Kraina Bugu 5/2012 zima

Page 56

Brzegiem rzeki się zmieścić do dwóch samochodów. Część ekipy jedzie na pace wśród kajaków, pozostali wpakowali się do samochodów. Ciągle szaleje burza, a towarzyszący jej deszcz bije z wielką siłą w tych, którzy jadą na pace. Zmarznięci i sini przenoszą się na zmianę do kabiny dużego wozu. Oprócz kierowcy znajduje się w niej teraz osiem osób. Ściśnięci, na kolanach, dojeżdżamy do Dobrotworu. Busk zostaje za nami.

Polska wita! W Dobrotworze na Bugu znajduje się elektrownia wodna. Od tego miejsca rzeka zmienia się całkowicie: robi się szeroka, a woda w niej jest cieplejsza i spokojniejsza, co daje nam w końcu możliwość pokonywania 25 km dziennie, tak jak założyliśmy na początku. W takie dni zostaje nam sił, aby jeszcze zwiedzać zabytkowe miejsca na trasie. Miejscowe władze codziennie przygotowują dla nas wycieczki w okolicach Lwowa. Dalej przemierzamy wody Bugu w okolicach Czerwonogradu (pol. Krystynopol) i Sokala. W tych dniach często napotykamy na rury, które odprowadzają ścieki bezpośrednio do rzeki. Ostatnia ukraińska wioska, do której dobijamy, to Litowież niedaleko Nowowołyńska. W dalszej podróży nie będą nam już towarzyszyć ukraińscy harcerze, którzy nie zdołali załatwić wiz na czas. Zmienia ich ekipa z Brześcia. Do Polski wpływa czternastu Białorusinów i trzech Polaków. W Litowieżu spotykamy ukraińską straż graniczną nastawioną do nas bardzo przyjaźnie. Odprawiają nas na brzegu i życzą dobrej drogi, w międzyczasie robimy pamiątkowe zdjęcia. Pokonujemy długi odcinek rzeki w oczekiwaniu na polską granicę. W końcu się pojawia. Z daleka wita nas polska straż graniczna. Część jej przedstawicieli stoi z poważnym wyrazem twarzy na wysepce, zaś druga część podpływa do nas motorówką i po tej niezwykłej odprawie pilotuje nas do miejsca nocnego postoju w miejscowości Gołębie. Nie liczyliśmy na taką gościnność, jaka spotyka nas od mieszkańców tej

56

wioski. Przychodzą do nas starsi ludzie, którzy zapraszają do swoich domów. Uprzedzają, że w nocy będą przymrozki, i prowadzą wszystkich uczestników spływu do starego budynku, w którym kiedyś mieściła się szkoła. Jej była wicedyrektorka pani Janina (lat 83) przez pół nocy opowiada nam historię miejscowości i jej mieszkańców. Częstuje nas przy tym prawdziwym mlekiem i dżemami oraz kompotem domowej roboty. W zamian proponujemy jej ukraińskie makarony i konserwy. Zasypiamy na karimatach w opuszczonej starej szkole, której ściany pokryte są już tylko kurzem pamięci oraz echem głosów dzieci i młodzieży. Rano opuszczamy Gołębie. Żegnają nas starsi ludzie, którzy przyszli na brzeg rzeki. Babcia, która jako pierwsza spotkała nas wczoraj na polskiej ziemi, na brzegu swojej działki, cicho śpiewa coś w dialekcie moich przodków. Podchodzę i przytulam kobietę: — Babuszka, wy Białoruska? — pytam. — Tato byw — łka po białorusku. Ja także mam łzy w oczach. Ruszamy dalej, tym razem do Kryłowa. Teraz już płyniemy wzdłuż granicy z Ukrainą, w kierunku Białorusi. W Gołębiach po raz ostatni nocujemy u miejscowej ludności. Później już tylko jesteśmy zdani na własne namioty.

Kociołek, który łączy W Kryłowie na brzegu macha nam szczupły starszy pan. Jak się okazuje, jest to miejscowy nauczyciel, którego pani Janina poprosiła, aby się nami zaopiekował. Już na brzegu zaprasza nas na wycieczkę po miejscowości, która była niegdyś miastem z zespołu Grodów Czerwieńskich. Ruiny starego zamku na wysokiej nadbużańskiej skarpie robią na wszystkich ogromne wrażenie. Wieczorem rozpalamy ognisko. Odwiedzają nas strażnicy graniczni, którzy – sprawdzając porządek – długo wypytują o nasze przygody. Druga noc na polskiej ziemi pod względem pogody nie różni się niczym od tych majowych noclegów na Ukrainie. Bardzo zimny maj nie daje nam poczucia komfortu i radości. Rano

kraina bugu · zima 2012


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.