Monitor polonijny 2015/11

Page 1

ISSN 1336-104X

Monitor11:2015 02/11/15 14:20 Page 33

i m a n z jcie

e i c e l a m s i p 0 o s 2 cza

u t ę i św

o g e nasz

Co z emigrantami po wyborach?

str.5

9 str.2

Małgorzata Foremniak: Miałam już wiele imion i nazwisk różnych kobiet“

str.8


Monitor11:2015 02/11/15 14:19 Page 2

Do

redakcji pisma wpłynęła skarga, dotycząca treści jednego z artykułów opublikowanych na jego łamach. Jak odpowiedzieć na zarzuty oburzonego czytelnika?

To tylko jedno z wielu zadań, które otrzymali uczestnicy warsztatów dziennikarskich, zorganizowanych przez redakcję „Monitora Polonijnego”. Przedsięwzięcie odbyło się w Domu Kultury przy ulicy Vajnorskiej w Bratysławie w pierwszy październikowy weekend. W jego trakcie biorący udział zgłębiali tajniki dziennikarskiego rzemiosła. Tegoro czną edycję, podobnie jak dwie poprzednie, poprowadziła Alina Kietrys – publicystka, nauczyciel akademicki z Instytutu Filozofii, Socjologii i Dziennikarstwa Uniwersytetu Gdańskiego. Wśród uczestników, oprócz współpracowników „Moni tora“ oraz przedstawicieli polskich mediów w Austrii, byli też konsul RP na Słowa cji Jacek Doliwa wraz z małżonką, którzy wzięli udział w niektórych ćwiczeniach. 2

Pisać każdy może? Trochę lepiej lub trochę gorzej Zajęcia miały charakter teoretyczny i praktyczny. Część teoretyczną stanowił wykład, dotyczący m.in. tego, jak pisać i redagować artykuły, czego unikać, na co zwracać szczególną uwagę, w jaki sposób przeprowadzać wywiad. Nie zabrakło też niezmiernie ważnych informacji na temat etycznego kodeksu dziennikarza, które stały się bodźcem do podjęcia wspólnej próby określenia granic, których w swojej pracy dziennikarz przekraczać nie powinien. Prowadzone pod czujnym okiem wykładowczyni ćwiczenia praktyczne mobilizowały zgromadzonych do wykazania się kreatywnością, sztuką improwizacji, perswazji, a także zaprezentowania własnych umiejętności w operowaniu słowem pisanym. Trze -

ba przyznać, że stawiane zadania nie należały do łatwych. Jak bowiem zwykłym słowem opisać cały kalejdoskop barw, mieniących się na wiszącym na ścianie obrazie? Jak podczas rozmowy telefonicznej przekonać do udzielenia wywiadu osobę, która konsekwentnie odmawia spotkania z jakimkolwiek dziennikarzem? To tylko jedne z wielu nie mniej trudnych ćwiczeń, z którymi musieli zmierzyć się uczestnicy warsztatów. „Dziennikarstwo to galernicza praca, która daje jednak wielką satysfakcję” – zachęcała do wysiłku Alina Kietrys, której mimo zawiłości omawianych tematów i trudności stawianych zadań udało się chyba zarazić bakcylem dziennikarskim wszystkich biorących udział w szkoleniu,

które stało się – przynajmniej dla niektórych – doskonałym wstępem do przygody z pisaniem. Szeregu bezcennych rad i uwag, udzielonych przez profesjonalistę nie zastąpi żadna teoria, a nabytego na warsztatach entuzjazmu do zdobywania nowej wiedzy starczy zapewne uczestnikom na długo. Jak podkreśla Alina Kietrys, „żurnalista uczy się przez całe życie i jest nim dopóki, dopóty ta praca go bawi”, dlatego mamy nadzieję, że tradycję warszta-

tów uda się nam kontynuować i w następnych latach. Nim jednak doczekamy się kolejnej lekcji z dziennikarskiego fachu, pozostaje nam zgłębiać dziennikarskie ABC i szlifować własny warsztat pracy. Pisać każdy może, ale tylko te artykuły, które są napisane ciekawie, chce się czytać. My już coś na ten temat wiemy. TOMASZ KIK

ZDJĘCIA: STANO STEHLIK

Pr zedsięwzięcie zos tało zrealizowane dzięki finansowemu wsparciu Kancelarii Rady Minis trów RS, program: Kultura mniejszości narodowych 2015

MONITOR POLONIJNY


Monitor11:2015 02/11/15 12:17 Page 3

„O, nie! Jak wygrają ci czy tamci, to ja emigruję!“ – można było czasami usłyszeć w okresie przedwyborczym. Inni spodziewali się powrotów Polaków z zagranicy. Jak to jest z tą emigracją, o której w kampanii wyborczej chętnie wypowiadali się politycy? Czy wygrana jednej lub drugiej opcji politycznej powoduje, że przeciętny Polak zastanawia się nad wyjazdem z własnego kraju? Albo odwrotnie: czy ci, którzy już mieszkają za granicą, pakują walizki, by powrócić do Polski? My zadaliśmy pytanie naszym rodakom, mieszkającym w różnych zakątkach świata, czy planują powrót do Polski i czy czynnikiem decydującym o tym mogą być wyniki wyborów parlamentarnych. Wypowiedzi na ten temat prezentujemy na str. 5, natomiast analizę tegorocznych wyników wyborów publikujemy na str. 4. Choć tematy polityczne potrafią czasami rozgrzać do czerwoności, to jednak nie zdominowały listopadowego numeru „Monitora“. Oto bowiem mogą się Państwo zrelaksować, czytając wywiad z gwiazdą polskiego serialu „Na dobre i na złe“, słynną doktor Zosią, czyli Małgorzatą Foremniak (str. 8). Odpocząć, a nawet wsłuchać się (niemalże) w dźwięki muzyki Chopina mogą też Państwo przy relacji z konkursu chopinowskiego, który odbył się w październiku w Warszawie (str. 17). Również w Warszawie odbyła się trzecia edycja Festiwalu Filmów Emigracyjnych „Emigra”, z którego korespondencję własną publikujemy na str. 12. W niniejszym numerze nie brakuje też relacji z wydarzeń „Z naszego podwórka”. Jedna z nich dotyczy rekonstrukcji bitwy pod Wiedniem, która odbyła się w Bratysławie (str. 14). Ważnym wydarzeniem dla naszej redakcji były warsztaty dziennikarskie – o tym, jak wyglądały i czego się uczyliśmy, mogą się Państwo dowiedzieć na str. 2. No a skoro mowa o ważnych wydarzeniach dla naszej redakcji i dla Państwa, czyli naszych Czytelników, to przypominam, że w tym miesiącu obchodzimy 20-lecie „Monitora Polonijnego“! Ponieważ ten wspaniały jubileusz chcemy świętować w sposób szczególny, więc otwieramy „Okno na świat“! Taki bowiem tytuł nosi sztuka, napisana przez naszą redakcyjną koleżankę Magdalenę Marszałkowską, którą 21 listopada zaprezentuje teatr z Wiednia XYZ. Drodzy Czytelnicy, bądźcie tego dnia z nami! Więcej informacji na ten temat w ogłoszeniach na str. 29. W imieniu redakcji życzę Państwu miłej lektury i mam nadzieję, że zobaczymy się 21 listopada!

Jesienna rewolucja Z KRAJU ANKIETA Co z emigrantami po wyborach? WYWIAD MIESIĄCA Małgorzata Foremniak: „Miałam już wiele imion i nazwisk różnych kobiet “ Z NASZEGO PODWÓRKA Koreańczyk z laurem, Polak z nagrodą publiczności. Zwyciężył wszechobecny Chopin CZUŁYM UCHEM Kosmiczna odyseja Zbigniewa Wodeckiego odkryta przez Mitch & Mitch KINO-OKO Bez patosu SŁOWACKIE PEREŁKI Zaniedbane żydowskie dziedzictwo kulturowe POLAK POTRAFI Kapelusze z głów! Polak dyktuje trendy w Paryżu (cz. II) BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI Bo to zła kobieta była... SPORT!? Odeszli… Dobroczynność na każdą kieszeń Autobusem przez granicę nadal z problemami OGŁOSZENIA ROZSIANI PO ŚWIECIE Przenigdy stąd nie wyjadę... (2 część) MIĘDZY NAMI DZIECIAKAMI Jesiennie nie musi oznaczać sennie Piekarnik Ogrzej się

4 4 5

8 11

17

19 20

21

22 22 24 26 27 28

30

31 32

ŠÉFREDAKTORKA: Małgorzata Wojcieszyńska • REDAKCIA: Agata Bednarczyk, Agnieszka Drzewiecka, Katarzyna Pieniądz, Magdalena Zawistowska-Olszewska KOREŠPONDENTI: KOŠICE – Urszula Zomerska-Szabados • TRENČÍN – Aleksandra Krcheň JAZYKOVÁ ÚPRAVA V POĽŠTINE: Maria Magdalena Nowakowska, Małgorzata Wojcieszyńska GRAFICKÁ ÚPRAVA: Stano Carduelis Stehlik ZAKLADAJÚCA ŠÉFREDAKTORKA: Danuta Meyza-Marušiaková ✝(1995 - 1999) • VYDAVATEĽ: POĽSKÝ KLUB • ADRESA: Nám. SNP 27, 814 49 Bratislava • IČO: 30 807 620• KOREŠPONDENČNÁ ADRESA: Małgorzata Wojcieszyńska, 930 41 Kvetoslavov, Tel: 031/5602891, monitorpolonijny@gmail.com • BANKOVÉ SPOJENIE: Tatra banka č.ú.: 2666040059/1100 • EV542/08 • ISSN 1336-104X Redakcia si vyhradzuje právo na redigovanie a skracovanie príspevkov • náklad 550 ks • nepredajné Realizované s finančnou podporou Úradu vlády Slovenskej Republiky – program Kultúra národnostných menšín 2015

www.polonia.sk LISTOPAD 2015

3


Monitor11:2015 02/11/15 12:17 Page 4

R

ok 2015 przejdzie do historii jako punkt zwrotny w dziejach politycznych Polski, wyraźnie odmieniający mapę polityczną, zaskakujący wielu obserwatorów ostatecznymi rezultatami wyborów. Po niespodziewanym zwycięstwie Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich przez państwo nad Wisłą przeszła kolejna fala tsunami dla rządzących przez ostatnie osiem lat. Można odnieść wrażenie, że powtórzyła się historia z roku 2005, gdy PiS wygrał wybory parlamentarne, a chwilę potem Lech Kaczyński niespodziewanie wygrał wybory prezydenckie. Ale ta analogia, choć kusząca, mogłaby nas wprowadzić w błąd. Polska roku 2015 jest zupełnie innym państwem niż ta z roku 2005 i inne przyświecały motywy wyborcom głosującym na poszczególne ugrupowania. Po raz pierwszy w historii Polski będziemy mieli rządy jednej partii, która nie musi wchodzić w koalicje powyborcze. PiS, zdobywając 37,58 % głosów, zapewnił sobie bezwzględną większość w Sejmie, mając też większość w Senacie. Rezultat PiS nie był najlepszy w historii polskiego parlamentaryzmu po 1989 r., bo procentowo więcej głosów zdobyła w 2001 lewica (41%), a nawet PO w 2007 (41,5%), ale tym razem ponad 16% głosów zostało oddanych na ugrupowania, które nie przekroczyły progu wyborczego. To właśnie oraz duża przewaga nad PO (24% głosów) dało partii Jarosława Kaczyńskiego tak spektakularny sukces. Zaskakiwać musi

Jesienna rewolucja skala porażki PO, która między 2007 a 2015 rokiem straciła ponad trzy miliony wyborców. Czym się PiS wyróżnił w konkurencji z PO? Przede wszystkim pokazał konsekwencję w swoich działaniach, poszedł za ciosem po udanych wyborach prezydenckich, kontynuował wówczas przyjętą strategię jak najczęstszych kontaktów z ludźmi. Poza hasłami o uczciwym państwie, które po aferze taśmowej łatwo docierały do wyborców, zaprezentował kilka pomysłów, jak usprawnić państwo. Nie bez znaczenia była duża aktywność i sprawność prowadzonej kampanii w Internecie, co przekonało do tej właśnie patii wielu młodych Polaków. Nie oznacza to, że PO zostawia Polskę w totalnej ruinie, choć nie mamy pełnego obrazu stanu finansów publicznych. PO przegrała, gdyż nie było

w swoim wystąpieniu, że żołnierze wyklęci za służbę RP zapłacili cenę życia.

NA WARSZAWSKICH POWĄZKACH odsłonięto 27 września panteonmauzoleum na Łączce, gdzie spoczęły szczątki kilkudziesięciu tzw. żołnierzy wyklętych, ofiar terroru komunistycznego. W uro czystości wzięła udział premier Ewa Kopacz. Premier podkreśliła 4

ANDRZEJ DUDA 28 września ucze stniczył w 70. sesji Zgromadze nia Ogólnego Narodów Zjedno czonych w Nowym Jorku. Polski prezydent w swoim wystąpieniu na forum ONZ apelował, aby tworzyć świat „oparty na sile prawa, a nie na prawie siły“. Sprzeciwił się także „wizji świata zbudowanego na podziale stref wpływów i agresji ze strony tych, którzy dla własnych korzyści ignorują prawo“.

w niej woli zwycięstwa. Wyraźnie było widać, że Ewie Kopacz nie udało się zmobilizować aparatu partyjnego, w dużym stopniu w wyniku podjętych przez nią decyzji personalnych (usunięcie z list wyborczych Pawła Zalewskiego, Radosława Sikorskiego, zesłanie Grzegorza Schetyny do Kielc). To spowodowało, że pani premier bardzo często była osamotniona w działaniach. Nietrafiony okazał się też zabieg z powierzeniem sterów kampanii wyborczej Michałowi Kamińskiemu. Dało się zauważyć, że Kamiński jest odklejony od rzeczywistości, a jego koncepcja straszenia PiS-em u władzy i państwem wyznaniowym była bardziej śmieszna niż straszna. Paweł Kukiz obronił miejsce na podium, choć po porównaniu z rezultatem osiągniętym w wyborach prezydenckich widać, jak duża cześć jego zwolenników odeszła do innych ugrupowań. Kukiz, zdobywając prawie 9% głosów, udowodnił, że udało mu się przezwyciężyć wewnętrzny kryzys w organizacji, najbardziej widoczny w miesiącach letnich i na początku kampanii. Ale to nie oznacza, że jego projektowi politycznemu już nic nie grozi. Wyzwaniem dla ruchu będzie utrzymanie spoistości reprezentacji parlamentarnej, co będzie trudne, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że klub będą tworzyli narodowcy, którzy w Sejmie zasiądą obok skandalizującego rapera Liroya. W wieczór wyborczy uśmiech nie znikał z twarzy Ryszarda Petru, który

W NOWYM JORKU polski prezydent rozmawiał m.in. z prezydentem USA Barackiem Obamą, prezydentem Ukrainy Petrem Poroszenką, a także szefem Rady Europejskiej Donaldem Tuskiem. Spotkał się także z amerykańską Polonią, z którą rozmawiał m.in. o zniesieniu wiz oraz o kwestii powrotu Polaków do ojczyzny. POLSKI PREZYDENT Andrzej Duda spotkał się 2 października w Czerwonym Klasztorze na Słowacji ze słowackim prezydentem Andrejem Kiską; głównym tematem rozmowy szefów obu państw była

współpraca w ramach Grupy Wyszehradzkiej. Mówiono także o relacjach dwustronnych oraz sprawach międzynarodowych. Według Kiski między Polską a Słowacją jest jeszcze bardzo wiele niewykorzystanych możliwości. PREZYDENT ANDRZEJ DUDA uczestniczył w dwudniowym szczycie szefów państw Grupy Wyszehradzkiej, który był poświęcony m.in. problemowi uchodźców. Na konferencji prasowej 9 października polski prezydent podkreślił, że kryzys migracyjny to problem całej UE, a nie poszczególnych MONITOR POLONIJNY


Monitor11:2015 02/11/15 12:17 Page 5

przekonał do siebie ponad 7% wyborców i rzucił wyzwanie ustępującej Platformie Obywatelskiej, bo to o jej elektorat będzie się starał poszerzyć swoje wpływy. Będzie to o tyle łatwiejsze, że oba ugrupowania najprawdopodobniej znajdą się w opozycji i tu Ryszard Petru może się okazać bardziej merytorycznym recenzentem gospodarczych pomysłów nowego rządu. Na krawędzi progu wyborczego utrzymali się ludowcy. Ich przekonanie, że bez względu na badania sondażowe zawsze się znajdą w parlamencie, zostało wystawione na próbę. Ale brak mandatu dla Piechocińskiego oznacza najprawdopodobniej rychłą walkę o przywództwo w PSL. W przepaść spadła Zjednoczona Lewica, której pod koniec kampanii tak potrzebne procenty odebrała nowa formacja na polskiej scenie politycznej – partia Razem, skupiająca głównie młodych działaczy z dużych miast. Po raz kolejny do Sejmu nie dostała się partia Janusza Korwina-Mikke, która otarła się o próg wyborczy. Przy okazji rodzi się pytanie, czy jej przywódca jest rzeczywiście zainteresowany wprowadzeniem swojej reprezentacji do parlamentu, czy tylko uzyskaniem subwencji partyjnej. Tak czy inaczej nowy polski parlament będzie barwny i interesujący, zaś wyzwania, zarówno te wewnętrzne, jak i międzynarodowe, jak najbardziej realne i niecierpiące zwłoki w ich rozwiązywaniu. PIOTR BAJDA, politolog (UKSW) państw. Dodał też, że obecnie potrzebna jest skuteczna polityka europejska wobec imigrantów, która musi być dopiero wypracowana. Według Dudy narzucanie administracyjne liczb uchodźców, których należy przyjąć, nie jest skuteczne. Zaznaczył ponadto, iż poszczególne państwa naszej części Europy na to się nie godzą. W spotkaniu V4, które odbyło się na Węgrzech, uczestniczyli też prezydenci: Słowacji - Andrej Kiska, Czech - Miloš Zeman, Węgier - Janos Ader, a także prezydent Chorwacji Kolinda GrabarKitarović. LISTOPAD 2015

Co z emigrantami po wyborach?

W

kampanii wyborczej do polskiego parlamentu pojawiały się tematy dotyczące emigrantów. Dla jednych, mieszkających poza granicami Polski, wynik wyborów miał być sygnałem do powrotu do ojczyzny, dla innych wręcz przeciwnie – wyjazdu za granicę. A jak jest w rzeczywistości? Naszym rodakom mieszkającym w różnych zakątkach świata zadaliśmy pytania, czy planują powrót do Polski i czy jest on uzależniony od wyników wyborów. ZDJĘCIE: STANO STEHLIK

Katarzyna Thomas, Słowacja

W

yemigrowałam na Słowację, bo chcieliśmy zamieszkać razem z moim chłopakiem, a odległość 600 km była dla nas uciążliwa. W Bratysławie mieszkam od 2008 roku, wcześniej mieszkałam krótko w Żylinie i Trenczynie. Czy całe życie spędzę na Słowacji? Tego nie wiem, jestem otwarta na nowe wyzwania, a przeprowadzki mi nie straszne! Słowacja w tej chwili jest moim drugim domem. Co do wyborów w Polsce, to często czuję się zażenowana i po prostu mi wstyd, na jakim poziomie toczą się dyskusje politycznych konkurentów, którzy zamiast mówić o swoich dokonaniach i zadaniach na przyszłość, oczerniają się na-

W NIEDZIELĘ 25 października w Polsce odbyły się wybory parlamentarne. Polacy wybierali 460 posłów i 100 senatorów. Jak podała Pań stwowa Komisja Wyborcza, w nowym Sejmie znajdzie się 5 ugrupowań: Prawo i Sprawiedliwość z poparciem 37, 58 proc., przekładającym się na i 235 mandatów poselskich; Platforma Obywatelska, na którą głosowało 24,09 proc. wyborców i która do Sejmu wprowadzi 138 posłów; ugrupowanie Pawła Kukiza Kukiz’15 z 8,81 proc. głosów, które otrzyma 42 mandaty; Nowoczesna Ryszarda Petru z poparciem 7,6 proc. i 28 mandatami,

wzajem. Dla mnie liczy się przyszłość, a nie wyciąganie starych brudów. O moim ewentualnym powrocie do Polski nie zdecydują wyniki wyborów.

PSL - 5,13 proc. głosów, które będzie mieć 16 posłów oraz Mniejszość Niemiecka z 1 posłem. PIĘCIOPROCENTOWEGO PROGU wyborczego nie przekroczyły: partia KORWiN (4,7 proc.) i partia Razem (3,62 proc.). Do Sejmu nie wejdzie również koalicja Zjednoczona Lewica, która otrzymała 7,55 proc. poparcia, a próg wyborczy dla koalicji wynosił 8 proc. WYNIKI GŁOSOWANIA wskazują, że PiS będzie mogło rządzić samodzielnie, co zdarzy się po raz pierwszy w historii III RP. Po raz pierwszy

w Sejmie zabraknie też lewicy – z parlamentem muszą się więc pożegnać m.in. Leszek Miller, Jerzy Wenderlich czy Tadeusz Iwiński. Z kolei PSL osiągnęło najniższy wynik w historii, z ledwością przekraczając próg wyborczy. W parlamencie zabraknie jednak liderów tej partii i wieloletnich posłów: Janusza Piechocińskiego, Józefa Zycha, Stanisława Żelichowskiego. Również w Senacie Prawo i Sprawiedliwość będzie miało większość. Mandaty do izby wyższej zdobyło 61 kandydatów PiS lub popieranych przez tę partię, 34 kandydatów PO, 1 z PSL oraz 4 niezależnych. MP 5


Monitor11:2015 02/11/15 12:17 Page 6

Dorota Wąsik, Austria

Tatiana Kotasińska, Stany Zjednoczone

Do

Austrii przyjechałam jako 23letnia dziewczyna w 1990 roku na zaproszenie kuzynki. Znalazłam najpierw pracę sezonową, potem stałą. Kilka lat później poznałam swojego męża, też Polaka. Kiedy starszy syn rozpoczął edukację, postanowiliśmy, że zostajemy tu na stałe. Wspólnymi siłami wybudowaliśmy dom w Alpach, w pięknym kurorcie. Mam dobrze płatną pracę, syn jest inżynierem i pracuje u męża w firmie, młodszy chodzi jeszcze do szkoły. Jesteśmy zadowoleni z austriackich warunków socjalnych. Po tylu latach wrośliśmy w lokalne środowisko. Austria to nasza druga ojczyzna, dla synów – pierwsza. Mieszkam tu już większą część mojego życia, nie wyobrażam sobie powrotu do Polski i bez znaczenia są tu wyniki polskich wyborów.

W

yjechałam z Polski w 2000 roku, zaraz po ukończeniu studiów polonistycznych i dziennikarskich. Wyjechałam z Krakowa bez realnej wizji pozostania na stałe w Chicago i tego, czym się zajmę zawodowo. Przyczyniła się do tego sytuacja rodzinna – moja matka od wielu lat mieszkała w Stanach. Dla

mnie emigracja przestała być trudna dopiero po ok. siedmiu latach, gdy uzyskałam prawo legalnego pobytu. Po 15 latach spędzonych w Ameryce nadal tkwię w tęsknocie do Polski. Pomaga praca w zawodzie (radio polonijne) i w polskim środowisku. Gdy jeżdżę do kraju i widzę piękniejącą Polskę, marzę o powrocie. Przykro mi, że nie mogę, że nie mam odwagi żyć we własnym kraju. Gdybym widziała realne możliwości wykonywania w Polsce swojego zawodu i odpowiednie za nie wynagrodzenie, wróciłabym bez chwili namysłu. Boję się, że wybór którejkolwiek partii nie zmieni radykalnie sytuacji w kraju. Jego rozwój to długi i żmudny proces.

Danuta Dopitová, Czechy

Leokadia Komaiszko, Belgia

M

O

ęża poznałam w Poznaniu, z którego pochodzę, i to za jego namową zamieszkaliśmy w Czechach, w Brnie. Nie chciałam opuszczać Poznania, zostawiać rodziny, koleżanek, znajomych i dobrej pracy, ale miłość była silniejsza. Nie była to łatwa decyzja dla wychowywanej w patriotycznym duchu dziewczyny. Dziadek Michał Szymanowski pochodził ze szlacheckiej rodziny, był powstańcem wielkopolskim. Ojciec walczył w II wojnie światowej. Rodzice już zmarli, ale mam jeszcze siostrę i brata, których odwiedzam w Poznaniu. Trudno utrzymywać bliskie relacje na odległość. Żyję tak od 39 lat, tyle czasu bowiem miesz-

kam w Brnie. Mam tu trójkę dzieci: dwóch synów i córkę i to dla nich zostałam w Czechach. Ale ojczyzną zawsze będzie dla mnie Polska. O moim ewentualnym powrocie do Polski nie zdecydują wyniki wyborów. Co by się musiało wydarzyć? Nie wiem, może gdyby wybuchł jakiś konflikt wojenny, wyjechałabym do Polski.

mojej emigracji do Belgii zadecydowało to, że zakochałam się w Belgu. I ciekawość świata. Po latach emigracji kraj, w którym przychodzi nam żyć, staje się dla wielu drugą ojczyzną. Nie myślę o przeprowadzce do Polski. Polacy zaczęliby wracać do ojczyzny, gdyby ojczyzna zaproponowała im warunki życia, konkurujące z tymi, które mają w krajach obecnego zamieszkania. Czy wynik wyborów może mieć na to jakiś wpływ? Oczywiście, przecież to rządząca partia kreuje prawo, czyli porządek funkcjonowania państwa i jej obywateli.

Bożena Bogdańska-Szadai, Węgry

To

sprawy rodzinne zdecydowały o mojej przeprowadzce na Węgry. Trzyma mnie tu rodzina, sympatia do kraju, praca, przyjaźnie. Budapeszt to moje miejsce na ziemi, czyli po prostu samo życie. Co by się musiało stać, żebym wróciła do Polski? Nie bardzo potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Zapewne wszystko, co mnie tu trzyma, musiałoby stanąć do góry nogami. To nie wyniki wyborów będą miały wpływ na mój powrót lub niepowrót do Polski. Polska to mój kraj, na który patrzę sercem, a nie przez pryzmat układów politycznych. 6

MONITOR POLONIJNY


Monitor11:2015 02/11/15 12:17 Page 7

Ilona Girzewska, Kanada

Basia Vinter, obecnie mieszka w Polsce

Do

Do

Kanady wyemigrowałam 23 lata temu. Ponad dwa lata wcześniej, w 1989, wyjechał tam mój mąż. Dołączyłam do niego z dwójką naszych dzieci. W Polsce nie widzieliśmy perspektyw na normalne życie. Kanada to mój drugi dom, tym pierwszym zawsze będzie Polska. Chętnie do niej wracam, tym bardziej że mieszka tam moja mama. Nie planuję powrotu na stałe, za bardzo wrosłam w kanadyjskie realia – tu mam dzieci, wnuki, znajomych, pracę. Moje wnuki uczę polskiego, bo nie wiem, czy kiedyś nie będą chciały wrócić do korzeni.

Wybory w Polsce zawsze są dla mnie nadzieją na lepsze jutro tych, którzy tam zostali. Ale to oni wiedzą, co jest dla nich lepsze, więc sama nie biorę udziału w wyborach – nie chcę decydować za kogoś, kto bardziej niż ja zna realia życia w Polsce.

Tomasz Noskiewicz, obecnie mieszka w Polsce

Bratysławy przyjechałam w 2004 roku do pracy w ówczesnych słowackich liniach lotniczych SkyEurope. Planowałam zostać rok i wracać z powrotem do ojczyzny. Sprawy sercowe sprawiły, że z roku zrobiło się ponad 10 lat. Byłam już pewna, że Słowacja jest mi pisana na resztę życia, a tu – proszę – przeprowadziłam się z powrotem do Polski. I nie był to mój pomysł, ale mojego męża Słowaka, który dostał pracę w Katowicach. Muszę przyznać, że bardzo szybko ponownie przyzwyczaiłam się do życia w Polsce. Pochodzę ze Szczyrku, dziś mieszkam w Katowicach, ale nie wykluczam, że może kiedyś znowu wrócimy na Słowację. Teraz po prostu mam dwie ojczyzny, tak samo jak mój mąż i nasze dzieci. Czy wybory parlamentarne coś zmienią w Polsce? Mam nadzieję, że tak i że na lepsze. Myślę, że powroty z emigracji bądź wyjazdy za granicę w dużej mierze zależą od możliwości w kraju, w którym człowiek mieszka. Wyniki wyborów mogą mieć więc wpływ na to, czy ktoś się zdecyduje na emigrację, czy powrót do Polski.

M

ieszkałem w Wielkiej Brytanii około 13 lat. Tam urodziły się moje poTomki. Ale to miłość, jak się okazuje wieczna, sprawiła, że wróciłem do Polski. Mam superpracę, zarobki, mieszkanie na mojej ukochanej warszawskiej Woli. No i miłość! Nic, tylko żyć!

N

ależę do grona osób, które poślubiły obcokrajowca i z nim stworzyły rodzinę poza granicami Polski. W Polsce zostawiłam więcej, niż zastałam w swoim nowym, berlińskim domu. Stałam się jedną z tych emigrantek, które wyszły za mąż za obywatela innej narodowości – był równie niemiecki jak Polak, Holender, czy Francuz. Skoczyłam na głęboką wodę, pracując z niemieckimi kolegami. Niewątpliwie był to przywilej młodości, odwaga i wiara we własne siły, ale najważniejsza była znajomość języka, którym już wówczas władałam nie LISTOPAD 2015

ZDJĘCIE: STANO STEHLIK

Dorota Hoffmann, Niemcy gorzej od niemieckich przyjaciół i znajomych. Polskich berlińczyków odkryłam dopiero po kilku latach. Co mnie trzyma w Berlinie? Niewątpliwie wszystkie te okoliczności, które umożliwiły mi rozwój i samoreali-

zację. Bez moich cudzoziemskich znajomych, sąsiadów, przyjaciół, bez gejów i lesbijek, których też nie brak w kręgu przyjaciół, bez ich kultur, muzyki, religii, kolorów żyłabym w jakimś ograniczonym świe-

ZDJĘCIE: LUCIANO MONTEMURRO

cie. Bez możliwości oddychania pełną piersią, myślenia własną głową i mówienia tego, co myślę. Co musiałoby się stać, żebym wróciła do Polski? Na myśl przychodzi mi jedynie jakaś dramatyczna sytuacja, dotycząca mojej rodziny. Innych powodów chwilowo nie widzę. Sytuację w Polsce obserwuję nie tylko z dziennikarskiego obowiązku. Jestem przerażona i ogromnie zaniepokojona, dokąd zmierza nasz kraj. Razi mnie w Polsce atmosfera szczucia, ksenofobii, dzielenia społeczeństwa, brak kultury politycznej i kul RED. tury w ogóle. 7


Monitor11:2015 02/11/15 12:17 Page 8

Małgorzata Foremniak: Miałam już wiele imion i nazwisk różnych kobiet“ „Małgosiu, świat jest do zdobywania“ – tak podobno mówiła Pani mama. Już Pani zdobyła ten świat? O tak, już bardzo dużo świata zdobyłam. Bo dla mnie zdobywanie świata jest zdobywaniem doświadczenia, w bardzo szerokim tego słowa znaczeniu. Myślę, że zawód aktora sprzyja zdobywaniu doświadczeń, ponieważ jest się w wielu miejscach, spotyka wielu ludzi, przeżywa wspaniałe historie, w jakimś sensie można żyć wieloma życiami, posiadając to swoje, pod którym można się podpisać swoim nazwiskiem. A ja miałam już wiele imion i nazwisk różnych kobiet. Żeby poznać ich świat, musiałam sięgnąć po jakieś doświadczenia, poczytać, posłuchać, porozmawiać z ludźmi. To były i są dla mnie podróże do środka, które wysoko cenię. Bez bogatego środka trudniej doświadczyć całego uroku świata zewnętrznego. To, co na zewnątrz i w środku, powinno być kompatybilne. No właśnie o tym wewnętrznym świecie mówiła Pani w jednym z wywiadów, podkreślając, że do pewnego momentu chce się zdobywać świat, a potem robi się zwrot o 180 stopni i zaczyna się poszukiwać tego świata w sobie. Przyszedł już czas na ten zwrot? Absolutnie tak. Za niespełna półtora roku minie pół wieku mojego życia. To idealny moment, by dokonać segregacji, co jest wartościowe, twórcze, co rozwija. Takich wyborów właśnie dokonuję. Absolutnie nie pomniejsza to mojej radości, emocjonalności, euforii w zdziwieniu nad światem i życiem, które mam zaszczyt przeżywać. Bo dla mnie życie jest fenomenem. Absolutnie!

S

potkałyśmy się tuż po próbie spektaklu „Kolacja z Gustawem Klimtem“ Jacka Cygana. Z przedstawieniem tym Małgorzata Foremniak gościnnie występowała w Wiedniu dla austriackiej Polonii. Podczas kontaktu osobistego zyskuje jeszcze bardziej, a jej serdeczność nie jest tylko teatralną pozą. Z uwielbianą serialową doktor Zosią z „Na dobre i na złe“ rozmawiałyśmy nie tylko o jej największych rolach, ale i o zdobywaniu świata i przełomowych chwilach w życiu.

Dziś Pani odkrywa talenty u innych, a kto odkrył ten Pani? Chciała Pani przecież być paleontologiem. W liceum, kiedy wystawialiśmy „Śluby panieńskie“ Fredry, ktoś mi powiedział, że dobrze wychodzi mi gra aktorska, więc może warto, bym spróbowała szczęścia w tym zawodzie. Ale ja tego wtedy tak nie widziałam. Potem Pani do tego dojrzała? Nie, poszłam za głosem młodości, ciekawości, ponieważ moje koleżanki zdawały do szkoły teatralnej. Kolega przekonał mnie, bym też spróbowała, nic nie ryzykując. Nauczyłam się więc do połowy klasycznego wiersza, do połowy prozy... Nawet nie przypuszczałam, że pójdę dalej. Ale tak się złożyło, że to ja zostałam w szkole teatralnej, a nie moje koleżanki. Nie wierzę w przypadki. Teraz jest Pani jakby z drugiej strony barykady jako jurorka talentowego show i decyduje o tym, komu otworzyć drzwi do kariery. Ciąży Pani ta odpowiedzialność, kiedy musi Pani powiedzieć komuś, że się na scenę nie nadaje? Trzeba podkreślić, że „Mam talent” jest programem rozrywkowym, którego nie można brać do końca na serio.

Można żyć wieloma życiami, posiadając to swoje, pod którym można się podpisać swoim nazwiskiem. 8

Ale chyba nie da się uniknąć rozczarowań? Uczestnicy muszą wiedzieć, że to nie jest ich być albo nie być. Doceniam odwagę wszystkich uczestników talentowych show. To wielki akt odwagi, by zmierzyć się z publicznością. To takie otwarcie drzwi do czegoś, co może się wydarzyć, i trzeba temu dać szansę. Może to być także próba zmierzenia się z samym sobą. Nie da się jednak tego nie traktować poważnie, bo występ przed publicznością to jest nieprawdopodobny stres. Do naszego programu przyjeżdżają też ludzie z miast i miasteczek, gdzie praktycznie nic się nie dzieje. I to jest dla mnie akt odwagi. A potrzebne są takie show? Absolutnie! Krytycy zarzucają, że tego typu programy krzywią ludzi, którzy, gdy zgasną światła, odchodzą w zapomnienie. Nie, nic nie krzywią. Życie jest nieprzewidywalne, jest przygodą, wyzwaniem i w ten sposób trzeba do tego podchodzić. Taki program to szansa i od uczestnika zależy, jak tę szansę wykorzysta. Dzięki temu programowi można być szybko zauważonym. To duże ułatwienie na przykład dla osób uboższych, z małych miejscowości. Na tej scenie widziałam wielu wspaniałych, utalentowanych ludzi, MONITOR POLONIJNY


Monitor11:2015 02/11/15 12:18 Page 9

Każdy ma prawo i powinien przeżyć życie najpełniej, jak tylko to możliwe. wtedy, kiedy fragment, w którym występuje, nie zostanie wycięty (śmiech). Cieszę się, że uczestniczyłam całe trzy minuty w projekcie, który przeszedł do historii kina. Wnukom będę pokazywać ten film i prosić o uwagę, by nie mrugały podczas tych trzech minut, aby nie przegapić babci.

Pamięta Pani jakichś szczególnych uczestników programu? O tak, bardzo wielu, na przykład najmłodszego jego uczestnika, trzylatka, który recytował „Pana Tadeusza“, albo najstarszego, który miał 93 lata i śpiewał w chórze. Pani też kiedyś dostała szansę, by pokazać swój talent – wystąpiła Pani w filmie „Kingsajz“ Juliusza Machulskiego u boku Jerzego Stuhra. Jak Pani wspomina swój debiut w filmie? Udział w filmie to innego rodzaju emocje i stres niż wyjście na scenę. Kiedy się wychodzi przed publiczność, to jest pewien test, jak działa na człowieka trema: jednych trema mobilizuje, innych zniewala. A film rządzi się innym prawami: tu można się zatrzymać, kwestię powtórzyć. W teatrze tak się nie da. Spektakl się zaczyna i nie można się cofnąć. Przez dwie godziny trzeba być w innej rzeczywistości. Woli Pani teatr czy film? To są dwa różne światy, ale teatr chyba jest podstawą dla aktora. A wracając do Pani pierwszego udziału w filmie. Była trema? Byłam wtedy na studiach i to było moje pierwsze spotkanie z kamerą. To były przeżycia! Każdy student chce zaistnieć i jeśli się załapie do filmu, to duma go rozpiera. Szczególnie LISTOPAD 2015

Jaki jest Pani klucz do sukcesu? To publiczność wybiera, kogo lubi. To jest jakaś tajemnica, magia: jednych się bardziej lubi i chce oglądać, a innych mniej. Nie wiem, na czym to polega. Sympatyczna doktor Zosia, w którą się Pani wcieliła, pomogła Pani zdobyć przychylność widzów? Oczywiście! Ale grała Pani też inne role, mniej sympatyczne, chociażby w „PitBulu“. Na sympatie widzów zapracowałam sobie chyba głównie doktor Zosią. „Na dobre i na złe” to świetny projekt, z dobrą obsadą, a to podstawa. Poza tym wcześniej nie było takiego serialu o charakterze medycznym, a przecież te zagadnienia są bliskie wszystkim.

Czy ja coś przeoczyłam? Pani jest już babcią? Nie, jeszcze nie mam wnuków, ale myślę o tym (śmiech). Zanim przyszła rola znanej doktor Zosi w serialu „Na dobre i na złe“, grała Pani w takich serialach, jak „Bank nie z tej ziemi“ czy „Radio Romans“. Sława, rozpoznawalność, dowody sympatii od widzów spowodowały, że choć na chwilę poczuła się Pani jak królowa srebrnego ekranu? Nie, nie, to w ogóle nie leży w mojej naturze. Zdaję sobie sprawę, że pojawienie się na ekranie może być jak płonący sztuczny ogień, który tak, jak szybko się pojawi, tak szybko się wypali. Nie jest sztuką wejść na szczyt, ale sztuką jest na tym szczycie pozostać.

ZDJĘCIE: STANO STEHLIK

z niesamowitą wrażliwością, przed którymi chylę czoła. Uważam, że to fantastyczne, że są takie programy. Człowiek może uzewnętrznić to, co mu w duszy gra. Ale to nie wszystko, taki program może ośmielić innych, którzy być może nigdy się do niego nie zgłoszą, ale zobaczą, że to, co w nich drzemie, to też talent. Przecież niekoniecznie ktoś musi pięknie śpiewać, by zachwycać innych, może na przykład piec wspaniałe ciastka. Jestem przekonana, że ten program może innym dodawać wiary we własne możliwości. W ten sposób ktoś może stać się mistrzem dla samego siebie. Każdy ma prawo i powinien przeżyć życie najpełniej, jak tylko to możliwe.

9


Monitor11:2015 02/11/15 12:18 Page 10

Coś jakby polski odpowiednik „Szpitala na peryferiach“? O, tak! Wyrastałam na tym serialu! Nie boi się Pani, że Zosia przylgnie do Pani na zawsze? Nie, nie boję się. Ja już w tym serialu nie gram cztery lata. Oczywiście, to bardzo miło słyszeć komplementy pod swoim adresem, głosy, że brakuje kogoś w serialu. A którą rolę Pani lubi najbardziej? Jest parę takich ról: Mańki z „Bożych skrawków“, Kryśki z „PitBula“. Fajnie mi się grało żonę Popiela w „Starej baśni“, czyli w filmie kostiumowym. Ja lubię każdą postać, którą gram. A teraz czekam z niecierpliwością na premierę „Czerwonego pająka“. Beata Tyszkiewicz nazwała Panią wieczną dziewczynką. Pani też tak siebie postrzega? Tak, myślę, że mam naturę dziewczynki, czyli otwartość i spontaniczność dziecka. I mam nadzieję, że jej nie stracę. U dojrzałych ludzi doświadczenia nie tylko niszczą, ale wręcz kastrują spontaniczność, więc trzeba ją pielęgnować i dbać o nią, bo ona dodaje koloru życia. Zachwyt – to jest odpowiednie słowo! Trzeba się zachwycać wszystkim! Potrafi Pani zachwycać się życiem, mimo że doświadczyła też trudnych sytuacji. Jaki jest przepis Małgorzaty Foremniak na wewnętrzną siłę życiową?

Mam naturę dziewczynki, czyli otwartość i spontaniczność dziecka. I mam nadzieję, że jej nie stracę. Trzeba być względem siebie bardzo szczerym. Ta szczerość jest wielokrotnie wystawiana na próbę, ale nie można z niej rezygnować. Człowiek jest jak cebula: rodzi się z czystym środkiem, czystą cząstką boskości. Poprzez doświadczenia, wychowanie, środowisko, pracę nakładamy na siebie kolejne warstwy. Przyjmujemy punkt widzenia, który nie należy do nas, ale który w nas wpojono. No i w pewnym momencie przychodzi egzamin dojrzałości. On nie należy do przyjemnych doświadczeń, często jest bolesny. Ale to dobrze, musi boleć. Kiedy boli, zaczynamy czuć siebie. Następuje zwrot, chcemy dotrzeć do naszej głębi, więc zdejmujemy warstwy nagromadzone latami po to, żeby znowu oddychać pełną piersią, by znowu mieć lekkość życia. Jesteśmy jak matrioszka. Najpierw się zakręcamy w te wszystkie falbany, a potem się odkręcamy. Zazwyczaj podczas tego zdejmowania warstw płaczemy, tak jak podczas obierania cebuli. Jak to w życiu wszystko jest ze sobą powiązane!

Niedawno przeprowadzałam wywiad z Krystyną Jandą, którą oburzyło pytanie, czy praca aktora może być terapią. Jak Pani to widzi? Mnie to nie oburza. Praca wielokrotnie mnie ratowała, bo była odskocznią od życia i sytuacji, które nie były łatwe. Umysł musi odpocząć od problemów, nie może być bez przerwy bombardowany tymi samymi myślami, które działają na człowieka destrukcyjnie. Kiedy gram kogoś innego, to dla mnie odpoczynek. Śmiało mogę to nazwać terapią. MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA, Wiedeń Autorka wywiadu składa podziękowania pani Marii Buczak ze Stowarzyszenia TAKT z Wiednia za umówienie spotkania z aktorką.

ZDJĘCIE: STANO STEHLIK

10

MONITOR POLONIJNY


Monitor11:2015 02/11/15 12:18 Page 11

Otwarcie polskiej biblioteki w Nitrze N

itrzańska Polonia, a także słowaccy miłośnicy polskiej literatury w końcu się doczekali! W Bibliotece Wojewódzkiej im. Karola Kmeťka dzięki staraniom nitrzańskiego Klubu Polskiego powstał dział z polskimi książkami. Jego uroczyste otwarcie odbyło się 28 października w obecności gości – konsula RP w RS Jacka Doliwy i jego małżonki, dyrektor Biblioteki Wojewódzkiej Moniki Lobodášovej, prezes

Klubu Polskiego Nitra Romany Gre guškovej, kierownik Biblioteki Miejskiej w Nitrze Mai Korčokovej, przyjaciół, znajomych i mediów. Tejże inauguracji towarzyszyło seminarium na temat „Książka w poezji“, w ramach którego dokonano porównawczej prezentacji polskich pozycji literackich. Projekt miał i ma na celu także przybliżenie polskiej literatury młodym czytelnikom i zainteresowanie ich twór-

ZDJĘCIA: MICHAŁ CHOVANEC

czością Czesława Miłosza, Wisławy Szymborskiej, Juliana Tuwima, Adama Mickiewicza, Henryka Sienkiewicza, Juliusza Słowackiego, Aleksandra Fredry i innych. Inicjatorzy polskiego działu w nitrzańskiej bibliotece wierzą, że w ten sposób otworzyli przed miłośnikami polskiej poezji i literatury tajemniczy ogród, do którego warto zaglądać. ALICJA KORCZYK CHOVANEC

Emocje, których nie ostudził nawet lód Z

wykle na bratysławskim Stadionie im. Ondreja Nepela jeździ się na łyżwach, ale 6 października lodowisko pokryte zostało parkietem, by mógł się odbyć mecz siatkówki. Mecz nie byle jaki, bowiem po jednej stronie siatki stanęła reprezentacja Sło wacji, zaś po drugiej aktualni mistrzowie świata, czyli reprezentacja Polski. Możliwość obejrzenia takiego spotkania na żywo wzbudziła wiele emocji. I choć pod parkietem był lód, to atmosfera w hali była wyjątkowo gorąca. Wśród kibiców nie można było nie zauważyć fanów polskiej reprezentacji – z pomalowanymi w barwach narodowych twarzami, w białoczerwonych koszulkach z szalikami czy czapkami w tych samych kolorach. Na telebimach widać było roześmiane twarze kibiców, którzy na mecz przybyli całymi rodzinami. Wszyscy oni świetnie się bawili, dopingując obie drużyny. Na trybunach zasiadł też gość specjalny, czyli prezy-

LISTOPAD 2015

dent Słowacji Andrej Kiska, któremu towarzyszył chargé d’affaires polskiej ambasady Piotr Samerek. Okrzykom zagrzewającym siatkarzy do gry pra-

wie nie było końca. Ale mecz skończyć się musiał. Jego wynik to 3 : 0 dla aktualnych mistrzów świata. Atmosferę spotkania podgrzewał też zespół muzyczny, wybijając rytm gry. Na trybunach zaś tańczyły cheerleaderki, wymachując biało-czerwonymi pomponami. Ich narodowość zdradzały jedynie niebieskie spódniczki. Ducha rywalizacji czuć było do końca meczu. A kiedy ten się formalnie skończył, siatkarze rozegrali dodatkowe dwa sety, dostarczając kibicom rozrywki. I nie ważne było, kto zdobywał punkty, liczyły się dobry nastrój i sportowa atmosfera. KATARZYNA RZENTARZEWSKA, ALICJA JAWORSKA-ZIMA ZDJĘCIA: ALICJA JAWORSKA-ZIMA

11


Monitor11:2015 02/11/15 12:18 Page 12

Na

otwierającej trzeci festiwal projekcji zapachniało wielkim światem. Pojawił się reżyser Tajemniczego sojusznika Piotr Fudakowski, ten sam, który jako producent zdobył Oskara w 2005 roku za film Tsotsi. Obok niego zasiadł Borys Szyc, wzięty i popularny aktor z aktualnie towarzyszącą mu panią. Szyc ponoć miał zagrać główną rolę w prezentowanym tego wieczora filmie, ale – jak wyznał reżyser – ten kto daje pieniądze, dyktuje warunki. Film powstał w koprodukcji z Brytyjczykami, więc główną rolę zagrał Jack Laskey, czarujący i przystojny amant, świetnie noszący biały, kapitański mundur, bo film Tajemniczy sojusznik powstał na podstawie opowiadania Josepha Conrada, a jego akcja rozgrywa się na morzu.

Na bankiecie po projekcji pojawili się państwo Monika i Zbigniew Zamachowscy i jeszcze kilka osób z branży. Wszystko to działo się w kinie „Kultura” na Krakowskim Przed mieściu. Drugim miejscem festiwalowych prezentacji było Muzeum Pa łacu króla Jana III Sobieskiego w Wi lanowie. Festiwal Filmów Emigracyjnych Emigra 2015 to impreza jeszcze młoda, nieśmiało, jak na razie, finansowana przez polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Wyraźnie też wymaga lepszej reklamy, bowiem liczba i jakość prezentowanych filmów warta jest tego, by było o niej głośno w War szawie. I nie było. Agata Lewandowski, dyrektor Emi gry, wraz z zespołem stworzyła niezwykle interesujący program. Zapro siła m.in. filmy twórców Oskaro wych: Volkera Schlöndorffa i Pawła 12

FESTIWAL FILMÓW EMIGRACYJNYCH W WARSZAWIE

po raz trzeci Pawlikowskiego, a także dokument Krystyny Krauze i Jacka Petryckiego o Agnieszce Holland Powrót Agnie szki H. Szczególnie dobrze zostały przyjęte dwa dokumenty Pawła Pawlikowskiego – Podróże Dostojew skiego i Z Moskwy do Pietruszek z Wieniediktem Jerofiejewem. W rozmowie po prezentacji ich twórca mówił o swojej miłości do filmu dokumentalnego i czasach, kiedy robił takie filmy w latach 90. dla BBC. Wydobycie pokazanych na Emigrze filmów z zasobów słynnej stacji trwało ponad pięć miesięcy i wymagało od organizatorów samozaparcia. Ale warto było. Pawlikowski prowokował publiczność. Mówił: „Angielskość, polskość – nie używam takich terminów. Moje filmy żyją swoją własną logiką. Lubię robić filmy, których jeszcze nie widziałem”. Nie chciał wracać do Oskarowej Idy, ale chętnie mówił o Rosji Putina. „Ten świat mnie przeraża – twierdził – a kiedyś Rosja mnie bardzo interesowała. Nie wyobrażam sobie, bym mógł robić filmy, jeśli nie znałbym języka. A scenariusze piszę wiele razy i przerabiam wiele razy, bo każdy film jest podróżą. Podoba mi się, jak powstaje film, a potem mam do swojej pracy wiele uwag”. Spotkanie z Pawłem Pawlikowskim bardzo dobrze przyjęli goście festiwalowi, Polacy, którzy do Warszawy przyjechali z kliku krajów świata i przy wieźli swoje filmy. Pokazano je na festiwalu w kilku grupach tematycz-

nych: Nowa generacja Polaków za granicą, Emigra-Interwencje, EmigraHistoria, Emigra-Kreacja, EmigraFabuła, Inny punkt widzenia, Młodzi duchem i Wyjątkowe osobowości. Z ponad dwudziestu filmów dziesięcioosobowe jury pod przewodnictwem znanego reżysera Janusza Zaorskiego wybrało laureatów. Główną nagrodę zdobył film Kontrapunkt niezwykle zasłużonego scenarzysty i reżysera 82-letniego Andrzeja Papuzińskiego. To opowieść o Michale Batorze, artyście grafiku, absolwencie łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych, który swoje prace prezentuje w Luwrze w Les Arts Décoratifs. Papuziński i Bator mieszkają w Paryżu, znani są doskonale europejskiej widowni. Bator stworzył setki plakatów do najwybitniejszych spektakli teatralnych, baletowych i koncertów, a Papuziński za swoje niezwykłe, artystyczne dokumenty zdobywał nagrody na międzynarodowych festiwalach filmowych, w tym również w Krakowie.

MONITOR POLONIJNY


O filmach Papuzińskiego pisze się, że to „dokumenty kreacyjne”. Nagrodę za film fabularny na Emigrze 2015 zdobyła Aleksandra Panisko za piękną opowieść Bezdom. To historia 9 letniego chłopca, sieroty, który nie chodzi do szkoły i dba o siebie sam. Zibi, bo tak ma na imię bohater, znajduje bezdomnego kota, zabiera go i buduje dla niego i dla siebie dom, pełen ciepła, przyjaźni i prawdziwych uczuć. To wzruszająca, pięknie opowiedziana i sfilmowana historia. Natomiast nagrodę za film dokumentalny jury przyznało Witalisowi Szumiało Kulczyckiemu. Made In Poland - Niezwykli Emigranci to film przejmujący o siedmiu młodych mężczyznach, którzy wyjechali do Wielkiej Brytanii w poszukiwaniu pracy. Nie znali języka, pracowali na budowie. Ich pasją i swoistym sposobem na zwalczenie stresów była wyczynowa jazda na rolkach (freestyle rolling). Mężczyźni jeździli po stromych schodach, barierach, murowanych podjazdach. Upadali i podnosili się. Ten film to wielka metafora ich pobytu na emigracji.

Wszystkie nagrodzone na tegorocznej Emigrze filmy zdobywały laury już wcześniej na innych festiwalach. Nagrodę za debiut jury przyznało Bartoszowi Staszewskiemu za film Tableciarze. Przyznano też kilka wyróżnień twórcom, którzy wcześniej nie prezentowali swych filmów na innych festiwalach. Otrzymali je Joanna Gypser z Niemiec, Aleksandra Czen czek z Wielkiej Brytanii, Mitch Boch nak z USA, Francesco Ragusa z Francji i Anahita Rezaei z Polski. Trzeci Festiwal Filmów Emigra cyjnych zakończono uroczyście w Pa łacu w Wilanowie 25 października. ALINA KIETRYS LISTOPAD 2015

4 x malarstwo, 1 x rzeźba K

olekcję dzieł czterech malarzy i jednego rzeźbiarza można było podziwiać w nietypowej galerii Audi Exclusive Galerry w Bratysławie. Znane i cenione w świecie artystycznym nazwiska, takie jak: Ján Berger, Jana Hýbalová Ovšáková, Peter Daniš,

Xenia Bergerová czy rzeźbiarz Martin Lettrich przyciągnęły w deszczowy dzień 15 października wielu gości. „Ciekawe pomieszczenie, które otwiera wizualne połączenie z miejską scenerią, okazało się świetną kulisą, tworzącą doskonały kontekst dla artysty“ – wyjaśniła Xenia Bergerová, artystka i jednocześnie kuratorka wystawy, odpowiadając na pytanie, dlaczego na miejsce wystawy wybrano pomieszczenia jakże nietypowej galerii, którą na co dzień zdobią eleganckie samochody. Wystawiających w jej wnę trzach artystów łączy jedno „gniazdo”, czyli pracownia malarska ojca kuratorki na bratysławskiej VŠVU,

ZDJĘCIA: STANO STEHLIK, MÁRIA BALOGHOVÁ

Monitor11:2015 02/11/15 12:18 Page 13

w której jednak nie mieli okazji spotkać się w tym samym czasie. Wystawa, choć prezentowana w monumentalnym pomieszczeniu, miała charakter kameralny. Nas cieszy, że łącznikiem kolejnych pokoleń i ich autorytetem jest nasz rodak Ján Berger. Profesor preferuje wyraźną kolorystykę, co dało się zauważyć także w pracach jego uczniów. Goście wernisażu, a także klienci salonu Audi mogli chłonąć to piękno barw do woli.

Wydarzeniu towarzyszyła subtelna muzyka w wykonaniu zespołu Jablco. Całość można skwitować krótkim stwierdzeniem rodem z pewnego portalu społecznościowego: Lubimy MW to!


Monitor11:2015 02/11/15 12:19 Page 14

S

zczęk metalu, huk armatnich wystrzałów, zapach prochu i bojowe okrzyki wydawane w obcych językach – tak niecodziennie wyglądał spokojny zazwyczaj Sad Janka Kráľa w Bratysławie w pierwszą sobotę października. Popularny park jest miejscem, gdzie mieszkańcy słowackiej stolicy najchętniej spędzają wolny czas, jednak tego dnia mógł ich zaskoczyć wygląd trawników. Powodem, dla którego teren parku zamienił się w obozowisko osmańskich, polskich i habsburskich rycerzy, były pierwsze bratysławskie oficjalne obchody 332. rocznicy odsieczy wiedeńskiej, podczas której sprzymierzone wojska pod dowództwem polskiego króla Jana III Sobieskiego oswobodziły oblegany przez Turków Wiedeń. Organizatorem bratysławskiej imprezy był znany z przybliżania historii mieszkańcom miasta

Bitwa pod Wiedniem, która odbyła się w... Bratysławie

Bratislavský okrášľovací spolok, a całą akcję wsparli i objęli patronatem Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej oraz Prezydent Miasta Bratysława. Ideą, która przyświecała organizatorom, było zwrócenie uwagi na rolę interwencji sprzymierzonych wojsk – w tym legendarnej polskiej husarii – dla historycznego Preszporka. Przewodni-

Na Liptowie S

tolica regionu Liptów pod koniec września gościła chargé d’affaires Ambasady Rzeczypospo litej Polskiej w Republice Słowackiej Piotra Samerka, który spotkał się z konsulem honorowym RP w Li ptowskim Mikulaszu Tadeuszem Frąckowiakiem oraz burmistrzem miasta Jánem Blchačem. Tematem spotkania były aktualne zagadnienia regionalnej transgranicznej współpracy polsko-słowackiej. Miasto Li ptowski Mikulasz aktywnie współpracuje z takimi polskimi miastami, jak Żywiec (miasto partnerskie) 14

czący Bratislavskiego okrášľovacego spolku Maroš Mačuha chciał przypomnieć bratysławczanom również niezwykle gościnne przyjęcie Sobieskiego przez rajców i mieszkańców starego Przeszporka w październiku 1683 roku. Cała impreza nie mogłaby się odbyć bez miłujących historię grup rekonstrukcyjnych, których członkowie fantastycznie wciellili

oraz Nowy Targ i Jasło. Wspólnie realizowane projekty są dofinansowywane z funduszy europejskich i dotyczą przede wszystkim ruchu turystycznego, rekonstrukcji zabytków i obiektów kulturalnych. Uczestni cy spotkania wyrazili szczególne zadowolenie z otwarcia we wrześniu br. znacznej części historyczno-kulturowo-przyrodniczego szlaku rowe rowego wokół Tatr, jakim jest odcinek Trstena – Nowy Targ, liczący 35 km. W godzinach wieczornych nastą piło kolejne spotkanie, tym razem w Demänovskiej Dolinie na uroczystej kolacji, podczas którego do grona uczestników dołączyli zastępca

się w role oblegających i wyzwalających Wiedeń żołnierzy. Nie zabrakło oczywiście przybyłych z Polski huzarów na koniach, którzy wydatnie przyczynili się do zwycięstwa nad Turkami, także w 2015 roku. Decydująca bitwa miała odbyć się po południu, nie było więc powodu, aby wspaniale odziani rycerze oraz damy ich serc od rana skrywali się w obozowisku. Swój ryn-

dyrektora Szpitala Powiatowego w Liptowskim Mikulaszu Jan Drobčo i jego małżonka Jolantą Drobčo, długoletnia pracownica Konsulatu Honorowego RP w Liptowskim Mikulaszu, będącą również tłumaczem przysięgłym języka słowackiego oraz polskiego. Warto wspomnieć, że Jan Drobčo jest ordynatorem oddziału chirurgii w szpitalu regionalnym i od wielu lat udziela pomocy medycznej obywatelom Polski, a Prezydent RP odznaczył go Złotym Krzyżem Zasługi. Okazało się też, iż małżonkowie Jan i Jolanta Drobčo obchodzą właśnie okrągły jubileusz – z tej okazji goście złożyli jubilatom serdeczne życzenia. MONITOR POLONIJNY


Monitor11:2015 02/11/15 12:19 Page 15

sztunek oraz wiarę w zwycięstwo zaprezentowali na rynku i uliczkach Starego Miasta w formie uroczystej musztry i barwnego pochodu. Kulminacją parady była uroczysta msza w kościele franciszkanów, celebrowana w językach polskim i słowackim, w intencji pokoju na świecie oraz prześladowanych za wiarę. Na przykatedralnym pl. Rudnaya przybyłe oficjalne delegacje złożyły wieńce, mające uczcić poległych w bitwie w 1683 roku. Po południu wszyscy stawili się już w petrżalskim parku, wzajemnie zagrzewając się do mającej nastąpić (bez)krwawej potyczki. Zgodnie z planem punktualnie o 17.00 jeden z rozległych trawników zamienił się w prawdziwe pole bitwy, które od tego z 1683 roku odróżniał jedynie błysk fleszy rozentuzjazmowanej publiczności oraz gromkie brawa po ZDJĘCIA: STANO STEHLIK

szczególnie udanym manewrze piechoty lub kawalerii. Chociaż tegoroczna potyczka była trochę krótsza niż ta prawdziwa, widzowie nie mogli narzekać na brak historycznych akcentów. Liczba przybyłych grup rekonstrukcyjnych była naprawdę imponująca, w związku z tym zdecydowano się odtworzyć również przebieg innej bitwy z 1619 roku, kiedy to ówczesny Preszporok oblegały powstańcze oddziały Gabriela Bethlena. Gdy już opadł kurz bitewnego pola, wszyscy „żołnierze” zaprosili widzów do zwiedzania swoich obozów. Każdy mógł zajrzeć do namiotu i przekonać się, w jakich warunkach mieszkali dawni wojacy. Była to również niepowtarzalna okazja, aby przymierzyć epokowy strój czy wymierzyć z klasycznego muszkietu do odległego celu. Najwięcej radości mieli najmłodsi widzowie, którzy z nieskrywanym zachwytem swoich rodziców pozowali do wspólnych zdjęć z rycerzami. Pokonani Turcy trzymali fason, starając się wkupić w łaski publiczności poczę-

stunkiem – prawdziwą, orientalną kawą. Wszystko to sprawiło, że nastrój zabawy i święta trwał w parkowym obozowisku do późnych godzin wieczornych. Wspomnianym już sympatycznym akcentem była obecność wielu grup rekonstrukcyjnych z Polski, reprezentujących różne kompanie, bractwa i chorągwie. Stowarzyszenia te skupione są w ramach jednej organizacji, zwanej Skonfederowane Chorągwie, powstałej w celu wymiany doświadczeń, a także koordynacji wspólnych wystąpień – tak jak miało to miejsce w Bratysławie. Przybyły tu grupy z Bydgoszczy, Krakowa, Lublina, Nowego Dworu Mazowieckiego, Torunia, Warszawy, a nawet z Wejherowa. Członkowie poszczególnych stowarzyszeń to niezwykle mili i otwarci ludzie; okazali się nie tylko pasjonatami historii, lecz również fantastycznymi edu katorami. Wszyscy oni prześcigali się w prezentowaniu przybyłym gościom swojej pasji, zachęcając do zadawania pytań, prezentując wykonane przez siebie epokowe stroje oraz broń.

Uczestnicy spotkania: Tadeusz Frąckowiak z małżonką, Piotr Samerek, Jan i Jolanta Drobčo oraz Ján Blchač małżonką

LISTOPAD 2015

Byliśmy ciekawi, skąd w ludziach pojawia się taka pasja. Pytani przeze mnie entuzjaści historii nie udzielili jednoznacznych odpowiedzi; w każdym z nich zamiłowanie do historii zrodziło się w różnych okolicznościach i czasie. Na pewno ważny był udział w akcjach, takich jak ta bratysławska, a także bliska osoba, która zaraziła ich bakcylem historii. Wieść niesie, że urażeni tegoroczną porażką Osma nie za rok ponownie spróbują zdobyć Wiedeń, a ich droga będzie wiodła przez Bratysławę. Być może po stronie broniących Europy wojaków znajdzie się wtedy osoba, która w tym roku tylko naciskała migawkę aparatu lub pozowała do zdjęć z rycerzami? Do zobaczenia za rok! ARKADIUSZ KUGLER

Podczas spotkania rozmawiano o sprawach związanych z pracą konsulatu honorowego, kontaktach polsko-słowackich, najnowszych atrakcjach turystycznych na terenie Liptowa, kąpieliskach termalnych Tatralandia i Bešeňová, jak również o rozbudowującym się największym na Słowacji ośrodku narciarskim Jasna-Chopok. Ponadto zwrócono uwagę na coraz większe zainteresowanie Słowaków nie tylko targami w przygranicznych miejscowościach polskich, ale również zabytkami kultury i historycznymi miastami, jak Wieliczka, Kraków czy Zakopane. JD 15


Monitor11:2015 02/11/15 12:19 Page 16

Jak głosowali Polacy w Bratysławie

W

niedzielne popołudnie 25 października, kiedy dotarliśmy do ambasady RP w Bratysławie, w lokalu wyborczym nr 152 oprócz komisji nie było nikogo. Dopiero chwilę później zaczęli się pojawiać Polacy, którzy zdecydowali się spełnić swój obywatelski obowiązek. Zgłoszonych na liście wyborców było 240 osób, z których 208 oddało ważny głos na kandydatów do Sejmu, a 212 na kandydatów do Senatu. Jak nas poinformował konsul RP w Bratysławie radca Jacek Doliwa, w stolicy Słowacji zwyciężyła Platforma Obywatelska, na którą oddano 48 głosów. O dwa mniej otrzymała Nowoczesna Ryszarda Petru. Dopiero na trzecim miejscu znalazło się Prawo i Sprawiedliwość z 40 głosami. Na Korwina zagłosowało 26 osób, zaś na

J

partię Razem 20. Po 13 głosów otrzymała Zjednoczona Lewica i Kukiz’15. Na Pol-

ZDJĘCIA: STANO STEHLIK

ubileusz księdza Jana Laska był doskonałą okazją do spotkania się zarówno z jubilatem, jak i członkami nitrzańskiej Polonii. Po polskiej mszy świętej, celebrowanej 18 października, skierowali oni swoje kroki do domu ojców salwatorianów, gdzie prezes Klubu Polskiego w Nitrze w imieniu wszystkich jego członków złożyła jubilatowi życzenia, wręczyła kwiaty i drobny upominek. Spotkanie było też miłą 16

skie Stronnictwo Ludowe zagłosowały 2 osoby. Pozostałe podmioty polityczne, jak Ruch Społeczny RP czy Obywatele do Parlamentu, nie uzyskały w Bratysławie żadnego poparcia. W wyborach do Senatu RP zwyciężyła na Słowacji Barbara Borys-Da mięcka, uzyskując 103 głosy, na drugim miejscu znalazła się Anna Maria Anders z 66 głosami, zaś ostatnią pozycję zajęła Katarzyna Elżbieta Pawlak, którą wy brały 33 osoby. Wybory w Bratysławie przebiegły bez zakłóceń. I tylko niektórym wyborcom towarzyszyła nostalgia, której powodem była świadomość, iż były one ostatnim wydarzeniem mającym miejsce w siedzibie ambasady przy ulicy Hummelovej. Od listopada bowiem ambasada mieścić się będzie przy ulicy Paulinyho 7, w samym centrum słowackiej stolicy. RED.

Jubileusz w Nitrze okazją do wspólnego wspominania papieża Jana Pawła II, którego rocznica powołania na papieża właśnie mijała. Tego dnia rozmowy integrujące miejscową Polonię trwały przy suto zastawionych stołach, na których królowały domowe wypieki. BEATA BIĘGA

Polska P

ewnego środowego wieczoru włączyłam jeden z moich ulubionych programów telewizyjnych „Česko Slovensko má talent!”. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zapowie dziano występ tancerzy z Polski! Z wielką uwagą przyglądałam się, co też nasi pokażą. „Trochę inny taniec“ – tak brzmiała zapowiedź jednego z członków zespołu. Już od początku widziałam, że faktycznie nie jest to tradycyjna forma tańca, bowiem grupa Fair Play Crew zaprezentowała komedię taneczną. To połączenie choreografii z wnikliwą obserwacją otaczającej rzeczywistości z ogromną dawką absurdalnego poczucia humoru plus niesamowite poczucie rytmu. Zarówno jurorzy, jak i widzowie na sali i – jak sądzę – ci przed telewizorami też oglądali co chwilę przerywany salwami śmiechu występ Polaków z zapartym tchem. Cztery razy „tak“ brzmiał werdykt jurorów, a publiczność przypieczętowała występ własną notą – owacjami na stojąco, zaś znana czeska piosenkarka Lucie Bila, będąca w programie jurorką, stwierdziła, że występy grupy mogłaby oglądać nieustannie. Grupa Fair Play Crew swoim brawurowym występem zdobyła serca czeskiej i słowackiej publiczności. W doskonałym stylu przeszła do półfinałów popularnego show, stając się poważnym kandydatem do zwycięstwa. Z jej powodu na MONITOR POLONIJNY


Monitor11:2015 02/11/15 12:19 Page 17

ma talent! stronie relacji „Česko Slovensko má talent!” na Facebooku padł rekord polubień, a dotyczące jej występu komentarze nie pozostawiały wątpliwości, kto jest faworytem programu. Zespół Fair Play Crew, w skład którego wchodzą Bzyga, Niecik, Roofi, Marcin, Blacha i Kruk, zdecydował się wziąć udział w czesko-słowackim show ze względu na swoje kontakty z artystami z tych krajów. „Od 5 lat organizujemy w Krakowie Fair Play Dance Campie – największy w Europie festiwal taneczny. Wśród uczestników od początku są osoby z Czech i Słowacji“ – wyjaśniał dla „Monitora Polonijnego“ Karol „Niecik” Niecikowski. To stało się impulsem, by wziąć udział w programie poza granicami Polski. Niecik nie krył zadowolenia z reakcji publiczności. „Owacje na stojąco nie zdarzają się na co dzień, mieliśmy ogromną satysfakcję, że nasz show został tak świetnie przyjęty i że nasza sztuka ma uniwersalny przekaz” – mówił, wyrażając nadzieję na kolejne spotkania z fanami z Czech i Słowacji. A co się stanie, jeżeli grupa wygra show? Może nasz klub poszerzy się o tak barwnych tancerzy?

LISTOPAD 2015

„Mieszkamy w Białymstoku, ale na przykład podczas festiwalu tanecznego w Krakowie mieszkamy w tym mieście niemal miesiąc, więc może w przyszłości jakiś ciekawy projekt przyciągnie nas na dłużej na Słowację?” – zastanawiał się na głos mój rozmówca. To, na czym chłopcy znają się najlepiej, czyli taniec, przekuwają na uniwersalny język opowiadania historii. I to działa! Bez słów nawiązują porozumienie z publicznością na całym świecie. „Nasze komediowe skecze mają zawsze drugie dno. Pokazujemy świat w krzywym zwierciadle, czerpiemy z naszych doświadczeń, śmiejemy się ze współczesnych zjawisk i z samych siebie. Widzowie – mimo różnic językowych czy kulturowych – doskonale odczytują nasz przekaz” – komentował Karol „Niecik” Niecikowski. Formacja Fair Play Crew ze swoją komedią taneczną zdobyła już szereg wyróżnień w kraju, m.in. wygrała tegoroczną PAKĘ – najważniejszy w Polsce przegląd sceny kabaretowej. Teraz przed nią sceny Słowacji i Czech. A my mamy nadzieję, że będziemy mogli ją obejrzeć na żywo. Kto wie, może podczas tradycyjnej pierwszomajowej akcji Klubu Polskiego? Chłopaki, mocno trzymamy kciuki za Was! DOROTA CIBIŃSKA

KOREAŃCZYK Z LAUREM, POLAK Z NAGRODĄ PUBLICZNOŚCI

Zwyciężył wszechobecny

Chopin

„J

estem zachwycona tym konkursem i cudownie, że mogę być w Warszawie” – mówiła Ewa Rubinstein, córka wielkiego pianisty Artura Rubinsteina, a Tomasz Stańko, jazzman, koncertujący na całym świecie, z rozrzewnieniem wspominał studia swojej siostry u profesora Drzewieckiego, który przygotowywał ją do chopinowskiego konkursu. „To czasy mojej młodości – mówił – a dzisiaj wielkie święto duchowe, które z ogromnym sukcesem obchodzi polska kultura”. W Polsce w czasie XVII Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina trudno było nie ulec niezwykłemu nastrojowi. A jak mówili pianiści z Azji, także w artystycznych kręgach na świecie królował duch mistrza mazurków. W Warszawie na ulicach i w autobusach ludzie rozmawiali o Chopinie, w ostatnim etapie konkursu pojawiły się nawet zakłady o to, kto zwycięży. Żartowano, że bukmacherzy mają pełne ręce roboty. A tak naprawdę zwyciężył Fryderyk Chopin i jego muzyka, która była wszechobecna – transmitowana na żywo w TVP Kultura, w Programie II Polskiego Radia, w Internecie na You Toube, w przeróżnych aplikacjach elektronicznych. Warto podkreślić, iż elektroniczny Chopin pojawił się w trakcie tego właśnie festiwalu po raz pierwszy. „Ludzie zachorowali na Chopina” – śmiał się Piotr Paleczny, juror i laureat konkursu chopinowskiego z 1970 roku. Liczbę osób zakochanych w muzyce genialnego kompozytora, słuchających transmisji i relacji z konkursu, szacowano na miliony. 17


Monitor11:2015 02/11/15 12:19 Page 18

Wszystko zaczęło się w Warszawie w kwietniu 2015 roku, kiedy to odbyły się eliminacje wstępne. Z ponad 400 zgłoszeń ze świata komisja kwalifikacyjna wybrała 78 pianistów z 20 krajów, w tym 14 reprezentantów Polski. Bardzo silną ekipę stworzyli Chińczycy – 15 pianistów. Przyjechało też 12 reprezentantów z Japonii, 9 z Korei Południowej, 7 z Rosji, 5 z USA, po 3 z Kanady, Wielkiej Brytanii i Włoch oraz 2 Czechów. Trzeciego października zaczęło się trzytygodniowe chopinowskie szaleństwo. Nagle się okazało, że muzyka Chopina może zwyciężyć w wielu kategoriach. Może uspokoić internetowe hejty i konkurować z przedwyborczą debatą polityczną. Zajmuje młodych i starych. W komentarzach internetowych ludzie przyznawali się, że nie są znawcami muzyki, ale Chopina chcą słuchać. „Chopin wrócił do łask” – dało się słyszeć. Największe emocje wzbudził jednak finał konkursu. Dziewięciu świetnych muzyków zagrało koncert e-moll, zaś Kanadyjczyk Charles Richard-Hamelin koncert f-moll. I to wykonanie młodzieńczego utworu Cho pina – według wielu perfekcyjne – przyniosło mu drugie miejsce. Orkie strą Filharmonii Narodowej w Warszawie dyrygował Jacek Kaspszyk. Również koncert e-moll w wykonaniu zwycięzcy konkursu Seong-Jin Cho z Korei Południowej okrzyknięto mistrzowską kreacją. Dziwiono się potem, że Filharmonia Narodowa w Warszawie, która regulaminowo powinna przyznać nagrodę za najlepiej zagrany koncert finałowy z orkiestrą, w tym roku owej nagrody nie przyznała. Muzykolodzy i krytycy muzyczni uznali to za wyraźne „przeoczenie artystyczne”. Gorącą wymianę zdań i rozbieżne komentarze wywołało też przyznanie 18

trzech głównych nagród. Młody 21-letni Koreańczyk Seong-Jin Cho wzbudził sympatię, ale nie był typowany na zwycięzcę i zdobywcę Złotego Medalu. Uwagę zwrócił dopiero w II etapie konkursu – grał bezbłędnie i pięknie, bowiem jest artystą znakomicie wyszkolonym i perfekcyjnym estradowo. Uznano go za sentymentalistę i niezwykły umysł muzyczny. To świetnie zagrany koncert e-moll zdecydował o jego zwycięstwie. Po upublicznieniu punktacji jury okazało się, że z 17osobowego gremium wybitnych pianistów i muzykologów tylko jeden postawił Koreańczykowi najniższą notę, pozostali zaś punktowali bardzo wysoko. Większość polskich jurorów dała mu po dziewięć, a nawet dziesięć punktów. Cho przyznał, że nie słuchał pozostałych uczestników konkursu i że dla niego najtrudniejszy był I etap, bo w sali przesłuchań było „obco i zimno”. W kolejnych etapach – jego zdaniem – było już lepiej. Najbardziej zadowolony był z koncertu finałowego. Przyznał też, iż swoje wystąpienia oglądał na YouTube, bowiem niewiele z nich zapamiętał. Oceniając grę nie tylko Koreańczy ka, ale również pozostałych dziewię-

ciu finalistów, podkreślano, iż wybrany przez nich utwór Chopin skomponował w wieku 20 lat, a więc mniej więcej w wieku większości laureatów tegorocznego konkursu. Ponadto właśnie ten koncert zagrał na pożegnalnym koncercie przed wyjazdem na stałe z Warszawy w roku 1830. Publiczność tegorocznego konkursu pianistycznego polubiła urodzoną w Singapurze Amerykankę Kate Liu – zdobywczynię Brązowego Medalu, Kanadyjczyka Richarda-Hamelin – Sre brny Medal, a także Polaka Szymona Nehringa, na którego recitalu w III etapie konkursu pojawił się sam Krzysztof Penderecki. Niestety, jury nisko oceniło wykonanie koncertu e-moll przez Polaka. Widownia jednak miała swoje sympatie i Szymon Nehring, młody pianista z Krakowa zdobył nagrodę publiczności. Swoją grupę fanów zyskał Georgijs Osokins – pianista z Łotwy – niezwykłej urody młodzieniec, ale zdecydowanie gorszy pianista. Jego pojawianiu się na scenie zawsze towarzyszyły emocje, szczególnie wśród pań. Koncert laureatów powtarzano w Filharmonii Narodowej w Warszawie trzykrotnie. Kolejki po bilety ustawiały się już o ósmej rano, choć sprzedaż rozpoczynała się dopiero o trzynastej. A kiedy udało się wejść do sali koncertowej, były już tylko oklaski i bisy. Następny konkurs Chopinowski za pięć lat, w roku 2020, co oznacza niestety, że trzeba będzie długo czekać… ALINA KIETRYS

MONITOR POLONIJNY


Monitor11:2015 02/11/15 12:19 Page 19

W

yobraźmy sobie historię muzyka, który wpada na pomysł nagrania porywającej muzycznie płyty, napisanej i zagranej od początku do końca w jednym stylu. Oczywiste jest, że nagrany materiał wyprzedza swój czas, nikt bowiem nie jest przygotowany na potężną dawkę prawdziwej multiinstrumentanej muzyki. W radiu królują niestety proste gitarowe granie i niewyszukane rytmy. Album nie zdobywa popularności, piosenki pokrywają się kurzem i stopniowo zapomina o niej nawet sam muzyk, który zaczyna tworzyć w innym, bardziej popowym brzmieniu. Ponad czterdzieści lat później płytę przesłuchują pewni młodzi artyści i wpadają w zachwyt. Wiedzą, że dzisiaj ta ambitna muzyka wreszcie może znaleźć swojego odbiorcę. Zapraszają zatem autora do współpracy. „Wie my, jak to zagrać na nowo”. Utwory z debiutanckiej płyty są ponownie grane na koncertach, a te wyprzedane są na pniu. W ten sposób utalentowany muzyk po wielu latach przeżywa swoją artystyczną młodość i kolejny, tym razem należycie doceniony debiut. Brzmi jak scenariusz hollywoodzkiego filmu? Ta historia wydarzyła się napra wdę, a do tego wydarzyła się w Polsce. Autorem niedocenionej płyty jest Zbi gniew Wodecki, a krążek (wtedy winylowy), zatytu łowany po prostu „Zbigniew Wodecki”, ukazał się w 1976 roku. Młodzi muzycy oraz ponowni odkrywcy muzycznego talentu Wodeckiego to bigbandowa grupa Mitch and Mitch. Ich wspólny występ na Off Fe stiwalu w 2013 roku, na LISTOPAD 2015

Kosmiczna odyseja Zbigniewa Wodeckiego odkryta przez Mitch & Mitch

Czulym uchem

którym wszystkie utwory z płyty zagrano w nowej aranżacji na żywo, zachwycił publiczność oraz producentów muzycznych. Było jasne, że cały materiał trzeba zarejestrować na nowo z udziałem big-bandu i w obecności reagujących aplauzem słuchaczy, tworząc bigbandowy show w nowym wydaniu. I tak powstała płyta „1976: A Space Odyssey“, która w Polsce nieoczekiwanie okazała się hitem roku 2015. Płyta magiczna, radosna, pełna pozytywnej energii, szybko trafiająca do ucha i serca każdego słuchacza. Aby ulec urokowi tego krążka wystarczy chociażby jedno przesłuchanie promującej album piosenki „Rzuć to wszystko, co złe”. Utwór ten w ciągu kilku ostatnich miesięcy obecny był we wszystkich stacjach radiowych i mimo iż odtwarzano go bardzo często, nie znudził się nikomu. Pulsują ce rytmy bossa novy, akom paniament trąbek, puzonów i śpiewane z uśmiechem teksty nie mogą się przecież znudzić. „Rzuć to wszystko, wszystko, co złe, co gnębi cię; zostaw troski za sobą gdzieś i ze mną pędź; właśnie ze mną!“ –

przyznaję, że nie potrafię przestać nucić wersów z tej wspaniałej płyty. Mimo iż utwory napisane zostały ponad 40 lat temu, nadal brzmią świeżo i wyróżniają się wśród dzisiejszego zalewu popowej komercji. Duża w tym zasługa autorów tekstów (m.in. Andrzeja Kuryły i Janusza Terakowskiego) i wspierających Zbigniewa Wodeckiego kompozytorów (m.in. Wojciecha Trzcińskiego i Jarosława Kukulskiego). Wśród czternastu utworów można znaleźć nie tylko te żywe i energiczne (podobna aranżacyjnie do „Rzuć...“ piosenka „Wieczór już“ czy lekko funkująca „Panny mego dziadka“). Płyta przynosi także pełne jazzu refleksyjne piosenki, w których w tle pobrzmiewa echo Franka Sinatry („Pieśń ciszy“, „Partyjka“). Oprócz wspomnianego promujące-

go album przeboju wspaniały jest kawałek „Posłu chaj mnie spokojnie“ – Glenn Miller i wspomniany Sinatra mogliby pęknąć z zazdrości! Co natomiast o samej płycie mówi Zbigniew Wodecki? „Dzięki Mitch & Mitch odzyskałem radość muzykowania. Przez lata najważniejsze było, aby świetnie wypaść i być gwiazdą. Było to tak stresujące, że zapomniałem o tym, co jest najważniejsze, chłopaki mi o tym przypomnieli!“. Muzyk przyznaje, że dzięki trasie koncertowej promującej płytę znów czuje się jak 15-latek, kiedy to stawiał swoje pierwsze kroki w młodzieżowej grupie „Czarne Perły“. Jeszcze przed pamiętnym występem na OFF Festiwalu w 2013 roku, gdy nie było do końca wiadomo, czy pomysł powrotu po latach okaże się sukcesem, artysta z nadzieją w głosie mówił: „(...) mnie, facetowi, który stoi nad grobem, pojawia się przed stopami nowa ścieżka. Mam własną karierę, mam swój program, który sprawdza się przy świecach i w Lecie z Radiem. Ale to może być zupełnie nowe otwarcie. Po raz pierwszy w życiu chętnie odpuściłbym te własne koncerty i na chwilę zajął się tylko tym. Kiedy te utwory komponowałem w domu przy fortepianie czy z gitarką, to od razu wyobrażałem sobie, jak one zabrzmią na koncertach“. Panie Zbyszku, chyba się udało! A my, drodzy Państwo, udajemy się na koncerty, a potem do sklepów po płytę! Zdecydowanie polecam wszystkim tę niezwykłą i naprawdę kosmiczną odyseję. ARKADIUSZ KUGLER 19


Monitor11:2015 02/11/15 12:19 Page 20

K

onflikt ojca z córką oraz próba odbudowania życia po śmierci najbliższej osoby to tematy chętnie wykorzystywane zarówno w filmie, jak i literaturze. Kojarzą się z dramatem, do którego należy podejść z powagą i pewnego rodzaju patosem, bo przecież nie wypada robić komedii z tego, że ktoś umarł, a inni z tegoż powodu cierpią. Bywa, że szacunek do trudnego tematu wpędza literatów i filmowców w pułapkę patetycznego nadęcia. Małgo rzata Szumowska w swoim nowym filmie „Ciało. Body” pokazała, że w każdej tragedii można znaleźć zarówno groteskę, jak i czarny, inteligentny humor, który rzadko gości w naszych rodzimych filmach. Bez rechotania, używania oklepanych chwytów w stylu skórki od banana, bez robienia komedii Szumowska wzrusza, daje do myślenia i wywołuje uśmiech na twarzach widzów, opowiadając historię, która na pierwszy rzut oka nie wywołuje śmiechu. Owdowiały, cyniczny prokurator (Janusz Gajos) po stracie żony zamyka się w skorupie zgorzknienia. Jego córka (Justyna Suwała) czuje odtrącenie, walczy z ojcem, a swój dramat i poczucie samotności manifestuje w sposób fizyczny, uciekając w bulimię. Gdy

20

Bez patosu

dziwi więc Srebrny Niedźwiedź, zdobyty na Berlinale, i wiele innych nagród, które dostał film. Genialne role stworzyli wszyscy aktorzy, Gajos i Ostaszewska wbijają w fotel, grając tak lekko, zabawnie i prawdziwie, że zapomina się, iż są aktorami, a nie postaciami przez siebie granymi. Cze mu dopiero teraz piszę o tej filmowej perełce, choć jej premiera była w marcu? Otóż gdy „Ciało“ było grane w polskich kinach, mnie

poznaje Annę (Maja Ostaszewska), ekscentryczną terapeutkę rozmawiającą z duchami, nagle widzi dla siebie światełko w tunelu. Te trzy postaci o wyrazistych charakterach i trzech ekstremalnie różniących się od siebie historiach łączy jedno – samotność, która pojawia się mimo tłumu otaczających ich osób. Ojciec i córka budują relację opartą na walce, prawie ze sobą nie rozmawiają, nie patrzą sobie w oczy, a jedynym momentem ich bezpośredniego kontaktu są żarliwe kłótnie. Rozmawiająca z duchami Anna wprowadzi w ich życie mały, pozytywny chaos, zmusi do zrewidowania poglądów na życie, śmierć, wiarę i miłość. Oglądając film, ma się wrażenie, że reżyserka składa hołd Krzysztofowi Kieślo wskiemu i jego metafizyce.

nie było w Polsce, a filmów oglądanych piracko w Internecie unikam jak ognia. Jednak cuda się zdarzają i góra przyszła do Mahome ta – dzięki festiwalowi filmowemu Lets Cee, który w październiku odbył się w Wiedniu, obejrzałam „Ciało. Bo dy” na wielkim ekranie. Państwu polecam gorąco i z całego serca. Brawo Szumowska! MAGDALENA MARSZAŁKOWSKA

Choć to ukłon piękny, bałam się, że będzie zbyt dosłowny, jednak końcówka filmu, której Państwu nie zdradzę, pokazuje, jak dojrzałą artystką, zdystansowaną do siebie samej jest Szumowska. Samotność, niezrozumienie i wyobcowanie bohaterów okraszone jest dawką satyry i gorzkiego czarnego humoru, który to jest najtrudniejszego gatunku fabularnego. Nie

MONITOR POLONIJNY


Monitor11:2015 02/11/15 12:19 Page 21

Zaniedbane żydowskie dziedzictwo kulturowe Słowackie perełki

P

odróżując po Słowacji, kolejny raz natrafiłam na niszczejącą, ziejącą pustką synagogę. Zaczęłam zastanawiać się nad przeszłością i dziedzictwem kultury żydowskiej na Słowacji. Kiedyś żyło tu przecież 135 tys. wyznawców judaizmu, obecnie ok. 3 tys. Spuścizną po nich są już jedynie synagogi, w większości zniszczone. Na Słowacji znajduje się ponad 100 synagog, które traktowane są głównie jako obiekty historyczne. W części z nich utworzono sklepy, składy, galerie, a nawet dom starców. Ich właścicielami są władze miasta lub osoby prywatne. Tak też jest w przypadku synagogi we Vrbovym, która jest jednym z najpiękniejszych żydowskich zabytków architektury sakralnej w zachodniej Słowacji. Wybudowana została w latach 1882-1883, gdy miasteczko zamieszkiwała ponad tysięczna społeczność żydowska, czego dowodem jest pamiątkowa tablica. Dla celów religijnych bożnica służyła do 1942 roku, kiedy to większość społeczeństwa żydowskiego została wywieziona do obozów koncentracyjnych. Pozostali Żydzi po II wojnie światowej wyjechali do USA i Palestyny. Na przestrzeni lat synagoga przechodziła z rąk do rąk. Niestety, do dziś nie znalazł się nikt, kto wykorzystałby obszerne, czterokondygnacyjne wnętrze przepięknego budynku w stylu mauretań skim. Podobny los spotkał sy nagogę z 1886 roku w Bytčy i choć obecnie pozostaje ona w opłakanym stanie, to nadal jest jednym z najbardziej charakterystycznych budynków w mieście. Wzniesiono ją na planie litery T, z malowanym drewnianym sufitem i trójczęściową fasadą, ozdobioną licznymi dekoracjami plastycznymi. LISTOPAD 2015

Żal ściskał mi serce, gdy oglądałam rozpadające się mury, okna straszące pustką oraz resztki polichromii, sztukaterii i witraży. Mam nadzieję, że wspomniane synagogi nie podzielą losu tych, które choć przetrwały okrucieństwa II wojny światowej, to przegrały z ludzką głupotą. Taki los spotkał przepiękną, pochodzącą z końca XIX w. synagogę, stojącą niegdyś na Placu Rybnym w Bratysławie, zburzoną w latach 1967-1969 r. decyzją komunistycznych władz, które postanowiły wybudować Nowy Most na Dunaju. W okresie reżimu komunistycznego podczas budowy miejskich projektów urbanistycznych zniszczone zostały także bożnice w Pezinku,

ZDJĘCIA: MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA

Galancie, Humennym, Hlohovcu czy Michalovcach. Zaniedbane synagogi coraz częściej jednak wykorzystywane są dla nowych funkcji kulturowych i społecznych. Przykładem jest synagoga w Malackach, wybudowana w 1900 r. według planów wiedeńskiego architekta Wilhelma Stiassnego. Dawna bożnica zachwyca pięknymi kulistymi kopułami i fasadą główną, bogato zdobioną w charakterystyczne żółte i czerwone pasy, które sprawiają, iż jest to jeden z najoryginalniejszych budynków w mieście. Dziś mieści się tu szkoła artystyczna. Natomiast w synagodze trnavskiej, o cechach stylu mauretańsko-bizantyjskiego, znajduje się obecnie centrum sztuki współczesnej, w którym organizowane są liczne wystawy plastyczne i koncerty muzyki klasycznej. Z kolei władze Nitry uratowały secesyjną synagogę, przekształcając ją w salę koncertową i wystawienniczą. Synagogi na Słowacji są ostatnimi świadkami bogatej historii społeczności żydowskich w tej części Europy. Wzbudziły zainteresowanie nawet magazynu Wall Street Journal. Szanujmy je, bo będąc reliktami mniejszości narodowych, stanowią dziedzictwo kulturowe państwa i świadczą o jego bogatej historii. MAGDALENA ZAWISTOWSKAOLSZEWSKA 21


Monitor11:2015 02/11/15 12:20 Page 22

W

eleganckiej Francji początków XX wieku, w stolicy światowej mody i stylu Antoni Cierplikowski, młody Polak z chłopskiej rodziny, który ledwie kilka lat wcześniej przyjechał do Paryża, mając pięć franków w kieszeni, ośmielił się obciąć kobiece włosy na chłopaka. W czasach, gdy dorosłe kobiety nosiły długie pukle obowiązkowo, a wiara w to, że krótkie włosy oznaczają krótki rozum i powodują anemię (sic!), była to rewolucyjna decyzja. Podjęta, jak to często bywa, zupełnie przypadkiem. Popularna francuska aktorka Eve Lavalliere w jednym z przedstawień miała zagrać podlotka. Szkopuł w tym, że liczyła wówczas już blisko czterdzieści lat, na które zresztą wyglądała.

Kapelusze z głów!

POLAK POTRAFI

Polak dyktuje trendy w Paryżu

Cierplikowskiemu powierzono realizację misji specjalnej – miał znaleźć dla Lavalliere uczesanie, które by odjęło jej lat. Ale jak to miał zrobić? Odmłodzić wyjątkowo twarzową fryzurą owszem, można, ale żeby o kilka dekad? Cierplikowski był bliski poddania się, gdy nagle do pracowni wbiegła krótkowłosa córka dozorczyni. Eureka! Cierplikowski bez wahania znacząco skrócił włosy Lavalliere. Nowa, lekka fryzura odświeżyła image aktorki, ujmując jej kilkanaście lat. Chłopczyca wylansowana przez Antoine’a ugruntowała jego już wtedy silną pozycję. Do grona wiernych klientek szybko dołączyły takie sławy, jak Greta Garbo, Pola Negri, Edith Piaf, Marlene Dietrich i Josephine Baker. Dla tej ostatniej stworzył jedną z jej

najbardziej charakterystycznych fryzur – pierścionki z włosów, okalające twarz. I to właśnie zdjęcie aktorki w tej fryzurze znalazło się na historycznej okładce biblii mody Vogue. Była to jednocześnie pierwsza okładka tego magazynu, na której znalazła się fotografia ciemnoskórej kobiety. Dobra passa Cierplikowskiego trwała. W swoim atelier nie tylko czesał creme de la creme Paryża, ale również przygotowywał peruki, kapelusze i kostiumy do spektakli, rewii i przedstawień operowych. Prace Antoine’a przypominały dzieła sztuki, a on sam podkreślał, że na klientkę patrzy jak rzeźbiarz na modelkę. Inspiracji szukał w malarstwie Goi, Velasqueza, Boznańskiej i Dunikowskiego.

Bo to zła kobieta była…

C

Czasem trafiam na książki, które w sposób niemal fizyczny przypominają mi, czym są tzw. uczucia ambiwalentne, czyli takie, które się pojawiają, gdy np. nasza teściowa spada w przepaść naszym nowym mercedesem.

Tak też było, gdy czytałam „Kobiety, cysty i pachołki” Waldemara Wahna, wydane w tym roku przez Wydawnictwo „Kontro wers”. Waldi Wahn to kolorowy ptak, niezwykle utalentowany artysta malarz i znany na całym świecie ta22

tuażysta o niezwykle rozpoznawalnym i oryginalnym stylu. Można powiedzieć, że w tatuowaniu stworzył zupełnie nowy styl, jakiego przed nim nie było. Literatura to jego nowe poletko i choć jest błyskotliwy i ponadprzecięt-

nie inteligentny, to literatem jednak nie jest. Jego debiutancka książka jest reklamowana jako „socjalnokrytyczna satyra o polskich kobietach“, w której autor analizuje pewien typ niewiast, nazywając je cystami i torbielami. Są to egoistki,

materialistki, złośliwe zazdrośnice i arogantki. Waldi opisuje swoje spotkania bądź ich brak z kobietami z portali internetowych i to, jakich sztuczek próbował użyć, tworząc różne warianty swojego profilu randkowego. Raz był banMONITOR POLONIJNY


Monitor11:2015 02/11/15 12:20 Page 23

Fascynował go również świat kosmetyków. Korzystając ze zdobytej renomy, założył markę Antoine i rozpoczął produkcję lakierów do włosów w fantazyjnych, niebanalnych kolorach, z błękitem i czerwienią na czele. I ten kontrowersyjny zdawałoby się produkt zdobył uznanie klienteli. Kto by pomyślał, że chłopak z ubogiej sieradzkiej rodziny zbuduje imponujące fryzjerskie imperium? Proszę sobie wyobrazić - 121 salonów działających pod szyldem Antoine! W Londynie, Tokio, Cannes, Marsylii i Stanach Zje dnoczonych! Mówiono o nim król fryzjerów, fryzjer królów, bo z jego usług korzystało łącznie sześć koronowanych głów, m.in. Jerzy VI i Elżbieta II. Prywatnie Cierplikowski był niezwykle barwną, nietuzinkową postacią. Uważał się za artystę i wśród artystów miał wielu przyjaciół. Jednym z najwierniejszych był wspomniany już Dunikowski. To dla niego, wiedząc, że martwi się niskim wzrostem,

kierem, raz artystą, czasem brutalem, a czasem romantykiem. Brak sukcesów na miłosnym polu tłumaczy arogancją i materializmem swoich wybranek. Każdy z nas takie kobiety spotkał i trudno się nie zgodzić z autorem, że istnieją. Problemem książki jest jednak nie to, że Wahn takie kobiety opisuje, lecz to, jak się do tego zabiera. Nieste ty, nie jest to ani powieść, ani reportaż, ani praca naukowa. Gatunkowo najbliżej jej do pamiętnika, jednak autor niepotrzebnie wstawia fragmenty mające LISTOPAD 2015

wymyślił i stworzył kryształowe obcasy. I naprawdę, był to jeden z jego najmniej ekscentrycznych pomysłów. Bez wątpienia blaknący przy szklanym domu, który, pozostając pod przemożnym wpływem Przedwiośnia Żeromskiego, wybudował w 1927 roku w Paryżu. Ach, cóż to był za dom! Szklane schody, meble, nawet częściowo przeszklone ściany. Paryska prasa była zachwycona i podkreślała, że drugiego takiego nie ma w Paryżu. Łatwo w to uwierzyć. Konia z rzędem temu, kto znalazłby podobnie wyglądające lokum, zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę osobliwy wystrój wnętrz. Na przykład ustawioną w salonie szklaną trumnę, w której Cierplikowski lubił sypiać. Przygotowywał się na śmierć i obsesyjnie o niej rozmyślał. Na ręce nosił srebrną bransoletkę z wygrawerowanym Memento Mori, a jeszcze w latach trzydziestych zrobił sobie sesję trumiennych fotografii. Później zamówił u Dunikowskiego rzeźbę, która miała stanąć na jego nagrobku. Pozował do niej przez dwa tygodnie. Swój pogrzeb zaplanował zresztą w najdrobniejszych szczegółach: miał spocząć na paryskim cmentarzu Passy. W ostatniej drodze miała towarzyszyć mu muzyka, wykonywana przez orkiestrę ze słynnej Olimpii (którą z góry opłacił!), zaś mowę pogrzebową wygłosił osobiście i nagrał ją na taśmie.

chyba nadawać jej charakter pracy naukowej, chcąc podeprzeć swoje teorie o złych kobietach historycznie, antropologicznie, a nawet metafizycznie. Trochę jakby sam się masturbował swoją inteligencją i wiedzą, trochę jakby chciał sam sobie wystawić laurkę „zobaczcie, jaki jestem oczytany”. Te pasaże nie wprowadzają wiele do opowieści, czasem przechodząc w bełkot. To duży minus, bo historia artysty, który w Internecie podszywa się pod fikcyjne postaci w poszukiwaniu miłości, ma potencjał. Trudno

Nic z tych planów nie wyszło. W 1969 roku podjął zaskakującą decyzję o porzuceniu swojego imperium i powrocie do Sieradza. Kupił mały, skromny dom. Uprawiał ogródek, żeby utrzymać dobrą kondycję woził taczką żwir. W szarej, komunistycznej Polsce traktowany był jak cudaczny, barwny ptak. Nie z tego świata. Nierozumiany i wyszydzany. Zmarł w 1976 roku. Przez lata jego grób był niezwykle skromny. Później, dzięki ogólnopolskiej zbiórce przeprowadzonej przez fryzjerów, stanęła na nim replika rzeźby wykonanej przez Dunikowskiego. Tej, która miała zdobić nagrobek na cmentarzu Passy… KATARZYNA PIENIĄDZ

też nie zauważyć, że autor zbyt skupił się na chęci szokowania, a stronę literacką potraktował jak niechciane dziecko. Najbardziej jednak uderzyło mnie to, że z książki, w której autor stara się obnażyć wszystkie złe, fałszywe kobiety i zasypuje je najbardziej dosadnymi obelgami, bije pewien smutek człowieka samotnego, który miota się w poszukiwaniu miłości. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ta książka nie zrodziła się z potrzeby pisa-

nia jej autora i jego miłości do literatury, lecz z chęci wzięcia odwetu na tych, które go nie chciały. Tekstowi brakuje lekkości – tęskniłam za dystansem do samego siebie, za wzruszeniem ramion, a dostałam nadmiar siłowania się z chaotycznym słowotokiem. Wszyscy zranieni, zdradzeni lub odrzuceni panowie pokochają tę książkę. Ja się do tej grupy nie zaliczam. MAGDALENA MARSZAŁKOWSKA 23


Monitor11:2015 02/11/15 12:20 Page 24

C

zęsto powtarzamy, że nie mamy czasu, że biegnie on bardzo szybko, ucieka, że życie przemija… I to prawda, którą uświadamiamy sobie często dopiero wtedy, kiedy ktoś odchodzi bezpowrotnie. Takich pożegnań, niestety, mieliśmy w dziedzinie sportu w ostatnich miesiącach sporo. Traci świat sportu, tracą kibice, tracimy my wszyscy. Na sportowym firmamencie (i nie tylko) piętno znów odcisnęło przemijanie.

nia i strzelił 50 bramek. Był trenerem reprezentacji narodowej, która pod jego kierownictwem 8 kwietnia 1976 na mistrzostwach świata w Katowicach pokonała drużynę Związku Radzieckiego 6 : 4. Warto podkreślić, że było to jedyne wówczas zwycięstwo nad ówczesnym wschodnim sąsiadem Polski.

Odeszli...

Legenda polskiego dziennikarstwa sportowego Na pewno wszyscy odczujemy brak przedwojennego wicemistrza Polski juniorów w tenisie, a przede wszystkim dziennikarza i komentatora sportowego Bohdana Tomaszewskiego (10 sierpnia 1921 – 27 lutego 2015), który już za życia stał się legendą i symbolem polskiego dziennikarstwa sportowego. Komentował 12 igrzysk olimpijskich, zarówno letnich, jak i zimowych. Jego „Halooo, tu Wimbledon!” znają wszyscy kibice tenisa. Tak bowiem zaczynał transmisje z najbardziej prestiżowego turnieju tenisowego na świecie. Do języka weszły na trwałe jego liczne komentarze. Kto choćby raz nie słyszał, iż „Szurkowski to cudowne dziecko dwóch pedałów”. Znany kolarz nie ma za złe Tomaszewskiemu tego komentarza. Ostatnio nawet wyjaśniał: „Pewnie mi nie uwierzycie, ale w tamtych czasach to nie wywołało żadnych kontrowersji. Pedały to były dwie części po dwóch stronach roweru”. Skok o tyczce Władysława Ko zakiewicza na olimpiadzie w Moskwie (1980), dzięki któremu polski skoczek pobił rekord świata (5,78 m) i zdobył złoty medal, najpopularniejszy polski dziennikarz sportowy opisywał tak: „Przyśpieszył, idzie w górę... przeszedł! Przeszedł!”. Zaś o Ire nie Szewińskiej wyraził się kiedyś: 24

„Pani Szewińska nie jest już tak świeża w kroku jak dawniej”. Mówił też: „Człowiek uczy się do końca życia. Ja dopiero po wielu latach pracy za mikrofonem zrozumiałem, że najważniejsza w tym zawodzie jest cisza. Nadmiar słów może zgubić najlepszego komentatora, a gadulstwo to rzecz nieznośna”. Toma szewski był prawdziwym pasjonatem sportu. Mówił: „sport sam w sobie jest piękny, niczego nie trzeba dodawać. Pozbawiony bezinteresowności przestanie być sportem, a nie stanie się cyrkiem. Powtarzam do znudzenia, że istotą sportu jest rywalizacja, wola walki. Sport jest demokratyczny i sprawiedliwy. Jest zaprzeczeniem fałszu, przemocy i hipokryzji. Jest aktem dzielności i poświęcenia”. Te słowa świadczą, że wraz ze śmiercią dziennikarza, odeszła pewna epoka.

Najbardziej utytułowany polski olimpijczyk Zabraknie też szablisty Ryszarda Zuba, który zmarł w wieku 81 lat. Zub trzykrotnie reprezentował Polskę na igrzyskach olimpijskich: w 1956, 1960 i 1964. Na każdych z nich zdobywał medal w konkurencji drużynowej: srebrny (1956 i 1960) oraz brązowy (1964). Należał do najbardziej utytułowanych polskich olimpijczyków. Drużynowo zdobył medale mistrzostw świata: brąz (1957) oraz czterokrotnie złoto (1959, 1961, 1962 i 1963).

Medalista olimpijski i mistrz świata w kolarstwie W wieku 64 lat odszedł Lucjan Lis, medalista olimpijski i mistrz świata w kolarstwie. Zdobył dla Polski srebrny medal w jeździe drużynowej na czas igrzysk olimpijskich w Monachium (1972) oraz złoto mistrzostw świata w tej samej konkurencji w Barcelonie (1973).

Rajdowiec Hokeista 303 spotkań i 200 goli W tym roku zmarł też 82-letni Józef Kurek, hokeista, olimpijczyk i trener, ośmiokrotny mistrz Polski. W krajowej lidze rozegrał 303 spotkania i strzelił 200 goli. Dwukrotnie reprezentował Polskę na igrzyskach olimpijskich (1956 i 1964). Jako reprezentant Polski rozegrał w sumie 103 spotka-

W lutym pożegnaliśmy Mariana Bienia, czołowego polskiego zawodnika rajdowego lat 60. i 70. XX w. Był pilotem m.in. Sobiesława Zasady i Andrzeja Jaroszewicza, zdobył pięć tytułów mistrza Polski. Pierwszy znaczący jego sukces to mistrzostwo Polski w roku 1969. Wtedy pilotował Ryszar da Nowickiego, potem jako kierowca MONITOR POLONIJNY


Monitor11:2015 02/11/15 12:20 Page 25

zwyciężył w XIV Rajdzie Dolnośląskim (1970) i w I Rajdzie Stomil. W 1970 wraz z Sobiesławem Zasadą zajął 2. miejsce w argentyńskim Gran Premio de Turismo, później zwyciężył w czechosłowackim III Rajdzie Tatr.

Jedenastokrotny mistrz Polski w motocrossie Zdzisław Kałuża odszedł w 83 roku życia. Był kierowcą rajdowym, jedenastokrotnym mistrzem (!) i sześciokrotnym wicemistrzem Polski w motocrossie oraz wyścigach motocyklowych i samochodowych. Jako zawodnik odnosił sukcesy zarówno w motocrossie, jak i wyścigach drogowych. Zdobył dla nas m.in. medal złoty (1964), dwa srebrne i jeden brązowy drużynowych mistrzostw świata w rajdach enduro.

Wicemistrz olimpijski w kolarstwie Lucjan Roman Lis zmarł w 65. roku życia. Jako kolarz szosowy był wicemistrzem olimpijskim oraz dwukrotnym medalistą mistrzostw świata. Pierwszy sukces osiągnął w roku 1971 – był to brązowy medal w jeździe drużynowej na czas – wraz z Ta deuszem Mytnikiem, Stanisławem Szozdą i Ryszardem Szurkowskim – na mistrzostwach świata w Menderiso. W roku 1973 w tym samym składzie zdobyli medal na mistrzostwach świata w Barcelonie i srebro w Mona chium (1972).

kiej. Cztery razy zdobył brąz – w roku 1954 w kategorii średniej, a w latach 1955, 1956 i 1959 w wadze półciężkiej. Wraz z kolegami z CWKS Warszawa był też drużynowym mistrzem Polski 1954 roku. W latach 1947 - 1967 stoczył 386 walk. Wygrał 353! Zremisował 11, a 22 przegrał.

45-krotny reprezentant Polski w piłce nożnej

Pelé nie zdołał mu strzelić bramki Bramkarz Marian Henryk Szeja miał 74 lata. Grał w lidze polskiej i francuskiej. W naszej reprezentacji narodowej wystąpił 15 razy. W czasie piłkarskiego tournée po Ameryce Południowej Brazylia pokonała nas na stadionie Maracan (2:1), ale lokalna prasa podkreślała w nagłówkach fakt, że słynny Pelé nie zdołał strzelić bramki Szei. Na igrzyskach olimpijskich w Monachium (1972) był bramkarzem rezerwowym, ale nie wszedł na boisko. Z tego powodu nie otrzymał medalu olimpijskiego i nie był uznawany za olimpijczyka. Dopiero po latach znalazł się na oficjalnych listach medalistów olimpijskich.

W reprezentacji koszykarzy zdobył 632 punkty Pożegnaliśmy koszykarza Henryka Cegielskiego. W reprezentacji narodowej występował przez 6 lat (19661972), biorąc udział w 195 spotkaniach, m.in. na igrzyskach olimpijskich, mistrzostwach Europy (brązowy medal w 1967) i świata. W reprezentacji zdobył dla nas 632 punkty. Zmarł, mając 70 lat.

Bokser, który wygrał 353 razy Zabraknie też Leszka Leissa, jednego z czołowych pięściarzy polskich lat 50. Jako bokser i trener dwukrotnie wywalczył tytuł mistrza Polski - w roku 1953 w kategorii lekkośredniej, w roku 1958 w wadze półciężLISTOPAD 2015

strzem okręgu w biegach na 5 i 10 kilometrów. Po 1945 roku należał do czołówki polskich biegaczy, a w latach 50. był jednym z najlepszych polskich chodziarzy. Był wicemistrzem Polski w biegu maratońskim (1947), rekordzistą Polski w biegu na 30 kilometrów, wicemistrzem Polski w chodzie na 50 kilometrów (1956).

Rekordzista Polski w biegu na 30 kilometrów Lekkoatleta, trener, działacz i sędzia Tadeusz Nowak zmarł w 96. roku życia. Trenować zaczął w 1937 roku w K.S. Geyer w Łodzi, gdzie został mi-

W wieku 81 lat zmarł Henryk Szczepański, który 45 razy wystąpił jako reprezentant Polski w piłce nożnej, także na olimpiadzie w Rzymie (1960), a w 24 spotkaniach pełnił funkcję kapitana.

Rajdowiec – marzyciel zza biurka Tegoroczny Rajd Dakar zabrał nam motocyklistę Michała Hernika, którego znaleziono martwego 14 kilometrów przed metą trzeciego etapu. Ciało leżało 300 m od trasy. Nie stwierdzono śladów wypadku, obrażeń, kask leżał obok. Motocykl nie miał widocznych uszkodzeń. Prawdopodobnie to organizm nie wytrzymał. Wyścig w Ameryce Południowej to morderczy wysiłek; temperatry dochodzą tam do 40 stopni. Głównym niebezpieczeństwem jest odwodnienie organizmu - wraz z nim następuje utrata koncentracji – wyjaśniali inni nasi rajdowcy. Hernik mówił o sobie „marzyciel zza biurka”, na co dzień pracował jako menedżer. Na rajd pojechał, by spełnić marzenie i dotrzeć do mety w Buenos Aires. To miał być taki prezent na 40. urodziny, których już jednak nie doczekał. Wszyscy wspomniani wyżej sportowcy rozsławiali Polskę i byli jej najlepszą reklamą. Wspomnijmy ich i ich sukcesy. ANDRZEJ KALINOWSKI Zgodnie z życzeniem autora jego honorarium zostanie przekazane na nagrody dla dzieci, biorących udział w konkursach „Monitora”.

25


Monitor11:2015 02/11/15 12:20 Page 26

C

hoć listopad w pełni, wielu z nas powoli zaczyna myśleć o zbliżających się świętach. Wszyscy przecież, czy chcemy, czy nie, z czasem podświadomie poddajemy się ich atmosferze. W mediach pojawia się coraz więcej reklam i ofert nie tylko związanych z Bożym Narodzeniem, ale również odwołujących się do naszych uczuć wyższych: chęci czynienia dobra czy dzielenia się z innymi. To odpowiedni moment, by przybliżyć działalność firm i fundacji pomagających potrzebującym. A sama idea oddania czegoś innym staje się w okresie adwentu coraz bardziej popularna – i to się chwali. Wiele polskich szkół czynnie angażuje się w organizowanie „Świątecznej Paczki” – to projekt wymyślony 15 lat temu przez ks. Jacka Stryczka, mający za zadanie pomóc konkretnym rodzinom żyjącym w biedzie. Lokalni wolontariusze wyszukują potrzebujących, a miejscowa społeczność gromadzi potrzebne im artykuły i produkty, które następnie im przekazuje. Pomysł prosty i być może dlatego przez kilkanaście lat cieszący się ogromnym powodzeniem. Każdy może się dołączyć – bogatszy ofiarodawca kupi dziecku z biedniejszej rodziny wymarzony telefon, a mniej zamożny – makaron lub cukier. Proszę mi wierzyć: wszystko trafia do pięknie opakowanych kartonów, rodzina dostaje to, czego najbardziej potrzebuje, a każdy darczyńca czuje radość z tego, że pomógł. Brzmi interesująco? Więcej szczegółów na www.szlachetnapaczka.pl

26

Dobroczynność na każdą kieszeń Można też inaczej – doskonale wiemy, że są miejsca, w których mimo świąt radości nie przybywa. Szpitale, hospicja, domy opieki – mnóstwo cierpienia, smutku i strachu o przyszłość, których nie rozjaśni blask bijący nawet od najpiękniejszej choinki. Wiele fundacji, starających się o konkretne potrzeby, stara się choć na chwilę zaczarować ten niewidzialny dla zdrowych i zajętych swoimi sprawami świat, by żyjącym w nim ludziom po prostu dodać otuchy. Na przykład Fundacja Dr Clown od kilkunastu lat stara się sprostać maksymie, iż śmiech to zdrowie, i poprzez wolontariuszy z charakterystycznym czerwonym nosem dociera na oddziały szpitalne i rehabilitacyjne, wprawiając w dobry humor małych pacjentów, którym najbardziej należą się chwile beztroskiej radości. Fundacja otoczyła opieką również chorych po amputacji, a od niedawna także seniorów, o których bliscy zapomnieli. Terapia śmiechem dotarła na-

wet na Ukrainę, gdzie dzieci co prawda chorują tak samo jak wszędzie, ale ich szpitalna codzienność to brak podstawowych artykułów do życia i zagrożone poczucie bezpieczeństwa. Uśmiechnięty wbrew wszystkiemu Dr Clown to też jest pomysł na naszą świadomą pomoc – na stronie www.drclown.pl można szczegółowo zapoznać się z rodzajem działalności tej fundacji i – jeśli zareagujemy uśmiechem na jej ideę – wspomóc ją finansowo. Od drugiej połowy listopada wokół nas pojawia się coraz więcej świątecznych akcentów. Choinki, bombki, światełka mają nakłonić do zakupów, a poprzez chętne i szczodre obdarowywanie bliźnich oraz odświętne przygotowywanie domów tak naprawdę zwiększyć zyski wszystkich, którzy na świętach po prostu zarabiają. Zastanówmy się przez chwilę, czy część z tych pieniędzy nie oddać tym, którzy w sprawdzony i skuteczny sposób naprawdę niosą pomoc potrzebującym, mają doświadczenie i jasno określony cel. Warto bowiem mieć pewność, że podarowane przez nas środki rozjaśnią radością konkretną twarz – to bardzo ważne, gdy chcemy pomagać z głową. Jestem przekonana, że nawet jeśli w tym roku żaden niespodziewany gość nie zawita do nas w wigilijny wieczór i tak będziemy spokojni, bo ta ludzka, serdeczna strona naszej natury obudzi się już wcześniej i pomoże podjąć decyzję – komu, gdzie i ile z siebie możemy dać. Bez tego nie ma przecież prawdziwego Bożego Narodzenia, prawda? AGATA BEDNARCZYK MONITOR POLONIJNY


Monitor11:2015 02/11/15 12:20 Page 27

Autobusem przez granicę nadal z problemami B

rak dobrej komunikacji autobusowej i kolejowej na polsko-słowackim pograniczu to jeden z najważniejszych problemów nurtujących społeczność Polaków na Słowacji. I chociaż problemy te są znane od lat, dopiero teraz, dzięki środkom unijnym pojawiła się możliwość ich rozwiązywania. Jeśli chodzi o połączenia autobusowe, obecnie bez problemu z Polski na Słowację dojedziemy dalekobieżnymi autokarami, łączącymi Warszawę, Katowice i Kraków z Wiedniem i Buda pesztem. Linie te mają przystanki pośrednie na Słowacji: w Bratysławie, Bańskiej Bystrzycy, Żylinie, przy czym zatrzymują się tam głównie w nocy. Tego typu połączenia nie rozwiązują w zupełności problemu fatalnej komunikacji na polsko-słowackim pograniczu, co ważne nie tylko dla mieszkańców tych terenów. Dla osób mieszkających w dowolnym zakątku Słowacji dobrym rozwiązaniem byłoby dojechać pociągiem np. do Żyliny, Popradu czy Koszyc i tam przesiąść się na autobus do Polski. Wiele osób wykorzystuje w tym celu sezonową linię Poprad – Zakopane, skąd już łatwo dojechać autobusem do Krakowa i dalej pociągiem w głąb kraju. Na razie jest to trudne – jedyną regularną linią obsługującą pogranicze jest obecnie Tiger Express na trasie Katowice – Kraków – Liptowski Mikulasz – Poprad – Koszyce, przy czym bilety na nią są dość drogie, a rozkład nie zawsze sprzyja przesiadkom. Re gularna linia Zakopane – Poprad (cena biletu: 22 zł) tradycyjnie z dniem 15 października zakończyła działalność, autobusy ponownie wyjadą na trasę dopiero wraz z początkiem sezonu narciarskiego. A co z innymi połączeniami? „Nasza firma we współpracy z PKS Kraków kilka lat temu obsługiwała regularną linię Liptowski Mikulasz – Kraków. Po kilku miesiącach musieliśmy jednak ją zamknąć ze LISTOPAD 2015

względu na słabe zainteresowanie podróżnych, szczególnie ze Słowacji” – mówi Tomáš Hološ, dyrektor ds. transportu spółki SAD LIORBUS z Liptow skiego Mikulasza. Brak klientów był też przyczyną upadku innych połączeń. „Spółka SAD Prešov obsługiwała linię Bardejov – Krosno do roku 2003. Ale ze względu na niewielką liczbę pasażerów była zmuszona ją zamknąć. Inni przewoźnicy, SAD Humenné i SAD Poprad, nie obsługują połączeń do Polski i nie planują ich uruchomienia” – tłumaczy rzeczniczka Preszowskiego Kraju Samorządowego Veronika Fitzeková. W tej sytuacji rozwiązaniem mogłyby być linie autobusowe dotowane ze środków publicznych, w tym z funduszy unijnych. Taki model doskonale sprawdza się na pograniczu słowackoaustriacko-węgierskim, czego przykładem są dotowane linie autobusowe z Bratysławy do Hainburga (Austria)

i Rajki (Węgry). „Do tej pory w ramach Programu Współpracy Transgranicznej PL-SK 2007-2013 nie było możliwości realizacji projektów organizujących komunikację publiczną. W związku z tym najważniejszym działaniem Euroregionu Tatry w omawianej sprawie był wniosek do Polsko-Słowackiej Grupy roboczej przygotowującej Program Interreg V-A Polska-Słowacja 2014-2020 w sprawie włączenia kwestii dotyczących transportu na pograniczu polsko-słowackim. Nasza inicjatywa spotkała się ze zrozumieniem Grupy roboczej i w Programie Interreg V-A Polska-Słowacja 2014-2020, który został zatwierdzony przez Komisję Europejską dnia 12.02.2015 r., znalazł się priorytet dotyczący komunikacji publicznej” – mówi Antoni Nowak, dyrektor biura Związku Euroregion „Tatry” w Nowym Targu. W ramach tego priorytetu będzie możliwa realizacja polsko-słowackich projektów z zakresu zintegrowanego transgranicznego systemu komunikacji publicznej, w tym np. koordynacja rozkładów jazdy, wspólne bilety, kampanie informacyjne i promocyjne czy też ogólnie pojęty rozwój przyjaznego środowisku systemu transportu multimodalnego na obszarze objętym Programem. „Pierwszy nabór projektów zostanie ogłoszony na przełomie 2015/2016 r. Wyrażamy przekonanie, że w ramach realizacji wspólnych polsko-słowackich projektów uda się chociaż częściowo rozwiązać problem braku połączeń autobusowych na pograniczu” – dodaje Antoni Nowak. Czy tak się stanie, dowiemy się już za kilka miesięcy. JAKUB ŁOGINOW

27


Monitor11:2015 02/11/15 12:28 Page 28

Sztuka z naszych szeregów

Medal Złoty dla dr Marii Magdaleny Nowakowskiej Z dumą informujemy, że 14 października 2015 roku, czyli w Dniu Edukacji Narodowej nasza współpracownica Maria Magdalena Nowakowska odebrała z rąk wojewody łódzkiego Jolanty Chełmińskiej Medal Złoty za Długoletnią Służbę, przyznany jej w ubiegłym roku przez Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego. Przypomnijmy, że Maria Magdalena Nowakowska od wielu lat jest związana z naszym pismem, zajmując się jego redakcją językową, co oznacza, że wszystkie artykuły, nim zostaną opublikowane na łamach „Monitora“, przechodzą przez jej ręce. Prowadzi też rubrykę „Okienko językowe“, w której omawia zawiłości języka polskiego, często zestawiając je z tym, co się dzieje w języku słowackim. Ponadto jest autorką tekstów, wykorzystanych w dwu edycjach Dyktanda Polonijnego, zorganizowanego przez naszą redakcję. Maria Magdalena Nowakowska przez cały czas związana jest z Katedrą Lingwistyki Stosowanej i Kulturowej Uniwersytetu Łódzkiego; obecnie jest zatrudniona na Uniwersytecie Karola w Pradze, a wcze śniej pracowała m.in. na Uniwersytecie Komeńskiego w Bratysławie. W imieniu redakcji „Monitora Polonijnego“ składamy Jej serdeczne gratulacje!

KONDOLENCJE Ze smutkiem przyjęliśmy wiadomość, że 4 października w wieku 93 lat zmarł TIBOR BARFAY – wybitny słowacki rzeźbiarz, którego dzieła, np. Planeta mieru na placu Hodžy w Bratysławie, zlały się z otoczeniem różnych miast Słowacji. Małżonce zmarłego, naszej rodaczce, oraz Jego polskiej i słowackiej rodzinie składamy kondolencje. Przyjaciele z Klubu Polskiego 28

Klub Polski Bratysława we współpracy z Instytutem Polskim w Bratysławie zaprasza na wernisaż wystawy wybitnego i cenionego artysty polskiego pochodzenia JANA BERGERA, który w ubiegłym roku świętował okrągły jubileusz życiowy. Przedsięwzięcie odbędzie się w ramach cyklicznego projektu „Sztuka z naszych szeregów“. Na wernisaż zapraszamy 3. grudnia o 18 godzinie do Instytutu Polskiego, Nám. SNP 27 w Bratysławie.

Selfie

z „Monitorem“

Ponieważ przygotowywany przez nas kolejny numer „Monitora“ będzie częściowo poświęcony jego 20-rocznicy prosimy Szanownych Czytelników, by nadsyłali do 20. listopada do redakcji pod adres: mwobla@gmail.com swoje zdjęcia (mogą być slefie) z naszym czasopismem. Najciekawsze fotografie nagrodzimy i opublikujemy w grudniowym numerze. redakcja „Monitora Polonijnego“

Komunikat Ambasady RP w Bratysławie Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej w Bratysławie informuje, że wraz z Referatem Konsularnym jest w stanie przeprowadzki do nowej siedziby, mieszczącej się w Bratysławie przy ul. Paulinyho 7. Termin podjęcia normalnej działalności ambasady w nowym budynku planowany jest na 2-4 listopada 2015 r.

Kolędowanie Klub PolsKi Nitra bardzo serdecznie zaprasza na

wieczór polskich pieśni adwentowych i kolęd Odbędzie się on 13 grudnia o godz. 16.00 w nitrzańskiej katedrze. W jego ramach wystąpią zespół pieśni renesansowych Musica sacra oraz instrumentalny zespół VoX z Trenczyna. Wcześniej zapraszamy na mszę św. w języku polskim, która rozpocznie się o godz.15.00.

Klub PolsKi bratysława zaprasza wszystkich na drugą edycję przedświątecznego projektu

boże Narodzenie w sercu nam gra Wieczór kolęd został zaplanowany na 12 grudnia o godz. 17.00 w Pałacu Zichych przy ul. Venturskiej 9. Kolędować będziemy wraz z naszymi gośćmi: zespołem wokalnoinstrumentalnym ad libitum z Krakowa oraz kwartetem MPaP z Malinova. Serdecznie zapraszamy! MONITOR POLONIJNY


i m a n z e i c j u t ę świ

e i c e l 0 2naszego czasopisma SOBOTA

21.11. 19.00 Stredisko kultúry Vajnorská 21, Bratislava

Redakcja „Monitora Polonijnego“ zaprasza na uroczystość jubileuszową z okazji 20-lecia działalności wydawniczej. Gościem wieczoru będzie Polski Teatr XYZ z Wiednia, który zaprezentuje spektakl pt. „Okno na świat“. Sztukę napisała i wyreżyserowała nasza redakcyjna koleżanka Magdalena Marszałkowska. Pokazuje w niej dwa światy współistniejące w jednym pokoju: ten oglądany w serialu i ten rzeczywisty. O tym, że warto ją obejrzeć, świadczą wybuchające co chwilę podczas przedstawienia salwy śmiechu na widowni. Po części artystycznej nastąpi nieformalne spotkanie twórców pisma z czytelnikami oraz zagranicznymi gośćmi, połączone z drobnym poczęstunkiem oraz muzyczną niespodzianką. Mile widziane wypieki, które umilą wspólny wieczór. ZaprasZamy serdecZnie WsZystkich!

Wstęp Wolny

Monitor11:2015 02/11/15 12:28 Page 29

W celach organizacyjnych prosimy o zgłoszenie swojego udziału pod adresem: mwobla@gmail.com

W Y B Ó R Z P R O G R A M U I N S T Y T U T U P O L S K I E G O L I S T O PA D 2 015 Ë MIESIĄC FOTOGRAFII 2015 - Christopher

Niedenthal: Podróż do wolności 5 listopada, godz. 15.00, Bratysława, Instytut Polski, Nám. SNP 27 Wystawa fotografii Christophera Jana Niedenthala, współczesnego brytyjskiego fotoreportera polskiego pochodzenia, laureata World Press Photo z 1986 roku Ë STANISŁAW IGNACY WITKIEWICZ (1885-1939)

– ZDJĘCIA • Wystawa zdjęć Stanisława Ignacego Witkiewicza, wybitnego polskiego pisarza, dramaturga, malarza i fotografa Więcej informacji: www.sedf.sk Ë PRAWA CZŁOWIEKA w kontekście historycznym

i politycznym w Europie Środkowej 5-6 listopada, Svätý Jur, Academia Istropolitana, Prostredná 47 Międzynarodowa konferencja z okazji 40. rocznicy Konferencji Helsińskiej z udziałem Danuty Przywary, prezes Polskiego Komitetu Helsińskiego, Jana Lityńskiego, byłego polityka i działacza opozycyjnego, Aleksandra Smolara, publicysty i prezesa Fundacji Batorego. Ë OFF_FESTIVAL: Wystawa fotografii Agnieszki

Gotowały • 6 listopada, Bratysława, Pałac Pisztorych, Štefánikova 25 OFF_festival Bratysława przebiega równocześnie z Miesiącem Fotografii jako platforma programowa dla nowych talentów sceny fotograficznej. LISTOPAD 2015

Ë FESTIWAL WOLNOŚCI międzynarodowy

festiwal wielorodzajowy 6-21 listopada, Bratysława Wolność (2014, 27 min.) - 10-12 listopada, godz. 10.00, Kino Lumiere, Špitálska 4 Miasto 44 (reż. Jan Komasa, 2014, 130 min.) - 10-12 listopada, godz. 11.00. Kino Lumiere, Špitálska 4 Beats of Freedom (reż. Leszek Gnoiński, Wojciech Słota, 2010, 72 min.) – 10 listopada, godz. 17.00, Kino Lumiere, Špitálska 4 Ë CENZURA VERSUS WOLNOŚĆ 15 listopada, godz. 20.00, KC Dunaj, Nedbalova 3 • Era komunistyczna i współczesność w literaturze, filmie, filozofii i dziennikarstwie – dyskusja z udziałem Andrzeja Jagodzińskiego, dyrektora Instytutu Polskiego w Bratysławie i byłego polskiego dysydenta Ë KOŠICE FASHION WEEK

10-15 listopada, Koszyce, Kasárne/Kulturpark, Kukučínova 2 Prezentacja kolekcji polskiej projektantki mody Joanny Hawrott i innych Ë JAZZ FOR SALE 2015

7 i 14 listopada, Koszyce, Historická radnica, Hlavná 58 • Koncerty Leszka Możdżera i Anny Marii Jopek w ramach koszyckiego międzynarodowego festiwalu Jazz for Sale

Ë FORUM ŚRODKOWOEUROPEJSKIE

16-18 listopada, Astorka, Bratysława, Nám. SNP • Spotkanie z intelektualistami Europy i świata z udziałem Adama Michnika, redaktora „Gazety Wyborczej”, Wojciecha Przybylskiego, producenta muzycznego, Sławomira Sierakowskiego, dziennikarza, socjologa, krytyka literackiego i teatralnego, Michała Sutowskiego, politologa i publicysty. Ë ARS POETICA • 18 listopada,

godz. 18.30, Bratysława, A4, Karpacki 2 Międzynarodowy festiwal poezji Ars Poetica z udziałem poety i krytyka literackiego Dariusza Tomasza Lebiody Ë WYSOKIE GÓRY • 21 listopada,

godz. 9.00, Nitra, Urząd Miasta Przegląd filmów i prezentacji gwiazd wspinaczki górskiej, turystyki i filmowców Europy Środkowej z udziałem polskiego himalaisty Piotra Pustelnika Ë MIĘDZYNARODOWY FESTIWAL ERROR

27-28 listopada, Bratysława, Pałac Pisztorych, Štefánikova 25 W ramach IX Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Bezdomnych ERROR prezentacja przedstawienia teatralnego Teatru Grodzkiego z grupą niesłyszących aktorów 29


Monitor11:2015 02/11/15 12:28 Page 30

W

poprzednim numerze „Monitora“ opisałam swoją drogę do Kanady, gdzie poznałam mężczyznę z ułańską fantazją, z którym zaczęłam pracować dla polonijnego biura podróży i jednocześnie realizować pasję podróżowania po świecie.

Przenigdy stąd nie wyjadę...

Setki mil w ciągu sześciu lat Przeleciałam setki mil. W ciągu tych sześciu szalonych lat byłam kilkakrotnie w Peru, Boliwii, Argentynie, Brazylii, Urugwaju i Paragwaju. Przebyłam solną pustynię Salar de Uyuni i boliwijskie altiplano. Jeździłam na zip line w Ekwadorze, pływałam z lwami morskimi i żółwiami na wyspach Galapagos, łowiłam piranie w Amazonii, jadłam żywe, tłuste, bogate w białko larwy kokubabasu o smaku wody kokosowej i trzcinę totora, z której Indianie Uros budują pływające wyspy na jeziorze Titicaca, próbowałam najczystszej brazylijskiej kokainy, pokonałam na rowerze drogę śmierci Coroico, latałam helikopterem nad wodospadami Iguazu, utknęłam z grupą na blokadzie drogi w okolicach Potosi, jednego z najwyżej na świecie położonego miasta, gdzie do dziś wydobywa się srebro, podczas politycznych przedwyborczych strajków; jeździłam konno na argentyńskiej estancji i na nartach w Las Lenas i chilijskim Portillo, dotarłam do patagońskiej Ushuiai – legendarnego końca świata, a u plemienia Yagua strzelałam z indiańskiej pukawki. Przejecha łam koleją transsyberyjską z Moskwy do Pekinu, nurkowałam na honduraskiej Utili, w San Fernando na Filipi nach uczestniczyłam w słynnych obrzędach wielkopiątkowych. Jeździłam na słoniu w hinduskim forcie Jaipur, w swoje trzydzieste urodziny pływałam w zamieszkałych przez nietoperze jaskiniach w Semuc Cham pey w Gwatemali, łowiłam halibuty na Alasce, latałam dwupłatowcem nad Mt. McKinley, najwyższym szczy30

tem Ameryki Północnej, skoczyłam z najwyższego bungee na świecie – z wieży widokowej w Macau. Jadłam śmierdzące zgniłym jajem duriany na nocnym targu w malezyjskim Kota Kinabalu i pieczone wietnamskie robaki. A i tak najlepsze były bajkalskie omule, po części pieczone, po części wędzone w małych piecykach, zawinięte we wczorajszą gazetę, popijane zimną wódką, i bliny z twarogiem, które babuszki sprzedawały na stacji kolejowej w Barabińsku. Byłam w Tajlandii, Kambodży, Laosie, Wietnamie, w Bahrajnie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Dubaju, Indiach i Nepalu.

Wypadałoby napisać książkę Dziś, gdy ktoś pyta, który kraj podobał mi się najbardziej, bez zastanowienia wymieniam Japonię i Madaga skar. I jeszcze samochodowe wycie czki przez parki narodowe Stanów Zjednoczonych. Miałam tyle różnych przygód, że wypadałoby napisać ksią żkę. Miałam też bardzo dużo szczęścia. Nie trafiłam do chłodni, gdzie pakuje się kurczaki, ani do fabryki ciastek, ani do polskiego sklepu na stoisko mięsne. Trafiłam na niezwykły jarmark kultur, wierzeń, tradycji i obrzędów. W żadnej szkole i na ża dnym z trzech kierunków studiów, o które się otarłam, nie nauczyłam się tak dużo, jak podczas tych podróży –

o świecie, o ludziach i o samej sobie. Nabrałam ogromnego dystansu i szacunku, przestałam się przejmować drobiazgami, doceniłam to, co mam, i to, skąd pochodzę. Spotkałam się z wieloma sytuacjami, gdzie stwierdzenie „jestem z Polski“ wywoływało radość, a nieraz i euforię.

Wierzchnia warstwa lukru Któregoś dnia rozbił mi się kalejdoskop. Nastały dni, kiedy patrzyłam na samolot i chciało mi się jedynie puścić barwnego, podróżniczego pawia. Pakowałam walizki tyle razy, że weszło mi to w krew, spowszedniało, przestało cieszyć. Odnosiłam nieodparte wrażenie, że będąc w tylu różnych miejscach w tak krótkim czasie, mam możliwość spróbować wyłącznie wierzchniej warstwy lukru. Zlizać trochę turystycznej słodyczy z ruin Angkoru, ze stoków Machu Picchu. Że potrzeba czasu i cierpliwości, aby przez kolejne warstwy dotrzeć do sedna, a co za tym idzie – prawdziwego smaku każdego kolejnego kraju. Podróżowanie samo w sobie nigdy nie miało dla mnie nic wspólnego z turystycznym biznesem.

Powrót do domu, czyli dokąd? Potem przyszła zima, a z zimą rewolucja. Gdy opadł kurz i ucichł tętent, ktoś z moich polskich przyjaciół zapyMONITOR POLONIJNY


Monitor11:2015 02/11/15 12:28 Page 31

tał: „To co? Wracasz do domu?”. A ja uświadomiłam sobie wtedy, że mój dom jest teraz tak samo tutaj, jak i tam. Trzymiesięczne wakacje w Europie pozwoliły mi zrozumieć, że po obu stronach oceanu mam rodzinę i przyjaciół. I że po którejkolwiek z tych stron bym się nie znalazła, zawsze będę do kogoś tęsknić. Wyjeżdżając do Irlandii, nie planowałam emigracji. Wyjechałam świadomie i dobrowolnie. W Kanadzie znalazłam nowy dom. Wyszłam za mąż. Rozwiodłam się. Odchowałam kota, który zdziczał i odszedł w siną dal. Zaczęłam (bo to dopiero początek) spełniać to swoje największe marzenie o podróżach. Ułożyłam życie od nowa, po swojemu. W rzeczywistości dopiero zaczęłam poznawać i rozumieć ten kraj. Pisuję od dwóch lat do polonijnego tygodnika „Życie”, czasami śpiewam w różnych kabaretach, na koncertach i recitalach.

Dlaczego w tej Kanadzie jest mi łatwiej Wciąż nie potrafię wyjaśnić, dlaczego w Kanadzie żyje mi się łatwiej. Te rzeczy, które dziwiły mnie siedem lat temu, do dziś zgrzytają mi między zębami, choć trochę już spowszedniały. Nie lubię policjantów w turbanach. Ani ograniczenia prędkości do 100 km/h na pięciopasmowych autostradach. Ani importowanych przez cały rok warzyw, dojrzewających w sztucznych warunkach, pozbawionych smaku i zapachu. Ani durnych przepisów regulujących sprzedaż alkoholu. Ani bylejakości. Tej w nawykach żywieniowych, tej w architekturze i budownictwie, tej w stylu życia, ubierania się, w manierach i sposobie wysławiania. Z drugiej strony – ciężko jeść hamburgera nożem i widelcem czy dbać o styl przy minus dwudziestu kilku stopniach. Ani bezemocjonalnego „how are you”, niewymagającego żadnej konkretnej odpowiedzi. A jednak więcej rzeczy ma tu ładunek dodatni. I uwielbiam kanadyjskie zimy. KAJA CYGANIK, Kanada LISTOPAD 2015

Jesiennie nie znaczy sennie W

itam Was jeszcze jesiennie, choć może i trochę zimowo. W tym roku bowiem w niektórych regionach na Słowacji i w Polsce pierwszy śnieg spadł już w październiku. Babcia z dziadkiem opowiadali, jak to u nich spadły pierwsze płatki śniegu, a nam z bratem było smutno, że to nie u nas. Rodziców opady śniegu wcale nie ucieszyły. Ucieszyło ich natomiast to, że się trochę ociepliło, ponieważ przed zimą trzeba jeszcze zrobić parę rzeczy. A co się robi jesienią? Na wsi, u babci, pomagaliśmy z bratem zbierać owoce, które rosły od wiosny, abyśmy mogli je zjeść w zimie. W tym roku babcia pozwoliła mi wspinać się po drzewach i zrywać jabłka. Ja je zrywałem, a babcia czekała na dole i wkładała do pojemników. Udało mi się zerwać dużo jabłek. Te, których nie mogłem dosięgnąć, zerwał później z drabiny mój tata. A jakie mamy rodzaje jabłek? U mojej babci rośnie jedna odmiana letnich jabłek, kilka gatunków jesiennych i jedna zimowa. Bardzo lubię surowe jabłka, lubię też jabłkowe puree oraz szarlotkę. Oprócz jabłek zbieraliśmy również orzechy włoskie, ale to już nie było takie proste, ponieważ orzechy pospadały w trawę, która rosła pod nimi, i musieliśmy ich szukać. Orzechy, które zostały jeszcze na

drzewach, zebraliśmy później, gdy się bardziej ochłodziło. Najważniejszym zadaniem przed nadchodzącą zimą jest przygotowanie drewna na opał. Babcia ma duży piec, którym w mroźne dni ogrzewa dom. Opału nie można przygotować, kiedy pada, bo wówczas drewno jest mokre. My pocięliśmy suche drewno na cyrkularce. To oczywiście praca, którą wykonują dorośli, ale ja z bratem zawsze pomagam naszemu tacie. Razem wozimy pocięte drewno na taczkach, a potem tata układa je w sztaple, takie, jakie można zobaczyć w Alpach.

Tak przygotowani nie musimy się bać zimy. Kiedy przyjedziemy do dziadków w odwiedziny, będzie nam ciepło i przytulnie. Jak zatem widzicie, jesiennie nie znaczy sennie! KUBUŚ KRCHEŇ z mamą ALEKSANDRĄ KRCHEŇ

31


Monitor11:2015 02/11/15 12:28 Page 32

Listopad z reguły nie rozpieszcza pogodowo – dni krótkie, słońca mało, a do pachnących świąt Bożego Narodzenia jeszcze daleko. Jednym słowem nastroje takie sobie, raczej gorsze niż lepsze. Ale można coś na to zaradzić – w dobrej andrzejkowej wróżbie okadzić dom smakowitym zapachem przyrządzonego na ciepło dania, dzięki czemu humory od razu będą lepsze, brzuszki pełne a zziębnięte dusze rozgrzane. Jesień i zima to przecież czas aromatycznych zapiekanek, sycących dań jednogarnkowych i pieczonych mięs – od gęsi

i indyków po cięższe gatunki wieprzowiny czy wołowiny. Każdy domowy szef kuchni zna takie przepisy. I tak na przykład pani Alicja Jaworska-Zima z Bratysławy podzieliła się z nami oryginalnym sposobem przyrządzania pieczonego schabu pod ciekawą pierzynką

pieczony schab pod pierzynką Składniki: • 1 duży por / 2 średnie • 4-6 szt. kotletów schabowych • ok. 15 dag żółtego sera • majonez • sól, biały pieprz

Sposób przyrządzania: Por kroimy w piórka i wykładamy na dno naczynia żaroodpornego średniej wielkości (nie natłuszczamy go - danie samo w sobie jest soczyste).

Schab delikatnie rozbijamy, pieprzymy, solimy i wykładamy na pokrojony por. Całość posypujemy startym na dużych oczkach żółtym serem, wszystko

pokrywamy majonezem. Pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni przez około 45 minut, do momentu, aż majonez osiągnie złoty kolor.

Danie można podać na obiad, a także podejmując gości, bo robi wrażenie, choć - jak widać - nie urobimy się przy nim po łokcie. I o to chodzi, by w ponurym listopadzie zafundować sobie komfort pysznego jedzenia i pozostawić sobie czas na błogie leniuchowanie pod kocem. Ogrzewajmy się i… byle do świąt! AGATA BEDNARCZYK


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.