5 pazdziernika 2011

Page 28

wywiad

MUZYKA

Jazz zakręcił mnie tak, że wszystko inne przestało się liczyć! Młoda jazzowa wokalistka Monika Borzym, opowiada o płycie „Girl Talk” i plejadzie gwiazd, z którymi weszła do studia. Twoja debiutancka płyta składa się z coverów. Sama je wybierałaś czy producent? Wybieraliśmy razem. Miesiącami wymienialiśmy się piosenkami różnych artystów – kobiet i mężczyzn. W pewnym momencie nawet sądziliśmy, że mamy ostateczną listę, aż pewnego dnia Matt wpadł na pomysł projektu „Girl Talk”– utwory charyzmatycznych kobiet, podane w jazzowym sosie.

Czym przekonał cię Matt Pierson do takiego właśnie wyboru? Cierpliwością i łagodną perswazją (śmiech). Każdy utwór jest inny i z każdym wiąże się oddzielna historia. Wiele z tych artystek, jak: Amy Winehouse, Erykah Badu, Joni Mitchell to moje wieloletnie inspiracje, ale Rachael Yamagata była mi zupełnie nieznana. Gdy Matt wysłał mi ten utwór, zakochałam się od pierwszego usłyszenia i był jednym z pierwszych, które pojawiły się na naszej setliście. BjÖrk trochę się bałam. „Down Here Below” Abbey Lincoln to pomysł Gila Goldsteina, „American Boy” i Dido zaproponował Matt. Muszę przyznać, przekonywałam się do nich dość długo, ale dziś cieszę się, że udało mu się to przeforsować.

Naukę zaczynałaś w Polsce pod okiem Izy Zając, potem wyjechałaś do USA i już wiedziałaś, że chcesz zostać wokalistką. Jaką, jazzową? A skąd?! Wokalistką chciałam zostać zawsze. Śpiewałam, odkąd miałam 3 lata. Fascynowały mnie różne gatunki muzyczne od popu, przez musical, R’n’B, funk, ale dopiero podczas pierwszego pobytu w Stanach jazz zakręcił mnie tak, że wszystko inne przestało się liczyć. Przynajmniej na jakiś czas (śmiech).

Potem wróciłaś do Polski. Co działo się dalej w twoim jazzowym życiu? Festiwal Cinemagic, benefisy Gustawa Holoubka i Krzysztofa Zanussiego, II miejsce w Konkursie Wokalistów Jazzowych w Zamościu, Tygmont, Festiwal Muzyki Filmowej poświęcony twórczości Jerzego Dudusia Matuszkiewicza w Łodzi, warsztaty w Puławach, jazzowe środowisko z Bednarskiej, no i Iza Zając…To wszystko zaczęło kształtować w mojej głowie myśl, że jazz to jest to!

Z pomocą Kazimierza Pułaskiego podpisałaś kontrakt z Sony. Z oddziałem polskim czy amerykańskim? Kazimierz to bardzo ważna postać w moim życiu! On mnie odnalazł, uwierzył we mnie, razem stworzyliśmy koncepcję współpracy. Kontrakt jest z oddziałem polskim, ale cieszę się, że udało się połączyć inne światowe oddziały Sony.

Aaron Parks to, jak powiedziałaś kiedyś, pianista, który przyprawił cię o „ciary”. Wyobrażam sobie, że chciałaś mieć go z swoim zespole. A pozostali? Będąc w USA, pierwszy raz trafiłam na festiwal jaz-

28

 tom•kultury

© fot. Sony Music

zowy w New Trire. Główną gwiazdą był Terence Blanchard. Promował materiał z płyty „Bounce”. 18-letni Aaron Parks i Eric Harland oczarowali mnie wtedy tak, że słuchałam tej płyty przez dwa miesiące non stop. Kiedy rozpoczęliśmy z Mattem rozmowy o zespole, nieśmiało wymieniłam Aarona i Erica. Ponieważ on świetnie ich zna, wiele razy z nimi pracował, więc natychmiast przyklasnął. Gil Goldstein wydawał mi się totalnie poza zasięgiem, więc kiedy padło jego nazwisko, wydałam z siebie błagalny pisk. Larry’ego Grenadiera znałam dobrze z płyt Brada Mehldaua i był to po prostu szczyt szczęścia.

W trasie promocyjnej też zagrają z tobą? Świetnych muzyków jest wielu, a ja nie przywiązuje się do jednego składu. Każdy muzyk to inne frazowanie, inny puls, inna melodyka, a ja kocham nowe inspiracje i jestem na nie otwarta.

Kto zatem wejdzie w skład twojego zespołu? No, nie mogę jeszcze tego zdradzić (uśmiech), ale gwarantuję, że zadowoli nawet najbardziej wymagającego słuchacza.

Czy trasa promocyjna będzie obejmowała tylko Polskę czy może także inne kraje? Na pewno Polskę i na pewno USA. Co do reszty trwają jeszcze ustalenia. Mam nadzieję, że będę miała możliwość zaprezentowania się jak najszerszej rzeszy słuchaczy.

Czy płyta trafi od razu do dystrybucji międzynarodowej? Wszystko wskazuje na to, że tak. W końcu to światowe hity (śmiech). A tak poważnie, to zaczniemy w Polsce i w USA.

Premiera w październiku, czy myślisz już o kolejnej płycie?

Naturalnie. Mam cały worek różnych pomysłów! Chciałabym, żeby znalazły się na niej moje autorskie utwory, ale i różne nieznane kompozycje, które odnajduję podczas swoich muzycznych podróży.

Kto ją miałby wydawać? Również Sony? Kontrakt obejmuje więcej niż jedną płytę i to mnie cieszy. Szef polskiego Sony i jego zespół to profesjonalny i zgrany team. Mam nadzieję, że jeszcze przez najbliższych parę lat ja również będę jego częścią.

Wciąż się uczysz, tym razem w Los Angeles pod okiem Tierney Sutton. Powiedz, proszę, czy jazz, twoja ukochana forma sztuki, jest dziedziną, której można nauczyć się w murach uczelni? To trudne i ciekawe pytanie. Biorąc pod uwagę historię gatunku i biografie największych jazzmanów, sądzę, że szkoła nie jest konieczna. Kluczowa jest możliwość grania z innymi muzykami. Zanim jednak można coś z tego grania wynieść, warto zgłębić tajniki harmonii, skal, zrozumieć podstawy imporowizacji i specyfikę stylu, a to już wymaga czasu i ciężkiej pracy. W tym szkoła bardzo pomaga.

I na koniec, co robi Monika Borzym, kiedy nie uczy się, nie śpiewa i nie robi kariery? Odpoczywa. Uwielbiam Los Angeles ze względu na piękną pogodę i ocean. Wylegiwanie się na plaży i spacery z Makarym, moim mężem, to moje ulubione weekendowe zajęcia. Muzyka w mojej głowie nie przestaje grać nigdy, więc od tego nigdy nie mam wolnego – dobrze, bo wcale nie chcę mieć. Rozmawiał Maciej Karłowski


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.