„Pomost – pismo samopomocy. O bezdomności bez lęku”, red. A. Siebert, A. Meller, K. Kowalska, K. Ług

Page 240

SYLWIA M. GRUBISZ Teczka z kartami – jest, długopisy – są, zeszyt – jest, latarka – jest, acha jeszcze telefon no i mapa – bez mapy to się nie da…. termos z herbatą – dziś może być zimno… kurcze ta torba jest strasznie ciężka… chyba o niczym nie zapomniałam….Ok. muszę już wychodzić, bo Ania znów będzie na mnie czekać… i znowu korek…czy ja się nigdy nie nucze, że rano są korki??? Ciekawe, co nas dzisiaj czeka..? Zaczynamy jak zwykle od wizyty w Ogrzewalni – tu ekipa prawie się nie zmienia, potem lustracja Dworca, a tu z dnia na dzień coraz więcej osób, w końcu zima daje o sobie znać… Stali dworcowi bywalcy już nas rozpoznają i często sami zagadują, pytają o różne rzeczy, albo po prostu chcą porozmawiać… Teraz jeszcze PKS, jakiś śpiący pan na ławeczce, bardzo niechętny do rozmowy, dla niego to środek nocy…zostawiamy ulotki informujemy o ogrzewalni… ciekawe czy przyjdzie… Akcja Dworzec zakończona, wrócimy tu jeszcze pod koniec pracy, jak starczy czasu, zobaczyć, co się dzieje…. Dobrze, teraz kolejny etap, kierunek Ogarna i Długie Ogrody… tu przyda się latarka. Jest tam Pan? Pan jest dziś wyjątkowo rozmowny, jednak mimo tego, że temperatura już na minusie, nadal nie chce przenieść się do Noclegowni lub, chociaż do Ogrzewalni, „Straż była i zabrali mnie w nocy do Noclegowni, ale gdy tylko pojechali, ja uciekłem, tu mi dobrze, pracować muszę” – mówi pokazując na wózeczek. To może chodźby Pan poszedł się wykąpać i zmienić ubranie? Na Żaglowej jest prysznic. Na tą propozycje Pan w końcu przystaje i obiecuje, że się zastanowi (przy któreś kolejnej wizycie, gdy Pan się ogolił, wykąpał i przebrał, w pierwszej chwili Go nie poznałam -…) Zimno. Pora się trochę ogrzać, wypić jakąś kawę zmarznięty streetworker to zły streetworker… Przy filiżance gorącej kawy, uzupełniam karty i omawiamy kontakty, które już zdążyłyśmy dziś podjąć, robimy sobie małe plany tego, co chciałybyśmy osiągnąć z poszczególnymi osobami… jak dobrze by było gdyby Pan zdecydował się chodźby na prysznic to byłby pierwszy mały krok…jest i oczywiście dużo śmiech, przecież nie można rozmawiać tylko o pracy… Nio dobrze czas wracać do pracy 1, 2, 3 wstajemy i się zbieramy… a na dworze tak zimno… dobra na trzy wstajemy… Dzwoni telefon… mamy zgłoszenie, trzeba jechać to sprawdzić, dobrze, ale gdzie to jest? Nasz najlepszy przyjaciel – mapa szybciutko przychodzi nam z pomocą. Teraz autobus, tramwaj – strasznie dużo czasu tracimy na dojazdy, ale cóż… to tylko nasz komunikacja miejska… Jesteśmy na miejscu i o dziwo nawet bardzo nie błądziłyśmy… W altance śmietnikowej, odgrodzony od „świata” kontenerami na śmieci, na skrzyni na piasek śpi sobie Pan…Nie jest zbyt zadowolony, że go budzimy, ale cóż podejmujemy rozmowę mimo wszystko. Pan jest bardzo dumy ze swojego „mieszkania”, twierdzi, że nie potrzebuje żadnej pomocy i doskonale radzi sobie sam, dziękuje z ulotki, jeżeli nie będzie miał już innego wyjścia to na pewno z nich

skorzysta… Jeszcze nie chce za dużo o sobie mówić… ale na to przyjdzie czas… Na koniec informujemy Pana, że będziemy się u niego pojawiać dość regularnie, Pan nie ma nic przeciwko temu, nawet nas zaprasza… Kiedy w Szkole miałam zajęcie dotyczące streetworkingu, jako formy pracy socjalnej, podchodziłam do tego zagadnienia, jako do ciekawostki. Nowej, interesującej formy pracy, jednak zupełnie nie dla mnie. Pamiętam, że z dużym zaciekawieniem słuchałyśmy wtedy pracownika z TADA, który dzielił się z nami swoimi doświadczeniami z pracy streetworker w środowisku osób prostytuujących się, jednak nawet przez chwilę nie pomyślałam wtedy, że sama mogłaby kiedykolwiek pracować w podobnym charakterze. A jednak….. Jak to mówią „w życiu nie ma przypadków, są tylko dobrze zaplanowane zbiegi okoliczności” i jeden z takich „zbiegów okoliczności” sprawił, że stałam się streetworkerem. Gdy znalazłam ogłoszenie o naborze, pomyślałam sobie, że to może być całkiem ciekawe doświadczenie, więc czemu nie złożyć swojej aplikacji – wcale nie liczyłam na to, że zostanę wybrana... I tak w ostatniej chwili wysłałam swoje CV, nieomalże z biegu poszłam na pierwszą rozmowę kwalifikacyjną (o tym, że mimo wszystko jestem na nią zaproszona dowiedziałam się na jakieś trzy godziny wcześniej -). A potem było szkolenie i kolejna rozmowa, no i telefon z informacją, że zostałam przyjęta, – co zresztą było dla mnie dużym szokiem… Wracając jednak do pracy streetworker, bo jak na razie nie wiele na ten temat napisałam… Z każdym dniem wydaje mi się, że bardziej lubię tą pracę, mimo, że nie jest ani prosta, ani lekka. Mimo, że wymaga ode mnie więcej samozaparcia, inwencji twórczej, czy otwartości na poszukiwanie nowych, często niekonwencjonalnych rozwiązań. Nawet pomimo to, że coraz częściej zdarza mi się paskudnie zmarznąć. Z każdym nowym zadaniem uczę się czegoś nowego. Jestem teraz blisko człowieka, do którego kieruję propozycję pomocy. Nie przygniata mnie już tona papierów, zza której nie widać świata. Z drugiej stron mam świadomość tego, że nie jestem sama, są wokół mnie ludzie, którzy mogą mi pomóc i służyć radą, albo chodźby innym spojrzeniem na daną sprawę, gdy sama nie wiem, co robić lub gdzieś się zamotam. Jednak chyba najważniejszą nauką, jaką odbieram w mojej pracy streetworker to lekcja szacunku wobec wolności każdego człowieka, zwłaszcza tego, do którego wychodzę z propozycją pomocy. Bo ja mogę jedynie proponować i namawiać do tego, aby ktoś skorzystał z pomocy, którą mu proponuje, interweniować mogę tylko w przypadku zagrożenia zdrowia i życia osoby, gdyż dopiero, gdy cała decyzja o zmianie swojej sytuacji jest po stronie człowieka, z którym rozmawiam jest szansa, że będzie to pomoc skuteczna i trwała… Sylwia M. Gurbisz Streetworker w projekcie „Agenda Bezdomności” TPBA Gdańsk

238


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.