Magazyn kulinarny Duuff kwiecień Magazyn nie tylko Kulinarny

Page 1

Co to jest? Frustracja w naszym pięknym kraju. nr 1-2012

Kiedy dręczy Cię czerwony Manitobau. Kreatywni szczególnie Polaków.

są... wśród

35 minut w kolejce na poczcie. Facet dużo pytań zadaje. Dwa razy więcej za tą samą cenę.

www.duuff.com


Serdecznie witamy wszystkich czytelników na łamach Magazynu Duuff. To jest nasz pierwszy numer, kwietniowy, bynajmniej nie prima aprilisowy. W niniejszym numerze przedstawiamy trochę odmienne podejście do tematyki kulinarnej, niż jest to ogólnie przyjęte. Wychodząc z założenia, że jedzenie ma stanowić dobre podłoże każdego przyjęcia, a my właśnie, tutaj takie przyjęcie mamy zamiar Państwu zaserwować. Przyjeliśmy, iż strona kulinarna będzie ilustracją do felietonów o sprawach, które nas dotyczą, czasem nawet bardziej niż zwykle. A zatem

bon appétit!

p a l c e l i z a ć

redaktor naczelny: Witold Luśnierczyk zdjęcia i rysunki: Michał Heleniak stylizacje: Anna Prosny-Roncolli teksty: Hania Olek Jacyara Barros Robert Starasiński Kamil Sanurski Kuba Prostański


Spis treści: Co to jest?.............................2 (zupa krem ziemniaczano-porowy)

35 minut stania w kolejce na poczcie.............................4 (szaszłyki z dorsza)

W czasie narastającej frustracji nie tylko w.............................6 naszym kraju (kotlet mielony z rozmarynem)

Facet dużo pytań zadaje.............................8 (zupa z grochem)

Kiedy dręczy Cię czerwony Manito-bau...........................12 (wedgesy)

Kreatywni są... szczególnie wśród Polaków...........................14 (mortadella w zielonej panierce)

Dwa razy więcej za tą samą cenę...........................17 (halibut, marchew i sezam)

Jestem bezrobotny. Idę na protest...........................20 (fasolka szparagowa)

Jadalne opakowania i kot z dylematem...........................22 (czekoladowy pojemnik)


C

Co to jest ?

-Pytał na łożu śmierci Leonard Bernstein. Ciekawe, co to mogło być... Kiedy teraz zastanawiam się nad tymi słowami, ogrania mnie dobry humor, bo być może widział wielkiego owłosionego kangura albo niedźwiedzia w garniturze. W podobny nastrój wprowadzają mnie rozmyślania S. Dali o serze i jego „miękkości”. Ostry w smaku camembert jest dla mnie taki sam, jak zupa krem ziemniaczano-porowa z tymiankiem, podsmażanym boczkiem, z dodatkiem bagietki posmarowanej stuprocentowym masłem, (broń boże „miks”!) - daje niespożyte wręcz pokłady energii. Można zaraz po zjedzeniu rozmyślać cały dzień. ...Niestety, w moim przypadku zazwyczaj kończy się lądowaniem w łóżku i półgodzinną drzemką. Nie powiem, żebym takich drzemek nie lubiła, a szczególnie tego momentu, kiedy przykładam głowę do poduszki, w domu jest cisza i kocyk i ciepło... W każdym razie, zarówno miłośników drzemek, jak i spragnionych dodatkowych kalorii, zupa krem ziemniaczano-porowa na pewno zadowoli. tekst: H. O.

2


Zupa krem ziemniaczano-porowy, posypana kawałkami pieczonego boczku.

3


3

35 minut stania w kolejce na poczcie.

Przygotowujemy

sobie wtedy wszystko w domu, żeby nie tracić czasu. List polecony z już wypełnionym druczkiem, paczka z już wypełnionym formularzem teleadresowym. Zjadamy drugie albo pierwsze śniadanie i idziemy na pocztę. Nie wiem jak jest w większych oddziałach, ale ten, do którego chodzę ja, jest zawsze napakowany ludźmi. Testowałem o różnych porach dnia i nocy. Zaglądałem przez szybę i zawsze, ale to zawsze, jest kolejka. Bardzo dziwne. Czy aż tak często korzystamy z usług pocztowych? Przecież większość spraw można załatwić drogą elektroniczną. Przelew z opłatami za czynsz, abonament telewizyjny, mandat karny, świadczenia za prąd, gaz itp. można wykonywać przez internet. Większe paczki lub te bardziej kosztowne wysyłamy kurierem, bo w naszej świadomości to prawie 100 % gwarancji, że nic się z naszą paczką nie stanie. No więc, co sprawia, że aby wysłać jeden list polecony priorytetem, stoimy w kolejce ponad pół godziny? I żeby to chociaż była wina urzędników pocztowych,

4

obsługujących petentów. Nie. To nie ich wina, oni się uwijają, skracają sobie przerwy, uśmiechają się do nas, łagodząc sytuację. Szkoda bo, mógłbym się wyżyć na tym kimś za szybą, że np. pracuje wolno albo specjalnie właśnie teraz musi porozmawiać przez telefon. Upuściłbym tym samym trochę złych emocji i może ze stania w kolejce uczyniono by swoistego rodzaju performance. Kto lepiej nakrzyczy na leniwego pracownika, otrzymuje większe oklaski i poparcie. Cała wina niestety, leży po stronie biurokratyzacji tego urzędu. Każda paczka, list, wpłata, jest przyjmowana jako dokument papierowy a następnie przepisywany do komputera. Z jednego listu nagle robią się dwa. Zważyć list, nalepić znaczek, przyjąć pieniądze, wydać pieniądze, podstemplować list, polecenie nadania. Skomplikowane mechanizmy na poziomie administracyjnym w poczcie doprowadziły do tego, że stoimy jak po kiełbasę w czasach głębokiego komunizmu. Zamiast stać w kolejce przez 35 minut można na przykład zrobić szaszłyki z dorsza.

tekst: K. S.

W dobie cyfryzacji, smartfonów i bezdźwiękowych japońskich samochodów, zdaża się każdemu z nas wysłać list albo paczkę na poczcie.


Szaszłyk z dorsza z czerwoną cebulą, pomidorem i cytryną. 5


W

W czasie narastającej frustracji nie tylko w naszym kraju. Tak, w czasie narastającej frustracji ogólnospołecznej: w Polsce, Grecji, Portugalii, czy Hiszpanii, nie wiem, jak dla innych, ale przynajmniej dla mnie skutecznym lekarstwem jest jedzenie. spróbować tego czegoś niedobreNie ważę niewiadomo jak dużo, zaledwie winien go dla portfela i często-gęsto w smaku też

dziesiąt kilogramów. A jeśli mam wybierać między tyciem, a życiem z podkową na twarzy oraz nieustającym zastanawianiem się, co jeszcze gorszego od wzrostu cen paliwa mnie może jutro spotkać, to wolę przygotować sobie coś dobrego i zjeść, dzieląc się tym szczęściem z podniebieniem. I nie piszę tutaj o wykwintnie podanym pasztecie z języczków słowiczych na cieście francuskim z żurawiną ani o eskalopkach cielęcych, polanych sosem pomarańczowym, podanych z gnocci posypanych rozmarynem. Największe szczęście jest... w kotlecie mielonym z ziemniaczkami, przegryzanym mizerią. Jasne, że od czasu do czasu człowiek po-

rozczarowującego, bo uważam, że w ten sposób można się dowiedzieć, z czym mielonego porównać. Problem polega na tym, że im bardziej jemy lub pijemy te niedobre wina wytrawne z górnej półki, zaczynają nam one niebezpiecznie smakować, a następnie czegoś nam w życiu zaczyna brakować. Tu powracamy do kotleta mielonego przyrządzonego w wiosenny, zimowy - kto by tam pamiętał, jaki to był dzień. Możemy spróbować jego wersji tradycyjnej lub nowej, ciekawej, która zaspokoi nasz kotletowy apetyt.

tekst: R. S.

6


Kotlet mielony z rozmarynem w panierce z czerwonÄ… paprykÄ….

7


F

Facet dużo pytań zadaje. Na jednym z portali społecznościowych pewien facet zadaje dużo pytań. Udziela się szczególnie w sekcji fotograficznej. Zadaje pytania odnośnie robienia zdjęć, aparatów

8

fotograficznych, sprzętu studyjnego. Więcej postów równa się więcej popularności. Czy taka właśnie jest popularność internetowa? Wygląda na to, że kierowanie się zasadą: “kto pyta, nie błądzi” na portalach społecznościowych to maxime regula bycia popularnym. Gdzie bym nie wszedł, tam jest pytanie tego człowieka. Wchodzę do grupy fotografia portretowa i... jest! Wchodzę na grupę o fotografii jedzenia i... jest! (Wsiadam do własnego samochodu i... wszędzie widzę jego pytania.) Rozumiem, że ten (świadomy czy nie) zabieg ma mieć wpływ na bycie “panem dobrze ropoznawalnym”, tylko czy faktycznie dobrze kojarzonym? Zacytuję jedno z takich pytań: “Który obiektyw jest najlepszy do fotografowania jedzenia?” Kompletnie nie mam pojęcia, jak jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Nigdy nie używałem tylko jednego obiektywu. W żadnej fotografii, a tym bardziej jedzenia, nie da się po prostu powiedzieć 50mm f1.8. Każde zdjęcie wymaga indywidualnego podejścia i doświadczenia czy na 35-tce f2.8 będzie ok, czy może na 50mm f4. Większość z fotografujących odpowiadała mniej więcej tak - “Ja używam różnych obiektywów” i koniec. Rozumiem, że kupno sprzętu fotograficznego to często wydatek rzędu kilku tysięcy złotych, a uzyskane odpowiedzi zaoszczędziłyby naszemu bohaterowi błądzenia po sklepach, ale niestety nie da się wskazać jednego obiektywu, który byłby idealny choćby do fotografii jedzenia. Jeśli przyjdzie mi pracować np. w restauracji, gdzie nie mam zbyt wielkich możliwości sprzętowych, to wolę mieć ze sobą obiektyw z dużą ogniskową i pracować na wąskich planach. Jeśli pracuję w studiu i mam do dyspozycji dużą przestrzeń, to lepsze zdjęcia wychodzą mi, kiedy używam obiektywu o szerokim kącie. Wszystko uzależnione jest od efektu końcowego, jaki chcemy osiągnąć. Nadmienię tylko, że powyższe wywody są jedynie subiektywnym komentarzem. Przyglądałem się odpowiedziom i kiedy dyskusja już wygasała, jakiś uszczypliwy Anglik napisał: “Który groch jest najlepszy na zupę?”. Wszystkim zapewne ręce opadły. Ja znam dwa rodzaje grochu i każdy z nich nadaje się równie dobrze - cały i łuskany. tekst: K. S.


Zupa z grochem doprawiona curry i zielonym pieprzem.

9


zamiast zupy z grochem może być też...

Zupa z czerwonej soczewicy z dodatkiem chilli.

10


... albo

Zupa cebulowa z grzanką serową. 11


K

Kiedy dręczy Cię czerwony Manito-bau.

Jeżdżąc trochę po okolicznych wioskach Krakowa, poświęcając często niemało czasu na rozwieszanie ulotek i plakatów reklamowych, musiałem (choćby z racji przerw) wpadać na małą czarną gdzieś do przydrożnego lokalu. mało się nie wywrócił, wiadomo przecież, Kupowałem kawę dla uspokojenia mo- iżeo stołki barowe są chybotliwe. Tak mógłby

jego sumienia, że nie nadużywam czyjejś gościnności. Kawa mało kosztuje, ale też w takich lokalach mało smakuje. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się pić zmielonego futra borsuka z piórami wyschniętej kury domowej. Jadąc na wschód od Krakowa w kierunku Tarnowa, może się coś takiego właśnie zdarzyć. Niczego się nie spodziewacie - jest ekspres do kawy ciśnieniowy, filiżanki z widokiem na Wenecję, tylko ten posmak... Jakbyś wiedział, że barista to tylko przydomek w grze komputerowej. Rozwieszałem te plakaty i spotykałem kolejne bary na swojej drodze, ale tym razem chciałem tylko zostawić namiary na firmę. Pamiętam, że była godzina jedenasta, jeszcze lokal nie sprzątnięty po wczorajszej balandze. Cuchnęło wylanym piwem i petami. Godzina 11. Wcześnie. Ludzie w pracy. Stawiam pierwszy krok w kierunku baru i słyszę: - A ty k.... co? Facet z zamachem podniósł głowę

12

wyglądać najkrótszy monolog w historii tego człowieka, gdyby nie samo przekleństwo. No właśnie, co w nas siedzi takiego, że nawet będąc w głębokim stanie upojenia, ciągle mamy coś do kogoś? A w szczególności do obcych ludzi. Ta wrodzona zawiść i przekonanie o własnych racjach, bo przecież moja racja jest “najmojsza” jest chyba naszą cechą narodową. Niewiele jest w naszym kraju jednostek pozostających w czystości bez tego śmierdzącego nalotu. No więc pozwoliłem sobie nazwać tę naszą cechę, oto i ona: czerwony Manito-bau. Jest tak gryząca w gardło jak spalony stretch. Ma właściwości duszące, w wyniku których stajemy się czerwoni. Nadmiernie latająca krtań tzw. gula wyskakująca na widok nowego samochodu sąsiada i cała lista epitetów w kierunku bliskiego twego, znalazła u mnie obraz postaci o imieniu Manito-bau, która, ilekroć komuś się wiedzie, staje obok i chwyta za duszę.


Najbardziej dotkliwie chyba, odczułem to w momencie, kiedy wszyscy wokół mnie mieli telefony komórkowe tylko nie ja, bo moich rodziców nie było na to stać. Taki telefon to był prawdziwy skarb. Dzisiaj rock&rollowcy demolują nim pokoje hotelowe. Pamiętam jeszcze, że jedna z sieci komórkowych umożliwiała darmowe połączenia 5 sekundowe, więc każdy dzwonił na 5 sekund do siebie i planował konwersację tak, żeby zmieścić się w dwóch, max trzech połączeniach. Ja i mój czerwony Manito-bau nie mogliśmy. Jak sobie teraz przypominam, co było treścią

tych połączeń, wiem, że znaczącą większość stanowiło: “Wyjdź z psem”, “Wstaw ziemniaki, będę za 30 minut”. No właśnie, pięciosekundówki co prawda wywoływały u mnie Manito-bau, natomiast ziemniaki to mógłbym zawsze i w każdej postaci pochłaniać. Wedgesy na przykład w oprawie ziołowej, czyli dzwoneczki ziemniaczane w mundurkach na oleju z piekarnika. Doprowadzone do złocistej próby najwyższej jakości kruszcu. Chrupiące i intensywne w smaku, lekko zaakcentowane solą morską. tekst: K. S.

Wedges posypane ziołami 13


K

Kreatywni są... szczególnie wśród Polaków.

Wtedy chyba po raz ostatni poszedłem do kina tak słabo przygotowany. Nic nie wiedziałem o filmie, nie przeczytałem niczego o odtwórczyni głównej roli. Nie wiedziałem też, o czym dokładnie

jest ten film. Wiedziałem natomiast tylko to, że wyreżyserował go najtwardszy facet jaki kiedykolwiek pojawił się na naszej Ziemi - Clint Eastwood. Chuck Noris chodzi po Ziemi tylko raz, Clint chodzi po Chucku. Spodziewałem, się czegoś zupełnie innego, sądząc po tytule. Chciałem zobaczyć na wielkim ekranie coś, do czego przyzwyczaił mnie Clint. Grymasu na twarzy, bicia po mordzie tych, którym się należy, czyli w skrócie twardej ręki sprawiedliwości. Nic więc dziwnego, że się bardzo zawiodłem. Obejrzałem opowieść o kobiecie boxerze, która pretenduje do zdobycia mistrzostwa świata w wadze ciężkiej. Co było takiego w tytule, który mógłby mnie zmylić? Otóż, nasze wspaniałe polskie tłumaczenie. “Milion Dollar Baby” to u nas “Za wszelką cenę” i bądź tu mądry - gdzie jest “dollar” i gdzie jest “baby” w polskim tytule. Takich kwiatów mamy znacznie więcej. Na przykład sztandarową wręcz “Szklaną pułapką” z Brucem Willisem, (tym, co reklamował wódkę S...), możemy pretendować do nagrody Nike. “Szklana pułapka” może i dobrze dopasowana do pierwszej części, ale co z kolejnymi - “Die Hard”- część czwarta, mało ma wspólnego ze wspomnianym szkłem. Dalej, “The King’s Speech” - “Jak zostać królem”- ciekawe, w filmie nie ma nawet wzmianki o tym, jak zostać królem, bo takiej recepty przecież nie ma, 14


Mortadella w zielonej panierce z kaszą gryczaną i jabłkiem

15


więc dlaczego nie przetłumaczyli po prostu “Królewska Mowa” albo “Przemówienie Króla”. “Podziemny krąg” - “Fight Club” (?!) - w jednej scenie faktycznie działo się coś pod ziemią, ale żeby tytuł filmu opierać na jednej scenie zamiast przetłumaczyć go po prostu? Ile razy przytrafiło wam się rozmawiać z kimś z innego kraju o filmie i każde z was miało wrażenie, że rozmawiacie zupełnie o czymś innym, a prawda była taka, że ten sam film miał zgodnie z waszą wiedzą inny tytuł? Nawet nie będę liczył. Mógłbym skończyć bardzo późno. Serdecznie nalegam, zacznijcie tłumaczyć tytuły “po prostu”, szanowne panie i panowie, tłumacze tytułów filmowych. Przyczynicie się dla dobra ogółu, a my zwykli zjadacze chleba wreszcie przestaniemy żyć za żelazną kurtyną polskiej wyobraźni, gdzie tłumacz wnosi coś “wyjątkowego” od siebie do kolejnego, doskonałego dzieła. Przecież głód bycia kimś wyjątkowym może zostać zaspokojony przez realizację ważniejszych zadań np. przetłumaczenie instrukcji obsługi blendera. Wtrącanie swoich niepotrzebnych trzech groszy już nie jest w modzie i nazywa się cliché. Wyobraźcie sobie jak zabawnie wyglądałoby chodzenie do restauracji, gdzie ten sam tłumacz, używając sobie tylko wiadomego klucza, tłumaczyłby nazwy potraw. Zamiast polędwicy z łososia na trawie cytrynowej dostaniemy różową panterę na sianie albo plastrów mortadelli w cieście z ryżem dostaniemy wyścig Azjatów na parówce. tekst: K. S.

Cupcake 16


D

Dwa razy więcej za tą samą cenę. Dni najwyraźniej mijają mi bardzo szybko. Minął już miesiąc od zdarzenia, o którym opowiadał mi mój dobry znajomy.

Znajomy, znajomego, znajomego, kupił bon

na jednym z wielu (robiących obecnie furorę) portali sprzedaży grupowej. Od tak, chyba w celu zabicia drobnych ciułaczy, którzy prowadząc własną działalność gospodarczą, próbują zaistnieć na rynku dzięki takim portalom, licząc na super reklamę, bo przy okazji będą mogli trochę zarobić. Jak zwykle ma to niestety drugie dno. Z czasem większość “biznesów” straciła niegrupowych klientów i teraz prawa np. branży kosmetycznej dyktują portale grupowe. Ludzie wręcz zaczęli się uzależniać od zakupów z pseudo-niewyobrażalną przeceną. Pewna pani zwierzała się na blogu, że codziennie wchodzi na każdą z tych stron grupowych i poluje na “niepowtarzalną okazję”. Tak, poluje, bo stało się to jej celem życiowym, o którym wypowie się udostepniając link na równie popularnym portalu społecznościowym, żeby równie zdesperowane przyjaciółki mogły “zalajkować”. “Klik” - mission accomplishedteraz mogę się zrelaksować, mój cały dzień został wypełniony i stanowi zgodną całość.

Przewiduję, że już wkrótce będziemy mieli bonusy grupowe na klikanie “zalajkuj”- “Teraz tylko 50%, będziesz mogła kliknąć dwa razy zamiast jeden!”. Wracając do naszego znajomego. Otóż kupił on świetną ofertę: płacisz za jedną pizzę xx złotych i jesz do woli, kupon zrealizujesz rejestrując się na naszej stronie. Zarejestrował się. Poszedł w wybrany dzień, zrealizował swój zakup, usiadł i zaczął jeść. Przy okazji najedli się: jego dziewczyna, przyjaciółka dziewczyny, kolega przyjaciółki dziewczyny, i jeśli byłaby tam rozważna i romantyczna Barbara Bubula, pewnie też by się najadła za darmo, do syta na ten jeden kupon. Nie będę opisywał jak tego dokonali, ale możecie mi zaufać, nie było to bardzo skomplikowane. Sprzedaż “płacisz raz - jesz ile chcesz”, nie jest nowa. Bardzo dobrze pamiętam, jak legalnie, bez żadnych bombowych bonusów jadłem do pęknięć w okolicach pasa w restauracji chińskiej, gdzie pyszne proste jedzenie, na przykład ryba z sezamem, jest opłacalne dla restauratora. tekst: R. S.

17


Halibut, marchewka i sezam

18


bagietka z białym serem makiem i marchewką

19


J

Jestem bezrobotny. Idę na protest.

Znów powraca sprawa elektrowni jądrowych i związanych z nią protestów. Głównie ekolodzy oraz mieszkańcy terenów, na których ma powstać elektrownia jądrowa, grożą statystykami Czarnobyla i Fokusimy.

Argumenty

podnoszone przeciw budowie elektrowni to najczęściej skutki powstałe po uszkodzeniu reaktora jądrowego. W wyniku wybuchu w Czarnobylu oficjalna liczba ofiar podana w raporcie UNSCEAR wyniosła 134 osoby, w tym na skutek choroby popromiennej zmarło 28 osób oraz 2 w wyniku poparzeń. Do 2002r. zmarło kolejne 15 osób (na nowotwór tarczycy). Dla porównania, w latach 1986 - 2002r. tylko w Polsce według Wyższego Urzędu Górniczego liczba ofiar śmiertelnych przy wydobyciu węgla wyniosła 68. W raporcie UNSCEAR podano również rozmiar katastrofy pod względem skażonego terenu: pół kilometra kwadratowego zamkniętego terenu buforowego, wyznaczono strefę szczególnego zagrożenia o promieniu 10km oraz strefę najwyższego stopnia skażenia o promieniu 30km. Wysiedlono wszystkich ludzi zamieszkujących powyższe ziemie. Mówi się często o utracie rzadkich gatunków roślin i zwierząt na terenach napromieniowanych. Ale nie mówi się o powrocie tych rzadkich gatunków do strefy ochronnej i kilkunastokrotnym zwiększeniu liczebności populacji gatunków pospolitych dla okolic Czarnobyla. Wyraźnie podkreślają to badania prowadzone przez Texas Tech University (U.S.A.) w osobie R. Bakera. W czasie protestów organizowanych przez Greenpeace i Partię Zielonych, jakoś nie mówi się o wpływie na kształtowanie terenu przez wydobycie węgla. Nie trzeba chyba tłumaczyć, 20

jakie ma to znaczenie dla ekosystemu i egzystencji występujących na tym terenie gatunków. Kopalnia odkrywkowa w Bełchatowie (kapitał zakładowy 1.145.000.000,00 pln) w trakcie eksploatacji terenu doprowadziła do powstania leja depresyjnego wielkości 450 km2. , a rekultywacja terenu potrwa znacznie dłużej niż 28 lat. Zagorzali przeciwnicy energii jądrowej doskonale wiedza o tym, że zasoby węgla kamiennego jak i brunatnego wystarczą najdalej do 2077r. przy obecnym planie zagospodarowania według Kampanii Węglowej. Dzisiaj jeszcze nam wystarczy źródła energii, ale co potem? Poza tym podpisaliśmy dokument, w którym do 2025r, musimy ograniczyć emisje gazów cieplarnianych. I jeszcze sprawa wzrostu nieprawidłowych urodzeń oraz efektów dziedziczenia w postaci mutacji genowych tak barwnie przedstawianych na propagandowych plakatach: trzygłowe krowy, ludzie z dodatkową ręką na czole. Forum Czarnobyla (2003r. - 2005r.) dementuje powyższe fantazje. Mam nadzieję, że protesty nie są kompletną stratą czasu i że w Polsce szukają alternatywnego źródła energii, pozbawionego negatywnych skutków ubocznych. Mam również nadzieję, że agitacja przeciw energii jądrowej nie jest sponsorowana przez lobby węglowe. Bo jeśli tak, to ja idę czym prędzej zrobić sobie ostatnią w życiu fasolkę szparagową, żeby wykorzystać najlepiej, jak potrafię, jeszcze stosunkowo tanią energię elektryczną. tekst: K. P.


Fasolka szparagowa z pistacjami 21


J

Jadalne opakowania i kot z dylematem.

Wybraliśmy się z żoną tuż przed świętami do sklepu z meblami. Przygotowaliśmy gotówkę, zabraliśmy dużo dobrego humoru i po 20 minutach byliśmy już w sklepie. Celem

była szafa, bo jak każda normalna rodzina nie możemy pomieścić się w jednej, ogromnej szafie wnękowej, dwóch komodach drewnianych i maleńkiej garderobie. Po dłuższym spacerze szlakiem klienta oprócz najtańszej i zarazem klasycznej szafy wpadła nam w oko dość obszerna, biała z rozsuwanymi na boki drzwiami. Spodobała nam się ta większa, ze stwierdzeniem, że im większa tym praktyczniejsza - kupiliśmy ją. Nie mogliśmy jej zapakować do samochodu, więc zamówiliśmy transport. Na następny dzień rano ekipa przewozowa waliła do naszych drzwi. Nowy nabytek dotarł w kawałkach, każdy element zapakowany oddzielnie z instrukcją dla prostego człowieka jak wszystko połączyć. Wierzcie mi lub nie, ale skręcenie i postawienie szafy w całości zabrało mi dosłownie cały dzień.

Bardzo wówczas żałowałem, że odrzuciłem propozycję kumpla. - Nie potrzebujesz pomocy przy tym skręcaniu? Ja?! A czy ja wyglądam na miłośnika “kolorowych jarmarków, blaszanych zegarków i baloników na drucikach?” Nie! Calusieńki dzień... Jedyną frajdę przy składaniu szafy miałem z obserwowania w przerwach, jak nasz kot nie może się zdecydować, w którym pudełku po półkach, czy po szufladach jest mu wygodniej. Nie mógł wybrać, więc położył się na obu. Zupełnie jak z moją żoną i czekoladą. Gdyby części zostały zapakowane w jadalną czekoladę, miałaby dokładnie ten sam problem. A propos jadalnych opakowań, podobno są już w sprzedaży słomki o smaku kabanosów (30 sztuk: 34 $), idealne do wypijania schabowego w tramwaju. tekst: R. S.

Czekoladowy pojemnik na świeżą mięte 22


23


Jeśli znudziła Ci się zwykła herbata, dodaj do czajniczka gwiazdę anyżu. Nie będziesz żałować. A Physalis z uwagi na dużą zawartość magnezu i witaminy C pomoże uchronić od przypadkowych przeziębień.

www.duuff.com


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.