Szatan istnieje naprawdę - Ojciec Benignus

Page 1

wstrząsające świadectwo włoskiego egzorcysty Jezus Chrystus: zwycięzca diabłów i demonów Świadomość takiego zwycięstwa, uwalniając nas od strachu, jednocześnie odcina od poszukiwania środków magicznych dla złagodzenia bólów i cierpień. Dzięki temu nie wchodzimy na drogę magii w przeróżnych formach, która w rzeczywistości dodaje tylko cierpienia i powiększa desperację oraz oddala od Boga (por. Pwt 18, 9–12). Podsumowując ten rozdział, przytoczmy fragment, zaczerpnięty Centurii (1, 8–13) św. Maksyma Wyznawcy, na potwierdzenie tego, co powiedzieliśmy:

Szatan Ojciec Benignus

istnieje naprawdę Spotkałem go

Bóg staje się człowiekiem i przyjmuje we wszystkim ludzką naturę oprócz grzechu, który zresztą był obcy tej naturze. Przyjmuje ją zaś dlatego, by rzucić ją na przynętę owemu nienasyconemu smokowi, który jej pożądał i pragnął ją pożreć, i w ten sposób wyzwać go do boju. Tak więc ciało ludzkiej natury zamiast stać się jego łupem, stało się jego zgubą, bo moc Boża ukryta w tym ciele była dla niego trucizną i doszczętnie go zniweczyła. Człowiekowi natomiast ciało Zbawiciela przyniosło uzdrowienie, przez tę samą moc Bożą przywracając mu łaskę daną na początku stworzenia. Ów smok, wąż starodawny, wsączył swoją truciznę w drzewo i nią skaził człowieka dawszy mu jej skosztować; teraz zaś zamyślał pożreć ciało Pana, lecz zakaził się zawartą w nim mocą Bóstwa i został zniweczony (za: Liturgia godzin, t. I, Poznań 2006, s. 458).

W gruncie rzeczy Maksym wyraża innymi słowami to, co zostało zawarte w Prefacji ze święta Podwyższenia Krzyża Świętego: „Zaprawdę godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze i wszędzie Tobie składali dziękczynienie, Panie, Ojcze święty, wszechmogący wieczny — 69 —


Szatan istnieje naprawdę

Boże, przez Chrystusa, Pana naszego. Na drzewie rajskim śmierć wzięła początek, na drzewie Krzyża powstało nowe życie, a Szatan, który na drzewie zwyciężył, na drzewie również został pokonany”.

— 70 —


IV

Jezus Chrystus Ukrzyżowany: prawdziwa odpowiedź na pytanie o cierpienie Dlaczego istnieje cierpienie powodowane przez diabła? Zwróciliśmy poprzednio uwagę, że jakaś osoba może cierpieć z powodu nadzwyczajnego działania diabła. W następnych rozdziałach omówimy ten temat szerzej i bardziej szczegółowo. Są cierpienia, które nie mogą nie wycisnąć łez, zwłaszcza kiedy jesteś ich świadkiem, a czasem mogą nawet w złości doprowadzić cię do pytania: „Dlaczego istnieje to cierpienie? Dlaczego diabeł zadaje tyle boleści?”. Jest to pytanie, które zadane Bogu jako Stwórcy i Panu świata może wywoływać wielorakie frustracje i konflikty w relacji z Nim, a nawet doprowadzić do zanegowania Jego istnienia. Jeśli rzeczywiście istnienie świata otwiera spojrzenie duszy ludzkiej na istnienie Boga, Jego mądrość, — 71 —


Szatan istnieje naprawdę

moc i wielkość, to cierpienie, zwłaszcza to wywoływane przez diabła za pomocą dręczenia, opętania czy zwykłego nawiedzenia, wydaje się zaciemniać obraz Boga. Czasem zaciemnia je tak radykalnie, że trudno przypuścić, aby takie cierpienie miało być efektem własnej winy – z powodu przynależności do satanistycznej sekty, uczestnictwa w satanistycznych obrzędach czy czarnych mszach, własnego oddania się Szatanowi czy zawarcia z nim paktu, uczestnictwa w spotkaniach spirytystycznych, słuchania satanistycznego rocka, korzystania z usług wróżbitów, magów, chiromantów, czarodziejów, mediów, jasnowidzów i kabalistów (mam na myśli tych prawdziwych – tak naprawdę jest ich niewielu – a nie oszustów!), czyli wszystkiego, co jest jak otwarte drzwi pozwalające diabłu i demonom wejść w osobiste życie człowieka. Powinniśmy zatem starać się znaleźć odpowiedź na pytanie: dlaczego zło zadaje nam tyle cierpienia? Znajdziemy tę odpowiedź, odwołując się Listu apostolskiego Jana Pawła II Salvifici doloris z 11 lutego 1984 roku, który zawiera stwierdzenia przytaczane już w poprzednim rozdziale. Trzeba uściślić, że w liście papież mówi o w cierpieniu ogólnie. Ale to, co zostało w nim zawarte, bez wątpienia można jednoznacznie przenieść na to szczególne cierpienie, które bierze się z nadzwyczajnego działania diabła i demonów.

Konsekwencja winy? Księga Hioba stawia przejmujące pytanie o przyczynę cierpienia i na wszystkich swych stronach stwierdza, że jakkol— 72 —


Jezus Chrystus ukrzyżowany

wiek ma ono wymiar kary za popełnioną winę (por. także J 5, 14, kiedy to Jezus potwierdza możliwość, że cierpienie to konsekwencja kary za grzech), to nie jest prawdą, że każde cierpienie to konsekwencja winy o charakterze kary. Cierpienie Hioba jest tego dowodem. Jego cierpienie nie może być interpretowane jako kara za grzechy. On jest niewinny. Zatem wobec cierpienia człowieka niewinnego należy milczeć raczej, niż mówić, jak czynili to Elifaz (Hi 4–5; 15; 22), Bildad (Hi 8; 18; 25; 26, 5–14) i Sofar (Hi 11; 20; 24, 19–25; 27, 13–23), i zrozumieć, że stajemy wobec tajemnicy. Sam Jezus potwierdza to, co zostało powiedziane w Księdze Hioba. Apostołom, którzy wobec człowieka ślepego od urodzenia zadają Mu pytanie, czy jego ślepota jest konsekwencją grzechu jego lub jego rodziców, Jezus odpowiada: „Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże” (J 9, 3). Wiele osób, które w historii były nękane przez diabła, było niewinnych jak Hiob. Przychodzą mi na myśl w tym momencie postacie św. Franciszka z Asyżu, św. Bernarda z Corleone, św. Gemmy Galgani, św. Ojca Pio z Pietrelciny i innych, którzy byli nękani przez diabła przez dręczenie, a czasem nawet przez opętanie, jak to się stało w przypadku s. Marii od Jezusa Ukrzyżowanego, zmarłej w Betlejem 28 sierpnia 1878 roku, a beatyfikowanej przez Jana Pawła II 13 listopada 1983 roku, która wraz z ekstazami i wizjami doświadczała w różnych okresach swojego życia wielokrotnie diabelskiego opętania. Z początkowych fragmentów Księgi Hioba wynika, że Bóg przyzwala na tę próbę wymierzoną w swojego wiernego — 73 —


Szatan istnieje naprawdę

sługę „na wniosek” Szatana, który wobec Pana powątpiewał w sprawiedliwość Hioba: „Czyż za darmo Hiob czci Boga? Czyż Ty nie ogrodziłeś zewsząd jego samego, jego domu i całej majętności? Pracy jego rąk pobłogosławiłeś, jego dobytek na ziemi się mnoży. Wyciągnij, proszę, rękę i dotknij jego majątku! Na pewno Ci w twarz będzie złorzeczył” (Hi 1, 9–11). Jeśli Pan dał przyzwolenie, aby Szatan dręczył Hioba, to uczynił to nie w celu ukarania go za winy, ale aby ukazać sprawiedliwość.

Dlaczego niewinny musi być nękany przez diabła? Hiob cierpiał jako niewinny. A to znaczy – jak już powiedzieliśmy – że tam, gdzie występuje cierpienie, nie zawsze ma miejsce wina. Takie w skrócie jest przesłanie Księgi Hioba, które także stanowi odpowiedź. Nie można jednak uznać jej za ostateczną, okazuje się w rzeczywistości niezadowalająca, gdyż nie przynosi jeszcze rozwiązania kwestii, dlaczego cierpienie dotyka niewinnego. Tymczasem trzeba przypomnieć, że w Starym Testamencie zauważamy nie tylko nurt starający się przezwyciężyć koncepcję, według której cierpienie miałoby sens jedynie i tylko jako kara za grzech, ale także nurt, który stara się podkreślić jednocześnie wartość wychowawczą kary-cierpienia w tym znaczeniu, że w cierpieniu nałożonym przez Boga na lud wybrany zawiera się wezwanie ze strony Jego miłosierdzia, które karci, aby doprowadzić do nawrócenia: „Prześladowania były nie po to, aby zniszczyć, ale aby — 74 —


Jezus Chrystus ukrzyżowany

wychować nasz naród” (2 Mch 6, 12; por. także Hbr 12, 7–11). To na pewno jest krok naprzód, ale wciąż nie odpowiedź na pytanie o cierpienie, które dotyka niewinnego. Odpowiedź znajdziemy tylko wówczas, jeśli skierujemy spojrzenie na Chrystusa ukrzyżowanego.

W krzyżu Jezusa Chrystusa jest odpowiedź „Tak bowiem Bóg umiłował świat – zapewniał Jezus Nikodema – że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3, 16). Te słowa wprowadzają nas w samo centrum zbawczego działania Boga i wyrażają samą istotę zbawienia. Zbawienie oznacza uwolnienie od zła. Bóg podarował swojego Syna światu, aby uwolnić człowieka od zła, a dokładniej od tego zła, które grozi definitywnym i absolutnym cierpieniem. Słowo „podarował” wskazuje na to, że uwolnienie człowieka od zła ma się dokonać przez Syna Jednorodzonego za pośrednictwem Jego cierpienia i w tym objawia się nieskończona miłość Boga: Jego miłość zbawcza. Bóg podarował swojego Syna, aby człowiek „nie zginął”, ale „miał życie wieczne”. Znaczenie słowa „nie zginął” zostało doprecyzowane przez następne słowa: „ale miał życie wieczne”. Człowiek „ginie”, jeśli traci „życie wieczne”. Zatem przeciwieństwem zbawienia nie jest cierpienie w różnorakich formach doczesnych, ale cierpienie definitywne i wieczne, — 75 —


Szatan istnieje naprawdę

które płynie z utraty życia wiecznego, z odrzucenia przez Boga, z wiecznego potępienia. Syn Boży został dany ludzkości, aby chronić człowieka przede wszystkim przed definitywnym złem utraty życia wiecznego (tj. wieczną śmiercią) i przed definitywnym i wiecznym cierpieniem, które jest tego konsekwencją. A jako że przyczyną owego cierpienia jest grzech, posłannictwo Syna Jednorodzonego polega przede wszystkim na przezwyciężeniu zła grzechu. Jezus, Syn Jednorodzony, pokonał grzech przez swoje posłuszeństwo aż do śmierci na krzyżu i zniszczył definitywne i wieczne cierpienie przez swoje zmartwychwstanie. Tym sposobem Jezus pokonał zło u jego transcendentalnych korzeni. W rzeczywistości grzech i wieczna śmierć znajdują się u podstaw utraty życia wiecznego. Z tych korzeni zło rozwija się w historii człowieka, wkraczając w wymiar doczesny i historyczny. Jezus wymazał z historii człowieka panowanie grzechu, które utrwaliło się pod wpływem złego ducha począwszy od grzechu pierworodnego, i dał człowiekowi możliwość życia w łasce uświęcającej, czyli uczestnictwa w darze życia Bożego, który czyni człowieka dzieckiem Bożym i pozwala mu żyć w głębokiej jedności z Nim. Odebrał także cierpieniu i śmierci fizycznej i doczesnej wszelką dominację nad człowiekiem, a dokonał tego swoim zmartwychwstaniem, które dało początek przyszłemu zmartwychwstaniu ciał. To podwójne działanie Jezusa Chrystusa przeciwko złu i cierpieniu w ich wymiarze doczesnym i historycznym — 76 —


Jezus Chrystus ukrzyżowany

jest istotnym warunkiem życia wiecznego, czyli ostatecznej szczęśliwości człowieka w jedności z Bogiem, kiedy cierpienie, wszelkie cierpienie, zostanie całkowicie zlikwidowane. Jednakże zwycięstwo Jezusa nad grzechem i nad wiecznym cierpieniem przez krzyż i zmartwychwstanie nie wyeliminowało z ludzkiego życia cierpień doczesnych, nawet tych powodowanych przez Złego. Niemniej jednak na każde doczesne cierpienie zwycięstwo Jezusa rzuciło nowe światło, jakim jest światło zbawienia. W centrum tego światła znajduje się prawda ogłoszona przez Jezusa podczas rozmowy z Nikodemem: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał” (J 3, 16). Jezus zbliżył się do świata ludzkiego cierpienia, przyjmując je z miłości, zupełnie dobrowolnie i będąc zupełnie niewinnym. I za sprawą tego przyjętego z miłości cierpienia dokonało się to, że człowiek nie umiera, ale otrzymuje życie wieczne. Mowa tu o cierpieniu człowieka-Boga. Rzeczywiście Tym, który swoją męką i śmiercią na krzyżu dokonał zbawienia, był Syn Jednorodzony, którego Bóg dał. Jednocześnie ten Syn współistotny Ojcu cierpiał jako człowiek. Jego cierpienia, mające głęboki i intensywny wymiar ludzki, mają także nieporównaną głębię i intensywność, jako że człowiek, który cierpiał, był jednocześnie tym samym Jednorodzonym Synem, który jest „Bogiem z Boga”. Jezus, który z miłości cierpiał straszne męki na krzyżu, nie tylko wyraził pytanie o cierpienie niewinnego, ale przyniósł także możliwie najbardziej wyczerpującą odpowiedź. — 77 —


Szatan istnieje naprawdę

Rzeczywiście, wraz z Nim cierpienie, wszelkie cierpienie, zostało usytuowane w zupełnie nowym wymiarze i nowym porządku: zostało połączone z miłością, z miłością, o której Jezus mówił Nikodemowi, z miłością, która tworzy dobro, wydobywając je nawet ze zła cierpienia i przez zło cierpienia, tak jak najwyższe dobro zbawienia świata wypłynęło z krzyża i nieustannie bierze z niego początek. Krzyż Chrystusa stał się źródłem, z którego płyną rzeki wody żywej, wylewając się obficie na ludzkie cierpienie. Ponadto tylko w krzyżu Chrystusa możemy znaleźć odpowiedź na pytanie o przyczynę i sens cierpienia, również tego wywoływanego przez Złego. Kontynuujmy nasze rozważania. Jezus Chrystus swoją śmiercią na krzyżu zbawił człowieka, cierpiąc zamiast niego i dla niego. On bez żadnej własnej winy przyjął „całe zło grzechu” (por. Iz 53, 10–12), które sprawiło, że było to cierpienie nieporównywalne, i które stało się ceną zbawienia, ceną odkupienia człowieka (por. 1 P 1, 18–19; Ga 1, 4; 1 Kor 6, 20). Jeśli na krzyżu Chrystusa dokonało się zbawienie człowieka, to trzeba przyznać, że ludzkie cierpienie również zostało odkupione, a w konsekwencji znalazło się w nowej sytuacji względem tego pierwszego, zyskując pełnię swojego znaczenia. W rzeczywistości Odkupiciel, cierpiąc zamiast człowieka i dla człowieka, osiągnął takie skutki:  każdy człowiek ma swój udział w zbawieniu Chrystusa;

— 78 —


Jezus Chrystus ukrzyżowany

 każdy człowiek jest także wezwany do uczestnictwa w cierpieniu Chrystusa, za pośrednictwem którego dokonało się zbawienie;  każdy człowiek jest także wezwany do uczestnictwa w cierpieniu Chrystusa, za pośrednictwem którego każde ludzkie cierpienie także zostało odkupione;  dokonując zbawienia przez cierpienie, Chrystus podniósł ludzkie cierpienie do poziomu odkupienia. Zatem każdy człowiek w swoim cierpieniu może stać się uczestnikiem zbawczego cierpienia Chrystusa. Na potwierdzenie powyższych słów znajdujemy niezwykle interesujące fragmenty biblijne. Św. Paweł pisze o „udziale w cierpieniach Chrystusa, przez które upodabniamy się do Niego w śmierci, w nadziei udziału w zmartwychwstaniu” (por. Flp 3, 10–11). Św. Łukasz, autor Dziejów Apostolskich, pisze o świadkach krzyża i zmartwychwstania Jezusa, którzy byli przekonani, że „przez wiele ucisków trzeba nam wejść do królestwa Bożego” (Dz 14, 22). Św. Paweł, pisząc do Tesaloniczan, tak mówi: „Chlubimy się wami (…) z powodu waszej cierpliwości i wiary we wszystkich waszych prześladowaniach i uciskach, które znosicie. Są one zapowiedzią sprawiedliwego sądu Boga; celem jego jest uznanie was za godnych królestwa Bożego, dla którego też cierpicie” (2 Tes 1, 4–5). W świetle tego tekstu wnioskujemy, że uczestnictwo w cierpieniach Chrystusa jest nie tylko sposobem wejścia do Królestwa Bożego, ale także sposobem umacniania go.

— 79 —


Szatan istnieje naprawdę

Rzeczywiście, w oczach sprawiedliwego Boga, w Jego ocenie, uczestnicząc w cierpieniach Chrystusa, stajemy się godni tego Królestwa. Naprawdę przez nasze cierpienie w pewnym sensie oddajemy Bogu nieskończoną wartość męki i śmierci Chrystusa, cenę naszego wykupienia, i stajemy się godni Królestwa Bożego. Ponadto naszym cierpieniem umacniamy Królestwo Boże, otoczeni tajemnicą zbawienia Chrystusa (por. Kol 1, 24). Trzeba dodać, że perspektywa wejścia do Królestwa Bożego przez nasze cierpienie jest złączona z nadzieją chwały, której początki znajdują się w krzyżu Chrystusa. Zmartwychwstanie Chrystusa stało się przede wszystkim objawieniem tej chwały obecnej już w krzyżu. Jeśli w oczach ludzi krzyż stał się „poniżeniem” Chrystusa, to w oczach Boga był „wywyższeniem Chrystusa”. Na krzyżu Chrystus osiągnął i zrealizował pełnię swojej misji. Wypełniając wolę Ojca, zrealizował jednocześnie siebie. Zatem w słabości Jezusa Chrystusa objawiła się Jego siła, a w upokorzeniu cała Jego mesjańska wielkość. Ponadto na krzyżu znajdował się już początek Jego chwały. Także i my, w słabości i upokorzeniu cierpienia przyjętego i ofiarowanego z miłością Ojcu, objawiamy naszą moralną wielkość i duchową dojrzałość. W Nim jest także zawarty, w stanie początkowym, bezmiar chwały, jaką Bóg nam przygotowuje (2 Kor 4, 17), z którą utrapienia czasu obecnego są absolutnie nieporównywalne (Rz 8, 18). Zmartwychwstanie Jezusa objawiło chwałę przyszłego wieku. Ojciec, wskrzeszając Go z martwych, wywyższył Go i posadził po swojej prawicy na wyżynach niebieskich, — 80 —


Jezus Chrystus ukrzyżowany

ponad wszelką Zwierzchnością i Władzą, i Mocą, i Panowaniem, i ponad wszelkim innym imieniem wzywanym nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym (por. Ef 1, 20–21). Ci, którzy uczestniczą w cierpieniu Chrystusa, są wezwani także do zajęcia miejsca w Jego chwale (por. Rz 8, 17–18; 2 Kor 4, 17–18; 1 P 4, 13). Należy tu jeszcze poczynić ostatnią uwagę. Ci, którzy uczestniczą w cierpieniu Chrystusa, mają przed oczami paschalną tajemnicę krzyża i zmartwychwstania, podczas której Odkupiciel zstępuje, w pierwszym etapie, aż do ostatnich granic słabości i ludzkiej niemocy. Umiera przybity do krzyża. Wtedy też w tej słabości wypełnia się nasze zbawienie. Oznacza to, że słabości wszystkich ludzkich cierpień zostaną przeniknięte taką samą mocą Boga, jaka objawiła się w krzyżu Chrystusa. W tej perspektywie cierpienie oznacza szczególną wrażliwość i otwartość na dzieło zbawczej siły Boga ofiarowanej ludzkości w Chrystusie. W Nim Bóg potwierdził swoją wolę działania szczególnie przez cierpienie, które jest słabością i poniżeniem człowieka, i pragnienie, aby właśnie poprzez tę słabość i poniżenie objawić swą moc. Ponadto w świetle tego, co zostało przedstawione, cierpienie, każde ludzkie cierpienie, przez śmierć i zmartwychwstanie Jezusa ma wielką wartość w oczach Boga, kiedy przeżywane jest tak, jak przeżywał je Jego Jednorodzony Syn, i przekształca się w dobro dla tego, kto cierpi, i dla całej ludzkości. — 81 —


Szatan istnieje naprawdę

Dlatego wobec tych, którzy cierpią, zwłaszcza jeśli cierpienie zostało wywołane przez Złego, przynajmniej ludzie wierzący powinni pochylić się z czcią, z całą głębią swojej wiary. Życie tych ludzi, nawet jeśli zniszczone, jest bardzo cenne. To cud zdziałany przez Jezusa Chrystusa, który poprzez swoją śmierć i zmartwychwstanie nadał pełnię znaczenia każdemu doczesnemu cierpieniu ludzkiemu. Kończymy niniejszy rozdział, czyniąc swoimi słowa, jakie don Massimo Naro wypowiedział podczas pogrzebu swojego brata i arcybiskupa Montreale, Cataldo Naro. Mówił o śmierci. Ale to, co powiedział, może zostać tout court zastosowane do każdego cierpienia, nawet tego spowodowanego przez diabła. „Bóg nigdy nie sprzymierza się ze śmiercią... Bóg walczy przeciwko śmierci. A kiedy śmierć rozszalała się nawet przeciwko Niemu, w Chrystusie ukrzyżowanym, Bóg sprzeciwił się śmierci: pokonał ją. Jego zmartwychwstaniem. Także śmierć Aldo (tj. abpa Cataldo) nie sprawia Bogu przyjemności, ale Bóg objął go nieskończonym zasięgiem zmartwychwstania Jezusa Chrystusa” („L’Avvenire”, 3 października 2006). Podążając śladem tego, co don Massimo powiedział podczas ceremonii pogrzebowej swojego brata, możemy dodać, że Bóg nie sprzymierza się z cierpieniem, które diabeł zsyła niewinnemu, a raczej zdecydowanie mu się sprzeciwia i buntuje się przeciwko niemu, walcząc przeciw cierpieniom i zwyciężając je przez śmierć i zmartwychwstanie swojego Syna, którego posłał, aby zniszczyć dzieło diabła i unicestwić go. Pierwsza prefacja wielkanocna, mówiąc o Jezusie, prawdziwym Baranku, który zgładził grzechy świata, — 82 —


Jezus Chrystus ukrzyżowany

stwierdza: „On śmiercią swoją śmierć zwyciężył”, a zatem pokonał także każde cierpienie. A uczynił to, nadając im nowe znaczenie, o czym już była mowa. Ale całe cierpienie zostanie definitywnie zniszczone podczas Jego ostatecznego przyjścia. Św. Paweł pisze: jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć (por. 1 Kor 15, 26). A wszystko dokona się podczas zmartwychwstania naszych śmiertelnych ciał, które przyobleką się w niezniszczalność i nieśmiertelność. To wówczas – jak pisze św. Paweł – potwierdzą się słowa Pisma: „Zwycięstwo pochłonęło śmierć. Gdzież jest, o śmierci, twoje zwycięstwo?” (por. 1 Kor 15, 51–55). Wreszcie nastąpi koniec, gdy Jezus przekaże królowanie Bogu i Ojcu (por. 1 Kor 15, 24). Po tym wszystkim, co już powiedzieliśmy, możemy przejść do lektury historii kilku osób, zgnębionych przez diabła i uwolnionych przez Jezusa Chrystusa. Mamy już w ręku klucz do tej lektury. Ludzie ci mają twarz i imię. Są to kolejno: Miriam, Francesca, Teresa, Giovanna, Concetta, Ambroży, Ezia, Giusy, Manuel1. Było też wiele innych osób, Jak widzimy, więcej jest tu kobiet niż mężczyzn. Nasuwa się zatem automatycznie myśl, że kobiety bardziej niż mężczyźni wystawione są na nadzwyczajne działanie diabła i demonów. Prawda jest jednak trudna do ustalenia, chociażby z tego powodu, że jeśli diabeł w jednakowym stopniu atakuje kobiety i mężczyzn, to mężczyźni są chyba mniej skłonni uciekać się po pomoc do egzorcysty, tak jak i zresztą w mniejszym stopniu niż kobiety oddają się praktykom religijnym. A zatem to, że więcej kobiet niż mężczyzn szuka pomocy u egzorcysty, nie oznacza wcale, że to one głównie są atakowane przez diabła. Oczywiście nasuwa się pytanie, czy podczas kuszenia pierwszych rodziców diabeł przez przypadek wolał kusić kobietę niż mężczyznę. Jeśli to nie był przypadek, to można sądzić, że kontynuuje ten 1

— 83 —


Szatan istnieje naprawdę

które dzięki egzorcyzmom doznały łaski uwolnienia, przede wszystkim za wstawiennictwem Jana Pawła II. Z oczywistych względów musiałem dokonać wyboru, przedstawiając tylko kilka przypadków. W relacjonowaniu ich musiałem dokonać pewnych zabiegów, aby zapewniłyby tym osobom anonimowość. Osoby te udzieliły mi swej zgody na opublikowanie dotyczących ich tekstów.

styl w nadzwyczajnym działaniu, a w związku z tym atakuje więcej kobiet niż mężczyzn. Można również zauważyć, że przedstawione tu przypadki opętania dotyczą najczęściej kobiet w ich życiu małżeńskim. Czyżby małżeństwo było ulubionym celem diabła?

— 84 —


V

Miriam: przypadek dręczenia

M

iriam, pochodząca z okolic Palermo dwudziestosześciolatka, doświadczyła dręczenia demona zarówno zewnętrznie, jak i wewnętrznie. Dręczenie wystawiało na ciężką próbę jej system nerwowy, sprawiało, że była bliska samobójstwa, nienawidziła wszystkich, nawet tych, którzy ją kochali; szczególnie nienawidziła tych, którzy pełnili posługę kapłańską i starali się pomóc jej modlitwą. Dręczenie z upływem czasu stawało się coraz bardziej wyraźne, z każdą chwilą pojawiały się nowe szczegóły. Wśród doznanych dręczeń było także to, że nie mogła związać się z żadnym chłopcem i zawrzeć związek małżeński. Demon, przybierając postać młodego chłopca, molestował ją seksualnie i chciał ją mieć tylko dla siebie, nie tolerując żadnego konkurenta. Gdy dostrzegałem pewne zachowania, pojawiała się we mnie czasem wątpliwość, czy dziewczyna chwilami nie jest bardziej opętana niż dręczona, ale nie w pełni, lecz tylko częściowo, w tym znaczeniu, że demon nie blokował wszystkich jej władz, a tylko wolę. Zmuszał do mówienia określonych słów i określonego zachowania. Ona sama opo— 85 —


Szatan istnieje naprawdę

wiadała: „Czułam, jakby we mnie była jakaś siła, nad którą nie mogłam zapanować”. I jeszcze: „Czułam, że moje oczy (pełne nienawiści) nie są moje”. Pewność, że mam do czynienia z przypadkiem dręczenia diabelskiego, mogłem zyskać dopiero w świetle uwolnienia. Wcześniej mogłem mówić tylko o prawdopodobieństwie, choć dużym, ale przypadek ten, przede wszystkim dla kogoś, kto nie dopuszcza możliwości nadzwyczajnego działania diabła lub demonów, mógł być zinterpretowany jako choroba psychiczna. Sam proboszcz parafii, do której należała dziewczyna, podczas rozmowy z nią był świadkiem jednego z jej zwykłych ataków, a potem zadzwonił do mnie z radą, abym nakłonił dziewczynę do wizyty u psychiatry i do leczenia psychiatrycznego. Ona jednak nie chciała. Nigdy nie odprawiłem formuły nakazującej egzorcyzmu, a tylko formułę błagalną. Po siedmiu spotkaniach, które odbyły się między marcem a czerwcem 2002 roku, zaburzenia znikły całkowicie i definitywnie. Podczas modlitw dziewczyna, nie tracąc nigdy świadomości i wszystko pamiętając, stawała się – jak sama później powie i co potwierdzam – „okropnie brutalna”. Odczuwała ponadto „odrazę do modlitwy”, a także „wściekłość i złośliwość”, jak też niechęć i nienawiść do księdza. Jej ciało doświadczało straszliwych bólów, co sprawiało, że desperacko krzyczała. W świetle uwolnienia mogę z całą pewnością powiedzieć, że takie bóle zostały wywołane przez demona, który mścił się na dziewczynie za modlitwy, którym dobrowolnie się poddawała.

— 86 —


Miriam: przypadek dręczenia

Bóle ulegały uśmierzeniu pod koniec egzorcyzmu, a to było znakiem uwolnienia, choćby tylko czasowego. Po takim wstępie zaprezentuję ten przypadek. A opowie o nim sama dziewczyna: świadek bezpośredni i wiarygodny. W relacji pojawi się także o. Francesco Pio: będzie mowa o moim współbracie, który nie jest egzorcystą, ale jako pierwszy zetknął się z tym przypadkiem i dokonał rozeznania, odprawiając właściwe modlitwy, ale nie egzorcyzmy. Kiedy zorientował się, że dziewczyna potrzebuje pomocy egzorcysty, skierował ją do mnie.

Wspomnienie pewnej nocy Moja historia rozpoczyna się od wspomnienia pewnej nocy. Będąc w półśnie odczułam „dziwną” potrzebę wezwania Jezusa (wówczas wzywanie Jezusa było dla mnie czymś dziwnym). To nie był najlepszy okres dla mnie i może właśnie dlatego czułam ogromną potrzebę i silne pragnienie, by odczuwać obok siebie obecność bardziej rzeczywistą i głębszą niż inne. Zwróciłam się do Niego zuchwale i surowo, ale przede wszystkim prowokacyjnie. Byłam bardzo rozzłoszczona. W tym okresie nie zdarzało się nic, co wywoływałoby u mnie uśmiech, dlatego powiedziałam do Niego: „Jezu, dlaczego nie pozwalasz, żeby Cię zobaczyć? Dlaczego do mnie nie przyjdziesz? Ty, który możesz wszystko. Dlaczego każesz mi tak cierpieć? Jeśli jestem twoją córką i jeśli mnie kochasz, to dlaczego moja dusza jest tak przepełniona smutkiem?”. Po

— 87 —


Szatan istnieje naprawdę chwili kontynuowałam: „Dlaczego do mnie nie przyjdziesz? Chcę Cię zobaczyć; pragnę Cię poznać”. Po chwili usłyszałam szept: „Przyjdę i ukaże ci się, kiedy nadejdzie chwila. Wszystko funkcjonuje jak wielkie koło”. Powiedziałam znowu do Niego: „Co mogę uczynić, żebyś przyszedł do mnie?”. Ten sam szept odpowiedział mi: „Musisz przyprowadzić do mnie wiele osób”. W gęstych ciemnościach dostrzegłam, jak pojawiają się rysy człowieka: miał małe usta i mały nos, przymknięte oczy i długie włosy. Widziałam tylko jego profil. To wówczas zbliżyłam się do Kościoła i jednocześnie starałam się sprowadzić doń moją rodzinę. Zaczęłam nawet podejmować różne prace na rzecz dobra wspólnego, spowiadałam się i częściej przyjmowałam Komunię świętą.

Obecność, która przeszkadza Od tamtego czasu wielokrotnie w nocy zakłócał mój sen ktoś, kto nie chciał, abym czuła się dobrze. Oczywiście bardzo przykro jest opowiadać o własnym cierpieniu, szczególnie gdy ktoś nam nie wierzy, a jeszcze gorzej, gdy niemal uważa nas za osobę niezrównoważoną psychicznie. Ale rozmowa może sprawić, że poczujemy się dobrze, zwłaszcza gdy spotkamy kogoś, kto chce pomóc. Pierwsza obecność, której doświadczyłam, objawiła się w dziwny sposób. Kiedy spałam głębokim snem, czułam szczypanie w stopy i nogi. Chciałam przekonać samą siebie, że to najpewniej sen. Podczas kolejnych nocy zaczęłam odczuwać bardzo wyraźnie, że moje łóżko się rusza. Byłam przestraszona i przerażona jednocześnie, ale wiedziałam, że nie mogę o tym mówić, bo

— 88 —


Miriam: przypadek dręczenia nikt by mi nie uwierzył. Z czasem zaczęłam mieć koszmarne sny. Każdej nocy coraz bardziej odczuwałam obecność kogoś, kto brutalnie blokował moje nogi i ręce i nie pozwalał krzyczeć. Wszystko stało się koszmarem. Wieczorem, kiedy wchodziłam do pokoju, ogarniał mnie strach przed wejściem do łóżka. Jak tylko przestawałam cierpieć i zmagać się z tą obecnością, wtulałam twarz mokrą od łez w złożone dłonie i, kiedy odzyskałam mowę, sięgałam po trzymany pod poduszką obrazek Ojca Pio i zwracałam się do niego z prośbą: „Ojcze Pio, czuwaj nade mną”. Nie była to historia jednej tylko nocy. Ale to okropna historia nocy pełnej cierpienia, która powtarzała się przez wiele miesięcy. Mój system nerwowy zaczął się załamywać.

Chcę się powiesić Pewnego dnia w desperacji powiedziałam do matki: „Zabiję się, chcę się powiesić na framudze drzwi kuchennych”. Z zimną i złowieszczą twarzą opowiedziałam jej, co zamierzałam zrobić: miałam postawić taboret na stole, posłużyć się sznurem od rolet, a potem wystarczyło kopnąć taboret i byłoby po wszystkim. Dodałam, że chcę to zrobić, żeby moi rodzice umarli ze zmartwienia. Ale skąd się we mnie brało tyle złości? Może ze zmęczenia? Z desperacji? Ze strachu przed dalszym cierpieniem? Wiedziałam, że nie dam już rady. Spoglądałam wielokrotnie na belkę w kuchni. W tej chwili przyglądałam się obojętnie scenie, którą opisałam matce. W tym samym czasie strach, że zostanę nazwana wariatką, sprawiał mi ból, a przede wszyst-

— 89 —


Szatan istnieje naprawdę kim wrogo nastawiał mnie do najbliższych mi osób, które mnie kochały. Pewnego ranka popatrzyłam na krucyfiks w pokoju i zaczęłam wpatrywać się w koronę cierniową. Pomyślałam, że pragnienie odebrania sobie życia dodaje kolejne ciernie do tej korony. Zaczęłam prosić o przebaczenie, zaczęłam także prosić o przebaczenie za inne cierpienia, które wyrządziłam Jezusowi. Prosiłam także o przebaczenie Matkę Bożą za ból, który zadawałam Jej Synowi. Mówiłam dalej: „Jezu, proszę Cię, mimo wszystko nie opuszczaj mnie, pozwól mi odczuć Twoją obecność. Potrzebuję Cię teraz bardziej niż kiedykolwiek”. W ciszy zaczęłam rozmyślać. Myślałam: życie zostało mi dane przez Boga jak pożyczka. Tylko On ma prawo odebrać je we właściwym momencie.

Prąd elektryczny, który mnie podrywał W czasie tych dwóch lat spotykałam wielu ludzi i jak wszystkie dziewczyny w moim wieku – także wielu chłopców. Za każdym razem działo się coś dziwnego, odczuwałam nieprzyjemne wrażenie. Pomimo radości i uczucia, którym obdarowywałam jakąś osobę, szybko ją traciłam. Za każdym razem, kiedy chłopak zbliżał się do mnie, odczuwałam, że po moim ciele przebiega jakby prąd elektryczny, który sprawiał, że podskakiwałam jak konik polny. Nie umiałam sobie tego wytłumaczyć. Początkowo nie zwróciłam na to uwagi. Ale kiedy przydarzyło mi się to z piątym chłopakiem, zrozumiałam, że nie chodzi raczej o przypadek. Do łańcucha dołączały się kolejne ogniwa.

— 90 —


Miriam: przypadek dręczenia

Miałaś naprawdę rację Tymczasem nocą zaczęłam żalić się szeptem. Tym zachowaniem budziłam moje siostry, które spały ze mną w pokoju. Z tego powodu postanowiłam zmienić pokój i sypiać na wersalce w salonie. Na kilka dni przed zmianą łóżka miałam dwa piękne sny. W pierwszym czułam intensywny zapach porównywalny z kwitnącym drzewem pomarańczowym. Zapach był tak silny, że aż się obudziłam. Podniosłam głowę z poduszki i rozejrzałam się dokoła: nic nie zauważyłam, niemniej jednak nadal odczuwałam przyjemny zapach. Zrozumiałam, że to nie sen. Położyłam rękę na obrazku, który trzymałam pod poduszką i powiedziałam: „Dziękuję, Ojcze Pio, że przyszedłeś do mnie”. Następnego ranka opowiedziałam wszystko ze szczegółami mamie, która z drwiną w głosie odpowiedziała: „Co ty opowiadasz?”. Następnego dnia to ona opowiedziała mi, że czuła w nocy woń tak silną, że się obudziła. „Miałaś naprawdę rację” – odpowiedziała. W następnym śnie znajdowałam się na statku otulona nieprzeniknionymi ciemnościami. Nic nie widziałam, a morze było wzburzone. W jednej chwili otworzyło się niebo, z którego wydobywało się cudowne światło, oświetlające statek, morze i całe niebo. Nigdy nie widziałam tak cudownego i błyszczącego światła. Tymczasem szczelina zaczęła się poszerzać, aż wyszedł z niej anioł w kolorach tak pięknych i przyjemnych, że wręcz niemożliwych do opisania. Anioł stanął obok, a światło stawało się coraz piękniejsze. Ze światła wyszedł Jezus z chorągwią pokoju.

— 91 —


Szatan istnieje naprawdę Wówczas powiedziałam do niego: „Proszę Cię, Jezu, powiedz coś do mnie. Dlaczego przyszedłeś z ciemności? Co mi chcesz powiedzieć?”. Gdy to powiedziałam, serce Jezusa pochłonęło cały blask i powróciły ciemności. Następnego ranka zwróciłam się do Niego tymi słowami: „Jaki sens ma to wszystko? Dlaczego odszedłeś, nic nie mówiąc?”. Następnego wieczoru poszłam spać na wersalce w salonie przekonana, że zmieniając pokój, nie będę odczuwała tej obecności, która mnie tak dręczyła. Ale tak się nie stało. Nadal czułam się krępowana. Często wydawało mi się, że ktoś mnie podnosi z wersalki, na której śpię: tak sądziłam, ponieważ wielokrotnie słyszałam odgłos sprężyn. Z czasem zaczęłam odczuwać rękę leżącą na prawym boku: wówczas – nie wiem, dlaczego – wydawało mi się, że jest to ręka młodej osoby. Odczuwałam niewygodę i nerwowość i przekręcałam się na lewy bok ze strachu, że będę komuś przeszkadzać. Nadeszło lato i jak co roku wyjechaliśmy do willi nad morzem. Także i tam nocą miałam wrażenie, jakby mnie ktoś szczypał, a patrząc na drzwi pokoju, zaczynałam widzieć powieszonego ojca. Pewnego dnia powiedziałam mamie, że nie sypiam dobrze, i wyjaśniłam jej przyczyny tego. To wywołało u niej cyniczne zachowanie, powiedziała mi, że to są tylko moje wyobrażenia.

Spotkanie z kobietą W maju tego samego roku moja siostra z powodu problemów neurologicznych znalazła się na w szpitalu w Palermo. Korzystając w tym okresie z przerwy w pracy, odwiedzałam ją każdego dnia. W tym samym mniej więcej czasie (marzec– kwiecień) poznałam młodego lekarza. Bardzo szybko między

— 92 —


Miriam: przypadek dręczenia nami pojawiło się coś więcej niż tylko zwykła przyjaźń. Było nam ze sobą dobrze. Rankiem towarzyszył mi w drodze do szpitala, natomiast wieczorem wracałam do rodziców. Dwa dni przed decyzją lekarzy o hospitalizacji mojej siostry na oddział trafiła około czterdziestoletnia kobieta, która cierpiała na ataki epilepsji. Pewnego ranka, po tym jak mój chłopak wyszedł, przywołała mnie do siebie i zapytała, czy chodzę do kościoła i czy znam o. Matteo La Grua. Słuchałam jej z ciekawością. Po chwili zapytałam, czy chciała mi coś przekazać (takie było moje wrażenie). Kobieta zaczęła ze mną rozmowę, doradzając mi, żeby zaprowadzić siostrę do o. La Grua, ponieważ siostra nie potrzebuje leczenia farmakologicznego. Mówiła dalej, że ktoś wyrządza mi zło, że przyszłość będzie o wiele gorsza od teraźniejszości i że w ciągu tygodnia między mną a moim chłopakiem wszystko się skończy. Wyjaśniła mi, że zło oddali mnie od wszystkich osób, które poznam i poznałam. Dodała, że ja i moje siostry potrzebujemy kogoś, kto może nas uwolnić od zła, które zostało nam wyrządzone. Odpowiedziałam jej, że się myli, ponieważ żyję w zgodzie z rodzeństwem i chłopakiem. Kobieta zakończyła, dodając, że odczuwa straszny ból, patrząc na nas w tym stanie, i przypomina mi o wizycie u o. La Grua. Uznałam, że kobieta jest neurotyczką. Jednak nie mogłam zaznać wewnętrznego spokoju. Zastanawiając się, uświadomiłam sobie, że także i poprzednio, kiedy byłam z chłopakiem, wszystko kończyło się nagle bez żadnej przyczyny. Przestraszyłam się, że to, co mi powiedziała ta kobieta, może być prawdą i że może pojawić się ciąg dalszy. W następnych dniach pojawiły się pierwsze kłótnie z rodzeństwem i moim chłopakiem. Wówczas opowiedziałam

— 93 —


Szatan istnieje naprawdę wszystko mamie i poprosiłam, aby zaprowadziła mnie do o. La Grua, żeby mnie szybko przyjął. Po długiej rozmowie wziął do jednej ręki zdjęcie mojego chłopaka, drugą położył na mojej głowie i popatrzył na krucyfiks, który znajdował się w pokoju. Skierował do niego w skupieniu słowa, aby udzielił mu przenikliwych oczu. Na koniec modlitwy, patrząc na mnie ze słodyczą, powiedział mi, że to, na co cierpię, to problemy związane z brakiem spokoju i że kobieta, którą spotkałam w szpitalu, miała rację odnośnie do mojego chłopaka: dwa dni później mieliśmy zerwać ze sobą. O. Matteo pozdrowił mnie, uspakajając mnie, że będzie się modlił w mojej intencji. Następnego dnia pokłóciłam się z moim chłopakiem i rozstaliśmy się ostatecznie.

Po burzy jest zawsze pięknie Tymczasem udręki, które pojawiały się w nocy zaczęły się nasilać. Rękę, którą odczuwałam na moim boku w nocy, zaczęłam odczuwać także w dzień. Idąc do kościoła, byłam rozdrażniona, przysypiałam i ziewałam nieustannie. Kiedy przyjmowałam Komunię świętą, nie byłam w stanie jej przełknąć, wydawała się bardziej gorzka niż słodka. W tym okresie, nawet w gorszych momentach, nie traciłam nigdy wiary. Nie poddałam nigdy w wątpliwość słów o. La Grua: wcześniej czy później skończy się wszystko i „z korzyścią” odzyskam utraconą radość i spokój. Nigdy nie zapomnę jego spojrzenia pełnego słodyczy i próśb kierowanych do Ukrzyżowanego: „Jezu, obdarz mnie Twoim wzrokiem, abym mógł zobaczyć, co wydarzy się temu dziecku”.

— 94 —


Miriam: przypadek dręczenia Wielokrotnie zastanawiałam się, dlaczego to wszystko mnie właśnie się przydarzyło i kto chciał dla mnie takiego zła. Teraz wiem, że się myliłam. Za te wszystkie cierpienia i za wszystko, co mi się przydarzało, powinnam była powiedzieć: „Dziękuję, Jezu”. Tylko w ten sposób wiele rzeczy zrozumiałam; po wielu mękach nawet najbanalniejsze sprawy miały dla mnie ogromną wartość; tak samo jak po wielkiej burzy zdajemy sobie sprawę, jak piękny może być zwykły promień słońca, tak po przebytej męce zrozumiałam, kim jest naprawdę Bóg. Wiele razy ciekawość i desperacja narzucają inny kierunek naszej drogi: ku tym miejscom, które ja nazywam „ślepymi zaułkami”, ku chiromancji i wróżbiarstwu. Wszystko to sprawia, że nasza droga ulega zaciemnieniu i dochodzimy do określonego punktu, w którym nasz system nerwowy już nie wytrzymuje. Nawet w momentach desperacji i cierpienia nie trzeba dopuszczać do siebie myśli, że Bóg o nas zapomniał. Po burzy nadchodzi zawsze piękna pogoda.

Zwróciłam się do Jezusa Tymczasem czułam, jak przenika mnie do głębi smutek, chodziłam z przygaszonym wzrokiem. Nocami było coraz gorzej, budziłam się z silnym bólem kręgosłupa. Nie mogłam się pochylić i chodziłam jak osoba dotknięta artrozą. Miałam wrażenie, że ktoś słabowity opiera się na mnie, szczególnie na plecach, karku, brzuchu i prawym boku. Najintensywniej natomiast odczuwałam rękę jakiegoś młodzieńca. Jego obecność, a przede wszystkim zimne dreszcze, które odczuwałam, zaczęły przypominać mi, że zaczęło się to pojawiać syste-

— 95 —


Szatan istnieje naprawdę matycznie, kiedy w przeszłości byłam z jakimś chłopakiem i mnie obejmował. To, co czułam teraz, było tym samym, co czułam w przeszłości: jakby prąd elektryczny przebiegał wzdłuż mojego kręgosłupa. Dlatego zwróciłam się do Jezusa, błagając, aby mi pomógł.

Mój żołądek „szalał” Obecność, którą odczuwałam, zaczęła budzić we mnie wielki strach i smutek. Uświadomiłam sobie, że nie śnię, że wszystko naprawdę się dzieje. Nie mogłam jednak nikomu o tym opowiedzieć. Nikt by mi na pewno nie uwierzył. Wraz z upływem dni cierpienie natężało się. Czułam, jakby w moim ciele były dwa serca: jedno w klatce piersiowej, a drugie w żołądku. Wystarczyło, żebym położyła rękę na żołądku, by odczuć, jak drży i się trzęsie, jak stało się pewnego wieczoru, kiedy po rozpoczęciu modlitwy poczułam, jak mój żołądek „szaleje”. Wzięłam obrazek Ojca Pio i położyłam na żołądku. Od razu poczułam, że drży także i ręka, którą przyciskałam obrazek; wydawało się, że przesuwa się w prawo i w lewo, w dół i w górę. Zrozumiałam, że nie mogę już tak dłużej żyć. Czułam się, jakbym szła wąską, ciemną uliczką, oświetlaną tylko blaskiem małej świeczki. A ja chciałam znowu znaleźć się na szerokiej i rozświetlonej ulicy, jak dawniej. Ponadto bałam się poznać nowego chłopaka, a to sprawiło, że stałam się drażliwa i wyniosła wobec wszystkich, których spotykałam. Tylko sam Bóg wie, jak stałam się okrutna i zła. Obrażałam rodziców, a przede wszystkim ojca, który uparcie mi nie wierzył. Zwykł mi mówić: to nie tak tragiczna sytuacja, osoby, w które wstąpił demon, nie mogą nawet przejść obok kościoła.

— 96 —


Miriam: przypadek dręczenia Teraz bardzo dobrze rozumiem, że jego słowa miały na celu przede wszystkim dodanie mi odwagi. On zrobiłby wszystko, żeby zobaczyć mnie radosną jak dawniej, dlatego starał się zminimalizować mój strach. To oczywiste, że także on cierpiał: jego oczy były jeszcze smutniejsze niż moje.

Bóg otworzył mi drzwi Moja siostra (ta, która znalazła się w szpitalu z powodu problemów neurologicznych) przez kilka miesięcy chodziła na spotkania modlitewne i czuła się bardzo dobrze; już nie odczuwała bólów głowy; jej twarz stała się radośniejsza niż zwykle. Kobieta, którą spotkałam w szpitalu, także w tej kwestii miała rację. Ja także zaczęłam uczęszczać na te modlitewne spotkania, ale jakiekolwiek rezultaty w moim przypadku pojawiły się bardzo późno. Bóg jednak otworzył przede mną drzwi, pozwolił mi spotkać chłopaka, „cudownego lekkoducha”, o oczach tak radosnych i pięknych, jakich nie widziałam nigdy wcześniej. Opowiedział mi o swojej siostrze. Ta dziewczyna, będąca w moim wieku, w przeszłości przez jakieś dwa lata miała podobne problemy jak ja. Słuchałam z wielką uwagą opowieści chłopaka, mając nadzieję, że on dostrzeże mój problem i nie będę musiała o nim opowiadać. Kradłam z jego oczu, a nie z ust, każdą najdrobniejszą sylabę. Kiedy skończył opowieść, powiedziałam mu, że ja także mam problemy. Tymczasem nasza przyjaźń się umacniała, często rozmawialiśmy przez telefon, wychodziliśmy razem. Nie myślałam, żeby wykorzystać naszą znajomość, aby pomóc sobie. W tym okresie obecność, którą odczuwałam, stawała się coraz intensywniejsza. Wieczorem, kiedy kładłam się do łóż-

— 97 —


Szatan istnieje naprawdę ka, mój spokój był cały czas zakłócany. Wydawało się, jakby ktoś za wszelką cenę chciał zrobić sobie trochę miejsca obok mnie, by spać, i mnie popychał. Wówczas przesuwałam się, robiąc wolne miejsce. Rano budziłam się nerwowa i zmęczona. Jeśli decydowałam się nie ruszyć, zajmując całą przestrzeń łóżka, czułam, że się duszę. Pewnego wieczoru, wchodząc do łazienki po ręczniki, usłyszałam lament jakiejś osoby: to był głos młodego mężczyzny. Przekonałam się, że ręka, którą odczuwałam na plecach, to była jego ręka i to on domagał się miejsca w moim łóżku. Było mi źle dlatego, że on też czuł się źle. Przypomniałam sobie, że w przeszłości odczuwałam bóle kręgosłupa i porażenie prądem za każdym razem, kiedy jakiś chłopak mnie obejmował; działo się tak za przyczyną nękania mnie przez tego młodzieńca. Następnego wieczoru poczułam w pokoju tę samą obecność, z którą miałam do czynienia w łazience dzień wcześniej. Tym razem młodzieniec płakał. Zostawiłam zatem dużą część łóżka wolną i zaczęłam się modlić, dopóki nie zasnęłam.

Musisz pójść do ojca Benignusa W następnych dniach znowu spotykałam tego chłopaka, tego „cudownego lekkoducha”; od razu zrozumiałam, że ta jasność w oczach nie zdradzi mnie. Opowiedziałam mu ze szczegółami wszystko, co mi się przydarzało, ale ze strachu nie wspomniałam o nawiedzającej mnie obecności. On od razu okazał gotowość i serdeczność, chociaż na początku nie przyjmowałam jego pomocy, zasłaniając się wyjaśnieniami, że chodzę na spotkania modlitewne. Pewnego wieczoru spotkaliśmy się na pogawędkę. Bardzo źle się czułam i wiedziałam, że jeśli popatrzy w moje oczy,

— 98 —


Miriam: przypadek dręczenia to na pewno zrozumie mój dramat. Po jakiejś chwili podniósł delikatnie moją twarz, popatrzył mi w oczy i powiedział: „Nadal jest z tobą źle. Musisz pójść do ojca Benignusa. On może ci pomóc”. Zalałam się łzami. W jednej chwili „lekkoduch” ryzykował nienawiść z mej strony, ponieważ nie oczekiwałam od niego potwierdzenia złej sytuacji, a tylko odrobiny komfortu. Może gdyby podarował mi odrobinę komfortu i nie zmuszał do stawiania czoła rzeczywistości, sytuacja miałaby inny przebieg. Pożegnałam go i poprosiłam o numer telefonu do wspomnianego ojca. Tego wieczoru położyłam się do łóżka z sercem na ramieniu. W nocy miałam proroczy sen. Śniło mi się, że znajdowałam się w jakiejś świątyni na modlitwach z siostrą. W pewnym momencie zwróciłam się do zakonnika i poprosiłam: „Proszę się pomodlić w mojej intencji”. Powiedział mi wówczas, że ja jestem w dobrej sytuacji, że to moja siostra potrzebuje modlitwy, ponieważ jest z nią źle. Tymczasem we śnie widziałam siostrę leżącą na ziemi, przytrzymywaną przez trzy osoby, samych mężczyzn. Krzyczała jak oszalała. Ów zakonnik nie mógł do niej podejść, ponieważ krzyczała, jakby ją torturowano. Przed sobą zauważyłam coś czerwonego: może ścianę albo okno. Serce ściskało mi się z żalu, gdy patrzyłam na cierpienia siostry. Od jej krzyku mało mi nie popękały bębenki w uszach. Następnego ranka porozmawiałam z mamą, mówiąc, że z jedną z nas jest źle i potrzebuje pomocy. Dużo myślałam o tym śnie, ale nie zrozumiałam dobrze jego znaczenia. Zaczęły mi się nasuwać różne pytania: czy osoba, z którą było tak źle, to moja siostra? Co ja robiłam w tym śnie? Kim był ten zakonnik i ci ludzie? A co znaczył kolor czerwony?

— 99 —


Szatan istnieje naprawdę Tymczasem przyjaciel przekazał mi numer telefonu do ojca Benignusa. Pamiętam, że była to środa 6 marca 2002 roku. O godzinie 12.30 zadzwoniłam, telefon odebrał jakiś młody człowiek, powiedziałam mu, że chcę rozmawiać z ojcem Benignusem. Zapytał mnie: „Dlaczego chcesz z nim rozmawiać?”. Od razu zapytałam, z kim rozmawiam. Przedstawił się: „Jestem o. Francesco Pio”. Zapytał mnie ponownie, dlaczego chcę rozmawiać z ojcem Benignusem, i wówczas opowiedziałam mu pokrótce moje problemy. Wówczas zakonnik powiedział mi, że ojciec Benignus przyjmuje umówione osoby i będę musiała długo czekać na spotkanie z nim; ale później, wyczuwając grozę sytuacji, powiedział, że on może mnie przyjąć, i umówił się ze mną na następny dzień na godz. 16.00. Odłożyłam słuchawkę i skontaktowałam się z przyjacielem. Opowiedziałam mu o rozmowie telefonicznej, a on zaproponował, że ze mną pójdzie. Nie przyjęłam propozycji, okłamując go, że chcę pójść z matką. A tak naprawdę bałam się, że może się coś stać podczas spotkania z o. Francesco Pio; przede wszystkim obawiałam się, że moja zbyt gwałtowna reakcja wywołana modlitwami ojca oddali go ode mnie. Opowiedziałam potem matce, że przypadkiem dowiedziałam się o ojcu Benignusie, że zadzwoniłam do niego, ale rozmawiałam z o. Francesco Pio, umawiając się z nim na spotkanie. Dodałam, że mimo uczęszczania do grupy modlitewnej nadal jest ze mną źle i że jutro, 7 marca, idę na spotkanie z zakonnikiem na godz. 16.00. Matka popatrzyła na mnie i tonem dodającym otuchy powiedziała, że pójdzie tam ze mną.

— 100 —


Miriam: przypadek dręczenia

Stałam się drapieżnym zwierzęciem Przybyłam do San Isidoro di Baida o godz. 15.30. Weszłam do kościoła podczas różańca. Pierwszą osobą, którą spotkałam, był brat zakonny o bardzo miłym wyglądzie i spokojnym wzroku: w dłoniach trzymał książkę. Moją uwagę zwróciły u niego dwie rzeczy: ton głosu i ręce. Jego głos był głosem osoby o szlachetnej i dobrej duszy; mówiąc, lekko otwierał usta; jego twarz okalała długa biała broda. Dłonie miał delikatne i szczupłe. Bardzo łagodny wygląd, podkreślony prostotą franciszkańskiego habitu, sprawił, że kojarzył mi się z gołębiem. Pozdrowiłam go i zapytałam, gdzie mogę znaleźć o. Francesco Pio. Wskazał mi brata stojącego w drugim rzędzie. Dokładnie o godz. 16.00, zaraz po zakończeniu różańca, podeszłam do zakonnika i przedstawiłam się; zaprosił mnie i mamę do małego pokoiku, który pełnił funkcję konfesjonału. Przyszedł z małą buteleczką wody święconej w ręku. Usiadł przed nami. Zaczęłam od razu przyglądać mu się uważnie. Jego twarz i cała postura wydawała się bardzo delikatna i wątła. Wyglądał jak łagodne i przyjazne zwierzątko, porównywałam go do owieczki. Poczułam się bezpieczniej w jego obecności. Jego twarz emanowała takim spokojem, jakiego takie osoby jak ja potrzebują. Zwróciłam szczególną uwagę na jego oczy: były głębokie i przenikliwe. Patrząc tym wzrokiem, mógł domyślić się wszystkiego; głębia jego oczu była taka, że były zdolne przeniknąć każdą przeszkodę. Pomyślałam, że nic nie umknie jego uwadze. Zanim rozpoczęliśmy rozmowę, popatrzyłam na krucyfiks znajdujący się w pokoiku-konfesjonale i w głębi serca dziękowałam Ukrzyżowanemu, że zesłał mi osoby, które mi pomagają. Zaczęłam opowiadać o moich cierpieniach i odczuwanej obecności.

— 101 —


Szatan istnieje naprawdę Rozpoczęłam od opowieści o śnie, w którym widziałam matkę mojego kolegi, która zmarła dwanaście lat wcześniej. Nigdy nie widziałam tej kobiety ani osobiście, ani na zdjęciu; ale we śnie oglądałam ją bardzo dokładnie. Kilka dni później jej syn pokazał mi jej zdjęcie. Zaniemówiłam. Śniła mi się właśnie taka. We śnie nie umknęło mi nic; widziałam nawet, w jaki sposób została pochowana i jakiego koloru była ostatnia bluzka, którą nosiła. Zapytałam zakonnika: „Czy to wszystko wydaje się normalne?”. Powiedziałam mu, że odczuwałam dotknięcia na całych plecach, na karku, na prawym boku i w żołądku. Słuchał z ogromną cierpliwością i sądzę, że analizował każde moje słowo. Od razu powiedział: „Teraz ja się tym zajmę”. Podniósł kaptur habitu, założył stułę na szyję, na kolanach przytrzymywał jedną ręką Pismo święte, a w drugiej trzymał buteleczkę z wodą święconą. Zaczął recytować Ojcze nasz, a następnie, patrząc prosto w moje oczy, zapytał mnie: „Wyrzekasz się Szatana?”. Pod wpływem tego pytania zamieniłam się w dzikie zwierzę. Wewnątrz odczuwałam ogromną wściekłość do zakonnika i tego, co sobą reprezentował. Podniosłam głowę i wpatrując się w niego wzrokiem pełnym nienawiści, odpowiedziałam: „Nie! Nie wyrzeknę się Szatana!”. Wymierzając palec wskazujący w jego pierś, powiedziałam: „Nie chcę być przez ciebie niepokojona, nie chcę przychodzić więcej do ciebie, a teraz chcę już wyjść”. Już wstawałam, kiedy zakonnik złapał mnie za nadgarstek. Nadal świdrował mnie swoim wzrokiem. Jego oczy były tak jasne i głębokie, że widziałam w nich odbicie swej twarzy. Wpatrując się w nie uważnie, wydawało

— 102 —


Miriam: przypadek dręczenia mi się, że widzę takie same głębokie i nieprzejrzane oczy, jakie mają wilki. Cała jego twarz to były oczy. Wcześniejsza owieczka stała się wilkiem. Pomimo że nadal byłam rozwścieczona, on zachowywał spokój, dobroć i niesamowite opanowanie. Próbował kilka razy, pytając mnie, czy wyrzeknę się Szatana. Ja rozwścieczona krzyczałam mu w twarz „Nie!”. Nie chciałam współpracować, to było tak, jakbym miała w sobie siłę, nad którą nie mogę zapanować. Mój głos stał się dziwny. O. Francesco Pio otworzył buteleczkę ze święconą wodą i pokropił moją głowę i plecy. Siła, która we mnie była, stała się jeszcze bardziej nieopanowana: zaczęłam uderzać głową w szafę stojącą w pobliżu mnie; nie mogłam nawet usiedzieć na krześle. Czułam, jak zaczyna przeszywać mnie prąd elektryczny. Moja głowa była całkowicie odchylona do tyłu, ręce wykrzywione i tak zaciśnięte, że kciuk znajdował się na miejscu małego palca i na odwrót. O. Francesco Pio pomagał mi swoją siłą odzyskać równowagę i abym nie upadła, przyciskał mnie do ściany. Kropił mnie wodą święconą; ale przestawałam dobrze widzieć i zaczynałam się dusić. Byłam tak zmęczona jak osoba, która przebiegła miliony kilometrów. Zaczęłam płakać, a z moich ust zaczęła płynąć bardzo gorzka ślina, a pot ściekał mi po nogach. Słyszałam, jak moja mama płacze. Ale o. Francesco Pio mówił jej: „Proszę zostawić to mnie”. Moje ręce były powykręcane, były czerwone jak żar i sztywne jak kawałek drewna. Wydawało się, że krew w nich już nie krąży. Były tak zesztywniałe, że matka nie mogła ich rozprostować. O. Francesco Pio uspokoił ją: „Nie przejmuj się, ja to zrobię”.

— 103 —


Szatan istnieje naprawdę Po czym zwrócił się do mnie z wielką słodyczą w głosie i uprzejmością: „Popatrz na mnie i współpracuj ze mną”. Czułam, jak mój kręgosłup sztywnieje, i zaczęłam krzyczeć jak szalona, domagając się, żeby zostawił mnie w spokoju: wydawało mi się, że umieram z bólu. Na szczęście o. Francesco Pio przyciskał mnie do ściany, inaczej upadłabym na podłogę. W tym samym czasie też modlił się, ale ja byłam zbyt zmęczona i nie mogłam wypowiedzieć ani jednego słowa, ponieważ czułam, jakby mnie ktoś ściskał za gardło. Ojciec zrozumiał, że właśnie z tego powodu nie mogłam mówić i dlatego, czyniąc znak krzyża na moim gardle palcami zwilżonymi w świętym oleju, powiedział do mnie: „Patrz mi prosto w oczy. Teraz tym olejem sprawię, że będziesz mogła rozprostować ręce i poruszać nimi”. Kilkakrotnie zrobił znak krzyża na wewnętrznej stronie moich dłoni i potem mogłam już je otworzyć. Uczucie, jakiego doznałam, kiedy po raz pierwszy popatrzyłam w jego oczy, nie zawiodło mnie. Jego oczy zdolne były dostrzec wszystko i domyśleć się wszystkiego. Nadal skrapiał mnie wodą święconą, a potem olejem, dopóki nie odzyskałam siły, głosu i wzroku. Powoli zaczynałam się modlić razem z nim, chociaż byłam jeszcze zmęczona. Tymczasem o. Francesco Pio zapewniał mnie ze słodkim i miłym uśmiechem: „Widziałaś? Wystarczył mały kuksaniec”. Jego oczy były pełne radości, a jego spokój niewzruszony. Mimo że stałam się dzikim zwierzęciem, on zachował przez cały ten czas początkową łagodność i uprzejmość. Nawet przez chwilę nie stracił panowania nad sytuacją. Po zakończonej modlitwie podarował mi medalik z wizerunkiem Matki Bożej i powiedział, abym go zawsze miała

— 104 —


Miriam: przypadek dręczenia przy sobie. Pozwolił mi wyjść z pokoju dopiero wtedy, kiedy odzyskałam całkowicie głos i kiedy mogłam już iść zupełnie sama. Wróciłam do domu, nie wypowiedziawszy ani słowa. Byłam zbyt zmęczona, ale też odczuwałam przykrość, że tak potraktowałam tego zakonnika, że wykrzyczałam tyle złośliwości. Ale moja dusza już się tak nie smuciła. Byłam przekonana, że ten łagodny zakonnik może zrobić dla mnie wiele. Tego samego wieczoru (czwartek, 7 marca 2002) spotkałam się z chłopakiem, który opowiadał mi o ojcu Benignusie. Był bardzo uprzejmy, dodawał mi otuchy cierpliwością i zapewnił mnie: „Zobaczysz, że teraz wszystko będzie układało się lepiej”. Na mojej drodze zaczęło pojawiać się światło, ponieważ czułam, że są wokół mnie osoby, które mogą mi pomóc wyjść z ciemnej ulicy. Bóg nie mógł wybrać lepszego momentu, żeby zesłać tyle deszczu na wyjałowioną i wyschniętą ziemię mojej duszy. Wróciłam do domu o wiele weselsza. Do moich modlitewnych intencji dodałam imię owego franciszkańskiego zakonnika. Myślę, że także księża potrzebują, aby ktoś modlił się w ich intencji.

Silne uderzenie w klatkę piersiową W nocy jednak poczułam się bardzo źle. Jak tylko położyłam się do łóżka, dopadł mnie silny ból głowy. Miałam wrażenie, jakby cała masa mrówek chodziła po mojej głowie i po całym ciele. A w tym czasie moja głowa była jakby przez kogoś podtrzymywana: to było takie samo odczucie jak w chwili, kiedy o. Francesco Pio położył dłonie na mojej głowie.

— 105 —


Świadectwo znanego włoskiego egzorcysty, Szatan istnieje naprawdę opisującego swoje doświadczenia z przypadkami dręczenia i opętań demonicznych Odczuwałam obecność kogoś, kto domagał się miejsca, żeby ze mną spać. W pewnym momencie poczułam silne Ojciec Benignus wyjaśnia, w jaki sposób dręczenie i opętanie uderzenie w klatkę piersiową. diabelskie jest w ogóle możliwe, a także jakie okoliczności sprzyjają Następnegotych dnia zjawisk. (piątek, 8 Najważniejszą marca 2002) wstałam całaksiążki obo- jest występowaniu częścią lała.ze Odspotkań razu zadzwoniłam o. Francesco lub Pio i trochę żar- przez relacja z ludźmi do udręczonymi opętanymi tobliwym tonem zapytałam, jak się czuje. Odpowiedział mi: Szatana i opis przeprowadzonych egzorcyzmów. Zawarte tu „Ja czuję się szokować dobrze, a ty?”. Z uprzejmości odpowiedziałam, historie mogą i budzić lęk. Głównym celem autora dobrze, i opowiedziałam mu o wszystkim, co działo nie żejest jednak chęć przestraszenia czytelnika. Autorsiępragnie w nocy. Ze szczegółami opisałam mu odczuwaną nadal obok raczej podkreślić, że – jak w tytule – Szatan istnieje naprawdę, i w siebie niektórych sytuacjach podejmuje wobec nadzwyczajne obecność. Zapytał mnie, czy byłam także nas molestowana działania. W tym wymiarze książka możeodpowiedziałam, stanowić przestrogę seksualnie. Zawahałam się chwilę, a potem dla że czytelników, by ale byli ostrożni, a rozmawialiśmy jeżeli już narażą nie. Skłamałam, tylko dlatego, że przezsię na duchowe niebezpieczeństwo – by szukali odpowiedniej pomocy telefon. Gdybyśmy rozmawiali twarzą w twarz, nie mogław Kościele. bym ukryć prawdy przed jego wzrokiem.

Wedle świadectw osób z niniejszej książki, które doświadczyły O tymczy wszystkim nigdy z nikim nie rozmawiałam, poniedręczenia opętania przez demona, bardzo wiele uwolnień dokonało za wstawiennictwem Janaproblemowi; Pawła II. Sługa Boży Jan waż niesięmiałam odwagi stawić czoła nie wiePaweł II jawi się w tym wymiarze jako szczególny orędownik działam nawet, od czego zacząć. Modliłam się do Jezusa, aby osóbmiudręczonych i opętanych. pomógł rozwiązać także i ten problem. Ponadto byłam także przejęta, żeby z SALVATORE powodu obecności, DO KSIĄŻKI NAPISAŁ KARDYNAŁ DE GIORGI, WSTĘP która nie chciała mojego spokoju, nie stracić tego, co PRZEWODNICZĄCY EPISKOPATU SYCYLII . posiadałam (chłopaka-lekkoducha). Wiedziałam, że franciszkanin Ojciec Benignus [Fra Benigno] od 1957 należy do Zakonu Braci Mniejszych; nie odmówiłby mi pomocy, nawet gdybym mu powiedziała, w 1966 przyjął święcenia kapłańskie. Uzyskał stopień licencjata teologii na Papieskim Uniwersytecie nie siląc się na uprzejmość, że filozoficzne jego widok z podniesionym Laterańskim w Rzymie, ukończył również studia na Uniwersytecie w Palermo. Obecnie budził we mnie strach. Tymczasem stałam się milpełni kapturem funkcję egzorcysty Archidiecezji Monreale i Palermo. Konferencja Episkopatu Sycylii uczyniła go odpowiedzialnym za formacjęzadając egzorcystów na Sycylii. cząca i zamyślona, sobie pytanie, dlaczego to wszystko mi się przydarzyło. W sobotę rano (9 marca 2002) udałam się do o. Francesco 29 zł rodziców. Pierwszy rozpoczął z nim rozPio Cena w towarzystwie KsięgarniaW tym czasie mowę ojciec. Nie wiem, o czym rozmawiali. ISBN 978-83-60040-89-8 czekałam w kościele i starałam sięinternetowa: przypomnieć sobie to, co o. Francesco Pio powiedział mi poprzedniego ranka przez tewww.esprit.com.pl 9

788360 040898

— 106 —


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.