Ukryte królestwo

Page 1




ROZDZIAŁ 1 Od pięciu dni padało. Gloria oficjalnie miała tego serdecznie dość. Nie była także zachwycona komentarzami pozostałych smocząt, że jako „Deszczoskrzydła” powinna uwielbiać deszczową pogodę. Z całą pewnością nie uwielbiała takiej pogody. W jaskiniach pod górą na smoczęta nigdy, przenigdy nie padało. Ta ulewa wydawała się wręcz nienaturalna, niepowstrzymana i potwornie, nieprzyjemnie mokra. W nosie mam, czy „prawdziwy” Deszczoskrzydły powinien to lubić, myślała, kiedy kropelki spływały jej po pysku, przesączały się przez łuski, przemaczały skrzydła tak, że ciągnęły się za nią ciężko. Jeśli lubią taką pogodę, to coś z nimi jest nie tak. Żaden rozsądny smok nie cieszyłby się z pogody, w której tak trudno się lata. Na trzy księżyce, błagam, niech to będą rozsądne smoki. Niech nie okażą się takie, jak te przedstawione we wszystkich opowieściach, rozmyślała. Wszyscy mówili, że Deszczoskrzydłe są bezużyteczne i leniwe. Jednakże jej plemię mieszkało samotnie w lasach deszczowych, gdzie nikt go nie widział, więc wszyscy mogli się mylić. Gloria miała szczerą nadzieję, że się mylili. Zadrżała na całym ciele i zgromiła wzrokiem okryte mgłą niebo. Chciała więcej słońca. Całe życie brakowało jej słońca i nie 29


wiedziała o tym, dopóki promienie nie dotknęły jej łusek w dniu, kiedy opuścili jaskinie. Więcej długich, słonecznych dni – to by jej odpowiadało. A zamiast tego miała to. Deszcz. Błoto. Jeszcze więcej deszczu. Jeszcze więcej błota. Na dokładkę dostała jeszcze jęczącego, zawodzącego, ociekającego wodą ślamazarę – rannego Morskoskrzydłego. – Możemy się zatrzymać? – jęknął Płetwonóg. – Muszę odpocząć. Przebrnął przez błoto do trochę suchszego miejsca pod drzewem. Gloria patrzyła spod zmrużonych powiek, jak niebiesko-zielony smok pada na ziemię. Pozostałe smoczęta też się zatrzymały, patrząc po sobie. Tego dnia szli, zamiast lecieć, bo Płetwonóg powiedział, że to dla niego łatwiejsze z uwagi na ranę. Mimo to prosił, żeby się zatrzymali, niemal co dziesięć kroków. Gloria zaczęła podejrzewać, że Morskoskrzydły nie chce dojść do lasu deszczowego. Ale dlaczego? – zastanawiała się. Coś ukrywa? Czy to ma coś wspólnego z moimi rodzicami? Jako opiekun, który wykradł ją Deszczoskrzydłemu plemieniu, powinien okazać się pomocną fontanną informacji na temat jej pochodzenia. Zamiast tego tylko mamrotał i ciągle zapominał, o czym mowa, kiedy pytali go o smoki z lasu deszczowego. Łupek podszedł do Płetwonoga i zerknął na jego ranę. Opatrywali ją wodorostami nasączonymi morską wodą tak długo, jak się dało, ale teraz znajdowali się zbyt daleko w głębi lądu. Zatrute zadrapanie koło ogona Płetwonoga stało się paskudną raną otoczoną poczerniałymi łuskami i każdego dnia czerń rozlewała się nieco dalej. Żadne z nich nie miało pojęcia, jak zwalczyć jad Piaskoskrzydłych. Nie wspominając już o tym, że nie mamy pojęcia, dlaczego Żagiew tak bardzo chciała zabić Płetwonoga. To fakt, że jest okropny, ale ona nawet go nie zna, myślała Gloria. 30


Zerknęła na Gwiezdnego Lotnika, czarnego Nocoskrzydłego, który był najmądrzejszym smoczęciem, jakie znała... I pewnie nawet gdyby znała więcej niż czworo smocząt, nadal by tak uważała. Zastanawiała się, czy miał jakieś podejrzenia odnośnie do Żagwi i Płetwonoga. Zmartwiony Łupek przesunął ogonem po błocie. – Mam nadzieję, że Deszczoskrzydłe zdołają mu pomóc – powiedział. – Ich własna trucizna jest inna. Może jednak będą miały więcej pomysłów niż my. Gloria potrząsnęła skrzydłami i odwróciła wzrok. Miała to w nosie. Pozostałe smoczęta z jakichś niemądrych powodów czuły się zobowiązane wobec starego opiekuna, jakby ich obowiązkiem było go uratować. Najwyraźniej tylko ona pamiętała, że był gotowy stanąć z boku i pozwolić, żeby ją zabito. Kradzież jej jaja także była jego pomysłem. Proroctwo wymagało Nieboskrzydłego, ale kiedy Szpony straciły Nieboskrzydłe jajo, zanim smoczę się wykluło, Płetwonóg postanowił zastąpić je Deszczoskrzydłym. Gloria była zmuszona dorastać pod górą, z dala od domu i rodziny, ucząc się o przepowiedni, która nawet jej nie uwzględniała. Innym było łatwo. Ich przeznaczenie nie podlegało dyskusji. Jednak Glorii... Jeśli było jej pisane pomóc w ocaleniu świata, to dlaczego przepowiednia nie wymagała Deszczoskrzydłej? A jeżeli nie była niezbędna do wypełnienia wielkiego wspaniałego proroctwa, to jaki w ogóle sens miało jej życie? Może to była jedna wielka pomyłka, ale kiedy tak myślała, kończyła, mając krwawe sny, w których rozrywała Płetwonoga na strzępy. Lepiej więc o tym nie myśleć. Przeznaczenie samo się wyklaruje. W tej chwili wracała do domu. Konar nad głową Glorii nagle się ugiął i na jej głowę spadło całe jezioro wody. 31


Z sykiem odskoczyła do tyłu i spiorunowała wzrokiem drzewo. – Ciii – powiedziała z góry Tsunami. Opadła na ziemię i rozejrzała się po ponurym bagnie. – Dwa Błotoskrzydłe smoki leciały w tym kierunku, ale za nic nie zobaczą nas przy tej pogodzie. Kłęby gęstej mgły wisiały nad błotem, spowijając karłowate drzewka jak dym kłębiący się wokół smoczych rogów. Trudno było orzec, jaka pora dnia nastała. Niebo było szare, a mżawka siąpiła nieustannie. Gloria zgadzała się z Tsunami – smok ledwie widział końce własnych skrzydeł, już nie wspominając o drugim smoku. – Mimo wszystko powinniśmy się schować – zaproponował niespokojnie Gwiezdny Lotnik. – Znajdujemy się teraz raptem dzień lotu od pałacu królowej Pardwy. Gdyby nas złapano... – Znowu więzienie – westchnął Łupek. Jak na razie każda smocza królowa, jaką spotkali, koniecznie chciała uwięzić smoczęta i trzymać je w garści. Uciekli z więzienia królowej Czerwieni w Królestwie Nieba tylko dzięki jadowi Glorii, tajnej broni, o której istnieniu sama nie wiedziała, dopóki jej nie potrzebowała. Dotknęła rozwidlonym językiem zębów jadowych i zerknęła w niebo. Nadal nie mieli pojęcia, czy królowa Czerwień przetrwała atak Glorii. Gloria była przekonana, że przy ich szczęściu Czerwień przeżyła i planuje straszliwą zemstę. Po ucieczce poszli szukać bezpiecznego miejsca u matki Tsunami, królowej Korali z Morskoskrzydłych. Oczywiście Korala też postanowiła ich uwięzić. Gloria nie była zaskoczona. Nawet rodzinie nie można ufać, gdy w grę wchodzi przepowiednia. Wszyscy mieli własne pomysły odnośnie do sposobu zakończenia wojny. Zatem gdyby królowa Pardwa z Błotoskrzydłych znalazła ich na swoim terytorium, pewnie nie zaprosiłaby ich na herbatkę i nie odesłała potem w dalszą drogę. Błotoskrzydła królowa miała dwór nad wielkim jeziorem na południowym krańcu Królestwa Błot. Gloria przypomniała sobie 32


mapę Pyrrii i przeszedł ją dreszcz, gdy coś zrozumiała. Jeśli Gwiezdny Lotnik miał rację i znajdowali się raptem dzień lotu od pałacu, to w takim razie znajdowali się także dzień lotu od lasu deszczowego. Od lasu deszczowego i... Plemienia Glorii. Wreszcie znajdę swoje miejsce, pomyślała. Deszczoskrzydłe nie będą dbały o to, czy wymieniono mnie w jakiejś przepowiedni. – Glorio – zbeształa ją Tsunami. – Jaskrawożółte łuski to akurat coś, co mogą dostrzec. Wracaj do barw ochronnych. Gloria zerknęła po sobie i zobaczyła złote rozbłyski, które wypłynęły na jej łuski. Oznaczyły szczęście lub podniecenie, z tego co się zorientowała, ponieważ bardzo rzadko widywała je w swoim życiu. Doprowadzało ją do szału, kiedy łuski zmieniały kolor bez jej wiedzy. Zdecydowanie zbyt często to robiły. Musiała tłumić każdą silną emocję, by nie rozlała się kolorem po jej łuskach. Skupiła się na nieustannym kapaniu na otaczających ich bagnach, wpatrując się w gęste, brązowe błoto między szponami. Wyobraziła sobie mgłę snującą się między jej skrzydłami, przesączającą się przez szpary między łuskami i rozlewającą się jak szare chmury na niebie. – No i zniknęła – powiedziała Tsunami. – Nadal tu jest – wtrąciła Słonko. Podeszła odrobinkę bliżej do Glorii i wpadła na jej skrzydło. – Widzisz? Tutaj. Wyciągnęła łapę, żeby dotknąć Glorii, ale ona się odsunęła. Słonko macała w powietrzu przez chwilę, aż w końcu się poddała. Mała Piaskoskrzydła była niezwykle jak na siebie milcząca przez ostatnie kilka dni. Gloria domyślała się, że Słonko też nie cierpi deszczu – pustynne smoki były stworzone do palącego skwaru, płonącego słońca i niekończących się dni czystego nieba. Nawet w tak dziwnie wyglądającej Piaskoskrzydłej jak Słonko nadal musiały budzić się instynkty typowe dla jej plemienia. Tak naprawdę tylko Łupek był zadowolony z tej pogody. Jedynie Błotoskrzydły mógł doceniać pluskanie i chlupotanie pod łapami, kiedy szli przez bagna. 33


Gwiezdny Lotnik obrócił nagle głowę. – Chyba wyczuwam czyjś zapach. Ktoś się zbliża – szepnął i zadygotał od rogów po szpony. – Nie panikuj – odpowiedziała szeptem Tsunami. – Łupek, schowaj mnie i Słonko. Gwiezdny Lotniku, znajdź sobie cień i zrób to co zawsze: niewidzialnego, skamieniałego Nocoskrzydłego. Glorio, ty możesz osłonić Płetwonoga. – Nie, dzięki – odpowiedziała natychmiast Gloria. Nie zamierzała zbliżać się do Płetwonoga, a już na pewno nie po to, by uratować mu życie. – Zasłonię Słonko. Nie lubiła dotykać innych smoków, ale lepsza Słonko od Płetwonoga. – Ale... – zaczęła Tsunami, tupiąc. Gloria ją zignorowała. Uniosła skrzydło i przysunęła małą złotą smoczycę do swojego boku. Opuściła skrzydło i Słonko skryła się pod szaro-brązowym kamuflażem Glorii. – Rety – powiedział Łupek – to wyglądało naprawdę dziwnie. Jakby mgła pożarła Słonko. W brzuchu zaburczało mu żałośnie przy słowie „pożarła” i Błotoskrzydły przestąpił z nogi na nogę wyraźnie skrępowany. Gwiezdny Lotnik zerknął w miejsce, w którym znajdowała się Słonko, przedeptując niespokojnie w błocie. – Nic jej nie jest – uspokoiła go Gloria. – Idź wypełniać rozkazy jak dobre smoczę, bo inaczej Tsunami rzuci cię węgorzom na pożarcie. Tsunami spojrzała chmurnie w jej kierunku, ale Gwiezdny Lotnik wymknął się chyłkiem, znalazł dziuplę w ciemnym drzewie i tam jego czarne łuski stopiły się z cieniami. Teraz Gloria też słyszała – bam-chlup-bam-chlup ogromnych łap maszerujących przez bagno w ich kierunku. Żar łusek Słonka był nieprzyjemnie ciepły u jej boku. Płetwonóg nie poruszył się, gdy rozmawiali. Leżał zwinięty u korzeni drzewa, opierając pysk na ogonie. Wyglądał żałośnie. 34


Łupek zagnał Tsunami do Płetwonoga i rozłożył skrzydła w kolorze błota, żeby ukryć ich oboje. To nie było idealne rozwiązanie – niebieski ogon wystawał z jednej strony, skraj niebiesko-zielonego skrzydła z drugiej. Jednakże w takiej mgle wyglądali właściwie jak niewyraźny kopiec błota, co powinno wystarczyć. Bam. Chlup. Bam. Chlup. – Nie podoba mi się ten patrol – narzekał ktoś basowym głosem. Gloria omal nie podskoczyła. Miała wrażenie, że rozbrzmiał raptem dwa drzewa od niej. – Za blisko tego upiornego lasu deszczowego, jeśli chcesz znać moje zdanie. – Wcale nie jest nawiedzony – rozległ się drugi głos. – Przecież wiesz, że mieszkają tam tylko ptaki i leniwe Deszczoskrzydłe. Lata nauki panowania nad sobą pozwoliły Glorii nie wzdrygnąć się. Dostatecznie często słyszała epitety w rodzaju „leniwe Deszczoskrzydłe” od swoich opiekunów pod górą. Jednakże gdy padły z paszczy kogoś zupełnie obcego, były bolesne jak cios w oko. – Gdyby to była prawda, to Jej Wysokość pozwoliłaby nam tam polować. Wie jednak, że to nie jest bezpieczne. I słyszałeś hałasy nocą. Mówisz mi, że to Deszczoskrzydłe tak krzyczą? Krzyczą? – pomyślała Gloria. Słonko pod jej skrzydłem obróciła lekko głowę, jakby chciała lepiej słyszeć. – Nie wspominając już o martwych ciałach – mruknął pierwszy smok. – To żaden potwór z lasu deszczowego – powiedziała jego towarzyszka, ale w jej tonie zabrzmiało wahanie. – To wojna. To jakieś działania partyzanckie, które mają nas nastraszyć. – Tak daleko? Dlaczego Morskoskrzydłe albo Lodoskrzydłe leciałyby tak daleko, żeby zabić jednego albo dwa Błotoskrzydłe smoki to tu, to tam? Kiedy wszędzie indziej toczą się o wiele poważniejsze walki. – Przyśpieszmy trochę kroku. Naprawdę powinni pozwolić nam patrolować w trójkach albo czwórkach. 35


– Nawet mi nie mów. – Bam-chlup-bam-chlup. – A co myślisz o sytuacji u Nieboskrzydłych? Jesteś za Rubinią czy myślisz... Gloria nadstawiała uszu, ale mgła stłumiła głosy oddalających się z chlupotem Błotoskrzydłych żołnierzy. Tak bardzo chciała pójść za nimi i dowiedzieć się, jak wygląda „sytuacja u Nieboskrzydłych”. Może przyjaciele nie zauważyliby, gdyby wymknęła się na chwilę? – Zaraz wracam – szepnęła do Słonka, unosząc skrzydło i odsuwając się. Słonko złapała ją za ogon, patrząc wielkimi jak spodki oczami. – Nie odchodź! – szepnęła. – To nie jest bezpieczne! Słyszałaś, co mówili! – O potworach z lasu deszczowego? – Gloria przewróciła oczami. – Nie mogę powiedzieć, że okropnie się tym zmartwiłam. Nie pójdę daleko. Wyrwała się Słonku i ruszyła za żołnierzami, ostrożnie stając tylko na suchych miejscach, żeby jej łapy nie chlupotały w błocie. Na bagnach panowała upiorna cisza, zwłaszcza gdy mgła tłumiła większość dźwięków. Gloria próbowała podążać za odległym dudnieniem głosów i tym, co uznała za odgłosy smoczych kroków. Jednak po paru chwilach nawet tego nie dało się usłyszeć. Przystanęła, nadstawiając uszu. Kapało z drzew. Mżyło kapryśnie przez gałęzie. Gdzieniegdzie w błocie coś bulgotało, jakby bagno miało czkawkę. I wtedy powietrze przeszył krzyk. Glorii kryza zjeżyła się ze strachu i bladozielone paski wypłynęły zygzakami na łuski. Zwalczyła przerażenie, skupiając się na przywróceniu szarości i brązów. – Glorio! – wrzasnęła Słonko gdzieś z tyłu. Zamknij się, pomyślała ze złością Gloria. Nie zwracaj ich uwagi. Niech nikt się nie dowie, że tu jesteśmy. Pozostałe smoczęta musiały pomyśleć to samo i uciszyły Słonko, bo więcej nie zawołała. 36


Chyba że to jedno z nich krzyknęło, przyszło jej na myśl. To jednak było niemożliwe. Krzyk rozległ się gdzieś z przodu. Gloria sprawdziła łuski, żeby się upewnić, że dobrze się ukryła, i przyśpieszyła, biegnąc między drzewami w stronę, z której dobiegł krzyk. Mgła była tak gęsta, że Gloria omal nie przegapiła dwóch ciemnych kształtów, które wyglądały jak obalone pniaki. Jej łapy natrafiły na coś, co zdecydowanie było smoczym ogonem, i Gloria odskoczyła. Dwa brązowe smoki leżały wyciągnięte na błocie, otoczone kałużami krwi, którą już zmywał deszcz. Ich gardła zostały rozerwane tak bestialsko, że głowy prawie odpadły od ciał. Gloria wbiła wzrok w kłębiącą się szarą mgłę, ale nie zauważyła żadnego ruchu poza deszczem. Błotoskrzydli żołnierze nie żyli i nigdzie nie było śladu ich mordercy.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.