Magazyn Krakowski nr 1

Page 1

Bezpłatny magazyn NR 1 Rok I mail:redakcja@magazynkrakowski.pl www.magazynkrakowski.pl 20 GRUDNIA 2012

ANNA DYMNA

T R Z Y M AJMY SIĘ R A Z E M Kilku osobom w minionym roku udało się zrobić wiele, by nas podzielić. Różni nas Smoleńsk, Polska, historia. Także w Krakowie. My w Święta głos oddajemy Annie Dymnej...

W magiczną noc Bożego Narodzenia narodziła się miłość i ona stała się drogo-

wskazem. Szansą dla wielu ludzi naszej ery. O tym myślimy w te święta. Obok jest człowiek. Każdy zasługuje na szacunek i miłość, bo w każdym tkwi Boża iskierka. Kiedyś Bóg stał się człowiekiem, by nam to uświadomić, by dać nam siłę i szansę. I ludzie starają się być lepsi w te święta, pomagają sobie, obdarowują prezentami, spełniają marzenia.

Gibała: Tu będzie inny klimat

J

eszcze chwila, a o Krakowie powiemy: nowoczesne, otwarte miasto. Tutaj będzie dominować świeży, liberalny światopogląd. To tylko kwestia czasu. Zmiana klimatu jest nieuchronna – mówi w rozmowie z Magazynem krakowski poseł Ruchu Palikota, Łukasz Gibała. >> Wywiad na str. 8

Częściej się do siebie uśmiechają. Mnie człowiek bardzo fascynuje. To najpiękniejsze dzieło Boga. Wydaje mi się, że szukanie w czasie świąt i przez resztę roku w drugiej osobie iskierki dobra, to właśnie jest wiara w Boga. Gdy obserwuję naszą rzeczywistość, to często zachodzę w głowę, czemu tak wielu z nas chce zobaczyć

w drugim człowieku coś złego. I szuka się, drąży, na siłę! A sama zawsze byłam uczona, by robić coś dokładnie odwrotnego. Gdy idąc z moją mamą spotykałyśmy pijaka, zaczepiającego wszystkich dookoła, to ona podchodziła do niego, uśmiechała się i chwilę rozmawiała. To wystarczało, by dojrzeć w nim dobro.

Za-mieszkanie 2012

Szkoda, że często nie ufamy sobie nawzajem, oddalamy się od siebie. Powinniśmy trzymać się razem. W święta zawsze trochę się do siebie zbliżamy, uzmysławiamy, że nie ma nic cenniejszego niż mieć obok siebie kogoś życzliwego. To świetny czas, by powalczyć i zasłużyć sobie na przyjaźń drugiego człowieka. >> ANNA DYMNA, STR. 3

Iwan na Nowy Rok

K

J

tóre dzielnice lubimy i czy dom pod Krakowem rzeczywiście jest połączeniem wiejskiej sielanki i miejskiego stylu życia? Piszemy o wystawie „Za-mieszkanie 2012. Miasto ogrodów. Miasto ogrodzeń” zorganizowanej przez Instytut Architektury i Muzeum Narodowe.

ego autobiografia wstrząsnęła środowiskiem. Zdecydował się opowiedzieć w niej o wszystkim: korupcji w piłce, alkoholu i własnych szrankach z życiem. Dzięki temu powstała pozycja kultowa. Andrzej Iwan, legendarny reprezentant Polski, podsumowuje dla nas miniony rok.

>> Czytaj na str. 9

>> Czytaj na str. 15


2

Na poczatek

Czwartek, 20 grudnia 2012

Dumne narzekanie

Mówiąc i pisząc o Krakowie, można narzekać. Powodów nie brakuje. W mijający rok miasto weszło bez fajerwerków – dosłownie. Z budżetu nie udało się wysupłać kwoty pozwalającej sfinansować imprezę sylwestrową. Stolica polskiej kultury przywitała nowy rok po cichu. A później przyjęła kolejny cios. Wawel, Stare Miasto, Kazimierz, wszechobecni turyści – wydawało się, że mamy wszystko, by ugościć u siebie odbywającą się w Polsce największą sportową imprezę w Europie. Nie udało się. A władze zamiast przyznać się do własnej

nieudolności i przeprosić krakowian za brak EURO 2012, jedynie szukały dróg, którymi uciekną od odpowiedzialności. A przecież prezydent Jacek Majchrowski od lat dostaje mandat zaufania właśnie po to, by grać z nami w otwarte karty. Narzekamy też, bo ostatnie lata to proces powolnego rozpadu kulturalnego Krakowa. Niedawno Krakowskie Biuro Festiwalowe poinformowało, że w 2013 roku na krakowskich Błoniach nie odbędzie się Burn Selector Festival, jedno z najważniejszych muzycznych wydarzeń w Europie. Brakuje

Bogusław Kośmider, przewodniczący Rady Miasta, w trakcie debaty „Turowicz na XXI wiek”. Tytuł zostanie nadany pomimo wątpliwości zgłaszanych przez PiS.

LICZBA TYGODNIA

800 – tysięcy złotych ma kosztować organizacja tegorocznego Sylwestra w Krakowie. Wystąpią m.in. zespół Pod Budą i Kroke

Reklama

dzie nasz: krakowski. Albo EURO 2012. Kraków zyskał na nim bardzo wiele, na lata i o tym trzeba pamiętać. A kryzys w kulturze? Oszczędność leży w naszej naturze. Inaczej mówiąc, „Magazyn Krakowski” jest po to, by szukać środka. Jeśli narzekać, to z dumą. A przy tym – choć to często tylko slogan – być blisko Czytelników. Proszę nas sprawdzać. Właśnie dlatego uruchomiliśmy stałą infolinię. Jesteśmy także w internecie. Z nowym rokiem idziemy w miasto i już dziś zapraszamy na debaty: o krakowskiej polityce, kulturze, sporcie. Będą się odbywać pod szyldem „Magazynu Krakowskiego”. Byłoby świetnie, gdyby zechcieli Państwo porozmawiać z nami o Krakowie. Nawet jeśli czasem trzeba będzie dumnie ponarzekać. JANUSZ SCHWERTNER

Łyk Krakowiaka i nuta tradycji

CYTAT TYGODNIA

Władysław Bartoszewski zostanie Honorowym Obywatelem Miasta Krakowa

kasy, a radni przezornie ostrzegają, że zaraz upadać będą biblioteki, muzea i teatry. Jakby zapominali, po czyjej stronie leży wina. Mówiąc i pisząc o Krakowie, można czuć dumę. I znów powodów nie brakuje. Woody Allen zapytany w minionym roku o nasze miasto stwierdził: to cudowne miejsce. Dodał, że swoją miłością do Wisławy Szymborskiej mógłby przenosić góry. Gdy jeszcze żyła, mawiał: czuję się zaszczycony, że wie o moim istnieniu. Podobne uczucia uczucia muszą towarzyszyć tym, o których istnieniu świadomość ma Władysław Bartoszew-

ski. To rodowity warszawiak, ale na zawsze złączony z Krakowem. Wkrótce odbierze tytuł Honorowego Obywatela Miasta Krakowa. Przed kilkoma dniami poinformowano otym wtrakcie debaty oJerzym Turowiczu, wybitnym krakowskim dziennikarzu. Szymborska, Bartoszewski, Turowicz – współcześni bohaterowie pokoleń. I dalej: Anna Dymna, Jerzy Stuhr, Adam Boniecki, Sławomir Mrożek... Gdy się o nich myśli lub pisze, to czuć dumę. I już nie chce się narzekać. Dostrzega się ludzi, którzy na co dzień tworzą magię tego miasta. I nawet widzi się plusy tam, gdzie wcześniej nie chciało się ich szukać. I tak na przykład Sylwester – nie odbył się przed rokiem, ale w tym powróci. Nie wszystkim przypadnie do gustu, bo zabraknie europejskich gwiazd – lecz bę-

J

est 1840 rok. Na ulicy Lubicz, w pobliżu Dworca Głównego w Krakowie wzniesione zostają potężne budynki. Dysponuje nimi Rudolf Jenny, który w tym miejscu zamierza produkować wspaniałe galicyjskie piwo. Tym samym powołuje do życia „Browar Johna”, dumę XIX-wiecznego Krakowa. Odnosi sukces. Po jego śmierci zastępuje go zięć, później synowie i aż do początku nowego wieku Browar pozostaje w gospodarnej rodzinie. Dopiero w 1903 roku interes przejmuje baron Jan Goetz – Okocimski. Już w trudniejszych czasach „Browar Krakowski” – bo taką nazwę nadał mu nowy właściciel – radzi sobie świetnie. Ten smak, ten zapach podkreślają wszyscy krakowianie. W 1968 roku Browar przejmuje krajowy potentat – Okocim. A gdy ten zostaje wchłonięty w 2001 roku przez duńskiego Carlsberga, historia krakowskiego browaru dobiega końca.

Magię dawnych chwil krakowianom stara się przypomnieć Browar Południe. Szkoda, że nie krakowski (produkcja odbywa się w Wąsoszu nieopodal Częstochowy), ale... to jedyny minus. Piwo „Krakowiak”, bo o nim mowa, smakuje świetnie i stara się dochować tradycji. Wyróżnia się klimatycznymi etykietami, przedstawiający-

Telefon 799-219-599 Zainteresowała lub poruszyła Cię jakaś sprawa? Zadzwoń do nas. Nasz numer jest dostępny dla Czytelników przez cały tydzień – czekamy na Wasze telefony. Zachęcamy także, by śledzić nasze konta na portalu Facebook i Twitter. Z radością porozmawiamy z Wami o Krakowie. Reklama

mi dumny krakowski Barbakan i krótką historię galicyjskich tradycji piwowarskich. Producenci piszą: „W hołdzie wielkim mistrzom galicyjskiego piwowarstwa uwarzyliśmy Krakowiaka. Podtrzymując tradycję, nie filtrujemy naszego piwa, aby zachować jego naturalny charakter, pełny zapach i smak”. Zanim pełnoletni Czytelnicy przejdą do degustacji, warto wiedzieć, że... wypijając sześć butelek piwa pochłaniamy tyle samo kalorii, co spożywając pół litra wódki. Równocześnie, szklanka piwa ma taka samą wartość odżywczą, co pięćdziesiąt gramów chleba pszennego i tyle samo fosforu co jeden banan. Szklanka zimnego piwa dostarczy też tyle samo magnezu, co ugotowane jajko. Ale... najważniejsza jest tradycja. Nikt już nie odtworzy smaku, jaki mieli być może okazję poznać Stanisław Wyspiański czy Jan Matejko, mieszkańcy XIX-wiecznego Krakowa. „Krakowiak” daje nam jednak namiastkę dawnego Krakowa. A to i tak dużo.

Wolne miasto NH Początkowo traktowano to jako żart. Później jako artystyczny happening. Dopiero teraz wydaje się, że to inicjatywa całkiem na serio. Trzech rodowitych mieszkańców Nowej Huty – artyści Adam Grzanka i Marcin Bąk „Bzyk” oraz działacz społeczny Maciej Twaróg chcą, by historia zatoczyła koło. Na doprowadzenie do referendum, w którym mieszkańcy Krakowa zdecydują o odłączeniu się bądź nie Nowej Huty od Krakowa, dają sobie prawie cztery dekady. Do historycznego wydarzenia wedle marzeń Macieja Twaroga mogłoby dojść w 2049 roku, w dokładnie setną rocznicę rozpoczęcia budowy Huty. Całe zamieszanie ma przy okazji wypromować ciągle walczącą ze stereotypami dzielnicę. W zeszłym tygodniu organizatorzy spotkali się nawet z prezydentem Jackiem Majchrowskim. - Spotkaliśmy się z niezrozumieniem i delikatnie rzecz ujmując z agresją i szyderą – komentowali w internecie inicjatorzy akcji. Magazyn Krakowski Extra Wydawca: Future is Now Na podstawie umowy franchisowej z Extra Media sp. z o. o.

Adres redakcji: Markowskiego 4/8, 31-881 Kraków. redakcja@magazynkrakowski.pl, telefon: 799-219-599 Redaguje zespół: Janusz Schwertner (redaktor naczelny), Kacper Kępiński (Przestrzeń miasta), Jakub Sochacki (Dawno temu w Krakowie), Bartosz Paleta. Reklama: Dominika Kowalska, Alicja Krok, Magdalena Wojtowicz, Mateusz Górski. Design: Sarah Balikowski. Grafika: Katarzyna Skoczylas. Redakcja nie odpowiada za treść reklam i ogłoszeń.


Temat numeru

3

O tym, co ważne W Święta chcemy myśleć o tym, co naprawdę ważne. O miłości i ludzkiej sile. Zapomnieć o podziałach, które od momentu katastrofy smoleńskiej drastycznie dotknęły także Kraków. Na kilka dni powinno się udać. A może na dłużej? ANNA DYMNA O... ŚWIĘTACH Między teatrem, studentami, Salonami Poezji, pracą w fundacji zawsze znajduję czas na ważne sprawy. A święta i tradycje są dla mnie najważniejsze. Bo właśnie te tradycje świąteczne pozwalają mi zatrzymać się w tym pędzie codzienności, złapać oddech, uspokoić myśli i utrzymać pion. I staram się, by nic się nie zmieniało… by było tak, jak w dzieciństwie. Od lat przed świętami spotykam się przy dużym stole z przyjaciółmi i rodziną. Kleimy aniołki i szopeczki z masy solnej. Każdy przynosi butelkę wina, bakalie, wyrabiam masę solną, rozdaję stolniczki… i przystępujemy do pracy. Na te chwile zwyczajnych rozmów przy aniołkach czekam cały rok. Chyba są nam wszystkim potrzebne… Zwykle nie ma przecież na to czasu.

KOMERCJI To jest zupełnie poza mną. Przepraszam, ale nie lubię dużych galerii i tłumów. Już po chwili czuję się tam przytłoczona, zagubiona, zmęczona i chce mi się płakać – trudno, tak mam. Z drugiej strony, dla dzieci musi to być prawdziwy raj. Wszystko się świeci, są choinki, pomiędzy stoiskami przechadzają się mikołajowie. Jak w bajce. Nie znam z mojego dzieciństwa takich obrazków. Gorzej, gdy te zakupy stają się istotą świąt i głównym ich elementem. Ale prezenty są przecież ważne. Wszystko jedno, czy małe, czy duże, są symbolicznym gestem życzliwości, miłości, przyjaźni. Zwyczaj dawania prezentów nigdy nie powinien być tylko obowiązkiem tradycji. Tradycje mają w sobie ogromną mądrość wielu pokoleń i powinny nam dawać dużo do myślenia.

POLITYCE Za głupia jestem by o niej mówić. Ale jak czytam gazety i oglądam dysputy polityków w telewizji to czasem płakać się chce. Więc chyba jest dołująca i zniechęca. Ale ja na co dzień współpracuję z ludźmi dobrej woli, którzy robią wszystko bezinteresownie. Polityków też znam wspaniałych. Ale od całej polityki trzymam się z daleka, choć to nie jest łatwe… szczególnie przed wyborami. Muszę być apolityczna, bo prowadzę fundację i nie mogę wejść w żadne tryby polityki, bo by mnie zmiażdżyły wcześniej czy później. Muszę myśleć o moich podopiecznych i pomagać ludziom bez względu na ich wiarę, przekonania polityczne. Muszę być twarda i konsekwentna. Gdybym nie miała fundacji na pewno mogłabym o polityce porozmawiać. Dzisiaj nie zdradzam nawet moich sympatii. Nie mogę! Ale często jestem wywoływana do odpowiedzi przez media. Muszę zajmować stanowisko w trudnych kwestiach. Nie uchylam się, ale to jest bardzo trudne. Tym bardziej że różnie one działają. Czasem mam wrażenie, że jakiś dziennikarz tylko szuka sensacji, afery, zła. Bo dobrze się to sprzedaje. Czasem muszę odpowiadać na bezsensowne, podchwytliwe pytania. Być może tak musi być. Wiem jedno. Bez mediów nie da się robić ważnych rzeczy. Ich pomoc jest niezbędna w nagłaśnianiu problemów, w walce o prawa i godność ludzi. Przez wiele lat współpracuje z wieloma mediami i dzięki nim udało się zrobić wiele wspaniałych rzeczy.

O to, co ważne, pytamy Annę Dymną. Krakowiankę, znakomitą polską aktorkę. Rozmawiamy o różnych sprawach: o świętach, Bogu, ale też o polityce i studentach. Także o sile, jaka tkwi w podopiecznych fundacji „Mimo wszystko”, która w przyszłym roku obchodzić będzie swoje dziesięciolecie. I wydaje nam się, że właśnie to ma sens. STUDENTACH Kiedyś zastanawiałam się, czego będę uczyła studentów w czasach, gdy świat jest zupełnie inny niż za mojej młodości, gdzie wszystko się już dawno przewartościowało. Chciałam ich uczyć miłości do zawodu, ale przecież jak oni pójdą gdzieś na casting, to nic z niej nie zostanie. Do moich obowiązków na pewno należy zaś uczenie ich profesjonalizmu, techniki, skupienia, pracy zbiorowej, punktualności. Także życzliwości, koleżeńskości, szacunku do tego zawodu. W aktorstwie nieważne, czy masz złamaną nogę czy akurat masz sraczkę – jeśli cię potrzebują, to musisz grać. Ja sama dopiero w pewnym momencie zdałam sobie sprawę z tego, co jest najważniejsze. Wszystko jedno, co kto napisze, nikt nie odbierze mi radości z bycia na scenie. Nie ma dla mnie piękniejszego miejsca na ziemi niż teatr.

UMIERANIU Gdy wracam z rozmów z ludźmi, którzy mają Huntingtona, to widzę, jak oni umierają z pełną świadomością. A ja z nimi rozmawiam. I czasem nawet sama nie wytrzymuję. No bo jak człowiek wie o tym, że powolutku będzie tracił mózg, nie będzie mógł się ruszać i prawdopodobnie za trzy lata umrze, tymczasem przy mnie jest wesoły i uśmiechnięty, to sama zastanawiam się: „Boże, ale o czym ja będę z tobą rozmawiać?”. A on na to: jakże o czym? O pięknych momentach życia – o tym, że mogę jeszcze ruszać dłonią i trzymać aparat! I wtedy myślę, jak JANUSZ SCHWERTNER piękni i niezwykli są ludzie.


4

Wydarzenia

Czwartek, 20 grudnia 2012

Bez targu o Targi Władze miasta w porozumieniu z Krakowską Kongregacją Kupiecką wyłaniają organizatora Targów Bożonarodzeniowych i innych imprez okolicznościowych odbywających się m.in. na Rynku Głównym w wyjątkowo niejasnych okolicznościach. Wątpliwości budzą zwłaszcza personalne koligacje członków Kongregacji i spółki zajmującej się obsługą targów. Wygląda na to, że kilka osób opacznie zrozumiało potrzebę rodzinnego przeżywania świąt. Miasto Kraków corocznie organizuje szereg uroczystości związanych z odbywającymi się cyklicznie festiwalami i tradycyjnie obchodzonymi świętami. Organizacją tych imprez i towarzyszącym im targom zajmuje się – na podstawie trzyletniej umowy – Krakowska Kongregacja Kupiecka. A ta obowiązki związane z dzierżawą terenu i wynajmem stoisk za gigantyczne pieniądze zleca Krakowskiemu Przedsiębiorstwu Wytwórczo-Usługowemu „Artim”. W bardzo niejasnych okolicznościach.

Rodzina na swoim Na swojej stronie internetowej firma chwali się organizacją m.in. Targów Bożonarodzeniowych, Wielkanocnych, Festiwalu Pierogów czy Festiwalu Nauki i Jarmarku św. Michała. Ponadto zajmuje się dostarczaniem kiosków handlowych, namiotów, sań i wiat stanowiących wyposażenie stoisk oraz urządzeń kiermaszowych i elektrycznych. Podczas trwających właśnie Targów Bożonarodzeniowych przechodząc przez Rynek Główny można zobaczyć kramy i ich wyposażenie należące niemal w całości do firmy „Ar-

tim”. Przedsiębiorstwo pobiera taką samą opłatę za wystawienie kramu oraz dzierżawę terenu pod stoisko przywiezione przez najemcę. Wynosi ona 15 tysięcy złotych za zwykłe stoisko i około 40 tysięcy za stoisko typu grill za okres od 30 listopada do 26 grudnia. Istnieje także możliwość prowadzenia działalności do 10 stycznia za dodatkową opłatą. Za wyposażenie kramów, które

zacja imprezy na przestrzeni ostatnich kilku lat tylko to potwierdza – mówi Szatanik. I dodaje. – Poza tym nie było przetargu, bo żadna inna firma nie wyraziła zainteresowania podjęciem się tego zadania – tłumaczy. Tylko skąd to wiadomo, skoro do przetargu nigdy nie doszło? Największe wątpliwości budzą koligacje rodzinne między stronami umowy. Sekretarzem Rady

oferuje przedsiębiorstwo, kupcy oczywiście również muszą dopłacić. Tak wysokie stawki oznaczają, że „Artim” zarabia na wynajmie sześćdziesięciu stoisk handlowych podczas samych Targów Bożonarodzeniowych ponad milion złotych. Miasto ma z tego niewiele. Za dzierżawę znacznej części Rynku Głównego pobiera jedynie skromną kwotę 81 tysięcy złotych. O powody, dla których miasto nie rozpisało przetargu na organizację tegorocznych targów, pytamy Filipa Szatanika, zastępcę dyrektora Wydziału Informacji, Promocji i Turystyki Miasta ds. Informacji. – Wyborem organizatora zajmuje się Krakowska Kongregacja Kupiecka. Jestem przekonany, że ma ona dostateczne doświadczenie, by wyłonić właściwą firmę do obsługi targów. Profesjonalna organi-

Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej jest Zygfryd Roman Gawrysiak, wieloletni prezes, a od stycznia 2012 roku członek Rady Nadzorczej spółki „Artim”. Obecny prezes tej firmy to natomiast inny przedstawiciel Kongregacji Dariusz Michalak, zięć Gawrysiaka. Stanowisko dyrektora firmy piastuje za to Jerzy Kotala, który jednocześnie pozostaje... zastępcą prezesa Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej. Ale to nie wszystko. Kotala jest także właścicielem Baru Królewskiego, który prowadzi podczas Targów Bożonarodzeniowych wszystkie stoiska z najbardziej dochodowym Grzańcem Galicyjskim.

taniem o możliwość dzierżawy stoisk z grzańcem. Okazuje się, że wszystkie lokalizacje zostały już zajęte. Potwierdzają się także informacje kupców, którzy twierdzą, iż rozdysponowanie najlepszych miejsc następuje niejawnie i wiąże się z koniecznością dopłaty. Gdy prosimy przedstawicielkę firmy o udzielenie informacji na temat organizacji Targów Wielkanocnych informuje, że koszt dzierżawy zwykłego stoiska w terminie od 22 marca do 1 kwietnia to 5490 złotych. Po wpłynięciu pieniędzy na konto, obiecuje podać... prywatny numer do prezesa, z którym należy uzgodnić kwestię lokalizacji stoiska. Rozmawiamy z jednym przedsiębiorców, który prosi o anonimo-

powierzchni. Tymczasem jeżeli na terenie będącym własnością gminy (m. in. Rynek Główny) działalność prowadzi we własnym imieniu członek spółki dzierżawiącej targowisko – czyli m.in. Jerzy Kotala – stawka ta jest niższa i wynosi 3zł/m2 dla obiektów do 20 metrów kwadratowych (m. in. stoiska z Grzańcem Galicyjskim) oraz 4zł/m2 powyżej tej powierzchni. Dokument ten pozwala członkom firmy „Artim” na dzierżawę stoisk za półdarmo. Korzystają z tego nie tylko w przypadku Targów Bożonarodzeniowych. Przykład? Chociażby tegoroczny Festiwal Pierogów, podczas którego działalność prowadziły dwie firmy gastronomiczne związane z Kotalą.

wość. Twierdzi, że zarząd spółki przez wiele lat obiecywał miejsca na Targach Bożonarodzeniowych w zamian za dzierżawę stoisk na imprezach odbywających się w Krynicy i Katowicach. Również obsługiwanych przez firmę „Artim”. Przedsiębiorcom, którzy zdecydowali się na taki układ, przyniosły one sporo straty. Największe wątpliwości budzi jednak punkt ósmy dokumentu opublikowanego 5 września 2005 roku przez Wydział Podatków i Opłat Urzędu Miasta Krakowa. Określa on zasady prowadzenia działalności z budynków lub ich części oraz innych obiektów budowlanych zlokalizowanych na targowisku. Wysokość dziennej stawki dla zwykłych kupców to 5 zł za metr kwadratowy dla obiektów do 15 metrów kwadratowych oraz 4zł/m2 powyżej tej

Miasto traci

Reklama

Z prezesem prywatnie Spośród wszystkich kramów są one najlepiej wyeksponowane. Dzwonimy do firmy „Artim” z py-

Powierzając rolę organizatora świątecznych imprez Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej władze miasta powoływały się na jej ponad 600-letnią tradycję. To chwalebne, ale obecnie wygląda na to, że przede wszystkim dąży ona do całkowitej monopolizacji branży. Pomija interesy kupców, którzy nie chcą się zgodzić na narzucone przez nią warunki. Na niejasnych zasadach organizacji targów traci także budżet Krakowa. Biorąc pod uwagę wszystkie imprezy okolicznościowe miasto mogłoby zarabiać rocznie kilka milionów złotych. A tak trafiają one w ręce osób prywatnych. BARTOSZ PALETA ZDJĘCIE: BOGUSŁAW ŚWIERZOWSKI/INFO KRAKÓW 24


8

Wywiad numeru

Czwartek, 20 grudnia 2012

Tu będzie inny klimat Łukasz Gibała, krakowski poseł Ruchu Palikota, a wcześniej Platformy Obywatelskiej o tym, czy Kraków jest miastem konserwatywnym i czy sam wyrósł z „konserwy”. Rozmawia Janusz Schwertner.

Kraków to miasto konserwatywne? To stereotyp, który już wkrótce przestanie funkcjonować. To miasto się zmienia, staje się coraz bardziej otwarte. Zmiana klimatu jest nieuchronna.

To na pewno jest w interesie Krakowa. Dotowanie co roku milionem czy dwoma wystarczyłoby Wandzie, by awansować wyżej i stać się wizytówką miasta. Przecież to naprawdę bardzo niewiele z punktu widzenia całościowego budżetu. Radni postępują nieracjonalnie spychając Wandę na margines, ale niestety moje próby przekonania ich zawsze pełzły na niczym. Niestety również sponsorzy preferują inwestowanie w piłkę nożną niż trzecioligowy klub żużlowy. Wandzie udało się załatwić tylko jakieś niewielkie z punktu widzenia potrzeb pieniądze. Dlatego to tak ważne, żeby pierwszy krok wykonało miasto. Na razie radni popełniają wielki błąd.

Politycznego także? W kolejnych wyborach pewnie wygrywają konserwatyści. Ziobro, Gowin czy Duda mają niezachwianą pozycję. Znajdujemy się w momencie poprzedzającym duży przełom. Już w tej chwili powiedziałbym, że politycznie nasze miasto kroczy dwiema ścieżkami: konserwatywną i zupełnie nową, świeżą, bardziej dynamiczną, bo wydeptywaną przez młodych ludzi. Oni mają zupełnie inny światopogląd, bardziej liberalny. Proszę zwrócić uwagę, że średnia wieku wyborców Gowina to pewnie około 40-50 lat, a na moją partyjną koleżankę – Annę Grodzką – głosowali głównie ludzie poniżej trzydziestki. Kraków będzie się zmieniał właśnie dlatego, że młode pokolenie dochodzi teraz do głosu. I gdy patrzy Pan na odbywające się w naszym mieście transmisje telewizji Trwam u wzgórz Zamku Wawelskiego to nie myśli Pan sobie, że się myli? Nie, bo to nie przeczy mojej tezie. Te wszystkie marsze odbywały się w zasadzie w całej Polsce, nie tylko u nas, choć oczywiście w Krakowie miały one szczególnie silny charakter. W naszym mieście istnieje ciągle silne środowisko prawicowe, mocno związane z Kościołem. Proszę jednak zwrócić uwagę na ten drugi ruch, który się rodzi: jego twarzą jest młody człowiek o liberalnych poglądach, zwiastujący nowe czasy. W tej chwili jeszcze jest słabszy od skrzydła reprezentowanego przez Gowina czy Dudę – wystarczy porównać ich wyniki z moim czy Anny Grodzkiej – ja jednak sta-

Część kibiców jest rozczarowana, bo przed wyborami pojawiał się Pan na meczach, rozdawał ulotki, a teraz zniknął. Zastanawiają się, czy miałby Pan odwagę znów zasiąść wśród publiczności. Tak, bo niczego się nie wstydzę. Kibicuję Wandzie, jeszcze wiele razy będę przychodził na trybuny oglądać zawody. Co pan na to, żebyśmy razem wybrali się na najbliższy mecz? (do spotkania na trybunach Wandy Kraków rzeczywiście doszło, poseł Gibała regularnie pojawia się na trybunach – przyp. red.).

mał się z dyscypliny partyjnej i poparł projekt budowy wschodniej obwodnicy Krakowa. Wybory pokazały, że tamto wydarzenie miało kluczowe znaczenie. Ludzie docenili ten gest, o czym przekonałem się analizując motywy, jakimi kierowali się wyborcy gło-

„Politycznie nasze miasto kroczy dwoma ścieżkami: konserwatywną i zupełnie nową, świeżą, bardziej dynamiczną, bo wydeptywaną przez młodych ludzi.” wiam tezę, że to skrzydło powoli słabnie. Rewolucja ma twarze Gibały i Grodzkiej? I Majchrowskiego. To polityk starej daty, ale gdy tak często mówi się o Krakowie jako mieście konserwatywnym, to warto przypomnieć, że mieszkańcy trzy razy z rzędu wybrali człowieka o zdecydowanie lewicowych poglądach. Natomiast Gibała i Grodzka dają wyraz czemuś jeszcze nowemu: nie tylko istnieje pole dla poglądów liberalnych, ale do głosu dochodzi młode pokolenie, które już realnie wpływa na kształt sceny politycznej. Nie mam dokładnych danych, lecz przypuszczam, że mnie udało się wejść do Sejmu głównie dzięki nowej generacji. W kampanii na starcie dysponował Pan silnym orężem. Krakowianie pytali o tego nieznanego im posła, który w Sejmie wyła-

sujący na mnie. Tamta decyzja praktycznie wyrzuciła mnie z obiegu struktur partyjnych, ale finalnie przysporzyła mi wielu zwolenników – ludzi wybierających kandydatów w oparciu o lokalny patriotyzm. Kiedy pojawił się pomysł, by wykorzystać to w kampanii? Już w jej trakcie, gdy poseł Raś układając listy wyborcze chciał pozbawić mnie możliwości kandydowania. Zaznaczam: mimo że sam pochodzi z Krakowa, chciał ukarać mnie za nielojalność wobec partii, czyli de facto za wspieranie miasta, w którym obaj się urodziliśmy. To był kompletny nonsens i nieudolna polityczna gra. Zagotowałem się. Porozmawiałem z moimi współpracownikami i ustaliliśmy, że będziemy nagłaśniać tę sytuację. Wcześniej – proszę to dokładnie sprawdzić – nie eksploatowałem tego wątku.

Ale nie ma co ukrywać, do Sejmu dostał się Pan także dlatego, że dysponował olbrzymią kasą. Przy takiej ordynacji wyborczej i zepchnięciu mnie na dziewiętnaste miejsce na liście szansa na dostanie się do parlamentu praktycznie nie istniała. Bez odpowiednich środków finansowych byłoby ciężko, ale one nie miały kluczowego znaczenia. Wojciech Filemonowicz zrobił przecież równie dużą kampanię, a do Sejmu się nie dostał. Same plakaty, ulotki, afisze nie sprawią, że przekona się ludzi. Natomiast wyjście na ulicę, telefony, spotkania – już tak. Te sugestie, że udało mi się tylko dzięki wyłożonym pieniądzom to nonsens. Zdobyłem kilkanaście tysięcy głosów, bo byłem aktywny, krakowianie mieli okazje poznać tego faceta, który co chwila spogląda na nich z jednego z rzeczywiście licznych plakatów. A po wyborach zmienił Pan partię. Będąc w PO przekonywał Pan, że jako poseł ugrupowania rządzącego jest w stanie więcej załatwić dla Krakowa. Rzeczywiście tak było? Częściowo się rozczarowałem. Pozytywny przykład to budowa Narodowego Centrum Nauki przy ulicy Królewskiej, natomiast za wielką porażkę uważam brak podjęcia działań przy budowie wschodniej obwodnicy Krakowa. Mogę przywołać szereg argumentów, dlaczego ta inwestycja ma wobec innych priorytetowe znaczenie. Kraków ciągle jest niewłaściwie traktowany przez władzę centralną. Będąc w partii rządzącej można

z tym walczyć. Czy teraz stracę taką możliwość? Tak, na pewno. Dziś jestem w opozycji i nie będę w stanie w takim stopniu, jak wcześniej zabiegać o sprawy Krakowa. Z drugiej strony Ruch potrzebował kogoś silnie związanego z tym miastem, lokalnego patrioty, bo wcześniej takiej osoby tam nie było. Gdyby podczas głosowania ws. budowy obwodnicy Krakowa zamiast Pana siedziała w Sejmie Anna Grodzka, wybrana z Krakowa posłanka Ruchu Palikota, to pewnie nie wyłamałaby się z dyscypliny partyjnej. Bardziej obchodzą ją raczej sprawy Otwocka, skąd pochodzi.

Będzie okazja, by pokibicować, a przy okazji dłużej porozmawiać, jak to się stało, że liberał tak dobrze odnajduje się w konserwatywnym Krakowie... Mnie zawsze pociągały takie nurty, które pozostawały trochę na uboczu. Cała ta artystyczna bohema tego miasta, Piwnica pod Baranami. To wszystko bardzo mnie uwodziło. O naszym mieście mówi się, że jest bardzo konserwatywne, takie je pokochałem, ale sam chcę, żeby trochę się zmieniło. Wydaje mi się, że osoby z takimi poglądami jak ja, wyrosły właśnie z tej tzw. „konserwy”, na zasadzie mechanizmu: skoro jest akcja, to i reakcja. Liberalni politycy w tym mieście żywią się tym, co robią konserwatyści, wciąż zbijający polityczny kapitał na Smoleńsku czy relacjach z Kościołem. To podobnie jak z Tuskiem i Kaczyńskim. Im bardziej ten dru-

„Mnie zawsze pociągały takie nurty, które pozostawały trochę na uboczu. Cała ta artystyczna bohema tego miasta, Piwnica pod Baranami. To wszystko bardzo mnie uwodziło.” Pewnie ma pan rację. Moim zdaniem ona docenia wynik wyborów i będzie chciała robić jak najwięcej dla naszego regionu, ale przecież nie nazwiemy jej nagle lokalną patriotką. Możemy na nią liczyć, lecz sprawy naszego miasta pewnie nie są dla niej priorytetem.

gi brnie w tematy zamachu smoleńskiego, im bardziej się radykalizuje, tym paradoksalnie wzmacnia pozycję Tuska. Ale zobaczy pan – jeszcze chwila, a o Krakowie powiemy: nowoczesne, otwarte miasto. Tutaj będzie dominować świeży, liberalny światopogląd. To tylko kwestia czasu.

Jeśli mowa o kwestiach miejskich, to sportowa część Krakowa chciałaby, żeby pomógł Pan rozwinąć w mieście żużel, którym mocno się Pan interesuje.

Cały wywiad na naszej stronie internetowej – www.magazynkrakowski.pl ROZMAWIA JANUSZ SCHWERTNER ZDJĘCIE: SARAH BALIKOWSKI


Przestrzen ` miasta

Profesor, urzędnik i złom Stara kamienica, klimatyczne i nieco zagracone wnętrza pokryte patyną, widok na wąską zabytkową uliczkę. Taki obraz krakowskiego mieszkania obecny jest nie tylko w przesłodzonych telenowelach, ale także naszych wyobrażeniach. Tylko że prawda jest zupełnie inna. Jak mieszkają dzisiejsi krakowianie? Podobnie jak mieszkańcy całej Polski. Fragmentaryzacja przestrzeni, ogrodzenia, zanik więzi sąsiedzkich i niski standard architektoniczny znają też wrocławianie czy poznaniacy. Próbę diagnozy sytuacji mieszkaniowej w ogólnokrajowym zasięgu podejmują twórcy wystawy „Za-mieszkanie 2012. Miasto ogrodów. Miasto ogrodzeń.” zorganizowanej przez Fundację Instytut Architektury w Muzeum Narodowym w Krakowie. Odbywa się ona w setną rocznicę innego wydarzenia o podobnej tematyce – „Wystawy Architektury i Wnętrz w Otoczeniu Ogrodowym”.

Mieszkania dla klas Kraków potraktowaliśmy jako model większego polskiego miasta i zajęliśmy się zmianami, które zaszły w architekturze mieszkaniowej w ostatnim dwudziestoleciu – mówi Dorota Leśniak-Rychlak, jedna z kuratorów wystawy. – Wystawę z 1912 roku potraktowaliśmy nieco pretekstowo. Wykorzystaliśmy wątek proponowania różnych modeli zamieszkiwania w zależności od klas społecznych – dodaje. W 1912 roku obok nieistniejącego wówczas jeszcze gmachu Muzeum Narodowego wystawiono modele architektoniczne w skali 1: 1, wraz z kompletnym wyposażeniem. Każdy z prezentowanych typów za-

budowy był przeznaczony dla innego odbiorcy, z innej klasy społecznej. Zaprezentowane zostały podmiejski dworek dla klasy średniej, domek dla dwóch rodzin robotniczych, dom rękodzielnika oraz zagroda włościańska wraz z oborą i stodołą. Pomimo upływu stulecia, zmian ustrojowych, które na celu miały egalitaryzację społeczeństwa, dziś po dwudziestu latach kapitalizmu w Polsce znów obserwujemy silny podział oferty mieszkaniowej skierowanej do konkretnych grup społecznych. – W 1912 roku takie ujęcie było naturalne, a podział na klasy oczywisty. Wświetle teorii miasta-ogrodu Ebenezeta Howarda proponowano mieszkanie w domu z ogrodem stosownie do statusu mieszkańca. Przygotowując wystawę postawiliśmy hipotezę, że w Polsce, także w Krakowie – realizacja marzenia o zamieszkaniu we własnym domu z ogrodem

również zawiera wsobie mocny element statusowy – mówi nam Dorota Leśniak-Rychlak – Stąd nasza teza, że miasto się przestrzennie rozwarstwia. Tworzą się enklawy ludzi o podobnym materialnym statusie i stylu spędzania wolnego czasu, a zanika mozaika społeczna, z którą mieliśmy do czynienia wcześniej – przyznaje.

Pozorne uroki Dlatego w Krakowie znajdziemy mieszkania socjalne w zaniedbanych kamienicach (centrum), mieszkania w blokach z wielkiej płyty, gdzie mozaika społeczna jest jeszcze szczątkowo widoczna (np. Czyżyny), podmiejskie osiedla domków (np. Zielonki), grodzone osiedla dla klasy średniej (np. Ruczaj) i luksusowe apartamentowce w centrum, znajdujące się poza mocno wyludnionym Starym Miastem. – Wystawa pokazuje

charakterystyczne typy architektury mieszkalnej po 1989 roku. Stąd na przykład gentryfikowana kamienica i kontener socjalny – jako elementy tego samego zjawiska, czyli tworzenia z miejskich centrów parków tematycznych przeznaczonych dla klasy średniej. Mamy osiedla zamknięte, które poprzez realizację potrzeby bezpieczeństwa i porządku tworzą wycięte z miejskiej tkanki wyspy dla bardziej lub mniej wybranych – dodaje Leśniak-Rychlak. Blokowiska ukazane zaś zostały jako miejsca podlegające szczególnym procesom z jednej strony termomodernizacji, poprawy standardu, ale także znaczącej wymiany tkanki społecznej i degradacji przestrzeni wspólnych. Organizatorzy zwracają też uwagę na suburbanizację obrazowaną domem szeregowym na przedmieściu i podmiejską rezydencją. Ich mieszkańcy najwięcej czasu spędzają

Przestrzeń na wyższy poziom Dachy budynków, w których codziennie przebywamy, atrakcją Krakowa? To możliwe, ale pora przestać myśleć o nich jako o przestrzeni, z którą nic nie można zrobić.

Wygląda na to, że wkrótce wzorem do naśladowania będzie znajdujący się przy placu Szczepańskim Bunkier Sztuki. Grupa artystów chce, by dach galerii zaczął w końcu tętnić życiem. Projekt „Platforma” to inicjatywą artystki Anny Okrasko i studia projektowego LATALAdesign. W ramach działań zaplanowanych na najbliższe dwa lata planują oni doprowadzić do realizacji dostępnej dla wszystkich mieszkańców i turystów platformy na dachu Bunkra. Niedostępna do tej pory dla zwiedzających przestrzeń ma stać się miejscem wydarzeń artystycznych i wypoczynku, a to wszystko z zapierającym dech w piersiach widokiem na Stare Miasto i korony drzew sąsiadujących z Bunkrem Sztuki Plant. Będzie to miejsce unikatowe w skali Kra-

kowa – z jednej strony w samym centrum miasta, w sąsiedztwie najważniejszych zabytków, z drugiej odizolowane od ulicznego zgiełku, umożliwiać bę-

dzie kontakt – niestety tylko wzrokowy – z zielenią. – Chcemy stworzyć warunki, umożliwiające nie tyle komfortowe wyjście na dach, ale również

pozwalające ludziom robić to, na co mieliby tam ochotę, bez konieczności opłacania biletu wstępu – mówią organizatorzy. Udział przyszłych użytkowników

9

w samochodach dojeżdżając do miasta. Nie mają czasu cieszyć się się często jedynie pozornymi urokami życia na wsi.

Bez życia Wszystkie te tendencje składają się na niepokojący trend. Miasto nie jest już tętniącą życiem przestrzenią, a zbiorem różnych, monofunkcjonalnych, pomiędzy którymi nie zachodzą wspólne relacje i działania, a jedynie przemieszczanie z punktu zamieszkania do punktu pracy, nauki, zakupów... Świetnym komentarzem do tęsknoty za utraconą miejskością jest umieszczona na wystawie wypowiedź byłej szefowej krakowskiego Biura Planowania Przestrzennego, Małgorzaty Jaśkiewicz. – Dla mnie miasto jest wtedy prawdziwe, kiedy są takie sklepy, do których schodzi się rano po bułki, kiedy wychodzą panie z psami i gawędzą z sąsiadkami i kiedy pod drzewem przesiadują miejscowe lumpy. I to nie oznacza wcale, że jest niebezpiecznie. Mówię o typowej strukturze miasta, w której społeczeństwo było przemieszane. Mieszkali państwo profesorowe, mieszkał urzędnik i mieszkał facet, który zbierał butelki i złom. Jak odwrócić niepokojący trend? Po pierwsze, należy zmienić prawo dotyczące planowania przestrzennego. Ono musi zapewniać większy wpływ urbanistom na kształtowanie miasta. Potrzebne są także uchwały planów zagospodarowania, ale najważniejsze to zmienić myślenie nas samych. Miasta nie tworzą budynki, a ludzie, którzy w nich mieszkają. Kraków potrzebuje świadomych wyborów. Po to, by stworzyć warunki do rozwoju różnorodnej wspólnoty sąsiedzkiej, co wymusi powstawanie przyjaznej przestrzeni miejskiej. Tylko żeby tak się stało, na współpracę ze sobą muszą zdobyć się wszystkie krakowskie środowiska. Także politycy. Wystawa „Za-mieszkanie 2012. Miasto ogrodów. Miasto ogrodzeń.” czynna jest do 13 stycznia 2013 roku.

„Platformy” w procesie jej powstawania jest zresztą jednym z fundamentów całego projektu. Zaplanowany został cykl spotkań z pracownikami galerii i mieszkańcami Krakowa, podczas których wypracowane mają zostać konkretne rozwiązania, które w 2014 roku zostaną wprowadzone w życie. Podczas pierwszego spotkania z pracownikami pojawiły się wątpliwości dotyczące m.in. bezpieczeństwa użytkowników i możliwości zapewnienia przez Bunkier Sztuki stałej obsługi tego miejsca. O ile samo założenie bezpośredniego kontaktu artysty z lokalną społecznością i oddanie jej możliwości decydowania o swoim sąsiedztwie jest jak najbardziej słuszna, o tyle wątpliwości pojawiają się w momencie, kiedy spróbujemy tę lokalną społeczność wokół Bunkra zdefiniować. Od kilku lat mówi się przecież o wyludnianiu centrum Krakowa. W sąsiedztwie galerii nie ma wielu lokali mieszkalnych. Pytanie więc, którzy mieszkańcy będą mieli wpływ na kształt dachu Bunkra? – Plan jest taki, żeby mógł wypowiedzieć się każdy. Zobaczymy, jaką przyjmiemy formę, na pewno jednak wszyscy chętni będą mieli okazję

KACPER KĘPIŃSKI, ZDJĘCIA: JAROSŁAW MATLA

podzielić się swoimi pomysłami. Może to utopijna wizja, ale bardzo chcielibyśmy wprowadzić ją w życie – mówi nam Dagmara Latala ze studia projektowego LATALAdesign. Zagrożeniem związanym z realizacją projektu jest również ingerencja architektoniczna w bryłę Bunkra Sztuki i przestrzeń Plant. Elementem „Platformy” ma być planowana od frontu galerii wolnostojąca wieża z klatką schodową i windą, z której podwieszoną kładką będzie można dostać się na dach. Jak zauważają także i sami organizatorzy akcji, budynek galerii otwarty dla zwiedzających w 1965 roku jest znakomitym przykładem powojennego modernizmu i jednym z niewielu przykładów tak odważnego łączenia nowej architektury z zabytkową tkanką Starego Miasta. Przykłady z innych miast świata dowodzą, że nadawanie tego typu zapomnianym przestrzeniom nowych funkcji kulturalnych, wypoczynkowych i rozrywkowych, ma szansę wykreować nową, unikatową w skali miasta przestrzeń publiczną. KACPER KĘPIŃSKI ZDJĘCIE: LATALADESIGN, *PLATFORMA* – MODEL KONCEPCYJNY, 2012


Dawno Temu w Krakowie

Dom z widokiem na Wawel Widoczny na zdjęciu archiwalnym okazały budynek to Willa Rożnowskich. Wbrew pozorom nie została ona zbudowana na wyspie, chociaż przyznaję, że miałem taką nadzieję, gdy po raz pierwszy zobaczyłem jej zdjęcia. Do willi prowadzi wprawdzie pomost – bo w momencie wykonania zdjęcia w Krakowie trwała powódź. Powodzie były zresztą głównym powodem, dla którego budynek nie przetrwał do dzisiaj i został rozebrany. Swoją drogą, przy aktualnych cenach nieruchomości w Krakowie aż trudno sobie wyobrazić ile kosztowałby metr domu w takim miejscu – z takim widokiem na Wawel! Wyprzedziłem jednak trochę fakty pisząc o rozbiórce, a nie wspominając o budowie. Wróćmy więc do początku. Willa powstała w 1891 roku z inicjatywy Michała Józefa Rożnowskiego i kilkukrotnie zmieniała właścicieli zarówno w ramach rodziny Rożnowskich jak i poza nią. Budowla była utrzymana w manierze neogotyckiej, wzniesiona na nieregularnym planie i zdecydowanie wyróżniała się z otoczenia. Już w tamtych czasach pomysł wybudowania tak dużego budynku w pobliżu zamku, a tym samym ingerencji w jego najbliższe otoczenie najprawdopodobniej spotkałby się ze sprzeciwem władz. Te jednak nie miały w tym przypadku zbyt wiele do powiedzenia. Teren, na którym powstała Willa leżał już na terenie Dębnik, a one były wtedy odrębną wsią. Należały do powiatu wielickiego i dysponowały ustawą budowlaną z XVIII wieku. W latach 20. budynek stał się własnością państwa i siedzibą Dyrekcji Dróg Wodnych. Jak wiemy choćby z kilku ostatnich lat, wielka woda na Wiśle zdarza się dosyć regularnie i nie inaczej było na początku XX wieku. Willa została zalana w 1903, 1925 i 1934 roku. Po tym ostatnim razie zdecydowano, że zostanie rozebrana cztery lata później. Skrócono także cypel, na którym powstała budowla, bo powodował on zawirowania, zagrażające żegludze. Poza tym przyczyniał się do podmywania Wzgórza Wawelskiego. W miejscu willi powstała plaża „Wawel”, ale to już materiał na osobny artykuł. JAKUB SOCHACKI

Rubryka powstała we współpracy z blogiem Dawno Temu w Krakowie. Więcej podobnych zdjęć pod adresem www.dawnotemuwkrakowie.pl Partnerem działu jest Narodowe Archiwum Cyfrowe

13


14

Kultura

Czwartek, 20 grudnia 2012

Kraków wywiesza białą flagę Janusz Schwertner Zdjęcie: Łukasz Żołądź Kulturalna mapa Krakowa będzie w przyszłym roku znacznie uboższa. Burn Selector Festival, święto muzyki elektronicznej, w2013 roku zmieni lokalizację. To pokłosie fatalnej sytuacji finansowej miasta. Zagrożony jest także Coke Live Music Festival i inne duże imprezy. Tysiące fanów, znakomici artyści z całego świata i doskonała reklama miasta – to argumenty zbyt słabe, by Burn Selector Festival w dalszym ciągu mógł odbywać się na krakowskich Błoniach. W przygotowanym dla mediów oświadczeniu Krakowskie Biuro Festiwalowe lakonicznie wyjaśnia powody rozstania. Powołuje się na trudną sytuację finansową, która uniemożliwia dalsze wsparcie organizacyjne imprezy. – Mamy nadzieję, że choć przyszłoroczna edycja wydarzenia nie odbędzie się w Krakowie, Burn Selector Festival nie rozstaje

Krakowskie Biuro Festiwalowe to wiodąca polska instytucja realizująca najważniejsze wydarzenia kulturalne w skali kraju i Europy. Organizuje prestiżowe festiwale: Misteria Paschalia i Sacrum Profanum, jest także promotorem takich projektów kulturalnych jak: FMF - Festiwal Muzyki Filmowej, Międzynarodowy Festiwal Kina Niezależnego Off Plus Camera, Międzynarodowy Festiwal Teatralny Boska Komedia, czy Międzynarodowy Festiwal Literacki im. Josepha Conrada. się z miastem na zawsze – mówi Izabela Helbin, dyrektor Krakowskiego Biura Festiwalowego. W oficjalnym tonie wypowiada się także Mikołaj Ziółkowski, szef agencji Alter Art, która w swoim portfolio ma także m.in. Heineken Open'er i odbywający się w Krakowie Coke Live Music Festival. – Dziękujemy miastu Kraków i jego mieszkańcom za wspaniałe cztery lata dotychczasowej współpracy. Prace nad piątą edycją Burn Selector Festival trwają i wkrótce przekażemy informacje o nowym miejscu, datach i formule festiwalu – mówi Ziółkowski.

Decyzja Krakowskiego Biura Festiwalowego to rezultat zeszłorocznych zmian w budżecie miasta. Radni zdecydowali się odebrać KBF-owi część środków. Chcieli skierować je na inne cele. Kozłem ofiarnym stał się Selector, bo Biuro z czegoś musiało zrezygnować. Na razie nie jest za to zagrożony los Coke Live Music Festival – Nie ma tematu rezygnacji z Coke'a – zapewnia nas Aleksandra Nalepa z KBF. Nie wiadomo jednak, czy wkrótce nie będzie zmuszona zmienić zdania. Kolejna edycja Coke'a niemal na pewno odbędzie się w Krakowie

w 2013 roku, ale później miasto może stracić także tę światową wizytówkę. Ryszard Kapuściński, radny Prawa i Sprawiedliwości, członek Komisji Kultury Rady Miasta Krakowa: – Sytuacja finansowa jest fatalna. To już nie są drobne problemy, to zapaść. Brakuje pieniędzy na wszystko, stąd niektóre ośrodki muszą być przygotowane na uszczuplenie budżetu. To dotyczy także Krakowskiego Biura Festiwalowego. Część przygotowanych przez nas poprawek do budżetu zakłada przeniesienie środków KBF-u na inne cele. Docenia-

my festiwale, ale dla nas priorytety są inne. W pierwszej kolejność musimy wspierać krakowskie muzea, teatry, biblioteki. A do tematu organizacji dużych festiwali zawsze można wrócić. Na razie spekulacje o możliwym powrocie Selectora w następnych latach to marzenia ściętej głowy. Najbliższy czas może być dla Krakowskiego Biura Festiwalowego jeszcze trudniejszy niż do tej pory. O nowych inwestycjach na razie nie ma mowy. – Rozumiem rozczarowanie związane z utratą ciekawych, świetnie reklamujących Kraków festiwali, ale przede wszystkim musimy troszczyć się o krakowskie ośrodki kultury. Podam przykład: cieszący się największą frekwencją Teatr Bagatela przechodzi wielki kryzys. W zasadzie brakuje mu pieniędzy na bieżącą działalność. Wspaniali aktorzy wyjeżdżają do Warszawy. Jest coraz gorzej. Tam środki muszą trafić jak najszybciej. A takich przykładów mógłbym wymieniać znacznie więcej. Pilnej pomocy potrzebuje choćby znakomite Muzeum

B u r n S e l e c t o r F e s t i v a l z a d e b i u t o w a ł w czerw cu 2009 roku i szybko znalazł się w gronie dwu nastu najbardziej rekomendowanych imprez muzycznych Europy. Dzięki połączeniu do ś w i a d c z e n i a A l t e r A r t , M i a s t a K r a k ó w i Krakow skiego B i u r a F e s t i w a l o w e g o , p o w s t a ł n o w o c z e s n y f e s t i w a l m u z y k i e l e k t r o n i c z n e j i t a n ec z n e j , k t ó r y s t a ł s i ę w a ż n y m p u n k t e m w kalendarzu imprez europejskich. Fotografii... – dodaje Ryszard Kapuściński. Jak to możliwe, że w 800-tysięcznym mieście nastawionym na promocję poprzez kulturę nie udaje się znaleźć środków na stanowiący znakomitą reklamę w całej Europie festiwal? I to pomimo wsparcia dużych, zewnętrznych sponsorów? To pytanie pozostaje otwarte. Ale nadziei na razie nie dojrzą nawet najwięksi optymiści. Kraków kulturalnie się zwija i wywiesza białą flagę. Cięcia budżetu na przyszły

rok mogą pociągnąć dalsze konsekwencje, o czym Krakowskie Biuro Festiwalowe może przekonać się bardzo boleśnie. Dla organizatorów atrakcyjniejsze są inne rejony Polski: Trójmiasto, Warszawa, Wrocław, Katowice. Kraków przestaje być dobrym partnerem. Choć w tym roku przynajmniej na Rynek wraca uroczysty Sylwester. Jego forma pewnie nie wszystkim przypadnie do gustu, ale... rok temu Sylwestra w Krakowie w ogóle nie było.


15

Sport

Rok Iwana O sportowe podsumowanie roku i ocenę własnych dokonań w minionych dwunastu miesiącach poprosiliśmy Andrzeja Iwana, byłego reprezentanta Polski i legendarnego gracza Wisły Kraków. A był to czas szczególny – w kwietniu do księgarni trafiła jego znakomita autobiografia. Poruszająca, a momentami wstrząsająca. Z pewnością jedna z najważniejszych pozycji w 2012 roku. Rozmawia Bartosz Paleta. Krakowskie drużyny od lat nie zanotowały tak fatalnego roku. Cracovia wiosną spadła z e k s t r a k l a s y , a Wisła zamiast walczyć o tytuł, musi spoglądać w dół tabeli. Tak, ale powody w przypadku obu zespołów są różne. Cracovia w poprzednim sezonie pożegnała się z ekstraklasą w fatalnym stylu, ale nie ze względu na kłopoty finansowe czy infrastrukturalne. Winne jest chaotyczne zarządzanie. Na stanowisku dyrektora sportowego nie sprawdził się Tomasz Rząsa, który sprowadził wielu niepotrzebnych zawodników. To oni doprowadzili do spadku Pasów. To był dla mnie szok. Nadzieję na lepsze czasy daje Wojciech Stawowy. Jego zatrudnienie było bardzo rozsądnym posunięciem. Według mnie on jest gwarantem stabilizacji przy Kałuży.

podstawowym zawodnikiem, choć później stracił miejsce na rzecz Krzyśka Mączyńskiego. Jestem zadowolony z jego występów, ale nie są one dla mnie wielkim zaskoczeniem. Chłopak umie grać w piłkę. Niejednokrotnie to udowodniał.

A Wisła? Nie przypomina w najmniejszym stopniu drużyny najlepszego okresu ery Cupiała... Kłopoty zaczęły się od zwolnienia Kazimierza Moskala. Oczywiście negatywny wpływ mają też problemy finansowe, ale zaledwie

Błędem było zwolnienie ze stanowiska Kazimierza Moskala. Za jego kadencji Wisła grała „krakowską piłkę”. W Cracovii szansą na upragnioną stabilizację jest Wojciech Stawowy. Jego zatrudnienie to świetny pomysł. dwunasta pozycja w tabeli to rezultat pochopnego rozstania się z tym trenerem. Przecież to za jego kadencji Biała Gwiazda grała „krakowską piłkę”, tak lubianą przez kibiców. Niestety po wyrównanym boju w Lidze Europejskiej ze Standardem Liege odpadła z rozgrywek i wszystko zaczęło się psuć. Później do klubu trafił Michał Probierz, ale też szybko rozstał się z Krakowem. W dodatku w atmosferze nieporozumień z kilkoma zawodnikami. Wydawało się jednak, że latem uda się wzmocnić zespół i pomimo kłopotów, Wisła będzie bić się o podium. Ale podjęto błędne decyzje. Sprowadzono na przykład Daniela Sikorskiego. To ambitny chłopak, tylko że nie ma pojęcia o grze kombinacyjnej. Lepszym rozwiązaniem byłoby sprowadzenie zamiast niego Pawła Brożka, który akurat szukał klubu po nieudanym pobycie w Turcji. Zwłaszcza

że zarzucano mu niewłaściwą postawę w szatni, a nie brak umiejętności sportowych. Jest szansa na pozytywne zmiany w krakowskiej piłce? Cracovia powinna wzmocnić linię ataku. Brakuje klasycznego napastnika, jakim był w poprzednim sezonie Holender Koen van der Biezen. Co prawda zarzucono mu rażącą nieskuteczność, ale dziś mógłby świetnie wpasować się do obecnego stylu gry. Trenera Stawowego czeka jeszcze sporo pracy. Cracovia po rundzie jesiennej I ligi zajmuje trzecie miejsce, w wielu

meczach miała jednak sporo szczęścia. Wygrywała po bramkach strzelanych przypadkowo, w ostatnich minutach. Wiosną musi być silniejsza. Mniej optymizmu jest w Wiśle. Spodziewano się kłopotów, ale jej fatalna postawa przeszła wszelkie oczekiwania. Problemy Białej Gwiazdy są złożone. Szwankuje przede wszystkim linia obrony, na czele z Arkiem Głowackim, którego wciąż nękają kontuzje. Przeciętnie prezentuje się Michał Czekaj, do niedawna uważany przecież za wielki talent. Niepewnie grają praktycznie wszyscy obrońcy, co przekłada się na postawę Sergeia Pareiki. Wiśle przydałby się w jednej osobie skrzydłowy oraz zawodnik, który pomoże trenerowi Kulawikowi dotrzeć do innych graczy. Nie rozumiem dlaczego przez kilka słów skierowanych w przeszłości do prezesa Bogusława Cupiała nie jest mile widziany przy Reymonta Kamil Kosowski. Tym bardziej że obecnie jest bezrobotny. Najgorszy

problem Wisły to jednak brak kolektywu. Przykład? Postawa Maora Meliksona, który gra zbyt indywidualnie, podaje piłkę w zasadzie tylko do Ivicy Ilieva. I nie ma co kryć, prezentuje się znacznie gorzej niż w poprzednim sezonie. Jeżeli Wisła chce myśleć o europejskich pucharach, musi skoncentrować się na rozgrywkach Pucharu Polski. Chociaż ja postawiłbym na co innego. Potrzebna jest dlugofalowa przebudowa zespołu. Udział w Lidze Europy mógłby to utrudnić. Kraków zanotował najgorszy piłkarski rok od dawna, ale piłkarz z Krakowa ma szansę w przyszłym roku powalczyć o mistrzowski tytuł. Konkretnie Pański syn – Bartosz – zawodnik Górnika Zabrze. Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że wbrew pogłoskom przejście Bartka do Górnika nie miało związku z moją wieloletnią znajomością z trenerem Adamem Nawałką. On zresztą od początku przekonywał mnie, że mój syn będzie się musiał ostro napracować,

Powiem wprost: byłem posrany. Zwłaszcza że trzy dni po premierze odbywały się derby Krakowa, przed którymi miała miejsce uroczystość zawieszenia koszulki z moim nazwiskiem pod dachem stadionu Wisły. Okazało się, że nikt nie miał do mnie żadnych pretensji.

by trafić do kadry meczowej. Wiele zmieniło się po kontuzji Aleksandra Kwieka. To wtedy stał się Reklama

Rok 2012 był ważny także dla Pana. W kwietniu ukazała się Pańska autobiografia, pt. „Spalony”. Wielu młodych ludzi, znających postać Andrzeja Iwana jedynie z opowieści rodziców, zyskało do Pana szacunek za szczerość i bezkompromisowość. Ujawnił Pan niewygodne fakty dotyczące piłkarzy, działaczy i innych postaci ze środowiska. Nie było obawy o wrogą reakcję? Oczywiście był strach. Bałem się – albo powiem wprost: byłem posrany. Zwłaszcza że trzy dni po premierze odbywały się derby Krakowa, przed którymi miała miejsce uroczystość zawieszenia koszulki z moim nazwiskiem pod dachem stadionu Wisły. Dostawałem też sygnały, że kilka osób jest niezadowolonych z tego co o nich napisałem. Podczas spotkań w cztery oczy nikt nie miał jednak do mnie jakichkolwiek pretensji.


16

Reklama

Czwartek, 20 grudnia 2012


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.