Kontrast marzec 2013

Page 60

Nostalgia Michał Wolski

W

zeszłym miesiącu broniłem czegoś, co wielu uważa za synonim współczesnej tandety i wszechogarniającego, landrynkowego kiczu. Otrzymałem przy okazji – chyba po raz pier­ wszy od czasów nekrologu Andrzeja Leppera – całkiem pokaźny feedback z Waszej, drodzy Czytelnicy, strony. Postanowiłem więc trochę dłużej przytrzymać się tematów kiczowo-tandetnych tekstów kultury i wziąć na warsztat coś, co każdy zna, ale też prawie każdy wyśmiewa: serial Power Rangers. W tym wypadku nie stoję samotnie na polu bitwy, broniąc ostatniej chorągwi, jak miało to miejsce w temacie Zmierzchu, mam wokół siebie bowiem niewielką garstkę geeków (najczęściej w wieku 26+), którzy, tak jak ja, widzą w Power Rangers coś więcej niż tylko przerysowany, wtórny i robiony po kosztach serial dla dzieci. Owszem, w tym wieloodcinkowym, niemal tasiemcowym serialu jest to wszystko, o co jest oskarżany: absurdalne i totalnie liniowe fabuły poszczególnych odcinków, papierowe postacie grane w dość pretensjonalny sposób przez półamatorskich aktorów, tandetne sceny walki wycięte z japońskich odpowiedników, surrealistyczna nieraz fabuła, której założenia są same w sobie irracjonalne. Oto bowiem mistyczny, przypominający Czarnoksiężnika z Oz wojownik/mędrzec/ /geniusz/wizjoner/co tam chcecie – znany też jako Zordon – zbiera drużynę nastolatków, coś tam może wiedzących o życiu, ale przepełnionych naiwnym, pozytywistycznym dobrem, po czym łączy ich energię z energią dinozaurów, aby byli w stanie odeprzeć atak złowrogich, straszliwych mocy reprezentowanych Ilustr. Kalina Jarosz (2)

przez skrzekliwą Ritę Repulsę. Jak się okazuje w późniejszych odcinkach, to nie pierwsza drużyna nastolatków połączonych z siłami natury, jaką stworzył Zordon, będący funkcjonalnie duchowym przewodnikiem, mentorem, a także opiekunem (wielokrotnie zrąb fabuły osadza się na tym, że „na wszelki wypadek” Zordon pochował, poukrywał, poopracowywał jakieś bronie/machiny/kryształy/okręty itp., gdyby światu groziło niebezpieczeństwo). Powstaje pytanie, dlaczego nie wykorzystał ich od razu, a zasłaniał się nastolatkami (casus Jacksonowskiego Gandalfa, który przecież mógł wezwać orły, żeby przeniosły Froda do Mordoru, aby drużyna nie musiała iść całą drogę)? Ale zostawmy to. Mamy pretensjonalnych bohaterów, mamy pretensjonalnych i irytujących antagonistów, mamy sceny walki z japońskich kreskówek. Ulepek i brak wody do popicia – powiecie zapewne. I generalnie rzecz biorąc będziecie mieli rację. Jest jednak ta grupa zapaleńców, która broni honoru Power Rangers, a za nią stoją wyniki oglądalności, które wciąż (!) każą kręcić kolejne serie przygód nastolatków z mocą. Grupa ta oczywiście zdaje sobie sprawę z naiwności i niedoróbek – także fabularnych – prezentowanych przez ten serial, stara się jednak poza nimi dostrzec i inne rzeczy. Oto na przykład motyw mędrca zbierającego drużynę poświęconą jakiemuś wzniosłemu celowi jest stary jak świat i zawsze atrakcyjny fabularnie (casus Gandalfa...). Wybór nastolatków na głównych bohaterów, choć może się wydawać nielogiczny, po „wgryzieniu się” w serial ma jednak uzasadnienie: oto bowiem w uniwersum Power Rangers nie ma – podkreślam, bo to ważne – sił policyjno-wojskowych, które mogłyby poradzić sobie z zagrożeniem z kosmosu. To znaczy, jest policja, ale raczej w funkcji naszej straży miejskiej, a armia formuje się dopiero w późniejszych sezonach. Wybór jednostek obdarzonych wyjątkowymi przymiotami jest więc uzasadniony, bo też motywowany mitami i podaniami bohaterskimi (tam – przypominam – nawet jak jest jakaś armia, to wyjątkowa postać ma moc, dzięki której może ją rozgromić bez większego trudu; casus Gan-

dalfa...). Nie mówiąc o tym, że nastoletnią postać łatwiej uformować, żeby była atrakcyjna dla młodego odbiorcy. Osnowa fabularna też wbrew pozorom się rozwija, wątki się przeplatają i domykają, a towarzyszy im również rozwój postaci (gdyby nie dość irracjonalna zamiana bohaterów w Power Rangers Turbo, w ogóle byłoby super; tam jednak przeważyły czynniki finansowe). W efekcie szósty sezon Power Rangers in Space to już niemal pozbawiona jednoodcinkowych historii space opera o zdradzie, przebaczeniu, odkupieniu, pokonywaniu własnych słabości i, oczywiście, walce dobra ze złem. A kończy ją epicka bitwa między mieszkańcami Ziemi a najeźdźcami z kosmosu, w której najlepiej widać dojrzałość i rozwój charakterologiczny poszczególnych postaci. Oczywiście nie byłoby porządnej bitwy bez nagłych zwrotów akcji i epickich, pompatycznych monologów (casus Gandalfa...), dlatego tutaj też takowe dostajemy. I to w całkiem niezłej formie. Oczywiście za bardzo cenię swój i Wasz czas, żeby nakłaniać do oglądania wszystkich odcinków Power Rangers. Tym bardziej, że są w Internecie całkiem dobre wideostreszczenia poszczególnych sezonów; zapaleńcy już się postarali, żeby zsyntetyzować w nich to, co ich zdaniem najbardziej wartościowe. A co nimi kierowało? To samo, co jest immanentną cechą zachodniej popkultury: chęć przeżycia jeszcze raz tego, co nam się kiedyś przydarzyło i dobrze to wspominamy. Nazywamy to nostalgią. Dorośli potrafią dać bardzo dużo, byleby jeszcze raz poczuć się jak dzieci, przywołać odczucia i doznania, jakie towarzyszyły im w tzw. lepszych czasach. W tym chociażby frajdę związaną z oglądaniem Power Rangers. Bo, nie oszukujmy się, wszyscy to oglądaliśmy. I bardzo wielu z nas to nawet cieszyło. Złudą dorosłości jest przeświadczenie, że to, co nas cieszyło, gdy byliśmy dziećmi, teraz jest infantylne i niegodne naszej uwagi. Zachodnia popkultura pokazuje, że niekoniecznie, że jakie by nie było, nostalgia pozwala nam dostrzec w tym coś wartościowego i – jeszcze raz – móc się tym cieszyć. Mówi się, że dziecięce emocje są najbardziej autentyczne. Może to jest dowód...?


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.