Suplement - Magazyn Studentów Uniwersytetu Śląskiego

Page 1

04/2011

listopad 2011

www.suplement.us.edu.pl

magazyn bezpłatny

ISSN 1739-1688


Edytorial Numer, który oddaję do Waszych rąk, postanowiliśmy poświęcić głównie dwóm tematom. Pierwszy dotyczy twardej i szorstkiej rzeczywistości, drugi jest subtelniejszy i bardziej wzniosły, choć nie mniej życiowy. Kariera i kultura – bo o nich mowa – to dwa obszary, między którymi równowagę staraliśmy się utrzymać w tym numerze. Tematem raportu ustanowiliśmy analizę sytuacji studenta na rynku pracy i sposób, w jaki nasza Uczelnia dostosowuje się do zmieniających się wymogów tegoż rynku. Informujemy o nowo powstałych kierunkach studiów oraz nowościach, które przyniesie przyszły rok akademicki. Dużo uwagi poświęciliśmy praktykom i stażom – zarówno tym humanistycznym, jak i biznesowym – a także organizacjom, w których działalność warto się zaangażować. Ponadto, poruszamy temat e-learningu, stypendiów, studenckich szkoleń i zarobkowych wyjazdów zagranicznych. Nie ograniczamy się jednak tylko do pracy i nauki. Interesuje nas kulturalna strona regionu, jego architektura i akcje aktywizujące przestrzeń miejską. Opowiadamy o zjawiskach, takich jak: życie na skłocie, moda na planking czy fenomen South Parku. Polecamy najlepsze brytyjskie seriale, godne uwagi książki, płyty, filmy i wystawy plastyczne. Prezentujemy artystyczne wydziały naszej uczelni i artystyczną działalność studentów także spoza Śląska. Z przyjemnością informujemy, że niedawno została uruchomiona nowa strona internetowa „Suplementu”. Od dziś szukajcie nas na: www.suplement.us.edu.pl. Przypominamy, że przez cały rok jesteśmy otwarci nie tylko na zgłoszenia chętnych do współpracy z nami, lecz także na propozycje tematów, które uważacie za ważne, przydatne, potrzebne. Zrealizujemy je w kolejnym numerze. Piszcie do nas na: suplement@us.edu.pl.

Zespół redakcyjny

W tym numerze... 2- Edytorial 3- Raport: Przychodzimy na UŚ, zmierzamy dopracy 5- Sprawy studenckie/UŚ: Doniesienia i nowości 6- Sprawy studenckie/Kraj: Komputer zamiast wykładowcy? Aktualności: Studentko, Studencie! Spotkaj się z Sukcesem! 7- Kariera: Krok w stronę kariery 8- Aktualności: Rekrutacja w ŚSF BCC, Inteligencja Finansowa 2011 9- Kariera: Porozmawiajmy o doradztwie... 10- Kariera: Jak praktycznie podejść do praktyk? 11- Z podróży: Camp Leaders 12- Miasto: Let’s design Katowice! 13- Miasto: Architektura okresu PRL-u 15- Zjawisko: Squat - czyli jak przykucnąć w mieście 17- Zjawisko: Planking i inne chłopaki 18- Recenzyjnie: A na końcu wszyscy umierają Kultura: Trzy wystawy trzech galerii 19- Zjawisko: Naczelni gorszyciele Ameryki 20- Kultura: Polska muzyka w trzech odsłonach 21- Kultura: Brytyjska inwazja seriali 23- Wydarzenie: Kraków nadal śpiewa poezję 24- Recenzyjnie: Bolesny coming out Wydarzenie: Student Art Festiwal 25- Sprawy studenckie/UŚ: Artystyczne drogi na UŚ 26- Alarmowy temat: Przechytrzyć bestię Wydarzenie: Nakręć się na pomaganie!, Nie daj się pracodawcy! 27- Kultura: Why so serious – czyli „muzyka poważna nie boli” 28- Warsztaty/szkolenia/praktyki/staże Wydarzenie: Browarowy Klub Filmowy

Uwaga! KONKURS

Dla pierwszych dwóch osób, które dnia 17 listopada o godzinie 10:00 wyślą maila z hasłem „Tyskie” na suplement@us.edu.pl mamy 2 podwójne wejściówki na wybrany seans w ramach Browarowego Klubu Filmowego (czytaj na stronie 28) i pakiety gadżetów marki Tyskie!

Magazyn Studentów UŚ Suplement Pl. Sejmu Śląskiego 1 40-120 Katowice e-mail: suplement@us.edu.pl www: www.suplement.us.edu.pl Redaktor Naczelna: Ewa M. Walewska (ewa_walewska@o2.pl) Z-ca Red. Naczelnej: Anna Duda (aduda123@gmail.com) Redaktor Artystyczny: Bartosz Kondziołka (toszbar@wp.pl) Redaktorzy: Ewa M. Walewska, Anna Duda, Bartosz Kondziołka Korekta: Joanna Krześniak (joannakrzesniak@gmail.com) Zespół redakcyjny: Anna Duda, Weronika Piernik, Ewa M. Walewska, Bartosz Kondziołka, Adam Andrysek, Paweł Świerczek, Karol Kućmierz, Agata Stronciwilk, Miłosz Markiewicz, Katarzyna Głowacka, Mariusz Pałka, Kamila Stosik, Anna Hora, Natalia Podbielska, Anna Baron, Adam Walkiewicz, Klaudyna Barszcz, Marta Jonek, Kamila Buszka, Anna Błotnicka, Katarzyna Łukasiak. Współpracownicy: Katarzyna Kwiecień, Tymoteusz Wallus, Jarosław Wichura, Marta Szyndler, Miłosz Wrona, Maciej Wołosz, Bogumił Stoksik, Monika Foltyn, Anna Krawiec, Agata Wasilewska, Klaudia Wachowska, Wojciech Łaba, Katarzyna Strębska, Katarzyna Niesporek, Agnieszka Skwarczowska. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych reklam. Skład: Bogumił Stoksik Druk: 2M Promotion Okładka: Maciej Wołosz

22

02/2011 04/2011

www.suplement.us.edu.pl

Wyniki poprzedniego konkursu Informujemy, że książki „Psychologia Eventów” otrzymują: Katarzyna Więcek, Marta <Marta2206@interia.pl> oraz Justyna Kubiesa.


Raport

Bartosz Kondziołka

Według obiegowej opinii, wyższe wykształcenie to dzisiaj konieczność, uczelnie ścigają się więc w przedstawianiu kolorowych ofert i dają nadzieję prostych rozwiązań na drodze kariery zawodowej. Jednak alarmujące dane z pola bitwy o miejsce pracy nie napawają optymizmem. Czy sytuacja nie wymyka się spod kontroli? Jak podaje Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, wzrasta odsetek osób bezrobotnych legitymujących się dyplomami wyższych uczelni. W 2003 roku osoby z wyższym wykształceniem stanowiły 4% zarejestrowanych, a w 2011 roku ich udział wzrósł aż do 11%. „Niepokojące dane o bezrobociu wśród absolwentów to najważniejsze wyzwanie, jakie stoi obecnie przed uczelniami. Problem w tym, że od lat dużą popularnością cieszą się kierunki masowe, po których trudno znaleźć zatrudnienie – mówiła minister nauki Barbara Kudrycka w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego”. – Ważne jednak, aby uczelnie w tworzeniu swojej oferty studiów uwzględniały nie tylko prognozy gospodarcze i potrzeby rynku pracy, ale także kreowały nowe zawody”.

nauki i uzupełniania kwalifikacji. Podnoszenie kwalifikacji zawodowych zwiększa szanse na rynku pracy, ale przy założeniu, że kształcenie to odbywa się w kierunkach odpowiadających zapotrzebowaniu . Poszukiwani: urzędnik i inżynier Według danych Ministerstwa Pracy, pod koniec 2010 roku najwięcej zarejestrowanych bezrobotnych poszukiwało pracy w: przetwórstwie przemysłowym,

Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości we współpracy z Uniwersytetem Jagiellońskim do 2014 roku będzie śledzić polski rynek pracy. W ramach projektu Bilans Kapitału Ludzkiego poszukiwana jest m.in. odpowiedź na pytanie: jaki wybrać kierunek kształcenia, by po szkole czy studiach posiadać wiedzę i umiejętności, na które będzie zapotrzebowanie? Pod koniec 2010 roku badanie wykazało, że wzrastająca liczba osób kształcących się na poziomie wyższym i wysokie aspiracje edukacyjne uczniów szkół ponadgimnazjalnych powodują wysoki poziom przeedukowania społeczeństwa, który niekoniecznie wiąże się z nadmiarem kompetencji. Jednocześnie dane Ministerstwa Pracy pokazują, że pod koniec 2010 roku w urzędach pracy osoby do 25. roku życia stanowiły 22% zarejestrowanych bezrobotnych. Do tej grupy zaliczał się co piąty bezrobotny, podczas gdy w latach 1991–2000 zaliczał się co trzeci. Dane ministerstwa potwierdza Międzynarodowa Organizacja Pracy, która ostrzega, że pokazują one już problem cywilizacyjny. Zdaniem ministerstwa osoby w wieku od 15 do 24 lat cechują się niską aktywnością zawodową. Tylko co trzeci młody człowiek podejmuje pracę. Ministerstwo zaznacza jednak, że pozostała część młodzieży jest bierna zawodowo głównie z powodu

handlu, budownictwie i usługach. Nadwyżkę siły roboczej odnotowano w rolnictwie i przemyśle, natomiast niedobory pracowników dostrzeżono w administracji publicznej, obronie narodowej, opiece zdrowotnej i pomocy społecznej oraz edukacji. Serwis Rynekpracy.pl zwraca z kolei uwagę na inny problem. Polskie firmy mają kłopoty ze znalezieniem odpowiednich inżynierów specjalistów. Zagraniczne migracje oraz malejąca liczba osób chętnych na studia techniczne generują deficyt, którego efekty będą coraz bardziej odczuwalne przez pracodawców.

Serwis zaleca nie tylko polepszanie warunków płacowych, lecz także aktywną współpracę z uczelniami wyższymi. „Jakie są perspektywy? – pytają redaktorzy serwisu Kierunkistudiow.pl. – Coraz większą popularnością będzie cieszyła się znajomość przez pracownika więcej niż jednej branży. Przykładem są inżynierzy budownictwa z dyplomem studiów ekonomicznych”. Inżynierowie stanowią jednak tylko niewielki procent absolwentów UŚ, a stricte ekonomicznych kierunków kształcenia na uniwersytecie nie ma. Z dyplomem na Górnym Śląsku Analiza rynku pracy w województwie śląskim w 2010 roku przeprowadzona przez Powiatowy Urząd Pracy w Katowicach wykazała, że według stanu na koniec roku, bezrobotni z wyższym wykształceniem stanowili 12% ogółu zarejestrowanych. Ponadto, z roku na rok pogłębia się problem bezrobocia osób z dyplomem wyższej uczelni. Upowszechnienie wykształcenia wyższego oraz zbyt wolno powstające nowe miejsca pracy dla osób wysoko wykwalifikowanych sprawiają, że coraz większa liczba osób z dyplomem licencjata, magistra lub inżyniera boryka się z brakiem pracy. Atutem osób z wyższym wykształceniem jest jednak relatywnie krótki czas pozostawania bez pracy. Pod koniec 2010 roku w województwie śląskim tylko 18% z nich pozostawało w rejestrach nieprzerwanie ponad 12 miesięcy. Do najliczniejszych grup zawodowych w kategorii bezrobotnych absolwentów – osób do 12 miesięcy od momentu ukończenia nauki, w tym absolwentów szkół wyższych – w II półroczu 2010 roku Wojewódzki Urząd Pracy w Katowicach zaliczył: pracowników usług osobistych, specjalistów nauk fizycznych, matematycznych i technicznych oraz sprzedawców i pokrewnych. Wśród 30 najbardziej nadwyżkowych zawodów na pierwszym miejscu znalazł się politolog. Co ciekawe, wśród bezrobotnych absolwentów zarejestrowanych w urzędach pracy w województwie śląskim brakuje absolwentów UŚ, podobnie jak Politechniki Śląskiej, Śląskiego Uniwersytetu Medycznego i Uniwersytetu Ekonomicznego. „Urzędy pracy nie wprowadzają danych i dlatego system informacyjny jest niekompletny – mówi Tadeusz Kiecka-Niechajowicz, kierownik monitoringu regionalnego rynku pacy WUP w Katowicach. – Nie mamy na to wpływu. Opracowane dane dostajemy

www.suplement.us.edu.pl

04/2011

3


od niezależnej firmy. Ministerstwo wprowadziło wadliwą metodologię. Nie można powiedzieć, z jakiej szkoły pochodzą bezrobotni. Należy opierać się na danych dotyczących poszczególnych zawodów”. Ministerstwo zamawia kierunki Statystyki urzędu pracy to jednak niejedyne źródło informacji. Problem bezrobocia wśród absolwentów ma swój punkt zapalny w dyskusji o sposobach dostosowywania oferty edukacyjnej uczelni do rynku pracy. Ważna jest mobilność każdego studenta i jego umiejętność zorientowania na przyszłość zawodową, lecz kierunek kształcenia zawsze musi wybrać z konkretnej oferty proponowanej przez uczelnie. Pozostaje pytanie: w czym można aktualnie wybierać? Uniwersytet Śląski „tworzy nowe wydziały, kierunki i specjalności, w tym unikatowe w skali kraju, stale dostosowując swą ofertę edukacyjną do zmieniających się potrzeb rynku”. Jednocześnie jednym z podstawowych celów UŚ, określonym w misji uczelni, jest „rozwój wszystkich dyscyplin naukowych uprawianych na Uniwersytecie, któremu ze swojej istoty nie wolno pominąć żadnej z nauk na nim obecnych, nawet – a może szczególnie – wtedy, gdy nie należy ona do dyscyplin faworyzowanych przez rynek pracy czy realia ekonomii rynkowej”. Na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” rektor UŚ, prof. Wiesław Banyś, wyraził opinię, że odpowiedź uczelni na zapotrzebowanie rynku pracy to nie jest ich jedyne zadanie: „Uniwersytety, wypełniające swoje naukowe, edukacyjne, kulturowe i społeczne zadania, mają trudniejsze warunki konkurowania w świecie, w którym nacisk kładzie się głównie na szybką zastosowalność, transfer wiedzy do gospodarki. Liczą się bowiem teraźniejszość, przełożenie praktyczne na aktualne zapotrzebowanie na rynku pracy. Zapatrzenie się na te elementy może skutkować sprowadzaniem roli uniwersytetu do funkcji wyższej szkoły zawodowej”. W ramach tzw. kierunków zamawianych, strategicznych dla gospodarczego rozwoju Polski, Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego przyznało Uniwersytetowi Śląskiemu dofinansowanie w wysokości 3,9 mln zł na realizację projektu w ramach kierunku biotechnologii. Podobny kierunek zamawiany działa również od 1 października 2011 roku na Wydziale Matematyki, Fizyki i Chemii w ramach stacjonarnych studiów pierwszego stopnia matematyki. Studenci kierunków zamawianych mają otrzymywać stypendia w wysokości nawet 1000 zł miesięcznie. Liczba tych stypendiów ma wzrosnąć w roku akademickim 2012/2013. Rząd wspiera uczelnię w ramach biotechnologii i matematyki – ważnych kierunków dla polskiej gospodarki – jednak spośród ponad 32 tys. studentów UŚ 58% kształci się na Wydziale Filologicznym, Nauk Społecznych oraz Prawa i Administracji. Czy mają oni realne szanse na znalezienie zatrudnienia?

Co w hybrydycznej ofercie 2012/2013? Większą swobodę przy tworzeniu nowych kierunków dała uczelniom nowelizacja ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym. W nowej ofercie UŚ pojawią się przede wszystkim propozycje dla filologów. Na Wydziale Filologicznym w ramach filologii angielskiej pojawi się program tłumaczeniowy z językiem japońskim, projektowanie rozrywki interaktywnej oraz lokalizacja gier i oprogramowania (Sprint-Write). Jest to przykład kierunków hybrydycznych, mających stanowić rozwiązanie na bolączki zapotrzebowania na rynku pracy – im większe możliwości połączenia dziedzin, tym większa szansa na atrakcyjne CV.

w dostosowaniu oferty kształcenia do rynku pracy. Badanie losów zawodowych absolwentów przeprowadziło dla absolwentów UŚ z 2009 roku uniwersyteckie Biuro Karier. W badaniu udział wzięły 674 osoby, co stanowi jedynie 8% absolwentów. Były to głównie osoby z wykształceniem humanistycznym. Z badania wynika m.in, że większość respondentów pracuje: 70% w organizacjach, a 4% prowadząc własną firmę. Pracujący w organizacjach najczęściej wykonywali pracę zgodną z ich kierunkiem studiów (75%), a branżami, w jakich znalazł zatrudnienie ich największy odsetek były Edukacja/Kursy/Szkolenia (31%) oraz Administracja publiczna (13%).

„Od przyszłego roku cztery uczelnie: Uniwersytet Śląski, Uniwersytet Ekonomiczny, Politechnika Śląska i Akademia Sztuk Pięknych będą realizować specjalność «rozrywka interaktywna»” – mówił prof. Wiesław Banyś podczas inauguracji 43. roku akademickiego w Cieszynie. Na UŚ kształcone będą osoby odpowiedzialne za tworzenie narracji interaktywnej, lokalizację językową software’u i częściowo za programowanie. „Przedsięwzięcie wpisuje się w projekcję przyszłości i jej podstawowych wymogów: łączenia nauki z zapotrzebowaniem i oczekiwaniem szeroko rozumianego otoczenia uniwersytetu. Odbieramy już pierwsze sygnały potwierdzające trafność pomysłu i jego atrakcyjność na rynku edukacyjnym”.

Jeśli w badaniu bierze udział jedynie 8% absolwentów UŚ, to czy określanie ich sytuacji na rynku pracy jest w ogóle możliwe? Dużo mówi się o bezrobociu wśród humanistów. Stanowią większość ankietowanych,

Podobnie na filologii francuskiej pojawi się specjalność tłumaczenia specjalistycznego i wspomaganego komputerowo. Na filologii słowiańskiej wprowadzony zostanie program komunikacji międzykulturowej Słowian Południowych i Zachodnich, a na filologii germańskiej studia pierwszego stopnia zmienią nazwę z programu nauczycielskiego na nauczycielski z językiem szwedzkim. Zmiany dotyczą również Wydziału Nauk Społecznych. Pojawi się dziennikarstwo i komunikacja społeczna. Widać kierunek zmian – potrzebne są studia łączące języki obce i nowe technologie. W roku 2011/2012 Uniwersytet Śląski rozszerza swoją ofertę o kształcenie w języku angielskim. Zajęcia – wykłady, laboratoria, konwersatoria itp. – odbywają się na Wydziale Matematyki, Fizyki i Chemii: matematyczne metody informatyki; fizyka teoretyczna; nanofizyka i materiały mezoskopowe, modelowanie i zastosowania; chemia leków; chemia informatyczna. Podobny kurs odbędzie się również na Wydziale Informatyki i Nauki o Materiałach: modelowanie i wizualizacja w bioinformatyce. Uczelnia śledzi absolwentów Na podstawie ofert zamieszczonych przez pracodawców w Biurze Karier UŚ w 2010 roku powstał raport dotyczący pracy i praktyk dla studentów i absolwentów UŚ, w którym odnotowany został spadek ofert administracji publicznej. Biuro Karier zaznacza, że jego oferty stanowią jedynie niewielki odsetek ofert dostępnych na rynku. Zauważa jednak, że w ofertach swoje odzwierciedlenie znalazł ogólny trend dotyczący wzrostu zapotrzebowania na kierunki informatyczne. Badania Ministerstwa Pracy z 2010 roku pokazały, że umiejętności i kwalifikacje kandydatów na pracowników nie spełniają oczekiwań pracodawców, co jest efektem niedostosowania systemu kształcenia do potrzeb rynku pracy oraz wzrostu zapotrzebowania na osoby posiadające specjalistyczne kwalifikacje i umiejętności. Wraz z reformą szkolnictwa wyższego od 1 października 2011 roku wprowadzony został obowiązek monitorowania losów zawodowych absolwentów, co ma pomóc

44

02/2011 04/2011

www.suplement.us.edu.pl

a jednocześnie 75% badanych znalazło pracę zgodną z kierunkiem studiów. „Z tego wynika, iż poziom bezrobocia oraz ocena trudności ze znalezieniem pracy w grupie absolwentów kierunków humanistycznych są przesadzone, przynajmniej w odniesieniu do absolwentów UŚ – mówi Maciej Mazak z Biura Karier UŚ. – Należy pamiętać, iż w większości znaleźli oni zatrudnienie na terenie województwa śląskiego, które w wymiarze rozwoju gospodarczego należy do krajowej czołówki. Liczba respondentów nie jest dla nas satysfakcjonująca. Jest jednak na tyle duża, iż pozwala na wyciąganie uogólnionych wniosków. Częściowo jest to podyktowane koniecznością pozyskiwania zgody na udział w badaniu. Fakt, iż w badaniu uczestniczyli głównie absolwenci kierunków humanistycznych jest zgodny z proporcją studentów na UŚ”. Jak uczelnia wykorzystuje wyniki ankiet, aby lepiej dopasować studia do rynku pracy? „W pierwszej kolejności wyniki przekładają się na działania Biura Karier – mówi Maciej Mazak. – W ich skład wchodzą m.in. szkolenia i warsztaty, których tematyka dotyczy głównie kształtowania umiejętności interpersonalnych, które były jednym z najczęściej stawianych wymagań wobec pracujących absolwentów”. Niestety, jak stwierdziła Barbara Kudrycka w rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym”: „Żaden kierunek studiów, może poza kierunkami zamawianymi, które dodatkowo finansujemy, nie gwarantuje wymarzonego zatrudnienia”. Studiujmy więc matematykę i biotechnologię. Współpraca: Anna Duda


Sprawy studenckie/UŚ

Weronika Piernik

Uniwersytet Śląski zainaugurował rok akademicki 2011/2012. Jakie zmiany on z sobą niesie? Nowości w kierunkach W tegorocznej ofercie dydaktycznej UŚ znalazło się w sumie 45 kierunków. Nowością uruchomioną w tym roku są trzy kierunki inżynierskie: mechatronika na Wydziale Informatyki i Nauki o Materiałach (specjalność: projektowanie wspomagane komputerowo), fizyka techniczna (specjalności: energetyka jądrowa, modelowanie komputerowe oraz nowoczesne materiały i techniki pomiarowe) oraz technologia chemiczna na Wydziale Matematyki, Fizyki i Chemii (specjalności: zielona chemia oraz czyste technologie, a także technologia nieorganiczna i organiczna). Pojawiły się również nowe programy studiów stacjonarnych I stopnia. Na kierunku informatyka otwarto od dawna zapowiadaną specjalność – programista gier komputerowych. Na Wydziale Filologicznym uruchomiono filologię grecką i łacińską w ramach filologii klasycznej. Z kolei na filologii germańskiej wprowadzono nowy program: tłumaczeniowy w zakresie języków specjalistycznych.

matematyka, ponieważ kierunek ten zdobył w tym roku status zamawianego, a warunkiem otrzymania wsparcia finansowego ze środków europejskich było zwiększenie o 10% liczby przyjętych na studia w stosunku do roku ubiegłego. W przypadku studiów niestacjonarnych rekrutacja przedłużyła się na kierunkach, które mają duże limity przyjęć – dotyczyło to m.in. prawa czy administracji. Ewa Słomiana przyznaje także, że rekrutacja prowadzona na kilku kierunkach studiów II stopnia przedłużyła się z uwagi na późne terminy egzaminów dyplomowych. Nie zmienia to jednak faktu, że z roku na rok ubywa studentów. Kandydatów jest coraz mniej, co wyraźnie widać po spadającej liczbie składających dokumenty na studia prowadzone w formie odpłatnej, niestacjonarnej. Prof. Marian Mitręga, kierownik

Zaskoczeniem dla niektórych jest wyjątkowo długo trwająca w tym roku rekrutacja – na niektórych kierunkach nawet do 27 października. Ze studiów stacjonarnych I stopnia wolne miejsca długo oferowała

Kolejną ciekawostką jest fakt, że Uniwersytet Śląski kształci nie tylko pełnoletnich studentów, lecz także... 5-latki. Uniwersytet Dzieci może się pochwalić około 600 młodymi studentami, których część współtworzy także uniwersytecki chór dziecięcy. Mali studenci dali już nawet pierwsze koncerty. Ponadto, obecnie UŚ wdraża projekt ISC, czyli program nowoczesnych, komputerowych metod kształcenia. To projekt współfinansowany przez UE, którego celem jest polepszenie jakości nauczania na polskich uczelniach. To nie tylko szkolenia, dodatkowy sprzęt i fundusze, lecz także próba zmiany mentalności wykładowców, którzy tylko sporadycznie wykorzystują najnowsze zdobycze techniki. Młodzi naukowcy powinni przecież nauczyć się obsługiwać nowoczesny sprzęt, a nie tylko przypatrywać mu się przez szybę.

W ramach studiów stacjonarnych II stopnia na Wydziale Filologicznym wprowadzony został natomiast nowy program na filologii słowiańskiej: przekład w komunikacji międzykulturowej. W ramach studiów niestacjonarnych II stopnia otwarto także nowy program w ramach filologii rosyjskiej: język biznesu. Na Wydziale Nauk Społecznych ruszyła specjalność: praca socjalna i ekonomia społeczna na kierunku socjologia. Nowość na Wydziale Etnologii i Nauk o Edukacji to specjalność: wychowanie przedszkolne w ramach pedagogiki – uruchomiona na II stopniu studiów zarówno stacjonarnych, jak i niestacjonarnych. W tym roku UŚ otworzył także II poziom studiów na kierunku geofizyka na Wydziale Nauk o Ziemi. Z kolei na Wydziale Artystycznym w tym roku akademickim otwarto dwie nowe specjalności w ramach jednolitych studiów magisterskich na kierunku grafika: komunikacja wizualna i grafika artystyczna oraz grafika wydawnicza i artystyczna. Popularność kierunków Tegorocznym hitem rekrutacji okazała się filologia angielska z językiem chińskim (z programem tłumaczeniowym) oraz realizacja obrazu filmowego, telewizyjnego i fotografia – ponad 15 osób na jedno miejsce. Tymczasem niezwykle oblegana przez ostatnich kilka lat psychologia zajęła dopiero 12. pozycję w rankingu najpopularniejszych kierunków. W tym roku o jedno miejsce na psychologii ubiegało się „tylko” 6 osób. „To duże zaskoczenie” – przyznaje Ewa Słomiana, kierownik Działu Kształcenia UŚ. Najwięcej zapisów w systemie IRK kandydaci dokonali na Wydział Filologiczny – ponad 7000 zapisów. Rekordzista zarejestrował się aż na 19 kierunkach! Nietrudno obliczyć, że kosztowało go to grubo ponad tysiąc złotych.

Kolejną medialną nowością jest założenie UŚ TV. Jak opisuje redaktor naczelny - Radosław Aksamit - „ telewizja informuje o wydarzeniach uniwersyteckich, przygotowuje z nich relacje oraz transmisję na żywo. UŚ TV oferuje również materiały e-learningowe przygotowywane wspólnie z Centrum Kształcenia na Odległość UŚ. Materiały telewizji uniwersyteckiej można oglądać na stronie: telewizja. us.edu.pl. Zapraszamy także do przesyłania do nas swoich własnych materiałów kręconych telefonem komórkowym czy aparatem fotograficznym. Informacje o telewizji znajdziecie także na profilu UŚ TV na Facebooku”.

Zakładu Polityki Społecznej UŚ, tłumaczy, że to, co obserwujemy w statystykach, to echo niżu demograficznego z lat 50. „Na pewno liczba studentów w ogólnym rozrachunku nie będzie się zwiększać” – mówi prof. Mitręga i dodaje, że najbardziej odczują to powstające jak grzyby po deszczu szkoły prywatne. „Ale Uniwersytet przetrwa” – dodaje z uśmiechem. YT i inne ciekawostki Nowością na skalę całego kraju jest wejście Uniwersytetu Śląskiego na YouTube. Nasza uczelnia jako pierwszy polski uniwersytet została umieszczona na międzynarodowej liście uczelni, których materiały naukowe można znaleźć w serwisie. W zakładce education UŚ znalazł się zaraz obok University of the Pacific i Utah Valley University. Teraz każdy może posłuchać wykładów śląskich naukowców. Prelekcja prof. zw. dr. hab. Wiktora Zippera pt. Awaria w elektrowni jądrowej FUKUSHIMA ma już ponad 5 tys. wyświetleń.

Co nowego w stypendiach? W związku z nowelizacją ustawy o szkolnictwie wyższym wprowadzono zmiany m.in. w kwestii stypendiów. Dotychczasowe stypendium za wyniki w nauce i za osiągnięcia sportowe zostało zastąpione przez Stypendium Rektora, które będzie przyznawane za sumę osiągnięć w 4 kategoriach: średnia ocen, osiągnięcia naukowe, sportowe i artystyczne. Do zdobycia jest łącznie 40 punktów, przy czym prawdopodobnie dominować będą wnioski z osiągnięciami z maksymalnie dwóch kategorii. Stypendium wyniesie 390 zł/mies. W tym roku wzrośnie wysokość stypendium socjalnego, ponieważ z Funduszu Pomocy Materialnej aż 60% będzie przekazywane właśnie na pomoc socjalną (do tej pory było to 50%). Wysokość dochodu uprawniającego do stypendiów socjalnych i dodatku mieszkaniowego wynosi 782,00 zł. Wysokość stypendium socjalnego uzależniona od dochodu na osobę w rodzinie studenta wynosi 300, 500, 700 lub 900 zł/mies. Wysokość dodatku mieszkaniowego do stypendium socjalnego z tytułu zamieszkiwania w DS-UŚ wynosi 315 zł/mies. (DS w Katowicach i Sosnowcu) lub 216 (DS w Cieszynie). Wysokość stypendium specjalnego dla studentów niepełnosprawnych to 350, 450 lub 550 zł/mies. w zależności o stopnia niepełnosprawności. Pełną informację o stypendiach znajdziecie na stronie internetowej: http://www.us.edu.pl/

www.suplement.us.edu.pl

04/2011

5


Sprawy studenckie/kraj

Miłosz Markiewicz

Zastanówmy się nad sytuacją, w której nie musimy wstawać wcześnie rano, aby dojechać do wydziału na jedne tylko zajęcia, szukać odpowiedniej sali, biegając po korytarzach, oraz nosić plików kserówek. Zamiast tego wstajemy, o której nam się podoba, opatulamy się szczelnie kocem i z kubkiem herbaty siadamy przed komputerem, by odbyć zajęcia – dzisiejsze, wczorajsze, a może nawet jutrzejsze! Bo kiedy wszystko odbywa się elektronicznie, nie musimy wstydzić się pidżamy, podkrążonych oczu ani dziury w skarpecie... E-learning: jak to działa? Sytuacja ta jest oczywiście utopijna. Mimo to, jest pewien cień szansy na to, że część zajęć, na które nie poszliśmy, moglibyśmy odrabiać z pomocą komputera, nic z nich nie tracąc. Ta szansa nazywa się e-learning. Coś, co w Europie, a właściwie już nawet w większości uniwersyteckich miast Polski, jest na wysokim poziomie. Wiele uniwersytetów lub szkół wyższych prowadzi internetową platformę edukacyjną. Polega ona na zamieszczaniu przez wykładowców, na specjalnej stronie, treści zawartych w trakcie zajęć (wykłady, konwersatoria, ćwiczenia), tak aby wszyscy studenci mogli z nich korzystać jako materiałów do nauki. Często pojawiają się tam również testy podsumowujące wiedzę zebraną w jednym takim kursie. Co więcej, na większości uczelni nie jest to po prostu chęć i dobra wola wykładowców, a ich obowiązek, z którego starają się wywiązywać. Dlatego student, któremu z różnych przyczyn nie udało się dotrzeć na zajęcia, może zobaczyć prezentację multimedialną, jaka im towarzyszyła, czasami nawet posłuchać nagranego wykładu (bądź, po prostu, przeczytać jego treść), a ostatecznie wykonać test sprawdzający zrozumienie nadrobionego materiału. Czy to się sprawdza? E-learning jest jednak narzędziem, które ma usprawnić zarówno pracę studenta, jak i wykładowcy. W praktyce nie oznacza to więc,

że student może siedzieć cały semestr w domu i korzystać z elektronicznej wersji zajęć. Oczywiście, zasady studiowania pozostają takie same jak wszędzie – w razie nieobecności ma to jednak pomóc w nadgonieniu materiału, a także przygotowaniu się na następne zajęcia (wykładowcy zamieszczają tam również rzeczy, jakie należy opracować na następne spotkanie). Poza tym, pozostaje kwestia porozumienia się z wykładowcą. „System nauki internetowej polecany jest studentom z tzw. IOS-em, bo nie chodzą na większość zajęć, a potem nie muszą szukać, od kogo wziąć notatki” – mówi Michał, student Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.

poświęconych e-learningowi związanemu z konkretnymi kierunkami. Dotychczas jednak najsprawniej działa platforma międzywydziałowa, do której podpięte są sekcje językowe. Wykładowcy prowadzą tam kursy będące uzupełnieniem zajęć, a także kursy dodatkowe, w tym przygotowujące do egzaminów certyfikujących. Niektóre wydziały zdają się nie wiedzieć o istnieniu takiej możliwości, ponieważ na ich stronach nie ma zupełnie nic. O ile więc Wydziały Etnologii i Nauki o Edukacji oraz Teologiczny radzą sobie całkiem dobrze, dodając cały czas kolejne materiały na stronę, o tyle na Wydziale Nauk Społecznych korzysta z tej formy nauczania tylko Instytut Filozofii, a np. na podstronie Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska nie znajdziecie żadnych materiałów. Wprawdzie pojedynczy wykładowcy z różnych kierunków próbują wprowadzać tę formę pomocy studentowi jako uzupełnienie swoich wykładów, jednak są to nieliczne osoby, a nie edukacyjna rewolucja. Co dalej? Warto zastanowić się nad poszerzeniem zajęć akademickich (a przynajmniej ich części) o taką formę edukacji (czy też po prostu przekazu informacji). Zwłaszcza że działa ona w systemie Uniwersytetu Śląskiego i w zasadzie wystarczyłaby dobra wola i zbiorowa decyzja wykładowców (lub odgórny nakaz) o uruchomieniu e-learningu pełną parą.

Wykładowcy mogą jednocześnie skontrolować, jak sprawdza się formuła zajęć, poprzez ocenę tego, jakie są wyniki testów podsumowujących. Dużym atutem platformy e-learningowej jest oczywiście możliwość powtarzania materiału przed samym egzaminem i zajrzenia do wybranych zajęć czy wykładów w dowolnej chwili. Gdzie to jest? Pojawia się więc pytanie, dlaczego taka platforma nie działa na Uniwersytecie Śląskim? Skoro ma ona same plusy, to może trzeba by się nad tym zastanowić... I tu właśnie pojawia się haczyk – bo taka platforma istnieje już od dawna! Pod adresem http://el2.us.edu.pl możemy znaleźć listę wydziałów z odnośnikami do podstron

Trzeba jednak przyznać, że uruchomienie UŚ TV i konta naszej uczelni na YouTube to dwa wielkie kroki świadczące o tym, że nasza Alma Mater wierzy w misję e-learningu jako metody wspierającej tradycyjną edukację. Oba media (opisywane szerzej na str. 5) służą rozwijaniu uczelnianej e-platformy – zakładka education na YT zawiera wykłady śląskich naukowców, a TV UŚ oferuje materiały e-learningowe przygotowywane wspólnie z Centrum Kształcenia na Odległość UŚ. W dniach 10–11 listopada br. na Wydziale Etnologii i Nauk o Edukacji odbyła się międzynarodowa konferencja naukowa: E-learning – w rozwoju kompetencji naukowych, która miała zachęcić do stosowania metody. Kto wyniósł z niej lekcję? Zobaczymy...

Aktualności

Po przerwie wakacyjnej Śląskie Studenckie Forum Business Centre Club rozpoczyna realizację kolejnych spotkań w ramach projektu „Spotkania z Sukcesem”. SzS to cykl spotkań, na które każdorazowo zaproszona zostaje znana osoba ze świata biznesu, mediów czy też kultury. Gościem listopadowego „Spotkania z Sukcesem” będzie Henryk Orfinger – współwłaściciel oraz Prezes Zarządu Laboratorium Kosmetycznego Dr Irena Eris. Spotkanie odbędzie się 15 listopada 2011

66

02/2011 04/2011

r. o godzinie 17:00 w auli Śląskiej Wyższej Szkoły Zarządzania im. gen. Jerzego Ziętka (skrzyżowanie ulic Wojewódzkiej oraz Francuskiej). Celem projektu „Spotkania z Sukcesem” jest umożliwienie studentom bezpośredniego poznania różnych ścieżek rozwoju kariery zawodowej oraz sposobów osiągania sukcesu. Podczas każdego ze spotkań zaproszeni Goście dzielą się swoją wiedzą, doświadczeniem, przekazując

www.suplement.us.edu.pl

tym samym istotne wskazówki z zakresu swoich działalności. Dzięki praktycznym radom osoby uczestniczące dowiedzą się, jak wyeliminować najczęściej popełniane na starcie błędy, zarazem będą mieli okazję poznać najlepsze, sprawdzone sposoby, jak odnieść sukces i zrealizować wyznaczone przez siebie cele. Spotkania umożliwiają kontakt z Ludźmi Sukcesu. Do tej pory gościliśmy takich Ludzi Sukcesu, jak: Kamil Cebulski, Dariusz Basiński z Kabaretu Mumio oraz zespół Me Myself and I. Więcej informacji o projekcie można znaleźć na stronie internetowej: http://szs.sfbcc.org.pl/. Serdecznie zapraszamy do wzięcia udziału w projekcie!


Kariera

Kamila Stosik

W czasach, gdy co piąty Polak posiada wyższe wykształcenie, a pracodawcy zatrudniają tylko najlepszych, warto zainwestować swój czas w praktyki, które mogą nam pomóc w znalezieniu wymarzonej pracy. Innym sposobem na wyróżnienie się spośród tłumu aplikujących jest przystąpienie do organizacji pozarządowych czy przyłączenie się do akcji wolontariatu. Pomocna dłoń wolontariusza Wolontariat kojarzy się z pomocą osobom starszym lub chorym. Jeżeli odpowiada nam taka praca, to czemu nie? Są jednak również inne projekty, które można wspierać. Jedną z inicjatyw, które warto rozważyć podczas podejmowania praktyk wolontariackich, jest AKADEMIA PRZYSZŁOŚCI Stowarzyszenia WIOSNA. Ma ona na celu wsparcie edukacji dzieci. W zamian za poświęcony czas zyskasz cenne doświadczenie i otrzymasz certyfikat uczestnictwa w praktykach oraz oczywiście wdzięczność podopiecznych. Sami o sobie piszą: „W WIOŚNIE mówimy na nich Super W. Dlaczego? Bo wolontariat w AKADEMII to wyższa szkoła pomagania! Każdy z wolontariuszy AKADEMII PRZYSZŁOŚCI jest osobistym tutorem jednego ucznia AKADEMII. Raz w tygodniu, na indywidualnych zajęciach, pomaga mu w nauce wybranego przedmiotu, z którym dziecko ma największe trudności. Przede wszystkim jednak staje się dla swojego ucznia coachem, przyjacielem, starszym bratem. Podaje dziecku dłoń, by mogło wyjść ze świata porażek, daje poczucie bezpieczeństwa, pomaga uwierzyć w siebie i inspiruje do marzeń”. Inną inicjatywą WIOSNY jest akcja SZLACHETNA PACZKA. Jej wolontariusze mają za zadanie zlokalizowanie ubogich rodzin w swoim regionie, stwierdzenie, czego im brakuje, oraz dostarczenie odpowiednio przygotowanej paczki. Warto polecić także program PROJEKTOR – wolontariat studencki. Organizatorzy zachęcają: „Zasady programu są bardzo proste. Wystarczy mieć pomysł, nieco czasu i szczyptę odwagi (...), wygospodarować 5 dni wolnego i wspólnie z innymi osobami przygotować projekt edukacyjny o dowolnej tematyce. Można (...) zrobić dla dzieci lub młodzieży zajęcia sportowe, artystyczne, przyrodnicze lub jakiekolwiek inne. Wystarczą 4 godziny dziennie na realizację projektu, a pozostały czas wolontariusze spędzają zgodnie z własnymi upodobaniami – odpoczywając, wspinając się po górach czy kąpiąc się w jeziorze. Obecnie ponad 6000 studentów korzysta z przywilejów, jakie daje im udział w programie. Nie ponoszą żadnych kosztów związanych z wyjazdem na projekt. Czeka na nich zakwaterowanie i wyżywienie, zwrot kosztów dojazdu oraz fundusze niezbędne na zakup materiałów potrzebnych do realizacji projektów. PROJEKTOR to same korzyści: doświadczenie, darmowe wakacje połączone z osobistym rozwojem, wykorzystanie swojej wiedzy w praktyce, rozwój

umiejętności interpersonalnych, liderskich, organizacyjnych, związanych z zarządzaniem projektem i pracą w grupie”. A może sport? Jeżeli ktoś nie czuje się na siłach, aby udzielać korepetycji lub organizować zbiórki, może zastanowić się nad wolontariatem sportowym. W październiku ruszył nabór wolontariuszy do projektu WOLONTARIAT MIAST GOSPODARZY EURO 2012. Rekrutacja internetowa potrwa do stycznia, a wolontariusze rozsiani po miastach, w których będą odbywać się mecze, będą mieli za zadanie informować kibiców i turystów o możliwych lokalizacjach imprez towarzyszących, sposobach dojścia na stadiony oraz środkach komunikacji. Warunkiem przystąpienia do

rekrutacji jest ukończenie 18 lat, przed rozpoczęciem projektu, oraz komunikatywna znajomość języka angielskiego. Uważacie, że to za daleko? Jeżeli tak, możecie wziąć udział w naborze do wolontariatu SILESIA MARATHON 2012, który odbędzie się w Katowicach 3 maja. Zainteresowani? Spieszcie się. Liczba miejsc jest ograniczona, a w tym przypadku o przyjęciu decyduje kolejność zgłoszeń. Jeżeli jednak zdecydujecie się na któryś z tych projektów, możecie mieć pewność, że wystawione zaświadczenia ułatwią Wam w przyszłości zdobycie pracy, a co więcej, mogą przynieść dodatkowe punkty podczas ubiegania się o stypendium rektora w przyszłym roku. W kraju, za granicą, na świecie Chcielibyście dowiedzieć się, jak zorganizować wymianę studentów? A może wolelibyście nauczyć się zbierać fundusze lub organizować konferencje? Jeżeli tak, to organizacje studenckie są właśnie dla

Was. AIESEC, AEGEE oraz NZS są organizacjami zrzeszającymi studentów w Polsce, a pierwsze dwie również na świecie, które mają na celu jak najlepsze wykorzystanie czasu studiów. Zarówno AIESEC, jak i AEGEE są organizacjami międzynarodowymi, mającymi na celu międzykulturowe porozumienie studentów w krajach całego świata. Sprzyja temu organizacja praktyk zagranicznych oraz wymian pomiędzy uczelniami z różnych krajów i kontynentów. Studenci pragnący wziąć udział w takiej wymianie sami muszą zaangażować się w jej organizację, co stanowi dodatkowy atut, który można w przyszłości przedstawić potencjalnemu pracodawcy. NZS jest natomiast ogólnopolską organizacją zrzeszającą studentów z wszystkich uczelni. „Niezależne Zrzeszenie Studentów, poprzez swoją aktywność na forum uczelni i kraju, broni praw studenckich, organizuje życie społeczne i kulturalne młodego pokolenia oraz kreuje rozwój organizacji i swoich członków, przygotowując ich do świadomego i czynnego członkostwa w społeczeństwie obywatelskim. NZS jest samorządną i społecznopolityczną organizacją studentów kierujących się w swoich działaniach chrześcijańskim systemem wartości, chęcią uczestnictwa w życiu publicznym swojego Kraju, przyczyniając się do jego demokratyzacji, utrwalania i pogłębiania praw obywatelskich, swobód twórczych, umacniania niezawisłości nauki, kultury i sztuki, działania na rzecz rozwoju moralności publicznej”. Tak piszą sami o sobie na swojej stronie internetowej. NZS powstało w 1980 roku jako odpowiednik Solidarności, obecnie jest niezależną organizacją studencką. Niezależnie od tego, jaką organizację wybierzecie, uzyskacie silne wsparcie ze strony jej obecnych członków. Pamiętajcie jednak, że angażując się w pracę organizacji, zobowiązujecie się podejmować określone działania, a to wymaga czasu. Zastanówcie się, czy i ile jesteście w stanie go poświęcić. Start z własną firmą Studia kiedyś się skończą, a my pójdziemy w świat. Co będziemy robić? Czy praca w korporacji zaspokoi nasze ambicje? Dla tych, którym to raczej nie odpowiada, powstał PROJEKT START. Jest to inicjatywa Politechniki Śląskiej, zorganizowana dzięki funduszom strukturalnym, Narodowej Strategii Spójności programu Kapitał Ludzki oraz środkom Europejskiego Funduszu, w którą zaangażowały się wszystkie śląskie uczelnie. Projekt ma za zadanie ukazać studentom możliwości płynące z założenia własnej działalności gospodarczej. Jak wiadomo, stworzenie firmy, która utrzyma się na rynku, wymaga wiedzy i umiejętności. W związku z tym powstał kurs START, który przeszkoli chętnych w zakresie biznesu. Zajęcia z kursu rozpoczną się na

www.suplement.us.edu.pl

04/2011

7


początku grudnia. Nie zdążyłeś się zarejestrować? Nic straconego. Akcja potrwa do roku 2013, więc przed Wami jeszcze jedna edycja kursu. Jeżeli zdecydujecie się na prowadzenie własnej działalności gospodarczej, możecie liczyć na pomoc AIP. Akademicki Inkubator Przedsiębiorczości ma na celu wspieranie przedsiębiorczości oraz umożliwienie młodym firmom zaistnienie na rynku pracy. Swoją ofertę bardziej szczegółowo przedstawiają na stronie projektu: „Współpraca z AIP umożliwia każdej osobie założenie firmy najniższym kosztem, najszybciej i najłatwiej w Polsce, przy minimalnym ryzyku. Przedsiębiorca nie musi mieć lokalu, grubego portfela i znajomości. Wystarczy dobry pomysł! AIP oferuje szereg atrakcyjnych profitów, aby Twoja firma mogła się dynamicznie rozwijać”. Wolontariat kulturalny Osobom zainteresowanym pracą w sektorze kultury polecamy przede wszystkim program STAŻE W INSTYTUCJACH KULTURY. Program, skierowany do studentów kierunków humanistycznych i związanych z kulturą, a także artystycznych, realizowany jest przez cały rok w edycjach: Wiosennej, Letniej i JesiennoZimowej. Długość staży to od 20 do 40 dni (przy założeniu 8-godzinnego dnia pracy). Celem programu jest przygotowanie nowej, kompetentnej kadry dla instytucji, organizacji i firm działających w sektorze kultury. Podobne praktyki można jednak oczywiście załatwiać sobie także na własną rękę. Warto zainteresować się działającymi w regionie instytucjami kulturalnymi,

charytatywnymi i społecznymi, organizacjami pożytku publicznego i stowarzyszeniami. O swoich praktykach w miejscowym Domu Kultury opowiedziała nam Basia, studentka kulturoznawstwa: „Byłam bardzo zadowolona, ponieważ dali mi się wykazać; mogłam się angażować, np. w projekty strony internetowej czy organizację wystawy. Robiłam to, co umiem i najbardziej lubię, i jeszcze

złapałam kilka ciekawych kontaktów”. Zainteresowanym taką pracą polecamy jednak wolontariat nie tylko w instytucjach kultury, lecz także przy organizacji wydarzeń kulturalnych, szczególnie dużych festiwali, które zawsze potrzebują rąk do pomocy. Opowiada o tym Paweł, student kulturoznawstwa: „Swoje obowiązkowe praktyki studenckie odbyłem w Stowarzyszeniu Inicjatywa, pracując przy Festiwalu Filmów Kultowych w Katowicach. Wolontariuszy-kinomanów powinno

ucieszyć, że w samych Katowicach odbywają się co roku trzy imprezy filmowe: wspomniany Festiwal Filmów Kultowych, Regiofun oraz Ars Independent i na każdej potrzebni są wolontariusze. Oczywiście, taki wolontariat może się wiązać także z bliższą czy dalszą wyprawą, np. do Cieszyna na Kina na Granicy, do Zwierzyńca na Letnią Akademię Filmową, do Bydgoszczy na Camerimage czy do Wrocławia na Nowe Horyzonty lub American Film Festival. Co robi festiwalowy wolontariusz? Może sprzedawać bilety, obsługiwać salę kinową czy punkt informacyjny, redagować gazetę festiwalową, a nawet opiekować się zaproszonymi gośćmi. W zamian za włożoną pracę organizatorzy oferują zazwyczaj pakiet festiwalowych gadżetów, darmowe wejściówki na seanse filmowe oraz wszelkiego rodzaju zaświadczenia czy referencje”. W kolejce do... Jeżeli podczas studiów „studiowanie” nie było jedyną rzeczą, która pochłaniała Wasz czas, może się zdarzyć, że to do Was ustawią się kolejki... pracodawców. Miła perspektywa, prawda? Trzeba pamiętać, że pracodawcy cenią sobie doświadczenie, które nabywamy podczas praktyk, staży czy wolontariatu, jak również to, że potrafiliśmy znaleźć czas na działalność w organizacji studenckiej. Nie bójmy się podejmować inicjatywy, bo to najprawdopodobniej bardzo nam się opłaci. Jeżeli nie teraz, to w przyszłości. Pozostaje mi tylko życzyć Wam owocnej pracy i wielu sukcesów!

Aktualności

Pragniesz zdobywać doświadczenie od pierwszych lat studiów? Szukasz teorii w praktyce? A przede wszystkim chcesz wyróżniać się spośród innych studentów? Jeżeli odpowiedziałeś 3 x TAK – musisz dołączyć do Śląskiego Studenckiego Forum Business Centre Club! Kim jesteśmy? Jesteśmy organizacją studencką, która na terenie województwa śląskiego działa od 2004 roku. Wchodzimy w skład ogólnopolskiej Fundacji Studenckie Forum Business Centre Club działającej na terenie największych miast Polski. W ciągu roku przeprowadzamy wiele projektów o różnorodnej tematyce. Do najważniejszych należą m.in.: „Festiwal Przedsiębiorczości BOSS”, „Przedsiębiorcza Kobieta”, „Inteligencja Finansowa” czy „Spotkania z Sukcesem”. Podczas organizacji każdego z projektów współpracujemy z największymi firmami oraz najlepszymi specjalistami w swojej dziedzinie. Mamy bezpośredni kontakt z prezesami korporacji, z mediami oraz z menagerami. Spotykamy się z ludźmi ze świata biznesu, a przede wszystkim z nimi współpracujemy, dzięki czemu zdobywamy cenne doświadczenie, którego nie zapewni nam żaden wykładowca.

88

02/2011 04/2011

Co z nami osiągniesz? - Uzyskasz doświadczenie w takich obszarach, jak: Fundraising, Prawo, Finanse, Human Resources, Public Relations czy IT. - Przeprowadzając projekty, będziesz współpracował z największymi firmami na terenie Polski. - Biorąc udział w wielu certyfikowanych szkoleniach, spotkaniach, konferencjach obejmujących szeroko rozumianą aktywność przedsiębiorczą, zdobędziesz doświadczenie w trakcie trwania studiów. - Nawiążesz relacje biznesowe z przedsiębiorcami, z całego kraju oraz przedstawicielami Business Centre Club. - Uczestnicząc w przedsięwzięciach przygotowanych przez Business Centre Club, zdobędziesz umiejętności kierowania zespołem, pracy pod presją czasu, radzenia sobie w nieprzewidzianych sytuacjach.

Bezpłatne szkolenia z zarządzania własnym kapitałem Śląskie Studenckie Forum Business Centre Club zaprasza do udziału w projekcie „Inteligencja Finansowa”, który odbędzie się w dniach od 15 do 17 listopada na Uniwersytecie Ekonomicznym i Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Zadaniem projektu jest przedstawienie studentom najefektywniejszych sposobów wykorzystywania własnego kapitału.

Proces rekrutacji składa się z 3 etapów: 1) Przesłanie do 27 listopada CV oraz wypełnionego formularza 2) Rozmowa rekrutacyjna 3) Rozwiązanie Case Study

Podczas szkoleń poprowadzonych przez specjalistów z X-Trade Brokers, AIP, Mamsys, PKO BP, Grupa Gumułka, Zatorski Consulting, uczestnicy otrzymają stotne informacje na temat: - charakterystyki rynków kapitałowych, funkcjoowania systemów transakcyjnych, szansy i ryzyka kryjącego się w aktywnym uczestnictwie na rynku; - jak założyć firmę. Gdzie szukać pomocy. Jak przygotować dobry biznes plan; - podatków, które wykorzystane w odpowiedni, zgodny z prawem sposób mogą pozwolić na efektywniejsze zarządzanie posiadanym kapitałem.

Na zgłoszenia czekamy do 27 listopada!

Zapraszamy do wzięcia udziału w szkoleniach!

Przyłącz się i wykorzystaj swój potencjał! Rozwijaj się razem z grupą młodych i przedsiębiorczych osób, które od początku studiów kształtują swoją ścieżkę zawodową. Aplikacje wraz z wypełnionym formularzem należy wysłać na adres: k.malek@sfbcc.org.pl.

www.suplement.us.edu.pl


Kariera

Ewa M. Walewska, Jarosław Wichura

Mówiąc o praktykach, nie możemy faworyzować tylko tych humanistycznych... Dlatego tym razem prezentujemy sylwetki młodych osób, które w swoich praktykach obrały kierunek: finanse i doradztwo. PwC jest globalną organizacją świadczącą usługi doradcze i jednym z największych pracodawców w Europie – w samej Polsce zatrudnia ponad 1700 pracowników w 6 miastach (Warszawie, Katowicach, Gdańsku, Poznaniu, Krakowie, Wrocławiu). Polskie oddziały zapewniają pełny zakres produktów i usług w trzech pionach usługotwych: audyt, usługi doradcze i doradztwo prawno-podatkowe. PwC rocznie przyjmuje do pracy i na praktyki 200 osób. Jakie doświadczenia niesie z sobą praca w takiej firmie?

Jak ocenia Pani doświadczenie zdobyte podczas praktyk w PwC? Zdecydowanie pozytywnie. Bardzo wiele się nauczyłam, bo jest to praca, która wymaga ciągłego rozwoju i poszerzania wiedzy. Ponadto, to samo zdarzenie gospodarcze może być zupełnie inaczej ujęte w różnych spółkach, dlatego też praca ta bardzo poszerza horyzonty i otwiera umysł na myślenie w szerszych kategoriach. Dodatkowo, poznałam naprawdę świetnych ludzi. Zespół katowicki jest bardzo młody i dynamiczny – atmosfera w pracy jest bardzo przyjemna.

Daria Przybylska, Asystent w Dziale Audytu, absolwentka Akademii Ekonomicznej im. K. Adamieckiego w Katowicach, którą ukończyła w lipcu 2010 r. na specjalizacji: rachunkowość. Co zaważyło na Pani decyzji o podjęciu praktyk właśnie w firmie PwC? Przygodę z audytem rozpoczęłam jeszcze przed podjęciem praktyk w PwC, dlatego wiedziałam, iż jest to właściwy kierunek dla mnie. Jeśli chodzi o sam wybór miejsca praktyk, to głównie zaważyła renoma, jaką cieszy się PwC, oraz opinie znajomych z uczelni i branży. Przyznam, że był to dobry wybór. Już drugi rok pracuję w PwC, obecnie jako asystent. Jakie są Pani obowiązki w ramach tych praktyk? W ramach praktyk w audycie wykonuje się mniej skomplikowane zadania związane już z samym badaniem końcoworocznego sprawozdania finansowego. Podczas praktyk odpowiedzialna byłam za uzgadnianie danych finansowych do dokumentów źródłowych, wykonywanie testów pod kątem zwiększeń środków trwałych, analizę rozrachunków – kształtowania się ich salda w powiązaniu z obszarem zakupów czy sprzedaży. Generalnie, podczas praktyk uczestniczy się już w samym badaniu, które ma miejsce u klienta, i w procesie zamknięcia tego badania, czyli ostatecznego sprawdzenia sprawozdania finansowego, pomocy w przygotowaniu raportu z badania. Jaki jest godzinowy wymiar praktyk i na jakich zasadach one się odbywają? Praktyki odbywają się w tzw. busy season – czyli okresie od listopada/grudnia do marca. W związku z tym, że większość spółek kończy rok finansowy zgodnie z rokiem kalendarzowym, badania przeprowadzane są w większości w okresie od stycznia do marca i wtedy też potrzebne jest wsparcie praktykantów. Pracy w sezonie jest naprawdę dużo, dlatego często audyt pracuje w tym okresie w nadgodzinach, a z kolei poza sezonem jako jedyny dział w firmie ma krótsze godziny pracy. Od praktykantów – jako będących w firmie na krótszy czas – nie jest wymagana praca w systemie nadgodzin. Praktyki odbywa się poprzez zatrudnienie na umowę zlecenie, płatne od godziny. Po zakończeniu praktyk (około kwietnia) i pozytywnej ocenie proponowana jest praca na umowę o pracę, którą można podjąć od września. Jest to duży plus, bo można zrobić sobie długie wakacje, mając już pracę w kieszeni. Idealne rozwiązanie dla studentów ostatniego roku.

wiedzy i rozwoju. Nie stwarza to specjalnych problemów w pracy, ale od czasu do czasu warto zajrzeć czy to do Ustawy o rachunkowości, czy MSRów, by odświeżyć wiedzę i sprawdzić, czy nadal jest aktualna. Dla mnie rachunkowość zawsze była ciekawą dziedziną, dlatego z chęcią poznaję zmiany w niej zachodzące. Co do prawa podatkowego i finansowego – tu możemy liczyć na wsparcie naszych innych działów: podatkowego czy technicznego, które w razie wątpliwości zawsze poratują odpowiednią interpretacją.

Proszę opowiedzieć, jak w zasadzie powinno wyglądać rzetelnie przeprowadzone badanie sprawozdania finansowego? Jakimi kryteriami (metodologią) należy się w tym kierować? Przede wszystkim badanie powinno zostać przeprowadzone z myślą, jaki jest jego cel, a celem jest nie tylko – jak mówi ustawa – wydanie opinii o sprawozdaniu finansowym, a przede wszystkim zrozumienie biznesu klienta, jego przedsiębiorstwa jako organizacji ludzi, zasobów majątkowych i niematerialnych, źródeł finansowania, typowych transakcji i sprawdzenie, czy biznes ten i działalność z nim związana zostały prawidłowo odzwierciedlone za pomocą liczb w sprawozdaniu finansowym. Rzetelnie przeprowadzone badanie musi być dobrze zaplanowane, dlatego też tak ważne jest zrozumienie działalności klienta i identyfikacja ryzyka, które wiąże się z jego działalnością. A gdy już to zrobimy, to należy odpowiednio dobrać procedury i ruszyć na badanie do klienta. Więcej szczegółów nie będę zdradzać, w końcu musi pozostać pewien rąbek tajemnicy, by mogli ją odkryć nasi przyszli praktykanci.

Jakie ma Pani plany na zawodową przyszłość? Chciałaby Pani realizować się w tej branży czy bierze pod uwagę także inne możliwości? Jakie? To już mój 3. rok w audycie i na razie planuję tu pozostać. Rozpoczęłam ścieżkę zdobywania uprawnień biegłego rewidenta, dlatego mam nadzieję związać się z branżą audytową na dłużej. Nie wykluczam, iż w przyszłości mogę zmienić branżę, jednak na pewno będzie to branża związana z finansami – kto wie, może controlling. Komu poleciłaby Pani praktyki w firmie z tej branży? Na pewno osobom, które lubią wyzwania oraz potrafią i lubią analizować, szukać związków pomiędzy różnymi zdarzeniami. Liczby przedstawione w sprawozdaniu finansowym, które badamy, są wynikiem wielu różnych transakcji uzależnionych

Jak radzi sobie Pani z problemem zmieniającego się polskiego prawa podatkowego/rachunkowego/ finansowego, które jest – jak przypuszczam – podstawą Pani pracy? Podstawą pracy audytora jest zdecydowanie prawo bilansowe – czy to polskie, czy międzynarodowe. Polskie prawo bilansowe nie rozwija się tak prężnie jak międzynarodowe, przez co też w ostatnim czasie nie zaszły żadne istotne zmiany. Niemniej jednak fakt, iż rachunkowość ciągle się rozwija, a wraz z nią prawodawstwo, dopinguje do ciągłego poszerzania

www.suplement.us.edu.pl

04/2011

9


od szeroko pojętego otoczenia przedsiębiorstwa, jak też jego wnętrza. Jeśli ktoś chciałby zrozumieć, jak funkcjonuje dane przedsiębiorstwo samo w sobie i w otoczeniu konkurencyjnym oraz jak to przekłada się na obraz jego sytuacji majątkowej i finansowej to myślę, że audyt jest miejscem dla niego.

Wojciech Lach, Asystent w Dziale Doradztwa Biznesowego, absolwent Akademii GórniczoHutniczej w Krakowie, skończył studia z zakresu zarządzania w specjalizacji finansów. Co zaważyło na Pana decyzji o podjęciu praktyk właśnie w firmie PwC? Wpływ na podjęcie praktyk w PwC miał przede wszystkim profil firmy – praca w firmie doradczej ze względu na mnogość i różnorodność projektów pozwala zdobyć szeroką i specjalistyczną wiedzę w wielu obszarach w krótkim czasie. Z tego powodu pracownicy firm doradczych są tak bardzo cenieni na rynku pracy. Jakie były Pana obowiązki w ramach tych praktyk? Do moich głównych obowiązków należało bieżące wsparcie zespołu w projektach doradztwa transakcyjnego oraz inwestycyjnego. Tworzyłem analizy rynku, „prasówki” dotyczące konkretnych spółek, proste wyceny oraz współtworzyłem raporty. Jaki jest godzinowy wymiar praktyk i na jakich zasadach się odbywają? Praktykanci są traktowani na podobnych zasadach jak pozostali pracownicy firmy, praca trwa po 8 godzin dziennie od poniedziałku do piątku. Godziny pracy można ustalić z przełożonym, tak aby nie kolidowały z innymi zajęciami na uczelni czy kursem językowym. Praktykanci otrzymują wynagrodzenie na warunkach rynkowych, które stanowi przyjemny

Kariera

„dodatek” do zdobywanej w PwC wiedzy. Co do doradztwa biznesowego – komu Pan doradza? Czy osobom indywidualnym, czy spółkom prawa handlowego? Do klientów biura katowickiego PwC należą przede wszystkim spółki prawa handlowego, a wśród nich największe grono stanowią spółki z branży górniczej oraz sektorów z nią powiązanych. Czy w czasach globalnego kryzysu podmioty sięgają po doradztwo finansowe częściej czy rzadziej niż przed nim? Niskie wyceny spółek giełdowych powodują, że na rynku jest wielu zainteresowanych ich zakupem, co wiąże się z popytem na usługi doradcze. Jak ocenia Pan doświadczenie zdobyte podczas praktyk w PwC? Doświadczenie to z pewnością przyda mi się w dalszej karierze – wiedza branżowa i podejście do rozwiązywania problemów są wysoko cenione przez pozostałych pracodawców. Jakie ma Pan plany na zawodową przyszłość? Chciałby Pan realizować się w tej branży czy bierze pod uwagę także inne możliwości? Jakie? Z pewnością chciałbym pracować w branży doradczej, przynajmniej przez kilka lat, aby nabrać jeszcze większego doświadczenia. Dopiero wtedy rozważałbym przejście do biznesu i pracę w działach operacyjnych.

Katarzyna Kwiecień

Praktyki to coś, przez co każdy z nas musi prędzej czy później przejść. Te, na które z początku sama trafiłam, nie były ani męczące, ani wymagające. Ktoś mógłby powiedzieć – ideał! Można je szybko odrobić i mieć spokój, ale...

telefonach nabrałam wprawy. W przyszłości raczej nie będę już mieć problemów ze strachem czy zawstydzeniem w podobnych sytuacjach, ponieważ wyrobiłam już w sobie pewną otwartość i łatwość w tego typu kontaktach.

...to raczej strata czasu. Najczęściej bowiem nie nauczymy się na nich niczego nowego ani tym bardziej przydatnego w przyszłym życiu zawodowym. Może jednak zacznę od samego początku. Studia pierwszego stopnia odbyłam na kulturoznawstwie. Praktyki, które odbywałam w galeriach sztuki, polegały głównie na rozklejaniu plakatów w mieście, porządkowaniu magazynu z katalogami wystaw lub robieniu zakupów przed wernisażami. W dodatku „pracodawcy” nie wymagali nigdy ode mnie, żebym wyrabiała ustaloną normę godzinową. Nie było to więc ani trudne, ani uciążliwe, ale... nie było też w żaden sposób satysfakcjonujące. Wielu moich znajomych ma podobne wspomnienia ze swoich praktyk, zwłaszcza jeśli studiują na kierunkach humanistycznych.

Co jeszcze mogę powiedzieć? Nie czuję się wykorzystywana, wręcz przeciwnie: widzę, że ktoś docenia moje zdolności i pozwala je rozwijać. Duże znaczenie ma także to, że pracuję z młodymi i ciekawymi ludźmi, w bardzo sympatycznej atmosferze, co dodatkowo pozytywnie mnie nastraja. Takie praktyki wymagają jednak pewnego poświęcenia – musisz się starać, przeznaczać na to sporo czasu i pilnować podjętych zobowiązań. W dodatku wszystko trzeba pogodzić z uczelnią i jakoś znieść fakt, że pracuje się za darmo. Ale każdy praktykant, który sprawdzi się w czasie tych kilku miesięcy, ma szansę w przyszłości zostać stałym pracownikiem, gdyż firma jest młoda i wciąż się rozszerza. Myślę, że ważne jest także, by mieć już z początku szansę przekonać się, w czym jest się dobrym, w czym kto się spełnia, kogo co bawi, a czego w przyszłości nie chciałoby się jednak robić. No i oczywiście jest się czym pochwalić w CV.

Niedawno odkryłam, że to nie musi tak wyglądać. Kilka miesięcy temu koleżanka z roku spytała, czy nie chciałabym spróbować trzymiesięcznych praktyk – oczywiście bezpłatnych – w redakcji portalu internetowego. W zamian za swoją pracę miałabym otrzymać na koniec referencje, zaświadczenie i zwrot kosztów podróży (3,50 zł za dzień). Z ciekawości postanowiłam wysłać swoje CV, zwłaszcza że obecnie plan studiów pozwala mi na zajęcie się czymś dodatkowym przez pełne dwa wolne dni w tygodniu. Już następnego dnia pracowniczka portalu zadzwoniła z prośbą, żebym napisała notatkę na podany temat; na jej podstawie zostałam przyjęta. Nowe praktyki okazały się dużym wyzwaniem. Wspomniany portal internetowy jest przeznaczony dla

1010

02/2011 04/2011

ludzi związanych ze szkoleniami i rozwojem osobistym. Ja, ku mojej radości, trafiłam do działu Public Relations. Od razu musiałam podpisać umowę, w której zobowiązałam się do spędzenia na praktykach aż dwudziestu godzin tygodniowo. Warunki są jednak bardzo elastyczne – część pracy można robić w domu, a do biura przyjeżdżać, gdy pozwala na to plan studiów. Na czas sesji można też zawiesić praktykę i odrobić ją później. Zdziwiło mnie, że już pierwszego dnia w redakcji dostałam dość trudne i odpowiedzialne zadania. Cała koncepcja tych praktyk polega na tym, że praktykant od początku jest traktowany i rozliczany z obowiązków jak każdy pracownik. Jedyne ułatwienie to przydział osoby koordynującej jego pracę, merytorycznego opiekuna. Wyznaczone mi zadania okazały się całkiem ciekawe i twórcze: piszę newsy publikowane na portalu, układam pytania do wywiadów, zajmuję się niewielkimi patronatami medialnymi, recenzuję książki związane z rozwojem i szkoleniami lub organizuję małe konkursy dla użytkowników portalu. Jednym słowem: naprawdę działam, a nie segreguję starych papierów. Co prawda, gdy pierwszy raz miałam odbyć rozmowę z nieznaną mi osobą w sprawie patronatu medialnego, czułam, że zżera mnie stres, ale już po kilku takich

www.suplement.us.edu.pl

Dzisiaj zdecydowanie już radzę znajomym, żeby poszukali propozycji praktyk ciekawych i wymagających zamiast takich, które traktują studenta na zasadzie „przynieś/podaj/pozamiataj” czy „nie zawracaj głowy”. Wartych zainteresowania praktyk warto szukać także w Internecie, szczególnie że wyrastające jak grzyby po deszczu nowe portale wciąż szukają ludzi do pracy na zasadach non-profit. To, że podjęliśmy inicjatywę, sprawdziliśmy się i ktoś nas zapamiętał, istotnie zwiększa nasze szanse na znalezienie ciekawej pracy. Przestajemy być bowiem wtedy tylko kolejnym z setek prawie pustych CV zalewających komuś pocztę...


Z podróży

Anna Baron, Natalia Podbielska ogniskami oraz popcornem i lodami truskawkowymi pochłanianymi w niezliczonych ilościach.

Z końcem roku każdy z nas powoli myśli, jak tu przetrwać zimę i wytrzymać kolejne zimne miesiące dzielące nas od wakacji. Z początkiem wiosny myślimy już o wakacjach ze zdwojoną mocą. Niektórzy planują wyjazdy na ostatnią chwilę, inni rezerwują sobie terminy wiele miesięcy wcześniej. Jeśli chcielibyście spędzić 3 miesiące w USA, popracować, podszkolić język i przeżyć podróż życia, to informujemy: rekrutacja już ruszyła! Ania: Słowem wstępu

Czas studiów to nie tylko okres, w którym zgłębiamy tajniki wiedzy akademickiej. To również czas trzymiesięcznych wakacji, a co za tym idzie, możliwości odbywania dalekich podróży lub podejmowania wakacyjnej pracy. A gdyby tak

połączyć obie te rzeczy? Właśnie taki cel przyświeca programowi studenckiej wymiany kulturowej Camp Leaders – wakacje w USA. O programie opowiadamy z własnego doświadczenia i pod wpływem wakacyjnych przeżyć...

Natalia: Od strony organizacyjnej

Z początku można się przerazić liczbą rzeczy do załatwienia. Szkolenia, targi pracy, rozmowa wizowa – wszystko to może przyprawić o zawrót głowy. Ale w praktyce nie jest wcale tak źle. Na samym początku aplikujący muszą wypełnić coś w rodzaju osobistego profilu na stronie Camp Leaders. Im więcej wpiszecie informacji o sobie i im wcześniejszą zaznaczycie datę możliwego wylotu, tym więcej pracodawców widzi wasz formularz. Wśród wymaganych w aplikacji dokumentów znajdują się: zaświadczenie o statusie studenta, zaświadczenie o niekaralności oraz formularz medyczny. Do aplikacji należy dołączyć także krótki filmik o sobie. Powiecie: „O matko, po co to komu?”. Zareagowałam w taki sam sposób! Ale trzeba zrozumieć, że to ma być prawdziwa, pełnowymiarowa i wymagająca pewnych umiejętności oraz cech charakteru praca. Pracodawca chce więc usłyszeć (nie tylko zobaczyć na e-papierze) Wasz angielski, a także poczuć Waszą charyzmę, ocenić osobowość. Po przygotowaniu dokumentów pozostaje już tylko czekać na zatrudnienie. W międzyczasie biuro organizuje targi pracy, gdzie również możecie znaleźć pracodawcę, gdyż dyrektorzy campów przyjeżdżają do Polski. Tak było w naszym przypadku. Warto pojechać i nie zrażać się, że do lutego nikt się Wami nie zainteresował. Około kwietnia Camp Leaders wysyła grupy osób na spotkania w konsulacie. Rozmowa z konsulem jest przyjemna i właściwie ma charakter pro forma. Każde spotkanie aplikantów to dobra okazja do zawarcia pierwszych znajomości z

osobami, które tak jak Wy wybierają się na podbój USA. W czerwcu, kiedy już siedzi się w samolocie lecącym do NYC, nie wierząc, że dzieje się to naprawdę, większości towarzyszy radość przemieszana z lekkim strachem. Po przyjeździe na miejsce zupełnie normalną reakcją jest dezorientacja. Ale potem wstaje nowy dzień, okazuje się, że wszyscy są przyjaźni i zależy im, byście spędzili świetne wakacje. Mija kolejny dzień i przydzielony Wam drewniany domek zostaje oswojony. Mija miesiąc i koledzy z campu stają się bliscy jak członkowie rodziny. Przyzwyczajacie się do języka (okraszonego akcentami z całego świata), międzynarodowego towarzystwa, angielsko-amerykańskiego menu czy widoku skunksów, szarych – innych niż europejskie rudzielce – wiewiórek, szopów praczy i słodkich chipmunks biegających wszędzie wokół. Ania: Klimat i czas wolny Przebywanie na młodzieżowym campie pozwala oderwać się od rzeczywistości, spędzając czas na imprezach, często takich jak np. Noc Zombi, biorąc udział w grupowych zabawach, ślizgając się po mokrych matach czy rzucając w tarczę, której trafienie gwarantuje wrzucenie koleżanki do wody. Pozwala także spełnić odwieczne marzenie ludzi dorosłych, jakim jest powrót do beztroskich zabaw dziecięcych lat w formie – uwielbianych przez większość – kolonii. Te wakacje to również czas zwiedzania Nowej Anglii, odkrywania kultury amerykańskiej oraz kultur innych krajów. Na Chinquece pracowali ludzie

Natalia: Praca i przyjemności Jaką wykonywałyśmy pracę? Razem z Anią miałyśmy akurat przyjemność pracować na stanowisku – czas pracy góra 8h dziennie, niby od 7:00 do 19:00, ale w trakcie miałyśmy około 4h/5h przerwy. W świetnym towarzystwie, przy akompaniamencie radia i pląsach wokół stołu nawet nie odczuwało się, kiedy czas uciekał. A wieczorami odbywały się szalone amerykańskie imprezy. Tak, dokładnie takie, jakie znamy z filmów – z czerwonymi plastikowymi kubeczkami, beczkami piwa i pijackimi grami. Dodatkowo jeden dzień w tygodniu był dniem wolnym. Nasza środowa ekipa starała się zawsze gdzieś wyjechać poza teren campu – czy to wycieczka do Bostonu, na Rhode Island czy do Salem. Jakie rozrywki oferował pracownikom Camp Awosting? Przede wszystkim możliwość

korzystania z obiektów sportowych, a były to m.in.: gokarty, tenis, minigolf, łódki czy trampoliny. Można było również brać udział we wszystkich zabawach, które są przygotowywane z myślą o amerykańskich uczestnikach kolonii. Inwazja kosmitów? Była. Gorączka złota? Zaliczona. Noc Zombi? Zainfekowana. Żałujemy, że kolonie naszego dzieciństwa nie wyglądały w taki sposób. Amerykanie nawet ze zwykłego dnia sportu potrafią zrobić wielkie wydarzenie.

Ania: Podróże

reprezentujący wszystkie kontynenty – były osoby z krajów Europy, RPA, Chin, Meksyku, Australii czy Nowej Zelandii. Ta niezwykła różnorodność pozwoliła nam na zawiązanie nietypowych przyjaźni i wyciągnięcie ciekawych wniosków dotyczących stylu i sposobu życia studentów z różnych stron świata. Przyznam się, że na początku wyjazdu nie spodziewałam się spotkać tak dużej grupy ciepłych, sympatycznych i otwartych ludzi, dzięki którym zabawa dominowała nad pracą. Mój camp – – kojarzy mi się z wielobarwną karuzelą, wypełnioną tańcem, muzyką, śpiewem i wiecznym śmiechem. Pachnie wieczornymi

Podróże, na które przychodzi czas już po zakończeniu pracy na campie, to istna wisienka na torcie tych wakacji. Kierunek zwiedzania można obrać według własnego gustu – wiza i paszport biometryczny pozwalają na odwiedzenie nie tylko wybranych części USA, lecz także na wyjazd do Kanady czy na południe w kierunku Wysp Karaibskich. Za zarobione pieniądze można przeżyć niesamowitą przygodę w kraju, który dla wielu osób wydaje się nieosiągalny, a tak naprawdę jest na wyciągnięcie ręki. Pieniądze, które trzeba było najpierw wyłożyć, by móc wziąć udział w projekcie, zwracają się z nawiązką, dzięki czemu po okresie pracy można oddać się słodkiej turystyce.

Natalia: Co zyskałam?

Każdemu, kogo spotkam, mówię, że taki wyjazd to naprawdę świetna okazja, by zwiedzić i po prostu pożyć sobie w Stanach Zjednoczonych. Poza tym, że zobaczyłam kawałek tego pięknego kraju, poznałam fantastycznych ludzi praktycznie z całego świata, poćwiczyłam mój angielski, no i oczywiście trochę zarobiłam. Czy pojechałabym tam z Camp Leaders jeszcze raz? Zdecydowanie tak. Jestem zadowolona ze świetnej organizacji i troski o uczestnika, dlatego też śmiało polecam ten program studentom.

www.suplement.us.edu.pl

04/2011

11


Miasto

Anna Hora

Design to dziś (obok dyskursu) jedno z najpopularniejszych słów. Designerskie stara się być wszystko: od Idealnego Modelu Macbooka po kluski śląskie. I dobrze. Oto nastał czas zmian. Zmian w postrzeganiu tego, co nas otacza. Odbywający się w październiku Łódź Design Festival to największe tego typu przedsięwzięcie w Polsce, które na przestrzeni czterech ostatnich lat przeistoczyło się z lokalnej imprezy w najważniejsze wydarzenie poświęcone wzornictwu przemysłowemu w kraju. Owa ewolucja nie jest przypadkowa – jak mówi idea opisana we wstępie, właśnie teraz Polskę ogarnął trend, moda na upiększanie miejsc i przestrzeni życia codziennego. Wreszcie zaczęliśmy przykładać większą wagę do wystroju biura, klubu, kuchni czy elementów zdobiących nasze podwórko lub deptak. Coś pękło, coś się zmieniło. Nasze opóźnienie względem Wielkiego i Wspaniałego Zachodu coraz bardziej się zmniejsza. Polski rynek powoli dojrzewa, a dzieje się tak, ponieważ konsument jest coraz bardziej świadomym odbiorcą, a i nasze społeczeństwo bogaci się. Ponadto, przybywa osób, które zajmują się wzornictwem przemysłowym i zarazem promują tę sztukę. Jak określili organizatorzy, tegoroczna myśl przewodnia Łódź Design Festival miała właśnie „podkreślać przemiany zachodzące w otaczającym nas świecie, a zatem i w myśleniu o projektowaniu”. Pierwsza szkoła wzornictwa w Polsce, czyli Wydział Form Przemysłowych przy ASP w Krakowie, powstała w 1963 roku. Dziś podobne wydziały znajdują się na wielu akademiach, także tej w Katowicach. Ciężko jednak jednoznacznie stwierdzić, co miało największy wpływ na rozwój designu w stolicy Górnego Śląska. Czy ASP, której wychowankowie postanowili działać lokalnie, czy powstanie Ronda Sztuki promującego „to, co dobre”, czy konkurs produktów i projektów Śląska Rzecz czy też zastrzyk energii (i pieniędzy) w postaci rywalizacji Katowic o miano Europejskiej Stolicy Kultury? Tak czy inaczej – zaczęło się. I niech trwa. Ku chwale regionu!

warsztatów i Ronnie Deelenem (odpowiedzialnym za murale na podwórku Mariackiej 5) postanowili odnowić za pomocą prostych, a zarazem efektownych środków. Jak mówią o podwórzu przy Mariackiej 3 twórcy: „pomysł opiera się na lustrach odbijających poszczególne fragmenty przestrzeni. Na lustrach namalowane są postacie, które, jeśli ustawimy się w określonym punkcie, pojawiają się w przestrzeni: bawiące się dzieci, mama zrzucająca z okna synkowi śniadania, ktoś czyszczący dywan. Zmieniając pozycję, każdy może zobaczyć postać w innym kontekście. Konstrukcje mocujące lustra pełnią również funkcję siedzisk czy donic na kwiaty”. Dokładny opis nowych przestrzeni można znaleźć pod adresem: www.projektpodworko. blogspot.com. Na rondzie im. Generała Ziętka i przy wspomnianej już ulicy Mariackiej zostały ulokowane siedziska „SŁODKIE KATO”, zaprojektowane w ramach akcji TAKK! przez Matyldę Sałajewską, która znaczną część swoich działań wpisuje w tkankę miejską. Autorka postanowiła nieco „osłodzić” wygląd miasta, rozstawiając outdoorowe obiekty, które kształtem i kolorem przypominają cukierki. Są także neony ESK – miejskie serduszka, które wiszą na wielu latarniach w centrum. Warto także zwrócić uwagę na bardzo proste pomysły, takie jak minimalistyczny wystrój KATObaru (ul. Mariacka 13) wykonany z płyt OSB.

Dziś, przechodząc przez Katowice, można napotkać wiele przykładów doskonale zaprojektowanych obiektów, osadzonych w strefach życia codziennego mieszkańców. Jedyne, co musimy zrobić, to zrozumieć, że coś, co wydaje się tylko krzesłem, jest w rzeczywistości świetnym przykładem sztuki użytkowej. Czyli sztuki.

Reasumując, miasto się zmienia. Dzięki ławkom Jerzego Jurkowskiego, świecącym siedziskom Sokki, warsztatom Food Designu (prowadzi je Patrycja Walter, właścicielka bistra Cyferblat, która postanowiła wprowadzić na śląską ziemię nową jakość jedzenia) i wielu, wielu innym. Co prawda, część projektów już nie istnieje, jak np. rewelacyjne ręce podtrzymujące Superjednostkę, autorstwa Matyldy Sałajewskiej, w ramach ogromnego miejskiego projektu „Skin” czy Oddychający Budynek, będący wspólną realizacją z niemieckim architektem Janem Koerbesem, który drażnił swoim dźwiękiem (ludzki oddech) panie ze sklepu mięsnego.

Nie sposób wymienić wszystkiego, ale warto zwrócić uwagę chociaż na część z nich. I tak, w okolicach ulicy Mariackiej kryją się cztery zrewitalizowane podwórka, które grupa Wzorro przy współpracy z USIN-e oraz z uczestnikami

Mimo wszystko jednak wielu artystów działa na katowickich ulicach twórczo – jest szansa, że pozostawi to w umysłach mieszkańców coraz trwalsze ślady akceptacji i zainteresowania sztuką użytkową i wywoła ewolucję w ich myśleniu.

1212

02/2011 04/2011

www.suplement.us.edu.pl


Miasto

Agata Stronciwilk

Podjęcie tematu architektury okresu PRL-u na terenie Górnego Śląska, a w szczególności Katowic, jest konieczne. Nie ulega wątpliwości, że stosunek mieszkańców do niej jest w dużej mierze negatywny. Zła ocena tej architektury łączy się ze złą oceną czasów, w których była tworzona, ze skojarzeniem jej z nudą i szarością PRL-u. Zapomina się jednak, że w czasach tych powstawały także ciekawe, niepowtarzalne obiekty, zasługujące na obiektywną ocenę swojej funkcjonalności i formy niezależnie od konotacji politycznych i ideologicznych. Niestety, współcześnie mało kto uznaje za zasadne chronić architekturę powojenną. Nie jest to związane z odległością czasową, lecz z faktem, iż architektura ta jest negatywnie naznaczona wspomnieniami społeczeństwa, a przez to nie jest uznawana za wartą zachowania. Powoli rodząca się refleksja teoretyczna pokazuje, że powinno być zupełnie inaczej. Historycy sztuki i architektury nie mają wątpliwości, iż architektura okresu PRL-u jest historyczna. To znaczy, że stanowi pewien zamknięty już rozdział historii, w związku z czym może stać się przedmiotem ich badań. W refleksji nad przeszłością, teraźniejszością i przyszłością powstałych ówcześnie obiektów towarzyszył mi Jurand Jarecki – architekt, który w omawianym okresie współtworzył oblicze Katowic. Różne imiona Potocznie całokształt architektury powojennej, aż do roku 1989, zwany jest architekturą PRL-u lub też architekturą komunistyczną. Nazwy te nie uwzględniają jednak złożoności powojennej sytuacji w architekturze oraz dynamiki przemian architektonicznych, które miały miejsce w tym czasie. Okres 1945–1989 nie był jednolity stylistycznie, dlatego w jego obrębie niezbędne jest wprowadzenie dodatkowej periodyzacji. Należy pamiętać, że nie istnieje coś takiego jak „architektura PRL-u” jako jednolity styl – można mówić o „architekturze okresu PRL-u”, co określa po prostu pewne ramy czasowe. Kolejnym popularnym określeniem jest socrealizm – jest ono jednak właściwe odnośnie do architektury tylko w przypadku, gdy mówimy o bardzo krótkim okresie między 1950–56 rokiem, kiedy rzeczywiście w wielu miastach budowano zgodnie z doktryną socrealizmu. Socrealizm W początkowym

okresie

powojennym

przez

krótki czas trwała jeszcze tradycja modernistyczna (wywodząca się od Le Corbusiera). Architekci opowiedzieli się za funkcjonalizmem z czasów Grażyńskiego. Jednak modernizm został szybko porzucony jako kosmopolityczny i związany z

a nawet w stosunku do postępowej architektury 20-lecia międzywojennego. Istniejący do dziś obiekt będący czystym przykładem socrealizmu znajduje się na terenie Zagłębia Dąbrowskiego – jest to Pałac Kultury Zagłębia w Dąbrowie Górniczej (projekt: Zbigniew Rzepecki). Do najczęściej wymienianych przykładów z terenów Górnego Śląska należy budynek Pałacu Młodzieży w Katowicach (Julian Duchowicz, Zygmunt Majerski) oraz gmach Związków Zawodowych w Katowicach (Henryk Buszko, Aleksander Franta, Jerzy Gottfried). W budownictwie mieszkaniowym czystym przykładem realizacji socrealizmu jest osiedle „A” w Tychach (Tadeusz Teodorowicz-Todorowski). Jak zauważa Andrzej Basista, „po okresie stalinizmu architektura socrealizmu została potępiona”, jednak z perspektywy czasu ocenia się ją o wiele łagodniej. Bez wątpienia, sam poziom realizacji był lepszy niż w późniejszym okresie. Niektóre obiekty zostały wpisane w rejestr zabytków – jak krakowska Nowa Huta, która jest obecnie traktowana jako atrakcja turystyczna.

ideologią kapitalistyczną. Lata 1950–56 stanowiły krótki, aczkolwiek znaczący epizod w historii realnego socjalizmu. Jako pewna tendencja w architekturze posiadał on pewne wyznaczniki stylistyczne. Naczelnym hasłem tworzenia nowej architektury było definiowanie jej jako „socjalistycznej w treści i narodowej w formie”. W ten sposób architektura została wciągnięta w służbę ideologii socjalistycznej, która miała określać jej formę. Jak zauważa dr hab. Irma Kozina, punktem wyjścia w opisywanym okresie był „klasycyzm, preferujący symetrię i zrytmizowanie”. Monumentalizm tych obiektów miał być środkiem wyrażenia potęgi ówczesnej władzy. Tak zwana „attyka polska” stała się elementem, który miał podkreślać narodowy charakter obiektu. Bez wątpienia można stwierdzić, iż klasycyzujący socrealizm był pewnym krokiem wstecz w stosunku do kierunków rozwoju w innych krajach Europy,

Koszmar wielkiej płyty Po okresie stalinizmu, lata 1956–60 cechowały się dość dużą swobodą twórczą, jednak wkrótce miał nastąpić upadek... Źródłem destrukcji architektury tego okresu było zjawisko tzw. typizacji. Stała się ona jednym z naczelnych haseł reżimu i eliminowania jakiejkolwiek artystycznej inicjatywy. Z hasłem „typizacji” łączyła się także „prefabrykacja”, czyli wykorzystywanie gotowych elementów. Wraz z tak postępującą schematyzacją pojawiła się idea budowania z wielkiej płyty. To właśnie ten typ zabudowy mieszkalnej często mamy na myśli, gdy mówimy potocznie o architekturze PRL-u. „Wielka płyta” zniszczyła oblicza naszych miast, wprowadzając w nie monotonię, nudę i szarość. Największe natężenie stosowania tej technologii przypada na lata 70. Wielka płyta miała być odpowiedzią na niezaspokojony głód mieszkań, jednak okazała się porażką głównie z powodu tragicznej jakości wykonania. Jak zauważa Jurand Jarecki, były to czasy, w których dominował „nakazowy system, który powodował, że architekt był skrępowany, nie mógł robić tego, co chciał, tylko to, co trzeba było robić”. Dodaje: „Udawało się nam czasem coś prześlizgnąć, jakiś mały element.

www.suplement.us.edu.pl

04/2011

13


Jakiś pojedynczy obiekt robiło się osobno, jeszcze tradycyjnymi metodami. Potem, kiedy nastała epoka wielkiej płyty, to już prawie wszystko było na jedno kopyto. Z takiego opracowania wzorcowego wybierało się tylko segmenty i budowało te budynki. W Polsce mieliśmy ogromne osiągnięcia, jeśli chodzi o ilość – było nawet do 200 tys. mieszkań rocznie budowanych, ale ich jakość była podła”. W latach 60. naczelnym hasłem w budownictwie mieszkaniowym stała się „oszczędność”. Przekleństwem ówczesnej architektury był brak materiałów oraz kiepska jakość wykonawstwa – widoczne to jest na przykładzie opisu osiedla w Szczecinie z 1961 roku, który powstał kilkanaście miesięcy od ukończenia budowy: „Sufity i ściany są popękane. Tynki odpadają. Klepki parkietu można bez trudu wyjmować. Wypadają kontakty ze ścian (...) ruszają się źle zamocowane kaloryfery i zlewozmywaki (...) prawie wszystkie drzwi w mieszkaniach nie domykają się porządnie”. Największym dramatem związanym z tą architekturą jest jednak anonimowość, którą generowała. Andrzej Basista dzieli ją na: anonimowość mieszkań w budynku, anonimowość budynków na osiedlu oraz anonimowość osiedli w mieście. A wszystko to miało negatywne skutki na różnych poziomach: od psychicznego poczucia dyskomfortu jednostki aż po destrukcję relacji społecznych. Osiedla wznoszone w tym czasie są praktycznie identyczne w całej Polsce. Toporność i nuda betonowych ścian, monotonia krajobrazu, schematyzm – wszystko to spowodowało uzasadnioną nienawiść do architektury, która została określona przez Jerzego Szczepanika Dzikowskiego (projektanta Północnego Ursynowa) jako „pomysł szatana”. Co istotne, budowanie blokowych osiedli mieszkaniowych nie było zjawiskiem typowym tylko dla architektury państw komunistycznych. Potwierdzają to słowa Juranda Jareckiego – „Co ciekawe, kiedy byłem w 1961 przez rok we Francji, tam także, zaraz po wojnie, był głód na mieszkania. Właśnie we Francji wprowadzono wielką płytę. To nie był socjalistyczny wymysł, tylko stamtąd zapożyczony. Budowało się dokładnie tak jak u nas, tylko oni mieli lepszą technikę. W Polsce budowano z o wiele gorszym wykonaniem, zwłaszcza technicznie”. W związku z tym, czasem na tendencje w architekturze po 1956 roku pojawiają się określenia: socmodernizm lub socfunkcjonalizm (przedrostek „soc” wskazuje na pewną odmienność tych tendencji od architektury rozwijającej się w tym czasie w Europie Zachodniej). Inne oblicze: architektura Katowic Jednakże, oprócz opisanych tendencji pojawiały się także inne, odmienne realizacje, które być może nie zasługują na tak jednoznaczną ocenę. W okresie postalinowskim pojawiły się urbanistyczne koncepcje przebudowy śródmieścia Katowic. Do najbardziej charakterystycznych obiektów, które powstały w tym czasie, zaliczają się znajdujące się przy katowickim Rynku domy handlowe Zenit (projekt: Jurand Jarecki, Mieczysław Król) i Skarbek (J. Jarecki), jednolita zabudowa prawej strony ulicy Korfantego – niedawno zburzony Pałac Ślubów (M. Król), dom handlowy Junior (M. Król), pawilon wschodni (M. Król), Superjednostka (M. Król), budynek BWA (Stanisław Kwaśniewicz), Separator (S. Kwaśniewicz), Dom Prasy (Marian Śramkiewicz),

1414

02/2011 04/2011

a także zburzony dworzec PKP (Wacław Kłyszewski, Jerzy Mokrzyński, Eugeniusz Wierzbicki) czy hala sportowo-widowiskowa Spodek (Maciej Krasiński, Maciej Gintowt, Andrzej Żórawski). To tylko niektóre z obiektów charakterystycznych dla Katowic tamtego okresu. Nie ulega wątpliwości, iż wymienione obiekty charakteryzują się ciekawą konstrukcją i przejawiają indywidualny charakter. Łączą funkcjonalność z pomysłową formą. Stosowane rozwiązania były

innowacyjne – przykładowo kielichowa konstrukcja byłego dworca PKP. Inspirowano się wielkimi dziełami architektury światowej jak w przypadku Superjednostki wzorowanej na l’Unité d’Habitation Le Corbusiera. Zupełnie inną kwestią jest stan zachowania tych obiektów, który w większości przypadków jest tragiczny. Wieloletnie zaniedbanie tej architektury doprowadziło ją do opłakanego stanu. W większości przypadków używana jest jako rodzaj „stojaków pod billboardy” – łatwiejszym rozwiązaniem okazuje się zasłonięcie fasady niż jej renowacja. W efekcie mamy do czynienia ze zjawiskiem znikania architektury, która staje się niewidoczna spoza ogromnych reklam. Co przykre, dzieje się to w samym centrum, które powinno

stanowić wizytówkę miasta. Podejmowane renowacje często okazują się zgubne dla ówczesnej architektury. Jak mówi Jurand Jarecki: „Taki lifting, czyli poprawianie tej architektury, nieraz jest zupełnie na jej niekorzyść. Czasem to, co się widzi po liftingu, jest o wiele gorsze niż przed nim. Mam takie dwa zdjęcia: wejście do Zenitu w 1965 roku i w 2010. Pokazywałem je studentom i wszyscy uważali, że to starsze jest z 2010. Nie mogli uwierzyć, że jest odwrotnie. Pawilony przy ulicy Chorzowskiej kiedyś były naprawdę ładne; były tam agawy, sadzawki z fontanną i wszystko było w jednolitej architekturze – białe, przeszklone – a teraz tamtędy nie mogę przejść. Nie mogę przeżyć, że to tak zdziadziało niesamowicie. To samo na przykład budynki na Paderewskiego. Wtedy nie robiło się takich dobrych przegród

www.suplement.us.edu.pl

termicznych i osiedle było przebudowywane. Dodano tam styropian, co zupełnie zmieniło wygląd fasady – elewacja jest w tej chwili przeciętna. W Zenicie nowa, przeszklona ściana kurtynowa, jest o wiele lepsza niż ta, która była, jednak i tak jest cały czas zasłonięta billboardem. Druga część elewacji, tam gdzie jest szachownica, przedtem była graficznie zrobiona na czarno-biało, a teraz zmieniono ją na beżowo i to jest taka bieda, że coś strasznego. Po prostu nie chroni się tych obiektów, tak jak zabytków. Tutaj wszystko jakoś obumiera. Można jedynie powiedzieć, że w Skarbku udała się przemiana przejścia w parterze. Zabudowaliśmy je i zrobiliśmy tam sklep. Windy też tam się przydały”. Jurand Jarecki tak opisuje architekturę Katowic powstałą w tamtych czasach: „Jest taka, jaka jest, jaka była możliwa do realizacji w tamtych czasach. Mieliśmy jednak tę przewagę, że było więcej indywidualnego impulsu, podczas gdy w innych miejscach w Polsce w tym samym czasie była duża powtarzalność. Tak jakby te same projekty wędrowały od miasta do miasta – było to widoczne zwłaszcza w budownictwie mieszkaniowym. Przy tak trudnych warunkach jakie były, my tutaj na Śląsku, a zwłaszcza w Katowicach, potrafiliśmy zorganizować to lepiej niż w Warszawie, a Warszawa była przecież oczkiem w głowie”. Przyczyną większej swobody dla architektów na terenie Górnego Śląska było głównie poparcie gen. J. Ziętka. Co ciekawe, jednym z czynników były także... szkody górnicze. Jak wspomina Jarecki: „Mieliśmy na Śląsku pewnego rodzaju szczęście, gdyż występują tu szkody górnicze. Nasz teren jest cały czas jak galareta, która się rusza. Dzięki temu mieliśmy trochę więcej swobody, zasłanialiśmy się tymi szkodami i robiliśmy trochę inną architekturę niż w całej Polsce”. Refleksja Problem tej architektury nie jest problemem historycznym, gdyż jesteśmy nią otoczeni na co dzień. Dotyczy on tego, co chcemy uznać za element składowy naszej tożsamości (nawet jeśli jest to trudne i niewygodne), a co zrzucić w mroki zapomnienia. Jednak należy wziąć pod uwagę, że pamięć zbiorowa i kulturowa sięga o wiele głębiej niż pamięć jednostkowa. Usunięcie materialnych śladów tej niechcianej spuścizny jest tylko powierzchownym rozwiązaniem. Należy się zastanowić nad naszą historią i nad tym, jaką rolę w niej odgrywa ta architektura. Na pytania, które zrodzi ta refleksja, odpowiedzieć będą mogły, być może, dopiero przyszłe pokolenia. Bibliografia: 70 lat działalności organizacji architektonicznych na Górnym Śląsku: SARP 1925–1995. Red. J. Boberski. Katowice 1998. Basista A.: Betonowe dziedzictwo: architektura w Polsce czasów komunizmu. Warszawa 2001. Sumorok A.: Architektura i urbanistyka Łodzi okresu realizmu socjalistycznego. Warszawa 2010. Szewczyk W.: ...Bogucice, Załęże et nova villa Katowice: rozwój w czasie i przestrzeni. Katowice 1993. Sztuka Górnego Śląska. Red. E. Chojecka. Katowice 2009. Za pomoc w wyborze bibliografii dziękuję Pani dr Anecie Borowik. Dziękuję także Panu Jurandowi Jareckiemu za udostępnienie zdjęć z prywatnego archiwum.


Zjawisko

Agata Stronciwilk

Czym jest skłot? Nazwa skłot1 pochodzi od angielskiego słowa to squat oznaczającego „przykucnięcie”. Nazwa ta w dobry sposób oddaje efemeryczny charakter zamieszkiwania, który jest charakterystyczny dla miejsc tego typu. W najprostszym ujęciu skłot to pustostan zamieszkiwany nielegalnie. Oczywiście, owo najprostsze ujęcie zbytnio upraszcza ideę i nie daje właściwie żadnego wglądu w to, czym skłot jest i po co istnieje. Każdy z członów tej najprostszej definicji wymaga dookreślenia. W prawie brakuje jednoznacznego stwierdzenia, czym jest pustostan (rozumiany jako budynek opuszczony, porzucony, nieużywany). Pojęcie nielegalności jest jednym z bardziej kontrowersyjnych określeń – zdarza się, iż skłotersi uzyskują częściową zgodę miasta na zamieszkiwanie pustostanu. Czasem właściciel budynku ma świadomość, iż obiekt jest zamieszkiwany nielegalnie. Zdarzają się też sytuacje, gdy skłotersi płacą rachunki za prąd lub wodę. We wszystkich tych przypadkach powstaje pytanie, czy mamy jeszcze do czynienia z tym samym zjawiskiem. Pytanie, które pozostaje nierozstrzygnięte, gdyż odpowiedź jest zależna tak naprawdę od samych skłotersów. Pojęcie zamieszkiwania także może budzić pewne wątpliwości – co w wypadku, gdy budynek jest zamieszkiwany lub też użytkowany okazyjnie, np. do organizowania spotkań, koncertów? Wszystkie te wątpliwości mają rację bytu tylko w przypadku zewnętrznego oglądu – trudno jest wytłumaczyć osobie z zewnątrz, czym jest skłot. Wbrew podanej definicji, nie każdy opuszczony budynek zamieszkiwany nielegalnie jest skłotem. Tym, co wyróżnia skłot, jest ideologia, która mu towarzyszy, oraz działalność, która jest z nią bezpośrednio połączona. Ideologiczność wyraża się poprzez dobrowolność zamieszkiwania. W większości wypadków jest to pewien wybrany sposób życia, a nie konieczność wynikająca z braku innego lokum. Wybór skłotu jako miejsca zamieszkania jest rodzajem deklaracji, która wyraża niechęć do uznawanych powszechnie wartości. Jednocześnie skłot nie jest monolitem ideologicznym, tak jak chcieliby to widzieć niektórzy, bezpośrednio łącząc zjawisko skłotingu z anarchizmem lub subkulturą punk. Oczywiście, w dużej liczbie tego typu miejsc widać nastawienie anarchistyczne, nie można przeprowadzić jednak prostego utożsamienia każdego skłotersa z anarchistą. Podobnie też, zbytnim uproszczeniem jest łączenie skłotersów z subkulturą punk (chociaż wielu z nich wywodzi się z tej subkultury). Zamieszkiwanie na skłocie jest zaprzeczeniem wartości, które w dominującym nurcie kultury uznawane są za podstawowe, czyli posiadania rzeczy i dóbr materialnych, prawa własności, kariery, bogacenia się. Mieszkanie na skłocie wiąże się często z trudnymi warunkami egzystencji,

brakiem ogrzewania, oświetlenia, wody (chociaż przeważnie niedostatki te dotyczą początkowej fazy funkcjonowania skłotu, z czasem są w jakiś

sposób organizowane). Tym, co jest najbardziej charakterystyczne dla „przykucnięcia” w miejscu tego typu, jest niepewność. Nigdy nie wiadomo, kiedy zjawi się właściciel zajętego budynku, nie wiadomo, kiedy miasto upomni się o pustostan. W każdym momencie może nastąpić eksmisja (nazywana ewikcją). Co ciekawe, budynki należące do miasta, po wyeksmitowaniu z nich skłotersów, stoją przez lata puste. Ewikcja często ma na celu tylko pozbycie

się niechcianych lokatorów, jednak nie zostaje zaproponowane alternatywne wykorzystanie obiektu, z racji czego pozostaje opuszczony, aż ostatecznie popadnie w ruinę. Na skłotach często prowadzona jest działalność kulturalna – głównie są to koncerty, dyskusje, wykłady, wystawy, pokazy filmowe.

Często poruszana jest tematyka wegetarianizmu, proekologiczna, antynazistowska. Teoria w praktyce To wszystko teoria. Jak wygląda to w praktyce? Nie ma prostej odpowiedzi, gdyż każdy skłot jest inny. Różnie wygląda działalność poszczególnych skłotów, relacje pomiędzy mieszkańcami oraz kontakty z otoczeniem. Aby ukazać ową różnorodność oraz przybliżyć samo zjawisko, postanowiłam opisać swoje wrażenia z badań, które prowadziłam w różnych miejscach tego typu w Polsce (nie podaję jednak nazw skłotów ani miast, w których się one znajdują). Skłot 1. Jadąc na pierwszy skłot, nie wiedziałam, czego mam się spodziewać, pomimo że miałam znajomych, którzy także mieszkali w ten sposób. Stwierdzenie, iż żywiłam pewne obawy, jest mocno eufemistyczne. Trafiam pod drzwi. Zgodnie z wcześniejszym ustaleniem puszczam sygnał, gdyż dzwonek nie działa. Wchodzę do środka – pierwsze pytanie, jakie otrzymuję, dotyczy tego, czy nie chcę się napić herbaty i czy jestem głodna. Początkowe obawy ustępują natychmiastowo. Jak wygląda skłot? Można właściwie stwierdzić, że każdy wygląda prawie tak samo. Jedno jest pewne – skłotersi nie kupują mebli w Ikei. Wszystkie meble i sprzęty znajdujące się na miejscu zostały albo znalezione na śmietniku, albo ofiarowane przez znajomych. O ile to możliwe, skłotersi starają się utrzymywać z tego, co znalezione, starają się unikać konieczności korzystania z pieniędzy. Oczywiście, całkowite zerwanie z gospodarką pieniężną nie jest możliwe, dlatego też większość z nich (wbrew panującym opiniom ukazującym ich jako degeneratów) pracuje lub studiuje (jak mój rozmówca). Na pierwszym skłocie panują trzy istotne zasady: zero alkoholu, zero narkotyków, ścisły wegetarianizm (znów wbrew powszechnym opiniom, łączącym skłoty z melinami). Jeśli ktoś chce zamieszkać, musi dostosować się do tych zasad. Nowo zamieszkała osoba początkowo przebywa w pokoju dla gości. Jeśli zostanie zaakceptowana przez wszystkich skłotersów, może się wprowadzić. Na pierwszym skłocie nie są organizowane praktycznie żadne imprezy, gdyż mieszkańcom zależy na pokojowej koegzystencji z sąsiadami – co nie jest dziwne, biorąc pod uwagę fakt, iż wystarczy jedna skarga sąsiadów, aby zostali wyrzuceni z zajmowanej przestrzeni. Skłot 2. Drugi skłot jest bardziej problematyczny, gdyż został w pewien sposób zalegalizowany. Owa częściowa legalizacja była konieczna, aby mieszkańcy mogli prowadzić swoją działalność. Władze miasta wiedzą o zajmowaniu tego budynku, jednakże akceptują ten fakt z racji doniosłej roli kulturowej, jaką odgrywa w mieście. Pytanie, czy w takim wypadku można mówić o

www.suplement.us.edu.pl

04/2011

15


skłocie, pozostawiam nierozstrzygnięte, gdyż zdania są podzielone nawet wśród mieszkańców. Jedno jest pewne – z wszystkich miejsc, które odwiedziłam, tu podobało mi się najbardziej i jestem przekonana, że przebywałabym w tym miejscu częściej, gdyby nie wiązało się to z koniecznością prawie 10-godzinnej podróży. Pierwsze, co ukazało mi się po wejściu do pomieszczenia, to typowy widok „poimprezowy”: pełna popielniczka, butelki, mnóstwo osób śpiących w jednym pomieszczeniu. Pierwsze pytanie, jakie otrzymuję, to czy mam papierosa. Drugie – czy pójdę z nimi „na fooda”. Oczywiście, że pójdę. Tak zwane Food not bombs, czyli „Jedzenie zamiast bomb”, jest jedną z bardziej znanych akcji, która jest organizowana na większości skłotów (w przypadku tych, które odwiedziłam – wszystkich). Akcja ta polega na rozdawaniu darmowych posiłków biednym i bezdomnym. Ustawiamy się w centralnym punkcie miasta. Znajomi skłotersów, którzy nie mieszkają na skłocie, ale pomagają organizować akcję, przywożą dwa wielkie garnki zupy.

Oprócz tego rozdawane są kartony mleka. Ludzie ustawiają się w kolejce, niektórzy witają się ze skłotersami – znają ich, bo przychodzą tu co tydzień po darmowy posiłek. Jeden ze skłotersów pilnuje kolejki niektórzy przybyli próbują oszukiwać i ustawiają się po dwa razy w kolejce. Podstawowe pytanie, które nasuwa się w tym momencie czytelnikowi, zapewne brzmi – skąd skłotersi mają pieniądze, aby w ten sposób pomagać bezdomnym? Odpowiedź: nie mają. Cała ta akcja organizowana jest przy zerowym nakładzie pieniężnym. Warzywa, z których przygotowali posiłek, otrzymali za darmo na targu. Są to warzywa, które są wyrzucane, pomimo że nadają się jeszcze do spożycia (jednak nikt ich nie kupi, gdyż nie prezentują się już idealnie). To jeden ze sposobów, w jaki skłotersi zdobywają pożywienie dla siebie i dla innych. Recykling, odzyskiwanie tego, co zostało uznane za nieprzydatne, zbędne, jest podstawą skłotingu. Po akcji zaczynają się przygotowania do koncertu. W głównym pomieszczeniu widać przywieszony grafik – na skłocie codziennie coś się dzieje. Codziennie odbywają się próby zespołów, koncerty w dolnej sali znajduje się bar i sala koncertowa. Często organizowane są wystawy, pokazy filmowe. Drugi skłot jest bez wątpienia najprężniej działającym miejscem tego typu, jakie miałam okazję oglądać. O ironię zakrawa fakt, iż miasto chwali się tym miejscem w oficjalnym folderze, jednocześnie nie udzielając skłotersom żadnej pomocy, co więcej, ledwo tolerując ich obecność. Wieczorem zaczyna się impreza. Nie jest to, jak można by się spodziewać, koncert punkowy, lecz mroczny ambient/minimal. Po koncercie, jako gość, dostaję do pokoju jedyny grzejnik (zimno jest jednym z głównych problemów tego skłotu – wedle opowieści, w zimie część pomieszczeń pokrywa lód), jak widać, nawet na skłocie obowiązuje polska gościnność.

1616

02/2011 04/2011

Skłot 3. Jak już zaznaczałam, każdy skłot jest inny. Trzeci skłot odgrodzony jest od przestrzeni miasta murem pokrytym kolorowym graffiti. Za murem, wokół głównego budynku, w którym znajduje się także kuchnia, rozstawione są wagony mieszkalne. Mój rozmówca mieszka właśnie w takim wagonie. Życie na skłocie nie jest zabawą, trzeba wciąż walczyć z przeciwnościami losu, stawiać czoło trudnym warunkom bytowym. Warunkom, których większość ludzi nawykłych do wygód nie dałaby rady znieść. Jednak tym, co jest najistotniejsze na skłocie, a o czym nie miałam jeszcze okazji wspomnieć, jest wspólnota. Wspólnota zgromadzona wokół wyboru pewnego sposobu życia. Trudne warunki bytowania zbliżają do siebie. Skłot jest w swej istocie zjawiskiem kolektywnym. Być może właśnie poprzez wspólnotę najłatwiej jest zdefiniować, czym jest skłot, gdyż w większym stopniu niż przestrzenią, budynkiem, jest właśnie wspólnotą. Trzeci skłot posiada imponujących rozmiarów salę koncertową, warsztat rowerowy oraz Free shop – miejsce wolnej wymiany – gdzie każdy może przynieść rzeczy, których nie potrzebuje; może także przyjść i wziąć potrzebną mu rzecz, nie dając nic w zamian. Jest to pewna forma wymiany pozaekonomicznej. We Free shopie znajdują się książki, ubrania, stare komputery. „Nie jestem bezdomny, przecież mam dom – skłot jest moim domem”, stwierdza mój rozmówca. Mówi z taką pewnością, że nie mam co do tego wątpliwości. Skłot 4. Czwarty skłot jest największym, najstarszym i najbardziej znanym w Polsce. W czasie, w którym na nim przebywam, toczy się walka o jego utrzymanie. Teren, na którym się znajduje, został oddany pod licytację. Szykuje się wielka demonstracja, na którą zjeżdżają się skłotersi z Polski i z innych krajów – głównie są to Niemcy. Bez wątpienia jest to środowisko, które szybko ulega konsolidacji. W każdym przypadku można liczyć na pomoc wspólnoty. Na demonstracji nie może oczywiście zabraknąć bębnów, czyli grup Samba rythm of resistance. Są to grupy, których głównym celem jest zwracanie uwagi przechodniów podczas demonstracji – służą ku temu kolorowe stroje i głośne rytmy bębnów. Grupy tego typu wspierają akcje przeciwko homofobii, proekologiczne, antynazistowskie. Często grupy „Samby” współpracują ze skłotersami (część z nich funkcjonuje przy skłotach). Całość obrony skłotu skoncentrowana została wokół hasła: „Miasto to nie firma”. Skłotersi wierzą, że miasto jest dobrem wspólnym

www.suplement.us.edu.pl

i przede wszystkim powinno służyć interesom mieszkańców, a nie deweloperów. W walce pomiędzy skłotersami a miastem ta bitwa została wygrana, teren nie został sprzedany. Plus i minus, czyli mania wartościowania W podsumowaniu tradycyjnie powinny znaleźć się wszystkie za i przeciw, mniej lub bardziej obiektywna ocena zjawiska i tak dalej. W tym przypadku jednak tak nie będzie. Istnieje potrzeba opisania tego zjawiska i odpowiedniego wartościowania go w celu włączenia do pewnego porządku, który pozwoli je oswoić. Jednak, jak można wartościować zjawisko według kategorii kultury, której się ono przeciwstawia? Samo myślenie o skłocie w takich kategoriach nie wydaje się właściwe, a jego ocena nie jest możliwa do przeprowadzenia, nie wiem nawet, czy jest potrzebna. Skłot to przede wszystkim ludzie, którzy go tworzą – dlatego też samo zjawisko nie podlega ocenie, a jedynie konkretne jego realizacje. Przypisy: 1. W artykule zdecydowałam się używać przyjętej, spolszczonej nazwy – „skłot”. Co także istotne, nie spotkałam się z określeniem „w skłocie” – powszechnie przyjęta jest forma „na skłocie” (np. mieszkać na skłocie).


Zjawisko

Tymoteusz Wallus

W dzisiejszych czasach, w których Internet jest bodaj najważniejszą i najbardziej dynamiczną platformą komunikacji dla Zachodniego świata, nikogo nie powinno dziwić, że generuje on coraz to nowe, dziwne zjawiska. Często wychodzą one poza ramy sieci, jednak jakkolwiek silne, popularne czy zaskakujące, najczęściej tak samo szybko jak się pojawiły, znikają, ustępując miejsca nowym, bardziej aktualnym i spektakularnym. „Deskowanie” Jednym z najpopularniejszych internetowych zjawisk ostatnich miesięcy bez wątpienia jest planking – dziwna zabawa, która polega na robieniu sobie zdjęcia w nietypowym, najlepiej publicznym miejscu, leżąc twarzą w dół z kończynami wyciągniętymi wzdłuż ciała. Oczywiście, zdjęcie należy umieścić w sieci, aby inni użytkownicy mogli zobaczyć efekt naszej „ciężkiej” pracy. Planking stał się hitem i w bardzo krótkim czasie zdobył rzeszę sympatyków na całym świecie (również w Polsce). Zabawa przywędrowała do nas z Australii, będąc ewolucją takich „gier”, jak brytyjski lying down game czy francuskie á plat ventre. Zjawisko zyskało medialne zainteresowanie dopiero za sprawą 20-letniego Australijczyka, który zginął po wypadnięciu z 7. piętra podczas jednej z plankingowych zabaw. Plankerzy zakładają strony internetowe, na których prezentują swoje „osiągnięcia”, wymieniają się wskazówkami, a także uczą młodych zwolenników tego internetowego trendu, jak leżeć, aby wyglądać jak deska… Sowa, nietoperz, jeździec bez głowy Jeżeli taka zabawa komuś nie odpowiada, to internauci wymyślili już całą masę nowych, alternatywnych dla plankingu sposobów na spędzenie nudnego, niedzielnego popołudnia. Jednym z nich jest owling, czyli siedzenie jak sowa. Tak samo jak w przypadku pierwowzoru, w tej zabawie kluczową rolę odgrywa miejsce. Im dziwniejsze, bardziej publiczne, tym lepiej. Jednak co jest zabawnego w udawaniu sowy, jeśli można udawać nietoperza? Batmaning, nazywany również plankingiem pionowym, to kolejna po owlingu alternatywa dla „leżących inaczej”. Polega na zwisaniu głową w dół z rękami wyciągniętymi wzdłuż ciała. Bez wątpienia zabawa jest bardziej niebezpieczna od poprzednich, ale mimo tego chętnych na zwisanie ciągle przybywa! Inna pokrewna zabawa czerpie swoje inspiracje z lat 20. XX wieku. W tym okresie bardzo popularne było zjawisko dzisiaj nazywane horsemaningiem (nazwa wzięła się od jeźdźca bez głowy). Do tego przedsięwzięcia potrzebne są aż 2 osoby. Pierwsza chowa swoją głowę tak, aby nie było jej widać w kadrze, a druga robi to samo ze swoim ciałem. W ten sposób tworzy się iluzja człowieka z odjętą głową, która najczęściej leży sobie gdzieś obok z wielkim uśmiechem na rozbawionej twarzy. Nagie fotki albo basen Tak naprawdę nigdy nie wiadomo, jakie zdarzenie da początek nowej modzie, na punkcie której ludzie oszaleją. Doskonałym tego przykładem jest historia Scarlett Johansson, niedawnej ofiary hakera, który wykradł z telefonu aktorki prywatne zdjęcia (robione w jej łazience przy lustrze, ukazujące gwiazdę w negliżu) i umieścił je w sieci. Już jedno zdjęcie hollywoodzkiej piękności dało początek nowej

modzie zwanej scarlettjohanssoning. Zabawa polega na zrobieniu zdjęcia swojego odbicia w lustrze z takim efektem, jak w gorącym pierwowzorze – czyli z widocznym... „przedłużeniem pleców”. Jedną z wielu wariacji powstałych po spektakularnym sukcesie plankingu jest teapotting. Zabawa polega na złożeniu rąk w kształt dzbanuszka do herbaty (jest to odniesienie do popularnej angielskiej piosenki dla dzieci I’m a Little Teapot). Wersję tę można chyba jednak zaliczyć do najmniej spektakularnych i najkrócej funkcjonujących. Być może dlatego, że jej twórcami byli nauczyciele. Zdecydowanie bardziej innowacyjnym zjawiskiem jest leisure diving. Zabawa wymaga więcej umiejętności i przygotowań, gdyż najważniejszy jest tutaj sam moment robienia zdjęcia. Oprócz aparatu przydatny będzie również basen oraz przedmioty, które pomogą nam stworzyć odpowiednie wrażenie. Do basenu należy skoczyć, przyjmując jak najbardziej zrelaksowaną pozycję, trzymając wcześniej przygotowane przedmioty (mogą to być poduszki, pluszowe misie, drinki, koce i wszystko, co stan naszej błogości może podkreślić). Co ważne, zdjęcie musi zostać zrobione w odpowiednim momencie – zanim wpadniemy z tym wszystkim do wody.

.

Chwycić loda Jeżeli ktokolwiek pomyślał, że już nic głupszego nie można wymyślić, to jest w ogromnym błędzie! Oto nadchodzi coneing. Zdecydowanie najbardziej kosztowna spośród wszystkich wyżej wymienionych zabaw. Aparat należy tym razem wymienić na kamerkę i wziąć ze sobą trochę pieniędzy. Coneing to niezwykle „efektowna” zabawa składająca się z kilku etapów realizacji. Na początku należy podjechać do samochodowego okienka fast foodowej restauracji, zamówić loda, zapłacić za niego i w momencie, w którym pracownik nam go podaje, należy chwycić nie za wafel, lecz za samego loda. Ostatnim etapem jest szybka ucieczka z miejsca zdarzenia. Trendy internetowe to jedne z najszybciej pojawiających się i znikających zjawisk współczesnego świata. Jeśli tylko jakiś się pojawi, natychmiast zjawia się kolejny, lepszy i bardziej innowacyjny. Jedyne, co jest pewne i nawet pocieszające, to że wszystkie te zabawy za kilka miesięcy przejdą do historii. Jednak widząc siłę i prędkość, w jakiej społeczeństwo internetowe się rozwija, możemy być pewni, że jeszcze niejedno nas zaskoczy...

www.suplement.us.edu.pl

04/2011

17


Recenyzjnie

Paweł Świerczek

…to chyba najczęstsza hipoteza finału wciąż powstającej sagi fantasy Pieśń Lodu i Ognia George’a R.R. Martina (pierwszy tom, Gra o tron, rozsławiony został ostatnio dzięki serialowi HBO). Nieoczekiwane zgony głównych bohaterów stały się obiektem żartów, a zarazem jedną z najbardziej wyrazistych cech cyklu. Autor igra z przyzwyczajeniami czytelników, brutalizując fabułę w najmniej oczekiwanych momentach i wprowadzając co bardziej emocjonalnie nastawionych odbiorców w skrajne stany psychiczne. Kolejne postaci padają jak muchy, tymczasem mania trwa w najlepsze! Fantastyczna kraina Westeros. Lato trwa tutaj już kilkanaście lat – podobnie jak pokój zaprowadzony w Zjednoczonych Królestwach po obaleniu szalonego króla Aerysa Targaryena. Ale wielkimi krokami nadchodzi zima, gdzieś na północy budzą się zapomniane demony, a w dodatku królestwo pod rządami Roberta Baratheona zaczyna podupadać, co z pewnością wykorzystają jego wrogowie... W wielkie wydarzenia uwikłani są główni bohaterowie (w pierwszym tomie jest ich aż 8, w kolejnych jeszcze więcej) z własnymi problemami i osobistymi historiami. Martin stworzył gigantyczny świat, którego rozmach porównać można do dzieła Tolkiena (być może inicjały R.R. przed nazwiskiem to nie przypadek).

Kultura

W Rondzie Sztuki do 17.11.2011 r. możemy zobaczyć wystawę Obszary rysunku. Katowice– Poznań. Wystawa jest prezentacją prac studentów ASP z Katowic i Poznania. Jest to próba podjęcia refleksji nad kondycją współczesnego rysunku.

02/2011 04/2011

tylko i wyłącznie o uśmiercanie bohaterów (w gruncie rzeczy, część protagonistów przecież przeżywa), a o sposób kreacji świata przedstawionego, w którym dużą rolę odgrywa przypadek, honor wcale nie musi popłacać, a wojna to brud, męczarnia i krew – a nie przystojni rycerze w lśniących zbrojach. U Martina nie ma jednoznacznie pozytywnych bohaterów: są bardziej i mniej szlachetni, ale każdy

ma swoje grzeszki, każdy powątpiewa w dawne religijno-mityczne opowieści, tak jak współcześni ludzie powątpiewają w Biblię. Nie ma tu wielkich herosów, a ich żałosne karykatury, które umierają z błahych powodów, najczęściej z dala od pola walki. Pieśń Lodu i Ognia jest lekturą fascynującą od pierwszych rozdziałów i wymagającą od czytelnika całkowitego zaangażowania. Mnogość bohaterów i wątków oraz ogrom świata przedstawionego zmuszają do zintensyfikowanej percepcji. Martin subiektywizuje narrację, zmieniając optykę z bohatera na bohatera, jednocześnie nie ingerując w czas akcji, który płynie jakby mimowolnie. Autor prowadzi więc z czytelnikiem grę, w której ten drugi musi rozwikływać zagadki i wiązać ze sobą zdarzenia przedstawiane raz to z perspektywy ośmioletniego dziecka, raz – dojrzewającej panny, raz – dorosłego mężczyzny. Każdy z bohaterów zwraca uwagę na inne detale, każdy ma inną wiedzę i bagaż doświadczeń. Na świat patrzymy ich oczyma, co jednocześnie komplikuje i uatrakcyjnia obcowanie z książką. Do tej pory George R.R. Martin napisał pięć tomów sagi: Gra o tron, Starcie królów, Nawałnica mieczy, Uczta dla wron i Taniec ze smokami (polską premierę tego ostatniego zapowiedziano na 22 listopada bieżącego roku). Na powstanie dwóch kolejnych trzeba będzie jeszcze trochę poczekać, tymczasem HBO po sukcesie adaptacji pierwszego tomu ekranizuje Starcie królów. Cytując zawołanie rodowe jednego z książkowych lordów, „nadchodzi zima”, a Pieśń Lodu i Ognia to świetny sposób na przetrwanie długich, mroźnych wieczorów.

Agata Stronciwilk

Do 23.11.2011 r. w katowickim BWA można oglądać monograficzną wystawę Jacques’a Lizène’a. Artysta pochodzi z Belgii, w jego twórczości możemy obserwować typowe dla nurtu fluxus reminiscencje dadaistyczne. W ramach obszernej ekspozycji artysta proponuje nam, abyśmy spojrzeli na świat jego oczami. Obserwujemy świat, który pęka, rozpada się na kawałki, poddaje się manipulacjom. Nieporadne próby łączenia, niekoherentność elementów, początkowo sprawiają efekt komiczny. Podobnie jak w dziełach dadaistycznych Pierwszej Awangardy, śmiech jest reakcją na absurd i bezsens zastanej rzeczywistości. Jednak za tym śmiechem kryje się przerażenie. U Lizène’a jest to przerażenie wynikające ze świadomości, iż rozpadającego świata nie da się złożyć na nowo. Próbujemy połączyć roztrzaskane kawałki, jednakże już nic do siebie nie pasuje, nic nie łączy się ze sobą w sensowną całość. Wtedy śmiech zamiera. Wszystko podlega niekończącej się manipulacji: historia, ciało, pamięć i tożsamość. Szydercze spojrzenie ujmuje rzeczywistość z zaskakującą przenikliwością.

1818

Złożony świat, skomplikowana struktura społeczna i tysiące stron tekstu (objętość każdego tomu kilkukrotnie przewyższa przeciętne dzieła literatury popularnej). Jeśli chodzi o kunszt lingwistyczny, do brytyjskiego mistrza Martinowi daleko, jednak siłą Pieśni Lodu i Ognia jest coś innego: wspomniana już strategia przekory wobec motywów fantasy i przyzwyczajeń czytelnika. Nie chodzi tu bynajmniej

Rysunek długo nie był uważany za osobną dziedzinę sztuki. Traktowany był jedynie jako pewna faza wstępna, szkic. W renesansie słowo disegno odnosiło się nie tylko do rysunku, lecz także koncepcji, projektu. Tak rozumiany był podstawą każdej twórczości. Dzisiaj nie mamy wątpliwości, iż może być traktowany jako autonomiczne dzieło sztuki. Pokazują to wystawione prace, które stanowią skończone całości. Wystawa pokazuje jednocześnie wielość możliwości, jakie daje technika rysunku, różnorodność traktowania linii, płaszczyzny, kontrastu i modelunku światłocieniowego. Rysunek może podlegać wielorakim interpretacjom: może wykraczać poza płaszczyznę, wchodzić w interakcję z innymi technikami. Jedyne, co ogranicza twórcę, to granice jego własnej wyobraźni. Warto także wybrać się do Muzeum Śląskiego, aby zobaczyć wystawę Piękno dotyku otwartą do 08.01.2012 r. Ekspozycja powstawała przy współpracy Państwowego Muzeum Dotyku im. Homera w Ankonie. Celem wystawy jest udostępnienie najważniejszych dzieł sztuki europejskiej osobom niewidomym i niedowidzącym. Prezentowane są między innymi kopie rzeźb Michała Anioła: Pieta, Dawid, Pieta Rondanini. Większość rzeźb została wykonana w skali 1:1. Wystawione zostały także modele architektoniczne takich obiektów, jak Panteon czy katedra Santa Maria del Fiore. Dzięki możliwości dotykania modeli mogą je poznawać także osoby niewidome. Poprzez silną tendencję obecną w naszej kulturze, jaką jest wzrokocentryzm i koncentrowanie dzieł sztuki wokół doświadczeń wzrokowych, osoby niewidome zostały

www.suplement.us.edu.pl

wykluczone z doświadczania tak istotnego elementu naszej kultury. Wystawa jest ważnym krokiem, który ma na celu zmianę tej sytuacji. Ciekawym elementem ekspozycji jest także prezentacja twórczości osób niewidomych i niedowidzących. Ukazuje to istotny fakt, iż osoby te chcą i mogą być nie tylko odbiorcami dzieł sztuki, lecz także ich twórcami. Jest to próba przerzucenia mostu pomiędzy dwoma światami, które nigdy nie powinny zostać rozdzielone.


Zjawisko

Karol Kućmierz

Sporządzanie listy osób wziętych na celownik przez twórców serialu South Park nie ma większego sensu. Musiałaby się na niej znaleźć cała plejada celebrytów, polityków, przywódców religijnych, szefów znanych firm, a nawet całe narody, wyznania czy grupy etniczne. Trey Parker i Matt Stone nie oszczędzają nikogo i niczego w swoim nieustannym dążeniu do rozśmieszania publiczności: po równo dostaje się katolikom, scjentologom, mormonom, republikanom czy demokratom; wyśmiewani i obrażani są prezydenci oraz liderzy, jak również znane osobistości pokroju Paris Hilton, Toma Cruise’a, Mela Gibsona czy Steve’a Jobsa. Jednak przede wszystkim Parker i Stone bawią samych siebie. Mają za sobą 220 odcinków South Parku, ciągle nadawanego od 1997 roku. Byli nominowani do Oscara za najlepszą piosenkę filmową z pełnometrażowej wersji swojego serialu – South Park: Bigger, Longer & Uncut (na gali pojawili się ubrani w drogie suknie od projektantów mody i po zażyciu LSD). Ich ostatni wielki sukces to sceniczny musical The Book of Mormon – prawdziwy hit na Broadwayu i zdobywca dziewięciu prestiżowych nagród Tony. Mimo to, Parker i Stone wciąż są zachwyceni faktem, że mają najlepszą pracę na świecie: wygłupianie się z najlepszym przyjacielem w zamian za sławę i pieniądze. Są jedynym takim duetem w telewizji, który po tylu latach ciągle

jest tak głęboko zaangażowany w swoje dzieło – wymyślają tematykę każdego odcinka, piszą do niego scenariusz, nadzorują każdy kadr animacji i wreszcie podkładają głosy pod większość postaci (często też nagrywają piosenki). Zrób to sam Prototypem South Parku są dwa krótkometrażowe filmy pod tytułem The Spirit of Christmas. Parker i Stone stworzyli pierwszy w 1992 roku, a drugi w 1995 – oba zrobiono chałupniczymi metodami, wykorzystując wycięte z papieru postacie, cierpliwie animowane klatka po klatce (styl powstał z inspiracji animacjami Terry’ego Gilliama z Latającego Cyrku Monty Pythona). To, co zaczęło się jako zabawa, szybko rozprzestrzeniło się w sposób wirusowy za pośrednictwem sieci i wymiany pomiędzy fanami. Twórcy jednak zapomnieli podpisać swoje wideo, dzięki czemu wiele osób zdobyło je kosztem reżyserskiej posady, powołując się na autorstwo popularnej animacji. W końcu prawowici autorzy postanowili sprzedać swój projekt do telewizji. Stacja Fox odmówiła, preferując bardziej „rodzinny” format. Comedy Central, pomimo nieudanych testów z publicznością, wyemitowała na próbę sześć odcinków. Na efekty nie trzeba było długo czekać – przygody Stana, Kyle’a, Cartmana i Kenny’ego z miejsca stały się przebojem, który wdarł się w popkulturowy krajobraz swoimi obscenicznymi dowcipami ze wszystkiego, celnym szokowaniem oraz dekonstrukcją amerykańskiego stylu życia.

Sześć dni do premiery Niedawno ukazał się film dokumentalny rzucający światło na proces powstawania odcinków serialu, o znaczącym tytule 6 Days to Air. Produkcja epizodów takich animacji, jak Simpsonowie czy Family Guy, zajmuje od ośmiu do dziesięciu miesięcy; South Park powstaje w sześć dni – przyznaje jeden z producentów, Ryan Quincy. Nic dziwnego, że słynny serial zawsze wydaje się tak bardzo aktualny. Dzięki krótkiemu okresowi produkcji, twórcy mogą szybko zareagować na najświeższe wydarzenia i kulturowe trendy, jak elekcja Baracka Obamy, premiery kinowe czy najnowsze produkty firmy Apple. W czwartek rano (premiery nowych odcinków są w środy) Trey Parker i Matt Stone zaczynają burzę mózgów wraz z resztą scenarzystów. Na wielkiej tablicy zapisują propozycje tematów, które następnie są rozpracowywane scena po scenie, rozkładane na czynniki pierwsze i wypełniane żartami. Naczelna zasada konstrukcyjna każdego odcinka jest prosta – kolejne sceny powinny być połączone spójnikami „dlatego” lub „ale”, ciągiem przyczynowoskutkowym. Dzięki tej skutecznej regule, nawet takie karkołomne koncepty jak połączenie Ludzkiej stonogi z regulaminem serwisu iTunes zyskują dramatyczny sens. Podczas gdy scenarzyści świetnie się bawią, najczarniejszą pracę ma do wykonania producentka Anne Garefino – to ona musi uświadomić i przekonać stację Comedy Central do ich najnowszych pomysłów oraz negocjować liczbę i rodzaj przekleństw

www.suplement.us.edu.pl

04/2011

19


możliwych do wykorzystania. Wszystko odbywa się w jednym budynku, więc kiedy scenarzyści obradują, animatorzy czekają na wytyczne. South Park nadal powstaje metodą animacji poklatkowej, jednak kartonowe wycinanki zostały zastąpione przez programy komputerowe. Kiedy Trey Parker skończy scenariusz (w przerwach składając klocki Lego i żywiąc się fast foodami), animatorzy przystępują do pracy. Inne studia mają najczęściej różne pododdziały: wyglądu postaci, storyboardu, tła. Tutaj wszyscy robią wszystko i najlepiej w jak najszybszym tempie – w 1/10 czasu powstawania innych seriali animowanych. Następnie twórcy wchodzą do studia i nagrywają większość głosów. Ostatnim etapem jest składanie wszystkiego w jedną całość oraz ewentualne poprawki, co najczęściej okupione jest bezsennością i zszarganymi nerwami całej ekipy. Po premierze odcinka, cały proces zaczyna się od początku. Duet–instytucja Wiele się zmieniło od początków serii w 1997

Kultura

02/2011 04/2011

twórcy dostali nawet pisemną groźbę od jednej z radykalnych organizacji. Ale czasy protestów instytucji katolickich, stowarzyszeń zatroskanych rodziców czy zdenerwowanych scjentologów

bezpowrotnie minęły. Ostatnie pomysły Parkera i Stone’a nie miałyby żadnych szans na emisję w latach 90., lecz teraz większość widzów przyjmuje je bez mrugnięcia okiem. To świadectwo, jakie po sobie pozostawił South Park, konsekwentnie krytykując i wyśmiewając wszystko dookoła – pokazał, że nie ma żadnych świętości, czy się to komuś podoba czy też nie. Trey Parker i Matt Stone stali się rozpoznawalną marką na różnych polach twórczości rozrywkowej. Mają na swoim koncie filmy pełnometrażowe (Cannibal! The Musical; Team America: World Police), udało im się podbić serca snobistycznego środowiska Broadwayu, są producentami, aktorami i muzykami. I jak widać, zawsze chętnie powracają do South Parku, choć niedawne wypowiedzi i ostatni odcinek przed przerwą produkcyjną sugerowały pewną frustrację. Na szczęście, po wielu latach i zmęczeniu materiału, nie stracili energii ani entuzjazmu, ciągle gotowi do ekstrawagancji i eksploracji humoru najniższego sortu, który wciąż najbardziej ich bawi – podobnie jak ich najwierniejszych fanów.

Karol Kućmierz

Iza Lach: Krzyk Młoda artystka nagrywa płytę, zdobywając uznanie blogosfery i środowiska muzyki niezależnej. Brzmi znajomo, ale nie mamy tu do czynienia z kolejną Grandą. Iza Lach ma dopiero 22 lata (pierwszy album Już czas wydała w 2008 roku), lecz jej piosenki wskazują na znaczną dojrzałość muzyczną. Jej podpis widnieje pod niemal każdym aspektem płyty –muzyka, instrumenty, słowa, wokal, produkcja – co tylko dodaje jej wiarygodności. Rzadko się zdarza, żeby młoda, polska piosenkarka była niemal wyłączną autorką swojej twórczości i wizerunku. Ponadto, Iza Lach posiada atut w postaci szerokiego spektrum inspiracji, od The Beach Boys i Michaela Jacksona po Lily Allen czy Beyonce, więc erudycji gatunkowej również jej nie brakuje. Najważniejsze jednak, że wszystko to ma swoje odzwierciedlenie na płycie. Wszystkie utwory utrzymują wysoki poziom kompozycji i produkcji, narzucony przez najlepszą ze stawki otwierającą piosenkę Futro. Album jest konsekwentny w brzmieniu – głównie klawisze i syntetyczne podkłady, ale okazjonalne urozmaicenia (np. elektryczna gitara) stanowią interesujące kontrapunkty. Krzyk to autorski, subtelny pop w dziewczęcym wydaniu i jedna z ciekawszych polskich płyt w tym roku.

2020

roku. Zwiększyła się tolerancja widzów, a nawet i przeciwników South Parku. Do dziś zdarzają się pewne kontrowersje – ostatnia wiązała się z wizerunkiem Mahometa w jednym z odcinków,

Kobiety: Mutanty Mutanty to już czwarta płyta trójmiejskiej formacji Kobiety (kobiety w Kobietach to tak naprawdę 2/5 zespołu) istniejącej od 1999 roku, jednak ciągle pozostającej gdzieś na obrzeżach. Być może tym razem przebiją szeroki mur nieświadomości, gdyż nagrali płytę wyjątkowo przebojową – choć dobrych melodii nigdy im nie brakowało. Kobiety grają pop, jednak w ich przypadku znaczy to i wszystko, i nic. Gitary, klawisze, przeszkadzajki, chwytliwe refreny i absurdalne teksty to pewna stała konfiguracja, jednak kolejne utwory na Mutantach ciągle zaskakują. Mamy hymn dla freaków wszelkiej maści – We are the mutants, zaś w piosence Łajka zespół zabiera nas w kosmos razem z legendarnym psem-kosmonautą. Dowiadujemy się także, że Miłość to mit i wkraczamy w świat westernu w utworze Deadman. Offbeatowe, czasami trudne do ogarnięcia słowa piosenek to jedno, ale Kobiety okraszają też swoje kompozycje bogactwem aranżacji i barwną różnorodnością. A to smyki, a to dęciaki, dzwoneczki, zawsze coś się dzieje w tle. Płyta jest niewątpliwie dziwnym tworem, mutantem za rzadkim by żyć i zbyt wyjątkowym by umrzeć, jak określił to jeden z bohaterów Las Vegas Parano, więc tym bardziej warto po nią sięgnąć.

www.suplement.us.edu.pl

Łona i Webber: Cztery i pół Raper Łona i producent Webber grają trochę we własnej lidze polskiego hip-hopu. Nie żeby nie mieli konkurencji – Pezet/Noon czy Fisz/Emade to równie wartościowi gracze, jednak jest coś substancjalnie osobliwego w twórcach Cztery i pół. W odróżnieniu od poety-grafomana Fisza, Łona to raczej ironiczny komentator rzeczywistości i storyteller, czasami nawet zbyt daleko idący w polityczny komentarz. Raz mocno zaangażowany, czasem zdystansowany antropolog z notatnikiem, jednak zawsze świadomy języka i wykorzystujący jego potencjał do celnych obserwacji i skojarzeń. Webber natomiast to producent, który przeszedł swoistą ewolucję. Na sympatycznie półamatorskim debiucie Koniec żartów brzmienie miotało się między jazzującymi latami 90. a kabaretową zgrywą. Na Cztery i pół pojawia się co prawda sampel z Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?, ale najczęściej podkłady to minimalistyczne, elektroniczne mgiełki, oparte na repetycji oraz znaczących drobiazgowych smaczkach i detalach. Łona i Webber niewątpliwie dojrzeli, stali się bardziej świadomi w kwestiach społeczno-politycznych kosztem luzu i niezobowiązującej zabawy, ale ich najnowsze dokonanie to ciągle solidna hip-hopowa robota. Webber stworzył bity z precyzją chirurga, a całość utrzymuje wysoki poziom.


Kultura

Karol Kućmierz, Marta Szyndler, Paweł Świerczek

Kto robi najlepsze seriale? HBO – bez zastanowienia odpowie zapewne większość z Was. Trudno zanegować wysoki poziom produkcji powstających w amerykańskiej telewizji kablowej (także w konkurujących z HBO stacjach: FX, Showtime i AMC), są jednak seriale, które swoją jakością mogą dorównać Rodzinie Soprano czy Mad Men. Jeśli więc nie Amerykanie, to kto? Oczywiście, Brytyjczycy! Amerykańskie seriale często importują brytyjskie składniki sukcesu – aktorów (Hugh Laurie, Dominic West, Idris Elba), reżyserów, scenarzystów, a także całe koncepty (mniej lub bardziej udane adaptacje np. Shameless, The Office). Po co więc sięgać jedynie po produkcje zza oceanu, skoro można dotrzeć do wyspiarskich źródeł? Brytyjczycy słyną ze swojego specyficznego humoru – często czarnego, lekko absurdalnego, naruszającego obyczajowe tabu. Trudno więc się dziwić, że hasło „brytyjskie seriale” zwykle kojarzy się przede wszystkim z komediami. Tych Brytyjczycy mają naprawdę dużo – Latający Cyrk Monty Pythona, Jaś Fasola, Czarna Żmija, Benny Hill czy ‘Allo ‘Allo to tylko niektóre z klasycznych przykładów, nie mówiąc już o współczesnych odkryciach – The Office, Extras, Spaced i The Thick Of It. Większość brytyjskich sitcomów ma status kultowych i od kilkunastu (a w niektórych przypadkach nawet kilkudziesięciu) lat cieszy się niesłabnącą popularnością. Jednak oferta angielskiej telewizji od zawsze była bardzo zróżnicowana i bynajmniej nie ograniczała się do absurdalnych żartów i ciętego humoru.

W ciemnych odcieniach Najbardziej znana autorka kryminałów, Agatha Christie, pochodziła z Wielkiej Brytanii, nikogo nie powinno więc dziwić wielkie zamiłowanie brytyjskiej telewizji do rozmaitych opowieści detektywistycznych. Angielskie seriale kryminalne, zarówno te będące adaptacjami prozy, jak cykl o pannie Marple czy Morderstwa w Midsomer, jak i te posiadające oryginalne scenariusze (np. Budząc zmarłych), zyskały bardzo dużą popularność, również w Polsce. Niedawno uwspółcześniono nawet postać najsłynniejszego detektywa wszech czasów w bardzo udanej produkcji Sherlock. Pojawił się także śledczy o komiksowej proweniencji (Luther), a w szwedzkiego inspektora Kurta Wallandera wcielił się sam Kenneth Branagh. Całkowitym ewenementem w brytyjskiej telewizji jest serial Doctor Who, będący najdłużej emitowanym serialem science fiction w historii. Nadawany nieprzerwanie od 1963 do 1989 r. serial, opowiadający o tajemniczym Doktorze podróżującym przez czas i przestrzeń w TARDIS (statku kosmicznym

wyglądającym z zewnątrz jak policyjna budka), szybko stał się wielkim przebojem dla całej rodziny, a odniesienia do niego pojawiają się do dzisiaj w filmach, muzyce, popkulturze, kreskówkach, a nawet rysunku politycznym. Serial został wznowiony w 2005 r. przez Russela T. Daviesa, który wcześniej zapoznał widzów ze środowiskiem homoseksualnym Manchesteru w Queer as Folk. Nowych sezonów nakręcono już sześć, a każdy następny jest lepszy od poprzedniego. Na szczególną uwagę zasługują ostatnie dwa – stery jako główny producent i scenarzysta przejął w nich Steven Moffat (wraz ze świeżą obsadą), autor najciekawszych odcinków z ery Daviesa i jedna z najwybitniejszych postaci brytyjskiej telewizji ostatnich lat. Jako miłośnik skomplikowanej struktury narracyjnej, czasowo-przestrzennych zawijasów i wpadających w ucho dialogów wzniósł Doctora Who na nowy poziom, przywołujący najwybitniejsze osiągnięcia Kina Nowej Przygody, nie tracąc przy tym brytyjskiej tożsamości. Grono fanów Doktora wciąż się powiększa, a sam serial ma opinię jednego z najlepszych w swoim gatunku.

narkotyków Brytyjczyków. Przełomem był Skins, a za nim podążyli The Inbetweeners. Natomiast w Misfits i The Fades nastoletnie problemy połączono w udany sposób z superbohaterskimi mocami i światem nadprzyrodzonym. Nawet fani motoryzacji znajdą serial dla siebie – słynny Top Gear, gdzie trójka sarkastycznych prowadzących testuje samochody w sposób, którego nie powstydziłaby się trupa Monty Pythona. Jednak nie sama różnorodność stanowi o ogromnym potencjale, jaki drzemie w tych serialach, a ich „brytyjskość”, w którą włącza się zarówno specyficzne poczucie humoru czy znakomite aktorstwo, jak i odwagę twórczą. Wiele tematów podejmowanych przez brytyjskich autorów w amerykańskich stacjach publicznych objętych jest zmową milczenia, jedynie bardziej niszowe stacje kablowe znajdują dla nich ujście. Inteligentne łamanie tabu, przewrotna krytyka społeczna i niejednoznaczny psychologizm to zabiegi, które w mainstreamowych serialach ze Stanów Zjednoczonych uświadczymy rzadko. Kiedy już ktoś odważy się przekroczyć pewną granicę (najczęściej adaptując brytyjski serial, jak w przypadku Skins), jego dzieło szybko znika z anteny.

Inteligentne i odważne Współczesne brytyjskie seriale nie ustępują w niczym swoim zasłużonym poprzednikom. Znakiem firmowym wyspiarskiej telewizji w dalszym ciągu pozostaje duża różnorodność – zarówno fani horroru (Being Human), jak i obyczajowych komedii (Skins) znajdą coś dla siebie. Atrakcyjnym towarem eksportowym stały się nieoczekiwanie seriale o nastolatkach stacji E4 i BBC3 – pozbawione cenzury i myślenia życzeniowego ich amerykańskich odpowiedników oferują szczere i realistyczne spojrzenie na dorastających wśród seksu i Bez wypełniaczy Aby lepiej zrozumieć te różnice, warto spojrzeć na odmienne sposoby produkcji. W produkcji amerykańskiej króluje pokój scenarzystów – to w nim cały skład pisarski wraz z twórcą odbijają od siebie pomysły, planują cały sezon, rozwój poszczególnych postaci i zwroty akcji. Dopiero po szczegółowym planowaniu rozdziela się scenarzystów na poszczególne odcinki. W Wielkiej Brytanii to pojedynczy twórca jest królem. Zazwyczaj sam rozwija swoją wizję, zleca poszczególne odcinki, a potem sam je poprawia. Ma to swoje wady i zalety, jednak zazwyczaj przyczynia się do większego stężenia autorskiego stylu. Istotną różnicą jest także liczba odcinków. W wielkich stacjach amerykańskich, takich jak Fox i NBC, jeden sezon składa się z około 24 epizodów. W kablowych oscyluje od 10 do 13. Natomiast serie brytyjskie to najczęściej jedynie 6 odcinków (w porywach do 13, jak Doctor Who). Krótsze sezony oferują gęsty i równy materiał bez wypełniaczy, choć czasem pozostawiają spory niedosyt. Charakterystycznym zjawiskiem dla telewizji brytyjskiej jest także Christmas special – przedłużony, świąteczny odcinek, często pełniący funkcję podsumowującą lub stanowiący osobną przygodę serialowych bohaterów.

www.suplement.us.edu.pl

04/2011

21


MAŁY PRZEWODNIK: CO OGLĄDAĆ? Wybór brytyjskich seriali jest ogromny. Poniżej kilka naszych subiektywnych propozycji. Being Human Znowu wampiry… Amerykańskie produkcje potrafią skutecznie odstraszyć od kolejnych opowieści o krwiopijcach i nawet słynna Czysta krew z sezonu na sezon staje się coraz słabsza. W wydaniu brytyjskim to jednak zupełnie inna bajka, czy też raczej złożony psychologiczny dramat z odrobiną dreszczyku. Akcja skupia się wokół przedziwnej paczki przyjaciół – wampira, wilkołaka i ducha. Każdy z nich pragnie „być człowiekiem”, wtopić się w małomiasteczkową społeczność, w której żyje, i zapomnieć o swojej naturze. To wielopoziomowa opowieść o outsiderstwie, starciu natury z kulturą, o przyjaźni wreszcie. Wszystko skąpane w angielskiej pogodzie, doprawione szczyptą humoru i kilkoma kroplami krwi. Stylowe. P.S. Nie zrażajcie się średnio udanym pilotem, w którym wystąpili inni aktorzy. Doctor Who Doctor Who, jak niemal każda wyspiarska produkcja, może poszczycić się świetnym aktorstwem, pomysłowymi scenariuszami i inteligentnym brytyjskim humorem. Ale fenomen Doktora wykracza daleko poza specyfikę brytyjskiej telewizji i to on właśnie sprawia, że fani science fiction od kilkudziesięciu lat darzą serial BBC nieprzerwaną sympatią. Zarys fabuły jest prosty – Doktor to tajemniczy przybysz z planety Gallifrey, ostatni z rasy Władców Czasu. Podróżuje statkiem kosmicznym będącym również swoistym wehikułem czasu zwanym Tardis i pojawia się wszędzie tam, gdzie w życiu ludzkości próbują namieszać istoty pozaziemskie. Stara seria Doctora Who była serialem uwielbianym przez całe pokolenia widzów. Istniało więc niebezpieczeństwo, że twórcom nowych sezonów nie

uda się stworzyć czegoś, co dorównywałoby kultowemu show. Sprostali oni jednak temu zadaniu znakomicie. W nowej serii wszystko jest szybsze, większe i bardziej efektowne, ale wciąż wierne tradycji oryginalnego Doctora Who. Jednym ze znaków szczególnych nowych odcinków są rozbudowane wątki zajmujące najczęściej cały sezon oraz niespodziewane zwroty akcji. Niezależnie więc od tego, czego oczekujesz od serialu – efektów specjalnych na wysokim poziomie, inteligentnych dialogów, kulturowych odniesień czy rewelacyjnego aktorstwa – Doctor Who z pewnością Ci się spodoba. Midsomer Murders Jeden z najpopularniejszych brytyjskich seriali kryminalnych. Głównym bohaterem jest nadinspektor Tom Barnaby, który wraz ze swoim pomocnikiem (zmieniającym się na przestrzeni lat) rozwiązuje sprawy morderstw w na pozór spokojnym hrabstwie Midsomer. Niemal idylliczne krajobrazy brytyjskich wsi i małych miasteczek wydają się nie sprzyjać okrutnym zbrodniom, ale już od pierwszego odcinka można nabrać przekonania, że małe, zamknięte

2222

02/2011 04/2011

społeczności są wręcz wymarzonym miejscem dla morderców, szaleńców i rozmaitych dewiantów. W prawie każdym odcinku podczas śledztwa Barnaby’ego na jaw wychodzą rodzinne tajemnice, małe grzeszki i obsesje pieczołowicie skrywane pod fasadą normalności. Ze światem wymyślnych morderstw skontrastowany jest Barnaby, który prowadzi normalne, spokojne, niemalże nudne życie.

Misfits Misfits to kolejny udany serial o brytyjskich nastolatkach. Główni bohaterowie to drobni przestępcy, w ramach kary pracujący w służbie społeczności lokalnej. Jednak kiedy do całego równania dodamy superbohaterskie moce (zdobyte w trakcie dziwnej burzy), to koncepcja nabiera rumieńców. Autorzy serialu są wyraźnie świadomi niedorzeczności crossoveru Skins z X-Men, więc w konsekwencji przekręcają pokrętło szaleństwa na 11, wydobywają pokłady frywolnego humoru ze scenariusza i z brytyjską swadą interpretują na nowo konwencje komiksów i filmów o superherosach.

podzielone, a jedno nie wyklucza drugiego. Serial Jamiego Brittaina i Bryana Elsleya wytworzył wokół siebie swoisty kult. Dla wielu, zwłaszcza młodych widzów Skins to styl życia, najbardziej oddani fani organizują cykliczne imprezy pod hasłem: Skins Party, które mają dorównać melanżowym dokonaniom telewizyjnych bohaterów. A sam serial? Wchodzący w dorosłość bohaterowie wymieniani są na nowych co dwa sezony, co jest zarazem mocną stroną i wadą serialu. Ciągłe odmładzanie obsady sprawia, że do Skins się dorasta i ze Skins się wyrasta – starszym widzom trudno zrozumieć młodsze serialowe pokolenia i vice versa. The Thick of It Polityczna satyra stworzona przez Armando Ianucciego ukazuje kulisy działania brytyjskiego rządu w tak bezlitosny sposób, że trudno potem uwierzyć w jakiekolwiek dobre strony demokracji.

The Office The Office to klasyczny już sitcom autorstwa Ricky’ego Gervaisa i Stephena Merchanta, który pod wieloma względami okazał się niezwykle wpływowy w telewizyjnym świecie (doczekał się swoich wersji w USA, Francji, Niemczech, Chile i Izraelu). Serial

„dokumentuje” codzienne życie pracowników fikcyjnej firmy papierniczej pod przewodnictwem przykrego, żenującego szefa (Ricky Gervais). Humor jest przede wszystkim obserwacyjny, oparty na obyczajowych faux pas i reakcjach pracowników na zachowanie przełożonego. Oprócz dużej dawki komedii, The Office to także trafne wątki obyczajowe i w gruncie rzeczy smutna analiza kondycji współczesnego człowieka. Podobną tematykę i styl Gervais zastosował także w kolejnym swoim serialu – Extras, opowiadającym o środowisku filmowych statystów i niedoszłych aktorów. Skins Szkodliwy społecznie serial o nieustannie imprezującej (i to jak!) młodzieży czy wnikliwa i do bólu szczera diagnoza pokolenia urodzonych na przełomie lat 80. i 90.? Zdania, jak zwykle, są

www.suplement.us.edu.pl

Celność obserwacji i sposób obnażania mechanizmów władzy jednocześnie doprowadzają do histerycznego śmiechu i refleksji. Centralną postacią serialu jest Malcolm Tucker (Peter Capaldi), genialny spin doctor, starający się chronić reputację premiera przed obezwładniającą niekompetencją ministrów. Stosuje wszystkie możliwe chwyty: zastraszanie, perswazja, odpowiednie interpretowanie faktów na korzyść rządu. Najczęściej jednak po prostu krzyczy na polityków, posługując się nieprawdopodobnymi wiązankami przekleństw i wyzwisk, tworząc z nich osobliwą poezję. Torchwood Spin-off Doctora Who, którego centralną postacią jest kapitan Jack Harkness. Kapitan Jack to były Agent Czasu pochodzący z 51. wieku. Kieruje on instytucją Torchwood, założoną przez królową Wiktorię, której celem jest zwalczanie aktywności obcych na Ziemi. Torchwood różni się znacznie od Doctora Who – jego fabuła przypomina bardziej serial sensacyjny niż przygodowo-fantastyczny, dużo więcej uwagi poświęca się relacjom między postaciami, a elementy objęte tabu lub niemal niewystępujące w Doktorze Who, takie jak: seks, przemoc czy wulgaryzmy, w Torchwood są na porządku dziennym. Do wątków pojawiających się w serialu można również zaliczyć egzystencjalizm oraz tematy LGBT.


Wydarzenie

Bartosz Kondziołka

Przesłuchania ponad pięćdziesięciu nominowanych do finału 47. Studenckiego Festiwalu Piosenki rozpoczęły się 19 października br. w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Jury zdecydowało, że pierwszą nagrodę wysokości 7 tys. zł otrzymali... ...ex aequo Jakub Pawlak i Tomasz Steńczyk. W skład jury weszli: Jacek Cygan, Zygmunt Konieczny, Ewa Kornecka, Jan Poprawa, Jerzy Satanowski, Bogusław Sobczuk, Jan Wołek i Zbigniew Zamachowski. Drugą nagrodę przyznano Alicji Pyziak, a trzecią Agacie Rożankowskiej. Ponadto, Nagrodę im. Wojciecha Bellona otrzymał Paweł Leszoski, a Nagrodę im. Jacka Kaczmarskiego – Piotr Bukartyk. Dziesięciu laureatów i wyróżnionych zaprezentowało się podczas koncertu galowego na deskach Teatru im. Juliusza Słowackiego w sobotni wieczór, 22 października br. „Kraków kojarzy się ze Studenckim Festiwalem Piosenki” – mówił Zbigniew Zamachowski, prowadzący. Przypomniał, że swoją karierę rozpoczynali tu m.in.: Ewa Demarczyk,

Na Festiwalu z wierszem Wojaczka

Gdzie można Cię usłyszeć? Zdarza mi się zostać zaproszonym przez różnych organizatorów imprez artystycznych, niezwiązanych ściśle z poezją śpiewaną, muzyką, piosenką artystyczną. Zdarza mi się zagrać recital w ramach przeglądów, teatrów amatorskich, konkursu literackiego. Jeśli chodzi o nagrania, to nagrywałem tylko amatorsko we własnym zakresie. Po Studenckim Festiwalu Piosenki czekać Cię może kariera taka jak Marka Grechuty czy Grzegorza Turnaua... Nie wiem, czy można coś takiego o mnie powiedzieć. Na pewno tego typu wyróżnienie może owocować w przyszłości dodatkowymi możliwościami. Nie chcę się na nic nastawiać. W przyszłym roku chciałbym odwiedzić kilka festiwali, nie spocząć na tym, co udało mi się zrobić w tym roku. Chciałbym się dalej rozwijać. Wielkim marzeniem jest nagranie własnej płyty i prezentowanie swojego materiału przed publicznością. Jak będzie, zobaczymy.

Na co dzień student informatyki, w wolnych chwilach komponuje i śpiewa poezję. Jakub Pawlak ze Strykowa, 20 l., zwycięzca 47. Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie. Bartosz Kondziołka: Jak znalazłeś się na Studenckim Festiwalu Piosenki? Jakub Pawlak: Wystąpiłem na Spotkaniach Zamkowych „Śpiewajmy Poezję” w Olsztynie. Dostałem tam drugą nagrodę i rekomendację do udziału w Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie. Jaki repertuar wybrałeś na koncert galowy Festiwalu? Komponuję muzykę przede wszystkim do wierszy polskich poetów. Wykonuję na Festiwalu trzy utwory. Na koncercie galowym prezentuję Tańcowały dwa Polaki Józefa Barana oraz Balladę o murach Jerycha Joanny Kulmowej. Oprócz tego, na przesłuchaniach konkursowych, śpiewałem Sezon Rafała Wojaczka. Czy na co dzień zajmujesz się muzyką? Na co dzień studiuję informatykę w zarządzaniu. Jeśli chodzi o muzykę, robię to z wielką pasją w każdej wolnej chwili.

Piosenka autorska z Elbląga „Jeśli jurorom podoba się to, co robię, to mam świadomość, że robię to porządnie” – mówi zwycięzca 47. Studenckiego Festiwalu Piosenki, Tomasz Steńczyk z Elbląga, 33 l.

Maryla Rodowicz, Marek Grechuta, Kaczmarski, Grzegorz Turnau i on sam.

Jacek

Występy rozpoczęła Karolina Jankowska z piosenką Dzieci Hioba Jacka Kaczmarskiego. „Jak się czujesz, występując na tej samej scenie co Helena Modrzejewska i ja?” – pytał Zamachowski. Druga część koncertu, zatytułowana C’est la vie, poświęcona była pamięci krakowskiego piosenkarza jazzowego Andrzeja Zauchy w dwudziestolecie tragicznej śmierci. „Jako jedyny spośród Państwa jestem uprawniony do prowadzenia tego koncertu, ponieważ nie skończyłem studiów, a zaczynałem trzy razy” – mówił przyjaciel Zauchy, Andrzej Piaseczny. Wśród wykonawców pojawili się m.in.: Janusz Radek (z rewelacyjnym wykonaniem Masz przewrócone w głowie), Andrzej Sikorowski i Grzegorz Turnau (Pani Zosia) oraz Dżamble – jeden z pierwszych zespołów Zauchy. Ponad trzygodzinny koncert zamknęła piosenka C’est la vie w wykonaniu Ryszarda Rynkowskiego.

Bartosz Kondziołka: Jesteś studentem? Tomasz Steńczyk: Byłem. Festiwal został tylko w nazwie studencki. Nie wszyscy uczestnicy są studentami. Niektórzy są jeszcze na to za młodzi. Poza tegorocznym zwycięstwem w Krakowie, w 2010 roku zdobyłeś główną nagrodę Spotkań Zamkowych „Śpiewajmy Poezję”. Czy takie nagrody wpływają na późniejszą działalność muzyczną? Jeśli jurorom podoba się to, co robię, to mam świadomość, że robię to porządnie. Takie nagrody na pewno pomagają. Każda nagroda daje kopniaka do działania. Występujesz często z repertuarem Edyty Geppert, Marka Grechuty, Agnieszki Osieckiej. Czy tworzysz też własne piosenki? Podczas koncertu galowego wraz z zespołem gramy dwie piosenki autorskie, do których tekst napisał zaprzyjaźniony ze mną Sławek Wolski, a do których ja napisałem muzykę. Stale staram się pisać do tekstów, które mi nadsyła. Czy Twoje zainteresowanie muzyką wiąże się z wykształceniem? To jest tylko zainteresowanie. Z wykształcenia po technikum jestem mechanikiem, a jeśli chodzi o studia, to skończyłem zarządzanie organizacjami. Pracujesz w domu kultury w Elblągu. Tak, pracuję tam jako akustyk. Byłeś też członkiem zespołu Mechaniczna Pomarańcza. Zespół się rozwiązał. Niektórzy nie mieli na to czasu. To była śmierć naturalna. Zacząłem robić coś innego. W przyszłym roku mam zamiar nagrać własną płytę z nowymi utworami. Wraz z zespołem planujemy wejść do studia na początku roku. Minie trochę czasu, zanim się to nagra, zmiksuje. Nie wiem, czy płyta ukaże się w połowie roku czy może pod koniec. Być może za niedługo ponownie pojawisz się w Krakowie. Dostałem zaproszenie na Festiwal Twórczości Korowód. Bardzo możliwe, że przyjedziemy. Jeśli starczy nam sił, bo podróż do Krakowa jest straszna. Festiwal rozpoczyna się 12 listopada. Zagralibyśmy tam dwie piosenki.

www.suplement.us.edu.pl

04/2011

23


Recenzyjnie

Mariusz Pałka

Sasza jest homoseksualistą. Na dodatek zakochany jest w starszym od siebie nauczycielu gry na pianinie Gebhardzie. Każda kolejna wizyta w jego domu daje Saszy możliwość kilkudziesięciominutowego obcowania z ukochanym, choćby w charakterze ucznia. Platoniczna gejowska miłość na dłuższą metę jest jednak niezwykle trudna do ukrycia. W końcu bohater decyduje się wyjawić swój długo skrywany sekret najbliższej przyjaciółce – Jiao. Nie podejrzewa jednak, że dziewczyna jest w nim szalenie zakochana. W chwili gdy Sasza czuje ulgę z ujawnienia swej tajemnicy, Jiao czuje niewysłowiony ból. W tym samym czasie bohater dowiaduje się od swojego nauczyciela o jego wyjeździe na stypendium do Wiednia. A to dopiero początek jego dramatów... Filmów o coming outach było już dość sporo. Zazwyczaj prezentowane są przy tym silne emocje, ogromne obawy przed konsekwencjami ujawnienia się, strach przed odrzuceniem ze strony najbliższego środowiska i napiętnowaniem odmienności. Tym razem jednak sytuacja wygląda jeszcze gorzej. Sekret Saszy to nie tylko opowieść o homoseksualnej miłości. To także – a może przede wszystkim – obraz ludzi, którzy stracili wszystko, co było do wygrania.

Wszyscy wokół Saszy przegrywają walkę z losem o swoje szczęście. Jiao ma świadomość, że nigdy nie spełni swojej miłości. Matka Saszy porzuciła marzenia, by całkowicie poświęcić się synowi. Opłaca mu lekcje gry, dba o jego dłonie, naciska, by zdał egzamin, na który przygotowuje się od miesięcy. Ojciec, który w wyniku kontuzji kolana musiał porzucić karierę koszykarza, jest zaciekłym homofobem. Na dodatek brat bohatera, nieszczęśliwie i beznadziejnie zakochany w Jiao, coraz mocniej wyczuwa odmienność Saszy i oddala się od niego. A na końcu główny bohater, pianista, którego męczy gra na pianinie, który powoli traci przyjaciela, szansę na miłość i rodzinę...

z raz to klasyczną, a raz bałkańską muzyką w tle, to prawdziwy majstersztyk. Poza tym, klimat Kolonii, w której rozgrywa się akcja filmu, dobrze współgra z trudnym scenariuszem. Plus zakończenie nieszablonowe, zaskakujące, a jednak bardzo życiowe. Bez udziwnień, bez kombinacji.

I tu następuje nagły zwrot, odmiana losu. Kiedy Sasza kończy egzamin, dostaje telefon od swego nauczyciela... Kilkanaście minut później uprawiają miłość w płomiennych uściskach, we wspaniałej, zmysłowej scenie ukazującej potrzebę bliskości ukochanego. Sasza dostaje szansę na szczęście. Jest w tym filmie coś, co szczególnie zasługuje na wyróżnienie. To kapitalne zdjęcia Andreasa Köhlera. Niektóre ujęcia z głównym bohaterem,

Wydarzenie

Reklama Godziny otwarcia lokalu: Od poniedziałku do czwartku: 9:00–23:00 W piątki: 9:00–5:00 W soboty: 10:00–5:00 W niedziele: 11:00–22:00

Specjalnie dla Ciebie nasza restauracja, we współpracy z Samorządem Studenckim Twojej uczelni, przygotowała KARTY KLUBOWE upoważniające do atrakcyjnych zniżek i rabatów. Duży i smaczny posiłek, idealny na studencką kieszeń! Tylko w restauracji POCCO LOCCO! Spróbuj naszego pomysłu na jedzenie! Na śniadania! W przerwie między zajęciami! W czasie nauki! Czy w końcu… imprezując. Przepyszne sałatki, podwójne tortille, zaskakujące makarony, niecodzienne sandwicze! A wszystko to w jednym miejscu! Przygotowane na Twoich oczach, z najwyższej jakości, zawsze świeżych produktów, w krótkim czasie. Przez sympatyczny i profesjonalny personel :) Przestronny, a zarazem przytulny lokal blisko centrum miasta zagwarantuje Ci wyjątkowe dania na każdy dzień! Za niewielkie pieniądze! Dzięki specjalnym zniżkom dla studentów! Wykorzystaj to! A gdy nie masz czasu lub możliwości dotrzeć do naszego lokalu, po prostu zadzwoń i zamów jedzenie na wynos! Codziennie od 10:00 do 22:00, a w piątki i soboty aż do 3:00 nad ranem! Nocne, imprezowe gastro nie stanowi już problemu… POCCO LOCCO to nie alternatywa – to jedyny, właściwy wybór. Nie wierz reklamie, sprawdź sam!

2424

02/2011 04/2011

www.suplement.us.edu.pl

Już w drugiej połowie listopada rusza 2. edycja Student Art Festival – wydarzenia, które jako jedyne pozwala na pełną integrację sztuki, muzyki oraz tańca i chce zmieniać wizerunek Katowic. Ssafka, bo tak w skrócie można mówić o Student Art Festival, to impreza promująca twórczość studentów uczelni artystycznych: Akademii Muzycznej w Katowicach, Akademii Sztuk Pięknych, Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie i Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Teatralnej i Telewizyjnej w Łodzi. Partnerem w organizacji Festiwalu są Katowice – Miasto Ogrodów. Student Art Festival to interdyscyplinarne wydarzenie kulturalne, które ma na celu integrację oraz zjednanie studenckich środowisk artystycznych. Dzięki temu można mówić o stworzeniu przez Ssafkę nowej jakości wydarzeń kulturalnych w Katowicach, gdzie różne dziedziny sztuki mogą spotkać się w jednym miejscu. Student Art Festival zakłada wymianę doświadczeń artystycznych pomiędzy studentami, podkreślając przy tym bogactwo i różnorodność sztuki i dając ogromną satysfakcję z odbioru. W trakcie festiwalu zostaną zaprezentowane propozycje artystyczne z zakresu muzyki, tańca, teatru, sztuk plastycznych i wizualnych oraz filmu i fotografii, zatem każdy, nawet wybredny odbiorca, znajdzie coś dla siebie. Festiwal będzie trwał dwa tygodnie, od 14 do 28 listopada. Zapraszamy na uroczystą inaugurację Student Art Festival już 14 listopada! Zaglądajcie na naszą stronę internetową www.ssafka.pl i fanpage na Facebooku!


Sprawy studenckie/UŚ

Agata Stronciwilk, Miłosz Wrona, Anna Duda

Uniwersytet Śląski jest miejscem nie tylko dla przyszłych naukowców, teoretyków, lecz także dla osób nastrojonych artystycznie, twórczych i pełnych pasji. Mogą oni poruszać się po artystycznych drogach prowadzących od studiów do kariery. Kariery muzycznej, plastycznej, filmowej czy teatralnej. Jakie mogą obrać kierunki? Muzyka i plastyka

Oczywiście, największe skupisko artystów można zaobserwować na Wydziale Artystycznym Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie, gdzie znajdują się dwa Instytuty: Muzyki i Sztuki. Tam też można podjąć studia na kierunkach, takich jak: Edukacja artystyczna w zakresie sztuki muzycznej oraz Edukacja artystyczna w zakresie sztuk plastycznych.

Film

Drugim wydziałem, na którym możemy się spotkać z ludźmi, dla których najważniejsza jest praca twórcza, to oczywiście Wydział Radia i Telewizji.

Studenci tych trzech kierunków współpracują ściśle ze sobą podczas kręcenia etiud zaliczeniowych – jedni reżyserują, inni rejestrują obraz i dźwięk, a jeszcze inni organizują plan zdjęciowy. Również stosunki z wykładowcami wydają się bardziej „luźne” od tych na standardowych wydziałach. Przykładowo, gdy Marcin Wrona (wykładowca WRiTV) kręcił film Chrzest, zapraszał studentów na plan zdjęciowy. Studenci tego wydziału nie pozostają również niezauważeni w świecie filmowym. Nie sposób nie wspomnieć o absolwencie wydziału, Bartoszu Konopce, który za film Królik po berlińsku otrzymał nominację do Oscara, a za swój debiut fabularny Lęk wysokości już otrzymał nagrodę na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Choć oczywiście nie tylko absolwenci, bo również aktualni studenci mogą poszczycić się nagrodami – chociażby Jakub Pączek, zdobywca Grand Prix na One Minut Film and Video Festival w Toronto za film Rolki tożsamości, czy Weronika Bilska – laureatka Złotej Kijanki na festiwalu Camerimage za zdjęcia do filmu Brzydkie słowa.

„Cieszyn to przede wszystkim klimat. Klimat miasta na granicy i klimat prawdziwego kampusu akademickiego – budynki akademików znajdują się tuż obok uczelni. Ma to szczególne znaczenie, kiedy wraca się zmęczonym po dniu zajęć czy też zapomniało się czegoś z pokoju. Jako studentka wydziału artystycznego mam do dyspozycji szereg pracowni – od rysunku i malarstwa przez rzeźbę w glinie, drewnie, kamieniu, ceramikę, pracownię litograficzną i inne graficzne, do dodatkowych zajęć z witrażu. Dostęp nie jest niczym ograniczony, poza godzinami otwarcia uczelni, więc można rozwijać artystyczne skrzydła” – opowiada Anna Wybraniec, studentka Edukacji artystycznej, obecnie zafascynowana rzeźbą. Ciekawym projektem realizowanym na Wydziale Artystycznym jest „Akademia Dźwięków Ziemi”. Projekt ten łączy Instytuty Muzyki i Sztuki. W ramach projektu studenci wykonują niekonwencjonalne instrumenty z ceramiki, które służą im później do tworzenia muzyki. Jest to zatem interesująca synteza badań z pogranicza plastyki i muzyki. Wydział Artystyczny organizuje także wystawy w studenckiej galerii „36,6”, gdzie obecnie znajduje się wystawa z Katedry Rzeźby. Oprócz tego studenci mają szansę wziąć udział w plenerach artystycznych – przykładowo, co roku odbywa się dwutygodniowy plener rzeźbiarski w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku. Studenci Wydziału Artystycznego biorą udział w różnych konkursach, jak mówi Anna Wybraniec: „Wykładowcy często zachęcają nas samych do udziału w konkursach – osoby z naszego wydziału dostały się na wystawy poświęcone pamięci Henryka Góreckiego (Iwona Cichy)”. Prace mojej rozmówczyni będzie można zobaczyć na tegorocznym Biennale Plakatu Polskiego w Katowickim BWA. Wystawy i konkursy to jednak nie wszystko. „Wydział animacji społeczno-kulturalnej organizuje również różne warsztaty i kółka poza zajęciami – warsztaty kuglarskie, klub filmowy, w marcu odbywa się cykliczna impreza «czASKina», istnieją także różne sekcje sportowe – pływacka, piłki nożnej czy sztuk walki”. Warto wspomnieć także, że obecnie prace dyplomowe (licencjackie i magisterskie) studentów Wydziału Artystycznego z projektowania graficznego możemy oglądać na deptaku przed Rektoratem (ul. Bankowa). Prace te prezentują różne dziedziny projektowania od typografii poprzez plakat, projekty okładek, opakowań.

specjalnych, imprezy towarzyszące oraz przede wszystkim filmy. Festiwal jest niepowtarzalną okazją do obejrzenia etiud młodych adeptów sztuki filmowej nie tylko z całej Polski, lecz także z zagranicy (np. Niemiec, Węgier, Włoch czy Rosji).

Plastyka i teatr

Wymienione dotąd wydziały nie są jednak jedynymi miejscami, na których można realizować swoje artystyczne pasje. Kulturoznawstwo na Wydziale Filologicznym również daje takie możliwości swoim studentom. Do 12.11.2011 r. w Centrum Kultury Katowice im. Krystyny Bochenek można było oglądać wystawę Rytuał świętej codzienności człowieka gardzienickiego zorganizowaną przez studentów tego kierunku. Wystawa prezentowała prace powstałe podczas pleneru fotograficznego zorganizowanego w ramach kursu z przedmiotu: antropologia teatru. Prezentowane na wystawie fotografie mają charakter reportażowy, ukazują mieszkańców Gardzienic (niewielkiej wioski w województwie lubelskim) przy codziennych pracach i oddają klimat miejsca, które stało się jednym z najbardziej znanych ośrodków teatralnych w Polsce. Zdjęcia zostały wykonane w różnych technikach: fotografii cyfrowej, analogowej, polaroid oraz fotografii otworkowej.

Studenci tego wydziału mają szansę rozwinąć swoje zainteresowania na kierunkach, takich jak: Reżyseria, Realizacja Obrazu Filmowego, Telewizyjnego i Fotografia oraz Organizacja Produkcji Filmowej i Telewizyjnej. Chyba najważniejszym przedsięwzięciem studentów tego wydziału jest coroczny Węgiel Film Festiwal (w tym roku odbywać się będzie już IX edycja). Jest on organizowany zawsze przez żaków II roku organizacji produkcji w ramach zaliczenia przedmiotu. Organizują oni samodzielnie całą imprezę: ustalają skład jury, gości

Ponadto, 21.10.2011 r. mogliśmy oglądać w Szybie Wilson spektakl bunt of nietzsche zrealizowany przez studentów kulturoznawstwa w ramach zaliczenia przedmiotu, jakim są warsztaty teatralne (prowadzonego przez mgr Adrianę Świątek). Był to spektakl muzyczno-taneczny z elementami instalacji artystycznej. Punktem wyjścia stała się dla studentów filozofia Nietzschego, która została poddana artystycznej interpretacji studentów. Motyw przewodni stanowiło poszukiwanie własnej drogi – widzowie zostali wciągnięci w świat spektaklu i poruszali się wybranymi przez siebie ścieżkami po różnych pomieszczeniach składających się na całość przedstawienia. bunt of nietzsche będzie można obejrzeć raz jeszcze 21.11.2011 r. w galerii Szyb Wilson (wstęp wolny). Wszystkie te przykłady pokazują, że Uniwersytet Śląski jest miejscem dla osób nastrojonych artystycznie i pełnych pasji, które poza przyswajaniem teoretycznej wiedzy chcą i potrafią samodzielnie tworzyć. Muzyka, sztuki plastyczne, film, fotografia, teatr – ścieżek jest wiele, a talent i chęci umożliwiają wstąpienie na nie.

www.suplement.us.edu.pl

04/2011

25


Alarmowy temat

Kamila Stosik

Co piąta kobieta w Polsce umiera z powodu zbyt późnego wykrycia raka szyjki macicy. Co trzeci nowotwór piersi wykrywany jest zbyt późno, aby możliwe było skuteczne wyleczenie. W chwili obecnej mamy niemal najniższy w Unii Europejskiej stopień wykrywalności raka w pierwszym stadium. Nie wynika to z mniejszej zachorowalności, lecz nieświadomości Polek. Badania skryningowe, zwane również przesiewowymi, to rodzaj strategicznego badania, które przeprowadza się wśród osób nieposiadających objawów choroby w celu jej wykrycia i wczesnego leczenia, żeby zapobiec poważnym następstwom choroby w przyszłości. Z mgr pielęgniarstwa, Alicją Dylą, porozmawiałam o tym, dlaczego warto badać piersi i co jest najważniejsze w procesie leczenia. Dlaczego się nie badamy? Kobiety mówią: ja się nie badam, nie chcę wiedzieć. A potem jest już za późno. Przychodzą do nas panie w bardzo zaawansowanym stadium procesu nowotworowego, gdzie to leczenie jest nieraz wydłużone i nie daje stuprocentowej pewności wyleczenia. Kobiety nie chcą wiedzieć. Uważają, że jak nie boli, to nie ma raka, a to nie jest tak. Dlaczego i jak często powinnyśmy się badać? Najważniejsza dla każdej kobiety od 20. roku życia jest systematyczna samokontrola piersi. Powinno się badać piersi pomiędzy 7., 10. a 15. dniem cyklu, wówczas są one najmniej tkliwe. Jeżeli systematycznie wykonujemy samokontrole, to jesteśmy w stanie wykryć zmiany bardzo małe, nawet półcentymetrowe. Znamy swój organizm, wiemy, w jaki sposób zachodzą, więc wykrywając jakąś maleńką zmianę, zgłaszamy się do lekarza; on

robi USG i przykładowo po badaniu wychodzi, że to zmiana łagodna bądź torbiel. Badając się w kolejnych miesiącach, wiemy, że ta zmiana tam jest. A jeśli okaże się, że to rak? Bardzo ważny jest sposób, w jaki kobieta usłyszy to od lekarza. Inaczej przyjmiemy informację, jeżeli lekarz będzie miał czas z nami porozmawiać, a inaczej, jeżeli zostanie to przekazane w pośpiechu. Każdy lekarz wyczuwa sytuację. Są pacjentki, które nie chcą wiedzieć. Wszystko zależy od sposobu i od osoby, która przekaże tę informację. Czy rodzina powinna się dowiedzieć? Jest to nieuniknione, ponieważ leczenie onkologiczne niesie za sobą największe skutki uboczne. W jaki sposób bliscy mogą pomóc choremu w walce z rakiem? Bardzo ważne jest wspieranie bliskich poprzez edukację i rozmowy. W którym momencie to wsparcie jest najbardziej potrzebne? Od samego początku. Kiedy wykrywamy zmiany, badamy się. Bardzo istotne jest, aby był przy nas wtedy ktoś, komu ufamy, z kim możemy porozmawiać. Leczenie i co dalej? Jeżeli będziemy pozytywnie nastawieni, to wrócimy do normalnego życia. Czasami choroba skłania nas do przekwalifikowania się. Wiara w wyzdrowienie i wsparcie są bardzo ważne i pomogą nam przez ten trudny okres przejść. Z doktorem nauk medycznych, Stanisławem Owczarkiem, ginekologiem w centrum onkologii w Gliwicach, rozmawiałam o tym, kiedy i dlaczego powinno się przeprowadzać badania cytologiczne (na obecność raka szyjki macicy). Czy raka szyjki macicy można wykryć samodzielnie?

Nie, niezbędne są regularne badania. Badania finansowane przez NFZ są dostępne od 25. roku życia. Kiedy tak naprawdę powinnyśmy zacząć się badać? W ciągu pierwszych trzech lat od rozpoczęcia współżycia. Ponieważ średnia kraju to 14 lat, więc 17-latki powinny być badane. Jakie mogą być skutki nieprzeprowadzania badań na raka szyjki macicy? Takie, jakie były przez 45 lat komuny. Mianowicie? Wykrywalność raka szyjki macicy najgorsza w Europie, wyleczalność również. Wykrywamy nowotwory bardzo zaawansowane, których nie sposób leczyć. W jakim stadium raka szyjki macicy można wyleczyć? W pierwszym stadium wyleczalność wynosi 90%, w drugim – 70%. W trzecim stadium kiedyś to było 30%, obecnie jest 60%. W czwartym stadium 0–8%, to już jest na ogół stadium terminalne. Jak często powinno się wykonywać badania? Jeżeli kobieta jest zdrowa, nie miała chorób szyjki macicy, nie miała przeszczepów (nie ma leczenia immunosupresyjnego), nie jest nosicielem HIV, nie miała zakażenia wirusem HPV, czyli nie miała brodawczaka i ma jednego stałego partnera, to wystarczy badanie raz na 3 lata, aby wykryć ewentualne zmiany. W badaniach raz w roku wykrywalność wynosi 95%, raz na 3 lata to 93%. Dlaczego kobiety nie chodzą na badania? To, co kobiety zniechęca, to lęk przed wykryciem choroby. To przełamano w krajach Europy Zachodniej już 40 lat temu, kiedy uzmysłowiono kobietom, że przyjście do ginekologa to otrzymanie pomocy i zdrowia, a nie choroby i cierpienia. Bo jeżeli przyjdzie z wczesną chorobą, leczy się ją szybko, krótko, tanio i nie wytrąca się jej z rytmu życia. Od 2008 roku, kiedy niemiecki naukowiec dostał Nagrodę Nobla za wykrycie etiopatogenezy raka szyjki macicy, uznano, że jest to choroba weneryczna, taka sama jak kiła czy rzeżączka. Żeby nie umierać na banalną chorobę trzeba się badać.

Aktualności

W ubiegłym roku akademickim żacy Wydziału Filologicznego zbierali plastikowe zakrętki z napojów w ramach akcji charytatywnej uruchomionej dla chorej na mukowiscydozę Oli. Inicjatywę promowała studentka filologii polskiej, Alicja Wojtas, wraz z RSS naszego wydziału. Zbiórka dla Oli zakończyła się sukcesem, a jej bliscy są bardzo wdzięczni za pomoc. Na pomoc czeka jednak jeszcze bardzo dużo dzieci...

możemy również pomóc sobie - dzięki radości, jaką daje pomaganie dzieciom. Liczymy na Was! :) Artykuły będzie można umieszczać w specjalnych pojemnikach, które pojawią się na Wydziale Filologicznym, lub przekazywać je bezpośrednio do biura naszego samorządu. Zbiórka potrwa od początku grudnia aż do przerwy świątecznej. Serdecznie zapraszamy do wsparcia nas w tych działaniach! :)

Kontynuujemy zatem akcję i nadal zbieramy zakrętki! Tym razem podjęliśmy współpracę z fundacją „Pomagamy z uśmiechem”.

Agnieszka Skwarczowska Rada Samorządu Studenckiego Wydziału Filologicznego UŚ

W poszczególnych miesiącach pieniądze z uzyskanej zbiórki przekazywane będą na różnych podopiecznych. Więcej szczegółów na stronie internetowej: pomagamyzusmiechem.pl. A już za niecały miesiąc czeka nas początek zbiórki artykułów papierniczych i słodyczy dla dzieci z domów dziecka. Już po raz drugi Rada Samorządu Studenckiego Wydziału Filologicznego organizuje akcję „Filolodzy dzieciom”. Pomagając innym,

2626

02/2011 04/2011

www.suplement.us.edu.pl

NZS Uniwersytetu Śląskiego przedstawia warsztaty:

Projekt ma na celu zapoznać studentów z rodzajami umów, by mogli wybierać te najkorzystniejsze dla siebie. Przedstawimy, co należy do obowiązków w pracy, a czego wykonywanie niekoniecznie jest już uzasadnione. Jesteśmy przekonani, że po uczestnictwie w kilku szkoleniach, brak doświadczenia nie będzie już pretekstem do wykorzystywania pracowników. Zapraszamy na szkolenia w dniach: 28, 29 i 30 listopada na Wydziale Nauk Społecznych i Wydziale Matematyki. Godziny szkoleń na stronie www.nzs.us.edu.pl.


Kultura

Adam Andrysek

Jeżeli na dźwięk nazwisk, takich jak: Bach, Mozart, Czajkowski czy Vivaldi, uciekasz w popłochu, to wiedz, że coś się dzieje... Jeżeli brzmienie Czterech pór roku Vivaldiego sprawia Ci wewnętrzny ból, to wiedz, że coś się dzieje... Jeżeli Mozart kojarzy Ci się tylko z Eine Kleine Nachtmusik i – ewentualnie – Requiem, to wiedz... że niedługo to się zmieni. Na szczęście, jesteś adresatem trzymanego w dłoniach artykułu. Jego celem jest przekonanie sceptyków, że muzyka poważna nie jest trudna i nudna. Przy odpowiednim nastawieniu i dzięki kilku poradom może stać się szalenie interesująca i przyjemna w odbiorze nawet dla osoby, która do tej pory omijała ją szerokim łukiem. Przed przystąpieniem do dalszych rozważań niezmiernie istotne jest przyjęcie właściwego stosunku do tego rodzaju muzyki. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem snobistycznego traktowania tak zwanej „klasyki” jako gatunku z natury rzeczy lepszego od innych czy też szczególnie wysublimowanego, odpowiedniego jedynie dla ludzi o wysokich kompetencjach odbiorczych i wrażliwości, niezbędnych do właściwego przeżywania tego rodzaju dzieł. Nic bardziej mylnego. Do muzyki poważnej proponuję podejść z należnym jej obiektywizmem, bez uprzedzeń i stereotypów. Jest ona bowiem po prostu jednym z gatunków, jak na przykład pop, w ramach którego wyróżnić można wiele podgatunków zawierających utwory lepsze i gorsze. Wszystko zależy od właściwego wyboru oraz indywidualnej wrażliwości. Oczywiście prawdą jest, że odpowiednie wykształcenie pozwoli znacznie bardziej docenić kunszt danego utworu, nie oznacza to jednak, że osoba niezaznajomiona z odpowiednimi aspektami teoretycznymi nie będzie w stanie czerpać przyjemności z jego odbioru. Oto kilka przykładowych porad, które mogą umilić kontakt z muzyką klasyczną. Niestety, nie da się obiecać stuprocentowej skuteczności proponowanych rozwiązań. Każdy lek może powodować działania niepożądane lub organizm może odmówić z nim współpracy... Myślę jednak, że warto zaryzykować. Nic na siłę. Nie próbuj zmuszać się do danego utworu tylko dlatego, że inni uważają go za arcydzieło. Bądź otwarty, posłuchaj, ale jeśli między wami nie „zaiskrzy”, odstaw. Nie rzucaj się na głęboką wodę. Rozpocznij od muzyki filmowej, najlepiej z obrazu, który znasz i lubisz. Status ścieżek dźwiękowych jest dosyć nieokreślony, funkcjonują one niejako „pomiędzy” muzyką poważną a popularną. Ich niepodważalną zaletą jest to, że najczęściej przywołują w głowie słuchacza konkretne obrazy i skojarzenia, wyraźnie ilustrują także różnorodne emocje. W tym przypadku działa ponadto stara zasada, w myśl której lubimy

to, co już znamy – doświadczenie związane z soundtrackiem z ulubionego filmu będzie więc na pewno przyjemniejsze od słuchania opery. Jeżeli katowano Cię Eine Kleine Nachtmusik Mozarta (lub czymkolwiek innym) z tysiąc razy przy różnych okazjach, to... posłuchaj tych utworów raz jeszcze. Tym razem jednak spróbuj skupić się tylko na jednej linii melodycznej, na przykład skrzypiec bądź basu. Tego rodzaju „rozdrobnienie” utworu pozwala wychwycić różne „smaczki”, które do tej pory były niezauważane. Pamiętaj, że w muzyce poważnej raczej nie funkcjonuje instytucja „gwiazdy jednej piosenki”. Warto więc choć odrobinę zagłębić się w twórczość danego kompozytora i posłuchać nowych, niesłyszanych wcześniej dzieł. Inaczej bowiem Chopin wciąż będzie Ci się kojarzył z Etiudą rewolucyjną, Bach z Arią na strunie G, a Mozart... doskonale wiesz z czym. Dobieraj kompozytorów wedle swojego temperamentu. W muzyce popularnej również dokonujesz ciągłych wyborów piosenkarzy bądź zespołów. Nie wszyscy słuchają Justina Biebera i nie wszyscy przepadają za Czajkowskim. Dawaj szansę wielu kompozytorom, a w końcu trafisz na swoich faworytów. Pamiętaj jednak o różnicach gatunkowych – sonata na skrzypce będzie miała zupełnie inny ładunek emocjonalny niż utwór z orkiestrą symfoniczną tego samego twórcy.

Wizualizuj sobie muzykę. Nie tylko ścieżki dźwiękowe z filmów uruchamiają w głowie określone obrazy, to samo dzieje się także w przypadku innych utworów. Korzystaj z wyobraźni i staraj się przełożyć sobie to, co słyszysz, na ulubione kolory i kształty. Wielu entuzjastów Bacha twierdzi na przykład, że podczas słuchania (bądź grania) jego fug w ich głowie powstają przestronne, strzeliste katedry. Bądź oryginalny i stwórz własną! Unikaj opery, przynajmniej na początku... Specyfika wokalu operowego, a także długi (najczęściej) czas trwania takich kompozycji u początkującego słuchacza wywołują często efekt „nigdy więcej”, który może zrazić nie tylko do

muzyki wokalnej/wokalno-instrumentalnej, lecz także do innych utworów. Jeżeli jednak postanowisz podjąć wyzwanie wysłuchania opery (pamiętaj – uprzedzałem!), rób sobie krótkie przerwy, gdy poczujesz znudzenie bądź zniechęcenie. Oglądaj muzykę! Nie pozostawaj jedynie w sferze audialnej lub w sferze mentalnych wizualizacji dźwięków. Muzyka to także, a nawet przede wszystkim, koncerty. Jeżeli nie chcesz wydawać pieniędzy na bilet do filharmonii, to masz dwa wyjścia. Pierwszym z nich jest pójście na jeden z koncertów organizowanych w katowickiej Akademii Muzycznej – wystarczy zjawić się tam kilka dni wcześniej w celu odebrania darmowych wejściówek. Drugie – mniej spektakularne, ale i bezpieczniejsze wyjście, to skorzystanie z Internetu. YouTube to prawdziwa skarbnica nagrań wideo praktycznie każdego utworu muzyki poważnej będącego w ogólnym obiegu. Oglądanie subiektywnych interpretacji danej kompozycji może być fascynującym przeżyciem. Szczególnie polecam przyjrzeć się mowie ciała solistów, na przykład uczestników tegorocznego Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego. Ruch oraz mimika twarzy muzyków nie tylko wynikają z interpretacji utworu, lecz mogą także – na zasadzie sprzężenia zwrotnego – pozytywnie bądź negatywnie wpływać na dane wykonanie. Na przykład, zbyt duża ekspresyjność często stanowi przeszkodę w grze, nie wspominając o jej bezcennych walorach komicznych. Poszukaj związków muzyki poważnej z szeroko pojętą muzyką popularną. Od bardzo wielu lat na rynku muzycznym obserwuje się swoistą kooperację tych dwóch – z pozoru odmiennych – światów. Znane zespoły (Scorpions, Pink Floyd, Metallica...) oraz równie znani piosenkarze (Sting, David Bowie, Bob Dylan...) chętnie korzystają z pomocy orkiestr symfonicznych przy realizacji swoich projektów. Na tym jednak wspomniane związki się nie kończą. Praktycznie cała muzyka popularna opiera się na wypracowanej przez wieki harmonii klasyczno-romantycznej, obecnej w większości dzieł muzyki poważnej, w związku z czym dokładniejsze poznanie tak zwanej „klasyki” pozwoli na lepsze i bardziej świadome rozumienie tego, czego słucha się na co dzień. Niezależnie od efektu tej specyficznej „kuracji”, którą proponuję, trzeba pamiętać o jednym: w wielu przypadkach muzyka poważna jest „poważna” jedynie z nazwy. Kompozytorzy słynnych dzieł nie byli przecież nudnymi facetami siedzącymi całymi dniami z rozwichrzoną czupryną nad pożółkłą partyturą. Szczegółowe zagłębienie się w ich biografie pokazuje całą gamę różnorodnych osobistości, wśród których nie brakowało alkoholików, „wiecznych dzieci”, prawdziwych dziwaków, wynalazców czy biedaków. Dowodem na oryginalność oraz „powagę” z przymrużeniem oka niech będzie słynne „4’33” Johna Cage’a. Osobom, które kompozycji nie znają, polecam obejrzenie i posłuchanie wersji na orkiestrę symfoniczną. Gwarantuję niezwykłe doznanie...

www.suplement.us.edu.pl

04/2011

27


Staże / Praktyki / Szkolenia / Warsztaty „Grasz o staż” „Grasz o staż” to prestiżowy konkurs dla studentów i absolwentów w Polsce, organizowany od siedemnastu lat przez firmę PwC i „Gazetę Wyborczą”. Do wygrania w nim są merytoryczne, trwające minimum miesiąc praktyki, za które otrzymuje się wynagrodzenie. O co grasz gdy „Grasz o staż”: - płatną, merytorycznie przygotowaną praktykę w firmach, organizacjach rządowych i pozarządowych, agencjach marketingowych i domach mediowych na terenie całego kraju, - możliwość rozwoju i zdobywania nowych doświadczeń, - ciekawą wakacyjną przygodę, która może stać się przepustką do stałej pracy, - dołączenie do grona laureatów – Alumnów „Grasz o staż”. Etap I konkursu: uczestnicy konkursu mają do wyboru minimum jedno a maksymalnie trzy zadania konkursowe z puli wszystkich zadań, które zostaną opublikowane 6 lutego 2012 r. na stronie www.grasz.pl. 2.04.2012 to ostateczny termin zgłaszania się uczestników do konkursu i przesyłania rozwiązań Etap II: rozmowy kwalifikacyjne u fundatorów. Rejestracja i pełna informacja o konkursie na www.grasz.pl.

Praktyki: Stowarzyszenie Związek Zagłębiowski, wydawca czasopisma społeczno-kulturalnego „Nowe Zagłębie” poszukuje praktykantów chętnych do współtworzenia czasopisma. Opis praktyki: praktyka dziennikarska polegająca na samodzielnym tworzeniu artykułów o tematyce społecznej i kulturalnej. Miejsce pracy: praktyka zdalna; czas praktyki: nieokreślony.Aplikacje (CV i list motywacyjny) należy przesyłać na: redakcja@nowezaglebie.pl (z dopiskiem „praktyki” w temacie wiadomości)

Wydarzenie

Dobry film w towarzystwie znajomych, kameralne kino w nietypowym wnętrzu, a do tego świeże piwo prosto z browaru… Brzmi jak recepta na udany wieczór? Takie właśnie wieczory proponujemy w ramach Browarowego Klubu Filmowego w Tyskim Browarium. Zapraszamy na wyjątkowy przegląd polskich filmów z (najlepszym) piwem w kadrze i… w kuflu! Każdy seans poprzedza wycieczka z przewodnikiem po Tyskich Browarach Książęcych. Filmy na BKF zostały wybrane wg następującego klucza: ciekawe ujęcie piwa i obyczajów z nim związanych lub obraz Śląska – regionu, z którego wywodzi się piwo Tyskie. 17 listopada przegląd otwiera świetna komedia wg scenariusza Jana Himilsbacha z niezapomnianym Zdzisławem Maklakiewiczem w roli głównej:

02/2011 04/2011

Centrum Kultury Katowice im. K. Bochenek poszukuje wolontariuszy chcących pomagać w organizacji wszelkich projektów organizowanych przez CK. Miejsce: Katowice, 40-032, Plac Sejmu Śląskiego 2 Email: katowice@wolontariat.org.pl Kontakt: Józef Blacha, tel. (32) 609 03 02 e-mail: jozef.blacha@ck.art.pl

Justyna Budzik

Kultowe filmy i uznani twórcy na pierwszym w Polsce przeglądzie filmów z piwem w kadrze.

2828

Wolontariat: Reflektor-Rozświetlamy Kulturę Niezależny magazyn społecznokulturalny „Reflektor-Rozświetlamy Kulturę” ogłasza nabór do zespołu redakcyjnego. Reflektor informuje o imprezach i niebanalnych wydarzeniach, które dzieją się na Górnym Śląsku i Zagłębiu. Celem magazynu jest aktywizacja kulturalna mieszkańców regionu. Aplikacje należy przesyłać na redakcja@rozswietlamykulture.pl. Więcej informacji na: http://www. rozswietlamykulture.pl/reflektor/

Przyjęcie na dziesięć osób plus trzy (reż. J. Gruza, 1972). „Małe piwko, małe piwko z korzeniami zastąpi łzy” – któż nie zna słynnej piosenki z tego filmu. Z pewnością niejeden widz naszego seansu będzie ją podśpiewywał pod nosem, sącząc złociste Tyskie. Kolejna projekcja – 24 listopada – to podróż Pociągiem do Hollywood (reż. R. Piwowarski, 1987), w którym – w wagonie barowym – pracuje niespełniona aktorka Merlin (Katarzyna Figura). Piękna bufetowa raczy gości piwem. Trunek odegra też niebagatelną rolę w rozwoju akcji. Uwaga: w bufetowym piwie znaleźć można różne niespodzianki… 1 grudnia wraz z następnym filmem – Zawróconym (reż. K. Kutz, 1992) – poczujemy śląski klimat. Humor z nutą goryczy towarzyszy opowieści o pracowniku elektrociepłowni (w tej roli fantastyczny Zbigniew Zamachowski), który przechodzi drogę od kolaboracji z władzą do zaangażowania się w ruch opozycyjny. Śląsk to ulubiona sceneria filmów Kutza, a piwo Tyskie – ulubiony napój mieszkańców tego regionu. Finał przeglądu, 8 grudnia, zwieńczy historia Skazanego na bluesa (reż. J. Kidawa-Błoński, 2005) Ryśka Riedla, lidera legendarnego zespołu Dżem. Muzyk dorastał w Tychach i tutaj też realizowano

www.suplement.us.edu.pl

zdjęcia do filmu, na ekranie zobaczycie więc autentyczne plenery. Warto wybrać się na spacer po browarze, nucąc bluesa! Kino w Tyskim Browarium, centrum wycieczkowym, to idealne miejsce, by zaprezentować filmowe obrazy piwa. Znajduje się w samym sercu Tyskich Browarów Książęcych. Sala urządzona w dawnej kaplicy browaru zachwyca oryginalną architekturą z początku XX wieku. Wystrój zaaranżowano w nowoczesny sposób na potrzeby multimedialnej ekspozycji, przybliżającej historię naszego browaru oraz rozwój tradycji i technologii piwowarskich. W takim miejscu piwo smakuje najlepiej, a oglądane filmy wpisują się w malowniczą scenerię Tyskich Browarów Książęcych. Browarowy Klub Filmowy to także okazja do wymienienia się wrażeniami i opiniami na temat filmów – po projekcjach zapraszamy do pubu Tyskiego Browarium, gdzie w atmosferze browarnych piwnic będzie można porozmawiać z innymi widzami. Każdy seans będzie też poprzedzony krótką prelekcją filmoznawczą, która zachęci Was do dyskusji. W filmowe czwartki rozsmakujesz się w dobrym kinie!


www.suplement.us.edu.pl

04/2011

29





Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.