LAJF Magazyn Lubelski #7

Page 31

Kiedy widziała go po raz ostatni, miał na sobie policyjny uniform, nie skórzaną kurtkę i przekrzywiony beret. A już na pewno nie nosił wówczas na ramieniu opaski z krzyżem lotaryńskim ani pistoletu maszynowego. Teraz oddał go Amerykaninowi, a sam wyjął z kieszeni maszynkę do strzyżenia owiec. Madame Planctin wyciągnęła ręce po dziecko, w końcu miała dobre serce, ale Sophie, skulona na krześle, obejmowała płaczącego Jacoba z całych sił. Silna, pachnąca nikotyną dłoń chwyciła ją za gardło, maszynka wgryzła się we włosy. Już rozumiała, dlaczego jako dziecko tak bała się fryzjera… Kasztanowe pukle opadały na główkę Jacoba… Po bólu i upokorzeniu ogarnęło ją otępienie. Prowadzona przez monsieur Bideta i policjanta w stalowym hełmie, szła przez wygrażające pięściami ludzkie urągowisko, wzdrygała się obok ruin zbombardowanych domów, trzy razy omal nie upadła na schodach św. Mikołaja, ale przytrzymała ją silna dłoń pachnąca nikotyną. Ile razy Sophie podnosiła wzrok, widziała górującą nad miastem katedrę. A kiedy dowleczono ją już do więzienia przy św. Teresy, w Notre Dame zaczęły bić dzwony, bo było przecież południe.

Chartres – dziś

Są sprawy, które kobieta może powierzyć tylko obcej kobiecie. Nawet jeśli jedna topiła się w brudnych wirach historii, a druga pamięta tylko ułamek tego, o czym uczono ją w szkole. Miriam trzyma za rękę madame Fasolette i delikatnie gładzi patykowate, już prawie trupie palce obciągnięte suchą, pergaminową skórą. Staruszka mówi coraz ciszej, tak cicho, że niektóre zdania pielęgniarka odczytuje tylko z ruchu jej warg. Ale tylko niektóre, te prostsze, jak „Jacob płakał i płakał” albo „włosy odrosły mi siwe”. Rozumie też to, co może odczytać, na

Zapytał o coś po francusku, ona mu odpowiedziała po niemiecku, i sama nie wiedząc kiedy, znalazła się wraz z nim na pachnącej rzeką i gorącym, rozgrzanym na słońcu tynkiem Rue des Oiseux.

pokój, przez okno, na ludzi, to wypatruje swojego ojca Reinhardta. Wierzyła, że ten wróci, przysłał jej przecież kartkę z Bramą Brandenburską, napisał, że kiedy tylko wojna się skończy…

– Jesteś prostytutką? – Niemiec spojrzał na nią z takim niesmakiem, aż się przestraszyła, że zaprowadzi ją z powrotem na dworzec. – Ja? Nie! – prawie wykrzyknęła. – A ty nie wiesz, co to za dom?

Śpij, syneczku, śpij, żołnierzu, Twoi koledzy tu leżą, Będziesz spokojny już tu. Na grób ci krzyżyk dali Virtuti Militari, Aj luli, luli, synku mój...

Jak mogła nie wiedzieć? To był przecież dom madame Planctin i jej córek, które straciły ojca na wojnie, tak jak ona straciła stryja. Do madame przychodzili goście, nawet urzędnicy prefektury, którzy przecież nie narażaliby swojej opinii, bywając w domu publicznym. Aby to udowodnić oficerowi, zaprosiła go na górę, do ciasnego pokoiku, w którym nie było ani parawanu, ani irygatora jak u prostytutek. Uwierzył. Zaparzyła kawy. – Czym się panu odwdzięczę? Niemiec otoczył ją opiekuńczym ramieniem i rozpiął haftkę munduru. – Pani jest bardzo piękna, mein Mädchen…

Chartres – sierpień 1944 roku

Jacob nie lubił jak inne dzieci trzymać buzi przy ramieniu matki. Uspokajał się, dopiero gdy Sophie brała go na ręce tak, jak Maryja małego Jezusa. Tłumaczyła sobie, że kiedy Jacob patrzy na

60

magazyn lubelski luty 2013

przykład list z prefektury departamentu Eure-et-Loir, który tylko taka dziwaczka jak madame Fasolette mogła złożyć we czworo i nakleić na widokówkę z pomnikiem bohatera narodowego Jeana Moulina. „Mamy honor powiadomić Panią, że po rozpatrzeniu zażalenia Pani, w związku z Pani wyjątkowym położeniem i zrozumiałymi obawami o życie, aresztowanie Pani oraz inne przykre incydenty towarzyszące aresztowaniu należy uznać za godną ubolewania pomyłkę”… Natomiast nie rozumie, dlaczego madame Fasolette, która nigdy z nikim nie utrzymywała kontaktów, akurat do jakiejś Anny Langfus z Sarcelles wysłała pocztówkę z bulwarem nad Eure. Miriam nie może przecież wiedzieć, że obie chodziły do tego samego liceum w Lublinie i chociaż w różnych miejscach Europy, to obie przeżyły dzięki litości niemieckiego oficera – tylko madame Fasolette obcięto włosy, zaś madame Langfus dano nagrodę literacką Goncourtów. Jednakże nawet gdyby dziewczyna interesowała się literaturą, i tak nie potrafiłaby zrozumieć, dlaczego Anna Langfus przekreśliła krótki liścik na odwrocie pocztówki, włożyła ją do taniej koperty i odesłała bez żadnych wyjaśnień. Może jako pisarka umiała przewidzieć, jakim okropnym babskiem stanie się już niedługo madame Fasolette? A może była w zmowie z Międzynarodowym Czerwonym Krzyżem („Z przykrością informujemy Panią, że o Mojżeszu i Hannie Fasolet, zamieszkałych w Lublinie, Polska, nie posiadamy danych w ewidencji”) i Ziomkostwem Lubelskim w Izraelu („Uprzejmie prosimy, do czasu przedstawienia wyjaśnień dotyczących Pani postawy moralnej w bolesnym dla Żydów okresie Zagłady, o nieponawianie zapytań”)? Oba listy madame Fasolette przykleiła do kartek z maszkaronami z chartryjskiej katedry, bo gdyby nawet przeżyła drugie dziewięćdziesiąt dwa lata i codziennie pytała o to samo, odpowiedzi byłyby niewzruszone jak maszkarony.

– kończyła nucić jedyną kołysankę, którą pamiętała z Polski, sama nie wiedząc, czy śpiewa ją bardziej Jacobowi, Reinhardtowi, czy może pamięci stryja. Nuciła, kiedy na dole domu rozległy się hałasy i kilka par ciężkich butów załomotało na schodach. Sophie drgnęła. Jacob zakwilił cicho i zamarł. Kroki nagle umilkły i w otwartych drzwiach stanęła madame Planctin. – To jest ta nazistowska kurwa! – wskazała palcem zaskoczoną Sophie. – Ja, monsieurs, nie mam z nią nic wspólnego! Ktoś ją odepchnął. Do maleńkiego pokoju wdarło się dwóch mężczyzn w cywilnych ubraniach, policjant w stalowym hełmie i czarnoskóry amerykański żołnierz. – And whose baby is this? – spytał. – Made in Germany! – zarechotał ktoś znajomy. Sophie podniosła głowę i ze zdziwieniem rozpoznała monsieur Bideta. magazyn lubelski luty 2013

61


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.