'Nie dla polowań podczas rykowiska'

Page 1

Nie dla polowań podczas rykowiska

Spotykamy się w Puszczy Białowieskiej, gdzie od kilku lat uczestniczy Pan w akcji „Rykowisko dla jeleni, nie dla myśliwych”. O co właściwie chodzi w tym przedsięwzięciu? W ten sposób mówimy, że nie chcemy, aby te zwierzęta ginęły, a już szczególnie w czasie rykowiska. Zabijanie samców w okresie godowym, gdy mają przekazywać geny, w tym również tych najsilniejszych, jest pomyłką. Takie działania na pewno nie służą przyrodzie ani jeleniom, lecz wyłącznie ludziom i ich chciwości doznań związanych z uśmiercaniem tych pięknych zwierząt.

Myśliwi uważają, że właśnie w okresie rykowiska polowania są uzasadnione, ponieważ łatwo wówczas zbliżyć się do byka, obejrzeć go i zdecydować, czy strzeli się tego czy innego. W ten sposób minimalizuje się także ryzyko postrzelenia zwierzęcia. Dla mnie zabijanie byków w czasie rykowiska to zwykłe świństwo, jakie robi się męskiej części przyrody. I damskiej zresztą też. To jest zachowanie wręcz przeciwne do deklaracji myśliwych zawartej już w art. 1 ustawy Prawo ło-

32

Brać Łowiecka 6/2014

wieckie, który brzmi: Łowiectwo, jako element ochrony środowiska przyrodniczego, w rozumieniu ustawy oznacza ochronę zwierząt łownych (…). Na czym ma w tym przypadku polegać wymieniona na pierwszym miejscu „ochrona środowiska przyrodniczego” i „ochrona zwierząt łownych”? Najmocniejsze byki uśmierca się na samym początku rykowiska. Często ich zabicie jest zakontraktowane grubo wcześniej. Potem w środku rykowiska obserwuję, jak w chmarze łań snuje się słabawy 6–7-letni byk milczek i je kryje. Co to w ogóle ma być?! Ochrona przez zabijanie? Czy można wymyślić większy paradoks? A gdy się strzela, zawsze będą ranne zwierzęta. W filmiku Lasów Państwowych reklamującym (!) polowania dewizowe myśliwi bez skrępowania pokazują potężnego byka trafionego kulą w brzuch i dzika trafionego w zad. Nagrywane osoby zapewne chciały inaczej, ale wyszło jak zwykle... Dlaczego tak się dzieje? Bo to jest polowanie, które z natury rzeczy bywa w znacznym stopniu nieprzewidywalne... Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi.

ma mowy, by te osoby dalej podziwiały niezakłócone rykowisko. Myśliwemu wolno bowiem przebywać w tym miejscu i uśmiercić zwierzę, nawet wbrew protestom tych, którzy przyszli wyłącznie z chęcią obserwacji jeleni, a nie ich zabijania. Mało tego, ci ludzie mogą zostać oskarżeni o zakłócanie polowania.

Inicjatywa „Rykowisko dla jeleni...” ma chyba głęboko antymyśliwski sens? Najważniejsze dla nas jest to, że stajemy po stronie bezbronnych istot, po stronie słabszych. Ktoś to musi w końcu zrobić. Chcemy pokazać, że 0,26% polskiego społeczeństwa – bo tyle mniej więcej stanowią w nim myśliwi – niemal całkowicie zawłaszczyło sobie dzikie zwierzęta. Pozostałe 99,74% stało się niemowami w sprawie przyrody ożywionej. Rozpatrzmy hipotetyczny przykład. Rodzina przyjeżdża do Puszczy Białowieskiej, by podglądać jelenie na rykowisku. Gdy czeka na skraju polany, pojawia się myśliwy, który chce do byka huknąć. Nie

Fot. L. Karauda

Arch. Z. Kruczyńskiego

Prezentujemy pierwszą część rozmowy z Zenonem Kruczyńskim, byłym myśliwym, autorem książki „Farba znaczy krew”, publicystą i aktywistą ekologicznym.


Rola ruchu ochroniarskiego polega na uzmysłowieniu społeczeństwu, że te wolne zwierzęta nie stanowią własności jedynie wąskiej grupy osób – myśliwych. One są własnością Skarbu Państwa, co oznacza, że wszystkim nam przysługują do nich jakieś prawa. Jeśli ludzie chcą mieć wpływ na to, co się dzieje z tymi zwierzętami, powinni zacząć się interesować tą sprawą. Musimy sobie w ogóle przypomnieć o przyrodzie i o tym, że absolutnie całkowicie od niej zależymy. Tak, jak traktujemy przyrodę, tak sami zostaniemy „potraktowani” przez nią jako ludzkość.

Czy nie jest tak, że strzelanie jedynie najdorodniejszych byków to przykład pewnego wypaczenia? Doskonale wiemy, że łowiectwo nie ogranicza się wyłącznie do odstrzeliwania byków medalowych. Właściwa gospodarka łowiecka dąży do

utrzymania określonej struktury wiekowej i płciowej. Proszę zauważyć, że nie mówię o zabijaniu wyłącznie najmocniejszych samców, lecz o zabijaniu ich w ogóle pod pretekstem selekcji. Popatrzmy na poroża sprzed 100, 200 lat wiszące w łowieckich kolekcjach. Selekcję w obecnej postaci prowadzi się mniej więcej od początku XX w. Żeby zweryfikować jej skutki, wystarczy pójść na pierwszą lepszą wystawę łowiecką i zobaczyć, że współczesne trofea nie różnią się od tych sprzed wieków. Widać gołym okiem, że selekcja jeleniowatych przez myśliwych jest pozbawiona najmniejszego sensu. To nie działa. A oni dalej chcą dekorować ściany dorodnymi rogami, jakby to miało przydawać im jakiegoś prestiżu. Cóż to niby za wyczyn – zakatrupić byka ze współczesnej broni? Przecież zaślepione godami samce w czasie rykowiska stanowią banalnie

łatwy cel dla myśliwego. Jeżeli chodzi o „właściwą gospodarkę łowiecką”, z mojej perspektywy służy ona przede wszystkim temu, żeby było do czego strzelać. A to, jaka „powinna być” właściwa struktura wiekowa i płciowa, „wie” tylko przyroda. Ludzie mają zaledwie mgliste pojęcie na ten temat...

Badacze przyrody zaobserwowali jednak pewne prawidłowości i dlatego współczesne łowiectwo nie jest ukierunkowane wyłącznie na selekcję pod kątem jakości trofeum. Do zadań myśliwych należy również utrzymanie w miarę naturalnej piramidy wiekowej populacji. Kiedyś robiły to drapieżniki. Myśliwym może się jedynie wydawać, że je zastępują, ale fizycznie absolutnie nie są w stanie zachowywać się tak jak one. Weźmy np. wilki. Polując, wysiłkowo testują one ofiarę. W ten sposób

Dla mnie zabijanie byków w czasie rui to zwykłe świństwo, jakie robi się męskiej części przyrody. I damskiej zresztą też. Najmocniejsze byki uśmierca się na samym początku rykowiska. Nieraz ich zabicie jest zakontraktowane grubo wcześniej. Potem w środku rykowiska obserwuję, jak w chmarze łań snuje się słabawy 6–7-letni byk milczek i je kryje

www.braclowiecka.net.pl


ich pokarmem stają się w ogromnej większości osobniki słabsze, w gorszej kondycji. Myśliwi, mówiąc o selekcji, mają na uwadze męską część zwierząt. Gdyby posłużyć się zwykłym zdrowym rozsądkiem, to pojawia się pytanie: czy selekcjonowanie tylko męskiej części populacji ma sens? Przecież geny przekazują potomstwu mniej więcej po równo i ojciec, i matka. Myśliwi zachowują się tak, jakby o tym nie wiedzieli. A łań czy saren nie są w stanie selekcjonować. Żaden (!) z nich nie zdoła pobiec za łaniami, by przetestować ich kondycję. Dlatego porównywanie się do drapieżników to trochę zabawne uzurpatorstwo z ich strony. Wilki utrzymują populacje jeleni w zdrowiu. W jaki sposób robią to myśliwi? Zdrowie całych populacji dzikich zwierząt to dla nich „ląd niedostępny”. Wiemy natomiast, że wilki nie pozostawiają po sobie poranionych osobników. Za to myśliwi mają w lesie do 30% postrzałków, jeżeli chodzi o duże zwierzęta, i tylko część z nich odnajdują. W przypadku ptaków – to jest prawdziwy dramat. Znacznie więcej się rani, niż zabija. Polujący sami o tym piszą w alarmujący sposób.

O akcji w Puszczy Białowieskiej wie bardzo mało osób, nawet tych zainteresowanych przyrodą. Niewiele głośniejsza jest kampania „Niech Żyją!” sprzeciwiająca się strzelaniu do ptaków. W jaki sposób chcecie dotrzeć do społeczeństwa i zmienić jego postawę? Przez edukację etyczną, humanitarną i przyrodniczą w mediach społecznościowych, cykle spotkań środowiskowych oraz publikacje prasowe i książkowe. Aby być w pełni skutecznymi, wystarczy, że przekonamy do swoich racji 7–10% społeczeństwa. Jeżeli tak się stanie, zmiana jest nieuchronna. Wtedy ten proces toczy się już jak lawina. Tak wygląda udowodniona socjologiczna zasada zmiany zachowań społecznych. Samych wegetarian lub osób tak się określających, choć sporadycznie jedzących ryby, żyje w Polsce ok. 6,4%. Oni wydają się przekonani a priori. Do reszty ludzi docieramy z edukacją i pokazujemy im, jak jest. Zmiana w sprawie ptaków to tylko kwestia czasu. Ich zabijanie nie ma żadnego usprawiedliwienia. Nie da się prowadzić w stosunku do ptaków żadnego ustawowego składnika „racjonalnej gospodarki ło-

34

Brać Łowiecka 6/2014

wieckiej”. Skoro nie można tego robić, to również nie wolno ich łowiecko eksploatować. Nie znamy nawet wielkości populacji ptaków migrujących. Jeżeli chodzi o hodowlane bażanty i kuropatwy, według Lechosława Kuczyńskiego i Przemysława Chylareckiego („Atlas pospolitych ptaków lęgowych Polski. Rozmieszczenie, wybiórczość siedliskowa, trendy”, Biblioteka Monitoringu Środowiska Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska, Warszawa 2012) powinno się pilnie zrezygnować z programów wsiedleń tych gatunków na rzecz stosowania innych zaleceń ochrony czynnej. Co się zaś tyczy zwiększania populacji, efekt ich wsiedlania jest bliski zeru i głównie dostarcza pożywienia drapieżnikom, których populacja ma się przez to lepiej. To nie są dzikie ptaki i nie potrafią przetrwać w środowisku, podobnie jak kury wygonione do lasu z kurnika. Dodatkowo osobniki wsiedlone, które jednostkowo przeżyły, według badań przyrodników psują genotyp ptaków dzikich, jeżeli się z nimi skrzyżują. W związku z tym stado podstawowe i zdrowe zostaje osłabione. Opracowujemy w blokach tematycznych wszystkie zagadnienia dotyczące zabijania ptaków we wniosku do ministra środowiska o moratorium na ich zabijanie.

Wasze kampanie są nastawione na epatowanie nieprawidłowościami, które zachodzą w czasie polowań, oraz na przedstawianie w złym świetle łowiectwa i myśliwych. Jeszcze raz powiem – stajemy po stronie bezbronnych zwierząt. Zabijanie jest straszliwe, a my tylko pokazujemy, jak to wygląda. Śmierć od kuli czy śrutu jest okrutna, jak każda gwałtowna śmierć. Wyznawcy wszystkich religii modlą się o to, by zachowano ich od takiej nagłej i niespodziewanej śmierci. Wiele zwierząt się rani, a następnie dobija, pod warunkiem że zostaną odnalezione, z czym bywa różnie. Wolałbym zresztą umrzeć od ran, zaszyty gdzieś w głuszy, niż być ścigany przez swoich prześladowców, a moje ranne ciało szarpały psy i śmiertelnie haratały je kolejne kule. Zajmujemy się tym wszystkim w czasie kampanii, więc co innego mamy pokazywać, żeby „nie epatować”?

Ciekawi mnie, jak społeczeństwo reaguje na te inicjatywy.

Na początku wszelkie działania mające na celu zmianę postaw czy zwyczajów ludzi na Ziemi są pionierskie. Tak było z ruchami na rzecz zniesienia niewolnictwa, feudalizmu czy patriarchalnego zniewolenia kobiet. Świetny przykład stanowi Mahatma Gandhi i jego walka o zakończenie kolonialnego wyzysku, którą zaczynał samotny jak palec. Wszystkie działania na tych nowych polach początkowo przynosiły małe efekty. Ale zawsze towarzyszyły temu niezłomne postawy osób, które starały się wprowadzać zmiany... Jesteśmy absolutnie przekonani, że w relacjach ludzi i zwierząt nie może być tyle przemocy. Wszystkie istoty, włączając w to człowieka, mają tylko jeden jedyny dom – Ziemię. I wszystkie istoty mają wrodzone prawo do życia tam, gdzie się urodziły. Żyjemy razem w jednym domu, a zwierzęta to nasi sąsiedzi. Reakcja społeczeństwa na nasze działania jest bardzo wspierająca. Podążanie tą drogą to cel sam w sobie.

Dostrzegam jednak bardzo istotną różnicę między ruchami, o których Pan wspominał, a Wami. Abolicjoniści, sufrażystki czy gandyści proponowali zmianę podejścia ludzi do ludzi, nie zaś do zwierząt. Wydaje mi się, że w tzw. świecie zachodnim, stoicie na przegranej pozycji. W kulturze, w której żyjemy, zwierzę postrzega się bowiem jako pokarm, jako zasób, z którego można, a nawet należy czerpać. W naszej kulturze los zwierząt jest dużo mniej istotny niż los innych ludzi. Tu pozwolę sobie na mały komentarz. Uważam, że porównywanie obecnego losu zwierząt łownych do Holokaustu, co nierzadko pada z ust Waszych działaczy, to strzał we własną stopę. U nas nigdy nie było świętych krów, natomiast doświadczenia wojenne wciąż żyją w wielu ludziach. Dlatego takie porównania budzą spory niesmak. Ze strony młodych ludzi, z gorącymi głowami i gorącymi uczuciami, w jakiejś bezsilnej rozpaczy wobec zabijania rzeczywiście takie porównania – rzadko, ale jednak – padają. Wydaje mi się, iż wynika to raczej z przekonania, że ktoś musi w końcu stanąć po stronie zwierząt. One same się nie obronią – umierając, milczą. Ludzie mają zdolność do pomagania innym ludziom oraz unikalną umiejętność ocalania innych istot. Można wręcz po-


Fot. K. Bukała

Selekcję w obecnej postaci prowadzi się mniej więcej od początku XX w. Żeby zweryfikować jej skutki, wystarczy pójść na pierwszą lepszą wystawę łowiecką i zobaczyć, że współczesne trofea nie różnią się od tych sprzed wieków. Widać gołym okiem, że selekcja jeleniowatych przez myśliwych jest pozbawiona najmniejszego sensu

wiedzieć, że jest w nas obecny jakiś szlachetny gen, który za to odpowiada. Jeśli zabraknie osób przekazujących takie zachowania dalej i przenoszących ten gen pomagania, to ludzkość czeka zagłada, bo wzajemnie się wybijemy. O naszym człowieczeństwie decyduje stopień, w jakim jesteśmy w stanie się poświęcić dla opieki czy ocalania innych istot. Wszystkich istot, również zwierzęcych, nie tylko ludzi. Jednym strzałem zamienia się żywe, czujące stworzenie o pięknych brązowych oczach w martwe mięso. To najwyższy stopień przemocy: zabijanie – ta skala tu się kończy. Lepiej, gdyby w naszym pożywieniu, na które spoglądamy na talerzu, nie było takiego natężenia przemocy.

I sądzi Pan, że myśliwi nie mają takich skłonności? Że nie są w stanie się poświęcać dla innych istot? Na pewno są. Jednak dla tej grupy społecznej ważną w życiu czynność stanowi zabijanie dzikich zwierząt z różnorodnych karabinów. Myśliwi robią to przez nikogo nieprzymuszeni, ochoczo. Wie Pan, gdy pracuje się w rzeźni,

szczególnie w tzw. brudnej części, albo gdy się aktywnie poluje i uśmierca wiele zwierząt, to to musi oddziaływać na psychikę. Wpływa też na sposób funkcjonowania takiego człowieka wśród bliskich i w społeczeństwie. Nabyty brak wrażliwości na zabijanie jest rodzajem nabytej psychopatii.

Rozumiem, że mówi to Pan na podstawie własnych doświadczeń? Tak. Gdy polowałem, miałem twarde serce. Inaczej nie byłbym w stanie ranić i zabijać. Nie sposób w życiu zostawiać za sobą połamane kości, krew oraz cierpienie, mając wrażliwe i czułe serce.

Może zastosował Pan zbyt duże uproszczenie? Może myśliwymi zostają ludzie o obniżonym poziomie wrażliwości na odbieranie życia żywym istotom? Może właśnie przez to, że tacy są i zabijają zwierzęta, stają się lepszymi członkami społeczeństwa? Być może gdyby nie byli myśliwymi, ta „ciemna” strona ich ducha – jeśli rzeczywiście istnieje – powodowałaby pogorszenie relacji

z innymi ludźmi? Mówiąc wprost, może właśnie dlatego, że polują, lepiej funkcjonują w społeczności? Obniżony poziom wrażliwości na odbieranie życia żywym istotom, na zabijanie, to bardzo niepożądana cecha społeczna. Prawidłowość jest taka, że jeśli pozwalamy sobie na zachowania agresywne, stajemy się coraz bardziej agresywni. Tak to działa. Na skutek folgowania sobie coraz łatwiej nam wyzwalać agresję i w rezultacie tracimy nad tym kontrolę. To taki sam mechanizm jak przemoc w rodzinie. Zaczyna się od jednego szarpnięcia, popchnięcia. Potem jest już tylko gorzej...

Czyli konsekwencją bycia myśliwym powinien być wzrost agresji? Czy natrafił Pan na dane, które wskazywałyby, że np. wśród przestępców myśliwi są nadreprezentowani? To stanowiłoby proste potwierdzenie tego, o czym Pan mówi. To naprawdę złożone zagadnienie. Agresja jest konieczna do popełnienia tylko części przestępstw; w wielu zachowaniach przestępczych ten element się

www.braclowiecka.net.pl

35


nie pojawia. W naszym codziennym życiu mamy właściwie nieustannie do czynienia z jakiegoś rodzaju przemocą, np. czyjś podniesiony ton czy mocne słowa, jakich się używa. Dla odbiorcy znacznie ważniejsze od tego, co mówimy, jest, jak to mówimy. To samo słowo wypowiedziane ostro zyskuje zupełnie inny wydźwięk tylko dlatego, że nadaliśmy mu barwą głosu agresywne znaczenie emocjonalne. Niezwykle często można się spotkać z postawą bierno-agresywną. To jest agresja zakamuflowana po stronie jej wyraziciela, ale w adresata trafia bardzo celnie. Tak wygląda ogólna psychologiczna prawidłowość: dając łatwy upust swojej agresji, coraz łatwiej nam ją wyzwalać. A to wszystko stanowi zaledwie czubeczek wielkiej góry lodowej zjawiska zwanego „agresją”.

likwidującej łowiectwo w tym kraju. Przeciwnicy łowiectwa w Holandii nie chcą tolerować sytuacji, w której ktokolwiek czerpie przyjemność z zabijania zwierząt. Takie rozwiązania harmonizują z postępującą wrażliwością społeczną i poziomem świadomości ekologicznej. W dzisiejszych czasach światowego zaniku bioróżnorodności, czyli po prostu realnego wymierania gatunków na Ziemi, myśliwi prezentują bardzo trudną do obrony, twardą postawę: „Zabijać!”. O ileż łatwiej jest nam, ludziom stojącym na pozycji: „Ochraniać wszelkie życie!”. Takie podejście daje wielką energię. I nie chodzi wyłącznie o ekologię głęboką, bo nie tylko ona mówi mądre rzeczy na temat współistnienia różnych organizmów na naszej planecie. Nie ma

Proszę mnie poprawić, ale jeśli się nie mylę, to osoby zaangażowane w Wasze działania stanowią dość wąski krąg. W jaki sposób chcecie przekonać innych do własnych idei? Szczególnie do zaniechania polowań.

Jesteśmy absolutnie przekonani, że w relacjach ludzi i zwierząt nie może być tyle przemocy. Wszystkie istoty, włączając w to człowieka, mają tylko jeden jedyny dom – Ziemię. I wszystkie istoty mają wrodzone prawo do życia tam, gdzie się urodziły.

Ogromna większość społeczeństwa ma świadomość tego, czym jest współczesne łowiectwo, ukształtowaną wyłącznie przez samych myśliwych. Chcemy dotrzeć do tych ludzi przede wszystkim przez edukację i pokazać, jak naprawdę wygląda zabijanie istot dzikich oraz po co się to robi. Chcemy wykazać niebywałą anachroniczność i nieracjonalność łowiectwa, o czym już wspominałem. Chcemy pobudzić te 99,74% niepolującego społeczeństwa do postawienia pytania: „Czy chcemy wśród siebie tolerować zabijanie zwierząt dla hobby?”. Cytując za Magdaleną Micińską-Bojarek i jej książką „Łowiectwo. Aspekt humanitarno-prawny”, naukowcy dobitnie podkreślają samoregulacyjną zdolność biosfery. Badania prowadzone na obszarach dużych parków narodowych we Włoszech oraz Szwajcarii wykazały pełną, dynamiczną i naturalną zdolność do utrzymania równowagi ilościowej. Zwierzęta mają wewnętrzny mechanizm regulowania wzrostu populacji, a ingerencja myśliwych jest wręcz szkodliwa. Całkowicie zakazały polowań komercyjnych kraje takie jak Kenia (w 1977 r.), Kostaryka (w 2012 r.) i Botswana (od 2014 r.). W 1999 r. rozporządzeniem wprowadzono w Holandii zakaz polowania na ptactwo wodne. Natomiast w 2013 r. został złożony projekt ustawy

36

Brać Łowiecka 6/2014

specjalnego znaczenia, jak liczną stanowimy grupę. Społeczeństwa zmieniają jednostki, a nie tłumy.

Zgoda, proszę zatem powiedzieć, kto w Waszym ruchu jest tą jednostką, kto jest na tyle rozpoznawalną postacią, by wskazywać nieświadomym ludziom drogę, by przekonać ich, że zabijanie zwierząt to zło i należy z tym skończyć? Nie ma takiej postaci.

To może Wasze działania nie mają sensu? Może są zwykłym biciem piany? Pan z całą pewnością w swoim środowisku jest postacią rozpoznawalną, może nawet w pewnym sensie kultową. Ale 99% społeczeństwa Pańskie nazwisko nic nie mówi i nie wiąże się z żadną ideą. Gdy się coś zaczyna, jedno, co jest, to początek, czyli idea, ale nie ma rozpoznawalnych postaci, pieniędzy, maso-

wego wsparcia społecznego... Jest nasza energia i gorące serca. Czyż mamy inne wyjście, niż stać po stronie życia? Zresztą ten „początek” jest dosyć zaawansowany, bo na rzecz praw zwierząt działamy już ze 100 lat.

Tyle że sama energia może nie wystarczyć, skoro jest Was tak nieliczna grupa i – nie oszukujmy się – próbujecie się przeciwstawiać wielowiekowo ukształtowanym zachowaniom czy nawet kulturze. To prawda, że kulturowo każdy, nie tylko nasz, region świata stanowi trudny grunt dla bliskich nam idei. Przez stulecia dostęp do mięsa był jakimś wykładnikiem pozycji społecznej danej osoby. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat niesamowicie wzrosły krzywe spożycia mięsa, nabiału i cukru. Jednocześnie dramatycznie rośnie krzywa zachorowań na nowotwory, choroby serca oraz cukrzycę – na wyniszczające ludzkość choroby cywilizacyjne. Te wykresy właściwie się pokrywają. Czy można pozostać wobec tego obojętnym? To nie są „wielowiekowo ukształtowane zachowania”, lecz ostatnich kilkadziesiąt lat. Poza tym, jak już wspomniałem, gdyby tradycje nie odchodziły, zastałe powietrze by zatęchło, nie byłoby czym oddychać, że tak to ujmę. Z naszej perspektywy współczesne łowiectwo to jedna z tradycji skazanych na naturalne zamarcie. Ileż jeszcze można zabijać? Przy dzisiejszych procesach demograficznych (tylko w ciągu ostatnich 80 lat liczba ludzi na Ziemi wzrosła o 5 mld!) procesy globalne stają się niezrozumiałe, to wróżenie z fusów. Dlatego powinniśmy się zastanowić, czy osobiste, indywidualne działania i intencje nie są sprawą ważniejszą – właśnie w taki sposób mamy realny wpływ na problemy całego świata. Każdy z nas ma wpływ na to, z jakimi intencjami coś zrobi. Warto przy tym pomyśleć, po której stronie własnego ja chcemy stać – po tej ciemnej, związanej z zabijaniem, czy po „miękkiej”, przyjaznej innym istotom. Każdy ma taki świat, jaki sobie wybierze.

Dziękuję za rozmowę. Rozmawiał Wojciech Sobociński Drugą część wywiadu z Zenonem Kruczyńskim opublikujemy w jednym z kolejnych numerów BŁ.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.