, którą umiłowany Nauczyciel Marii Magdaleny wypełnił swoją śmiercią, nie ogranicza się do uścisku i dotknięcia, ale umożliwia nowe spotkanie. Pełnia miłości jest więc miłością pełniejszą od miłości erotycznej ukochanego i ukochanej. Nie zatrzymuje i nie pozwala się zatrzymać, gdy tymczasem miłość erotyczna obejmuje i zatrzymuje, chce posiadać na wyłączną własność. Pełnia relacji między mężczyzną i kobietą obdarza wolnością, która miłości nie zatrzymuje wyłącznie dla siebie, ale traktuje jako dar do rozdania innym. Warto zwrócić uwagę, że w relacji Jezusa z Marią Magdaleną bez wątpienia mamy do czynienia z pięknem męsko-żeńskich relacji, co jeszcze raz uwypukla prawdę o Jezusie, że kobiety naprawdę Go kochały, co może oznaczać tylko jedno: że był prawdziwie męski. Co zatem w Jezusie z Galilei było prawdziwie męskie? Męskie na pewno było to, że w pierwszym rzędzie do pań zwracał się słowem, a nie próbował za wszelką cenę obejmować je i wykorzystywać. Ponieważ taki wzorzec funkcjonował wówczas w Izraelu, opierający się na prawie własności do kobiecego ciała i rozpłodu, więc pozbawione podmiotowości kobiety, w słowach Jezusa słyszały dobrą nowinę o
swojej godności i wartości. Zakochały się w Mężczyźnie, który nie budował relacji erotycznych, ale agapiczne, chociaż – jak wcześniej pokazałem – na piękne erotyczne doświadczenia też było w nich miejsce. Wreszcie, ileż z tych pań zawdzięczało Jezusowi po prostu życie i ratunek przed gradem kamieni albo topieniem, jak owa Kobieta z Ewangelii Jana, potraktowana niczym przynęta, aby z jej pomocą w kazuistyczne sidła udało się schwytać Nauczyciela z Galilei (J 8, 1-11). Męski Jezus urzekał także delikatnością i czułością oraz niezwykłą, jak na tamte czasy, zdolnością do empatii, to znaczy, że potrafił rozróżniać, kiedy być twardym, a kiedy miękkim; szorstkim lub delikatnym. Tym samym odpowiadał na potrzeby większej części kobiet, które, szukając wyśnionego partnera, oczekują po nim siły i zdecydowania, dzięki czemu czują się bezpieczne, a jednocześnie pragną mężczyzny delikatnego, który byłby zdolny do wypowiadania własnych emocji, a seksu nie traktowałby wyłącznie jako ars amandi, ale miał tę czułość w sobie, żeby całą noc tulić i pieścić. Panie chciałyby mężczyzn elastycznych, sprężystych w tym sensie, że potrafią zachować się w każdej sytuacji. We właściwy sposób reagują na przemoc i chamstwo, a w innych wypadkach zapewniają
intymność relacji, co również widać w zachowaniach Jezusa. Zdecydowanie przeciwstawia się grubiaństwu i chytrości, potrafi ukręcić bicz, ale potrafi też się wzruszyć i zapłakać, a lecząc – gdy jest to potrzebne – choremu zapewnić intymność.
Istota męskości Jezusa nie polega na tym, co mężczyzna potrafi wykreować, dziś użylibyśmy dwóch obrazów, a mianowicie mięśni na siłowni i portfela w biznesie, ale kim potrafi być dla drugiego człowieka. Dlatego Jezus nie pozował, co jest charakterystyczną postawą wielu mężczyzn, niepewnych swojej męskości; nie udawał kogoś innego, ale był autentyczny i totalnie obecny w każdej relacji i sytuacji dla osoby, z którą właśnie się spotkał, rozmawiał z nią, albo jej pomagał. Tymczasem, mężczyźni w relacjach z kobietami często budują świat iluzji, zakładając maski w zależności od celu, który mają zamiar osiągnąć. Na krótki dystans strategia bywa skuteczna w celach reprodukcyjnych, jednak nie da się na niej budować trwałych związków i relacji, dlatego współczesne Panie, przeżywając kolejne rozczarowania po kolejnym rozstaniach, zawiedzione pytają, czy istnieją mężczyźni, przy których mogłyby poczuć się kobietami?
Dość lekceważenia narodu! Zacznijmy liczyć w tysiącleciach! Michał Łosiak student zarządzania na UJK w Kielcach
Związki zawodowe prowadziły przez kilka dni w stolicy akcję protestacyjną przeciwko polityce rządu. Jako osoba, która linię obecnej władzy uważa za katastrofę, a działalność poszczególnych ministrów za szkodliwą, powinienem w całej rozciągłości popierać taki protest, jak ten. Niestety, diabeł tkwi w szczegółach, a nawet w ogólnikach. Jeśli protestujący domagają się spełnienia utopijnych postulatów ekonomicznych, jeśli wśród nich znajdują się ludzie pokroju Szumlewicza czy Guza, odrzucających
zdrowy rozsądek, zastępując go populizmem ubarwionym emocjami, jeśli nie liczy się dla nich prawo, tylko sprawiedliwość społeczna, wreszcie, jeśli wszystko ma charakter czysto rewolucyjny, to jak całą akcję ma poprzeć konserwatysta? Nie ma szans. I nie chodzi tu o niechęć do kogokolwiek. Chodzi o światopogląd i oparte na zupełnie przeciwstawnych założeniach podejście do rzeczywistości, a co za tym idzie, do gospodarki, polityki i władzy. Już samo hasło akcji odpycha mnie skutecznie i daje pewność, że nic nowego nas nie czeka. „Dość lekceważenia społeczeństwa!” – te słowa mieli wypisane na sztandarach i dumnie manifestowali na ulicach stolicy, uważając swoje zachowanie
za słuszne, a wręcz za konieczne. Problem w tym, że to w pewnym sensie egoistyczne podejście do spraw fundamentalnych. Dlaczego? To gotowość współczesnego pokolenia do realizacji wyłącznie swoich interesów. Liczy się tu i teraz. Liczy się społeczeństwo. Bez względu na przeszłość i przyszłość, dążenia rewolucjonistów zaczynają się i kończą na teraźniejszości. Dlatego też, walcząc z tym swoistym egoizmem, hasło prawdziwej walki o Polskę powinno brzmieć: „Dość lekceważenia NARODU”. Pozornie to zmiana niewielka lub żadna. Niektórzy bowiem używają słów „społeczeństwo” i „naród” zamiennie, nie zdając sobie sprawy z zasadniczej różnicy między nimi. W rzeczywistości jest wielka. Według
mnie, najtrafniej tę różnicę opisał Adam Mickiewicz, przez monolog Konrada w trzeciej części „Dziadów”, zwany Wielką Improwizacją. Właśnie tam czytamy: „Kochałem tam, w ojczyźnie, serce me zostało, Ale ta miłość moja na świecie, Ta miłość nie na jednym spoczęła człowieku Jak owad na róży kwiecie: Nie na jednej rodzinie, nie na jednym wieku. Ja kocham cały naród! – objąłem w ramiona Wszystkie przeszłe i przyszłe jego pokolenia.”
Prościej owej różnicy nie da się chyba ująć. Społeczeństwo jest więc jedynie częścią większej grupy – narodu. Naród obejmuje, oprócz społeczeństwa, „przeszłe i przyszłe pokolenia”. Naszą kulturę i naszą przyszłość. To, co było, jest i będzie.
Nie można żyć, zapominając o przeszłości, podobnie jak nie można funkcjonować na koszt przyszłych pokoleń. Tego nie pojmują Ci, przeciw którym protestują związkowcy. Władza kpi z doświadczeń historii i wielowiekowej tradycji, lekceważy społeczeństwo i jednocześnie uprawia niezdrowy rodzaj ekonomicznej ignorancji, zadłużając „tych, którzy się jeszcze nie urodzili”.
Lekceważą naród. Podobnie jednak lekceważą naród Ci, którzy w uprzywilejowany sposób traktują społeczeństwo. Żeby to zrozumieć, trzeba „liczyć w tysiącleciach”, jak mawiał Nicolás Gómez Dávila. Tego, niestety, brakuje wielu stronom polskiej debaty publicznej, nad czym niżej podpisany człowiek ubolewa.
The Poland Times
kultura
www.ThePolandTimes.com
Wielki nieznany (część 2) Katarzyna Guziak ekonomistka właścicielka firmy finansowej
Banach odznaczał się nietypowym stylem pracy i nigdy nie był profesorem w uroczystym tego słowa znaczeniu. Mimo, że wykładał zrozumiale i nigdy nie pisał na tablicy skomplikowanych i mnogich znaków, nie zwracał uwagi na formę werbalną i na zawsze zachował w sobie styl „krakowskiego andrusa”. Mówiono o nim, że równie dobrze mógłby być profesorem, jak i pracować w poczekalni kolejowej. Powadził bardzo dużą liczbę wykładów, seminariów i ćwiczeń. W międzyczasie pisał też podręczniki akademickie (jako, że prowadził kawiarniany tryb życia, popadł w długi i musiał dorobić), z których najbardziej znane to: „Rachunek różniczkowy i całkowy” oraz „Mechanika w zakresie szkół akademickich”. Czas poza uczelnią spędzał na spotkaniach z przyjaciółmi, współpracownikami i studentami, z którymi rozwiązywał problemy matematyczne. Była to swoista praca zespołowa. Sesje takich spotkań odbywały się w Kawiarni Szkockiej, ponieważ dysponowała ona marmurowymi blatami, na których można było łatwo pisać i zmazywać obliczenia czy dowody oraz można w niej było zamawiać na kredyt. Kawiarniana atmosfera naukowa była okraszona dużą ilością kawy, papierosów oraz alkoholu, a także hermetycznymi anegdotami i żartami
naukowców. Któregoś dnia Steinhaus zażartował np., że do XIII wieku ludzie nosili identyczne buty na prawą i lewą nogę. Dopiero później jeden z matematyków zauważył, iż stopy nie są przystające, ale symetryczne; od tego czasu szewcy zaczęli robić inne buty na prawą i lewą nogę. Niekiedy takie sesje przedłużały się do późna, a była i taka, która trwała 17 godzin. Wtedy to debatowano nad jakimś problemem matematycznym, który udało się udowodnić. Niestety, nieświadoma niczego sprzątaczka następnego dnia umyła blat… Było niemal pewne, że nazajutrz po spotkaniu w kawiarni będzie można spotkać Banacha z plikiem luźnych karteczek, ponieważ dowody matematyczne nasuwały mu się ciągle i niesłychanie szybko wymyślał do nich rozwiązania. Sam jednak nie przywiązywał zbytniej uwagi do tego, w jaki sposób robi notatki. Jeśli zdarzył mu się jakiś błąd w tekście, to po prostu wycinał kartkę w miejscach gdzie były błędy, podklejał i pisał od nowa. Żona Banacha, kiedy zorientowała się, iż w ten sposób uczonym umykają różne idee, zakupiła gruby zeszyt, który był przechowywany w szatni lub u barmana i wydawany na każde żądanie przybyłych matematyków. Zeszyt ten został nazwany „Księgą Szkocką”. Zapisywano w niej problemy i pytania, a zaraz obok pozostawiano wolną stronę na znalezienie odpowiedzi. Cechą charakterystyczną księgi było to, iż znalazca odpowiedzi na pytanie mógł liczyć na nagrodę – począwszy od kawy czy piwa, na żywej gęsi
kończąc. Kiedy przyjaciel Banacha, Stanisław Ulam, przetłumaczył ją na angielski, wzbudziła ona w środowisku naukowym wielką sensację. Stefan Banach był autorytetem nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Zainteresowanie jego osobą odzwierciedlało się m.in. w powierzeniu mu jednego z odczytów plenarnych na Międzynarodowym Kongresie Matematycznym w 1936 r. w Oslo. Kilkakrotnie otrzymał też propozycję wyjazdu do Stanów Zjednoczonych i objęcie profesury na dowolnie wybranej wyższej uczelni, ale nigdy jej nie przyjął. W 1937 r., podczas trzeciej wizyty J. von Neumanna (współtwórcy pierwszego komputera elektrycznego), który przyjechał na zlecenie prof. Wienera (twórcy cybernetyki), namawiając Banacha na wyjazd, ten ostatni zapytał: - Ile dolarów proponuje profesor Wiener? - Oto czek, - odpowiedział Neumann - na którym Wiener napisał jedynkę i poprosił, żeby dopisać tyle zer, ile Pan uzna za stosowne. Banach uśmiechnął się tylko, spojrzał i powiedział: - To za mała suma, aby opuścić Polskę. Za mała… Był wierny swojej ojczyźnie, lubił klimat Lwowa, Kawiarni Szkockiej, był przywiązany do przyjaciół. Kilku z nich, po wybuchu II wojny światowej, wyjechało za granicę, ale wielu zostało zamordowanych z rąk okupantów niemieckich i rosyjskich w ramach likwidacji polskiej elity naukowej i przywódczej. Banach pozostał we Lwowie, nadal pracując
na uniwersytecie jako dziekan Wydziału Matematyczno-Przyrodniczego. W czasie okupacji niemieckiej, pozbawiony możliwości pracy na uczelni, pracował jako karmiciel wszy dla lwowskiego Instytutu Badań nad Durem Plamistym prof. Rudolfa Weigla. Dzięki książeczce karmiciela udało mu się uniknąć represji, jakich ze strony okupantów doświadczyła w czasie wojny polska inteligencja. W 1945 r. zachorował na raka płuc. Umarł w dniu 31 sierpnia 1945 r. i został pochowany na Cmentarzu Łyczakowskim, w grobowcu rodziny Riedlów, obok grobowca Marii Konopnickiej. W pogrzebie uczestniczyły tłumy, żegnało go podobno 16 mówców. Budził uznanie, nie tylko wśród swoich studentów, ale i wśród przyjaciół. Wokół niego organizowało się życie matematyczne i jemu zawdzięcza się narodziny Lwowskiej Szkoły Matematycznej. Prof. Hugo Steinhaus powiedział kiedyś, że jego „największym odkryciem matematycznym było odkrycie Banacha”. Jako ciekawostkę warto dodać, że Banach jest jednym z dwóch Polaków wymienionych w Muzeum Narodów w Chicago. Był także autorem ok. 60 prac naukowych, twórcą wielu twierdzeń z dziedziny analizy funkcjonalnej, ale nie tylko. Najbardziej znanym i ciekawym jest udowodniony któregoś dnia w kawiarni paradoks Banacha-Tarskiego, mówiący o tym, iż zwykłą kulę można rozciąć na skończoną liczbę części i używając wyłącznie obrotów i translacji, uzyskać dwie identyczne
11
kule, jak ta pierwsza. W 1930 r. otrzymał nagrodę miasta Lwowa, w 1939 r. uzyskał wielką Nagrodę Polskiej Akademii Umiejętności (20 tys. zł, czyli tyle, co 20 pensji profesorskich) i został prezesem Polskiego Towarzystwa Matematycznego. Współzałożył czasopismo matematyczne „Studia Mathematica” w 1929 r., gdzie publikowano głównie prace z nowej dziedziny matematyki – analizy funkcjonalnej. Został także inicjatorem „Monografii Matematycznych”, które były poświęcone poszczególnym działom matematyki. Jego rozprawa doktorska pt. „Sur les opérations dans les ensembles abstraits et leur application aux équations intégrales” („O operacjach na zbiorach abstrakcyjnych i ich zastosowaniach do równań całkowych”) to praca przełomowa w historii matematyki XX w. Miała ona pierwszorzędne znaczenie dla analizy funkcjonalnej, ale także dla nauk przyrodniczych, głównie fizyki. Polscy matematycy, jako wyraz uznania dla Banacha, nazwali jego imieniem nagrodę, którą co roku przyznaje Polskie Towarzystwo Matematyczne. Pojawiły się również propozycje, aby nagroda Banacha zastąpiła nagrodę Nobla dla matematyków, gdyż, jak wiadomo, w tej dziedzinie Nobel nie jest przyznawany.
Na zakończenie zachęcam do obejrzenia filmu dokumentalnego pt. „Przestrzenie Banacha”, na temat życia i pracy tego najwybitniejszego matematyka w dziejach Polski. Dokument nakręcono w 2005 r., a reżyserem jest Krzysztof Lang. A co o samej matematyce powiedział Banach? „W szkole ważniejsza jest humanistyka, bo matematyka jest zbyt ostrym narzędziem, aby mogły bawić się nim dzieci”.
Z cyklu opowiadania Wörtchena - „Bon Voyage!” Bert Wörtchen
Temat Kwaśniewskiej powraca jak bumerang. Nie tylko pojawia się w dyskursie pospólstwa ale zaprząta najtęższe umysły- jak wiemy, od co najmniej dwóch dekad przewija się wte i wewte, i pozostaje na wokandzie PAN. Odłożono prace z zakresu fizyki atomowej, nie słychać już o polskiej szkole matematycznej, nikt już sobie nie zaprząta głowy biologią molekularną czy bioinżynierią. Zatem nie ma się co dziwić, że polscy naukowcy nie odnoszą sukcesów w tych dziedzinach, którymi dręczy się cały świat. My skupiliśmy
wszystkie środki na rozwiązaniu ważniejszego problemu naukowego; od dwóch mianowicie dekad uczeni polscy oraz kilku- można by powiedzieć fascynatów czy też zapaleńców- zatrudnionych na polskich uczelniach uczonych z zaprzyjąźnionych bratnich krajów wschodu jak Federacja Rosyjska, Koreańska Republika Ludowo- Demokratyczna (KRLD) czy Wietnamska Republika także Demokratyczna, zajmują się problemem pod kryptonimem „gdzie Kwaśniewska schowała gumiaki?”. Na wstępie postanowili uzgodnić metodologię pracy badawczej i właściwie zdefiniować problem poszukiwań- ano czym lub kim jest rzeczona Kwaśniewska?? Zakres badań był szeroki. Tak więc,
w ramach naprowadzenia na cel i zawężenia frontu prac zadano następujące pytania. Czy Kwaśniewska to?: 1. Pół kilo karkówki obleczone gazetą typu Trybuna Ludu pochodzące z czasów wczesnego Gierkabliższe dane pochodzenia uboju nieznane. Kojarzone jedynie ze słynnym stwierdzniem Gomułki o wzroście pogłowia żywca wołowego o zero koma sześć procent..? 2. Znak na niebie w noc świętojańską, widziany również przez paru zabłąkanych pastuszków na pustyni we wschodniej Palestynie w latach około 6- 2 PNE, zdobiący święte obrazy i mający powinowactwo związane z niesławnym, francuskim zakonem Templariuszy, później
przeistoczonym w tzw. lożę wolnomularską? 3. Napastnik rumuńskiej grupy szturmowej z XVI w. w szerokiej spódnicy, wysokim, zaplatanym kołnierzu, przepasany wstęgą wzdłuż powierzchni lędźwiowych podczas zawirowań postmenstrualno-renegocjacyjnych? czy też 4. Młot poprzeczny, stawiany pod łóżkiem głównie w ramach uroczystości Wielkiej Nocy, w ramach odstraszenia „złego”element tradycji ludów północnego Mazowsza. Uznany w XVw. przez Kościół Katolicki a następnie w roku ’76 poprzedniego stulecia, już powszechnie za zabobon?
Otóż żadne z tych genialnych prób nie doprowadziło do doprecyzowania problemu i w konsekwencji postawienia tzw. naukowej tezy. Wręcz przeciwnie, pochłonęło ogromne środki z jak wiadomo baardzo już uszczuplonego budżetu na rzecz Nauki i Oświaty i spowodowało przesunięcia również z sąsiadującego w księgach rachunkowych budżetu MON. Naukowcom z PAN w związku z nawarstwieniem problemów związanych z rozwiązaniem tego zagadnienia nabrzmiały płaty ciemieniowe i potyliczne oraz u kilku nawet stwierdzono powiększenie móżdżku, co z kolei doprowadziło do fali niedowierzań i ogólnego poruszenia w środowisku lekarskim (nikt nawet nie chciał za to w łapę wziąć- a jak wiadomo powszechnie, w Polsce tylko ryba nie bierze).
12
www.ThePolandTimes.com
The Poland Times
historia
Polak pierwszym gubernatorem Alaski? Michał Dworski student Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego
Alaska rozpoczyna nowy rozdział swej historii w 1867 roku, kiedy to przechodzi z rąk rosyjskich pod panowanie Stanów Zjednoczonych. Znaczący wpływ na przebieg tej transakcji oraz w rezultacie na rozwój tego obszaru miał Polak, Włodzimierz Krzyżanowski, który pośrednicząc przy zakupie Alaski, został pierwszym urzędnikiem rządu federalnego na tym terenie. Urodził się 8 lipca 1824 roku na terenie Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Edukację pobierał w Poznaniu. Wraz z rozwojem wolnościo-
wych ruchów na terenie Europy, nazwanych następnie Wiosną Ludów, zaczął angażować się politycznie. Z powodu czynnego udziału w działalności spiskowej Włodzimierz Krzyżanowski postanowił opuścić kraj i wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Po dotarciu do Nowego Jorku założył przedsiębiorstwo handlowe oraz wstąpił do Partii Republikańskiej, popierając kandydaturę Abrahama Lincolna w najbliższych wyborach prezydenckich. Wybuch wojny secesyjnej spowodował jego zaciąg do wojsk Unii. Zaczynając jako prosty żołnierz, szybko dał się poznać jako sumienny organizator ze zdolnościami przywódczymi. Kolejne awanse wojskowe Włodzimierza Krzyżanowskiego spowodowały możliwość założenia przez niego polskiego pułku pod nazwą „58
Regiment of New York”, którego został dowódcą. Jego zdolności strategiczne wykorzystane w bitwach pod Cross Keys, Chancellorsville czy Getysburgiem spowodowały uzyskanie przez niego nominacji na stopień generała brygady. W 1865 roku Włodzimierz Krzyżanowski zakończył karierę wojskową i rozpoczął nowy etap w swoim życiu. Teren Alaski od XVIII wieku był podbijany przez Imperium Rosyjskie. W XIX wieku Stany Zjednoczone prowadziły ofensywę terytorialną poprzez anektowanie nowych terenów zbrojnie, jak w przypadku Teksasu, bądź doprowadzały do ich kupna, jak Kalifornię czy Luizjanę. W drugiej połowie XIX wieku ich wzrok kierował się ku rozległym terenom Alaski. Władze amerykańskie, z ministrem spraw zagranicz-
nych Williamem Stewardem na czele, wyszły z inicjatywą zakupu północnych obszarów kontynentu. Car Rosyjski Aleksander II wiedział, że jeśli nie zgodzi się na transakcję, Stany Zjednoczone będą chciały po prostu zająć ten teren. Wyrażono więc zgodę na sprzedaż Alaski. Cena, jaką uzgodniono, wynosiła 7 mln 200 tyś. dolarów. 30 marca 1867 roku złożono podpisy pod dokumentem, będącym podstawą transakcji. Włodzimierz Krzyżanowski, jako urzędnik Departamentu Skarbu, brał udział w uzgadnianiu szczegółów dotyczących kupna nowych ziem. Legenda głosi, że to on dobił ostatecznie targu. 18 października 1867 roku oficjalnie przekazano obszar Alaski Stanom Zjednoczonym. Budowa struktur administracyjnych na owym terenie spowodowała delegację Krzyżanowskiego,
jako przedstawiciela rządu federalnego, aby zarządzał uzyskanym obszarem. „Polski Słownik Biograficzny” podaje, że był on pierwszym gubernatorem tego stanu. Tej samej informacji możemy dowiedzieć się ze wspomnień spisanych przez Krzyżanowskiego. Mieczysław Heiman w swoim dziele „Polish Part in America 1608-1865” podkreśla, że wspomnienia Krzyżanowskiego zostały źle zinterpretowane, przez co nie może się zgodzić z tezą, iż był on gubernatorem.
Włodzimierz Krzyżanowski, po dwóch latach spędzonych na Alasce, przeniósł się do San Francisco. Jesienią swojego życia mógł święcić kolejny awans, zostając dyrektorem w Departamencie Skarbu. W 1887 roku zmarł w Nowym Jorku.
Z pustego i Salomon nie naleje Dominik Mataniak KlubEksperta.Eu
W ostatnich dniach obserwujemy nagonkę na trenera kadry Waldemara Fornalika. Po meczu z Mołdawią większość dziennikarzy zdążyła go już zwolnić, a po wrześniowych konfrontacjach z Czarnogórą i San Marino, na jego miejsce przywoływano już każdego trenera (np. Trappatoniego, który w wieku 74 lat, raczej nie będzie z wielką ochotą poznawać realiów polskiej piłki). Media prześcigają się w wytykaniu błędów i pokazaniu jak bardzo były trener Ruchu Chorzów nie nadaje się na zajmowane stanowisko i to mimo wyraźnego sygnału ze strony prezesa Bońka, który zapowiedział, że trener Fornalik zostanie na czele sztabu szkoleniowego, bo w tej chwili nie
Ale..nie o to chodzi. Równolegle, zespół ekspertów Niezależnych na czele z panem prof. Adamem Hlaube dotarł najpierw do śladów pojawienia się Kwaśniewskiej zawoalowanej pod pseudonimem w literaturze światowej- a mianowicie, na 67ej stronie Braci Karamazow (w wydaniu polskim z 1913 r.) a później do poszlak istnienia niejakiej Kwaśniewskiej na Pomorzu Gdańskim.
ma lepszego kandydata na selekcjonera kadry. Czy krytyka na pewno powinna skupiać się na trenerze? „Fornalik odpowiada za kompromitujący remis. Wymieniając sytuacje Polaków do przerwy, wypada też zaznaczyć, że Hiszpan Teixeira Vitienes nie podyktował ewidentnego karnego za faul Grzegorza Krychowiaka.” – napisał Roman Kołtoń na portalu polsatsport.pl, po meczu z Mołdawią. Za to odpowiada trener? Za nie wykorzystane sytuacje? Za błędy indywidualne zawodników? Za niepodyktowany rzut karny? Na boisku grają piłkarze! Wymagajmy tez czegoś od nich! Nie można skupić krytyki wyłączenie na trenerach. „ Przyznaję, że nie było ani przyjemne, ani poważne to, co o mnie
Nasza redakcja dowiedziała się poprzez dostęp do własnych źródeł, iż wyżej wspomniany zespół dostał cynk od chińskiej agencji wywiadowczej i to naprowadziło na trop wyżej wspomniany zespół. Kwaśniewska była obserwowana na zabawie w miejscowej remizie ubrana w strój regionalny, tanecznie podskakując i wykrzykując w takt dobiegającej zewsząd muzyki (tu podajemy za źródłem): „łoj dana, łoj dana...łoj dana.” Przystąpiono natychmiast do
wypisywała nie tylko lokalna prasa. A "kierunek" był jeden - zlinczować go, zlikwidować, wyrzucić klubu! Ojców sukcesu jest wielu. Porażka zawsze obcuje z samotnością. My, trenerzy, musimy zdawać sobie z tego sprawę. Wybrano mnie na kozła ofiarnego i z mojej perspektywy to krzywdząca dla mnie opinia, ponieważ zawiedliśmy wszyscy, nie tylko piłkarze i trenerzy. Ale trudno. Wziąłem całą winę na swoją klatę”. To wypowiedź Jacka Zielińskiego, trenera Ruchu Chorzów, którego nie zwolniono po nieudanym sezonie, prawdopodobnie ze względów finansowych. Drużyny z Chorzowa, po prostu nie stać było na zwolnienie Zielińskiego i płacenie mu kwoty zapisanej w kontrakcie oraz utrzymywać nowego szkoleniowca. Trener Zieliński trafił w sedno tym komentarzem. W FC Porto prezes po 2-3 przegra-
przeszukiwania okolicy w celu znalezienia drugiego dowodu rzeczowego jakim mianowicie miałyby być rzeczone gumiaki. Niestety, znaleziono tylko zielone gumofilce za stodołą sołtysa. Nic sobie z tego małego niepowodzenia nie robiąc, zespół podążał tym tropem i w grudniu 2003 r. natknął się na parę Kwaśniewskich na salonach stolicy. W związku z prawdopodobną zbieżnością nazwisk, prace zostały szybko
nych meczach z rzędu przychodził do szatni i pytał po kolei każdego zawodnika – Czego Ci brakuje? Daliśmy Ci samochód, mieszkanie? Nie? To załatwimy. Załatwiliśmy szkołę dla dzieci? Ale jeśli nie chcecie już grać, to jutro każdy może przyjść, będę od 10 w klubie, rozwiązać kontrakt za porozumieniem stron. – Po czym wychodził z szatni. Zawodnicy wychodzili na kolejne spotkanie w pełni zmobilizowani, gotowi walczyć o klub, bo uświadamiali sobie, że to klub zapewnia im ŻYCIE. W Polsce jest inna mentalność – slogan, który doprowadza mnie do pasji. Nazwijmy to zatem tradycją. W naszym kraju jest tradycja wymiany trenera gdy drużyna przegra kilka meczów pod rząd. Zazwyczaj „efekt nowej miotły” działa, ale doraźnie. W tydzień zaległości kondycyjnych odrobić się nie da. Nowy szkoleniowiec zazwyczaj zamiesza trochę w składzie i drużyna wygrywa, albo remisuje, a w
mediach mówi się, że drużyna jest już na nowej, dobrej drodze. Za parę miesięcy sytuacja się powtarza. Znów drużyna przegrywa, a więc znowu nowy trener i tak w koło Macieju. Czemu nie skorzystać z dobrych wzorców?
zarzucone.
(pomyłka do pół litra) czy prawidłowe wygięcie banana (tutaj we współpracy z doświadczonym zespołem europejskim).
Uczeni również, po ustaniu efektów prac w postaci opuchlizny i kolejnej redukcji/ cięciu budżetu na badania i rozwój (w ramach przesunięć do komórki zajmującej się promocją społeczności gejowskiej), powrócili do spokojnego badania tak prozaicznych acz jakże ważnych zagadnień z punktu widzenia Istoty Rzeczy jak formuła wyliczająca właściwą wielkość produkcji mleka w ramach polskiego kontyngentu w EU
Ile czasu potrzeba władzom klubów na zrozumienie, że z pustego i Salomon nie naleje?
Naprawdę ciężko jest zrozumieć logikę tych, którzy nie widzą lub nie rozumieją, że zmiana trenera to najgorszy i ostateczny scenariusz. Jeśli byłoby inaczej Arabia Saudyjska byłaby mistrzem świata. Stać by ją było nawet na wykupienie Mourihno z Chelsea i powierzenie kadry narodowej. Tylko w tym wypadku każdy widzi, że to nie zda egzaminu. Czemu zatem w przypadku polskiej reprezentacji, wielu wciąż się łudzi, że nowy trener będzie lepszy?
My nieustajemy w spekulacjach dotyczących Kwaśniewskiej i jej gumiaków czego dowodem powyższy szczegółowy opis śledztwa. Nie spoczniemy nim znajdziemy..odpowiedź na to pytanie, które nurtuje całą polską społeczność i kilku fascynatów/ zapaleńców ze wschodu. Racja jest po naszej stronie.
The Poland Times
regionalizmy
www.ThePolandTimes.com
Kaszubi- przebudzenie (część 2) Adam Hebel kaszubski dziennikarz Twoja Telewizja Morska
Do dzisiaj widać pamiątki dawnych czasów, także poza współczesnym terenem występowania języka kaszubskiego. Dzieje tego wielkiego terenu opisał wspomniany Aleksander Majkowski w książce „Historia Kaszubów”. To dzieło jest pierwszą próbą pokazania naszej historii przez nas samych, a nie z punktu widzenia sąsiadów. Napisał też Majkowski największe dzieło kaszubskiej prozy: „Żëcé i przigodë Remusa” („Życie i przygody Remusa”). Tytułowy Remus wędruje po ziemi ojczystej, sprzedając książki; uświadamia
sobie, że ojczyzna to coś więcej niż Pustki, w których się wychował, poznaje historyczne postacie, chce szerzyć miłość do ojczyzny, w czym przeszkadza mu wada wymowy. Ta książka nadal mocno przemawia do kolejnych pokoleń świadomych Kaszubów. Aleksander Majkowski miał także udział w ustalaniu granic po I wojnie światowej. Tak budzili się Kaszubi w czasach niemieckich i po odzyskaniu niepodległości przez Polskę. Ten okres dla Kaszubów nie był łatwy. Wojsko generała Hallera, wkraczające na Kaszuby, miało być nadzieją na nową, lepszą przyszłość. Kaszubi wreszcie mieli możliwość poczuć się na swojej ziemi, jak jej panowie. Okazało się, że historia po raz kolejny potraktowała nas nie tak, jak
chcieliśmy. Wojsko Hallera jest wspominane często jako złodzieje, podczas ich pobytu dziewczyny kryły się po stodołach, zboże ze spichlerzy znikało, pozostawało tylko rozczarowanie. W mojej rodzinnej wsi, Luzinie, ksiądz proboszcz przygotowywał mieszkańców, by ci godnie przyjęli wojsko polskie. Gdy zobaczył barbarzyństwo żołnierzy, ciężko się rozchorował i zmarł po kilku miesiącach. Oczywiście, należy wyjaśnić, że wojsko po prostu chciało jeść, a mało reprezentatywny wygląd mundurów nie był ich winą. Jednak te wydarzenia, podobnie jak późniejsze nieufne traktowanie mieszkańców Kaszub, odcisnęło piętno na naszym ludzie.
18 sierpnia 1929 roku. Majkowski stał się mentorem dwóch ważnych przedstawicieli tej organizacji. Jan Trepczyk i Aleksander Labuda przybyli nieco wcześniej do niego, nurtowani pytaniem, czym są Kaszuby i Kaszubi – jedynie ciekawostką etnograficzną, czy czymś więcej, dziedzictwem? Czy mowa nasza jest jedynie gwarą polszczyzny, czy odrębnym językiem? Wówczas Majkowski powiedział, że jemu można wierzyć lub nie, ale Stefan Ramułt – uczony z Krakowa, autor „Słownika języka kaszubskiego, czyli pomorskiego”, jest wystarczającym autorytetem, by stwierdzić jednoznacznie, że kaszubski jest odrębnym językiem.
W takich okolicznościach powołano Zrzeszenie Regionalne Kaszubów,
Zrzeszenie powołano, by chronić interesów Kaszubów i zwracać
13
uwagę na marginalizowanie miejscowej ludności. Dobitnym przykładem nieufności wobec Kaszubów było zachowanie władz, które kazały zdjąć czarno-żółtą flagę, wywieszoną w przeddzień spotkania założycielskiego, 17 sierpnia 1929 roku. Niesłuszne oskarżenia o separatyzm nie miały żadnych podstaw, mimo to polecenie było jasne. W tej chwili Aleksander Labuda poczuł się zagubiony. Wsparł go jednak Jan Trepczyk, mówiący, że jeśli przyjdzie się bić z policją, zrobią to, gdyż własnych barw należy bronić. Nie było takiej potrzeby, gdyż Franciszka Majkowska, siostra Aleksandra, zaproponowała wywieszenie obok flagi biało-czerwonej. W ten sposób władze nie musiały obawiać się separatyzmu, a Kaszubi mogli się nieskrępowanie organizować.
O działalności ruchu kaszubskiego – w czasach komunizmu i obecnie – napiszę w kolejnym artykule.
Słowianie. Naukowa fascynacja, narodowa tożsamość (część 2). Bartosz Józwiak Uniwersytet Gdański
Omawiając historię badań nad Słowianami i prowadzącymi owe badania ludźmi, zacząć wypada chyba od wspomnienia o Janie Nepomucenie Potockim (1761-1815), znanym pisarzu, autorze sławnego „Rękopisu znalezionego w Saragossie”, polityku i podróżniku, ale również prekursorze archeologii słowiańskiej. Wierzył on w wybitną rolę, jaką Słowianie mieli odegrać w rozwoju Europy u schyłku starożytności i tropił ślady tego ludu w swych romantycznych podróżach (np. tej z 1795 r. do Hamburga, opisanej w pracy „Podróż do niektórych części Dolnej Saksonii w poszukiwaniu starożytności słowiańskich, czyli wenetyjskich”). Te zainteresowania oraz przekonania doprowadziły go z czasem do bardzo przykrej dla niego „naukowej przygody”. Mianowicie, zaangażował się on mocno w dowodzenie autentyczności, a także słowiańskiego rodowodu tak zwanych „figurek z Pilwitz”. Problem ten był dla Potockiego szczególnie istotny oraz honorowy, gdyż na figurkach owych miało być ukazane pismo Słowian, a spór o to, kto pierwszy wytworzył pismo: Germanie czy Słowianie, był w tym czasie niebywale istotny z tożsamościowego i etnicznego punktu widzenia; pierwszeństwo w tym względzie dawało bowiem prymat cywilizacyjny oraz prawo „panowania” jednych nad drugimi. Niestety, na nieszczęście Potockiego, wkrótce udowodniono, iż owe figurki były najzwy-
klejszym fałszerstwem, a sam Potocki padł ofiarą oszustwa. Wydarzenia te wyjątkowo fatalnie wpłynęły na delikatną psychikę pisarza, który, w wyniku splotu szeregu zdarzeń, targnął się na swoje życie. Jak wieść niesie, popełnił samobójstwo, strzelając do siebie z pistoletu załadowanego srebrną kulą, nadając tym samym nawet ostatnim chwilom swojego życia ulubioną romantyczną formę. Inną, choć nieco mniej tragiczną w skutkach, próbę fałszerstwa związanego z domniemanym pismem Słowian, znamy z drugiej połowy XIX w. W 1856 r., w „Gazecie Wielkiego Księstwa Poznańskiego”, ukazał się artykuł Piotra Doroszewskiego, w którym autor prezentował tzw. „kamienie mikorzyńskie”. Kamienie owe miały być pokryte inskrypcją runiczną, mówiącą o bogu słowiańskim imieniem Prowe, który był też na nich przedstawiony (runy miał zaś odczytać Józef Przyborowski). Od samego początku, o możliwości kolejnego fałszerstwa ostrzegał Joachim Lelewel. Z czasem jednak sam dał wiarę ich autentyczności i tu właśnie, porzucając pierwotnie nachodzące go wątpliwości, popełnił błąd. Ostatecznie, fałszerstwa w tej sprawie dowiedli w 1872 r. Antoni Małecki, Karol Estreicher i Adam Honory Kirkor. Tego typu próby fałszerstw wynikały ze wspomnianego wyżej gorącego sporu politycznego oraz etnicznego, ale także z naukowej gorączki pionierskich czasów archeologii. Nie były bynajmniej wcale domeną badaczy słowiańszczyzny (wspomnijmy choćby o słynnej czaszce z Pilt Down, która rzuciła poważny
cień na naukę brytyjską). Był to raczej znak czasów, a w zasadzie ludzkiej ułomności i pragnienia, aby za wszelką cenę udowodnić swoje racje. Dla popularyzacji Słowian i badań nad ich kulturą oraz pierwotnymi siedzibami (co było niebywale istotne dla uzasadniania praw do posiadania poszczególnych ziem przez ewentualne odradzające się państwo polskie), doniosłe znaczenie miały powstające w początkach XIX w. kolekcje starożytności, jak choćby słynna kolekcja Izabeli z Flemingów Czartoryskiej, przechowywana w Domku Gotyckim i Świątyni Sybilli w jej majątku w Puławach, które były znakiem epoki, w której rodziła się moda na starożytność oraz powstawały podwaliny archeologii klasycznej (zainicjowane w czasach stanisławowskich). Efektem tej słowiańskiej gorączki były kolejne badania i archeologiczne prace wykopaliskowe, z których wymienić należy: prowadzone w 1845 r. badania na Ostrowie Lednickim, które wznowiono po przerwie w 1856 r., kiedy to hrabia Albin Węsierski zakupił wyspę na własność – w ich wyniku odkryto m.in. kompleks pozostałości po wczesnopiastowskich rezydencjach, które łączono wtedy z miejscem pogańskich kultów (choć Lelewel widział tu od początku siedzibę Bolesława Chrobrego); inwentaryzację grodzisk wczesnośredniowiecznych, nadzorowaną przez Jędrzeja Moraczewskiego; badania na Wzgórzu Lecha w Gnieźnie, czy też odkrycie kamiennego posągu słowiańskiego boga Światowida w 1851 r. (znalezionego w rzece Zbrucz przez miejscowego chłopa, a odkrytego dla
nauki nieco później przez właściciela tamtejszych dóbr, Mieczysława Potockiego; co ciekawe, na początku podejrzewano kolejne fałszerstwo, odbywano nawet wyprawy badawcze w celu wyjaśnienia wszelkich wątpliwości – a ostateczną autentyczność posągu potwierdził dopiero 100 lat później Tadeusz Reyman i stosowne badania fizyko-chemiczne). W XIX w. badaniami Słowian oraz popularyzacją ich dziejów i znaczenia historycznego zajmowali się także: Wawrzyniec Surowiecki (malarz secesjonista, uczeń Jana Matejki, autor bardzo nowatorskiej książki „Śledzenie początku narodów słowiańskich”), wileński badacz Eustachy Tyszkiewicz, przypisujący Słowianom bardzo wysoki poziom cywilizacyjny Franciszek M. Sobieszczański, Józef Ignacy Kraszewski, który podejmował choćby wyprawy badawcze na wyspę Rugia, a którego powieść „Stara baśń” jest w zasadzie popularnonaukową recepcją ówczesnej wiedzy i poglądów na powstanie państwa polskiego, czy wreszcie Włodzimierz Demetrykiewicz, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wspomnieć należy także, iż ta fascynacja słowiańszczyzną zaczęła przenosić się także na grunt myśli geopolitycznej i literackiej, prowadząc do bardzo naiwnego traktowania Słowian, czy plemion słowiańskich, jako spójnej całości oraz budowania na tym gruncie mistycznej, romantycznej idei panslawistycznej, bądź też uzasadniania skupienia narodów słowiańskich „pod carskim butem” w formie wspólnoty słowiańskiej (wspólnego państwa). Obie koncepcje są
zupełnie nieuzasadnione historycznie i merytorycznie oraz niebezpieczne i szkodliwe z punktu widzenia interesu narodowego. Z drugiej zaś strony, nadmierne utożsamienie się niektórych badaczy z przedmiotem badań, prowadziło niekiedy nawet do negacji chrześcijaństwa, jako religii narzuconej Słowianom, i przejścia na pozycje religii pierwotnych, pogańskich. To z kolei było już raczej bardziej miarą szaleństwa, aniżeli naukowych dociekań, czy też budowania narodowej tożsamości. Nie przeszkodziło to jednak w tym, aby tego typu ruchy czy wspólnoty przetrwały, a nawet rozwinęły się, czy to w 20-leciu międzywojennym, czy też współcześnie.
Jak wspominałem, przez cały okres zaborów badania nad słowiańszczyzną w Polsce były połączone z kształtowaniem się tożsamości narodowej i budową narodowej świadomości. Dlatego większość badaczy, często na wyrost, przypisywała Słowianom wyjątkową pozycję w dziejach Europy, niebywale wysoki poziom cywilizacyjny, czy wczesne posiadanie pisma (co z podobną, o ile nie większą, a na pewno w konsekwencji znacznie bardziej szaloną i niebezpieczną przesadą, czynili badacze opiewający zalety ludów germańskich). Ten spór, czy może swoisty „wyścig zbrojeń”, trwał także w początkach XX w., aby, w wyniku uwikłania nauki niemieckiej w narodowy socjalizm, stać się elementem cywilizacyjnego dramatu lat 40-tych XX w. Ale o tym już w kolejnym szkicu.
14
www.ThePolandTimes.com
zdrowie
Nałogi - część 1 Maria Ulmed autorka książek medycznych
Ta kuracja może by pomocna we wszystkich nałogach. TLEN JEST NAJWAŻNIEJSZY Do produkcji nowych komórek, do wszystkich funkcji, jakie musi wykonywać nasz organizm, w każdej sekundzie naszego istnienia, potrzebna jest energia pochodząca ze spalania białek, węglowodanów, tłuszczy – w tym procesie niezbędny jest tlen. Bez tlenu nie ma życia. Paląc papierosa, oprócz 4000 różnych trucizn, wprowadzamy do krwioobiegu produkty spalania. Włóżmy na chwilę głowę do komina. Nie da się tym dymem oddychać. My jednak uparcie, za ciężkie pieniądze wkładamy swój organizm do komina. Proponuję zastanowić się chwilkę nad różnymi napisami na opakowaniach papierosów. Są tam umieszczane, by nas wystraszyć. My się nie boimy! Rak, zawał, wylew, to koledze się może przytrafić. Nam? Nigdy! Czy jedlibyśmy kiełbasę, na której widnieje napis: "Jedzenie kiełbasy powoduje raka"? Zjedzenie sera, który powodowałby bezpłodność, też zapewne nie wchodziłoby w grę. Nikotyna to silny narkotyk Omijamy produkty zawierające substancje znacznie mniej szkodliwe, a tu ani rak, ani zawał nie robią na nas wrażenia. Papierosy kupuje-
my bez chwili refleksji. Nawet nie wiemy, co producentowi kazano napisać. To jest siła nałogu. Nie będę się rozwodzić na temat szkodliwości palenia. Jest to sprawa powszechnie znana. Wystarczy wspomnieć, że około 20 000 Polaków rocznie zapada na raka płuc – chorobę prawie nieznaną w XIX wieku. Prawie wszyscy umierają. Nie dopuśćmy do tego, aby znaleźć się w tej grupie. Chciałabym wszystkim palaczom pomóc w pozbyciu się tego zabójczego nałogu. Moje pomysły poszły w kierunku jak najszybszego i najskuteczniejszego usunięcia maksymalnej ilości nikotyny z organizmu. Pozbycie się nikotyny z tkanek sprawia, że raptownie zmniejsza się głód nikotynowy i łatwiej palaczowi obejść się bez „dymka”. Sama to wiem, byłam swego czasu namiętną palaczką. Głód nikotynowy jest głodem narkotycznym. Nikotyna jest jednym z najsilniej uzależniających narkotyków. Analogiczną terapię można spróbować zastosować przy innych uzależnieniach. Mechanizm usuwania substancji uzależniającej jest taki sam. Łatwo powiedzieć: „Rzuć palenie”, o ile trudniej to zrobić. Głód narkotyczny skręca palacza już po kilkugodzinnym niepaleniu. Jak sobie ulżyć, złagodzić to potworne ssanie?
uda”, „Chciałbym” itp. Gdy tak podejdziemy do zagadnienia, to nic z tego nie wyjdzie. Każdy musi podjąć decyzję. I będzie to jedna z najważniejszych decyzji w życiu. Proszę zapoznać się ze schematem mojej kuracji. Oczywiście, daty należy dostosować do siebie. Weźmy kartkę papieru, napiszmy w nagłówku słowo: DECYZJA Ja /swoje dane/......... od dnia ............ nie palę! Do tej daty, do momentu ostatecznego rozstania się z nałogiem, mamy chwilę, trochę czasu. Starannie przemyślmy swoją decyzję, bo to musi być postanowienie świadome. Starajmy się zmniejszyć ilość wypalanych papierosów. Róbmy większe przerwy między kolejnymi "dymkami". Głęboki oddech bardzo łagodzi głód nikotynowy i każdy głód narkotyczny. Tlen jest darmowym narkotykiem, a na dodatek poprawia wszystkie funkcje organizmu za darmo. Można go zażywać bez ograniczeń. Gdy mamy chęć na papierosa, zróbmy 3-4 wdechy. Ustaliwszy termin ostatecznego rozstania się z nałogiem,
udamjmy się na drobne zakupy. Potrzebne będą tzw. zioła napotne (mogą być różne) i kłącze tataraku lub owoc ziela angielskiego. Mogą to być np.: kora wierzby, liść maliny, liść jeżyny, kwiat rumianku, kwiat bzu czarnego, owoc bzu czarnego, szyszka chmielu. Uwaga! Osoby o wysokim ciśnieniu, zaawansowanej miażdżycy i "uczulone" na salicylany nie powinny tej kuracji stosować w takiej postaci. Mieszamy zakupione zioła. Do kąpieli potrzeba 150-200 gram ziół. Do termosu lub dzbanka zaparzamy 2-3 łyżki ziół na 2-3 szklanki wody. Te ziółka wypijemy po kąpieli. Całą resztę gotujemy 10-15 min. w dużej ilości wody. Napełniamy wodą wannę i dopiero wlewamy ziółka. Jeśli nie mamy wanny, to stare prześcieradło można lekko zwilżyć w tym odwarze ziołowym i owinąć
całe ciało, a przynajmniej swoje nogi i pośladki. Kąpiel można zastąpić sauną. Kąpiel uzupełniamy wodą tak, by woda w wannie nie sięgała wyżej linii serca. Po kąpieli owijamy się (nie wycierając) w białą koszulę lub prześcieradło i kładziemy do łóżka.
Obok łóżka powinny czekać na nas 3-4 szklanki naparu z tych samych ziół, w których robiliśmy kąpiel. Napar robimy tradycyjnie: 1 łyżka na szklankę. Parzymy około 20-30 minut (tyle, ile trwa kąpiel). Zioła można słodzić miodem lub sokiem malinowym. Wypić na raz 2-3 szklanki ciepłych ziół. Na efekty nie będziemy długo czekać – spłyniemy potem. Radzę obejrzeć naszą białą koszulę. To taki mały wstrząs zobaczyć, co w nas siedziało. Ciąg dalszy w następnym numerze
Wypracowałam własny sposób na raptowne (w ciągu jednej nocy) pozbycie się znacznej części nikotyny z organizmu. Po tak gwałtownym usunięciu związków uzależniających, równie gwałtownie słabnie głód nikotynowy. A o to przecież chodzi! Konieczne jest mocne postanowienie o niepaleniu. Nie jakieś tam: „Spróbuję, może się
Niestrudzeni M.S.B.: Odtajnienie dokumentów katyńskich było poprzedzone kilkuletnią pracą na wielu frontach. W ramach Instytutu Libra, którego jestem założycielką, zorganizowałam duże sympozjum naukowe na temat Katynia w lutym 2011 roku, a następnie Konferencję Katyńską w Kongresie Amerykańskim na Kapitolu, która odbyła się 15 września 2011 roku. Pod koniec września 2011 roku, Prezydent Obama zalecił Narodowym Archiwom USA podjęcie projektu katyńskiego. Decyzja ta była wynikiem apelu wystosowanego przez demokratycznych przedstawicieli Kongresu: Marcy Kaptur i Daniela
The Poland Times
Lipińskiego, popartego właśnie konferencją katyńską na Kapitolu 15 września 2011 roku. Dla celów współpracy z Narodowymi Archiwami USA, zorganizowałam też Radę Katyńską, składającą się z przedstawicieli środowisk rodzin katyńskich z różnych stron Stanów Zjednoczonych. W.K.: Dodajmy może jeszcze, że ta świetnie rozwijająca się inicjatywa została niespodziewanie wyhamowana i wyciszona przez polski MSZ oraz Ambasadę RP w USA… M.S.B.: Niestety tak, cały projekt został zahamowany i ograniczony.
Na uroczystości odtajnienia dokumentów katyńskich, jaka odbyła się również na Kapitolu, nie pojawili się żadni inni kongresmeni, poza autorami wniosku. Nie pojawili się też żadni oficjalni przedstawiciele Polonii, a Rada Katyńska stała się obiektem ataku ze strony polskiej ambasady i została całkowicie wyeliminowana z oficjalnej części uroczystości. Nie pojawił się też Zbigniew Brzeziński. Biuro Marcy Kaptur początkowo miało wielkie oczekiwania, co do zaangażowania oraz wsparcia tego projektu. Okazało się jednak, że projekt nie był po myśli rządu Donalda Tuska. W efekcie, zamiast przypomnieć światu o sowieckiej zbrodni, wydarzenie to zostało zinterpretowane na niekorzyść Stanów Zjednoczonych. Przekaz medialny w Polsce koncentrował się głownie na tym, że
Amerykanie też ukrywali prawdę katyńską... W.K.: W takich właśnie sytuacjach, w obliczu tych haniebnych i niegodnych postaw, ich role samorzutnie przejmują zapaleńcy, ludzie wiary, honoru. Po prostu, ludzie godni, przyzwoici. Prawdziwi Polacy. Dziękuję Państwu za rozmowę. Wypada mi powtórzyć raz jeszcze to, czym zakończyliśmy ubiegłoroczny wywiad w Akron z Państwem, dla naszej TV Niezależna Polonia. Żyjemy w jakże przedziwnych czasach, gdzie oficjalne organy czy instytucje państwowe, osoby powołane do wypełniania – za całkiem zresztą niezłe apanaże i benefity – różnych ważnych misji, nie tylko nie robią tego, do czego zostali powoła-
ni, ale niejednokrotnie działają wręcz przeciwnie. Szkodzą temu państwu. Szkodzą swojemu narodowi. Działają wbrew jego interesom. Powiedziałem przed chwilą, że to czasy przedziwne. Ale jednak niekoniecznie. Zawsze przecież tylko te nieliczne elity potrafiły powiedzieć: „Nie” i zmobilizować naród w chwilach krytycznych. Skrzyknąć. Uchronić od zguby, czy przed hańbą. Ocalić. Zakończę więc i tę dzisiejszą naszą rozmowę tymi samymi słowami: Dziękuję Państwu za to, co robicie dla Polski! Z mec. dr Marią Szonert-Biniendą oraz prof. Wiesławem Biniendą, dla amerykańsko-kanadyjskiego miesięcznika „The Poland Times”, rozmawiał Wacław Kujbida.
The Poland Times
15
polonia
Radio RAMPA – Wiemy co słychać!
Radio RAMPA, nowoczesne radio Polonii w Ameryce, zaprasza do słuchania!
Radio RAMPA, z siedzibą na Greenpoincie w Nowym Jorku, rozpoczęło nadawanie audycji na żywo w lipcu 2012 roku. Obecnie, radio realizuje audycje na żywo, od poniedziałku do piątku, od godz. 9:00 rano do 6:00 wieczorem, plus klubowe audycje wieczorowe.
Radio RAMPA tworzy nieograniczoną zasięgiem platformę wyrazu dla Polaków zamieszkujących Stany Zjednoczone, przede wszystkim jednak, ze względu na położenie radia, metropolię nowojorską.
W Radiu RAMPA posłuchacie programów dotyczących lokalnych
spraw Polonii w USA oraz tematycznych programów informacyjnych i rozrywkowych. Radio RAMPA to również wywiady z lokalnymi przedstawicielami Polonii, jak i ze znanymi wszystkim i lubianymi artystami, takimi jak: Cezary Pazura, Bogusław Linda, Zbigniew Wodecki, kabaretem Ani Mru Mru, czy politykami, jak Prezydent Bronisław Komorowski czy poseł Adam Kwiatkowski.
nia oraz rozwój w branży medialnej.
W Radiu RAMPA nie brakuje również rozmów z ludźmi pasji i młodymi, odnoszącymi sukces Polakami, których wspieranie i pomoc w rozwoju jest misją radia. Oferując młodym i utalentowanym Polakom, ekspertom w swojej dziedzinie, możliwość zdobycia praktyki zawodowej, Radio RAMPA zapewnia im uzyskanie doświadcze-
Poranne Espresso – to spora dawka pozytywnej energii, która postawi Państwa na równe nogi każdego dnia. Espresso to również porządna dawka humoru!
Jesień to w ramówce radia wiele nowości: programowych, muzycznych, jak również akcji skierowanych na rozwój i wspieranie ciekawych projektów! Pełna ramówka radia prezentuje się poniżej; chcielibyśmy polecić Państwu kilka audycji:
Nastrój Klasyczny – to cotygodniowa audycja, w której Janusz Sporek, kompozytor i muzyk, wraz ze swoimi gośćmi, wiedzie Państwa
szlakami muzyki klasycznej, w całkiem nietuzinkowy i bardzo wyjątkowy sposób.
związane z boksem! W najlepszym wydaniu: relacje z walk, goście, eksperci, komentarze.
Polska na Piątkę! – audycja prezentująca pięć najciekawszych i najbardziej intrygujących faktów o Polsce – co tydzień inna, w innej dziedzinie! Zaprasza Kamila Sypniewska.
Popołudniówka – to codzienna audycja, w której usłyszycie relacje z wydarzeń, wywiady z gośćmi – zarówno znanymi, jak i lokalnymi działaczami oraz ludźmi z pasją!
Kierunek Ameryka – prowadzony przez Annę Matalewską, najmłodszą na świecie finalistkę programu „You Can Dance”, program poświęcony jest artystom: tancerzom i aktorom, którzy marzą o przybyciu do Ameryki, aby spełniać swoje artystyczne marzenia.
Dodatkowo, wieczorami zapraszamy na Radiową Imprezę Klubową o 10:00 p.m. – we wtorek zaprasza Dj Feelipe, a w piątek Dj Ikez.
Hit First Boxing – to audycja, którą prowadzi Jeff Wojciechowski, a poświęcona jest wszystkiemu, co
To tylko niektóre z naszych audycji. Zapraszamy do słuchania Radia RAMPA! Bez ograniczeń zasięgowych oraz za darmo słuchajcie nas na www.RadioRAMPA.com
Radio RAMPA – We know what’s going on! Radio RAMPA, modern radio of Polonia in America, welcomes you! Radio RAMPA, with headquarters in
Greenpoint, Brooklyn, New York, has been broadcasting live since July 2012. Today, radio is broadcasting live from Monday to Friday, from 9
a.m. until 6 p.m., plus evening Dj programs with club music. Radio RAMPA creates unlimited
platform of expression for Poles living in the United States, especially, because of its location, for those living in the New
York metropolis.
The subject matter of Radio RAMPA’s programs ranges from arts and culture to sports and recreation, with special focus on themes concerning the Polish American community.
You can also listen to and watch interviews with celebrated individuals, such as artists, athletes, film directors, musicians, actors, and popular figures in the world of Polish entertainment. Our guests range from President of Poland, Bronislaw Komorowski, and politician Adam Kwiatkowski, to many prominent actors, like Cezary Pazura and Boguslaw Linda, musicians like Zbigniew Wodecki or Kayah, and many others.
There is plenty of conversations with young, talented, and successful Poles and Polish Americans. Radio RAMPA provides training for young and talented Poles in broadcasting, offering them vital and exciting media experience.
Autumn in Radio RAMPA brings a lot of new and exciting endeavors new programs, new music, as well as more development and support of new and exciting projects!
We would like you to check out our program schedule below! You can listen to Radio RAMPA from everywhere, without geographical limits and for free, at www.RadioRAMPA.com.