Miasta Kobiet maj 2014

Page 1

nasze miejsca spotkań

maj 2014

Co robimy?

wymyWammy! Improwizacja na scenie i w życiu str. 8-11


W zdrowym ciele zdrowy duch i… wygląd Jest to jedyna w Toruniu Poradnia Dermatologiczna, w której w warunkach ambulatoryjnych oferowane są zabiegi dermatochirurgiczne, polegające na wykonywaniu (w celach diagnostycznych) biopsji zmian skórnych. Ponadto wykonuje się zabiegi usuwania znamion, nowotworów skóry oraz różnego typu zmian skórnych. W leczeniu wielu schorzeń wykonuje się także zabiegi elektrochirurgiczne i kriochirurgiczne. DermE jest pierwszą w Toruniu poradnią dermatologiczną oferującą diagnostykę i terapię fotodynamiczną. Dzięki tej metodzie można najbardziej precyzyjnie wykrywać raki skóry. Do tej pory diagnostyka nieczerniakowych nowotworów skóry wymagała wycięcia zmiany i badania mikroskopowego wycinka skóry. Terapia fotodynamiczna daje również dobre wyniki w leczeniu ciężkiego trądziku. W odróżnieniu od typowej terapii ciężkich postaci trądziku jest to leczenie nie obciążające wątroby, dające podobne rezultaty w krótszym czasie i nie wiążące się z koniecznością stosowania doustnej antykoncepcji u kobiet. Coraz częściej terapia fotodynamiczna pomaga też w leczeniu zmian łuszczycowych, liszaja płaskiego czy uporczywego świądu skóry. Zabiegi są niebolesne – polegają na aplikacji leku w postaci kremu i naświetleniu skóry wiązką światła o odpowiedniej barwie, która aktywuje substancję leczniczą zawartą w kremie. Oferta DermE dedykowana jest również pacjentom, którzy pragną zadbać o swój wygląd zewnętrzny i chcą choć trochę oszukać czas lub po prostu pragną zlikwidować niedoskonałości albo odnowić i odświeżyć skórę. Takim osobom dedykowana jest cała gama zabiegów. Peelingi medyczne, które w zależności od rodzaju zastosowanej substancji czynnej likwidują przebarwienia, blizny, wyrównują koloryt skóry, likwidują drobne zmarszczki, zmniejszają rozstępy. Skóra staje się bardziej jędrna, napięta, sprawia wrażenie młodszej. Zabiegi wykonuje się w kilkutygodniowych odstępach, polecane są w każdym wieku i do każdego rodzaju skóry. Czasowe usuwanie zmarszczek. W zależności od lokalizacji i nasilenia zmian wykonuje się różne zabiegi. W przypadku zmarszczek mało nasilonych stosuje się peeling lub mezoterapię. Zabieg, w którym 394014TRTHA

DermE - Centrum Medycyny Estetycznej i Leczniczej to nowoczesny gabinet zabiegowy, w którym oferuje się pacjentom cały wachlarz zabiegów, kompleksową diagnostykę oraz leczenie schorzeń dermatologicznych.

Derme - Dermatologia Lecznicza i Estetyczna Lecznice Citomed • budynek D • I piętro Rejestracja na wizytę konsultacyjną: 56 658 44 22

bezpośrednio do skóry podaje się kwas hialuronowy, peptydy biomimetyczne i kompleks witamin a polega na wielokrotnych nakłuciach skóry za pomocą igły lub Tollerów. W przypadku głębszych zmarszczek wykonywane są zabiegi z wykorzystaniem toksyny botulinowej lub wypełniaczy. Mechanizm działania toksyny polega na porażeniu mięśni mimicznych, które odpowiedzialne są za powstanie zmarszczek wokół oczu czy ust. Alternatywą dla toksyny są iniekcje śródskórne kwasu hialuronowego, hydroksyapatytu wapnia czy kwasu polimlekowego. Mechanizm działania tych związków polega na wypełnieniu zagłębień, a także są to związki, które wiążą wodę powodując wzrost nawilżenia skóry. Kolejną serią zabiegów jest lipoliza, czyli trwałe usuwanie tkanki tłuszczowej. Bardzo często zdarza się, że mimo stosowania prawidłowej diety i aktywności fizycznej pozostają miejscowe otłuszczenia na przykład na brzuchu, udach, ramionach czy podbródku. W takim przypadku (metodą injekcyjną) bezpośrednio do tkanki tłuszczowej podawane są specjalne substancje, które niszczą komórki tłuszczowe, a zgromadzony w nich tłuszcz metabolizowany jest przez wątrobę. Jest to alternatywa dla liposukcji. Uzupełnieniem lipolizy lub samodzielnie mogą być zabiegi mezoterapii, likwidujące efekt „ pomarańczowej skórki” czy rozstępy. W DermE wykonywane są również zabiegi z użyciem niekoherentnego źródła światła IPL. Zabiegi te pozwalają zredukować rumień związany np. z trądzikiem różowatym, a w połączeniu z elektrokoagulacją również teleangiektazje, czyli rozszerzone naczynia, często pojawiające się na kończynach dolnych np. po przebytej ciąży. IPL pozwala również na usunięcie przebarwień skóry związanych z ekspozycją na słońce czy zmianami hormonalnymi w okresie ciąży. W DermE wykonywane są także zabiegi tzw. fotoodmładzania polegające na użyciu IPL i odpowiednio dobranego fotouczulacza. Zabieg taki redukuje oznaki starzenia skóry w tym przebarwienia i drobne zmarszczki. Warto nadmienić, że zarówno porady, konsultacje jak i wszystkie zabiegi wykonywane są przez lekarzy dermatologów, doktorów nauk medycznych.


STYLIZACJA: Milena Maroszek MODELKA: Michalina FOTOGRAFIE: Marta Pawłowska

a n i l a h c Mi

Milena Maroszek stylistka

inspiruje, jest zawsze na czasie z modowymi nowinkami!

2 1

6

5

3

4

PRZYSZŁA MAMO, NIE REZYGNUJ ZE STYLU! Jeszcze kilka miesięcy temu uwielbiałaś zakupy, ale teraz Twój ukochany, zaokrąglony brzuszek, podpowiada Ci, że spodnie czy sukienka, które kupiłaś w zeszłym sezonie, wyglądają pięknie póki co tylko na wieszaku. Takiej postawie mówimy stanowcze nie! Ciąża nie oznacza, że musisz zrezygnować z własnego stylu. Zobacz jak wiele mają do zaoferowania sklepy w Galerii Pomorskiej! Nie mówimy tu wcale o sklepach z odzieżą ciążową. Sprawdź najnowszą bogatą ofertę fasonów, kolorów, wzorów i faktur, a znajdziesz coś, co pozwoli Ci udowodnić, że Twój styl nadal jest niepowtarzalny. Pamiętaj, że w ciąży również warto wyglądać kobieco, zwłaszcza dla siebie!

w stylizacji wykorzystano: 1. ramoneska CUBUS - 199 zł, Galeria Pomorska | 2. żakiet MOHITO - 129,99 zł, Galeria Pomorska | 3. spódnica RESERVED - 99,99 zł Galeria Pomorska | 4. spódnica QUIOSQUE - 139,99 zł, Galeria Pomorska | 5. sukienka KAPPAHL - 99,90 zł, Galeria Pomorska | 6. sukienka MOHITO - 179,99 zł Galeria Pomorska

Spódnica KAPPAHL 99,90 zł T-shirt PROMOD 39,00 zł Marynarka QUIOSQUE 149,99 zł Buty VENEZIA 299,00 zł Torebka VENEZIA 99,00 zł Kolczyki SIX 19,90 zł Okulary ORSAY 37,90 zł Bransoletka CLAIRES 19,90 zł Naszyjnik SIX 29,90 zł

Twoje indywidualne spotkanie ze stylistką BEZPŁATNIE W KAŻDĄ ŚRODĘ. Wejdź na: www.galeriowaszafa.pl 682014BDBHA


kobieca perspektywa

Ze szczyptą optymizmu Choć pozytywna, letnia aura jest coraz wyraźniejsza, nie mamy w głowie tylko przyjemności…

Trudno się oderwać Z okazji Dnia Matki, który przypada dokładnie w przeddzień wydania kolejnego numeru „Miast Kobiet”, sporo miejsca poświęcamy trudnym tematom rodzicielskim. Jacek Kowalski w artykule o małych gadżeciarzach pokazuje przerażające zjawisko: rośnie pokolenie nadmiernie agresywnych dzieci pozbawionych empatii. Powód? Uzależnienie od elektronicznych gadżetów. Pozostając przy wątku rodzicielskim, nie zapominamy o początkujących oraz przyszłych mamach i ojcach. Wywiadu z najsłynniejszą położną w regionie po prostu nie można przegapić. Tyle ludzkiego ciepła i prostej prawdy o kobietach! Od tego tekstu trudno się oderwać. Z kolei Janusz Milanowski opowiada historie toruńskich rodziców niepełnosprawnych dzieci. Chciał je opisać inaczej, na zimno, bez wyciskania łez pokazać po prostu, jak to jest. Myślę, że to mu nie wyszło. I dobrze. Te historie, nawet pokazane całkiem na zimno,

4

miasta kobiet

maj 2014

Prezes Zarządu: dr Tomasz Wojciekiewicz Redaktor Naczelny: Artur Szczepański Dyrektor sprzedaży: Adrian Basa

Emilia Iwanciw - redaktorka prowadząca „Miasta Kobiet” My, w „Miastach Kobiet” jedną nogą, myślami i w marzeniach jesteśmy już na wakacjach. Dlatego tym razem postanowiliśmy poświęcić więcej miejsca wątkom turystycznym. Przenosimy się na Bali i tańczymy poco-poco, szukamy skarbów, dowiadujemy się jak nie popełnić gafy na zagranicznych wojażach. Dobry humor wywołuje w nas nie tylko letnia aura. Pozytywną energią zarażają też szalone dziewczyny z bydgoskiej grupy wymyWammy. Pokazują, że gdzieś pomiędzy czasem obciachowym, kabaretowym żartem, klasycznym teatrem komediowym i offowym teatrem alternatywnym, jest coś jeszcze. Może nawet bardziej interesującego. To improwizacja, która pozwala wyluzować się na sto procent. Choć pozytywna letnia aura jest coraz wyraźniejsza, nie mamy w głowie tylko przyjemności…

WYDAWCA: EXPRESS MEDIA Sp. z o.o. Bydgoszcz, ul. Warszawska 13 tel. 52 32 60 733

wywołują łzy bezsilności i buntu. Choćby wobec braku pomocy i zapłaty za codzienną ciężką pracę rodziców przy dzieciach.

Pomysłowo i zabawnie O singielkach i singlach też pamiętamy. Lucyna Tataruch specjalnie dla was przetestowała portale randkowe. Wnioski: każdy użytkownik zna przynajmniej jedną szczęśliwą historię ze swojego portalu. Długoletnią parę, taką z psem, dzieckiem lub wspólnym mieszkaniem. Czy to nie napawa optymizmem? Jest i coś dla urody. Lena Kałużna przyjrzała się damskim torebkom, a Dominika Kucharska zrobiła przegląd wiosennych zabiegów kosmetycznych. Jak zwykle promujemy też lokalną kulturę w sukience. Udało nam się porozmawiać ze znaną piosenkarką Anią Rusowicz, m.in. o jej życiu w Bydgoszczy. Na deser Jacek Kowalski w swoim felietonie piętnuje kobiece poradniki. Jest lekko i zabawnie.

P

I

E

R

W

S

Z

Redaktorka prowadząca: Emilia Iwanciw, tel. 52 32 60 863 e.iwanciw@expressmedia.pl Teksty: Jacek Kowalski j.kowalski@expressmedia.pl Lucyna Tataruch l.tataruch@expressmedia.pl Dominika Kucharska d.kucharska@expressmedia.pl Janusz Milanowski j.milanowski@expressmedia.pl Jan Oleksy j.oleksy@express.media.pl Kamil Pik k.pik@expressmedia.pl Zdjęcie na okładce: Tomek Czachorowski Projekt: Iwona Cenkier i.cenkier@expressmedia.pl Skład: Ilona Koszańska-Ignasiak i.koszanska@expressmedia.pl Sprzedaż: Angelika Sumińska, tel. 691 370 521 a.suminska@express.bydgoski.pl Michał Kopeć, tel. 56 61 18 156 m.kopec@nowosci.com.pl

E

urodziny!

BĄDŹCIE Z NAMI! Pozostając w tym dobrym nastroju, zapraszam wszystkie Czytelniczki i Czytelników na imprezy z okazji I urodzin „Miast Kobiet”, które odbędą się w maju w Bydgoszczy i Toruniu. Przygotowujemy masę niespodzianek. Szukajcie szczegółów na naszym facebooku i na www.miastakobiet.pl Do zobaczenia!

ZNAJDZIESZ NAS NA: www.facebook.com/ MiastaKobiet.Nowosci.ExpressBydgoski

„Miasta Kobiet” ukazują się w każdy ostatni wtorek miesiąca, jako dodatek do „Expressu Bydgoskiego” i „Nowości - Dziennika Toruńskiego”. Przez cały miesiąc są dostępne również w 91 miejscach w Bydgoszczy i Toruniu. Adresy znajdziesz na stronie www.miastakobiet.pl


1514T4JBA


kobieca perspektywa

go Nie będę przecież leżeć zwinięta w kłębek pod kocem, czekając na księcia z bajki. Ktoś powie, że jestem desperatką… Co z tego? TEKST: Lucyna Tataruch

C

hcesz mieć „pięć i pół miliona szans na poznanie nowych osób”? Sprawdź, czy da się poznać swoją drugą połówkę w Internecie. Par skojarzonych w ten sposób wcale nie jest mało. Być może niektórzy zaczną się śmiać. Ale łatwo jest kpić komuś, kto tak po prostu trafił i poznał tę odpowiednią osobę. Najlepiej jeszcze w szkole, w pracy lub przez wspólnych znajomych. A jeśli nie miało się tyle szczęścia? - Wracam do domu i loguję się na jednej z tych stron - wyznaje mi Ania, 36-letnia singielka. - Nie będę przecież leżeć zwinięta w kłębek pod kocem, czekając na księcia z bajki. Ktoś powie, że jestem desperatką… Co z tego? Większość poznawanych przeze mnie ludzi ma już swoje rodziny. Mnie się tak nie ułożyło. Na portalach randkowych jest dużo ludzi w podobnej sytuacji. Zresztą, zaloguj się tam i zobacz, jak to działa.

JAK W ŻYCIU Wybieram trzy najbardziej popularne serwisy. Każdy z nich ma inną formułę, jednak pewne jest to, że wszystkie istnieją w tym samym celu - by połączyć ludzi, którym czegoś w życiu brakuje. Czego? Miłości, rzecz jasna. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.

6

miasta kobiet

maj 2014

Do sprawy podchodzę uczciwie. Panów, których podsunie mi portal, lojalnie uprzedzę - jestem tu po to, by później napisać o was, że jesteście fajni i warto was szukać. Bo przecież tak jest, prawda? Ania przestrzega: - Nie zawsze. Ale to jest jak w życiu, skąd wiesz kogo poznajesz? Te poważne portale sprawdzają przynajmniej profile użytkowników. Zdarzyło mi się już dostać ostrzeżenie od administracji, że osoba, z którą rozmawiam, została zgłoszona przez inną użytkowniczkę jako oszust.

SYMPATYCZNI Na pierwszą próbę wybrałam najbardziej popularny portal tego typu, www.sympatia.pl. Mój login to Mrs Robinson. Na pewno nie tylko ja oglądałam „Absolwenta” z cudowną Anne Bancroft. Może ktoś nawet pomyśli, że jestem do niej podobna? Dla pewności dorzucam swoje zdjęcie, gramy w otwarte karty. Zresztą, jak przestrzegała mnie Ania, bez zdjęcia nikt nie będzie chciał ze mną rozmawiać. Wypełniam formularz osobowy sumiennie podając, ile mam lat, skąd jestem, co robię itp. W zakładce „O mnie” wpisuję zdawkową informację, jak ważny jest dla mnie spokój i harmonia na co dzień. Jest też miejsce na wypisanie zainteresowań, ulubionych filmów, książek,

muzyki. Wszystko razem zajmuje mi mniej niż 15 minut. Mój profil od razu jest aktywny, dostaję listę zarejestrowanych panów z mojej okolicy. I z wypiekami na twarzy czytam opisy przyszłych rozmówców.

JESTEM NORMALNY 31-letni „Kurzak” z Bydgoszczy interesuje się astrologią, a od partnerki oczekuje przede wszystkim poświęcenia. Przepraszam kolego, ale nie brzmi to dobrze. Bartas1234 pisze: „Jestem samotnym facetem, miłym i szczerym. To tyle o mnie wskrucie”. Błędy ortograficzne nie działają zachęcająco. Po kilku opisach typu „jestem normalny”, trafiam na faceta, który faktycznie prezentuje się nie najgorzej. U wymarzonej partnerki szuka autentyczności, inteligencji i niebanalnych zainteresowań. Drogi Max661, pukam do Twego profilu. - Jestem tu zarejestrowany od kilku lat - opowiada mi po paru niezobowiązujących wiadomościach. - Ale jest coraz gorzej. Pojawia się dużo napaleńców, którzy chcą skorzystać z okazji. Kobiety też są różne, nie będę generalizował. Ja założyłem sobie profil ot tak, dla spróbowania. Parę lat temu rozstałem się z narzeczoną, od tego czasu spotkałem


kobieca perspektywa się z trzema babkami z Sympatii. Było OK, ale nic z tego nie wyszło. Np. gdy spotkałem się z pierwszą dziewczyną okazało się, że jej styl bycia i maniery mnie drażnią. Ale nie zniechęcam się. Ty nie jesteś wolna?

go z tych frajerów, którzy wypisują, że za dwa lata chcieliby mieć stadko dzieci w wesołym domku. Czy na żywo ktoś zaczyna z Tobą rozmowę od czegoś takiego? Sorry, ale ja bym pomyślał, że to jakiś psychol.

E, KOCHANIE Podobno najpoważniejszym portalem randkowym jest strona www.edarling.pl. Rejestracja profilu zajęła mi ponad godzinę. Tu nie wystarczą luźne informacje o tym, jaki masz kolor oczu i czy lubisz kryminały. Autorzy serwisu przygotowali dla każdego solidny kwestionariusz, składający się z kilkudziesięciu pytań. Zanim więc znajdę się w kręgu poszukujących miłości, muszę wyspowiadać się dokładnie, na ile pasują do mnie takie cechy jak: czuła, inteligentna, kłótliwa i wiele, wiele innych. Pytań jest tyle, że wystarczyłoby ich do konkretnej diagnozy psychologicznej. Na podstawie tych wyznań, eDarling dobiera mi procentowo pasujących partnerów z mojego województwa.

BEZ DIABŁA ZA SKÓRĄ Proponuję Maciejowi, by sprawdził ze mną jeszcze jedno miejsce, jakie zaplanowałam sobie na tę internetową przygodę. - Nie ma sprawy - loguje się wprawnie. Na pierwszy rzut oka nic nie wskazuje na to, że to portal inny niż wszystkie. Jednak już po chwili, rejestracja na www.przeznaczeni. pl mówi nam wszystko. - Dzięki, krecie. Teraz zaciągnęłaś mnie do rajskiej przystani dziewic i ministrantów - komentuje mój nowy kolega. Prócz klasycznych kilku pytań o wygląd i cechy idealnego partnera, resztę formularza rejestracyjnego zajmują deklaracje na temat wiary, tego, jak często chodzę do kościoła, co sądzę na temat aborcji i rozwodów. Muszę też określić, na ile konserwatywne są moje poglądy. Szczerze mówiąc, nie bardzo…

JAK W BAJCE - Z takim zdjęciem nie masz tu szans - po 5 minutach od rejestracji sam pisze do mnie niejaki Maciej. W opisie widzę, że jest grafikiem komputerowym. - Po twoim zdjęciu wnoszę, że jesteś mistrzem Photoshopa - podłapuję dialog. - Zajmij się moją focią, może będę jeszcze miss świata? - Z diabła kościelnego nie zrobisz - czytam odpowiedź. Jakkolwiek bezczelnie by to brzmiało, lepsze to niż „cześć, poklikamy?”. Doceniam tę prowokację. Opisuję Maciejowi, po co tu jestem. - Aha, czyli taki kret z ciebie - kpi mój rozmówca. - No dobrze. Napisz więc, że na portalach randkowych są sami gentlemani i sympatyczne kobiety. Poznają się, są razem długo i szczęśliwie. Zobacz w dziale „nasze historie”, ile dzieci się już z eDarlinga porodziło. Jak w bajce. Zaskoczona sarkazmem wypytuję o jego faktyczny cel wizyty w serwisie. - Dla zabawy. Jak trafi się ktoś z podobnym poczuciem humoru, to może się z nim umówię. Ciesz się, że na mnie trafiłaś, mogłaś zagadać do jedne-

Zastanawiam się chwilę i piszę maila. Andrzej nie czeka zbyt długo z odpowiedzią: - Witaj. Tak, szukam tu drugiej połówki. Ale nie zamierzam udzielać „wywiadów”. Pozdrawiam i bez odbioru. Oficjalny ton zbija mnie z tropu. Postanawiam więc sprawdzić rzecz od drugiej strony i do rozmowy wybieram kobietę. Udaje mi się ją przekonać, by opowiedziała mi coś o sobie. Sprawa jest prosta: - Nie odpowiada mi większość wartości prezentowanych przez ludzi, których poznaję - mówi 31-letnia Paulina. - Tu jest pewna selekcja. Mam większą szansę, że trafię na kogoś z podobnym podejściem do wiary, małżeństwa itp.

JAK Z KATALOGU To nie jest trudne. Rejestrujesz się i po chwili już możesz zaczynać. Wizytówek z kujawsko-pomorskich miejscowości znajdziesz wszędzie od groma. Możnaby pomyśleć, że jesteśmy regionem samotnych ludzi! Moi nowi znajomi wyznają tę samą zasadę: Kontakty wirtualne stają się równoprawnym wstępem do „normalnych” relacji. Może nawet

KAŻDY ZNA PRZYNAJMNIEJ JEDNĄ TAKĄ HISTORIĘ - PARĘ Z PSEM, DZIECKIEM I WSPÓLNYM MIESZKANIEM, ZWIĄZEK KTÓRY ZACZĄŁ SIĘ OD WYPEŁNIONEGO FORMULARZA RODEM Z GABINETU LEKARSKIEGO. Po wypełnieniu wszystkiego, moje zgłoszenie czeka na ręczną akceptację moderatora. Już wiem, że prawdopodobnie do wspólnej zabawy nikt mnie nie tu nie zaprosi, chyba że nakłamię w swojej wizytówce. OK, nie mam nic przeciwko takim regułom. Na portalu randkowym dla katolików, wierzący mogą zakładać, że przynajmniej ominie ich rozczarowanie, gdy potencjalny partner wyciągnie diabła zza skóry. - Napisz do tego - Maciej podsuwa mi link do jednego z użytkowników z Torunia. - Andrzej, 38 lat, jest akurat online. Toleruje jedynie naturalne metody planowania rodziny, ale dopuszcza rozwody. W kościele jest każdej niedzieli.

lepszym, bo jak z katalogu wybierasz to, co tak naprawdę cię interesuje. Każdy zna przynajmniej jedną szczęśliwą historię ze swojego portalu. Długoletnią parę, taką z psem, dzieckiem lub wspólnym mieszkaniem. Związek, który zaczął się od wypełnionego formularza rodem z lekarskich gabinetów. Gdzie tu romantyzm i te specyficzne motyle w brzuchu? Ania wyznaje, że nieraz już je czuła podczas rozmowy. Przed samym spotkaniem emocje też sięgają zenitu. - To już nie te czasy, gdy partnera wybierze Ci ojciec czy wspólna ławka w szkole. To prawdopodobne zbyt mało. Trzeba sobie pomóc.

miasta kobiet

maj 2014

7


Co robimy

?

wy my Wam my Możesz być błaznem, złodziejem, kosmitą, kim chcesz. Tańczyć i śpiewać, jak przed lustrem w domu, gdy nikt nie patrzy. TEKST: Lucyna Tataruch ZDJĘCIA: Tomasz Czachorowski

C

zy wyobrażałyście sobie kiedyś, że jesteście ciastkiem? Mało tego - ciastkiem, które za chwilę ma porozmawiać ze swoim adwokatem o tym, że ktoś notorycznie narusza jego osobę. Wgryza się w zad i trawi z uciechą. Na to z pewnością jest odpowiedni paragraf! Nie będzie to łatwe, adwokat jest dziś w szampańskim nastroju. Zamiast udzielać prawniczych porad, nagle uświadomił sobie sens swojego istnienia. Dość wygłupów na sali sądowej, czas zrzucić tę sztywną togę. Adwokat to przecież też likier, boska mieszanka alkoholu, jajek i cukru. - To ja! - wykrzykuje drobna blondynka. Ciastko,

8

miasta kobiet

maj 2014

OD LEWEJ: u góry: AGA, JAGODA na dole: KASIA, GOSIA, ALA i KASIA


ich pasja czyli szatynka w loczkach, stoi ze skwaszoną miną. Prawnik-adwokat w niczym jej dziś nie pomoże. Akcja dzieje się na zaciemnionej scenie teatralnej. Publiczność słucha i co chwilę wybucha śmiechem. Nikt tu nie siedzi w grobowej ciszy. Przed minutą widzowie sami wymyślili, kto dziś przemówi do nich ze sceny. Pomysły gości ożywają w spontanicznie odgrywanym scenariuszu. Wszystko zaczęło się od krótkiego wyjaśnienia, teraz powtarzanego chóralnie raz po raz. - Co robimy? WymyWammy! - pyta zawsze sześć dziewczyn, odpowiada widownia. Po godzinie „wymywania” nikt nie wychodzi z sali w złym humorze.

ATOMOWE SPEKTRUM Tak wygląda teatr improwizowany. O wszystkim decydują widzowie, podsuwając aktorkom swoje sugestie jeśli chodzi o postaci i fabułę. Im bardziej absurdalne pomysły, tym lepiej. Strażak, który zabił kogoś owcą pod prysznicem? Nie ma sprawy. Blondynka odgrywa tę scenę bez słów, pozostałe zgadują, kim jest. Celowo wyszły z sali, gdy publiczność podawała swoje pomysły. Teraz na podstawie tej zabawnej pantomimy mają rozwiązać śledztwo kryminalne. Jeszcze tego samego wieczoru można wysłuchać przejmującego wywiadu z manikiurzystką Władimira Putina. Chwilę później pewien kosmita spróbuje odnaleźć swoją sofę na prerii. A jeśli jakiś student ASP zastanawiał się kiedyś, co oznacza skrót jego uczelni, to właśnie tutaj ten problem rozwiąże sam Napoleon Bonaparte. To przecież proste - Atomowe Spektrum Podniecenia. Każdy występ jest inny, żaden żart się nie powtarza. KATARZYNA Ta specyficzna formuła przyjechała do Bydgoszczy prosto z Irlandii. Przywiozła ją 38-letnia Katarzyna Chmara. W Polsce w tym czasie działały dwa podobne zespoły, jednak na szerszą skalę mało kto wiedział, z czym to się je. - Jestem zawodową aktorką, pracowałam w teatrze w Łodzi, grałam w kilku filmach - wspomina Kasia. - Robiłam i nadal robię wiele rzeczy, jednak ciągle czegoś mi jeszcze brakowało. W Irlandii mieszkałam 8 lat. Gdy po raz pierwszy zobaczyłam tam teatr improwizowany, to było jak strzał w dziesiątkę. Po powrocie do Bydgoszczy od razu chciałam założyć taką grupę. Udało się to w Miejskim Centrum Kultury, gdzie zespół wymyWammy działa od dwóch lat. Połowa z dziewczyn dostała się do niego po prawdziwym, profesjonalnym castingu. - Przez pierwszy rok nie wychodziłyśmy na scenę - opowiada Kasia. - Pokazywałam dziewczynom techniki, pracowałyśmy nad ciałem, głosem, dykcją. Jeździłyśmy na festiwale podpatrywać innych. Aż przeszedł ten dzień, pierwszy występ i potem kolejne. Teraz dużo gramy poza naszym województwem, ale przynajmniej raz w miesiącu staramy się o jakiś spektakl w MCK. I coraz więcej osób przychodzi nas oglądać.

Trzeba być mocno tu i teraz. Tak właśnie mówi jedna z zasad naszego impro. ALICJA DOBROWOLNA WYMYWAMMY

Na scenie wszystko pozornie jest poza kontrolą. Kasia, perfekcjonistka, matka dwójki dzieci ogarnia ten haos. - Dzięki improwizacji poczułam większy luz, mniej się wszystkim przejmuję. No i w końcu mam do życia odpowiedni dystans.

ALICJA Współzałożycielką grupy jest Alicja Dobrowolna, lat 28. To właśnie ją pierwszą Kasia zaraziła improwizacją. - Od razu załapałam, że to mój styl, choć przyznam, że trochę to trwało, zanim odważyłam się wejść na scenę. Na początku pojawiała się ta myśl, że przecież jestem nieprzygotowana, jak mam grać? - wspomina dziewczyna. - Potem już odkryłam, że nie ma sensu zaprzątać sobie tym głowy. Tu zawsze będzie jakaś nowa sytuacja do zagrania, a skoro nie ma planu, to co może pójść źle? Podejście to widać w planach na życie. Choć Ala od dziecka związana była z aktorstwem, śpiewem i tańcem, zdecydowała się skończyć filologię chorwacką i serbską. - Te studia to była trochę dziwna decyzja - przyznaje. - Nie chciałam wylądować sama w Krakowie, gdzie mogłabym uczyć się w szkole teatralnej. Wybrałam Poznań, znajomych, przeprowadziłam się tam z chłopakiem. Tak wyszło, bo chyba się przestraszyłam. Teatru mi jednak brakowało, dlatego równolegle uczyłam się w studium aktorskim. Po powrocie do Bydgoszczy zaczęłam pracę w MCK. Improwizacja jest dla niej czymś więcej niż tylko pomysłem na kolejną grupę teatralną. To właśnie ta forma pomaga zrozumieć,

że nie wszystko musi być tak od razu rozplanowane na dłużej. - Można sobie pozwolić na pewne ramy dowolności - stwierdza Alicja. - Ważne jest, żeby na bieżąco chwytać te chwile, nie wybiegać za daleko myślami, bo po co? Przecież wszystko może się zmienić, czy tego chcemy, czy nie. Trzeba być mocno tu i teraz. Tak właśnie mówi jedna z zasad naszego impro. Zresztą widzę, że inne dziewczyny z zespołu mają podobnie, pewnie powiedzą to samo.

GOSIA Do sali prób wchodzi spokojna i poważna osoba. Dwudziestodwuletnia Gosia Musialik mówi wyraźnie, przyjaźnie, jej zdania są konkretne, idealnie poskładane w całość. Słuchając jej trudno wyjść z podziwu. Szczególnie, że to właśnie ją można zapamiętać ze sceny, jako jedną z najbardziej szalonych postaci. Gdy kurtyna opada, jest zupełnie inną dziewczyną. - Ala powiedziała wcześniej, że jestem bardzo uporządkowaną osobą. To nie jest do końca prawda. Zgadza się, że taki jest mój ton głosu, aparycja. Patrzysz na mnie i myślisz sobie - grzeczna, ułożona. Ale to nie wszystko. Ja jestem takim ukrytym roztrzepusem. Zmiany przyszły niedawno, w życiu i na scenie. - Jakiś czas temu zdałam sobie sprawę z tego, że muszę poukładać sobie pewne rzeczy, żeby nie pogubić się w tym całym moim roztrzepaniu. I chyba od tej ogarniętej strony poznały mnie dziewczyny z wymyWammy. Gosia podkreśla, że osobowość sceniczna niejedno ma imię. Sama nie posądzałaby się wcześniej o taką aktywność. Na casting poszła nie wiedząc, co ją czeka. Chciała się po prostu otworzyć na scenie. I tak też się stało. - Byłam dość zablokowana emocjonalnie. Zaczęłam od śpiewu, chciałam uczyć się w studium wokalnym. Jednak wiem, że moje występy zawsze były tylko poprawne… Improwizacja pokazała mi, że całe to asekuranctwo działa przeciwko mnie. Teraz się wyzwoliłam, ale potrzebowałam czasu. Wiem już, że chcę występować na scenie na sto procent. miasta kobiet

maj 2014

9


temat

10

miasta kobiet

maj 2014


ich pasja JAGODA - Ja też chcę, od zawsze chciałam, byłam w jakichś grupach. Jasełka, spektakle, podstawówka, wszystko amatorsko… Wiem, że mówię chaotycznie, no ale ja ogólnie taka jestem - od razu uprzedza Jagoda Ptaszyńska. - Taka czyli totalnie nieuporządkowana. Jak sobie czegoś nie zapiszę, to zapomnę, nie wiem, co się działo wczoraj. Mam 23 lata, może za jakieś pięć lat będę bardziej ogarnięta. Myślałam, że to impro tak da mi w tyłek, że przestanę mieć już sto pomysłów na minutę. Ale gdzie tam, przecież w tym teatrze właśnie o to chodzi. Jagoda wspomina, że tak naprawdę improwizacją żyła już wcześniej, zanim jeszcze dowiedziała się o tej formule. Mimo to gdy po castingu dowiedziała się, do jakiej grupy trafiła, nie była zadowolona. - Moja pierwsza myśl: nie dostałam się do normalnej grupy, to zsyłają mnie na jakieś impro, za karę - śmieje się dziewczyna. - Chciałam przecież czegoś innego, pracy ze scenariuszem, wchodzenia w rolę, którą mogłabym żyć przez rok… Ale tylko przez chwilę się tym martwiłam. Potem prawie od razu poczułam, że impro to właśnie moje życie.

prawdziwym życiu. Na scenie uchodzi to płazem. To przecież tylko postać, wcielasz się w kogoś. Może więc finalnie ułatwia to oswojenie się ze sobą. - To brzmi jak banał - ostrzega dziewczyna, ale scena udowadnia, że im więcej siebie w to wkładasz, tym wychodzi lepiej i zabawniej. Publiczność od razu wyczuje, jeśli ktoś stara się za bardzo, popisuje się. Można być sobą i nie trzeba martwić się o to, czy jest się ocenianym. W improwizacji nie uznajemy negacji. Wszystko jest OK, każdy pomysł na scenie jest dobry, trzeba z niego skorzystać, słuchając partnera. Dzięki impro nie jestem skupiona tylko na sobie. Wiem, że to jak wypadam, jak wyglądam itp., to nie jest najważniejsze, nikt poza mną nie będzie się nad tym głowił godzinami. Po co więc ja mam tracić na to czas i energię, kiedy mogę iść do przodu? Terapia najwyraźniej działa. Kasia wspomina tylko jeden spektakl, gdy jej problemy wzięły górę i poszło jej wyjątkowo źle. - Miałam kłopoty z chłopakiem, po prostu złamane serce. Nie mogłam dać tej dobrej energii na scenie, nic mi nie wychodziło. Na szczęście jesteśmy w szóstkę i na pracy zespołowej ta sztuka polega. Kiedy mówimy, że w impro najważniejsze jest słuchanie, to właśnie w takich momentach

CODZIENNIE POWINNO SIĘ ROBIĆ COŚ, CZEGO CZŁOWIEK SIĘ BOI, BO WŁAŚNIE DZIĘKI TEMU MOŻE IŚĆ DO PRZODU, DOŚWIADCZAĆ NOWYCH RZECZY, PO TO SIĘ ŻYJE. Możesz być błaznem, złodziejem, kosmitą, kim chcesz. Jagoda podpowiada, że impro to ta sytuacja, gdy jesteś sama w domu przed lustrem i zaczynasz śpiewać, tańczyć, niczym się nie przejmujesz. - Tu wychodzisz na scenę i publiczność jest tym lustrem. Nie musisz się zastanawiać. Impro uczy radzenia sobie z nieznanymi sytuacjami. Codziennie powinno się robić coś, czego człowiek się boi, bo właśnie dzięki temu może iść do przodu, doświadczać nowych rzeczy, po to się żyje. Wtedy już nie ma dla ciebie żadnych granic. Trzeba ryzykować. Ja potrzebuję takich bodźców, wtedy mogę siebie przenosić na scenę.

KASIA Na scenę siebie przenosi także 24-latka, Kasia Karwowska, która do grupy trafiła tego samego dnia, co Gosia i Jagoda. I podobnie jak one, nie miała pojęcia, czym jest teatr improwizowany. - To było dla mnie trudne wyzwanie - wspomina. - Ale jednak niezwykle ważne. Ja mówię to wprost: improwizacja jest dla mnie terapią, dla zdobycia pewności, wiary w siebie. Do teatru często garną się nieśmiałe osoby, bo właśnie tutaj mogą pokazać to wszystko, czego czasem wstydziłyby się w tak zwanym

wychodzi jak bardzo. Druga osoba zawsze cię uratuje. Pociągnie pomysł, naładuje energią. To później wnosi się do prawdziwego życia. Myślę, że nasze relacje z innymi ludźmi są przez to o niebo lepsze.

AGNIESZKA Tylko jedna osoba dołączyła do zespołu dopiero po roku od założenia grupy. Agnieszka Szałkowska, najmłodsza z dziewczyn, w tym roku kończy 20 lat. I choć prowadzi swoją firmę związaną ze zdrową żywością, nadal mówi o sobie „córeczka mamusi”. Teatrem zainteresowała się, kiedy poczuła chęć, by przełamać swoje wewnętrzne bariery. - Należałam do zupełnie innej grupy - wspomina. - O tym, że w MCK działa teatr improwizowany, dowiedziałam się z mailowego newslettera. Dziewczyny chętnie przyjęły do siebie nową osobę, choć nie spodziewały się takiego obrotu spraw. Aga zgrała się z resztą idealnie. Coś zaiskrzyło, choć początki nie były łatwe. Agnieszka nazywa swoje próby najgorszymi podrygami w dziejach historii. Teraz jest już znacznie lepiej, a ona sama odnalazła spokój na scenie i w życiu prywatnym. - Impro kojarzy się z szaleństwem, jednak mnie trochę wyciszy-

ło. Po kilkunastu występach większość widzów potwierdza, że jestem najbardziej spokojna z całej szóstki. Wcześniej takim spokojnym chwilom machałam jedynie z daleka. Pedantka w codziennym życiu, sama nie wie do końca, jak udaje jej się łączyć swoje podejście do życia z bałaganem na scenie. - To się jakoś samo układa - dodaje. - Może tak jak to, że nie boję się mówić o swoich celach czy marzeniach, a jednocześnie nie zawsze czuję w ogóle potrzebę odzywania się. Przełamuję swoje bariery, a jednocześnie nadal jestem nieśmiała. Często poświęcam czas na sprawy, które nie wymagają aż takiego skupienia, co z kolei nie sprawdzi się nigdy w teatrze improwizowanym, bo tam jest po prostu żywioł. Ale jakoś to wszystko razem tworzy całkiem ciekawą mozaikę.

NIEJEDEN TEATR Cała szóstka planuje już dodatkową działalność. - Obecnie tworzymy taką przestrzeń, w której będzie nie tylko nasz teatr - komentuje Alicja. - Nazywa się to „Improwizatornia”. Jesteśmy już po inauguracji, po pierwszej konferencji prasowej. To będzie pełne wykorzystanie potencjału impro, warsztaty dla improwizatorów na różnych poziomach, kolejne grupy, spotkania z fachowcami itp. Chcemy też pracować nad długą formą, czyli takim spektaklem, w którym od widowni dostajemy tylko jedno słowo i na nim budujemy na żywo całą nową fabułę dramatyczną. Na tym się jednak nie kończy. „Improwizacja w praktyce” to pomysł na warsztaty biznesowe. - Jesteśmy już po pierwszym poprowadzonym szkoleniu - opowiada Kasia Chmara. - Może się wydawać, że impro i biznes nie mają ze sobą nic wspólnego, ale to właśnie jest coś innowacyjnego, coś, co przyda się wielu ludziom. Uczymy ich słuchać, akceptować, dopieszczać klienta czy partnera. To działa jak na scenie, gdzie podstawową zasadą jest to, by dać drugiej osobie odpowiednią przestrzeń. Nikt nie osiągnie sam sukcesu, to zawsze musi być współpraca i niekoniecznie musimy grać pierwsze skrzypce. W planach są także warsztaty dla par, seniorów, dla dzieci, wymy-baje, podczas których maluchy będą wymyślać aktorom postaci, przebierać je w różne stroje. - Być może właśnie tego w improwizacji szukają dorośli, tej dziecięcej swobody, zabawy i braku hamulców - dodaje Alicja. - Chcemy zarażać tym innych. *wymyWammy Teatr Improwizowany od 2012 roku działa w Miejskim Centrum Kultury w Bydgoszczy. Sześć nieprzeciętnych kobiet zdobyło w tym roku drugie miejsce na Gdańskim Festiwalu Impro „Podaj Wiosło”.

Rozmowa z wymyWammy we wtorek (29.04) o godzinie 10 i 14 oraz w środę (30.04) o godzinie 9 na antenie Radia Eska. 94,4 fm (Bydgoszcz) 104,6 fm (Toruń) miasta kobiet

maj 2014

11


PROSTO Z ŻYCIA: mali gadżeciarze temat

UWAGA, W puste podwórko!

ydaje ci się, że jest wszystko w porządku, dopóki nie możesz dostać się do pokoju dziecka z jedzeniem. Już piąty dzień, a on siedzi zamknięty; coś tam robi. Pewnie „gra na komputerze”, ale twoja wiedza o całej tej sytuacji jest właśnie taka, jak to sformułowanie: kulawa, niepełna i pochodząca z lat 90-tych ubiegłego wieku. Bo co to znaczy „gra na komputerze”? Nic. Wystarczy, żeby przycisnąć cię prostymi pytaniami, a sama zobaczysz. W co gra? W sieci, czy stacjonarnie? Jeśli w sieci, to z kim? I pytania najważniejsze: od kiedy stał się taki zamknięty w sobie, dlaczego reaguje złością na każdą uwagę, czemu tak rzadko wychodzi z domu? Nie wiesz, bo nie możesz. Bo kilka lat temu kupiłaś mu komórkę, potem smartfona, Xboxa, iPhone’a, iPada… I w zasadzie nie będzie już końca tej listy. Nawet jak ty przestaniesz mu kupować, zacznie robić to sam. Straciłaś połączenie z jego światem, i nawet jeśli cię to boli - on ma to gdzieś. Wychowałaś małego doktora House’a: samolubnego, zamkniętego na potrzeby innych, może nadmiernie inteligentnego, ale bez grama empatii.

Dajemy dziecku iPhone’a zamiast akceptacji. Xboxem zalepiamy dziury w komunikacji. Wychowujemy ludzi, którzy w dorosłym życiu gadżetami będą zapychać wszystkie swoje emocjonalne potrzeby i umrą z poczuciem pustki. TEKST: Jacek Kowalski

„…ALBO CIĘ STAMTĄD WYCIĄGNĘ” Barbara Domagała, dyrektorka BORPA mówi, że sytuacja z chłopakiem, który przestał chodzić do szkoły, zamknął się na wiele dni w swoim pokoju i grał, nie jest wcale taka odosobniona. Takich dzieci jest coraz więcej. - Znam dzieci, które grają do pierwszej, drugiej, trzeciej nad ranem. Po kryjomu, ale częściej za przyzwoleniem rodziców. Potem nie idą do szkoły, a gdy matka pójdzie do pracy, znowu odpalają sprzęt i grają. I tak w kółko. Do Bydgoskiego Ośrodka Rehabilitacji, Terapii Uzależnień i Profilaktyki BORPA trafiają całe rodziny małych gadżeciarzy, bo jak dziecko ma problem, to ma go cała rodzina. - Mamy tu taką przykładową rodzinę. Dziecko od stycznia przez trzy miesiące nie chodziło do szkoły. Mama przynosiła mu jedzenie, stawiała przed nosem, koło komputera. Nikt nie był w stanie zmusić go, aby przerwał grę i zaczął normalnie żyć. A jak go zmuszano, szantażował ich: „Jak nie wyjdziecie z mojego pokoju, rzucę krzesłem”. Kiedy trafił na terapię, miał 13 lat. Była pewna faza poprawy, ale to człowiek uzależniony, w przyszłości różnie może być. Albo przypadek inny. Też z BORPA. Dwunastolatek złamał mamie rękę, bo ta zabrała mu kable od komputera. Myślała: zabiorę, przestanie wreszcie grać. A on złamał jej przedramię. Żadnych wyrzutów sumienia: przecież mówił jej, żeby oddała, a ona nie posłuchała. Sama sobie jest teraz winna. Do wyrzutów sumienia jeszcze wrócimy. W każdym razie w przypadku małych gadżeciarzy taktyka „wyjdź wreszcie z pokoju, albo cię stamtąd wyciągnę” - no niestety, nie działa. To tak, jakbyśmy palaczowi albo alkoholikowi mówili „rzuć”. No, nie rzuci. Jest uzależniony i już. „MAM CHORY MÓZG. ZŁAMIĘ CI RĘKĘ” Z gadżeciarzami mogą być tylko same problemy. Zarówno w dzieciństwie, jak i w dorosłym życiu. Zaczynają jako kilkulatkowie od siedzenia nad komórką z grami i pracowitego wciskania przycisków małymi paluszkami. Kończą na zaniedbywaniu obowiązków w dorosłym życiu. Bo jeśli trzeba opiekować się dzieckiem, rozmawiać z żoną i jednocześnie grać w WoW (World of Warcraft; najpopularniejsza na świecie gra MMORPG, czyli taka, w której gracze wcielają się w jakieś role i grają w sieci), okazuje się, że to za dużo naraz. Dwa lata temu na jednym z bydgoskich osiedli taki uzależniony od WoWa tato pobił półrocznego syna, bo ten płakał i przeszkadzał mu w grze. I znowu: pobił go bez żadnych emocji, na zimno, bez wyrzutów sumienia. Bo gadżety,

12

miasta kobiet

maj 2014


PROSTO Z ŻYCIA: mali gadżeciarze GADŻET JEST JAK ALKOHOL: TO RODZAJ „POBUDZACZA”, KTÓRY POBUDZA DO PRZEŻYWANIA PRZYJEMNOŚCI. MAŁA DAWKA WYSTARCZA NA POCZĄTEK - ALE POTEM TRZEBA CORAZ WIĘCEJ I WIĘCEJ. I TAK ZACZYNA SIĘ OD KOMÓRKI DLA TRZYLATKA, A KOŃCZY NA GADŻECIARSKIM POGRZEBIE. spędzanie z nimi zbyt wiele czasu - zmieniają trwale mózg. Barbara Domagała: - Trudno mówić o wyrzutach sumienia, skoro młody człowiek przez całe dzieciństwo z pomocą gadżetów, a konkretnie: komputera, Internetu i gier - rozwija wyłącznie lewy płat czołowy mózgu, odpowiedzialny za kojarzenie i łączenie, a jednocześnie za odczuwanie przyjemności. Uaktywnia go tak bardzo, że prawy płat czołowy, odpowiedzialny, m.in., za empatię, budowanie więzi, wrażliwość emocjonalną, pozostaje nierozwinięty, wręcz wycofany. To dlatego gadżeciarze łamią matkom ręce bez poczucia winy. I dlatego biją niemowlęta bez wyrzutów sumienia. Przecież nie oddała kabli - musiała dostać, to logiczne - podpowiada niedorozwinięty mózg. Ale jak to się w ogóle zaczyna?

CISZA W SZKOLE, CISZA PRZED DOMEM Ano zaczyna się od tego, że rodzice nie mają czasu dla swoich małych dzieci. Może to i banalne, ale tak już jesteśmy skonstruowani, że wszystkie dziury w emocjach, osobowości itp. - zaczynają się od złych kontaktów z rodzicami. - Muszę pana uświadomić, na jakim świecie pan żyje - zaczyna wyjaśniać Barbara Domagała, a ja już domyślam się po takim wstępie, że wiem bardzo mało. - Dzisiaj komórki dostają od rodziców już trzylatkowie. Zaczyna się po prostu od tego, że rodzic nie ma czasu dla dziecka, więc kupuje mu pierwszy gadżet. I jest dobrze: maluch nie przychodzi, nie pyta o nic, pod nogami się nie kręci. Rodzice mają czas dla siebie. To znaczy: jest pozornie dobrze - kończy szefowa BORPA. Bo tak naprawdę jest źle. Dziecko przecież rozwija się, ma rozmaite potrzeby. Do szóstego roku życia uczy się na przykład zasad i norm społecznych. Rozwija w sobie ciekawość i produktywność. Jeśli w tym czasie będziemy towarzyszyli dziecku, odpowiadali na pytania, chodzili na spacery - będzie miało szansę czegoś się nauczyć. Ale jeśli damy mu gadżet - przestanie pytać; skończy się też nauka zasad i norm. No i niestety wielu z nas daje takiemu dziecku właśnie wtedy komórkę, albo sadza przed Internetem. - W efekcie dziecko nie wie, jak rozmawiać z kolegą w przedszkolu, nie zna rytmu dobowego, bo ciągle i ciągle siedzi w pokoju przed żarzącym się ekranem. Od sześciu do dwunastu lat dziecko wchodzi w grupę rówieśniczą. Rodzic przestaje mieć znaczenie - zaczyna się liczyć otoczenie zewnętrzne. Dziecko do tego czasu powinno wiedzieć, że jest ważne w klasie, znać

swoje miejsce. No ale jak ma je znać, skoro nie sprawdza, na jakich warunkach może być w klasie, wśród rówieśników? Nie spiera się z nimi, nie dyskutuje, nie ściera racji. Nie robi tego wszystkiego, bo jest zajęty Facebookiem, komórką, Xboxem. - Proszę zwrócić uwagę, że na ulicach, na podwórkach w ogóle nie ma już dzieci. Po co mają tam wychodzić, skoro mają gadżety w domach, komunikują się za pomocą gadżetów. W szkołach panuje milczenie. Dzieci nie rozmawiają ze sobą, dopóki nie wrócą do domu. Wtedy logują się i rozmawiają przez Internet. Albo wspólnie grają - opowiada Barbara Domagała. Puste podwórko powinno być ostrzeżeniem. Milczący korytarz szkolny - sygnałem na alarm.

DEXTER SIEDZI W DOMU 90 procent dzieci codziennie gra minimum 90 minut. Przyjmują wirtualne role, które rozgrywają w głowie, nie mogąc sprawdzić ich naprawdę. Unikają świata zewnętrznego - bo lepszy jest ten wirtualny. Tutaj mają przecież wyłącznie akceptację. A tymczasem bez negatywnych sygnałów i bodźców, nie sposób normalnie się rozwijać. I tak hoduje się u dziecka poczucie niskiej wartości. - Dzieci „z komputera” są bardziej inteligentne, ale mają zaburzoną emocjonalność. W przyszłości będą się bardzo łatwo uzależniać, bo będą potrzebowały mocnych bodźców - ostrzega Domagała. Dzieci, które mają gadżety, grają na komputerze - nie budują trwałych więzi z rówieśnikami, z rodziną. - Takie więzi z definicji wymagają uczestnictwa w czymś całym sobą, nie awatarem. No gdzie on może się pokłócić, pobić, wyszaleć? W klasie nie może, zabronione. Na dwór nie wychodzi. Wskutek tego rośnie pokolenie dzieci nadmiernie agresywnych, albo wycofanych. Mały gadżeciaż z zaburzonymi relacjami, emocjami i osobowością wyrośnie na dorosłego gadżeciaża. Z tymi samymi cechami. - Dzieci obstawione gadżetami już mają wdrukowane, że jeśli nie ma zysku - nie ma potrzeby wchodzenia w relacje. My tutaj, w BORPie próbujemy przywracać porządek w życiu takiego dziecka, zahamować zakłócenia. Ale podkreślę jeszcze raz, że w podobnych przypadkach pomocy wymaga cała rodzina. Zaprogramowane na zysk dzieci wyprzedają części ciała na giełdach internetowych. Zarabiają wirtualne pieniądze. I nie widzą w tym nic nienormalnego. - Przychodzi do mnie 14-latek i informuje, że ma zarobione 27 tys. zł. To, że nie można z nim złapać autentycznego kontaktu twarzą w twarz, nie martwi go.

W taki sposób - ostrzegają specjaliści - wychowuje się tzw. osobowości izolacyjne. Po czym je poznać? To osoby nadmiernie inteligentne, które nie wchodzą w kontakty, ludzie je drażnią, najlepiej czują się same ze sobą. Nie mają rodziny, znajomych, przyjaciół. Wypisz wymaluj serialowy Dexter. Albo doktor House. - Tak, seriale wzmacniają taki model - wzdycha Domagała.

„…I CO??” Nie rozmawiasz z dzieckiem, kupujesz mu kolejne zabawki elektroniczne dla świętego spokoju, albo dlatego, żeby miał wszystko, czego ty nie miałaś. To dobrze, to nie znaczy, że jesteś złym rodzicem - przecież się starasz. Ale nie bądź zaskoczona, gdy wyrośnie z niego człowiek bez poczucia spełnienia. - No bo wszystko już masz i co? Jacht, samochód - i co? Wszędzie już byłaś, masz czwartego partnera, osiemdziesiątą parę butów - i co? Ciągle czegoś brak. Gdzie jest to coś, co jest bardzo ważne: szczęście? A szczęście może tylko dać poukładane życie z rodziną, przyjaciółmi, znajomymi. Nikt nic bardziej szczęśliwego na razie nie wymyślił. Tego gadżeciaż z mózgiem nakalibrowanym na logikę i odrzucający emocje mieć nigdy nie będzie. Bo gadżet to rodzaj „pobudzacza”, który pobudza do przeżywania przyjemności. Mała dawka wystarcza na początek - ale potem trzeba coraz więcej i więcej. - I tak zaczyna się od komórki dla trzylatka, a kończy na gadżeciarskim pogrzebie. Nie da to jednak zaspokojenia: wciąż będzie ta dziura w środku, nie do zasypania gadżetami - stwierdza szefowa BORPy. Kiedy pytam, co robić, żeby nie wychować psychopaty obranego z uczuć jak cebula, słyszę z ust Barbary Domagały banalną receptę: - Rozmawiać z dzieckiem. Ale rozmawiać naprawdę, nie zdawkowo. Znaleźć czas, spojrzeć w oczy, zainteresować się. Trzeba być uważnym na dziecko, na jego potrzeby. Każdego dnia. Załatać je, przykryć je byle iPhonem to żadna sztuka. Zalepiona gadżetem „dziura w człowieku” z każdym rokiem będzie się powiększała. No i przecież nie ma na świecie tylu gadżetów, żeby załatać nimi choć jednego całego człowieka…

PARTNEREM CYKLU JEST:

Bydgoski Ośrodek Rehabilitacji, Terapii Uzależnień i Profilaktyki

POROZMAWIAJ Z NAMI!

tel. 52 375 54 05, 52 361 76 82 ul. Przodowników Pracy 12 poniedziałek - piątek: godz. 8.00 - 20.00 Filia BORPA Fordon, ul. J. Porazińskiej 9 poniedziałek - piątek: godz. 8.00 - 20.00 miasta kobiet

maj 2014

13


kultura w sukience Maj to przede wszystkim miesiąc kabaretów i koncertów. Śmiesznie i wzruszająco - tak będzie w Bydgoszczy i w Toruniu! FOT. JACEK POREMBA

Lucyna Tataruch

Brel raz jeszcze

Janusz Radek

Serca bicie

TORUŃ, DWÓR ARTUSA 9 MAJA, GODZ. 19, CENA: 25 ZŁ

TORUŃ, DWÓR ARTUSA 26 MAJA, GODZ. 20, CENA: 35/40 ZŁ

BYDGOSZCZ, OPERA NOVA 18 MAJA, GODZ.19, CENA: 50-130 ZŁ

Świat francuskich kabaretów, małych zadymionych sal, melancholijny klimat – na to wszystko możemy liczyć na początku maja w toruńskim Dworze Artusa. Atmosferę tę zapewni twórczość belgijskiego piosenkarza, gwiazdy piosenki francuskiej, Jacquesa Brela. Jego utwory przybliży Janusz Zbiegieł w trakcie występu „Brel raz jeszcze”. Koncert odbędzie się pod artystycznym patronatem Krystyny Jandy, co tym bardziej potwierdza, iż tego wydarzenia nie można przegapić. Zapraszamy!

Święto wszystkich mam to idealna okazja, by spędzić miło czas na wyjątkowym koncercie. To właśnie z tej okazji Toruń odwiedzi Janusz Radek, artysta, który swoim nietuzinkowym głosem i sceniczną charyzmą za każdym razem przenosi widzów w niezwykłe miejsca. Tym razem możemy liczyć na akustyczne wersje autorskich utworów Radka. Z pewnością nie zabraknie sentymentalnych podróży, klimatu retro i aktorskich interpretacji. Warto wykorzystać ten czas.

VI Festiwal „Serca bicie” to cykliczne przedsięwzięcie, organizowane ku pamięci Andrzeja Zauchy. Całość ma na celu połączenie pasji pokoleń, starszych i młodszych miłośników muzyki. Festiwal podzielony jest na dwie części. W etapie konkursowym piosenki Zauchy wykonają finaliści wyłonieni przez organizatorów w drodze eliminacji. Druga odsłona wydarzenia to Koncert Galowy, gdzie dodatkowo usłyszymy utwory Marka Grechuty. Polecamy.

Menopauzy szał

Tylko Beethoven

Dokumentalnie

BYDGOSZCZ, FILHARMONIA POMORSKA 23 MAJA, GODZ. 19, CENA: OD 30 ZŁ

BYDGOSZCZ, MÓZG 16 MAJA, GODZ. 18, WSTĘP WOLNY

Tym razem z repertuaru bydgoskiej Filharmonii Pomorskiej polecamy niezwykły wieczór z muzyką symfoniczną pod znakiem słynnych dzieł Ludwiga van Beethovena. Usłyszymy jedną z najwybitniejszych kompozycji mistrza, Koncert fortepianowy Es-dur. W utworze tym przeważają mocne, marszowe rytmy, proste i żywe motywy, nawiązujące do tak zwanych koncertów wojskowych. Całość zinterpretuje pianista Eugen Indjiča, ulubiony artysta bydgoskich melomanów. Nie można tego przegapić.

BYDGOSZCZ, ADRIA 10 MAJA, GODZ. 16/19:30, CENA: 80 ZŁ

455614BDBHA

W ramach współpracy z Festiwalem PLANETE+DOC w bydgoskim „Mózgu” odbędzie się pokaz serii różnorodnych filmów dokumentalnych. Jak podkreślają autorzy, wydarzenie to może stać się źródłem inspiracji do własnych poszukiwań w erze powszechnego dostępu do cyfrowych urządzeń rejestracji i obróbki obrazu. Każdy z nas może stać się dokumentalistą, komentującym codzienne wydarzenia. Warto spróbować.

W tym miesiącu po raz kolejny przekonamy się, że to, co może wydawać się końcem, często jest dopiero początkiem. „Klimakterium II... czyli menopauzy szał” to kontynuacja brawurowego spektaklu o czterech przyjaciółkach w średnim wieku. Przedstawienie „Klimakterium… i już” od lat gości na polskich i zagranicznych scenach. Druga część to idealne dopełnienie całości, jednak sama w sobie też tworzy zamkniętą całość. Warto wybrać się do bydgoskiej Adrii, nawet bez znajomości pierwszego hitu. Dobra zabawa gwarantowana!

Zero Absolu

Old Spice Girls

TORUŃ, NRD 19 MAJA, GODZ. 21, CENA: 10 ZŁ

TORUŃ, DWÓR ARTUSA 24 MAJA, GODZ. 18, CENA: 35/40 ZŁ

W ramach wiosennej Odwilży w NDR zapraszamy na koncert Zero Absolu, jednoosobowego przedsięwzięcia, którego siłą są przeplatające się style, takie jak post rock, shoegaze, noise czy muzyka elektroniczna. Artysta prezentuje początkowo minimalistyczne dźwięki, które rozrastają się do wielowątkowych aranżacji. Podczas toruńskiego spotkania poznamy jego najnowszą płytę „Küsse aus Berlin”. Dla miłośniczek nietypowego, intensywnego klimatu muzycznego - obecność obowiązkowa!

Czy możliwy jest kabaret z kobietami, dla kobiet i o kobietach? Tak, szczególnie gdy nazywa się wprost Babski Kabaret. Pod takim hasłem kryją się trzy znakomite aktorki - Barbara Wrzesińska, Lidia Stanisławska i Emilia Krakowska. Artystki wystąpią w Dworze Artusa, w ponad półtoragodzinnym programie, pełnym zabawnych monologów, dowcipów, piosenek i improwizacji. Spektakl oparty jest na tekstach Marii Czubaszek, Mariana Hemara czy takich klasyków jak Julian Tuwim.


588114BDBHA


jej portret

Jestem inna

Starałam się wycisnąć z Bydgoszczy jak najwięcej. Jako nastolatka dużo czasu spędzałam na imprezowaniu. Uwielbiałam wieczory w Mózgu, 10,5, Bogarcie. Z Anią Rusowicz* rozmawia Kamil Pik

Nie każdy pewnie wie, że Bydgoszcz to w Twoim życiu znaczący epizod... To nawet nie epizod, to dość długi etap. Mieszkałam tutaj, gdy uczęszczałam do liceum i przez pierwsze trzy lata studiów. Gdzie dokładnie? Najpierw na Szwederku, potem na Piaskach i na koniec w centrum na ulicy Zamoyskiego. Bardzo lubiłam mieszkać na Piaskach właśnie, bo było blisko do lasu i nad Brdę, w której się kąpaliśmy. Jak trafiłaś do Bydgoszczy? Urodziłam się w Poznaniu, potem mieszkałam w małym miasteczku Dzierzgoń. Przeprowadzając się do cioci do Bydgoszczy postrzegałam ją jako wielkie miasto. Człowiek mieszkający wcześniej w małej mieścince ma w takim momencie duże oczekiwania wobec dużej metropolii. Starałam się więc wtedy wycisnąć z Bydgoszczy jak najwięcej. Jako nastolatka dużo czasu spędzałam na imprezowaniu. Uwielbiałam wieczory w Mózgu, 10,5, Bogarcie. Opowiesz coś więcej o tamtych imprezach? Wolałabym, aby pozostało to w mojej pamięci i osób, z którymi razem się wtedy bawiłam. Nie o wszystkim trzeba opowiadać. Jak wspominasz tamte lata? To był fajny czas, bardzo wartościowy okres w życiu. To tutaj poznałam mojego męża i przyjaciół, z którymi utrzymuję bliskie kontakty do dzisiaj. Przyjeżdżam tu też często do mojej rodziny. Bydgoszcz to dzisiaj już chyba inne miasto. Rzeczywiście. Najbardziej do przodu poszła chyba architektura. Widać to choćby po Wyspie Młyńskiej. Pobyt w Bydgoszczy był skutkiem traumatycznego doświadczenia w Twoim życiu. Masz nadal żal do swojego ojca, że po śmierci Twojej mamy oddał Ciebie i brata pod opiekę rodzinie? Z biegiem lat coraz mniej obwiniam go o różne rzeczy. Zaczynam rozumieć, co nim kierowało. Nie każdy jest stworzony do bycia rodzicem. Większość z nas się w tej roli odnajduje, ale jednak nie każdy.

16

miasta kobiet

maj 2014


jej portret Jakie są dziś Twoje relacje z ojcem? O relacji można mówić, jeśli istnieje jakaś więź. Nawet jeśli jakaś więź została utracona. Nie można mówić o żadnych relacjach, jeśli między ludźmi nigdy nie było żadnej więzi. Czy gdy już wzięłaś życie we własne ręce, to fakt bycia córką znanej artystki jakoś Ci pomagał w kontaktach z ludźmi? Pojawiały się takie głosy, że płyta „Mój big bit” pozwoliła Ci się wybić dzięki nazwisku mamy. O dzieciach artystów mówi się, że często są ustawione w życiu przez rodziców. Myślę, że gdybym zaczęła karierę krótko po śmierci mamy, to nazwisko mogłoby pomóc. Ale jak postanowiłam zacząć śpiewać, to o mojej mamie już mało kto pamiętał. Gdybym nosiła takie nazwisko, jak np. Niemen, Rodowicz czy Krajewski, które do dzisiaj są doskonale rozpoznawane, to może mogłoby być mi łatwiej. Ja musiałam włożyć ogromną pracę w to, aby stworzyć własny projekt, przywracający pamięć o mojej mamie, i przekonać odpowiednie osoby do zrealizowania go. Zdecydowałam się na to z porywu serca, a nie było łatwo zachęcić kogokolwiek do wyprodukowania tej płyty. Wszystkim, którzy postrzegają tę płytę jako nagranie znanych przed laty piosenek, chciałabym zwrócić uwagę, że jest to album w połowie złożony z coverów piosenek mojej mamy i w połowie z moich własnych kompozycji. Spodziewałaś się takiego sukcesu? Nikt nie wiedział, że to może tak się potoczyć. Nikt na początku nie chciał tego materiału wydać, nikt nie widział w tym potencjału. Patrzono na mój projekt jak na materiał, którego potencjału nie sposób ocenić. Jeśli przychodzi do wytwórni seksowna blondyna i proponuje nagranie płyty dance, to w większości przypadków producenci biorą to w ciemno. A ja słyszałam głównie „nie, bo nie wiadomo, czy to się sprzeda”. Z wydaniem płyty „Genesis” już nie miałaś takiego kłopotu. Czy druga płyta to większe wyzwanie, czy też jest już łatwiej? Chyba robi się to przede wszystkim inaczej, bo są inne okoliczności, ja już jestem inna. Tylko jeden utwór na tej płycie nie jest Twoją kompozycją i tekstem. Jak rodzą Ci się pomysły na kolejne piosenki? Same się piszą. Bardzo mnie inspiruje przyroda. Na płycie „Genesis” poświęciłam dużo miejsca na porównania natury ożywionej i nieożywionej. Jesteśmy częścią całego wszechświata, takiego matriksa, połączonego mackami. To jest tlen, woda, wszystko, czego potrzebujemy, żeby egzystować i podobnie postrzegam muzykę. Nie potrafiłabym napisać piosenki zupełnie oderwanej od mojej natury w stylu „piszę SMS-a do ciebie, ty nie odpowiadasz, bo właśnie siedzisz na fejsie”. Nie umiem tworzyć takich rzeczy. Jesteś młodą kobietą, a na płycie „Genesis” jest dużo wspomnień, sentymentów, przemyśleń o śmierci. Skąd takie tematy?

słyszę od rozmaitych ludzi „no, ale ja muszę to i tamto”. Nie, nie musisz. Możesz. To nasz wybór, jak żyjemy. Moje hipisowanie polega na wzięciu odpowiedzialności za własne życie. Nie mówię, że czegoś nie mogę czy coś muszę. Wydaje mi się, że czasy się nie zmieniają - my jesteśmy tak samo skonstruowani, żyjemy pod tym samym niebem, mamy te same problemy. Tylko od nas zależy, czy poddajemy się naciskom świata, czy żyjemy po swojemu.

Myślę, że to zależy od osobowości i tego, na jakim etapie życia jesteśmy. Możemy się nie konfrontować z różnymi rzeczami bardzo długo, ale prędzej czy później stawiamy sobie egzystencjalne pytania. Moje trzydzieści jeden lat to chyba moment, gdy nie jest na to ani za wcześnie, ani za późno. Jaki wpływ na kształt płyty miał producent, czyli Emade? Włożył w nią całe serce, podniecał się jej produkcją niesamowicie. Podkreślał, też że sam się przy okazji wiele nauczył. Fajnie spotkać na swojej drodze osobę, która potrafi wnieść tyle kreatywności. Piotrek jest właśnie taką osobą i mam nadzieję, że będę miała okazję jeszcze coś ciekawego z nim zrobić. Tak pierwsza, jak druga Twoja płyta inspirowane są brzmieniami lat 60. i 70. Co miała w sobie takiego tamta muzyka, że wracają do niej kolejne pokolenia artystów? Ja patrzę na muzykę jak na pewne kontinuum. Nie byłoby tego, co tworzymy dzisiaj, bez tego, co było nagrywane przez poprzednie pokolenia. Ale okres, o którym mówisz, faktycznie mocno zakorzenił się w naszej świadomości. Muzyka lat 60. i 70. była bardzo związana z ideami wolnościowymi, a te są nieprzemijającą wartością i może dlatego tak często, tak wielu artystów się nią inspiruje. W latach 60. ludzie - niedługo po wojnie chłonęli wszelkie nowe formy rozrywki. Potem z kolei pojawił się bunt przeciwko wojnie w Wietnamie. Cała ówczesna muzyka obracała się wokół pierwotnych potrzeb wolności, miłości. Każdy czasami marzy, aby być hipisem, tamci ludzi mieli odwagę nimi być i może dlatego do ich twórczości chętnie wracamy. No właśnie, sama mówisz w wywiadach że jesteście z mężem hipisami. Na czym współcześnie to polega? Czuję się hipiską. Myślę, że nawet w dzisiejszym świecie, gdy większość ludzi wpadła w pewien pęd, styl życia jest kwestią wyboru. Czasami

Chyba jednak świat się trochę zmienił przez te ponad czterdzieści lat. No może przerażające jest tempo postępu technologicznego i pewna mania posiadania. Chcemy ciągle coraz to nowsze rzeczy, ale przecież starsze auto też nas może dowieźć na miejsce, a komórka starsza niż najnowszy iPone też pozwoli nam się dodzwonić. Poza tym jednak rzeczywistość się specjalnie nie zmieniła. Zobacz, być może właśnie żyjemy u progu wojny. Wszyscy się boją, srają w gacie. Nawet ci, którzy temu przeczą, codziennie sprawdzają w necie, czy już biją się na wschodzie. Wiele osób, dopiero po zetknięciu z takim ostatecznym zagrożeniem, zdałoby sobie sprawę, co jest naprawdę ważne. Czy to, że codziennie popylam do roboty i wypruwam sobie flaki? Czy też raczej rozpamiętywaliby swoje marzenia, szalone dokonania, kochanków, fajny seks, co im się w życiu udało? Czyli Ty nic nie musisz? Owszem też trochę muszę. Muszę nagrać płytę, muszę sprawdzać, co się dzieje na rynku muzycznym, ale łapię do tego dystans. Myślę, że w pewnym stopniu sposobem na odsunięcie się od tego pędu było wyprowadzenie się na wieś. Miasto przestało dla mnie na ten czas być atrakcyjne. W domku na wsi mam spokój, czyste powietrze i możliwość zwolnienia. Lubię np. popracować w ogródku, popielić. To jest na maksa odstresowujące. Gwiazda sceny i taka pieląca w ogródku to wielki kontrast... No widzisz, ja tak po prostu mam. Jestem inna. Nie lubię prasować, ale czasami powtarzanie prostych, posuwistych ruchów pozwala się wyłączyć i odpocząć. Mam swoje dziwactwa i nie uważam, żeby to było złe, np. potrafię sprzątać kibel szczoteczką do zębów. Najważniejsze, aby w życiu mieć fantazję, której warto czasami dać się ponieść oraz pomysł na to jak żyć. Ja staram się niczego nie żałować, tylko przechodzić do kolejnych kroków. Jestem ciągle ciekawa, co przyniesie jutro.

*Ania Rusowicz Piosenkarka, córka Ady Rusowicz i Wojciecha Kordy. Popularność zdobyła albumem „Mój Big-Bit” wydanym w 2011r. W ubiegłym roku ukazał się jej drugi solowy album „Genesis”.

miasta kobiet

maj 2014

17


felieton

W psychologii wyglądu torebka podobno oznacza problem. Jeśli tak jest, to my kobiety, mamy bardzo wiele problemów. Oznaczałoby to też, że u większości mężczyzn wszystko gra. Lena Kałużna* I może rzeczywiście jest w tej astropsychologicznej teorii odrobina prawdy. Bo my, baby, nawet kiedy jest w porządku i nie ma żadnego problemu, to go sobie same znajdziemy. Od ręki. Bez problemu. Psychologowie stwierdzili, że o największych obciążeniach wynikających z hamujących doświadczeń, świadczą torby na pasku. Tak zwane listonoszki. Panie noszące torby z lewej strony mają należeć do bardzo emocjonalnych. Bywają zazdrosne, a nawet nieco histeryczne. Torby w prawej ręce dzierżą pragmatyczki. Kluczowe znaczenie mają mieć jednak gabaryty. Duża oznacza większą wagę kłopotów, mniejsza natomiast jest świadectwem dynamiki i zaradności.

Z półobrotu Mała torba znaczyć ma konkretnie, że lubimy mieć nad wszystkim kontrolę. Że niby trzymamy sprawy w garści i nic nie jest nas w stanie zaskoczyć, czy przerosnąć. Taką małą, kopertówką na przykład, łatwiej komuś lutnąć, nie robiąc przy tym większego wymachu przedramieniem. Większa torba z rączką nie sprawdziłaby się w tej roli. Mogłoby ją odrzucić z powrotem

w naszą stronę. Wymach listonoszką z półobrotu skończyć się może natomiast zaburzeniem błędnika i większą kolizją.

Element zaskoczenia Kilka lat temu szturmem w świat mody wdarły się torby XXL. Były wielkie, ale ich pokrętna modowa rewolucja polegać miała na tym, żeby wewnątrz były prawie puste! Sama dałam się złapać na ten fenomenalny pomysł. Sprawiłam sobie takiego boskiego olbrzyma. Wyszykowałam się na imprezę, torba na ramię i dumna z nowego nabytku wsiadam do taksówki. Taksówkarz wyskoczył, szarpie mnie za moje XXL-cudo i mówi, że torbę podróżną schowa do bagażnika! „Torbę podróżną?” - odpowiadam - „Przecież to moja podręczna torebka!”. Gość spojrzał się na mnie, na torbę, raz jeszcze na mnie i odpuścił. Widać było, że nie zna się na modzie. Jak się okazało, poza mną nikt się nie znał. Nie podziwiano mojej wielkiej torebki, pytano natomiast, w jak odległe krainy się z nią wybieram. Wróciłam do domu, spojrzałam w lustro i stwierdziłam, że rzeczywiście, ja i moja torba wyglądamy razem karykaturalnie. Prawie mnie zza niej nie widać. Do dziś ją mam. Ale stała się moją ulubioną podróżną walizką. Jest idealna na kilkudniowe wyjazdy. Nawet zimą, kiedy trzeba zabrać ze sobą trochę więcej garderoby. Sprytni małżonkowie Torbę dobrze jest dopasować do swoich gabarytów. Jak jesteś mniejsza, weź mniejszą. Jeśli do kochania ciałka masz całkiem sporo, malutkie puzderko wyglądać będzie jak etui na komórkę. Zniknie. Sprawdzi się wówczas większa torba. Tylko pamiętaj, że wróżbici-psychologowie wyglądu

18

miasta kobiet

maj 2014

stwierdzili, że im większa torebka, tym większy problem. Nie tylko ze wspomnianym wymachem. Noszenie w niej rozwiązań na wszelkie ewentualności ma symbolizować zamartwianie się kłopotami na zapas. Nie że jesteśmy praktyczne i przygotowane na wszystko. My po prostu mamy problem. Jestem przekonana, że teorię o psychologii torebki wymyślili mężczyźni zazdrośni o to, jak wiele pięknej galanterii kobiety mogą znaleźć w sklepach. Albo oszczędni małżonkowie, przekonani o tym, że mniejsza torebka to mniejszy wydatek.

Reality show Faktem jest, że zawartość kobiecej torebki owiana jest tajemnicą. Że mężczyźni boją się nawet myśleć, co mogłoby znaleźć się w środku. Nie wierzysz? Poproś partnera, żeby podał Ci coś z torebki. Wiesz co przyniesie. Całą torebkę. Marek, uczestnik jednego z moich wykładów, kiedy płeć piękna poruszyła temat dopasowania galanterii do stroju, stwierdził, że czeka na takie reality show w telewizji, kiedy wywiozą kobiety na bezludną wyspę. Wyłącznie z ich torebkami. Wygrać miałaby ta, która dzięki zawartości swojej torby dłużej przetrwa! *Lena Kałużna Socjolożka, trenerka wizerunku. Szczegóły na: www.kobiecaperspektywa.pl www.facebook.com/perspektywakobiet

KONKURS! Brakuje Ci torebki? 29 kwietnia zajrzyj na nasz facebookowy profil i weź udział w konkursie. Możesz wygrać prezent z Pelle&Filo www.pellefilo.pl


Trendy z

3

1

5

4

2

7

6

8

12 11

9 10

na

15

13

16 14

17 18

Czekasz już na wiosenny relaks? Sprawdź w którym z najnowszych trendów będzie Ci najwygodniej. Tym razem stawiamy na luz! Na spacerze w majowy weekend zachwyć wszystkich lekką paletą odcieni - turkusu, maliny i bieli. Całości dopełnią delikatne dodatki. Poczuj się lekko i bądź na luzie! Anna Deperas-Lipińska stylistka Toruń Plaza

19

21

22

20

Toruń Plaza: ul. Broniewskiego 90, www.torun-plaza.pl, czynne codziennie od 9 do 21

miasta kobiet

maj 2014

19

682114BDBHA

1. Bluza 4F - 149,90 zł, Toruń Plaza 2. T-shirt 4F - 44,90 zł, Toruń Plaza 3. Sukienka Orsay - 169,95 zł, Toruń Plaza 4. Kurtka skórzana Ochnik - 1299 zł, Toruń Plaza 5. T-shirt Tatuum - 59,99 zł, Toruń Plaza 6. T-shirt Tatuum - 49,99 zł, Toruń Plaza 7. Zegarek Fossil Swiss - 460 zł, Toruń Plaza 8. Okulary przeciwsłoneczne Icon i906 Twoje soczewki - 249 zł, Toruń Plaza 9. T-shirt Tatuum - 69,99 zł, Toruń Plaza 10. Koszulka Orsay - 99,95 zł, Toruń Plaza 11. Apaszka Big Star - 39,90 zł, Toruń Plaza 12. Bluza z kapturem Big Star - 119,90 zł, Toruń Plaza 13. Zegarek Ice Watch Swiss - 330 zł, Toruń Plaza 14. Portfel Ochnik - 179,90 zł, Toruń Plaza 15. Okulary przeciwsłoneczne RayBan 3025 Twoje soczewki - 699 zł, Toruń Plaza 16. Bluza Big Star - 89,90 zł, Toruń Plaza 17. Torebka skórzana Świat Torebek - 399 zł, Toruń Plaza 18. Baleriny Deichmann - 69 zł, Toruń Plaza 19. Trampki Deichmann - 119 zł, Toruń Plaza 20. Pasek Big Star - 79,90 zł, Toruń Plaza 21. Torebka Deichmann - 39 zł, Toruń Plaza 22. Buty 4F - 149,90 zł, Toruń Plaza


390514TRTHA

393914TRTHA


PARTNER CYKLU

mama z pasją

To „po” jest ważniejsze niż „przed”. W czasie ciąży kobiety słuchają nowinek, czytają książki, mają internet. Wszystko jest ogólnodostępne. Ale pomoc po? O to już nie jest tak łatwo. Z Anną Appelt* rozmawia Lucyna Tataruch, ZDJĘCIA: Tomasz Czachorowski Wie Pani, że w Internecie przy Pani nazwisku piszą „najbardziej znana położna w regionie”? No proszę, tak się ułożyło… a Pani wie, że ja zostałam położną przez przypadek? Przecież taka młoda dziewczyna to sobie nie zdaje sprawy z tego, jakiego rodzaju jest to zawód i na co się pisze. Po prostu poszłam do szkoły i dopiero w trakcie poczułam zainteresowanie. Od tamtego czasu, całe życie pracuję na sali porodowej.

tuje 420 złotych. Kiedyś robiłam takie badania i przy okazji wyszło z nich, że miałam tu przez te wszystkie lata tylko dwie pacjentki ze średnim wykształceniem, jedną z zawodowym. Wszystkie inne miały skończone studia. To były raczej takie osoby, które są nauczone uczenia się, mają inne spojrzenie na rzeczywistość, czują że tego potrzebują i same chcą się przygotować. Wydaje mi się też, że gdzieś tam w społeczeństwie króluje takie przekonanie, że pójdę do szpitala i niech robią co chcą, jakoś będzie…

I dodatkowo w 2001 roku założyła Pani szkołę rodzenia. Tak, to już 13 lat mija… Nie pamiętam dokładnie, w którym momencie, ale przy szpitalu powstała taka szkoła dla kobiet w ciąży. Moja koleżanka, która odchodziła na emeryturę, zapytała mnie, czy bym jej nie zastąpiła na parę dni. No i zastąpiłam, na lata. Sprywatyzowałam tę szkołę bardzo szybko. Powiedziała Pani kiedyś, że taka działalność to nie jest biznes, tylko pasja. Czy to znaczy - tak zupełnie przyziemnie pytając - że nie da się z tego żyć? Gdybym nie miała etatu w szpitalu i różnych dodatkowych aktywności, kursów czy wykładów, to w ogóle nie byłoby o czym mówić. Jest tak, jak wszędzie - nie wiadomo ile w miesiącu przyjdzie pacjentek. Żyć tylko z tego się nie da na pewno, to trzeba po prostu lubić. Ja lubię położnictwo, myślę, że je rozumiem i chyba na tym ta sztuka polega. No i jak zakładałam tę swoją szkołę, to myślałam o tym, że moja córka już dorasta, będę miała coś swojego, żeby nie było mi tak smętnie… To była pierwsza tego typu prywatna szkoła w regionie. Pewnie początki nie były łatwe? Nie były, z wielu powodów. Byłam pierwszą położną, która na coś takiego się zdecydowała. To nie było popularne i nie zawsze też było mile widziane. Przyznam, że przez te pierwsze lata zdarzały się chwile, kiedy chciałam już to zamykać. Ale moja córka powtarzała - mama, Ty się nie daj, nie zostawiaj tego. Obie jesteśmy bykami, ona jeszcze bardziej uparta, nie dała mi się poddać. Teraz jest lepiej? Teraz ja tę szkołę traktuję rodzinnie. Sama mam taką miniaturową rodzinę, więc żyję też

problemami dziewczyn, które tu przychodzą. One wiedzą, że mogą zadzwonić w nocy, nad ranem, obojętnie kiedy. Zawsze jestem do ich dyspozycji i to im daje takie poczucie spokoju, bezpieczeństwa. Traktuję je po maminemu, zresztą dla mnie one też są jak córki, te młode kobiety, w większości pewnie Pani rówieśniczki. Czy przez te 13 lat pojawiło się w regionie więcej takich miejsc? W Bydgoszczy są jeszcze dwa, jeśli chodzi o cały region to jest ich bardzo mało. W Warszawie na przykład takich szkół jest multum i większość prywatnych. U nas, choć ja na brak pacjentek nie narzekam, widocznie nie ma takiego zapotrzebowania.

A będzie źle? Nie, będzie dobrze. Ale jednak niektórym kobietom brakuje tej pewności, że na przykład zawsze mają do kogo zwrócić się po pomoc, w sytuacji, której nikt nie mógł przewidzieć. Ja odbiorę ten telefon o trzeciej w nocy, możliwe że się dwa razy zapytam o nazwisko zanim dojdę do siebie wyrwana ze snu, ale dziewczyna otrzyma tę konkretną pomoc, na którą liczy. Myślę, że to głównie o to chodzi. Teraz już nie ma prywatnych położnych, ale dawniej, kiedy to było praktykowane, to kobietom decydującym się na taką opiekę nie chodziło o jakieś specjalne, techniczne podejście tej położnej. Po prostu miały kogoś swojego, kto był tylko i wyłącznie do ich dyspozycji.

Dlaczego? Przecież ciąże w Bydgoszczy nie są inne niż w Warszawie. U nas mało się jeszcze propaguje takich zajęć. Poza tym, wie Pani jak to jest. Dla pacjentki lekarz jest Bogiem. Jeśli lekarz nie mówi o tym, żeby pacjentka poszła do szkoły rodzenia, to ona pójdzie tylko wtedy, kiedy jest wyjątkowo otwarta na takie rzeczy i sama się dowie, lub właśnie zna kogoś, kto był i nie żałuje.

Szkoła rodzenia to chyba jednak co innego niż prywatna położna? Teoretycznie tak. Jednak zacznijmy od tego, że sama nazwa „szkoła rodzenia” pewnie brzmi bardzo mądrze, ale też jest złudna. No bo przecież ja tu nie rodzę i nie nauczę nikogo aktu porodowego. On i tak się odbędzie. Uczę przede wszystkim przygotowania do rodzicielstwa, traktuję to jako opiekę okołoporodową. Czyli jestem do dyspozycji przed porodem, w miarę możliwości w trakcie kiedy jestem w pracy na dyżurze, wtedy przyjdę, pogłaszczę, przytulę, powiem dobre słowo. No i po. To „po” jest ważniejsze niż „przed”. W czasie ciąży kobiety słuchają nowinek, czytają książki, mają internet. Wszystko jest ogólnodostępne. Ale pomoc po? O to już nie jest tak łatwo.

Może po prostu takie szkoły rodzenia nadal kojarzą się z czymś luksusowym? Myślę, że tak, chociaż jeśli chodzi o cenę, to u mnie kurs, który trwa 2 i pół miesiąca kosz-

Właśnie z tej potrzeby przy szkole rodzenia działa Grupa Wsparcia Matek Karmiących? Tak, na przykład. Żadna z dziewczyn nie zostaje sama ze swoimi problemami, a tych problemiasta kobiet

maj 2014

21


mama z pasją

PARTNER CYKLU

Na zdjęciu rodzice na kursie w szkole rodzenia Vita

mów na początku jest mnóstwo. Nawet samo karmienie - a to na początku nawał mleczny, a to później dziecko nie chce jeść, potem znowu je za dużo, kiedyś też trzeba je od piersi odstawić. Dla młodej matki to jest straszliwa rzecz, w jej oczach to jest nie do opanowania. Chce mieć takie przytulisko, gdzie zadzwoni, przyjedzie. I w takiej grupie wsparcia ona za to nie płaci. Zresztą, to jest nie tylko dla pacjentek ze szkoły rodzenia. Tu może przyjść każdy z ulicy. Dajemy ogłoszenie, że tego i tego dnia mamy takie spotkanie, jeśli ktoś czegoś potrzebuje, dostaje to za darmo. To się też wiąże z Akademią dla Mam? Akademia to akurat taka druga część, niedawno uruchomiona. Razem ze mną działa tu wiele osób. Dietetyk, psycholog, fizjoterapeuta od dzieci, masażystka… bo to jedną dziewczynę kark boli, drugą plecy. W akademii robimy sobie dni relaksu, małe przyjemności, niedawno dziewczyny opowiadały na przykład o kolagenie naturalnym, takie tam zajęcia, tutaj się poklepać, pomasować. Wtedy te wszystkie dzieci leżą tu wyłożone na środku. Coś wspaniałego! Kobiety i tak przychodzą przede wszystkim dlatego, że mogą sobie razem posiedzieć, luźno pogadać, pożalić się, powymieniać doświadczenia. Każda ma te same rozterki, przez to czują się ze sobą dobrze, wiedzą że to, co im się przytrafia to nie jakiś koniec świata. Myślę że takie miejsce jest im naprawdę potrzebne. A na samych zajęciach, podczas trwania kursu, co się robi? Wszystko. Mamy całe przygotowanie do porodu, połogu, w tym i pielęgnowanie dziecka, karmienie naturalne. Rozmawiamy też np. o depresji poporodowej, która coraz częściej się zdarza. Robimy ćwiczenia, takie oddechowe stricte na salę porodową, albo rozciągające połączone z jogą. Spektrum tych zajęć jest bardzo szerokie.

22

miasta kobiet

maj 2014

Ściana ze zdjęciami podopiecznych Anny Appelt

I dziewczyny kulają się na tych wielkich piłkach, które tu widzę? Tak, z tymi piłkami ćwiczy rehabilitantka dorosłych, prowadzi też ćwiczenia na workach albo takie z kijami. Potem to ułatwia poród. Na przykład ćwiczenia oddechowe są bardzo ważne, ułatwiają znoszenie bólów, ale też pomagają dziecku. Proszę sobie wyobrazić tak dosłownie, mało medycznie - jak jest skurcz mięśnia macicy, to dla dziecka jest tak, jakby coś je nagle okleiło. Jeśli kobieta będzie prawidłowo oddychała, to wokół małego zrobi się balonik i dużo miejsca. Będzie mu wygodniej. No i same dziewczyny lubią te ćwiczenia, dopominają się o nie. Trzeba się do tych zajęć jakoś specjalnie przygotowywać, brać coś ze sobą? Tak, dobry humor. W tej szkole jest to wymagane. Luźny, swobodny strój też pomoże. I to wszystko. Widziałam na Pani stronie internetowej wpisy pacjentek, które wróciły do Pani w drugiej ciąży. Wydawałoby się, że przecież wszystkiego się już nauczyły na pierwszym kursie. Idą na poprawkę? Rozmawiam czasem z różnymi przedstawicielami, którzy jeżdżą ze sprzętami po szkołach i oni mówią, że te powroty to jest trochę ewenement na całą Polskę. Dziewczyny twierdzą, że chcą sobie przypomnieć wszystko, ale ja jestem przekonana, że to chodzi o tę atmosferę. To też zasługa samych kursantów, ja się z nimi świetnie czuję, mimo różnicy wieku. Są tu grupy, które się tak pozaprzyjaźniały, że się teraz od lat spotykają prywatnie. To jest fajne, bo one też wtedy same dla siebie są grupą wsparcia, dzwonią, pytają, o kupki, gorączkę, choroby dzieci. Miałam też taki wyjątkowy turnus, gdzie w siódemkę się dziewczyny tak dograły. Teraz jeżdżą na przykład z wózkami do Myślęcinka, ustawiają je do zdjęcia, wysyłają mi MMS, a ja mam zgadywać czyje dziecko jest w którym wózku.

Rozglądam się po tej sali i widzę, że dowodów sympatii nie brakuje… Pani ma całą ścianę w zdjęciach pacjentek i dzieci. To tylko mała część, większość mam w domu, w pudłach. Jak już będę taką starowinką, wezmę szkło powiększające i będę oglądać, wspominać te wszystkie moje dzieci i fajne czasy. Czytałam wpisy w internecie na Pani temat. To pełne wdzięczności historie… Przy niektórych się naśmiałam do łez, bo tak z jajem napisane, inne takie wzruszające. Szczerze mówiąc, bez jakiejś dziwnej skromności, mnie się nie wydaje, żebym ja zrobiła coś specjalnego. Jeżeli ktoś potrzebuje pomocy, to trzeba mu po prostu pomóc, nie? Tak, żeby dobrze spać i rano przy myciu zębów patrząc w lustro móc sobie powiedzieć - Tak, to ja. I tyle. Nie uratowałam przecież nikomu życia, nie wyciągnęłam nikogo spod pędzącego samochodu… Dała Pani wsparcie tym dziewczynom w jednym z najważniejszych momentów w ich życiu. To dużo. No tak, tyle że mnie to nie przychodzi z jakimś poświęceniem. Mój mąż czasem wieczorem mnie namawia - chodź, coś obejrzymy. Ja mówię, że nie, nie mam siły, jestem zmęczona. Po czym dzwoni telefon, pacjentka, no i zmęczenie mija. To takie naturalne jest. Zresztą, taki przykład, jak się bliźniaczki rodziły… Wigilia, w całej Polsce wszyscy siadają do karpia, a do mnie telefon dzwoni. Chwytam za telefon, mąż mnie upomina - nie odbieraj, jak odbierzesz to się pokłócimy. Ja na to - Jak nie odbiorę to się dopiero pokłócimy! No bo niech Pani pomyśli, zadzwoniłaby Pani do mnie ot tak sobie w Wigilię, żeby się na kawę umówić? No oczywiście, że nie. Czyli skoro już ktoś dzwoni, to musi się walić. No i faktycznie, dziewczyna potrzebowała wsparcia. Tak wyszło, że jej ojciec akurat trafił wcześniej do szpitala, matka prze-


A dzieckiem trzeba się zajmować od razu… Tak właśnie, nasze dziecko nie zrozumie, że mama nie jest w tej chwili sprawna. Proszę teraz tu mi dać jeść, siusiu i tak dalej. Także owszem, sposoby rodzenia się zmieniają, ale ja nie jestem pewna czy w korzystną stronę. Nie na darmo mówi się, że poród jest fizjologiczny, czyli naturalny, czyli taki, z którym kobieta sobie doskonale poradzi. Oczywiście są sytuacje, gdy jest to niezbędne, są ciąże trudne, z powikłaniami itp. Ale myślę, że takie cięcia na życzenie to błąd w edukacji pacjentek.

Skąd ta zmiana, jak Pani myśli? Mój mąż by powiedział, że to z emancypacji. No i faktycznie… My kobiety stałyśmy się niezależne, trudno nas zadowolić, ze wszystkim sobie doskonale radzimy, prawda? W związku z tym, no cóż, faceci muszą się dopasować. Niech Pani sama powie, dzisiaj młoda dziewczyna kończy studia, może mieć mieszkanie, jeździ samochodem. Po co jej jakieś nieszczęście nieporadne, ograniczone? Więc albo będzie to partner, mąż czy nie mąż (to nie ma znaczenia), ale partner w tych wszystkich relacjach, albo ona sobie sama poradzi. Ja jestem mężatką już 34 lata, więc też coś o tym wiem.

M A L K

Szczególnie, że, jak pisze pani na swojej stronie internetowej wg cytatu z WHO poród to nie jest choroba. Ja się jednak zastanawiam, skoro nie chorujemy, na dodatek medycyna się rozwija, mamy te wszystkie środki znieczulające i tak dalej, dlaczego kobiety jakby coraz bardziej boją się porodów? Kiedyś to przecież była naturalna rzecz… Przedwczoraj moja pacjentka właśnie urodziła siłami natury, obie byłyśmy dumne, ona z siebie, ja z niej. Wie pani, prawda jest taka, że media, prasa, telewizja itp., wszyscy mówią o tym, że można żyć bez bólu. Chcemy mieć ząb leczony bez bólu, nogę składaną bez bólu, wszystko w znieczuleniu. No i oczywiście ten poród też w takim razie może odbyć się bez bólu. Dochodzi do tego, że pacjentka myśli, że jeśli wybierze rozwiązanie cięciem cesarskim, to ból ją ominie. To nieprawda, on się tylko przeniesie w czasie. Natomiast zawsze kondycja kobiety po porodzie fizjologicznym jest nieporównywalna z tą, kiedy kobieta jest po operacji. Bo cesarka to poważna operacja. Ja sama jestem po cięciu cesarskim, sprzed 28 lat. Pamiętam dobrze swój pierwszy spacer. Tzn. jaki tam spacer, do dziecka szłam. Wydawało mi się, że ten korytarz, który doskonale znałam, bo już wtedy byłam położną, to ktoś mi złośliwie wyciągnął. Szłam i szłam, taki energiczny człowiek jak ja, a nie miałam siły. I tak to wygląda, a kobiety myślą, że to tylko moment cięcia, ale to się wiąże jeszcze z całym powrotem do kondycji fizycznej i psychicznej.

Zostańmy na chwilę przy tych mężach… Na ile ciążą i poród są już sprawą całej rodziny, czyli też mężczyzn, ojców? To chyba widać po szkole, przychodzą parami? Przychodzą właśnie i świetnie się uczą. Muszę powiedzieć, że oni mnie zawsze wprawiają w takie rozrzewnienie. To fajnie wygląda jak takie chłopisko wielkie sobie nie radzi na przykład z jakimiś zatrzaskami od ubranka. Ale widać, że się angażują, przejmują, co kiedyś byłoby nie do pomyślenia. Pamiętam swoich rodziców, dziecko to była sprawa mamy, a co innego było sprawą taty. Teraz mężczyźni chodzą na USG, ćwiczą razem, oddychają z dziewczynami, potem pomagają przy karmieniu, przewijają. Raz na jakiś czas robię takie spotkania dla wszystkich, wtedy przyjeżdża tu pełno osób - ciężarne, rodzice z dziećmi. Tatusiowie przy tej okazji pokazują jak się już nauczyli wszystkiego. Jakoś w 2008 roku robiłam też taką pracę badawczą „Rola ojca we współczesnym położnictwie”. Przebadałam trzystu facetów od nas z województwa. Bardzo niewielu z nich twierdziło, że to wyłącznie temat kobiety.

E

Wszystkie położne tak podchodzą do swoich pacjentek? Mogę mówić za siebie. Zawód obrany przypadkiem, a jednak naprawdę go lubię. Położnictwo to tak trochę jest jak bomba zegarowa. Nigdy nie wiadomo, co się może zdarzyć, każdy się tego obawia. Myślę, że niewiele osób akurat to lubi. Ginekologia, to co innego, operuje się, wycina. Natomiast tutaj, chodzi nie tylko o ciało, ale też psychikę. To jest trudne, ale daje też satysfakcję. Zresztą byli tu na szkoleniu i ginekolodzy ode mnie ze szpitala, pediatrzy, chirurdzy. Oni nie mają dużego kontaktu z położnictwem, a ta część użyteczno-opiekuńcza przy własnym dziecku jest im bardziej potrzebna niż teoretyczna, medyczna.

Poza modą na cesarki, popularne robią się także porody domowe. To bezpieczne? Parę lat temu, kiedy wchodziły takie standardy okołoporodowe, że położna ma prawo prowadzić ciąże fizjologiczną i np. odebrać poród domowy, to w mediach rozległy się głosy medyczne, że w żadnym wypadku, że to niebezpieczeństwo dla kobiety itp. Powiem tak - w Holandii ponad 30 proc. porodów to porody domowe. Te kobiety wbrew pozorom mają w domu najnormalniejsze warunki, takie, w jakich i my mieszkamy. Mają zwyczajną wannę, w której wcześniej kąpały się dzieci, mąż i jeszcze pewnie pies. W takich warunkach rodzą i bardzo sobie to chwalą.

*mgr Anna Appelt Położna w Szpitalu Uniwersyteckim nr 2 w Bydgoszczy, właścicielka Szkoły Rodzenia Vita. Edukuje na kursach dla położnych, ratowników medycznych i nauczycieli, prowadzi praktyki na UKW. Była nominowana do tytułu Bydgoszczanin Roku. W plebiscycie znalazła się wśród trójki najlepszych. R

jęta tą sytuacją, ona została sama. No i wody jej odeszły, w taki dzień.

mama z temat pasją

A

PARTNER CYKLU

236614TRTHA


tabu

Zaczęli NAS dostrzegać Nie może być tak, że rodzic chodzi od punktu do punktu i jest zbywany, czuje się jak żebrak. TEKST I ZDJĘCIA: Janusz Milanowski

A

gnieszka i Roman z Torunia są małżeństwem od 18 lat. Piotr, ich pierwszy syn, urodził się we wrześniu 1997 r. Trzy lata później na świat przyszedł Paweł. Piotr był ośmiomiesięcznym wcześniakiem, ale zaczął rozwijać się normalnie. W wieku trzech lat wymawiał jednak tylko pojedyncze słowa. - Uznaliśmy, że to z powodu wcześniactwa wspomina Agnieszka. Dwa lata później zachorował na grypę jelitową i znalazł się w szpitalu. Zlecono mu serię badań. - Czy w państwa domu było malowanie? - z takim pytaniem zadzwoniła lekarka prowadząca Piotra, gdy zobaczyła wyniki. - Bo wie pani, syn nawet gdyby się napił farby, to nie miałby tak podwyższonych enzymów wątrobowych. Diagnoza: dystrofia mięśniowa (zanik mięśni). Przewlekła, dziedziczna choroba zwyrodnieniowa mięśni szkieletowych. Rozpoczyna się najczęściej w dzieciństwie i wieku młodzieńczym, cechuje się stopniowo postępującym osłabieniem i zanikiem mięśni, najczęściej symetrycznym, obustronnym. Z czasem dochodzi do powstania niedowładów, co uniemożliwia chodzenie. Jednocześnie chorobę wykryto u Pawła, który wtedy miał dwa latka. Piotr chodził do 10. roku życia. Teraz już obydwaj chłopcy żyją na wózku. Osoby z dystrofią są całkowicie zdane na opiekunów - w odróżnieniu od np. ludzi, których na wózek skazał uraz kręgosłupa z powodu wypadku.

NOCE I DNI Rodzice przyznają, że długo nie dopuszczali do świadomości, że ich synowie są tak chorzy. Nie mogli i nie chcieli się pogodzić z tym, że… - Kiedyś wsiądą na wózek, nigdy z niego nie wstaną i odejdą prędzej niż my z tego świata - mówi Roman. Z bólem poradzili sobie sami. Kupili kawałek działki i tam fizyczną pracą rozładowywali stres i złe emocje. Zawsze razem. - Znamy wiele przypadków rozpadów małżeństw z powodu niepełnosprawności dzieci - opowiada Roman. - Prawda jest taka, że najczęściej nie daje rady mężczyzna. Oni dali radę oboje. Nauczyli się z tym żyć. Roman jest ślusarzem mechanikiem z zawodu. Pracuje na zmiany w wewnętrznej ochronie firmy oraz jako kierowca - od 6. do 18., bądź od 18. do 6. Pani Agnieszka jest technikiem ekonomii. Jej praca to dom i opieka nad chłopcami. Emerytury za to nie dostanie.

24

miasta kobiet

maj 2014

Na zdjęciu jedna z bohaterek reportażu - pani Kamila z Nadią

Piotrek uczy się w szóstej klasie, Paweł w czwartej. Gdy Roman ma „na rano”, to chłopcy wstają z nim o piątej. W nocy trzeba ich przekręcać z boku na bok, pomóc w zrobieniu siusiu, poprawić nogę, poprawić ucho, rękę, naciągnąć podwiniętą kołdrę, gdy zawołają. Wtedy wstaje do nich Agnieszka, żeby mąż nie zasypiał w dzień za kółkiem. Poranna toaleta zajmuje im dwie godziny. Śniadanie jedzą w szkole (Zespół Szkół nr 6 przy ul. Dziewulskiego w Toruniu), gdzie zawozi ich busik. W tym czasie Agnieszka sprząta, przygotowuje obiad. Ona jednak nazywa to inaczej. - Regeneruję swoje siły po nocy, żeby być dyspozycyjną, gdy chłopcy wrócą ze szkoły - wyjaśnia. - Niemal połowę każdej nocy nie przesypiam. Chłopcy wracają ok. 15. Lekcje, zabawa komputerem, albo malowanki, kolacja, kąpiel i spać o 20. Gdy Roman ma dzienną zmianę, wszystkim tym zajmuje się Agnieszka. - Kiedy ma pani czas na fryzjera? - Późno w nocy - odpowiada Agnieszka ze śmiechem.

FINANSE Zasiłek pielęgnacyjny - 153 zł na jedno dziecko. 820 zł - zasiłek opiekuńczy plus rodzinne, ze względu na niski dochód Romana. W sumie dostają niecałe 1500 zł od gminy. Na razie nie muszą kupować leków, ale mięsień sercowy każdego z chłopców wcześniej czy później przestanie normalnie funkcjonować. Wtedy będą wydatki na leki. Godzina pełnej rehabilitacji jednego chłopca to koszt 50 zł.

NFZ „pełnej” nie refunduje. Chłopcy muszą być rehabilitowani trzy razy w tygodniu. Na szczęście w tym pomaga im Hospicjum dla Dzieci „Nadzieja”. Inaczej mieliby dylemat: „albo jeść, albo rehabilitować”. Zarobki Romana to najniższa krajowa. Jego pracodawca nigdy nie robi mu kłopotów, gdy Roman zmuszony jest brać wolne na telefon. Roman (44 l) nigdy nie był bezrobotny. Czteroosobowa rodzina mieszka w niewielkim jednorodzinnym domu. Przy chłopcach pomaga im brat Romana. Od trzech lat nie mieli dofinansowania turnusu rehabilitacyjnego. W zeszłym roku pomogła im w tym Fundacja TVN. Przez dwa tygodnie byli w Dziwnówku. Roman gospodarskim sposobem sam wybudował podjazd dla wózków. PFRON dałby na to pieniądze, ale nie mieli połowy wkładu własnego, czyli 30 tys. zł. Najbliższy wydatek - nowe wózki za 6 tys. zł. W tej sprawie zwrócili się o pomoc do różnych fundacji. Co będzie dalej, gdy chłopcy skończą 18 lat? Wiedzą tylko, że nie będą już dostawać 820 zł i że nigdy nie opuszczą synów. Agnieszka jest ubezpieczona „przy mężu”, prawa do emerytury nie ma.

STRATOWANI PO MSZY Piotr w dniu naszej rozmowy miał wypadek. Siedzi przy nas z nogą w gipsie i ma opuchniętą od upadku twarz. Wypadł z wózka podczas wysiadania z autobusu. Złamał nogę i jeszcze nie wiadomo, co z zębami - dopiero, gdy zejdzie opuchlizna z twarzy, będzie można zrobić prześwietlenie. W Izbie Przyjęć Szpitala


tabu Dziecięcego spędzili w sumie cztery godziny. Wszędzie w kolejce. „Ja nie będę dłużej czekał, bo z wózkiem przyjechali” - Agnieszka cytuje głos pana z kolejki. W końcu zareagował jeden lekarz. - Życzliwość ludzka to rzadkość - mówi Roman. - Wczoraj w kościele ludzie omal nie stratowali nas w drzwiach po mszy. Wszyscy pchali się przed wózki. - Skąd czerpiecie siły na to wszystko? - Nie wiem… To chyba jest miłość - odpowiedziała Agnieszka.

SERCE W STU KAWAŁKACH Kamila z Torunia, mama niepełnosprawnej sześcioletniej Nadii, przykłady życzliwości ludzkiej odnotowuje w kalendarzyku. Córka urodziła się zdrowa - 10 pkt w skali Apgar. Przebieg ciąży nie wskazywał na nic złego. Kamila bardzo o siebie dbała. Nie piła kawy, nie jadła smażonych posiłków, etc. Już w pierwszej dobie po urodzeniu dziewczynka miała atak padaczki. Na obchodzie następnego dnia

tłumaczoną dokumentację medyczną, a już następnego mieli zaproszenie na konsultację. - Takie podejście przyprawiło nas o szok. W CZD nie dali nam żadnych szans na wyleczenie córki z padaczki, bo nasza mała była lekooporna - mówi Kamila. Prof. Harkness dał im 60 proc. Cross fingers - powiedział z uśmiechem przed operacją, krzyżując palce. Minęły zaledwie dwa miesiące od „wracać do domu i czekać”. Nadia miała już roczek. Za operację w Londynie musieli zapłacić sami. Krajowy konsultant, którego podpis pod dokumentem mógł sprawić, że otrzymaliby częściową chociaż refundację, odmówił. Na szczęście mąż Kamili otrzymał akurat wynagrodzenie za projekt, nad którym pracował dwa lata i zapłacili brytyjskiemu szpitalowi na dwa dni przed operacją. W pierwszej dobie po niej Nadia uśmiechnęła się do rodziców. Wyglądała jakby zdjęto z niej duży ciężar. Teraz Nadia ma kłopoty z chodzeniem, bo lewostronnie jest porażona. Porusza się

KAMILA PRZYZNAJE, ŻE NA PALCACH JEDNEJ RĘKI MOŻE POLICZYĆ SYTUACJE, KIEDY W CIĄGU TYCH WSZYSTKICH LAT KTOŚ JĄ PRZEPUŚCIŁ Z WÓZKIEM W DRZWIACH, CZY POMÓGŁ GO GDZIEŚ WNIEŚĆ. Nadia straciła przytomność, była reanimowana. Dziewczynka zaczęła mieć kilkadziesiąt, a nawet sto napadów na dobę. Drgała bez przerwy. - Lekarze powiedzieli nam, żebyśmy byli przygotowani, że któregoś ataku nasze dziecko w końcu nie przeżyje - wspomina Kamila. - Czułam jak moje serce rozpada się na sto kawałków… Nadię zdiagnozowano dopiero dwa miesiące po pierwszym napadzie. Do tego czasu spekulowano, że ma nie dość wykształcony układ nerwowy. Kamila z mężem non stop dzwonili do Centrum Zdrowia Dziecka z kilku telefonów naraz. - Mówiliśmy, że to dziecko zaraz umrze, jeśli go nie przyjmą. Później dowiedzieliśmy się, że przyjęto nas tylko dlatego, bo jeszcze nigdy w historii centrum nie mieli do czynienia z tak natarczywymi rodzicami.

LEKARZ NADZIEI Dysplazja lewego płata czołowego mózgu - taką diagnozę postawili neurolodzy CZD. Mówiąc potocznie, mózg w tej części nie wykształcił się tak, jak powinien. Dziewczynka przeszła cztery zabiegi neurochirurgiczne, w tym jedną poważną operację. Ataki trwały nadal, ale miały inny przebieg. Lekarze oświadczyli, że nic więcej nie mogą zrobić. Mieliśmy wrócić do domu i… czekać - opowiada spokojnie Kamila. Nie czekali - walczyli dalej. Tylko jeden lekarz, epileptolog dr Piotr Zwoliński, powtarzał, że mają wierzyć w Nadię i znaleźć neurochirurga prof. Harknessa w Londynie. Znaleźli i tym razem nie musieli dzwonić z kilku telefonów naraz. Jednego dnia wysłali profesorowi prze-

na wózku, ale odnosi za to sukcesy poznawcze. Liczy, nazywa kolory, coraz lepiej mówi i walczy z wózkiem jedną ręką.

CODZIENNOŚĆ, CZYLI KRĘGOSŁUP - Mogę mówić w imieniu innych matek, bo naszym wspólnym mianownikiem jest chore dziecko - stwierdza Kamila, podkreślając że zdaje sobie sprawę, iż sytuacja jej rodziny jest lepsza niż większości rodziców z niepełnosprawnymi dziećmi. Mąż z powodzeniem prowadzi firmę. Wspólnie założyli mały ośrodek rehabilitacyjny na Rubinkowie. Pomagają też innym rodzicom, organizując bezpłatne konsultacje i akcje społeczne. - Momenty, kiedy już fizycznie nie daję rady, są częste - przyznaje Kamila. Poranne przygotowanie do wyjścia z domu to ciężka fizyczna praca. - Noszenie córki już przysparza mi dużo problemów. Mój kręgosłup jest w opłakanym stanie. Neurochirurdzy powiedzieli, że czeka mnie operacja. Boję się tego ze względu na Nadię - przyznaje. ŚWIĘTO LASU Dzień opieki na Nadią to dziesiątki czynności, z których niemal każda jest procedurą. Do tego można jednak przywyknąć. Trudniej wciąż odnaleźć się w życiu poza domem. Kamila przyznaje, że na palcach jednej ręki może policzyć sytuacje, kiedy w ciągu tych wszystkich lat ktoś ją przepuścił z wózkiem w drzwiach, czy pomógł gdzieś wnieść. Inaczej niż na Białorusi, czy Ukrainie, gdzie też jeździli z córką na różne zabiegi. - Tam, gdy pcham wózek na ulicy, to z odległości stu metrów biegnie człowiek, żeby pomóc w pokonaniu wysokiego krawężnika - opowiada Kamila. - Czuję wtedy jakiś wstyd na myśl o Polsce.

Gdy spotka ją coś takiego na ulicy toruńskiej, Kamila odnotowuje w kalendarzyku gest dobrej woli. Ostatnio jednak widzi większą życzliwość na ulicy, dzięki sejmowemu protestowi matek z dziećmi niepełnosprawnymi. - Ludzie zaczęli nas dostrzegać, zaczepiają Nadię i uśmiechają się do niej - wyjaśnia. Kamila prowadząc ośrodek rehabilitacyjny zna bolączki innych rodziców. Przede wszystkim brak informacji o tym, gdzie można wypożyczyć sprzęt, uzyskać dofinansowanie, znaleźć wolontariuszy do pomocy. - Brak uprzejmości to norma, nie mówiąc o uzyskaniu prostej informacji. Nie może być tak, że rodzic chodzi od punktu do punktu, zadaje pytania, jest zbywany, czuje się jak żebrak. Kamila opowiada na własnym przykładzie. Urzędniczka jednej z instytucji samorządowych, z racji obowiązku, postanowiła bez uprzedzenia skontrolować, czy zrefundowany sprzęt używany jest w domu. Nikogo jednak nie zastała, gdyż domownicy wyjechali z dzieckiem na zabiegi. Urzędniczka zrobiła awanturę, grożąc konsekwencjami. „Ja mogę przyjść do pani domu o 22. i sprawdzić, czy dziecko już jest w łóżku” - zagroziła pani z urzędu. Kamila napisała skargę i ta pani dostała naganę.

A GDY NAS ZABRAKNIE? Przyszłość, życie dorosłe chorych trwale dzieci, to zgryzota rodziców. - Nie chodzi tylko o funkcjonowanie w życiu społecznym, o cały ten realizm materialny - mówi Kamila. - Zawsze gdzieś wszystkich ich dręczy pytanie: co się stanie, gdy nas zabraknie?

ZDANIEM EKSPERTA

Pierwszą bolączką rodziców dzieci niepełnosprawnych jest brak informacji. Po otrzymaniu diagnozy w szpitalu zostają sami. Nikt im nie powie, co mają robić dalej, gdzie są odpowiednie placówki, skąd zdobyć środki na opiekę, itd. Funkcjonuje też niepotrzebne rozgraniczenie: niepełnosprawne dziecko, niepełnosprawna osoba dorosła. Często 30-latek ma umysł pięciolatka i wymaga takiej samej opieki. Jeśli dziecko, a potem dorosły wymaga całodobowej opieki, to na pewno jego opiekun powinien mieć zagwarantowane ubezpieczenie społeczne i zdrowotne. Największą zgryzotą rodziców jest nieustanne zmartwienie o przyszłość dzieci po ich śmierci. Znam wielu rodziców, którzy zastanawiają się nad tym, czy nie wyjechać z Polski. Są i tacy, którzy wyjeżdżają. Adrianna Klein-Kielnik prowadzi w Bydgoszczy przedszkole integracyjne ZaSiedmioGóroGród

miasta kobiet

maj 2014

25


www.facebook.com/LuminelleBoutique

Butik Luminelle to nowe miejsce na modowej mapie Torunia. Odkryj swoją kobiecość i emanuj zmysłowością. TEKST: Paula Ekwueme

Luminelle to kompozycja pełna koloru, świeżości i elegancji, moda dla kobiet pełnych miłości, pasji i inspiracji. Kobieta Luminelle olśniewa, kocha siebie, swoją duszę i ciało. To kobieta, która emanuje pięknem, siłą i blaskiem. Kolekcja skomponowana przez 2 pokolenia: matkę i córkę, łączy w sobie świeżość i lekkość, a także elegancję i wyrafinowanie. Kolekcja Luminelle charakteryzuje się unikatowością, nietuzinkowością wzornictwa oraz szlachetnym wykończeniem. Inspiracją do powstania butiku była chęć podzielenia się z Wami kolekcjami podkreślającymi kobiecość zgodnie z trendami ze światowych tygodni mody. Zapraszamy do zapoznania się z kolekcją wiosna/lato marki Laurèl marki obecnej na wybiegach mody podczas Fashion Week w Berlinie charakteryzującej się doskonalą jakością i perfekcyjnym krojem. Odwiedź nas, a przybliżymy Tobie włoską markę XTSY plus utkaną z pięknych materiałów, skonstruowaną w taki sposób, by podkreślić piękne kobiece kształty plus size. Pozwól siebie uszczęśliwić. Bo piękna kobieta to szczęśliwa kobieta. Pokochaj Luminelle. Poczuj się wyjątkowo.

LOKALIZACJA: 2 piętro Dom Towarowy PDT Rynek Staromiejski, Toruń

NA ZDJĘCIU: Paula Ekwueme i Anna Baran 376314TRTHA

Właścicielki Luminelle Boutique i pasjonatki mody. Z optymizmem odkrywają walory kobiecych kształtów. Komponują kolekcje pełne świeżości, koloru, elegancji i wyrafinowania.

Pani Ania Sukienka XTSY plus 420 zł Marynarka XTSY plus 460 zł Pani Kasia Sukienka Laurèl 1390 zł Kurtka XTSY plus 650 zł

Pani Ania Sukienka Laurèl 1250 zł

Pani Kasia Bluzka XTSY plus 320 zł Marynarka Laurèl 1390 zł Spodnie Laurèl 750 zł

Pani Ania Bluzka XTSY plus 340 zł Spodnie XTSY plus 290 zł

Pani Kasia Sukienka XTSY plus 420 zł

ZDJĘCIA: Katarzyna Bugajska Pictures for People MAKIJAŻ: Justyna Polatyńska STYLIZACJA: zespół Luminelle Boutique

C


Czas rozkwitu

zdrowie i uroda

Słońce i wyższe temperatury, jak nic innego mobilizują nas do nadrabiania urodowych zaległości. Wykorzystaj ten moment i przejdź wiosenną metamorfozę. TEKST: Dominika Kucharska

M

iałaś się za to zabrać wcześniej, ale jakoś nie było okazji. Tyle spraw do załatwienia i do tego te dni tak szybko upływają… Jeszcze zanim zakryłaś ciało swetrem i długimi spodniami, obiecywałaś sobie, że będziesz troszczyć się o skórę, robić peelingi i wmasowywać balsam. I co? Jeśli nie wyszło, to po pierwsze, wiedz, że nie jesteś jedyną zapominalską, a po drugie, masz jeszcze trochę czasu na wiosenną metamorfozę. Sprawdzamy z jakich zabiegów warto skorzystać, aby w cieplejszą porę roku wejść piękną i zadbaną - od stóp do głów.

WŁOSY Zacznij od wspomnianej głowy. Wełniane czapki chowamy do szuflady i pozwalamy włosom oraz skórze głowy oddychać! Po miesiącach, kiedy nasza przygnieciona i naelektryzowana fryzura musiała zmagać się ze znacznymi wahaniami temperatury, przyszedł czas na wiatr we włosach. W przywróceniu im kondycji pomoże dieta. Wybieraj produkty bogate w witaminy A, B i E. Ważne dla włosów są także pierwiastki, m.in., selen, miedź, cynk, żelazo oraz siarka. Kolejny krok to kosmetyki. Sięgnij po odżywki i lekkie maski o działaniu regenerującym. Aby stosowanie tych specyfików było efektywniejsze, można skórę głowy poddać mezroterapii mikroigłowej. Taki zabieg oferuje nowo otwarty Instytut Zdrowia i Urody Yasumi Toruń Podgórz. - Podczas jego wykonywania dochodzi do kontrolowanego mikronakłucia naskórka i skóry właściwej, dzięki czemu na skórze tworzy się sieć mikrokanalików. Zabieg zwiększa absorpcję wtłaczanych ampułek i odżywczych koktajli aż o 85 procent! Jego rezultaty widoczne są już kilka dni po zabiegu - mówi kosmetolog Kamila Piasecka z Yasumi Toruń Podgórz.

TWARZ Skóra po zimie woła o złuszczenie. Kocha peelingi, począwszy od domowych, na profesjonalnych kończąc. Działanie tych drugich jest zdecydowanie intensywniejsze, a cena za pojedynczy zabieg kształtuje się od około 200 do 1200 złotych. Specjaliści na pozimowy okres polecają bardzo popularny system peelingowy VI Peel. - Już po pierwszym razie widać ogromną różnicę. Właściwe złuszczanie trwa od dwóch do trzech dni, więc osoby poddające się temu zabiegowi nie muszą rezygnować z codziennych obowiązków - wyjaśnia Monika Przybylak, właścicielka Salonu Kosmetyki Profesjonalnej i Medycyny Estetycznej w Bydgoszczy. Taki peeling pozwoli nam pożegnać przebarwienia, blizny i zmarszczki. Za efekt pięknej skóry trzeba zapłacić przeszło 1000 złotych. Spośród oferty profesjonalnych peelingów Monika Przybylak na początek wiosny poleca także Nomelan. To zabieg przeznaczony do leczenia skóry z fotostarzeniem, przebarwieniami, płytkimi i głębokimi zmarszczkami, a także rozstępami i bliznami potrądzikowymi. - Najważniejszymi substancjami aktywnymi, odpowiadającymi za skuteczność zabiegu, są pochodne fenolu o działaniu przeciwutleniającym oraz mieszanina alfa-hydroksykwasów, kwas salicylowy, fitowy i kwasy retinowe. Tak bogaty skład gwarantuje długotrwałe rezultaty - podkreśla specjalistka. CIAŁO Zima dała się we znaki również tym częściom ciała, które skrzętnie chowałyśmy przed mrozem. Szorstka skóra na nogach, plecach czy ramionach liczy na należytą rekompensatę krzywd. Tu także sprawdzą się peelingi. Nie zapominajmy, aby po każdej kąpieli miasta kobiet

maj 2014

27


A M A L K E 373414TRTHA

R

WIOSNĄ TRZEBA POMYŚLEĆ TEŻ O DEPILACJI. HITEM JEST TA WYKONYWANA WOSKIEM LYCON. STOSUJĄ JĄ VICTORIA BECKHAM, BEYONCE, KATE MOSS CZY JENNIFER LOPEZ. użyć balsamu nawilżającego. Konkurencją dla tego kosmetyku może być olej kokosowy, który genialnie nawilża skórę (znajdziemy go na półkach w markecie, w dziele z orientalnymi produktami). Jego ogromną zaletą jest to, że nie klei się tak jak oliwka do ciała. Zmorą pozostaje walka ze zgromadzonym przez zimę tłuszczykiem i jego przyjacielem - celullitem. Tu kosmetologia znów wyciąga do nas pomocną rękę. Jednym z kół ratunkowych są zabiegi przy użyciu lipolasera. Innowacyjność tego urządzenia polega na tym, że wykorzystując światło czerwone o odpowiedniej długości fali powodujemy biostymulację naturalnych procesów metabolicznych. Czyli? - Rozbijamy trójglicerydy na kwasy tłuszczowe i glicerol. Rozbita tkanka tłuszczowa zostaje przetransportowana do układu limfatycznego, a następnie wydalona z organizmu. Mówiąc obrazowo - to tak, jakbyśmy z winogrona robili rodzynkę - wyjaśnia kosmetolog Kamila Piasecka. Zabieg z lipolaserem trwa od 20 do 40 min, ale jego efekty zobaczymy już po pierwszej wizycie. - Jest to jeden z nielicznych tak efektywnych zabiegów w walce z tkanką tłuszczową, które są obecnie dostępne. Seria zabiegów powinna składać się z około 8 sesji. W trakcie całej kuracji wskazane są ćwiczenia fizyczne i zwiększenie ilości przyjmowanych płynów. Można ją połączyć z elektrostymulacją, dermomasażem lub masażem ręcznym - dodaje kosmetolog. Wiosną trzeba pomyśleć też o depilacji. Hitem jest ta wykonywana woskiem Lycon. Stosują ją Victoria Beckham, Beyonce, Kate Moss czy Jennifer Lopez. Lycon to australijskie, najbardziej ekskluzywne woski na świecie, które wyrywają włoski nawet o długości 1 mm. - Ten wosk nie ciągnie skóry, a więc nie wywołuje zaczerwienienia i podrażnień, dzięki czemu depilacja jest prawie bezbolesna. Skóra po zabiegu jest jedwabiście gładka i miękka w dotyku - mówi Monika Przybylak. Właściwości tych wosków są szczególnie cenione przy depilacji brazylijskiej. Depilacja dla pań w Salonie Kosmetyki Profesjonalnej i Medycyny Estetycznej w Bydgoszczy kosztuje 140 złotych. Panowie na taki zabieg muszą wydać 250 złotych. Gładsza, odżywiona i nawilżona skóra już jest. Można odsłaniać nogi i ramiona, tylko ta bladość bijąca po oczach… Możemy sięgnąć po samoopalacz lub balsam brązujący. Jeśli boisz się smug na ciele, wybierz się do salonu oferującego opalanie natryskowe. Jeszcze inną opcją jest solarium. - Obecnie do wizyt w solarium podchodzi się z głową - mówi Anna Leszczyńska, właścicielka sieci salonów Top Solarium. - Nasz personel na początek przeprowadza wywiad z klientem, dopytując się, jak skóra danej osoby reaguje na opalanie, kiedy ostatni raz była wystawiona na działanie

promieni słonecznych etc. To pozwala dobrać rozsądną dawkę opalania - dodaje. Na ile minut leżenia w opalającej kapsule możemy sobie pozwolić po zimie? - To sprawa indywidualna. Z reguły proponujemy 7-8-minutową sesję. Jeśli ktoś pragnie mocniejszego efektu, to zawsze podkreślamy, aby na kolejne opalanie przyszedł najwcześniej za dwa dni - mówi specjalistka. Niecierpliwi mogą sięgnąć po kosmetyki przyspieszające opalanie, które w swoim składzie mają aminokwas o nazwie tyrozyna.

STOPY No dobrze, a co ze stopami? Jeśli przez jesień i zimę wychodziłaś z założenia, że czego oczy innych nie widzą, tego sercu nie żal, to teraz jest co nadrabiać. W sytuacji, gdy same nie do końca wiemy, jak zadbać o tę część ciała, warto zainwestować około stu złotych i wybrać się do pedicurzystki. Wybór najmodniejszego koloru lakieru to sprawa drugorzędna. Przede wszystkim konieczne jest usunięcie zgrubiałego naskórka, opiłowanie paznokci i sprawdzenie ich stanu. Jeśli masz problem z wrastającym paznokciem - a ma go około 15 procent populacji - to profesjonalna pomoc będzie niezbędna. Interwencja chirurga to ostateczność. Wcześniej można spróbować powalczyć z problemem za pomocą specjalnej klamry. Nowością jest innowacyjna i bezinwazyjna metoda Arkady. - Kostka Arkady to narzędzie, za pomocą którego przeprowadzany jest zabieg korekcji wrastających paznokci. To przełomowy polski wynalazek, stworzony i opatentowany przez Adriana Arkadę - mówi Monika Przybylak. Zabieg trwa około 40 minut. W zdecydowanej większości przypadków wystarczy jedna wizyta, której koszt wynosi od 350 do 500 złotych.


SALON KOSMETYKI PROFESJONALNEJ i MEDYCYNY ESTETYCZNEJ 662014BDBHA

mgr MONIKA PRZYBYLAK• 85-034 BYDGOSZCZ, ul. DŁUGA 6 (I piętro)

(52) 345 72 89 / 606 128 714 www.przybylak-kosmetyka.pl

Rewolucyjna metoda leczenia korekty wrastających paznokci - KOSTKA ARKADY Przed zabiegiem

W trakcie

Po zabiegu

Rekonstrukcja płytki paznokcia masą przeciwgrzybiczną • Specjalistyczna pielęgnacja stóp Usuwanie drobnych zmian skórnych: naczynka, włókniaki,mięczaki Peelingi medyczne: Nomelan, ViPeel,migdałowy,salicylowy i inne Cosmelan- najskuteczniejsza kuracja na przebarwienia EpilFree-profesjonalny system trwałej redukcji owłosienia Depilacja brazylijska: damska i męska • Medycyna estetyczna

610514BDBHA

PRZEDSZKOLE NIEPUBLICZNE

mgr Adrianna Klein-Kielnik PRZEDSZKOLE ARTYSTYCZNE Z ODDZIAŁAMI INTEGRACYJNYMI * * * * *

dogoterapia zooterapia rytmika język angielski zajęcia taneczne

* * * * *

karate plastykoterapia poezjoterapia rehabilitacja ruchowa terapia pedagogiczna

* logopeda * język hiszpański * przedstawienia teatralne * zumba

Bydgoszcz ul. Rozłogi 68 www.zasiedmiogorogrod.pl tel. 52/ 340 19 64

588214BDBHA 667214BDBHA


Podchody

wakacje 2014

XXI wieku

Wydawać się może, że poszukiwacze skarbów występują jedynie w legendach i w kinie, którym zawładnął Indiana Jones. Nic bardziej mylnego. Przybywa entuzjastów zabawy w geocaching. TEKST: Jan Oleksy ZDJĘCIA: Darek Pudełko

G

eocaching narodził się w USA czternaście lat temu, gdy sygnał GPS został udostępniony zwykłym ludziom. Wówczas pasjonat takiego sprzętu, Amerykanin Dave Ulmer, ukrył w lesie wiadro i podał jego współrzędne grupie dyskusyjnej użytkowników GPS. Pojemnik wypełnił różnego rodzaju przedmiotami mającymi zachęcić do poszukiwań. W ciągu następnych dni kolejni ludzie znajdowali pojemnik, używając wskazań swoich odbiorników GPS i dzielili się swoimi przeżyciami na portalu. Zainspirowani pomysłem kolejni

30

miasta kobiet

maj 2014

entuzjaści zaczęli umieszczać swoje skrytki i publikować do nich współrzędne. Tak narodził się geocaching, czyli zabawa w poszukiwanie skarbów za pomocą odbiornika GPS.

ALE O CO CHODZI? Najkrócej mówiąc geocaching to nowoczesna wersja podchodów. Koncepcja zabawy opiera się na znalezieniu ukrytej wcześniej w terenie skrytki (nazywanej „geocache”) i odnotowaniu tego faktu na specjalnej stronie internetowej. Oprócz wpisu do dziennika odwiedzin, do którego wpisują się znalazcy, każdy, kto odwiedził

skrytkę, ma za zadanie zastąpić znalezioną rzecz, czymś innym, np. starą monetą, długopisem, pierścionkiem - wyjaśnia Gosia Bartkowska, znana keszerka z Górzna, stolicy polskiego geocachingu.

JAK ROZPOCZĄĆ ZABAWĘ? Na początku wystarczy zarejestrować się w serwisie i sprawdzić, czy w okolicy zamieszkania znajdują się jakieś ukryte kesze. - Skarby namierzamy z internetu ze strony poświęconej geocachingowi - www.geocaching.com. Tam jest mapa, na której są pozaznaczane punkty.


357214TRTHA

Przedszkole „Kangurek” jest miejscem przyjaznym i bezpiecznym dla dzieci. Najmłodsi mogą bawić się w nim i rozwijać pod opieką nie tylko pedagogów, ale także logopedy, psychologa, rytmiczki i lektora języka angielskiego. Placówka dysponuje wyposażeniem umożliwiającym realizacje programów wychowania przedszkolnego i podstawy programowej; m.in. gabinetem terapii logopedycznej, salą hopland, salą do rytmiki, gimnastyki i zajęć dodatkowych. Nieocenionym walorem jest też przestronny ogród, taras i kąciki relaksacyjne w salach. Maluchy mogą więc bezpiecznie bawić się na świeżym powietrzu z dala od zgiełku ulicy.

są rodzice, którzy uczestniczą w działaniach ekologicznych i artystycznych oraz inicjują wiele innych przedsięwzięć. Biorą także udział w konkursach

prozdrowotnych. Często wspólnie z dziećmi przygotowują zdrowe przetwory, sadzą nowalijki, zioła i piszą opowiadania. Wspólnie ze swymi pociechami ćwiczą też

Mali arcymistrzowie

Warto wiedzieć, że Przedszkole „Kangurek” jako pierwsze w Toruniu wprowadziło zajęcia szachowe do swojej oferty. Już niebawem, 14 maja, organizuje 11. Mistrzostwa Przedszkoli w Szachach pod patronatem Prezydenta Miasta Torunia, Marszałka Województwa i Kuratora kujawsko-pomorskiego.

Razem z rodzicami

Przedszkole

„Kangurek”

ul. Rakowicza 3 87-100 Toruń tel. 56 648 36 73

przedszkole@kangurek.com.pl Dzieci z grupy trzylatków podczas wielkanocnej zabawy

393014TRTHA

Placówka realizuje wiele ciekawych programów, ucząc tym samym dzieci opiekuńczości, tolerancji, poszanowania przyrody i zachowań prozdrowotnych, m.in.: „Mamo!Tato, wolę wodę”, „Kubusiowi Przyjaciele Natury”, Program Antynikotynowy, Program Zdrowia Psychicznego Zippy, „5 porcji” i inne. Ważnymi partnerami przedszkola

jogę, gotują i eksperymentują, angażując się w ten sposób w przedszkolne wychowanie.


wakacje 2014 Codziennie ich przybywa. Pobieramy z tej strony współrzędne i… w drogę, czyli na poszukiwanie keszy - wyjaśnia Gosia. Urządzenia (np. smartfony, iPhony) prowadzą poszukiwaczy do miejsca, w którym ukryty jest skarb. Bez tych danych namierzenie skrytki byłoby niemożliwe.

NAJCIEKAWSZE W GEOCACHINGU JEST TO, ŻE TRAFIA SIĘ W MIEJSCA, KTÓRE NIE SĄ OPISANE W PRZEWODNIKACH TURYSTYCZNYCH. KESZERZY POKAZUJĄ I ODKRYWAJĄ LOKALNE SMACZKI, KAWAŁEK HISTORII SWOJEGO REGIONU.

MIŁOŚĆ OD PIERWSZEGO… - Zainteresowałam się tą zabawą w lipcu 2012 roku - wspomina Gosia Bartkowska. - Zadecydował przypadek, mój kolega zaczął się w to bawić i pokazał mi na czym to wszystko polega, trafiło to na dobry grunt, bo zawsze interesowałam się przyrodą, zabytkami, lubię podróżować i spędzać czas na łonie natury. Ta zabawa przypadła mi od razu do gustu i… zakochałam się w niej od pierwszego znalezienia - śmieje się Gosia. Od tamtego czasu namiętnie szuka skarbów. To superzabawa, ale i fajny sposób na ciekawy i aktywny wypoczynek.

ptasi (trasa geocachingowa ze skrytkami), na którym drewniane ptaki są zawieszone na drzewach na wysokości około 20 metrów. „Złapać” takiego ptaka można tylko po wspięciu się na drzewo przy pomocy lin alpinistycznych. U góry trzeba potwierdzić swoją obecność w logbooku, czyli książeczce wpisów. Równie ciekawy jest pagórkowaty trial „4 x 4” w pobliżu Leźna, po którym można poruszać się jedynie jeepem. - Zaliczyłam go wraz z kolegą dwa tygodnie temu. Chwilami miałam serce w przełyku, ale trasa zapierała dech w piersiach - wyznaje pani Gosia. Fascynująca jest „Wyspa skarbów”, gdzie po kesze trzeba płynąć łódką. Na wyspie znajdujemy wskazówki, jakąś starą mapę w butelce. Na jej podstawie idziemy do celu, a na miejscu okazuje się, że skrzyni ze skarbem pilnuje… kościotrup. Zabawny jest kesz, który nazywa się „Kocioł czarownicy”. Wskazówkami są miotły czarownicy, po których dopiero można trafić do celu. Odludne miejsce, wypalone ognisko, a nad nim wisi kocioł czarownicy.

CO W TRAWIE PISZCZY? Niewtajemniczonym należy się wyjaśnienie, że są różne rodzaje skrzynek i różne rodzaje miejsc, gdzie można je odnaleźć. W ich opisach znajdziemy symbole, które ułatwiają ich odnalezienie, np. drzewo, albo wzgórze lub kapliczka. - Zdzwaniamy się ze znajomymi i organizujemy wyprawę w jakieś fascynujące miejsce, na spotkanie z przygodą. Najbardziej lubię keszować w grupie, bo wtedy jest najlepsza zabawa. Najczęściej poruszamy się po okolicach Górzna, gdzie jest bardzo dużo ukrytych skarbów. Ciekawe są też okolice Nowego Miasta Lubawskiego, Lidzbarka Welskiego, Brodnicy, Golubia-Dobrzynia. Jeździmy też po całej Polsce, a także po innych krajach. Kesze są na całym świecie, nawet na Antarktydzie, ale tam jeszcze nie byliśmy. W ubiegłym roku udało nam się zorganizować dwie duże geocachingowe wyprawy, jedną na Litwę, Łotwę i do Estonii, a drugą do Pragi przez Niemcy. KOŚCIOTRUP I CZAROWNICA W pobliżu Górzna mamy ciekawie okeszowane trasy. Jedną z najfajniejszych jest trial

Na zdjęciu reprezentacja Górzna na imprezie Mega Czechy

32

miasta kobiet

maj 2014

ZDOBYĆ GWIAZDĘ SZERYFA Walory edukacyjne ma trial „Mewa śmieszka”. To raj dla ornitologów. Jakiś keszer założył skrytkę w miejscu gniazdowania mew. Żyje tam co najmniej dwa i pół tysiąca tych ptaków. Miłośnicy ornitologii są wniebowzięci. Kesze ukryte są przeważnie w miejscach, do których trudno trafić, które najczęściej znajdują się poza zasięgiem turystycznych szlaków. Niesamowitych wrażeń dostarczają kesze nocne, do których wskazówki są niewidoczne za dnia. - Keszy możemy szukać na różne sposoby, także konno. W naszym trailu konnym jest 16 keszy. Jeżeli znajdzie się wszystkie, to

można zdobyć gwiazdę szeryfa - wyjaśnia keszerka Małgorzata Michalak z Leźna, położonego niedaleko Górzna.

GÓRZNO STOLICĄ GEOCACHINGU Szukanie keszy to nie tylko zabawa. - Geocaching ma mnóstwo innych plusów. Odciągamy dzieciaki od komputerów, wyciągamy je w teren. Pokazujemy ciekawe miejsca, podglądamy przyrodę, uczymy historii. Geocaching to jest turystyka XXI wieku. Korzysta z łączności satelitarnej, która kosztuje miliardy dolarów. Dzisiaj bariera wejścia w zabawę jest niewielka. Wystarczy posiadać smartfon i dobre chęci - mówi Dariusz Pudełko, wiodący polski keszer. Najciekawsze w geocachingu jest to, że trafia się w miejsca, które nie są opisane w przewodnikach turystycznych. Keszerzy pokazują i odkrywają lokalne smaczki, kawałek historii swojego regionu. Zjawisko można z powodzeniem wykorzystać jako narzędzie do promocji okolicy. Tak się stało w wypadku Górzna, które dzięki zaangażowaniu miejscowych keszerów, m.in. Dariusza Pudełko i burmistrza Roberta Stańko wyrosło na stolicę polskiego geocachingu.

JAK ZACZĄĆ? 1. R ejestrujemy się na stronie www.geocaching.com (wyszukiwanie i zakładanie nowych skrytek, dokonywanie wpisów w internetowym logbooku). 2. Wybieramy urządzenie - najpopularniejszy jest smartfon, na którym instalujemy odpowiednią aplikację. 3. Z aglądamy na mapę skrytek na stronie, szukamy ich na interesującym nas terenie i… ruszamy na spotkanie z przygodą.

Na zdjęciu od prawej: Gosia Bartkowska, Basia Pokojska i Paweł Sadowski


APTEKI w Chojnicach w Przychodni Medyk ul.Towarowa 2 a tel. 512 239 242 pn. - pt. 8-18

w Nakle nad Notecią Osiedle B. Chrobrego 16/4 tel. (52) 385 15 36 pn.-nd. 8-21

w Malborku ul. Słowackiego 71/1 tel. (55) 247 62 95 pn.-nd. 8-21

w Brodnicy ul. Zamkowa 19 tel. (56) 474 02 33 pn.-nd. 8-22

w Koninie ul. Chopina 9 tel. (63) 243 70 13 pn.-nd. 8-22

-III w Bydgoszczy ul. Grunwaldzka 71 tel. (52) 347 84 90 pn.-nd. 8-22

w Kwidzynie ul. Korczaka 10b tel. (55) 279 78 43 pn.-sb. 8-20

w Szubinie ul. 3 Maja 23 tel. (52) 371 63 13 pn.-nd. 8-22

-IV

w Koronowie

w Stolnie

ul. Kościuszki 4 tel. (52) 382 28 78 pn.-nd. 8-21

Punkt apteczny Alba STOLNO 112 w Urzędzie Gminy

tel. (56) 686 51 17 pn.-pt. 8-16

w Warlubiu

w Turku

w Chełmnie

ul. 18-tego Lutego 2 tel. (52) 332 64 86 pn.-pt. 8-18, sob. 8-12

ul. Konińska 24 tel. (63) 289 22 49 pn.-nd. 8-22

ul. Dworcowa 18 tel. (56) 686 17 25 pn.-pt. 9-18, sob. 9-14

-V

w Bydgoszczy

ul. Skłodowskiej-Curie 26 / E.LECLERC tel. (52) 346 06 96 pn.-sb. 8-21, nd. 10-16

-VI

w Bydgoszczy

ul. Pielęgniarska 13 (Stary Fordon) w przychodni „Nad Wisłą” tel. (52) 343 98 28 pn.-nd. 8-22

w Bydgoszczy

ul. Wielorybia 109 tel. (52) 349 05 06 pn.-nd. 8-22

Apteki CAŁODOBOWE w Bydgoszczy ul. Skłodowskiej-Curie 1 tel. (52) 346 01 11, 346 12 93 w Inowrocławiu ul. Dworcowa 33 tel. (52) 318 39 99

-bis w Bydgoszczy ul. Gdańska 140 tel. (52) 345 57 57 Apteka „Pod Orłem” z gr. w Świeciu nad Wisłą

we WłocŁawku ul. Wiejska 18a/4 tel. (54) 236 63 65

INFORMUJEMY, IŻ ZAWARLIŚMY AKTUALNE UMOWY Z NFZ

631914BDBRA

ul. Księcia Grzymisława 4 tel. (52) 33 111 80

w Grudziądzu ul. Legionów 37 tel. (56) 46 334 99, 517 108 182

LOKALE NA WYNAJEM - BYDGOSZCZ - BARTODZIEJE, ul. Marii Curie-Skłodowskiej 33 Otwarcie: 2014/2015 Powierzchnia najmu: 4400 mkw Miejsca parkingowe: 153

Kontakt: Joanna Kumkowska • tel. 518 015 219 • joanna.kumkowska@polomarket.pl

624814BDBHA

APTEKA • PRASA • ODZIEŻ • BEAUTY • MEDICAL • FITNESS • BIURA • RTV/AGD

2014T4JBA


wakacje 2014

Kobiety tańczą na Bali

W grupach męskich zdarza się, że tancerze występują w strojach kobiecych. W niektórych przypadkach mamy do czynienia z trzecią płcią. TEKST: Jan Oleksy ZDJĘCIA: Renata Lesner-Szwarc

R

enata Lesner-Szwarc po raz pierwszy przybyła na wyspy trzynaście lat temu, korzystając z programu Ministerstwa Edukacji i Kultury Republiki Indonezji Darmasiswa, z którego dostała stypendium, by badać kulturę przez taniec. - Zawsze starałam się łączyć przyjemne z pożytecznym, czyli turystykę z nauką.

SAMA TYLKO W SAMOLOCIE Do Indonezji podróżuje w ciemno, pomaga jej znajomość języka, nie musi się stresować, że się nie dogada. Ułatwieniem jest także znajomość realiów tego kraju. - Lokalni ludzie są na tyle mili, że często sami zapraszają do domu, a szczególnie, gdy kobieta jest sama. Mam takie wrażenie, że wszyscy chcą się mną opiekować. Tak naprawdę sama jestem tylko w samolocie w drodze do Indonezji. A to ktoś chce mnie podwieźć do hostelu, a inny mówi, gdzie można zjeść coś dobrego… Mam tam wielu przyjaciół, ale budowanie głębszych

34

miasta kobiet

maj 2014

relacji wymagało dużo czasu - twierdzi Renata Lesner-Szwarc.

ZDERZENIE Z INNYM ŚWIATEM Nikt się tam nie spieszy, na wszystko ma czas, dlatego często powtarzane jest określenie „gumowy czas” (jam karet). - Niejednokrotnie zdarzało się, że nauczyciele przychodzili godzinę spóźnieni, a 20 minut to był standard i nic się nie działo. Jak dochodzimy do momentu, że możemy leżeć dwie godziny na tarasie i rozmawiać z sąsiadami, to znaczy, że zaakceptowaliśmy indonezyjskie poczucie czasu - wyjaśnia badaczka. Pierwsze spotkanie z tańcem indonezyjskim miało miejsce w Instytucie Sztuk Indonezji w Surakarcie. - Tam uczęszczałam na zajęcia tańca tradycyjnego. Później prowadziłam badania nad tańcem związanym z obrzędami. Trudno mówić o tańcu w oderwaniu od kultury, chyba że myślimy o tańcu współczesnym, który ma charakter wyłącznie rozrywkowy. Popularne

tańce z Bali czy Jawy, znane w całej Indonezji, zaliczam do kategorii tańców integracyjnych. Najpopularniejszym z nich jest poco poco. Przybiera on formę aerobikową i służy wspólnej zabawie. Można go porównać do naszej gimnastyki przy muzyce - wyjaśnia etnolożka. Ten taniec jest domeną kobiet i dzieci. - Moim ulubionym tradycyjnym tańcem jest właśnie poco-poco. Fascynujące zjawisko. W dzielnicy, w której mieszkałam w Solo, przed 6 rano zamykane były ulice i panie z jednej dzielnicy wystawiały głośniki i ćwiczyły ten taniec - wspomina badaczka. Również przy okazji różnych uroczystości często organizowane są pokazy poco-poco, na których pojawiają się nawet stuosobowe grupy.

TANECZNE FLIRTOWANIE Innym tańcem integracyjnym z części północnej Bali jest joged, związany z flirtem, dlatego w repertuarze ruchów znajduje się wiele o zabarwieniu erotycznym, głównie ruchów


wakacje 2014 NASZA BADACZKA TWIERDZI, ŻE GDYBY NIE KOBIETY, TO INDONEZJA BY NIE ISTNIAŁA. KOBIETY SĄ NIE TYLKO SZYJAMI, ALE I GŁOWAMI RODZIN. bioder. Tancerka z grona osób podziwiających ten ekscytujący taniec, porywa wybranego mężczyznę do wspólnej zabawy. - W pierwotnej formie joged miał podtekst seksualny, bezpośrednio był związany z plonami i płodnością. Tańczono go na polach. W zakresie ruchowym opiera się na klasycznych tańcach rytualnych - tłumaczy Renata Lesner-Szwarc. W tej chwili przyjął formę zabawową, bo jako jeden z niewielu pozwala na interakcję z osobami, które obserwują tańczących. Joged często jest prezentowany turystom, którzy chętnie robią sobie pamiątkowe zdjęcia z pięknymi tancerkami.

TRZECIA PŁEĆ MA WIĘKSZĄ MOC Renata Lesner-Szwarc wyjaśnia, że z reguły zespoły taneczne są mieszane, ale występują również grupy typowo kobiece - gamelany balijskie czy jawajskie. Wówczas taki gamelan nazywa się ibu-ibu (ibu - to kobieta, a ibu-ibu - to kobiety). W grupach męskich zdarza się niejednokrotnie, że tancerze występują w strojach kobiecych. W niektórych przypadkach mamy do czynienia z trzecią płcią. - Według wierzeń osoby, które balansują między płcią męską a żeńską mają większą moc kontaktowania się z bóstwami - dodaje znawczyni tańców indonezyjskich. DZIEWCZYNKI TAŃCZĄ Z BÓSTWAMI W tańcach balijskich bardzo ważną rolę odgrywają dziewczynki, które jeszcze nie miesiączkują, bo jako czyste, mają ułatwiony kontakt z bóstwami, ale niestety mogą też ściągać demony. - Trzeba wiedzieć, że u Balijczyków dążących do harmonii zawsze występujeą dobro i zło. Dziewczynki uczestniczące w tańcach rytualnych rejang (proste ruchy wykonywane podczas procesji) i legong (bardziej wrafinowana forma) pojawiają się na wszystkich najważniejszych uroczystościach religijnych - mówi badaczka kultury. Zadaniem małych tancerek jest zapraszanie bóstw na ceremonię, dlatego są szczególnie chronione przez kapłanki, by ich spokoju nie zakłóciły demony. Kapłanki przygotowują je poprzez medytację, poszczenie i modlitwę, a później przewodniczą w tańcu. POZORNIE DOMINUJĄ MĘŻCZYŹNI Rząd zakłada równouprawnienie, ale codzienność pokazuje, że w życiu dominują mężczyźni. Wytłumaczeniem jest fakt, że około 90 procent mieszkańców Indonezji to muzułmanie, a islam narzuca pewien schemat funkcjonowania rodziny i relacji pomiędzy kobietą a mężczyzną. Na Bali natomiast wyznawana jest hindu dharma, gdzie linia męska też jest gloryfikowana. - Jednak choć dominuje płeć męska, to nie oznacza, że kobieta nie może realizować się jako rektor uczelni czy wykła-

dowczyni. Dzisiaj kobiety pojawiają się wszędzie, a Megawati Sukarnoputri została nawet prezydentem Indonezji - zaznacza uczona.

KOBIETY SĄ GŁOWAMI RODZIN Nasza badaczka twierdzi, że gdyby nie kobiety, to Indonezja by nie istniała. Kobiety są nie tylko szyjami, ale i głowami rodzin. - To one ciężej pracują niż mężczyźni. Niektóre moje znajome wstają o drugiej rano, by pojechać na nocny targ, a od trzeciej gotować jedzenie, by od rana móc sprzedawać wszystko w barach zwanych warungami - podaje etnolożka. Ponadto wychowują dzieci, dbają o męża i dom. W kulturze balijskiej zaleca się posiadanie czwórki potomstwa. Popularne są malowidła przedstawiające matkę z czworgiem dzieci. Jest szczęśliwa, uśmiechnięta, zadbana, a obok pojawia się przedstawienie kobiety potarganej, zmęczonej, po której skacze piątka albo szóstka dzieci. To swoista promocja modelu 2 plus 4. - Rzadko spotykałam rodziny bardzo wielodzietne, chyba, że mówimy o nieoficjalnej formie poligamii - wtedy trudno policzyć, ile dzieci powiły cztery żony - śmieje się Renata Lesner-Szwarc.

* Renata Lesner-Szwarc Ukończyła etnologię i antropologię kulturową na UMK oraz teorię tańca na Akademii Muzycznej w Warszawie, obecnie pracuje naukowo na UMK, zajmuje się studiami indonezjonistycznymi, lubi podróże, taniec, jest fanką jogedu, uwielbia cap cay i tempe.

Więcej zdjęć z podróży Renaty Lesner-Szwarc znajdziesz 6 maja na naszym Facebooku. Zajrzyj koniecznie!

miasta kobiet

maj 2014

35


wakacje 2014

Nie przekraczaj GRANIC Nasz styl bycia nie zawsze jest tolerowany w innych regionach świata. Co robić, by nikogo nie urazić? TEKST: Jan Oleksy

Z

acznijmy od państw muzułmańskich, do których tak chętnie jeździmy na wakacje. Egipt, Tunezja, Maroko to ciągle niezwykle popularne kierunki. Przede wszystkim wybierając się tam musimy pamiętać, że islam to nie tylko religia, ale również cały system norm, na punkcie których jego wyznawcy są bardzo przeczuleni. I choć w miejscowościach turystycznych w kwestii stroju można sobie na wiele pozwolić, to jednak poza nimi trzeba być znacznie ostrożniejszym. - Zalecałabym odzież raczej zakrywająca nasze wdzięki - radzi Eliza Łopacińska, podróżniczka. - Ja nosiłam zawsze długie zwiewne spódnice i lniane spodnie. Głowę okrywałam chustką. Nie trzeba zasłaniać twarzy bo jesteśmy Europejkami, ale należy pamiętać, iż to my jesteśmy gośćmi i musimy uszanować zasady - wyjaśnia podróżniczka.

ZAŁÓŻ CHUSTĘ NA GŁOWĘ W Iranie, kraju muzułmańskim, ze względów religijnych każda kobieta powinna mieć zakrytą głowę chustą, nawet turystka, która wychodzi jedynie poza pokój hotelowy. - Jadąc lokalnym autobusem w gorący dzień koleżanka zsunęła szal z głowy dla ochłody - mówi globtroterka Edyta Preisner. - Ludzie stojący na ulicy zauważyli to i krzyczeli, wymachując przy tym wymownie rękoma w naszą stronę. Dziewczyna szybko okryła się szalem. Podobną gafę popełniłam kilkanaście lat temu na plaży we Francji, pytając starszą muzułmankę, czy wygodnie jest jej kąpać się w morzu w kompletnym ubraniu. W odpowiedzi zobaczyłam tylko jej lodowaty wzrok - wyznaje pani Edyta. NIE ODSŁANIAJ NÓG Również jadąc do Indii kobiety powinny pamiętać, by się odpowiednio ubrać. - Hinduski lubią odsłaniać brzuchy, od niedawna także ramiona, ale za to nogi mają zawsze zakryte - krótkie spódniczki i szorty przystoją tylko dziewczynkom. Oczywiście będąc turystą nie należy aż tak bardzo przywiązywać do tego uwagi, jednak miniówka może wywołać szok,

36

miasta kobiet

maj 2014

nachalne spojrzenia i zachowania mężczyzn ostrzega Sumita Mira Sangar.

NIE JEDZ NA ULICY W Japonii nie jada się na ulicach i to nie tylko z powodu panującego tłoku. Tak po prostu nie wypada. W Kraju Kwitnącej Wiśni nie wchodzimy do domu w butach, nie używamy mydła w wannie, która służy jedynie do relaksu, nie wycieramy nosa w miejscach publicznych, przy powitaniu i pożegnaniu grzecznie się kłaniamy, a w restauracjach nie dajemy napiwków, bo to obraża kelnerów. ZACHOWAJ SIĘ PRZY STOLE Na inny aspekt jedzenia zwraca uwagę Ewa Bajraszewska, przewodniczka wycieczek zagranicznych. - Jeżeli w hotelu jest szwedzki stół, to niemile widziane jest pozostawienie jedzenia na talerzu. Można przecież w każdej chwili podejść po dokładkę, a nie brać od razu za dużo. I oczywiście niczego ze stołówki czy z restauracji nie wynosimy na zewnątrz ostrzega przewodniczka. Natomiast w krajach arabskich, jeżeli jakieś potrawy jemy nie sztućcami tylko bierzemy do ręki, to zawsze do prawej, bo lewą wykonujemy zabiegi higieniczne. FOTKI NIE ZAWSZE MILE WIDZIANE Wielu turystów nie jest świadomych, że obostrzeniom może podlegać fotografowanie. Na przykład nie wolno robić zdjęć budynków religijnych czy urzędowych. W krajach azjatyckich piętnowane jest też pstrykanie zabawnych fotografii przy portretach króla lub królewskiej pary. - W Maroku miejscowych drażni też wszechobecność aparatów fotograficznych - zasłaniają twarze, nie chcą być fotografowani i należy to uszanować, bo można paść ofiarą krewkiego Araba. Ci bardziej przedsiębiorczy chcą pieniędzy za możliwość zrobienia im zdjęcia - przestrzega Ewa Kubska. W Etiopii robiąc zdjęcia z tubylcami trzeba zapytać o zgodę i cenę, którą uzgadniamy przed, ale po zrobieniu już się nie targujemy. Może się zdarzyć, że matka zażyczy zapłatę

za każde dziecko, które stoi przy niej lub trzyma na rękach - wyjaśnia Ewa Bajraszewska. - Po ustaleniu ceny nigdy już nie można się targować, obojętnie, czy płacimy w Wenecji za rejs gondolą, czy w Egipcie za przejażdżkę na wielbłądzie.

PAMIĘTAJ O ZDJĘCIU BUTÓW Wiele gaf popełniamy nie znając dobrze zasad panujących w danej religii. Przed wejściem do świątyni buddyjskiej należy zdjąć obuwie. Można odpocząć na posadzce po strudzonym dniu, ale nie wolno siadać z gołymi stopami skierowanymi w stronę posągu Buddy. Kiedyś takie faux pas przypłaciłam stanowczym upomnieniem przez mnicha - wspomina Edyta Preisner. - Również w Indiach należy pamiętać, aby do świątyń wchodzić bez butów, a do świątyni dżinistycznej nie wnosić aparatów, ani żadnych rzeczy pochodzenia zwierzęcego. Paski ze skór i torebki należy zostawić na zewnątrz - radzi znawczyni Indii - Sumita Mira Sangar. TARGOWANIE MILE WIDZIANE Niechęć do targowania się na rynku (suku) jest w krajach arabskich uznawana za wielki nietakt i brak szacunku do sprzedawcy. Nabywając towar w takich miejscach, godzisz się automatycznie na negocjowanie ceny. We Włoszech według kodeksu handlowego bardzo źle widziane jest dotykanie na targowiskach towarów i wybieranie np. pomidorów samodzielnie. - A w sklepach nie ma zwyczaju, by rozmieniać pieniądze na drobne. Trzeba coś kupić - ostrzega pilotka Ewa Bajraszewska. SPOKOJNIE MOŻESZ SIĘ SPÓŹNIĆ Południowcy - Włosi, Grecy, Hiszpanie - mają dużo luzu. Gdy zostaniemy zaproszeni do kogoś do domu, najlepiej byśmy spóźnili się kilkanaście minut, nie tylko nie zostanie to odebrane jako niegrzeczne, ale także pozwoli gospodarzom na przygotowanie się do naszej wizyty. Przyjście na czas może oznaczać, że zobaczymy panią domu biegającą w szlafroku i robiącą dopiero makijaż.


Nie musisz radzić sobie sam. Skorzystaj z porad ekspertów.

Nowy numer miesięcznika już 5 maja w „Expressie Bydgoskim” i „Nowościach - Dzienniku Toruńskim”


męskim okiem

Zwińcie je w rulon Miłe Panie, nie wierzcie poradnikom! My naprawdę przekraczamy poziom umysłowo niedorozwiniętej owcy. Przynajmniej niektórzy z nas. Jacek Kowalski*

R

E

rozchodzą się do codziennych obowiązków, polegających na pielęgnowaniu trawnika i grze w polo. Mam wrażenie, że autorzy kobiecych poradników nie stosują półcieni. Na szczęście jednak kobiety są mądre i z reguły wiedzą znacznie więcej o życiu niż im się wypisuje. Ja wiem, że mówię teraz jak metroseksualny, który nie wychodzi z łazienki, więc dla złagodzenia tego efektu mam radę dla autorów poradników: zwińcie je w rulon i puknijcie się nim w głowę. Ci z grubych poradników mają przechlapane.

metody na gorący flirt, jak zupełne unikanie go i ukrywanie się w szafie. W poradniku poświęconym temu zagadnieniu znalazłem jednak sprzeczne informacje. W jednym z kolejnych akapitów autorka dowodzi bowiem, że „możesz być pewna jego zainteresowania, jeśli uporczywie się w ciebie wpatruje”. Jeśli chciałbym zastosować obie metody naraz, mógłbym dostać oczopląsu. Pytanie, czy wzbudziłbym w ten sposób zainteresowanie kobiety? Inny symptom męskiego zainteresowania: „jeśli mu się podobasz, mówi wtedy o wiele bardziej donośnie i dużo bardziej dynamicznie”. Jak jednak odróżnić zwyczajną próbę skomunikowania się od flirtu w przypadku - powiedzmy - nadpobudliwych z natury Sycylijczyków? Tego poradnik nie wyjaśnia. Na końcu powinni pisać małym drukiem, że za przypadkowe związki tak pouczonych kobiet z cholerycznymi, głuchymi Włochami redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Prawdziwe perełki jednak kryją się w poradnikach dotyczących kłótni. Oto opisana w poradniku sytuacja gorącego sporu kochanków: „Ola wypomniała mi, że pochodzę z rodziny, w której kiedyś niedobrze się działo - mówi Mariusz (28 l.), administrator sieci - To było dla mnie bardzo bolesne!”. Wytrawny autor bezbłędnie portretuje ludzkie emocje. Rozedrgane kobiety zawsze mówią przecież w taki sposób: „I wypominam ci, mój drogi, że pochodzisz z rodziny, w której działo się wyjątkowo niedobrze”. A wściekli faceci odpowiadają wtedy: „Ach, to jest dla mnie szczególnie bolesne”. Po czym obie strony

Jakież to wyzwania i pułapki czekają na kobietę? Kolorowe poradniki uczą, że są one rozliczne, lecz najgorsza z pułapek to facet. Zazwyczaj jest tępy i ślini się już na widok odsłoniętej kobiecej łydki. Gdyby mógł kąpałby się w piwie, czesał hot dogiem, spał w swojej odpicowanej furze. Wyjątkiem są faceci metroseksualni, jak się dowiaduję, niemal przez całą dobę niewychodzący z łazienki. Przy czym żaden poradnik nie wyjaśnił mi, co oni tam tak długo robią? Przyznaję: czytam namiętnie poradniki drukowane. Jestem ich wielkim fanem i garściami czerpię z nich życiowe mądrości. Jakże zresztą nie czerpać! Jeden z autorów na przykład stawia fundamentalne pytanie: „Jakie kobiety podobają się mężczyznom?”. Już, już chcę odpowiedzieć, że po prostu ładne, ale zdaję sobie sprawę, że to dowodzi mojego prymitywizmu. Postawiłem więc na wyrafinowanie: kobiety grające na ukulele trzymanym za głową. Lecz oto czytam dalej i co za niespodzianka: „Mężczyznom podobają się kobiety ładne” - pisze autor (autorka?). Bardzo byłem zaskoczony. Dalej czytam, że „mężczyzn kręcą też kobiety z pasją”. A więc jednak nie tak prosto! Dzięki lekturze poradników wiem, jakie kobiety mi się podobają. Ale skąd kobieta ma wiedzieć, że ja jestem nią zainteresowany? Są sposoby. Jeśli wykluczymy te mało wyrafinowane, znane z „Ostatniego tanga w Paryżu”, pozostaje flirt. I tu mamy też mnóstwo porad. Jak podaje pewne kompendium - „jeśli mężczyzna chce z tobą flirtować, będzie rozmyślnie unikał twojego wzroku”. Znane. Nie ma lepszej K

L

* Jacek Kowalski Reporter od 20 lat. Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii Reportaż. Domorosły muzyk, meloman i barista. Zawodowy ojciec na pełen etat. A

M

A

382314TRTHA


649914BDBHA

MATRYCA ENERGETYCZNA 2-DNIOWY WARSZTAT 17-18 maja 2014 roku.

Uczestnictwo w warsztatach zapewni Ci: rzetelny przekaz czym jest dwupunkt/matryca energetyczna skuteczną transformację ograniczających Cię przekonań poznanie i zgłębienie „przestrzeni serca” wyeliminowanie nadmiernych emocji, stresu, lęków

Dowiesz się jak: korzystnie wpływać na swoje zdrowie, innych oraz na odległość zaczniesz łatwiej podejmować decyzje zyskasz harmonię wewnętrzną otworzysz się na nowe możliwości

Więcej informacji znajdziesz na www.diamondtraining.pl kontakt telefoniczny: 783-221-889

374614TRBPA

Warsztaty poprowadzi Barbara Światkowska Certyfikowany Trener Rozwoju Osobistego w oparciu o praktykę KINSLOW SYSTEM AND QUANTUM ENTRAINMENT


Wiosenny przedsmak lata z INTEFERIE Barbarka w Świnoujściu Tylko u nas specjalne pakiety na wczasy wypoczynkowe połączone z zabiegami i rekreacją.

980 zł od osoby za 8 dni W cenie: 7 noclegów, 10 zabiegów i pełne wyżywienie w formie bufetu szwedzkiego Tylko dla czytelników Expressu Bydgoskiego, Nowości Dziennika Toruńskiego i Miasta Kobiet DODATKOWY ZABIEG GRATIS KAŻDEGO DNIA POBYTU. Rezerwując pobyt w INTERFERIE Barbarka w Świnoujściu powołaj się na naszą gazetę! INTERFERIE Barbarka w Świnoujściu to komfortowy ośrodek wypoczynkowy położony w uzdrowiskowej części miasta, zaledwie 200 metrów od plaży. Goście mają do swojej dyspozycji przytulne pokoje z łazienkami, telewizorem,

radiem, lodówką oraz sprzętem plażowym. Ośrodek posiada windy oraz certyfikat obiektu przyjaznego dla osób niepełnosprawnych. Kuracjusze korzystają z bogatej oferty rehabilitacyjnej: okładów borowinowych, kąpieli perełkowych, leczenia światłem, krioterapii czy magnetoterapii. Plan zabiegów ustalany jest zawsze po badaniu lekarskim na miejscu i szczegółowym wywiadzie zdrowotnym. Proponowane w INTERFERIE zabiegi są gwarancją szybkiego odzyskania zdrowia, przypływu ogromnej dawki pozytywnej energii i z powodzeniem wspierają leczenie narządów ruchu, układu krążenia czy dróg oddechowych. INTERFERIE to grupa chętnie odwiedzanych

hoteli, ośrodków wczasowych oraz sanatoriów dla dzieci i dorosłych zlokalizowanych w najpopularniejszych górskich i nadmorskich kurortach. Przez ostatnie 20 lat razem z INTERFERIE wypoczywało już ponad 7 milionów osób chwaląc sobie nie tylko urokliwe miejsca, ale przede wszystkim wygodne pokoje, smaczne jedzenie, ogromną liczbę zabiegów rehabilitacyjnych oraz atrakcyjny program pobytu. Więcej informacji: INTERFERIE Barbarka w Świnoujściu, ul. Kasprowicza 8, 72-600 ŚWINOUJŚCIE tel. 91 321 25 31 www.interferie.pl

653114BDBHA


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.