Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013

Page 1

Z uśmiechem przez Japonię nr 3/2013 lipiec-sierpień



, WAKACYJNYSPIS TRESCI: WYDARZENIA:

Warsztaty japońskie w Matsumi Wystawa w Muzeum Narodowym we Wrocławiu - Samuraje

PORADY:

Barłomiej Olejnik - Bonsai - zaklinanie drzew

KULTURALNIE:

Agata Dobija - Japońskie laleczki kokeshi LiteraTour - Banana Yoshimoto, Tsugumi

MODA:

Takashi Hiroko Michał Kaczanowski - Każdy moment to punkt - razem tworzą przyszłość

SZTUKA, ARCHITEKTURA, DESIGN:

Nagai Kazumasa Umetaro Azechi Ryue Nishizawa

W PODRÓŻY:

Gorące źródła Arima

NA DESER:

Pan Sól uczy - Kansai-ben. Konstrukcja nen i yanen

6 10

14

16 20

24 34

38 40 44

54

80


WAKACJE! Nadszedł czas wakacji! W końcu można chociaż przez chwilę poleniuchować. Ja zamierzam zaiwestować ten czas, aby nadrobić wszelkie czytelnicze straty poczynione w ciągu roku. Z pewnością przeczytam Czarny deszcz Ibuse Masujiego i dokształcę się z zakresu Japońskiego teatru klasycznego Estery Żeromskiej. A jakie Wy macie plany?

4

Wakacyjny numer Newslettera jest zdecydowanie „grubszy”, liczy aż 81 stron! Mam nadzieję, że czytanie sprawi Wam przyjemność. O czym będzie? M. in. o moich przygodach w japońskich gorących źródłach. Przewidziałam też artykuły z zakresu mody japońskiej, kokeshi, architektury i designu, a także o tym, jak zacząć hodować bonsai. Będzie też i dobra recenzja wyśmienitej japońskiej literatury od LiteryTour. W tym miejscu chciałabym serdecznie podziękować wszystkim za aktywne tworzenie tego Newslettera oraz tym, którzy aktywnie go czytają.

Miłej lektury! PodróżeJaponia

www.podrozejaponia.blogspot.com Text and photography © Karolina Przybylińska 2013 Kopiowanie oraz upowszechnianie niniejszego newslettera w celach komercyjnych jest zabronione!


AUTORZY SPECJALNI: Agata Dobija Od wielu lat interesuje się kulturą japońską, a w szczególności japońskimi zabawkami. Jej wielkie zamiłowanie do laleczek kokeshi sprawiło, że postanowiła przybliżyć je Polsce. Tak też powstał sklep Zanshin, w którym można kupić wyjątkowe skarby i arcydzieła wybitnych artystów. Coś dla siebie znajdą w nim zarówno miłośnicy tradycji, jak i ci fascynujący się kolorową japońską sztuką współczesną. Link do sklepu:

http://zanshin.pl/

Bartłomiej Olejnik Jego przygoda z bonsai zaczęła się bardzo wcześnie. Już jako dziecko przyglądał się z zainteresowaniem dziwacznym karłowatym drzewom. Minęło wiele lat i dawne zainteresowanie odżyło. Uważa, że nauka i umiejętność uczenia się, to najpiękniejsze co mogło przytrafić się człowiekowi. Ma 23 lata, i choć określa się amatorem sztuki bonsai, to jego rośliny są efekt pasji, cierpliwości i doświadczenia. Prowadzi blog o bonsai:

http://bartlomiejolejnik.blogspot.com/

Michał Kaczanowski Zapalony fashionista znający się na modzie światowej jak mało kto. Od lat obserwuje modowy rynek azjatycki i ma szeroką wiedzę na temat japońskiego przemysłu odzieżowego. Dla newslettera przygotował specjalny artykuł o twórczości Arai Sary - jednej z najbardziej uznanych kreatorek mody na świecie. Zajmuje się autorskim projektem MK Fashion Magazine, który mógłby konkurować z najbardziej prestiżowymi magazynami poświęconym modzie.

http://issuu.com/mkfmagazine

5


Wydarzenia Wyjazdowe Warsztaty Matsumi

P

rzedostatni weekend czerwca Wrocław spędził wyjątkowo. Szkoła Matsumi zorganizowała wyjazdowe warsztaty dla swoich uczniów. W programie były różne zajęcia, dzięki którym mogli poznawać Japonię nie tylko poprzez język. Uczestnicy zostali

6

Fot.© JaponiaBliżej


podzieleni na 5 grup - krewetki, karpiki, ośmiorniczki, łososie i rekinki. A zajęcia były najróżniejsze!

K

aligrafię japońską prowadził Pan Sól we własnej osobie. Dzięki tym zajęciom uczniowie mogli nauczyć się trudnej sztuki obserwacji. Ponieważ najtrudniejsze przy malowaniu japońskiej kaligrafii jest nie tylko patrzenie na model, ale przede wszystkim dostrzeżenie istoty słowa. Bardzo ważna jest także postawa - skupienie, nastawienie wewnętrzne, prawidłowa postawa ciała i ręki, nacisk pędzla. Staraliśmy się malować w ciszy, choć zdarzało nam się śmiać wesoło. Pan Sól przedstawił swoim uczniom trzy słowa: górę, drzewo oraz wiśnie. Niektórzy odryli nową pasję, inni byli zdenerwowani, że „im nie wychodzi”. Cóż, kaligrafia uczy przede wszystkim wytrwałości i cierpliwości.

B

ento pokazała nam JaponiaBliżej, która - mając za zadanie przygotować warsztaty sushi i bento - wymyśliła bardzo zręcznie, że zjemy sushi w bento. Pomysł ten podobał się wszystkim i przy kręceniu rolek mieli wiele zabawy. Kręciliśmy futomaki, uciskaliśmy nigiri, były też i uramaki dla ambitniejszych. W warsztatach pomagał Starszy Ryżowy, któ-

Fot.© JaponiaBliżej


ry pilnował, aby nie brakowało ryżu oraz przeszkadzali nadworni podjadacze - PodróżeJaponia wraz z Panem Kamerzystą. JaponiaBliżej, przepełniona litością nad wiecznie niedożywionymi, zostawiała nam swoje benta po skończonych zajęciach.

8

A

npany, czyli okrągłe bułeczki ze słodką fasolką azuki lepiliśmy razem z Anią. Było przy tym dużo śmiechu, a ubrania wysmarowane mąką od góry do dołu. Anpany piekły się przez cały dzień, a następnie tajemniczo znikały... Nikt nie wiedział, gdzie się podziewają. Część wkładano do pieca chlebowego, część dojrzewała w zwyczajnym piekarniku. Panu Sól przypadła zaszczytna rola Chlebowego, ale czy ciasteczka były przez to smaczniejsze...? Zdecydowanie mieliśmy ćwiczenia na silną wolę, ponieważ dopiero wieczorem pyszne i ręcznie lepione bułeczki Ania rozdawała uczestnikom.

I

ndygo to kolor, który Matsumi Monika używa do wyczarowywania przedziwnych wzorów na różnych materiałach. System był prosty - patyczek, szmatka i kawałek nitki. Efekt powstawał w równie prosty sposób - kto jak owinął nitką szmatkę na

Fot.© JaponiaBliżej


patyczku, taki miał wzorek po utlenieniu się farby. A wychodziły przeróżne - symetryczne i zupełnie awangardowe. Najważniejsze jednak, że każdy ma teraz oryginalną chusteczkę, którą może wykorzystać w dowolny sposób.

C

eremonię herbacianą - wymagającą zdolności manualnych - również prowadziła Matsumi Monika. Pokazywała jak należy posługiwać się czarką, chusteczkami, jak nalewać o odpowiedniej temperaturze i jak prawidłowo rozcierać herbatę matcha pędzelkiem specjalnie do tego przeznaczonym. Własnoręcznie uważona herbata? Na pewno smakuje lepiej niż jakakolwiek inna.

F

uroshiki wiązaliśmy na wiele sposobów. Pakowaliśmy w nie butelki, pudełka i inne drobiazgi. Dzięki temu każdy uczestnik będzie mieć pomysł na zapakowanie prezentu urodzinowego w niecodzienny - bardziej japoński - sposób.

9

W

ieczorem miały miejsce prelekcje o Japonii. PodróżeJaponia przygotowała długą prezentację o mieście rodzinnym Pana Sól, a każde zdjęcie było okazją do wygłoszenia długiej anegdoty.Następnym wykładem o swojej podróży był wykład Ani i Eli, które odwiedziły Japonię w zeszłym roku. Opowiedziały o swoich doświadczeniach, miłych i mniej przyjemnych chwilach. O prasowanych na żywca ośmiornicach, o japońskiej policji i dziadku, który był na tyle uprzejmy, by zaprowadzić je bezpośrednio pod hotel. Ostatnią prezentacją była podróż Pana Bogumiła i Pani Uli, którzy podzielili się swoimi doświadczeniami z podróży - było trochę o zakupach w Japonii, jedzeniu i o szczęściu z odnalezionym portrefelem.

N

iektórzy po warsztatach grzecznie poszli spać, a niektórzy chichrali się aż do godziny 3 nad ranem! Chyba wszyscy będą oczekiwać na kolejne!

Fot.© JaponiaBliżej


Wydarzenia Sztuka w służbie samurajów

W

10

e wrocławskim Muzeum Narodowym 25 czerwca miała miejsce zmiana stałej ekspozycji wystawy Sztuka Wschodu. Zdjęto chińską porcelanę i ceramikę, a na ich miejsce przygotowano coś dla miłośników japońskiej kultury samurajskiej. Prezentowana kolekcja stanowi w większości własność Muzeum Narodowego we Wrocławiu i wreszcie może ona ujrzeć światło dzienne. Na wystawie eksponowane jest ponad 120 różnych obiektów. Od pełnych zbroi, po elementy wyposażenia koni, katany, obrazy ukiyo-e w stylu musha-e autorstwa Utagawy Kuniyoshiego (własność prywatna Piotra Czaplińskiego), a także przedmioty codziennego użytku należące niegdyś do wojowników.

K

urator zadbał o to, aby uatrakcyjnić wystawę filmami prezentującymi uzbrojenie, a także proces wytwarzania japońskich mieczy. Można też spróbować swoich sił w walce z prawdziwym mistrzem za specjalnym parawanem. Wystawę można będzie oglądać aż do listopada 2014 roku.

http://www.mnwr.art.pl/





Bonsai zaklinanie drzew , Bartlomiej Olejnik Część I – jak zacząć? 14

S

Czym jest bonsai?

łowo bonsai to połączenie dwóch słów bon, czyli roślina oraz sai, czyli płytkie naczynie. Sztuka ta powstała w Japonii już w VIII wieku n.e., gdzie z chińskiego krajobrazu penjing Japończycy wyciągnęli drzewo, na nim się skupili, doprowadzając swoje dzieła niemal do perfekcji.

oraz poczucie odpowiedzialności.

M

entalność Japończyków jest czymś bardzo charakterystycznym i zarazem wyjątkowym. Czasami ciężko jest nam to zrozumieć. Dziadek pielęgnuje młodą roślinę, syn przycina dojrzałe drzewo, a wnuczek zbiera owoce. Z pokolenia na pokolenie przekazywana jest roślina wraz z wiedzą i wartościami, które niesie ta sztuka.

C

o widzimy, patrząc na obrazek? Silne drzewo, duże, bardzo stare i dostojne… a jednocześnie niedużych rozmiarów i rosnące w płytkiej donicy. Jest bez wątpienia piękne i każdy z nas chciałby takie mieć. W Japonii bonsai jest czymś zupełnie innym. Drzewo jest symbolem harmonii, idealnym tworem natury w całej swojej niedoskonałości. Sztuka ta to nie tylko ogromna wiedza, ale przede wszystkim nauka cierpliwości, pokory, szacunku do otaczającego nas świata i wytrwałości w dążeniu do celu. Dzięki temu ma ona wpływ także na sposób myślenia i postrzegania rzeczy, co przekłada się na nasze życie. Człowiek, układając plan dnia, wplata weń codzienne prace przy roślinach, budując w sobie systematyczność

© Takagi Bonsai Museum, Tokio


W

Początki

iele osób chcących zacząć swoją przygodę z bonsai zastanawia się, od czego zacząć, żeby się w tym nie pogubić oraz żeby nie zniszczyć rośliny – pracujemy przecież na żywym materiale.

N

ie jest to jednak tak trudne, jak by się wydawało. Istnieje w Polsce parę punktów, w których można kupić materiał na bonsai lub gotowe bonsai, jednak cena wahająca się od kilkuset do nawet kilku/kilkunastu tysięcy złotych raczej zniechęca osobę, która dopiero zaczyna przygodę z tą trudną sztuką. Tutaj również mamy wybór. Bonsai masowej produkcji potocznie tzw. „marketowce”, „marketsai” można dostać już za kilkadziesiąt złotych. Daleko im do prawdziwych japońskich bonsai, ale można stworzyć z nich naprawdę przyzwoite rośliny. Jest to dobry wybór dla osób, które zaczynają, chcą nauczyć się czegoś nowego i jeszcze nie wiedzą, czy wciągnie ich to drogie hobby.

Marketowe bonsai po 4 latach pracy.

15

M

amy już roślinę, ale co z tym ogromem informacji, które trzeba przyswoić? Niestety, a może i na szczęście zakres wiedzy, który jest niezbędny do zajmowania się tą sztuką to biologia roślin. Trzeba poznać fizjologię drzew, wiedzieć, na czym polega proces fotosyntezy, jaką funkcję pełnią korzenie, a jaką liście. Jak rośliny zachowują się przy różnych temperaturach, czego potrzebują do życia i jakie funkcje w roślinie pełnią te czynniki. Przykładów można mnożyć i mnożyć, jednak największa ilość popełnianych błędów to błędy wynikające z nieznajomości biologii roślin, a nie bonsai. Wiedzę na ten temat należy systematycznie poszerzać, dzięki czemu będziemy łatwiej i szybciej wspinać się po szczeblach tej wspaniałej i tajemniczej sztuki.

P

o zakupie drzewka należy je od razu przesadzić do dobrej mieszanki ziemi. Dlaczego i jak to zrobić? Przeczytają Państwo w Części II w kolejnej edycji Newslettera „Z uśmiechem przez Japonię”. Na ten czas

Marketowe bonsai przed i po przesadzeniu oraz formowaniu tego samego roku.

wszystkim, którzy chcą zająć się sztuką bonsai polecam zapoznanie się z jedynym wydaniem polskiego autora: Andrzej Płochocki, Bonsai. Sztuka miniaturyzacji drzew i krzewów, Warszawa 1990. Więcej na www.barlomiejolejnik.blogspot.com


Agata Dobija Japońskie lalec ki kokeshi KOKESHI TRADYCYJNE

K

okeshi – proste drewniane la okrągłą główką i cylindryczny dłużonym korpusem, pozbawione r - pojawiły się w górzystym region ku już na początku XIX wieku. nie pełniły funkcję dziecięcych z o czym może świadczyć ich ergon łatwy do utrzymania w małej dłoni k czasem stały się także pamiątkami pr nymi z podróży do gorących źródeł.

M

ożna powiedzieć, że tradycyjne z regionu Tōhoku są lalkami z zowanymi. Od ponad dwustu lat two w ten sam sposób, a tajniki ich wyro rakterystyczne wzory przekazywane kolenia na pokolenie – z mistrza na ojca na syna, a od niedawna także z córkę, czy nawet z męża na żonę. W ści od miejsca, z którego pochodzą, r kształtem i ornamentami, rysunkie nosa, wzorami na główce czy konstru

K

ażda kokeshi jest wyjątkowa i n znajdzie się dwóch identycznych zmiana nastroju artysty, lekkie drgni trzymającej pędzel i już kolejna kok unikatowym dziełem. Profesjonalny wkłada w wykonanie kokeshi całe swo Może z tego powodu wiele osób zako


cz-

aleczki z ym, wyrąk i nóg nie TohoPierwotzabawek, nomiczny, kształt. Z rzywożo-

17

PROCES TWORZENIA KOKESHI

J

ednym z najważniejszych elementów w procesie tworzenia kokeshi jest wybór materiału. Twórcy wykorzystują różne gatunki drewna – brzozę (shirakamba), kamelię (tsubaki), wiśnię (sakura), klon (itayakaede), wiąz (zelkova lub keyaki), cedr (sugi), perełkowiec japoński (enju) – jednak najpopularniejszy i najczęściej wykorzystywany jest dereń japoński (mizuki), który jest prawie zupełnie biały i ma gładką strukturę. Drzewa derenia ścina się w okresie od października do marca. Zostawia się je na jakiś czas, aby liście wyciągnęły z pnia resztki wody, po czym usuwa gałęzie i korę. Pnie ustawiane są pionowo „do góry nogami” i stoją tak od sześciu miesięcy do nigdy nie roku, schnąc powoli. Gdyby nie zostały odwrócone, moh. Drobna głyby wiosną znowu obudzić się do życia i wypuścić pędy. ienie ręki astępnie drewniane bloki są cięte piłą tarczową na elekeshi jest menty o średniej grubości. Dopiero wówczas można się y twórca oje serce. przekonać, czy w środku drewno nie jest pęknięte i sękowaochuje się te, przez co nie nadaje się do użytku. Wybór i cięcie drewna

e kokeshi znormaliorzone są obu i chasą z poucznia, z z ojca na zależnoróżnią się em oczu, ukcją.

N

pochłania prawie 80% pracy nad kokeshi. Kolejne 20% zabiera obróbka na tokarce, nadająca lalce cylindryczny kształt, polerowanie za pomocą wysuszonych kępek skrzypu zimowego oraz ręczne malowanie charakterystycznych elementów – pociągłych pasów lub kwiatowych wzorów, fryzury i twarzy, a na końcu złożenie podpisu na podstawie korpusu.

W

2011 region Tōhoku bardzo ucierpiał w wyniku trzęsienia ziemi. Wiele pracowni zostało zniszczonych i wielu twórców zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów. Nie przestali jednak tworzyć. Kokeshi stały się swoistymi ambasadorami regionu. Powstało wiele projektów zbierających fundusze na pomoc Tōhoku poprzez organizowane wystawy, targi i eventy oraz sprzedaż kokeshi na stronach internetowych.

Jednym z takich projektów, stworzonym przez miłośnika i kolekcjonera kokeshi Jikuharę Yosuke jest KOKESHIEN! (www.kokeshien.com).

fot.© Katarzyna Chrystowska


fot.Š Katarzyna Chrystowska


fot.Š Katarzyna Chrystowska


Recenzja LiteryTour: Yoshimoto Banana, Tsugumi

P

rzeczytawszy całą powieść, nie sposób nie wrócić do zdania pierwszego i nie przyznać narratorce racji: Tsugumi była okropna. Była krnąbrna, złośliwa, nieuprzejma, wulgarna, nieczuła i zuchwała. Ale była też delikatna, piękna i bardzo słaba. Od zawsze.

N

arratorką powieści jest Maria Shirakawa. W roku, wokół którego skupiają się opowiadane wydarzenia, Maria ma lat 19, a jej kuzynki odpowiednio 18 (Tsugumi) i 20 (Yōko). Yōko

20

„Jako osoba zupełnie zdrowa, nie potrafię nawet sobie wyobrazić frustracji odczuwanej każdego dnia, gdy nie jest się pewnym, czy to przypadkiem nie jest ten ostatni.” jest najspokojniejsza z nich wszystkich, cierpliwie znosi kolejne wybryki młodszej siostry. Marię i Tsugumi, choć z pozoru rzecz to niemożliwa, nazwać można przyjaciółkami. Mimo ciągłych przykrości ze strony tej drugiej, zdaje się, iż potrafią znaleźć wspólny język, zrozumieć się bez słów. Nie zawsze tak było. Pewnego roku jednak Tsugumi przegięła i po raz pierwszy w życiu się jej oberwało. Nie, nie pierwszy raz od Marii, ale pierwszy raz od kogokolwiek. I wtedy właśnie z ust Tsugumi padło słowo, którego nigdy przedtem nie używała: przepraszam. Tamto wydarzenie to jakby pakt między dziewczętami.

W

ydarzenia opisywane przez Marię skupiają się wokół jednego lata, ostatniego lata, które dziewczęta spędziły razem w miejscu, w którym dorastały, nad morzem, w Zajeździe Rodziny Yamamoto. Nic później nie miało być takie samo, nawet sam Zajazd miał zniknąć, a rodzinę czekała przeprowadzTutaj, w małej nadmorskiej wiosce rybackiej, Maria dorastała. Mieszkała razem z matką u ciotki Masako i jej rodziny, pomagając w prowadzeniu Zajazdu. Będąc dzieckiem, odliczała dni

do weekendu – wtedy przyjeżdżał ojciec i spędzał czas z nią i jej matką. Spacerując wieczorem po plaży, tworzyli prawdziwą rodzinę. Przeprowadzka do Tokio i upragnione wspólne życie we trójkę było spełnieniem marzeń, ale jednocześnie oznaczało koniec życia dotychczasowego, rozstanie z Tsugumi, Yōko, wujostwem, miasteczkiem i morzem. Temat morza powraca w powieści wielokrotnie, jego szum, kolor, zapach, przypływy i odpływy. Czytając, mamy wrażenie, iż sami jesteśmy nad owym morzem, iż jest ono rzeczywiste, namacalne, iż słyszymy je na własne uszy. Morze jest tłem całej historii.


“Dorastamy, patrząc na różne rzeczy. I ciągle się zmieniamy. Żyjemy uderzani tym faktem na różne sposoby. Życie bez przerwy nam o tym przypomina.”

T

sugumi od zawsze wiedziała, iż jest chora, a każdy drobny wysiłek (jak choćby napisanie listu czy dłuższy spacer) może skończyć się dla niej źle. Obserwowała świat niemal stale w stanie gorączki, często zabierano ją do szpitala. Czy jej zuchwałość była rzeczywiście wyrazem obojętności wobec uczuć innych ludzi, czy też rodzajem maski, obroną przed pełnym litości wzrokiem ludzi? Wszyscy wiedzieli o stanie zdrowia Tsugumi, nie tylko rodzina, ale mieszkańcy miasteczka w ogóle. Ani litość w oczach dorosłych, ani szyderstwo z ust rówieśników nie są niczym miłym. Może jej okropne zachowanie miało odwrócić uwagę ludzi, skierować myśli o niej na inny tor? Nie, nie bronię Tsugumi. Próbuję ją tylko zrozumieć.

T

o lato miało być ostatnim wspólnym latem spędzonym w Zajeździe. Dla całej trójki. Te kilka tygodni miało być rodzajem pożegnania z przeszłością i przygotowaniem na to, co miało przyjść. Tego lata do trójki dołączył Kyōichi, syn właścicieli nowego pensjonatu (tego samego, przez który upaść ma wiele tradycyjnych zajazdów), i jego mały pies Gongorō. Zarówno chłopak, jak i szczeniak obudzą w Tsugumi nowe uczucia. Albo zwyczajnie wyciągną na wierzch te, które w niej już były, ale bardzo głęboko. Uczucia ważniejsze niż jej własne życie. “Miłość to coś, co w chwili, gdy to zauważysz, już trwa. Wiek nie ma znaczenia. Jednak wyraźnie dzieli się na taką, której koniec widać, i taką, której końca nie widać. Każdy zainteresowany sam powinien to wiedzieć najlepiej. Jeśli go nie widać, to znaczy, że to coś naprawdę wielkiego.” (str. 87)

P

owieść “Tsugumi” napisana została w roku 1989. W tym samym jeszcze roku wyróżniono ją nagrodą literacką Yamamoto Shūgorō Prize. Mówi o więziach rodzinnych, o dorastaniu, pierwszych miłościach, owszem, ale przede wszystkim mówi o przystosowywaniu się do sytuacji, w jakiej człowiek się znalazł. O przystosowaniu Tsugumi do życia, gdy jest świadoma, że każdy dzień może być ostatnim, a możliwości jej ciała, mimo ogromnej energii ducha, są bardzo ograniczone. O przy-

stosowaniu bliskich do życia z Tsugumi. O przystosowaniu, gdy trzeba raptem opuścić dobrze znane i kochane miejsce na rzecz innego, nowego.

P

rzypadkiem w Sieci znalazłam recenzję Anny Dziewit pt. “Japońska Grochola” (do przeczytania tutaj). Jako że pod recenzją brak możliwości komentowania, wypowiem się krótko u siebie, zwłaszcza, że zaczerpnięte z tytułu owej recenzji porównanie znalazłam już kiedyś na stronie jakiegoś literackiego kółka uczelnianego (nie powiem, jakiego i gdzie dokładnie, bo sama zapomniałam, a i link mi gdzieś wsiąkł). Wydaje mi się, że pani Dziewit nie zna się ani na literaturze, ani na kulturze czy mentalności japońskiej. Mam wrażenie, że ze swoją wiedzą ślizga się zaledwie po powierzchni tematu i na tym buduje swoje spostrzeżenia. Z całym szacunkiem dla pani Grocholi, nie uważam, by porównanie twórczości jej i pani Yoshimoto było trafne czy na miejscu. Język nie ten sam, tematyka tym bardziej. Jedyny punkt styczny to pisanie o świecie kobiet i dla kobiet, ale to akurat nie one dwie, ale wiele pisarek tak robi. Jeśli ktoś widzi powiązania w twórczości obu pań, niech mi je wskaże, posłucham chętnie. Zainteresowanych twórczością lub po prostu osobą Banany Yoshimoto zachęcam do zapoznania się z jej stroną oficjalną. Hiromi Kawakami, Nadepnęłam na węża, Kraków 2010.

www.literatour2.wordpress.com

21


Kulturalny bazar Lektura na wakacje „Torii” 17/2013 W najnowszym 17. numerze magazynu „Torii” znajdzie się dużo ciekawych informacji o japońskiej kulturze. W tej edycji można przeczytać między innymi o malarstwie tuszowym sumi-e, o architekturze z epoki Heian czy architekturze tradycyjnej w ogóle. Ponadto będzie i coś dla miłośników samurajów i japońskiej broni, nawet kucharze zadowolą się obszernych artykułem o japońskich przyprawach. A przy okazji można dowiedzieć się, jak wygrać książkę pt. Ogród japoński wydawnictwa Multico. 22

Magazyn już w sprzedaży!

http://torii.com.pl/

John Hersey, Hiroszima Wydawnictwo Zysk S-ka w maju tego roku opublikowało jedną z najważniejszych pozycji poświęconej tragedii związanej z wybuchem bomby atomowej w Hiroszimie. Nie jest to książka historyczna, jest to reportaż pisany przez człowieka, który udał się do strefy zrzutu bomby, by na własne oczy przekonać się o dramacie tuszowanym przez amerykańską propagandę wojskową. Do dziś stanowi lekturę obowiązkową w wielu amerykańskich szkołach.

http://www.sklep.zysk.com.pl/hiroszima.html


Natsume Sōseki, Panicz Jedna z kultowych pozycji Sōsekiego Panicz z pewnością jest idealną lekturą wakacyjną. Książka z dużą dawką humoru i karytatury opisuje życie pewnego prowincjonalnego nauczyciela języka angielskiego, który zmaga się z trudną rzeczywistością i skomplikowanymi relacjami międzyludzkimi. Autor korzysta ze swoich osobistych doświadczeń, dzięki czemu bardzo trafnie, ale i prześmiewczo, opisuje szkolne realia.

http://www.sklep.gildia.pl/literatura/128631-natsume-soseki-panicz

ワンプレート, Ichizu One plate Przyda się na letnie wieczory dobra książka kulinarna, która w przystępny sposób przedstawi przepisy na potrawy zarówno dla początkujących jak i doświadczonych kuchmistrzów. Główną zaletą tej książeczki są obszerne wyjaśnia: jak należy podawać dania, jak należy komponować potrawę na talerzu, jaki powinien być prawidłowy odstęp tak, by była zachowana harmonia na talerzu. Cena: 1000¥ Dostępna np. przez Amazon.co.jp

23




Takahashi Hiroko to artystka, która intryguje. Tworzy tradycyjne ubrania japońskie i dodatki, które zachwycają nowoczesnością i świeżością spojrzenia.

Copyright© Takahashi Hiroko


27


Kreacje Takahashi są zdecydowanie orygyinalne i odważne. Wzory kontrastują ze sobą, ale nie daje to efektu zgrzytu czy braku wyczucia. Copyright© Takahashi Hiroko


29

Ekspozycja w ELTTOB TEP ISSEY MIYAKE w Osace, 2008.


CopyrightŠ Takahashi Hiroko


CopyrightŠ Takahashi Hiroko


32

CopyrightŠ Takahashi Hiroko


Takashi Hiroko 高橋 理子 Urodziła się w 1977 roku w Japonii. W 2002 r. uzyskała magisterium na Tokijskim Uniwersytecie Sztuk Pięknych. Od tego momentu zdobywała cenne doświadczenie, pracując w przemyśle odzieżowym. Rok później rozpoczęła studia doktoranckie na tym samym uniwersytecie. Zdobyła rozgłos w 2005 roku, gdy została zaproszona przez paryskie AFFA (Association Françaised’Action Artistique) do współpracy. Po powrocie do Japonii w 2006 roku założyła swoją własną firmę Hirocoledge & Co. W 2008 roku obroniła tytuł doktora w dziedzinie sztuk pięknych. Projekty Takahashi charakteryzują się prostymi liniami i odważnym łączeniem sprzecznych wzorów - kropki, linie czy kratka. Jej misją jest łamanie stereotypów i przyzwyczajeń w życiu codziennym. W ten sposób wspiera japońską tradycję. Udoskonala ją i modernizuje, pozwala jej przetrwać w coraz bardziej zglobalizowanej rzeczywistości.

w w w. t a k a h a s h i h i r o k o. c o m

33


Michal, Kaczanowski Każdy moment to punkt – razem tworzą przyszłość

A

34

zjatyckie wzornictwo ma w sobie coś niepokojącego. Oczywiście nie mówimy tu o meblach czy kolejnych gadżetach – te zdają się funkcjonować w bezpiecznych, zachowawczych ramach, natomiast moda to już zupełnie inna bajka. Tak jak Azja długa i szeroka, tak i definicje „ideału” są zupełnie różne. Od indyjskiej klasyki – sari – po zwariowaną i niebezpieczną dla zmysłów modę tokijskiego Shinjuku – można zauważyć swoisty dysonans w podejściu do estetyki, a Japonia jest doskonałym przykładem takiego rozdwojenia.

Z

jednej strony kraj uważa się za kolebkę oryginalnej mody ulicznej, z drugiej – Japonia jest niezwykle zunifikowana. Każdego dnia znaczna część Japończyków zmierza do pracy w szaroburych garniturach. Wszystko byłoby ok, ale… No właśnie – „ale”. Czy Japonia to jedynie zwariowane ulice nocnego Tokio czy codzienne uniformy ‘white collar workers’?

P

rzez ostatnie lata z wielką uwagą śledziłem zmiany na lokalnym rynku odzieżowym i przyznaję – są one pozytywne. Japonia lub bardziej – japońscy projektanci zdecydowanie odeszli od „bezpiecznych rozwiązań”, do których zdążyli nas przyzwyczaić projektanci telewizorów czy kalkulatorów – poszukują oni nowych, świeżych wizji, wielokrotnie spychając do lamusa europejskich kreatorów. Tezę tę doskonale potwierdza Sara Arai, założycielka marki Araisara.

A

rai to absolwentka Fashion College Sakuragaoka – jednej z najstarszych szkół designu w Japonii. Po swoim debiucie w Chinach (gdzie dorastała) szybko przeniosła się do Tokio i tu założyła własną markę. Prace Arai określa się jako wypadkową punktów – punktów, które jednocześnie tworzą przyszłość i przeszłość. Nie jest to określenie wypowiadziane na wyrost. Projektantka zdecydowanie unika jednej, bezpiecznej sfery i stara się dzielić ze światem każdą radosną chwilą jej życia.

T

okio – 5 lat temu, jeden z klientów pokazuje projektantce ręcznie ozdabianą chusteczkę. Feeria barw, ich połączenie i jedność, jaką tworzą sprawia, że Arai z miejsca się zakochuje w tkaninie – barwionej w tradycyjny sposób zwany yohenzomei. Tak szybko jak to możliwe, odwiedza ona ostatni zakład trudniący się tą sztuką, znajdujący się w mieście Utsunomiya w prefekturze Tochigi. Materiały, które wychodzą spod ręki tamtejszego mistrza są unikatowe, ich kolor i wzór zależy w dużej mierze od światła – Arai nie może wyjść z podziwu. W drodze powrotnej uświadamia sobie jednak, że materiał – stosowany wyłączenie do produkcji kimon i ozdobnych chusteczek – jak i sztuka są na wymarciu, a jej obowiązkiem będzie zmieszać te dwa światy – tradycję wkomponować w nowoczesne formy.

T

ak powstaje pierwsza kolekcja marki Araisara, która jest swego rodzaju hołdem oddanym klasycznemu japońskiemu wzornictwu, przez wiele lat marginalizowanemu. Właśnie ono staje się z biegiem czasu znakiem firmowym Araisara. Tuż po pokazie krytycy nie szczędzą gratulacji – tym samym projektantka umacnia swoją misję podtrzymywania tej tradycji, co trzeba przyznać, jej się udaje. Dziś w Utsunomiyi istnieje szkoła, która kształci przyszłe pokolenia rzemieślników sztuki yohenzomei.


35

http://tokyo-mbfashionweek.com/en/brands/views/araisara


P

rojektantka to także zmyślny wirtuoz pośród designerów – znana jest z innowacyjnych projektów jak choćby tsukumo shiki. Koncepcja była niezwykle prosta: jeden element garderoby, który zależnie od potrzeby może służyć za marynarkę, sukienkę, kurtkę czy też spodnie. Zdecydowanie wyróżnia ją to na tle innych japońskich designerów zdających się iść jedynym utartym szlakiem. Czy można nazwać ją „zbuntowanym dzieckiem”? Niekoniecznie. Raczej „wizjonerką kochającą tradycję”.

A 36

rai ceni ludzi i jak sama mówi: „Każdy człowiek to inna historia, która w jakimś sensie inspiruje. Czasami pozytywnie, czasami negatywnie, nigdy zaś nie pozostawia obojętnym”. Każdy klient jest dla niej równie ważny – we flagowym sklepie nie ma miejsca na elitaryzm. Każdy dzień zaczyna się tak samo – mycie okien, zmiany sklepowej wystawy, dzbanek świeżej herbaty i rozmowa. To właśnie sprawia, że przez głowę projektantki przejeżdża pociąg z nowymi pomysłami. Klienci cenią Arai za jej kreatywne, choć normalne, podejście do mody.

A

rai to ambasadorka japońskiego wzornictwa – wraz z oficjalnymi delegacjami jeździ do Indii, Rosji, Francji czy Malezji na tamtejsze pokazy mody. Kolejny odbędzie się w Paryżu i muszę przyznać, że jestem niezwykle ciekawy, jaką historię projektantka przekaże tym razem. Wiem jedno, będzie to niezwykła opowieść…

http://tokyo-mbfashionweek.com/en/brands/views/araisara


37

http://tokyo-mbfashionweek.com/en/brands/views/araisara


Nagai Kazu

ur. 1929 w Osace. Uko W latach 60. wstąpił do w Japonii. Zaliczany je reklamujących Ueno Z


umasa 永井 一正

ończył studia na Tokijskim Uniwersytecie Sztuk Pięknych. o Nippon Design Center - największej i najbardziej prestiżowej firmy designerskiej est do najwybitniejszych współczesnych grafików. Stworzył m. in. serię plakatów Zoo w Tokio:


Umetaro Azechi - po


ortrecista codzienności


Umetarō Azechi (1902-1999)

畦地 梅太郎

U 42

rodził się na Sikoku w prefekturze Ehime. Ukończył kurs korespondencyjny w zakresie malarstwa. W wieku 18 lat zdecydował się przeprowadzić do Tokio, jednak już trzy lata później był zmuszony powrócić w swoje rodzinne strony po trzęsieniu ziemi w 1923 r. Nie zrezygnował jednak ze swoich planów i w 1925 roku rozpoczął pracę twórczą w stolicy. Umetarō miał wiele szczęścia, ponieważ jego talet szybko został zauważony. Wybitni artyści, tworzący w stylu sōsaku hanga, Hiratsuka Un’ichi oraz Koshiro Onchi mieli znaczący wpływ na rozwój Umetarō.

D

opiero po II wojnie światowej Umetarō znalazł swoją własną drogę i stworzył autorski styl. Jego obrazy-odbitki mówią wiele o minionym

czasie, o Japończykach i ich codziennej pracy. Przeważają w nim portrety ludzi na tle gór. Być może nieregularne krajobrazy Sikoku ukształtowały w nim tę szczególną wrażliwość...



RYUE NISHIZAWA

西沢立衛 ur. 1966 r. w Kanagawie Laureat Nagrody Pritzkera w 2010 44


G A R D E N H O U S E

Š iwan baan


Š iwan baan


Š iwan baan


Š iwan baan


49


M O R I Y A M A H O U S E

Š Dean Kaufman



© Dean Kaufman



Wyjazdy Gorące źródła w Arimie

M

iejsce, w którym człowiek może się poczuć młodszym o kilka lat i w pełni zrelaksowanym, to z pewnością japońskie gorące źródła. Jako że Japonia to kraj utkany z wulkanów, onsen – czyli właśnie gorące źródła – są niemal wszędzie. Arima znajduje się w północnej części Kobe i jest jednym

© Karolina Przybylińska

z trzech najstarszych onsen w całej Japonii. Jedno mogę potwierdzić – każdy, kto pojedzie do Japonii, powinien sprawić sobie odrobinę luksusu i wykąpać się w gorącej wulkanicznej wodzie...

J

a próbowałam namówić Pana Sól od dawna, ale po pierwsze trochę się bałam, bo onseny raczej nie są koedukacyjne, a chodzenie samemu na golasa – zwłaszcza gdy jest się „innym” – wprawia w zakłopotanie. Ponadto Pan Sól przez całe swoje długie życie nigdy w onsen nie był! To dopiero skandal na skalę międzynarodową.


W

związku z tym Mama Pana Sól postanowiła rozwiązać ten problem i zarezerwowała apartament dla całej naszej rodziny, czyli dla ośmiorga osób. Oprócz mnie i Pana Sól byli również jego rodzice, brat z żoną i dwójką dzieci. Wybrała niebyle jaki ryokan, ale jeden z najsłynniejszych w całym regionie – Choraku Onsen. Ja byłam przeszczęśliwa, natomiast Pan Sól nie przejawiał entuzjazmu. Wręcz miał skwaszoną minę i oznajmił, że on się kąpać nie będzie.

M

y w czwórkę z rodzicami jechaliśmy z Akashi samochodem, natomiast Brat Pana Sól ze swoją ekipą jechali pociągiem. Arima to tak naprawdę cześć Kobe, ale mimo tego dojazd z centrum miasta wymagał trzech przesiadek. Hotel mieści się na samym szczycie i jest najwyżej położonym punktem rejonu. W drzwiach witali nas pięknie ubrani pracownicy oraz olbrzymie białe orchidee. Nie mogło też zabraknąć susuki w wazonie – czyli rośliny z gatunku traw rdzennie rosnącej w Azji Południowo-Wchodniej. Po wejściu do holu dano nam ryokanowe kapcie, a nasze obuwie zostało zabrane. Następnie pani ubrana w piękne kimono zaprowadziła nas do pokoju. Tam spokojnie piliśmy pyszną regionalną zieloną herbatę i czekaliśmy aż dotrze do nas druga część wycieczki.

55

W

tym czasie dowiedziałam się, jak należy zachowywać się w ryokanie według tradycyjnych japońskich zasad. Przede wszystkim powinno się przebrać w yukaty. Gdy jest chłodno, możemy nałożyć sobie specjalną kamizelkę czy specjalne skarpetki. Każdy z nas dostaje swój wodoodporny woreczek na bieliznę oraz mały ręczniczek. Następnie pojawiła się kwestia zasiadania przy stole zgodnie z hierarchią starszeństwa. Najstarsi członkowie rodu powinni siedzieć plecami do ściany, na której wisi kaligrafia bądź obraz, a pod nim stoi świeża

© Karolina Przybylińska


ikebana. Ma to symbolizować bogów, dlatego tylko najstarsi mogą w takim świętym otoczeniu siedzieć.

N

asz pokój nazywał się Yasuna i składał się z czterech części – przedpokój łączony z mini-kuchnią oraz łazienką i toaletą. Następnie były dwa duże pokoje łączone przesuwanymi drzwiami, a od jednego z nich odchodził jeszcze jeden malutki pokój z dwiema sofami. Idealny do karmienia i usypiania naszej malutkiej dziewczynki.

G 56

dy byliśmy już w komplecie, poszliśmy zwiedzać dzielnicę Arima. Mieliśmy swój prywatny busik, który woził nas, gdzie chcieliśmy. To się nazywa luksus! Jednak zadecydowaliśmy, że damy sobie radę sami i zwolnimy pana kierowcę. Po okolicy spacerują zrelaksowani ludzie w hotelowych yukatach, a nastrój odprężenia udziela się wszystkim.

P

o powrocie do ryokanu nadeszła pora na pierwsze zanurzenie w wulkanicznej wodzie. Pan Sól nie poddawał się i nadal zdawał się być obrażony na cały świat. Stwierdził, że on zostaje w pokoju i nigdzie nie będzie się rozbierać. A więc o to chodziło! Nakrzyczałam na niego, bo przecież to ja byłam jedynym białasem w całym hotelu i jeżeli ktokolwiek ma zwracać swoimi gołymi czterema literami uwagę, to z pewnością ja, a nie on. Poza tym nie idzie sam tylko z trzyosobową delegacją! Ostatecznie zgodził się i oczywiście był zachwycony.

J

a również miałam trzyosobową obstawę. Muszę przyznać, że miałam lekkiego cykora, żeby zdjąć gatki przy ludziach. Ale jak wszyscy, to wszyscy. Raz się żyje, może już nigdy tu nie wrócę, ani nie będzie mi to dane? Gacie w dół i pędem do łaźni! Tam siada się na drewnianym stołku przy wybranym stano-

© Karolina Przybylińska


wisku z prysznicem i porządnie myje. Do wyboru miałam kilka różnych płynów do kąpieli i olejków zmiękczających skórę. Coś cudownego! Po dokładnej kąpieli zanurzamy się w gorącej wulkanicznej wodzie. Należy to robić stopniowo i – jak doradziła mi Mama Pana Sól – początkowo nie zanurzać się głębiej niż na wysokość serca. W tak dużej gorącej wannie można się naprawdę zrelaksować...

N

astępnie my z Mamą poszłyśmy do onsen, które mieściło się na zewnątrz. Na dworze było jakieś 10 stopni, ale gdy ciało rozgrzeje się w takiej wodzie, temperatura świata zewnętrznego jest praktycznie nieodczuwalna. W drugiej łaźni znajdowały się trzy baseny z różnymi rodzajami wody – wściekle pomarańczową – pełną żelaza, której udało mi się przez przypadek napić (porównywalne do wypicia solniczki) oraz dwiema innymi. Poleżałyśmy i popływałyśmy w każdej, a następnie poszłyśmy się po raz kolejny nacierać olejkami. Przez chwilę można naprawdę zapomnieć o całym bożym świecie…

57

J

edyne, o czym należy pamiętać i na co trzeba uważać, to to, aby się nie wywrócić na śliskiej kamiennej posadzce, bo może to być bardzo niebezpieczne.

P

o kąpieli zajmuje się stanowisko przy toaletce. Tam czekają na nas kremy, toniki, żele – wszystko specjalnej receptury wyprodukowanej dla Choraku Ryokan. To samo w przypadku męskiego onsen. Panowie w Japonii też powinni o siebie zadbać. Po wyjściu z sali piękne ubrane panie podają schodzone soki lub herbatę oolong z lodem.

N

adszedł czas kolacji i prawdziwego washoku, czyli tradycyjnego japońskiego jedzenia. Przyszła do nas osobiście Ookami-san, czyli właścicielka ryokanu. Spytała się bardzo grzecznie po japońsku, czy mogę jeść wszystko, czy jest coś, czego nie lu-

© Karolina Przybylińska


bię. Będąc w takim miejscu, zamierzałam spróbować każdej potrawy, więc potwierdziłam brak ograniczeń. Natomiast Brat z Żoną nie jedzą surowych ryb, owoców morza i mięsa (obydwoje!), bo – jak twierdzą – dla nich to porównywalne do jedzenia robactwa. Z tego względu oni mieli specjalne dania.

W

ashoku przygotowuje się sezonowo. Kreuje się odczucia i nastrój związany z daną porą roku. W tym czasie nadeszła już piękna kolorowa jesień. Dlatego ważne były dekoracje przywołujące na myśl jesienne skojarzenia jak i odpowiedni dobór dań. Miałam okazję spróbować m. in. grzyby matsutake czy rybę fugu. Z pewnością takie jedzenie cieszy oko, jest naprawdę pyszne i idealnie skomponowane, ale w dłuższej perspektywie byłoby to dla mnie męczące. 58

P

o kolacji odczekaliśmy godzinę aż jedzonko odpowiednio się ułoży i wybraliśmy się na ponowne moczenie się w gorących źródłach. Po drodze na korytarzu spotkałam dwie bardzo eleganckie gejsze, idące towarzyszyć mężczyznom podczas biznesowej kolacji, która się odbywała niedaleko nas. Powiedziały mi „dzień dobry” i ukłoniły się dość głęboko. Szkoda, że nie mogłam im zrobić zdjęcia!

P

rzy drugim moczeniu zarówno ja i Pan Sól czuliśmy się już swobodnie, nie przeszkadzało nam to, że ktoś obcy patrzy się na nas i byliśmy skupieni tylko na pełnym odprężeniu. A czas w takim miejscu płynie inaczej…

R

ankiem wszyscy udali się na ostatnią wulkaniczną kąpiel, a po powrocie w idealnie posprzątanym pokoju czekało na nas tradycyjne śniadanko. Niestety nadszedł czas, żeby pożegnać się z Choraku… Przyznam się szczerze, że wystarczyła jedna noc, aby odpocząć jak po całym tygodniu wakacji.

I

choć nie jest to tania rozrywka, warto przeznaczyć na nią trochę funduszy. Doradziłabym tylko wnikliwe zapoznanie się z opiniami o wybranym przez nas, aby przyjemność nie zamieniła się w męczarnię. Dla naprawdę wstydliwych, którzy za nic w świecie nie rozbiorą się przy innych, mogę polecić pokój w Choraku z prywatnym onsen, ale koszt takiego luksusu przerasta ideę.

P

olecam ryokan Choraku w Arimie, ponieważ nie da się wyjechać stamtąd rozczarowanym!

Szczegół i zdjęcia gorących źródeł na stronie internetowej: h t t p : / / w w w. choraku.com/ bath.html

Ceny wahają się dy nadeszła pora do spania, znikąd pojawili się od 16 tys. jenów pracownicy hotelowi, którzy uprzątnęli w mi- do 100 tys. za nutę cały pokój i rozłożyli 8 futonów. Zasnęłam jak noc.

G

kamień…

© Karolina Przybylińska


Relaksująca herbatka © Karolina Przybylińska


Oshibori - gorący ręcznik do mycia rąk podawany przez Nakai - kelnerkę w hotelu typu ryokan. © Karolina Przybylińska


Wnętrze pokoju © Karolina Przybylińska


Stół jadalny © Karolina Przybylińska


Trzecia część z sofami © Karolina Przybylińska


Yukaty - czerwone i granatowe, ręczniki, skarpetki i wodoodporne woreczki na bieliznę. Po prawej: wnętrze łazienki w pokoju. © Karolina Przybylińska



Galeria kulinarnych arcydzieł Choraku

© Karolina Przybylińska



Ginnan - rodzaj orzecha © Karolina Przybylińska


Kawior © Karolina Przybylińska


Rodzaj warzywnego kremu © Karolina Przybylińska


Pieczona głowa ryby © Karolina Przybylińska


Sashimi i zupa sezonowa z limonką © Karolina Przybylińska


Zupa sezonowa w stylu jesiennym © Karolina Przybylińska


Sashimi © Karolina Przybylińska


Ishiyaki Paccho Przegrzebek zwyczajny na wrzącym kamieniu © Karolina Przybylińska


Rodzaj sukiyaki © Karolina Przybylińska


Tsukemono marynowane warzywa © Karolina Przybylińska


Deser - owoce i krem custard © Karolina Przybylińska


Śniadanie © Karolina Przybylińska


Atsuinen! Dodatkowo końcówka nen (tak jak i samo n) często jest używana podobnie jak standardowo japońskie kara, które wyjaśniania przyczynę. Dlatego powyższy komunikat może być użyty np. gdy ktoś zapyta się nas dlaczego nie chcemy iść teraz do parku? Bo jest gorąco! Trzeba pamiętać o odpowiednio zdenerwowanym tonie głosu. W przypadku rzeczowników i na-przymiotników takich jak np. kirei nie można użyć samego nen, bo jest to niepoprowane gramatycznie. Wtedy należy posłużyć się drugą konstrukcją ya nen: 80

Kansai-ben Konstrukcja nen i ya nen W dzisiejszym odcinku poświęconemu Kansai-ben Pan Sól postara się wyjaśnić, na czym polega użycie konstrukcji nen i ya nen oraz jak ważna jest intonacja, w jakiej wypowiadamy zdanie. Oglądając japońskich komików możemy często usłyszeć sformułowanie nan de ya nen. Na czym to właściwie polega i co to znaczy? Otóż końcówka nen dodawana jest, gdy chcemy podkreślić emocjonalny stosunek do danych zjawisk w rzeczywistości. Działa to podobnie jak dodawane n w standardowym języku japońskim np. w zdaniu: Atsuindesu! Co znaczy „jest gorąco”, gdzie atsui znaczy „gorąco”, n podkreśla emocje, a desu, najprościej rzecz ujmując, ugrzecznia całą wypowiedź. W dialekcie Kansai ten sam komunikat będzie brzmieć nieco inaczej:

Kirei ya nen. Ładny. Wracając do kansajowych komików - posługują się oni m. in. stylem komediowym manzai, gdzie mamy głupola i drugiego (wcale niemądrzejszego), który kładzie kres głupocie tego pierwszego. I zawsze wtedy ten pseudo-mądrzejszy krzyczy: nan de ya nen?! czyli „Dlaczego, betonie!” Gdzie nan de znaczy w standardowym japońskim „dlaczego”, a ya nen to końcówka dialektalna. I tutaj najważniejsza jest intonacja. Akcent pada na słowo de i w tym samym momencie intonacja idzie do góry. Co można przedstawić na schemacie (kreseczka odpowiada sylabie): _ / _ _ nan DE ya nen Zdarzało się Panu Sól spotkać Japończyków, którzy - chcąc przed nim zabłysnąć znajomością dialektu Kansai - kładli nacisk na pierwszą sylabę, co jest dla Kansajczyków wyjątkowo mało zabawne. Zatem od dziś możecie błyszczeć fachową wymową tego sformułowania!


http://www.takenbythewind.com/

Miłych, odkrywczych i bezpiecznych wakacji wszystkich czytelnikom i czytelniczkom życzy PodróżeJaponia


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.