shot.mag.5

Page 1

5

Nยบ


EDITO


ORIAL Emocje opadły, druk rozszedł się jak świeże bułeczki, czas wrócić do rzeczywistości! Kolejny numer zmienia się dla Was. Jest dłuższy i będzie jeszcze lepszy. Postanowiliśmy wspólnie, że będziemy wydawać SHOTa co dwa miesiące. Dlaczego zapytacie? Chcemy, aby każdy numer był dopracowany do perfekcji. Aby wszystkie treści były unikatowe, oryginalne, inne, ciekawe. Abyście chcieli nas czytać i wracali po więcej. Dla nas moda to nie tylko pusty trend. To misja i sposób na emocje. To zjawisko społeczne, które chcemy studiować, dlatego znajdziecie u nas różnorodność. Nowości, starocie, awangardę czy haute couture. Pokażemy Wam rozmaite zakątki świata i podpowiemy, jak spędzić wolne chwile, tworząc coś swojego. Bo to właśnie w wolnych chwilach, których niebawem będziecie mieli więcej, zachęcamy do działania! Przeanalizujmy to, jak minął nam poprzedni rok, co chcemy zrobić w nadchodzącym. Szukajmy prezentów, dzięki którym wyrazimy swoje emocje i uczucia w stosunku do bliskich. Nie bójmy się eksperymentować i spełniać swoich marzeń. I nie są to tylko puste słowa! Nie czekajmy na to, co przyniesie los, nie dajmy się zaszufladkować. Działajmy! Plony będziemy zbierać razem. Właśnie dlatego SHOT jest o Was i dla Was. A czym Was zaskoczy świąteczny numer? Zwyczajnością! Nie będziemy robić specjalnej szaty graficznej, wklejać choinek i bombek, czy na siłę robić prezentów. Po co?! Nie szukajmy sztucznych rozwiązań, nie zmieniajmy się i nie dajmy zwariować! Nie znajdziecie też u nas typowych dla tego sezonu zimowych sesji, bo w 5. numerze zabierzemy Was do Nowego Jorku i wspólnie przywitamy Nowy Rok! Do zobaczenia za rok! SHOT Team


6

40

SESJA

SUBIEKTYWNE SPOJRZENIE NA GDAŃSK

22

FULL METAL JACKET

SESJA

PERFEKCYJNY PLICH

TOP PLOG

72

INSPEKTOR GADŻET

URBAN OUTFITTERS MAGICZNY ŚWIAT GADŻETÓW

92

SESJA

50 78 SESJA

DZIEWCZĘCY ŚWIAT LANY NGUYEN

GWIAZDY YOU TOUBE’A

112

DASHER IN COURTSHIP

FASHION

CO ZA SZYCIE

124

MONDAY MORNING MELANCHOLY

FUTURYSTYCZNY BUDAPESZT


146

140

THE NEW BEAUTY

ANNA BLODA

160 164

FAJNE BABY PORADNIK PERFEKCJONALISTKI

182

007

THE SECRET GARDEN

184

OKIEM STYLISTKI

STYLOWE WNĘTRZA

BE A MAN

176

188

SESJA

214

MAKE-UP

SYMMETRY

POLECAMY

REDAKTOR NACZELNA ANNA MAKSYMIUK - SZYMAŃSKA

REDAKCJA ANITA BOHAREWICZO OLGA ŁUĆ MARTA KAPRZYK EmEm SZOP

GOŚCINNIE JEY WILD MERI WILD www.meriwild.com ANNA BĄBOL NATASZA MINASIEWICZ KAROLINA WASILEWSKA

204

198

EDWIN

MŁODOŚĆ NA PIERWSZYM PLANIE

KOREKTA ANITA BOHAREWICZ

SKŁAD I PROJEKT GRAFICZNY THREEOFUS

KONTAKT redakcja@shotmagazine.pl

WYDAWCA BABSKI PR Siedziba Redakcji: ul. Krzywoustego 82-86, 51-166, Wrocław

OKIEM STYLISTKI

ZDJĘCIE NA OKŁADCE Fotograf: MARIUSZ MAC Model:RAMONA REY Stylizacja: MARIUSZ MAC & PAULINA NOWAK Make-up: PAULINA NOWAK Włosy: SYLWIA SOKOŁOWSKA koszula: ROBERT KUPISZ bluzka: ZARA spodenki: ROBERT KUPISZ buty: JEFFREY CAMPBELL okulary: H&M bransoletka: MAJA RACKA

znajdź na

fb


koszula szyfonowa i leginsy: NIKOMU naszyjnik: Maja Racka

5

strona


foto MARIUSZ MAC model RAMONA REY stylizacja MARIUSZ MAC & PAULINA NOWAK / konsultacja fashionPROfashion make-up PAULINA NOWAK hair SYLWIA SOKOŁOWSKA


koszula Robert Kupisz (krata + długa, płaszczo-koszula) bluzka: Zara spodenki - Robert Kupisz buty: Jeffrey Campbell okulary H&M bransoletka Maja Rack

8





12


13


14


kurtka: NIKOMU p贸dnica: NIKOMU buty: Jeffrey Campbell bransoletka: Maja Racka

15


fb.com/Datshka



PALCEM PO MAPIE SUBIEKTYWNE SPOJRZENIE NA GDAŃSK tekst/foto ANITA BOHAREWICZ

Cudze chwalicie, swego nie znacie. To pierwsza myśl, jaka wpadła mi do głowy, gdy zawitałam do Gdańska, miasta, które pamiętałam jedynie przez pryzmat rodzinnych wycieczek sprzed kilkunastu lat. Jak nie trudno zatem zgadnąć – miałam dość nikłe o nim pojęcie…

Gdańsk, który pamiętałam a Gdańsk, który zobaczyłam różni się pod wieloma względami. Przede wszystkim nie jest ograniczony do tak eksploatowanego przez turystów Głównego Miasta, które jest piękne i dzięki wszystkim przytulnym kawiarenkom szalenie klimatyczne, lecz nie tak, jak pełna skromnych kamienic oraz wąskich, brukowanych ulic Biskupia Górka, położona w bezpośrednim sąsiedztwie centrum. Warto odkryć jej tajemnice wspólnie z lokalnymi przewodnikami bądź przewodniczkami, osobami bardzo zaangażowanymi w historię Biskupiej Górki, z dużym entuzjazmem opowiadającymi o wszystkich możliwych aspektach z nią związanych. To dzięki nim spacer po tej zapomnianej dzielnicy Gdańska zamienia się w coś, co trudno określić słowami i czego nie sposób zapomnieć. Każdy, ale to naprawdę każdy powinien go odbyć! Biskupia Górka oczarowała mnie i jestem pewna, że oczaruje też Was, tak samo jak największa w Europie kolekcja monumentalnego malarstwa na Zaspie. Ogromne powierzchnie szczytowe ścian znajdujących się tam bloków stworzyły artystom nieograniczone możliwości. Dostarczyły płótna, na którym sukcesywnie od 1997 roku pojawiają się nowe wielkoformatowe obrazy, zrealizowane w technice fresku suchego farbami fasadowymi. Kolekcja obejmuje dziś ponad 40 murali o różnej tematyce. Niektóre przedstawiają sławne postacie, inne stanowią rozmaite interpretacje takich haseł jak wolność czy miłość, jeszcze inne są silnie powiązane z historią. Utrzymane w czerni i bieli bądź nasycone intensywnymi kolorami, realistyczne bądź surrealistyczne przyciągają uwagę, zachwycają i są naprawdę warte zobaczenia. Spośród nich na pewno warto wymienić minimalistyczne dzieło Juba Mönstera przedstawiające mężczyznę w żółtych kaloszach, oraz miotłą w ręce, mural przedstawiający narcyza zjadającego się kawałek po kawałku, surrealistyczne ryby zamknięte w puszce, znajdujące się przy ulicy Dywizjonu 303 oraz i przede wszystkim mural upamiętniający 70-lecie powstania Narodowych Sił Zbrojnych, stutysięcznej formacji zbrojnej walczącej z okupantem niemieckim i sowieckim, którego autorem jest Michał Węgrzyn. Zazdroszczę talentu oraz pomysłu! Kolejnym punktem na mapie Gdańska, którego nie można pominąć, jest oczywiście Stocznia, najlepiej widziana z perspektywy Ogórka,

18


E

GDAŃSK


20


czyli kultowego autobusu marki Jelcz. Koniecznie w towarzystwie charyzmatycznego przewodnika, dawnego pracownika Stoczni, który raz na zawsze wbije Wam do głowy, że PRL to nic innego jak skrót od Prywatnego Rancza Lenina! (Uwaga! Jakby ktoś nie wiedział DDR to Dodatek Do Rancza Lenina!). Choć w ramach wycieczki organizowanej przez Subiektywną Linię Autobusów zwiedzicie historyczne zakamarki Stoczni, z „Warsztatem Pracy Lecha Wałęsy” na czele, nie radziłabym jej opuszczać zaraz po dojechaniu do mety. Bo można się po niej także przespacerować, najlepiej szlakiem kobiet, których życie i działania zmieniły bieg historii. Jest to możliwe dzięki projektowi „Metropolitanka”, który odkrywa ten zapomniany fragment historii Stoczni Gdańskiej, przypominając rolę i wkład działaczek Solidarności, pracę suwnicowych, spawaczek, izolatorek i dźwigowych, a także dostarczając wielu zatrważających opowieści o kobietach, które podobno często padały ofiarami napaści na tle seksualnym (zwłaszcza sprzątaczki; przed paniami z administracji mężczyźni czuli respekt). Dużo anegdot, ciekawostek, a na koniec obowiązkowy obiad w Bufecie u Kazia (pod warunkiem, że dotrzecie do niego przed 15:00). Palce lizać! Gdańsk to miejsce, które co rusz zaskakuje. To właśnie tu znajduje się najlepsza muffiniarnia pod słońcem, czyli Fajne Baby, które bliżej poznacie w Modnych Miejscach, genialna pod każdym względem Galeria Starych Zabawek przy ulicy Ogarnej 117/118, zawierająca w 90% procentach zabawki polskiej produkcji, pochodzące z lat 1920-1989 (pamiętacie kotka harmonijkę, blaszane wagi czy PRL-owskiego misia w kratę?), przytulna kawiarenka Cafe Fikcja (istny raj nie tylko dla książkowych moli!), klimatycznie urządzona restauracja Tekstylia czy niepozorna Stacja de Luxe (znakomity wystrój, wyborna kuchnia i przyjemnie łechcący podniebienie Zielony Gazik!). To oczywiście nie wszystko. Do stałych atrakcji doliczyć należy te sezonowe, np. organizowane przez Instytut Kultury Miejskiej (koniecznie poczytajcie o akcji Streetwaves!) czy przez klub Żak (Dni Muzyki Nowej już w styczniu!). Przed odwiedzeniem Gdańska, warto więc je prześledzić. Bo miasto to tętni życiem i to nie tylko na Długiej!

21


22


foto MIRELLA SZYMONIAK fashion / hair stylist JUSTYNA POLSKA assistant photographer WITALIS SZOLTYS, DOMINIK WIECEK models KAROLINA BLECHARCZYK, PAULINA TYMCZYSZYN make-up SANDRA KRUPA, JUSTYNA POLSKA

23



jacket river island, leginsy river island, shoes zara, brassiere diy, rings glitter i no name, earrings glitter



blouse no name, pants zara , shoes stradivarius earring no name , bracelets house & no name, ring house, belt stradivarius


shorts pull&bear, brassiere diy, jacket zara, shoes zara, socks accsesorize, rings Glitter, belt no name



dress stradivarius, jewelry no name


blouse river island, bracelets h&m


dress stradivarius, jewelry no name


brassiere diy, leggins river island, necklace h&m


34


foto PLICH

35


„Zdecydowałem się jednak projektować modę….”. W wieku 16 lat zasłynął niepowtarzalnym gustem i estetyką. Jego projekty są inne, zaskakujące i niesamowicie inspirujące. Jaki jest prywatnie PLICH? Co projektuje oprócz ubrań, jak spędza wolny czas i czy lubi sernik? Tego dowiecie się tylko u nas! rozmawiała

ANNA SZYMAŃSKA

foto Marek Kowalski


Dlaczego właśnie projektowanie? Mimo że nie urodziłem się w artystycznej rodzinie, od kiedy pamiętam, zawsze ciągnęło mnie w stronę sztuki. Już jako dziecko szukałem różnych sposobów wyrażania siebie i możliwości do dawania upustu swojej kreatywności. Przez wiele lat chodziłem na lekcje malarstwa, uczęszczałem również na zajęcia wokalne do prof. Olgi Szwajgier. Mimo tak wielu pasji, zdecydowałem się postawić przede wszystkim na modę, bo to właśnie projektowanie było mi najbliższe.

Jak długo pracowałeś na swój sukces? Twoje pierwsze kroki? Wydaje mi się, że sukcesy dopiero przede mną. Nie spoczywam na laurach i cały czas staram się spełniać artystycznie i realizować swoje marzenia. Natomiast, jeśli chodzi o moje początki, to mogę pochwalić się tym, że swój pierwszy pokaz mody miałem jeszcze jako nastolatek. W wieku szesnastu lat pokazałem po raz pierwszy kreacje swojego projektu w Hotelu Orbis Kasprowy. Cztery lata później przeprowadziłem się do Krakowa, by tam w 2002 roku założyć swój pierwszy salon. Od 2003 roku organizuję, także co sezon, pokazy mody w różnych wyjątkowych miejscach, m.in. Pałacu pod Baranami w Krakowie, Pałacu Kultury i Nauki czy na budującym się jeszcze wieżowcu projektu Daniela Libeskinda w Warszawie. Rok temu zdecydowałem się na przeprowadzkę do stolicy, a od maja prowadzę tu butik przy ulicy Mokotowskiej 52.

Twoje projekty są niesamowicie subtelne, kobiece, klasyczne. Skąd czerpiesz inspiracje? Bardzo często jestem pytany o swoje inspiracje i choć może to zabrzmieć banalnie, a jako artysta staram się uciekać od banału, inspirują mnie ludzie, których spotkam, a także sytuacje i miejsca, w jakich się znajduję. Sporo czerpię też z minionych wieków, co wynika z mojej tęsknoty za dawnymi latami i ubolewaniem nad wulgarnością czasów, w których przyszło nam żyć. Bardzo inspirujące są dla mnie ikony XX wieku, np. moja kolekcja na sezon wiosna – lato 2012 nawiązywała do tak wielkich kobiet jak Elisabeth Talyor i Pina Bunsch.

37


Ile czasu zajmuje Ci zaprojektowanie całej kolekcji, znalezienie odpowiednich materiałów? Tworzenie kolekcji to dosyć rozbudowany proces, jednak zazwyczaj zamyka się on w przeciągu kilku miesięcy.

Twoje projekty to również torby, dodatki a niebawem akcesoria dla psów, dlaczego akurat dla tych zwierzaków? Akcesoria dla czworonogów są już dostępne na indywidualne zamówienia, a niebawem trafią do stałej oferty w moim butiku. A skąd pomysł? Mówi się, że potrzeba matką wynalazków i tak właśnie było w tym przypadku. Sam mam charta afgańskiego i nie potrafiłem znaleźć odpowiednich smyczy i obroży dla niego. To, co dostępne jest w sklepach, w żadnym stopniu mi nie odpowiadało – ani pod względem designu, ani jakości wykonania. Postanowiłem więc sam zaprojektować akcesoria dla swojego psa i spotkało się to z dużym zainteresowaniem. Zdecydowałem się w związku z tym na projektowanie również dla innych czworonogów.

Twój ulubiony kolor? Chyba nie trudno się tego domyślić, patrząc chociażby na moje logo. Oczywiście moim ulubionym kolorem jest zielony.

Którą z międzynarodowych sław najchętniej byś ubrał? Daleki jestem od tworzenia sobie listy sław, które chciałbym kiedyś ubrać. Wydaje mi się, że to nie ma sensu, bo pewnie z większością światowych gwiazd nie będzie mi dane współpracować. Muszę też podkreślić, że dla mnie liczy się przede wszystkim człowiek, jego osobowość, a także emocje, które towarzyszą naszemu spotkaniu, np. podczas przymiarki. Od lat ubieram wiele znanych Polek, ale decydując się na współpracę z którąkolwiek z nich, nigdy nie sprawdzam rankingów popularności i poziomu ich medialności. Nie to jest przecież najważniejsze, bo nie to świadczy o wartości ludzi.

38


Jeśli mógłbyś stworzyć kolekcję z jakimś wielkim kreatorem mody, to kto by nim był? Szczerze mówiąc, nigdy o tym nie myślałem, bo skupiam się przede wszystkim na rozwijaniu siebie i marki, którą tworzę. Jednak wydaje mi się, że na przykład współpraca z którymś z dużych zagranicznych domów mody, nad którą czasem się zastanawiam, mogłaby się okazać ciekawym doświadczeniem.

Gdzie możemy znaleźć Twoje kreacje? Kreacje mojego projektu można znaleźć oczywiście w moim salonie, który znajduje się przy ulicy Mokotowskiej 52. Myślę, że każda osoba lubiąca celebrować swoje życie, znajdzie tam coś wyjątkowego dla siebie. Mam także bardzo dużo zamówień szycia na miarę, do czego też zachęcam.

Co w wolnych chwilach robi PLICH? Niestety ze względu na wir pracy, w który wpadłem, tych wolnych chwil mam coraz mniej, ale gdy już takie się zdarzają, staram się je celebrować w najlepszy z możliwych sposobów. Uwielbiam spotykać się z przyjaciółmi, dla których często też gotuję. Często spaceruję też ze swoim psem, ćwiczę jogę, chodzę na siłownię. Od niedawna uczę się też francuskiego, gdyż jestem zafascynowany Paryżem.

Co byś wybrał? Sernik czy czekoladę? Zdecydowanie czekoladę – od razu prosiłbym o dwie tabliczki.

foto PLICH

39


Joanna: Bluza: Aloha From Deer, legginsy: Anna Wiszniewska, zegarek: Triwa, bransoletka i naszyjnik: XOOXOO Wojtek: Bluza: Aloha From Deer, spodnie: Magda Hasiak bransoletki: XOOXOO

40


foto: ŁUKASZ DZIEWIC Model: JOANNA KUDZBALSKA/ d’Vision WOJTEK CZAK/ AMQ models Stylizacja: female / EWA GRZESZCZUK fashiournalist.blogspot.com male / IGOR RĻDLEWSKI radlewski.blogspot.com Produkcja: JULIA JASICZAK

41


42


43


Joanna: koszula, sukienka, kurtka: Łukasz Jemioł Basic, naszyjnik Unikke Design za wypożyczenie butów dziękujemy firmie ZALANDO

44



Wojtek: bluza: Jakub Pieczarkowski czapka: Aloha From Deer naszyjnik: Unikke Design torba: Katarzyna Kobierzycka spodnie: Łukasz Jemioł Basic bransoletki XOOXOO

46


47



Wojtek: koszulka: Łukasz Jemioł Basic kurtka Łukasz JemiołBasic spodnie: Magda Hasiak komin: Ania Kuczyńska zegarek: Triwa bransoletka: XOOXOO


TOP BLO rozmawiała

50

ANNA SZYMAŃSKA


OG Nietuzinkowa, elegancka, skromna, piękna! Kocha fotografię i modę i aż ciężko stwierdzić co bardziej! Chociaż na początku myślałam, że Meri Wild, bo o niej mowa, jest osobą niedostępną, to mile się zaskoczyłam. Poznałam ją na prezentacji najnowszej kolekcji marki Patrizia Pepe i jestem pełna uznania. Tak skromnej, ciepłej osoby nie poznałam już dawno! Moda bije od niej i z niej i co najważniejsze to wszystko jest szczere! Na swoim blogu pokazuje różnorodność, za co ją uwielbiam! I aż na myśl nasuwa się pytanie jak ten Jay to znosi :D hehe

51


Jak zaczęła się Twoja przygoda z blogowaniem? Moja przygoda z blogowaniem zaczęła się bardzo dawno temu, mimo że blog w obecnej formie prowadzony jest od początku 2012 roku. Moje zainteresowanie fotografią mody trwało od najmłodszych lat, gdy analogowymi aparatami robiłam sesje koleżankom, jeszcze za czasów szkoły podstawowej! Później coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że jest to moja ulubiona forma przekazu. Po ukończeniu wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych postanowiłam założyć bloga związanego typowo z tematyką modową i publikować na nim moje zdjęcia oraz inspiracje. Tak mniej więcej się to zaczęło.

Czym dla Ciebie jest Twój blog? Muszę przyznać, że prowadzenie bloga niesamowicie mnie wciągnęło i jest on dla mnie bardzo ważny. Każdego dnia myślę nad nowymi zdjęciami, stylizacjami, mam mnóstwo pomysłów, które chcę realizować, a blog daje mi możliwość dzielenia się tym z innymi! Cieszę się, że po tak krótkim czasie zyskał on czytelników i stałych obserwatorów. Mam również ogromne wsparcie ze strony mojego chłopaka, który obecnie mocno angażuje się w jego prowadzenie, przejął funkcję fotografa, a od czasu do czasu także proponuje stylizacje dla panów :)




55


Co chcesz przekazać poprzez swojego bloga innym? Dla mnie jednym z kluczowych elementów bloga jest strona wizualna. Kolory. Nastrój zdjęć i to, co przedstawiają. Często zdarza się, że dodaję posty „na szybko”, aby podzielić się z czytelnikami i znajomymi czymś nowym, czymś co mnie zainspirowało lub po prostu dobrym humorem, który uchwycił na zdjęciach Jey. Ale zależy mi przede wszystkim na tym, aby przelewać na bloga moją pasję do fotografii i mody. I za każdym razem cieszę się, gdy spotyka się to z pozytywnym odbiorem.

Zainteresowanie modą to hobby czy styl życia? Myślę, że moje zainteresowanie modą od dawna jest czymś więcej niż hobby. Styl życia? To brzmi niepokojąco (haha). To, że mogę robić rzeczy związane z modą i tym co mnie pasjonuje, naprawdę dodaje mi skrzydeł! W pewnym sensie jest to teraz moja praca, pochłaniająca mnóstwo czasu.

Jakie jest Twoje największe modowe marzenie? Czasem zastanawiam się co przyniesie przyszłość. Jeśli będzie ona związana z tym, co robię obecnie, czyli z modą i fotografią, i jeśli dodatkowo przyniesie mi możliwość projektowania i tworzenia własnych rzeczy, to z pewnością będę mogła powiedzieć, że moje marzenie się spełniło, bo robię to, co kocham.

Czym się kierujesz tworząc swoje stylizacje? Stylizacje tworzę najczęściej impulsywnie. Jeśli zastanawiam się nad czymś dłuższą chwilę, zwykle z tego rezygnuję. Wpływa na to przede wszystkim mój nastrój – są dni gdy tryskam kolorami i są takie, gdy wybieram zupełnie stonowane kolory.

Co Cię inspiruje? Jak opisałabyś swój styl? Wszystko potrafi mnie zainspirować. Oczywiście najczęściej są to zdjęcia z czasopism, z których powstaje niekończący się kolaż nad moim biurkiem. Twarze zamyślonych, często nieobecnych modelek, jakieś wycinki przypadkowych ujęć, ulubione sceny z filmów, jest tam totalny mix inspiracji :) Myślę, że one w dużym stopniu na mnie wpływają, na to jak chcę wyglądać w danym momencie. Uwielbiam zmiany, dlatego nie mogę jednoznacznie określić mojego stylu. Jednego dnia chcę wyglądać jak femme fatale na kilkunastu centymetrowych szpilkach, a następnego dnia zakładam adidasy, czapkę i idę pojeździć na desce.

Rzecz, której nigdy nie pozbyłabyś się ze swojej szafy to... Starocie! Mam rzeczy znalezione niczym skarby w szafie mojej babci, z lat 70’, 80’, i nawet jeśli ich nie noszę to wiem, że nigdy ich nie wyrzucę :)

Twoim modowym guru jest…? Dlaczego? Zawsze ciężko odpowiedzieć mi na to pytanie ze względu na to, że moje upodobania bardzo często ulegają zmianie i to się tyczy wszystkiego! W związku z tym wolę mówić, że poszczególne oso-




59


by mnie inspirują, natomiast nie są dla mnie wyrocznią. Do takich osób należy Madonna, a dokładnie jej wizerunek z lat 80’, ponieważ kocham wszystko, co związane z tamtym okresem. Obecnie lubię obserwować na przykład Alexę Chung, Rihannę czy Ritę Orę.

Gdzie najczęściej robisz zakupy? Mimo, iż spotyka się to z niezrozumianą przeze mnie krytyką – robię zakupy w sieciówkach. Zauważyłam, że blogerki są bardzo atakowane i oskarżane o brak stylu, ze względu na ubieranie się w sklepach znanych marek. Ja nie widzę w tym nic strasznego. Oczywiście lubię co jakiś czas odwiedzać second-handy, coraz częściej kupuję przez strony internetowe, ale są sklepy, które naprawdę uwielbiam, a fakt, że spotkam raz kiedyś na ulicy osobę ubraną w takie same spodnie, absolutnie mnie nie zniechęca! Wręcz przeciwnie – zobaczyć jak dana rzecz została zestawiona i jak wygląda na kimś innym – to bardzo miłe i ciekawe. Tym bardziej, że większość osób przeglądających blogi chce znaleźć coś, co jest osiągalne, dostępne i co da się nosić :)

Gdybyś trafiła szóstkę w totka, jaki ciuch/dodatek kupiłabyś w pierwszej kolejności? Wbrew pozorom nie byłaby to torebka za milion dolarów ani żadna rzeczy z najwyższej półki. Lubię podziwiać ekskluzywne produkty najlepszych projektantów na świecie, zachwycam się nimi oglądając pokazy i katalogi, ale jestem przekonana, że nie wydałabym ogromnej sumy pieniędzy na zadowolenie się nimi.

Twój ulubiony trend w sezonie jesień/zima 2012 to…? Glam rock, kolce, grube, ciepłe tkaniny, swetry, kilogramy cekinów. Burgund i butelkowa zieleń to kolory, z którymi oswajam się powoli, ale z sukcesem.

Jesteś zakupoholiczką? To słowo nie jest moim ulubionym, więc wybrnę z tego tak: uwielbiam kupować nowe rzeczy, ale nie robię tego nałogowo :)



foto ALEKSANDRA MACEWICZ / www.emeystudio.pl model JOANNA ORZECHOWSKA make-up MONIKA KUDLIŃSKA style MARTA PYPŁACZ dresses KLAUDIA KASIŃSKA NATASHA PAVLUCHENKO assistant JĘDRZEJ STECKIEWICZ jewellery GLITTER


dresses KLAUDIA KASIŃSKA


dresses KLAUDIA KASIŃSKA

64


dresses NATASHA PAVLUCHENKO



dresses KLAUDIA KASIŃSKA


dresses NATASHA PAVLUCHENKO


69


dresses NATASHA PAVLUCHENKO


71


Kobieta zmienną jest, oj tak! Jak więc dogodzić naszym gustom? Śmiem twierdzić, że się nie da, dlatego ten dział to mieszanka styli, upodobań, marek, bo jedno jest pewne! Każda z nas prędzej czy później znajdzie coś dla siebie. Bo kto jak nie my Kobiety wie lepiej czego nam trzeba!

1 4

5

6

9

8

7

10 72

3

2

11

12


13

15

14

16 17

19

18 22

20

21

1. Buty www.studded.pl 2. Kubek termiczny Asa Selection 3. Termofor www.czasnawnętrze.pl 4. Marynarka www.stabo.pl 5. Chanel condoms 6. Torba www.patrizia.com.pl 7. Szpilki www.matchfashion.com 8. Designerskie radio www.eu.fab.com 9. Zegarek www.facebook.com/czasnaoclock 10. Buty www.facebook.com/DeeZeeWroclaw 11. Spodnie H&M 12. Płaszcz www.newyorker.de/pl 13. Ciepłe kapciochy www.czasnawnętrze.pl 14. Perfumy od Jil Sander – zapach piżma 15. Rękawiczki z ulicy sezamkowej www.modcloth.com 16. Sneakersy, buty sportowe od Louis Vuitton 17. Bransoletka www.dorismartin.pl 18. Kopertówka www.matchfashion.com 19. Poduszka w kształcie pączka www.pinkpugdesign-sklep.pl 20. Blezer www.pandzior.pl 21. Bielizna www.axami24.pl 22. Komin www.facebook.com/SiScolorful.

73


74


Urban Outfitters – magiczny świat gadżetów tekst OLGA ŁUĆ foto www.urbanoutfitters.com

Marka Urban Outfitters, kojarzona głównie z ubraniami, słynie z mocnych kampanii reklamowych. Złośliwi mówią, że wyglądającymi jak z pierwszego lepszego lumpeksu. Osobiście marka ta przypadła mi do gustu, bo od rzeczy prostych zaczynając na bardziej wyrafinowanych i „fikuśnych” kończąc, są to ubrania, które łatwo możemy mieszać i zestawiać. Jednak! Chciałabym zwrócić uwagę na fakt, że UO to nie tylko ubrania, ale też (a dla mnie przede wszystkim) gadżety.

75



Wybrałam te, które najbardziej mnie zainteresowały. W związku z tym, że jest ich ponad 70, opiszę tylko niektóre. Resztę zobaczycie na oficjalnej stronie marki, na którą już teraz serdecznie zapraszam. Na początku chciałabym wspomnieć o wyposażeniu łazienki. Kobieta spędza w niej sporo czasu, żeby nie powiedzieć 1/3 dnia i to miejsce jest wyjątkowo ważne. Istnieje kilka tricków, które pozwalają nam odświeżyć naszą łazienkę. Polecam zwłaszcza zasłonki, które w UO są po prostu genialne, ozdobione rozmaitymi wzorami i grafikami. Idąc dalej mają świetne mydełka o różnych kształtach i zapachach – mi przypadło do gustu mydełko sowa. Jak już wejdziecie do wanny koniecznie załóżcie na głowę czepek w kształcie pelikana – boski! Korek z głową krokodyla pozwoli zatkać wannę, aby woda nam za szybko nie uciekła. Sówka na szczoteczkę ochroni ją, gdy nieużywana będzie stać w kubeczku. Na koniec wizyty w łazience warto zobaczyć też futerał na papier toaletowy w kształcie konaru drzewa – uroczy. Po wyjściu z łazienki kładziemy się wygodnie na kanapie wśród miękkich designerskich poduszek, popijając herbatę w kubku z Michaelem Jacksonem lub coś mocniejszego z piersióweczki w sowy. Dzwoni telefon, a my odbieramy iPhone’a w oryginalnym lego pokrowcu. Zerkamy na fuksjowy zegar na ścianie i stwierdzamy, że jeszcze zdążymy umyć naczynia, a w tym pomoże nam skrobaczka do naczyń w kształcie czarodziejskiej różdżki. Po odbębnieniu średnio przyjemnego obowiązku kładziemy się na chwilę na lisiej poduszce, pociągamy łyk gorącej czekolady wzbogaconej pieprzem z flamingowej pieprzniczki. Na koniec wsiadamy na longboarda i zaczynamy kolejny niesamowity dzień...

77


78


foto KATKA i JARO SZCZEPKOWSCY / www.pracowniafotografika.com models NATALIA (Kabor), DOMINIKA GAŁKA (Myskena), OLA (Myskena) make-up ROMA SZAFAREK, AGATA SZULC style DOMINIKA GEMBIAK / www.dominikagembiak.pl hair MARTA ROBAK hair stylist assistant MAGDA ŚWIDERSKA

79














Dzie świa Lany Ma własny showroom, sklep internetowy oraz sporą grupę wielbicielek. Jej kreacje są słodkie, dziewczęce, eteryczne, z nutką nonszalancji. Jednym słowem inne od tych, które można dostać w sieciówkach. Nie dziwię się więc, że jej kariera rozkwita i to w naprawdę szalonym tempie. Niedawno Lana wypuściła nową kolekcję – Passion Fruit. Co będzie dalej? O jakich światowych rynkach marzy? Do kogo kieruje swoje projekty i co sądzi o stylu Polek? Zapraszamy na intrygujący wywiad z Laną Nguyen!

92


ewczęcy at y Nguyen rozmawiała ANITA BOHAREWICZ

Kiedy rozpoczęłaś przygodę z projektowaniem? Jak wspominasz swoje pierwsze kroki? Moda zawsze była bliska mojemu sercu, interesowałam się nią od dziecka, zawsze była tematem numer jeden w moich zainteresowaniach. Pierwsza przygoda z projektowaniem, nie licząc szycia dla lalek i misiów, rozpoczęła się wraz ze stworzeniem przeze mnie pierwszego projektu, którym była sukienka studniówkowa. Kreacja spotkała się z dużą aprobatą znajomych. Dlatego, kiedy przyszedł czas na podjęcie decyzji o wyborze kierunku studiów, padło na projektowanie ubioru. Pasja przerodziła się w zawód i dziś jestem już dyplomowanym projektantem ubioru.

Projektujesz i szyjesz, czy tylko projektujesz? Projektuję i szyję, ale oczywiście nie zawsze starcza moja jedna para rąk, dlatego pomagają mi też panie krawcowe. Dlaczego postanowiłaś zrobić karierę akurat w Polsce? Nie marzysz o nowojorskich, mediolańskich czy londyńskich wybiegach? Jako 9-miesięczne dziecko przyleciałam z Wietnamu do Polski wraz z rodziną. Tu się wychowywałam, dorastałam, rozwijałam w szkołach artystycznych. Dlatego rynek polskiej mody był mi najbardziej znany. Uważam, że Polki to piękne kobiety, chcę dawać im radość z podkreślania swoich atutów. Oczywiście, marzę o światowych rynkach mody, jednak są to wciąż odlegle plany.

W jaki sposób docierasz do swojej klienteli? Którą z polskich gwiazd chciałabyś ubrać? A może już ubrałaś, jeśli tak, to kogo? Z moimi klientami komunikuję się przy pomocy mediów, Internetu oraz, co jest bardzo miłe, najwięcej osób trafia do mnie z polecenia innych. Nie będę zdradzać z którą z polskich gwiazd chciałabym współpracować, aby nie zapeszać. Jednak doskonale wiem kto miałby to być i uważam, iż ta piękna, młoda i filigranowa piosenkarka idealnie pasuje do moich kreacji. Dotychczas moje kreacje miały na sobie: Natasza Urbańska, Ramona Rey, Marina Łuczenko, Maja Frykowska, Anna Mucha, Honorata Skarbek, Magda Femme.

W jednym z wywiadów wyznałaś, że podoba Ci się styl bliźniaczek Olsen. Dlaczego? Za co go cenisz? Bliźniaczki Olsen śledziłam od dzieciństwa. Oglądałam wszystkie filmy i seriale z ich udziałem. Dlaczego podoba mi się ich styl? Mają dystans do mody, nie zwracają uwagi na najnowsze trendy, zawsze są zgodne ze swoim niechlujnym, ale jednocześnie bardzo glamourowym ubiorem. Jakimi słowami określiłabyś swój styl? Mój styl określiłabym jako dziewczęcy, eteryczny, ale z lekką nutką nonszalancji.

Jak oceniasz styl Polek? Czy chciałabyś coś w nim zmienić? Polki mają coraz większą świadomość ubioru, właśnie dzięki temu, że na rynku polskim pojawia się coraz więcej projektantów mody, blogerek i programów o stylizacji. Wszystko to zmierza w fanta-

93


stycznym kierunku. Obawiam się tylko, że Polacy boją się wyrażać siebie poprzez ubiór. A właśnie na tym polega moda, powinna nieść za sobą jakiś przekaz. Dziewczyny, więcej odwagi!

Obserwując Twoje projekty nie trudno zauważyć, że lubisz sukienki. Dlaczego? Na co dzień też je nosisz? Uwielbiam sukienki, ponieważ żaden element garderoby nie podkreśla w tak dużym stopniu kobiecości i indywidualności. Pytana o ten element ubioru, zawsze przytaczam nieco zabawną historię. Jestem niskiego wzrostu i odkąd pamiętam wszystkie spodnie w Europie były dla mnie za duże, a zwężanie i skracanie ich było zawsze kłopotliwe, dlatego na co dzień wybieram sukienki i spódniczki.

Jakich materiałów używasz w swoich projektach? Czy masz jakieś ulubione? Charakterystyczną cechą mojego projektowania jest zestawianie ze sobą jednocześnie kilku tkanin w jednej sylwetce. Uwielbiam skrajne połączenia materiałów delikatnych: szyfon czy tiul z mocnymi: skóra, koronka, cekiny oraz dodawanie detali: skórzane pagony, pióra, które nadają pikanterii delikatnej i dziewczęcej formie sukienek. Te skrajne połączenia z pewnością wywodzą się z wychowywania się w dwóch także skrajnych i różnych kulturach.

Opowiedz coś o swojej nowej kolekcji. Jak długo powstała? Co zainspirowało Cię do stworzenia tych bajecznych kreacji, ile kosztują i gdzie można je nabyć? Kolekcja Passion Fruit to zerwanie z romantycznymi pastelami na rzecz różnorodnych, żywych kolorów Dalekiego Wschodu. Nowoczesne, lekkie tkaniny, takie jak koronki, szyfony, czy tiule, zostały połączone z mocnymi, grubymi, tradycyjnymi materiałami i z oryginalną tkaniną, ręcznie dzierganą przez mniejszość kulturową gór Sa Pa w Wietnamie. Nowa kolekcja jest połączeniem elementów europejskich z wietnamskimi. Motyw Passion Fruit ma dla mnie osobiste znaczenie - to zderzenie dwóch kultur, które towarzyszyły mi przez całe życie.Ceny kreacji kształtują się w granicach 1000zł – 3000zł. Nabyć je można w moim showroomie przy ul. Nowy Świat 35/7 oraz w sklepie online: www.lananguyen.com

Projekt najbliższy Twemu sercu to... To zdecydowanie sukienka, która jako pierwsza powstała w najnowszej kolekcji. Jest połączeniem cekinów z mocnym, ciężkim materiałem tkanym ręcznie w mieście Sa Pa na północy Wietnamu.

Co sądzisz na temat łączenia rzeczy vintage z ciuchami od projektantów? Czy zdarza Ci się robić zakupy w second handach? Inspirowanie się modą z lat 50. czy 60. jest częstym zjawiskiem przy powstawaniu kolekcji współczesnych projektantów. Fantastyczny okres rewolucji w modzie jeszcze raz ubiega się o swoje 5 minut. Łączenie rzeczy vintage z trendami prosto z wybiegów może być ciekawym połączeniem, jest to z pewnością interesujący sposób na nowoczesny look. Uważam, że jakość ubrań w second handach w Warszawie obniżyła się, dlatego już nie odwiedzam takich miejsc.

94






Jak zapatrujesz się na trend blogerek i szafiarek? Czy śledzisz blogi? Czy masz ulubioną blogerkę? Tego typu działalność to świetny sposób na wyrażanie siebie poprzez modę. Te dziewczyny są inspiracją dla fashionistów. Ich stylizacje są muzą dla niejednego projektanta. Zdarza mi się śledzić kilka blogów. Moje ulubione blogerki to Jessica Mercedes - Kirscher oraz Julliet Kuczyńska.

Jeśli mogłabyś stworzyć kolekcję ze światowej sławy projektantem/projektantką. Kto by to był i dlaczego? Nie mam swojego ulubionego projektanta mody. Natomiast szczególnie cenię kilku: Marc Jacobs – za talent i dystans do świata mody oraz, po prostu, bycie sobą. Anthony Vacarello – za niekonwencjonalne formy i bardzo kobiece stroje, Issey Miyake – za prostotę w formie i doskonały kunszt krawiecki.

Ulubiony trend z sezonu jesień/zima 2012 to... Na pewno mogę powiedzieć, że w tym sezonie moje uznanie zdobyły kolorowe kołnierzyki, które pasują do różnych okazji. Dlatego ten modny dodatek znalazł się w mojej drugiej linii Pink Sugar by Lana Nguyen.

Co robi Lana Nguyen, gdy nie projektuje i nie myśli o projektowaniu. Jak spędza wolny czas, jakie książki czyta, jakie filmy ogląda, czego słucha i co lubi jeść? W wolnym czasie spotykam się z rodziną i przyjaciółmi, bawię się z moim orientalnym kotem Yoshim, któremu imię wybrała jedna z fanek moich kreacji. Wybieram książki o modzie, podróżach i kulinariach. Uwielbiam chodzić do kina, szczególnie dobrze bawię się oglądając komedie. Słucham wielu gatunków muzyki, w zależności od nastroju. Głód najchętniej zaspokajam dobrą kuchnią azjatycką i włoską.

Dziękuję za rozmowę!

99


yOu TUBe’A

tekst KAROLINA WASILEWSKA

Żeby zostać blogerką, wystarczy zarzucić na siebie modny ałtfit by Zara, zrobić zdjęcie w jakiejś dziwacznej pozie, najlepiej z rozdziawionymi ustami i wrzucić je na bloga. Zostanie vlogerką jest już nieco bardziej skomplikowane. Ba! Rzekłabym nawet, że to wyższa szkoła jazdy. Pomijając aspekt techniczny, czyli nagrywanie i montowanie filmów, nie liczy się tu jedynie odjechana stylówa oraz świetne kadry, ale też pomysł i osobowość. To przede wszystkim od niej zależy czy słupki oglądalności będą stać w miejscu czy pójdą w górę. Kamery tak łatwo nie oszukasz!

100


Moda na vlogi, jak zresztą wszystko inne, przywędrowała do nas z Zachodu. Tak ogólnie można podzielić je na vlogi o wszystkim i o niczym, czyli takie sobie pitolenie w stylu Lekko Stronniczych, vlogi o filmach i znacznie rzadziej książkach, vlogi kulinarne, modowe czy urodowe, którym poświęcony będzie ten artykuł. Dlaczego? Bo jestem kobietą i jak na kobietę przystało uwielbiam oglądać makijażowe tutoriale, z których dowiaduję się, jak wyczarować makijaż na daną okazję bądź po prostu dopomóc naturze, lubię też podpatrywać ciekawe rozwiązania stylizacyjne. Oglądając filmik doskonale widać, jak rozprowadza się dany cień, jak układa się dana sukienka, także w ruchu. Wszystko odbywa się bez Photoshopa, bez majstrowania przy obrazie, bez ściemy. Dzięki przekazowi face to face niezwykle intensywnie i w bardzo przyjemnej atmosferze, zwłaszcza wtedy, gdy vlogerka obdarzona jest niezwykłą charyzmą, gdy poprawia humor samym pojawieniem się na ekranie monitora.

którą wyczarowali w swojej piwnicy (tak, dobrze czytacie – PIWNICY!), przeszła najśmielsze oczekiwania, przynosząc Charis pierwsze miejsce w konkursie NYX Face Awards. Charisma Star TV to jeden z najlepiej prowadzonych vlogów urodowych. I nie chodzi jedynie o zwariowane pomysły Charis i jej męża, ale o samą Charis, przebojową, pozytywnie zakręconą i wiecznie uśmiechniętą dziewczynę, która inspiruje i zaraża optymizmem!

Make UP!

Jednymi z pierwszych urodowych vlogerek są dziewczyny kryjące się pod pseudonimami nieesia25, nissiax83, szusz1313, KatOsu oraz ciasteczko25. To właśnie one (poza szusz1313) mają największą oglądalność, liczoną w kilkudziesięciu tysiącach odsłon. Coraz większą popularność zdobywają także BrunettesHeart, Lady Makeup oraz cholernie słodka, a może i nawet z cukru zbudowana, Panna Joanna, prowadząca kanał pannajoannamakeup. Co można o nich powiedzieć? Gdybym miała przyznawać punkty za osobowość numerem jeden jest bez wątpienia niesamowicie charyzmatyczna nieesia25. Jeśli chodzi o wartość merytoryczną vloga, prowadzą nissiax83 oraz Lady Makeup. Gdy pod uwagę weźmiemy zaś jakość, pierwsze miejsce na podium przyznam BrunettesHeart, która jako jedna z niewielu polskich vlogerek urodowych stawia nie tylko na dobre treści, ale też jakość i świetny montaż! Drugą taką vlogerką jest Karolina Baszak, która do vlogosfery dołączyła stosunkowo niedawno, bo w tym roku i która dopiero nabiera rozpędu. Za to w jakim stylu! Wystarczył jeden filmik, by rozłożyć resztę vlogerek na łopatki. Drugi, trzeci i czwarty, by osiągnąć o połowę mniejszą oglądalność od Panny Joanny, która katuje nas swoimi filmikami od przeszło dwóch lat. W czym tkwi sekret Karoliny? Prawdopodobnie z czerpania dobrych wzorców, bo nie ulega wątpliwości, że głównym źródłem jej inspiracji jest Michelle Phan. Good job!

Najpopularniejszą vlogerką urodową jest Michelle Phan. To właśnie jej vlog jako pierwszy przekroczył milion subskrypcji (obecnie posiada ponad 2 miliony widzów). Michelle zasłynęła przede wszystkim z makijażowych tutoriali. Jej filmiki od początku były bardzo przejrzyste i przemyślane. Z czasem zyskały na jakości wyznaczając nowy kierunek vlogowania. Niektóre vlogerki podążyły jej śladem, inne nie. Do tej drugiej grupy zalicza się na pewno Lauren Luke, znana jako panacea81. Lauren odniosła nie mniejszy sukces od Michelle. Co prawda nie ma tak dużej liczby subskrybentów, ale za to wypuściła linię kosmetyków sygnowaną własnym nazwiskiem, może poszczycić się też dwiema autorskimi książkami oraz stałą rubryką w brytyjskim dzienniku „The Guardian”. Dzięki vlogowi pożegnała się z niezbyt intratną posadą dyspozytorki w firmie taksówkarskiej. Obserwując jej poczynania wydaje się jednak, że spoczęła na laurach. Nagrywa filmiki gdzie popadnie, nie przywiązując zbytniej wagi do jakości, co jest również wielkim grzechem większości polskich vlogerek, ani do jakiejkolwiek aranżacji przestrzeni, w której nagrywa. Ot włącza kamerkę i jest! Nie zdziwię się więc, gdy pewnego dnia jej kanał straci na oglądalności na rzecz wręcz ascetycznej Lisy Eldridge czy przebojowej i szalenie kreatywnej Charis Lincoln. Lisa hołduje prostocie. Zawsze idealnie doświetlona nagrywa filmiki na białym tle, dzięki czemu zyskuje całą naszą uwagę. Nic nie jest w stanie nas rozproszyć! Jej makijażowe tutoriale oscylują nie tylko wokół makijaży na dane okazje, ewentualnie makijaży inspirowanych konkretnymi gwiazdami. Lisa podpowiada też jak malować usta czerwoną szminką, podnosić opadającą powiekę czy jak przy pomocy makijażu odjąć sobie parę lat. Często prezentuje bieżące trendy w makijażu. Jeśli chodzi o Charis Lincoln, to, co robi, jest niczym nieskrępowaną zabawą wszystkimi dostępnymi kosmetykami, które nawiną się jej pod rękę. I nie przeszkadza fakt, że są to głównie kosmetyki NYX. Czyżby jej płacili? Jeśli tak, to słusznie. Charis i jej mąż Jacob wysoko podnoszą poprzeczkę, tworząc nie zwykłe tutoriale, a niesamowite, dopieszczone do granic możliwości mini produkcje, w których można się bez reszty zatracić. Charisma Star TV (cóż… Charis naprawdę ma zadatki na gwiazdę!) to przemyślane kostiumy i scenografia, coś na kształt gry aktorskiej, dobry montaż i znakomita jakość. Jej filmiki, a zwłaszcza ten inspirowany „Mrocznymi cieniami” Tima Burtona, wbijają w fotel. Kreatywność Charis i Jacoba sięgnęła bowiem zenitu. Scenografia,

Good look po polsku W Polsce sprawa nie przedstawia się tak różowo. Naszych vlogerek nie ma co porównywać do tych zagranicznych, zarówno pod względem oglądalności, jak i jakości nagrań. Od koleżanek po fachu dzielą je lata świetlne. I chwilami nie jestem w stanie tego pojąć. Niby mówi się o nas, Polakach, że tacy ambitni i pracowici, a tu taki klops…

Sukces vloga Karoliny Baszak powinien dać do myślenia innym polskim vlogerkom, a już na pewno utrzeć nosa szusz1313 oraz Pannie Joannie. Pierwotnym założeniem tych vlogów było najprawdopodobniej prezentowanie makijaży oraz beznamiętne paplanie o kosmetykach. Dziewczyny dość szybko się jednak tym znudziły i poszły w kierunku ogólnie pojętego lifestyle’u, porad dotyczących pakowania walizki czy odchudzania się na wizji wraz ze swoimi widzami. Ich nagrania pod względem technicznym pozostawiają wiele do życzenia. Warto dodać, że obie dziewczyny uczestniczyły w warsztatach organizowanych w Londynie przez YouTube. Tylko co robiły na zajęciach dotyczących tak istotnego w nagraniach oświetlenia? Powinny czym prędzej zwrócić YouTube’owi kasę za te warsztaty i w ogóle nie przyznawać się do tego, że brały w nich udział. Bo się ośmieszają i to przez duże O. Tylko czekać na kolejne vlogowe objawienia pokroju Karoliny Baszak. Schyłek vlogowej kariery szusz1313 oraz Panny Joanny – gwarantowany!

YouTubowe kreatorki stylu

101


O vlogerkach urodowych można by rozpisywać się godzinami, bo jak tu nie wspomnieć o niesamowicie zdolnych i kreatywnych siostrach Pixiwoo, czy postrzelonej Kandee Johnson, która samym pojawieniem się na ekranie monitora wprawia w znakomity nastrój, nawet pomimo dość przeciętnej jakości nagrań. Można jej to jednak wybaczyć, bo właśnie tu wchodzi w grę osobowość, której brakuje wielu polskim vlogerkom. Nie będę wytykać palcami! Myślę, że doskonale wiecie, o kim mowa… Jeśli chodzi o vlogerki modowe, sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Wiele vlogerek podejmuje modowe tematy, np. prezentując strój dnia, lecz tylko nieliczne zajmują się modą na pełen etat. Na uwagę zasługują zwłaszcza dwie: Chriselle Lim oraz Wendy, prowadząca kanał Wendy’s Lookbook. Chriselle nie tylko prezentuje swoje stylizacje, ale też dany ciuch w kilku stylizacyjnych odsłonach. Doradza, jak dobierać ubrania i dodatki pod kątem swojej figury. Nagrywa filmiki z cyklu DIY. Opowiada o bieżących trendach. Jej vlog to nie tylko ogromna kopalnia inspiracji, ale też naprawdę cennych rad! Wendy dla odmiany nagrywa rzadziej, ale gdy już wypuszcza jakiś filmik, to jest to naprawdę coś! Przede wszystkim bardzo przemyślane i oryginalne. Jeśli nie wierzycie, porównajcie jej filmik dotyczący pakowania walizki (Packing Tips for Warm Weather) z filmikiem szusz1313 (Jak pakować walizkę na 4 dni). Różnicę widać gołym okiem. Wendy nie gada trzy po trzy. Przekazuje wszystko za pomocą doskonałej jakości obrazu oraz konkretnych słów, wyświetlanych u dołu ekranu. Bywa, że czasem wystarcza pobrzmiewająca w tle muzyka. Czy tylko ja odniosłam wrażenie, że milczenie jest złotem? Na vlogu Wendy znajdziemy wiele ciekawych stylizacji, rozmaitych tutoriali oraz bieżących trendów ujętych w naprawdę wysmakowane, zaskakujące i zapadające w pamięć nagrania. Love it! Supermodna Radzka W Polsce sprawa jest dość prosta. Mamy tylko jedną stricte modową (i w sumie tak charyzmatyczną!) vlogerkę. Jest nią Radzka, czyli Magdalena Kanoniak, stylistka z wykształcenia i wielka miłośniczka mody, która prowadzi swój kanał od przeszło 1,5 roku. Radzka wypuszcza trzy filmy w tygodniu. Ma bardzo przemyślane treści. Prezentuje swoje mniej bądź bardziej udane stylizacje (wszystko kwestią gustu). Kręci mini relacje z rozmaitych modowych wydarzeń, w których bierze udział. Od niedawna prowadzi też cykl Sylwetki, w którym śladem Chriselle Lim doradza dziewczynom, w jakich fasonach będą się czuć najlepiej. Radzka to obdarzona niezwykłą charyzmą dziewczyna zakochana we wszelkiej maści wzorach i kolorach. Nie forsuje trendów, do których nie jest przekonana. Jest wierna sobie. I stale podnosi poprzeczkę, nie tylko sobie, ale też innym polskim vlogerkom. Chodzi nie tylko o jakość nagrań i znakomity montaż, ale też i przede wszystkim wpadające w ucho intro. MIEJ STYL SUPERMODNY! Piosenkę tę będę nucić przez długi czas, zapewne do chwili zastąpienia jej inną chwytliwą melodią, co pewnie niebawem nastąpi, bo Radzka lubi zaskakiwać i pewnie zaskoczy nas jeszcze nie raz, na co z niecierpliwością czekam!

Vlogowanie i kasa Vlogowanie, podobnie jak blogowanie, może przerodzić się w intratny biznes. Wraz ze wzrastającą popularnością, rośnie liczba widzów oraz oczywiście odsłon. Im więcej odsłon, tym więcej pieniędzy. Proste. Pieniądze zarabia się głównie z reklam wyświetlanych

102

przed filmikiem, po przystąpieniu do programu partnerskiego YouTube. Polskie vlogerki muszą wykazać się jednak cierpliwością. Wiele z nich ma bowiem za małą liczbę odsłon, by mówić o pieniądzach, które pozwolą na porzucenie pracy i zostanie vlogerką na pełen etat. Większość firm z uporem maniaka pada do stóp blogerkom, oddając cześć wszechpotężnym banerom, co jest kompletnie pozbawione sensu, bo nawet dziecko wie, że kampanie banerowe są najbardziej znienawidzoną przez internautów formą reklamy, że wywołują odwrotny efekt od zamierzonego. Wbrew temu, co ciągle podkreślają blogerki, że wszystko odbywa się w formie barteru, firmy potrafią zapłacić niektórym dziewczynom naprawdę niezłe sumy jedynie za to, że zaprezentują się w ich produkcie bądź zorganizują z nim konkurs. Gdy jednak widzę dane buty na nogach Jessy Mercedes, nie rusza mnie to. Gdyby o tych samych butach mówiła jednak Radzka, gdyby w nich podskakiwała, robiła na nie zbliżenia i z ogromnym entuzjazmem zapewniała, że nie ma wygodniejszych na świecie, a przy okazji patrzyła na mnie tym swoimi przenikliwymi oczami, czym prędzej pobiegłabym do sklepu, potykając się pewnie o inne jej „widzki”, by jak najszybciej dołączyć je do swojej kolekcji! Nie ma to jak siła perswazji. Nie ma to jak przekaz face to face, który sprawia, że vlogerki mają zdecydowanie większą siłę przebicia od blogerek. Cóż jednak począć, gdy większość firm nie potrafi tego pojąć. Ich ułomność w tym temacie sięga po prostu zenitu. Dziewczyny! Trzymam kciuki, by wkrótce się to zmieniło!

*************** Blog vs vlog. Chyba nie macie wątpliwości na co stawiam? Vlogi urodowe oraz modowe są ciekawsze pod względem treści, bardziej przejrzyste i bardziej inspirujące (oczywiście te odpowiednio prowadzone!). Trudno doszukać się wszystkich blogerek, które skopiowały od koleżanki po fachu dany look. Na pewno łatwiej byłoby to zrobić, gdybyśmy mieli do czynienia z vlogiem i to z tej prostej przyczyny, że jest ich po prostu mniej, co daje vlogerkom większe pole do popisu, jednocześnie nie pozwalając im na kradzież cudzych pomysłów. Na prowadzenie vloga trzeba oczywiście poświęcić zdecydowanie więcej czasu, w stworzenie jednego filmiku wliczyć nie tylko wybranie odpowiedniej stylówy i miejsca, ale też nagrywanie i montaż. Gdy ma się jednak pomysł – warto spróbować! I nie trzeba dysponować przy tym Bóg wie jakim sprzętem. Można nabyć Canona 5D za ok. 5-6 tys. złotych, jak Charis Lincoln. Można też kręcić aparatem Panasonic LUMIX. Dokupując do niego statyw, program do montowania i obowiązkowe oświetlenie. Przy dobrych wiatrach zamkniecie się w kwocie 1500 zł. Każdy jest w stanie wysupłać z siebie taką kwotę, choćby na raty. Chcieć to móc. A jeżeli będziecie chcieli wystarczająco mocno, kto wie, może pewnego dnia staniecie się gwiazdami YouTube’a? Powodzenia!


DASHER IN

COURTSHIP

foto JACEK NARKIELUN www.narkielun.com model KAROLINA MĘKAL / Subarine Models & Kuba Maks make-up POLCIA DZIK hair KUBA MAKS clothes GIVE ME FIVE & MONTEE CARLO



105



107


108





FESZ 112


ZYN… tekst ANNA SZYMAŃSKA foto JEY WILD produkcja MERI WILD

113


7 edycja Fashion Philosophy Fashion Week Poland już za nami. Tydzień polskiego święta mody minął tak szybko, że cały czas czuję niedosyt. Nie zniechęciło mnie ani siedzenie na pokazach do godziny 23, ani powrót do domu w śnieżycę. Fashion Week w Łodzi na dobre wpisał się w mój modowy kalendarz i wiem, że na 8 edycję też się wybiorę. Nie będę omawiać wpadek i błędów. Organizatorzy są zapewne świadomi tego, co poprawić, żeby kolejne edycje wypadły jeszcze lepiej. Nie warto więc tracić na to czasu. Skupię się więc na pozytywnych aspektach tego wydarzenia. Czym się tak zachwycam?

114



Przede wszystkim showroomem. O tak! Jako typowa zakupoholiczka wiedziałam, że nie wyjadę z Łodzi bez nowych łupów. I tak też się stało! Moja szafa wzbogaciła się o torby od Moimio i Tregvart, t-shirt od SHE/s A RIOT i okulary od Brylove. Nie sposób oczywiście wymienić wszystkich wystawców. Było ich w końcu ponad 80. Dodam więc, że moją uwagę przykuły także marki Dziki Józef (skórzane torebki – cudo!), Antab czy RISK Made in Warsaw. W Łodzi byłam tylko jeden dzień. To zdecydowanie za krótko, żeby wszystko sprawdzić, pomierzyć czy dotknąć. Już wiem, dlaczego Fashion Week trwa tyle dni! Jeśli chodzi o pokazy, zaskoczyła mnie zwłaszcza gala dyplomowa ASP. Niektóre propozycje były kiczowate i totalnie oderwane od rzeczywistości, ale były też takie, które śnią mi się do dzisiaj. Na szczególną uwagę zasługuje kolekcja Joanny Startek, która zdobyła I miejsce w konkursie. Autorka kolekcji ma niesamowicie poczucie estetyki, wyobraźnię i styl! Wielkie brawa! Oczywiście nie mogę przemilczeć kolekcji Łukasza Jemioła. Jak już pewnie czytaliście w wielu magazynach i portalach, Jemioł zainspirował się najprawdopodobniej pokazami Roberta Kupisza. I nie było by przecież w tym nic złego. W końcu prawie co drugi młody projektant ma w swoich kolekcjach basicowe, dzianinowe projekty i nikt ich nie porównuje do Kupisza. O co więc chodzi z Jemiołem? Chyba właśnie o to, że forma i sposób prezentacji oraz kroje projektów przypominały coś, co już widzieliśmy. Sam pomysł na film, zaproszenie różnych, zwykłych osób do pokazu było bardzo na plus. Może jednak, taka moja mała sugestia, warto byłoby wprowadzić inne kolory niż tylko biel, czerń i szary? Kolekcje basic nie muszą być przecież monotonne! Podsumowując! Ta edycja zdecydowanie należy do najlepszych! W showroomie pojawiło się dużo więcej wystawców, na wybiegu nowe nazwiska, a w samej Łodzi – fajnie ubrani, wystylizowani, lecz nie przebrani ludzie. Wreszcie! Organizacja była dobra. Jedynie pogoda nie dopisała. A zatem – oby tak dalej! Z niecierpliwością wyczekuję kolejnej edycji. Mam tylko jedną małą prośbę: więcej niezależnych i offowych wystawców. Byłoby idealnie!

116







CO ZA SZYCIE

Najpierw pomyślałam o sercach, później spodnio-getrach, na koniec powstał t-shirt! I teraz nie wiem od czego właściwie zacząć, skoro uszyłam wszystkie elementy tej stylizacji. Jako, że na topie są teraz basicowe t-shirty, żeby nie wychylać się z tłumu, postawię właśnie na koszulkę. I tu pragnę podkreślić, że wbrew pozorom nie jest to zwyczajna propozycja, choć dość prosta!

lepiej jakiś element biżuteryjny. Tak ozdobiony i przerobiony t-shirt nadaje się do noszenia. Można go też wrzucić do miski z Domestosem. Efekt ombre gwarantowany!

Aby zrobić coś fajnego, innego ze swojej starej bluzki, nie musicie mieć w domu maszyny, nie musicie umieć szyć, a już na pewno nie musicie wydawać pieniędzy, żeby mieć fajny, odjazdowy t-shirt! Co więc robimy? Są dwa wyjścia, albo faktycznie szyjemy coś swojego albo przerabiamy stary, zalegający w szafie t-shirt. Co wybieracie? Ja nie potrafię się zdecydować, a zatem opiszę dwa sposoby!

A teraz wyższa szkoła jazdy dla tych, którzy akurat nie mają zbędnego t-shirtu i chcą coś uszyć. Mamy materiał i wszystkie potrzebne sprzęty. Na tym etapie nie muszę już chyba ich wymieniać: maszyna, nici i tym podobne. Skoro wszystko już mamy przyszykowane, musimy ustalić długość i szerokość koszulki. Ja postawiłam na krótką i nieco szerszą. Do dzieła! Składamy materiał na dwie części, spinamy szpilkami, żeby się nie przesuwał i odrysowujemy formę bluzki, którą chcemy uzyskać. I tu standardowo możemy skorzystać ze sprawdzonej, starej bluzki lub z gotowej formy. Po odrysowaniu formy wystarczy wyciąć przód i tył, zszyć szwy boczne, ramiona i gotowe. Celowo nie wykańczamy dekoltu i rękawków (kimonowatych), aby uzyskać efekt surowości, czyli najmodniejszy trend sezonu. Zszytą koszulkę wystarczy złożyć na pół, tył przeciąć na środku. Później wszystko zależy od Was. Przyozdabiacie ją jak chcecie i voila, gotowe! Co do niej założyć? Co tylko chcecie! Jestem ciekawa, czy ją zrobicie. Jeśli tak, wyślijcie do nas swoje propozycje.

Przerabiamy! Wyciągamy z szafki t-shirt, który się wyciągnął, sprał albo poplamił, ale mamy do niego sentyment, lubimy, nie chcemy się go pozbyć. Nie nosimy, bo nie wypada, ale coś można by z nim jeszcze zrobić. No to do dzieła! Nożyczki w ruch. Tak naprawdę inwencja twórcza zależy od Was. Ja proponuję odciąć rękawy albo skrócić je o połowę. Odcinamy też górny ściągacz i dolny. Dzięki temu uzyskamy efekt niedokończonej bluzki. Teraz jest to bardzo modne. Do tego możemy naciąć t-shirt po bokach, zrobić w nim dziury lub przeciąć go z tyłu, a zatem: składamy tył bluzki na pół i przecinamy. Najlepiej zostawić około 5 cm od góry tak, aby koszulka się trzymała. Teraz możemy pomyśleć jak ją ozdobić. To zostawiam już Waszej inwencji twórczej. Możecie kupić farby do malowania i narysować coś z przodu, np. krzyż. Z tyłu natomiast można coś przyczepić, naj-

122

Szyjemy!

I jeśli macie pytania, albo uszyliście coś ostatnio i chcielibyście się tym pochwalić, wysyłajcie zdjęcia, chętnie pokażemy je na łamach SHOT Mag. Piszcie na kontakt@ememszop.pl


„Przeróbki, materiały, nowe stylizacje, dodatki – jak to zrobić? Tu znajdziecie porady krok po kroku, jak zmienić swoje stare ciuchy w nowe. Tylko my pokażemy Wam, jak szyć w domowych warunkach.”

model EWELINA DUCHNIK

123


MONDAY MORNING MELANCHOLY foto A. KOZUB, R. KWAŚNIAK (Karamell Studio) model NATALIA POPIS (Hook) make-up MONIKA KUDLIŃSKA (Gofero) styl/hair MARTA PYPŁACZ jewellery GLITTER place CAFE POGOŃ SOSNOWIEC

124


125










134


tekst OLGA ŁUĆ

135


136


Serce zawsze bije mi mocniej, kiedy przypadkowo trafiam w sieci na coś interesującego. Szczególnie tyczy się to mody. W gąszczu trendów i projektantów ciężko jest znaleźć coś wartościowego – tym bardziej, kiedy to następuje: uśmiech mam od razu na twarzy i chcę koniecznie podzielić się tym, co wpadło mi w ręce!

137


Dorottya Abodi dorastała na Węgrzech, drobna blondynka kochająca torebki i posiadająca niesamowity talent do projektowania ubrań. Uwielbia tworzyć rzeczy warstwowe, łączące faktury z wieloma detalami przykuwającymi wzrok. Jej projekty są skomplikowane i wyrafinowane. Jak sama mówi o swojej marce, jest to brand high prêt-a-porter z pięknymi ornamentami i rzeźbieniami, projekty poprzez uformowanie materiałów często sprawiają wrażenie 3D. Dora często stosuje skórę i jedwabie. W tym projekcie mamy też akcent polski, projektantka ma na koncie współpracę ze Swarovski Elements, piękna biżuteria uzupełnia całość kolekcji i jest swoistą kropką nad i. Dora Abodi już jako 4-latka rysowała z wielkim zacięciem damskie sylwetki. Projektantka ma na koncie kilka sporych sukcesów, m.in. wzięła udział w Budapest’s Hungary Mod’Art International Art, pokazała swoją kolekcję na sezon wiosna-lato 2012 w Nowym Jorku, a na koniec dostała nagrodę Design am Rhein od Düsseldorf Academy. Zakochałam się w jej płaszczach, uzupełnionych piórami, czy pozornie prostych sukienkach ze wspaniałymi zdobieniami i detalami. Oko przykuwają także akcesoria, torebki, które są niezwykle oryginalne i te niesamowite buty...

138


139


140


foto ALEKDANSRA DARGIEWICZ model JUSTYNA SIEKIERKO make-up MAGDA NAREWSKA MAKE UP hairstyle MATEUSZ MOJSAK style www.tasteeat.blogspot.com

141



143


144



146


Anna Bloda rozmawiała

NATASZA MINASIEWICZ

147



Łapiemy się na dzień przed wylotem do NYC, przesuniętym już o kilka dni z powodu siejącego ogromne spustoszenie huraganu Sandy. Dobrze, że jej tam nie ma, bo starcie takich dwóch żywiołów mogłoby się źle skończyć… O Warszawie, podnieceniu intelektualnym i potrzebie przeglądania się w ludziach, Anna Bloda.

Skończyłaś łódzką filmówkę na wydziale fotografii. Dobra decyzja? Fotograf potrzebuje szkoły? Tak, ale zdałam dopiero trzy lata po maturze. Wcześniej dwukrotnie zdawałam do Wrocławia na malarstwo. Podobno dostałam się jako najlepsza. Jednak w trakcie studiów pan Hejke wielokrotnie wyrażał zdumienie pt. ‘Co Ty w ogóle robisz w tej szkole?’. Musiałam tłumaczyć, że dojrzewam, ale powoli. Szkoła dała mi świetne kontakty i rozmiłowała w Warszawie, bo wszyscy na roku to ‘warszawka’. Studiowałam z Adamem Wlazłym i Łukaszem Murgrabia, którzy teraz są znanymi fotografami. Stymulacja intelektualna jaką daje szkoła oraz nawyk konkurencji to duży benefit.

Obecna Ania Bloda jest już dojrzała? Tak, raczej tak, choć cały czas się zmieniam, poszukuję, ale w tym wszystkim staram się być profesjonalistką. Chociaż wtopy się zdarzają, wiadomo.

Jesteś wobec siebie krytyczna? Wpadki Cię dołują czy raczej czegoś uczą? Uczą z kim pracować, jakie stawiać kryteria, jak podchodzić do tematu. Na planie jestem mistrzem ceremonii i lubię, gdy wszystko układa się zgodnie z moim pomysłem. Richard Kern wyznał mi w rozmowie, że i jemu zdarza się czasem totalnie nawalić. Czasem po prostu nie ma flow i już.

Ponoć zdarza Ci się cytować Susan Sontag. Autorytet? Nie, raczej nie. Nie lubię być do nikogo porównywana i nikim się nie inspiruję, tworzę własny styl. Oczywiście informacje wizualne, którymi przesiąknęłam, gdzieś tam na matrycy zostają, ale przy tworzeniu musi być pusta głowa. Przestrzeń.

Twoje zdjęcia mają jednak wspólny mianownik. Mocne kolory, dużo kontrastu i ładunku seksualnego, estetyka softporno z lat 70. Czy to jest styl a la Bloda? Czy on jeszcze będzie ewoluował? Oby! Bo nie ma nic gorszego od sztampy. A wyrwanie się z własnych stereotypów, to dopiero jest praca! Możliwe, że mój styl jest lekko zainfekowany filmami porno z lat 70. No i lubię ten odcień vintage!.

Twoje zdjęcia wywołują emocje. To jest cel? Jeśli mnie coś emocjonuje, a staram się wybierać takie tematy, to efekt pracy ma pole oddziaływania. Staram się być autentyczna. Ludzkiego instynktu nie da się oszukać.

Co obecnie najbardziej Cię inspiruje? Amerykańskie społeczeństwo. W zestawieniu z nimi jestem kosmitką. Próba przedarcia się przez ich mentalne tory to duże wyzwanie, zwłaszcza dla dziewczyny z Polski, która liznęła komuny i teraz styka się z globalnym, kapitalistycznym konsumpcjonizmem. Bywa, że doświadczenia są trudne, ale warto je powielać. Ci ludzie mnie

149


szokują i fascynują, bo są inni, a we mnie nadal zakodowana jest tęsknota za bananem z okresu dzieciństwa. Co do inspiracji niesamowicie działają na mnie osoby urodzone w Japonii. To są dopiero schody! Japońskie modelki sprawiają, że gotuje mi się krew. To jest jakaś kompletnie inna materia, na którą działam i z którą łączę się za pomocą aparatu. Lubię też środowiska afrykańskie.

Przeprowadziłaś się do centrum świata. Zderzenie kultur to niezwykłe doświadczenie zwłaszcza dla osoby, która obserwuje innych, zwraca uwagę na detale i zachowania. Dokładnie! Pod tym względem NYC to dla mnie raj.

Czy nie jest też trochę tak, że poznając nowych ludzi szukasz w nich cząstki siebie? Myślę, że tak. Poznając innych, krystalizuję się poprzez obserwację, porównania i wyciąganie wniosków.

Wyprowadziłaś się do NYC. Ucieczka czy pogoń za marzeniami? Ta przeprowadzka nie jest permanentna, przynajmniej tak się łudzę. Kocham Polskę. Jest w tym na pewno pogoń za marzeniami, ale ucieczka też.

Będąc w Warszawie zrobiłaś dużo: zdjęcia dla Exclusiva, Wysokich Obcasów, wystawy, trochę afer, trochę hipsterki. Wykorzystałaś to miasto na maksa? Wyeksplorowałam na pewno, ale nie wykorzystałam. Środowisko jest mi znane, ale za mało jest w nim kręgów, w których można się zgubić. Bo anonimowość i wielowarstwowość środowisk w stanach jest tym, co najbardziej mnie kręci. Dla przykładu, gdy spaceruję po Bedford lub Soho, co czwarta osoba wygląda tak, że z miejsca umówiłabym się z nią na sesję. Albo przynajmniej na kawę.

No tak, Warszawa szybko szufladkuje i nie pozwala na anonimowość. W Warszawie już trochę się wszystkim znudziłam i opatrzyłam. I też nie mogłam przebić głową ściany, jeśli chodzi o zawodowe propozycje...

W Twoich zdjęciach jest dużo seksu. Nie jest on tak bezpruderyjny jak u Richardsona czy tak przewrotny jak u Newtona. Do czego służy Tobie? Nie wiem, chyba generalnie stan podniecenia i energia, jaka z tego płynie, wydaje mi się być jedną z najciekawszych ‘substancji’ na świecie. Próbuję tę energię ujarzmić i nadać jej formę. Usiłuję ją uczłowieczyć, choć bywa żarłoczna i zwierzęca. Próbuję nadać temu rys intymności. Ukazać seksualizm poprzez umysł, nie poprzez ciało.

150


Słowo ekshibicjonistka przyległo do Ciebie na stałe. Robisz sobie nagie zdjęcia, publikujesz je on-line. Po co? Tym ekshibicjonizmem narobiłam trochę szumu, prowadząc wiele lat temu swojego bloga. Teraz nie wyobrażam sobie takiego obnażania. Blog spełnił swoją terapeutyczną rolę i na tym koniec. Wpisy są historycznym świadectwem mojego progresu. Natomiast widzę, że Facebook zmienia ludzkie zachowania i teraz mamy tam całą bandę ekshibicjonistów. Mój bardzo się zmienił i ograniczył. Tam, gdzie rośnie pewność siebie, potrzeba konfrontacji maleje. Ciągle jednak bawię się nagością, lubię prowokować, szokować i uwodzić widza. Lubię łamać stereotypy i zmieniać cudze wyobrażenia. Ponadto odkrywając siebie, ciągle coś przebudowuję i próbuję zaakceptować odrzucone części siebie. W ciele nie ma nic zdrożnego. Często okazuje się, że ludzie są bardziej tolerancyjni dla zdjęć waginy niż dla stanów emocjonalnych zaklętych w ciele.

Dajesz się również fotografować innym, co nie dziwi, bo jesteś piękną kobietą. Przez kogo najbardziej chciałabyś być sfotografowana? Zawsze uwielbiałam pozować, a im jestem starsza, tym częściej się to zdarza. Już w plastyku, jako nastolatka, pozowałam kolegom do aktów. Teraz chciałabym, żeby zdjęcia zrobił mi Terry Richardson, ale czy do tego dojdzie nie wiadomo. Odkąd wziął ode mnie numer telefonu, minęły 2 miesiące i słuch po nim zaginął.

Jaka była Anna Bloda jako nastolatka? Byłaś łobuzem? Uwielbiałam chłopców. Malowałam się. Ale nie, nie byłam łobuzem. Źle się uczyłam, chodziłam na wagary. Przepychano mnie z klasy do klasy. Szczerze powiedziawszy szukałam miłości, której, jak mi się wydawało, nie dostałam w domu rodzinnym. Miałam problemy emocjonalne, musiałam nad sobą pracować. Jednocześnie byłam apodyktyczna. Minęły lata, a w mechanizmie zwanym Bloda ciągle coś nawala. Zwłaszcza jeśli chodzi o związki damsko-męskie. Kolega kiedyś powiedział, że jestem schizofrenicznie kobieca. Coś w tym jest. Do tego dochodzi moja męska strona charakteru. Generalnie mix mało przystępny dla płci przeciwnej.

Czyli mieszanka wybuchowa. Dziękuję za rozmowę i powodzenia ze zdjęciami u Terry’ego!

151



153


154


155


FAJNE BABY! rozmawiała

ANITA BOHAREWICZ


MODNE MIEJSCA Jedyne takie baby w Polsce. Serio! Zjeździłam ją wzdłuż i wszerz, lecz nigdzie nie jadłam tak pysznych muffinek, jak właśnie w tej klimatycznej, niepozornej, gdańskiej muffiniarni. I nie mówię tego dlatego, że wyniosłam stamtąd piękną „shotową” muffinkę (na zdjęciu!). Choć jestem strasznym łasuchem, nie tak łatwo mnie przekupić :P

Muffiny Fajnych Bab nie tylko wybornie smakują, ale są też przecudnie udekorowane. Normalnie szkoda jeść. Nie mają sobie równych i kropka! Zresztą nie bez kozery to właśnie one gościły we Wrocławiu podczas otwarcia butiku DeeZee. Kto był to wie, o co chodzi. Kto za nimi stoi? Baba czy może jednak baby? Ile osób pracuje na sukces Fajnych Bab? Dlaczego Fajne Baby! nazywają się tak a nie inaczej? Skąd biorą pomysł na wygląd i smak babeczek? Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie w tym niezwykle smakowitym wywiadzie!

Bon appétit!

157


Fajne Baby czy Fajna Baba - kto wpadł na pomysł otworzenia tego cudnego miejsca? I jak właściwie się on zrodził? Pomysł urodził się przy… kuchennym stole oczywiście ;) Siedzieliśmy i marzyliśmy. Bo oczywiście każdy marzy o małej przytulnej knajpce. Od słowa do słowa okazało się, że knajpa może niekoniecznie, ale tzw. ‘słodka dziurka’, czemu nie? Bo po pierwsze – na biznesie knajpianym się kompletnie nie znamy, chociaż gotujemy, a na cukiernianym fachu tym bardziej, ale ciacha tworzymy domowo w każdej ilości ;). Rozmawiając, doszliśmy do wniosku, że nie ma co kopiować tego, co już jest. Bo cukiernia, jakich pełno na każdym kroku, nas nie kręciła. Marzyło się nam miejsce, małe, schludne, czyste i jasne. I takie, w którym ciasto będzie smakować ciastem, a kawa będzie kawą, a nie napojem kawowym. I w którym obsługa będzie lubiła klientów, a klienci będą przychodzić chociażby po to, żeby pogadać, niekoniecznie kupować cokolwiek.

Dlaczego Fajne Baby? Czy chodziły Wam po głowie jakieś inne nazwy? Były dwa typy: Babushka albo Fajne Baby! właśnie. Dyskusje były burzliwe, w końcu stanęło na tym, że nie mogąc się pogodzić – będziemy głosować. Fajne Baby! to biznes rodzinny (rodzice, dwóch braci i jedna nie-żona jednego z nich), głosowanie przebiegło więc po linii kobiety-mężczyźni. Czyli typ męski (Babushka) zwyciężył. Ale jak to zwykle w życiu bywa – głosowanie głosowaniem, a kobiety na swoim postawić muszą. Zostały więc Fajne Baby!, bo nazwa lekko ‘podkręcona’ i pikantna, nie obraża nikogo, a jednocześnie na tyle dwuznaczna, żeby powodować uśmiech.

Fajne Baby to bardzo klimatyczne miejsce. Kto zaplanował wystrój? Czy wycieraczka z napisem You again? oznacza, że wśród klientów często widzicie znajome twarze?:) Projekt wnętrza wykonał młody sopocki projektant wnętrz. Roztrzepany, kreatywny, intrygujący. Czasami mocno denerwujący (jak wszyscy artyści ), ale generalnie – jak widać – odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Stałych klientów jest tak wielu, że nie sposób ich wszystkich policzyć. Ale wszystkich znamy (większość z imion), wszystkich z twarzy. Staramy się pamiętać, kto co lubi i po co przychodzi. Z tych ‘babeczkowych’ znajomości zrodziło się wiele przyjaźni. Wielu z naszych Klientów jest teraz naszymi przyjaciółmi – spotykamy się po pracy i świetnie czujemy w swoim towarzystwie.

Z ilu osób składa się ekipa Fajnych Bab? Kto czym się zajmuje? A może wszyscy robią to samo, tzn. pieką i ozdabiają babeczki? Rok temu zaczynałyśmy w sześć rąk do pracy, cztery ręce do pomocy i kolejne cztery ręce trzymające za nas mocno kciuki. Dziś dwa ostatnie punkty są niezmienne, ale w cukierni pracuje już 12 rąk, a trwa właśnie nabór kolejnych pracowników (mamy plany na najbliższe miesiące, bez rozszerzenia załogi się nie obędzie). W zasadzie jest podział – część piecze, część sprzedaje, część dekoruje. Ale coraz częściej wszystko zaczyna się przenikać – sprzedające wykonują ozdoby, bo okazują się mieć genialne zdolności plastyczne, a zdobiące próbują swoich sił w kuchni – bo nasze ciacha to nie tylko

158

smak, ro również finezyjnie położony krem i piękne wykończenie.

O której zaczynacie pracę? Ile babeczek dziennie robicie? Zaczynamy odpowiednio wcześnie, żeby się wyrobić. Wszystko zależy od ilości zamówień. Raz to czwarta rano, inny razem to np. 22.00 dnia poprzedniego. Ostatnio coraz częściej zdarza się nam, że pracujemy non stop przez kilkadziesiąt godzin. Brzmi koszmarnie, ale dopóki kręci nas to, co robimy, nie zwracamy na to uwagi. Potrafimy upiec kilkaset babek dziennie. Teraz przygotowujemy się do niezwykłego świątecznego zadania – jednego dnia przygotujemy blisko 7,5 tysiąca ciastek!

Nazwa babeczki jest oczywiście bardzo umowna. Serwujecie bowiem cupcake’i oraz muffiny. Nie wszyscy widzą różnicę pomiędzy nimi. Moglibyście wyjaśnić, czym różnią się te babeczki? Jasne. Muffin (większość osób, która po raz pierwszy wchodzi do cukierni o wszystkich ciachach mówi ‘muffiny’, a w miarę upływu czasu oraz kolejnych wizyt Klienci zaczynają jednak bezbłędnie rozróżniać co jest co) to ciacho o zwięzłej dość ciężkiej konsystencji. Często nawet odrobinę zakalcowate. Słodkie lub słone, bez kremu. A cupcake, to ciastko ucierane (coś jak polska świąteczna baba piaskowa) ze sporą ilością kremu i cukrowymi, opłatkowymi albo innymi dekoracjami.

Skąd bierzecie pomysł na wygląd i smak babeczek? Odwiedzacie zagraniczne blogi? Czy zdarza Wam się, że także klienci sugerują jakieś smaki, wygląd? Pomysły na smak są nasze. Często budzimy się w środku nocy i zapisujemy. Bo jak nie zapiszemy, to wylatuje z głowy  A wygląd? To miks wszystkiego – naszej inwencji, chęci klientów, czytania książek, blogów, oglądania programów i wizyt w zagranicznych sklepach ze słodyczami.

Czy smaki i wygląd babeczek zmieniają się sezonowo? Czy są takie, które serwujecie przez cały rok? Jakie smaki polecacie? O, zdecydowanie sezonowość to nasze drugie ja. Tak zresztą postanowiliśmy na początku. Że nie żałujemy i pieczemy jak w domu u babci – czyli z najlepszych produktów i z tego, co akurat można kupić na pobliskich straganach. Jest tylko jeden smak, który ‘zastać’ można przez cały rok – snickersowy. Klienci nie darowaliby nam tego, że go nie ma. Robimy wiec ukłon w ich stronę i wytwarzamy nasze snickersy, oblizując ukradkiem obłędną płynną czekoladę z palców .

Czy w swojej ofercie macie wypieki dla diabetyków? Jasne! Diabetycy, bezglutenowcy, weganie. Przybywajcie! Fajne Baby można spotkać na ślubach, urodzinach, wernisażach, festiwalach. Czy któraś z tych imprez zapadła Wam szczególnie w pamięć? Chodzi o projekt babeczki: jak wyglądała, jak smakowała? Wszystkie są jedyne i niepowtarzalne. We wszystkie wkładamy tyle samo serca i zapału. I wszystkie cieszą nas tak samo mocno.


Czy prowadzicie warsztaty robienia i dekorowania babeczek? Owszem. Raz na jakiś czas (żeby nie zanudzać naszych Klientów). Niedługo będą warsztaty jesienno-halloweenowe

Póki co urzędujecie w Gdańsku. Czy planujecie ekspansję? Jakie miasta chcielibyście podbić? Najchętniej Londyn Właśnie stamtąd wróciliśmy i wiemy, że gdybyśmy spróbowali szczęścia tak daleko od domu, na pewno dalibyśmy radę wszystkim, których tam widzieliśmy.

Wasze motto brzmi…. ‘Uśmiechaj się, bo twój uśmiech może być jedyną piękną rzeczą, jaką dziś zobaczy twój Klient’. Wyczytałam to kiedyś w książce uwielbianego przeze mnie Jamiego Olivera. Ale tylko to pasuje do tego, co robimy i do tej korby, którą mamy w głowach i która nas nakręca. Zapraszamy do Gdańska.

Na pewno wpadniemy!


MAKE UP MAKE UP! tekst ANITA BOHAREWICZ foto GRZEGORZ PAWŁOWSKI modelka EWELINA DUCHNIK fryzura KATARZYNA KUŹNIK

Tym razem postanowiłam trochę poszaleć i stworzyć makijaż inspirowany modną w tym sezonie panterką. Jeśli usta potraktujecie czerwoną szminką, uzyskacie świetny look na imprezę. Jeśli obwiedziecie je czarną kredką, dodacie wąsy i pomalujecie na czarno nos, przeistoczycie się w słodkiego kociaka, w sam raz na jakąś przebieraną imprezę!

Poliki podkreślamy różem. Usta malujemy pomadką w kolorze soczystej czerwieni. Jeśli chcemy uzyskać efekt kota – usta obwodzimy czarną kredką, nos malujemy czarną farbką albo eyelinerem, rysujemy wąsy.

Przygotowanie twarzy rozpoczynamy od nałożenia kremu nawilżającego, a następnie podkładu, który nakładamy na całą twarz, szyję oraz dekolt. Wszelkie niedoskonałości przykrywamy korektorem. Twarz pokrywamy pudrem.

1. Matowym cieniem zagęszczamy brwi i podkreślamy ich kształt (cień musi być dopasowany do koloru włosków).

160

2. Przy pomocy ściętego pędzelka nanosimy wosk, żeby utrwalić kształt brwi. Całą ruchomą powiekę przykrywamy szarym, matowym cieniem.


3. Cień rozcieramy na zewnątrz w kierunku skroni, tak aby uzyskać efekt kociego oka. Górną granicę cienia rozcieramy przy pomocy cienia w o ton jaśniejszym kolorze.

4. Wzdłuż górnej linii rzęs prowadzimy czarną kreskę, najlepiej od razu eyelinerem. Wyciągamy ją na zewnątrz ku górze, nadając jej spiczaste zakończenie.

5. Oko obrysowujemy czarnym eyelinerem, najlepiej w żelu.

6. Czarnym eyelinerem rysujemy cętki. Wypełniamy je złotą farbką do twarzy, złotym pigmentem albo złotym cieniem. Aby uzyskać lepszy efekt cień nakładamy na mokro.

7. Tuszujemy rzęsy. Przyklejamy sztuczne. Czekamy aż wyschnie cień i w razie konieczności poprawiamy kreskę.

Podkład: Pharmaceris F (odcień Sand 02), Korektor: NYX Concealer Jar, Puder: Max Factor Professional Loose Powder, Brązowy cień do brwi: Bobbi Brown (Mahogany 10), Cienie do powiek Victoria’s Secret, Złoty pigment: Kobo, Eyeliner: MAC, Tusz do rzęs: Rimmel Extra Super, Sztuczne rzęsy: Inglot (nr 63), Róż: Bobbi Brown (Pale Pink 9), Konturówka do ust: Kobo, Czerwona pomadka: Kobo (Hollywood Reed 112), Farbki do twarzy: Kryolan.

161


PORADNIK PERF BABSKIE PORADY Z PRZYMRUŻENIEM OKA

REDAKTOR IDEALNY Bywa zapraszany to tu, to tam. Obraca się w doborowym towarzystwie. Otrzymuje wiele nieobjętych podatkiem prezentów. Żyje lepiej niż nie jeden celebryta. Bo nawet, gdy zdarzy mu się zaliczyć wpadkę na jakiejś imprezie, choćby modową, jego zdjęcie nie trafi na Pudelka, nie będzie komentowane przez sfrustrowanych życiem internautów, po prostu zostanie przemilczane. Uff! Kamień spada z serca! Życie jak w Madrycie! Tylko czy zawsze i wszędzie?

162


FEKCJONISTKI Otóż nie. Nawet nad głową redaktora potrafią zebrać się czarne chmury. Wystarczy, że bezczelnie wyrazi własne zdanie, zażąda wynagrodzenia za napisany pół rok temu tekst czy nie zgodzi się z opinią naczelnego, piastującego to stanowisko nie z powodu swojego długoletniego doświadczenia, a koneksji rodzinnych. Krewni i znajomi królika na tym stanowisku to standard… Jak więc przetrwać w tym okrutnym świecie? Jak utrzymać swoje redakcyjne biurko? Oto kilka zasad, które pomogą Wam przetrwać! 1. Patronat medialny zobowiązuje. Logo magazynu nie bez powodu trafia na okładkę książki czy filmu. Nie bez powodu widnieje na plakatach promujących rozmaite wydarzenia. Coś za coś. Tym czymś jest zazwyczaj dobra recenzja. Czy Ci się to podoba czy nie – naginaj fakty, nawet wtedy, gdy książki nie da się czytać, filmu oglądać, a impreza jest nudna jak flaki z olejem. 2. Dostając zaproszenie na pokaz mody, postępuj tak, jak w punkcie 1. Projektanci nie lubią krytyki. Jeśli więc nie jesteś Dorotą Wróblewską czy Joanną Bojańczyk trzymaj język za zębami. W przeciwnym razie nie zostaniesz ponownie zaproszony na pokaz, nie będziesz mógł przyjrzeć się kolekcji, którą, chwila, chwila, widziałeś jakiś czas temu na wybiegu jakiegoś zachodniego projektanta. Cóż… Polacy kopiują, są wtórni i rzadko mają własny styl… I nie ja to powiedziałam! Twoja absencja na pokazie sprawi też, że nie poznasz rodzimych gwiazdek, w tym słynnych blogerek, nie zrobisz z nimi słit foci i koniec końców nie będziesz miał czego wrzucić na fb. DRAMAT! 3. Przejdź na dietę. W ramach oszczędności koniecznie waletuj u znajomych. Jeśli pracujesz zdalnie, nie licz na to, że będziesz regularnie otrzymywać wynagrodzenie. Bywa, że dostaniesz je z kilkutygodniowym bądź kilkumiesięcznym opóźnieniem. Czasem w ogóle nie wpłynie na Twoje konto. Ale kto by się tym przejmował, skoro piszesz do tylu prestiżowych magazynów? Jest hype! Jest impreza! Można przecież żyć powietrzem. Skoro modelkom się to udaje, Tobie też się powiedzie! Good luck! 4. Redaktor naczelny. Zgroza każdej redakcji, zwłaszcza wtedy, gdy nie zna się na rzeczy. Jak go ujarzmić? Pamiętaj o jednej podstawowej zasadzie – naczelny jest jak najbardziej namolny klient: ZAWSZE MA RACJĘ! Słuchając jego tyrad nie pozostaje nic innego, jak tylko spuścić głowę, potakiwać nią i liczyć na to, że nie skończy się to zabraniem rzeczy z redakcyjnego biurka (o ile w ogóle takie masz!)… I to by było na tyle. Zasady te łatwo zliczyć na palcach jednej ręki, a dzięki temu szybciej zapamiętać. Wbij je sobie do głowy. W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy się przydadzą. Kto wie? Może właśnie teraz ktoś planuje wycyckać Twój umysł do dna? Dobra rada – NIE DAJ SIĘ, albo pomyśl o zmianie zawodu. Bo wbrew pozorom redaktorem naprawdę nie może zostać każdy!

163


164


THE SECRET GARDEN

foto MARIUSZ MRÓZ assistant KATARZYNA MAREK model NATALIA STACHÓW make-up NATALIA STACHÓW style NATALIA STACHÓW COLLECTION (NASTA) location PAŁAC STANISZÓW

165


166


167


168


169


170


171


172


173


OKIEM STYLISTKI Zegarek. W czasach, gdy w celu ustalenia godziny spoglądamy na telefon komórkowy, wydaje się zbędny, wręcz archaiczny. A mimo to warto go nosić, ponieważ to właśnie on najlepiej podkreśla osobowość, wiele też mówi o statusie, guście i klasie.

3

9 7

5

1. Zegarek Dolce&Gabbana, www.dorismartin.pl 2. Zegarek Michael Kors, www.dorismartin.pl 3. Zegarek Nixon, www.eu.nixon.com 4. Drewniany zegarek WeWood, www.wewoodwatches.co.uk 5. Zegarek Calvin Klein, www.dorismartin.pl 6. Zegarek Lazy Cutie, www.lazycutie.com 7. Zegarek Michael Kors, www.dorismartin.pl 8. Zegarek O’Clock, www.oclock-polska.com 9. Zegarek Michael Kors, www.amazon.com 10. Zegarek PAC-MAN Fever by RJ-ROMAIN JEROME, www.romainjerome.ch.

174


1 Wybór zegarków jest ogromny. Można je podzielić na klasyczne, sportowe, biżuteryjne oraz oczywiście te na co dzień. Idealny zegarek to taki, który pasuje do stylu życia, sposobu ubierania się i okoliczności, który nie jest uzależniony tylko i wyłącznie od bieżących trendów. Najlepiej zainwestować w kilka modeli. Wówczas nie będziemy mieć problemu z dobraniem zegarka do określonego stroju czy okazji. Gdy wybieramy się do pracy i stawiamy na formalny strój, idealnym dopełnieniem sztywnego dress code’u będzie klasyczny zegarek wskazówkowy. Tego typu zegarki mają najczęściej okrągłą kopertę w stalowym lub żółtym kolorze. Na ogół są na pasku, czasem na delikatnej bransolecie. Stonowane, z delikatnymi wskazówkami i cyframi, ewentualnie datownikiem, podkreślą klasę i elegancję noszącej go osoby. Zegarków sportowych nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Wszyscy doskonale wiemy, jak wyglądają. Bardzo często odznaczają się masywną budową, nowoczesnym i odważnym designem. Wyposażone są w masę gadżetów, często dostosowanych do charakteru danego sportu. Odporne na wodę posiadają stoper, kompas, często tachometr, mierzą tętno czy poziom wysokości, na której się znajdują. Posiadają też wyświetlacze LCD, umożliwiające odczytanie godziny wtedy, gdy się ściemni, bądź pod wodą. Są świetnym rozwiązaniem dla osób uprawiających sport, także rekreacyjnie. Tego typu zegarków nie powinno się nosić do garniturów czy wieczorowych sukienek, ale to chyba oczywiste. Podczas eleganckich wyjść dobrym rozwiązaniem będą zegarki biżuteryjne, wykonane ze szlachetnych kruszców, wysadzane diamentami oraz innymi kolorowymi kamieniami. Dobrze skomponowane z resztą stroju, świetnie dopełnią wieczorowy look. I tu uwaga! Zegarki biżuteryjne stworzono głównie z myślą o kobietach. Mężczyźni mają zdecydowanie mniejsze pole manewru, co nie oznacza oczywiście, że nie mają go w ogóle. Także poprosić wujka Google o pomoc i szukać! Na co dzień nie musimy przejmować się żadnym dress codem, żadnymi sztywnymi ramami, dzięki czemu mamy bardzo dużo możliwości. Możemy inspirować się bieżącymi trendami. Dobrać zegarek zgodnie z własnym gustem, na potrzeby konkretnej, bardziej postrzelonej lub nie, stylizacji. Klasyczny lub ultranowoczesny. Skąpany w ponadczasowej czerni, klasycznym brązie, złocie czy intensywnych neonach. Teoretycznie kolor paska zegarka powinno dobierać się do koloru paska (spodni czy spódnicy, a nawet tego zakładanego na bluzkę czy sukienkę do podkreślenia talii) oraz butów. Do ubrań w chłodnych odcieniach kolorystycznych pasować będą zegarki ze srebrnymi elementami koperty, do ciepłych – złote. Warto trzymać się tej zasady, gdy nie mamy wyczucia, gdy nie potrafimy z wdziękiem Anny Dello Russo łączyć ze sobą z pozoru nie pasujących do siebie kolorów. Gdy potrafimy to robić – droga wolna! Bawmy się modą, włączając w nią także zegarki!

4 175


176


foto DAWID MARKIEWICZ www.dawidmarkiewicz.com model AGA CZECH make-up KATARZYNA FIGIEL wwww.poshvisage.pl

177


178


179


180


181


007 tekst OLGA ŁUĆ grafika ANNA BĄBOL

James Bond to personifikacja nowoczesnego dżentelmena. Często przesadza się z tego typu sformułowaniem i silnie go nadużywa. Jednak śmiało można uznać, że styl Bonda stał się czymś ponadczasowym i obecnie stanowi esencję męskiej klasy. Nowoczesny dżentelmen to uosobienie pewności siebie, siły, kultury, taktu i stylu.

182


Filmy o szpiegu Bondzie zawsze wzbudzają wiele emocji. Ostatnio świętowaliśmy 50-tą rocznicę agenta i to skłoniło mnie to przestudiowania outfitów James’a. Czy przychodzi Wam do głowy ktokolwiek inny, kto przetrwał 50 lat? Ktokolwiek, kto grany był przez przeróżnych aktorów, a i tak przyciągał do kina tłumy? Dzięki wysiłkowi scenarzystów, producentów i stylistów styl Bonda i jego klasa rozwijały się systematycznie. Jak głosi przysłowie: Jeśli ktoś jest słabo ubrany – zapamiętujemy ubranie. Jeśli ktoś jest ubrany niesamowicie – pamiętamy osobę. W męskiej garderobie bardzo ważne jest przygotowanie stroju. Ze względu na to, że większość zawartości to koszule i materiały, które szybko się gniotą i zniekształcają. Na ten proces składa się przede wszystkim składanie ubrań (zanim je ubierzesz) i prasowanie (tak, tak - trudny proces). Największą sztuką jest zapomnieć, co ubraliśmy, nie zwracanie uwagi na to, co ubieramy, a przy tym wyglądać świetnie, zawsze idealnie i nienagannie, i to właśnie nazywa się stylem. Dlatego ważne jest, aby ubrania zawsze były w szafie wzorowo przygotowane do szybkiego nałożenia. Na początku był Sean Connery, niebywała klasa, który przyzwyczaił nas do garniturów i gdyby ktoś wyobraził sobie jego garderobę, to pewnie byłyby tam wyłącznie czarne garnitury. Dopiero Daniel Craig odświeżył stylizacje agenta 007, przekształcając go w smartcasual. “Bond should be classic, expensive, tailored – yet simple and particular.” - tak mówiła Lindy Hemming, która stylizowała go od “Goldeneye” zaczynając na “Casino Royale” kończąc. Oglądając stylizacje i każdą część Bonda mamy wrażenie, że każdy look, każda pojedyncza rzecz jest wybrana w sposób bardzo przemyślany. Bez dwóch zdań, agent musi być wysportowany, ale dzięki dobrze dobranym marynarkom i swetrom oraz zmiksowanym kolorom wygląda jeszcze lepiej. Co zatem nosi Bond? Jedwabne krawaty w różnych kolorach, często prawie identyczne, stanowiące jedynie inny odcień. Buty koniecznie handmade – w szafie ułożone z kopytami wewnątrz, aby zapobiec deformacji. Nie bez znaczenia są poszetki i muchy. Daniel Craig dodał Bondowi trochę sportowego looku. W pięknie dobranych białych polówkach i dopasowanych dżinsach również wygląda stylowo. Dobrym przykładem takiej stylizacji jest moment, kiedy James, jadąc na motorze, ma na sobie wąskie dżinsy typu slim, a do nich piękne brązowe buty (John Lobb) oraz czarną kurtkę będącą swego rodzaju kropką nad i. Jako brytyjski szpieg patriota James chętnie ubiera również tweedowe marynarki i kurtki, a na weekend casualowe oxford koszule. Akcesoria również mają swoje miejsce. Zegarek Omega dumnie prezentuje się na ręce 007. Bond to konkluzja klasyki w połączeniu z nowoczesnością. Systematycznie rozwija swoją garderobę, dodając do niej esencję obowiązujących trendów. Nigdy nie przesadza. Woli ubrać mniej (np.: koszulę i marynarkę – bez krawatu) niż za wiele. Jego look chwilami wygląda na niedbały, ale jest przedsięwzięciem ściśle przemyślanym. Cardigan to obok marynarki drugi niezbędnik, najczęściej czarny i uzupełniony policyjnymi okularami.


STYLOWE WNĘTRZA MINIZOO ZÜNY, CZYLI ZABAWNE PODPÓRKI DO KSIĄŻEK tekst ANITA BOHAREWICZ

184


Małe, lecz wyjątkowo silne. Dadzą sobie radę nie tylko z pokaźną kolekcją książek, ale też, w razie konieczności, z drzwiami. Chętnie zaprzyjaźnią się z książkowymi molami oraz każdym, kto zechce je przygarnąć. Oto urocza brygada do zadań specjalnych marki Züny! Skórzane, ręcznie robione zwierzaki Züny skradły nasze serca z marszu. Zakochaliśmy się w nich na zabój, w każdym, bez wyjątku. Toteż trudno wyróżnić nam tego jedynego, najlepszego. Wszystkie są świetne, począwszy od hipcia czy psiaków z kolekcji Classic, poprzez dinusie i owieczki z kolekcji Make your life funny & easy po utrzymane w duchu tzw. mirthful style zwierzaki z kolekcji Cicci. Co można o nich powiedzieć? Są oryginalne, zabawne, każdemu wnętrzu dodadzą tego „czegoś”, a nawet pazura, jeśli na straży książek czy drzwi postawimy lwy. Zwierzaki dostępne są w wielu kolorach. Szare doskonale będą komponować się zarówno w nowoczesnych, jak i klasycznych wnętrzach. Brązowe świetnie będą się czuć wśród afrykańskich dodatków i mebli. Różowe będą wisienką na torcie wieńczącą pokój dziecka. Zwierzaki możecie przygarnąć nie tylko z oficjalnej strony Züny (www.zuny.info), lecz także polskich sklepów: homesays.pl czy fabrykaform.pl. Urocze, prawda?

185


BE A MAN 1

2

4

6

186

7


8 9

11

13 1. Marynarka Bartosz Malewicz http://shwrm.pl, 2. Okulary VOTO http://shwrm.pl , 3. Stolik http://www.zoomzoom.pl 4. Nerka http://www.city-shop.pl, 5. Zegarek www.dorismartin.pl, 6. Bluza Nuuda http://shwrm.pl, 7. T-shirt www.hm.com 8. Spodnie www.zara.com, 9. Komin www.hm.com, 10. Pasek https://www.facebook.com/VersaceWroclaw, 11. Bejsbol贸wka www.hm.com 12. Zegarki https://www.facebook.com/czasnaoclock, 13. Japonki http://www.eurogadzety2012.pl

187


188


SYMMETRY

foto DOROTA SZAFRAŃSKA, KRZYSZTOF KOWALSKI / www.krzysztofkowalski.com model JAKUB GÓRSKI / Gagamodels www.gaga.pl style MICKY STANLEY

189


190


191


192


193


194


195


MŁODOŚ PIERWS PLANIE tekst MARTA KAPRZYK

196


ŚĆ NA SZYM E 197


Niesamowicie cieszy mnie fakt, że w kinie młodość to nie tylko high school i udawane miłostki. Już od dawna jest ona w filmach pełnoprawną bohaterką, o której można napisać bardzo wiele. Pokażę więc Wam kilka bardzo inspirujących portretów młodości, która zachwyca, niepokoi, intryguje i wzrusza.

Młodość poszukująca W 1964 roku Paul Simon napisał przepiękną piosenkę o dźwiękach ciszy. Muzyk chciał tym utworem upamiętnić mający miejsce rok wcześniej zamach na J. F. Kennedy’ego, więc wraz z Artem Garfunkelem nagrał kawałek „Sound of Silence”, który nie tylko przyniósł duetowi Simon & Garfunkel międzynarodową popularność, ale trzy lata później pojawił się w filmie, który do dzisiaj jest jednym z najważniejszych obrazów o dekadencji i niepokojach młodzieńczych lat, czyli „Absolwencie” Mike’a Nicholsa. Tytułowy bohater, Benjamin Braddock (przełomowa rola Dustina Hoffmana), właśnie skończył studia. Wraca do domu, by pochwalić się wszystkim wspaniałym dyplomem i zastanowić nad swoją przyszłością. Zamiast tego, nieśmiały Benjamin poznaje znajomą swoich rodziców, panią Robinson. Wątpliwy moralnie (biorąc pod uwagę czas akcji i to, że kobieta jest mężatką, a jej córka - niemal rówieśniczką Benjamina) romans młodego chłopaka z dużo starszą od niego kobietą jest jedynie jedną z możliwych ścieżek, według których można śledzić ten film. Nie bez znaczenia staje się tu bowiem wątek apatii, który ogarnia młodego chłopaka. Mimo znakomitych wyników na uczelni Benjamin z coraz większym niesmakiem zdaje sobie sprawę z tego, że z uniwersytetu nie przywiózł ze sobą niczego, co tak naprawdę mogłoby go pochłonąć chociaż na tyle, by związać z tym swoje życie. „Absolwent” jest też przenikliwym zapisem przemian obyczajowych zachodzących w amerykańskim społeczeństwie. Reżyser Mike Nichols zdaje się jakby ignorować rodzący się ruch hippisowski i przyjmuje punkt widzenia mieszkańców przedmieść amerykańskich miast, gdzie bohaterem zbiorowym staje się znudzona i pełna hipokryzji klasa średnia. Dzięki kapitalnemu montażowi i świetnym zdjęciom film ma w sobie również niepodważalne walory artystyczne i na stałe wpisał się w kanon filmów kultowych, nie tracąc wiele ze swojej aktualności pomimo upływu czasu.

198


199


Poszukiwanie swojego miejsca na ziemi to również jeden z tematów filmu „Restless” Gusa Van Santa, czyli refleksyjnej historii miłosnej między nieuleczalnie chorą dziewczyną i chłopcem, który po śmierci rodziców ukojenie znajduje w przyjaźni z duchem japońskiego kamikaze i chodzeniu na pogrzeby. Oniryczna poetyka filmu równoważy przejmująco smutną tematykę i naprawdę może zachwycić. Największymi zaletami obrazu są oryginalny scenariusz i detale, jak styl ubierania głównej bohaterki i jej zamiłowanie do ornitologii, które przepięknie tworzą klimat. Mia Wasikowska i Henry Hopper zagrali dwie bardzo złożone, dojrzałe i świetnie zagrane role. Van Sant bardzo młodych ludzi czyni bohaterami większości swoich filmów, przez co uważany jest za czołowego młodzieżowego psychologa współczesnego kina. W „Słoniu” opowiadał o wydarzeniach, które miały miejsce w 1999 roku w szkole średniej Columbine (z tymi samymi zdarzeniami rozliczał się także Michael Moore w swoich „Zabawach z bronią”), czyli zamachu, którego dokonało dwóch uczniów szkoły: używając zakupionej w Internecie broni zabili dwunastu swoich rówieśników i jednego nauczyciela. Film Van Santa, bardzo oszczędny w środkach, brawurowo zagrany (i w pewnej części zaimprowizowany) przez amatorów to bardzo dramatyczny głos w wielkiej dyskusji na temat przemocy wśród młodzieży. Jego „Paranoid Park” jest z kolei filmową refleksją na temat winy i kary, w której chaotyczny montaż odzwierciedla wewnętrzny niepokój głównego bohatera, marzącego o tym, by móc oddawać się swojej największej pasji – jeździe na deskorolce. Tymczasem Alex przypadkowo bierze udział w morderstwie, a jego dziewczyna myśli tylko o seksie (obraz ich wspólnej inicjacji to jedna z najładniejszych miłosnych scen ostatnich lat!) – chłopak próbuje uporać się z problemami i ocenić ich wagę pisząc intymny dziennik. Początek lat 90. upłynął u Van Santa pod znakiem „Mojego własnego Idaho”. Film był swobodną adaptacją części I i II „Henryka IV” Williama Szekspira (który figuruje w napisach jako autor dialogów dodatkowych). Homoerotyczna opowieść przyniosła dobre role Rivera Phoenixa (który zmarł w 18 miesięcy po premierze filmu) i Keanu Reevesa. „Vogue” pisał wtedy, że „Moje własne Idaho” wnosi „ożywczy powiew świeżości, sprzeciwiając się zasadzie, zgodnie z którą młodzi bohaterowie powinni padać w ramiona zdeklarowanych homoseksualistów”. Magazyn dodał również, nie mogąc oprzeć się plotkom, że „Reeves i Phoenix zamieszkali w domu Van Santa, który zamienili w imprezownię. Atmosfera nieustannej hulanki była tak oszałamiająca, że Van Sant zmuszony był się wyprowadzić”. Młodość kochająca Miłość młodzieńczych lat często bywa cukierkowa i superspontaniczna, nie wtedy jednak, gdy jest się niezbyt popularnym chłopcem, mieszkającym w niewielkim, nudnym miasteczku. Taki właśnie jest Olivier Tate, bohater „Mojej łodzi podwodnej” w reżyserii Richarda Ayoade. Olivier jest szaleńczo zakochany w Jordanie, dziewczynie w czerwonym płaszczu, której ignorancja popycha go do najbardziej szalonych czynów, jak dokuczanie jeszcze mniej popularnej koleżance. Mimo uprzedniego braku zainteresowania ze strony dziewczyny idealnej i wiszącej nad nim wizji rozwodu rodziców, Olivier czuje, że ma moc. Chłopak jest bowiem nie tylko nieznośnie wszystkowiedzącym erudytą, ale także swoim własnym psychoterapeutą i nieustannie analizuje swoje życie, jakby było podstawą ekscytującego, złożonego scenariusza filmowego. Film Ayoadego to przede wszystkim uczta dla oczu. Wymyślne, stylowe zabiegi wizualne przesłaniają tu nieco historię, która rozgrywa się niespiesznie, a jednak wzbudza dla bohatera sporo zrozumienia i równie dużo sympatii. Na znacznie bardziej bolesnym biegunie rzeczywistości usytuować można historię związku Anny i Jacoba, o której opowiada przepiękny stylistycznie film „Like Crazy” Drake’a Doremusa. Ona jest Brytyjką. Podczas studiów w USA poznaje pewnego Amerykanina, zakochuje się bez pamięci. Ich związek jest pełen namiętności, pasji, zrozumienia, ognia. Do pełni szczęścia potrzeba Annie tylko wizy, która pozwoliłaby jej na stały pobyt w kraju ukochanego. Jej lekkomyślność sprawia jednak, że sprawy formalne komplikują się, zdobycie upragnionego pozwolenia może trwać nawet kilka lat, a idea związku na odległość dla obojga zmienia się w koszmar. Z jednej strony chcą utrzymać tę miłość, z drugiej: każde z nich pragnie zdobyć swoją małą, prywatną stabilizację i samorealizację. Jest w tym obrazie coś, co elektryzuje i prawdopodobnie ogromna w tym zasługa odtwórców głównych ról. Prześliczna Felicity Jones (znana z „Zakochanego głupca” czy „Powrotu do Brideshead”) daje swojej bo-

200

haterce energię, upór, spontaniczność i naturalność, natomiast Anton Yelchin („Zakochany Nowy Jork”, „Star Trek”) jako Jacob jest nieco bardziej powściągliwy, bohater mocno stąpa po ziemi, ale jego uczucie wydaje się być równie mocne. Klimat filmu jest niewiarygodnie urzekający. Sposób pokazania miejsc, montaż budujący dramaturgię, autentyczność uczuć i ujęcie tematu: szczere, bez przesady, ale i bez lukru – to wszystko buduje nieco nieprawdopodobną, ale jednocześnie bardzo ujmującą historię. Bardzo młody reżyser nie czaruje widzów wizjami miłości bez skazy, a jego film z pewnością nie jest przepisem na ideał związku na odległość. Miłość (o ile miłością nazwać można uczucie z kolejnego filmu!) międzypokoleniowa jest jednym z tematów filmu „Ghost World” Terry’ego Zwigoffa zrealizowanego na podstawie komiksu Daniela Clowesa. Enid jest nastoletnią ekscentryczką. Uwielbia alternatywną muzykę, dziwaczne układy taneczne i garażowe wyprzedaże. Jest również zupełnie nieprzystosowana do rzeczywistości. Nie potrafi poradzić sobie z ułożeniem życia zawodowego, ponadto pewnego dnia poznaje Seymoura, co już zupełnie wywraca jej świat do góry nogami. Pojawienie się mężczyzny w życiu nastolatki jest wynikiem dosyć okrutnego żartu z jego ogłoszenia matrymonialnego, jednak Seymour fascynuje Enid na tyle mocno, że postanawia się z nim zaprzyjaźnić. Międzypokoleniowe uczucie w „Ghost World” nie jest zakazanym owocem. Bohaterowie, oboje dosyć dziwni, nie do końca rozumiani przez otoczenie, o intrygujących, ale niszowych pasjach w swojej relacji chcą znaleźć prawdziwą bratnią duszę. Niestety, w zawieraniu przyjaźni (nie mówiąc o wchodzeniu w związki!) dziewczyna także nie jest szczególnie mocna… W filmie Zwigoffa młodość ukazana jest jako zbiór kontrastujących postaw. Enid jest niesubordynowana w każdej możliwej dziedzinie życia (nie tylko w sferze uczuć, ale także w pracy), natomiast jej przyjaciółka, Rebecca, bardzo konsekwentnie i z dużą odpowiedzialnością realizuje swój plan wkroczenia w dorosłość. Błędy młodości Początek filmu: młoda dziewczyna w bluzie idzie popijając sok pomarańczowy z wielkiego plastikowego kanistra. To Juno, tytułowa bohaterka filmu Jasona Reitmana. Szybko okazuje się, że Juno planuje zrobienie testu ciążowego, a jego wynik przewróci świat nastolatki do góry nogami. Dziecko, które ma przyjść na świat nie jest tym, czego Juno życzyłaby sobie w tym momencie życia. Jej chłopak nie wydaje się być, przynajmniej na razie, księciem z bajki, a relacje z ojcem (i jego partnerką) to kolejna kropla w morzu problemów dziewczyny. Dlatego postanawia ona znaleźć swojemu dziecku nową, idealną rodzinę. „Juno” to jednak nie ckliwa opowieść o niechcianym niemowlęciu i nastoletnich ciężarnych. To bardzo błyskotliwy (i wybornie komediowy) portret kursu przyspieszonego dojrzewania, który Juno musi przejść odkrywając po drodze, czym jest odpowiedzialność i jaką cenę płaci się za własne błędy w kolejnym, bo dorosłym życiu. W nurt filmów o błędach młodości wpisuje się także film „Była sobie dziewczyna” Lone Scherfig. Jenny (przeurocza Carey Mulligan) to inteligentna, wychowywana w tak zwanej dobrej, angielskiej rodzinie nastolatka, która moknąc na przystanku autobusowym ze swoją wiolonczelą, poznaje Davida. „Była sobie dziewczyna” to, wbrew pozorom, film daleki od pospolitej komedii romantycznej – on proponuje dziewczynie ochronę przed deszczem i podwiezienie do domu, co staje się preludium do ich burzliwej znajomości. Jenny jest czarującą, inteligentną uczennicą renomowanej szkoły dla dobrze wychowanych (i jednocześnie odrobinę pretensjonalnych) panien. Zafascynowana francuską kulturą, uparcie dąży do tego, by spełnić życzenie apodyktycznego, interesownego i krótkowzrocznego ojca marzącego o ujrzeniu córki wśród przyszłych absolwentów Oxfordu. Jej nowy przyjaciel jest miły, ujmujący i dorosły – wiek i emocjonalna dojrzałość imponują Jenny, która porównuje go ze swoimi nieopierzonymi rówieśnikami. „Studiowałem na uniwersytecie życia” - mówi David i powoli wprowadza do niego Jenny. Słodka i naiwna, początkowo zupełnie nie pasuje do jego świata, który z czasem zupełnie ją uzależnia, a wrodzona ambicja nakazuje jej błyskawicznie odnaleźć się w zupełnie nowych konwenansach. „Była sobie dziewczyna” to interesująca historia o dojrzewaniu i konieczności brania odpowiedzialności za konsekwencje wszystkich decyzji. To również opowieść o świecie, w którym kobieta ani z dyplomem, ani bez niego nie mogła robić w życiu nic specjalnie ważnego oraz o tym, jak z tego przygnębiającego świata można było uciec chociaż na kilka chwil. Co więcej, opowiedziane w filmie wydarzenia dzieją się na kilka chwil przed rokiem 1968 – datą zupełnej zmiany obyczajowości i momentem, w któ-



rym zaczęły odzywać się w kobietach coraz głośniejsze instynkty feministyczne. Reżyserka pokazuje w filmie nie tylko tragedię głównej bohaterki, ale także swoistą przestrogę: nie można ślepo polegać na silnym męskim ramieniu, bo gdy go zabraknie, bardzo trudno będzie się otrząsnąć i odnaleźć w nowej sytuacji. Film, kończący się gorzkim happy endem jest nie tyle feministycznym manifestem, co propagatorem świadomej, niezależnej kobiecości. Młodość urocza Urocza. Dokładnie taka jest młodość z filmów Wesa Andersona, a szczególnie ta znana z „Rushmore” i najnowszego filmu Amerykanina, „Kochanków z Księżyca”. Bohater pierwszego z nich to Max Fischer – uczeń prestiżowej, tytułowej szkoły Rushmore i jednocześnie najaktywniejszy uczestnik oraz pomysłodawca zajęć pozalekcyjnych. Max jest mistrzem autokreacji i manipulowania prawdą. Marzy o byciu kimś znaczącym dla ludzkości, a jego pozycja w szkolnej hierarchii daje mu tego nieocenioną namiastkę. Wypełnione do granic możliwości najróżniejszymi aktywnościami (z dramatopisarstwem, szermierką, pszczelarstwem, dziennikarstwem, udziałem w debatach, kółku filatelistycznym i kaligrafią włącznie) życie Maxa komplikuje się znacznie, gdy na jego drodze pojawia się nauczycielka, pani Cross, która wpada w oko także pewnemu nauczycielowi, Hermanowi Blume – do tej pory najbardziej zaufanemu powiernikowi Maxa. „Rushmore” jest jednak czymś znacznie więcej, niż tylko autorskim potraktowaniem high school comedy. To piękny portret niestrudzonego poszukiwania swojego miejsca na ziemi, kształtowania osobowości i dążenia do wymarzonego celu, bez względu na konsekwencje. Wes Anderson sięga do swoich ulubionych tematów (relacje rodzinne determinujące lub opisujące charakter bądź zachowanie bohaterów, odmienność utożsamiana z geniuszem). Młodzieńczy bunt ubiera w płaszcz groteski i abstrakcyjnego humoru. Najważniejsze jest jednak to, że młodość u Andersona, mimo że urocza i potraktowana z dużą dozą ironii, traktowana jest przez reżysera z pełnym zrozumieniem i absolutną powagą. Problemy nastolatków w tych perfekcyjnych stylistycznie filmach nabierają wielowymiarowego znaczenia, co sprawia, że jest to kino niebywale wartościowe. W swoim najnowszym filmie „Kochankowie z Księżyca” Wes Anderson powraca z tym, co w jego kinie zachwyca najbardziej: dopracowanymi kadrami, unikalnym klimatem, całą masą ciekawych bohaterów i charakterystycznym poczuciem humoru, a także portretem bezpretensjonalnej, zaskakująco pomysłowej młodości. Bohaterowie filmu, Suzy i Sam mają po dwanaście lat, ale czują się już właściwie dorośli. Oboje są nierozumianymi przez otoczenie outsiderami: Suzy mieszka z rodzicami-prawnikami oraz trzema braciszkami-miłośnikami słuchowisk z muzyką poważną, odkrywa, że jej matka ma romans z dobrodusznym policjantem, kapitanem Sharpem, maluje powieki na zielono i nie rozstaje się ze swoją lornetką, małym kotkiem i książkami pełnymi magicznych historii. Sam nie ma rodziców. Nie rozumie go ani rodzina zastępcza ani członkowie obozu skautów, na który przyjechał i którym dowodzi ciapowaty nauczyciel matematyki, Harcmistrz Ward. Suzy i Sam, znający się do tej pory jedynie korespondencyjnie, postanawiają więc uciec, co staje się przyczyną wielkiej akcji poszukiwawczo-ratunkowej, w której istotną rolę spełnią między innymi nożyczki, lornetka i burza stulecia. Werteryczne dziewczynki, błyskotliwi, wyalienowani chłopcy i tęsknota za dzieciństwem, w którym wszystko jest jednocześnie hiperpoważne i zupełnie błahe to motywy, których Wes Anderson także nie potrafi porzucić. Jego kino podszyte jest warstwą nostalgii, którą można bezwarunkowo pokochać. Swoje małe-wielkie opowieści reżyser snuje uciekając od banalnych rozwiązań, a ich wielobarwność pozostawia na bardzo długo wrażenie uczestnictwa w przepięknej przygodzie, w której młodość i dzieciństwo to najpoważniejsze i najpiękniejsze stany na świecie.

202


203


foto www.hypecrap.com model Beata Bartoszewska i Dobrochna Rawicka make-up Sebastian Bujniewicz hair Weronika SĹ‚upek style Difriperi www.facebook.com/Difriperi jewellery Monika Roth www.facebook.com/jewellerybyMonikaRoth

204


205


206


207


Gorset Sebastian Szczepański-Siccone www.facebook.com/SebastianSzczepanskiSiccone

208




211




POLECAMY UCIECZKA Z KRAINY WIECZNEGO ŚNIEGU wyd. SQN tekst

ANITA BOHAREWICZ

Tybet. Ile tak naprawdę o nim wiemy? Mało i to bardzo. Udowadnia to książka Stephana Talty, w której nie znajdziemy pełnych romantycznych uniesień opisów, a szczery, doprawdy okrutny obraz tego, co wydarzyło się tam ponad sześćdziesiąt lat temu i co trwa do dziś… Bo Tybet nie jest sielską krainą usianą klasztorami, zamieszkiwaną tylko i wyłącznie przez pogodnych mnichów. To w pełni inwigilowany przez Chińczyków obszar, w którym nie można swobodnie rozmawiać z jego mieszkańcami, w którym, jeśli nie chce się trafić do więzienia, trzeba zachowywać się zgodnie z ustalonymi przez Partię Komunistyczną zasadami. Talty bardzo dobitnie nam to uświadamia, lecz zanim przechodzi do opisania swoich wrażeń z pobytu we współczesnej Lhasie, snuje opowieść o Dalajlamie, początkach jego panowania, dramatycznym w skutkach powstaniu z 1959 roku oraz niebezpiecznej wyprawie do Indii. Pomagają mu w tym opowieści tych, którzy przeżyli te niezwykle krwawe walki, którym śladem Dalajlamy udało się wyrwać ze szponów Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Talty posługując się wypowiedziami przebywających na uchodźctwie Tybetańczyków kreśli niezwykle brutalny, wręcz dramatyczny obraz ówczesnych wydarzeń, gdy nie mający odpowiedniego przeszkolenia oraz nie dysponujący odpowiednim arsenałem mieszkańcy tego państwa zbuntowali się przeciwko chińskiemu okupantowi, by chronić ziemskie wcielenie Awalokiteśwary, Dalajlamę XIV, któremu groziło śmiertelne niebezpieczeństwo. Opisy są bardzo sugestywne i nie pozostawiają złudzeń co do tego, co tak naprawdę chciał osiągnąć Mao. Jego drastyczne metody przesłuchiwania więźniów zapadają w pamięć, sprawiają, że przez ciało przechodzą nieprzyjemne dreszcze. Choć tytuł tej książki brzmi „Ucieczka z krainy wiecznego śniegu”, całkiem paradoksalnie, więcej w niej informacji o powstaniu i ludziach, którzy brali w niej udział, niż o samym Dalajlamie. Talty bardzo dokładnie opisuje, w jaki sposób wybrano Dajlamę XIV, jakie próby musiał przejść uroczy, rozbrykany chłopiec imieniem Lhamo Thondup, zanim zamieszkał w Pałacu Norbulingka. Jak wyglądały pierwsze lata jego edukacji. Dlaczego tak mało wiedział o świecie,

214

dlaczego tak wszystkim ufał i dlaczego nie przewidział tego, do czego posunęli się w końcu Chińczycy. Gdy jednak przechodzi do powstania, bardziej skupia się na ludziach biorących w nim udział, starając się zrozumieć, dlaczego byli gotowi oddać swoje życie za człowieka, którego w gruncie rzeczy nie znali, nie widzieli, a mimo to kochali, pokładając w nim naprawdę duże nadzieje. Nie oznacza to oczywiście, że autor pomija ucieczkę. Pisze o niej, przedstawiając jej kolejne etapy, robi to w bardzo plastyczny sposób. „Ucieczka z krainy wiecznego śniegu” to niezmiernie wciągająca lektura, przerażająca, dająca do myślenia i ucząca pokory. Jak powiedział kiedyś Dalajlama: „Gdy w jakimś momencie życia spotykamy się z prawdziwą tragedią, co może się przytrafić każdemu z nas, możemy zareagować dwojako. Możemy oczywiście stracić nadzieję, popaść w zniechęcenie, alkohol, narkotyki, bezgraniczny smutek. Ale możemy się też przebudzić, odkryć w sobie energię, która była dotąd ukryta, i zacząć działać z większą świadomością i siłą”. Właśnie tak postąpili Tybetańczycy i właśnie taką drogę w obliczu nieszczęść i osobistych tragedii radzę obrać Wam. Polecam!


MĄDROŚĆ I SEKS reż. Madonna tekst

MARTA KAPRZYK

Madonna nie jest najlepszą aktorką. Osiem Złotych Malin (między innymi za role w filmach „Rejs w nieznane”, „Śmierć nadejdzie jutro”, „Sidła miłości” czy „Układ prawie idealny”) wydaje się być idealnym komentarzem, a jednak Madonna jest też mistrzynią nie tylko skandali, ale i zaskoczeń. Artystka ma bowiem na swoim koncie Złoty Glob za rolę Evity Perón w filmowej biografii żony prezydenta Argentyny, w której reżyser Alan Parker pozwolił stworzyć jej kreację kobiety silnej, niezależnej, charyzmatycznej i fantastycznie inspirującej. Madonna nie jest też najlepszą reżyserką. Jednak w jej debiutanckim obrazie „Mądrość i seks” odnajdziemy kilka elementów, które intrygują, dają się lubić i dla nich warto obejrzeć ten film. Juliette, Holly i A.K. mieszkają razem w londyńskim mieszkaniu. Każdy z nich na swój własny i dość niepowtarzalny sposób stara się zmierzyć z rzeczywistością: Juliette (Vicky McClure) jest uzależniona od leków. Pracuje w aptece, ale czuje, że jej prawdziwym powołaniem jest pomaganie potrzebującym w krajach Trzeciego Świata. Ponadto boryka się nie tylko z problemami rodzinnymi, ale i nieustannie musi odpierać zainteresowanie żonatego szefa. Holly (Holly Weston) marzy o karierze baletnicy, ale by zarobić na życie, postanawia zostać striptizerką. Zakochany w niej A.K. (rewelacyjny Eugene Hütz, wokalista zespołu Gogol Bordello, który już wcześniej w filmie „Wszystko jest iluminacją” pokazał, że jest wprost stworzony dla kina!) jest frontmanem kapeli punk-rockowej, ale zarabia spełniając sadomasochistyczne fantazje znudzonych pożyciem małżeńskim mężczyzn. A.K. opiekuje się także sąsiadem: niewidomym profesorem Flynnem, w którego wcielił się Richard E. Grant i jego rola jest prawdziwym diamentem. Mężczyzna, którego geniusz leży przykryty grubą warstwą kurzu fascynuje młodego chłopaka, a sama rola przypomina mi inną fantastyczną postać, którą stworzyć Richard E. Grant, czyli tytułową postać z filmu „Withnail i ja” Bruce’a Robinsona. Profesor Flynn jest niejako starszą wersją Withnaila. W filmie z 1987 roku bohater to dekadencki student, który marzy o karierze aktorskiej, w „Mądrości i seksie” zyskuje dojrzałość, talent pisarski i, ostatecznie, wielką desperację oraz absolutny brak woli życia.

Świetna muzyka, dzikość i mieszanka wybuchowa dziwacznych pomysłów dały film, który należy potraktować z przymrużeniem oka, ale jednocześnie warto spróbować zrozumieć bohaterów, których problemy, mimo że nieco ekscentryczne, pokazują pewien wachlarz niepokojów młodości. Ponadto, w charakterystyczny dla siebie i nieco nazbyt ekshibicjonistyczny sposób, Madonna rozlicza się w tym filmie z własnej przeszłości. Fani mogą odnaleźć w nim nie tylko tytułowe mądrość i seks, ale i dodatkową przyjemność z odnajdywania podczas seansu inspiracji pochodzących z jej barwnej biografii i kariery artystycznej.

215


I Will Always Love You: The Best of Whitney Houston wytwórnia Universal Music Polska tekst

ANITA BOHAREWICZ

Gdy zadebiutowała, magazyn Rolling Stone nazwał jej głos jednym z najbardziej zaskakujących w ciągu ostatnich lat. I szczerze powiedziawszy niewiele się od tej pory zmieniło. Whitney Houston była jedną z najlepszych piosenkarek i wokalistek światowej sceny pop i soul. Nagrała wiele znakomitych utworów. Myślę, że warto je sobie przypomnieć. Album I Will Always Love You: The Best of Whitney Houston, jak nie trudno się zresztą domyślić, jest kompilacją największych przebojów piosenkarki. Ułożone chronologicznie gwarantują sentymentalną podróż w czasie, pełną pięknych ballad oraz energetycznych kawałków pokroju „I Wanna Dance With Somebody”. W wersji podstawowej większość utworów pochodzi z lat 80-tych i 90-tych. Nie brakuje zarówno przepięknej piosenki „Saving All My Love for You”, która przyniosła Whitney pierwszą w jej karierze nagrodę Grammy, świetnego coveru Chaki Khan, jak również wzruszającego „I Will Always Love You”. Muzyczną perełką dla fanów jest duet Whitney Houston oraz R. Kelly’ego w piosence „I Look To You”. Chociaż, po kilkukrotnym przesłuchaniu tej piosenki, wydaje mi się jednak, że bardziej dla wielbicieli R.Kelly’ego. Bo Whitney nie potrzebuje wsparcia, jej wokal broni się sam, a piosenka, śpiewana solo, wzbudza zdecydowanie większe emocje. Clive Davis, producent albumów Whitney, jej odkrywca i mentor, chciał dobrze. Niektórym pewnie się to spodoba. Nie liczyłabym jednak na to, że utwór ten, zgodnie z życzeniem samego Davisa, zyska miano ponadczasowego klasyka. Są lepsze i kropka. Można ich wysłuchać sięgając po album w wersji deluxe, czyli wzbogacony o kolejny krążek, zawierający m.in. napisany przez Alberta Hammonda oraz Johna Bettisa cudowny „One Moment in Time”, świetną „Queen of the Night”, która weszła w skład ścieżki dźwiękowej „Bodyguarda” czy rewelacyjny „Step by Step”. Kolejną niespodzianką dla fanów jest nigdzie niepublikowane wcześniej nagranie „Never Give Up”. Jednak bez efektu WOW. Whitney zdecydowanie lepsze piosenki nagrywała na początku swojej kariery. To właśnie one królowały na pierwszych miejscach światowych list przebojów. To je nuci cały świat. I to dla nich warto sięgnąć po ten album. Owszem, nie wszystkie piosenki powinny się na nim znaleźć („My Name Is Not Susan”). Niektórych zdecydowanie brakuje („When You Belive”). Nie przeszkadza to jednak w odbiorze płyty, bardzo magicznej, wręcz nostalgicznej, przypominającej, że wraz z odejściem Whitney

216

straciliśmy kolejną legendę…




You



Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.