Monitor Polonijny 2015/07-08

Page 1

ISSN 1336-104X

Monitor07-08:2015 01/07/15 00:53 Page 33

str.5

Romina Kołodziej primabaleriną Słowackiego Teatru Narodowego!

Ślub za granicą str. 17


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:49 Page 2

K

ilka miesięcy temu na łamach „Monitora Polonijnego“ ogłosiliśmy konkurs rysunkowy, adresowany do dzieci i młodzieży, pod hasłem „Pies Reksio w odwiedzinach na Słowacji“. Bohaterem prac plastycznych miał być pies Reksio, ulubieniec polskiego serialu animowanego, powstałego w latach 1967–1990 w Studiu Filmów Rysunkowych w BielskuBiałej w reżyserii i według scenariusza Lechosława Marszałka.

Konkurs rysunkowy

pochodzenia – Xenia Bergerová z Bratysławy i Stefania Gajdošová-Sikorska z Koszyc, grafik z Bratysławy Stano Stehlik i artysta z Rzeszowa, ilustrator wielu książek dla dzieci Do redakcji wpłynęło i młodzieży Suren 14 prac konkursowych Vardanian, musiało się nie 13 autorów. Widziany oczami lada natrudzić, by wybrać najmłodszych Polonusów na zwycięzców, ponieważ Słowacji Reksio gra w hokeja, nadesłane prace – bez gasi pożar, uprawia wyjątku (!) – prezentowały turystykę, a nawet pływa niezwykle wysoki poziom kajakiem po Dunaju. Jury, artystyczny. Po długich w skład którego weszli: naradach w końcu ogłosiło słowackie artystki polskiego swój werdykt.

rozstrzygnięty!

Uczestnicy konkursu mieli go narysować lub namalować (technika dowolna) w słowackiej scenerii lub podczas odwiedzin w ich domach, ewentualnie w trakcie spotkania z posiadanymi przez nich zwierzątkami.

Alexandra Saenz Smolińska, 11 lat, Koszyce

Majka Cupał, 5 lat, Galanta

Matúš Hromjak, 7 lat, Koszyce

Jury przyznało też wyróżnienia: Nagrody zostaną wręczone autorom prac jesienią. Jesienią upominki otrzymają też wszyscy inni uczestnicy konkursu. Anka Cupał, 10 lat, Galanta

Šimon Hromjak, 7 lat, Koszyce

Mária Lučanská, 12 lat, Trenczyn

A oto nazwiska pozostałych młodych twórców, którzy wzięli udział w naszym konkursie:

2

Karolka Baltazarovič, 11 lat, Dolný Kubin

Karol Rosták, 4 lata, Oravská Lesna

Patka Baltazarovič, 9 lat, Dolný Kubin

Miroslava Saenz Smolińska, 6 lat, Koszyce

Magdalenka Rosták, 9 lat, Oravská Lesna

Bogdan Javier Saenz Smoliński, 9 lat, Koszyce

Julek Vinter, 4 lata, Bratysława MONITOR POLONIJNY


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:49 Page 3

Gdyby lipcowo-sierpniowy numer „Monitora Polonijnego“, który właśnie oddajemy w Państwa ręce, oceniać pod kątem marzeń i to marzeń z dzieciństwa, to chyba zasłużyłby na najwyższą ocenę. Dlaczego? Ot, weźmy na przykład marzenia małych dziewczynek… Która z nich nie chciałaby zostać baletnicą? Wiem coś o tym, bo sama przeszłam taki okres w życiu. Ja baletnicą nie zostałam, ale naszej rodaczce, mieszkającej od 9 lat na Słowacji, to się udało. Mało powiedziane, ona w brawurowy sposób opanowała scenę Słowackiego Teatru Narodowego, będąc od 7 lat jego gwiazdą. Wywiad z Rominą Kołodziej, primabaleriną, która po wypadku samochodowym dowiedziała się, że już nigdy nie będzie chodzić, mogą Państwo przeczytać na str. 5. Wszyscy chyba też marzą lub marzyli o ślubie jak z bajki. I choć o taki trudno, to jednak niektórym udaje się to ważne wydarzenie w życiu dwojga osób uczynić bardziej egzotycznym, interesującym i niezapomnianym poprzez zawarcie małżeństwa w placówce dyplomatycznej. I takim właśnie ślubom przyjrzeliśmy się bliżej, czego efektem jest blok tematyczny, w którym przedstawiamy wypowiedzi kilku konsulów na temat ich doświadczeń dotyczących udzielania ślubów, a także relacje naszych rodaków, którzy pobrali się poza granicami Polski – w Bratysławie, Lwowie, Atenach, Lizbonie i Pradze. Dla tych, którzy chcieliby pobrać się za granicą, przygotowaliśmy też krótki informator, co trzeba zrobić, by sakramentalne „tak” powiedzieć np. w Bratysławie. Cały blok o ślubach znajdą Państwo na stronach 17 - 23. Marzenia związane są najczęściej z dzieciństwem. A jeśli o nim mowa, to kojarzą się z nim często postaci z bajek i oglądanych swego czasu filmów. Taką postacią znaną kilku pokoleniom jest zapewne pies Reksio, który stał się bohaterem konkursu plastycznego dla najmłodszych, ogłoszonego kilka miesięcy temu przez nasze pismo. W tym numerze publikujemy nazwiska zwycięzców, które mogą Państwo znaleźć na str. 2. Trochę innej bajki dotyczy artykuł naszej redakcyjnej koleżanki w stałym cyklu „Polska medialna“ – tym razem pod lupę wzięła polskie portale plotkarskie. W czasy dzieciństwa mogliśmy się przenieść podczas imprezy Klubu Polskiego z okazji Zielonych Świątek. W Modrej-Piesku bawiły się bowiem nie tylko dzieci, ale i dorośli, czyli wszyscy ci, którzy wzięli udział w turnieju rodzin oraz zabawach i pląsach. Kto turniej wygrał, dowiedzą się Państwo z relacji na str. 10. Z kolei w Koszycach w barwach biało-czerwonych walczyli nasi rodacy podczas Dnia Sportu, w którym wzięły udział mniejszości narodowe tego miasta. Na których pozycjach uplasowali się nasi, przeczytają Państwo na str. 14. Oprócz tego wiele innych ciekawych artykułów, w sam raz na lato! Zachęcam do lektury pisma i życzę udanych urlopów, dzieciom zaś wspaniałych wakacji! W imieniu redakcji

Jak nie plaża, to co?

4

Z KRAJU

4

WYWIAD MIESIĄCA Romina Kołodziej primabaleriną Słowackiego Teatru Narodowego!

5

Z NASZEGO PODWÓRKA

9

„...i żyli długo i szczęśliwie“

17

ANKIETA Ślub za granicą – niezapomniane przeżycie!

20

OKIENKO JĘZYKOWE O finisażu słów kilka

23

KINO-OKO Do widzenia, nie kocham cię!

24

SŁOWACKIE PEREŁKI Kremenaros – na styku granic

25

POLSKA MEDIALNA Dziennikarskie kaczki, pudelki i grube ryby (cz. 2)

26

BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI Narodziny krakowskiej legendy

26

CZUŁYM UCHEM Z dyskografii niedoszłego prezydenta (cz. 2)

28

OGŁOSZENIA

29

ROZSIANI PO ŚWIECIE Z „nieludzkiej ziemi“

30

MIĘDZY NAMI DZIECIAKAMI Przygody na dwóch kółkach

31

PIEKARNIK Miłość, co tak krótko trwa…

32

ŠÉFREDAKTORKA: Małgorzata Wojcieszyńska • REDAKCIA: Agata Bednarczyk, Agnieszka Drzewiecka, Katarzyna Pieniądz, Magdalena Zawistowska-Olszewska KOREŠPONDENTI: KOŠICE – Urszula Zomerska-Szabados • TRENČÍN – Aleksandra Krcheň JAZYKOVÁ ÚPRAVA V POĽŠTINE: Maria Magdalena Nowakowska, Małgorzata Wojcieszyńska GRAFICKÁ ÚPRAVA: Stano Carduelis Stehlik ZAKLADAJÚCA ŠÉFREDAKTORKA: Danuta Meyza-Marušiaková ✝(1995 - 1999) • VYDAVATEĽ: POĽSKÝ KLUB • ADRESA: Nám. SNP 27, 814 49 Bratislava • IČO: 30 807 620• KOREŠPONDENČNÁ ADRESA: Małgorzata Wojcieszyńska, 930 41 Kvetoslavov, Tel: 031/5602891, monitorpolonijny@gmail.com • BANKOVÉ SPOJENIE: Tatra banka č.ú.: 2666040059/1100 • EV542/08 • ISSN 1336-104X Redakcia si vyhradzuje právo na redigovanie a skracovanie príspevkov Realizované s finančnou podporou Úradu vlády Slovenskej Republiky – program Kultúra národnostných menšín 2015

www.polonia.sk LIPIEC-SIERPIEŃ 2015

3


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:49 Page 4

Jak nie plaża, to co? T

radycyjnie jak co roku, gdy sezon urlopowy w pełni, zachęcam czytelników „Monitora” do wykorzystania wolnego czasu i odwiedzenia Polski. Nad Wisłą i Odrą kultura ma się świetnie, a w imprezach, koncertach i festiwalach można przebierać jak w ulęgałkach. W Krakowie od 25 czerwca do 5 lipca odbędzie się Festiwal Kultury Żydowskiej. Na tej jedynej w swoim rodzaju imprezie, łączącej koncerty muzyczne z pokazami innych sztuk i dyskusją o kulturze, z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie. Całe lato w Warszawie upłynie pod znakiem projektu „Archipelag Jazdów”. Od 19 czerwca do 6 września w stolicy, w Zamku Ujazdowskim, będzie miało miejsce szereg imprez kulturalnych, sprzyjających relaksowi i twórczemu myśleniu. Szczegóły na stronie www.csw.art.pl . A w innej części kraju, na lotnisku Gdynia-Kosakowo, od 1 do 4 lipca rozsiądzie się OPEN’ER Festival. Popularni muzycy – między innymi Hozier, Modest Mouse, Kasabian, St, Vincent

NA CZTERY MIESIĄCE przed wyborami parlamentarnymi, 10 czerwca, premier Ewa Kopacz odwołała trzech ministrów i trzech wiceministrów. Dymisje te związane są z tzw. aferą podsłuchową. Stano wiska stracili szefowie resortów: skarbu – Włodzimierz Karpiński, zdrowia – Bartosz Arłukowicz, spor tu – Andrzej Biernat. Rezygnację z funkcji marszałka Sejmu złożył też Radosław Sikorski. Premier poinformowała też, że nie przyjmie sprawozdania prokuratora ge4

i inni swoimi hitami poderwą nas na nogi. Z kolei we Wrocławiu w dniach 10 – 17 lipca, spotkają się fani muzyki i filmu oraz tradycji kultury z całego świata. Na BRAVE Festiwalu dowiemy się między innymi, kim byli grioci. Nie wiecie? Przyjedźcie koniecznie! Do Płocka 24 lipca zjadą się na dwa dni fani AUDIORIVER, bo to właśnie na tę imprezę przyjedzie Roisin Murphy ze swoją nową płytą. W tym samym czasie w Kołobrzegu miłośnicy muzyki elektronicznej skupią się wokół gwiazd SUNRISE Festivalu. Będzie można potańczyć na koncertach między innymi Carnage, Tom Star, Tom Swoon. Jeśli wolicie dobre kino, od 1 do 9 sierpnia odwiedźcie Kazimierz

neralnego Andrzeja Seremeta za rok 2014. Decyzje Kopacz to pokłosie ujawnienia akt śledztwa tzw. afery podsłuchowej – nagranych w warszawskich restauracjach prywatnych rozmów ministrów i polityków PO, upublicznionych latem 2014 roku w mediach. Nowymi ministrami zostali: poseł PO Andrzej Czerwiński – minister skarbu, kardiochirurg i transplantolog prof. Marian Zembala – mi nister zdrowia, oraz b. wioślarz, mistrz świata i mistrz olimpijski Adam Korol – minister sportu. No wym marszałkiem Sejmu została Małgorzata Kidawa-Błońska, dotychczasowa rzeczniczka rządu, którą na tym stanowisku zastąpi Cezary Tomczyk. LESZEK SOCZEWICA (55 lat) będzie nowym polskim ambasado-

Dolny nad Wisłą. Festiwalu „Dwa brzegi” nie trzeba chyba reklamować, wystarczy powiedzieć, że będą Agata Kulesza, Jerzy Skolimowski, Kinga Preis – jednym słowem prawdziwe gwiazdy wielkiego ekranu. Fani eksperymentów brzmieniowych i muzyki elektronicznej nie mogą ominąć Festiwalu TAURON Nowa Muzyka (Katowice 20 – 23 sierpnia), a ci, którzy lubią czytać, w tym samym czasie powinni pojechać do Sopotu. „Literacki Sopot” w tym roku oferuje spotkania z pisarzami czeskimi, ale też i polskimi – Zygmuntem Miłoszewskim, Grażyną Plebanek, Anną Janko i innymi. Na koniec lata, w dniach 14 – 19 września, znowu trzeba pojechać do Gdyni. Tam od czterdziestu lat zaprasza festiwal filmowy, na którym po czerwonym dywanie przechadzają się największe gwiazdy małego i wielkiego ekranu. Warto już teraz zarezerwować sobie bilety na www.festiwalgdynia.pl . To nie wszystkie imprezy, które odbędą się w sezonie letnim w Polsce. A jeśli ta oferta was nie przekonała, to może jednak skusicie się na plażowanie – oprócz malowniczego polskiego wybrzeża, sezonowe plaże znajdziecie również w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, a nawet w Łodzi. Dużo słońca AGATA BEDNARCZYK w wakacje!

rem w Bratysławie. Zastąpi na tym stanowisku Tomasza Chłonia, który został pełnomocnikiem rządu ds. organizacji szczytu NATO w Warszawie w 2016 r. Kandydaturę Soczewicy 10 czerwca pozytywnie zaopiniowała sejmowa komisja spraw zagranicznych. Nowo mianowany polski ambasador jest absolwentem Wojskowej Akademii Technicznej i generałem dywizji w rezerwie. PREMIER EWA KOPACZ 12 czerwca została przyjęta na audiencji przez papieża Franciszka. Była to jej pierwsza wizyta w Watykanie od czasu objęcia stanowiska szefowej rządu we wrześniu ubiegłego roku. Premier podarowała papieżowi drzewko jabłoni w doniczce, srebrną paterę udekorowaną bursztynami oraz tomik poezji

Wisławy Szymborskiej w języku hiszpańskim. LEWICA ZWIERA SZEREGI przed wyborami do parlamentu. Politycy m.in. SLD, Twojego Ruchu, Zielonych spotkali się 17 czerwca. Stwierdzili, że jest wśród nich wola współpracy. Spotkaniu patronował OPZZ. Zespół pod przewodnictwem Barbary Nowackiej (córki Izabeli Jarugi-Nowackiej, która zginęła w katastrofie smoleńskiej) ma przygotować założenia programowe. Szef SLD Leszek Miller nie wykluczył utworzenie wspólnej lewicowej listy na jesienne wybory. W PRZYPADKU WYGRANIA jesiennych wyborów parlamentarnych przez Prawo i Sprawiedliwość na czele rządu stanie Beata Szydło. MONITOR POLONIJNY


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:49 Page 5

Romina Kołodziej primabaleriną Słowackiego Teatru Narodowego!

Od

dziewięciu lat tańczy w Teatrze Narodowym w Bratysławie, od siedmiu jest jego primabaleriną. W młodym wieku mało komu udaje się osiągnąć taki sukces. Pochodzi ze Śląska, do szkoły baletowej uczęszczała w Gdańsku, od 14 roku życia przebywa więc poza domem rodzinnym. Tańczyła już na scenach Cannes i Wiednia, jednak to Bratysława – jak do tej pory – zaoferowała jej największe możliwości. Podczas wywiadu udzielonego dla naszych czytelników Romina Kołodziej zdradza tajniki swojej pracy i uczy, że sukces można osiągnąć dzięki determinacji, czego dowodzi jej przykład, bowiem choć lekarze nie dawali jej szans na chodzenie o własnych siłach, to ona po wypadku nie tylko chodzi, ale i wróciła do tańca, by teraz odnosić triumfy na scenie. Taką deklarację złożył 20 czerwca podczas konwencji PiS prezes partii Jarosław Kaczyński. Szydło, obecnie wiceprezes PiS, była szefową sztabu wyborczego Andrzeja Dudy, który pokonał w II turze urzędującego prezydenta Bronisława Komorowskiego. Zapowiedziała, iż jeśli zostanie premierem, to m.in. obniży wiek emerytalny, podniesie kwoty wolne od podatku oraz zdecyduje o przyznaniu dodatku rodzinom w wysokości 500 zł na każde dziecko. Na czele sztabu wyborczego PiS stanie obecny wicemarszałek Senatu Stanisław Karczewski. PRZEWODNICZĄCA PLATFORMY OBY WATELSKIEJ premier Ewa Ko pacz przedstawiła podczas konwencji partii 20 czerwca zarys LIPIEC-SIERPIEŃ 2015

ZDJĘCIE: STANO STEHLIK

nowego programu PO. Wśród wielu punktów znalazły się wzrost płacy minimalnej oraz odchodzenie od tzw. umów śmieciowych. Premier przeprosiła za błędy polityków PO. „Niektórzy z nas po prostu zawiedli“ – podkreśliła. Wezwała też Jarosława Kaczyńskiego do debaty. Jej partia zdecydowała, że szefem sztabu wyborczego w jesiennych wyborach będzie Marcin Kierwiński, a rzeczniczką b. minister sportu Joanna Mucha.

kich (1,6 proc.) i przygotowania do wyborów parlamentarnych.

OBRADUJĄCA 20 CZERWCA Rada Naczelna PSL nie zgodziła się na poszerzenie porządku obrad o głosowanie nad odwołaniem Janusza Piechocińskiego z funkcji prezesa partii. Ponadto rada oceniła wynik kandydata PSL Adama Jarubasa w wyborach prezydenc-

PREZYDENT BRONISŁAW KOMOROWSKI uczestniczył w odbywającym się w Bratysławie szczycie GLOBSEC 2015, który miał miejsce 20 czerwca. W jego ramach wziął udział w panelu „Skazani przez geografię? Misja Europy Środkowej na Ukrainie“. Zadekla-

PREMIER EWA KOPACZ wzięła udział w spotkaniu szefów rządów państw Grupy Wyszehradzkiej, które odbyło się 19 czerwca w Bratysławie. Liderzy V4 opowiedzieli się przeciw rozmieszczeniu w krajach unijnych 40 tys. imigrantów, co zaproponowała Komisja Europejska. W szczycie uczestniczył też prezydent Francji Francois Hollande.

rował, że Polska ma aspiracje i ambicje odgrywania roli lidera interesów tej części Europy. MINISTER SPRAW ZAGRANICZNYCH Grzegorz Schetyna przedstawił 25 czerwca w Senacie doroczną informację o polityce wobec Polonii i Polaków za granicą. Zadeklarował, że jest wola powołania mieszanej grupy roboczej Senatu i MSZ, która rozpocznie prace nad ustawą o finansowaniu wsparcia i współpracy z Polonią. Według Schetyny MSZ wspólnie z Senatem może stworzyć model współpracy przynoszącej korzyści środowiskom polonijnym na całym świecie. Minister poinformował, że MSZ współfinansuje telewizję dla Polonii w kwocie ponad 11,3 mln złotych rocznie. MP 5


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:49 Page 6

„Skusiłam los. Nawet się wcześniej nie zgłosiłam na konkurs, tylko poszłam z marszu”. Czym Panią oczarowała Bratysława, że porzuciła Pani sceny w Wiedniu i Cannes? We Francji znalazłam się jeszcze jako bardzo młoda baletnica, tam bowiem działa balet, w którym występują bardzo młodzi tancerze, do 20 lat. Mnie zaproszono tam ponownie, mimo że miałam już 21 lat, kiedy występowałam na scenie wiedeńskiej. W Wiedniu byłam w grupie młodych tancerzy – Austriaków, Węgrów, Australijczyków – i cała ta grupa jechała na konkurs do Bratysławy. Pojechałam z nimi z ciekawości. Skusiłam los. Nawet się wcześniej nie zgłosiłam na konkurs, tylko poszłam z marszu. Dyrektor od razu zaproponował mi pozycję demisolistki. To jeszcze nie główne solówki, ale tańce na przykład w trzy osoby. Podjęłam wyzwanie. Jednak pamiętam swój pierwszy dzień w Bratysławie, zaraz po powrocie z Francji. Chciałam uciec. Dlaczego? Po pobycie w Austrii czy Francji wszystko wydawało mi się tu takie inne. Nie mogłam się przyzwyczaić. Przede wszystkim mieliśmy mniejsze gaże niż za granicą. Ale było nas tu więcej zaprzyjaźnionych ze sobą tancerzy, którzy przyjechali z Wiednia, więc postanowiliśmy, że rok wytrzymamy. Nieliczni zostali dłużej. Wśród nich i ja. Jestem tu już 9 lat! Większość odstraszyły niskie gaże? Wielu odeszło. Marzyli o większych rolach, ale tu ich nie dostali. Poszli szukać swojego szczęścia w innych teatrach. Pani natomiast jest tą szczęśliwą, której zaproponowano rolę pierwszej solistki. Trochę sobie Panią zyskali, a jednocześnie przywiązali tą intratną pozycją, prawda? Myślę, że tak. Ale, wie pani, ja nigdy nawet o tym nie marzyłam. Zawsze chciałam tańczyć, ale nigdy nie są 6

dziłam, że w tańcu osiągnę aż tyle. Owszem, marzyłam o różnych ciekawych rolach, jednak nie sądziłam, że je zatańczę. Pani droga zawodowa jest interesująca tym bardziej, że nikt wcześniej w rodzinie nie tańczył w balecie. Jak to się stało, że zaczęła Pani tańczyć? Byłam bardzo ruchliwym dzieckiem, więc mama, chcąc zapełnić mi czas, zapisała mnie na zajęcia z baletu. Tam dowiedziałam się, że mam predyspozycje, by zostać baletnicą. Zdałam więc egzaminy do szkoły baletowej. Po trzech latach nauki powiedziano mi, że lepiej, bym się z baletem pożegnała, ponieważ mam wadę kręgosłupa, a ze skoliozą tańczyć się nie da. Ale ja zdążyłam się już w balecie zakochać, więc wolałam wyleczyć skoliozę (śmiech). Po prostu każdego dnia chodziłam na rehabilitacje. Do skutku. Pani musi mieć w sobie jakąś niesamowitą determinację, bardzo kochać ten zawód, bo wiem, że miała Pani bardzo ciężki wypadek, ale nie poddała się… Tak, miałam wypadek samochodowy, po którym powiedziono mi, że już nigdy nie będę chodzić. Jak do tego wypadku doszło? To było dzień przed premierą przedstawienia „Iwan Groźny“ w 2008 roku w Bratysławie. W tym przedstawieniu miałam po raz pierwszy tańczyć jedną z głównych ról. Mamy taki zwyczaj w teatrze, że przed premierą obdarowujemy się czekoladkami. Pojechałam samochodem, by kupić te czekoladki. Przede mną jechała ciężarówka, z której wysypywał się żwir. Bałam się, że te kamyczki uszkodzą mi samochód. Kiedy wracałam z zakupów żwir ciągle leżał na drodze, a ja na zakręcie wpadłam na nim w poślizg. Wyrzuciło mnie z drogi, szybkim ruchem kierownicy chciałam na tę drogę wrócić, ale wyrzuciło mnie na drugą stronę drogi, gdzie był

„Po trzech latach nauki powiedziano mi, że lepiej, bym się z baletem pożegnała”.

mostek. Dachowałam… Z auta nie zostało nic, bo zaczęło się palić. Zdoła łam wysiąść o własnych siłach. W takim szoku człowiek nie odczuwa bólu. Jeszcze wróciłam do samochodu po puenty i torebkę. Później, mimo że czułam się bardzo dobrze, przyjechała karetka i zawiozła mnie do szpitala. Tam mi powiedziano, że mam złamany kręgosłup. Dopiero wówczas poczułam, że słabną mi nogi i że nie mogę się ruszać. Jak Pani zareagowała, słysząc tę straszną diagnozę? Kiedy mi powiedziano, że nie będę chodzić, odpowiedziałam, że to niemożliwe. Że nie dość, że będę chodzić, to będę też tańczyć na scenie! Skąd Pani miała taką wiarę? Nie wiem, ale chyba bardzo tego chciałam. To nie był jeszcze czas, by skończyć karierę na scenie. Baletowi oddałam całe swoje życie: osiem godzin dziennie ćwiczeń, prób, potem wieczorne występy… Było mi żal, aby cały ten trud, pot poszedł na marne. Przecież byłam na początku kariery. Jak długo trwało leczenie? Lekarze powiedzieli, że to będzie trwać minimalnie rok, bo nie mogłam siedzieć. Kiedy nauczyłam się wstawać, mogłam stać lub siedzieć. Skierowano mnie na rehabilitację. Ponieważ tak bardzo pragnęłam wrócić do normalnego życia, to chciałam wszystko przyspieszyć, więc wykonywałam dwa razy więcej ćwiczeń. Jak mi powiedziano, że jakieś ćwiczenie powinnam wykonać dwadzieścia razy, to ja powtarzałam je razy pięćdziesiąt. Lekarze byli zaskoczeni, powiedzieli, że stała się rzecz niemożliwa, byli pełni podziwu dla mnie, że tyle wytrzymałam. Wszystko to trwało zaledwie trzy miesiące. Pewnie słowaccy lekarze mają teraz specjalną szufladkę z napisem „cud”? (Śmiech) Miałam bardzo dobrego rehabilitanta, który powiedział, że u mnie widać efekty, ponieważ systematycznie potrafię pracować nad swoim ciałem, co dało wyniki. MONITOR POLONIJNY


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:49 Page 7

„Nie dość, że będę chodzić, to będę też tańczyć na scenie!”. To bardzo ważne, co Pani mówi. To oznacza, że ćwicząc, można wiele w życiu zmienić. Ludzie często porzucają rehabilitację czy ćwiczenia, nie widząc natychmiastowych efektów… A szkoda, bo dużo zależy od samozaparcia. Jeżeli człowiek bardzo chce coś osiągnąć, to jest w stanie to zrobić! Jestem tego przykładem. Nie zmierzam jednak do celu za wszelką cenę, po trupach, ale kiedy czegoś chcę, to zrobię bardzo wiele.

Po tych trzech miesiącach wróciła Pani na scenę i zagrała tę wymarzoną rolę?

(Śmiech) Nie tylko balet. Jest jeszcze mój syn i to on jest na pierwszym miejscu.

Zagrałam inną rolę, natomiast tę rolę zatańczyłam tylko raz, ale trochę później. A wracając do wypadku, ta smutna sytuacja pokazała mi, że jestem otoczona ludźmi, którym na mnie zależy. Wtedy poczułam, że wszyscy moi koledzy z pracy stoją przy mnie. W dzień premiery mimo stresu, który zwykle jej towarzyszy, przyjechali do mnie do szpitala wszyscy – i tancerze, i choreograf, i dyrektor. Czułam, że nie jest im obojętny mój los. Może też właśnie dzięki nim wyzdrowiałam?

Da się pogodzić karierę baletnicy z macierzyństwem? Jest to bardzo trudne, ale staram się. Większość baletnic macierzyństwo odkłada na później, ale ja się cieszę, że zostałam mamą – to najlepsze, co mi się mogło przytrafić. Dziś mój synek ma trzy latka, a ja nadal tańczę. Wróciłam do formy po trzech miesiącach. Wszyscy pytali, czy jestem z innej planety (śmiech). Dziś, wie pani, tańczę z innymi uczuciami, inaczej przeżywam sztukę. Zyskałam jakby jeszcze inny wymiar postrzegania i przeżywania. Poza tym, kiedy mam trudniejszy dzień, wystarczy, że spojrzę na synka po powrocie z pracy, a całe zmęczenie mija. Pójdzie w ślady mamy i będzie baletmistrzem? Nie chciałabym. To bardzo ciężki zawód. Wiem, ile kosztuje sukces, jak trudną drogę trzeba przejść, by go osiągnąć. Nie chciałabym, żeby moje dzieciątko tak cierpiało.

Przygotowując się do wywiadu, zajrzałam między innymi na Pani profil na jednym z portali społecznościowych i znalazłam tam opublikowany przez Panią cytat: „W życiu człowieka najważniejsze są dwa dni: ten, w którym człowiek się urodził i ten, w którym odkrył, dlaczego się urodził“. W Pani przypadku chyba nie ma wątpliwości, że sensem Pani życia jest balet?

W tym zawodzie przeważa cierpienie czy radość? Radość odczuwamy, kiedy stoimy na scenie, ale ja wiem, ile to kosztuje wysiłku, pracy, potu, łez. Chociaż syn ma bardzo dobre predyspozycje…

ZDJĘCIE: STANO STEHLIK

Piruety już robi? Szpagat robi. Kiedy widzi, jak tańczę, stara się mnie naśladować.

LIPIEC-SIERPIEŃ 2015

Rozmawia Pani z synkiem po polsku? Ze mną rozmawia po słowacku, a z moimi rodzicami po polsku. Często korzystam z ich pomocy. Kiedy jestem bardzo zapracowa7


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:49 Page 8

„Dużo zależy od samozaparcia człowieka. Jeżeli człowiek coś bardzo chce osiągnąć to jest w stanie!“ na, to zawożę syna do dziadków, do Piekar Śląskich. Nikolasek, ponieważ posyłam go na zajęcia z angielskiego, włada też trzecim językiem. Myślę, że w dzisiejszych czasach znajomość języków to ważna sprawa. Jak zareagowali Pani rodzice na fakt, że córka mieszka w Bratysławie? Oni byli przyzwyczajeni, że nie ma mnie w domu. Wyjechałam do Gdańska, do szkoły baletowej, kiedy miałam 14 lat. Pogodzili się z tym, że nie wrócę do Polski.

A o czym Pani marzy? Jakie sceny chciałaby Pani podbić? Nie wiem, czy to dotyczy scen. Mam 29 lat i chciałabym skończyć karierę szybciej niż moje słowackie koleżanki. Chciałabym, żeby publiczność zapamiętała mnie z tych najlepszych lat. No i muszę jeszcze wymyślić, czym będę się potem zajmować. A ma Pani jakieś pomysły? Mam kilka, ale nie do końca są one sprecyzowane. Muszę je poukładać w sobie. W tej chwili chyba jeszcze nie jestem gotowa, by zejść ze sceny. Na pewno będę tańczyć jeszcze rok, do 30 urodzin. I może w ciągu tego roku coś wymyślę sobie na przyszłość.

A może są jeszcze jakieś role, które chciałaby Pani zatańczyć? Bardzo chciałabym zatańczyć całe przedstawienie „Don Kichota“. Miałam możliwość tańczyć tylko jakieś wariacje. To jest jedyne przedstawienie, o którym marzę od dzieciństwa. Tańczyłam właściwie wszystko, począwszy od „Śpiącej królewny“ poprzez „Dziadka do orzechów“, „Bajaderę“… Akurat tu, od kiedy przyjechałam do Bratysławy, nie było „Don Kichota“. Mam nadzieję, że może jeszcze będzie.

Nie wróci Pani do Polski? Oczywiście powtarzam sobie, by nigdy nie mówić nigdy, bo dostaję różne propozycje z Polski. Ostatnio spotkałam się z pewnym kolegą, który mieszka za granicą, a który planuje powrót do Polski, by coś nowego zrealizować w balecie, i chce mnie zainteresować tym projektem. Mało tego, otrzymałam też propozycję z Warszawy, z Teatru Narodowego.

„Ja swoją szansę wykorzystałam!“

To kusząca propozycja? Nie wiem, czy umiałabym się przestawić na życie w Polsce. Nie mogę jednak kłamać, że nie myślałam o tym (śmiech).

8

ZDJĘCIE: STANO STEHLIK

To już zamknięta sprawa? Nie, nadal otwarta, wciąż jeszcze mogę wyrazić swoje zainteresowanie tą pracą. Warszawa to jednak większa stolica i chyba mają tam teraz bogatszy repertuar. Mają też możliwości współpracy z bardzo dobrymi choreografami... Ale Panią chyba wciąż coś tu trzyma… Tutaj już sobie wybudowałam pozycję. Właściwie, kiedy myślałam o wyjeździe stąd, nigdy nie myślałam o powrocie do Polski, ale o innych scenach.

Zdarzyło się kiedyś tak, że słowaccy koledzy dali Pani odczuć, że zajęła Pani najlepsze miejsce w balecie, które mogła zdobyć Słowaczka? Nikt mi tego nie powiedział wprost, ale czułam to wielokrotnie. Myślę, że wszyscy mamy takie same szanse, zależy tylko od nas, jak je wykorzystamy. Człowiek musi bardzo dużo pracować, by coś w życiu osiągnąć. Nikt nam niczego nie da za darmo, nic nam z nieba nie spadnie. Kiedy przyszłam do teatru, miałam taką samą szansę, jak inni. Ja swoją szansę wykorzystałam! Spotkała się Pani jako Polka z pozytywnym przyjęciem na Słowacji? Tylko pozytywnym. Na początku pytano mnie o pochodzenie, teraz już wszyscy mnie znają i biorą za swoją.

Rozmawiamy w przededniu wakacji. Teatry najczęściej podczas lata mają dłuższą przerwę. Jak więc Pani spędza lato? Nasz urlop trwa sześć tygodni. Potrafię to docenić. Taka rozłąka na pewno pomaga w odbudowaniu kontaktów z kolegami i koleżankami z pracy. Ciało też sobie odpocznie od codziennych, intensywnych ośmiogodzinnych ćwiczeń, prób i spektakli. Ja podczas wakacji włączam się w inne projekty, ponieważ dostaję zaproszenia z różnych teatrów, by wystąpić na ich scenach. Wyjeżdżam więc za granicę, ale po to, by tańczyć. MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA MONITOR POLONIJNY


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:50 Page 9

ZDJĘCIA: STUDIO ROLINE

T

ymi słowy można by zacząć artykuł o Marii Sikorskiej, mieszkającej w Revúcy członkini Klubu Polskiego Koszyce, która w ramach tegorocznych Dni Miasta Revúca otrzymała Nagrodę Burmistrza Miasta Revúca Evy Cireňovej i najwyższe odznaczenia Zlatý Quirin Miasta Revúca. W ten sposób uhonorowano ją za długoletnią pracę w urzędzie miejskim, pełną poświęcenia pracę na rzecz tamtejszej społeczności oraz przygotowywanie wyborów i referendów. Uroczystość wręczenia wyróżnień odbyła się w Miejskim Ośrodku Kultury 19 czerwca, a wzbogaciły ją występy dzieci oraz koncert Paľa Hamela, który rozgrzał publiczność

Ave Maria!!!

swoimi niestarzejącymi się przebojami. Później odbyło się przyjęcie na cześć nagrodzonych.

W stronę malarstwa klasycznego WystaWa obrazóW rafała Pacześniaka

W

czerwcu w Galerii Cit w Bra tysławie odbył się wernisaż wystawy „Prirodzenosť veci“. Autorem prezentowanych w jej ramach obrazów jest urodzony w 1973 roku polski malarz Rafał Pacześniak, absolwent Wydziału Malarstwa ASP w Krakowie, współzałożyciel Stowarzyszenia Artystów „Kontrapost“, wystawiający swoje dzieła w Polsce, Włoszech, Niemczech czy Japonii. Na plakacie towarzyszącym wystawie znalazł się krótki zapis – myśl przewodnia prezentacji: „Pod powie rzchnią rzeczy znajduje się inny świat, ukryty przed pospiesznym wzrokiem.

Wystarczy się zatrzymać, wpatrzeć, skupić na szczególe, by odkryć część jego tajemnicy. Tajemnicy, która pochłania i nadaje sens“. Te dwa krótkie zdania bardzo dobrze ujmują zamysł artysty, próbującego w swoich obrazach odkryć choć część zagadki naszego najbliższego otoczenia, rzeczy wokół nas. W ostatnich latach Pacześniak prezentował przede wszystkim akty. Tym razem nacisk położył na martwe natury. Nie odrzucił jednak aktu całkowicie. Na wystawie bowiem prezentowanych jest też kilka obrazów, wykorzystujących motyw nagiego kobiecego ciała. Te akty nie są przedstawiane jednak bezpośrednio, pojawia-

Naszej rodaczce Marii gratulujemy i dziękujemy. Ave Maria!!! RED.

ją się jako odbicia w lustrze. Atrakcyjne, ale i złudne. Bowiem ludzkie ciało ma dwoistą naturę. Jest darem, jest też obciążeniem. Darem, poprzez który przemawia piękno, ale też „naczyniem grzechu“ czy ostoją „zbiegłych lubości“, czyli przemijających przyjemności, jak pisał onegdaj Mikołaj Sęp-Szarzyński. Pacześniak próbuje zarówno w martwych naturach (świetny „Tryptyk o nocy“ czy cykl martwych natur z rybami), jak w aktach skupić się na tej podwójnej, niejednoznacznej „naturze rzeczy“: ciała żywego i materii nieożywionej, pozoru i tajemnicy. Udaje mu się wciągnąć widza w tę podwójną grę, nie dla zabawy, dla intelektualnej i estetycznej przygody, i to przyJP gody wysokiej próby.

Wystawę, która została zorganizowana dzięki współpracy z Instytutem Polskim w Bratysławie, można oglądać do 10 lipca w Galerii Cit przy ul. Heydukovej 15 LIPIEC-SIERPIEŃ 2015

9


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:50 Page 10

N

Z ielone­Świątki ­

iektórzy przyjechali, ponieważ wiedzieli, czego mogą się spodziewać, inni z ciekawości, gdyż nigdy wcześniej nie brali udziału w imprezie z okazji Zielonych Świątek. To święto rozpowszechnił wśród słowackiej Polonii pomysłodawca spotkań zielonoświątkowych Zbigniew Podleśny, pochodzący z Zaolzia, obecnie mieszkający w Dubnicy

nad Wagiem. Na pograniczu polsko-czeskim Zielone Świątki to nie tylko przeżycie duchowe, ale też okazja do zabawy i wspólnego smażenia jajecznicy. Dla Pola ków mieszkający na Słowa cji stanowi ono doskonałą okazję do spotkania się ro-

10

Wagiem, Trenczyna, Żyliny, a nawet Wiednia stał się ośrodek wczasowy w Modrej-Piesku, położony w malowniczych Małych Karpatach. Zielonoświątkowe spotkanie już po raz drugi przygotowywał bratysławski oddział Klubu Polskiego, a konkretnie dwie Kasie: Tulejko i Thomas, wspierane przez innych członków organizacji. Wsparcia udzielił im też konsul RP w RS Jacek Doliwa, który do Modrej-

daków, mieszkających w ró żnych miastach, miasteczkach i wsiach słowackich. I tak też było i w tym roku. W ostatni majowy weekend wspólnym domem Polaków i zaprzyjaźnionych Słowaków z Bratysławy, Koszyc, Nitry, Dubnicy nad

MONITOR POLONIJNY


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:50 Page 11

ło mnóstwo, ale najważniejsza była atmosfera, która przyciągnęła zarówno stałych bywalców tej imprezy, jak i nowych. A niektórych nawet dwukrotnie! Zaprzyjaźnione z Klubem Polskim dwie sympatyczne panie z żylińskiej organizacji Polonus przybyły na tę imprezę z… tygodniowym wyprze-

Piesku przybył razem z małżonką. Oboje kibicowali zawodnikom Turnieju Rodzin, przeprowadzonego przez organizatorki. Walka była zacięta, a dyscypliny nie tylko zabawne, ale i wymagające zręczności. Zwycięzcami turnieju została drużyna z austriackiej stolicy. Najważniejsze jednak, że dobrze bawili się zarówno uczestnicy, jak i widzowie.

Na koniec rozdano nagrody i dyplomy, a potem był czas na wspólną zabawę przy ognisku, zielonoświątkową jajecznicę, śpiewy i tańce w rytm muzyki, którą słychać było do późnych godzin nocnych. Podczas weekendu nie brakowało też gier, zabaw oraz warsztatów twórczych dla dzieci, które poprowadziła artystka z Koszyc Stefania Gajdošová-Sikorska. Były też piesze wycieczki po okolicznych szlakach turystycznych, z których jeden zaprowadził uczestników do obserwatorium astronomicznego. Tam przyjął ich przesympatyczny pracownik, który zaprosił wszystkich do środka i przedstawił prace naukowców zajmujących się gwiazdami. Atrakcji w czasie zielonoświątkowego weekendu by-

ZDJĘCIA: STANO STEHLIK

dzeniem. Okazało się, że ich uwadze umknęła informacja o zmianie terminu przedsięwzięcia. To jednak ich nie zniechęciło i tydzień później znów przyjechały do Modrej-Piesku, by świętować wspólnie z Polonusami z Klubu Polskiego. Organizatorzy majowej imprezy z pewnością mogą już dziś planować kolejną, gdyż jej zwolenników z roku na RED. rok przybywa! Nagrody książkowe dla dzieci zostały ufundowane przez Bibliotekę Narodową w Warszawie LIPIEC-SIERPIEŃ 2015

Projekt zrealizowany dzięki wsparciu Kancelarii Rady Ministrów RS, Program: Kultura mniejszości narodowych 2015

11


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:50 Page 12

T

ym razem nie w ostatni czwartek miesiąca, jak to bywa zwykle, ale 13 czer wca odbyło się spotkanie klubowe w Trenczynie. Zmiana terminu spowodowana była połączonymi obchodami dwu jubileuszów, które obchodzili członkowie klubu Jožko Spaček – 80. urodziny, i Gabo Petráš – 50. urodziny. I choć jubilaci należą do różnych pokoleń, to łączą ich wzajemne zrozumienie, szacunek, miłość do sztuki i powiązania z Polską. Jožko Spaček to Słowak z krwi i kości, należący od początku do naszej klubowej rodziny dzięki żonie Joli z Warszawy. Kocha muzykę, szczególnie tę ludową, gra na niejednym instrumencie, pięknie śpiewa i to nie tylko z nami, po polsku, ale też w zespole ludowym w Drietomie, gdzie mieszka. Gabriel Petráš dzięki swojej mamie i rodzinie spod

Dwa jubileusze – jedna uroczystość

w siedzibie klubu. I właśnie wernisaż wystawy prac Gabrie la Petráša był pierwszym punktem programu uroczystego czerwcowego spotkania. Obecna na nim była kurator Iveta Pospíšilová, która miesiąc wcześniej otwierała wystawę Gaba

w Novej Lehocie. Zabawne było to, że jubilat, spóźnił się na swój wernisaż z powodu wyścigu kolarskiego, który zatrzymał go w drodze do Trenczyna. Potem się przyznał, że dawno temu przybył spóźniony także na swój pierwszy wernisaż. Na szczęście po jego przybyciu wszystko przebiegło bez przeszkód. Uroczyste obchody dwu jubileuszy uświetnili swą obecnością członkowie Klubu oraz zaproszeni goście słowaccy. Wszyscy zaśpiewali obu jubilatom gromkie „Sto lat” oraz „Mnoga leta”. Były też gratulacje, chwile wzruszenia, tort przygotowany dla obu panów przez najstarszą członkinię Henię Banovską, wspólny śpiew i biesiada polsko-słowacka, w trakcie której jed-

Lublina jest półkrwi Polakiem. Ogromny wpływ na rozwój jego talentu oraz późniejsze zainteresowania plastyczne miał dziadek. Dziś Gabo jest uznanym artystą plastykiem, którego twórczość niejednokrotnie była prezentowana w ramach polonijnych imprez kulturalnych. Tak ważny życiowy jubileusz artysty stworzył kolejną okazję do przedstawienia jego prac 12

MONITOR POLONIJNY


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:50 Page 13

Wystawa malarska „Ikona stylu” W

ZDJĘCIA: RENATA STRAKOVÁ, MARIAN PAVLASEK

na z zaproszonych pań z Drietomy napisała piękny wiersz z życzeniami dla Gaba Petráša, który na pewno wzbogaci kronikę klubową i będzie przypominać, jak miło i wesoło było tego dnia w Trenczynie... RENATA STRAKOVÁ, Klub Polski Trenczyn

ernisaż wystawy malarstwa Faustyna Chełmeckiego i Macieja Wilskiego zatytułowanej „Ikona stylu” odbył się w Instytucie Polskim w Bratysławie 29 maja br. Pochodzący z Warszawy polscy artyści na olejnych obrazach przedstawili swoją wizję otaczającego świata ostatnich 2 lat. Jak zapewniali, format prezentowanych płócien – min. 200 cm x 145 cm – i tak jest niewielki w porównaniu z obrazami wielkoformatowymi, tworzonymi przez nich na co dzień, o wymiarach 6 - 10 m x 3 m. Nietypowy jest nie tylko format prezentowanych prac, ale i to, że Maciej Wilski i Faustyn Chełmecki malują obrazy razem, przy czym każdy z nich używa swojej techniki malarskiej i wyraża indywidualne spojrzenie artystyczne na otaczającą rzeczywistość. Dzięki temu powstały i nadal powstają dzieła zupełnie nieoczekiwane. Obaj twórcy współpracowali już wiele lat temu. Potem ich drogi się rozeszły, a Maciej Wilski, absolwent Akademii Sztuk Pięknych, pod koniec lat 80. postanowił odejść od sztuki. W 2010 roku Faustyn Chełmecki namówił go jednak, by wspólnie świętować 25-lecie zespołu Kryzys, malując obraz podczas koncertu. Od tego momentu panowie postanowili kontynuować wspólne malowanie obrazów. Ich prace zwracają uwagę nie tylko rozmiarami, ale przede wszystkim żywymi, nasyconymi kolorami. Każdy obraz ma swój unikatowy przekaz, mnóstwo ukrytych treści i detali, które odkrywa się stop-

niowo przy dłuższym i uważnym oglądaniu.. Artyści czerpią inspiracje z codzienności, prowadzonych dyskusji, rozmów i panującej wokół atmosfery. Również stan ducha, perspektywa czasu i doświadczenie rzutują na wyraz ich obecnych prac, któ re noszą intrygujące tytuły, np.: „Ken pędzi do Barbie”, „Brzydkie kaczątko”, „Smocza miłość”, „Zwierzęca przestroga”, „Kosmiczny patrol”, „List do wiernych”, „11 listopada PL” czy „Obcy powraca”. Wernisaż urozmaicił występ znanej słowackiej grupy Longi tal, która swoją muzyką stworzyła szczególną atmo sferę, podkreślając wyjątkowość prezentowanych prac. Jak zresztą wspominali artyści, muzyka jest dla nich inspiracją i zawsze towarzyszy im w procesie twórczym. Wystawa zorganizowana została przez Instytut Polski w Bratysławie. MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA

ZDJĘCIA: MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA

LIPIEC-SIERPIEŃ 2015

13


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:51 Page 14

D

wustu uczestników reprezentujących dziewięć mniejszości narodowych mieszkających w Koszycach wzięło udział 6 czerwca w Dniu Sportu Mniejszości Narodowych, zorganizowanym już po raz siedemnasty. Reprezentanci Klubu Polskiego uczestniczyli w tym przedsięwzięciu po raz pierwszy i osiągnęli bardzo dobre wyniki! Całodzienne wydarzenie sportowe, na które zaproszenie przyjęli przedstawiciele różnych mniejszości narodowych: węgierskiej, rusińskiej, niemieckiej, ukraińskiej wietnamskiej, czeskiej, bułgarskiej i polskiej, zostało zorganizowane przez Klub Mniejszości Narodowych, Pamiątkową Izbę Sándora Máraia we współpracy z Komisją Mniejszości Narodowych w Koszycach i pod patronatem starosty dzielnicy Koszyce-Południe Jaroslava Hlinki. Zmagania sportowe otworzył mecz piłki nożnej. Po nim

W Koszycach

na sportowo nastąpiło oficjalne otwarcie imprezy w obiekcie sportowym przy ulicy Alejovej. Potem można było wykazać się sportowym duchem w różnych dyscyplinach sportowych. Były to między innymi gry zręcznościowe dla dzieci, piłka nożna, minigolf, tenis stołowy, przeciąganie liny, bieg sztafetowy rodzin, lotki, szachy, czyli… dla każdego coś miłego.

Wojciech Tochman w Bratysławie PREMIERA SŁOWACKIEGO WYDANIA KSIĄŻKI „JAKBYŚ KAMIEŃ JADŁA”

W

ojciecha Tochmana fa nom współczesnego reportażu, szczególnie polskiego, nie trzeba przedstawiać. Pisarz, który niedawno odwiedził Słowację, należy – obok takich mistrzów dziennikarstwa, jak Mariusz Szczygieł i Paweł Smoleński – do najpoczy tniejszych polskich autorów wydawanych za granicą. Polski reportaż cieszy się zasłużonym prestiżem również i na Słowacji. Do tej pory tutejsi czytelnicy, 14

jeśli nie znali języka polskiego, zmuszeni byli sięgać po obcojęzyczne wydania polskich reportaży, najczęściej angielskie i niemieckie. Wyjątkiem był Mariusz Szczygieł, który ze względu na poruszaną tematykę od zawsze był dostępny – najpierw w zrozumiałym dla Słowaków języku czeskim, a potem również i słowackim. Niełatwą dla słowackich czytelników sytuację postanowili zmienić przed ro-

kiem założyciele wydawnictwa Absynt. Jak głosi manifest, opublikowany na stronie internetowej tegoż wydawnictwa, celem jego powstania jest dostarczenie na słowacki rynek reportaży i fotografii na światowym poziomie. Pierwszy, wydany w 2014 roku przekład pt. „Oczy zasypane piaskiem” (Oči zasypané pieskom) Pawła Smoleń skiego, okazał się wielkim sukcesem. Wydawnictwo postanowiło pójść za cio-

sem i w ramach kolejnej publikacji zdecydowało się przybliżyć słowackim czytelnikom kolejnego polskiego autora. Został nim właśnie Wojciech Tochman, który z okazji dwunastego obcojęzycznego wydania swojej książki „Jak byś kamień jadła” (Akoby si kameň jedla) odwiedził Słowację. Przypomnijmy, że Tochman razem ze Szczygłem jest założycielem In stytutu Reportażu oraz wydawnictwa „Dowody na Istnienie”. Obok wymienionego już Mariusza Szczygła, a także Hanny Krall, Jacka Hugo-Badera i Pawła Smoleńskiego budował reMONITOR POLONIJNY


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:51 Page 15

ZDJĘCIA: STEFANIA GAJDOŠOVÁ-SIKORSKA, ANDY GLECGO

nomę polskiego reportażu w „Gazecie Wyborczej”. Jego dwie książki (oprócz wspomnianej była to jeszcze „Schodów się nie pali”) znalazły się wśród ścisłego grona finalistów nagrody literackiej Nike. „Jakbyś kamień jadła” to efekt kilku pobytów autora w ogarniętej wojną domową Bośni, do której po raz pierwszy pojechał jako 23-letni student. Potem na Bałkany wracał już wielokrotnie, rozmawiając z ofiarami konfliktu, tropiąc jego źródła i usiłując zrozumieć punkt widzenia wszystkich jego stron. Szczególne wrażenie na czytelnikach w Polsce LIPIEC-SIERPIEŃ 2015

Klub Polski Koszyce reprezentowali najmłodsi jego członkowie: Veronika Lukáčová, Simon Hromják, Matúš Hromják, Ferko Krč, Riško Očkai i Nelly Mártonomá. Wzięli oni udział w takich konkurencjach, jak wyścigi w workach, rzucanie piłeczką do celu, bieg z przeszkodami z piłką na łyżeczce, bieg na 100 metrów. I trzeba powiedzieć, że jak na debiutantów, to poszło im całkiem nieźle – w ogólnej klasyfikacji zajęli 5. miejsce, zyskując 19 punktów, zaraz po Węgrach (21 punktów), a przed Czechami (17 punktów). Pierwsze trzy miejsca zajęli: Rosjanie (85 punktów), Rusini i Ukraińcy (54 punkty) i Niemcy (34 punkty). Natomiast siódme miejsce zajęli Wietnamczycy (17 punktów), zaś kolejne Bułgarzy (7 punktów) i Romowie (2 punkty).

i za granicą wywarły opisy poszukiwania bliskich ofiar znajdowanych w masowych grobach, m. in. na podstawie badań dokonywanych przez polskich lekarzy i antropologów. Głównym punktem wizyty polskiego reportażysty w słowackiej stolicy było spotkanie z czytelnikami i fanami 26 maja w Instytucie Polskim w Bratysławie. Pod czas dyskusji, którą popro-

Z naszych sportowców na szczególne wyróżnienie zasłużyła Veronika Lukáčová, która zajęła 3. miejsce w rzucaniu lotkami, czy Ferko Krč, który także był 3 w zawodach zręcznościowych dla najmłodszych. W nieco starszej grupie w tej samej dyscyplinie 1. miejsce zajął Šimon Hromjak, zaś w kolejnej grupie 3. miejsce przypadło Richardowi Očkaiowi, 4. Matúšowi Hromjakowi, a 5. zyskała Nelly Mártonomá. I tak oto koszycka Polonia pokazała walecznego ducha sportowego w ramach międzynarodowego przedsięwzięcia, dzięki któremu zaprezentowała się na forum zamieszkujących Koszyce mniejszości. Pierwsze koty za płoty! Za rok będzie jeszcze lepiej! RED.

wadził Juraj Kušnierik, goście mogli usłyszeć o strachu młodego reportera w ostrzeliwanym Sarajewie, o odpowiedzialności za bohaterów swoich książek oraz o tym, dlaczego tak ważny jest reportaż w dzisiejszym świecie. Istotną częścią spotkania była oczywiście możliwość uzyskania autografu od Wojciecha Tochmana oraz sposobność zamiany z nim przy tej okazji kilku słów. Premiera słowackiego przekładu książki „Jakbyś kamień jadła” i odwiedziny jej autora w Bratysławie zyskały medialny rozgłos. Dziennikarz został zaproszony do Radia FM, a roz-

mowę z nim opublikowały również dzienniki (m.in. SME) oraz czołowe internetowe portale kulturalne. W momencie powstawanie tego tekstu słowackie wydanie książki Wojciecha Tochmana zajmowało trzecią pozycję wśród najchętniej kupowanych książek w znanej sieci księgarskiej Artforum. Słowaccy czytelnicy mają zatem powód do radości; zapewne kwestią czasu jest pojawienie się na rynku kolejnego doskonałego zbioru reportażu w postaci perfekcyjnie przygotowanej publikacji wydawnictwa Absynt. ARKADIUSZ KUGLER 15


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:51 Page 16

Zakończenie roku szkolnego w Nitrze U

roczyste zakończenie roku szkolnego w szkółce polonijnej w Nitrze miało miejsce 10 czerwca w Pastoralnym Centrum Wolnego Czasu. Podczas bardzo miłej i serdecznej atmosfery wszystkim uczniom wręczono świadectwa oraz nagrody książkowe. Ponieważ zaproszony gość specjalny – konsul RP w RS Jacek Doliwa – nie mógł wziąć udziału w uroczystości osobiście, przysłał list adresowany do najmłodszych przedstawicieli Polonii, zgłębiających tajniki języka polskiego. List ten został odczytany w trakcie ceremonii zakończenia

roku, zaś jego kopię każde dziecko otrzymało na pamią tkę. Ten miły gest ze strony konsula spowodował, że każdy uczeń poczuł się wyjątkowo doceniony. To, że dzieci uczęszczają na zaję-

Publikacja na S temat Polski

cia z języka polskiego, jest przede wszystkim zasługą ich rodziców, którzy znajdują czas i chęci, by przyprowadzać je na lekcje, a w domach dbają, by zdobyta wiedza i umiejętności

łowacki dziennik „Hospodárske noviny” 22 czerwca opublikował dodatek poświęcony w całości Polsce, zatytułowany „Áno, Poľsko“. Dodatek ten został opracowany przez Ambasadę RP w Bratysławie we współpracy z Polsko-Słowacką Izbą Handlową. Suplement w interesujący i rzetelny sposób przekazuje wiele informacji, dotyczących zarówno naszego kraju, jak i polskosłowackiej współpracy na polu gospodarczym. Przedstawiono w nim Polskę jako kraj z dynamicznie rozwijającą się infrastrukturą i oferujący atrakcyjne warunki do realizacji projektów inwestycyjnych. Ponadto zaprezentowano najważniejsze strefy przemysłowe i osiągnięcia w zakresie budowy autostrad, a także udostępniono

16

nie poszły w las. Dzięki zaangażowaniu rodziców dzieci bez problemów komunikują się po polsku ze swoją polską rodziną. Część z nich zapewne będzie mogła przetestować swoją znajomość języka polskiego podczas wakacyjnych wizyt u polskich dziadków, cioć czy wujków. Korzystając z obecności rodziców, omówiono z nimi kwestię zapisów na nowy rok szkolny. Ponieważ warunki uczestnictwa nie ulegają zmianie, pojawiły się już nowe zgłoszenia. Wszystkim uczniom oraz ich rodzicom życzymy udanych wakacji i już teraz zapraszamy bardzo serdecznie do szkółki w nowym roku szkolnym. ROMANA DOROTA GREGUŠKOVÁ

aktualne podstawowe dane ekonomiczne. W jednym z artykułów Jozef Klein, prezes słowackiej firmy Asseco Central Europe, mówi o jej postępującej pozycji na polskim rynku bankowym. Ponadto w specjalnym dodatku znajdują się artykuły poświęcone Warszawie oraz miejscu Polski w Grupie Wyszehradzkiej. Materiały zawarte w suplemencie do tego poczytnego pisma przyczynią się z pewnością do umocnienia pozytywnego wizerunku Polski w oczach zarówno słowackich, jak i polskich czytelników. Artykuły, które zostały w nim opublikowane, sukcesywnie są zamieszczane także na stronie internetowej „Hospodárskich novin”. W całości zostaną opublikowane 1 lipca 2015 r. RED. MONITOR POLONIJNY


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:51 Page 17

„…i żyli długo i szczęśliwie“

T

ymi słowami kończy się niemalże każda bajka. W życiu realnym większość marzy o ślubie jak z bajki. Niektórzy wyobrażają go sobie gdzieś z dala od domu, w jakimś niecodziennym otoczeniu. Z pewnością zawarcie związku małżeńskiego w obecności konsula, czyli w placówce dyplomatycznej, można zaliczyć do oryginalnych. W ambasadzie RP w Bratysławie w ciągu ostatnich dwunastu lat na nową drogę życia weszło siedem par. O tym jakie warunki muszą być spełnione, by zawrzeć związek małżeński w polskiej ambasadzie i jakie emocje towarzyszą konsulom udzielającym ślubów, piszemy w specjalnie przygotowanym dla naszych czytelników artykule.

Warunki konieczne Ambasada nie jest urzędem stanu cywilnego, ale… może się nim stać, jeśli narzeczeni spełnią odpowiednie warunki. „Warunkiem koniecznym jest posiadanie przez oboje narzeczonych wyłącznie obywatelstwa polskiego i tylko tego jednego. Wyklu czone jest więc zawarcie małżeństwa przed konsulem przez osobę posiadającą np. jednocześnie obywatelstwa polskie i słowackie albo wyłącznie obywatelstwo obce“ – wyjaśnia konsul RP w RS Jacek Doliwa. Wymóg ten nie dotyczy jednak świadków ślubu, których musi być dwóch. „Muszą oni jednak znać język polski w stopniu umożliwiającym zrozumienie oświadczeń urzędowych składanych podczas ceremonii ślubnej oraz mieć ukończone 18 lat“ – precyzuje konsul. Oczywiście, planując takie wydarzenie, należy odpowiednio wcześnie skontaktować się z konsulem, by ustalić datę ślubu i przedłożyć stosowne dokumenty (praktyczne informacje LIPIEC-SIERPIEŃ 2015

publikujemy na następnej stronie). Po spełnieniu warunków ślub w ambasadzie polskiej, np. w Bratysławie, mogą zawrzeć Polacy mieszkający na Słowacji, w Polsce lub w innym kraju.

Niedogodności Śluby zawierane w placówce dyplomatycznej niestety mają też swoje niedogodności, wymagają bowiem uiszczenia stosownej opłaty, która wynosi 500 euro. Dodatkowym problemem może okazać się tez fakt, że akty małżeństw zawieranych przed konsulem RP są sporządzane w księdze małżeństw Urzędu Stanu Cywilnego w Warszawie i tam też, w razie potrzeby, należy zgłaszać się w przyszłości po odpisy aktu małżeństwa. Dla osób mieszkających więc w innym zakątku Polski podróżowanie do stolicy w celu uzyskania odpisu może okazać się kłopotliwe.

Lepsze rozwiązanie Dla niektórych osób ślub w placówce dyplomatycznej to dużo lepsze rozwiązanie niż podróż w tym celu do Polski lub zawieranie małżeństwa w obcym, zagranicznym urzędzie. „Dla Polaków mieszkających w Singapurze ślub w ambasadzie RP to dobre rozwiązanie, ponieważ singapurskie władze uznają akt ślubu wystawiony przez konsula RP, co w wielu wypadkach umożliwia Pola kom uzyskanie odpowiedniego statu-

su, na przykład meldunku w kraju, jeśli ich partner taki już posiadał przed ślubem“ – wyjaśnia wicekonsul RP w Singapurze Katarzyna Kosiniak-Kamysz (znana naszym czytelnikom z czasów, kiedy ambasadorem na Słowacji był jej mąż – Zenon KosiniakKamysz). Pani konsul właśnie niedawno udzieliła takiego ślubu pewnej parze. „Był to mój pierwszy występ na ślubie w tej roli i, przyznaję, miałam tremę, ale wszystko poszło bardzo dobrze“ – opisuje z uśmiechem. „Inaczej to wyglądało w Kanadzie, tam w naszej placówce dyplomatycznej praktycznie nie udzielaliśmy ślubów, ponieważ władze kanadyjskie ich nie uznają“ – dodaje moja rozmówczyni, która wcześniej pracowała w konsulacie w Ottawie.

W urzędzie, na jachcie lub w górach? Jacek Doliwa doświadczenia związane z udzielaniem ślubów zdobywał, będąc pracownikiem Wydziału Konsularnego Ambasady RP w Pradze. „Do mnie należało przygotowanie dokumentacji, cała logistyka, bycie mistrzem ceremonii, podczas gdy kierownik wydziału, mówiąc żartobliwie, zlizywał śmietankę, czyli wypowiadał określone niezbędne formuły, przyjmował podpisy nupturientów, wieńcząc dzieło“ – wspomina. Przy kilkunastu ślubach asystował w Pra dze, a jako kierownik Wydziału Konsularnego udzielał ślubów w Zagrze17


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:51 Page 18

biu, gdzie połączył ponad dziesięć par. „Pamiętam pomysły i plany narzeczonych, aby konsul połączył ich węzłem małżeńskim np. na konkretnym zamku czy na jachcie na pełnym morzu“ – wspomina konsul Doliwa. Niestety, przepisy na to nie zezwalały i ślub odbywał się w pomieszczeniach ambasady. Ale dziś takie pomysły mogłyby być zrealizowane, bowiem polskie prawo od niedawna zezwala na śluby w innym miejscu niż urząd. Kto wie, może kolejny polski ślub w obecności konsula odbędzie się np. na Łomnickim Szczycie?

Odmienność nade wszystko Jakie jeszcze mogą być powody zawarcia związku małżeńskiego poza granicami Polski? Może ślub zawierany za granicą jest trochę szalonym pomysłem, może staje się modny? A może to po prostu swoista ucieczka? Grzegorz Nowacki, były konsul RP

Praktyczne informacje

„Rzymskie wakacje“ w RS, który w swej karierze udzielił trzech ślubów, w tym dwóch w Bra tysławie, bardziej skłania się ku opinii, że śluby w ambasadzie stają się modne. On sam cieszy się, że miał dobrą rękę, bowiem pary, które połączył, do dziś żyją razem i szczęśliwie. I być może zaletą takich, można by rzec, kameralnych ślubów, jest też to, że udzielający ślubu często zna nupturientów. Konsul Doliwa potwierdza, że narzeczonych kusi odmienność i niesteoretypowość takich ślubów. „Nie ma czekających za drzwiami kolejnych par, tak jak to często bywa w urzę-

A jak to wygląda w innych placówkach dyplomatycznych, które mogą uchodzić za atrakcyjniejsze turystycznie? O tym opowiada nam Wojciech Biliński, były konsul RP w Bratysławie, a także i w Rzymie, gdzie w każdą środę udzielał 4-5 ślubów, co w sumie daje około 150 ślubów rocznie! „Najczęściej były to osoby z grona miejscowej Polonii, które w naturalny sposób chciały zawrzeć związek małżeński w miejscu dłuższego czasowego zamieszkania, małą grupę stanowili też przyjeżdżający z kraju Polacy “ – wspomina. Mimo wielu ślu-

Informacje praktyczne dotyczące ślubów udzielanych przez konsula RP w RS

W celu zarezerwowania terminu ślubu należy przedłożyć w Referacie Konsularnym lub przesłać pod jego adresem e-mail: bratyslawa.amb.wk@msz.gov.pl albo faksem pod nr: 004212 544 13 193: • kserokopie obu stron ważnych dowodów osobistych lub paszportów nowożeńców; • kserokopie ważnych dowodów osobistych świadków (obie strony) lub ich paszportów. Po otrzymaniu tych kopii rezerwowana jest data ślubu i wysyłany pocztą na wskazany przez narzeczonych adres formularz wniosku o zawarcie małżeństwa przed konsulem. Formularz ten po wypełnieniu i podpisaniu przez oboje narzeczonych należy niezwłocznie odesłać do Referatu Konsularnego Ambasady RP w Bratysławie Od półtora do jednego miesiąca przed planowaną datą ślubu Referat

18

dach stanu cywilnego w Polsce, atmosfera jest bardziej kameralna, swobodna, szczególnie po uroczystości, lampka szampana z konsulem pod godłem RP, luźna rozmowa… Tego nie ma w USC, gdzie wszystko odbywa się szybko, wręcz taśmowo“ – twierdzi.

Konsularny powinien otrzymać od narzeczonych oryginały: • odpisów aktów urodzenia obojga narzeczonych, wydanych przez USC w Polsce nie wcześniej niż 6 miesięcy przed planowaną datą ślubu; • w przypadku osoby, która pozostawała już wcześniej w związku małżeńskim, oryginał odpisu aktu poprzedniego małżeństwa z adnotacją o jego ustaniu/unieważnieniu (przez rozwód lub zgon współmałżonka lub z innych powodów). Jeżeli takiej adnotacji nie ma, a rozwód był orzeczony za granicą, to w celu uzyskania takiej adnotacji należy najpierw przesłać

do polskiego USC miejsca zawarcia (zarejestrowania) małżeństwa oryginalny odpis zagranicznego wyroku rozwodowego z klauzulą prawomocności oraz tłumaczeniem przysięgłym na język polski, występując jednocześnie (lub później) o wydanie przez tenże USC odpisu aktu małżeństwa z adnotacją o rozwodzie i odpis ten przedłożyć w Referacie Konsularnym. Jeżeli poprzednie małżeństwo ustało na skutek zgonu współmałżonka, a nie ma o tym adnotacji w składanym odpisie aktu małżeństwa, należy dołączyć odpis aktu zgonu współmałżonka wydany przez polski USC

UWAGA: Niekiedy urzędy stanu cywilnego wręczają przyszłym nowożeńcom „Zaświadczenie zdolności prawnej do zawarcia małżeństwa”. Zaświadczenie takie nie jest dokumentem właściwym do zawarcia związku małżeńskiego przed konsulem. Jest ono przeznaczone dla obywateli polskich, którzy zamierzają to zrobić w zagranicznym urzędzie stanu cywilnego z innym obywatelem polskim lub z cudzoziemcem.

MONITOR POLONIJNY


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:51 Page 19

bów, udzielonych w tejże placówce, zachowały one z pewnością swój specyficzny charakter, odbiegający od tego, który znamy z polskich USC. „Zawsze starałem się nie czytać, lecz mówić własnymi słowami, zwracając się do narzeczonych, nie łamiąc jednak normy, prawa i konwencji, choć nieco na luzie“ – wspomina konsul Biliński i dodaje, że nie raz dostał za to podziękowanie od nowożeńców. „Po powrocie z Rzymu, siedząc w warszawskiej kawiarni ze znajomym zostałem rozpoznany i przywitany słowami podzięki za udzielony w Rzymie ślub. Młodzi ludzie zaprezentowali mi półtoraroczne dziecko w wózku i podzielili się dobrą wiadomością, że oczekują kolejnego potomka“ – wspomina mój rozmówca.

połączenie aktu zawarcia związku małżeńskiego z miesiącem miodowym, co potwierdza konsul Doliwa, który urzędował w Chorwacji, gdzie nowożeńcy spędzali zwykle także miesiąc miodowy. „Jeszcze inni, wydaje się, traktują taki ślub jako ucieczkę przed rodziną, bliską, dalszą, dwudniowym weselem, okrzykami po kilku godzinach libacji, prezentami chcianymi i niechcianymi, obowiązkowymi tańcami z panną młodą itd. Taka wizja ślubu wielu przyszłym nowożeńcom całkowicie nie odpowiada. Chcą tę chwilę przeżyć inaczej, bardziej kameralnie, bardziej duchowo… I ja im się nie dziwię“ – dodaje konsul Doliwa.

Najprzyjemniejszy obowiązek konsularny

Turystyka ślubna czy ucieczka? Dla niektórych ślub w ambasadzie w atrakcyjnym turystycznie kraju to Ponadto zgodnie z art. 76 ust. 1 pkt. 1 Ustawy z dnia 28 listopada 2014 r. Prawo o aktach stanu cywilnego (Dz. U. z 2014 r. nr 161, poz. 1741,1888) nupturienci winni złożyć zapewnienia o braku okoliczności wykluczających zawarcie małżeństwa. W tym celu należy zgłosić się osobiście w urzędzie konsularnym, w którym zawierany będzie związek małżeński, nie wcześniej niż trzy miesiące i nie później niż 30 dni przed planowaną datą ślubu i złożyć stosowne zapewnienie (stosowny wzór jest w dyspozycji każdego konsulatu). Dokument taki musi być sporządzony nie później niż 30 dni przed planowaną datą ślubu. Data na tym dokumencie świadczyć będzie o zachowaniu wspomnianego 30-dniowego terminu. Opłata konsularna za zawarcie małżeństwa przed konsulem wynosi 500 euro. Należy ją uiścić gotówką najpóźniej w dniu ceremonii. W dniu ślubu należy przyjść ok. 30 minut przed rozpoczęciem ceremonii. Nowożeńcy oraz świadkowie muszą mieć ze sobą

LIPIEC-SIERPIEŃ 2015

Wszyscy pytani przeze mnie konsulowie potwierdzają, że udzielanie ślubu stanowi jeden z przyjemniejszych ważne dowody osobiste lub paszporty. Pan młody dostarcza obrączki ślubne. W trakcie ceremonii podpisywany jest protokół o zawarciu związku małżeńskiego przed konsulem oraz oświadczenie o wyborze nazwisk noszonych po zawarciu małżeństwa. Te dwa dokumenty, złożone wcześniej zapewnienia oraz odpisy aktów stanu cywilnego są następnie wysyłane przez konsula do USC w Warszawie, właściwego dla rejestracji małżeństw zawartych za granicą. Na życzenie nowożeńców konsul może wydać też zaświadczenie o zawarciu związku małżeńskiego zredagowane w języku polskim, jeżeli jest to potrzebne do celów administracyjnych w Polsce, np. do przedłożenia w miejscu pracy. Po upływie ok. jednego miesiąca nowożeńcy otrzymują pocztą (na adres zamieszkania, który wskazali we wniosku o zawarcie małżeństwa przed konsulem, lub inny adres wskazany przez nich później) trzy egzemplarze odpisu aktu małżeństwa, wpisanego do księgi małżeństw USC w Warszawie, właściwego do sporządzania aktów małżeństw zawartych przed polskim konsulem.

momentów ich pracy. „Najczęściej do konsulatu zwracają się osoby mające problemy, kiedy dochodzi do wypadków, zgonów, zatrzymań, aresztowań, zagubienia dokumentów, kradzieży, pobić lub w sprawach paszportowych. Działania w tychże przypadkach są pracochłonne, ale i dość monotonne “ – opisuje konsul Doliwa. Dlatego ceremonie ślubne kojarzą się z miłym obowiązkiem, który co prawda wymaga przygotowań od pracowników ambasady, ale przynosi im też wiele satysfakcji. „Zawsze liczę na to, że będę miał dobrą rękę i że zawarte w moim urzędzie konsularnym związki małżeńskie będą trwałe. O tym, że tak jest, mogłem się nie raz przekonać, bo takie sygnały do mnie napływały“ – zdradza mój rozmówca, którego nazwisko polecają sobie dyskutujący na Internecie, zainteresowani ślubem w placówce dyplomatycznej. MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA Jeśli zawierając małżeństwo, któryś z małżonków zmienił nazwisko, to w ciągu 3 miesięcy od daty otrzymania odpisu aktu małżeństwa musi on wymienić dowód osobisty i paszport, osoby zamieszkałe za granicą mają na to 4-miesiące. Po upływie tego okresu wspomniane dokumenty, wydane na nazwisko noszone przed zawarciem małżeństwa, tracą ważność.

Dodatkowe ważne informacje: Sala ślubna może pomieścić nie więcej niż 12 osób, łącznie z nowożeńcami i świadkami, co warto wziąć pod uwagę przy planowaniu listy gości. Nie ma możliwości organizowania w urzędzie konsularnym przyjęć weselnych ani poczęstunków – praktykowany jest tylko zwyczajowy toast po ceremonii ślubnej. Szampan do toastów nowożeńcy dostarczają na swój koszt. Urząd zapewnia obsługę i kieliszki. Akty małżeństw zawieranych przed konsulem RP w Bratysławie są sporządzane w księdze małżeństw USC w Warszawie (al. gen. Andersa 5) i tam też, w razie potrzeby, należy zgłaszać się po odpisy aktu małżeństwa.

19


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:51 Page 20

Ślub za granicą niezapomniane­przeżycie!

Alicja i Andrzej Kupichowie z Warszawy (obecnie mieszkają w Pekinie), ślub zawarli 7 sierpnia 2004 roku w Bratysławie

J

ak wspominają swój ślub pary, które pobrały się za granicą w placówkach dyplomatycznych? Co nimi kierowało przy wyborze kraju na tę uroczystość? Postanowiliśmy dotrzeć do kilku z takich par i zapytać o ten szczególny dzień w ich życiu.

Katarzyna i Tomasz Grabińscyz Wrocławia, ślub zawarli 11 września 2010 w Bratysławie

W

cale to nie było takie proste, by zorganizować nasz ślub w Instytucie Polskim w Bratysławie, a nie w ambasadzie. Możliwe stało się to dopiero latem 2010 r., po zmianie na stanowisku konsula. Nowy konsul uznał, że instytut to przecież także polska placówka dyplomatyczna, a zatem nie widzi problemu, by właśnie tam zorganizować taką uroczystość. Ślubu w Bratysławie odpowiadał nam z kilku względów, przede wszystkim oboje byliśmy tu na miejscu – ja od ponad roku pracowałem już w instytucie i najłatwiej było nam to zorganizować właśnie tu. Była to też dobra okazja, by zaprosić rodzinę i przyjaciół z Polski, a także naszych znajomych z Bratysławy. Dlaczego instytut, a nie ambasada? Z kilku powodów – pierwszy to jego położenie w centrum miasta, skąd wszę dzie blisko – hotel dla gości, restauracja i klub, gdzie miało się odbyć wesele. Odpadały też wszystkie pro blemy związane z dostępnością tego miejsca, bo przecież instytut nie podlega takim obostrzeniom jak ambasada. Przyznam też, że wydawało mi się to dość intrygujące, by wziąć ślub w miejscu pracy. Pamiętam, że musiałem też wystąpić do MSZ w Warszawie z prośbą o urlop okolicznościowy, bowiem w tym czasie pełniłem obowiązki dyrektora instytutu – dotychczasowy dyrektor już zakończył pracę, a nowy jesz cze nie przyjechał. 20

Sama uroczystość przebiegła chyba w dosyć luźnej atmosferze, może także dlatego, że w galerii instytutu mieliśmy wówczas wystawę ilustracji dziecięcej, no i musieliśmy też trochę poczekać, aż dotrze jeden ze spóźnionych świadków. I jeszcze jedna ciekawostka – drugi z ówczesnych konsulów spytał, czy też może przyjść na tę uroczystość, bo wprawdzie ma już wieloletnie doświadczenie zawodowe, ale jeszcze nigdy nie udzielał ślubu i chętnie by zobaczył, jak to wygląda w praktyce. Ślub za granicą ma też dwie wady, o których dowiedziałem się właściwie już w trakcie jego załatwiania – stosowna opłata urzędowa jest kilkukrotnie wyższa niż w przypadku ślu bu zawieranego w Polsce, a na doda tek wszystkie dokumenty z tym zwią -

zane trafiają później do Warszawy, a nie do miejsca zamieszkania młodej pary. Gdybyśmy byli wówczas w Polsce, to prawdopodobnie nie chciałoby się nam wyjeżdżać w tym celu za granicę. Znam jednak parę osób z Wrocławia, które zawarły ślub w naszej ambasadzie w Pradze, bo to w miarę bliskie i ładne miasto, a piękne pałacowe wnętrza praskiej ambasady podkreślają romantyzm tej wyjątkowej chwili. Znam tez parę osób z Bratysławy, które zawierały ślub w słowackiej ambasadzie w Rzymie. A skoro już o ślubach mowa, to muszę przyznać, że podoba mi się to, iż w Słowacji mogą ich udzielać również radni i jeśli młoda para ma takie życzenie, to może sobie wybrać jednego konkretnego.

MONITOR POLONIJNY


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:51 Page 21

T

en dzień utkwił w naszej pamięci z najdrobniejszymi szczegółami. Bratysława była i jest dla nas miastem szczególnym. Tutaj się poznaliśmy – w ambasadzie, gdzie oboje pracowaliśmy. Decyzja o zawarciu związku małżeńskiego w Bratysławie była więc dla nas czymś oczywistym. Tym bardziej, że właśnie w Bratysławie mieliśmy wspólnych znajomych i przyjaciół. Bratysława zostanie dla nas na zawsze miejscem najcudowniejszym na świecie i najszczęśliwszym. Ślubu udzielał nam konsul Wojtek Biliński, który postanowił podnieść rangę uroczystości, chociaż wcale tego nie wymagała procedura przy udzielaniu ślubów w ambasadzie. Postanowił przywieźć od zaprzyjaźnionego burmistrza z południowej Polski łańcuch z orłem. Okazało się jednak, że orzeł nie miał korony i w nocy przed uroczystością tę koronę mu przymocowano. W czasie uroczystości na-

szych zaślubin konsul wygłosił bardzo piękne przemówienie. Przyznał się też, że po raz pierwszy udzielał ślubu w murach naszej ambasady na Słowacji. Świadkami byli nasza kochana, niezapomniana Mira Wlachowska i ówczesny ambasador Jan Komornicki. Obecnych było wielu gości, przygrywała orkiestra cy-

gańska. Po wielu latach, będąc w Bratysławie, spotkaliśmy jednego z ówczesnych muzyków, który bardzo ciepło wspominał naszą uroczystość. Na pewno ślub w ambasadzie w jakiś innym kraju może być ciekawym rozwiązaniem dla młodych, których z danym krajem czy miejscem łą-

czą wspomnienia. Niektórzy traktują to jako coś ekstrawaganckiego. Z naszej uroczystości zaślubin zostały wspaniałe, niezapomniane wspomnienia i zdjęcia, do których często wracamy. No cóż, łza się w oku kręci. To nieprawdopodobne, ale niedługo minie 11 lat od tego wydarzenia!

Monika i Krzysztof Bugajscy z Krakowa, ślub zawarli 13 lipca 2012 roku w Pradze

N

ie planowaliśmy tego ślubu dużo wcześniej, zorganizowaliśmy go raptem w trzy tygodnie. Decyzja była bardzo spontaniczna. Byliśmy pół roku po zaręczynach, ale wizja przygotowań do klasycznego ślubu nas przerażała. Zawsze chcieliśmy pojechać do Pragi, a jak już wizja wyjazdu była bliska, stwierdziliśmy, że to świetna okazja, aby zrobić coś szalonego. Brat z żoną zaproponowali nam wspólny weekendowy wypad do Pragi, a my pomyśleliśmy, że to miasto jest na tyle piękne, że fajnie byłoby wziąć tam ślub. Nasi współtowarzysze do końca nie wiedzieli, że jadą na nasz ślub – byli przekonani, że będzie to zwykły weekend w Pradze. Nawet skany ich dowodów osobistych, niezbędne do załatwienia formalności, uzyskaliśmy od nich podstępem.

LIPIEC-SIERPIEŃ 2015

Bardzo ciepło wspominamy pracowników ambasady – przyjęli nas bardzo serdecznie i byli bardzo mili. Już przy organizacji ślubu bardzo nas wspierali. Zgodzili się również skrócić formalny czas oczekiwania na ślub do niecałych trzech tygodni zwykle wynosi on jeden miesiąc. Wspominamy ten dzień cudownie! Tym, którzy się zastanawiają, jak powinien wyglądać ten ich szczególny dzień w życiu, polecamy nasze rozwiązanie. Nasza historia może sugerować, że była to swoista ucieczka, ale nie do końca tak było. Bardzo nam zależało, by ten dzień był naszym dniem, byśmy byli w tym dniu najważniejsi i robili wszystko tak, jak chcemy i czujemy. Ten ślub tak właśnie wyglądał. Nie była ważna su-

kienka czy fryzura, najważniejsze było, że byliśmy razem. Baliśmy się co prawda reakcji rodziców i najbliższych, ale po tym, jak emocje opadły, okazali oni dużo wsparcia i zrozumienia. Moja mama nawet stwierdziła, że była to najlepsza rzecz, którą mogliśmy zrobić. Mając doświadczenie dwóch ślubach – dwa lata później wzięliśmy ślub kościelny – utwierdziłam się w przekonaniu, że to była dobra decyzja, bo właśnie praska uroczystość jest nam bliższa sercu i milej ją wspominamy. Przy ślubie kościelnym, mimo że bardzo się staraliśmy, ulegliśmy całej tej zwariowanej atmosferze i sama uroczystość już tak nas nie cieszyła, a można powiedzieć, że nawet stresowała i frustrowała. 21


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:51 Page 22

Irena i Wojciech Bilińscy z Warszawy (obecnie mieszkają we Lwowie), ślub zawarli 2 czerwca 2005 roku w Atenach

P

ojechaliśmy do Aten, ponieważ na placówce dyplomatycznej pracowali wtedy nasi znajomi, więc było i miło, i sympatycznie. Kupowanie kwiatów ad hoc, załatwianie fryzjera, małe przyjęcie w ogrodach, a wieczorem kolacja pod Akropolem z greckimi tańcami… Ot, takie nasze „greckie wesele“! Potem wyjazd na Peloponez w podróż poślubną. Ślub w ambasadzie to idealny pomysł na kameralną uroczystość, bez długich przygotowań, gości, których zwykle wypada zaprosić, choć niewiele nas z nimi łączy. Taki ślub odbywa się najczęściej bez rodziny – na naszym też jej nie było. Rodzina otworzyła sobie szampana w domu – wiedziała bowiem, co planujemy, bowiem przed wyjazdem do Grecji odwiedziliśmy naszych rodziców i poinformowaliśmy o naszych zamiarach. Według nas ślub w ambasadzie, za granicą jest inny niż w urzędzie stanu cywilnego w Polsce. I nie chodzi tu o prestiż, ale o to, by było ciekawiej. Taki ślub daje poczucie wolności, swobody… No i człowiek nie jest zmęczony przygotowaniami.

Monika i Lech Godlewscy z Warszawy, ślub odbył się 2 czerwca 2014 roku w Lizbonie

Z

decydowaliśmy się pobrać w ambasadzie, bo nie chcieliśmy tradycyjnego ślubu ani wesela w Polsce, poprzedzonego męczącymi i stresującymi przygotowaniami. Wyszliśmy z założenia, że najważniejsza jest osoba, z którą się wiążemy, a nie cała organizacyjna otoczka, do której ludzie często przywiązują zbyt wielką wagę, obawiając się np. reakcji otoczenia czy rodziny. Myślę, że śluby w ambasadzie to prędzej wyraz ucieczki od polskiej rzeczywistości i pewnych oklepanych wzorców niż moda. Tak przynajmniej było w naszym przypadku. My nie zwracamy uwagi na modę, wręcz przeciwnie, uciekamy od obowiązujących trendów, starając się odważnie i konsekwentnie żyć po swojemu, wbrew temu, co powiedzą inni. Lizbonę na miejsce ślubu wybrał mój mąż, uważając, że jest idealna na tę okazję. Być może ślub w placówce dyplomatycznej dodaje rangi wydarzeniu. Trudno mi to ocenić obiektywnie, bo sama przez wiele lat pracowałam w ambasadzie i nie kojarzy 22

mi się ona z jakimś szczególnym prestiżem. Wybraliśmy ambasadę ze względów praktycznych, nie wizerunkowych. Ambasada to właściwie jedyne miejsce, w którym obywatel polski może wziąć ślub za granicą. Taki ślub nie wymaga zbyt wielu formalności i to było dla nas kluczowe, chociaż ceny bardzo podskoczyły (ze 180 do 500 euro), co zapewne przy-

czyniło się do spadku liczby małżeństw zawieranych w placówkach dyplomatycznych. Każdy ma inne wyobrażenie tego szczególnego dnia. Jedni marzą o bajkowym ślubie w sukience księżniczki i uwadze wszystkich skupionej na sobie. Ja wolałam swoją uwagę skupić na mężu, a po krótkiej ceremonii wybrać się z nim na spacer po plaży.


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:51 Page 23

O finisażu słów kilka A

Eliza i Piotr Willim z Krakowa, ślub zawarli 26 października 2013 roku we Lwowie

K

iedy braliśmy ślub, mieszkaliśmy już oboje w Krakowie. Eliza urodziła się i do 17 roku życia mieszkała we Lwowie, potem przyjechała na studia do Krakowa. Na ślub we Lwowie, w polskiej placówce konsularnej zdecydowaliśmy się dlatego, by cała rodzina Elizy ze Lwowa mogła w nim uczestniczyć. Głównie chodziło o dziadka, który miał wtedy 93 lata i naturalnie nie mógłby przyjechać do Polski. Śluby w konsulacie we Lwowie odbywają się rzadko. Uroczystość była bardzo ładnie przygotowana, czuliśmy się wyjątkowo. Nie było czekania w kolejce i hałasu, jak to często bywa w polskich urzędach stanu cywilnego w dużych miastach, gdzie odbywa się ślub za ślubem. Tu każdy witał nas z uśmiechem na twarzy. Dzięki temu atmosfera była cudowna, mieliśmy dużo czasu po ślubie na gratulacje, nikt nas nie poganiał. Pan konsul generalny Jarosław Drozd wspaniale poprowadził uroczystość, złożył nam piękne życzenia, pannie młodej podarował przepiękny bukiet, a na koniec zrobił sobie z nami pamiątkowe zdjęcia. Wydawało się nam, że dla pracowników konsulatu i konsula to też było niecodzienne, wyjątkowe wydarzenie. To wszystko sprawiło, że ceremonia była bardzo uroczysta z jednej strony, ale też bardzo rodzinna z drugiej – nie czuliśmy bowiem sztywności urzędników – wszyscy się znali, bo przecież lwowska społeczność polska trzyma się razem, między innyRED. mi dzięki konsulatowi. LIPIEC-SIERPIEŃ 2015

miało być zupełnie o czymś innym… Jednak podczas redagowania materiałów do niniejszego wydania „Monitora”, uwagę moją zwrócił użyty w jednym z tekstów wyraz finisaż. Nie zdradzę, w którym to tekście wystąpił, ale uważni czytelnicy pisma zapewne go odnajdą. No i plany zmieniłam, bowiem wspomniany leksem to tylko jeden z przejawów ciągłych przemian językowych w polszczyźnie, związanych z krzyżowaniem się dwu silnych tendencji – do precyzji i do skrótu. Przy okazji przyznam, że redagowanie pod względem językowym naszego pisma stosunkowo często dostarcza mi tematów, wykorzystywanych później w „Okienku”. Nie, nie dlatego, iż piszący redaktorzy popełniają błędy językowe, ale dlatego, że w swych artykułach wykorzystują niekiedy takie elementy, które w języku już funkcjonują, ale nie zostały jeszcze zapisane w normatywnych słownikach. Taki też charakter ma finisaż, który już na pierwszy rzut oka kojarzy się z wernisażem. I słusznie, bo pochodzący formalnie z francuskiego finissage wyraz oznacza w polszczyźnie tyle co ‘uroczyste zakończenie wystawy’. W tym samym znaczeniu leksem ów pojawia się też w innych językach, m.in. w angielskim, skąd zapewne polska pożyczka, bowiem jakoś trudno sobie wyobrazić, by dzisiejsza pol szczyzna pożyczyła coś bezpośrednio z francuskiego, tym bardziej, że sami Francuzi nie przyznają się do źródłosłowu finisażu w dziś rozpowszechnionym znaczeniu. Owszem, mają oni w swoim języku taki leksem, ale jego znaczenie to ‘wykończyć coś’. Praw dopodobne zatem jest, że coraz częściej pojawiający się także w języku polskim finisaż jest pseudofrancuskim efektem analogii (angielskiej?) do wernisażu. No bo skoro początek wystawy ma swoją nazwę, to dlaczego oddzielnej nazwy nie miałoby mieć jej uroczyste zakończenie. Tym bardziej, że finisaż brzmi krótko – w polszczyźnie zastępuje aż trzy inne leksemy – i precyzyjnie. A tendencje do skrótu

i precyzji to najsilniejsze mechanizmy wszelkich zmian językowych. Najczęściej pozostają one w sprzeczności do siebie, bo zwykle to, co precyzyjne, nie może być krótkie, ale w przypadku interesującego nas leksemu jest wyjątkowo inaczej. Przy akceptacji nowych wyrazów przez normę bierze się także pod uwagę przydatność ich użycia. A finisaż wydaje się innowacją językową potrzebną, gdyż stanowi parę do wszystkim znanego i wspomnianego już wernisażu, no i coraz częściej różne wystawy nie tylko się uroczyście otwiera, ale i zamyka. A tak przy okazji dodam, że Niemcy na przykład odczuwają potrzebę nazywania spotkania w czasie trwania wystawy, nazywając je analogicznie do wernisażu i finisażu „midisagge”, czyli – po spolszczeniu – midisażem. W polszczyźnie takiej potrzeby nie ma, przynajmniej na razie, ale kto wie, czy już niedługo taka nie zajdzie. I na koniec jeszcze kilka słów co do poprawnego użycia omawianych leksemów, zwłaszcza wernisażu, gdyż potrwa jeszcze trochę, nim finisaż na stałe wejdzie do polszczyzny. Otóż niektórzy uważają (i słusznie), że skoro wernisaż oznacza ‘uroczyste otwarcie wystawy’, to nadużyciem językowym są połączenie wernisaż wystawy. To takie trochę masło maślane, czyli z językowego punktu widzenia pleonazm. Ale ponieważ normę językową kreują jej użytkownicy, to biorąc pod uwagę stopień rozpowszechnienia tegoż połączenia (i jemu podobnych), najnowsze słowniki poprawnościowe języka polskiego uznają je za normatywne. Te same słowniki ostrzegają jednak, by wyrazu tego nie używać w znaczeniu ‘wystawa’. I tyle o języku w tym numerze. A ponieważ niniejszy numer jest numerem wakacyjnym, to życzę Pań stwu udanych urlopów, podczas których znajdą Państwo czas na udział w różnych wernisażach i finisażach, a jak zajdzie taka potrzeba, to i w midisażach. MARIA MAGDALENA NOWAKOWSKA


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:51 Page 24

Do widzenia, nie kocham cię! A

lbo jestem potwornie naiwna, albo głupia, albo jedno i drugie, ale wciąż czekam na dobrą komedię romantyczną made in Poland. Myślą Państwo, że komedia romantyczna z założenia nie może być dobra? Owszem, nie jest to gatunek kinowy, w którym przeważają przykłady wybitne, ale skoro można było nakręcić „Cztery wesela i pogrzeb”, „Amelię”, „Bezsenność w Seattle” czy „Damę za burtą”, to znaczy, że stworzenie rozrywki lekkiej, ale na poziomie, nie jest równoznaczne z misją niewykonalną. Czekam więc, czekam, ale cudu w polskim kinie doczekać się nie mogę. Na moje nieszczęście Ryszard Zatorski postanowił popełnić kolejne dzieło, które doprowadziło mnie na skraj rozpaczy. Nie tylko wyreżyserował „Dzień dobry, kocham cię“, ale także przyłożył rękę do scenariusza, w którym poległ sromotnie w towarzystwie Joanny Wilczewskiej. To, co mogłabym wybaczyć reżyserowi, tego scenarzyście nie wybaczę! Bo gdy scenariusz jest płytki jak brodzik w hotelu dwugwiazdkowym, nu dny i przewidywalny, a dia24

logi żenujące, to choćby reżyser stawał na rzęsach i klaskał stopami, filmu uratować się nie da. Tak jest i w tym przypadku. Szymon, młody lekarz (Aleksy Komorowski), jadąc na rowerze widzi jadącą na rolkach Basię (Barbara KurdejSzatan). Tylko na siebie spojrzeli i bach! Już mamy miłość wielką, prawdziwą i do grobowej deski. Pogadali chwilę o przysłowiowej d…. Maryni, a my wiemy, że w powietrzu wisi ślub i dwójka dzieci w domku z ogródkiem. Bohaterowie jak z katalogu meblowego – ona urocza blondyneczka, on przystojny jak model. Oboje z tej wielkiej miłości błędnie zapisują swoje numery telefonów, do tego pojawia się podejrzany cwaniak w czerwonym mustangu i katastrofa murowana. Przez cały film on szuka jej, a ona szuka je-

go. Oczywiście szukają się nad wyraz błędnie, a ich poczynania są tak nielogiczne, że dwójka przedszkolaków sprawniej przeprowadziłaby akcję poszukiwawczą. Akcja dzieje się we współczesnej Warszawie, która – choć wizualnie prezentuje się u Zatorskiego jak wycięta z kolorowego magazynu dla kobiet – to wydaje się bardzo maleńką pipidówką, bo jak w „Modzie na Sukces“ jest tu tylko jedna siłownia, jedna knajpka, jeden sklep jubilerski i wszyscy bohaterowie ciągle wpadają na siebie właśnie w tych miejscach. Do tego cała Warszawa jeździ tylko citroenami i namiętnie o każdej porze dnia pije kwas chlebowy. Ewidentnie w Polsce nie mamy jeszcze specjalistów od lokowania produktów, ba, ta sztuka nawet

jeszcze nie zaczęła raczkować. Dialogi słabiutkie, gra aktorska żenująca, wszystko przypomina jakiś serial z Polsatu. Tylko że serial rządzi się swoimi prawami, innymi od kinowych. O tym pan reżyser chyba zapomniał i przeniósł format telewizyjny na wielki ekran, w wyniku czego powstała nieśmieszna komedia pomyłek z drewnianym serialowym aktorstwem, gdzie Komorowski jakby czytał z kartki, Kurdej-Szatan powtarza miny z reklamy telefonii komórkowej, a reszta wygłupia się, jakby grała w kabarecie. Jest jeden wyjątek i byłabym nieuczciwa, gdybym o nim nie wspomniała. Moim światełkiem, dzięki któremu przetrwałam nudną

podróż w tunelu, jest Paweł Domagała w roli Lucka, gamoniowatego kumpla głównego bohatera. Jest to niewątpliwie perełka, wyróżniająca się osobowością i grą aktorską. Domagała jako jedyny stworzył rolę i niespodziewanie stał się najciekawszą postacią filmu. Niestety jeden aktor w nawet najgenialniejszej roli drugoplanowej filmu nie uratuje. Cóż, w naiwności i wierze w polskich twórców, pozostaje mi nadal czekać na śmieszną komedię romantyczną. MAGDALENA MARSZAŁKOWSKA MONITOR POLONIJNY


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:51 Page 25

apowiadał się gorący dzień, więc zaopatrzona w sporą ilość wody wczesnym rankiem wyruszyłam z Nowej Sedlicy na kilkugodzinną wędrówkę w nietypowe i bardzo ciekawe miejsce słowackich Połonin. Krzemieniec, który stanowił cel mojej wyprawy, to szczyt Wierchów Bukowskich, które znajdują się w Parku Narodowym Połoniny, najbardziej wysuniętym na wschód parku Słowacji. To również jedyne takie miejsce, gdzie schodzą się trzy granice: polska, słowacka i ukraińska. Połoniny to największy na Słowacji, skoncentrowany na jednym terenie obszar puszczy, gdzie ponad 90 procent powierzchni tworzą lasy. Park ten uważany jest za jeszcze bardziej dziki i niedostępny niż sąsiadujące z nim polskie Bieszczady. Jego teren ma unikatowy charakter dzięki największym kompleksom pierwotnych bukowo-jodłowych lasów w Europie, które miejscami tworzą puszczę, a także dzięki niezwykłej koncentracji wyjątkowych i zagrożonych gatunków roślin i zwierząt. Dla ochrony pierwotnych drzewostanów i gatunków endemicznych utworzono do tej pory 12 parków i 7 rezerwatów przyrody. Szlak, którym zmierzałam, wiódł właśnie przez jeden z nich, czyli Narodowy Rezerwat Naturalny Stužica, chroniący największą puszczę dziewiczą na Słowacji. Re zerwat ten w 2007 roku został wpisany na listę Światowego Dziedzictwa Przyrodniczego UNESCO. Warto wspomnieć, iż w 1993 roku organizacja UNESCO włączyła cały park Połoniny do sieci międzynarodowych rezerwatów biosfery, a w 1999 r, przyznano mu Dyplom Rady Europy. Przekraczając granice rezerwatu, zauważyłam, że las stał się gę stszy, czasem nawet mroczny, a wszędzie walały się spróchniałe konary i pnie drzew, świadczące o braku ingerencji człowieka. Potężne pnie kilkusetletnich jodeł LIPIEC-SIERPIEŃ 2015

Kremenaros

– na styku granic

Słowackie perełki

i buków, panująca cisza przerywana jedynie łoskotem łamanych gałęzi pod stopami oraz informacja o krzyżowaniu się trasy turystycznej ze ścieżkami, którymi chodzą niedźwiedzie, sprawiały, że poczułam się nieswojo. W parku bowiem licznie występują też i inne dzikie zwierzęta – wilki, rysie, a nawet żubry górskie, które na Słowacji w wolnej przyrodzie żyją już tylko w tym rejonie. Szlak był dość trudny i wymagający dobrej kondycji fizycznej. Pamiętam ból nadwyrężonych mięśni nóg, lipcowy upał dający się we znaki i ostatnie metry stromego zbocza, które zdawało się nie mieć końca. Resztkami sił wspinałam się z myślą, iż oto za chwilę stanę w miejscu tzw. trójstyku, czyli miejsca, gdzie zbiegają się granice trzech krajów. Przez całą forsowną drogę nie spotkałam ani jednego turysty, przez co wydawało mi się, iż na wierzchołku będę jedynie ja i towarzyszące mi osoby. Ja kież było moje zaskoczenie, gdy zasapana dotarłam na szczyt i ujrzałam mnóstwo ludzi, także z dziećmi, którzy robili sobie pamiątkowe zdjęcia lub opalali się na trawie. Skąd się oni wzięli? Okazało się, iż są to Polacy, którzy dotarli tu

ZDJĘCIA: MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA

Z

z polskiej strony, skąd prowadzi łatwiejszy szlak. Krzemieniec (Kremenec), zwany także Kremenarosem, wznosi się na wysokość 1221 m n.p.m. Na jego szczycie, w miejscu styku granic Polski, Ukrainy i Słowacji znajduje się granitowy trójramienny obelisk z godłem każdego z tych państw i napisami w ich językach narodowych. Tu też przebiega wschodnia granica NATO oraz Unii Europejskiej, czyniąc Krze mieniec miejscem symbolicznym. To niesamowite przeżycie i ciekawe uczucie być naraz w trzech krajach. Zapraszam do odwiedzin tej wspaniałej krainy, gdzie wciąż można zobaczyć miejsca piękne i niespotykane i w jednej chwili stanąć na terytorium trzech państw. MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA

25


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:52 Page 26

Polska

D Z I E N N I K A R S K I E

medialna B

rak kompetencji do poruszania ambitnych tematów w połączeniu z brakiem umiejętności warsztatowych, ale za to z ogromną potrzebą pisania i publikowania online zaowocował nowym rodzajem dziennikarstwa. Dziennikarstwem obrzydliwym, plotkarskim, goniącym za sensacją, kreującym news z niczego. Gorszym niż tabloidy, bo tam nierzadko pracują mimo wszystko fachowcy, umiejętnie operujący konwencją. Pierwszy był Pudelek. Na pomysł stworzenia serwisu w całości poświęconego sensacji, niepotwierdzonym informacjom i gorącym szczegółom

z życia celebrytów wpadł Michał Brański z medialnej Grupy o2.pl. Inspiracją były amerykańskie portale, ze słynnym TMZ na czele. Brański doszedł do wniosku, że i Polacy chętnie poczytają o zdradach, problemach i skandalach z udziałem ludzi ze świecznika. O tym, który aktor upił się do nieprzytomności podczas oficjalnej premiery, który żonaty dziennikarz romansuje ze swoją koleżanką z pracy i czyje majtki odsłoniła źle dobrana kreacja, a także o potencjalnych planach ślubnych i domniemanej ciąży czołowej polskiej wokalistki. A gdyby jeszcze dodać zdjęcia… Do pomysłu Brański przekonał swoich kolegów współudziałowców, Jacka Świderskiego oraz Krzysztofa Sierotę, i serwis ruszył pełną parą w styczniu 2006 roku. Pudelek szybko wzbudził zainteresowanie internautów. Do odwiedzania siermiężnie wyglądającej strony, wypełnionej nie najwyższych lotów tekstami, oficjalnie przyznaje się niewielu. Statystyki obna-

K A C Z K I ,

żają jednak bezlitosną prawdę – tylko w grudniu ubiegłego roku, jak wynika z danych Megapanelu PBI/Gemius, Pudelka odwiedzało codziennie 2,3 mln osób. Każda z nich spędziła na stronie średnio dwie i pół godziny. Internautom zdaje się nie przeszkadzać niski poziom artykułów ani to, że Pudelek grzebie w życiu prywatnym innych, zamieszczając często informacje krzywdzące i zwyczajnie nieprawdziwe. Przybywa osób, które dotknięte jego publikacjami kierują sprawy do sądu i wygrywają. Wśród nich są bliscy zmarłej w październiku ubiegłego roku aktorki Anny Przybylskiej. Pudelek już w lipcu, kiedy aktorka jeszcze zmagała się z chorobą, zamieścił nieprawdziwą wiadomość o jej śmierci. Fałszywe doniesienie szybko zniknęło ze strony, jednak zanim do tego doszło, zdążyło się rozprzestrzenić. Sąd, rozpatrujący pozew złożony w imieniu Przybylskiej i jej rodziny, uznał, że „doszło do ogromnego naruszenia dóbr osobistych” i nakazał Pudelkowi wypłacenie 30 tysięcy zło-

Narodziny krakowskiej legendy

K

iedy słyszymy „Pod Budą”, najczęściej myślimy o Andrzeju Sikorowskim, Annie Treter i krakowskim zespole muzycznym.

Mało kto wie, że nazwa grupy i jej początki sięgają lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku i wywodzą się z krakowskiego klubu studenckiego oraz kabaretu, którego jednym z założycieli był Bohdan Smoleń. Dobrze, że na rynku wyda wniczym pojawiła się książka „Klub Buda i Kabaret pod Budą. Tropami legendy” autorstwa Andrzeja Pa włowskiego, wydana przez 26

Wydawnictwo Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie. Pozycja ta jest udanym mariażem naukowej monografii i niezwykle zabawnej

książki o charakterze pamiętnikarskim. Napisana jest lekko, z pasją i dużym poczuciem humoru przy równoczesnej dbałości o detale historyczne. W pierwszej części autor przybliża nam historię Klubu Studenckiego „Buda“, który powstał o rok wcześniej (1956) niż legendarny Żaczek czy Jaszczury. Miejsce to było ówczesnym

centrum studenckiego życia kulturalnego oraz organizacyjnego (i nie tylko). Budę odwiedzali Ludwik Jerzy Kern i Jan Sztaudyn ger. Było to miejsce spotkań i inicjatyw artystycznych, przez które przewinęli się Jan Nowicki, Jan Trela, Stanisław Mikulski, Wiesław Gołas, Wojciech Pokora czy sam Czesław Niemen. Druga część monografii opowiada o okresie największej świetności klubu. W nocy z 20 na 21 marca 1969 roku narodził się kaMONITOR POLONIJNY


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:52 Page 27

,

P U D E L K I

I

G R U B E

tych zadośćuczynienia. Wyrok opatrzono klauzulą natychmiastowej wykonalności. Redakcja Pudelka liczy zaledwie kilka osób, publikujących swoje teksty anonimowo. Ich personalia są trzymane w tajemnicy, choć część branży medialnej wie, kto kryje się pod pseudonimami. Do takiej wiedzy przyznaje się znany dziennikarz i showman Kuba Wojewódzki, któremu serwis wielokrotnie dopiekł kąśliwymi komentarzami. – Trafiają tam głównie nieudacznicy, którym nie wyszła poważniejsza kariera zawodowa. Zachowują się więc jak uciekinierzy z domu poprawczego. Nie kochacie mnie, nie doceniacie, to będziecie się mnie bać – komentował w jednym z wywiadów. – Autorzy pokracznej strony internetowej, o mocno żałosnej zawartości, którzy próbują psychologizować o niczym, a na koniec miesiąca odbierają żałosną pensję – szydził. Pudelek pozyskuje informacje m.in. od czujnych internautów, którym za przesłanie atrakcyjnych, najlepiej kompromitujących materiałów dotyczących kogoś znanego wypłaca

baret „Pod Budą”, który przez osiem lat działał niezwykle prężnie. O jego działalności było głośno w całej Polsce. Rodzicami tego jakże wspaniałego dziecięcia byli Andrzej Pawłowski i Alek Gałka, do których dołączyli m.in. Bohdan Smo leń i Marta Stanek. Kabaret był ewenementem na skalę kraju; przez osiem lat działalności ten zespół studentów amatorów występował regularnie raz lub dwa razu w tygodniu nie tylko w Kra kowie, ale i w całej Polsce – w sumie zagrał ponad 1000 razy. Zdobył niezliczoną ilość nagród, m.in. na FAMIE, gdzie w 1972 roku w walce o nagrodę główną pokonał LIPIEC-SIERPIEŃ 2015

R Y B Y

honoraria. Brański niedawno z dumą opowiadał tygodnikowi Polityka, że liczba donosów przesyłanych przez czytelników stale rośnie. Podkreślał też, że redakcja ma kilka zaufanych źródeł, rekrutujących się z warszawskiego półświatka oraz środowiska taksówkarzy. Tradycyjne media, na czele z uważanymi za opiniotwórcze, potraktowały pojawienie się Pudelka w sposób ambiwalentny. Na autorów serwisu posypały się gromy i zarzuty uprawiania brudnego, amoralnego dziennikarstwa, żerującego na najniższych instynktach odbiorców. Krytykę przypuściła m.in. redakcja Gazety Wyborczej. Trudno nie uznać tego za cyniczne zachowanie dziennikarzy, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że wydający Wyborczą medialny gigant, Grupa Agora, w pogoni za zyskiem stworzył klon Pudelka o wdzięcznej nazwie Plotek. Serwis odniósł spodziewany sukces; według wspomnianego już zestawienia Megapanelu PBI/Gemius w grudniu ubiegłego roku odwiedzało go dziennie średnio 1,4 mln osób. Również inni wielcy gracze na rynku mediów postanowili

kabarety Tey, Elita i Kalam bur. Bohdan Smoleń wspomina: Teraz o Kabarecie pod Budą mało, kto pamięta, wszyscy myślą, że Pod Budą to zespół muzyczny.

powtórzyć sukces Pudelka i stworzyć własne serwisy plotkarskie. Pod skrzydłami Ringier Axel Springer działa Plejada. Grupa Interia.pl jest właścicielem portalu Pomponik.pl, zaś Marquard Media zarabia niemałe pieniądze na Kozaczek.pl. Prężnie (aż 3 mln osób zagląda tam każdego dnia!) działa Nocoty.pl. Do niedawna serwis ten podlegał Wirtualnej Polsce, jednak po jej kupnie przez Grupę o2.pl należy obecnie do tych samych właścicieli, co Pudelek. Miliony Polaków każdego dnia ekscytujących się tanią sensacją i plotką potwierdzają diagnozę Brańskiego, który – tłumacząc przyczynę tak wielkiego sukcesu Pudelka – powiedział krótko: Zrozumieliśmy, że do sieci wchodzą odbiorcy mniej elitarni pod względem gustów czytelniczych niż wcześniej sądzono. KATARZYNA PIENIĄDZ

Może warto przypomnieć, że zespołu Pod Budą nie stworzył Andrzej Sikorowski – on ten zespół dostał w spadku, po Kabarecie. I dobrze o ten spadek zadbał.

Sam autor monografii, Andrzej Pawłowski, dodaje, że dzięki zespołowi Sikorowskiego nazwa „Pod Budą” przetrwała i nadal funkcjonuje w świadomości społecznej. Książkę czyta się lekko i przyjemnie, z jej kart bije duch lat siedemdziesiątych, studenckiej bohemy i rodzinnej atmosfery. Dodatkowym smaczkiem są archiwalne fotografie, wycinki z gazet, rysunki satyry czne i teksty kabaretowe. Mnie ta pozycja wciągnęła po uszy. Polecam wszystkim, nie tylko fanom historii polskiego kabaretu i Krakowa. MAGDALENA MARSZAŁKOWSKA 27


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:52 Page 28

Z dyskografii

S

kandal, jaki wywołała piosenka ZCHN zbliża się, zapewnił Kukizowi i Piersiom olbrzymi rozgłos. Drugą płytę, My są już Amerykany (1993), wydawali z komfortowej pozycji jednego z najpopularniejszych zespołów w kraju. I tym razem obficie czerpali z rozmaitych nurtów muzycznych, bawiąc się i żonglując konwencjami. Nie zabrakło prześmiewczych tekstów i kąśliwych komentarzy do sytuacji w Polsce raczkującego kapitalizmu. Ostrze satyry wymierzono m.in. w piłkarskich kibiców (Ułani), subkulturę heavymetalową (Suka ciemna z muzyką Nazareth) i biznesmenów młodego pokolenia (On nie jest cham). Na kolejną autorską płytę, Powrót do raju, zespół kazał fanom czekać dwa lata. W tym czasie wydał dwie kompilacje. Na pierwszej z nich, 60/70 (1994), przedstawił własne wersje klasyków, takich jak Na moście w Avignon, Matura, Umówiłem się z nią na dziewiątą. Do współpracy przy nagrywaniu 60/70 Piersi zaprosiły znanych polskich artystów z Kazikiem Staszewskim i Kasią Kowalską na czele. Drugim krążkiem był koncertowy Live’93 (1994), nagrany podczas festiwalu w Jarocinie. 28

niedoszlego

prezydenta

Wydanie Powrotu do raju entuzjastycznie przyjęty przez publiczność. zbiegło się w czasie z premierą Absolutne rekordy sprzefilmu Juliusza Machulskiego Girl daży biły natomiast płyty Guide, w którym Kukiz zagrał jedną z głównych ról. Obraz Yugoton (2001) i Yugopolis promowała piosenka Maryna (2006), zawierające polskie (oczywiście zaśpiewana przez wersje jugosłowiańskich pioKukiza), jak się później okazało senek z lat 70. i 80. ubiegłego Czulym jeden z największych polskich stulecia. Oba krążki zdobyły uchem status złotej płyty, a pochohitów anno Domini 1995. Wydawane w późniejszych latach dzące z nich piosenki okupowały albumy Piersi Raj na ziemi (1997), szczyty krajowych list przebojów przez długie tygodnie. Niemała Pieśni ojczyźniane (2000) i Piracka płyta (2004) spotkały się z ciew tym zasługa Kukiza, który zaśpiepłym przyjęciem fanów, chociaż wał najpopularniejsze z nich, Rzadko rewolucji w brzmieniu zespołu nie widuję cię z dziewczętami (duet przyniosły. Znana z poprzednich doz Katarzyną Nosowską) i O nic nie pykonań grupy brawurowa mieszanka taj, bo nie pytam ja. stylów, uzupełniona tekstami trafnie komentującymi sytuację polityczną i społeczną, sprawdziła się i tym razem. Chociaż, uczciwie mówiąc, nie brzmiała już tak świeżo i zaskakująco jak przed laty.

Dokonania solowe i współpraca z innymi artystami W styczniu 2013 roku Kukiz zdecydował się na odejście z Piersi. Co dokładnie było przyczyną zerwania trwającej blisko trzy dekady współpracy, nie wiadomo. Pewne jest jednak, że rozstanie nie przebiegło w przyjacielskiej atmosferze. Ostatecznie zespół znalazł nowego wokalistę, Adama Asanova, i już z nim wylansował wielki przebój Bałkanica (2013). Kukiz natomiast skupił się na karierze solowej. Wydawało się to naturalnym posunięciem, zwłaszcza że jeszcze będąc wokalistą Piersi, angażował się w inne projekty muzyczne. W 1996 roku, pomiędzy nagrywaniem Po wrotu do raju i Raju na ziemi znalazł czas na zaśpiewanie z Ireną Santor klasyka Już nie ma dzikich plaż. Utwór promował album artystki zatytułowany Duety i został

Spisując muzyczną biografię Ku kiza i przywołując jego największe sukcesy, nie można nie wspomnieć o płycie nagranej z Janem Borysewiczem. Zatytułowane po prostu Borysewicz & Kukiz (2003) wydawnictwo przyniosło jeden z największych polskich przebojów początku XXI wieku Bo tutaj jest, jak jest i bardzo szybko zdobyło status złotej płyty. Bez wątpienia mogą imponować lekkość i łatwość, z jakimi Kukiz od lat porusza się między różnymi muzycznymi stylami i estetykami. Nie do przecenienia jest także jego elastyczność i umiejętność współpracy z muzykami o krańcowo odmiennej wrażliwości artystycznej. To cechy, które mogą przydać się Kukizowi również w karierze polityka. Jeżeli rzeczywiście się na nią zdecyduje. KATARZYNA PIENIĄDZ MONITOR POLONIJNY


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:52 Page 29

klub Polski środkowe Poważe, Miejscowe koło Dubnica zaprasza serdecznie rodaków i ich przyjaciół do wzięcia udziału

Klub Polski Bratysława planuje na początek września tradycyjne przedsięwzięcie

Dubnickich Dniach Przyjaźni, Współpracy i Folkloru

Polskie szanty

w

oraz w XXii Dubnickim festiwalu folklorystycznym z udziałem międzynarodowym. imprezy odbędą się w dniach 28 - 30 sierpnia 2015 r. w Dubnicy nad Wagiem, a głównym ich punktem dla słowackiej Polonii będzie uroczysta akademia, która będzie miała miejsce 29 sierpnia o godz. 14.30 w centrum organizacji niezyskownych przy ul. Moyzesovej 396/19. Podczas festiwalu – w piątek i w sobotę – odbywać się będą targi rzemieślnicze i Jarmark Dubnicki. Więcej informacji na stronie: www.polonia.sk

na Dunaju O terminie i warunkach udziału w imprezie będziemy informować na stronie: www.polonia.sk

W Y B Ó R Z P R O G R A M U I N S T Y T U T U P O L S K I E G O L I P I E C I S I E R P I E Ń 2 015 Ë 1 lipca – 4 sierpnia, Koszyce, Brno, Ostrawa,

Lwów, Wrocław MIESIĄC CZYTANIA AUTORSKIEGO 2015 z udziałem polskich pisarzy: Krzysztofa Vargi, Pawła Smoleńskiego, Justyny Bargielskiej, Jacka Dehnela, Ziemowita Szczerka, Tadeusz Dąbrowskiego, Ryszarda Krynickiego, Joanny Bator, Filipa Springera, Piotra Siemiona, Marka Bieńczyka, Olgi Tokarczuk i in. Ë 1 - 4 lipca, Szczawnica, Stará Ľubovňa, Želiv

V MIĘDZYNARODOWY FESTIWAL MUZYKI BAROKOWEJ „Eksploracje“ – wspólne koncerty Szczawnickiego Chóru Kameralnego i orkiestry Musica Aeterna Bratysława Ë lipiec – wrzesień, Modra, Skalica, Bańska

Bystrzyca, Bratysława, Pieszczany, Dolny Kubin, Trnawa, Trstin ORGANOWE WAKACJE, czyli koncerty polskich muzyków: Adama Mielewczyka, Marioli Brzoski, Romana Petruckiego, Mariusza Monczaka, Adama Klareckiego, Jana Bokszanina w ramach organowych festiwali muzycznych i solowe koncerty muzyki organowej Ë 6 - 31 lipca, Bratysława, Instytut Polski

Wystawa „FOTOGRAFIA KONCERTOWA” ze zbiorów Kara Rokita.pl Sesje fotograficzne zespołów muzycznych, ukazujące subiektywne podejście do artystów występujących na scenie, gdzie liczą się emocje, klimat i muzyka. LIPIEC-SIERPIEŃ 2015

Ë 14 lipca, godz. 17.00, Bratysława,

Hudobná sieň Bratislavského hradu BRATYSŁAWSKI FESTIWAL ORGANOWY – recital prof. Michała Markuszewskiego Ë 19 lipca, Modra, Dom kultury Ľ. Štúra

7. MIĘDZYNARODOWY FESTIWAL GITAROWY Modra 2015 w ramach projektu „Kultúrne leto” – koncert barokowej orkiestry Akademii Muzycznej w Krakowie pod kierunkiem prof. Teresy Piech Ë 21 lipca i 23 lipca,

Bardejov, Michalovce KONCERTY ORGANOWE Władysława Szymańskiego na festiwalach „Organove dni Jozefa Grešaka“ i „Michalovsky organ“ Ë 5 – 9 sierpnia, Bańska Szczawnica

Projekcja filmu W. Smarzowskiego „POD MOCNYM ANIOŁEM“ w ramach 17. Letniego Sympozjum Filmowego „4 živly /4 elements“ Ë 6 – 31 sierpnia, Bratysława,

Instytut Polski WYSTAWA OKŁADEK PŁYTOWYCH Rosława Szaybo oraz finisaż wystawy (25 sierpnia) z udziałem autora i kuratora Grzegorza Brzozowicza oraz pokaz filmu „Przyjaciele na 33 obroty“ Ë 7 sierpnia, Trnava, Mestský amfiteáter

Koncert ANNY MARII JOPEK na festiwalu Trnavsky Jazzyk 2015

Ë 10 – 31 sierpnia, Bratysława, Instytut Polski

WYSTAWA FOTOGRAFII polskiego street artu, wykonanych w Koszycach w ramach projektu Street Art Communication Ë 19 sierpnia, Liptowski Mikulasz

Polsko-słowacki projekt muzyczny „MOSTY“ z udziałem Wojciecha Waglewskiego (Polska) i grupy Longital (Słowacja) Ë 20-23 sierpnia, Bańska Szczawnica

WYSTĘPY POLSKICH WYKONAWCÓW: Jana Bezek Trio, Mikrokolektywów, Joachima Mencla Artisena w ramach festiwal muzycznego „Zvuk for Stavnica 2015” Ë 23 sierpnia, Preszów, klub Christiania

Koncert zespołu KAPELA ZE WSI WARSZAWA Ë 24-28 sierpnia, Bratysława

FESTIWAL JAZZOWY wydawnictwa Hevhetia, w tym koncerty Piotra Wyleżoła (24 sierpnia) i zespołu Agi Derlak (25 sierpnia) Ë 27 sierpnia, Bratysława

FESTIWAL JAZZU TRADYCYJNEGO „Golden Age Festival“ z udziałem polskiego zespołu Boba Jazz Band Ë 29 sierpnia, Bardejov

Koncerty zespołu jazzowego DIXIE COMPANY Ë 31 sierpnia -1 września, Senec

Udział Grupy Teatralnej „MOVEMENT“ i Doroty Anny Dąbek z Kwidzynia w festiwalu teatrów lalkowych z przedstawieniem „Kwadratura konia“ 29


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:52 Page 30

Z „nieludzkiej ziemi” ∂

M

oja droga do Archangielska była nietypowa jak na polskie losy. W naszej historii i świadomości to miasto jest jednym z symboli „nieludzkiej ziemi”. W latach czterdziestych zesłano tu dziesiątki tysięcy Polaków. Wielu zostało w tej ziemi na zawsze. Tymczasem dla mojej rodziny, wówczas zwykłych obywateli Związku Radzieckiego, było to kolejne miejsce zamieszkania i pracy.

Litewski ślad Wszystko zaczęło się na Litwie, skąd pochodzą moi rodzice – tata, syn Polaka i Rosjanki, mama, Polka z dziada pradziada. Powojenna zmiana granic sprawiła, że stali się obywatelami sowieckiej Litwy. Do dziś pozostaje tajemnicą, dlaczego rodzina mamy nie zdecydowała się na repatriację. Wystawiono im już wszystkie niezbędne dokumenty – niektóre z nich przechowujemy w rodzinnym archiwum – wystarczyło tylko spakować dobytek i wyjechać w nieznane. Zostali. Może dlatego, że tu był ich dom? Mama do dziś wspomina powojenną biedę. Jedną parę butów, które nosiła na zmianę z siostrą, kawałek chleba i słoniny, które brała na długą drogę do szkoły. Lubiła się uczyć, marzyła o medycynie. Pierwszym krokiem w tym kierunku było podjęcie nauki w średniej szkole medycznej. W planie były studia, jednak choroba nie pozwoliła na realizację tych marzeń. Poznała tatę, młodego przystojnego oficera Armii Czerwonej. Pobrali się i dwoje Polaków zaczęło dzielić los setek milionów obywateli wielonarodowego Związku Radzieckiego. Nikt ich nie pytał, gdzie chcą mieszkać. Młodych małżonków z dobytkiem mieszczącym się w kilku walizkach wysłano w daleką drogę.

Znad Oceanu Spokojnego przez Kałmucję na wyspę Kołgujew Po siedmiu dniach jazdy pociągiem wysiedli na brzegu… Oceanu Spokojnego. Wraz z siostrą przyszłyśmy na świat w Kraju Chabarowskim. Oczywiście nic nie pamiętam z tamtych czasów. 30

Nie mogę się jednak nadziwić rodzicom, jak wytrzymali wśród obcych, tak daleko od domu i Litwy. Mama wspomina dziś te czasy z łezką w oku. Cóż w tym dziwnego, to była jej młodość… Po kilku latach oficer otrzymał nowy przydział. Wraz z nim jego żona i dwie małe dziewczynki. Tym razem musieliśmy się przenieść tysiące kilometrów na zachód, gdzieś w bezkresne kałmuckie stepy, rozciągające się między morzami Czarnym i Kaspijskim. Lecz Kałmucja to jeszcze nie koniec świata. Radziecki oficer i jego rodzina mogą służyć ojczyźnie wszędzie. Następny rozkaz rzucił nas na północ. Trzeba się dobrze przyjrzeć mapie Arktyki, żeby na Morzu Barentsa odnaleźć wyspę Kołgujew. Tu miał być nasz kolejny dom. Okazało się, że stepy Kałmucji nie były takie złe, bowiem przynajmniej miały horyzont. Na Kołgujewie zasłaniały go mgły na przemian ze śnieżnymi zawiejami.

Tęsknota za cukierkiem Było nas kilkoro małych dzieci. Nasi koledzy w miastach i wioskach wspaniałego państwa robotników i chłopów mieli huśtawki i zjeżdżalnie na placach zabaw. My miałyśmy białe nie dźwiedzie, które podchodziły i z ciekawością nas oglądały. Nigdy nikomu nie zrobiły żadnej krzywdy. Może dlatego, że broniła nas nasza Łajka. Na wyspie najbardziej tęskniłam za cukierkami. Pojawiały się wraz z rozpoczęciem sezonu nawigacyjnego. Późną wiosną przypływał pierwszy statek i obok całej masy niepotrzebnych rzeczy, którymi zajmowało się wojsko, przywoził dla nas cukierki.

Już nigdy potem żadne słodycze tak mi nie smakowały. Wraz z końcem sezonu kończyły się cukierki. Jedyną łączność z Wielką Ziemią zapewniały helikoptery, a nikt przecież nie zamierzał ich obciążać cukierkami.

Czarodziejskie polskie klimaty Z tej pustej, niegościnnej krainy, w której rosły tylko kępki rachitycznych karłowatych brzózek, jeździliśmy na wakacje do krainy czarodziejskich borów, tajemniczych jezior, zielonych pól i krystalicznie czystych rzek. Na Litwę. Każde lato spędzałam u babci. U babci, to znaczy w Polsce, uczyłam się języka i tradycji. Potajemnie zostałyśmy wraz z siostrą ochrzczone. Dla oficera Armii Czerwonej udział w takiej ceremonii oznaczał koniec kariery. Potajemnie obchodziliśmy też katolickie święta Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy. Kiedy byłam mała, dziwiłam się, dlaczego te radosne święta są takie skromne, cichutkie, bez znajomych. Było mi nawet smutno, bo wtedy nie wiedziałam, że nam po prostu nie było wolno ich obchodzić… Z językiem też nie było wcale tak łatwo. Ludzie w tamtych stronach od wieków mówią „po prostu”, czyli mieszanką polsko-litewsko-rosyjsko-ibógwiejaką. Do znaczenia wielu słów musiałam dotrzeć sama. Pamiętam, jak kiedyś, chcąc pomóc babci myć naczynia, powiedziałam: „Babciu, daj, umyję ci psudę”. Ot, wymyśliłam sobie, że polskie „naczynia” powinny nazywać się podobnie jak rosyjskie „pasuda”. ALBINA JEGOROWA z Archangielska Dokończenie w kolejnym numerze „Monitora Polonijnego“ MONITOR POLONIJNY


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:52 Page 31

J

ak najlepiej podróżować w czasie, wszyscy wiedzą. Oczywiście za pomocą wehikułu czasu! A zastanawialiście się, jak najlepiej przemieszczać się w przestrzeni, zwłaszcza gdy dopisuje pogoda? Oczywiście rowerem! Uwielbiam swoje dwa kółka. Jeżdżę, gdzie tylko się da i kiedy się da. Najczęściej z rodzicami i siostrą, albo z koleżankami z podwórka. Zimą tato obiecywał, że jak tylko zrobi się cieplej, będę mogła jeździć rowerem do szkoły. Tak się też stało. Od wiosny prawie codziennie rano wsiadam na rower, tato albo mama na swój, moja młodsza siostra Hesia też na swój i ruszamy. Najpierw do przedszkola, gdzie zostaje Hesia, a potem do szkoły, gdzie uczę się ja. Pod przedszkolem i szkołą odstawiamy swoje pojazdy do specjalnych stojaków rowerowych i zapinamy obręczą. Czekają tutaj na nas aż skończymy swoje zajęcia. Bardzo się cieszę za każdym razem, kiedy po lekcjach znowu wsiądę na rower. Wtedy na ogół nie jedziemy bezpośrednio do domu, tylko robimy jakąś rundę wokół naszego osiedla, zahaczając często o plac zabaw. To fajny zwyczaj! Na dłuższe trasy wybieramy się najczęściej w soboty lub niedziele. Uwielbiam jeździć po trasach rowerowych poza miastem, na przykład wzdłuż rzeki albo przez jakąś dolinę. Tato

LIPIEC-SIERPIEŃ 2015

y d o g y z Pr na dwóch kółkach to nawet jeździ w góry, czasem bardzo wysokie. Ja jeszcze nie mam tyle siły w nogach, więc wolę łagodniejsze trasy. Tam mogę się ścigać z Hesią, podczas postojów zbierać kwiatki i wić z nich wianki albo ochłodzić się w jakimś strumyku czy też przekąsić coś słodkiego. Wybierając się na rowerowe wycieczki, nie zapominam o oczywistych sprawach, jak kask na głowę czy bidon z wodą. Nawet nie chcę myśleć o tym, co by się mogło stać, gdybym spadła przypadkowo z roweru i nie miała kasku. Taki kask to konieczna ochrona głowy przed urazami! A bez wody pewnie daleko bym nie zajechała. Bo woda to taki rodzaj paliwa dla rowerzysty. Podczas wysiłku szybciej wydostaje się ona z naszego organizmu, a przecież stanowi jego podstawowy składnik. To bardzo ważne, by ciągle ją uzupełniać. No i poza tym, gdy rowerzysta napije się wody, od razu mu lepiej! Nie ma sucho w buzi i wie, dokąd jechać!

Dorośli lubią różne zawody na rowerach, organizują sławne wyścigi, na przykład Tour de France, Giro d’Italia czy Tour de Pologne. Oglądałam nawet kiedyś wjazd na metę podczas tego ostatniego wyścigu kolarskiego. To było na rynku krakowskim. Dużo ludzi i bardzo kolorowo! Też bym chciała kiedyś taki strój kolarski. Podobno dla najlepszych jest żółta koszulka. A to przecież mój ulubiony kolor. Pamiętajcie, że jeździć na rowerze można codziennie, a trening czyni mistrza! No i taka jazda, szczególnie w dobrym towarzystwie, to wielka frajda! Pozdrawiam Was, dzwoniąc rowerowym dzwonkiem i wyruszając na kolejną wycieczkę! SONIA PACZEŚNIAK z mamą BEATĄ OŚWIĘCIMSKĄ

31


Monitor07-08:2015 01/07/15 00:52 Page 32

Sezon na owoce jagodowe nie jest zbyt długi, dlatego latem często delektujemy się malinami, truskawkami, borówkami i jagodami. Choć wiemy, że to niemożliwe, próbujemy na zapas nasycić się tymi pysznymi, chociaż drobnymi owocami. Pani

Klaudia Bochen z Bratysławy podzieliła się z czytelnikami „Piekarnika” przepisem na torcik z bitą śmietaną i jagodami. Warto dodać, że do jego przygotowania będą się nadawały i wyśmienicie smakowały także i inne drobne owoce jagodowe.

Torcik z bitą śmietaną i jagodami Składniki: • opakowanie podłużnych biszkoptów • 500 ml schłodzonej śmietany kremówki • 3 płatki żelatyny • 100 ml wody do rozpuszczenia żelatyny • 4 łyżki cukru pudru (lub nieco więcej – według smaku) • cukier waniliowy • owoce – jagody, maliny, truskawki…

Sposób przyrządzania: Zaczynamy od rozpuszczenia w wodzie płatków żelatyny. Spód tortownicy o średnicy 22 cm wykładamy papierem do pieczenia. Na nim układamy bardzo ściśle biszkopty. Schłodzoną śmietanę ubijamy z cukrem waniliowym i cukrem pudrem, pod koniec dodając rozpuszczoną żelatynę (najlepiej ją uprzednio schłodzić). Masę śmietanową wykładamy na biszkopty, a na jej powierzchnię delikatnie kładziemy wybrane owoce, które powinny zapaść się do środka. Gdy całość stężeje, torcik można dekorować pozostałymi owocami i innymi dodatkami, które już się nie zapadną. Tak przygotowane ciasto wkładamy do lodówki na około 6 godzin przed podaniem. Zamiast biszkoptów, których użycie skraca czas przygotowania tegoż deseru, można pokusić się o upieczenie własnego ciasta biszkoptowego.

Lekkie ciasta owocowe to częsty deser letnich łasuchów. Do ich przygotowania wykorzystujmy świeże i pachnące owoce jagodowe, które o tej porze roku są najsmaczniejsze, bowiem bogactwo witamin w nich zawartych jest dodatkowym skarbem, który zyskujemy w czasie owocowej uczty. No i wiadomo, że ciasto z lodówki – chłodne, orzeźwiające i aromatyczne – jest idealne na upalne dni. Smacznego! AGATA BEDNARCZYK


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.