I.PEWU nr 54

Page 1

Miesięcznik Kulturalny Studentów Politechniki Warszawskiej

ISSN 1732-9302

54

NUMER

KWIECIEŃ 2011


KALENDARIUM Scream Rock Festival: Acid Drinkers, Decapitated, Blindead, Pneuma i inni (Stodoła) 49-59 zł

2 Sobota Bonobo + Jazzpospolita (Palladium) 110-130 zł

5 Wtorek 8 Piątek

T.Love alternative + Shambo (Hybrydy) 30-40 zł

10 Niedziela

Blackfield (Progresja) 95110 zł IAMX + Noblesse Oblige (Stodoła) 79-99 zł

Belle and Sebastian + Paula i Karol (Stodoła) 110125 zł

Children of Bodom, Ensiferum, Machinae Supremacy (Stodoła) 100120 zł One Republic (Stodoła) 126-136 zł

12 Wtorek

Pasje zwykłe i niezwykłe

4-5

Królowie tańca

5-6

Ocean (Hard Rock Cafe) 20-25 zł

Kobieta ekstremalna …

7-8

Jelonek + Soulburners, Obscure Sphinx (Stodoła) 35-42 zł

Wszyscy dali plamę

KWIECIEŃ

Warszawa Brzmi Ciężko: Antigama, Indukti, Licorea, Hedfirst, Soulburners, Testor i inni (Proxima) 25-30 zł

18 Poniedziałek

9-10

Psychotest

10

Alea iacta est

11

Do pracy w Europę

12

Widzieć chwile

13-14

Życie jako śmiertelna choroba

14-16

Spróbuj życia na Erasmusie

16-17

PW – pozytywne wibracje

18

Słodki smak adrenaliny

19

Ranking filmów sportowych

Lipali (Studio Koncertowe Polskiego Radia) 69 zł

Weekend – recenzja

21

Zrozumieć Boga

22

20 - 21

God Is An Astronaut + Sands Of Sedna (Progresja) 40-50 zł

23

Redaktor Naczelny:  Maciej Pietrukiewicz Maciej Pietrukiewicz

Pietrukiewicz, Damian Drewulski, Joanna Motyka, Aleksandra Danilecka, Dominika Sawicka, Adam Gaafar, Iwona Bogusz, Jacek Kułak, Marcin Bąkowicz, Katarzyna Nowak

Dział graficzny:  Michał Tryniecki, Michał Pawlik

Piotr Rogucki (Proxima) 40-45 zł

ranking filmów str. 20-21

Spośród filmów sportowych najlepsze zebrał i opisał Jacek Kułak. Czy jego typy przypadną Wam do gustu?

Patyk, Anna Zakrzewska

Korekta:  Maciej Pietrukiewicz Administrator strony www:  Michał Tryniecki Wydawca:  Samorząd Studentów Politechniki Warszawskiej

Pustki (Hard Rock Cafe) 22-27 zł

Fotografia – jedno z najpowszechniejszych hobby, o próbę swoistego podsumowania pokusił się w swoim artykule Damian Drewulski

Fotografia:  Michał Cichowski, Damian Drewulski, Marta

Dział Promocji:  Krzysztof Drozd

28 Czwartek

widzieć chwile str. 13-14

Redaktorzy prowadzący: Damian Drewulski, Redaktorzy:  Marta Sabala, Larysa Rogowska, Maciej

Rock Autyzmu: B.E.T.H, Carnal, NOKO, Cowder (Proxima) 20 zł

Maciek Pietrukiewicz

STUDENT Student na talerzu

21 Czwartek 27 Środa

Nie czekaj z pasjami na później. Realizuj jest tutaj i teraz. Każdy z nas ma swoje marzenia, cele, pasje, w których chce się spełniać. Często jednak przekładamy je, mówimy sobie, że zaczniemy to robić, jak skończymy studia, że teraz to jeszcze nie czas na to, że jesteśmy za mało doświadczeni w danej dziedzinie. Nie! Teraz jest właśnie ten moment, kiedy możemy próbować rzeczy, o których marzyliśmy. To jedyny czas, który pozwala nam na poszukiwanie, błądzenie, mylenie się. W razie czego zawsze zdążymy jeszcze coś zmienić. Jeśli natomiast poczekamy ze swoimi wymarzonymi zajęciami aż się skończą studia…Będzie ciśnienie na pracę (mniej lub bardziej wymarzoną), może też większa chęć ustatkowania się z partnerem lub partnerką (dziecko, mieszkanie). I tysiąc innych rzeczy, o których teraz nawet nie myślimy. Dlatego nie odkładajmy pasji na później, określajmy jak najszybciej, czy to jest to, czym chcemy się zajmować w życiu. Wbrew pozorom czasu wcale nie jest tak dużo.

8

Czy można żyć i pracować z pasją?

Cancer Bats + Vera Cruz (Progresja) 39-49 zł

19 Wtorek 26 Wtorek

kultura

14 Czwartek 16 Sobota

Wstępniak

Szanty TEMAT NUMERU

9 Sobota 11 Poniedziałek

Archive (Sala Kongresowa) 90-150 zł

Spis Treści

Okładka:  Damian Drewulski Adres korespondencyjny: Centrum Ruchu Studenckiego ul. Waryńskiego 12, 00-631 Warszawa, z dopiskiem „i.pewu” tel/fax: (022) 234 91 05

e-mail: redakcja@ipewu.pw.edu.pl www.ipewu.pw.edu.pl

pasje zwykłe … str 4 – 5

Spośród wielu pasji najciekawsze, a czasem najbardziej zaskakujące wybrała dla Was Marta Sabala – dajcie się zaskoczyć

do pracy w Europę str. 12

„Do pracy rodacy, do fabryk do roli...” zachęcały kiedyś w swojej piosence Wały Jagiellońskie, w swoim artykule Aleksandra Danilecka przedstawia możliwości pracy w Europie


Pasje zwykłe i niezwykłe

znaczki marek samochodów, a nawet kołpaki na koła. Ostatnio jednak dość

Pasje i zainteresowania nadają barw naszej egzystencji. Każdy ma jakieś hobby. Jedni bardziej interesujące, inni mniej. Jedni bardziej się angażują, wkładając w nie całe serce, inni po prostu chcą mieć zajęcie, które wypełni im czas. Wśród nich są ci, którzy mają zwykłe pasje, a także ci, których pasje są dziwne, a nawet… kosmiczne. Historia i tradycja Ludzi interesują przeróżne sfery: od nauki, przez kolekcjonowanie, aż po manię na punkcie kogoś lub czegoś. W naszych pasjach widać swoistą rewolucję, która dokonała się wraz z postępem technicznym, zmianą roli mediów oraz codziennego trybu życia. Nasi rodzice i dziadkowie w młodości zajmowali się zbieraniem znaczków, monet czy kart telefonicznych. Ważne miejsce zajmowały także sport i muzyka (niezapomniane lata 80., w których powstały utwory popularne do dziś). A jak jest w naszych czasach? Czy da się odróżnić „zwykłą pasję”, od tej nietypowej? Wystarczy przejrzeć fora internetowe, żeby dowiedzieć się, jakie zainteresowania są dziś wskazywane najczęściej. Wśród nich można wymienić przede wszystkim: sport, muzykę, książki, filmy, gry komputerowe, kolekcjonowanie kubków, listów, pocztówek oraz rzeczy, mających charakter sentymentalny, np. biletów do muzeów lub środków transportu z miejsc, które odwiedziliśmy. Ostatnio modne stają się tzw. hobby historyczne. Popularna jest już nie tylko jazda konno, lecz także strzelanie z łuku, wykonywanie naczyń z gliny lub walka mieczem oburęcznym.

Manie codzienności Zbieramy także przedmioty, które tworzą naszą codzienność. Począwszy od kubków, filiżanek czy figurek, przez różnego rodzaju maskotki, aż po kolekcjonowanie długopisów, ołówków i zapalniczek. Dość nietypową pasją jest także gromadzenie opakowań po gumach do żucia, tic takach, papierosach, chusteczek higienicznych, pudełek po serkach, herbacie czy saszetek z cukrem, przyniesionych z kawiarni.

4

Poza kapslami od piwa, ostatnio bardzo popularne stały się kapsle z napojów Tymbarku, na których wypisano zabawne przesłania. Okazuje się, że można nawet kolekcjonować naklejki z cytrusów i zaklejać nimi ściany lub drzwi lodówki. We Francji dość nietypowym zajęciem, które doczekało się nawet zawodów, jest naśladowanie głosów zwierząt. Zawrotną karierę zrobił kierowca ciężarówki, który naśladował chrząkanie świni i przyznał, że stało się to jego życiową pasją. Ciekawym zajęciem jest też zbieranie ulotek, którymi jesteśmy zasypywani na co dzień. To forma uchwycenia tego, co się zmienia, co nam obiecują i czy te obietnice zostają spełnione. Takie zapewnienia często wiążą się z polityką, a wśród nas jest także wiele osób, które interesują się kampaniami wyborczymi, politykami i ich programami wyborczymi. Tutaj ciekawym hobby jednego z internautów jest śledzenie kampanii wyborczych i fotografowanie ulotek, plakatów, transparentów oraz tego, co ludzie na nich domalowują. Manie filmowo-książkowe Książki i filmy są jednym z najczęściej wymienianych, poza sportem i muzyką, zainteresowań. Niektórzy po prostu lubią czytać książki

lub oglądać dobre filmy. Są jednak tacy, którzy tym żyją. Pasjonować może twórczość konkretnych autorów lub określona tematyka. Często zainteresowanie jest związane z popularnością danej pozycji na świecie: Harrego Pottera Joanne Rowling czy Sagi Zmierzch Stephanie Mayer, na punkcie których oszalały miliony nastolatków. Poskutkowało to zbieraniem wszystkiego, co kojarzy się z tymi produkcjami, np. plecaków, gadżetów, a nawet butów z podobiznami głównych bohaterów. Są jednak osoby, które interesują się nie tylko samymi filmami, lecz także faktami historycznymi, na których zostały oparte. Najgorętsi fani Titanica wiedzą na przykład, ile kosztowały bilety dla poszczególnych klas. Z filmami łączy się zainteresowanie aktorami. Popularni są także piosenkarze, sportowcy oraz tzw. celebryci. W Anglii najchętniej plotkuje się na temat księcia Wiliama i jego narzeczonej Kate Middleton. W kręgu dzieciństwa Wśród dorosłych ludzi zdarzają się tacy, którzy chcą wiecznie pozostać dziećmi. Dlatego próbują oderwać się od rzeczywistości poprzez swoje hobby. Może to być zbieranie klocków lego, kolekcjonowanie opakowań i przeróżnych budowli, katalogów, a także innych zabawek, np. dinozaurów czy robotów. Ci, którzy nie potrafią zapomnieć, że nie są już dziećmi, zbierają też zabawki z jajek Kinder niespodzianka. Natomiast wśród pasji kobiecych dużym zainteresowaniem cieszy się kolekcjonowanie lalek różnego rodzaju: matrioszek, szmacianych i oczywiście Barbie. Zajęciem związanym z lalkami może być także szycie dla nich ubranek. Często taka zabawa przeradza się w pasję - tworzenie własnych oryginalnych strojów. Jeżdżące hobby Hobby mogą stanowić samochody, motocykle czy świat motoryzacji. Mężczyźni kolekcjonują

podróży autobusem, podczas której można nasłuchiwać głosu silnika i podziwiać widoki za oknem. Alkomanie Coraz częściej obserwujemy pasje skupiające się wokół alkoholi i różnego rodzaju używek. Kolekcjonowanie fikuśnych butelek po alkoholach to już tradycja. Powstała nawet nowa nazwa dla zbieraczy akcesoriów piwnych. Jest to birofilia, a osoba zajmująca się zbieraniem podstawek pod kufle to tegestolog. Nie od dziś wiadomo, że są fani piwa, którzy zbierają puszki, butelki, kapsle, a także etykiety, ale dość nietypowe jest kolekcjonowanie zawleczek po puszkach lub budowanie z zebranych kapsli różnego rodzaju budowli i figur. Warto tu przypomnieć Tino Nadlera - Niemca, który zebrał ponad 63000 kapsli od trunków z różnych krajów.

nietypową pasją stało się nie tyle podróżowanie, co „autostopowanie”. Nie jest to całkowicie bezpieczne, ale wielu ludzi pasjonuje zwiedzanie świata z plecakiem (i nutką adrenaliny). W dużych miastach z kolei rodzi się inne nietypowe hobby, mianowicie jeżdżenie środkami transportu publicznego. Większość z nas nie przepada za tłokiem w obskurnych autobusach czy tramwajach, inni jednak nie wyobrażają sobie dnia bez

Pasje z nutką adrenaliny Przechadzając się wieczorami po Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, Krupówkach w Zakopanem czy deptaku w Gdańsku, można zaobserwować dwa popularne trendy: taniec uliczny, tzw. streetdance (z dużą ilością gimnastyki) oraz teatr ognia. Są to pasje, które zyskały popularność stosunkowo niedawno, a budzą zainteresowanie również z tego względu, że dzięki nim dosta-

jemy zastrzyk adrenaliny. Tak jest z większością sportów. Żeglarstwo, bieganie, jazda na rowerze – wszystko to w mniejszym lub większym stopniu może być naszą pasją. Jednak

niektórym nie wystarcza „zwykły” sport. Potrzebują adrenaliny, której dostarczają sporty ekstremalne, takie jak skoki na bungee, narciarstwo ekstremalne, wspinaczka, nurkowanie, spadochroniarstwo, paralotniarstwo. Są zwykłe i niezwykłe, z adrenaliną lub bez, ale jedno jest pewne: pasje nadają sens naszemu życiu. Bez nich byłoby ono smutne i szare. Każdy chce mieć coś, co sprawia mu satysfakcję i daje szczęście. Nieważne wtedy, czy nasza pasja jest dziwna, czy nie. Ważne, że jest. Marta Sabala

Królowie tańca Autorka artykułu nie ponosi odpowiedzialności za użyte w tekście „młodzieżowe” słownictwo, którym została zainfekowana wbrew swojej woli podczas dziennikarskiego śledztwa, mającego na celu namierzenie i zinfiltrowanie największych warszawskich zajawkowiczów tanecznych. Pamiętacie Króla Tańca i jego niepowtarzalną szkołę? No właśnie. Prawdziwy mistrz boogie woogie i niekwestionowany autorytet w bujaniu się na densflorze. Pytanie jednak co dalej? Kto będzie następcą tytana bansu? Kto obejmie sukcesję po guru trzęsienia galaretowatym pośladem? Oto nasza propozycja! Taniec to ciężki kawałek chleba. Na początku idzie jak po grudzie: masa godzin, kupa wydanej kasy i wiele poświęceń. Praca, praca i jeszcze raz praca. Z zarobkami też bywa różnie. Raz są, raz ich nie ma. Cienka zupka i suchy chlebek. Ale to się nie liczy! Liczy się ten efekt. Kiedy z rozbujanym biodrem i rozwianym włosem rozwalasz beat swoimi muwsami. Kiedy laski sikają po nogach, a faceci zagryzają wargi z irytacji i najchętniej, za klubem, skopaliby ci nery. Stajesz się królem dżungli. Nie chodzi jednak tylko o fejm. Chodzi też o samospełnienie. Ciężko to opisać… Wygląda to tak, jak podczas słuchania muzyki albo w czasie zakochania. Czyli

odlot. To teraz wyobraźcie sobie, że tak czuje się tancerz mający pod kontrolą swoje ciało, muzykę i przestrzeń. Uzależniająca rzecz. I to bardzo. W dodatku trzymasz formę i jesteś rozciągnięty. I jarasz się niemiłosiernie. Następcy Króla Tańca poznali się w 2009 roku. Połączyła ich fanatyczna miłość do muzyki, zryte berety i przede wszystkim chęć ciągłego rozwijania swojej zajawki. Na początku Łukasz (ten duży) spotkał Vieta (ten żółty z Wietnamu) podczas castingu. Potem Łukasz spotkał Maćka (ten kopnięty w głowę) w szkole tańca (ale nie Króla Tańca, bo Maciek nie był wtedy jeszcze oświecony). No i na końcu wszyscy spotkali się na sali tanecznej. W ten sposób powstali

5


True Funk Soldiers. To było to. Chłopaki, którzy już wcześniej trenowali, wzięli się jeszcze ostrzej do pracy. Ich specjalnością jest street dance, ale każdy ma inne specjalizacje. Tak jak w grze komputerowej, gdzie jeden bohater pluje śmiercionośnym jadem, a drugi mistrzowsko klepie po buzi z półobrotu w stylu norrisowym. Tu tak samo: Łukasz ma ciężkie murzyńskie groove’y, Maciek robi liryczne choreografie, a Shino (Viet) superszybko bawi się rękami (fachowe określenie to tutting, sprawdźcie w necie). Do tego dołączamy muzykalność, dużo chorego poczucia humoru i mamy miazgę. Żeby być lepszym trzeba się ciągle uczyć. Nie ma takiej opcji, że sobie przyjdziesz, troszkę potańczysz i już możesz śmiało pracować przy klipach i rozwalać wszystkich w bitwach tanecznych. Szkolenia są obowiązkowe. Chłopcy wzięli to sobie do serca. Uzbroili się w gotówkę (nie łudźmy się, miłośnik rowerów nie rozkminia, ile pieniędzy wpakował w nową ramę) i podróżowali po Europie. Cel: Polska, Anglia, Niemcy, Czechy. Uczyli się choreografii od ludzi, którzy pracowali dla Michael’a, Janet, Britney, Madonny, Pink itd. Poznawali historię hip-hopu i techniki street dance’owe od ludzi z Nowego Jorku, Londynu, Paryża czy Tokio. Dzięki temu sami wciąż wzrastają jako tancerze. Nie ma lipy! Dzisiaj to zupełnie inni ludzie. Łukasz uczy się w szkole Michała Piroga dla profesjonalnych tancerzy, Maciek pracuje w szkołach tańca i pisze do ogólnopolskiego magazynu o tańcu „Trendy Magazyn” (jak realizuje się dziennikarska zajawka Maćka można sprawdzić w Empikach). Viet szkoli się z zakresu jazzu i baletu. I tutaj stop. Bardzo ważna sprawa. To, że tancerz tańczy hip-hop, nie znaczy, że może się zamykać tylko w nim. O nie! Musi poznawać jak najwięcej stylów, żeby wzbogacać swój własny i dojrzewać jako profesjonalista. Jeszcze chwilę o zajawce. Nie polega ona na tym, że raz - od wielkiego dzwonu - stwierdzisz, że masz ochotę iść do techno klubu, walnąć sobie piksy i przeistoczyć się w machającego łapami goryla w białych rękawiczkach. Nie! To jest kaprys. Zajawka to pasja i ciężka praca, z naciskiem na to drugie. Nieważne czy zbierasz znaczki, czy kapsle, słuchasz muzyki hinduskiej, czy interesujesz się fizyką kwantową. Jeżeli robisz to sumiennie i cię to jara, to jesteś zajawkowicz jak ta lala . True Funk Soldiers są przykładem takiego podejścia. Pal licho, ile wyciągają z tego pieniędzy i czy można ich już nazwać zawodow-

6

cami, czy nie. Sami mówią, że najbardziej jara ich dziecięce odkrywanie muzyki i to, co można z nią zrobić za pomocą ruchu. Gdyby tego nie było to to, dla kogo pracowali i ile dostali pucharów i czekolad, można by spuścić w klozecie, ewentualnie roniąc łzę za tą pyszną czekoladą. Co do profesjonalizmu TFS. Projekty, których się podejmują, starają się wykonać na 120%. Nic tak ich nie gorszy, jak odpustowe podejście do zleceń czy zlewanie szkoły przez uczniów. Zdobycie szybkiego szmalu zerowym nakładem kosztów wywraca im bebechy. W końcu obcowali z najlepszymi w branży i nie mogliby oglądać własnej buziuchny w lustrze, gdyby teraz odwalali wiochę na swoim podwórku. Na dzień dzisiejszy u chłopaków jest bardzo rozwojowo. Są otwarci na nowe pomysły, szukają świeżej krwi i nowych koncepcji. Cel, który im przyświeca, to szerzenie kultury tanecznej wśród ludzi. No i oczywiście wykonywanie zaj*****ej roboty, po której pójdą na kebab i browar. Szukajcie ich i kontaktujcie się z nimi, na pewno będzie dobra faza. Król Tańca może spokojnie iść na emeryturę. Już wkrótce rusza nowy projekt TFS: w Internecie pojawią się ich pierwsze profesjonalne produkcje taneczne, nagrywane we współpracy ze studiem filmowym Sekator (www.sekator.com. pl/). Więcej info w następnym numerze! Larysa Rogowska

Kobieta ekstremalnażycie z pasją i ze smakiem. Sporty ekstremalne do tej pory kojarzyły się głównie z męską częścią społeczeństwa. Jednak czasy się zmieniły, kobiety postanowiły przyłączyć się i do tej gry. kobiet. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do widoku dziewczyny, która skacze na deskorolce lub robi triki na BMX-ie. Często zadaje się jej pytanie: „Dlaczego tak typowo męski sport?”. Jednak najwyższa pora zaakceptować obraz dziewczyny, która w swoim życiu stawia na ekstremalne doświadczenia, a nie na spokojne i wygodne egzystowanie, z dala od jakiegokolwiek ryzyka. Kobiety extreme niszczą obraz, który jest zakorzeniony w głowach większości z nas. Nie są to już wątłe i kruche istoty, bezwarunkowo potrzebujące wsparcia mężczyzny, ale silne, odważne i mocne dziewczyny, które świetnie radzą sobie w życiu. To kobiety, które mają wiele pasji, są wszechstronnie uzdolnione i potrafią czerpać z życia to, co najlepsze. Z uporem i wielkim zapałem dążą do bycia doskonałymi. Smak ryzyka. Niektórym nie wystarcza poziom adrenaliny dostarczany przez codzienne życiowe sytuacje. Wiele osób potrzebuje dodatkowych mocnych wrażeń. Sporty ekstremalne spełniają to zadanie doskonale. Szybkość, ryzyko, balansowanie na granicy - to pojęcia charakterystyczne dla dyscyplin zwanych extreme. Zwykłych śmiertelników sama myśl o takich formach aktywności przyprawia o zawrót głowy. O ludziach uprawiających sporty ekstremalne często mówi się, że życie im niemiłe. Warto jednak spojrzeć na to z innej perspektywy: miłośnicy tego typu aktywności to ludzie mający pasje - kochają to, co robią i potrafią wiele poświęcić, by stawać się coraz lepszymi i ciągle piąć się w górę. Kobiety na start! Sport ekstremalny wśród mężczyzn nie jest obecnie czymś zaskakującym. Obserwując chłopaka na nartach, który tworzy w powietrzu skomplikowane ewolucje, jesteśmy pod wrażeniem jego niesamowitych umiejętności, jednak nie jest to dla nas czymś nad wyraz wielkim. Inaczej sprawa wygląda w przypadku

Pasja, energia, chęć odkrywania. Agnieszka. Dziewczyna, dla której sport jest największą miłością życia. Wszystko zaczęło się od narciarstwa alpejskiego. Przez kilkanaście lat uprawiała czynnie tę dyscyplinę, odnosząc niemałe sukcesy. Gdy podjęła decyzję o zakończeniu kariery, odczuła lekką ulgę. Jednak odpoczynek od sportu nie był jej pisany na długi czas. Pojawiła się pustka, którą musiała wypełnić. Stwierdziła, że czas postawić na realizację marzeń z dzieciństwa - latanie i wspinanie. Nowe zainteresowania pochłonęły ją całkowicie. Paralotniarstwo, wspinaczka górska i skałkowa, a także freeride i skitouring stały się jej nowymi, wielkimi pasjami. Dlaczego akurat taka forma aktywności? O sportach ekstremalnych, i jej wielkiej miłości do nich, mówi: Dają mi poczucie, że żyję, działam, coś robię, ciągle idę do przodu. Są dla mnie wyzwaniem, dzięki nim stawiam s o bie cele, które nadają sens mojemu życiu. Jednocześnie, przynajmniej dla mnie, sporty ekstremalne, w odróżnieniu od sportów t r a d y cyjnych,

koncentrują się nie na walce z rywalem, ale na walce z samym sobą i swoimi słabościami. Pozwalają mi sprawdzać oraz poznawać siebie i swoje możliwości. Mogę więc odciąć się od powszechnej w dzisiejszym świecie rywalizacji i presji otoczenia i skoncentrować na samorozwoju. Dodają pewności siebie i jednocześnie uczą pokory, bo sporty polegające na walce z naturą zawsze wymagają respektowania jej praw i wyższości nad jednostką. Mobilizują do rozwoju i dążenia do perfekcji, by być jeszcze silniejszym w tym, co się robi. Sporty te związane są z przebywaniem w górach, na otwartych naturalnych przestrzeniach, z dala od zgiełku i pędu miasta. Pozwalają mi więc wyciszyć się, chłonąć świat, przyrodę i naturę. Są ucieczką od dzisiejszego, skomercjalizowanego świata, rządzonego przez prawa rynku i pieniądza. W czasie lotu, wspinu lub jazdy koncentruję się wyłącznie na tym, co robię, na zrealizowaniu założonego celu, na jak najprecyzyjniejszym wykonaniu danego ruchu, skrętu... Moja głowa jest całkowicie pochłonięta tym, co robię. Zapominam o wszelkich problemach i trudnościach czekających za drzwiami codziennego życia. I najważniejsze. Sporty te przynoszą mi dużą satysfakcję i radość życia. Dostarczają silnych emocji. Walczę z samą sobą i swoimi słabościami. Spotykam ludzi, którzy patrzą na świat w ten sam sposób, co ja. Sporty te dają mi możliwość zwiedzania, podróżowania i poznawania świata…. z tak odmiennej, mojej własnej perspektywy. Miłością do sportów ekstremalnych zarażona jest również Weronika. Jej wielka pasja to narciarstwo freestylowe. Ta drobna dziewczyna ma w sobie ogromną siłę i energię, które nie pozwalają jej na prowadzenie biernego trybu życia. Jak mówi: Narciarstwo freestylowe jest sportem, który pomaga przełamywać swoje bariery. Każdy dzień spędzony na stoku przynosi coś nowego. Daje mi możliwość spędzenia czasu ze znajomymi i dostarcza dobrej zabawy.

7


Sp ort ten jest w pewnym sensie uzależnieniem, gdy coś Ci pewnego dnia wychodzi, to masz straszną motywację, aby następnego dnia spróbować czegoś nowego. Wybór takiej, dość ryzykownej, dys cypliny uzasadnia słowami: Narciarstwo freestylowe jest czymś nowym. Pozwala na ciągłe tworzenie czegoś oryginalnego. Nie jest ograniczone przez żadne zasady. Podkreśla również znaczenie adrenaliny, która jest przecież nieodłącznym

elementem dyscyplin ekstremalnych: Adrenalina motywuje do pracy, jest niezbędna podczas upr a w i a n i a sportów ekstremalnych. Zazwyczaj jest nieodłącznym elementem każdego dnia na nartach. Jednak po jakimś czasie człowiek przyzwyczaja się i wszystko staje się rzeczą codzienną. Znika poczucie strachu, przerażenia. Życie pełnią życia i czerpanie z niego tego, co najlepsze, walka ze swoimi słabościami i ciągłe kształtowanie charakteru - to tylko niektóre z czynników towarzyszących kobietom kochającym sporty ekstremalne. Przykład Agnieszki i Weroniki

WSZYSCY DALI PLAMĘ pokazuje, że można żyć z pasją, łamać stereotypy i cieszyć się każdym dniem. Ich postawa może być inspiracją dla wielu dziewczyn, które często boją się sięgnąć po swoje marzenia, twierdząc, że nie podołają stawianym wyzwaniom. Przeszkody są po to, by je pokonywać, a rzeczy niemożliwe mogą stać się piękną rzeczywistością – tego właśnie uczą nas dziewczyny pochłonięte przez rzeczywistość sportów ekstremalnych. Joanna Motyka

Czy można żyć i pracować z pasją? W życiu warto mieć pasję. Poza codziennymi obowiązkami, trzeba mieć coś, co sprawi, że będziemy się uśmiechać i czuć szczęśliwi. Najlepiej, jeśli umiemy połączyć pasję z pracą. Choć niewielu to potrafi, z całą pewnością jest to możliwe. Ważny wybór Hobby, zainteresowania i pasje sprawiają, że nasze życie nie jest nudne, że ma sens i po prostu chce nam się żyć. Dobrze, gdy mamy pasję już od dziecka. Może ona zmienić się w miarę tego, jak dorastamy lub pozostać taka sama. Na ogół ludzie chcą zajmować się tym, co ich pasjonuje, np. jeśli ktoś w dzieciństwie konstruuje minimakiety czy budowle z kartonowych pudełek, może to znaczyć, że chciałby w przyszłości zostać architektem i powinien rozwijać się w tym kierunku. Niekiedy pasja budzi się dopiero na studiach lub wręcz przeciwnie - uświadamiamy sobie, że to, co studiujemy, wcale nas nie interesuje, np. studiowanie pedagogiki, podczas gdy nie znosi się dzieci. Naturalnie i w tym wypadku można zostać pedagogiem, a swoje marzenia i zainteresowania realizować w czasie wolnym. Jednak należy postawić sobie pytania: czy będę dobrym pedagogiem? Czy może byłbym lepszym inżynierem? W tym wypadku odpowiedź jest prosta: ktoś, kto nie lubi dzieci, nie będzie się spełniał jako pedagog. Lepiej więc zastanowić się dwa razy, niż wybrać coś, czego nie zamierzamy robić w przyszłości. W przeciwnym razie cierpieć będziemy nie tylko my, lecz

8

także ludzie, którzy będą musieli z nami pracować. Praca z pasją Załóżmy jednak, że wybraliśmy kierunek studiów, który nas interesuje tak, że nie liczy się nic więcej, a po jego ukończeniu dostaniemy wymarzoną pracę. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to nie życie, lecz bajka. Jednak takie rzeczy zdarzają się w rzeczywistości. Można żyć i pracować z pasją. Jednak my, Polacy, mamy tendencję do słomianego zapału. Często pasjonujemy się czymś tylko na początku, a gdy pojawiają się problemy, zainteresowanie mija. Za przykład może posłużyć taka sytuacja: mamy wymarzoną pracę, która jednocześnie jest naszą pasją, np. praca w aptece na stanowisku farmaceuty. Pojawiają się jednak pewne czynniki, które wpływają na osłabienie naszej pasji - codzienne wstawanie o 6 rano i wracanie późno do domu, niezadowoleni i niemili klienci, którzy ciągle się wykłócają, stres. Wszystko to może sprawić, że znienawidzimy naszą pracę lub popadniemy w rutynę, mimo że naprawdę kochaliśmy to robić. Takie zjawisko popadania w marazm i nudę oraz braku satysfakcji z pracy jest nazywane wypaleniem zawodowym i do-

tyka najczęściej nauczycieli oraz pracowników biurowych. Na szczęście można temu zapobiec. Gdy jesteśmy u kresu wytrzymałości nerwowej, poprośmy o kilka dni wolnego, gdy klienci są niekulturalni, próbujmy z nimi rozmawiać, a nie odpłacać im pięknym za nadobne, a przede wszystkim - uśmiechajmy się i pokazujmy, że to, co robimy, jest naprawdę naszą pasją, z której czerpiemy radość. Wtedy ludzie zaczną szanować nas i nasze zainteresowania.

Czy paintball to nie przypadkiem sport dla mężczyzn – zastanawiała się pewnie nie jedna dziewczyna otrzymując wydziałowy newsletter. Idąc tym tokiem myślenia można założyć, że politechnika jest uczelnią dla mężczyzn, a tytuł inżyniera atrybutem jednej z płci. Bez względu na to ile prawdy jest w tych zdaniach – wątpliwości nie ulega jedno – kobieta na politechnice już przełamuje pewne stereotypy. Na paintballu każdy bawi się dobrze – bez względu na płeć.

Gra, której musisz spróbować Zaskakujące, że czynność, której celem było znakowanie z dystansu drzew oraz bydła przerodziła się w popularną dyscyplinę sportową i rekreacyjną. Od początku lat pięćdziesiątych, paintball zyskuje sobie coraz więcej zwolenników. Trudno jednak o nim dyskutować, nie biorąc udziału w zabawie. Fabuła, którą zawsze opatrzona jest gra i która ją urozmaica jest zawsze inna, różne jest również miejsce akcji. To co jest wspólne dla każdej rozgrywki to wyposażenie składające się ze stroju ochronnego, maski oraz markera połączonego z butlą z gazem – całość przypomina pewien rodzaj broni. Nie obejdzie się bez strzelania ani rannych – jest to rzecz, która charakteryzuje paintball w ogóle, małe kolorowe kulki wylatują i na ciele ofiary rozpryskują się w plamę farby. Celem jest zastrzelić jak najwięcej uczestników nie będąc samemu trafionym. Aby to zrealizować gracze przemieszczają się po dużych przestrzeniach – czasem halach sportowych, czasem plenerze. Bywa, że sprawność fizyczna oraz umiejętność szybkiego biegania „ratują życie”. Zostałeś trafiony? Umierasz – musisz czekać na kolejny scenariusz. Paintball z politechniką Niezależne Zrzeszenie Studentów

pod koniec lutego postanowiło umilić studentom Politechniki czas wśród moro, farby oraz w scenerii rodem z Call of Duty. Mówiąc prościej – umożliwiła grupową zabawę w paintball. Niespodziewanie przypadł on na jeden z najbardziej mroźnych okresów tej zimy. Niska temperatura nie przeszkodziła jednak świetnej zabawie. Bieganie, poszukiwanie przeciwników i unikanie ich strzałów zmuszało do bycia w ciągłym ruchu i zdecydowanie podgrzewało temperaturę. Jedynie w dziesięciominutowych przerwach można było zmarznąć i jedyne czego wtedy brakowało, to gorąca herbata. Miejsce, w którym bawili się studenci to kilkuhektarowy obszar na obrzeżach Warszawy. Mięli do dyspozycji las oraz opuszczony hotel – miejsce częściowo zniszczone, wypełnione gruzem. Skradanie, czołganie, czasem natychmiastowa ucieczka – to wszystko sprawiało, że rozgrywki pozwalały poczuć się jak na planie gry komputerowej albo w centrum rozgorzałej wojny. Bo akurat słowa „wojna” grający studenci używali bez przerwy, prawdziwie wczuwając się w przedstawione scenariusze, aktorsko odgrywając narzucone role. Grupa podzielona była na dwie drużyny. Scenariusze były różne

– jeden trwał ok. 20 minut. Każdy z nich stwarzał jednak możliwości rewanżu, ponieważ odgrywany był dwukrotnie, a grupy zamieniały się miejscami. Studenci przygotowywali zasadzkę w lesie, musieli przejąć okupowany budynek albo odbić flagę przeciwnika i przenieść ją do jego bazy. Były też gry nieoplecione żadną fabułą, a polegające jedynie na wyeliminowaniu wszystkich przeciwników tzw. „nawalanka”. Wszystko odbywało się pod czujnym okiem dwóch instruktorów, którzy w tajemniczy sposób znali najmniejsze błędy studentów na polu walki, wypominając nie założenie maski albo nie zatkanie wylotu markera. W paintballu warto było wziąć udział nie tylko ze względu na możliwość pobawienia się w wojnę imitacją broni , ale również dla zintegrowania się z innymi, często dopiero zapoznanymi studentami. Pomiędzy członkami danej drużyny wytworzyły się więzi tak, że kiedy pod koniec gry ubyło kilku uczestników pewnej grupy, nikt z drugiej nie chciał do niej dołączyć, aby wyrównać składy. Nikt nie miał oporów, aby współpracować, razem planować określone strategie. Zastawianie materacem drzwi oraz umieszczanie fotela w otworze w ścianie nie należało do rzadkości. Dobry humor nie opuszczał ani na

Brutalna rzeczywistość Niestety co dwudziesty Polak nie lubi swojej pracy. Dlaczego? W Polsce panuje przekonanie, że pasja i praca (a zwłaszcza otrzymywane za nią wynagrodzenie) nie idą w parze. W związku z tym wybieramy takie zawody, które przyniosą nam dochody, lecz niejednokrotnie nas nie interesują. Badania donoszą, że najbardziej zadowoleni ze swojej pracy są kierownicy i managerowie, których zarobki sięgają wysoko ponad średnią krajową. Warto jednak zastanowić się nad tym, co wybieramy, ponieważ w pracy spędzamy prawie połowę naszego życia, dlatego dobrze byłoby, gdyby przynosiła nam ona satysfakcję i dawała radość. Marta Sabala

9


chwilę graczy, nawet wtedy, kiedy uderzenie bolało trochę bardziej. A kiedy już bolało – zawsze z przeciwnej strony frontu można było usłyszeć – przepraszam. To przecież nie boli Zdarza się, że ludzie, tak jak każdej nowości, boją się paintballu. Masa błędnych stereotypów o rzekomym niebezpieczeństwie płynącym z tej gry często odstrasza zaciekawionych, a przede wszystkim kobiety. Panie boją się siniaków oraz bólu, który rzekomo może sprawić lecący z rzekomo wielką prędkością pocisk. Prawda jest taka, że paintball oczywiście może zrobić krzywdę, ale tylko pod warunkiem, że nie sto-

suje się odpowiednich zabezpieczeń. Ogółem, jeśli bawimy się pod okiem instruktorów nie ma szans, żeby spotkało nas coś złego. „Jeśli ktoś z was zdejmie maskę i dostanie w oko, to jasne jest, że tego oka nie ma” – mówił jeden z instruktorów. Przed takimi wypadkami chroni nas jednak maska zasłaniająca całą twarz, w regułach gry istnieją zasady określające z jakich odległości można strzelać. Lufa posiada zatyczkę, której należy używać w tzw. „strefie bezpiecznej” oraz dodatkową blokadę. Poza tym sprzęt strzelający posiada regulator prędkości, z którą mogą wylatywać pociski z farbą. Bezpieczna prędkość to 90 m/s. Odbieganie od tej

prędkości następuje za porozumieniem uczestników. Wbrew pozorom paintball jako gra zainspirowana militariami, jest idealna bez względu na płeć. Na ostatniej imprezie NZS strzelało niewiele pań, były jednak członkiniami zespołu – równymi zawodniczkami. Trudno słyszeć narzekania kobiety znajdującej się w większym gronie mężczyzn. Obyło się bez siniaków, większych obrażeń i przede wszystkim bez nudy. Wielu uczestników dopytywało, kiedy kolejna edycja imprezy. Wszyscy amatorzy paintballu bez wątpienia spotkają się na jego kolejnej sesji wiosennej. ALeksandra Danilecka

psychotest

1)Twój wymarzony zawód to: a. klaun b. serwisant londyńskich budek telefonicznych c. konserwator powierzchni płaskich d. tester zabawek dla niemowląt 2)Kiedy deszcz przekonuje, że nie warto nawet wyglądać przez okno, Ty... a. zakładasz kalosze i biegniesz skakać po kałużach b. nie wyglądasz za okno, przeglądasz nawet najnudniejsze strony internetowe c. cieszysz się, bo brakowało Ci odpowiednio melancholijnego nastroju do napisania nowego wiersza d. uznajesz, że to doskonały pretekst, aby wreszcie upiec ciasto 3)Na Akademii Muzycznej studiowałabyś/studiowałbyś: a. kompozycję b. dyrygenturę chóralną c. klawesyn i organy

4)Twoim ulubionym lekarzem jest a. ortopeda – często go widujesz przy okazji kontuzji b. radiolog – leczy radiem! c. balnerolog – uwielbiasz kąpiele solankowe d. psychiatra – ma taki miły, wyłożony poduszkami, gabinet 5)Wolny czas to Twoim zdaniem a. czas, w którym nie masz pracy, zajęć na uczelni, nie musisz się uczyć, a wszystkie sprawy są już dawno załatwione b. czas po zakończeniu absolutnie niezbędnego minimum zajęć c. weekend d. nie masz wolnego czasu 6)W najbliższy weekend a. będziesz się uczyć b. pojedziesz do domu po nową partię jedzenia c. obejrzysz kolejne odcinki ulubionych seriali d. pójdziesz na imprezę albo wyjedziesz do innego miasta 7)Na śniadanie jesz a. to, co znajdziesz w kuchni b. nie jesz śniadania, wolisz dłużej pospać c. płatki z mlekiem d. starannie dobrane produkty – sałatkę, pełnoziarniste pieczywo, twarożek, jajko... 8)Kiedy byłaś/-eś mała/-y najwięcej czasu spędzałaś/-eś lub darcie pierza z kurczaków na lodzie. 12 - 20 punktów Najlepiej pasują do Ciebie zajęcia artystyczne - kompozycja utworów na czajnik i orkiestrę, kubistyczne malarstwo paznokciowe, tradycyjny haft kaszubski czy chińskie karaoke. 0 - 11 punktów Policz punkty jeszcze raz :)

10

a. grając z kolegami w nogę na podwórku b. wymieniając się karteczkami c. bawiąc się w podchody i chodząc po drzewach d. bawiąc się lalkami lub samochodzikami 9)Na ścianach Twojego pokoju a. nic nie wisi, nie przywiązujesz wagi do jego wystroju b. wiszą oprawiane plakaty, zdjęcia z wakacji i wypraw z przyjaciółmi c. poprzyklejałaś/-eś taśmą plakaty swoich ulubionych sportowców, aktorów, piosenkarzy d. wiszą piękne obrazy w wielkich złotych ramach 10)Notatki z wykładów prowadzisz a. piórem b. ołówkiem, żeby potem ładnie przepisać c. tym, co masz pod ręką d. nie prowadzisz notatek. 11)Twoja ulubiona bajka Disneya to a. Król Lew b. Zakochany Kundel c. Lampa Aladyna d. Królewna Śnieżka i Siedmiu Krasnoludków 12)Na długi spacer w dobrym towarzystwie wybierzesz a. Łazienki Królewskie b. Stare Miasto c. brzeg Wisły d. nie chodzisz na spacery, to dobre dla emerytów

kolekcjonowanie spłuczek i oscyloskopów, starożytna kryptografia, jedzenie bananów, patrzenie w punkt w przestrzeni zamyślonym wzrokiem, origami kamasutra... 21 - 29 punktów Z Twoją energią najlepiej znajdziesz się w hobby sportowym. Wypróbuj triatlon z ryżem, maraton hulajnogowy, żonglowanie sezamem, trampolino-siatkówkę

Cały numer o tym, jak być aktywnym, co ciekawego można robić w wolnym czasie i jak fascynujące są zainteresowania niektórych z nas. Nigdy Ci się nie zdarzyło pomyśleć „też chciałbym robić coś fajnego, ale nie mam pomysłu co”? Jeśli szukasz czegoś oryginalnego i dopasowanego do Twojego stylu życia, odpowiedz na pytania i sprawdź, na czym powinieneś spędzać długie zimowe wieczory.

d. śpiew operowy

39 - 48 punktów Idealnym hobby dla Ciebie będzie coś wymagające konstruktywnego myślenia, np. budowa mostów z makaronu, konstruowanie bomb konfetti, dzielenie włosa na czworo, mierzenie rolek papieru toaletowego czy wznoszenie wieży Eiffla ze sztućców. 30 - 38 punktów Pomyśl o czymś spokojniejszym -

Jakie hobby pasuje do Ciebie?

Alea iacta est!

czyli Rzymianie nadchodzą

Bractw rycerskich mamy w Polsce sporo. Coraz większą popularnością zaczyna się cieszyć również antyk zwłaszcza Rzym, który posiadał jedną z największych i najlepiej wyszkolonych armii w historii. Z Michałem Teodorowiczem, archeologiem i założycielem grupy rekonstrukcyjnej Legio I Adiutrix, rozmawia

Powiedz od kiedy działacie i czemu postanowiłeś zająć się właśnie rekonstrukcją rzymskiego legionu? Michał: Nasza grupa działa dokładnie od 2002 roku. Czemu rzymski legion? Cóż, starożytny Rzym pasjonował mnie w zasadzie od dziecka, a potęga jego armii wzbudzała mój zachwyt. Wiedziałem, że jeżeli miałbym się zając rekonstrukcją historyczną, to będę podążać właśnie w tym kierunku. Z tego co wiem, legion który odtwarzacie, istniał naprawdę. Możesz nam coś o nim powiedzieć?

odbywają się w każdy weekend. Aby rekonstrukcje były bardziej realistyczne, musztry prowadzone są w języku łacińskim. Na początku uczestnicy uczą się komend po polsku, aby mogli wyrobić u siebie pewne nawyki, potem jednak są zmuszeni do nauczenia się ich w oryginalnym języku Rzymian. Czy wasze rekonstrukcje są odtworzeniem konkretnych bitew i wydarzeń? Michał: Nie, gdyż jest to niemożliwe ze względu na wiele czynników. Bierzemy jedynie udział w rekonstrukcjach historycznych, które

ten projekt. Obecnie skupiamy się na udziale w wielkiej rekonstrukcji bitwy pod Maratonem, która odbędzie się 17-18 września w Rezerwacie Archeologicznym Zawodzie w Kaliszu. Ten wielki ogólnopolski projekt jest organizowany z okazji 2500 rocznicy bitwy. Oprócz tego prowadzimy działalność edukacyjną w szkołach różnego szczebla, w formie zajęć poświęconych historii starożytnej. Czy stawiacie jakieś szczególne wymagania prze rekrutacji do Legio I Adiutrix?

Michał: Oddział powstał prawdopodobnie około 68 roku p.n.e. za panowania cesarza Galby albo jeszcze za Nerona. Początkowo była to jednostka pomocnicza, o czym świadczy zresztą jej nazwa: Legio primo Adiutrix - Pierwszy Legion Pomocniczy/ Pomagający. Nasza grupa wzoruje się na formacji z lat 106-107, która stanowiła wtedy już normalny oddział. Warto dodać, że chociaż nazwa naszej grupy wskazuje na odtwarzanie legionu rzymskiego, to w naszych szeregach znajduje się również kilku Celtów, Germanów, Greków i jedyny w Polsce, w pełni wyposażony, Kartagińczyk. Czy trudno jest zdobyć podstawowe elementy uzbrojenia? Michał: Tak jak ze wszystkim, tak i w wypadku nowo powstałej grupy rekonstrukcyjnej, początki były ciężkie. Obecnie jednak posiadamy stałe kontakty z grupą ludzi, którzy wykonują nam na zamówienie potrzebne elementy. Jest więc całkiem nieźle. Jak długo trzeba ćwiczyć, aby stać się pełnowartościowym odtwórcą starożytności? Michał: Około roku. Oczywiście przy założeniu, że przychodzi się regularnie na treningi, które u nas

mają przybliżyć widzom styl walki starożytnych formacji. Nie mamy z reguły ustalonego scenariusza, jednak przy okazji konkretnej imprezy, np. Festynu Celtyckiego, staramy się, aby pierwsza walka została wygrana przez stronę, na której cześć odbywa się wydarzenie. Wiem, że oprócz standardowych rekonstrukcji prowadzicie także inne projekty? Michał: Zgadza się. Kiedyś pracowaliśmy na przykład nad budową osady przeworskiej w Nowym Dworze Mazowieckim, lecz ostatecznie, z kilku powodów, odłożyliśmy

Michał: Nie, wystarczy jedynie zaangażowanie i brak słomianego zapału. Do naszej grupy można wstępować już od 16. roku życia (za zgodą rodziców), przeważnie jednak wiek uczestników mieści się w przedziale 18-56 lat. W tym miejscu chciałbym gorąco zaprosić wszystkich chętnych do zabawy w rekonstrukcję historyczną wraz z Legio I Adiutrix. Dziękuję serdecznie za rozmowę i życzę samych sukcesów. Wszystkim zainteresowanym podaję dodatkowo adres strony internetowej grupy Legio I Adiutrix: adiutrix.cba.pl/legio Adam Gaafar

11


Widzieć chwile

DO PRACY W EUROPĘ Skrót EPSO większości z nas powie niewiele. Trudno, aby w szalonym tempie studenckiego życia znaleźć czas na rozszyfrowywanie nazw nieznanych dotąd organizacji. Tymczasem koło nosa może przejść nam oferta prestiżowej pracy w instytucjach Unii Europejskiej. Stąd światowa kariera to tylko kwestia czasu.

„Pach. I albo ci się udało, albo nie masz nic.” - proste zdanie, wręcz truizm, w którym prawie całą prawdę o fotografii zamknął Henri Cartier Bresson – jeden z jej mistrzów. Współcześnie wydaje się, że dla wielu takie zdanie mogłoby brzmieć : „Pach, pach, pach i może w końcu trafisz”. Bez wątpienia fotografowanie stało się jednym z najpowszechniejszych hobby. W niektórych krajach - rodzajem sportu narodowego. Jak wyglądała droga od naświetlenia pierwszej błony do zdjęć obiegających świat w ułamku sekundy?

Młodzi, zdolni, zarabiający Europejski Urząd Doboru Kadr, bo tak brzmi spolszczenie oryginalnego rozwinięcia skrótu - European Personnel Selection Office, siedzibę swoją ma w Brukseli. Jego misją jest stwarzanie korzyści zarówno młodym ludziom, organizując dla nich pożądane stanowiska pracy, jak i instytucjom UE, podsuwając jej urzędnikom pod nos gotowe listy sprawdzonych ekspertów. EPSO po otrzymaniu przez daną organizację informacji o poszukiwaniu pracowników, organizuje konkurs, którego laureaci mają olbrzymie szanse na tych stanowiskach się znaleźć. Miejsca parcelowane są na trzech funkcjach: administratorów, lingwistów oraz asystentów. W przypadku dwóch pierwszych stanowisk, kandydat musi ukończyć szkołę wyższą. Takie wykształcenie nie jest niezbędne asystentom, którzy zarabiają jednak zaledwie połowę z tego, co administratorzy. Specyfika oferowanych stanowisk jest różnorodna. Aby podjąć się konkursu na administratora, w większości przypadków wystarczy dyplom szkoły wyższej – niezależnie od kierunku. Czasem EPSO poszukując np. prawników lub naukowców, wymaga ukończenia studiów związanych bezpośrednio z tymi stanowiskami. Wiadomo, że częściej do konkursów na urzędników zgłaszają się absolwenci kierunków związanych z naukami społecznymi bądź z komunikacją. Nie jest to jednak reguła – zdarza się, że EPSO organizuje konkurs na inżynierów, a to daje wielkie możliwości rozwoju absolwentom politechnik. Konkurs o sukces Kiedy EPSO ogłosi już konkurs – wszelkie aktualności znajdują się na stronie internetowej organizacji – chętni mogą się zgłaszać, wypełniając drogą elektroniczną formularz. Wkrótce potem zostaniemy poproszeni o dokonanie rez-

12

erwacji terminu, w którym odbędzie się wstępny, komputerowy egzamin. Każdy konkursant podchodzi do niego indywidualnie, korzystając z własnego komputera, w miejscu zamieszkania. Egzamin komputerowy składa się z kilku części, każda zawiera 20 pytań wielokrotnego wyboru. Aby poprawnie przejść przez ten rodzaj eliminacji trzeba biegle władać dwoma językami – ojczystym oraz obcym (niemieckim, angielskim albo francuskim). W języku obcym odbywa się weryfikacja umiejętności myślenia abstrakcyjnego, oceny sytuacji. W ten sposób sprawdza się również inteligencję uczestnika. Testy sprawdzające umiejętności matematyczne i rozumienie testu pisanego odbywają się w języku ojczystym. Statystyki pokazują, że jednej na trzy osoby podchodzące do konkursu udaje się dostać do drugiego etapu – tzw. oceny zintegrowanej. Takie osoby zapraszane są do Brukseli, gdzie egzaminowane są face to face. Koszta związane z wyjazdem są częściowo pokrywane przez EPSO. Zadania z jakimi musi zmierzyć się uczestnik zależą od stanowiska na jakie aplikuje. Często można spotkać się z zadaniem analizy otrzymanych dokumentów. Ma to na celu sprawdzić znajomości języka urzędowego, żargonu, bez którego żaden pracownik UE sobie nie poradzi. Zawsze uczestnik musi spodziewać się ustnej prezentacji oraz rozmowy z egzaminatorem. Sprawdzane są wówczas jeszcze inne umiejętności jak zdolności przywódcze, odporność psychiczna oraz umiejętność pracy w zespole. Potem przychodzi najbardziej trzymająca w napięciu pora – oczekiwanie na wyniki. Ci, którym pomyślnie uda się przejść eliminacje znajdują się na tzw. liście rezerwowej. Wbrew pozorom, nie jest to jednak lista oczekiwań na przyjęcie na listę właściwą, ale spis najlepszych. To właśnie z niej korzystają unijne organizacje, kiedy poszukują wykwalifikowanych pracowników.

Jeżeli komuś się nie uda, może zawsze próbować po raz kolejny. Konkursy są darmowe, a podchodzić do nich można nieograniczoną ilość razy. EUROPA SIĘ OPŁACA Przedstawiciele EPSO przypominają, że znalezienie się na liście nie jest jednoznaczne ze znalezieniem pracy. Każda lista ważna jest przez rok, zdarza się, że po jej wygaśnięciu laureat traci szansę na pracę. Z tego powodu pracownicy urzędu doboru kadr podkreślają, że ważne jest, aby nie wybrzydzać oferowanymi stanowiskami. Grunt to znalezienie się w pewnym środowisku, tam łatwo awansować choćby z najmniej istotnej posady. Warunek awansu jest jednak następujący – znajomość trzeciego języka obcego. Unia Europejska poszukuje młodych, kreatywnych osób, które sprawnie zarządzałyby określonymi resortami. W tym celu nie tylko umożliwia stałą pracę, ale organizuje również szereg różnych staży dla studentów. Europoseł Jarosław Wałęsa chwali się, że permanentnie przyjmuje studentów odbywających staż na stanowisko swoich asystentów. W ramach zbliżającej się prezydencji Polski w UE studenci ostatnich lat studiów jeszcze do niedawna mogli poszukiwać pracy jako oficero wie łącznikowi. Do ich obowiązków należeć będzie opieka nad przedstawicielami państw członkowskich, uczestniczących w spotkaniach dyplomatycznych. Taka, nawet tymczasowa praca nie tylko wzbogaca o nowe doświadczenia, ale tworzy dobry start w przyszłą karierę absolwenta. Jak się tam dostać? – po prostu szukać. Szukać na stronie EPSO, parlamentu, Komisji Europejskiej, a nawet na facebooku, na którym większość europejskich jednostek ma swoje profile. Jak więc widać Europa sama wychodzi młodym naprzeciw – wystarczy ją polubić. Zarówno na facebooku, jak i w rzeczywistości. aleksandra Danilecka

„You really don’t have to know too much in order to be photographer. What you need to do is simply look.” To proste, przez układ soczewek zwany obiektywem na błonę światłoczułą pada światło, efektem czego jest zajście na jej powierzchni reakcji chemicznej. Widocznym efektem reakcji jest zaciemnienie lub rozjaśnienie, zależne od natężenia światła. Tak właśnie działa najprostszy aparat fotograficzny. Czasem nawet obiektyw zastępuje się dziurką o bardzo małej średnicy – mamy wtedy do czynienia z fotografią otworkową. Współcześnie błonę zastąpiła matryca – przetwornik analogowo-cyfrowy przetwarzający światło na energię elektryczną. Pierwszy aparat fotograficzny datuje się na koniec XIX wieku, choć już wcześniej istniał jego protoplasta – camera obscura, czyli rodzaj aparatu otworkowego. Stosowany ówcześnie rodzaj aparatów kojarzymy głównie z filmów historycznych, w których fotograf wchodzi pod czarną pelerynę i odsłania, a po chwili zasłania otwór z przodu aparatu. Kolejnym krokiem milowym było wprowadzenie aparatu z dwoma obiektywami – jeden służył za wizjer, dzięki któremu fotograf mógł skadrować obiekt, podczas gdy drugi kierował światło na błonę. Chwilę później przyszedł czas na aparaty jednoobiektywowe. W tym wypadku o tym, gdzie pada światło, decyduje uchylne lustro. Opuszczone pozwala kadrować, a po naciśnięciu spustu migawki na czas robienia zdjęcia podnosi się, przepuszczając światło na błonę. Równie ważnym etapem było umieszczenie w aparacie światłomierza z układem automatyzującym ustawianie ekspozycji (parametrów naświetlenia zdjęcia), a także zautomatyzowanie pomiaru ostrości. To jeszcze nic. Prawdziwe tąpnięcie nastąpiło w połowie lat 70. XX wieku, dwie dekady później

zjawisko zaczęło się popularyzować, aby na początku XXI wieku nie tylko zmienić sposób fotografowania, ale zrewolucjonizować popkulturę. Fotografia cyfrowa, bo o niej mowa, na początku była traktowana z nieufnością – poniekąd przez swoją ułomność - aby w końcu stać się właściwie jedynym nurtem fotografii. Trudno opisać całą rodzinę aparatów cyfrowych. W dużym uogólnieniu można stwierdzić, że zamiast błony mamy do czynienia ze wspomnianą matrycą światłoczułą, z której obrazy komputer aparatu zapisuje na karcie pamięci. Z a i n t e r e s o w a n y c h dokładniejszymi informacjami zachęcam do skorzystania z Internetu, żeby dowiedzieć się na przykład, jak to się dzieje, że aparat rejestruje kolor?

czasu. Co prawda sam moment utrwalenia zdjęcia był krótszy, jednak czas niezbędny wówczas do obejrzenia zdjęcia to we współczesnych kategoriach wieczność, a wrzucenie zdjęcia na portal społecznościowy to kolejna nieskończoność. Zamiast tego, fotografia cyfrowa oferuje możliwość podglądu zdjęcia od razu, a w ciągu minuty zdjęcie może obiec cały świat. Szybkość działania i coraz tańsza technologia sprawiły, że fotografia cyfrowa opanowała świat. Fotografowanie stało się bardziej beztroskie, spontaniczne, nierzadko mniej przemyślane, choć nie zawsze jest to zarzut. Wystarczy chwycić najprostszy aparat i zacząć robić zdjęcia. Rodzinny obiad, nowe kapcie czy zmiana ustawienia mebli w pokoju są równie dobrym tematem na zdjęcie, co kiedyś pierwszy dzień w szkole. Albumy z imprez, galerie zdjęć w lustrach, kafelkach i właściwie każdym miejscu, w którym naszła nas ochota na strzelenie zdjęcia, zdają się nie mieć końca. Z drugiej strony spróbowanie swoich sił w sferze artystycznej nigdy nie było tak proste. Kilka darmowych poradników dostępnych w Internecie, znajomy zajmujący się fotografią trochę dłużej - i każdy z nas może spróbować zrealizować obraz, który do tej pory przelatywał mu tylko przez głowę. Jak odróżnić zdjęcie dobre od przeciętnego? Przede wszystkim należy zdać sobie sprawę z faktu, że nie ma zdjęcia uniwersalnego. Różnice kulturowe, inne wychowanie

„It’s ever y t h in g - l i f e , d e at h . P u r e bliss.” Tradycyjna fotografia analogowa wymagała

13


czy po prostu odmienne poczucie estetyki mogą sprawić, że jedna fotografia będzie budziła skrajnie różne emocje. Istnieje oczywiście zbiór zasad kompozycyjnych, swoiste abecadło niezbędne do świadomego fotografowania. Z drugiej jednak strony, w ostatnich czasach to spontaniczna, pozbawiona planu fotografia stawała się natchnieniem dla doświadczonych fotografów zatopionych dotychczas w kanonie. Jeśli zdecydujemy, że chcielibyśmy, aby nasze fotografie trafiały do większej grupy osób niż

najbliższa rodzina i znajomi – dobrym miejscem na początek są fora lub portale przeznaczone do prezentacji swoich prac. Najczęściej wrzucane tam zdjęcia są komentowane przez bardziej doświadczonych fotografów, którzy zawodowo zajmują się robieniem zdjęć. Aby znaleźć jedno z takich miejsc, wystarczy w popularnej wyszukiwarce internetowej wpisać najprostszą frazę, a chwilę potem przełamać swój strach i podzielić się ze światem swoimi zdjęciami. Naprawdę warto. Trudniejszą, ale bardziej prestiżową i przynoszącą wymierne korzyści metodą poddawania się ocenie, może być udział w konkursach fotograficznych. Nie musi to być od razu zgłoszenie swoich zdjęć do World Press Photo czy konkursu National Geographic. Nierzadko drobni producenci, firmy czy instytucje ogłaszają zawody, aby zbudować pozytywny wizerunek marki lub usług. W znajdowaniu takich konkursów również niezastąpiona okazuje się popularna wyszukiwarka. That’s photography. You have to see the moments. Ale co właściwie fotografować? Pytanie warto postawić inaczej. Czy istnieje coś, czego nie warto fotografować? Wydaje się, że trudno o taki przykład, lecz musimy jednocześnie pamiętać o etyce. Ostateczną odpowiedź na to

pytanie należy chyba pozostawić fotografującej osobie. Bez wątpienia fotografia, jak żadna inna technika, daje możliwość dokumentowania i utrwalania chwil. Rzecz jasna, nawet przysłowiowa „fotograficzna dokładność” nie jest pozbawiona subiektywnego wpływu fotografa. Zachęcamy do fotografowania, jeśli zaś już trochę „pstrykasz” i chciałbyś spróbować nowych doświadczeń – pisz na rekrutacja@ ipewu.pw.edu.pl i dołącz do ekipy Ipewu. Damian Drewulski

ŻYCIE JAKO ŚMIERTELNA CHOROBA Claudia i Alex znają się od dziecka. Oboje spędzili dzieciństwo w sierocińcu w rumuńskiej miejscowości Cernavoda. Tam uczyli się odpowiedzialności, uczyli się rozumieć, że życie to nie taka prosta sprawa. Tam również oboje zarazili się wirusem HIV.

14

WSZYSTKIEMU WINNA BYŁA KREW On wraca do tych zrujnowanych obecnie murów. Rozpoznaje w dziurawych ścianach i nawarstwiającym się gruzie pomieszczenia, w których spędził kawałek życia. Oprowadza po swoim pokoju, pokazuje izolatki, w których trzymano chore dzieci. On mieszkał właśnie w takiej izolatce. Jest wysoki, dobrze zbudowany, przystojny. Ktoś, kto go nie zna, nie podejrzewałby, że mężczyzna ma HIV. Ona choroby się bała, bo na jej oczach umierały inne, również zainfekowane dzieci. Pamięta jeszcze ich twarze. Kiedy widziała księdza, chowała się w swoim pokoju ze

strachu, że ten człowiek chce jej objawić koniec życia. Teraz ma rodzinę, przy której jej dolegliwość wydaje się zrutynizowaną, zwyczajną przypadłością. Urodziła się na nowo. Nigdy nie byli narkomanami, nie nawiązywali też przypadkowych kontaktów seksualnych. Od wczesnego dzieciństwa są nosicielami wirusa. Tak jak 10000 innych wychowanków rumuńskich sierocińców, którzy - w okresie między późnymi latami osiemdziesiątymi i wczesnymi dziewięćdziesiątymi – zostali zakażeni HIV. Wszystko przez ignorancję władz i niedoszkolenie ówczesnego personelu medycznego. Spośród wspomnianych 10000 przeżyło 7000. Czy w chłodnej kalkulacji można

to uznać za sukces? W sierocińcu śmierć wisiała w powietrzu, dzieci były narażone na jej widok codziennie, to ona wykrzywiała twarze ich kolegów i koleżanek. W komunistycznej Rumunii panował absurdalny pogląd, że niedobory żywności i brak odpowiednich warunków do życia w sierocińcach, można zrekompensować za pomocą prostego zabiegu – transfuzji niewielkiej ilości krwi. Chorowitym dzieciom wtłaczano nieprzebadaną wcześniej tkankę, aby poprawić ich witalność. Dlaczego jej nie badano? Zdaniem sprawców było to zbędne. Przecież same władze ogłosiły, że w Rumunii wirusa HIV nie ma. Dopiero po zburzeniu muru pojawiały się ciągle

nowe informacje o zakażonych, a co budziło największą trwogę – większość z nich to były dzieci.

demii HIV wśród nieletnich.

WSZYSTKIEGO UNIKNĄĆ

Na świecie o HIV wie się stosunkowo niewiele. Nie jest to wirus, który – jak się błędnie uważa – dotyczy tylko określonych grup społecznych: prostytutek, homoseksualistów, narkomanów. Kolejnym mitem jest twierdzenie, że HIV to wydłużona droga krzyżowa kończąca się wyrokiem śmierci – AIDS. Obecnie w naszym społeczeństwie żyje mnóstwo nosicieli tego wirusa. W Polsce żyje 13000 przebadanych chorych. Rzeczywistej liczby nie uda się jednak ustalić,

MOŻNA

BYŁO

Żadne z nich nie było sierotą, mimo to każde z nich marzyło o prawdziwym domu. Claudia trafiła do sierocińca, bo dla szóstego dziecka w rodzinie nie było już miejsca. Bieda tworzyła patologie. Pewnego dnia ojciec Claudii pobił jej matkę. Wkrótce trafił do więzienia za drobną kradzież – Claudia nie wie, co takiego sobie przywłaszczył, zresztą nie chce wiedzieć. Podobno dwa lata później rodzina próbowała ją odnaleźć – potem jednak, zrażona początkowymi niepowodzeniami, uznała dziecko za martwe i zaniechała poszukiwań. W ten sposób dziewczynka została w sierocińcu. Nie lubi o tym wspominać, za każdym razem, kiedy to robi, smutnieje. Alex, podczas pobytu w Cernavoda, był często odwiedzany przez swojego ojca. Utożsamiał go jednak z wujkiem. Nie wiedział również, że w tym samym domu dziecka przebywa jego siostra bliźniaczka. O tym, że ma matkę, ojca i siostrę dowiedział się, kiedy skończył siedemnaście lat. Siostra mieszkała wówczas w Stanach z nową, przybraną rodziną. Alex nie miał jej adresu. Po matce zostały mu dwa wspomnienia - sucha informacja o jej niedawnej śmierci w wypadku przemysłowym i wyrzuty sumienia, że przyszedł za późno. Od 1966 roku do niemal końca komunistycznej Rumunii stosowanie środków antykoncepcyjnych oraz dokonywanie aborcji były surowo zabronione. Działania, mające na celu zwiększenie populacji Rumunów, w rzeczywistości przyczyniły się do wielu szkód. Kobiety masowo umierały wskutek poddawania się nielegalnym zabiegom. Te, które respektowały zakaz, doczekiwały się liczby potomków, której nie były w stanie utrzymać. Szerzyły się bieda i choroby, patologie. W konsekwencji spora część nowonarodzonych była umieszczana w domach dziecka. Inni trafiali na ulice. Tam liczył się każdy dzień, przeżycie stanowiło cel sam w sobie. Środkiem do jego osiągnięcia były często usługi seksualne – kolejny powód rozprzestrzeniania się epi-

TO JESZCZE NIE WYROK

ponieważ nie wszyscy zarażeni są tego świadomi i nie poddają się badaniom. Według statystyk, codziennie 2 osoby dowiadują się, że są chore. Czym to się objawia? Na początku zakażenia występują zwyczajne, niepozorne, grypopodobne objawy – kaszel, gorączka, bóle mięśni, czasem opryszczka. Później wirus działa w ciszy, potajemnie, i w naszej straszliwej nieświadomości niszczy układ odpornościowy, aż do momentu, kiedy wybuchnie bomba zegarowa. Na AIDS się nie umiera, umiera się na szereg dziwnych chorób, które z łatwością łapie nasz wycieńczony organizm, takich jak gruźlica, grzybice – w tym mózgu lub płuc, zapalenia płuc, nowotwory złośliwe itp. Cały proces może trwać od kilku do kilkunastu lat – w zależności od sprawności naszego

układu odpornościowego. Najważniejszą rzeczą, która może uratować chorego na HIV, jest świadomość. Im wcześniej podejmie się leczenie, tym większa jest szansa na tzw. „normalność”. Osoba, która podda się bezpłatnej terapii, musi systematycznie odbywać wizyty w specjalistycznych poradniach dla zakażonych wirusem. Ponadto obowiązkowe jest dożywotnie spożywanie leków. W ten sposób można żyć z wirusem jak z chorobą przewlekłą, a nie śmiertelną i zwyczajnie dotrwać do sędziwego wieku. Umrzeć ze starości, a nie na AIDS. Osoby zarażone niejednokrotnie ukrywają swoją dolegliwość. Trudno im się dziwić. Wskutek stereotypów i nazywania HIV nieczystą chorobą, są skazani na wykluczenie społeczne. Strach, jaki choroba wywołuje u przeciętnego człowieka, powoduje, że są oni spychani na margines, a kontakty z nimi - ograniczane do minimum. W rzeczywistości życie z chorymi jest bezpieczne, wystarczy być ostrożnym w kontaktach seksualnych i sytuacjach, w których może dojść do bezpośredniego zetknięcia z krwią nosiciela. Claudia ma męża oraz dziecko. Zawsze, odkąd pamięta, chciała być brzemienna. Z uśmiechem pokazuje zdjęcia z przeszłości, na których celowo wypina brzuch, aby za taką uchodzić. Jest bardzo szczupła, więc efekt nie jest wiarygodny. Kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży, natychmiast udała się do lekarza, lecz ten kazał jej usunąć płód. Twierdził, że kobieta taka jak ona nie powinna mieć dzieci. Płacz przez pięć godzin. I co dalej? Twarda decyzja – poradzimy sobie. Kiedy to opowiada, Christopher ma już rok i infekcja do tej pory nie została u niego stwierdzona. Wygląda bardzo zdrowo, stale się uśmiecha. Kiedy mówi do Claudii „mamo”, kobieta wzrusza się przez łzy. Niedowierza, bo bycie matką to dla niej funkcja abstrakcyjna – musi przekazać dziecku wartości, których jej samej nikt nie uczył. Pomaga jej w tym mąż – Liviu. Zakochał się w Claudii w szpitalu, stale przynosił jej kwiaty i stopniowo przeciągał na swoją stronę. W ten sposób początkowe NIE doczekało się tkliwej akceptacji. I tatuażu na ramieniu - z imieniem wybranki. Czy przeszkadzał mu wirus? To nie jest choroba, skoro pozwala na prowadzenie normalnej egzystencji. Jej stan jest normalny,

15


jak stan każdego człowieka – twierdzi. Gdyby społeczeństwo tolerowało chorych, przekonalibyśmy się, że istnieje wiele małżeństw, w których jeden z partnerów jest nosicielem. Są to często ludzie wykształceni, z nieskalaną opinią. Boją się demaskacji i wynikającego z niej ostracyzmu. Osoby zarażone HIV często chcą i mogą mieć dzieci. Szansa, że noworodek urodzony przez chorą matkę zachoruje, wynosi ok. 1% pod warunkiem, że kobieta bierze leki zapobiegające namnażaniu się wirusów podczas ciąży. Istnieje również zabieg, który umożliwia oczyszczenie nasienia zarażonego mężczyzny z wirusów. W ten sposób może on stać się ojcem. Alex również chciałby mieć rodzinę. Uśmiecha się, ale kiedy patrzy na Claudię ma smutne oczy. „Bycie ojcem małego chłopca i dziewczynki uczyniłoby mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, posiadanie dzieci musi być cudowne” – mówi. O CZYM UCZY MŁODZIEŻ Pomiędzy tymi wzruszającymi

dialogami pojawiają się czarno-białe obrazy dzieci. Niektóre są brudne, płaczą. Z innego końca sali słychać śmiech i dziecięce gaworzenie. Na ekranie pojawia się czarno-biała rekonstrukcja budynku sierocińca w Cernavoda. W ten sposób sytuację sprzed kilkunastu lat wyobrażają sobie uczestnicy projektu. O Claudii i Aleksie dowiedziałam się z filmu dokumentalnego „Heart Keep Beating”, stworzonego przez młodzież z Rumunii, Danii i Portugalii. Jego reżyserką jest Mia Degner. Młodzież, przy wsparciu instytucji UE, postanowiła ukazać światu problem długo traktowany jako narodowe tabu. Dziś Rumunia to najbardziej dotknięty AIDS kraj w Europie. I nad wyraz specyficzny - bo chore są głównie dzieci. Rozpoczynając własne życie seksualne, mogą one doprowadzić do zwiększenia grona zarażonych. Zwalczenie stereotypów i uprzedzeń społecznych pozwoli na zrozumienie chorych, a co za tym idzie, ich aktywniejszy udział w życiu społecznym.

Statystyki są bezwzględne. Osobom, u których jeszcze w wieku dziecięcym zdiagnozowano HIV, często odmawia się edukacji w szkołach publicznych, przez co uniemożliwia im się zdobycie dyplomów uczelni wyższych. Jednocześnie pozytywny test zmniejsza szanse na dostanie pracy wymagającej średniego lub nawet niższego wykształcenia. Niemożność pracy powoduje u zarażonych uczucie bezużyteczności. Claudia odczuwa to na każdym kroku. Wie, że nikt nie da jej pracy wymagającej bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem. Alex próbuje – wie, że potrafi stanąć na wysokości zadania. Planuje otworzyć swoją firmę budowlaną. Alex i Claudia to tylko dwójka z 7000 żyjących, zakażonych mieszkańców sierocińców. Pośród chorobliwych ambicji ludzi naszych czasów oni pragną jednego – normalności. aleksandra Danilecka

Spróbuj życia na Erasmusie Spotkać na imprezie Lady Gagę, zobaczyć prawdziwy hiszpański karnawał, gdzie przebrani są wszyscy bez względu na wiek, obudzić się w grudniu i zamiast choinek pod śniegiem zobaczyć przystrojone światełkami palmy…

To wszystko i więcej może przeżyć także Ty! Wystarczy pojechać na Erasmusa – dobra zabawa gwarantowana. Ania, Marysia, Weronika, Jacek, Paweł i Marcin właśnie są w różnych miastach Europy albo niedawno wrócili do Polski. Wyjechali, żeby wyrwać się z domu, zmienić otoczenie, pomieszkać w innym kraju i sprawdzić, czy sobie poradzą. Chcieli zobaczyć, jak studiuje się na europejskich uczelniach, zwiedzić kawałek świata i dobrze się bawić. Przede wszystkim jednak pojechali, żeby poznać – nowe kultury, miejsca, języki, inny sposób nauczania i ludzi z całego świata. I opowiedzieli nam o swoich wrażeniach. Co zaskakuje? W Kopenhadze wszyscy mówią po angielsku, w Las Palmas zajęcia są na nadspodziewanie wysokim poziomie, w Vigo duże śmietniki na ulicach mają klapę podnoszoną przez pedał nożny a panie w sklepie zawsze mają drobne, w Ljubljanie studentom dofinansowuje się obiady –w większości restauracji można zjeść za 2-3 euro. Najczęściej dziwi i cieszy studentów przyjeżdżających otwartość ludzi na ulicy i uczelni, chęć pomocy i poziom integracji z innymi Erasmusami.

16

Relacja na żywo Imię: Marcin Uczelnia: Politechnika Warszawska Semestr wyjazdu: V-VI Wyjechał do: Las Palmas de Gran Canaria (Wyspy Kanaryjskie) Zapytany o 3 powody, dla których chciał pojechać na wymianę odpowiada „morza szum, ptaków śpiew, złota plaża pośród drzew”. I dodaje, że tak poważniej, to już od jakiegoś czas był zafascynowany kulturą i językiem hiszpańskim. Na zgłębianie tej kultury wybrał miejsce, które niewielu kojarzy z nauką – Wyspy Kanaryjskie. Zdziwił się trochę, gdy okazało się, jak wysoki jest poziom zajęć na uczelni. Okazuje się, że techniki informacyjne na Kanarach to nie całkiem prosta sprawa, a studenci z Erasmusa nie mają taryfy ulgowej. Najbardziej niezwykłym doświadczeniem okazał się kanaryjski karnawał i wielka impreza karnawałowa, podczas której wszyscy – od dzieci po staruszki – byli poprzebierani za przeróżne postacie. Imię: Ania Uczelnia: Politechnika Gdańska Semestr wyjazdu: VI Wyjechała do: Vigo (Hiszpania) Ania wybrała Vigo – miasto nad morzem, gdzie kluby i puby

na starym mieście wypełniają się ludźmi około trzeciej w nocy, a imprezy trwają do rana. Niedaleko leżą Wyspy Cíes z najpiękniejszą plażą na świecie. Zwiedzanie okolic zapewniły jej wycieczki organizowane przez biuro współpracy z zagranicą. Oprócz fascynujących śmietników, których klapy nie trzeba podnosić ręką, bo służy do tego pedał, Ania musiała zrozumieć działanie rozkładu jazdy autobusów. Ponieważ nie istnieje coś takiego, jak rozkład jazdy, należy samemu obliczyć sobie, po jakim czasie autobus przyjedzie ze stacji początkowej na nasz przystanek. Najbardziej pozytywnym zaskoczeniem okazała się sytuacja z zakwaterowaniem. Chłopak wynajmujący jej mieszkanie oznajmił, że może w nim mieszkać za darmo nawet jeśli się na nie nie zdecyduje do czasu, aż ktoś inny będzie chciał się

wprowadzić. Imię: Jacek Uczelnia: Politechnika Warszawska Semestr wyjazdu: VI Wyjechał do: Kopenhagi (Dania) Postanowił wyjechać, żeby oderwać się od życia, które wiódł do tej pory. Kiedy okazało się, że dojeżdża na uczelnię przez cztery strefy komunikacji miejskiej, a cena biletu przekracza granice rozsądku, kupił rower. Na co dzień najbardziej dziwi go, że w stolicy Danii naprawdę wszyscy mówią po angielsku. Do tego stopnia, że bezdomna agresywna kobieta nakrzyczała na niego w tym właśnie języku. Za najfajniejszą z dotychczasowych imprez dla Erasmusów uznał tę, którą zorganizował razem z kumplami: Belgiem i Anglikiem – 120 osób w akademiku, stół połamany od tańczenia na nim, kaucja za butelki 160 złotych. Imię: Weronika Uczelnia: Politechnika Gdańska Semestr wyjazdu: VI Wyjechała do: Ljubljany (Słowenia) Jako pierwszy powód swojego wyjazdu Weronika podaje chęć poznania innego podejścia do architektury – przedmiotu jej studiów i pasji. Początki w Słowenii nie były łatwe – pierwsze trzy dni spędziła bez niczyjej pomocy, z dość nieprzyjemną współlokatorką. Jednak szybko uporała się z problemami – pobiegła do biura spraw międzynarodowych i załatwiła sobie mieszkanie z Polką. Erasmusowe życie jest dla niej oderwaniem się od dotychczasowej rzeczywistości i oglądaniem świata zupełnie inaczej. Prawie 1/3 kraju zobaczyła w zaledwie trzy dni na początku semestru. Po zwiedzeniu pozostałych części postanowiła wykorzystać czas i oprócz studiowania architektury podróżuje po Europie, odwiedzając znajomych w innych miastach. Ostatnio na imprezie karnawałowej w Wenecji spotkała się z koleżankami, które są na wymianie w Mediolanie.

Imię: Paweł Uczelnia: Szkoła Główna Handlowa Semestr wyjazdu: V

Wyjechał do: Lizbony (Portugalia) Paweł pojechał na Erasmusa, by dobrze się bawić. I dobrze trafił. Na jednej z imprez zorganizowanych przez ESN pojawiła się… Lady Gaga we własnej osobie! Na afterparty po swoim koncercie wybrała akurat ten sam klub. Jako najlepszą imprezę Paweł wspomina ESN Pub Crawl – wycieczkę po lizbońskich barach, którą urozmaicały różne zadania do wykonania, z kradzieżą biustonoszy włącznie. Jakby zaskakujących sytuacji było mało, kiedy pewnego dnia wrócił z uczelni okazało się, że jego mieszkanie zostało przekształcone w profesjonalny plan filmowy. Tak bywa, kiedy ma się za współlokatora brazylijskiego artystę. Z wyjazdu wrócił nie tylko z podniesionym poziomem Portugalskiego. Na lizbońskiej uczelni miał też kilka bardzo interesujących przedmiotów, których nie można znaleźć w ofercie SGH. Ciekawe są również niektóre rozwiązania ułatwiające życie studentom – na legitymację uprawniającą do zniżek w uczelnianym bufecie i księgarni można przenieść dowolną kwotę pieniędzy, którymi później płaci się w samoobsługowych kserokopiarkach i przy drukowaniu w sali komputerowej.

Imię: Marysia Uczelnia: Politechnika Warszawska Semestr wyjazdu: V-VI Wyjechała do: Las Palmas de Gran Canaria (Wyspy Kanaryjskie) Chciała opalać się na plaży, kiedy jej koledzy w Polsce chodzą w puchowych kurtkach, i udało się. Przebywając w Las Palmas i odwiedzając sąsiednie wyspy przekonała się, że świat jest mały i nawet na Kanarach można przypadkiem spotkać kogoś znajomego. Zafascynowało ją to, że Hiszpanie bardzo hucznie obchodzą każde święta. Szczególnie karnawał – „Nie można go ominąć! Od bobasów przebranych za Stich’a do 80-letniej syreny czy transwestyty z gołym tyłkiem, dosłownie całe miasto jest przebrane!”. Jak na egzotyczne klimaty przystało, najlepsza impreza odbyła się w nietypowych okolicznościach. Mowa o Boat Party, wyprawie statkiem po oceanie – jednej z atrakcji tygodnia powitalnego dla Erasmusów.

Cały Welcome Week to jedna wielka impreza, podczas której poznaje się większość ludzi, z którymi spędza się czas podczas semestru. To świetny wstęp do zajęć na uczelni! Trudności Nieuczciwe byłoby przedstawianie wyjazdu na Erasmusa jako idylli, gdzie słowo „problem” nie istnieje. Wszyscy wyjeżdżający napotkali na swojej drodze jakieś trudności. Weronika miała do załatwienia mnóstwo papierkowej roboty – pozwolenie na pobyt w Słowenii, zameldowanie, dokumenty na wydziale… Paweł przyjechał do Lizbony w ostatniej chwili – znalezienie mieszkania zajęło mu cały Welcome Week. Jacek musiał się sporo nagimnastykować, żeby kupić używany rower za rozsądną cenę na duńskiej wersji Ebaya. Ania, Marysia i Marcin mieli na początku trudności z dogadaniem się po hiszpańsku. Wszyscy jednak zgodnie przyznają, że sobie poradzili. Ale, że ja? Ja mam jechać? Zastanawiasz się, czy wyjazd na Erasmusa to coś dla Ciebie? Niby fajne, ale… Zobacz, jak odpowiedzieli na pytanie „Co powiedziałbyś w 3-5 zdaniach osobie, która zastanawia się nad wyjazdem?” Jacek: Trzeba jechać. Bardzo trzeba jechać. KONIECZNIE trzeba jechać. Pozwala nabrać dystansu do życia w Polsce a zabawa jest świetna. Marysia: Nie ma się nad czym zastanawiać! Tylko wybrać kraj, do którego chcesz wyjechać! To jest przygoda, która przynosi doświadczenie na całe życie i przede wszystkim niesamowite wspomnienia i przyjaźnie. Co więcej, rozbudza chęć zwiedzania świata i wyjazdów na dalsze wymiany! Ania: Zdecydowanie polecam. Warto, dla nauki języka, nowych znajomości, poznania życia w innym kraju, kultury… Naprawdę nie ma się co wahać, to niezapomniane doświadczenie, którego nie da się powtórzyć w żaden inny sposób. Paweł: Nie ma się co zastanawiać. Chociaż wyjazd na Erasmusa wymaga nieco przygotowań, zmagań z biurokracją oraz nadrabiania zaległości na uczelni w Polsce, jest zdecydowanie tego wart. Na pewno poznasz na nim mnóstwo wspaniałych ludzi, a może nawet będzie to najlepsze pół roku w Twoim życiu! Weronika: Taki czas jest niesamowitą przygodą – to tak jakbym przez pół roku była w jakimś filmie zupełnie oderwanym od codzienności! Polecam każdemu, kto ma taką możliwość. Marcin: Nie zastanawiaj się. JEDŹ! JEDŹ! JEDŹ! Dominika Sawicka

17


ZPiT PW Pozytywne Wibracje Czasem patrzysz na kogoś, kto ma pasję i te pozytywne wibracje przeszywają Cię aż na wskroś… Czujesz te emocje, uśmiechasz się mimowolnie, trochę z niedowierzaniem spoglądając na tego pozytywnego uparciucha. A on dalej swoje! Że tu był, że to robił, że się świetnie bawił, że poznał mnóstwo fantastycznych osób! Ty pomyślisz: wariat, a on odpowie, że może i wariat, ale za to jaki szczęśliwy! Co trzeba zrobić, żeby tak pozytywnie się zakręcić? Nie wiem, to przychodzi samo. Szukasz swojego miejsca w życiu, próbujesz się odnaleźć w różnych sytuacjach, poznajesz nowych ludzi. Czasem spotyka Cię rozczarowanie, a czasem przyjemne zaskoczenie. Dla mnie takim przyjemnym zaskoczeniem był właśnie Zespół. Pierwszy kontakt z Zespołem: plakat na wydziale. Na nim daty najbliższych naborów. I nie wiem, co mnie podkusiło, ale poszłam. Drugi kontakt z Zespołem: nabory. Tłum ludzi na korytarzu, otwieram drzwi z napisem „Siedziba zespołu” i ogarnia mnie wesoły gwar, śmiech, ciekawe spojrzenia. Od razu dostaję formularz do ręki, wypełniam i kurczowo go ściskam, dopóki piskliwy sopran uroczej blondynki nie zawoła „następny”. Przekraczam próg i poznaję tajemnice naborów… Potem chwila tańca pod czujnym okiem zespołowego choreografa i dumny uśmiech, kiedy słyszę: „zapraszam na próbę w najbliższy poniedziałek”. I tak się to wszystko zaczęło… Pamięć została poddana ciężkiej próbie, kiedy chciałam zapamiętać imiona wszystkich zespołowiczów. Ale krok po kroczku poznawałam nie tylko oberka i kolejne dźwięki ćwiczonych pio-

18

senek, lecz także przypominałam sobie, która to Ania, a która Kamila. Był czas na oberka, mazura, kujawiaka, polkę. Na próbach, kiedy każda noga chce tańczyć co innego, a o skoordynowaniu obrotów z głową nie było mowy, bywało ciężko. Aż zobaczyłam na scenie Zespół i rzeszowski „powróz”… i już wiedziałam, że warto. Potem było już tylko lepiej. Wciąż nowe znajomości, historie i niesamowite uczucie, że czas w Zespole mija tak szybko. Próby tańca i śpiewu dwa razy w tygodniu, wyjazdy zagraniczne w wakacje (wspomina się je latami), koncerty w całej Polsce, obozy zimowe i letnie, zgrupowania stacjonarne i mnóstwo godzin spędzonych na zespołowych imprezach… A skoro o tym mowa: wiadomo, studenci pół życia spędzają na imprezach. Ale nigdzie indziej nie spotkałam takiego klimatu jak w Zespole. Andrzejki, Sylwester, urodziny, imieniny, imprezy podyplomowe, „aftery” po koncertach, wieczory panieńskie/kawalerskie - to obchodzą wszyscy… Ale nawet te okazje zespół obchodzi wyjątkowo. Raz usłyszane „Sto lat” na zawsze zmienia Twoje wyobrażenie o świętowaniu urodzin... 5 minut niesamowitego, pięknego wokalu w połączeniu z kilkoma różnymi przyśpiewkami, żywymi, energicznymi i wesołymi to przecież nie to samo, co mało atrakcyjne „stooo laaat…”. Wróżby andrzejkowe u pięknych Cyganeczek, tańce i

śpiew do białego rana – to zespołowy standard. Ale nie samymi imprezami zespołowicz żyje… Próby! Taniec i śpiew. I nie bój się – nawet jak nie umiesz, to się nauczysz! Niesamowici instruktorzy wytłumaczą, pokażą, powtórzą, poprawią, będą szlifować Twoje talenty i być może któregoś dnia z diamentu staniesz się scenicznym brylantem? Na tańcu, co prawda, zwykle nie jest lekko, ale nagrodą za wysiłek będzie piękna sylwetka tancerza i kondycja, znacznie lepsza niż z czasów przedzespołowych. A przed tańcem: śpiew, na dobrą rozgrzewkę. Najpierw ćwiczysz głos, potem pamięć, bo trzeba zapamiętać tekst, następnie zaczynasz rozpoznawać dźwięki, aż w końcu układasz je w melodie – i już znasz partię sopranu, altu, tenoru lub basu. A wracając do domu, wciąż nucisz ludowe przyśpiewki… I tak to jest w Zespole… o wielu atrakcjach nie wspominam, żebyś miał okazję przekonać się sam, jak to u nas jest. Ja powiem tylko tyle: WARTO. Pamiętasz, o czym mówiłam na początku? Teraz to właśnie na mnie tak patrzą. Iwona Bogusz

Słodki smak adrenaliny

Dreszczyk emocji, jazda na krawędzi, przełamywanie barier własnej psychiki i ciała... takich określeń można użyć, gdy mówi się o sportach ekstremalnych. Przede wszystkim ryzyko i niepewność łączy dyscypliny powszechnie określane mianem „extreme”. Freestyle… …A dokładnie Freestyle snowboardowy i narciarski. Dyscypliny dla tych, którym spokojne szusowanie po stoku przestało wystarczać. To już nie jest zwykłe białe szaleństwo. Wymagania: bardzo dobra umiejętność jazdy, a ponadto odwaga, pomysłowość i niezłomność. O co chodzi? Jak sama nazwa wskazuje - Freestyle, czyli dowolny styl. W tym wypadku zdobywanie punktów poprzez robienie ewolucji o różnym stopniu trudności, oczywiście na specjalnie przygotowanym do takiej zabawy stoku. Backflip, 360, Frontside air… to tylko niektóre z figur. Freestyle to również specyficzna kultura, mentalność, styl bycia. Luz, chill, radość z życia. Dobra zabawa, pozytywne emocje i ciągłe rozwijanie swoich umiejętności – to uroki freestylowego białego szaleństwa. Emocje w przestworzach. Na pierwszy ogień klasyka powietrznych „ extreme”, a mianowicie spadochroniarstwo. By móc poddać się takiej przyjemności, wypada ukończyć kurs. Szkolić się można za pomocą dwóch technik: klasycznej albo AFF.

Metoda klasyczna, a tym samym najpowszechniejsza, polega na skoku z 800 do 1000 metrów. Spadochron otwiera się od razu po opuszczeniu samolotu. Wraz z ilością wykonanych prób, zwiększa się wysokość skoku i wydłuża czas otwarcia spadochronu. Wszystko to prowadzi do momentu, w którym jest się już samodzielnym skoczkiem. Inna technika to wspomniana AFF. Jest to „skok na głęboką wodę”. Wysokość - 4000 metrów. Człowiek swobodnie spada, asekurowany przez mistrzów w dziedzinie spadochroniarstwa. Kilka powtórzeń i już można skakać samodzielnie. Spadochronowi maniacy mówią o swojej podniebnej pasji: „magia”, „wolność”, „ moc”, „radość życia”... Kolejnych „lotniczych” wrażeń dostarcza dream jumping. Już sama nazwa brzmi zachęcająco. Jest to rozwinięta wersja skoku na bungee. Dream jumping to skok wykonywany ze sporej wysokości (najczęściej z wieżowców, ale nie tylko). Lina jest rozpięta między dwoma obiektami. Pierwszy etap to swobodny lot, dopiero przy ziemi uzyskuje się bezpieczną prędkość, która pozwala na spokojne lądowanie. Dyscyplina ta jest idealna dla osób, które potrzebują dużej dawki adrenaliny, a zwykły skok na bungee jest już dla nich przeżytkiem. S za l e ń s t w o na wodzie. Woda przestrzeń, która daje człowiekowi nieograniczone możliwości. Z jednej strony przyciąga swoją magiczną mocą i urokiem, z drugiej natomiast, wzbudza respekt i przepełnia strachem. Dla m i ł o ś n i k ó w sportów ekstremalnych jest jednym z najlepszych obszarów do realizowania swoich ryzykownych pasji.

Zespół Pieśni i Tańca

Hydrospeed to dyscyplina dość młoda, ale ciesząca się coraz większym powodzeniem wśród miłośników wodnych sportów extreme. Zabawa polega na spływie nurtem rzeki na plastikowej desce. W czym cały fun? Większość ciała znajduje się poza wspomnianą deską, zatem siniaki gwarantowane. Co jest potrzebne do uprawiania hydrospeedu: odpowiedni kostium, czyli pianka; plastikowa deska; świetna kondycja; wytrzymałość na ból; no i oczywiście rwąca rzeka, na której uprawianie tego sportu będzie dozwolone. Podobno wrażenia niezapomiane, a zabawa przednia. Nie pozostaje nic innego niż w to uwierzyć albo sprawdzić na własnej skórze. Mocnej dawki adrenaliny dostarcza również kajakarstwo górskie. Pływanie jednoosobowym kajakiem po górskich rzekach może być naprawdę niemałym przeżyciem. Do uprawiania tego sportu konieczne są bardzo dobre umiejętności. Szkolenie pod okiem wyspecjalizowanego instruktora jest obowiązkowe. Treningi rozpoczyna się na wodzie stojącej, by wraz ze wzrostem umiejętności przejść na rzekę o wyższym poziomie trudności. White Water Kayaking, czyli kajakarstwo górskie, to dyscyplina, która wymaga wielkiej siły, odwagi i miłości do dużego ryzyka. Na powierzchni ziemi, w przestworzach, na błękitnej tafli wody - miłośnikom mocnych wrażeń i ciągłej dawki adrenaliny, obszary te dają mnóstwo możliwości realizacji niecodziennych i ryzykownych zamiłowań. Zastanawia mnie często, co tak naprawdę skłania ludzi do oddania się niebezpieczeństwu sportów ekstremalnych. Potrzeba adrenaliny, chęć życia na całego, walka z własnymi słabościami - to chyba niektóre z czynników, które popychają ludzi do ekstremalnych szaleństw. Życie na krawędzi, to najczęściej życie z PASJĄ. To właśnie PASJA łączy zapaleńców sportów extreme, a jak wiadomo, PASJA nadaje sens naszemu życiu. Joanna Motyka

19


ranking filmów sportowych

Krew, pot i łzy. Droga na szczyt nigdy nie jest łatwa. Czasem, by zdobyć upragniony cel, trzeba przygotować się na przyjęcie wielu ciosów. Nieprzypadkowo w rankingu filmów sportowych królują te o tematyce bokserskiej. Ich bohaterowie mają bowiem niezmierzone pokłady energii. I twarde głowy. nale zarysowane postaci, pokazane w nim walki zaskakują autentyzmem, a sama historia wciąga i jest ciekawie poprowadzona. Po prostu 10/10.

1 Wściekły byk [1980, reż. Martin Scorsese] Bezapelacyjny zwycięzca rankingu. Kultowy film kultowego reżysera z fenomenalnym Robertem de Niro i nie mniej znakomitym Joe Pescim w rolach głównych. Zdobywca 2 Oskarów - za montaż i dla aktora pierwszoplanowego, otrzymał również kolejne 6 nominacji. Poza Nagrodami Akademii wyróżniony niezliczoną ilością innych nagród (m.in. BAFTA i Złote

Globy). Tytułowy bohater - Jake La Motta to człowiek impulsywny, który za wszelką cenę dąży do sukcesu. Swój przydomek zyskał dzięki agresji na ringu, ale także poza nim. Wraz z rozwojem akcji obserwujemy jego wzloty i upadki. Sukcesy na arenie sportowej nie przekładają się w przypadku „wściekłego byka” na szczęście w życiu rodzinnym. Widz śledzi jego losy aż do momentu, gdy znajduje się on na samym dnie. Film ma dosko-

20

2 Rocky [1976, reż. John Avildsen] Drugie miejsce na liście zajmuje Rocky Balboa. Na pierwszy rzut oka bohater niczym się nie wyróżnia. Jest przeciętnym, prostolinijnym człowiekiem, który marzy o karierze wielkiego boksera. Kiedy wyzwanie rzuca mu sam Apollo Creed, Rocky zdaje sobie sprawę, że właśnie otrzymał swoją życiową szansę. Zaczyna więc ciężko trenować, aby dorównać mistrzowi i pokonać go w sportowym pojedynku. Sylvestrowi Stallone udało się stworzyć wzruszającą kreację człowieka znikąd, który dzięki swojej zawziętości i ciężkiej pracy chce wyrwać się z biedy i być kimś. Rocky od początku wzbudza naszą sympatię i mocno kibicujemy mu w jego dążeniach do zostania bokserem światowej klasy. To właśnie jego postać sprawia, że ten film jest wyjątkowy, że chcemy go oglądać i z zapartym tchem siedzimy przed ekranem. W „Rockym” znajdzie się też miejsce dla przyjaźni, miłości i pewnego… żółwia. Zdecydowanie warto przeżyć tę przygodę. 3 Rocco i jego bracia [1960, reż. Luchinio Visconti] Nie jest to film sportowy sensu stricto. Bokserskie pojedynki stanowią tu jedynie tło dla dramatu rozgrywającego się między braćmi. Czy więzy krwi okażą się ostatecznie silniejsze od miłości do kobiety? Fanów talentu Luchinho Viscontiego, który jest autorem takich

arcydzieł jak „Lampart” czy „Śmierć w Wenecji”, z pewnością nie trzeba długo namawiać do sięgnięcia po „Rocco…”. Pozostali powinni go obejrzeć, zwłaszcza jeżeli lubią filmy zmuszające do przemyśleń. 4 Duma Jankesów [1942, reż. Sam Wood] Ile osób w Polsce rozumie zasady baseballu? A ile z tych osób kiedykolwiek miało do czynienia z tym sportem w praktyce, nie tylko przed ekranem telewizora czy komputera? Odpowiedzią na oba pytania może być „mało” lub nawet „bardzo mało”. W kraju nad Wisłą baseballowy kij wciąż kojarzy się głównie z grupami chuliganów, którzy używają go jako sprzętu w „ustawkach” po me-

dodać czwarty - ta dość nieprawdopodobna historia o drużynie koszykarskiej, która dotarła do finału mistrzostw stanowych, jest oparta na faktach. 6 Za wszelką cenę [2004, reż. Clint Eastwood] 30 lat to dla sportowca wiek, w którym powoli myśli o zakończeniu kariery. Inaczej jest w przypadku Maggie Fitzgerald – kobiety, która dopiero chce osiągnąć wysoką pozycję w boksie. Pomóc w zrealizowaniu jej planów, a także w uwierzeniu we własne możliwości, potrafi jedynie wybitny trener Frankie Dunn (Clint Eastwood). Na początku nie odnosi się on entuzjastycznie do propozycji doskonalenia umiejętności Maggie, jednak z czasem wszystko się zmienia. Film został nagrodzony czterema Oscarami. 7 Jerry Maguire [1996, reż. Cameron Crowe] „Jerry Maguire” nie spodoba się każdemu fanowi sportu. Akcja koncentruje się bowiem na agencie sportowym i pokazuje nam zmagania profesjonalistów od drugiej strony. Film jest przesiąknięty romantyzmem i rozważaniami nad etyką pracy agenta, jest też kilka scen zapadających w pamięć. Warto zwrócić uwagę na grę

Renée Zellweger i jej „lovability” (jak nazywa tę, właściwą dla aktorki cechę, krytyk filmowy Roger Ebert). Choć nie przepadam za Tomem Cruisem, to Jerry Maguire mi się spodobał, a to już o czymś świadczy.

8 Męska Gra [1999, reż. Oliver Stone] Nie jest to obraz, przed którym biłbym pokłony. Właściwie - jest dość przeciętny. Ale dobrze się go ogląda i idealnie nadaje się na niedzielne popołudnie. Poza tym naprawdę polecam magnetyzującą przemowę Tony’ego D’Amato, który jest trenerem drużyny Sharks. Mogłaby być ona prezentowana jako film instruktażowy na kursach, mających na celu nauczanie jak mobilizować pracowników. Talent aktorski Ala Pacino, uroda Cameron Diaz i widowiskowe mecze futbolu amerykańskiego – dla każdego coś miłego.

tualny posiadacz rekordowej sumy celnych rzutów za 3 punkty w całej karierze. Wciela się on w postać Jesusa Shuttleswortha, który staje przed wyborem szkoły, w której będzie się uczył i, przede wszystkim, grał w koszykówkę. „Gra o honor” podejmuje także tematy korupcji i skomplikowanych relacji ojca z synem. 10 Zapaśnik [2008, reż. Darren Aronofsky] Mickey Rourke to aktor, który przeszłość ma wypisaną na twarzy. Grany przez niego Randy Robinson również nie miał łatwego życia, szczególnie po tym, jak choroba zmusiła go do rezygnacji ze sportu. Jak to jednak bywa we współczesnych amerykańskich produkcjach, okoliczności zmuszają zapaśnika do powrotu na ring i ostatecznej konfrontacji. Darren Aronofsky (m.in. „Requiem dla snu”) tym razem w nieco słabszej formie, niemniej film wart jest polecenia. Jacek Kułak

9 Gra o honor [1998, reż. Spike Lee] Film ten zainteresuje chyba każdego fana koszykówki. Protagonistą „Gry o honor” jest bowiem Ray Allen – wybitny gracz Nba, zawodnik Boston Celtics i ak-

czach piłkarskich. Szans na zmianę tej sytuacji nie widać, a szkoda, bo baseball to sport z pięknymi tradycjami, który jest wprost ubóstwiany przez mieszkańców Ameryki Północnej. Być może po seansie z „Dumą Jankesów” wielu z baseballowych sceptyków zmieniłoby swoje zdanie. Tym bardziej, że ekranizacja życia Lou Gehriga to bardzo dobry film. 5 Mistrzowski rzut [1986, reż. David Anspaugh] W rankingu sporządzonym w USA (2004 rok) produkcja ta zajęła pierwsze miejsce wśród obrazów poświęconych sportowi. W obsadzie figurują nazwiska Dennisa Hoopera i Gene’a Hackmana. Całość zaś jest opatrzona idealnie pasującą do wydarzeń muzyką. Do tych trzech solidnych powodów, przemawiających za „Mistrzowskim rzutem”, można

WEEKEND - recenzja

Znacie powiedzenie „tak głupi, że aż śmieszny”? Otóż „Weekend” nie jest śmieszny. Jest za to głupi. Szumne zapowiedzi o zbliżeniu się do geniuszu Quentina Tarantino okazały się być jedynie czczą gadaniną, przynoszącą reżyserowi Cezaremu Pazurze wstyd. Jego „dzieło” obok tak znamienitych obrazów jak „Pulp Fiction” czy „Jackie Brown” nawet nie leżało. Ani dialogi, ani fabuła, nie stoją na wysokim poziomie. Żarty o pierdzeniu również już dawno przestały bawić. Dla kogo więc przeznaczony jest ten film? Intelektualnie pasowałby dla 11-letniego dziecka, jednak z uwagi na treści przedstawione na

ekranie osoba w tym wieku nie powinna go oglądać. Jak zatem wytłumaczyć fakt, że debiut reżyserski starszego z braci Pazurów obejrzało do tej pory ponad 0,5 miliona widzów? Ktoś rozdawał darmowe bilety? A może właśnie bezmózga sieczka to gatunek, który polski kinoman szczególnie sobie umiłował? Ciężko stwierdzić. Ten wynik oznacza jednak, że powstanie kolejnego potworka sygnowanego przez Studio Cezar 10 jest tylko kwestią czasu. Było o słabych stronach filmu, czas więc przejść do zalet. Zalety to… zalety… Cholera! Jacek Kułak

21


zrozumieć boga

czyli recenzja książki Bóg. Życie i twórczość Szymona Hołowni

22

Już na wstępie autor zaznacza, że książka żadną biografią nie jest. Nie powinno to jednak zniechęcać do dalszej lektury, gdyż to, o czym pisze pan Hołownia, jest dość interesujące. Najprościej dzieło można by nazwać próbą analizy, tudzież zrozumienia Boga i Jego działań. Jako znakomity publicysta, autor zna dobrze otaczający go świat, którego jednak wcale nie zamierza zmieniać. Próbuje jedynie odpowiedzieć na kilka trudnych pytań dotyczących Boga. Stara się przedstawić wszystko z perspektywy własnej wiary, nikogo do niczego nie zmuszając. Mimo tych starań, czasem jednak ma się wrażenie, że Szymon Hołownia chce przekonać do słuszności swoich racji. Dosyć często powołuje się na wypowiedzi uczonych ateistów, które uważa za bezsensowne z tego względu, że dzieło sakralne nie może być, jego zdaniem, traktowane jak zwykłe źródło historyczne. Zdaniem Hołowni nie należy także próbować zrozumieć wydarzeń

dotyczących Boga za pomocą jakiejkolwiek ludzkiej nauki. Bóg jest ponad ludzkim pojmowaniem i ludzkie metody badawcze na pewno nikogo do Niego nie zbliżą. Ten pogląd prowokuje do zadania sobie pytania, czy warto zatem starać się zrozumieć Boga? Myślę że zdaniem autora tak, nawet jeżeli ten cel nie zostanie osiągnięty. W ten sposób jesteśmy bowiem w stanie z Nim obcować i zbliżyć się do Niego. Jest to zatem dobre dla nas samych. Mimo znajomości osobistych przekonań Szymona Hołowni, nie powiedziałbym, że jest to lektura tylko dla katolików. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie - książka zmusza bowiem do refleksji nad religią w ogóle. Poza tym zawsze warto poznać zdanie drugiej strony, z którą nie musimy się do końca zgadzać. Tematy, które porusza Hołownia to między innymi: Czemu Bóg objawił się w osobie Jezusa Chrystusa? Czemu odpoczywał po stworzeniu świata, skoro nie musiał? Czy relacja świętego Pawła o Jezusie nie była tylko jego wymysłem? Czy prorok Muhammad miał rację? Czemu Bóg, który zabrania zabijać, kazał zgładzić Abrahamowi własnego syna? Spostrzeżenia autora często są interesujące. Napotkałem kwestie, w których się z nim nie zgadzam, bywało jednak tak, że zmieniałem zdanie pod wpływem ciekawych argumentów autora. W jego rozważania wkradł się jednak rażący błąd merytoryczny, który spostrzegłem podczas

czytania rozdziału dotyczącego Muhammada i islamu. Przy podawaniu ważnych dat związanych z historią islamu, tj. 713 r. (zdobycie delty Gangesu przez wojska muzułmańskie) i 732 r. (wkroczenie muzułmanów do Poitiers we Francji), autor podaje również ich odpowiedniki w kalendarzu mahometańskim. Niestety popełnia błąd. Od daty w naszym kalendarzu odejmuje jedynie 622 lata (rok w którym Muhammad „wywędrował” z Mekki do Medyny). Tymczasem rok w kalendarzu muzułmańskim (z racji tego, że jest to kalendarz księżycowy) trwa krócej o mniej więcej 11 dni. W wyniku tego, co około 33 lata, występuje roczne przesunięcie względem naszego kalendarza. Istnieją specjalne wzory, służące do przeliczania owych dat, jednak najwyraźniej są one Hołowni obce. Tym, co mi się szalenie podoba w książce Bóg. Życie i twórczość, jest spis lektur podawanych pod koniec każdego rozdziału oraz kilka słów autora na ich temat (co świadczy o tym, że niewątpliwie je przeczytał). W ten sposób Hołownia chce nie tylko usatysfakcjonować bardziej dociekliwego czytelnika, lecz także zostawić mu otwartą furtkę. Sprawy omawiane przez niego, to często trudne sprawy. Dlatego, aby nie ograniczać czytelnika tylko do swojego zdania, autor daje mu możliwość zagłębienia się w temat. Pomimo paru niedociągnięć oraz niektórych poglądów Hołowni, z którymi nie każdy się zgadza, chcę tę książkę jeszcze raz polecić wszystkim - bez względu na wyznawaną wiarę lub jej brak. Jest ona bowiem ciekawym wyzwaniem intelektualnym dla każdego, kto choć trochę zastanawiał się nad tym, jak to wszystko powstało. Wprawdzie jest to wypowiedź z perspektywy tylko jednej strony, lecz warto ją poznać. Tym bardziej że jest to strona reprezentowana przez sporą część społeczeństwa. Adam Gaafar

Jako że wiosna dookoła, mamy dla Was propozycje na smaczny i zielony dzień. Zaczynając od zielonej sałatki, idealnej na śniadanie lub lunch, przez zieloną obiadową cukinię, do zielonego limonkowego drinka, który pozwoli na chwilę przenieść się w słoneczne popołudnie nadchodzącego lata. Wszystko to, zgodnie z naszą zasadą, jest proste do przygotowania, nie zawiera zbyt wielu składników i powstanie szybciej niż zdążysz się zastanowić, co by tu zjeść.

Cukinia z papryką Potrzebujesz: 1 średnią cukinię (takie zielone podłużne warzywo) 1 małą czerwoną paprykę 1 małą cebulę oliwę/olej do smażenia pół filiżanki wody sól, pieprz, paprykę ostrą Przygotowanie: deska do krojenia, nóż, patelnia, przykrywka Cukinię należy kupić intensywnie zieloną, bez przebarwień i zadrapań. Paprykę myjemy, wycinamy gniazdo, wysypujemy białe nasionka i kroimy na paski. Zalewamy w dowolnym naczyniu wrzątkiem, na czas przygotowania pozostałych produktów. Cukinię myjemy, odcinamy końcówki, resztę kroimy w ćwiartki plasterków. Cebulę kroimy w cienkie plastry, podsmażamy na patelni. Odcedzamy paprykę i wrzucamy na patelnię, mieszamy z cebulą. Po około 3 minutach dorzucamy cukinię, całość mieszamy i dolewamy pół filiżanki wody. Dodajemy przyprawy. Przykrywamy i dusimy, aż cukinia zmięknie. Zdejmujemy przykrywkę i odparowujemy pozostałą wodę. Można podawać z ryżem lub kaszą.

Sałatka biało-zielona Potrzebujesz: pół niedużej kapusty pekińskiej pół ogórka zielonego długiego pół opakowania fety łyżkę oliwy/oleju, łyżeczkę soku z cytryny sól, pieprz Przygotowanie: deska do krojenia, nóż, miska Kapustę pekińską kroimy w „plasterki” (same się rozpadną na kawałki odpowiedniego rozmiaru). Obranego ze skórki ogórka oraz fetę kroimy w kostkę. Wkładamy wszystko do miski, polewamy oliwą, skrapiamy sokiem z cytryny, doprawiamy solą i pieprzem i oto przed nami pyszna sałatka.

Drink zielony w drodze do lata Potrzebujesz: 100 ml wódki lub białego rumu 100 ml soku z limonek 1 limonkę 25 ml syropu cukrowego kilka kostek lodu Przygotowanie: shaker. Z limonki odcinamy plasterek do ozdoby drinka. Do shakera wrzucamy kostki lodu. Wlewamy alkohol, sok z limonki i syrop cukrowy. Z pozostałej limonki wyciskamy sok. Całość wstrząsamy w shakerze i przelewamy do szklanki. Ozdabiamy plasterkiem i delektujemy się smakiem nadchodzącego lata.

Gotowali, miksowali, smażyli i dusili dla Was Dominika Sawicka i Marcin Bąkowicz. Bąkowicz.

Szymon Hołownia to autor z pewnością niebanalny. Znany głównie z prowadzenia wraz z Marcinem Prokopem programu Mam talent! . Ostatnio podjął się zadania, które sprawiło, że w reklamach został nazwany pierwszym biografem Boga.

Nie masz czasu by zrobić smaczny obiad? Znudziło ci się jedzenie FastFood? Organizm “prosi” o zdrowe jedzenie? Czekamy na Ciebie! Salad Story - zawsze świeże i smacznie przygotowanie jedzenie. Otworzymy dla Ciebie nowy świat smaków. Tylko tutaj czeka na Ciebie najsmaczniejsza historia. Więcej informacji na naszej stronie internetowej www.ipewu.pw.edu.pl i na facebooku pod www.facebook.com/ipewu

23


sudoku:


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.