Lekarz Wojskowy 02/2013

Page 32

PRACE KAZUISTYCZNE korzystnym świetle, mało wspominał natomiast o sa‑ mym pacjencie. Obydwoje byli tym bardzo zdenerwo‑ wani. Wkrótce potem para rozstała się i dziewczyna znik‑ nęła z życia pacjenta oraz oddziału. Sam pacjent dość la‑ konicznie wypowiadał się na temat tego wydarzenia. Nie wdawał się w szczegóły i starał się nie okazywać emo‑ cji. Pozostawił jednak wspólne zdjęcie pary przymoco‑ wane do łóżka. Pod koniec miesiąca pacjent został przeniesio‑ ny do większej sali, gdzie leżał razem z żołnierzem służb specjalnych, poszkodowanym również na misji w Afganistanie. Pod koniec miesiąca z zespołu odeszła jedna wolon‑ tariuszka, która od pewnego czasu unikała spotkań z pa‑ cjentem. Swoją rezygnację tłumaczyła tym, że nie mogła znieść widoku tak okaleczonej osoby. Nie potrafiła tak‑ że wyobrazić sobie, jak może wyglądać życie pacjenta po takim wypadku i jak miałaby go wspierać. Sierpień 2010 Pacjent nadal nie wspominał byłej narzeczonej. Mimo tak trudnego położenia jego nastrój nie obniżył się znacz‑ nie, nadal sporo żartował. Nie był jednak zadowolony z przeniesienia do większej sali. Mówił, że woli leżeć sam, że poprzednia sala był ładniejsza. Mimo to nawiązał kon‑ takt z nowym współlokatorem, który okazał się bardzo rozmowny, aktywny i pozytywnie nastawiony do ota‑ czającego świata. Jego optymizm wpłynął na pacjenta mobilizująco. Poza stałą rehabilitacją zaczął wykonywać dodatkowe ćwiczenia wzmacniające ręce. Gdy obydwaj wykonywali ćwiczenia w ciągu dnia, żartowali, że mają na sali małą „siłownię”. Przy pomocy rehabilitantów pa‑ cjent zaczął przesiadać się na elektryczny wózek inwa‑ lidzki i jeździć nim po oddziale. Najbardziej stresujący dla pacjenta był moment przenoszenia go z łóżka na wózek i z powrotem. Kontakty z personelem medycznym zaczęły się po‑ prawiać. Pacjent zaczął pozytywnie wypowiadać się o niektórych pielęgniarkach. Stał się mniej krytyczny, bardziej otwarty. Mimo to, wciąż zdarzały się dni, kie‑ dy wytykał lekarzom błędy, a pielęgniarki oskarżał o za‑ niedbanie, kiedy nie przychodziły od razu po naciśnię‑ ciu dzwonka alarmowego lub gdy spóźniały się z pod‑ łączeniem tzw. tłuczka, czyli maszyny pomagającej mu od­dychać. Nie chciał także rozmawiać z etatowymi psy‑ chologami, którzy go czasem odwiedzali. W końcu sierpnia do zespołu dołączyła nowa wo‑ lontariuszka. Początkowo pacjent unikał bezpośrednie‑ go zwracania się do niej i nie zadawał pytań. Był tro‑ chę nieufny. Kilka razy powtórzył pytanie o korzyści, ja‑ kie dziewczyna wynosi ze spotkań z nim. Wkrótce jed‑ nak wątpliwości ustały i pacjent zaczął opowiadać jej trochę o sobie. Wspominał o tym, że pokłada nadzie‑ je w przyjeździe lekarza z Bydgoszczy. Lekarz ten – spe‑ cjalista od urazów kręgosłupa – miałby pomóc w reha‑ bilitacji i przygotowaniu do protezowania. Opowiadając 156

o bieżących wydarzeniach wspominał, że był na ognisku zorganizowanym w klinice psychiatrycznej. Cieszył się, że tam był, gdyż ludzie byli dla niego bardzo mili, stwo‑ rzyli rodzinną atmosferę. Zabranie pacjenta na ognisko było pomysłem psychiatry, który wizytował go czasem. Była to dobra okazja do poznania ludzi, o których do tej pory pacjent miał złe zdanie, a także możliwość spotka‑ nia znajomych żołnierzy. Pacjent opowiadał o mieszkaniu, które otrzymał od wojska. Bardzo się z niego cieszył. Miało ono być urządzone i przystosowane do jego potrzeb. Większość czasu na spotkaniach wypełniały wspo‑ mnienia z dzieciństwa – o ogniskach w lesie, kuligach i zabawach z rówieśnikami. Pacjent lubił przyrodę. Od‑ ległe wspomnienia sprawiały mu pewną przyjemność. Pacjent rozczulał się, mówiąc o zwierzętach lub małych dzieciach – zarówno tych ze swojej rodziny, jak i dzie‑ ciach lekarzy z Ramstein, które kiedyś poznał. Do pacjenta zaczęła częściej przyjeżdżać matka (raz na tydzień). Pojawiło się także więcej odwiedzin ze stro‑ ny znajomych pacjenta. Wrzesień 2010 W sali nastąpiła zmiana – żołnierz, z którym pacjent miał tak dobry kontakt, został wypisany. Miał przychodzić do szpitala tylko na rehabilitację, ale zaczął również od‑ wiedzać pacjenta. Jeśli pacjent siedział w momencie od‑ wiedzin na wózku, jechali razem do szpitalnej kawiarni, kiosku lub bankomatu. Pacjent dostrzegł wiele barier ar‑ chitektonicznych w szpitalu, które utrudniały mu poru‑ szanie się na wózku. Na sali pojawili się dwaj inni mężczyźni. Pacjent twier‑ dził, że nie ma o czym z nimi rozmawiać. Pacjent pozostawał w dobrym nastroju. Ponownie dostał zaproszenie na ognisko w klinice psychiatrycz‑ nej. Tym razem pojechał tam z dwiema wolontariuszka‑ mi. Z wyjazdu był zadowolony. Miał poczucie, że jest tam zapraszany przez samych pacjentów. Czuł, że jest przez nich wspierany. Mówił, że chociaż się zmęczył, miło było pobyć wśród ludzi. Pani psycholog odwiedzała pacjenta i namawiała go na spotkania grupowe na oddziale psychiatrycznym. Do kliniki miał przyjeżdżać wózkiem, ale pacjent odma‑ wiał, tłumacząc, że źle się czuje i nie ma siły. Wolontariuszkom wyjaśnił, że nie potrzebuje tych spotkań, że tam jest dużo obcych ludzi, którzy mają zu‑ pełnie inne problemy. Twierdził, że nie było tam żołnierzy, za to dużo starszych osób. Miał poczucie, że go nie zro‑ zumieją. Zaznaczał także, że on nie potrzebuje psycholo‑ gów, nie jest „świrusem” i nie ma myśli samobójczych. Pacjenta odwiedził znajomy żołnierz, który opo‑ wiedział mu dokładnie, jak wyglądał wypadek. Poka‑ zał mu także filmy, na których talibowie wysadzali woj‑ skowe samo­chody za pomocą min, takich jak ta, która była powodem jego wypadku oraz ładunków wybucho‑ wych rzucanych na przejeżdżające pojazdy z żołnierzami. LEKARZ WOJSKOWY 2/2013


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.