Mam znajomego terapeutę. Podchodzę do niego z dużą dozą ostrożności, żeby nie powiedzieć – chłopskiej nieufności. Chłop bowiem na swoje podwórko, a przecież umysł nim właśnie jest dla jaźni, niechętnie wpuszcza obcych, do tego gadających jakoś tak „urzędowo”, czyli mało zrozumiale. W takim przypadku zdrowy (?) rozsądek i żywa tradycja podpowiadają: „Łap, chłopie, za widły!”