W pustyni i w puszczy

Page 22

- Chamis wyjechał onegdaj wieczór - mówił do pana Tarkowskiego - i w ElWasta złapał pociąg idący z Kairu, w Medinet jest zatem dziś rano. Dzieci zapakują się w godzinę. Wyjechawszy wszelako w południe, musiałyby czekać na nocny pociąg idący wzdłuż Nilu, a ponieważ nie pozwoliłem Nel jechać nocą, więc wyruszą dziś rano i będą tu zaraz po zachodzie słońca. - Tak - rzekł pan Tarkowski - Chamis musi trochę odpocząć, a Stasiowi pali się wprawdzie w głowie, jednakże gdy chodzi o Nel, można zawsze na niego liczyć. Zresztą posłałem mu także kartę, by nie wyjeżdżali na noc. - Dzielny chłopiec i ufam mu zupełnie - odpowiedział pan Rawlison. - Co prawda, to i ja. Staś przy swych rozmaitych wadach ma prawy charakter i nigdy nie kłamie, albowiem jest odważny, a kłamią tylko tchórze. Energii też mu nie brak i jeśli z czasem zdobędzie się na spokojną rozwagę, to myślę, że da sobie radę na świecie. - Z pewnością. Co zaś do rozwagi, to czy ty byłeś rozważny w jego wieku? - Muszę przyznać, że nie - odpowiedział śmiejąc się pan Tarkowski - ale może nie byłem tak pewny siebie jak on. - To przejdzie. Tymczasem bądź szczęśliwy, że masz takiego chłopca. - A ty, że masz takie słodkie i kochane stworzenie jak Nel. - Niech ją Bóg błogosławi - odpowiedział ze wzruszeniem pan Rawlison. Dwaj przyjaciele uścisnęli sobie dłonie, po czym zasiedli do przeglądania planów i kosztorysów robót. Na tym zajęciu spłynął im czas aż do wieczora. O godzinie szóstej, gdy już zapadała noc, znaleźli się na stacji i chodząc po peronie rozmawiali w dalszym ciągu o dzieciach. - Pyszna pogoda, ale chłodno - ozwał się pan Rawlison. - Czy aby Nel wzięła ze sobą ciepłe ubranie? - Staś będzie o tym pamiętał i Dinah także. - Żałuję jednakże; że zamiast sprowadzać ich tu, nie pojechaliśmy sami do Medinet. - Przypomnij sobie, że tak właśnie radziłem. - Wiem - i gdyby nie to, że mamy stąd jechać dalej na południe, byłbym się na to zgodził. Wyliczyłem wszelako, że droga zajęłaby nam dużo czasu i że bylibyśmy krócej z dziećmi. Przyznam ci się zresztą, że to Chamis poddał mi myśl, żeby je tu sprowadzić. Oświadczył mi, że ogromnie do nich tęskni i że byłby szczęśliwy, gdybym go po oboje posłał. Nie dziwię się, że się do nich przywiązał... Dalszą rozmowę przerwały sygnały oznajmiające zbliżanie się pociągu. Po chwili w ciemności ukazały się ogniste oczy lokomotywy, a jednocześnie dał się słyszeć zdyszany jej oddech i gwizdanie. Szereg oświeconych wagonów przesunął się wzdłuż peronu, zadrgał i stanął. - Nie widziałem ich w żadnym oknie - rzeki pan Rawlison. - Siedzą może głębiej i zapewne zaraz wyjdą. Podróżni zaczęli wysiadać, ale przeważnie Arabowie, gdyż El-Fachen prócz pięknych gajów palmowych i akacjowych nie ma nic ciekawego do widzenia. Dzieci nie przyjechały. - Chamis albo nie złapał pociągu w El-Wasta ozwał się z odcieniem złego humoru pan Tarkowski albo też po nocnej podróży zaspał i przyjadą dopiero jutro. - Może być - odpowiedział z niepokojem pan Rawlison - ale i to być może, że któreś zachorowało. - Staś by w takim razie zatelegrafował. - Kto wie, czy depeszy nie zastaniemy w hotelu. - Pójdźmy.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.