Skrawki intelektu

Page 1


Książkę dedykuję mojemu starszemu bratu Patrickowi, który był uprzejmy nauczyć mnie odpowiedniego podejścia do świata.


Przełożył Jacek Konieczny



„Żywotność, siła witalna przekłada się na twoje działania, a ponieważ przez cały czas jesteś bytem jednostkowym, taka forma wyrazu ma charakter unikalny. Jeżeli ją stłamsisz, nie uzewnętrzni się przecież za pośrednictwem innego medium i zostanie utracona. Świat jej nie pozna. Nie do ciebie należy ocena, jaka jest dobra czy wartościowa ani jak się ma do innych form wyrazu. Twoim zadaniem jest pilnowanie, aby pozostawała dobitnie i jednoznacznie twoja; twoim zadaniem jest pilnowanie, aby kanał komunikacyjny pozostawał otwarty przez cały czas. Nie musisz nawet wierzyć w siebie ani w swoją twórczość. Musisz pozostawać otwarty i świadomy pragnień, które cię motywują. Pilnuj, aby kanał komunikacyjny pozostawał otwarty… Żaden artysta nigdy nie jest zadowolony. […] Ani przez moment [nie istnieje] stan jakiegokolwiek usatysfakcjonowania. Istnieje jedynie dziwne, cudowne niezadowolenie, błogosławiony niepokój, który popycha nas nieustannie naprzód i czyni nas bardziej żywymi od pozostałych ludzi”. Martha Graham w rozmowie z Agnes de Mille, autorką Martha: The Life and Work of Martha Graham.

„Nigdy się nie zrozumiemy, dopóki języka do siedmiu słów nie ograniczymy”. Khalil Gibran, Piasek i piana. Ogród proroka, tłum. Barbara Sitarz-Howard, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wro­cław 1996, s. 35.



Ludziom nie należy się uznanie za przymioty, które i tak powinni posiadać. Weźmy taką uczciwość. Po co robić z niej wielkie halo? Każdy z nas powinien być uczciwy. To nie jest umiejętność, którą należałoby opanować.

WSTĘP Od lat, przygotowując materiał do stand-upu, czerpię z trzech źródeł. Pierwszym jest język angielski: słowa, frazy, powiedzenia i sposób, w jaki mówimy. Drugim, jak w przypadku większości komików, są moje przemyślenia na temat „małego świata”, czyli elementów naszego codziennego życia: samochodów, jedzenia, zwierząt domowych, związków z innymi ludźmi, a nawet zupełnych błahostek. Trzeci obszar nazywam „dużym światem”, a w jego skład wchodzą: wojna, polityka, rasa, śmierć i zjawiska społeczne. Nie obliczyłem dokładnie, ale książka ta powinna wiernie oddawać moje zainteresowania. Pierwsze dwa wymienione obszary nie wymagają wyjaśnienia, chciałbym jednak napisać kilka słów o „dużym świecie”. Nie ukrywam, że w naszej rzeczywistości dostrzegam bardzo niewiele elementów, za którymi byłbym gotów się opowiedzieć. Słuchając komików poruszających tematy polityczne, społeczne i kulturowe, zauważyłem w ich wypowiedziach ukryte przekonanie, że


w przeszłości sprawy miały się lepiej, a teraz wystarczyłaby odrobina wysiłku, abyśmy zdołali całe to zło odkręcić. Szukają rozwiązań i opowiadają się za konkretnymi wariantami, czym siłą rzeczy zawężają ton i treść tego, co mówią. Ci utalentowani, obdarzeni wielkim poczuciem humoru ludzie stawiają się w pozycji rzeczników konkretnych projektów. Nie mam zamiaru się w ten sposób ograniczać. Gdyby to kogoś interesowało, mam w dupie, jak w naszym kraju czy gdziekolwiek indziej potoczą się sprawy. Uważam, że ludzkość zaprzepaściła swoją szansę już dawno (kiedy władzę przejęli kapłani i handlarze), a teraz robi dobrą minę do złej gry. Właśnie to mnie tak bawi: powolne staczanie się niegdyś dobrze zapowiadającego się gatunku oraz niemądra, podszyta coraz większą desperacją wiara w istnienie czegoś w rodzaju „amerykańskiego snu”, która nie ma realnych podstaw. Bankructwo takiego postrzegania świata staje się zdumiewająco zabawne, kiedy spojrzy się na nie z boku. Ja zawsze przyglądałem mu się z bezpiecznej odległości, świadom, że nie jestem jego częścią. Nie podzielam ani nigdy nie podzielałem tej wizji świata. Nie identyfikuję się z żadną grupą, jakkolwiek próbowalibyście ją zdefiniować. Planeta, gatunek, rasa, naród, państwo, religia, partia, związek zawodowy, klub, stowarzyszenie, komitet mieszkańców działających na rzecz dzielnicy – nie odczuwam potrzeby przynależności do żadnej z nich. Kocham i cenię jednostki, które spotykam na swojej drodze, ale nienawidzę grup, z jakimi się identyfikują i do jakich należą.


Jeżeli zatem natkniecie się w tej książce na stwierdzenie, które zabrzmi jak wsparcie jakiegoś konkretnego stanowiska politycznego, możecie od razu wybić sobie tę myśl z głowy. Moje zainteresowanie „sprawami” ogranicza się wyłącznie do wskazywania, jak kiepsko nam idzie, a nie sugerowania, że może iść lepiej. Lubię opisywać sytuację taką, jaka jest – nie interesuje mnie, jak „być powinno”. A już na pewno nie mam zamiaru tej sytuacji naprawiać. Wierzę, że jeśli ktoś uważa, że zna rozwiązanie, sam jest częścią problemu. Oto moje motto: Do chuja z nadzieją! PS W razie gdyby was to interesowało, dodam, że jestem człowiekiem pogodnym, żyję od wielu lat w szczęś­ liwym związku małżeńskim i mam kochającą, bliską rodzinę. Moja kariera potoczyła się lepiej, niż mogłem sobie wymarzyć, i nadal nie zwalnia tempa. W życiu prywatnym pozostaję optymistą, ale jestem sceptykiem w odniesieniu do wszystkiego innego. To, co niektórzy uznają za gniew, w istocie jest podszytą współczuciem pogardą. Pozostali przedstawiciele mojego gatunku wzbudzają we mnie naprzemiennie zachwyt i pożałowanie. Mam wielką nadzieję, że spotka nas wszystkich zagłada. Tylko nie mylcie, proszę, mojego stanowiska z cynizmem. Prawdziwi cynicy wmawiają wam, że wszystko będzie dobrze. PPS Zaznaczam, że gdyby przypadkiem udało wam się znaleźć rozwiązanie problemów i doprowadzić do poprawy sytuacji, to i tak nie zamierzam brać w tym udziału.


LUDZIE STOJĄCY PRZEDE MNĄ W KOLEJCE Mam serdecznie dosyć ludzi, którzy stoją przede mną w kolejce do kasy w supermarkecie i za byle drobiazg płacą kartą kredytową lub czekiem. Ludzie, dajcie spokój: pudełko tic-taców to nie są poważne zakupy! A już naprawdę opadają mi ręce, kiedy jakiś facet za sos do spaghetti w słoiku próbuje zapłacić akredytywą wystawioną przez Bank Lichtensteinu. Kochani, do jasnej cholery, noście przy sobie drobne, dobrze? To naprawdę ułatwia życie! Nikt nie powinien pożyczać pieniędzy od banku i płacić 18% odsetek, kiedy chce kupić bochenek chleba. A co powiecie o ludziach w sklepach z pamiątkami na lotnisku, którym wydaje się, że trafili do centrum handlowego? Jesteście na lotnisku! Ja stoję w kolejce z gazetą i paczką gumy do żucia – mam kilka chwil, żeby dotrzeć do samolotu. Z jakiego powodu niedorozwój przede mną wybrał akurat ten moment, żeby kupić komplet naczyń stołowych i uzupełnić jesienną garderobę? Co to, kurwa, jest – dom handlowy? Sprzedawczyni oczywiście musi starannie owinąć każdy talerz, no ale na szczęście idzie jej to nadzwyczaj sprawnie – bo ma osiemdziesiąt dziewięć lat! Poza tym pochodzi ze Sri Lanki. Z terenów wiejskich. A teraz ten młotek od talerzy chce wiedzieć, czy można zapłacić tureckim czekiem podróżnym. Wiecie, co robię w takiej sytuacji? Kradnę! Niech się walą! Łapię kilka batoników, sześć czasopism i lecę do mojego gate’u. To wszystko i tak nie należało do nich.

10


LUDZIE, KTÓRYCH POWINNO SIĘ STOPNIOWO WYCOFYWAĆ Z UŻYCIA &F aceci, którzy zawsze śpiewają na głosy kilka ostatnich taktów Sto lat. & Ludzie po czterdziestce, którzy nie potrafią włożyć okularów do czytania, nie wygłaszając przy tym uwagi o swoim zaawansowanym wieku. &F aceci, którzy mrugają, kiedy żartują. & Mężczyźni, którzy oświadczają się swoim dziewczynom na wielkich telebimach na stadionach sportowych. &F aceci po pięćdziesiątce, którzy na mój widok robią znak krzyża – i to całkowicie poważnie. & Ludzie z pojedynczym kosmykiem naturalnych siwych włosów, którzy uważają, że dzięki niemu wyglądają interesująco. &F aceci z dżinsami w kantkę. & Ludzie, którzy potrafią wyrecytować z pamięci wiele modlitw.

11


&W szyscy, którzy poruszają ustami – kiedy j a mówię! & Faceci, którzy chcą mi uścisnąć dłoń, mimo że widzieliśmy się godzinę wcześniej. &P ara celebrytów, która adoptuje dziecko z Trzeciego Świata i nadaje mu imię Las Deszczowy. & Faceci, którzy przez cały dzień chodzą w garniturze i sądzą, że dzięki kolczykowi będą wyglądali na luzaków wieczorem. &S tarzy ludzie, którzy opowiadają mi o pogodzie w dawnym miejscu zamieszkania. & Mężczyźni z jedną brwią ciągnącą się nad obojgiem oczu. &F aceci, którzy jednocześnie mrugają i przekazują mi znak pokoju. & Ludzie, którzy mówią „Puk, puk”, kiedy wchodzą do pokoju, i „Bib, bip”, kiedy ktoś stoi na ich drodze. &G rubi faceci, którzy śmieją się ze wszystkiego. & Ludzie, którzy znają na pamięć piosenki z czołówek wielu seriali telewizyjnych i są z tego dumni. &K obiety, według których skrócenie dwóch pierwszych imion do inicjałów jest urocze. & Ludzie, którzy nadają imiona swoim domom i samochodom. &L udzie, którzy nadają imię swoim genitaliom.

12


& Faceci, którzy potrafią żonglować, ale tylko trochę. &A ktorzy jeżdżący samochodami wyścigowymi. & Mężczyźni, którzy noszą mokasyny bez skarpetek. Zwłaszcza jeśli mają na sobie dżinsy w kantkę. &S portowcy i trenerzy, którzy dają z siebie ponad sto procent. & Faceci, którzy późnym popołudniem pachną swoim mydłem. &N iewidomi, którzy nie pozwalają sobie pomóc. & Faceci, którzy noszą tarczę zegarka na wewnętrznej stronie ręki. &K ażdy mężczyzna, który przychodzi na mecz w marynarce i pod krawatem. & Faceci, którzy pokazują mi uniesiony kciuk. Zwłaszcza jeśli jednocześnie mrugają i drugą ręką pokazują mi znak pokoju.

13


SIEDEM RZECZY, KTÓRYCH MAM DOŚĆ Mam dość facetów palących fajki. Czy ktoś mógłby wreszcie zdelegalizować ten syf? Facet z pieprzoną fajką! Jest coś aroganckiego w odgradzaniu się od świata za pomocą bariery z ognia. Fajka ma sugerować rozwagę lub inteligencję, ale cóż inteligentnego miałoby być w łażeniu z utrzymywanym pod kontrolą pożarem w ustach? „Hej, profesorze – mówię wtedy. – Chcesz sobie possać coś gorącego? Zadzwoń do mnie! Dam ci coś, co będziesz mógł sobie wepchnąć w japę!”. Moim zdaniem fajczarze powinni pójść o krok dalej – do ssania fiutów. Nie ma nic złego w ssaniu fiutów. Mężczyźni to robią, kobiety to robią, a skoro wszyscy to robią, nie może to być aż tak złe. Rzućcie fajki, przerzućcie się na fiuty! Oto moja rada. Przypominam, że ja chcę tylko pomóc. Wkurzają mnie również alarmy samochodowe. Nie z powodu wycia i piszczenia – to mi akurat nie przeszkadza. Obraźliwa wydaje mi się sama idea alarmu samochodowego. Zwłaszcza takiego, który przemawia ludzkim głosem: „Odsuń się! Odsuń się!”. Nooo, naprawdę? Chwytam wtedy najbardziej ostry klucz i wykonuję głęboką rysę w lakierze wokół calutkiego samochodu. Pełne trzysta sześćdziesiąt stopni. Zdarza się, że robię nawet dwie rundki, jeżeli akurat tego dnia nie jestem z nikim umówiony na lunch. Później oddalam się powoli, ignorując wycie i piszczenie, ponieważ wiem, że nikt nie zwraca uwagi na alarmy samochodowe. Alarmy samochodowe to wymysł japiszonów, co czyni ich odpowiedzialnymi za większość 14


kradzieży samochodów połączonych z napaściami na kierowców. Alarmy samochodowe i laski blokujące kierownicę utrudniły złodziejom kradzież zaparkowanych samochodów, przez co zaczęli kraść samochody z ludźmi w środku, a w takich sytuacjach od czasu do czasu ktoś ginie. A wszystko przez urodzone po wojnie pokolenie samolubnych degeneratów, którzy nie potrafią znieść myśli o stracie swojej własności. Pieprzyć japiszonów, pieprzyć ich cykorskie alarmy samochodowe! Odstręcza mnie widok brodatych facetów, którzy nie potrafią dokładnie przystrzyc brody. Golą się pod szyją, zostawiając rażący kawałek odsłoniętej skóry tam, gdzie powinna znajdować się broda. Chłopaki, włosy należy pozostawić na całym podbródku, powinny sięgać aż do szyi. Goli się wszystko, co wyrasta poniżej załamania między żuchwą a szyją. Jeżeli nie macie tego załamania, wyhodowaliście sobie pod szczęką tłusty, mięsisty nawis, który wygląda na tyle nieciekawie, że nie należy go golić w ogóle. Zapuśćcie sobie długą, gęstą brodę, która zakryje wam to idiotyczne wole. Zaczynam mieć powoli dosyć tych gadżeciarskich chujków, którzy łażą po mieście z walkmanami. Co te pojeby chcą nam w ten sposób zakomunikować? Że są tak wspaniali, że nie zamierzają się zniżać do uczestnictwa w codziennym życiu? Że się od nas odgradzają? Wielka mi, kurwa, strata! Ciekawe czegóż takiego słuchają, że robią to nawet na ulicy? Moim zdaniem człowiek musi się na serio obawiać własnych myśli, jeżeli czuje potrzebę zagłuszania ich podczas zwykłego spaceru. Wiele bym dał, żeby się dowiedzieć, jak wielu z tych bez wątpienia niezrównoważonych ludzi popełnia później samobójstwo. 15


Nudzą mnie również opisy chmur w książkach. Was to nie wkurza? Czytacie sobie fajną historię, a tu nagle pisarz robi przerwę, żeby scharakteryzować chmury. Kogo to obchodzi? Jestem gotów założyć się o cokolwiek, że potrafiłbym napisać przyzwoitą powieść z dobrą, zajmującą fabułą, ani razu nie wspominając o chmurach. Naprawdę! Czytacie książkę, docieracie do sceny na dworze, przy otwartym oknie albo choćby lekko uchylonych drzwiach, a autor nieodmiennie czuje potrzebę, żeby napisać: „A kiedy Bo i Velma tak szli brzegiem morza, chmury sunęły ociężale nad horyzontem niczym stalowoszare, niescalone goryle gówna”. Mnie to nie interesuje. Pomiń opisy chmur i przejdź do sceny, gdzie się pieprzą. Jedyna znana mi opowieść, w której chmury odgrywają istotną rolę, to historia arki Noego. Nie lubię, kiedy dzwonię do jakiejś firmy i czekając na połączenie, muszę słuchać ich radia. Nie słucham nawet mojego radia, więc nie rozumiem, dlaczego miałbym płacić za słuchanie cudzego. Poza tym to zawsze jest ten sam syfiasty soft rock! Ta dupowata, niekontrowersyjna, łatwo przyswajalna muzyka dla frajerów. Soft rock to oksymoron. To nie tylko nie jest rock, to nie jest nawet muzyka. Jest tylko soft. Mam dość tego, że nie mogę nigdzie znaleźć ubrań bez nadruków i symboli. Bezbarwne powiedzonka, pseudomądrości, zmyślne hasła, logo zespołów sportowych, nazwy producentów, znaki handlowe, hasła autopromocyjne małych firm – świnie z marketingu i wieprze z działów reklamy zamieniły całą garderobę w billboardy. Patrzycie na jakiegoś dupka na ulicy, a on ma na sobie idiotyczny kapelusz Dodgersów i T-shirt 16


Hard Rock Cafe. Koszulki oczywiście nie moglibyście zobaczyć, gdyby miał akurat na sobie szpanerską kurtkę Chicago Bulls. Identyczną jak te, które posiada pięćdziesiąt milionów innych kiboli. A ponieważ ten skretyniały fan sportowy (albo zombie konsument) chętnie sprzeda się każdemu, ma na sobie również tenisówki FedEx, skarpetki ValuJet, spodnie od dresu „Wall Street Journal”, ochraniacz na genitalia Starbucks i kondom Microsoftu z główką Billa Gatesa na czubku. W naszym kraju nikt nie ubiera się już w swoim indywidualnym stylu. Amerykanie stali się społeczeństwem posłusznych konsumentów, którzy aktywnie współuczestniczą we własnym upadku.

KILKA RZECZY, KTÓRE LUBIĘ &F acet, który nie ma pojęcia, co robi, ale nie zamierza się do tego przyznać. & Trwale oszpecony kolekcjoner broni palnej. &T łum ludzi stepujących równocześnie. & Trzeci tydzień lutego. &K obieta bez stóp, ponieważ nie zrzędzi w kółko, żeby ją zabrać na tańce.

17


NIE UMYWAJ RĄK Nigdy nie myję rąk po skorzystaniu z publicznej toalety. No chyba że się czymś ochlapię. Jeżeli nie, mam poczucie, że wychodzę równie czysty, jak byłem wcześniej. Poza tym umywalka jest zazwyczaj brudniejsza ode mnie. Jestem pewien, że wielu mężczyzn, którzy obsesyjnie myją ręce w publicznych toaletach, nie robi tego w domu. Amerykanie mają fioła na punkcie pozorów oraz niezdrową fiksację na punkcie czystości. Wrzućcie na luz, chłopaki. To tylko wasza fujara. Jeżeli jest tak brudna, że po kontakcie z nią musicie umyć ręce, powinniście przy okazji wyszorować sobie również wacka. Przyznajcie, że chcielibyście zobaczyć, jak jakiś gość próbuje wysuszyć sobie genitalia za pomocą jednej z tych maszyn dmuchających ciepłym powietrzem, które montuje się ponad metr nad ziemią.

JAK SIĘ STOŁOWAĆ W RESTAURACJACH – GARŚĆ RAD OD G.C. Na podstawie kilku wskazówek możemy zawczasu oszacować, jak duży rachunek zapłacimy w restauracji. Jeżeli gdziekolwiek pojawi się słowo „kuchnia”, restauracja będzie droga. „Jedzenie” sugeruje lokal o umiarkowanych cenach. „Posiłki” dają wprawdzie nadzieję na 18


zaoszczędzenie na obiedzie, niemniej grożą wysokimi rachunkami u lekarza. Nie lubię modnego jedzenia. Kiedy słyszę hasło „smażona pachwina pandy bez kości”, wiem, że trafiłem w niewłaściwe miejsce. Istnieje coś takiego jak pretensjonalne jedzenie. Purée ze świstaka, marynowane sutki nietoperza, kotlet z łasicy, cacciatore z jeżozwierza. Albo smażony orzeł. Ktoś zachęcał mnie niedawno: „No chodź, zajrzymy do Baxters, mają tam naprawdę świetnego smażonego orła”. Pomyślałem sobie: „Czy ja naprawdę znam tego człowieka?”. Gdybyście m i m o w s z y s t k o byli zmuszeni zjeść posiłek z pretensjonalnymi ludźmi, warto zamówić jedną z następujących rzeczy, które z pewnością zrobią wrażenie na biesiadnikach: jaja łosia podane w głębokim talerzu, kostka z jaka, gumbo z borsuka, fondue z goryla, filet z hieny, tatar z szakala, łopatka pieska preriowego, kret z wolnego wybiegu en brochette, zupa z wilka z makaronem, comber z pręgowca amerykańskiego, dzięcioł z curry, łasica po chińsku, eskalopki z pingwina, nurze główki na słodko-kwaśno, zupa z wieloryba, opiekane penisy ślimaków, koala flambé, suwalki z wombata, grenadyna z muła i kandyzowany odbyt kozy. Na przeciwległym biegunie lokują się restauracje, które wyraźnie nie aspirują do miana modnych lokali, gdzie daniem dnia bywa po prostu „mięso”. Wielki napis na oknie obwieszcza: „Danie dnia: mięso”. „Poproszę mięso”. „Życzy pan sobie do niego jakiś sos?” „A jaki sos państwo macie?” „Mięsny”.

19


20


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.